Niewielkie gondole zdecydowanie mają już swoje lata. Wpuszczający was do nich Włoch przekonuje, że nie zna drugiego tak bezpiecznego środka transportu. Chyba musicie mu zaufać, bo to jedyna droga na szczyt. Jeśli zależy wam na pięknym widoku, warto zaryzykować z tymi latającymi kapsułami. W środku zmieszczą się maksymalnie cztery osoby. Możecie założyć, że wsiedliście razem, ale, jeśli chcecie, możecie też założyć, że o składzie waszej gondoli zdecydował poganiający was mężczyzna.
Jedno z was rzuca kostką:
1: Waszą gondolą strasznie trzęsie. Nie jesteście nawet w stanie usiedzieć na miejscu, obijacie się po niej całej i pewnie przy okazji kilkukrotnie na siebie wpadacie. 2: Ciągle zbaczacie z drogi, raz lecicie w górę, a raz w dół. To może wydawać się niepokojące, a kiedy wyglądacie przez okno - robi wam się trochę niedobrze. 3: Lubicie się, czy nie - w tej gondoli wszyscy jesteście najlepszymi przyjaciółmi. To miłe wspólnie oglądać te piękne widoki, prawda? 4: W gondoli roi się od robactwa. Dopóki nie dojedziecie na szczyt, nie jesteście w stanie przed nim uciec, jak zabijacie jedno stworzonko - na jego miejscu pojawiają się dwa kolejne. 5: Trafiacie na gondole, która drastycznie skurczyła się tuż po tym, jak ruszyła w górę. Jeśli jest was dwójka, miejsce do siedzenia jest tylko na jedną osobę, jeśli trójka lub czwórka - na dwie. Jak sobie z tym poradzicie? To nie jest taka krótka droga! 6: Kto by pomyślał, że w gondoli będzie rozpylony jakiś podejrzany eliksir. Działa na was zupełnie tak, jakbyście go wypili. Wylosujcie eliksir w temacie z kostkami, żeby przekonać się, jaki to efekt.
Dodatkowo! Drzwi gondoli są bardzo stare. Czasami nie otwierają się wtedy, kiedy powinny. Rzućcie kostką, żeby sprawdzić, czy z waszymi nie było żadnego problemu. 2-6: drzwi otwierają się na szczycie, 1: drzwi się zacięły. Wasza gondola będzie krążyć aż do ranka następnego dnia, a efekt dalej będzie działał. Dopiero wtedy obsłudze uda się was wyciągnąć.
Po tym, co sobie zafundował poprzedniego wieczora w towarzystwie Fillina, teraz czuł się, jakby ktoś go zjadł i zwymiotował; najpierw długo dogorywał na jednej z ośrodkowych kanap w pokoju kumpla, czekając na śmierć, pogodzony z losem i z tym, że dziś już nie wstanie, bo ma za ciężką głowę i nie jest w stanie jej unieść, choćby nie wiem co. Koło południa jednak wilczy głód wygnał go na stołówkę, więc zeżarł połowę szwedzkiego stołu, doczłapał do swojego pokoju – na szczęście pustego – gdzie udało mu się doprowadzić pod prysznicem do względnego porządku; wyczołgał się na zewnątrz, wciąż czując się jak ścierwo, zaczął się jednak obawiać, że może dostać odleżyn i postanowił, że resztę dnia spędzi aktywnie, a zatrucie alkoholowe wyleczy ruchem na świeżym powietrzu. Był w połowie drogi między ośrodkiem a górskim szlakiem, którym planował się przejść, gdy na horyzoncie zamajaczyła mu znajoma postać. Był to nie kto inny, a Dick, tak, ten właśnie jedyny w swoim rodzaju chory pojeb, który nie tak dawno temu porwał go znad talerza z jajkiem sadzonym prosto do jaskini trolli i przez którego zmiażdżył sobie połowę ciała i wylądował w szpitalu. Nie patyczkując się, zgarnął go pod ramię i pociągnął za sobą, zwierzywszy się pokrótce, że umiera i potrzebuje kompana. Zrobił to, bo uznał, że jedyne czego teraz potrzebuje, to porządne towarzystwo i trochę adrenaliny: ów osobnik mógł bez problemu zapewnić mu oba. Jedyną drogą na szczyt były nieco rozklekotane, lewitujące gondole, które swoim wyglądem nie wzbudzały jego zaufania, ale obsługujący je jowialny Włoch w średnim wieku był dość przekonujący w zapewnieniach, że to będzie niezwykła, przyjemna podróż; o tym, że jego słowa są prawdziwe mogła świadczyć też dość długa kolejka chętnych do przejechania się osób. Topniała na szczęście szybko, bo mężczyzna dziarsko wpychał do środka kolejne osoby, powodując, że linia z ludzi niemalże cały czas przesuwała się do przodu i chybcikiem znaleźli się na jej szczycie. A może to dlatego, że prowadzili z Dickiem wyjątkowo interesującą, błyskotliwą dyskusję na rozmaite tematy, czas zleciał im tak szybko?
Kostki:2 ode mnie i 5 od Gab bo dobrzy ludzie z szefostwa pozwolili rzucić dwie żeby było fajniej
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Nie była pewna, jak to się właściwie stało (doskonale wiedziała i było jej z tego powodu wstyd), ale do pokoju wróciła dopiero następnego dnia nad ranem właściwie tylko po to, aby wziąć prysznic, przebrać się w inne ubranie i znowu uciec. Zachowywała się trochę jak duch; pojawiała się, robiła sporo hałasu, by za chwilę znowu zniknąć na dłuższy czas. Ciepły prysznic rozgrzał nieco ciało blondynki, dzięki czemu mięśnie na nowo odzyskały swoją sprawność, woda dodatkowo zniwelowała ich sztywność wywołaną nieodpowiednią pozycją, w której przysnęła czas. Tym razem włożyła na siebie szary sweter oraz wygodne czarne spodnie, do tego zimowy płaszcz po czym po cichu - starając się nikogo nie obudzić - opuściła pokój. Po raz kolejny nie miała pojęcia w którym kierunku chce iść, po drodze zabrała ze stołówki szybkie śniadanie w postaci croissanta oraz soku pomarańczowego i ruszyła przed siebie - zupełnie, jak wczorajszego wieczoru. Dziś nie zamierzała jednak odreagowywać negatywnych emocji, które uleciały z niej - tylko cieszyć się miejsce, które w tym roku wybrała dla nich dyrekcja szkoły. Już w połowie drogi dotarło do niej, gdzie powinna iść - gondole. Stare, nieco zniszczone, lecz wciąż działające, zaś widok który rozpościerał się z ich wnętrza zapierał często dech w piersiach. Mimo kolejek szybko stanęła przy jednej z gondoli, która wciąż pozostawała pusta, po cichu licząc na chwilę samotności, lecz nadzieja ta prysła niczym bańka mydlana, kiedy wpuszczający do gondoli Włoch nagle, wręcz siła - mimo sprzeciwu blondynki - przywołał ją do siebie, pakując do jednej z zajętych już kabin. Drzwi zamknęły się za nią z trzaskiem zanim zdążyła zapoznać się z osobami, które znalazły się z nią w wiszącej pułapce. Wzięła głęboki wdech, unosząc kąciki ust do góry, po czym skierowała zielone tęczówki na… Siarczyste przekleństwo w języku francuskim opuściło jej usta, z których uśmiech zniknął szybciej niż się na nich pojawił. - Callahan, dlaczego ty musisz mnie wszędzie prześladować? I Dick? - rzuciła, szczerze zaskoczona widokiem tego drugiego. Obróciła się na pięcie plecami do nich. - Proszę mnie natychmiast wypuścić, wysiadam!! Słyszy pan?! - zwróciła się do Włocha, który ciągle stał przy ich gondoli, uderzając otwartą dłonią w szybę. A ten jedynie uśmiechnął się i pokręcił przecząco głową. - To chyba jakiś chory żart - stwierdziła, kiedy poczuła szarpnięcie; gondola ruszyła.
Dickens V. Vardana
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : ścięte na wojskowo włosy, kilka tatuaży, kolczyk w uchu, jednak najbardziej charakterystyczne jest jego zagryzanie dolnej wargi lub własnych kości u dłoni
Był raczej rozleniwiony. Chyba tak powinny wyglądać ferie zwykłego uczniaka, prawda? Powinien korzystać z dobroci tego wyjazdu, póki starczyło mu sił i ile tylko mógł. Narzekanie nigdy nie było w jego stylu, był raczej osobą, która dostając cytryny, wyciskała, ile się dało, a na dodatek, robiła niezły pożytek z tego, co zostało. Robótki ręczne to jego konik, wiedział nawet, jakiego składnika, by użyć, aby kolor, którego by pragnął, otrzymał taką, a nie inną konsystencję. Uwielbiał bawić się tym, co dane mu było w naturze. Chociaż to dzisiejszego śniadanie nie nadawało się do zjedzenia, a co dopiero zabawy. Wykrzywił usta, a chociaż grymas nie był najładniejszy, w jego wykonaniu wyglądał, jakby był zamierzany. Obrzydlistwo, a wierzcie lub nie, wpychali w niego naprawdę niezłe gówno. Kiedy przemieszczał się z jednego, do drugiego miejsca, w sumie to w poszukiwaniu ciekawych lokalizacji... Boyd chwycił go pod ramię i zaczął gdzieś ciągnąć. Naprawdę nie potrzebował wiele. Wystarczyło spojrzeć na Gryfona i już człowiek wiedział, czego potrzebuje. Kac to nie jest łatwa sprawa. Jest to poważny stan, który należy uszanować. Nope. Nie w tym przypadku. Jeżeli by mógł, przyprawiłby go o większy ból głowy... Wtedy zapomni o tym pierwszym, spowodowanym nadmierną ilością alkoholu. Swoją drogą, zdążył wspomnień, jak to wielce urażony się czuje, że wykluczył go z wieczornej libacji alkoholowej. Gówno obchodził go powód, serio. Poszedł za chłopakiem, siadając jak grzeczny piesek na swoim miejscu, odwracając się do widoków, które mogli stąd podziwiać. Chociaż czy było to coś spektakularnego? Czy w swojej dawnej (i prawowitej) szkole nie widział równie śmiercionośnych widoków? Wspomnienia odmrażania sobie jaj to chyba najcieplejsze, jakie posiadał z tamtego okresu. Słysząc znajomy głos, odwrócił się do dziewczyny, która wpadła do środka i niemal od razu chciała się stamtąd wydostać. Jego usta wykrzywił coś na wzór uśmiech, szeroki, szczery i tak bardzo, ale to bardzo podły. Wstał, podszedł do niej i objął ją mocno, jakby dawno jej nie widział, albo była to jedyna rzecz, jakiej w tym momencie potrzebował.-Słońce. Kogo moje piękne oczy widzą.-Zaśmiał się.-I chciałabyś być przez nas prześladowana.-Dodał pewnie siebie, odsuwając się na kilka centymetrów, aby pozwolić jej oddychać.
Trzeba było przyznać obsługującemu gondole Włochowi, że działał niesamowicie sprawnie i energicznie zapędzał ludzi do pojazdów, co znacznie usprawniało podróż, ale też sprawiało, że jak już podjął decyzję, kogo pakuje do środka, to nie było odwrotu. Tak było też w ich przypadku, i w sumie Boyd miałby to w dupie, bo nie robiło mu wielkiej różnicy, czy ktoś obcy miałby im towarzyszyć; problem w tym, że był to ktoś znajomy. Zgromił wzrokiem dziewczynę i z wrażenia – to znaczy z wkurwienia, że ją widzi, nie dlatego, że jakoś go oszołomiła jej uroda czy coś takiego – aż zabrakło mu słów, którymi mógłby ją teraz potraktować, pewnie miał w tym też swój udział stan rozkładu, w jakim się znajdował. - Nie cały świat kręci się wokół ciebie – skomentował nieprzyjemnym tonem jej oskarżenie o prześladowanie i pokręcił głową, siadając na jednym z siedzeń, zdegustowany kompletnie tym chorym zrządzeniem losu, i niemalże z obrzydzeniem patrzył, jak Dickens traktuje Gabrielle uściskiem tak utęsknionym, jakby wracał z bitwy o Hogwart, a ona czekała na niego wiernie w domu w Dolinie Godryka. Chciało mu się rzygać właściwie odkąd otworzył oczy, ale na widok Puchonki i wizję spędzenia z nią całej podróży w tak ciasnej przestrzeni zemdliło go jeszcze bardziej. Odwrócił ostentacyjnie wzrok za szybę, gdy gondola ruszyła z mocnym szarpnięciem, i nagle – choć dałby sobie odciąć obie ręce, że gdy wsiadali, było inaczej – okazało się, że są w niej tylko dwa miejsca, umieszczone naprzeciwko siebie, z niewielką przestrzenią pośrodku, w której stali teraz ściśnięci Dick i Gabrielle, która po skurczeniu się pojazdu mimowolnie znalazła się tak blisko Boyda, że prawie się stykali. - Zabieraj to dupsko, Levasseur – burknął wrogo, usiłując przesunąć ją do przodu, co średnio się udawało – Nie wiem, co się popierdoliło z tą gondolą. Może siądźcie sobie jedno na drugim jak tak strasznie się za sobą stęskniliście, co? – zaproponował grubiańsko, chcąc uwolnić się od widoku tyłu dżinsów dziewczyny.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
W świecie musiała istnieć równowaga, Gabrielle doskonale zdawała sobie z tego sprawę, bo gdy nie ona, rzeczywistość w której przyszło im egzystować pogrążyłaby się w chaosie. Za ulotne chwile przyjemności w ramionach Charliego musiała teraz zapłacić - ponieść konsekwencje, była na to gotowa, tylko dlaczego przeklęty los uznał, że towarzystwo Boyda, będzie za to najlepszą ceną? Czując na siebie mordercze spojrzenie chłopaka, wywróciła teatralnie oczami, kiedy ten nie od razu zabrał głos, chyba zbyt mocno zszokowany jej obecnością. Założyła kosmyk włosów za ucho przygryzając dolną wargę, kiedy jej spojrzenie padło na Dicka. Czyżby w czymś im przeszkodziła? Nie zdążyła zastanowić się nad odpowiedzią, kiedy jej ciało zagarnięte zostało w ramiona wysokiego bruneta, którego uśmiech za każdym razem wywoływał u niej to dziwne uczucie na karku. Była tak zszokowana tym gestem, wręcz zastygła w miejscu, wstrzymując oddech i dopiero głos Gryfona przywrócił jej normalne funkcje życiowe. - Przez ciebie może i tak - rzuciła z rozbawieniem i jakby na złość Boydowi, zupełnie ignorując jego złośliwy komentarz, dała paniczowi Vardana buziaka w policzek. Widziała, jak Gryfon wręcz ostentacyjnie odwraca od nich wzrok, co sprawiło, że kąciki ust blondynki uniosły się delikatnie do góry. Czyżby był zazdrosny o chłopaka? Czuły punkt? - Chciałbyś mieć taki tyłek, jak ja, Callahan - powiedziała w końcu, jednak chwyciła Dicka za przedramiona i okręciła tak, że teraz on stał bliżej Boyda; czuła się dzięki temu bezpiecznej. Zdaniem panienki Levasseur Gryfon był bardzo nieobliczalny, miała okazję przekonać się o tym już kilka razy i nawet jeśli czasem próbował robić coś w dobrej wierze, zawsze kończyło się to ich wielką awanturą, na którą dziś wyjątkowo nie miała ochoty. Szarpnięcie sprawiło, że dziewczyna mimochodem zajęła jedno z wolnych miejsc po drugiej stronie, zaś moment w którym się zachwiała sprawił, że instynktownie lekko odepchnęła od siebie Dicka, zaś ten usiadł na kolana Callahana. Zmarszczyła czoło, wywołując na jego gładkiej powierzchni dwie poziome zmarszczki rozglądając się dokoła. - Ej, czy tu przed chwilą nie było czterech miejsc? - zapytała, po czym swoje spojrzenie utkwiła w widoku za szybą, aby sprawdzić czy inne wagoniki są równie małe. Z trudem przełknęła gule w gardle, kiedy poczuła, że robi się jej nagle niedobrze. Odwróciła szybko wzrok, próbując zapanować nad odruchem wymitonym. - Callahan, jeśli to ty coś zmajstrowałeś to lepiej to napraw! - wręcz zarządała sądząc, że wszystko to wina Gryfona, który z zazdrości postanowił ich - a przede wszystkim ją - ukarać. - Przecież nie musisz być zazdrosny o Dicka - rzuciła jeszcze, choć nie miała nawet pojęcia jakie relacje łączą chłopaków.
Dickens V. Vardana
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : ścięte na wojskowo włosy, kilka tatuaży, kolczyk w uchu, jednak najbardziej charakterystyczne jest jego zagryzanie dolnej wargi lub własnych kości u dłoni
Zapewne by go za to znienawidzili, ale byli idealnym duetem. Wypuścił dziewczynę z morderczego uścisku i zanim cokolwiek powiedział, do jego uszu doszły słowa Boyd'a. Kiedy zorientował się, że ta dwójka się zna i to jeszcze w ten niezbyt przychylny sposób (cóż, trudno było się nie domyślić, kiedy jedno rzuca drugiemu mordercze spojrzenia), nie mógł powstrzymać się przed uśmiechem, gdzieś w górnym kąciku ust osiadł i przybierał różne formy. Nawet nastawił się na to, że pod koniec będzie zbierał resztki ciał z sufitu. -Ja jednak stoję przy wersji, że to mój jest najładniejszym z naszej trójki. Ćwiczyłem go zbyt długo, aby teraz go pomijano.-Mruknął niemal z urazą, kiedy Gab postanowiła podzielić się swoją opinią na temat jej czterech liter. To było orzeźwiające, naprawdę. Widok dwóch rzucających się do gardeł postaci był jak dobry spektakl, szkoda tylko, że nie zabrał ze sobą numerków, aby osądzać, który tekst był lepszy od drugiego. -Skarbie, przecież starczy mnie dla was obojga. Nie bądź taki.-Puścił w kierunku chłopaka perskie oczko, chociaż jego wargi drżały... Był kurewsko rozbawiony i tylko jego silna wolna powstrzymywała go przed wybuchnięciem śmiechem. Proszę państwa, mamy pierwsze miejsce w rankingu Dickensa. Szarpnięcie nie było o tyle szokujące, co delikatne popchnięcie z drugiej strony.-Gabrielle, naprawdę sądzisz, że nasze lwiątko byłoby do tego zdolne?-Uniósł wysoko brwi, z wyrazem twarzy, który powątpiewał tak złożonym umiejętnościom chłopaka. Mówił to już na kolanach Boyd'a (te przynajmniej były wstanie go udźwignąć, bo gdyby zasiadł na dziewczynie, nie wiadomo co by z niej zostało), przytrzymując się czegokolwiek, aby przypadkiem nie spaść na ziemię, gdzie zapewne zaraz wyląduje. Chyba nie myśleli, że nie będzie uczestniczył w tym ich przedstawieniu. Jakby tu zaleźć za skórę blondynce? Jeżeli miałby być szczery, nie miał zielonego pojęcia, że tu wcześniej były cztery miejsca. Zwyczajnie nie przyłożył do tego należytej uwagi, bo teraz mógłby się przynajmniej wykłócać. -Skąd wiecie, że to nie moja sprawka?-
Ta sytuacja w której się znalazł to była jakaś kompletna farsa; oto utknął na niewyobrażalnie ciasnej powierzchni lewitującej gdzieś pomiędzy górami, szarpiącej niemiłosiernie na wszystkie strony, w towarzystwie irytującej Gabrielle, ciskającej w niego samymi złośliwościami odkąd tylko wsiadła do gondoli, oraz Dicka, który wyglądał, jakby oglądał niezłą komedię i postanowił kpić sobie ze wszystkiego, żeby jeszcze bardziej ubarwnić odgrywające się tutaj przedstawienie. Nie miał na to siły. O, jak bardzo nie miał siły. Trzeba było zabrać ze sobą Fillina, on na pewno ogarnąłby sytuację i na przykłd transmutował głowę Levasseur w dynię (bo to zdolny chłopak był), tak żeby zamknęła w końcu usta i przestała go denerwować tymi durnymi tekstami. - Jestem za Dickiem - oznajmił, gdy między dwójką współpasażerów niespodziewanie wywiązał się konkurs na zgrabniejszy tyłek; nie żeby miał na ten temat wyrobioną opinię, bo nie miał okazji jakoś szczególnie się przyjrzeć, ale nieobiektywnie wierzył że to prawda, w końcu wszystko było lepsze od Gabrielle. Tak dla zasady. - No pewnie, marzyłem o przebywaniu z tobą na jak najmniejszej przestrzeni. Liczyłem że szybko zrobi się gorąco i znowu zdejmiesz sweter - odburknął, i raczej rzadko ironizował i nie lubił jak robili to inni, ale, cholera, miał już tak bardzo dość i nie wiedział jak inaczej ma z nią rozmawiać, że tak mu wyszło, no po prostu ręce mu opadły po tym kretyńskim oskarżeniu dziewczyny; Dick miał rację, Gryfon nie byłby w stanie wykombinować takiego czaru nawet gdyby miał ku temu jakiś powód - Wiecie co, jedyne o co jestem zazdrosny, to możliwoć bycia poza tą gondolą - dodał jeszcze w odpowiedzi na ich złośliwości (Gab)/ niefrasobliwe żarciki z podtekstem (Dick), a potem niespodziewanie chłopak znalazł się na jego kolanach, co nie było najwygodniejsze na świecie (skurczybyk był znacznie cięższy, niż wyglądał), ale skoro już musiał pod kimś siedzieć, to wolał pod nim niż pod nią; najlepiej dla wszystkich i najlogiczniej byłoby, gdyby to Vardana robił za krzesło dla dziewczyny, poza tym mierziło go, że tej cwanej lafiryndzie dostała się pojedyncza miejscówka. Westchnął ciężko po raz kolejny, czując jak z każdym szarpnięciem gondoli i zerknięciem za okno robi mu się coraz bardziej niedobrze. Z zamkniętymi oczami źle, z otwartymi jeszcze gorzej, za plecami Dicka było mu duszno, ale nie miał zbyt wielkiego pola do manewru. Wszystko źle, wszystko nie tak, czym on sobie zasłużył na takie spierdolone ferie? Przecież dobry chłopak z niego był, mało pił, dzień dobry na ulicy mówił. Nie zasłużył na taką karę. - A ty widzę że dobrze się bawisz? - spytał Dickensa, wychylając się zza jego ramienia, gdy ten zaczął przekornie sugerować, że za ciasny pojazd to jego sprawka - Wygodnie ci? - dodał z przekąsem, widząc że chłopak rozsiadł się na nim na dobre i nie ma zamiaru proponować żadnych roszad.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Koślawy uśmiech wykrzywił twarz Dicka, kiedy po chwili zastanowienia prawdopodobnie dotarło do niego, że blondynkę łączą z Gryfonem niezbyt przyjazne relacje. Wydawał się być bardzo rozbawiony tym faktem oraz wymianą zdań między nimi, które naturalnie do przyjemnych nie mogły należeć. Czy los sobie z nich kpił? Co i raz Gabrielle zmuszona była spędzać czas w towarzystwie Callahana, choć był on ostatnią osobą, której chciała go poświęcać; był gburowaty, wredny, nieuprzejmy, był zwyczajnym bucem. Jego obecność działała na dziewczynę niczym płachta na byka, a i on zdawał się reagować bardzo podobnie na widok jej twarzy. Uniosła prawą brew słysząc opinie Boyda - która kompletnie jej nie interesowała - zastanawiając się czy za jej zasłoną nie skrywało się coś więcej. Najpierw ta dziwna scena zazdrości, teraz to. Na ustach Puchonki mimowolnie pojawił się tajemniczy uśmiech, zaś w zielonych tęczówkach zamajaczyły iskierki, które nigdy nie oznaczały niczego dobrego. Na wspomnienie sytuacji, która miała miejsce dzień wcześniej w ich wspólnym pokoju wzdrygnęła się nieznacznie, a jej policzki zalał delikatny odcień różu. - Nie moja wina, że jesteś pieprzonym podglądaczem! - po raz kolejny rzuciła w jego kierunku oskarżenie, które z prawdą miały naprawdę mało do czynienia, jednak od razu wprawiły ją w lepszy nastrój. Niech sobie nie myśli, że ona nie postanowi odgryźć się mu za tamtą akcję i wszystkie słowa skierowane w jej, jak i Williama kierunku. Zaśmiała się słysząc słowa Dicka. - Wybacz, nie lubię się dzielić - oznajmiła niż to w żartach, ni poważnie, lecz w gruncie rzeczy była to czysta prawda - Gab należała do bardzo terytorialnych dziewczyn, jeśli już postanowiła skupić na kimś swoją uwagę. Widziała, jak cała ta sytuacja bawi chłopaka, choć ją samą wprawia w coraz gorszy nastrój, który tego dnia i tak do najlepszych nie należał. Później wszystko wydarzyło się w ułamku sekundy, jednakże dla panienki Levasseur skończyło się lepiej niż dla Vardana, który wylądował na kolanach buca-Boyda. - Wiesz, może to jakiś jego chory sposób na podryw? Nie sądzę, że planował iż ktoś do was dołączy - odpowiedziała z ironicznym uśmieszkiem skierowanym w stronę Gryfona, po czym ostatecznie wzruszyła ramionami po raz kolejny wyglądając przez okno, aby określić ich położeniem. Niestety kiedy tylko to zrobiła, znowu poczuła jakby żołądek podchodził jej pod gardło, dlatego spojrzeniem szybko wróciła do swoich towarzyszy w gondoli, nawet jeśli jednego z nich nie miała ochoty oglądać. - Prędzej uwierzyłabym, że kogoś zabiłeś i zakopałeś w parku niż w to - stwierdziła, w zabawny sposób gestykulując dłońmi. W gruncie rzeczy, gdy po raz pierwszy miała okazję spotkać Dicka, jego ciemne spojrzenie przypominało wzrok seryjnego mordercy, zwłaszcza , wtedy kiedy uniósł jej brodę i jakby próbował zajrzeć w głąb jej duszy. - Callahan, nie narzekaj. Zawsze mogłeś trafić gorzej - oznajmiła jakby rozbawionym tonem, uśmiechając się do niego szeroko, tak, że dostrzec mógł jej śnieżnobiałe zęby.
Dickens V. Vardana
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : ścięte na wojskowo włosy, kilka tatuaży, kolczyk w uchu, jednak najbardziej charakterystyczne jest jego zagryzanie dolnej wargi lub własnych kości u dłoni
W szkole w normalnych warunkach wieje nudą, a przecież Dickens nie był nudny. Nienawidził, kiedy nic się nie działo, jego szare komórki umierały, czuł wtedy, że niemal przywiera do siedzenia i staje się równie normalny, jak cała reszta. Nie można do tego dopuścić, prawda? Dlatego szukał dla siebie rozrywki, dzisiaj był nim Boyd i Gabrielle. Naprawdę brakowało mu popcornu i wygodnych kapci. Prawdopodobnie doszukiwała się czegoś, czego kompletnie tam nie było, uczepiła się tematu, aby dać popalić swojemu arcywrogowi. Powinien czuć się wykorzystany! Jak mogła być tak podła? Czy aż tak różniła się od Boyda? W końcu był taki zły i okrutny... Uśmiechnął się, słysząc, że tyłek Gab nie dorasta do pięt jego czterem literom. -Czekajcie, czekajcie. Widziałeś ją na staniku?-Uniósł wysoko brwi, spoglądając to na jedno, to na drugie, niemal niedowierzając temu, czego był właśnie świadkiem. Prychnął pod nosem, zagryzając mocno wargę, aby nie wydusić z siebie tego, co tam siedziało.-Tylko pozazdrościć.-Zaśmiał się pod nosem. -Jestem niemal urażony, wiesz? Ja tu marnuje na was najlepsze godziny swojego życia, a Ty mi się tak odwdzięczasz?-Siedzenie w ściśniętej gondoli to nie był szczyt jego marzeń, jednak jedyna opcja, jaka w tym momencie istniała. Nie zamierzał jej zmarnować tylko dlatego, że ta dwójka zamierzała się kłócić i boczyć. Spojrzał na Gabrielle. Jego spojrzenie było cały czas takie samo, uważa więc, że tak właśnie wygląda wzrok seryjnego mordercy? Hm, ciekawa teoria... I... Ciekawe jak bardzo różni się od rzeczywistości? -Kopanie jest oklepane. Zapewne użyłbym jakiegoś bardziej spektakularnych sposób na zabicie i "pozbycie się" ciała.-Czyżby już nad tym myślał? To pozostawi wyobraźni tej dwójki. Tym razem obejrzał się na chłopaka, który znajdował się kilkanaście centymetrów od niego.-Baba mówi prawdę, nie narzekaj, bo mogę sprawić, że przestanie być tak fajnie.-Poruszył brwiami w charakterystyczny sposób. Oj tak, nie miał na co narzekać. Zapewne kolana chłopaka są wygodniejsze od tych paskudnych siedzeń.
Przewrócił tylko oczami na wzmiankę Gabrielle o jego rzekomym podglądaniu, która oczywiście była bzdurą, ale zdążył już zauważyć, że do dziewczyny można było mówić jak grochem o ścianę; kiedy już raz sobie coś ubzdurała, to nijak nie dało jej się przetłumaczyć, że nie ma racji, i chyba to była rzecz, która irytowała w niej najbardziej. Bo tę wredotę to jeszcze mógłby znieść, tak samo jak upór; przełknąłby wszystko, tylko nie głupotę - a tą Levasseur wykazywała się co krok, wmawiając mu nieistniejące fakty i jakieś kompletne bzdury. - Nie ma czego, nic szczególnego - wzruszył ramionami w odpowiedzi na słowa Dicka o zazdrości, chcąc umniejszyć atrakcyjności Gab, która z każdym ich spotkaniem wydawała mu się coraz bardziej (niesłusznie) przekonana o własnej zajebistości. Bardzo dziwne to było spotkanie: on i Gabrielle przeciwko sobie, Dickens gdzieś między nimi, niby neutralny, ale żądny wrażeń i jakby prowokujący to jedno, to drugie; ciężko było traktować jakiekolwiek wypowiadane przez niego słowo poważnie i stwierdzić, po czyjej jest stronie w tym konflikcie. Chyba po tej, która mogła zapewnić więcej rozrywki. - Tak? Na przykład jakie? - rzucił może trochę sceptycznie, gdy zajmujący jego kolana chłopak zaczął sugerować jakoby był zdolny do popełnienia wyrafinowanej zbrodni; nie odebrał tego jako groźby, nie poczuł niepewnie, nie brał go do końca na serio, mimo tego, że wzrok towarzysza bywał czasem nieco niepokojący. Rozmowa o zabijaniu w tych okolicznościach była średnim sposobem na rozładowanie gęstej atmosfery w gondoli, ale cóż, przynajmniej nasi wrogowie przestali się przerzucać złośliwościami, bo chwilowo nie było ku temu okazji. Kolejne słowa chłopaka wzbudziły u niego coś na kształt zainteresowania. Ciekawe, co miał na myśli i co takiego mógłby zrobić. Gorzej nie będzie. - Śmiało - zachęcił go, odwzajemniając gest a potem patrząc wyczekująco. Bardzo proszę, niech pokaże na co go stać.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
W przeciwieństwie do Dicka, Gabrielle nigdy nie miała problemów z nudą w szkole, wręcz przeciwnie - sądziła, że Hogwart jest na tyle magicznym miejsce, że ciężko jest, aby każdego dnia działo się w nim to samo. W dodatku jej znajomość z Boydem dodatkowo "umilała" czas spędzany w murach zamku. Zmarszczyła czoło, wywołując na jego gładkiej powierzchni trzy poziome zmarszczki, kiedy dotarło do niej, że cały spektakl, który zaprezentowała wraz z Grydonem, stał się dla Dicka formą rozrywki. Z jakiegoś powodu nie spodobało się to Gabrielle, która zwyczajnie nie lubiła być swego rodzaju formą atrakcji dla innych. Zmrużyła oczy skupiając spojrzenie zielonych tęczówek na przyjezdnym. - Co? Popcornu brakuje? - zapytała, wyraźnie nieprzyjemnym tonem, który rzadko był u niej spotykany, zwłaszcza w odniesieniu do osób, których właściwie nie znała. Na wspomnienie o wydarzenia z pokoju, policzki blondynki mimowolnie nabrały ciemniejszego odcienia różu, wyraźnie wskazując na jej zawstydzenie, zaś komentarz Boyda wywołał falę złości, która jedynie podsyciła ich kolor. Tym razem nie zamierzała dać się sprowokować w tak błahy sposób, zamiast rzucić zgryźliwym komentarze uparcie milczała, spoglądając po raz kolejny w okno. Czy tylko ona tak miała, że ilekroć próbowała uciec wzrokiem, aby spojrzeć na okolice mimowolnie robiło się jej niedobrze. Westchnęła, przez kilka sekund próbowała jeszcze walczyć z tym nieprzyjemym uczuciem, lecz po raz kolejny dała za wygraną. Poprawiła się na siedzeniu, najpierw słysząc odpowiedź Dicka, a później pytanie skierowane w jego stronę, na które odpowiedź zainteresowała również ją. Miała wrażenie, że atmosfera w wagoniku nieco się rozluźniła, jednocześnie gęstniejąc za sprawą słów chłopaków. Przez głowę przemknęła Gabrielle myśl czy zachowanie Dicka to jedynie poza czy w gruncie jest właśnie taki? Trochę niebezpieczny? - Tylko bez rozlewu krwi proszę, a i nie liczcie na mnie jeśli któryś sobie coś zrobi - oznajmiła, doskonale zdając sobie sprawę, że z jej umiejętnościami uzdrowicielskimi mogłaby wracać ze sztytu z jednym lub dwoma trupami; w śniegu ich przecież nie zakopie. Kolejne szarpnięcie gondoli sprawiło, że rozejrzała się wokoło, czy przypadkiem nagle cała machneria nie stanęła w miejscu, po chwili oddychając z wyraźną ulgą, gdy uświadomiła sobie, że dojeżdżają na szczyt. - Jak dobrze - westchnęła pod nosem, czując jak na usta wkrada się jej uśmiech.
Dickens V. Vardana
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : ścięte na wojskowo włosy, kilka tatuaży, kolczyk w uchu, jednak najbardziej charakterystyczne jest jego zagryzanie dolnej wargi lub własnych kości u dłoni
Wywrócił oczyma, jakby to była najodpowiedniejsza reakcja na to, co się tutaj działo. Byli strasznie spięci i naburmuszeni, zero zabawy, serio. Uśmiechnął się jednak jednym kącikiem ust i spojrzał to na jedno, to na drugie. Przyjrzał się przez moment Gabrielle, a raczej pewnej części jej ciała, o której wcześniej niewymownie była mowa. -Ja myślę, że miałaby co pokazać.-Puścił w jej kierunku perskie oczko. Uniósł lekko brwi, widząc postawę dziewczyny. Oh, chyba nacisnął na coś, co niekoniecznie jej się spodobało. Cóż, bywa i tak, raczej nie będzie robił z tego powodu wielkiego halo. Uśmiechnął się jedynie szerzej. Nie wiedziała, że takim zachowaniem jedynie bardziej ludzi zachęcała?-Owszem. Zapewne sam by się zrobił od tej napiętej i gorącej atmosfery.-Odpowiedział, z jeszcze większym uśmiechem. Czy naprawdę miałby przejąć się taką drobnostką? Spojrzał to na jedno, to na drugie. Nie musieli wierzyć w nic, co wychodziło z jego ust. Sam by sobie nie wierzył, gdyby stanął teraz obok swojej postaci i słuchał bzdur, jakie wychodzą z jego ust. Wzruszył ramionami i rozsiadł się jeszcze wygodniej na swoim siedzeniu. Oczywiście, aby nie uszkodzić ślicznych kolna Boyda.-Naprawdę mnie o to pytacie? Ludzie, żyjemy w świecie, gdzie wszystko jest możliwe.Pokręcił delikatnie głową.-Wystarczy trochę wyobraźni i umiejętności, a pozbycie się ciała to żaden problem.-Powiedział i spojrzał to na jedno, to na drugie.-Choć nawet nie potrzebujemy do tego czarów. Czy trudno nam poruszać się po świecie mugoli? Mają przeróżne dokumenty na ten temat. Mogę kilka polecić.-Uśmiechnął się, pokazując wszystkie ząbki, jakie dała mu mama. Zdecydowanie rozmawianie o takich rzeczach, w sytuacji takiej jak ta, nie było najlepszym pomysłem. Jednak jedynym, aby faktycznie rozluźnić nieco ich pośladki. Dickens rzadko kiedy był naprawdę poważny, chyba zdarzyło mu się to w Anglii dwa razy. Uniósł głowę, kiedy szarpnęło gondolą. Rozejrzał się spokojnie, dostrzegając, że zaraz będą na miejscu. I co? Ich drogi tak po prostu się rozejdą?
Nie wiedziała co ją podkusiło, żeby wybrać się na gondole. Widoki? Ładne widoki miała przez okno. A nie w tej latającej na wysokości beczce. Jak tu szła zapomniała, że przecież ma lęk wysokości. Ale jak tylko zobaczyła gondole to jej się przypomniało. Już miała się cofać i wrócić do pokoju kiedy zatrzymał ją głos z włoskim akcentem. Przemiły pan zaczął ją przekonywać, że to najbezpieczniejszy środek transportu na szczyt, a tam na górze widoki zapierają wdech w piersiach. Mało ją to przekonało ale zanim się zorientowała już siedziała w środku z dwoma innymi dziewczynami, a drzwi zostały zamknięte. O nie o nie o nie - Cześć...? - Odezwała się niepewnie, starając się nie zerkać za szybę.
Miała wybór. Każdy człowiek go posiadał, więc dlatego z uporem maniaka Olivia dokonywała zawsze tych złych? Stając przy gondolach już żałowała, że nie wybrała bardziej męczącej, jednak bezpieczniejszej drogi na szczyt; była leniem. To właśnie lenistwo zaprowadziło ją do tego punktu, w którym jakiś Włoch mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem kolejno nakłania ludzi, aby weszli do zardzewiałej puszki, która Gryfonce jawiła się jako pułapka, z którego - jeśli do niej wsiądzie - nie będzie mogła uciec. Wysokość jaka dzieliła to więzienie od ziemi, na której stanąć można było pełnymi stopami, bezpiecznie sprawiała, że w gardle dziewczyny pojawiała się wielka gula, a żołądek wywracał się powodując mdłości. Czuła jak nogi delikatnie uginają się jej w kolanach, szła lecz nie potrafiła określić twardości podłoża, po którym się poruszała. Wzięła głęboki wdech wsiadając do jeszcze pustej gondoli, próbując skupić się na słowach mężczyzny, który twierdził, że są one bardzo bezpieczne, ale… - Czy one powinny tak skrzypieć? - zapytała z wyraźnym przerażeniem w głosie, kiedy do jej puszki wpakowana została kolejna dziewczyna, w której Oli rozpoznała panienkę Grim (@Christina Grim) . Uśmiechnęła się na jej widok, przynajmniej nie będzie musiała przeżywać sama tego horroru. - Czy ty też wpadłaś na tak szalony pomysł, żeby na szczyt wjechać gondolą? - zapytała, krzywiąc się nieznacznie na myśl o metalowym więzieniu, miała dodać coś jeszcze, jednak zanim ponownie zabrała głos, w gondoli pojawiła się kolejna osoba (@Anotoinette Winslet) - Cześć - odpowiedziała, machając do dziewczyny na powitanie, której właściwie nie znała, jednak jej widok w jakimś sensie ucieszył Callahan. Może przynajmniej ona z ich trójki nie ma problemów z wysokością? - Nie wyglądasz najlepiej - zwróciła się bezpośrednio do nowo przybyłej, widząc jak blada na twarzy była. Właściwe każda z nich wyglądała, jakby miała zaraz zemdleć.
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Kryśka, idąc na chwiejnych nogach w stronę gondoli, nie miała najmniejszego pojęcia, co takiego ją nawiedziło, gdy postanowiła podjąć wyzwanie rzucone śmiechem przez znajomego jej z widzenia ucznia. Przecież nikt jej specjalnie nie podpuszczał ani nic. W Grimowa jednak wstąpił ostatnio nieznany jej wcześniej duch rywalizacji, i, działając pod wpływem impulsu, podjęła się wyzwania - dotarcia na szczyt. Mina jej zrzedła dopiero wtedy, gdy dotarło do niej, że w wyzwaniu była też mowa o gondoli. Christina była jednak cholernie uparta i nie było mowy, by teraz się z tego wycofała. Choćby miała zejść na zawał podczas tej wyprawy - wolała to niż przyznanie się do słabości. Idąc w stronę gondoli na lekko uginających się nogach, dziękowała w duchu Merlinowi, że jest tak potwornie blada, bo dzięki temu nikt nie mógł zauważyć, że cała krew odpłynęła jej z twarzy. A tak właśnie było. Siłą kontrolowała swój oddech, który przychodził jej z prawdziwym trudem. Nie pozwalała sobie jednak na panikę, choć ta niemalże zaglądała jej w oczy. O nie, nie pokaże nikomu, że odpada. Nie ma mowy. Nawet nie wiedziała, co do niej powiedział gościu pakujący ją do gondoli, bo zbyt była przerażona widokiem tego, jak wysoko będzie. Zagryzła policzek do krwi i na drżących nogach dała się wepchnąć do gondoli. Słysząc pytanie skierowane w jej stronę, oderwała zdębiały wzrok od szczytu, na który właśnie się porywała. Już w umyśle słyszała dzwony kościelne, które będą bić na jej pogrzebie. Zmusiła się do zamrugania i spojrzała na osobę, która miała jej towarzyszyć. Przez strach rozpoznanie dziewczyny zajęło jej dłuższą chwilę. Ale gdy już to zrobiła, uśmiechnęła się nawet, choć w nieco wymuszony sposób. - Szalona byłam, gdy podjęłam wyzwanie, żeby tam dotrzeć - odpowiedziała, siląc się, by zamaskować drżenie głosu. Wiedziała, że Olivia też nie przepada za wysokością, a to było już w jakiś sposób pocieszające. Albo jeszcze bardziej przerażające. Jeśli obie zaczną panikować, to kto będzie tym logicznie myślącym członkiem towarzystwa? Spojrzała na nieznajomą, starając się nie dostać ataku paniki, który stawał się coraz bardziej realny. Machnęła jej na przywitanie ręką, bo w gardle stanęła jej taka gula, że nie wiedziała, czy w ogóle mogłaby coś powiedzieć. Postanowiła się jednak ogarnąć, więc odchrząknęła i spojrzała na towarzyszki. - Jeśli zginiemy, to wiedzcie, że miło mi było ginąć w waszym towarzystwie - powiedziała, starając się uśmiechnąć. Ze średnim powodzeniem.
Uśmiechnęła się blado. Panicznym uśmiechem, pełnym przerażenia. A to, że towarzyszki tej koszmarnej podróży najwidoczniej były równie przerażone co ona, nie pomagało. Zaciskała boleśnie palce na nadgarstku starając się jakoś odciągnąć myśli od tego, że powoli unosząc się na coraz większą wysokość... coraz dalej od ziemi. Dopiero kiedy płuca zaczęły się domagać wciągnięcia nowej porcji tlenu, zdała sobie sprawę że wstrzymuje powietrze. Odetchnęła więc. Skoro miała zginąć to wolała jednak spaść w tej blaszanej, przestarzałej i przerażającej beczce niż umrzeć przez uduszenie. Uduszenie samej siebie.... No i w końcu zrobiła to czego pod żadnym pozorem nie powinna. Spojrzała przez drzwiczki i widząc jak powoli wznoszą się nad drzewa przełknęła ślinę przenosząc wzrok na dziewczyny. - A były jakieś doniesienia, że ktoś tu zginął? - Spytała lekko drżącym głosem, który starała się zamaskować. - Bo jak nie, to przynajmniej będziemy pierwsze. I będzie o nas głośno - Zaśmiała się nerwowo i mocniej ścisnęła palce. Plus był taki, że przynajmniej nie siedziała tu sama. Chyba by już zeszła na zawał....
@''Christina Grim'' @''Olivia Callahan''
(Dwa oczka)
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Uniosła do góry brwi, patrząc z wyraźnym zaskoczeniem malującym się na twarzy, kiedy koleżanka wyjaśniła jej powód przez który dała się zamknąć w żelaznej puszce. - Nie mogłaś wybrać zwykłego szlaku? - zapytała, czując jak gondolą zabujało. Rozpostarła ręce dosięgając jeden z szyb, zupełnie jakby traciła równowagę, lecz nie było to prawdą. Było to instynktowny odruch, którym - w tylko sobie znany sposób - chciała zatrzymać ruszającą puszkę-więzienie. Niemniej jednak trochę rozumiała postawę Christi, ona zapewne też przyjęłaby wyzwanie, nawet jeśli wiązałoby się to przeciwstawieniem się własnym lękom. Lecz czy dobrym pomysłem było zamykanie dwóch osób mających lęk wysokości w gondoli umieszczonej kilkaset metrów nad ziemią bez możliwości jakiejkolwiek ucieczki? Mogli im dać chociaż miotły, wtedy w ostateczności Oli by z niej skorzystała, pod przymusem. W ich położeniu panika była bardziej niż prawdopodobna, nawet jeśli Callahan potrafiła wykazać się w wielu sytuacjach opanowaniem, tak gdy znajdowała się w powietrzu głos zdrowego rozsądku milkł. Wzięła kilka głębszych wdechów w nadziei, że pomoże jej to zachować trzeźwość umysłu. Serce w piersi dziewczyny uderzało z taką mocą, jakby zaraz miała z niego wyskoczyć wprost w dłonie jej towarzyszek. Wznosiły się coraz wyżej, kolejne szarpnięcie sprawiło, że Olivia opadła na jedno z wolnych krzeseł, boleśnie obijając sobie miejsce, gdzie plecy zmieniają swoją szlachetną nazwę. Jęk opuścił usta dziewczyny, a w oczach zabłysnęły łzy. - Nie zginiemy! - oznajmiła nad wyraz spokojnie, choć ostatnie litery brzmiały nieco drżąco? - Chyba - dodała po chwili zastanowienia i panującej między nimi ciszy. Metalowa puszka zaskrzypiała kolejny raz, kolejny raz szarpnęło nią, tak, że dziewczyny prawie straciły równowagę. - Lepiej usiądźcie, nie jest wcale tak… - urwała nagle, wydając przez okno. Najpierw zrobiło się jej słabo, wygięła usta w podkowę, przymykając oczy, kiedy poczuła wzbierające mdłości. - źle - zakończyła przełykając głośno ślinę. - Po prostu - kolejne szarpnięcie - Po prostu nie patrzcie w okna - oznajmiła, zbyt późno zdając sobie sprawę, że takie słowa mogą jedynie zachęcić dziewczyny, aby tam właśnie spojrzały. Ignorując narastającą panikę i korzystając z ostatnich trzeźwych myśli skierowała spojrzenie zielonych oczu na nieznajomą dziewczynę. - Jestem Olivia, ale mów mi Oli, a ty? - zapytała, pytanie kierując bezpośrednio do niej, lecz spojrzeniem zachęcając gryfońską koleżankę, aby również się przedstawiła. Może poprzez rozmowę łatwiej będzie im zapobiec, że tkwią w więzieniu na wysokości?!
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
To był ten moment w życiu, w którym Christina zastanawiała się, czy wyjście z twarzą z rzuconego jej wyzwania naprawdę warte jest więcej niż jej własne życie. Które własnie przeleciało jej przed oczami, gdy wsiadła do tej latającej trumny. I choć ostatecznie dłuższe życie wydawało się bardziej wartościowe, to za późno już przecież było na powrót do bezpiecznego i stabilnego pokoju. Musiała jakoś przeżyć tą koszmarną wyprawę. - Z tego co wiem, to na ten szczyt nie ma innej drogi. A przedzieranie się przez ścianę śniegu wyższą ode mnie też nie bardzo mi się widzi - odpowiedziała Olivii, oddychając głęboko, by trochę się uspokoić. Nie no, przecież się nie rozsypie tutaj, na oczach innych. Nie było mowy, żeby ktoś widział JĄ panikującą. Zacisnęła mocno pięści, aż jej kostki strzeliły, co zadziałało na nią nieco uspokajająco. Kryśka skupiła się na kontrolowaniu oddechu. Po pożarze często miewała ataki paniki, więc nauczyła się najlepszych sposobów na jej opanowanie. Jednym z nich była kontrola swojego ciała; skupienie się na oddechu, niedopuszczenie do hiperwentylacji, było jednym z takich sposobów. Tak bardzo się tym zajęła, że ruszenie gondoli zupełnie wytrąciło ją z równowagi. Zachwiała się i wyrżnęła tyłkiem o podłogę. Stęknęła w tej samej chwili, w której druga Gryfonka jęknęła. To zdecydowanie nie był ich szczęśliwy dzień. To, że wylądowała na dole, wcale nie było takie złe. Przynajmniej nie widziała, co za potworności czają się za szybą, tam w dole. Nie mogła przecież jednak przez całą podróż czaić się dziewczynom pod nogami, więc gdy kołysanie na chwilę ustało, Grim zebrała się w sobie i stanęła na nogi. Akurat wtedy zakołysało nimi jeszcze mocniej. Zachwiała się, ale zdołała utrzymać względną równowagę. - Ja tam bym nie wierzyła w zapewnienia tego typka. A nawet jeśli, to możemy być pierwsze - jakże optymistycznie pocieszyła dziewczyny Gremlinowa, która niechcący wyjrzała za okno. Nagle pożałowała, że jednak stała z tej podłogi. Przymknęła na chwilę oczy i przełknęła gulę, która dusiła ją w gardle. - Za późno. Już to zrobiłam chwilę wcześniej - wymamrotała Kryśka, zamykając oczy, by choć na chwilę nie musieć patrzeć na odległość dzielącą ją od ziemi. Niewiele to pomogło. Świadomość tego, jak długi byłby w tej chwili lot w dół, była dla krasnala przerażająca. Znów zaczęła skupiać się na spokojnym oddechu, bo czuła zbliżającą się falę paniki. Jeśli przeżyje, to chyba zagryzie przy najbliższej okazji tego pajaca, który rzucił jej to wyzwanie. Mniejsza o to, że nie było ono skierowane konkretnie do niej i podjęła się go dobrowolnie, z własnej woli... - Jestem Christina. Ale jeśli przeżyjemy, to możesz mówić do mnie jak tam sobie zechcesz - przedstawiła się, próbując nawet lekko uśmiechnąć się do nieznajomej dziewczyny.
Była pewna, że dziewczyny są trochę młodsze. Ale jak widać panika z wiekiem nie ustępuję, a potęguję bo ona ze swoimi 20 wiosnami i jedną zimą zupełnie nie wyrosła z lęki przed wysokością. Z resztą sama nie wiedziała co potęgowało to bardziej. To, że unoszą się dość wysoko nad ziemią, to że są w jakieś metalowej puszce, która skrzypi co rusz czy to że ta cholerna metalowa puszka opada i podnosi się gwałtownie, a w jej osobistej powinni nie powinno tak być. Więc po pierwszych turbulencjach, posadziła tyłek na jednym z krzesełek, mocno zaczepiając się o nie dłońmi i na prawdę z całego serca zaczęła modlić się do samego Merlina by miał je w opiece. Była na siebie wściekła, że to coś co podkusiło ją by tu przyjść wygrało. Mogła spacerować po miasteczku bez wizji śmierci w gondoli. Przecież Theodor by ją wyśmiał. Wywołał za światów tylko po to, żeby ją wyśmiać w jakiś okolicznościach zginęła. Ale ją to aktualnie nie bawiło. W środku była przerażona, ale starała się kontrolować oddychanie by znowu nie zacząć się dusić jak jakaś ryba na brzegu. Spojrzała na dziewczyny i uśmiechnęła się do nich lekko. - Anotoinette - Przedstawiła się. Nie przepadała za swoim imieniem. Ba, wręcz go nie lubiła ale pierwsze, za równo jak i drugie nie podchodziło pod jej gust więc została przy pierwszym imieniu. - Możecie mówić An, Nette albo jak uznacie - Stwierdziła lekko wzruszając ramionami. W głowie pojawiły się jej słowa włocha, że to niesamowicie bezpieczne. Ta jasne... Co za kłamca. - Wiecie co, chyba doświadczenie uczy mnie, żeby nie ufać makaroniarzom... - Mruknęła lekko się krzywiąc. - Ten na dole brzmiał dość przekonująco. Ale ja nie czuję się bezpiecznie. I wtedy gondolą znów mocno szarpnęło. Chwilowy zawał serca odebrał jej zdolność myślenia ale kiedy zdała sobie sprawę, że żyją.. spojrzała przez okno. Bo cóż... po co słuchać Olivii. I to był błąd. Poczuła jak dzisiejsze śniadanie podchodzi jej do gardła więc przymknęła oczy, z nadzieją że nie pozieleniała na twarzy. - Jak już stąd wysiądziemy to przysięgam, że postawie jakiś ołtarzyk Merlinowi za opiekę - Odezwała się po chwili pół żartem, pół serio.
@''Christina Grim'' @''Olivia Callahan''
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Ulotna, chwila konsternacji wymalowana została na twarzy brunetki, kiedy usłyszała swoją koleżanki, a chwilę później wzruszyła ramionami, zdając sobie sprawę ze swojej niewiedzy, którą pokazała przy dziewczynach. W myślach słyszała już pouczające słowa Boyda, że jej lenistwo kiedyś naprawdę wpędzi ją w kłopoty, jakby już się w nich nie znalazła. Uśmiechnęła się szeroko, pokazując wszystkie zęby. - To w sumie dobrze, że jestem leniem. Inaczej szukałabym innej drogi na szczyt - oznajmiła, w gruncie rzeczy zadowolona z własnego wyboru, choć trwało to zaledwie kilka sekund, gdyż gondolą znowu rzuciło w bok. Usta Oliv opuścił zdławiony pisk. Czy to naprawdę powinno tak bujać? Po raz kolejny - walcząc z mdłościami, wyjrzała przez okno tym razem skupiając wzrok na metalowej puszce, tej przed nimi, która jakby spokojniej sunęła na szczyt. - Innymi tak nie bu.. ja-stwierdziła trochę niezgrabnie, gdyż gula w gardle nieco utrudniała jej mówienie. - Ktoś rzucił na nasz urok czy po prostu mamy pecha? - zapytała, krzywiąc się znacznie. Myśl, że inne gondole mogły być dużo bezpieczniejszej, a im traciła się jakaś uszkodzona potęgowała w niej uczucie strachu, a narastająca panika podsuwała głupie, a przede wszystkim przerażające myśli. Niebieskie tęczówki pełne były strachu, który zamaskować próbowała poprzez uśmiech; krzywy, niepewny. Grymas bólu wykrzywił twarz Oli, kiedy Christi uderzyła pośladkami o metalową podłogę. Dziewczyna od razu rzuciła się przyjaciółce na pomoc, podając rękę i pomogła wstać. - To jakaś pomyłka, przecież ta gondola powinna zostać wycofana z użytku! - oznajmiła trochę ostrzej niż zamierzała, kiedy kolejne szarpnięcie wprowadziło jej ciało w ruch, a ona uderzyła się łokciem o szybę. - Powinnyśmy - jeśli to przeżyjemy - złożyć jakąś skargę - dodała, kiedy narastająca złość maskować zaczęła ogarniającą ją dotąd panikę. Przygryzła górną wargę, zmuszając się tym gestem do uspokojenia. Ani złość ani panika, nie były dobrymi uczuciami, zwłaszcza w ich obecnej sytuacji. Callahan, należy zachować spokój powiedziała do siebie w myślach, starając się spokojnie nabrać powietrza w płuca, by następnie powoli je wypuścić. - Nie wydaje wam się, że on jakoś dziwnie mówił? Może rzucił na nas jakiś urok? - dorzuciła swoje trzy grosze do słów dziewczyn, sprawiając że powoli zaczynały snuć teorię spiskową. Jednak co innego miały myśleć? Tylko nimi tak bujało, jakby pralką, gdy znajduje się w ostatniej fazie wirowania. Olivia nie mogła wyzbyć się przeczucia, że ich wyprawa na szczyt nie za kończy się jakąś dramatyczną akcją. Później inni czytać będąc na pierwszych stronach Proroka o tym, że straciła życie w durnej gondoli. Niedoczekanie pomyślała. -Milo cię poznać An - powiedziała, uśmiechając się, po czym przybrała hardą minę. - Po prostu może nie panikujmy i jakoś uda nam się to przetrwać. Lepiej zajmijmy myśli czymś innym, przyjemniejszym - zasugerowała jednocześnie zdając sobie sprawę, że nie jest to wcale tak proste, jak się wydawało. Strach potrafił paraliżować, po, bawiąc racjonalnego myślenia, doskonale o tym wiedziała, gdyż doświadczała tego uczucia za każdym razem, gdy zmuszona była wsiadać na miotłę. Pamiętaj jedną z lekcji, na której sparaliżowana przez strach została do tego stopnia, że zwyczajnie rozpłakała się, wisząc zaledwie metr na ziemią, a teraz uwięziona została w metalowej puszce na wysokości znacznie większej. I jak miała być spokojna?!
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Uśmiechnęła się do Olivii, słysząc jej słowa. Gdyby istniała jakakolwiek inna droga na szczyt, to Kryśka wolałaby jej szukać godzinami niż siedzieć w tej latającej, metalowej trumnie. Wyzwanie niestety dotyczyło jednak konkretnie gondoli, a do tego nawet miejscowi mówili, że nie istnieje inna drogą, którą można dostać się na ten właśnie szczyt. Krasnal był więc skazany na przejażdżkę tym szatańskim wynalazkiem, bo myśl o tym, że długie życie jest warte więcej niż wygrany zakład, przyszła zbyt późno. Poza tym, nadal nie potrafiła wyobrazić sobie, że miałaby iść teraz do tamtego towarzystwa i przyznać się, że jednak nie da rady i poległa w tym wyzwaniu. Gondolą bujało to w górę, to w dół, a Kryśka miała wrażenie, że jej żołądek kołysze się w ten sam rytm. I reszta organów także. Jak to dobrze, że nic rano nie zjadła. Inaczej pewnie już teraz rzygałaby jak kot gdzieś za okno gondoli. A tak czuła jedynie bulgoczącą jej w brzuchu poranną kawę. Nie było to zbyt przyjemne uczucie. Słuchała dziewczyn, wstrzymując co chwila oddech, by uspokoić swoje bijące jak oszalałe serce. Przełknęła ślinę i odetchnęła głęboko. - Jeśli to wina czyjegoś uroku, to przysięgam, że jak tylko wrócimy i go znajdę, to zagryzę na miejscu - powiedziała złowróżbnie Christina, przymykając oczy i biorąc głęboki oddech. Nie żartowała. Naprawdę potrafiłaby kogoś pogryźć. A już zwłaszcza kogoś, kto robiłby sobie żarty z jej lęku wysokości. - Myślisz, że to on? - zapytała zaintrygowana, zerkając na Olivię, a potem na druga dziewczynę. W sumie... To było w pewnym sensie logiczne. Może lubił sobie porobić żarty z klientów. - To w takim razie jeśli zginę, to wrócę tutaj, na te przeklęte gondole, jako duch, i będę go straszyć dopóki sam nie zwariuje - postanowiła Kryśka, chwiejąc się w przód i w tył, gdy nadeszła nowa fala mdłości. Cały wyjazd nagle stracił swój urok. Ta wycieczka na pewno będzie ją nawiedzać w koszmarach przez kilka następnych tygodni. Albo i miesięcy. Bo Gryfonka znów niechcący zerknęła w dół, i aż przestała oddychać z przerażenia. Czemu oni byli aż TAK WYSOKO?! Przecież to powinno być karalne. Grimowa aż się spociła z tego wszystkiego. - Jeśli masz jakiś pomysł, to nie krępuj się. Mi w tej chwili nawet cegłą nie wybijesz z głowy tego potwornego widoku - mruknęła Kryśka, czując kolejną falę słabości i mdłości, bo gondola znów opadła nieco w dół. Miała wrażenie, że w tej męczarni sekundy ciągną się całymi godzinami, a zanim dotrą na szczyt, to ona się zdąży zestarzeć. Przełknęła gulę tkwiącą jej w gardle i spojrzała na towarzyszki. - Jak myślicie, jeśli spadłybyśmy w dół, to daliby radę rozdzielić nasze ciała, czy pochowaliby nas razem w tej metalowej trumnie? - zapytała Grim grobowym tonem,nie zastanawiając się nawet nad tym, jak kiepskie było to pytanie w tej sytuacji.
Przysłuchiwała się rozmowie dziewczyn na chwilę z niej wyłączając. Głównie dlatego, że turbulencje w gondoli źle wpłynęły na jej układ trawienny. Przymknęła na chwile oczu, a kiedy była w 90% pewna, że nie wystawi swojego śniadania do podziwiania w przetrawionej konsystencji wciągnęła powietrze i spojrzała na towarzyszki. - Włochom się nie ufa. Lubią robić sobie żarty - Stwierdziła krzywiąc się. Przypomniała sobie opowieści babci, której jakaś dalsza część rodzinny właśnie pochodziła z Włoch. - I chętnie pomogę w straszeniu gościa. Nie wiem nawet w którym momencie mnie tu tutaj wepchnął. - Poskarżyła się krzywiąc lekko. Spojrzała na Christinę mrugając chwilę. Ale jakby nie patrzeć warto rozważyć każdą opcję. W końcu istniał cień szansy, że żywe z tej gondoli nie wyjdą. Przestań! Nakazała podświadomość. - To zależy jak bardzo zmasakrowane będziemy - Uśmiechnęła się krzywo to towarzyszek i zerknęła przez okno. - Już chyba nie daleko...
W tym momencie Oliv pożałowała swojego dobrowolnego wyboru, którym była chęć zobaczenia masywu ze szczytu jednej z gór. Co ją podkusiło? Jaki zły poltergeist podpowiedział, że będzie to ciekawa przygoda?! Tymczasem trzęsła się cała ni to z zimna ni strachu. Nawet pozycja siedząca nie poprawiła jej położenia, choć przyznać musiała, że niejako zniwelowało to uczucie ciężkości w żołądku. A może to dlatego, że cała jego zawartość podeszła jej pod gardło? Brunetka starała się o tym nie myśleć, starała się wyrzucić z głowy to, gdzie się teraz znajduje, jednak każdy kolejny wstrząs szybko jej o tym przypominał, nie dając szansy na choć chwilowy spokój. Unosiły się to w górę to w dół, a nadzieja, że za chwilę będzie lepiej była szybko tłamszona. Z każdą kolejną minuta wznosiły się coraz wyżej, a każda sekunda wydawała się trwać wiecznie. Kiedy ich męczarnia się w końcu skończy? Oli odwróciła się do tyłu, patrząc jak daleka droga przed nimi i aż zbladła. - To się chyba nie kończy - załkała wręcz, wskazując drżącym palcem na biegnące w kłębowisko chmur inne gondole, zupełnie jakby wlatywały do nieba. Czyżby na spotkanie twórcy? Zaśmiała się sarkastycznie pod nosem, brzmiąc wręcz panicznie. - Pogryziesz? Lubisz gryźć? - zapytała, przenosząc pytające spojrzenie na twarz koleżanki, by po chwili roześmiać się głośno i radośnie? Do umysłu dziewczyny od razu napłynęły wspomnienia z rozmowy z Russellem podczas ich rozgrywki. Poczuła, jak uczucie paniki zakryte zostaje przez ogarniające ją rozbawianie, a widząc miny pozostałych dziewczyn, otworzyła usta, aby wyjaśnić co się stało, lecz napad śmiechu był zbyt intensywny, wywołując nawet łzy. Dała sobie chwilę na uspokojenie, jednak nie mogła z myśli wyrzucić obrazu, jak Christi gryzie Russella. - Znam takiego jednego, co lubi być gryziony - oznajmiła, ocierając łezkę z kącika oka. Na chwilę zupełnie zapomniała o tym, gdzie się znajdują, a widmo rychłej śmierci odeszło gdzieś w odmęty umysłu. - Nie wiem, ale jeśli An mówi, że to możliwe, bo Włosi tacy są… - odpowiedziała, wracając do poprzednio obranego tematu, przy czym wzruszyła ramionami pełna niepewności. Otworzyła szerzej oczy, patrząc zaskoczona na Gryfonkę. - Merlinie! Chris, co to za pytanie?! Nikt tu nie zginie! - oznajmiła, starając się brzmieć pewnie, choć sama wątpiła trochę w swoje słowa, zwłaszcza, że pojawiła się kolejna turbulencja. - An, może powiesz nam coś o sobie? Z jakiego jesteś domu? - zapytała,patrząc na Ślizgonkę, starając się obrać jakikolwiek temat odbiegający od wizji śmierci.
/w innym czasie, w innej gondoli, w innej galaktyce
Myślała o swoim nowym mieszkanku. O azylu, na który sama sobie zapra… - myśl ta nie przeszła jej w pełni przez głowę, gdyż od razu sobie uświadomiła, że jej samowystarczalność kończy się w miejscu, w który sięgnęła po sporą sumkę ze spadku, by móc zafundować sobie dwa pokoje na własność. Wybrała Pokątną, z jakiegoś niezrozumiałego sentymentu, który zalewał jej serce, za każdym razem gdy ze wzrokiem wbitym w chodnik mijała wciśniętą w zaułek księgarnię, która znajdowała się naprzeciw jej okna w sypialni. Budziła się z jej widokiem, co – w założeniu, miała sprawić, że pewnego dnia spojrzy na nią bez uczuć. Albo chociaż nie będzie się dusić, jakby uderzana w splot słoneczny. A przecież nawet nie lubiła Londynu, tych zatłoczonych ulic, wszechobecnych głosów. Zdecydowanie się na własny kącik (inny niż to cholerne poddasze, wynajmowane odkąd skończyła studia, w którym wszędzie stały nierozpakowane przez lata kufry) miało też pewne znamienne znaczenie: otóż jestem, zostaję, nigdzie się nie wybieram, nie znikam, nie rozpłynę się już nigdy więcej. Naprawdę chciała w to wierzyć. Ostatnie miesiące niosły za sobą ogromny ciężar, czasem nie była pewna, czy wyjdzie z tego wszystkiego cało, czy skończy dzień trzymając różdżkę dłoni, czy ta poturla się gdzieś, z dala od jej zimnego ciała. Mimo wszystko dokładnie tak wyobrażała sobie pracę aurora, a jej własne życie – cóż, miało dla niej tyle znaczenia, co wybór herbaty do śniadania. Stało się zwyczajnym narzędziem, które w każdej chwili mogło wypaść jej z rąk. Kiedy więc poczuła ulgę, gdy opuściła już Francję i na nowo stanęła na znajomych ulicach, początkowo nie rozumiała źródła tego uczucia. Może cieszyła się, że chwilowo wpada w stagnację, w rutynę? A może to jej ciało było wdzięczne, że po trzech miesiącach prawie codziennego picia eliksiru Wielosokowego w końcu przerzuciła się na wodę? Wreszcie też zaczynała rozpoznawać swoje odbicie w lustrze. A teraz była tu, we Włoszech, na upragnionych urlopie. Z założenia miał być okresem w którym nic i nikt nie będzie jej martwić. O tym jak wyszło naprawdę, nie chciała dziś myśleć. Jej ciało jednak samo reagowało, spinając mięśnie, kiedy tylko wspominała list, który dostała. Musiała się pilnować, by nie wyłamać sobie zębów, kiedy to zaciskała szczękę do takiego poziomu, że kości trzeszczały niebezpiecznie dając ostatni sygnał: „Hej, jeszcze trochę, a będziesz musiała załatwić sobie sztuczną jadaczkę, najlepiej taką pozłacaną!”. Co jakiś czas zatrzymywała się więc, przymykała powieki i głęboko oddychała, jak mantrę mamrocząc przekleństwa, które wydawały się istnym ukojeniem na jej stan. Nie mogła wytrzymać w hotelowym pokoju, właściwie marzyła o tym, by zapaść się w śniegu, włożyć wysiłek w każdy krok, by tak się zmachać i zmęczyć, by głowę zaprzątać sobie jedynie fizycznym bólem i pragnieniem snu. Co prawda szczyt Mont Blanc udało jej się zdobyć – po wielu, bardzo wielu upadkach, kilka dni temu, ale przebywanie na wysokości miało w sobie coś tak surowego, że od razu przyszło jej na myśl, że jeśli ma się gdzieś fizycznie zajechać, to właśnie tam. Pobiega sobie w śniegu do kolan, albo porobi coś równie idiotycznego. Ubrała więc trapery, kurtkę z kożuchem i samoocieplające się rękawiczki, założyła mały plecak i po wyjściu z kurortu, ruszyła w kierunku szlaku. Co prawda na przejazd gondolami niezbyt się cieszyła. Trudno było jej się dziwić, ostatnio miała wrażenie, że co kilkanaście sekund z gwałtownym szarpnięciem zatrzymywali się na wysokości, a wiatr bujał całym wagonikiem tak, że wydawać się mogło, iż zaraz polecą w przestworza. Po drodze spotkała tego samego Włocha, który ostatnio polecał jej ten środek transportu. Chociaż, czy właściwie na pewno tak było? Właściwie nie mówił on zbyt wiele po angielsku, za to ochoczo kiwał głową i szeroko się uśmiechał, niezależnie od tego o co pytała. Postanowiła więc go przetestować, zadając mu pytanie czy to prawda, że wielkość różdżki uzależniona jest od wielkości stopy. Odpowiedź była wręcz oczywista: czarodziej rozciągnął usta w uśmiechu i pokiwał głową, jakby od tego kiwania zależały losy świata. Świetnie. Jakby na to nie patrzeć, wyboru nie miała. Wpakowała się do ślimaczo nadjeżdżającej gondoli, która zatrzymała się na podeście, czekając na podróżujących. Lia rozejrzała się dookoła, ale oprócz niej i wspomnianego Włocha, w zasięgu wzroku nie widziała nikogo innego. Nie przeszkadzała jej jednak samotna podróż. Przynajmniej będzie mogła sobie śpiewać na głos. Pośladkami opadła na siedzenie, a głowę od razu oparła o szybę, wpatrując się w wielką biel za oknem. Na tle zimowego krajobrazu obserwowała odbijającą się w szkle swoją twarz: duże oczy, ciemniejsze niż zwykle włosy, zaciśnięte zawzięcie wargi. Czuła przyjemne igiełki mrozu, bawiące się ze skórą na policzku, kiedy delikatne szarpnięcie zasygnalizowało, że ktoś jeszcze wszedł do wagonika. Niechętnie odkleiła twarz od okna, odwracając głowę w kierunku nieznajomego przybysza. Och. Przepraszam, bardzo, ale to bardzo znajomego.
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Kryśka w duchu robiła już rachunek sumienia i zegnała się z życiem. Nic nie mogła poradzić na to, że jej pesymistyczna strona natury po prostu królowała. Czemu nie spisała testamentu? Przecież może zginąć w tej przeklętej gondoli. Ponure wizje przeszłości pojawiały się jedna po drugiej, ale większością Christina nie dzieliła się z dziewczynami. Wystarczyło, że już jej się robiło od nich niedobrze. Czemu w ogóle wyjechała na te ferie? Słysząc pytanie Olivii, zerknęła na nią z nikłym uśmiechem. - Nie to, że lubię. Miewam czasem taki odruch, że potrafię kogoś ugryźć – powiedziała, wzruszając lekko ramionami. Na pewne odruchy i nawyki nic nie poradzisz. Jej to nie przeszkadzało, jej bliscy też jakoś się do tego przyzwyczaili. Po co miała zatem walczyć ze swoją naturą? Ciekawe, jak Oli zareagowałaby na wiadomość, że Russell jest jedną z tych osób, które zdarzyło jej się dziabnąć zębami? – A ja takiego, który nie lubi, ale w sumie na to nie narzeka – odpowiedziała, łapiąc obiema dłońmi za siedzenie, bo nagła fala mdłości była zbyt silna. Pot spływał Kryśce po plecach a ona sama modliła się do Merlina i Założycieli, żeby w końcu skończyła się ta piekielna podróż. Porzuciła rozmowę o Włochu, który je tam wepchnął, bo tylko bardziej się irytowała. Skupiła się w to miejsce na kontroli oddechu. Po chwili poczuła się odrobinę lepiej. - Oj pytanie jak pytanie. Tak tylko zapytałam z ciekawości – mruknęła, ponownie wzruszając ramionami. No przecież to całkiem interesująca kwestia! Dziewczyny najwyraźniej nie podzielały jej ciekawości. Na szczęście chociaż An nie skrytykowała jej za to niewinne pytanko. Na jej odpowiedz Christina pokiwała jedynie głową. Tak, to pewnie było kluczowe. Gdy padły słowa, ze już niedaleko, odwróciła się. W sumie… większą część drogi miały już za sobą. To dobrze. Nasuwało się jedynie pytanie… co z drogą powrotną?
Kostka na drzwi gondoli:1 :< : drzwi się zacięły. Wasza gondola będzie krążyć aż do ranka następnego dnia, a efekt dalej będzie działał. Dopiero wtedy obsłudze uda się was wyciągnąć. @Olivia Callahan , @Anotoinette Winslet ... dziewczynki, czeka nas straaasznaaa noc