C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Jasne miejsce na plamie gęstego lasu przy Hogsmeade. Znajduje się stosunkowo głęboko i właściwie niewiele osób wie, że w ogóle tam jest. Okalają ją drzewa, a z jednej strony graniczy z jeziorem. Poza innymi gatunkami zwierząt, polanę licznie zamieszkują ogniki, które nocą rozświetlają ją swoim blaskiem.
Autor
Wiadomość
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Był trochę zawiedziony sobą, że mu tak tragicznie idzie. Wiedział, że królem transmutacji nie jest, ale miał nadzieję, że takie fiki miki triki może mu wejdą, jako że często mówiło się o tym, jak sukces czaru zależy od woli i nastawienia. Okazywało się, że ani nastawienie, ani wola nie mają znaczenia, kiedy język bełkocze, a ramiona są jak rozgotowany makaron. - A czemu nie lubię? Bardzo lubię! - zaperzył się gniewnie, ale wetknął różdżkę w kieszeń, jako że Wodzirej rozmyślił się z tym masażem i sam pomasował swoją żuchwę, myśląc, że to rzeczywiście ostatnio prawie pomogło, więc trzeba masować bardziej. Gorliwie przykładał się do tej czynności, myśląc intensywnie nad tym, że chce zamienić wodę w kompot, przynajmniej w kompot! Zamienić wodę w kompot. Kompot z czereśni. Pyszny, pyszny kompot. - Dobra panie Wacek - zamachnął się i wycelował palcem w puchona- Pa na to. - no i jak wiadomo, tymi słowami są rozpoczynane najbardziej spektakularne życiowe sztuczki. Bazyl ustawił się niczym model do malowidła, powtórzył sobie pod nosem siarczyście psią krew i wystrzelił zaklęciem w butelkę, mówiąc wyraźnie: - Aqua mutatio! Ku zaskoczeniu jego samego, zapewne Wodzireja, jak i ptaków na drzewie, woda zabarwiła się na lekko przejrzysty, czerwony kolor, a Bazyl cofnął się, przerażony, że chyba mu wyszło. - Wyszło mi? - zdziwił się niebywale, po czym ostrożnie podszedł do butelki i podniósł ją, by zbadać jej zawartość. Powąchał - Pachnie jak kompot. - spojrzał na zawartość pod słońce- Wygląda jak kompot. - oblizał usta, gotów by posmakować, ale nawiązał kontakt wzrokowy z puchonem- Jak umrę, usuń moją historię z wizzbooka - poprosił i upił sążnisty łyk. Pomlaskał chwilę i uśmiechnął się szeroko. - SMAKUJE JAK KOMPOT! KOMPOT Z CZEREŚNI! - zawył w wielkim, pijackim uradowaniu.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Dawno Puchon już nie uświadczył takiej radości z kompotu, jak teraz. Kompot to już prawie pryta! Tym bardziej radość na jego twarzy wybiła się w radosnym uśmiechu. W pewnym momencie zaczął nawet skakać jak głupi, krzycząc o tym żeby żyły czereśnie, kompoty oraz czereśniowe kompoty. Ten sam czas spędził polewając trzy szybkie kolejki, bo to nie było co się pierdolić w tańcu. Należało pić! Wiadomo, priorytety studenckie. - Gratulacja - powiedział ze szczerością w głosie i postawą charakterystyczną dla Dżaoany Krupy w pierwszych sezonach polskiego Top Model. Sam też pozwolił sobie poczęstować się szklaneczką. Z zachwytem przełknął kompot, co mu przypomniało, że kompotów to on nawet nie lubi. Susz z owoców tak często kojarzony ze świętami? Owszem, bardzo lubił. Kompot zaś zdawał się dziwnie miałki. - Myślę, że zrozumiałeś jak działają substraty oraz synteza w tym zaklęciu - klasnął prędko w rączki, aby tym razem pogratulować sobie. Zapewne gdyby Wacław czuł się nieco pewniej we wróżbiarstwie to orzekłby, iż Bazyliusz ma przed sobą świetlaną przyszłość czy taki jakiś inny farmazon, który miło jest usłyszeć. - Czy my chcemy się zbierać zanim stwierdzimy, że kilka głębszych włączy nam tryb nieśmiertelności a od jutra będzie chorować na jakieś paskudztwo? - Dopytał, anektując sobie barki Ślizgona swoim ramieniem. Czy to z braku równowagi i myśli, że zaraz się wypierdoli? Tak, dokładnie tak.
+
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Bazyl często myślał o kompocie. Na przykład podczas obiadków, kiedy zapchał się za mocno ziemniakami i do popijania był tylko sok dyniowy. Kompoty były znacznie zdrowsze i takie kwaśne, a on preferował właściwie kwaśność nad słodkość i czereśnie nad dynie. W tym momencie jednak był chyba bardziej nawet niż uradowany sukcesem swojej pracy, nigdy w życiu nie cieszył się z kompotu aż tak, jak w tej chwili, nawet, mimo że po alkoholu był zasadniczo szczęśliwszy i weselszy, a także bardziej skłonny do ekspresji swoich uczuć. - Nauczyłeś mnie! - powiedział uradowany, machając ręką tak, że prawie rozlał drogocenny kompot, więc zaraz przytrzymał butelkę, jakby to był jego pierworodny syn. Trochę tak się czuł, bez wątpienia. Kiwał głową na słowa puchona, choć substrakcje i synestezje nie były jego mocnymi stronami, głównie dlatego, że nie wiedział, cóż to znaczy. - Ja biorę kompot ze sobą. Muszę go sfotografować i wysłać mamie. Ona już straciła nadzieje, że nauczę się transmutacji. - wyznał z alkoholicką szczerością, co było wyznaniem smutnym, jako, że kończył już studia, a jego umiejętności transmutacyjne były żenujące- Przyznam, że czuje więc z Tobą, panie Wacek i chętnie bym doświadczył jakiegoś epizodu nieśmiertelności, po którym obudzimy się w Timbuktu, ale może nie dziś. - zarządził, będąc może młodszym z ich dwójki, ale z pewnością rozsądniejszym, przynajmniej we własnej opinii. Tuląc do piersi butelkę, swój nowy największy skarb, objął puchona w pasie i tropemm węża, ale szczęśliwego węża, ruszyli na powrót do zamku.
2 x zt Dziękuję! +
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Mało kto wie o tym miejscu w środku lasu. Jest piękne, na swój sposób tajemnicze, jakby nie należało do świata rzeczywistego, zupełnie, jakby wyłaniało się z porannej mgły i znikało gdzieś pośród magicznego pyłu. Na skraju polany możesz dostrzec również jezioro, ale na razie to właśnie to miejsce wydaje ci się o wiele bardziej fascynujące. Pełno tutaj kiełkującej roślinności, przy ziemi unosi się mgła, która zdaje się rozlewać na całą okolicę i przy tej okazji utrudnia dostrzeżenie czegokolwiek więcej, niż pni drzew ograniczających zakres twoich obecnych poszukiwań.
Kiedy ostatecznie zatrzymujesz się, żeby rozejrzeć się uważnie po polanie, dostrzegasz ślady świadczące o tym, że z całą pewnością ktoś całkiem niedawno tutaj był. Trudno powiedzieć kto, a może co, ale na młodej trawie znajdują się niewątpliwie wgniecenia, które nie zwiastują niczego dobrego. Musisz skupić się na swoim zadaniu, żeby pośród niewielkich wzniesień, w jakie obfituje polana, znaleźć manekina, któremu masz pomóc, jednocześnie wypatrując znaków wskazujących na to, co złego go spotkało.
Rzuć kością k6, żeby przekonać się, jaki wylosowałeś scenariusz. Pamiętaj, żeby postępować nie tylko zgodnie z przypadającą na ciebie historią, ale również zgodnie z dodatkowymi kośćmi obowiązującymi przy danym scenariuszu oraz w zgodzie z wiedzą swojej postaci.
Poniżej umieszczono modyfikatory, które możesz wykorzystać przy realizacji tego zadania. Pamiętaj jednak, że możesz wybrać tylko jeden z nich.
Scenariusz:
1. Kiedy tylko rozglądasz się po okolicy, zdajesz sobie sprawę z tego, że ani trochę nie podoba ci się to, co tutaj widzisz. Bo jeśli się nie mylisz, to są tutaj ślady po pajęczynach. I to nie byle jakich, ale całkiem sporych. Kiedy w końcu znajdujesz manekin, którym zapewne masz się zająć, okazuje się, że ten najwyraźniej zerwał z siebie jakąś pajęczynę, choć wydaje się oszołomiony i ogłuszony, zaś na jego ciele dostrzegasz ślady po oparzeniach. Jak łatwo się domyślasz, manekin miał styczność z jadem.
Obowiązkowy dorzut kością:
Rzuć kością k6, gdzie wynik parzysty oznacza, że obawiając się pojawienia na polanie akromantuli, zaczynasz mylić się w tym co robisz, a praca zajmuje ci tak dużo czasu, że w kolejnym zadaniu rzucasz podwójną kość na scenariusz i wybierasz gorszą opcję; a wynik nieparzysty oznacza, że działasz sprawnie i pomagasz manekinowi, dostrzegając jednocześnie fiolkę z jadem akromantuli, który ten chyba próbował pozyskać, a teraz oddaje ci w ramach podziękowania.
2. Nim zbliżasz się do manekina, który leży skulony na ziemi, dociera do ciebie niezbyt przyjemna woń krwi. Jest naprawdę odurzająca i wskazuje na to, że twój pacjent został dość poważnie zraniony. Nie jesteś jednak w stanie powiedzieć, przez co dokładnie, zanim do niego nie podchodzisz. Okazuje się, że przedramię manekina całe jest rozerwane, wygląda, jakby coś wbiło w nie swoje ostre zęby, ale nacięcia świadczą o tym, że kły te musiały być metalowe. Wszystko wskazuje na to, że manekin, który przed tobą leży, miał niezbyt przyjemne spotkanie z bystroduchem.
Obowiązkowy dorzut kością:
Rzuć kością literową, gdzie spółgłoska oznacza, że w okolicy nie ma już zwierzęcia, które zaatakowało manekin, więc pozornie jesteś bezpieczny, jednak lepiej upewnić się, że nic złego już się nie wydarzy, a samogłoska oznacza, że bystroduch niemalże natychmiast cię atakuje, a ty masz szansę się przed nim obronić, jeśli posiadasz odpowiednią ilość punktów z ONMS (co najmniej 20) lub z zaklęć (co najmniej 20), w innym wypadku ty również zostajesz ugryziony.
3. Przez długą chwilę nie możesz znaleźć manekina, któremu powinieneś pomóc. Nie widzisz go nigdzie na polanie, zupełnie, jakby rozpłynął się w powietrzu, jakby nie został po nim najmniejszy nawet ślad. Dopiero po chwili zaczynasz szukać go również w innych miejscach, nieco bliżej jeziora, a później także drzew, aż w końcu dostrzegasz go zawieszonego pomiędzy gałęziami. Część jego kończyn wygląda nienaturalnie, jakby zostały połamane, a do tego wszystkiego jego uszy są dziwnie wykręcone, jakby ktoś go za nie chwycił i uniósł w powietrze.
Obowiązkowy dorzut kością:
Rzuć kością literową, gdzie: A, G, J oznaczają, że zdecydowanie za późno orientujesz się, co się tutaj właściwie wydarzyło, a chochliki kornwalijskie atakują również ciebie, starając się złapać i umieścić obok nieszczęsnego manekina; dorzuć k6, gdzie wynik parzysty oznacza, że im się to udaje, a wynik nieparzysty oznacza, że udaje ci się im jakoś umknąć; B, C, F, H oznaczają, że od razu orientujesz się, co się tutaj święci, ale nie masz czasu na reakcję, bo chochliki kornwalijskie od razu się ku tobie rzucają i musisz je najpierw pokonać, zanim zajmiesz się manekinem, co udaje ci się bez problemu, jeśli masz co najmniej 10 punktów z ONMS albo z zaklęć, w innym wypadku pojedynek nieco trwa, a w kolejnym zadaniu musisz rzucić podwójnie na scenariusz i wybrać trudniejszą opcję; D, E, I oznaczają, że zachowujesz ostrożność i prędko orientujesz się, co się tutaj właściwie dzieje, dlatego nim nastąpi atak, szykujesz się do obrony i masz po prostu prawdziwe szczęście i na dodatek ściągając manekin na ziemię udaje ci się zdobyć nieco kory kasztanowca.
4. Manekin, którego znajdujesz, jest nieprzytomny. Leży w pobliżu wody, ale sprawia wrażenie, jakby się tutaj teleportował. Dostrzegasz, że z jego uszu wyrastają fioletowe włosy, ale to nie to zwraca twoją uwagę, a fakt, że jego stopy są pogryzione. Wygląda na to, że manekin stracił część palców, a krew, która wciąż broczy z jego ran, zabiera mu stopniowo resztki sił i chęci do życia. Okolica sprawia wrażenie, jakby była umorusana posoką, a widok, który przed sobą masz, na pewno nie należy do najprzyjemniejszych.
Obowiązkowy dorzut kością:
Rzuć kością k6, gdzie: 1, 4 oznacza, że świetnie radzisz sobie z tamowaniem krwawienia i zajmujesz się manekinem, jak należy, przynajmniej do czasu, kiedy odkrywasz, że ten ma przy sobie coś, co wygląda jak morska pierścienica i to wybija cię nieco z rytmu; dorzuć kość literową, gdzie spółgłoska oznacza, że wracasz do pracy, a samogłoska oznacza, że marnujesz zdecydowanie za dużo czasu na zastanawianie się, z czym masz do czynienia i przy wykonywaniu kolejnego zdania musisz rzucić podwójną kością na scenariusz i wybrać trudniejszą opcję; 2, 6 oznacza, że właściwie w ogóle sobie nie radzisz, brudzisz się krwią, mylisz zaklęcia, a może po prostu nie masz pojęcia, co powinieneś zrobić, może stan manekina zbyt cię przeraża, więc w efekcie ranisz się o jakieś wystające kamienie albo gałęzie i teraz musisz zająć się również sobą; 3, 5 oznacza, że idzie ci dokładnie średnio - ani źle, ani dobrze, jakoś to się toczy, ale manekin wcale nie wygląda lepiej, niż wcześniej, co sprawia ci pewne trudności, więc rozglądasz się w poszukiwaniu jakiejś wskazówki, co robić i wtedy właśnie zauważasz szczuroszczeta, który najpewniej jest źródłem wszystkich problemów; jeśli masz więcej niż 10 punktów z ONMS ten ucieka, w przeciwnym wypadku postanawia cię zaatakować.
5. Manekin, którego znajdujesz, leży w pobliżu jeziora i wygląda, jakby ktoś postanowił wbić w niego strzałki z trucizną. Sterczą z jego ciała, a ten w ogóle się nie porusza i trudno powiedzieć, co go właściwie spotkało. Nie jest tak naprawdę ranny, wygląda, jakby dopiero co padł na ziemię, a rzeczy, które do tej pory trzymał, rozsypały się dookoła niego. Nie dostrzegasz na jego ciele ani krwi, ani otarć, ani oparzeń, ani złamań. Tylko te nieszczęsne strzałki, kolce, drzazgi, nie wiadomo właściwie co.
Obowiązkowy dorzut kością:
Rzuć kością k100, która określi twój poziom szczęścia w tym zadaniu: 1 - 45 oznacza, że nie pamiętałeś, żeby upewnić się, czy twoja okolica jest aby na pewno bezpieczna i kiedy zaczynasz zajmować się poszkodowanym, nieoczekiwanie czujesz, jak coś wbija się w twoje ciało i to jest ostatnie, co pamiętasz, kiedy się budzisz, pochyla się nad tobą jeden z uzdrowicieli i kręci głową, a ty w efekcie w kolejnym zadaniu rzucasz podwójną kość na scenariusz i wybierasz gorszą opcję; 46 - 79 oznacza, że pamiętałeś, żeby rozejrzeć się po okolicy, ale nie jesteś w stanie nic dostrzec, może jakiś dziwny ruch od strony jeziora, który na pewno powinien być dla ciebie alarmujący i zachęcać cię do tego, żebyś spróbował coś z tym zrobić, może nawet jesteś teraz w stanie stwierdzić, co tutaj mogło się wydarzyć, dlatego też udaje ci się uniknąć zatruwających strzałek afanca; 80 - 100 oznacza, że zjawiłeś się w bardzo złym momencie, bo afanc właśnie wyszedł z wody i kieruje się w stronę swojej ofiary, traktując cię jako swojego przeciwnika, a może kolejną ofiarę; niezależnie od tego znajdujesz się pod jego ostrzałem, dorzuć kość k6, gdzie wynik parzysty oznacza szczęście i wychodzisz cało z opresji, a wynik nieparzysty oznacza, że zostajesz ranny i musisz zająć się najpierw sobą, nim pomożesz manekinowi.
6. Kiedy przemierzasz polanę w poszukiwaniu manekina, dostrzegasz nagle jakąś dziwnie wygiętą nogę, która wystaje zza niewielkiego krzewu. Nie wygląda to zbyt dobrze, zresztą tak samo, jak i cały manekin, który bez dwóch zdań padł ofiarą pobicia - wygląda na to, że ktoś z jakiegoś powodu okładał go grubą pałką, koncentrując się głównie na jego dolnych kończynach. Te są niewątpliwie złamane, ale i pełno na nich siniaków, możesz dostrzec również nieco krwi, która musiała polać się w czasie tego absolutnie nierównego pojedynku.
Obowiązkowy dorzut kością:
Rzuć kością literową, gdzie spółgłoska oznacza, że słyszysz za sobą jakiś szmer i jesteś w stanie dostrzec Czerwonego Kapturka, który nagle wyskakuje na ciebie z pobliskiego krzewu, rzucając się od razu do ataku i udaje mu się trafić cię w rękę, ponieważ jednak wiesz, co cię atakuje, możesz się bronić, a jeśli masz więcej niż 10 punktów z ONMS po obejrzeniu manekina, już wiesz, czego się spodziewać i walka idzie ci naprawdę gładko; a samogłoska oznacza, że Czerwony Kapturek musiał oddalić się z miejsca zdarzenia, być może zadowolony z tego, że udało mu się kogoś pobić niemalże śmiertelnie, masz jednak zdecydowanie więcej pracy, bo manekin ma połamanych wiele kości, znajdujesz jednak przy nim kalendarzyk i możesz go zatrzymać.
Modyfikatory:
1. Cecha Świetne zewnętrzne oko (wyczulenie/spostrzegawczość) pozwala ci na dostrzeżenie niebezpieczeństw wynikających z sytuacji, w jakiej się znalazłeś. Oznacza to, że możesz fabularnie ich uniknąć, jednak twój post musi mieć minimum 2000 znaków. 2. Cecha Silny jak buchorożec (wytrzymałość) pozwala ci na fabularne odczucie konsekwencji swoich niepowodzeń w znacznie mniejszym stopniu, niż miałoby to miejsce, gdybyś nie był dostatecznie odporny. 3. Cechy Połamany gumochłon oraz Bez czepka urodzony działają na twoją niekorzyść. Jeśli wyrzucić negatywną kostkę w scenariuszu, nie masz możliwości dokonania przerzutu kości możliwego dzięki kolejnym dwóm modyfikatorom. Niwelują one również pozytywny wpływ cech wymienionych w punkcie pierwszym i drugim. 4. Za każde 10 punktów z uzdrawiania lub zaklęć przysługuje ci przerzut jednej kości z wylosowanego scenariusza, scenariusza nie można przerzucać, jedynie kości dotyczące wynikających z niego konsekwencji. Możesz wykonać maksymalnie dwa przerzuty. 5. Jeśli twój wynik z egzaminu po części teoretycznej wynosi minimum 50 punktów, masz możliwość przerzucenia kości w wylosowanym scenariuszu, scenariusza nie można przerzucać, jedynie kości dotyczące wynikających z niego konsekwencji. 6. Jeśli twoja postać jest młodsza niż 3 miesiące, masz możliwość przerzucenia kości w wylosowanym scenariuszu, scenariusza nie można przerzucać, jedynie kości dotyczące wynikających z niego konsekwencji. 7. Jeśli twoja postać posiada przynajmniej 30 punktów z ONMS, jesteś w stanie uniknąć nieprzyjemnych konsekwencji spotkań z magicznymi stworzeniami. Od razu domyślasz się, z czym masz do czynienia, tak więc jesteś w stanie poradzić sobie z postawionym przed tobą problemem. Oznacza to, że pomimo wylosowania negatywnej kostki, która kosztowałaby cię obrażenia, nie odnosisz ich, bo wiesz, jak obronić się przed napastnikiem.
Nie było na pewno łatwo, ale zdołałeś sobie poradzić z tym wzywaniem. Lepiej, może gorzej, a może wręcz tragicznie i uważasz, że musisz popracować nad swoimi zdolnościami. Możliwości jest naprawdę sporo, ale z całą pewnością zdobyłeś nowe doświadczenie, które okaże się przydatne, gdy pewnego dnia spotkasz czarodzieja w potrzebie.
______________________
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Gdy przybyła na polanę, początkowo poczuła się nieco skonfundowana. Nikogo tu nigdzie nie było i nie miała pojęcia, czy dobrze trafiła. Wyjęła więc jeszcze raz mapkę, którą otrzymała, ale nie było opcji, by wylądowała w błędnym miejscu. Związała więc włosy w kitkę i rozpoczęła poszukiwania poszkodowanego. Uważnie kroczyła brzegiem jeziora i rozglądała się po krzakach, ale niczego nie widziała. Dopiero po dłuższej chwili, gdy pomyślała, że może tym razem pacjent nie leży na ziemi, zobaczyła manekina zawieszonego między gałęziami. Był nieźle powyginany i Irv nie potrzebowała wiele czasu, by zorientować się, jakie stworzenia mogą stać za takim niewygodnym żartem. Nim jednak miała okazję zająć się kukłą, usłyszała charakterystyczne dźwięki i chmara chochlików ruszyła w jej stronę gotowa do ataku. Istoty nie miały pojęcia, na co się piszą i z kim stają w szranki. Ruda w mgnieniu oka rzuciła ku nim pierwsze zaklęcie, paraliżując część chmary, a następnie zajęła się niedobitkami. Tak, jeśli chodziło o walkę, była naprawdę czujna i nie łatwo było ją zaskoczyć. Dlatego też, po krótkim czasie mogła otrzepać rękawy i delikatnie i przede wszystkim w spokoju, zdjąć manekina i ułożyć go delikatnie na ziemi. Dzięki zaklęciom leczniczym nastawiła złamane kości, stosując wcześniej magiczne znieczulenie, jakby manekin naprawdę mógł czuć związany z całym procederem ból. Na końcu zadbała o odpowiednie usztywnienie wszelkich nastawionych złamań. Estetycznie może nieco jej brakowało, ale ostatecznie chyba nie poszło jej najgorzej i mogła podjąć się kolejnego wyzwania.
//zt
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Opłata:tu Wykonywane zadanie: Rany odzwierzęce Kości:5; 35 -> 17 Wykorzystane modyfikatory: przerzut za egzamin Wykonane zadania:teoria, oparzenia Uzyskane nagrody:ptsd
Trochę czasu mija zanim znajduję kolejne miejsce. Przewodnikiem Hogsmeade i okolic z pewnością bym nie mógł być, ale mniej więcej ogarniam co gdzie jest, bo często tu biegam. Jednak zaznaczona na mapie polanka to jakaś zapomniana przez świat lokalizacja. Chwilę błądzę, wkurwiam się i klnę pod nosem, aż w końcu docieram na malowniczą łąkę, na której obrzeżach widzę niewielkie jezioro. Przez jebaną mgłę naprawdę ciężko mi cokolwiek dostrzec, a lumos wcale sprawy nie ułatwia. Krążę jak ostatni cymbał, wyrzucając sobie w myślach jakim to nie jestem wybitnym szukającym. Nie wiem ile mija czasu, ale ostatecznie dostrzegam na ziemi niepokojące ślady. Przyglądam im się z uwagą, ale oczywiście nie mam pojęcia co do chuja się tu mogło wydarzyć. Pozostaje mi tylko niczym tropiciel podążać za wgnieceniami i po jakichś stu latach docieram do manekina. Jestem tak podekscytowany swoim znaleziskiem, że zapominam o podstawowych zasadach. W kilku susach podbiegam do niego i kucam, aby spojrzeć na to co mu jest. Prowadzę intensywny monolog w głowie co to za strzałki, bo poza nimi nie ma żadnych innych poszlak, kiedy czuję jak coś wbija się w moje plecy. Może jestem zwinny i szybki, ale nie na tyle, żeby wygrać z trucizną. Otwieram oczy, z trudem przypominając sobie co się wydarzyło. Gdy docierają do mnie strzępki mojej brawurowej akcji z manekinem i widzę kręcącego głową uzdrowiciela już wszystko wiem. Odjebałem perfekcyjną amatorszczyznę. Z posmakiem gorzkiej porażki, udaję się do kolejnego punktu tej fascynującej uzdrowicielskiej przygody.
Opłata:Zapłacone Wykonywane zadanie: Obrażenia Odzwierzęce Kości:4,2 ->6 Wykorzystane modyfikatory: Modyfikator numer 5 Wykonane zadania:Teoria, oparzenia Uzyskane nagrody: -
Przychodzę na polanę, wybierając ją jako drugi etap mojej przygody. Położona w środku lasu stanowi swego rodzaju azyl, który wydaje mi się jeszcze bardziej magiczny niż pozostała część otoczenia. Mgła dość skrzętnie utrudnia mi odnalezienie mojego zadania, jednak po paru minutach jestem w stanie natknąć się na manekin przy jeziorze. Jego stan budzi naprawdę wiele do życzenia. Raz, że wygląda jakby specjalnie się tu pojawił, coś na wzór ucieczki z pojedynku? Przyglądnąłem się jego ciału, szukając ran lub innego powodu, w wyniku którego leży tu nieprzytomny. Dostrzegam przez to jego stopy, zmasakrowane do takie stopnia, że aż zrobiło mi się niedobrze. Powstrzymałem odruch wymiotny, łapiąc się przy tym za brzuch. Cholera, co jak co, ale nie pisałem się na oglądanie takich obrzydlistw. Próbuję się skupić by zrobić cokolwiek, jednak wszelkie moje próby spełzają na niczym. Jeszcze w dodatku z nieznanego powodu wywalam się o wystający kamień, który pojawił się pod moimi nogami dosłownie znikąd. Jestem zmuszony do zajęcia się samym sobą i zaleczenia otarć. Ostatecznie w jakimś stopniu pomagam manekinowi, chociaż muszę dopisać kolejną rzecz, nad którą muszę popracować. Dla dobra swojego i moich podopiecznych.
z/t
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Opłata:LINK DO ZAPŁATY Wykonywane zadanie: Polana Kości:3 scenariusz C ale ignoruję <3 Wykorzystane modyfikatory: Świetne zewnętrzne oko - wyczulenie Wykonane zadania:Teoria i egzamin, ognisko Uzyskane nagrody: -
Wydawało jej się, że Max był trochę nie swój, jakby w niektórych momentach nie tyle przygasał, co nie wybuchał pełnią fajerwerków tak, jak to miał w zwyczaju. Nie czuła się upoważniona do dopytywania go o szczegóły, sama zresztą nie była pewna o co chodziło, miała po prostu to przeczucie. Dlatego zamiast pchać się tam, gdzie nie wiedziała, czy była chciana, po prostu robiła to, co umiała najlepiej, entuzjazmowała się całym tym kursem, śmiejąc się, żartując i wygłupiając. Przy okazji zaczęła też robić notatki po ostatnim wydarzeniu. - To jak w sumie można sobie lepiej poradzić z takim upartym pacjentem? – zapytała, notując co zauważyła w swoim scenariuszu, co zrobiła i czego użyła, teraz dopytywała się o inne, lepsze i sprawniejsze osoby. Dotarli na polanę, która z jednej strony wcale nie wyglądała na pierwszy rzut oka podejrzanie, ale po uważniejszym przyjrzeniu się można było zobaczyć ślady, niewątpliwie wskazujące na walkę. - To powodzenia! – uśmiechnęła się do chłopaka, tropiąc swojego własnego pacjenta. Problem był taki, że ślad po nim zaginął. Nie widziała go nigdzie na ziemi, więc może… Podeszła do jeziora, ale całe szczęście nie widziała żadnego topielca. Zostały drzewa. Wypatrywała, czy manekin nie wspiął się w ucieczce na gałęzie, ale było znacznie gorzej – wyglądał, jakby ktoś go tam brutalnie zaniósł. Cały był powyginany i te uszy… Już wiedziała co tu się stało. Ale jedyne co zdążyła zrobić to wyciągnąć różdżkę, bo chochliki zaatakowały. Też chciały wyciągnąć ja za uszy, za włosy, za wszystko. - No kurwa nie w prawą! – krzyknęła na nie, jakby właśnie łamały zasady gry, która powinny znać. – Słyszałyście kiedyś o czymś takim, jak nie w szczepionkę! No to nie w prawą! Ślepe jesteście? Zapomniałyście, że to tylko scenariusz do odegrania? Chcecie, żeby mnie jakiś kursant składał?! No powaliło was?! – wybuchła na nie w pełnej złości, szybkim krzyczącym słowotokiem. Musiało to je na tyle zadziwić, że aż zaprzestały swoje ataku, patrząc się na nią wyjątkowo zdziwione. A ona uśmiechnęła się lisio. Miała jej jak na tacy. Rzuciła szybko wszystkie zaklęcia ofensywne jakie tylko znała i raz dwa przegoniła wszystkie chochliki. No to teraz pacjent na drzewie… Ściągnęła go magią i przystąpiła do badania. Ponownie w ruch weszło sprawdzanie funkcji życiowy, temperatury, tym razem jednak szybciej uśmierzyła ból, bo spodziewała się jedynie odpowiedzi „w całym ciele”, sądząc po tym jak wyglądał. Powoli i dokładnie zaczęła leczyć każde skaleczenie, jakie wyleczyć mogła, ale wykręcone kończyny były poza skalą jej umiejętności. - Na tym bym skończyła i zabrała cię do szpitala z tymi nogami, eliminując całe te mniejsze zagrożenia na starcie – powiedziała manekinowi, poklepała go po ramieniu i była gotowa do drogi, zadowolona ze skończenia swojego scenariusza. - Max! Co ty miałeś? Ja jakieś piekielne chochliki… – pokręciła głową z niedowierzaniem, śmiejąc się w głos. – Tak je zwyzywałam, że aż je wcięło! – pochwaliła się, rozbawiona całym tym zajściem ale i nieskrycie dumna, że przegadała niebieskie skrzaty.
Ostatnio zmieniony przez Harmony Seaver dnia Nie Kwi 23 2023, 12:53, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Opłata:Zapłacone Wykonywane zadanie: Rany odzwierzęce Kości:5 i 78 Wykorzystane modyfikatory: - Wykonane zadania:Teoria i egzamin | Oparzenia Uzyskane nagrody: składnik: pokrzywa
- Dać mu w łeb – stwierdził poważnie, kiedy zapytała, a później zaśmiał się cicho. – Trzeba nad nim najpierw zapanować, uspokoić go, czasami podać leki albo użyć zaklęć, które spowodują, że będzie bardziej chętny do współpracy. Ale nie zrobisz niczego na siłę, chyba że to konieczne. Wiesz, pamiętaj, że twoje życie też jest ważne – dodał, starając się jej coś zasugerować, przypominając sobie swój własny kurs na uzdrowiciela i wspominając o tym, co mówili mu w szpitalu. Jednocześnie bardzo starał się nie skupiać na słowach, jakie sam wypowiedział, na tym wspomnieniu, jakie życie jest ważne, bo miał ochotę splunąć samemu sobie w brodę. Gryzło go to wszystko, co działo się z Mulan, jej choroba, jej prośby, jej ostatnie życzenia, które z jakiegoś powodu wywoływały w nim wściekłość, ślepą, zupełnie niezrozumiałą furię, która powodowała, że najchętniej walnąłby z całej siły głową w ścianę. Albo komuś przyłożył. Tylko nie miał komu, nie miał na kim się wyżyć za to, co ją spotkało. I to właśnie doprowadzało go dodatkowo do szewskiej pasji. - Tylko nie machaj znowu tą łapą! – krzyknął jeszcze za Harmony, gdy dotarli na polanę, orientując się, że zdecydowanie coś tutaj było nie w porządku i sam ruszył na poszukiwania poszkodowanego. Znalezienie manekina było nawet trudniejsze, niż poprzednim razem, zupełnie, jakby gdzieś utknął i dopiero po dłuższej chwili Max natknął się na niego w pobliżu jeziora. Sterczały z niego jakieś strzałki, kolce, druty, Merlin raczy wiedzieć, co dokładnie. Gryfon zmarszczył lekko brwi, dochodząc do wniosku, że będzie musiał zdecydowanie uzupełnić swoją wiedzę dotyczącą zagrożeń, bo faktycznie nie do końca wiedział, z czym ma tutaj do czynienia. Przykucnął przy manekinie, rozglądając się dookoła, ale nie umiał zlokalizować niebezpieczeństwa. Coś tutaj było, na pewno, tylko nie wiedział, gdzie dokładnie. I wtedy dostrzegł dziwny ruch od strony jeziora, który go zaalarmował i zmusił do rzucenia jednego z zaklęć obronnych, za co był sobie dozgonnie wdzięczny. Strzałki go nie dosięgnęły, a on wtedy zdał sobie sprawę z tego, że w wodzie siedzi jakiś przebrzydły aligator, czy coś podobnego. - Siad, Burek! Do budy! – rzucił w jego stronę, używając drętwoty, jakiegoś paraliżującego czaru, czy czegoś podobnego, bo sam nie wiedział, co właściwie robił, grunt, że to jednak podziałało i afanc po prostu uciekł. – By cię ponurak w dupę kopnął – mruknął jeszcze za stworzeniem, zanim zajął się ustaleniem, czy manekin ma puls, czy jest przytomny, a później przystąpił do ostrożnego usuwania strzałek, obmywania ran i ich zabezpieczenia. Domyślał się, że zawierały jakąś truciznę, więc trzeba było oczyścić organizm, co w sytuacji polowej było właściwie niemożliwe, dlatego przygotował manekin do transportu do szpitala, upewniając się, że funkcje życiowe zostały zachowane, rany zaopiekowane, a on wiedział, że trzeba użyć eliksirów związanych z odtrutkami. - Chochliki? – zapytał, kiedy spotkali się ponownie z Harmony. – Wolę chochliki, ja miałem jakąś wściekłą skórzaną torebkę z jeziora, która prawie trafiła mnie strzałkami. Wygląda na to, że są zatrute i musiałabyś ratować też mnie. Ale torebka poszła do budy, więc jesteśmy zwycięzcami – zakomunikował, wyciągając do niej rękę, żeby zbić z nią żółwika. – Dobrze, dokąd teraz?
z.t
______________________
Never love
a wild thing
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Opłata:Zapłacone Wykonywane zadanie: Rany odzwierzęce Kości:3 oraz D Wykorzystane modyfikatory: - Wykonane zadania:Teoria i egzamin | Oparzenia Uzyskane nagrody: samonagrzewający kubek, parasolka, składnik: kora kasztanowca
Z miejsca, gdzie zajął się oparzeniami pierwszego z pacjentów, skierował się w stronę polany dobrze widocznej na mapie. Doskonale wiedział, gdzie ta się znajduje, dotarcie na miejsce nie zajęło mu zatem zbyt wiele czasu i już wkrótce kręcił się po okolicy, uważnie szukając manekina. Widział ślady, które świadczyły o jakiejś walce, przepychance, czy czymś podobnym, ale nigdzie nie dostrzegał swojego pacjenta. Ani w wyższej trawie, ani nad jeziorem, ani na jego wodach. Zmarszczył więc w końcu brwi i skierował się ku drzewom, zaczynając podejrzewać, że właśnie tam znajdzie zaginionego manekina i wcale się nie pomylił. Christopher rozchylił lekko wargi dostrzegając go pomiędzy gałęziami, zawieszonego, jakby miał być jakąś świąteczną ozdobą, czy czymś podobnym. Właściwie od razu zorientował się, że działały tutaj chochliki i pierwsze, co zrobił, to zabrał się za ich wyganianie, zanim w ogóle go zaatakowały. Znając się dobrze na magicznych stworzeniach, nie miał z nimi właściwie żadnych problemów i od razu przepędził je na trzy wiatry, kręcąc przy tej okazji głową. Dopiero mając pewność, że jest tutaj sam, choć dla pewności rzucił jeszcze jedno dodatkowe zaklęcie ochronne, zabrał się za ściąganie manekina na ziemię i usztywnianie jego połamanych kończyn. Postarał się również zadbać o jego wykręcone uszy, chociaż to nie było aż tak proste, uśmierzył jego ból i upewnił się, że nie dostrzega żadnych innych obrażeń. Dzięki jego działaniom manekin był niewątpliwie gotów do tego, żeby zabrać go do Munga na dalszą obserwację i Christopher z zadowoleniem przyjął możliwość udania się na kolejne miejsce wskazane na mapie, dopiero po chwili orientując się, że ściągając manekina z drzewa, musiał nabrać jakimś cudem również kory kasztanowca.
z.t
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Opłata:Zapłata Wykonywane zadanie: Obrażenia odzwierzęce Kości:5, dorzut 90 i 5 (n/d bo mam 32pkt. z ONMS) Wykorzystane modyfikatory: kuferek z ONMS Wykonane zadania:Teoria, Egzamin, Oparzenia Uzyskane nagrody: unikam nieprzyjemnej konsekwencji w jednym z zadań praktycznych, woreczek ze skóry wsiąkiewki
Przyznał, że faktycznie ten fakt o głodzie był interesujący, choć sam nie wiedział czy to prawda. Może i chętnie by się przekonał nawet, wszystko zależało od okoliczności. -Zawsze i wszędzie. - Obiecał, bo akurat nie miał zamiaru zawodzić zaufania partnera. Może i nie mieli czasu na karkówkę, ale krótki pocałunek raczej nie miał sprawić, że ich pacjenci zaraz się poskładają, więc Max zaryzykował i złączył swoje wargi, z tymi należącymi do Moralesa. Jemu też nie podobał się fakt, że ktoś mógł go poznać od nieciekawych stron, ale z drugiej strony i tak funkcjonował już w papierach nie jednej policji, więc nawet specjalnie by go nie zdziwił taki obrót spraw. Nie wiedział natomiast, jak bardzo podobnie zdarzyło mu się wyglądać do manekinów, które mieli leczyć, choć niejednokrotnie sam zajmował się takimi przypadkami. A raczej jednym, bardzo konkretnym. -No tak, nie chcemy, żeby kolejny manekin się zatruł widząc cukierki. - Przyznał, bo Paco wpadł na coś, o czym on zapomniał, zajmując się kukłą. Widać dobrze było czasem mieć towarzysza z głową na karku i mogli tylko liczyć na to, że w następnej lokacji pójdzie im równie dobrze. -Chyba sobie kurwa żartują. - Mruknął, gdy zobaczył, że leżący nad jeziorem manekin, który był do niego przypisany znów miał trupi potencjał. -Jak znowu musze robić reanimację, to wracam do domu... - Przewrócił oczami, chociaż oczywiście tak sobie tylko pierdolił, bo miał zamiar przejść ten sprawdzian do samego końca. Podszedł do manekina, a ten naprawdę wyglądał, jak jebnięty Avadą z tą różnicą, że wciąż oddychał. Słabo, ale oddychał. -Co Ci jest stary...? - Zapytał, jakby manekin miał mu odpowiedzieć, gdy w końcu dostrzegł wbitą strzałkę i zauważył porozrzucane wokół igły. To pozwoliło mu odkopać wiedzę, jaką wyniósł ze szkoły w samą porę, by uniknąć podobnego losu. -Paco, uważaj! - Wyczarował wokół nich barierę ochronną, gdy strzałki pomknęły w ich stronę. -Jebany afanc. Jakbym chciał oberwać trucizną z igły, poszedłbym w heroinę. - Musiał oczywiście skomentować całą sytuację. Dzięki tej ochronie, mógł spokojnie zająć się pacjentem, któremu wyssał z krwi truciznę, co praktycznie od razu usunęło senność i postawiło manekina na nogi. -Żal mi go. Nienawidzę tego uczucia. - Przyznał Paco, bo nie raz leczono go w ten sposób z zatrucia alkoholem, używkami czy jakimś niewypalonym eliksirem.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Opłata:klik Wykonywane zadanie: Obrażenia odzwierzęce Kości:4 [Scenariusz] | 3 -> 2 [Rezultat; obrażenia zniwelowane modyfikatorem] Wykorzystane modyfikatory: cecha: świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość) + post na min. 2k znaków Wykonane zadania:Teoria | Egzamin | Oparzenia Uzyskane nagrody: dodatni modyfikator przy zadaniu praktycznym związanym z obrażeniami od magicznych stworzeń | woreczek ze skóry wsiąkiewki
Niestety na karkówkę bądź inne smakowite danie musiał jeszcze poczekać, natomiast Maximilian doskonale wiedział jak zaspokoić jego głód i rozproszyć dekoncentrujące myśli o jedzeniu. Kąciki ust Meksykanina uniosły się znacznie wyżej, kiedy ich wargi złączyły się w delikatnym, jednak jak zawsze uwielbianym przez mężczyznę pocałunku, który zdecydowanie zmotywował go zresztą do działania tuż przed kolejnym wyzwaniem oczekującym na nich na leśnej, przestronnej polanie. - Nie marudź, cariño. Dobrze wiem, że wolałbyś dalej całować mnie, ale to dopiero wieczorem. Skup się. - Pozwolił sobie zażartować, słysząc gęganie nastoletniego chłopaka, chociaż i jemu mina zrzedła na widok manekina o oczojebnych, fioletowych włosach. – A temu kurwa co? – Zapytał, chociaż nie oczekiwał odpowiedzi ani ze strony ukochanego ani tym bardziej nieprzytomnej kukły. Musiał za to dłużej pogłówkować nad zadaniem, a w zamyśleniu nie zauważył nawet mknących w ich kierunku strzałek. Podniósł głowę z opóźnieniem, mogąc odetchnąć z ulgą z powodu błyskawicznej reakcji Felixa, który na szczęście otoczył ich ochronną barierą. – Niezły refleks, ale od heroiny to ty się trzymaj z daleka. – Pochwalił chłopaka w swoim stylu, nadal nie dochodząc do żadnych sensownych wniosków w kwestii przydzielonego mu pacjenta. Dopiero cichutki pisk zwrócił jego uwagę, a plączący się pod nogami szczuroszczet okazał się bezcenną podpowiedzią w kwestii leczenia. – No nie wierzę. Kolejny, który przedawkował… – Westchnął ciężko, przewracając teatralnie oczami. Wyglądało bowiem na to, że podczas kursu trafiali na samych ćpunów, chemikalia i igły. – Na pewno nie wypełniałeś przy zapisach jakiejś ankiety czy coś? – Zagadnął Maximiliana, ale chwilę później sięgał już po swoją różdżkę, żeby ocucić pacjenta za pomocą Rennevate. Znieczulił go również przed oczyszczeniem ran i uleczeniem pogryzionych przez magiczne stworzenie stóp, co udało mu się osiągnąć przy użyciu odpowiednio Astral Forcipe oraz Vulnus Alere. - Dobra, powinno być w porządku. To co teraz, staw?
Opłata:Zapłacone Wykonywane zadanie: Obrażenia Odzwierzęce Kości:6,B ->H Wykorzystane modyfikatory: Modyfikator numer 5 Wykonane zadania:Teoria, Oparzenia Uzyskane nagrody: Pokrzywa
Kolejna kropka na mapie zaprowadziła mnie na polanę. Tutaj również było bajecznie pięknie, a ja po raz kolejny miałam ochotę po prostu usiąść, oprzeć się o drzewo i posłuchać śpiewu ptaków. Przymknęłam oczy, pozwalając sobie na moment relaksu, rozkoszując się zapachem lasu i jego odgłosami. Było tu bardzo spokojnie, chociaż stosunkowa cichość zaalarmowała moje zmysły. Brak ptasiego śpiewu mógł zwiastować obecność drapieżnika w okolicy, dlatego kontynuowałam swoją podróż, stawiając ostrożnie każdy krok. Nie potrzebowałam długo czekać na rozwój wydarzeń. Najpierw znalazłam zbitego na kwaśne jabłko manekina, a gdy do niego podeszłam, to wyskoczył na mnie Czerwony Kapturek. Zanim zdążyłam zareagować to uderzył mnie swoją pałką w rękę. Oddałam mu kopniakiem prosto w twarz, po czym dołożyłam mu zaklęciami. Adrenalina zmniejszyła ból ręki, co wcale nie oznaczało, że cholernie pulsowała i nie zdziwiłabym się, jakby była złamana. Najpierw zajęłam się sobą, a dopiero później za manekina, chociaż w przypadku jego złamań zbyt dużo nie byłam w stanie zrobić. Poradziłam sobie tak sobie, bo i sytuacja wykraczała poza moje możliwości. Miałam też nauczkę na przyszłość - zanim podejdę do poszkodowanego muszę sprawdzić, czy w pobliżu nie czai się oprawca.
z/t
Thalia S. Heartling
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1,65m
C. szczególne : czarny tatuaż armband na prawym przedramieniu || zapach miodu, szpitala i kawy
Opłata:opłacone Wykonywane zadanie: Obrażenia Odzwierzęce Kości:3 || A → F → I Wykorzystane modyfikatory: przerzuty za punkty Wykonane zadania:Teoria | Oparzenia Uzyskane nagrody: szansa uniknięcia nieprzyjemnej konsekwencji w jednym z zadań praktycznych | woreczek ze skóry wsiąkiewki | nieco kory kasztanowca
Szła lasem, mając wrażenie, że nigdy wcześniej nie była w tej jego części. W innych okolicznościach okolica mogła być naprawdę urokliwa, teraz jednak skupiona była na zadaniu, jakie miała do wykonania. Problem w tym, że nie mogła znaleźć poszkodowanego manekina przez naprawdę długi czas, co sprawiała, że wzbierała w niej irytacja. Czy zabłądziła? Miała szczerą nadzieję, że nie. Nie należała do Czarodziejskiego Pogotowia Ratunkowego, żeby musieć radzić sobie w terenie, tak więc jej leśna orientacja wcale nie była najlepsza. Była jednak zdeterminowana w ukończeniu wszystkich zadań, do czego przykładała się jej ambicja i poczucie obowiązku, w końcu była uzdrowicielką z prawem wykonywania zawodu, nie mogła polegnąć na jakimś kursie. W końcu znalazła poszkodowanego, który wyglądał na naprawdę poturbowanego. Był zawieszony pomiędzy gałęziami, a jego kończyny znajdowały się pod nieprawidłowymi kątami i nie trzeba było oka uzdrowicielki, by dojść do takiego wniosku. Była ostrożna, w końcu wiedziała jaki to był typ zadania, chciała mu pomóc, ale intuicja podpowiadała jej, że przyjdzie też kolej na atak na nią samą. Dlatego była przygotowana, a gdy poradziła sobie z upierdliwymi chochlikami, mogła sprawnie pomóc manekinowi i uśmierzyć jego ból.
|zt
______________________
In your hands, there's a touch that can heal
But in those same hands, is the power to kill
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Opłata:zapłata Wykonywane zadanie:Obrażenia Odzwierzęce Kości:45 Wykorzystane modyfikatory: Wykonane zadania: wykład i teoria->OPARZENIA Uzyskane nagrody: samonagrzewający kubek, 20galeonów
Można by rzec, że dzień, jak co dzień i kolejne zadanie z kursu. Wiktor doszedł na polane i od razu pobiegł w stronę poszkodowanego sprawdzając jego stan, rozglądałam się po drodze, zastanawiając się, co się tutaj wydarzyło. Po kilku minutach rudzielec stwierdził że manekin był nie przytomny a z uszu wyrastają fioletowe włosy. Jednak nie to zwraca twoją uwagę, a fakt, że jego stopy są pogryzione przez coś. W dodatku stracił kilka palców, krew nadal broczy z rany, zabierając resztki sił i chęci do życia. Puchonowi chyba wszystko idzie dość średnio można rzec ani źle, ani dobrze. W przypadku Wiktora raczej przeciętne jakoś to się toczy, chociaż manekin wcale nie wygląda lepiej jak przedtem trudność w oddychaniu szybko użyłem odpowiedniego zaklęca na jego przywrócenie. Rozglądając się za wskazówkami Krawczyk dostrzegł szczuroszczeta. -To ty jesteś tym źródłem wszystkich problemów.- jednak zwierzak szybko uciekł. Nie wiedziałam dokładnie, czy wszystko dobrze robie. Najgorsze było jednak to, że widok, na pewno nie należy do najprzyjemniejszych. Nim się spostrzegłem, a już byłem w dalszej drodze na kolejne zadanie z kursy pierwszej pomocy.
Opłata:zapłacone Wykonywane zadanie: Obrażenia Odzwierzęce Kości: 3 i 6 wybieram 6 bo trudniejsze ;_; Literka J Wykorzystane modyfikatory: - Wykonane zadania:teoria, oparzenia Uzyskane nagrody: - Doskonale zapamiętujesz kwestie związane z zatruciami, dosłownie jakby same wskakiwały ci do głowy. Masz wrażenie, że obudzony w środku nocy wyrecytujesz dosłownie wszystko z pamięci. Dzięki temu w czasie wykonywania zadania z zatruć możesz wykorzystać jeden z dodatnich modyfikatorów.
Dotarła na miejsce, ale w sumie przez dłuższy okres niczego nie widziała, a przynajmniej nic, co mogłoby przykuć jej uwagę, jakiś manekin, czy coś. Aż w końcu dotarła do miejsca, gdzie dostrzegła dziwnie wygiętą nogę, nienaturalnie wygiętą, aż się zniesmaczyła i wzdrygnęła jednocześnie na ten widok, no dobra jest jedna noga, ale gdzie reszta? Zaczęła się rozglądać za resztą ciała manekina, a znalazła go za niewielkim krzakiem, porzuconym na pastwę losu. Ktoś ewidentnie zrobił sobie z niego manekina do bicia i chyba ten ktoś nie patrzyła na to co mu robi. Zmarszczyła brwi, wyglądało to źle, nawet jak na manekina, któremu ma pomóc. Dobrze jeszcze do manekina nie podeszła, a już za sobą słyszała szmer, który zmroził na chwilę krew w jej żyłach, odwróciła się momentalnie i dostrzegła czerwonego kapturka, który ją atakuje. Z wrażenia obroniła się rękami, zapominając na chwilę o zaklęciach. Dostała w lewą rękę, po chwili otrzeźwieniu zawalczyła z czerwonym kapturkiem, nawet jeśli nie wygrała, to ją wygnała z tego miejsca, a to było już coś. Gdy się uporała z głównym złym, zajęła się manekinem. Zaczęła od czarów, które pomogą na zrost kości, potem tamowanie krwi, a na końcu skupiła się na siniakach na jego nogach oraz ewentualnych zadrapaniach, których tak szczerze za bardzo nie widziała. - Biedak z ciebie jak na manekina - mruknęła pod nosem, sama do siebie. Nikomu nie życzyła być w takim stanie, to nic miłego jak się nie zna zaklęć. Dobrze jest mieć notatki pod ręką, te już nie raz jej pomogły, na szczęście. Odetchnęła z ulgą. Obejrzała jeszcze raz manekina z każdej strony tak dla pewności i wyglądało na to, że wszystko jest w porządku.
z/t
Ostatnio zmieniony przez Anabell Goldbird dnia Nie Maj 21 2023, 22:13, w całości zmieniany 3 razy
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Opłata:LINK DO ZAPŁATY Wykonywane zadanie: Rany odzwierzęce Kości:5 i 72 Wykorzystane modyfikatory: - Wykonane zadania: Teoria / Oparzenia Uzyskane nagrody: samopiszące pióro (teoria)
Anna naprawdę dobrze czuła się w środowisku naturalnym. Otoczenie przyrodą działało na nią kojąco, a wszechobecna zieleń budziła w niej szczery zachwyt. Puchonka rzeczywiście szukała manekinu, ale bardziej skupiała się na urokach miejsca, w którym się znalazła. W końcu jednak trafiła na obiekt ćwiczeń, który ku jej zadowoleniu zdawał się mniej problematyczny, niż ten nad ogniskiem. Anna sprawdziła mu puls i oddech, a po stwierdzeniu ich obecności zaczęła się zastanawiać co tu właściwie zaszło. Manekin wyglądał jakby spał. Rozejrzała się za źródłem probemu, ale niczego nie znalazła, kiedy nagle kątem oka dostrzegła jakiś ruch, ledwo mignięcie. Strzałki! Strzałki afanca! W ostatniej chwili ich uniknęła, a że kojarzyła co było skutkiem zatrucia, pomyślała, że właściwie mogłaby już sobie pójść do następnego kręgu. W końcu manekin tylko spał, prawda? No, ale wtedy nie wykonałaby zadania, a na to nie mogła sobie pozwolić. Wyszperała stosowne zaklęcie, a następnie rzuciła je, by potem pomóc kukle wstać. Nie miała w sobie szczególnej empatii względem przedmiotów, ale przynajmniej nikt nie mógł jej zarzucić, że nie przećwiczyła wszystkiego jak trzeba.
z/t
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Poczuł krew już z daleka, co było dla niego swego rodzaju zaskoczeniem. Już będąc na punkcie widokowym, założył sobie, że każda lokacja z mapy dotyczyła jakiegoś innego rodzaju obrażeń, a krwawiącą rangę – teraz już opatrzoną – zostawił za sobą w tyle. W gruncie rzeczy wolał smród krwi, niż paskudne wymiociny, więc nie narzekał szczególnie. Podszedł do manekina i obejrzał go bardzo ostrożnie. Nie chciał uszkodzić go bardziej, a wyglądało to wszystko, no cóż, kompletnie do dupy, jeśli miał być szczery. Nie znał się na zwierzętach, nie miał pojęcia, co go zaatakowało, widział tylko, że były to ślady po szponach albo ewentualnie po jakichś czarnomagicznych zaklęciach, choć, szczerze mówiąc, wątpił, by na kursie pokuszono się o coś takiego. Nie wiedział, ale rozejrzał się, czy zwierzę już się oddaliło i dopiero kiedy zyskał pewność, że jest bezpieczny, przystąpił do działania. Nie mógł zrobić wiele, nie znał zbyt wielu zaklęć leczących, spróbował więc zasklepić co nieco z pomocą episkey, potem znów przemył rany wodą i zabandażował je. W normalnej sytuacji odesłałby nieszczęśnika do szpitala, a tutaj mógł co najwyżej zostawić go tutaj na pastwę losu. Jeśli zwierz miał wrócić, to właśnie dostał eleganckiego wrapa. Smacznego.
| z. t.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Opłata:Klik Wykonywane zadanie: Obrażenia odzwierzęce Kości:6 i I Wykorzystane modyfikatory: - Wykonane zadania:teoria, oparzenia Uzyskane nagrody: uniknięcie nieprzyjemnej konsekwencji w kolejnych etapach; woreczek ze skóry wsiąkiewki; kalendarzyk
Po dwóch sytuacjach, w których musiała ratować manekiny w związku z poparzeniami, ale różniącymi się od siebie, nadszedł w końcu czas na to, co interesowało ją najbardziej. Obrażenia odzwierzęce. To przecież na tym głównie jej zależało, na to kładła największy nacisk, bo miało jej się to przydać w przyszłości. Przemierzała polanę, na którą trafiła, znowu poszukują ofiary, którą dostrzegła w jednym z mniej oczekiwanych miejsc. Właściwie zauważyła ją przypadkiem, kiedy potknęła się i spojrzała w dół. Zamiast dwóch kończyn, dostrzegła trzy - jedną należącą do manekina i bardzo dziwnie wygiętą. Skrzywiła się na sam widok, bo nie był on przyjemny, ale też nie na tyle zły, żeby sobie z nim nie poradziła. Podeszła bliżej krzaka, żeby już w pełnej okazałości zobaczyć ewidentnie pobitego jegomościa. Połączenie kropek nie stanowiło dla niej większego problemu. Skoro miała do czynienia z obrażeniami spowodowanymi przez magiczne stworzenia, niemal od razu na myśl nasuwał się Czerwony Kapturek. Rozejrzała się więc jeszcze raz po okolicy, zachowując czujność i podejrzliwie mierząc wzrokiem każdy krzak i zakamarek, w którym mógł mieć swoją jamę. Dla bezpieczeństwa rzuciła też jakieś proste zaklęcie ochronne obejmujące ją i manekina, bo nie miała zamiaru dopuścić do tego, żeby stworzenie przelało dzisiaj więcej krwi. Zajęła się w końcu połamanymi kośćmi, ciesząc się, że to nie był żywy człowiek, bo obrażenia były okropne. Na ile mogła, na tyle mu pomogła, najpierw oczyszczając teren z krwi, żeby znów nie przyciągnęła Czerwonych Kapturków, potem zajmując się ranami otwartymi, a następnie z pomocą Surexposition sprawdzając, które kości zostały złamane. Dokładniej się nimi zajęła, na sam koniec zostawiając kosmetykę w postaci siniaków i innych mniejszych obrażeń. O ile wcześniejsze zadania nie zajęły jej dużo czasu, tak nad tym spędziła go zdecydowanie więcej, ale nie zamierzała odbębnić go na odwal się. Kto wie, czy podobna sytuacja nie spotka jej w przyszłości.
|z.t
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Kąsające kapusty. Christopher nie wiedział, co miał o tym myśleć, ale dowiedział się o tym tak naprawdę z prędkością światła. Wystarczyło wrócić z wakacji, wystarczyło spędzić parę chwil w domu i już sąsiedzi donieśli mu, że któryś z hodowców przesadził z nawozem i teraz te rośliny, czy może wściekłe demony, które były naprawdę użyteczną bronią, pełzały sobie radośnie po lesie otaczającym wioskę. Nie było to ani trochę bezpieczne, zielarz zdawał sobie sprawę z tego, do czego mogła doprowadzić ta kapusta, jak wielkie mogły być straty nie tylko wśród ludzi, ale również wśród zwierząt i magicznych stworzeń, które były teraz niesamowicie wręcz niecierpliwe i gubiły się we własnym rytmie dnia. Nic zatem dziwnego, że zamiast wybrać się na swój poranny bieg, skierował się po prostu do lasu, oczywiście odpowiednio przygotowany, bo nie chciał skończyć pokąsany przez jedną z kapust, na poszukiwania tego paskudnego przeciwnika. Wyśledzenie tych roślin nie było aż tak trudne, przynajmniej dla kogoś, kto znał się na różnego rodzaju drzewach, warzywach, kwiatach, bylinach i całej magicznej i niemagicznej reszcie flory. Był w stanie dostrzec jakieś zagubione liście, był również w stanie dostrzec ślady, jakie kapusta zostawiała na ziemi, kiedy się gdzieś przemieszczała i musiał przyznać, że faktycznie siała tutaj niemałe zniszczenie. Było w tym coś nieco zabawnego, a jednocześnie coś nieco tragicznego, bo faktycznie trudno było powiedzieć, jak wiele szkód należało się spodziewać. Owszem, niektórzy powiedzieliby, że tak długo, jak długo kapusty znajdowały się w lesie, nie działo się nic złego, ale to była tylko półprawda. Lepiej byłoby bowiem je wyłapać, nie dopuścić do tego, żeby atakowały zwierzęta, co z kolei mogło zwabić groźniejsze drapieżniki. Również lepiej byłoby, gdyby ta wściekła kapusta nie rozsiała się po całej okolicy, bo wtedy faktycznie powstałby nie lada problem na przyszłość. Dlatego też Christopher wychodził z założenia, że trzeba było zrobić coś już teraz, uznając, że mimo wszystko warto byłoby zmobilizować okolicznych hodowców do tego, żeby ruszyli do tego lasu i zaprowadzili tutaj porządek. Zatrzymał się, kiedy dostrzegł za drzewami jakiś ruch i po chwili dostrzegł niezbyt wielką kąsającą kapustę, która najwyraźniej utknęła w jakimś zagłębieniu pomiędzy korzeniami, nie będąc w stanie się stamtąd wyrwać. Poruszała się to w jedną, to w drugą stronę i właściwie niektórzy pewnie machnęliby na nią ręką, dochodząc do wniosku, że wkrótce padnie i jakieś zwierze się nią posili. Chris jednak wiedział, że to nie było właściwe rozwiązanie, toteż ostrożnie skierował się do wściekłego warzywa, które natychmiast zaczęło poruszać się jeszcze intensywniej. Wiedział, że tak naprawdę kąsająca kapusta miała wielką chrapkę na to, żeby go w tej chwili zjeść i wcale się jej jakoś nie dziwił, ostatecznie bowiem właśnie do tego została wyhodowana. Żeby atakować osoby, które się do niej zbliżały. - Było nie uciekać - mruknął, jakby to faktycznie było zależne od warzywa, które sprawiało wrażenie, że za chwilę po prostu eksploduje ze złości. Nic takiego nie miało jednak miejsca, a Chris doskonale wiedział, jak ma się obejść z tą kapustą, więc ani razu nie zdołała go ugryźć, na całe szczęście. Jeszcze tego brakowało, żeby go pokąsała. Choć, z drugiej strony, wtedy udowodniłby, że to nie było mimo wszystko zbyt bezpieczne, pozwalać, żeby to coś turlało się samo gdzieś pośród pozostałej roślinności. Kapusta została unieszkodliwiona bardzo łatwo, więc zielarz postanowił poszukać kolejnych, nie miał jednak tego dnia szczęścia. Uznał zatem, że faktycznie pomówi ze swoimi sąsiadami, licząc na to, że gdy wspólnie wybiorą się do lasu na te poszukiwania, uda się im osiągnąć zdecydowanie większy sukces, niż jemu w tej chwili. Choć, jednocześnie, każde zwycięstwo się liczyło, prawda? Choćby i to naprawdę, naprawdę najmniejsze.
z.t+
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Polana przy nowootwartym stadionie im. dr Franklina Fairwyna została przystosowana i przyozdobiona specjalnie na czas trwania tego wydarzenia. Schody prowadzą bezpośrednio na trybuny, gdzie znaleźć można stanowisko pełne łakoci i napojów idealnych na okazję wykrzykiwania i skandowania motywujących piosenek, w ramach dopingu ulubionych zawodników dzisiejszego meczu. Przy wejściu na trybuny znajduje się miejsce, w którym można wziąć udział w loterii charytatywnej na rzecz wsparcia zwierząt i organizacji poszkodowanych pożarami, siejącymi spustoszenie w zeszłym roku.
Ponieważ impreza dzieje się pod patronatem Ligi Quidditcha, możesz tu spotkać swoje ulubione gwiazdy z reprezentacji i drużyn klubowych! Rzuć kością litery w swoim pierwszym poście, by sprawdzić, czy Ci się poszczęściło. Samogłoska oznacza, że spotykasz podczas pobytu na evencie gwiazdę! Jeśli opiszesz to spotkanie w którymś poście, gwiazda wręczy Ci swój los na loterię - przy losowaniu podlinkuj posta z opisanym spotkaniem!
Loteria charytatywna
Podczas dzisiejszego wydarzenia Quidditchowego będziecie mieli szansę na zakup losów, które pozwolą wam wziąć udział w losowaniu niesamowitych nagród. Nasze cenne nagrody obejmują nie tylko kupony zniżkowe do lokali sponsorów dzisiejszego wydarzenia, ale także unikatowe przedmioty dodane do puli przez anonimowych darczyńców. Każdy zakup losu nie tylko zwiększa wasze szanse na zdobycie tych fantastycznych nagród, ale także wspiera naszą charytatywną inicjatywę na rzecz ratowania zwierząt magicznych. To niezwykła okazja, aby połączyć pasję do Quidditcha z hojnością serca. Nie przegapcie tej okazji – losy są dostępne na terenie wydarzenia tylko w trakcie trwania eventu.
1 los - 20g
Nagrody!:
1-5 Kask quidditchowy 6-8 150g 9-10 pusty los, spróbuj jeszcze raz! 11-15 czekoladowa pralinka w kształcie znicza: jednorazowo upoważnia posiadacza do przerzucenia jednej, dowolnej kostki nie-eventowej i nie-lekcyjnej 16-20 Zniżka 20g w Sklepie z eliksirami Dearów 21-15 Rękawice sportowe z cielęcej skórki 26-30 Zniżka 20g w Sklepie z Magicznymi Stworzeniami 31-32 żelka żabert: pozwala na jednorazowy zakup przedmiotu trudnego do zdobycia bez rzucania kostką 33-35 pusty los, spróbuj jeszcze raz! 36-40 Pamiątkowy kafel z grawerem serca i napisem "Quidditch dla Zwierząt" 41-45 50g 46-50 Magiczny moździerz 51-54 Talon na relaks dla dwojga w Salonie piękności "Cud natury" o wartości 100g 55-58 pusty los, spróbuj jeszcze raz! 59-60 Korona Dumbaderów 61-63 Zestaw ośmiu wydretkowych figurek 64-66 pusty los, spróbuj jeszcze raz! 67-70 Koszulka z autografami angielskiej reprezentacji quidditcha 71-73 pusty los, spróbuj jeszcze raz! 74-75 lawendowe landrynki: jednorazowo podnoszą szansę zasadzenia magicznej rośliny o 30% 76-80 Zniżka 40g w Sklepie miotlarskim Złoty Znicz 81-83 cukrowe gęsie pióro: pozwala jednorazowo skrócić post samonauki o 500 znaków ze spacją 84-85 pusty los, spróbuj jeszcze raz! 86-90 Zniżka 20g w sklepie Różdżki Fairwynów 91-92 pusty los, spróbuj jeszcze raz! 93-95 Kompas miotlarski 96-100 100g
Stoisko z przekąskami
Na trybunach naszej widowiskowej, choć tymczasowej areny Quidditcha znajdziecie także urocze stoisko z poczęstunkiem, które serwuje wszystkie smakołyki, jakie sobie wymarzycie! Od klasycznych karmelków smoczych do przepysznych skrzacich ciasteczek. Nie zabraknie wspaniałych przekąsek, które zaspokoją nawet najbardziej wybredne podniebienia. Każdy kęs to kawałek magii sprawiający, że wasze podniebienia będą tańczyć w rytm uderzeń tłuczków. Nie zapomnijcie zerknąć na stoisko, by złapać przysmak i zyskać energię na ten dzień pełen emocji!
Przekąski:
Smocze karmelki - na czas trwania meczu, wyrosną ci po nich najprawdziwsze smocze rogi. Uważaj, by nie zasłaniać nimi ludziom rozgrywki! Malinowe witki - pyszne patyczki typu Pocky, wprawiające we wspaniały nastrój MagiRiccola - dropsy na gardło, po których będziesz w stanie skandować piosenki tak głośno, że usłyszą to nawet zawodnicy! Pop-crackers - magiczny, chrupiący popcorn, który zmienia smak ze słonego na słodki i na odwrót z każdym kolejnym kęsem Truskawkowe Bąbelki - te bąbelki smakują jak truskawki, ale jedząc je, zaczynasz wydzielać kolorowe bąbelki, które unoszą się w powietrzu, tworząc magiczne widowisko Kokony czekoladowych motyli Honeycott- podczas jedzenia cukrowego kokonu, ze środka wydostaje się piękny, czekoladowy motyl - szybko go złap nim Ci ucieknie!
Napoje:
Piwo "Dolina Godrunka" - bezalkoholowe! A uderza do głowy... pij rozważnie i pamiętaj, by po konsumpcji nie wsiadać na miotłę! Oranżada szalikowca - wyskokowa, mocno gazowana, oranżada we wszystkich smakach (smak wybieralny losowo) Napój z chmurką - dla pragnących ciepłego napoju przygotowane zostały ziołowe napary z chmurką, podawane w kubkach, nad którymi unoszą się małe obłoczki
W jednym poście możesz wykorzystać tylko jeden los.
Jedna postać może kupić maksymalnie 3 losy.
Po nagrody trzeba się zgłaszać w temacie z upomnieniami.
Spotkana gwiazda ma być reprezentantem drużyny quidditcha, może być to gracz, jeśli jest to dorosła postać będąca członkiem reprezentacji.
Kod na pierwszy post:
Kod:
<zgss>Kostka na wejście:</zgss> [url=link]wynik rzutu kością litery[/url]
Kod na loterię:
Kod:
<zgss>Loteria:</zgss> [url=link]wynik rzutu k100[/url] <zgss>Opłata za los:</zgss> [url=link]post z opłatą za los[/url] lub link do posta ze spotkaniem gwiazdy <zgss>Nagroda:</zgss>
______________________
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Loteria:50 Opłata za los:link Nagroda: magiczny moździerz
Nie wyobrażał sobie, aby miało go zabraknąć podczas towarzyskiego meczu quidditcha, skoro była to jedna z niewielu okazji, która pozwalała mu podziwiać młodszego ukochanego na boisku. Zawczasu załatwił sobie dobre miejsce na trybunach, a przed sportowym spotkaniem umówił się z Maximilianem na polanie, żeby sprzedać mu kopa na szczęście i życzyć samych sukcesów w przestworzach. Nie pomyślałby, że już na samym wejściu napotka słynnego szukającego narodowej reprezentacji miotlarzy, którego twarz - mimo że nie interesował się podniebną dyscypliną - kojarzył z czarodziejskich gazet. Wstyd przyznać, że imienia i nazwiska mężczyzny nie pamiętał. Mimo to, starając się nie wyjść na ignoranta, podszedł do jegomościa po autograf, nie tyle dla siebie co dla Solberga, którego parę minut później ucałował w policzek na przywitanie. - Mam nadzieję, że nazwa drużyny nie podetnie ci skrzydeł, a gra pójdzie lepiej niż rzeczywiste podróże świtoklikiem. – Pozwolił sobie zażartować, wszak obydwaj wiedzieli jak wiele razy po zastosowaniu wymienionego środka transportu chłopak zwrócił zawartość żołądka. – Skoro przyszedłem, to chciałbym zobaczyć jak im dowalasz. – Poklepał partnera po ramieniu, a po tym objął, prowadząc do niewielkiego stoiska, przy którym można było zakupić losy i dorzucić własną cegiełkę na szczytny cel w postaci ochrony magicznych stworzeń. – Na boisku ci nie pomogę, ale galeonami mogę sypnąć. – Prychnął pod nosem, uiszczając należną opłatę za udział w loterii. Nie zależało mu szczególnie na wygranej, po prostu chciał w jakiś sposób zaznaczyć swoją obecność. Na tyle, że zapomniał o darmowym losie, otrzymanym od szukającego krajowej reprezentacji, sprezentowanym mu wraz z autografem.
Przewracam wymownie oczyma i wzdycham cichutko, kiedy kompletnie mnie ignoruje, bo oczywiście mnie nie zrozumiał. No tak, nie jest to ani pierwsza taka, ani nawet rzadka sytuacja i chyba powinienem się do tego przyzwyczaić. Z drugiej strony z każdym tygodniem mówienie przychodzi mi trochę łatwiej, więc kto wie, może niedługo przestanę bełkotać, albo przynajmniej będzie się dało ten bełkot zrozumieć. Jedna uwaga to za mało, żeby zepsuć mi dobry humor. — Czemu mówisz „to” tak, jakby to było jakieś dziwne, ha? — odpowiadam wesoło, ignorując to, że snuł jakieś fantazje na temat mojej piżamy. I choć w normalnej sytuacji zażartowałbym, że sypiam nago, przy nim nie bardzo mam ochotę schodzić na te rejony, bo ten z pewnością jest gotów obrócić to na moją niekorzyść. — To ty nie chcesz wyglądać lepij? — rzucam, mierząc go spojrzeniem — to znaczy ja nie mówi, że ty wyglądasz źle, ale nie nudzi ci się szkolny mundurek i dresy? — pytam szczerze zdziwiony i ciekawy jego odpowiedzi. Dla mnie te mundurki są jak więzienie – takie, do którego jestem przyzwyczajony, ale jednak więzienie. Od zawsze chcę ubierać się tak, jak mi się podoba, ale poza sceną miałem do tego mało okazji. Większość mojego życia to właśnie dresy albo trykot, druga połowa – coś, co mi się narzuca. Nie zamierzam marnować wyjścia na noszenie czegoś tylko dlatego, że jest wygodne. Avgust pogania nas do drogi, więc wsuwam ręce w kieszenie płaszcza i trzymam się Wilka, próbując udawać, chyba z małą skutecznością, że się nie stresuję. — Zakładasz, że będziesz ze mną w namiocie? — dodaję, wkładając w to trochę nieplanowanej zaczepności, możliwe, że wciąż w odpowiedzi na puszczone mi oczko, na które poza wcześniej zareagowałem zupełnie automatycznym uśmiechem. Sama droga mija zaskakująco szybko. To śmieszne, ale jestem tak blisko Hogsmeade po raz pierwszy w życiu, nie miałem na to czasu we wrześniu, bo i tak był pełen wrażeń. Odwiedziny w miasteczku wciąż są na mojej liście rzeczy do zrobienia. Wchodzimy na trybuny i prawie od razu znajduję tam znajomą twarz. Nie, nie znajomego – dosłownie znajomą twarz, bo znam ją wyłącznie z ruchomego plakatu przylepionego na przylepca w naszym dormitorium. — Patrz tam — mówię do Ślizgona, łapiąc go za ramię i w miarę dyskretnie pokazując przed siebie — to chyba jakiś zawodnik? — próbuję się upewnić, nieświadom, że to ostatnia osoba, którą powinienem pytać o graczy quidditcha. Nie czekam jednak na odpowiedź, widzę w tym swoją szansę. Podchodzę do mężczyzny i witam się z nim, a potem mówię, że w naszym dormie wisi plakat i czy może dałby mi autograf. Uśmiecham się przy tym całkiem ładnie.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Kostka na wejście:I Loteria:45 Opłata za los: w tym poście spotykam gwiazdę Nagroda: 50g
Fire słyszała o meczu... i trzeba przyznać, że obawiała się, że nie zdąży na tyle dobrze się poczuć, aby wybrać się na to wydarzenie. Co ciekawe, zawsze określała się jako antyfana Quidditcha. Na miotłę wsiadła raz w życiu, w pierwszej klasie w Durmstrangu i nigdy więcej. Zdecydowanie nie znosiła latać. A ten sport był bezsensowny i po prostu głupi. Mimo to kibicowała Gryfonom, gdy chodziła do Hogwartu i zasiadała na trybunach. Czasami się tego wypierała. Może pchnął ją teraz jakiś głęboki sentyment. Już parę lat nie widziała rozgrywek... A Fleur to chyba nigdy. Tak bardzo naciągała Blaithin, aby razem poszły, skacząc i prosząc, robiąc maślane oczka i obiecując, że będzie super grzeczna. Nie dało się odmówić. Dear nie miała pojęcia, kto będzie latał, ale podobno zapisy otwarte były dla wszystkich, więc może ktoś z dawnych lat? Przyszła na polanę otulona płaszczem, dość niechętna przyglądając się rozwrzeszczanym kibicom i dzieciakom. Zaczepiła je jakaś gwiazda, którą Fleur rozpoznała, a Fire nie. Dziewczynka wyprosiła autograf, a jeszcze do tego dostały los na jakąś loterię. Wygrały na niej 50 galeonów. Teraz jednak wolały przyjrzeć się grze. Fire została niespodziewanie złapana za rękę, na co lekko się skrzywiła, ale nie wypuściła swojej dziewczynki, która prawie wariowała ze szczęścia i dlatego pozwoliła sobie na taki odważny gest. Poza tym można się było zgubić. Tłumy na trybunach w szkole miały się nijak do tego, gdy tutaj byli i uczniowie i dorośli. Niebawem stanęły w dogodnym miejscu. Fire przyjrzała się początkowi rozgrywek, który już przyniósł dwa gole. A potem poleciały pałki w ruch i tłuczki, ale niestety nikt nie ucierpiał. - Mamo, jak będę większa to kupisz mi miotłę?! - za rękaw pociągnęła ją Fleur z roziskrzonymi zielonymi oczami. - Pomyślę. - odparła Fire niezbyt optymistycznie. Tego brakowało, aby i ona zakochała się w tym sporcie. Dziewczynka była za niska, aby dobrze wszystko widzieć. Dear westchnęła, zbierając się w sobie, po czym przełamała niechęć do kontaktu i wzięła dziecko na barana, a mała objęła jej głowę. Stamtąd już świetnie widziała, co i jak. Fire natomiast z zaskoczeniem zauważyła @Elijah J. Swansea. O, czyli kapitan Krukonów dalej co nieco umiał! - Komu kibicujemy? - zawołała Fleur. - Tym. - wskazała drużynę Elijaha, z drobnym ociąganiem, bo w przeciwnej zauważyła @Maximilian Felix Solberg, ale jednak dawny znajomy ze szkoły to dawny znajomy ze szkoły.
Benjamin Auster
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Kostka na wejście:J Loteria:80 Opłata za los:fiuu Nagroda: Zniżka 40g w Sklepie miotlarskim Złoty Znicz
Ben wszedł na polanę, rozejrzał się dookoła. Oczywiście mecz trwał już w najlepsze, a niedobrze, bo przyszedł tu w konkretnym celu. Kibicować, rzecz jasna. Na murawie od strony świstoklików grała nie tylko jego przybrana siostra, ale i sympatia. Czy spóźnił się, bo robił na ostatnią chwilę ogromny baner z napisem “REMY BO BOJU!!!”? Być może. Ścisnął los kupiony niedbale do kieszeni, obiecując sobie, że nagrodę odbierze później. Mijał nieznanych sobie ludzi, jakąś kobietę z dzieckiem na baranach, jakiegoś starszego pana, jakąś parę, przeciskając się między nimi z tym niebotycznie wielkim tekturowym banerem. Cmoknął z zadowoleniem, gdy ujrzał znajomą twarz. Podszedł do Moralesa. - A dzień dobry panu - zagadał przyjaźnie i wyciągnął ręce do góry. Nie zamierzał robić z siebie idioty i krzyczeć, ale chciał okazać wsparcie Rems. - Pan tu bo…? - zapytał, bo skąd mógł przecież wiedzieć, że Solberg, który ostatnio obrobił mu przy Ari dupę jest życiowym partnerem kumpla.
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia