C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Jasne miejsce na plamie gęstego lasu przy Hogsmeade. Znajduje się stosunkowo głęboko i właściwie niewiele osób wie, że w ogóle tam jest. Okalają ją drzewa, a z jednej strony graniczy z jeziorem. Poza innymi gatunkami zwierząt, polanę licznie zamieszkują ogniki, które nocą rozświetlają ją swoim blaskiem.
Autor
Wiadomość
Percival d'Este
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Prychnąłem na odpowiedź Felka. - No tak, czego innego mógłbym się po tobie spodziewać, co? Ale jakby co to później szepnij mi to i owo, ciekaw jestem jaka ona jest, okej? – Uniosłem kąciki ust tajemniczo, po czym dołączyłem do salwy śmiechu z Felkiem. Może i nie był to najbardziej wykwintny humor, ale grunt, że czuliśmy się w nim dobrze i przede wszystkim rozmawialiśmy w cztery oczy, nie musieliśmy tutaj nikogo udawać. - Oho, tylko nie mów tego publicznie bo połowa lasek co chodzi na lecznicze się już nigdy na nich nie pojawi – ostrzegłem żartobliwie Felka, po jego coming out’cie, przynajmniej w moim kierunku – nie wiedziałem jakiej jest orientacji i nie żeby mnie to jakkolwiek interesowało bardziej niżeli jako ciekawostkę i materiał do żarcików. - Skąd wiesz, że moja? – Zapytałem z uśmieszkiem, choć miałem nadzieje, że wątek nie zostanie kontynuowany bo sam nie do końca wiedziałem. Potrafiłem czuć pociąg do kobiet, nie zdarzyło mi się to jeszcze do mężczyzn, lecz tak naprawdę ciężko było mi cokolwiek orzec, jeśli chodzi o miłosne tematy. Nigdy się nie zakochałem, nie byłem nawet blisko, w moim życiu zawsze były dwie kobiety, którymi są Hope i Ruby. Nigdy nie było jednej, takiej która mogłaby jakkolwiek wyjść na podium w hierarchii mojego serca. Tak więc nigdy nie określiłem się pod kątem orientacji i do tej pory było to ponad moje siły. Przepracowaliśmy kolejne próby, każda moja kolejna była zbliżona do perfekcji, lecz wciąż nią nie była, w zamian moje uszy już zaczynały powoli boleć od nieustannego huku. Rzucane raz po raz, to zaklęcie potrafiło wymęczyć również fizycznie, jednak nie poddawałem się. Uśmiechnąłem się do Felka, po czym wzruszyłem ramionami. - Spoko luz, będę czekać na twoje listy z tęsknotą w sercu i łzami w oczach. Ja sobie jeszcze zostanę i potrenuję. Trzymaj się! – I widząc odchodzącego Felka, podniosłem ponownie różdżkę i wykonałem dziesięć kolejnych prób, które jeszcze bardziej umocniły mnie w przekonaniu, że to zaklęcie było cholernie potężne, ja zaś powoli je opanowywałem. Uśmiechnąłem się sam do siebie, nieco już wykończony i po dziesiątym zaklęciu rzuconym w eter, schowałem różdżkę i spaliwszy ostatniego kiepa na dziś, wróciłem do zamku.
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Nie mógł usiedzieć w miejscu. To, co działo się dookoła nich, to, że ich ogród powoli zamieniał się w małe bajoro, a oni nie do końca byli w stanie sobie z tym poradzić, zaczęło go denerwować. Słyszał już oczywiście o dementorach, których pojawiało się coraz więcej, w najmniej spodziewanych miejscach i momentach, słyszał również o innych dziwach i problemach, a to przestawało mu się mieścić w głowie. Christopher nie żył od wczoraj, wiedział, że pośród czarodziejów wielokrotnie pojawiały się najróżniejsze klątwy, kłopoty i wyzwania, ale to, o czym obecnie plotkowano, było dla niego nieco szalone. Nie był bowiem w stanie wyjaśnić sobie, dlaczego niektóre zwierzęta zaczęły pojawiać się częściej, inne zniknęły, a wody niespodziewanie wystąpiły z brzegów. Właśnie dlatego wybrał się na ten spacer, starając się znaleźć jakieś ślady w lesie. W jego głębi znajdowało się jezioro i zastanawiał się, czy również tam okaże się, że woda faktycznie zaczęła pochłaniać okoliczne tereny, czy być może było to miejsce, które ocalało od tego szaleństwa. Zostawił wiadomość Joshowi, nie zamierzając znikać bez słowa, a później faktycznie skierował się w głąb lasu, wędrując znanymi sobie ścieżkami, mając świadomość, że to, co robił, było zapewne nieco szalone. Ostatecznie jednak od dawna igrał z niebezpieczeństwem, czasami przekraczał pewne granice i zapewne właśnie to robił w tej chwili. Przystanął, gdy znalazł się na polanie, oddychając nieco głębiej, czując jednocześnie, że marsz przyjemnie go rozgrzał, a następnie rozejrzał się po okolicy. Wszystko wyglądało niesamowicie zwyczajnie, nie dało się tutaj dostrzec najmniejszych zmian, dało się również słyszeć śpiew ptaków, które właściwie zawsze milkły w niesprzyjających okolicznościach. Christopher aż lekko zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy był w stanie w takim wypadku znaleźć w okolicy źródło wszystkich problemów, czy też nie.
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Co robił w Hogsmeade, skoro tyle razy zapierał się, że nie będzie opuszczał Inverness? No cóż, łamał dane samemu sobie słowo. Nic nowego. Nie robił tego jednak tak zupełnie bezcelowo. Musiał jakoś wrócić do formy, dlatego też postanowił wbić się w swój wierny ślizgoński dresik i poćwiczyć na łonie natury, od biegu zaczynając. Tuptał więc sobie szybko po okolicznych terenach wspominając, jak to wielokrotnie wybierał się tutaj z Aleksandrą, Willem, czy Lucasem. Tak, czasem naprawdę brakowało mu Hogwartu, a raczej ludzi, których mógł w jego murach widywać praktycznie codziennie. Teraz, gdy nie miał do szkoły wstępu czuł się nieco osamotniony momentami szczególnie po tym, jak nie miał już obok Felinusa. Nie radził sobie z tym najlepiej, ale zamiast po raz kolejny sięgać po używki, tym razem postawił na coś zdecydowanie zdrowszego. Właśnie wbiegł na polanę, gotów przekroczyć ją i zniknąć gdzieś między drzewami, gdy gdzieś niedaleko zamajaczyła mu znajoma sylwetka. Nastolatek uznał, że mała przerwa mu nie zaszkodzi, a poza tym @Christopher Walsh był właśnie człowiekiem, którego teraz potrzebował. A przynajmniej na pewno miał do niego kilka pytań związanych ze znajdującymi się w magicznym dzienniku notatkami. -Pan O`Connor! - Zawołał do niego, machając dłonią nim podbiegł i stanął obok mężczyzny. -Miło Pana widzieć! Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. - Uśmiechnął się lekko, po czym zgiął w pół, próbując wyrównać oddech po biegu. Niestety, twarz Christophera przywołała też pewne wspomnienia związane z jednym gryfonem, pustnikiem i oderwaną kończyną, przez co nastolatek nie tylko skaził lokalną trawę swoim potem, ale i zawartością żołądka, która automatycznie z niego wyleciała. Solberg nie przejmował się tym jednak, bo choć trząsł się jak osika, to poniekąd był do tych ataków przyzwyczajony. Wyjął więc z torby butelkę wody i nawodnił się, bez najmniejszego komentarza. Skupiał się raczej na tym, żeby nie zapomnieć co dokładnie miał do byłego gajowego za interes.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher dostrzegł Maximiliana, nim ten jeszcze się do niego odezwał, aczkolwiek z pewnej odległości nie był w stanie go rozpoznać. Nie znał również chłopaka na tyle dobrze, by jego widok natychmiast przywoływał wspomnienia sprzed roku, niemniej jednak wystarczyło, że ten się odezwał i zrobił kilka kolejnych kroków, by do byłego gajowego powróciły właściwe wspomnienia. Kolejne i kolejne, jak zdał sobie sprawę, ostatnie z nich zdecydowanie niezbyt przyjemne, dość bolesne i irytujące, zupełnie jakby było swoistym cierniem gdzieś na dnie jego serca. Nie miał pojęcia, co działo się z członkami tamtych wydarzeń, jak się dzisiaj mieli, ale widząc, jak Maximilian wymiotuje, Christopher uniósł brwi ze zdziwienia, nie mając pojęcia, co się z nim działo. - Wszystko w porządku, Solberg? - zapytał, przyglądając mu się uważnie. Nie miał pojęcia, co działo się z chłopakiem, nie wiedział również, co ten tutaj robił, a biorąc pod uwagę jego strój, zapewne wybrał się na ćwiczenia. Christopher nie wiedział, dlaczego ten postanowił zapuścić się tak daleko, nie był również pewien, czy powinni na coś podobnego pozwalać, nie mając pojęcia o tym, że chłopak nie uczęszczał już do Hogwartu - choć może powinien się tego domyślać po tym, co wydarzyło się, nim wyjechał - toteż przypatrywał mu się teraz z niekłamanym zdziwieniem. Ponieważ zaś nie przywykł jeszcze do tego, by inni zwracali się do niego nazwiskiem jego męża, nie poprawił Maximiliana, nie uważając tego również za coś złego. - Powinieneś usiąść - powiedział stanowczo, spoglądając uważnie na wyższego od siebie chłopaka, jednocześnie wskazując dłonią na powalone drzewo, które znajdowało się w ich pobliżu. - Nie wyglądasz najlepiej, nie chcesz, żeby odprowadzić cię do skrzydła szpitalnego? Christopher przesunął uważnym wejrzeniem jasnych oczu po byłym uczniu, zastanawiając się, czy przypadkiem nie powinien faktycznie odprowadzić go do zamku, robiąc to w pośpiechu. Co prawda ten sprawiał wrażenie, jakby się co najwyżej przetrenował, ale nie jemu było oceniać jego stan zdrowia, ostatecznie, choć znał się na uzdrawianiu, nie miał aż tak wielkich zdolności, by faktycznie móc mu teraz pomóc, gdyby okazało się, że to coś więcej, niż przemęczenie organizmu.
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Szczęśliwi, którzy mają słabą pamięć, albo przynajmniej taką, która nagminnie nie podkłada im pod nos traumatycznych wydarzeń. Nastolatek był już na tyle przyzwyczajony do swojego stanu, że nawet spojrzał zdziwiony na pytanie Christophera, po czym odezwał się z jedyną rozsądną i oczywiście kompletnie fałszywą odpowiedzią. -Tak, dawno nie trenowałem i chyba przeceniłem swoje możliwości. - Wyjaśnił z lekkim uśmiechem, wyrównując oddech i polewając sobie lekko kark wodą z butelki. Przyjemny chłód na szyi pomógł przywrócić nastolatka do rzeczywistości i odegnać nadchodzące ponownie mdłości. Mógł więc teraz w pełni skupić się na Christopherze i słowach, które wypowiedział, a której jeszcze bardziej go zaskoczyły. -Skrzydła szpitalnego? - Powtórzył, bo początkowo nie potrafił wydusić z siebie nic innego. -Tam to raczej mnie nie przyjmą za dobrze. Nie pracuje już Pan w szkole? Wyjebali mnie. Znaczy, zabronili rekrutacji na studia, ale to jeden chuj. - Wyjaśnił, teraz ciekaw gdzie O`Connor się cały ten czas podziewał. Na pewno gdyby wciąż był w Hogwarcie, nie ominęłaby go informacja, że w końcu zapanował względny spokój, bo Solberg musi radzić sobie w życiu sam. Świat naprawdę stawał na głowie i nastolatek powoli dochodził do wniosku, że naprawdę nie chce oglądać, w którą stronę to wszystko zmierza. -Ale... Nadal zajmuje się Pan zielarstwem, prawda? - Zapytał, nie chcąc wejść w konwersację, która nie miałaby racji bytu. Pamiętał bardzo dobrze, jak Christopher pomagał mu rozszyfrować mowę kwiatów, gdy pewnego dnia dostał tajemniczy wianek od jeszcze bardziej tajemniczej kobiety, która ostatecznie okazała się być Olivią Callahan.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Być może Christopher nie miał takich przeżyć, jak stojący przed nim chłopak, ale mimo wszystko swoje w życiu widział. Mierzył się z różnymi przeciwnościami losu, wiedząc, że nie że wszystkich wyszedł bez szwanku, ale musiał przyznać, że mimo wszystko był dość odporny na wiele zdarzeń, na wiele wspomnień. O wiele łatwiej było mu mierzyć się z magicznymi stworzeniami, krnąbrnymi roślinami i problemami, z którymi musiał walczyć za pomocą czarów, niż z własnymi uczuciami. Przez lata zamknięty na to, co się dookoła niego działo, zamknięty na pewne sprawy z powodu babki, która zdawała się trzymać go na łańcuchu, zgubił się sam w sobie. Rany, blizny, czy nawet utraty kończyn o dziwo nie były dla niego tak traumatyczne, a stanowiły jedynie coś, czyn należało się zająć i powierzyć wprawnym uzdrowicielom. W końcu to właśnie Christopher ratował młodego centaura z łap wygłodzonych pajęczaków, czy zaganiał diabelskie sidła na ich miejsce, próbując nie wybudzić przy tej okazji mandragor. Skinął lekko głową na jego słowa, przyglądając mu się z uwagą, w każdej chwili gotów zareagować na to, co się właściwie działo, obawiając się, że chłopak może upaść, a potem zmarszczył lekko brwi. Ignorując jego sposób wyrażania się, w końcu nie był małym dzieckiem, które należało strofować, przyswoił sobie tę nowa wiedzę, dochodząc do wniosku, że musiał zdecydowanie kogoś zapytać o wydarzenia, które doprowadziły do tego, do czego doprowadziły. Podejrzewał, że i on się do tego jakoś przyczynił, ale mimo wszystko miał zbyt mało informacji, by móc w pełni ocenić to, co się wydarzyło. - Nie było mnie tutaj przez prawie rok, Solberg - wyjaśnił jedynie, nie mając potrzeby spowiadać się z tego, co dokładnie robił i gdzie przebywał; ostatecznie to nie było coś, o czym musieli wiedzieć dokładnie wszyscy. - Ale tak, nadal zajmuję się zielarstwem - dodał, zaraz pytając chłopaka, czy jest pewien, że nie chce usiąść, w końcu nie wyglądał najlepiej. Znajdowali się zresztą w środku niczego i Christopher wiedział, że trudno byłoby mu tutaj znaleźć pomoc. Sam znam się na uzdrawianiu, aczkolwiek nie wiedział, czy w takim stopniu, który w zaistniałej sytuacji były zadowalający. Nie zamierzał jednak na siłę sądząc gdzieś chłopaka, ostatecznie bowiem ten nie tylko był od niego wyższy, ale również był już całkowicie samodzielnie myślącym, dorosłym człowiekiem. Jeśli na własną odpowiedzialność chciał tracić siły, to Christopher niewiele mógł na to tak naprawdę poradzić.
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
W to, że Chris swoje w życiu przeżył, to akurat Max nigdy nie wątpił. Większość starszych czarodziejów miało za sobą bagaż, którego nikt im nie zazdrościł, a fakt, że stawianie czoła wszystkiemu tylko nie własnym problemom, Solberg rozumiał aż za dobrze. Nigdy nie był w tym mistrzem, ale czy ktokolwiek tak naprawdę mógł powiedzieć, że w pełni tę sztukę opanował? Wątpił. Przez ten rok, kiedy to już oficjalnie przestał być podopiecznym Hogwartu, jego relacje z kadrą znacząco się poprawiły i rozluźniły. Przyzwyczajony do tego stanu rzeczy kompletnie zapomniał, że nie każdy życzy sobie ocieplenia stosunków i do niektórych wciąż powinien zachowywać się z należytym szacunkiem, jaki okazywali sobie w szkolnych murach. -Przepraszam, nie miałem pojęcia. Cieszę się jednak, że Pan wrócił, bo nie ukrywam mam pewną zagwozdkę i potrzebuję konsulatcji. - Przyznał, gdy Christopher wyznał, że zielarstwa nie odrzucił w kąt. Swój stan fizyczno-psychiczny odrzucił już w kąt, skupiając się na tym, co go interesowało. Wskazał głową miejsce na pieńku obok siebie, by nie trzymać mężczyzny na nogach podczas rozmowy, którą miał nadzieję, że przez chwilę pociągnie. -Proszę wybaczyć, że ledwo po powrocie zaciągam Pana do roboty, ale pracuję nad eliksirem - dość skomplikowanym - i szukam roślin, które mogą wzmocnić jego efekt. Chodzi mi dokładnie o coś wytrzymałego na warunki atmosferyczne i mocno odpornego na wszelkie choroby i infekcje. Najlepiej, żeby nie była to roślina Europejska. - Wyjaśnił, ponownie racząc się chłodną wodą, bo sił to miał tragicznie mało. Wyjął nawet z torby paczkę czekoladowych żab, zachowując jedną dla siebie, a drugą proponując swojemu rozmówcy, jak na kulturalnego dziewiętnastolatka przystało.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher zajął ostatecznie miejsce obok chłopaka, przyglądając mu się cały czas uważnie, nie będąc do końca pewnym, czy ten aby na pewno sobie poradzi, czy jest w stanie oddychać poprawnie, czy nie należałoby jednak zabrać go do uzdrowiciela. Przyjął, podziękowawszy, czekoladową żabę, po czym uniósł lekko brwi, zastanawiając się, co właściwie Maximilian planował. Kiedy go poznał, wydawał mu się po prostu chłopakiem pełnym energii, potem jednak zaczął coraz bardziej go niepokoić, swoimi najróżniejszymi pomysłami, wybrykami, aż w końcu okazało się, że bramy Hogwartu zostały dla niego zamknięte. Dlatego też Chrisa nieco niepokoiło jego pytanie, pomijając zupełnie fakt, że to nie było do końca właściwe miejsce na podobne rozmowy. Czas również nie był idealny, biorąc pod uwagę zmęczenie Maximiliana oraz fakt, że profesor zamierzał przekonać się, czy okolica jest aby na pewno spokojna. Musiał jednak przyznać, że to, o czym mówił chłopak, na pewien sposób go ciekawiło. - To nieco zbyt mało informacji. Do czego ma służyć ten eliksir? Na co ma być wytrzymała ta roślina? Jakich innych składników próbujesz użyć, żebym nie zaproponował ci czegoś, co wejdzie w niepożądaną reakcję z pozostałymi elementami. To bardzo dużo pytań, Solberg, i wolałbym jednak wiedzieć więcej - stwierdził spokojnie, aczkolwiek dość stanowczo, przyglądając się z uwagą chłopakowi. Nie był w stanie ocenić, czy ten próbował zrobić coś głupiego, czy przeciwnie, coś dobrego, trudno było to ocenić, trudno było powiedzieć, co się za nim kryło, czego pragnął, dlatego też Christopher nieco ostrożnie badał grunt, starając się przekonać, w jaką stronę kierował się obecnie były uczeń Hogwartu. Nie odmawiał mu pomocy, ale musiał mieć pewność, że nie zaczynają stąpać po bardzo niepewnym gruncie. Nie mówiąc w ogóle o tym, że nie chciał przypadkiem doprowadzić do jego krzywdy, wskazując nieodpowiednie składniki.
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Tak, nie miał najlepszych relacji z Christopherem po tym, jak kilkukrotnie mężczyźnie podpadł. Nie oznaczało to jednak, że go nie szanował. Po prostu zew niszczenia sobie życia była u nastolatka silniejsza niż jakikolwiek rozsądek i choć przez ten rok wyraźnie postąpił ku poprawie, tak teraz jakby cofał się do punktu wyjścia, gdy życie znów zaczęło mu się walić na głowę. Wyczucia to on nigdy nie miał, ale gdy tylko było źle zatracał się w robocie, więc i teraz było to całkowicie normalne, że zamiast biadolić, jak to pustnik wchodzi mu na psychikę, postanowił zadać kilka pytań. Może wyleciał z nimi za szybko, może urwał się jak Filip z Konopi, ale musiał zająć czymś umysł, by wrócić do siebie i we względnym stanie przekroczyć później próg domu w Inverness. -Jasne, przepraszam. - Zreflektował się od razu, po czym zabrał za nieco bardziej obszerne tłumaczenia. -Dwa lata temu wpadłem na pomysł eliksiru, który dostosowywałby organizm człowieka do warunków zewnętrznych i zabezpieczał jego ciało przed ekstremalnymi temperaturami. Coś a`la klimatyzacja podczas wyjazdów na Saharę i grzejnik w czasie wyprawy na Syberię. Baza roślinna jest do tego najlepsza i jestem pewien, że jako głównego składnika użyję krylicy. Myślałem też o tojadzie, ale nie przeprowadziłem jeszcze odpowiednich testów. Na pewno będę potrzebował silnego stabilizatora, który utrzyma mi to wszystko w kupie, ale to też rozprawa na później. Chodzi o to, że poszukuję teraz czegoś, co zadziała wspomagająco na organizm. Pomoże mu się regenerować w niecodziennych warunkach i tym podobne. Rozumie Pan? - Nie lubił do końca opowiadać o tym planie, ale nie ze względu na strach, że ktoś mu podkradnie recepturę, a bardziej przez wzgląd na to, że jeśli zawiedzie, będzie miał poczucie, że zawiódł wiele osób. Zazwyczaj trzymał pomysły dla siebie, aż do czasu wprowadzenia ich w życie. Już i tak zbyt wiele osób wiedziało i kilku jego odłożonych na półkę projektach.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Z całą pewnością Christopher nie spodziewał się, że zostanie o coś podobnego zapytany, a już na pewno nie w takiej chwili. Nie w takim miejscu, nie wtedy, kiedy siedzący obok niego chłopak wciąż nie wyglądał najlepiej. Być może jednak rozmowa o czymś, co było dla niego ważne, była lepsza niż nieustanna troska i oczekiwanie na to, co się zmieni, toteż mężczyzna pokiwał lekko głową, unosząc przy okazji nieznacznie brwi. Nie spodziewał się, że Maximilian może robić coś podobnego, że mógł mimo wszystko skoncentrować się na jakiejś pracy, że mógł dążyć do stworzenia czegoś całkowicie nowego. Było to niewątpliwie budujące i spowodowało, że mimo wszystko Christopher spojrzał nieco przychylniej na chłopaka, zastanawiając się, czy pomoc w tym działaniu nie może okazać się ważniejsza, niż wydawała się, gdy Solberg wyrzucił z siebie pierwsze pytania. - Brzmi zachęcająco - przyznał profesor, marszcząc przy okazji nos, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. - Dobór odpowiednich ziół może okazać się w tym przypadku trudny i dla bezpieczeństwa zaproponowałbym albo większą dawkę , albo przynajmniej dwa dodatkowe składniki, ale muszę to przemyśleć. Rozumiem, o co ci chodzi i wiem, że dla bezpieczeństwa należałoby chronić organizm przed nadmiernym wyziębieniem albo przegrzaniem. Pamiętaj tylko, że krylica i tojad są w gruncie rzeczy niebezpieczne. Mogę napisać do ciebie, gdy już zastanowię się na spokojnie nad twoim pytaniem? Spojrzał na siedzącego obok chłopaka, odnosząc wrażenie, że ten mimo wszystko ożywił się, gdy zaczęli rozmawiać na temat eliksiru, a to zdaniem Christophera mimo wszystko dobrze wróżyło na przyszłość. Liczył na to, że cokolwiek działo się z Maximilianem, ten ostatecznie znajdzie swoją drogę, bezpieczną drogę, po której będzie mógł wędrować bez najmniejszych problemów.
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Właśnie w takich momentach najbardziej potrzebował ucieczki od rzeczywistości, a lepszej niż eliksiry to nie znał poza dragami, ale raczej nie był wbrew pozorom aż tak jebnięty, żeby tu i teraz usypać sobie kreskę na oczach Christophera i z zadowoleniem wprowadzić prochy do organizmu. Nie, nawet nie chciał tego, choć uzależnienie naciskało na jego umysł. Wolał zająć się czymś bezpieczniejszym i równie dla niego przyjemnym. -Jasne, wiem że sprawa nie jest najłatwiejsza. Zresztą konsultowałem to też z osobami zaznajomionymi z kociołkiem. Będzie dużo pracy, ale nie przeszkadza mi to. Skoro nauczyłem się zamieniać ludzi w syreny dzięki autorskiej herbatce, to tego nie ogarnę? W każdym razie będę wdzięczny za jakiekolwiek informacje, czy literaturę pomocniczą. - Uśmiechnął się do mężczyzny czując, jak w jego sercu rośnie nadzieja, że może jednak coś mu jeszcze w życiu wyjdzie.-Krylica jest wręcz nieodpowiedzialnie niebezpieczna, ale daje też najwięcej możliwości. Chcę poeksperymentowć z różnymi fazami rozwoju i częściami tej rośliny. Zobaczę jaki odczyn powstaje w kociołku i wtedy będę kombinował dalej, czy bardziej to zakwasić, czy zneutralizować, a to też powinno wiele mi powiedzieć. - Zauważył słusznie, poniekąd przedstawiając początkowy plan działania. Wiedział, że to dopiero wierzchołek góry lodowej, ale nie martwiło go to na ten moment. Uwielbiał proces twórczy dla samej sztuki i nie miał zamiaru po raz kolejny się poddawać teraz, gdy miał wiele myśli do zagłuszenia. -Gdybym mógł się też jakkolwiek odwdzięczyć, proszę uderzać. Chętnie się jakkolwiek odwdzięczę. Nawet paczką kawy, czy też zaopatrzeniem w jakieś eliksiry. - Zaoferował się, bo nie chciał przecież wykorzystywać mężczyzny, a przy tym, co działo się teraz w Brytanii Max wiedział, że niektóre mikstury są wręcz niezbędne do przetrwania we względnie porządnym stanie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Znalezienie zastępstwa dla używek zawsze było czymś dobrym. Christopher nigdy nie pochwalał pijaństwa, nie mówiąc o czymś mocniejszym, nie tolerował tego typu rzeczy, postrzegając je jako coś skrajnie nieodpowiedzialnego, dlatego też może lepiej, że nie wiedział, co dokładnie chodziło po głowie Maximiliana. Czym ten zajmował się, poza tworzeniem eliksirów, które mimo wszystko profesor traktował jako coś godnego uwagi. Zaraz zresztą Walsh uniósł lekko brwi, orientując się, że najwyraźniej chłopak już wcześniej próbował swoich sił w tworzeniu czegoś nowego, po czym pokiwał głową z uznaniem. - Gdybyś miał problem z krylicą, mogę ci z nią pomóc. Ostatecznie śmiem twierdzić, że mam dostatecznie wiele doświadczenia, by móc poradzić sobie z takimi roślinami – powiedział, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Nie ulegało wątpliwości, że problem Maximiliana jednak go zaciekawił, że jego prośba okazała się na tyle interesująca, że już teraz Christopher przerzucał w myślach katalog znanych mu roślin, próbując zestawić je ze sobą i przekonać się, co mogło z nich wyjść, próbując zorientować się, czy te nie wchodziły ze sobą w niepowołane reakcje. Nie znał się co prawda na eliksirach, ale znał się dostatecznie dobrze na ziołach, by wiedzieć, że niektórych z nich nie należało ze sobą łączyć, choćby z prostego powodu, iż można było przez nie nabawić się rozstroju żołądka. Uśmiechnął się jednak zaraz na uwagę Maximiliana, a potem pokręcił głową. - Kiedy już uda ci się stworzyć ten eliksir, chętnie go przetestuję, to wszystko – powiedział. – Ale jeśli chcesz pomówić o różnych ziołach, to zapraszam, możemy spotkać się i omówić ich właściwości, kiedy tylko upewnię się, że moje propozycje mają jakiś większy sens. Co ty na to? Na razie jednak powinieneś chyba wracać do domu i odpocząć – dodał, przyglądając się uważnie Solbergowi. Chłopak sprawiał wrażenie, że jest już w lepszym stanie, ale tak naprawdę trudno było to tak do końca ocenić i mimo wszystko Christopher wolał nie ryzykować, że ten za chwilę faktycznie się przewróci i spotka go coś przykrego. Stwierdził jeszcze, że w najbliższych dniach powinien spodziewać się od niego listu.
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Cóż, Max też dumny z siebie specjalnie nie był dlatego, że wpadł w to całe bagno, ale próbował przecież z tego wyjść. To, że obecnie szło mu trochę ciężej miał za chwilową słabość spowodowaną rozstaniem z ukochanym. Walczył, nie chciał wracać do tego, co działo się z nim kiedyś, ale nie było to wcale takie proste. -Bardzo chętnie. Zazwyczaj używałem jej według wskazań i sprawdzonych schematów, teraz wypływam na kompletnie nieznane mi wody. - Przyznał z lekkim uśmiechem, w którym widać było, że chłopak nie może się już doczekać, aż zacznie kombinować, co by tu z tą specyficzną rośliną zrobić i jak dostosować ją do tego, czego eliksir akurat potrzebuje. Doświadczenie Chrisa mogło być tu więc nieocenione. Cel został osiągnięty. Chwilowa słabość nastolatka poszła w zapomnienie, gdy tylko zajęli się czymś znacznie ciekawszym dla nich obojga. Solberg zawsze szanował byłego gajowego za jego wiedzę i podejście do podopiecznych, choć podobnie jak jego mężowi, tak samo Chrostopherowi zaszedł parę razy za skórę podczas swoich szkolnych lat. -Skoro jest Pan pewien, da się załatwić. - Skinął głową w niemym podziękowaniu, składając tym samym obietnicę. Oczywiście najpierw sam musiał przetestować wywar w każdej możliwej sytuacji i konfiguracji, bo nie narażałby nigdy nikogo innego na efekty własnej głupoty i niekompetencji, ale zapisał sobie w pamięci, że jak tylko wypuści miksturę do użytku, Chris będzie na pewno na liście osób, które dostaną od Maxa darmową fiolkę. -Jestem bardziej niż chętny i wdzięczny. Proszę w takim razie wysłać mi sowę, kiedy znajdzie Pan chwilę czasu. Postaram się też mieć już nieco więcej planu do tego czasu. - Zapewnił go, nie komentując słownie całego tego tematu odpoczynku i wracania do domu. Nie uważał, że jest mu to specjalnie potrzebne, ale też nie chciał się kłócić. -Do zobaczenia i proszę uważać na dementory. - Pożegnał się z Chrisem, po czym teleportował do Inverness.
//zt x2
+
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Najpierw zaczęło się od liściku, aby spotkać się na polanie poza zamkiem w samo nie-południe. Głównie dlatego, że Wacławowi się nudziło i chciał zagrać w pewne szarady czy cokolwiek. A może naczytał się jakiegoś dziwnego low fantasy harlequina i chciał odwzorować sobie na siebie taki klimat zagadek, ucznia, mistrza i magii. Chociaż mistrzem Wacław nigdy by się nie nazwał, bo w momentach wielkiej desperacji zamiast czarować to rzucał w przedmioty swoją różdżką, aby uzyskać jakikolwiek efekt. Co czasem jest trudne do realizacji, tak, taka prawda. Na kamieniu postawił trzy prawie puste butelki po alkoholu: szkocka, wódka i cydr. Obok zaś stały dwa zdobne (plastikowe) kielichy z wodą. Czy można się nauczyć zaklęć lepiej niżeli doświadczając ich empirycznie? Pewnie tak. Jednak na potrzeby tego spotkania uznaje, że nie! Dlatego Wacuś przygotował się niemało i oczekiwał swojego ucznia. Chociaż bardziej pasowałoby tu słowa - ofiara do upicia. Tak, z całą pewnością można tak to nazwać. Ano i poza tymi butelkami to Puchon już nie przygotował nic więcej. Co najwyżej napisał sobie jak dobrze akcentować zaklęcia. Napisał to na ręku, żeby udawać profesjonalistę. - Dobra, mordeczko, jesteś gotowy? - Wodzirej nie był. Właściwie nigdy nie był gotów na takie rzeczy, ale skoro już coś obiecał to musiał być słowny! Zatem dziś wszystko idzie ku potwierdzeniu tychże słów.
Ostatnio zmieniony przez Wacław Wodzirej dnia Nie Lis 06 2022, 00:29, w całości zmieniany 1 raz
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Dobrze, że to nie było południe, to przynajmniej Basil mógł dospać, po kolejnej nocy spędzonej nad jakąś niebywale ciekawą lekturą o rytuałach godowych trolli jaskiniowych czy innym, równie porywającym tytułem. Otrzymawszy zagadkowy list, przypomniał sobie spotkanie na moście i niezwykle przydatne zaklęcie, które zaprezentował mu tamtego czasu, co z pewnością zmotywowało go bardziej do ruszenia dupy z dormitorium. Polanka może nie była jego pierwszym wyborem, kiedy stawiał na naukę, ale uznał, że cóż, może jednak Wodzirej nie rzucał słów na wiatr i jego zaklęcia stanowiły zagrożenie dla niego, wszystkich wokół i świata. Stawiając się w wyznaczonym miejscu, ocenił przygotowane materiały do nauki, oglądając je pobieżnie i oceniając, że no fajnie, fajnie, że trzy butelki, tylko szkoda, że puste. - Bardziej gotowy - ziewnął jeszcze trochę- nie będę. - odchrząknął. Popierał metody nauczania, które zawierały w sobie elementy doświadczalne, jak wiadomo, ćwiczenia zawsze wchodzą lepiej niż teoria, a i jak ocenić, czy woda rzeczywiście stała się wódą, jeśli nie smakując cierpkiej jej goryczy na języku? Wszystko może pachnieć wódą, chociażby takie no, perfumy, a perfum pić by nie chciał. Zakasał rękawy lekko rozciągniętej bluzy, po której skakały ciemnozielone wzorki żab, skąd miał bluzę w żaby? Nie pamiętał, ale była to jedna z tych, które był skłonny poświęcić, gdyby podczas tej lekcji miał stanąć w ogniu, bądź co gorsza, obrzygać się. - Od czego zaczynamy, mistrzu? - przeniósł spojrzenie na puchona, gotując się do akcji.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Spojrzenie Polaka w kierunku Bazyliusza piorunowało go oraz sugerowało odpowiedź samą w sobie: pytasz a wiesz. Co z lekka można za uwłaczające, chociaż Wacuś uznał to za całkiem słodkie. Zwłaszcza, iż zwrot per mistrzu pasował tutaj jak pięść do nosa a wielu rodaków robaków bruneta mówiło tak, kiedy Bieda piszczała im za kołnierzem zaś wątroba domagała się ulubionej spośród szerokiego asortymentu trucizn. - Zaczniemy, oczywiście, od spróbowania. Zaklęcie polega na tym, że odtwarzamy ciecz, która znajduje się w naczyniu. To znaczy, że jeśli chciałbyś uzupełnić szkło od łychy to najlepiej jest znać ci smak i konsystencje tejże konkretnej. Musisz ją pozostawić tak, aby magia odbudowała jej strukturę i no wiesz - wzruszył ramionami, gdyż było to oczywiste. - Masz całą, pełną butelkę. - Uśmiechną się słodko po czym - niczym najlepsza wodzianka - podniósł butelkę i ją zaprezentował. Resztki brunatnego alkoholu smutno walczyły z dnem butelki o dominację i nektar bogów dostawał mocno w dupę. - Generalnie to zaklęcie brzmi Oppleo, jego działanie ci już tłumaczyłem. Czy powinienem coś dodać, nie wiem. Staramy się kłaść nacisk, aby wymowa opierała się na ładnej kadencji. Akcent nie wiem nawet gdzie kłaść. Ja kładę na drugą sylabę od końca - z lekkim wstydem spuścił wzrok prędko na bok, aby uniknąć spojrzenia Ślizgona. Ta nauka nie mogła mieć pytań do prowadzącego głównie ze wzgląd na to, że Wacuś w stanie odpowiedzi udzielić nie był. - Jest to idealne zaklęcie do okradania starych z zapasu alkoholu - pochwalił się znajomością użyteczności rzeczy. Na koniec Puchon pokazał jak zaklęcia ma wyglądać, a butelka uzupełniła się pod naciskiem magicznej pałki. Po czym nastąpił skromny czas na degustację. - Chyba, że chciałeś się nauczyć tego drugiego zaklęcia - po przydługim wstępnie zreflektował się wielce.
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
W Bazylowym świecie mistrz nie był tytułem uwłaczającym, co innego król złoty, ale tak Wacława nazwałby pewnie dopiero po ćwiczeniach, a raczej konsumpcji trzech butelek alkoholu. O ile wcześniej by nie stracił przytomności lub nie wypluł wnętrzności w agonalnych torsjach. W środku liczył na to, że niepozorny puchon skrywa więcej przydatnych sekretów, na przykład dobrą znajomość magii leczniczej, która przy tak zapowiadającej się praktyce mogła bardzo się przydać. I to im obu. Nie tracąc rezonu, pokiwał głową na tę prezentację, z uznaniem podziwiając zarówno piękną butelkę, jej zawartość, ale i gibką wodziankę. - Oppelo. - powtórzył wiernie wypowiedź puchona, starając się odwzorować akcenty kładzione na każdą ze zgłosek, przez co zabrzmiał prawie, jakby miał polski akcent. Kiwnął głową sam do siebie, bo wydawało się, że to dość proste, niestety rzeczywistość była taka, że Bazyl, choć pod opieką mistrza transmutacji, jakim był Whitelight pilnujący ślizgonów, do samej tej dziedziny miał antytalent. Wolał się swoimi zmartwieniami z Wodzirejem nie dzielić, bo miał przeczucie, że to im obu jedynie popsuje nastrój. Nie wiedząc o zasadzie niezadawania pytań, zaraz jakieś przyszło mu do głowy. - Działa na wszystkie rodzaje cieczy? - ujął butelkę, którą następnie obwąchał jak znawca, może nie był znawcą, ale na pewno wielkim miłośnikiem jak większość chłopców w jego wieku. Oblizał się trochę zbyt ochoczo i nalał im do przygotowanych przez trenera kubeczków. Bardzo się cieszył z tego, że degustacja jest ważną częścią treningu. Trunku z butelki ubyło akurat tyle, co do dwóch plastikowych szklanic, w związku z czym Bazyl wyjął różdżkę i stuknął w szkło mówiąc wyraźnie "Oppelo!". Los chciał, że nic się nie stało. Odchrząknął więc i napił się jeszcze, bo może to kwestia tej niedokładnej znajomości smaku i konsystencji, o których mówił Wodzirej. - Tego drugiego też chcę. - poinformował z uznaniem, przypominając sobie o aqua mutatio. Może gdyby profesor Whitelight robił lekcje z takich tematów, to by nawet go ta transmutacja zainteresowała?
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Pytanie przecięło powietrze diabelską siłą zgryźliwości rzeczy martwych. Gdy ujrzało światło dnia, Wacława aż coś zmroziło w nieprzyjemnej konwulsji. Zęby mu się zacisnęły, a serce jakoby szybciej poczęło tłoczyć krew do mózgu. Można powiedzieć, że to stres. Chociaż tu bardziej zdziwienie, że odpowiedź ułożyła się w głowie Puchona niemal natychmiast i wielce naturalnie. - Nie działa na eliksiry. Nie wiem czy w ogóle jakieś zaklęcia działają na eliksiry. - Podrapał się po karku w intensywnym zastanowieniu. Coś istnieć musiało, ale w głównej mierze Wacław tego nie używał ani w Hogwarcie, ani w pracy. Zatem aż tak istotnej funkcji nie pełniło. A na eliksirach się znał! Coś niecoś potrafi, jak to się mówi. Bardziej też niecoś niżeli coś, ale tej dziedzinie magicznego funkcjonowania póki co - oddawał się w pełni. - Oppelo ma jeszcze w sobie tyle wdzięku, że działa na ciecze w naczyniach i musi w niej pozostać jakaś resztka. Ale to już mówiłem. No, ale tyle tylko wiem - zaśmiał się bardzo sztucznie i nerwowo, co wcale mu nie pomogło w odnalezieniu pogody ducha. Szczególnie, kiedy Bazyliusz spróbował czaru użyć i mu nie pykło. Żałosne. Gdyby robili eliksir to Wacław przynajmniej wiedziałby, gdzie szukać błędów. Teraz mógł jedynie dziwić się i uznać, że różdżka Ślizgona jest trefna. Wyczarowany alkohol smakował jak alkohol, co było już oznaką czegoś dobrego tegoż popołudnia. Jeśli się niczego nie nauczą to przynajmniej się najebią, a to już jakiś zysk! Tak też niemal nie opuszczając kubeczka od ust, Puchon starał się wymyślić, co dalej począć . - Co dalej począć? - Zapytał się, bo to nie ma co udawać mądrzejszego niż się jest. Tym pytaniem student chciał nieco zmylić przeciwnika i uznać, że nauka zaklęcia numer 1 w ogóle nie miała miejsca, czmychając od razu do zaklęcia numer 2. - No, aqua mutatio - zmienia ci jedną ciecz w drugą. Ja przygotowałem wodę, abyś miał materiał do ćwiczeń i możesz zacząć od czegoś prostego, co nie? Co jest najbliższe wodzie? Kompot? - Zapytał, podając plastikowy pucharek Bazyliuszowi.
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Wszystko wskazywało na to, że Wacław może wcale nie był tak nieogarnięty, jak mogło mu się to samemu wydawać, a i wiedzę posiadał znacznie rozleglejszą, niż się zarzekał, że posiada. Bazyl z zainteresowaniem wysłuchał puchona, nie przegapiając faktu, że ten wydawał się niepewny swoich słów. Kane pojęcia o eliksirach nie miał wielkiego, chybachyba że akurat poczytał jakąś mądrą książkę i coś zapamiętał, ale taka wiedza była krótkotrwała i zazwyczaj po dwóch dniach znów był w tej dziedzinie głupi jak but. Pokiwał głową, mając nadzieję, że przynajmniej to zapamięta, bo choć ponownie stuknął w butelkę raz i drugi, powtarzając "Oppelo! Oppelo!" to chyba jednak nie mówił tego dobrze, albo wcale nie ruszał różdżką tak, jak było to przykazane, bo whisky nie chciała się oppelować. Za każdą porażkę karał się jeszcze jednym łykiem, żeby było to dotkliwsze i żeby lepiej móc wyimaginować sobie pożądany efekt. Przeniósł spojrzenie na Wodzireja, bo zdał sobie sprawę z tego, że nigdy nie ostrzegł go przed tym, jaki jest niepojętny i to szczególnie w dziedzinie transmutacji, ale miał wrażenie, że jeśli zrobi to teraz, to będzie to bardzo mocno poniewczasie. Uznał więc, że to przemilczy, nie chciał gasić determinacji chłopaka, którą wydawało mu się, jeszcze w nim dostrzegał. Pokiwał więc głową, przyjmując puchar i patrząc na Wacka pytająco. Otworzył usta, by dać debilną odpowiedź, bo mu najbliżej od wody była wóda, w końcu to różnica jednej kreski, ale powstrzymał się, bo już i tak zaczynał mieć wrażenie, że Wacek ma go za debila. - Może kompot. Może herbata? - wzruszył ramionami.- Aqua mutacjon. Czy powinienem powiedzieć to w jakiś specjalny sposób? - wolał uściślić, zanim się wygłupi po raz kolejny. Wciąż zamierzał popróbować z tym całym "oppelo", ale może niech zaczną od czegoś prostego...
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Student westchnął z bezsilności przenosząc myśli na każdą lekcję trnasmutacji, której nie przespał bądź zwyczajnie nie przetrwał jej na kacu. Sztuka trudna, ja wiem. Co zatem następuje: postać Polaka wygięła się nieco nienaturalnie. Jedną nogę ułożył bardziej z przodu, przenosząc to raz na tył, raz na przód jej ciężar. Bioderko poszło mu lekko w bok, a na nim oparł swoją dłoń. Prawą - z różdżką - trzymał tak, aby magiczna pałka celowała we wszystko wokół tylko nie w przedmiot ich zajęć. Zaś konkluzje tej scenki są dwie - alkomagii powinni uczyć w Hogwarcie, nie powinny nauczać innych osoby, które nie wiedzą co się ze sobą robi. A co dopiero z czarami czy innymi takimi. Pal to Licho. - Podejrzewam, że ci nie wychodzi, bo dość szybko i zachłannie pijesz. Moja kultura picia jest nieco inna. Chociażby obecna sytuacja wymaga wzniesienia głupawych toastów przed każdym haustem - magia nie działa, bo ktoś nie ma kultury picia, tak, ma to sens. Oczywiście Wacuś żadnych pretensji do towarzysza nie miał, po prostu przeraziło go niechlujne tempo i to że sam dopiero upił skromny łyczek. Wszak jedną z zasad zdrowego picia jest niepicie samemu. - Teraz nie nadrobisz tych strat - wciąż z nutą smutku w głosie, teraz rzucił swoje słowa z przekąsem. - Aqua mutatio - powtórzył raz jeszcze, cierpliwie i powoli. - Powtórz sobie na sucho, bo jak nas wybuchniesz to mój duch nie da ci spokoju w życiu po życiu - lekko motywujące? No, kurwa, oby.
Kosteczki:
Nie musisz rzucać jeśli nie chcesz, to jest tylko moja sugestia i propozycja, aby urozmaicić zabawę. Kosteczką o 100 oczkach: 1-49 - wodo, wodo, zmień się w kompot? Średnio na jeża. Nie stało się nic, ale jeśli miałoby to biednego Bazylego pocieszyć - woda na moment zmieniła kolor na podobny do kompotu. Zaś w powietrzu rozległ się słodki zapach śliwowicy. Szkoda tylko, że cały efekt zniknął przy pierwszym mrugnięciu. 50-69 - jeśli różdżka Ślizgona to bogini seksu to on sam musi być impotentem, bo czar ani drgnął. 70-95 - u got potenszjal! Woda się zmieniła, nie to w co miała, ale się zmieniła! 96+ - no, nie ma tak dobrze, jak się myśli, że się ma.
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Obserwował gibkie ruchy Wodzireja, uznając, że ma on całkiem smukłe biodra jak na puchona, którego zazwyczaj widział w ubraniach dość luźnych pod szatą i przez myśl mu przeszło, że może mu on pokazuje właśnie, jak ma się ustawić, by rzucać to zaklęcie. Nawet wysunął jedną stopę naprzód, by podjąć się nędznej próby naśladownictwa. Kolejne jednak słowa, padające z ust Wacława zapewniły go, że to chyba taka jego defaul'owa poza. - Jestem dość zachłanny. - przyznał szczerze- A alkohol piję szybko, bo tu nie ma co smakować. - dodał, dla usprawiedliwienia. Być może są ludzie, którzy alkohol konsumowali dla jego walorów smakowych, aromatów i bukietu. Bazyl do nich nie należał. Gdyby mógł, waliłby paliwo rakietowe, byle tylko kopało. Może jak dorośnie, to mu się to zmieni, ale był tylko głupim nastolatkiem i jedyne, czego chciał od trunków, to się nawalić. - No dobrze, dobrze. Już mnie tak nie skreślaj. - burknął niepocieszony i uniósł plastikowe naczynko- To toast zaa... ten. Twoje zdrowie? - zająknął się, bo nie był w toasty najlepszy. Upił jeszcze łyk i pomlaskał, szukając w smaku alkoholu czegoś inspirującego. Nadstawił się, przycelował, zmrużył nawet jedno oko, po czym wykonał przedziwny ruch różdżką, mówiąc wyraźnie: - Aqua mutation! - woda w butelce zabulgotała niebezpiecznie, sprawiając, że przez chwilę naprawdę przeraził się, że Wodzirej jest wieszczem i ich wybuchnie, ale zaraz bulgot ustał na rzecz zmiany koloru. Zaklęcie może i podziałało, ale to, co było w butelce, nie wyglądało na kompot.- Eee...
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Spojrzenie mówiące bycz, u toking tu me przez moment przeszło twarz Puchona, celując w stronę Slizgona. Nawet jeśli Bazyliusz krył w sobie blask piękna to ta paskudna szrama na osobowości, która własnie wypłynęła na wierzch zdegradowała chłopaka o kilka poziomów w dół. Teraz Wacuś nie będzie mówić: "No wiesz, jak zobaczysz Bazyliusza to będzie ci się chciało go zaciągnąć do ołtarza. Teraz będzie bardziej w stylu: "chłop jak chłop". Chociaż czy jest to w ogóle znaczące bądź zmienia cokolwiek w czyimkolwiek życiu? Nie, absolutnie nie. - Wiesz, bo ja lubię czasem mówić, że jestem artystą. Takim trochę poetą - chociaż od nigdy żadnego ładnego rymu Wacław nie stworzył. Co też jest czymś dobrym, gdyż nie każdy rymować potrafi, a usilne dążenie do dopasowania sylab bywa bardzo złudnym poczuciem spełnienia artystycznego.- Z tym się wiąże posiadanie wiedzy o pewnej tradycji, wiedzy totalnie w chuj niepotrzebnej, ale przy pisanie warto wiedzieć jakie niegdyś istniały konwencje - w pewnym momencie brunet spostrzegł, że macha w powietrzu dłońmi, jakoby miał wielkie cycki i chciał je podnieść w górę. Po co? Dobre pytanie. Prędko przestał, schował ręce za siebie i namiętna gestykulacja przeszła na twarz. - Po to aby wiedzieć jak je przełamywać. W piciu jest podobnie. Jeśli wiesz w jaki sposób pić dużo i się nie najebać. To ta sama wiedza pozwoli ci osiągnąć odwrotny efekt - wzruszył finalnie ramionami. Gdyż ta cała zawiła metafora dotyczyła magii i praktykowanej obecnie transmutacji. Przecież zawsze o to chodzi. - Za twoje zdrowie - powiedział z nieskrywanym obrzydzeniem, aby zaśmiać się z alkoholem w ustach i finalnie zapluć się, swój łokieć, zacząć się krztusić i śmiać jednocześnie. Tak, wspaniałe połączenie czynności życiowych. - Przepraszam, już żyję! - Na dowód rozlał im jeszcze lampeczkę kubeczek. - Tym razem za długie życie i długie nogi - wziął to z jakiejś piosenki, ale nie wiedział jakiej. Czy miało to obecnie znaczenie? Również nie miało. - Ja tego nie spróbuję - oświadczył, oglądając podejrzliwie stworzoną przez Basila ciecz. Najpierw zerknął jednym okiem, później intensywnie przypatrywał się całą twarzą. - Umiesz cofnąć transmutacje? - On nie umiał, ale wiedział, że się da, więc zapytał, bo czemu by nie? - Dobra, ogólnie coś się zadziało! Jesteśmy na dobrej drodze. Za drogę! - Wzniósł toast, o, tak to się właśnie robiło prawilnie. Otrząsnął się i lekki procent w żyłach, załączył mu tryb mentora. Aż wyprostował plecy. - Jakie mamy w nioski z tego, co dziś zaszło? Myślisz, że co należy poprawić? - Po czym wielkie puszenie rozpłynęło się niczym miraż na rzecz zwykłego Wacusia. - I czy ten wasz angielski jest aż tak zjebany, że nie umiesz dobrze powiedzieć zaklęcia? - Zdziwił się, poprawiając różdżką szczękę Ślizgona. - Masz takie kości policzkowe z genów czy coś ćwiczysz? - Bo jednak ładne kości policzkowe to ładne kości policzkowe, należało je tu pochwalić. - Niemniej, czemu taka ładna szczęka tak źle mówi? Masz problemy z żuchwą? Chcesz ja porozciągać najpierw czy coś? - Wacław tejże praktyki się bał ze wzgląd na historie o tym jak szczeki wypadają z zawiasów.
/Jak chcesz to kostki jak wcześniej
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Gdyby Bazyl wiedział, jak właśnie sam się zdegradował w oczach Wodzireja, to by go nawet ukłucie żalu ubodło gdzieś w brzuszek. Na szczęście puchon najgłębsze myśli pozostawiał w swojej głowie, co czasem było dobre, a czasem mogło prowadzić jedynie do nieszczęścia. Błędy komunikacyjne były najczęstszym problemem w budowaniu relacji międzyludzkich, a w takowych Bazyl i tak nie miał dużego talentu. Wpatrywał się więc w niego, czując przyjemny szum w uszach, jakby ten nagle zaczął mówić po szkocku i mrugał oczami, jakby ostrość widzenia, miała mu pomóc zrozumieć tę zagmatwaną metaforę. Do brzegu - chciał już powiedzieć, do brzegu Wacławie. Po puencie zmarszczył brwi. Cała ta wypowiedź nie miała najmniejszego sensu, nawalić się, to się nawalić, nie nawalić, to nie nawalić, jaka w tym poezja i finezja to już było ponad bazylowe umiejętności poznawcze. Na szczęście, zanim mu się mózg zapiekł, Wodzirej uniósł swoją szklankę, wiadomo, by mogli dalej badać transmutacyjne walory trunku, nad którego przemianą się dziś sam głowił. Uśmiechnął się więc i golnął, bo za swoje zdrowie też wypada. Obrzydzenie na twarzy Wodzireja niepomiernie go zadziwiło, zaraz jednak się tym toastem tak zakrztusił, jakby sam Melin mu zabronił przełknąć tego łyka, gdyż życzył mu powolnej śmierci w agonii. Poklepał go nawet lekko, nie chcąc mieć na sumieniu życia studenta, który na śmierć jeszcze nie zasłużył, by zaraz ochoczo podjąć kolejny toast, który wydawał mu się równie sensowny co własne zdrowie, a który rzeczywiście nie wywołał w Wodzireju aż takiej reakcji alergicznej. - Długie życie to nie wiem, ale długie nogi wypiję nawet dwa razy. - zakomunikował, delektując się napitkiem z namysłem, zastanawiając, czy jak tym razem, czując whisky w swoich uszach, żyłach, na policzkach i brzuchu, spróbuje rzucić to zaklęcie, to mu się uda, czy nie. Wynik jego ostatniej próby nie zachęcał ani jego, ani Wacka do konsumpcji, a przecież konsumpcja w ramach badań empirycznych była dla nich najważniejsza w tej chwili. By prawidłowo nauczyć się zaklęcia. Oczywiście. Pokręcił przecząco głową, nie chciał już mu wypominać, ale podkreślił dwukrotnie, że w ramach transmutacji jest anty-talentem i choć to mogłoby wskazywać na to, że odwracanie efektów transmutacji powinno mu w takim razie wychodzić przednio, to jednak tak nie było. Nie wychodziło mu wcale nic. Podparł się pod bok i uniósł brwi. - Za drogę, by nie była krętą. - dodał jeszcze dwa grosze. Nie po to był członkiem Związku Rycerzy Kielicha, by wymięknąć przy toastach. Pomlaskał chwilę, odstawiając plastikowy kubek i obracając różdżkę w palcach z namysłem. - Wniosek taki, że nie jestem w transmutację najlepszy. Możliwe też, że nie dosłyszę na lewe ucho, bo żem był pewien, że mówiłeś mutation. - pokiwał głową, dla własnego usprawiedliwienia. Przechylił głowę ze zmrużonymi oczami, kiedy różdżka Wodzireja zarysowała jego policzek, a w kąciku ust zakręcił mu się mały uśmiech- Z genów. - mruknął. Dało się ćwiczyć coś na kości policzkowe? W obecnym stanie brzmiało to, jak prawdopodobny scenariusz, więc Bazyl nawet tego nie zakwestionował, tylko sprostował, że on tak ma po prostu, bo jest Bazylem. Podniósł wyżej swoją różdżkę, niepoprawnie rozproszony przez Wacława i machnął trochę zbyt niedbale w kierunku butelki z wodą, mamrocząc niewyraźnie "aqua mutacio". Efekt był jeszcze bardziej mizerny niż poprzednio. - Myślisz, że to coś pomoże? - podłapał, mając świńskie rzeczy na myśli, skoro Wodzirej sam mu je podsuwał pod nos- Może warto porozciągać, tylko musisz powiedzieć jak.
Ostatnio zmieniony przez Basil Kane dnia Pią Lis 11 2022, 10:37, w całości zmieniany 1 raz
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
- No tak, miło kiedy nogi są w parze - żachnął się na czarny humor, o ile ten nie miał nikogo skrzywdzić. A zaprawdę miłym jest, kiedy ludzi zostali pobłogosławieni przez ludzi parą nóg. Wacława chociażby jedna obrzydzała, gdyż do widoku takiego nie nawykł - przerażał go i wywoływał współczucie. Czyli słowem - najgorzej. Innymi słowami - miło jest mieć za co wypić. Jednak tutaj toczyła się walka! Puchon w takiej uczestniczył zadziwiająco często. Brak talentu do czarów kontra rzeczywistość. Jak z tym rywalizować? Nie dało się. Należało przyjąć pokornie własny brak umiejętności, aby odnaleźć się w innej dziedzinie życia bądź życia magicznego. Przecież ludzie i czarodzieje dążą w życiu do jednego, prawda? Chcą się w czymś spełnić. Wacław chociażby miał seks, ktoś inny miał hodowlę magicznych zwierząt. No i niechaj tym wszystkim się wiedzie! - Chyba empiryczne poznanie nie jest twoją drogą do zdobycia wiedzy - czknął, wielce zasmucony, że antyczne filozofię się tutaj nie sprawdziły. Jakoś tak smętnie usiadł na kamieniu pobliskim z myślą, że powinien zabrać Bazyliuszowi już ten kubek z alkoholem, aby jakiegoś nędznego zaklęcia się jednak nauczył. Na co mogło być już zbyt późno. Nawet Puchon już rozwiązał pod szyją szalik, czując jak ciepło procentów rozpala przyjemny płomień ogniska w jego żyłach. To z zimna, to z alkoholowego zadowolenia róż wybił się na bladości policzków Polaka. - Mogłem przynieść książkę, ale dawno nie miałem w ręku takiej od transmutacji - znów wzruszył ramionami, aby jego bezsilność opuściła raz na dobre jego ciało. Sztuczka nie działała. Wielka szkoda. - Nie chce ci mówić o szukaniu nowej sztuczki na imprezy. Ja na ten przykład otwieram piwo od pierścionka, ale ty tak, te zaklęcia zdają się takie nieosiągalne... - wycedził z nienawiścią ostatnie słowo po polsku. Nie umiał znaleźć ładnego synonimy w języku angielskim. Przez to że dlań jedyny kontekst występowania braku osiągalności należał do ludzi. A Wacuś jak chciał się z kimś przejebać to prędzej czy później to robił. Poza tym ktoś w Hogwarcie nie bez powodu zaczął głosić famę, że nie ma heteryków - są tylko źle podrywani. A nie, to brzmiało chyba inaczej, że dziewczyna nie ściana? Zapewne któreś z powyższych. - Ale ja cie go nauczę jak chuj, w jeden księżyc - Wacuś uczyć nie umiał, ale ten problem da się obejść. - Ładne geny - przyznał niemrawo, przypominając sobie jak rozgrzewa się szczękę w teatrze. Cóż, rozgrzewać ją w innych czynnościach umiał, ale to znów wyjdzie na starego, zboczonego wujka. No, wąs już miał, zatem niewiele mu brakowało. - Nie pomoże, ale wierzymy w działanie placebo, co nie? - Dopytał, kładąc lekko obmarzłe dłonie na policzkach Ślizgona. Swoją różdżkę włożył do ust, a palce zaczęły delikatny masaż żuchwy. Po czym skinieniem głową, Wacław dał znać znajomemu, aby spróbował raz jeszcze. Nawet zaczął coś bełkotać, ale magiczna pałka w ustach blokowała słowa.
kosteczki:
Oczywiście, jest to tylko fakultatywne! Znów bawimy się z k100: 1-51 => Super, kompot Ślizgona nawet pachnie jak tania pryta z biedry. 52-100 => Czy picie łychy nauczyło w ogóle coś studenta? Nie? No, to własnie widać, że nie.
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Bazyl był zawiedziony takim obrotem spraw, ale właściwie nie było w nim większego zaskoczenia. To takie uczucie, kiedy wiesz, że coś się zjebie, ale i tak czujesz przykrość, jak to się stanie. Jak rodzice, kiedy przynosił do domu oceny. Dissapointed but not surprised. W takich sytuacjach mógł pocieszać się tylko myślą, że miał w życiu kilka innych walorów, którymi mógł zawojować świat. Od znajomości podstaw praw czarodziejów, po te genetycznie zmodyfikowane kości policzkowe nawet. Nigdy nie wiesz, kto zakocha się w twoim uśmiechu. Pociągnął nosem, nim znów pociągnął ze szklanki i zadrobił dwa kroki w bok, po czym udał, że to było celowe, by mógł na cel swojego zaklęcia spojrzeć pod innym kątem. - Wiesz - odchrząknął- to dziwne, bo wampirycznie zazwyczaj wychodzi mi najlepiej. - zakręcił coś w odpowiedzi, nie do końca będąc pewnym co dokładnie. On miał swoje ambicje, a choć posiadanie w wachlarzu swoich niewątpliwych umiejętności takiej sztuczki, która zamienia wodę w alkohol byłoby niesamowitą sztuką, to jednak chyba musiał zacząć godzić się z faktem, że nie wszystko czarodziejom pisane. Mógłby właściwie udać się do Whitelighta na jakieś douczki, ale jakby miał to zrobić, powiedzieć mu, że chce zamieniać wodę a wódę? No przecież by go przeżegnał zaraz. Przeniósł spojrzenie na zdeterminowanego puchona, zauważając, że chyba nie rozumie części słów, które wypowiadał, co kazało mu się zastanowić, czy to już ten stan, czy mu uszy przestały działać, bo w takim doskonałym towarzystwie pedagogicznym nie przyszło mu do głowy, że Wodzirej może już przecież całkiem nieświadomie dokładać kilku groszy w swoim rodzimym narzeczu. - Psia krew.- wypowiedział więc ślizgon, piękną polszczyzną, jak to zazwyczaj bywa, kiedy ingista włącza się po kilku odpowiednio skonsumowanych szklaneczkach. Kiedy palce puchona wylądowały na jego policzkach, posłał mu czarująco pijacki uśmiech. Bazyl po procentach, tak jak Bazyl naćpany, był całkiem innym człowiekiem. Można nawet powiedzieć, że to taka zmiana, jak doktora Jekylla. Odstawił nieporadnie szklankę, po czym z klepnięciem złapał zimne dłonie Wacka, dociskając je do swojej twarzy. - Tak jeszcze nie rozgrzewałem żuchwy. - przyznał i zrobił kilka razy ustami jak przerośnięta ryba o dwubarwnych oczach- Nie wiem, co mówisz, bo masz pałkę w ustach. - powiedział i zaśmiał się, jakby to był najprzedniejszy żart tego roku. Z pewnym smutkiem odprowadził Wodzireja tych kilka kroków, które ten rozsądnie wziął, odsuwając się od pola rażenia zaklęcia, zupełnie nie uważając, że mogły to być pijackie, drobne kroki tańca szlakiem węża, po czym podparł się pod bok i wycelował w butelkę z takim entuzjazmem, że wyrzucił z ręki różdżkę, wykrzykując "AQUA MUTATIO!". Oczywiście, ze skutkiem zerowym. Patrzył chwilę na swój magiczcny patyk w trawie, zanim zreflektował, że musi iść go podnieść. - Myślę, że źle rozgrzana. Musimy rozgrzać jeszcze raz. Ale lepiej. - spojrzał na Wacka- Pałkę. Znaczy żuchwę. Pałkę można też.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Zaśmiał się. Uroczo, ale nerwowo w tym całym ambarasie związany z poklskim przekleństwem. Stało się to pewnym katharsis studenta, z którego zeszło całe ciśnienie. Przecież nie jest istotne to czy ktoś potrafi jakieś nędzne zaklęcie czy nie. Życiowa filozofia Wacława płynęła ze słów Horacego - przyjaciele, wino i śpiew. Teraz nie było żadnego z powyższych trzech, ale całość sytuacji zdawała się ładnie pretendować do tak zacnych słów. Puchon został oświecony. Jak z nieba spadł nań Bazyliusz ze swoją wiedzą tajemna, którą nie każdy umie przekazać w tak nieumiejętny sposób. Co raz wybrzmiało już fabularnie - Wacław zamiast wątroby miał worek na wódkę. Ona pomagała mu w hobby - piciu wódki czy innych jej podobnych. Tylko teraz jakoby dostrzegł minus radosnego spożywania procentów, niektórzy najebywali się szybciej niż on, a on musiał dzierżyć ich towarzystwo. Przy czym pojawiało się pytanie: gonić ich w piciu czy porzucić picie na dany dzień ostatecznie? Starożytni Grecy nazwaliby to konfliktem tragicznym. Ja ujmę to w zwyczajnym smutku dnia codziennego. - Jeśli nie lubisz się ze swoją pałką to ja ci nic na to nie pomogę- wzruszył ramionami, wyjmując z ust swoją różdżkę. - Ale ładnie ci już wyszły słowa. Rączką machasz tak jakoś niebrzydko. Jak to śpiewa Ariana Grande: one last time - ułożył kciuki do góry i uśmiechnął się jak każdy psychol, to znaczy, jak każdy guru biznesowej sekty.
Kostki:
No więc rzuć literką: samogłoska - porażka, spółgłoska - sukces