Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Czas było przekierować trochę uwagi na szukających, zwłaszcza, kiedy dostrzegłam kątem oka, że Morgan radzi sobie całkiem nieźle. Na chwilę straciła środek rozgrywki z oczu i kiedy miała tłuczek do dyspozycji, zamiast celować w obrońce czy ścigającego, skierowała go prosto w gryfonkę. Z zaskoczeniem przyjęła fakt, że znowu trafiła. Widocznie w ciąży, mimo dużo mniejszej sprawności też dawała sobie nieźle radę. Widziała, że przerwała jej w najgorszym możliwym momencie i bardzo ją to uciszyło. Kiedy doszła do wniosku, że kupiła sobie trochę cennego czasu, znowu wróciłam spojrzeniem na rozgrywającego kafla. Musieli wziąć się w garść, bo z bramkami z ich strony było różnie.
Kuferek: 5 +6 Kostka: H, trafiam
Autor
Wiadomość
Shawn A. McKellen II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
punkty w kuferku: 0 sprzęt: + 10 drużynowe (Nimbus 2015, zestaw ochraniaczy, parę gogli, kask quidditchowy i kompas miotlarski) przerzuty: 0/1 kostka:1
Atmosfera coraz bardziej się zagęszczała, chaos powoli zajmował pierwszorzędne stanowisko w całym meczu. Przez chwile Ślizgoni objęli prowadzenie, co wcale mi się nie spodobało. Trzeba było się spiąć i strzelić do którejś z pętli, a najlepiej by było, gdybyśmy jeszcze znicza złapali. By doprowadzić chociaż do tego pierwszego, leciałem blisko Victorii, naszej ścigającej, by w razie potrzeby, wspomóc ją bolesnym tłuczkiem. Niestety, straciła kafla, na co razem z Darrenem zareagowaliśmy momentalnie - on podał mi tłuczka, a ja mając perfekcyjną sytuację, wymierzyłem go w ślizgońską ścigającą, wytrącając jej kafla z rąk. Uśmiechnąłem się do siebie z satysfakcją i poleciałem dalej, okrążając stadion i cały czas pilnując tego co się działo na boisku.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
W momencie kiedy ona z całej siły cisnęła kafel do środkowej pętli, posyłając szeroki i pełen triumfu uśmiech w kierunku obrońcy Krukolandu Elijahowi, w tym czasie Matthew i Heaven tańczyli w niesamowitej choreografii, którą oni sami sobie ustalili. Niesamowity taniec, dzięki któremu Matthew podał do Heaven, a ona oddała pałką tłuczek w jego kierunku i ostatecznie tłuczek uderzył w ramię Obrońcy Ravenclaw, a kafel Katherine wylądował tam gdzie powinien. -Brawo Slytherin!!! - krzyknęła po czym przeleciała bliżej trybun, by tym samym pokazać uniesiony kciuk w górę do @Aleksander Cortez, którego wydawało jej się, że dostrzegła na trybunach, jak kibicował jedynej drużynie, która miała prawo do wygranej w tym dniu. Zrobiła okrążenie z góry by móc ustalić co się teraz dokładnie dzieje na boisku. Zobaczyła, że nasz Lucas obronił, ale przy kolejnym rzucie i zawrotnej grze Charliego i Williama, znów mieli trafionego gola. Heaven wzorowo znów trafiła w Obrońcę Krukolandu, ten to będzie jutro cały poobijany biedak. Quidditch to była jednak strasznie brutalna gra. Pilnowała wszystkiego co się działo na boisku i niczym sokół rzuciła się na kafla by złapać go w swoje ręce. Już przyspieszyła i miała podawać piłkę dalej, gdy nagle ktoś z Pałkarzy Krukolandu cisnął tłuczka w kafla, poczuła ciepło na nadgarstku, miała jednak nadzieję, że to nic takiego i nie jest zwichnięty. Kafla niestety straciła. Wściekła, znów przeklęła siarczyście.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Kolejny rzut Rasmusa na pętle. Skubaniec dobry był. Z pewnością dobrze zrobili, przyjmując go do pierwszego składu w tym meczu. Kątem oka obserwowała też tłuczki skoro kafel chwilowo nie znajdował się w jej posiadaniu. Widziała też całkiem udaną wymianę podań pomiędzy swoimi pałkarzami nim w końcu Shawn wykonał ostatecznie atak tłuczkiem. Choć niestety nieudany przez co Lucas był w stanie obronić pętlę. Obserwowała jak kafel wędruje do rąk Charliego. Dopiero teraz jej spojrzenie na dłuższą chwilę zatrzymało się na jej narzeczonym, który również brał udział w meczu. Nie tracąc czasu przylgnęła do miotły, by ruszyć w jego kierunku, ale ten wykonał już podanie do Williama, a wtedy... gol. Cholerni szczęściarze. Znowu uratowani tłuczkiem. Szukający wciąż krążyli gdzieś poza całą grą, która przybrała na jeszcze większym tempie w plątaninie podań, przejęć i tłuczków. Viks traciła kafla, Katherine go przejmowała tylko po to by zostać następnie trafioną przez krukońskiego pałkarza. Dopiero wtedy Strauss, która podleciała w miejsce akcji mogła przejąć utraconego przez nią kafla póki znajdował się w powietrzu i wykonując ostrą nawrotkę rzucić piłkę ku Rasmusowi.
Punkty w miotlarstwie: 39+12 (komplet własnego sprzętu) = 51 Kość:4 Przerzuty: 1/5
Rasmus Vaher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 181,5 cm
C. szczególne : Wyczuwalny estoński akcent, czasem nieodmienianie w angielskim, blizny na lewej dłoni po zdjęciu klątwy.
PUNKTY W MIOTLARSTWIE: 0+6+1+1+1+1 = 10 KOŚĆ: 3 -> Przerzut -> 3 EKWIPUNEK: Nimbus 2015, 1 para googli, 1 koszulka quidditchowa, 1 kompas miotlarski, ochraniacze
Wiedział, że wierzyli w niego jego koledzy. Dwa razy już udało mu się ładnie wyrzucić, ale to chyba nadal to był ten chwyt z czasów gry w Stavefjord. Przynajmniej nie chciał czuć wstydu przed nimi. Zresztą, pytali go zaledwie parę dni temu i zgodził się tylko dlatego, bo wiedział, że to prawie koniec sezonu. Ale mimo to... czuł się teraz dobrze. Dostał przejęcie od Victorii. Sytuacja była jednak napięta, Ślizgoni czaili się wokół niego, musiał podjąć szybką decyzję. Rzucił podkręconym kaflem, ale jeden ślizgon podmuchem wiatru sprawił, że osunęła się i nie trafiła jednak w bramkę.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
punkty w kuferku: 17 sprzęt: + 6 (wszystko własne, całe ubranie bez miotły punktowanej) przerzuty: 0/2 rzut szukającego:A, 5 i 6
Czuła na policzkach rumieńce spowodowane nieustannym lotem. Teraz już wiedziała jaki ciężar spoczywa na szukającym. Wszyscy na niego liczą, a w tym przypadku mecz się przedłużał bowiem starcie było naprawdę wyrównane. Ślizgoni byli wyzwaniem, ale przecież dadzą radę ich ograć. Najważniejsze, aby nie dać się wybić z rytmu. Śmigała więc bez przerwy, nie oszczędzała się choć czuła jak wszystkie mięśnie ma napięte nie tylko ze stresu i przejęcia ale też determinacji. Wyminęła łukiem mknących w jej stronę ścigających i tym razem szukała znicza na niższych kondygnacjach boiska. Dostosowała swoje tempo lotu do takiego, by móc puścić trzonek i z większą swobodą ciała móc rozglądać się i jednocześnie przemieszczać bez obaw, że mogłaby stracić panowanie nad miotłą.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Sprzęt: cały Slythu - 12pkt Punkty w kuferku: 25 Przerzuty: brak Rzut:H i nie złapane
Kręcę się w kółku po boisku i nie idzie mi najlepiej. Z resztą mojej przeciwniczce tak samo. Zerkam na nią co jakiś czas, ale wydaje się, że oboje jesteśmy skupieni, ale równocześnie lekko zirytowani i zestresowani faktem, że nie możemy nic złapać. Nawet błysków już nie mogę rozróżnić czy są prawdziwe, czy to tylko słońce się z nami bawi. Jestem powoli coraz bardziej przekonany, że znicz już gdzieś odfrunął daleko i nie ma żadnego zamiaru tutaj nigdzie wracać. Wzdycham zerkając na to czy może moja drużyna chociaż dostała jakiegoś kopa i idą jak szaleńce. Niestety mają przewagę niewielkiej ilości punktów.
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Kuferek: 2 Wyposażenie: Komplet sprzętu z wyposażenia drużyny (+12) Wolne przerzuty: BRAK Kostka:3 --->4 - podaje do Willa i robimy akcyjkę, duet Slytherinu normalnie
Przetarł dłonią czoło, łapiąc oddech po zabójczym pościgu za kaflem i uniknięciu jakiegoś losowego tłuczka, który chyba się na niego uwziął, bo dobre dwie minuty sunął w powietrzu, zgrabnie skręcając i chcąc go zgubić. Omiótł ciemnozielonymi tęczówkami boisko, aby rozeznać się w sytuacji, po drodze znów zaczepiając przepiękną Panią Kapitan, która wyglądała na całkiem zadowoloną z ich gry. Musiał też przyznać, że drużyna Elijah też radziła sobie dobrze. Swansea zaimponował mu tym, że nie zszedł z boiska pomimo romansu z tłuczkiem. Dostrzegł szansę, łapiąc oddech i przejmując piłkę od Rasmusa, posłał mu drwiący uśmiech, skręcając gwałtownie w prawo i mknąc przed siebie. Jak zwykle gwizdnął, tym razem trochę inną melodię, aby nakierować mijanego przyjaciela i gdy tylko nadarzyła się okazja, podał zgrabnie Williamowi, zostawiając resztę w jego rękach. Ważna była gra drużynowa, nie musiał błyszczeć, skoro Fitzgerald był po prosty w tym dobry. Uśmiechnął się pod nosem, podlatując do Kath, która trzymała się za nadgarstek. - W porządku? Dasz radę? Jakby co, Heaven Cię zmieni. Uważaj na siebie. Zapytał, przyglądając się jej badawczo. Charlie miał olbrzymie zdolności przywódcze, uwielbiał pokazywać ślizgońską ambicję i braterstwo. Dostrzegając kolejnego tłuczka, zwrócił na siebie jego uwagę, aby brunetka odpoczęła, odlatując gdzieś dalej i gubiąc go pomiędzy trybunami, wrócił do centralnej części boiska, szykując się na kolejną akcję. William, jak zwykle zresztą — nie zawiódł, dolatując do pętli i przerzucając kafla. Podleciał do niego i przybił z nim piątkę, łapiąc zaraz obydwiema rękoma za trzon miotły. - No i zajebiście, stary!
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Fitzgerald błysnął zębami w szerokim uśmiechu i wykonał przy tym gest radości, kiedy znajdująca się w pobliżu Dearówna tłuczkiem skutecznie rozproszyła Elijaha, dzięki czemu ciśnięty przezeń kafel bez trudu przemknął przez pętlę i kolejne dziesięć punktów wpadło na ich konto. Rudzielec wykonał ostry zwrot, ruszając z powrotem na ich stronę boiska, bo mecz w końcu nadal trwał, szukający wciąż jeszcze gdzieś krążyli w poszukiwaniu złotego znicza, więc nie było co osiadać na laurach. Gdzieś tam po drodze wychwycił spojrzenie @Gabrielle Levasseur zajmującej miejsce w ślizgońskiej sekcji, której puścił oczko, gdy akurat mijał tamtą część trybun, ale nie pozwalał sobie na większe rozproszenie i skupił z powrotem na akcji na boisku. A działo się, oj działo. Kafel najpierw trafił w ręce Brandon, która jednak zaraz straciła go na rzecz Katherine. W jej rękach długo też jednak nie pozostał, bo dziewczyna oberwała tłuczkiem i piłka trafiła w ręce Strauss, ta z kolei przerzuciła do Rasmusa, ale Charlie w pięknym stylu go przejął. Usłyszawszy sygnał od przyjaciela, ponownie ustawił się na dogodnej pozycji, żeby przyjąć od niego podanie, a kiedy tylko kafel znalazł się w jego dłoniach – pomknął natychmiast w stronę kruczych pętli, nie chcąc stracić ani chwili. Zręcznie wylawirował między pozostałymi zawodnikami, unikając jednocześnie zbłąkanych tłuczków, a kiedy znalazł się w polu bramkowym przeciwników wziął mocny zamach i rzucił kaflem w kierunku prawej pętli. — Nawet na boisku tworzymy zgrany duet — rzucił w stronę Rowle’a z łobuzerskim uśmiechem, kiedy ten do niego podleciał, zbijając z nim jednocześnie piątkę.
Kuferek: 54 Wyposażenie: Komplet sprzętu z wyposażenia drużyny (+12) Wolne przerzuty: 4/6 Kostka: 1
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Mecz trwał już dość długo, a wynik nadal pozostawał niski. Matthew zdawał sobie sprawę z tego, że zdobywanie goli, czy bronienie obręczy nie należy do jego zadań, ale zamierzał jak najlepiej wspomóc swoich kompanów, uderzając celnie tłuczkami w zawodników drużyny przeciwnej. Kiedy tylko odnalazł więc jednego z nich na horyzoncie, przefrunął kilka metrów dalej, by przyjąć odpowiednią pozycję. Następnie wyciągnął rękę z pałką do tyłu, biorąc sporawy zamach, aż wreszcie uderzył porządnie krwiożerczą kulę, licząc na to że po raz kolejny uniemożliwi młodemu Swansea skuteczną obronę bramki. Celował w wątrobę, a raczej w jej okolice, bo z takiej odległości trudno było mu liczyć na AŻ tak precyzyjny strzał. Ciekaw był również jak idzie Fillinowi… zegar tykał, a on coraz mocniej zaciskał kciuki, życząc szczęścia ślizgońskiemu szukającemu. Odwrócił też na chwilę głowę, by spróbować odnaleźć go na boisku.
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Sytuacja była coraz gorsza i gorsza. Zaczęli dobrze, ale od tamtego momentu non stop szli ku gorszemu, psując kolejne akcje. Nie miał za złe drużynie – broń Merlinie, jak mógłby, skoro to on własnoręcznie przepuścił dwa kafle, które dały Ślizgonom przewagę punktową? Starał się jednak zbytnio nie łamać i powtarzać sobie, że pałkarze w przeciwnej drużynie – zwłaszcza Gallagher – to nie byle co i zwyczajnie wiedzieli (wiedział? Co do Dear mógłby mieć pewne wątpliwości) co robią. Wszyscy wydawali mu się już zmęczeni i on sam raz po raz ocierał z czoła pot za pomocą rękawa quidditchowej szaty. Przynajmniej pogoda była dobra na tak długie starcie! Elaine latała za zniczem, Fillin non stop siedział jej na ogonie i wyglądało na to, że żadne z nich nie jest blisko tego, by w końcu złapać złotą piłeczkę. A znicz, jak miało się zaraz okazać, był im cholernie potrzebny. Powtórka z rozrywki. Ruda czupryna, poniżej czupryny para silnych rąk, których dłonie zaciskały się na kaflu. Pałka w ręce Gallaghera, zapewne gotowa, by posłać w jego stronę kolejnego bolesnego tłuczka. Skrzywił się zanim cała akcja miała w ogóle miejsce, spodziewał się, że będzie trudno i choć nie odpuścił, a zamiast tego próbował za wszelką cenę – oberwał. ...prosto w wątrobę. Zwinął się w kłębek, na tyle, na ile dało się to zrobić, utrzymując się na miotle i jęknął, na potrafiąc pohamować tego dźwięku. Bolało jak diabli, a do tego zrobiło mu się niedobrze. Nawet nie widział co stało się z kaflem, o przepuszczonej bramce dowiedział się dopiero od komentatora. W oczach stanęły mu łzy, zawartość żołądka podjechała zaś do gardła i przez chwilę bał się, że jej nie utrzyma. Pobladł, ale dzielnie się wyprostował i podał kafla do Victorii. Miał ochotę zbluzgać Gallaghera, i tak nie lubił typa, ale ból skutecznie odebrał mu na to siłę. Wiedział, że w tym stanie nie wytrzyma długo.
Przerzuty: 0/5
Ostatnio zmieniony przez Elijah J. Swansea dnia Sob 18 Kwi - 20:51, w całości zmieniany 1 raz
Co tu się właściwie działo? Miała wrażenie, że pałkarze przeciwnej drużyny skupiają się jedynie na tym, żeby położyć na łopatki ich kapitana, a to powodowało, że aż się w niej gotowało. Na dokładkę zdobyli kolejne punkty, a Victoria naprawdę zaczynała tracić cierpliwość. Kiedy więc kafel znalazł się w jej rękach, nie czekając już na nic, po prostu pochyliła się nad nimbusem, jakby chciała zmusić go do wielkiego zrywu i nie bacząc na innych poszybowała pod bramki przeciwników, jak najszybciej umiała. To chyba mimo wszystko wychodziło jej najlepiej, a później wzięła się za rzut, mając nadzieję, że mimo wszystko nie jest aż taka tragiczna, jeśli idzie o tę grę. W końcu jakoś zdołała wyminąć przeciwników, a jeśli zaraz oberwie tłuczkiem, to chyba ze złości sama przyłoży jednemu z przeciwników. Skup się Brandon, rzucaj.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
punkty w kuferku: 17 sprzęt: + 6 (wszystko własne, całe ubranie bez miotły punktowanej) przerzuty: 0/2 rzut szukającego: D, 3 i 1 = C, 5 i 4 = E, 4 i 3
Mecz się przedłużał, a oni dalej przegrywali. Dowiedziała się o tym bo przelatywała akurat obok komentatora, który właśnie wtedy się wydarł wniebogłosy, jakby chciał aby drugi koniec świata to usłyszał. Poruszyła palcami schowanymi w rękawiczce. W pewnym momencie dostrzegła błysk i nawet goniła znicz przez kilka chwil, ale wystarczyło, że mrugnęła, a straciła go z oczu. Ciężko było go ponownie zlokalizować. Przyzwyczajona była zawsze do osłaniania ścigających, a więc starała się wyplenić stary nawyk i nie zwracać uwagi na te groźne świsty. Dawała radę. Nabrała powietrza do płuc, poprawiła zapięcie kasku i spiralą śmignęła w dół, by zatoczyć koło na nizinach i stopniowo wracać na poprzednią pozycję. Nieustannie się rozglądała i widać było, że bardzo się stara wypatrzyć te małe złote wkurzające coś. Na kilka chwil niemal sparaliżowało ją ze strachu, gdy okrzyk z trybun poinformował ją, że Eli został trafiony. Znała jednak zasady, umawiali się między sobą, że nawet przy obrażeniach nie mogą zmieniać swoich planów. Zacisnęła mocno usta i powściągnęła odruch dolecenia do niego i sprawdzenia jak bardzo jest poturbowany. Nie zrobiła tego jednak, choć było widać jej wahanie. Potrząsnęła głową i jeszcze zacieklej kontynuowanie poszukiwanie znicza, by jak najszybciej zakończyć mecz i móc dolecieć do poobijanego dzisiaj bliźniaka.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Sprzęt: cały Slythu - 12pkt Punkty w kuferku: 25 Przerzuty: brak Rzut:A i nie złapane
Mecz się niesamowicie dłużył. Na szczęście przynajmniej mojej drużynie szło jakoś znacznie lepiej niż ostatnio, najwyraźnie po wcześniejszych waleniach w worki, poczuli teraz nowy przypływ energii. Osobiście chyba ja nie odczułem tego tak mocno jak inni, bo ja własnie kręciłem się po boisku jak smród po gaciach, nie mogąc znaleźć niczego co choćby przypominałoby znicza! Przynoszę wstyd mojej irlandzkiej rodzinie (czyli Boydowi i naszemu ghulowi).
Shawn A. McKellen II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
punkty w kuferku: 0 sprzęt: + 10 drużynowe (Nimbus 2015, zestaw ochraniaczy, parę gogli, kask quidditchowy i kompas miotlarski) przerzuty: 0/1 kostka:1
Mecz był coraz dłuższy, wręcz nieprzeciętny. Byłem tego pewien, mimo że był to mój debiut jako pałkarz Krukonów. Wydawało mi się, jakby na trybunach było coraz mniej gorliwie kibicujących uczniów Hogwartu, zaś okrzyki nie były w moim odczuciu tak głośne jak wcześniej. Nie mogłem sobie tym jednak zajmować myśli - miałem zadanie do wykonania, a tym zadaniem było pałowanie Ślizgonów. Nie przeczę, sprawiało mi to pewną przyjemność, od razu czując, że ta pozycja należała do moich ulubionych. Na szukających nie zwracałem uwagi, jednak coś musiało się dziać - zwykle do tej pory ktoś na pewno złapałby znicza. W obecnej sytuacji jednak mogłem jedynie wspomóc kolegów i koleżanki z drużyny, chroniąc ich przed morderczymi oponami kulami. Jedną nawet wykorzystałem teraz w szczytnym celu - zamachnąłem się i wycelowałem w obrońcę Ślizgonów, by kafel w rękach naszej zawodniczki spokojnie znalazł swój cel. Użyłem całej swojej siły i przyglądnąłem się jak tłuczek boleśnie trafia przeciwnika.
Sprzęt drużynowy: Nimbus 2015 (+6), kask quidditchowy (+1), para rękawic z cielęcej skórki (+1), para gogli (+1), koszulka quidditchowa (+1), sportowe ochraniacze (+1) i kompas miotlarski (+1) -> razem 12pktów Kuferek: 6pktów Przerzuty: 1 /1
I udało się. Obronił. Chociaż tyle, jeden puszczony po faulu tłuczkiem, drugi obroniony. Nie jest źle. Szybko rozejrzał się w około i podając kafla Charlie'mu, równie szybko wycofał się tak aby mieć w zasięgu wszystkie obręcze. Rowle podał do Willa, co nie było zaskoczeniem, ponieważ ten był najbliżej kumpla. Za to Fitzgerald, wiedział dobrze, co ma zrobić z piłką. Wypruł wprost ku pętlom, nadziewając się po drodze na kilku krukonów, jednak skutecznie Heaven rozproszyła tłuczkiem obrońce i kafel przeleciał przez obręcz Ravu. - Mamy to! - krzyknął z drugiego końca boiska, wydając z siebie radosny okrzyk, którego z pewnością słyszał każdy z zawodników. Emocje były ogromne, a z każdą minutą i każdym podaniem jeszcze każdy był jeszcze bardziej podekscytowany. Osoby, które przyszły na trybuny kibicować, nie próżnowały. Z oddali było słychać gwizdy, okrzyki, raz po raz buczenie czy nawet przekleństwa. To był sport. Chyba za bardzo podekscytował się golem, bo następne co zarejestrował jego wzrok to Kath, obrywająca tłuczkiem. Ah, to musiało boleć… W skutek czego – krukoni znowu byli przy piłce. Tym razem znowu Vaher, który wrzucił mu pierwszego gola… Jednak chłopak szybko traci kafla, a piłkę przejmuje z powrotem Rowle. I mieli powtórkę z rozrywki, bo kafla w następnej chwili trzymał William i już przymierzał się do pętli, gdzie dzielnie przygotowywał się już Swansea, aby nie dać im zdobyć kolejnego gola. Złudne jednak jego nadzieje, bo za chwile obrywa tłuczkiem od Matta. - Wuuuuhuuuu! – – słychać kolejne podekscytowane wycie Lucasa, który z daleka widzi kolejnego przelatującego przez obręcz kafla – Brawo, Fitz! Było 10:30, co mogło napawać ślizgonów optymizmem, jednak w kolejnych minutach los znów płatał im figle. Kafla jakimś cudem trzymała już Victoria, jednak Lu nie mógł tego zauważyć, bo znów został potraktowany tłuczkiem prosto w lewe udo, jednocześnie puszczając kolejnego gola. Na szczęście siła piłki po drodze już się wytraciła i uderzenie było bolesne, ale nie na tyle przy końcowi silne, aby móc zrzucić go z miotły. -Nosz kurwa mać – zaklął pod nosem, pocierając obolałe miejsce. Będzie niezły siniak. Niech to szlag tego McKellena!
// bez kostki, spałowany w Łuuuudoo
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine była wściekła, gdy kafel wypadł z jej rąk, czułe lekki ból w prawej ręce, no ale mogła ewentualnie jeszcze drugiej ręki użyć do przerzutu kafla, obecnie zostało jej tylko krążyć w pobliżu, by w razie trudnej sytuacji znów przejąć kafla na korzyść ich drużyny. Na razie omijała tłuczki i obserwowała uważnie jak Rasmus rzucił podkręconego kafla, ale niestety sierota nie trafił. Miał wyjątkowego pecha biedaczysko. Gdy Charlie podał kafel do Williama, a potem podleciał do niej, by zapytać czy wszystko w porządku, skinęła tylko głową. Nie zamierzała się mazać. Quidditch był brutalną grą i ona o tym doskonale wiedziała. -Wszystko w porządku Charlie, bardziej trafił w kafla niż w rękę, miałam szczęście- powiedziała po czym rozstali się rozlatując w różne strony by w razie czego móc odebrać kafla. Trochę go oszukała, jednakże pewnie po meczu się lepiej okaże co z ręką, obecnie ogarnęła ją zbyt wielka adrenalina więc praktycznie na razie nie czuła bólu poza delikatnym ciepłem w okolicy nadgarstka. William trafił na co, gdy tylko miała okazję pokazała mu podniesiony w górę kciuk. Obserwowala dalszą grę, widziała jak Matthew trafia Elijaha tak, że ten cały aż się zwinął. Normalnie dzień dziecka dla Slytherinu, później kafel powędrował do pętli Slytherinu, ale na szczęście Lucasowi udało się obronić. -Będzie lepiej Lucas! - krzyknęła, przejmując kafel i przelatując obok niego, niestety tym razem nie mogła pozwolić sobie na pomyłkę, ale z racji zbyt niebezpiecznego osaczenia przez drużynę przeciwną podała kafel zgrabnie do Charliego.
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Kuferek: 2 Wyposażenie: Komplet sprzętu z wyposażenia drużyny (+12) Wolne przerzuty: BRAK Kostka:5
Ucieszył się, że Russeau była cała i da radę kontynuować grę. Znów wydarzyło się milion rzeczy, a on zaczynał myśleć tylko o papierosach, ku niezadowoleniu skupienia, które teraz tak trudno było mu utrzymać. Już czuł to mrowienie ust, ten zacisk w płucach czy głębszym wdechu, posmak na języku. Kurwa. Czemu te mecze były takie długie? Przetarł dłonią oczy, wzdychając ciężko i leciał sobie spokojnie, kiedy to nagle zjawiła się obok Katherine, na co kompletnie przygotowany nie był. Zamrugał kilkakrotnie zdezorientowany, zaciskając przez chwilę kafla w dłoniach i już chciał ruszyć do przodu, kiedy to nikt inny, a jego piękna narzeczona! Zjawiła się obok, dekoncentrując go zalotnym uśmiechem i innymi babskimi sztuczkami, po czym zabrała mu kafla, na co Charlie parsknął śmiechem, łapiąc za miotłę i chcąc ją dogonić, ruszył jej śladem. Co innego mu zostało? Wredna małpa! Posłał jeszcze przepraszające spojrzenie ślizgonom, którym mijał, bo nie mogli przez jego uzależnienie i głód piękna wykonać z Williamem podwójnej akcji. A to było tak dobre, że aż panie z trybun piszczało, kiedy to dwóch książąt — najprzystojniejszych w Slytherinie — grał drużynowo, przybijając sobie męskie piątki. Nawet Cortez piszczał.
Wygrywali, ale to zdecydowanie nie był dzień szukających. Wszyscy chyba robili się powoli zmęczeni, ale grali dalej, a Heaven nie trafiła czujności. Widziała, że wybiła z rytmy Swansea, więc miała nadzieje, że potem będzie już tylko lepiej. W końcu w odpowiednim momencie wycelowała tłuczek w ścigającą krukonów, przypadkiem trafiając ją prosto w żebra. Domyślała się, jak to bolesne, więc aż skrzywiła się na ten widok i chociaż na ogół pałowała bez opamiętania i bez wyrzutów sumienia, to teraz musiała przyznać, że nie planowała być tak brutalna. - Żyjesz Strauss? - krzyknęła w jej kierunku
Kostka: 3-->1 Kuferek: 19 + 12 za sprzęt
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Pierwsza zjeba Vahera, ale dobra każdemu może się zdarzyć. Zwłaszcza, że już miał za sobą kilka zagrań i to naprawdę dobrych. No, ale już trudno. Kafel znalazł się w ślizgońskich łapach, a ona musiała po raz kolejny kombinować jak się ustawić na boisku lub jaki manewr wykonać, by doprowadzić do przechwycenia kafla przez siły krukońskie. Podanie od Charliego do Willa... a potem. Noż kurwa mać! Elio po raz kolejny dostał tłuczkiem. Miała tylko nadzieję, że jeszcze jakoś się trzymał na tej miotle. Przezornie ustawiła się w dogodnej do wykonania podania, ale Brandon miała inny plan, w którego realizacji Violetta postanowiła jej pomóc i nie dopuścić do niej przeciwnych ścigających, którzy mogliby próbować odebrać jej kafla. I... naprawdę nie wierzyła w to co zobaczyła, ale Victoria wykonała naprawdę przepiękny rzut na bramkę. TA FINEZJA. - Tak, kurwa! - wrzasnęła, gdy tylko piłka przeleciała przez pętlę. W końcu udało im się zabrać za odrabianie strat. Niestety wkrótce Ślizgoni przystąpili do kontrataku. Nie było aż tak źle. Kafel był w posiadaniu Rowle'a, który znajdował się w miarę blisko Krukonki. Violetta od razu podleciała do niego chcąc wywalczyć piłkę. I w zasadzie już jej się to udało, gdy nagle usłyszała charakterystyczny świst w powietrzu, który zwiastował nadejście tłuczka. Wkrótce poczuła niezwykle silne i bolesne uderzenie w okolicach żeber, które sprawiło, że nie mogła dłużej utrzymać się na miotle. Heaven miała po prostu zbyt dużo pary w łapie. Cholera jasna. Ześlizgnęła się z trzymanego jedną ręką Nimbusa i poczuła jak zaczyna spadać... dopóki nie poczuła tego jak ktoś łapie ją w swoje ramiona.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
punkty w kuferku: 17 sprzęt: + 6 (wszystko własne, całe ubranie bez miotły punktowanej) przerzuty: 0/2 rzut szukającego:G, 6 i 5 i przerzut - MAM ZNICZ
Powtarzała sobie w myślach, aby nie panikować. Elijah wychodził z gorszych obrażeń, a wiedziała, że kazałby jej dalej szukać znicza bez względu na jego stan. Łatwo mu mówić! Powstrzymywanie odruchu by do niego polecieć było straszne. Obejrzała się na Filina, aby odwrócić swoją uwagę od brata. Nie chciała dać po sobie poznać jak bardzo ją to wybiło. Niektórzy ślizgoni bywali nieobliczalni pod względem dokuczania, a ona była wbrew wszystkiemu wrażliwą osobą. Ponownie nabrała powietrza do płuc i ignorując zmęczenie oraz skostniałe już palce śmigała dalej i wyłapywała wzrokiem błysk. Słońce dało im na moment odetchnąć, a więc nie chciała przegapić tej szansy. To nic, że wszyscy byli zmęczeni. Najważniejsze, że jednak czynili w końcu jakieś postępy, bo Victoria strzeliła gola. Akurat obok niej przemknęła, ale niestety nie miała nawet szans się do niej uśmiechnąć, a już zmieniała swoje położenie, bowiem wydawało się jej, że w tej części boiska, niedaleko murawy coś się zawzięcie kręci. Nie myliła się, to był znicz. Mało tego, Filin go nie zauważył i to było niesamowite. Śmignęła niczym błyskawica i wyciągnęła już rękę przed siebie. Jeśli myślała, że łatwo będzie go dopaść to się grubo myliła. Goniła go dobre dwie minuty i pod koniec przyspieszyła tak, jak nigdy nie lubiła, ale gnała ją potrzeba dotarcia do brata, który tam na górze zwijał się z bólu. Zacisnęła mocno usta i wyprężyła ciało, by po paru długich sekundach pochwycić w ręce znicz. Od razu wpadła w małe turbulencje, ale na szczęście nie spadła. Zatrzymała się gwałtownym szarpnięciem i popatrzyła na złoto trzymane w dłoni. Uśmiechnęła się szeroko i pomachała zaciśniętą pięścią, a po jej bokach machały zawzięcie skrzydełka. - MAM! - krzyknęła, choć już wszyscy o tym wiedzieli. Pociągnęła trzonek ku sobie i pomknęła błyskawicznie do pętli. - Eli! Eli! - za chwilę będzie się cieszyć. - Eli! O raju, aleś oberwał. Niech ktoś zawoła medyka! - poprosiła i zatrzymała miotłę tuż obok brata. Objęła jego ramię i podniosła głowę, aby uśmiechnąć się do członków drużyny. Pierwszy raz na pozycji szukającej i okazuje się to strzałem w dziesiątkę. - Pomóżmy mu zlecieć na dół. To dzięki niemu zwyciężyliśmy. - mówiła to na tyle głośno, by drużyna ją słyszała i wiedziała komu trzeba dziękować.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Jak to mawiała pani Hooch - "to ma być ładna, czysta gra"? Jakoś tak... Jednak quidditch rządził się innymi prawami, a tłuczki potrafiły zrobić swoje. Musiał przyznać, że koniec roku szkolnego nie był nudny i obie drużyny dawały z siebie wszystko i to dosłownie. Dawno nie widział tylu prób wykluczenia obrońców przez pałkarzy, ale przynajmniej obaj utrzymali się w miotłach. Oberwała nawet Strauss, która być może przyciągała do siebie wszelkiej maści kłopoty, niezależnie od ich rozmiaru? W trakcie meczu kolejno zaliczał gole, przyznając, że walka jest wyrównana. Na takie mecze dobrze się patrzyło, choć rozumiał, że niektórym mogło się dłużyć. W końcu poprzednie rozgrywki były bardzo szybkie, co dla samego Walsha było dość nudne. Nie było jednak czasu nad tym się zastanawiać, gdy szukający ponownie rzucili się za zniczem i tym razem wyglądało na to, że mecz się skończy. Przyłożył gwizdek do ust, po czym dmuchnął, widząc złotą piłeczkę między palcami Elaine. - Koniec! Mecz wygrywa Ravenclaw wynikiem 70:30 - rzucił, podając wyniki uśmiechając się lekko do wszystkich. To jednak nie był koniec, należało jeszcze sprawdzić, jak z kontuzjowanymi graczami i najlepiej skierować ich do skrzydła szpitalnego.
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Z chwili na chwilę robiło mu się coraz słabiej. Wnętrzności to zaciskały się, to rozluźniały, a cała zawartość żołądka kotłowała się nieprzyjemnie, podjeżdżając coraz wyżej i wyżej. Wiedział, że długo nie wytrzyma i walczył sam ze sobą, próbując utrzymać się na miotle. Widział jak Victoria pomknęła z kaflem i wykonała piękny rzut na bramkę, ale nie był w stanie krzyknąć choćby jednego słowa – zwyczajnie bał się teraz otworzyć usta. Czując się coraz gorzej, zaczął szukać wzrokiem profesora Walsha, by może zarządził choćby krótką przerwę, by mogli nieco odsapnąć. Wtedy jednak akcja potoczyła się szybko i krótko po straconym przez Rowle'a kaflu zakomunikowano, że Elaine złapała znicza. Odnalazł siostrę wzrokiem i spróbował się do niej uśmiechnąć, ale wyszedł mu tylko niezgrabny grymas. Był blady jak ściana... a pobladł jeszcze bardziej kiedy dostrzegł, że trafiona tłuczkiem Violetta zsuwa się z miotły. ZNOWU? Jasne, byli Krukonami, ale czy na każdym meczu któreś z nich musiało przyprawiać go w ten sposób o zawał serca? Całe szczęście, że dziewczynę złapał Charlie, bo on dziś... nie byłby w stanie jej pomóc. Miał spowolnioną reakcję, a do tego kolejna fala mdłości zupełnie go zatrzymała. Wnętrzności szarpnęły się w nim boleśnie i nie miał innego wyjścia jak po prostu niezgrabnie polecieć na dół. Z siostrą u boku, na szczęście, wczepił się w nią jak małpka, potrzebując nie tylko (choć przede wszystkim!) fizycznego wsparcia, ale i kojącej bliskości bliźniaczki. Nie wylądował z gracją doświadczonego gracza, tuż nad ziemią właściwie byłby spadł z miotły. Tylko dzięki wsparciu jako tako stanął na własnych nogach... ale nie na długo. Upadł na kolana, pod palcami poczuł chłodną, miękką trawę i... zwymiotował, targany gwałtownymi torsjami. Wyjątkowo nieprzyjemnie, bo z gorzką żółcią, od której w oczach stanęły mu niekontrolowane łzy. Świat zawirował.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
....Miał dobre przeczucie, aby zejść na dół nieco szybciej niż zamierzał. Krew w żyłach zmroził mu moment, w którym Strauss oberwała tłuczkiem i nie utrzymała się na miotle. Dlaczego zawsze ona? Już miał ściągnąć ją na ziemię zaklęciem, kiedy dostrzegł że złapał ją jakiś ślizgon. Odetchnął z ulgą, z niepokojem zerkając też w kierunku drugiego poszkodowanego. ....Mecz zakończył się niedługo po tym jak tylko ruszył się ze swojego miejsca, więc wrzawa i ogólna radość w momencie, kiedy Elaine Swansea złapała znicza rozpętała absolutne piekło. Uśmiechnął się mimowolnie widząc, jak Ravenclaw macha w tę i we w tę niebieskimi flagami, szalikami, a każda jedna osoba zdziera sobie gardło w okrzykach triumfu. Był z nich naprawdę dumny. ....Zbiegł na główną murawę unikając jak ognia kolejnej fali ciał cieszących się z wygranej i dotykającej go z każdej strony, co przyprawiało go o zawroty głowy i mdłości. Był bliski rzucenia jakiegokolwiek zaklęcia, aby się uwolnić, ale był silny. W końcu nastapił moment, w którym wybiegł na murawę boiska i pognał - na tyle na ile pozwalała mu noga i hebanowa laska - w kierunku drużyny eskortującej poszkodowanego Elijaha. ....Podbiegł dokładnie w tym samym momencie, w którym Krukon zaczął zwracać zawartość swojego żołądka na okoliczne kępy trawy. Zacisnął usta w cienką linię, ale nie dał po sobie poznać jak bardzo ta przypadłość sprawiła iż jemu również cofnęła się zawartość układu pokarmowego. Klęknął obok chłopaka. ....- No już, spokojnie. - wycelował kalinową różdżkę w jego osobę, mówiąc głosem nadwyraz nievoralbergowo uspokajającym. Pierwsze co zrobił to sprawił, aby poszkodowany przestał zwracać zawartość żołądka. Brakowało mu w tym wszystkim tylko niekontrolowanych torsji. - Pokaż gdzie. - zwykle nie bawił się w jakieś głupie gadki typu jak bardzo komuś współczuje. Wolał od razu konkretnie przejść do rzeczy. Szczególnie jeśli chodziło o tak uwielbiane przez niego wpakowywanie się w różne kłopoty i wypadki. ....- Pokaż Elijah. - dodał nieco bardziej stanowczo, jeśli ten miał zamiar mieć jakieś obiekcje. Przecież nie będzie uzdrawiał go na chybił-trafił. Kiedy ten go posłuchał, bez wahania rzucił szybkie zaklęcie wyzbywające się ewentualnych obrażeń wewnętrznych, a później kolejne, wyzbywające go tych zewnętrznych i odsunął się, kładąc ręce z różdżką na kolanach. Hebanowa laska leżała gdzieś obok. ....- Jest w porządku? Czy do Skrzydła? - wbijał w niego spojrzenie białych oczu jednoznacznie wskazujące na to, aby nie śmiał kłamać. Ale w tych zmarszczkach mimicznych można było dostrzec też dumę. I troskę.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Wcisnęła znicz do kieszeni, bowiem potrzebowała obu dłoni, aby asekurować brata podczas powolnego i pokracznego lotu na murawę. Jego bladość nie podobała się jej ani trochę, ale wiedziała, że ktoś już poleciał po pomoc. - Zaraz ktoś przyjdzie, Eli i ci pomoże. - wspierała go i pomogła mu zejść z miotły, ale przeważył ciężarem i upadł, by po chwili zwymiotować. Klęczała przy nim i masowała jego spocony kark. Gdy łapał oddech odpięła z jego głowy kask i go gdzieś odłożyła na bok. - Profesorze... - choć bywał czasami przerażający to teraz poczuła ulgę na jego widok. - Oberwał chyba prosto w brzuch. - poinformowała, choć nie miała pewności jak to wyglądało dokładnie. Wnioskowała po postawie bliźniaka. Na jej twarzy zamiast radości malowało się ogromne zaniepokojenie. Szokiem okazało się dostrzeżenie czegoś podobnego na twarzy nauczyciela, który raczej nie wzbogacał swojej mimiki podczas rozmowy. Pogładziła brata po ramieniu i jeśli chciał to pomogła mu wstać. - Może profesor Whiterun niech też zerknie, to będziemy mogli dziś świętować. Co o tym sądzisz? - jako zatroskana siostra chciała go zachęcić do wizyty w skrzydle szpitalnym nawet po pomocy Alexa (to nie tak, że mu nie ufała, ale był nauczycielem innego przedmiotu i leczył go w warunkach niemalże polowych, a może trzeba to obejrzeć, zbadać?). Wizja świętowania powinna go przekonać, bo wiedziała, że za nic w świecie by tego nie odpuścił. - Och, ci ślizgoni uwzięli się z tymi tłuczkami. Przecież ty wyglądasz jakbyś dostał z trzy razy! - oburzyła się i też zdjęła z głowy kask, by wiatr wysuszył wilgotne od potu jasne włosy dziewczyny.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Mdłości były na tyle silne, że wiedział, że zwymiotuje – a wobec tego musiał wyrwać się z objęć siostry, by móc zrobić to kulturalnie na trawę. Nijak nie uśmiechali mu się świadkowie w postaci dwóch pełnych drużyn i jeszcze pełniejszych trybun, ale nie miał wielkiego wyboru. Starał się nie myśleć o tym, jak obrzydliwy musi to być dla nich widok... co zresztą nie było takie trudne, bo wszystkie towarzyszące mu nieprzyjemne uczucia skutecznie zagłuszały inne zmartwienia. Był ból, a gdzieś na jego granicy siostrzana dłoń, która głaskała go, niosąc otuchę. Wymioty ustąpiły tuż po tym jak gdzieś obok niego (i wysoko wysoko nad nim) wybrzmiał głos, którego nie pomyliłby z żadnym innym. Nad nim bez wątpienia stał Alexander Voralberg... a kiedy zmęczony opadł tyłkiem na trawę, spojrzał na niego i zobaczył w jego ręku różdżkę. Czyli to on rzucił zaklęcie... Otarł wargi rękawem szaty, która tak czy siak musiała dziś być wyprana i skrzywił się, bo choć mdłości ustały, wcale nie czuł się lepiej. W tym meczu obrońcy wyjątkowo mocno robili za worek treningowy, on zaś zebrał chyba najwięcej tłuczków. Wszystkie pomniejsze obrażenia kumulowały się w silny ból. Nie wiedział czy podobało mu się, że będzie miał wobec Voralberga jakiś dług, ale w tym wypadku... czy naprawdę był w pozycji pozwalającej mu na kręcenie nosem? Posłusznie wskazał miejsce, w które oberwał najmocniej. — Pan umie leczyć? — nie potrafił pozbyć się tej nuty powątpiewania, nawet jeśli nie miał siły i ochoty na złośliwości. Posłał siostrze uspokajające spojrzenie; było mu wstyd, że przez niego nie cieszy się swoim zwycięstwem. — Oczywiście, że musimy świętować, złapałaś znicza, Iskierko — postarał się wykrzesać dla niej uśmiech i wyszło mu to naprawdę nieźle! Słowami odrywał swoje myśli od nieprzyjemnego działania leczniczych zaklęć. Wiedział, że musi to znieść by było lepiej. — Ważne, że wygraliśmy — machnął ręką, ani myśląc przyznać się na głos, że tych tłuczków w istocie było trzy. Wiedział, że gdyby jej powiedział, zamartwiałaby się niepotrzebnie, a on chciał by cieszyła się swoim zwycięstwem. Była dziś ich gwiazdą! Wstał, czy to z czyjąś pomocą, czy sam (choć z pewnością dość niepewnie) i popatrzył na Alexa z przestrachem. — Tylko nie do skrzydła, błagam — powiedział na tyle cicho, by usłyszeli go tylko nauczyciel i stojąca obok Elaine. Nie chciał dzielić się z otoczeniem swoimi lękami i uprzedzeniami... a jednocześnie wierzył, że akurat on dobrze go zrozumie. Zresztą Elaine też – rok temu tkwiła w tym piekle razem z nim. — Bywało lepiej, ale przeżyję. Profesorze...? Dziękuję — nie przeszło mu to przez gardło ze szczególną łatwością i opuścił nieco wzrok, ale mówił szczerze. Był mu wdzięczny za to, że ustrzegł go przed uzdrowicielską pomocą i również za to jak szybko zareagował. Chyba... o z grozo, chyba zaczynał go nieco lubić.