Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Czas było przekierować trochę uwagi na szukających, zwłaszcza, kiedy dostrzegłam kątem oka, że Morgan radzi sobie całkiem nieźle. Na chwilę straciła środek rozgrywki z oczu i kiedy miała tłuczek do dyspozycji, zamiast celować w obrońce czy ścigającego, skierowała go prosto w gryfonkę. Z zaskoczeniem przyjęła fakt, że znowu trafiła. Widocznie w ciąży, mimo dużo mniejszej sprawności też dawała sobie nieźle radę. Widziała, że przerwała jej w najgorszym możliwym momencie i bardzo ją to uciszyło. Kiedy doszła do wniosku, że kupiła sobie trochę cennego czasu, znowu wróciłam spojrzeniem na rozgrywającego kafla. Musieli wziąć się w garść, bo z bramkami z ich strony było różnie.
Kuferek: 5 +6 Kostka: H, trafiam
Autor
Wiadomość
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Mecz towarzyski czy nie, czegoś takiego absolutnie nie mógł sobie odpuścić – jak w końcu często nadarza się okazja, żeby skopać tyłki własnym belfrom w czymś co kocha? Nawet kiepskie warunki pogodowe czy to, że ich drużyna składała ze zbieraniny graczy z różnych Domów, z którymi normalnie rywalizował nie były w stanie zabić ogarniającej go ekscytacji i pełnej gotowości do gry. Nie wspominając, że taki mecz wydawał się wprost idealnym chrztem bojowym dla jego nowiutkiej Błyskawicy. Will parsknął śmiechem, gdy wręczono mu… czapkę elfa. Serio? Czy to właśnie miał być sposób na podkopanie ich morale przed meczem czy coś w ten deseń? Marna próba. Chłopak założył czapkę na uszy i poderwał się do lotu. Starcie zaczęło się pomyślnie dla nich, w czym akurat nie było nic zaskakującego. O dziwo, nauczycielom zaraz jednak udało się ten wynik jakimś cudem nadrobić. Nic to jednak. Ślizgon przejął kafla od obrońcy, wyjątkowo nie racząc go przy tym żadnym złośliwym komentarzem, po czym wykonał ostry zwrot i poleciał prosto na pętle belfrów. Nie obyło się bez drobnych turbulencji po drodze, ale koniec końców, znalazłszy się w odległości odpowiedniej do rzutu, zamierzył się i cisnął kafla na jedną z obręczy.
Bezpieczeństwo bezpieczeństwem, ale Billie była zachwycona elfimi czapeczkami o wiele bardziej niż kiedykolwiek kaskiem. I niewątpliwie było jej w niej do twarzy! Była całkiem rozluźniona, kiedy wskakiwała na miotłę; w końcu nawet jako zbieranina przypadkowych uczniaków z różnych domów byli tak super drużyną, że musieli wygrać! Zresztą, gra przeciwko nauczycielom? Nawet mecz ze Slytherinem w ostatnim sezonie nie był tak ekscytujący! Na razie wszystko miało dziać się powoli, nie była zbyt potrzebna, a przynajmniej tak sądziła. Być może zbyt nawykła do swojej roli jako szukającej... Wzniosła się na górę boiska boiska, wystawiając twarzyczkę do zimnego wiatru. Czuła się w dobrej kondycji - treningi Elio jednak dawały rzeczywiste rezultaty. Nie było jednak tajemnicą, że Billie nie miała zbytniego doświadczenia. Pałka trochę ciążyła jej w dłoni, jakby nie była jeszcze pewna, jak powinna ją trzymać ani używać... Hemah dobrze wleciała na boisko, bo od razu zgarnęła dla nich bramkę. Billie o wiele bardziej zainteresowana była jednak tym, jak poradzi sobie Elio - wszak był to jego pierwszy prawdziwy mecz na pozycji obrońcy, a ona nie miała nawet jak mu pomóc. Sama nie zauważyła tłuczka pędzącego w ślad za kaflem. Skrzywiła się lekko. Przynajmniej wiedział już, jak to jest znaleźć się po drugiej stronie pały... Nie sądziła, by kiedykolwiek w przyszłości miała móc legalnie uderzyć nauczyciela, a coś było z tym wystawianiem na obronę najsłabszej jednostki - o wiele łatwiej byłoby jej celować w takiego Fairwyna niż kochanego Hala. Nie miała jednak czasu na sentyment, Billie zamachnęła się - przez jedną sekundę prawie pewna, że rozminie się z tłuczkiem - i ze stęknięciem pełnym wysiłku przekierowała pędzącą piłkę. Mięśnie rąk zapiekły, sugerując dziewczynie, że być może ta pałka nie była idealnym pomysłem. - Przepraszam! - zawołała jeszcze zanim tłuczek doleciał, uderzając Hala w okolicę nerki. Cóż, nauczyciel mógł się pocieszać chociaż faktem, że zawsze lepiej było oberwać z dziewczęcych rąk niż męskich...
Kuferek: 14 + 6 za Ravową miotłę Przerzuty: 2 z czego 1 zużyty Kostki: 3>1
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Skrzywił się nieznacznie, gdy Elijah dostał tłuczkiem, ale tylko nieznacznie, bo przynajmniej odrobili stratę. Po chwili kafel znów wędrował w jego stronę i tym razem był zdeterminowany, żeby go przechwycić. Kątem oka zobaczył pędzącą w stronę tłuczka Billie, która niebezpiecznie patrzyła w jego stronę. Trzeba było współczuć Elijy bardziej, żeby nie ściągać na siebie karmy. Ostatecznie jednak postarał się ignorować zbliżające się niebezpieczeństwo i skupić na Willu z kaflem. Rzucił się w kierunku rzuconej piłki i prawie ją miał, kiedy tłuczek mocno uderzył go w bok. W ostatniej chwili złapał się miotły, zaciskając zęby z bólu, kafel tymczasem przeleciał przez pętle.
No nie dało się ukryć, że dzieciaki radziły sobie świetnie, a nasza staruszkowość dawała się we znaki. Mimo to wynik wciąż był wyrównany, dlatego mieliśmy jeszcze szansę na wygraną. Niestety Hal dostał tłuczkiem i tym samym straciliśmy bramkę. - Merlina mać - wrzasnąłem przejmując kafla. Miałem nadzieję, że uda mi się szybko nadrobić przewagę, więc popędziłam przez boisko - najwyraźniej zdecydowanie zbyt pewnie, bo w czasie podania do Estelli chybiłem i tym samym nasi przeciwnicy, młodzi adepci Quidditcha, odzyskali kafla.
3
April Jones
Wiek : 36
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : mnóstwo piegów, niski wzrost, często nosi kwiaty we włosach
Latała sobie nad boiskiem, plując sobie w brodę, że wybrała taką, a nie inną pozycję. Nie chciała się wspomagać jasnowidzeniem, uważała to za oszustwo. Poza tym to raczej nie działało w sposób "pokaż mi gdzie jest znicz", tylko jak już to "pokaż kto ten znicz złapie". No i wywoływanie wizji było dość ciężkie, a kto chce sobie spojlerować życie? Czemu nie pasowała jej szukajka? April nie potrafiłaby znaleźć cegły w torebce, a co dopiero małej piłeczki w tak okropny dzień jak ten. Do tego latała dość wysoko, gdzie powietrze było jeszcze bardziej mroźne. Miała wrażenie, że jej palce zamieniły się w małe sopelki, a oderwanie ich od trzonka miotły, by cokolwiek chwycić będzie graniczyło z cudem. Jej włosy także wydawały się zamarzać, a policzki się czerwieniły jak szalone. Zleciała trochę niżej, kompletnie nie zwracając uwagi na złotą piłeczkę kilka metrów dalej, właśnie przez bycie strasznie zmarzniętą. Najchętniej rzuciałby na siebie jakieś zaklęcie rozgrzewające, ale wiedziała, że nie może. Skupiła się więc znowu na boisku i grze, nie wiedząc, że szansa na znicza przeleciała jej koło nosa.
3,6 i E
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
- Jak mam szukać przy takim przystojnym obrońcy... - przewróciła oczami, ignorując kwestię tego, że przed chwilą zginał się z bólu. Wolała choć trochę podbudować jego morale na resztę meczu. Przy przekazaniu prześmiewczych czapek jedynie wymieniły się z April spojrzeniami - najwidoczniej obie były nieco zakręcone i rozkojarzone innymi czynnikami. Być może teraz wypadałoby nieco odmienić sprawę. O ile Jones nie postanowiła jeszcze przede wszystkim skupić się na meczu i dokopać Gryfonce. - Przykuliśmy Elijah do pętli, więc jesteś bezpieczna. Ale powodzenia to Ci nie będę życzyła. - nawiązała do sytuacji z wakacji, kiedy Swansea intensywnie posuwał się do fauli. Teraz już trochę chyba ostygł sam w sobie, zresztą w szkole to była nieco inna sytuacja. Po swoich słowach skupiła się na swoich zadaniach. Jednym zadaniu. Jej pasja do miotlarstwa, zwłaszcza w trakcie meczu, była ponad wszystkim innym. Przyjaźnie, rodzinne więzi, układy, relacje, nic nie miało znaczenia, kiedy w grę wchodziło łapanie znicza. Póki co jednak - zero śladów złotych skrzydełek. Chyba, że ktoś na trybunach wcinał jakiś zestaw z McMagic.
Uczennice na boisku zapewne podążały za nim wzrokiem, kiedy jego mięśnie napinały się przy zamachach. Adrenalina wzbierała się w jego żyłach, kiedy uderzał tłuczki raz za razem. Kondycję miał w miarę dobrą, dlatego nie męczył się aż tak bardzo, jednak jego fryzura zepsuła się już po kilku minutach. Nie spoczął na laurach, wiedział, że pała w ręce nie chroni go przed innymi pałkarzami. Miał też plecy, nie miał za to oczu dookoła głowy, dlatego też można było odnieść wrażenie, że chce być wszędzie i nigdzie. Spojrzał w oczy obrońcy uczniów, po tym jak trafił go tłuczkiem. Wiedział, że to mogło zaboleć, chciał być więc pewny, że nie stało się nić bardzo poważnego, szczególnie, że być może włożył odrobinę za dużo siły. Kiedy zobaczył, że temu nie stało się nic poważnego wrócił do obserwowania tłuczków i odbijania ich w stronę bardziej zagrażającym ich bramkom uczniów. Trochę się zapatrzył na Estellę, a ktoś śmignął mu koło ucha. W końcu zwrócił uwagę na jasnowłosą uczennicę pędząca ku kochanemu Halowi na bramce. Podleciał szybko do tłuczka i odbił go w jej stronę. Trafił prosto w udo, przez co piłka wypadła ścigającej z rąk i wpadła w ręce Estelli. Puścił oczko ścigającej ich drużyny i czekał na rozwój akcji.
2 ->6
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Nie szło im tak dobrze, jakby chcieli. Mecz okazał się bardziej wyrównany niż podejrzewali początkowo. Doświadczenie pokonywało młodość, chociaż akurat Hem tego pierwszego nie brakowało. Ale sama jedna meczu nie wygra. Co szczególnie boleśnie odczuła w momencie, w którym oberwała w udo, tracąc piłkę. Wiele można powiedzieć o pałach Gryffindoru, ale tak oczywistej piłki by w życiu nie puścili. Syknęła, poddenerwowana. - Ya bloody shithead! - Krzyknęła i ciężko określić, czy w stronę @Aden Morris czy @Billie J. Swansea. Następna jednak część była już kierowana czysto do krukońskiej dziewczyny. - Nie jesteś na wycieczce dla pierwszoroczniaków, a na meczu! Skup się do kurwy nędzy! - Sarknęła głośno, ruszając zaraz dalej w mecz i nie chcąc tracić więcej czasu na opieprzanie innych. - Cholerni Krukoni, chuj by ich tak trafił - wymamrotała jeszcze tylko.
...i trafiła! Możliwe, że była w tym spora zasługa jej kolegi, ale przecież liczyło się tylko to, że zdobyli punkt dla druzyny, prawda? Cała ta rywalizacja (zdrowa rywalizacja!) sprawiła, że na twarzy dostała wypieków. Trochę szkoda było jej obrońcy, ale przynajmniej nie oberwał w twarz. Byłoby szkoda... Nie mogła długo cieszyć się swoim mikro zwycięstwem, trzeba było wrócić do gry. Kafel trafił w ręce drużyny przeciwnej i niestety najwyraźniej znów trafiło na całkiem dobrego gracza, bo ten przemknął między nauczycielami w taki sposób, że nie było możliwości, aby jakoś go zatrzymać albo chociaż spowolnić. Nie wierzyła, że mała Swansea będzie w stanie odbić tłuczka w nauczyciela i do tego zrobić to z odpowiednią siłą... i pomyliła się. Nie doceniła jej. Dziewczyna sprawnie uniemożliwiła Halowi obronienie pętli, a kolejny gol wpadł na konto uczniów. Ale Estella się nie zrażała. Skoro szło im tak fatalnie to czas wziąć kafla w swoje ręce. Raz już przedostała się do bramki, to może to powtórzyć, prawda? Och, chwila... czy Morris właśnie puścił do niej oczko? Czy chodziło mu tylko o to, że teraz mogła w spokoju przejąć kafla, czy może o coś... więcej? Nie teraz, idiotko! Nakazała sobie opanowanie, po czym skorzystała z okazji, że panna Peril oberwała tłuczkiem i złapała piłkę, którą chciała przejąć szpetnie klnąca Gryfonka. Choć nieco oburzyło ją jej słownictwo, nie zwlekała ani chwili; ruszyła na bramkę.
Kostka: 1
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Parsknął pod nosem, nie potrafiąc powstrzymać śmiechu... i o ile nie podbudowało to jego morale, tak zdecydowanie w jakiś konkretny sposób poprawiło mu humor do tego stopnia, że nie myślał o swojej porażce. Bo to właśnie ona była najgorsza, nie ból, który przecież zaraz minął. Brak perfekcji w czymkolwiek co robił przyprawiał go o dyskomfort porównywalny do prawdziwego cierpienia. A może to ta odrobinka adrenaliny, która rozlała się po jego żyłach, tak bardzo poprawiła mu humor? Jego życia ostatnimi czasy stało się tak stateczne, że już prawie zapomniał jak niezwykłe jest to uczucie. – To wyobraź sobie, że znicz ma moją twarz – puścił do niej oczko, korzystając z chwilowego spokoju na tej połowie boiska. Na konto ich drużyny wpadło kolejne dziesięć punktów, więc nie musiał aż tak bardzo przejmować się tymi, które stracił własnoręcznie. – NIE DRZYJ SIĘ NA BILLIE, HEMAH! – wydarł się do @Hemah E. L. Peril, stając w obronie swojej kuzynki. Tylko on mógł się wydzierać na swoich Krukonów! I mimo całego szacunku do poziomu umiejętności ścigającej Gryfonów, nie zamierzał jej na to tak po prostu pozwolić. Nie wiedział jednak czy go usłyszała, zaraz Vicario znów ruszyła prosto na bramkę, a wszyscy gracze w ich drużynie byli najwyraźniej za bardzo pochłonięci tym co się wyczyniało między Hemah i Billie, żeby jakoś ją zatrzymać. Tym razem nie zamierzał przepuścić kafla. Przymrużył oczy, skupiając się w pełni i wystartował w stronę, w którą nauczycielka zielarstwa rzuciła piłkę. Przez moment miał wrażenie, że nie zdąży, ale zaraz poczuł chłód kafla pod palcami. Serce zabiło mu mocniej, a na twarz wpełzł uśmiech. Nie bez dumy podał piłkę do Williama.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Nawet nie starał się ukryć swojej satysfakcji, gdy stary belfer oberwał tłuczkiem i dzięki temu kafel bez najmniejszego trudu przemknął przez pętlę, a na ich konto wpadły kolejne punkty, dzięki którymi wyszli z powrotem na prowadzenie. Piłka trafiła w ręce nauczycieli, ci szybko ją jednak stracili na rzecz uczniów, by zaraz jednak z powrotem odzyskać, gdy ścigająca Gryfonów dostała tłuczkiem. Will jedynie uniósł brew, gdy jasnowłosa dziewczyna wydarła się na ich pałkarkę, ale się na tym nie skupiał. Mecz w końcu nadal trwał, a akcja wyraźnie przeniosła się na ich część boiska. Vicario, do której rąk trafił kafel zaraz po tym jak wyleciał z dłoni Hemah, zdołała bez większych przeszkód dotrzeć pod ich pętle i im zagrozić, ale tym razem Elijah stanął na wysokości zadania i skutecznie wybronił rzut. No i pięknie, przewaga nadal pozostawała po ich stronie, a on być może będzie miał szansę jeszcze bardziej ją zwiększyć. William zgarnął od Krukona piłkę, a następnie od razu wykorzystał sytuację i zręcznie manewrując między resztą graczy przedostał się na pole bramkowe nauczycieli, by po raz kolejny przypuścić atak na ich pętle, celując w tą najbardziej odsłoniętą.
Kuferek: 30 Wyposażenie: Błyskawica + reszta ekwipunku z wyposażenia drużyny Slythu (+11) Wolne przerzuty: 1/4 :’) Kostka: 1, rzucam
Nie miała pojęcia, która pozycja bardziej wymagała posiadania oczu dookoła głowy - szukający skupiał się tylko na jednej piłeczce, podczas gdy pałka musiała robić dużo, dużo więcej... A to leciał jakiś tłuczek, a to trzeba bylo obserwować trajektorię kafla i jeszcze przewidywać, w jaki sposób przemieszczą się zawodnicy w te pięć sekund. Była skołowana. I zupełnie nie spodziewała się, że o udanym ataku na przeciwnego obrońcę usłyszy cóż, dobitny wyrzut od jasnowłosej Gryfonki. Prawie upuściła pałkę słysząc te okropne słowa. Momentalnie jej policzki zalały się czerwienią, a że Billie nie należała do tych, co by miały cięty język, jedynie poruszyła wargami, czując jak robi jej się głupio i przykro zarazem. Elijah nigdy nie zwracał się do nich w taki sposób, nawet kiedy krzyczał. Nawet już nie słyszała, jak kuzyn staje w jej obronie. Bo starała się, w porządku? Nie latała bezcelowo, nie uciekała przed tłuczkami i Hemah nie miała prawa tak się do niej zwraca, bo nie była żadnym kapitanem! Swansea mocniej zacisnęła rękę na pałce i zagryzła wargę. Miała dosyć tego, że nie traktowali jej poważnie. Elijah nie dopuszczał jej do latania. Hemah krzyczała na nią, jakby Billie co najmniej sabotowała ich grę... Przykrość stopniowo przekształcała się w złość. I kiedy miała możliwość, z całej siły huknęła tłuczkiem w twarz Hala. I tym razem nie przepraszała.
4>2>6
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Po tamtym tłuczku w nerę spróbował się nawet uśmiechnąć i uniósł kciuk do góry, ale zaprzestał tej gry, kiedy tylko pozostali zawodnicy przenieśli się na druga połowę boiska powalczyć przy pętlach uczniów. - Kurwa mać - jęknął sobie cichutko, przekonany, że już do końca życia będzie po tym sikał krwią. Nie zdążył jeszcze dobrze się po tym pozbierać, kiedy ten sam duet dzieciaków leciał w jego stronę. Hal znowu stłumił obawy i ignorując Billie skupił się na obronie kafla. Tym razem jednak nawet nie zauważył kiedy nadleciał, bo twarz przysłonił mu tłuczek. Na moment naprawdę był przekonany, że umarł, ale do rzeczywistości przywrócił go okrzyk na trybunach. Czyli kafal przeszedł. - Ale tłuczek obroniłem - zauważył, splunąwszy krwią, ale nawet nie wiedział, czy ktoś był jeszcze obok. Mroczki sprzed oczu nie znikały, a mruganie cholernie bolało.
Gra była dynamiczna i z każdą chwilą wiele się zmieniało. Musiałem przyznać, że z trudem nadążałem za tempem uczniów, niemniej starałem się robić swoje, żalując, że zostawiłem porządną miotłę w Czechach. Wiedziałem, że od razu po meczu wyślę list do teściowej, żeby mi ją wysłała. Gra jednak trwała dalej, a ja musiałem skupić się na tym co działo się na boisku. Po przejęciu kafla od Hala, który niestety nie obrobił i na dodatek mocno oberwał, popędziłem przez boisko. Starałem się zastosować kilka zwodów, ale blizna po rozszczepieniu na wszystkich kontynentach, znajdująca się na nodze i łącząca fragment wschodnioazjatycki z częścią skandynawską, zapiekła mnie tak niemiłosiernie, że przez przypadek upuściłem kafla. Morgana by to jebała.
5
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
To był impuls, nie da się tego inaczej nazwać. Obserwowanie z wieży meczu Quidditcha było najbardziej żałosnym sposobem na powrót do miłych wspomnień. Nie oddawało to hałasu panującego na stadionie, nie pozwalało poczuć wiatru we włosach i trzonka wypolerowanej miotły pod palcami… ani tym bardziej szorstkiej pałki, którą zawsze dzierżył. Chłód oznaki kapitana na piersi, której igła niejeden raz wbiła mu się w skórę podczas jednej z bardziej zażartych gier do dziś pozostawiała mu niewielką bliznę. Zarazem było mu do tego tęskno jak i wolałby trzymać się od tego z daleka. Ryk tłumu koił jak i sprawiał, że aż bolała go głowa. Utrata wielu ważnych osób w jego życiu kompletnie pozbawiła go kontroli nad mimowolną legilimencją, z której korzystał. Skupiając się na kimś automatycznie chwytał urywki jego myśli. Stronił więc zarówno od ludzi jak i od tłumów, a jednak w jakiś bliżej niewyjaśniony sposób ostatecznie znalazł się na miotle. Zdaje się, że wygrała fatalna forma Fairwyna, który ostatecznie pogrążał w jego oczach drużynę nauczycieli… i to tak konkretnie. Chociaż straszliwie obawiał się niepokonanej migreny to okazało się, że zupełnie niepotrzebnie. Prostota emocji wszystkich zebranych wykluczała jakiekolwiek inne orientowanie się w terenie, niż za pomocą zmysłu słuchu. Wzbijając się w powietrze poczuł się nagle o wiele lepiej, jakby ktoś po prostu wyjął korek z jego przytłoczonego emocjami serca. Wymierzył i wycelował niemalże bez jakiegokolwiek namysłu. Tak po prostu, jakby urodził się z pałką w dłoniach. Zamachnął się ramionami i rąbnął z całej siły Hemah Peril prosto w dolną część pleców. Nie słyszał jak trzasnęły jej kości. Szkoda, bo jeszcze mógłby w końcu się uśmiechnąć.
6
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Jeszcze brakowało, aby @Elijah J. Swansea włączył się do dyskusji. Uderz w stół, a nożyce się odezwą? Te Swansea to chyba jakąś świadomość roju mają. Wyminęła kilka tłuczków, ale niestety nie zauważyła okazji do przejęcia kafla innej niż czysty faul. Więc poświęciła sekundę, by odkrzyknąć do kapitana Krukonów. - Jak ich nie umiesz nauczyć grać, to powinieneś jeszcze dziękować za wsparcie wychowawcze! Niech się bierze do roboty, bo to inni obrywają za jej błędy! Udo bolało. W przypadku gry w Quidditcha o kant dupy można sobie rozbić "starania". "Staranie się" kończy się poważnymi obrażeniami kogoś innego niż "starającego się". Albo ogarnia grę, albo dostaje inną pozycję, jeśli pała jej w rękach nie leży. Hem miejscami była zbyt przesiąknięta rygorem własnych treningów, zapominając, że to w sumie tylko zabawa. Niestety, ta zabawa w każdej chwili mogła skończyć się kalectwem, o czym dobitnie przypomniał jej @Rasheed Sharker. Skupiona na tym, co działo się przed nią, nie zauważyła tłuczka, lecącego od strony pleców. Widziała idealną okazję do strzału i sądziła, że @Billie J. Swansea faktycznie mocniej wzięła się do roboty po tym, jak jej Hem "zwróciła uwagę". Wszak pięknie rozmaśliła Halowi gębę. Ciężko powiedzieć, czy Krukonka przepuściła piłkę celowo, z własnej złośliwości, czy też jej nie zauważyła. Ale ciężki, metalowy tłuczek wbił się w plecy Gryfonki, a jego impet był tak duży, że nawet ochraniacze owego nie stłumiły. Chociaż pomogły pewnie na tyle, że złamanie wygoi się bez śladu, zamiast zostawić po sobie pamiątkę na lata. Ale nie myślała o tym teraz. Ból był rozrywający. Otumaniający. Krzyknęła i straciła władzę w nogach, chwiejąc się na miotle. Ostatkiem podsycanego paniką myślenia spróbowała wypuścić kafla i złapać się oburącz miotły. Nie zdążyła jednak. Trzonek wyślizgnął jej się spomiędzy palców i spadła.
Kiedy tylko otworzył oczy wiedział, że wczorajsza degustacja piwa była złym pomysłem. Chociaż, gdyby to była tylko degustacja nie byłoby źle, ale jak mógł się powstrzymać przy takich browarniczych cudach, jakie ostatnio udało mu się osiągnąć? Zgodnie z dawno przyjętym systemem 1:3, na jedną beczkę piwa przypadały trzy kufle. Miał tak wielkiego kaca jak stąd do Czech. A co było najlepszym sposobem na ból głowy spowodowany nadmiernym spożyciem napojów wyskokowych? Oczywiście zimny browar! Sięgnął więc po swój ulubiony kufel i wypił duszkiem złoty napój bogów, którego zaczerpnął z jednej beczek. Nie mógł jednać złamać swojej zasady, więc sięgnął po kolejne dwa. Miał na szczęście na tyle wytrenowaną głowę i wątrobę, że nie wyglądał na aż tak wstawionego. Trochę mu się odbijało cudownym posmakiem chmielu, ale kto by tam to ogarnął. Dał radę nawet wziąć prysznic i wciągnąć na siebie coś ciepłego, ubrać tę komiczną czapkę mikołaja i dotrzeć na boisko na czas. Trochę mu się zakręciło w głowie, kiedy wzbił się w powietrze, ale to pewnie od za dużej ilości tlenu. Na sto procent. Hynek miał niemały problem, bo zapomniał, że od latania na miotle jest mu niedobrze. Skupiał więc wzrok na swoich kolegach z zespołu i latał gdzieś dookoła, próbując znaleźć znicza. W końcu był szukającym, tak przynajmniej zrozumiał od kolegi Hugha. Głowa mu trochę latała we wszystkie strony, ale jakoś żył. Mógł wypić jeszcze jedno piwko, dobrze, że zawsze miał przy sobie swoją piersióweczkę. Sięgnął za pazuchę, żeby ją wyciągnąć i stracił panowanie nad miotłą. Poleciał kilka metrów niżej, gdzie krzyk tego pięknisia zwrócił mu uwagę, że chyba jednak jest ścigającym. Seeker, chaser to i to się kończy na er! Wtedy w łapy wpadł mu kafel, więc co miał zrobić. Podleciał trochę do przodu, ledwo trzymając się miotły i rzucił w kierunku jednej z obręczy. Widział trzy, więc wybrał środkową. Zawsze tak robił jak troiło mu się w oczach.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Nie wiedział czy to co czuł, było bliższe dumie, czy może jednak spokojowi, który w końcu na moment go ogarnął? Jasne, był to wybitnie radosny spokój, ale jednak nim pozostawał. Ta obroniona bramka była jak zielone światło; jak zapewnienie, że zmiana pozycji na obrońcę nie była jedynie jego kaprysem, głupim wymysłem, który służył tylko jego sumieniu. Poczuł się trochę tak, jakby to był egzamin, który właśnie zdał. Choć przecież mecz wcale jeszcze nie dobiegał końca. Znicz krył się gdzieś w deszczowej szarówce i najwyraźniej ani myślał się pokazywać. Może to rozsądnie z jego strony? Widział jak Billie w pięknym stylu, choć wyjątkowo brutalnie trafiła profesora Cromwella w twarz i aż skrzywił się na ten obraz... raz, że było mu szkoda pogodnego nauczyciela, a dwa, że to uświadomiło mu, że sam może skończyć w bardzo podbny sposób. Właśnie dlatego przestał bujać w obłokach i nawet powstrzymał się od patrzenia w stronę trybun, świadom, że mocno by go to rozproszyło. Podejrzewał, że zobaczyłby tam Pandorę, a wtedy mógłby nie móc odwrócić już wzroku. I chyba dobrze zrobił, bo na boisku nagle poruszył się Hynek Bozik, który do tej pory latał jak błędny ognik, rozglądając się wokół jakby nie bardzo wiedział co ma robić. Czyżby był pijany? Zignorował myśl, że może nie warto się nim przejmować i wręcz przeciwnie – potraktował go bardzo poważnie. I miał rację, bo zaraz w jego stronę poleciał kafel, który odbił końcówką swojej miotły, wykonując przy tym naprawdę zgrabny półobrót. Prawdziwy łabędź, ot co. W tym wszystkim nie dostrzegł tragedii, jaka przydarzyła się Hemah. W każdym razie nie od razu...
Kuferek: 25 + 6 za miotłę Przerzuty: 2/3 Kostka: 6
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
I oto kolejna udana akcja w wykonaniu tego samego duetu. Krukonka celnie posłała tłuczka w stronę Cromwella, dzięki czemu ciśnięty przez niego kafel równie celnie przeleciał przez pętlę, zwiększając ich przewagę o kolejnych dziesięć punktów. William wykonał krótki salut w kierunku @Billie J. Swansea, a następnie z powrotem skupił pełnię swej uwagi na grze, bo ta przecież ani na moment się nie zatrzymała. Sytuacja zmieniała się dość dynamicznie – najpierw kafel znalazł się w rękach jednego ze ścigających belfrów, moment później jednak przejęła go Peril, ale ponownie dostała tłuczkiem (auć) i piłka wróciła w ręce ścigających nauczycieli. Z pewnym rozbawieniem obserwował prawdopodobnie znów pijanemu w sztok Bozikowi, który – ledwie trzymając się na miotle – ruszył w kierunku ich pętli. Swansea jednak bez trudu wybronił jego rzut (wstydem byłoby, gdyby tego nie zrobił). Piłka po raz kolejny wylądowała w jego dłoniach i podobnie jak przy poprzednich razach od razu pokierował się ku bramkom nauczycieli. W pewnym momencie zrobiło się na tyle gorąco, że rozważał podanie do drugiej ścigającej, ale nie mogąc dostrzec jej nigdzie w pobliżu (pewnie dlatego, że przez tłuczek spadła z miotły, czego nie dostrzegł tak od razu, bo zbyt pochłonęła go reszta akcji na boisku), jakoś jednak zdołał wymanewrować sam i znów postawił na samodzielny atak. Znalazłszy się w odpowiedniej odległości od bramek, zamarkował rzut na lewą pętlę, by w ostatniej chwili jednak wycelować w prawą.
Kuferek: 30 Wyposażenie: Błyskawica + reszta ekwipunku z wyposażenia drużyny Slythu (+11) Wolne przerzuty: 1/4 Kostka: 2 > 1 (przerzut, bo nie było komu podać)
Ostatnio zmieniony przez William S. Fitzgerald dnia Sob 14 Gru - 0:40, w całości zmieniany 1 raz
Zawisła w powietrzu, nie mogąc się powstrzymać od słuchania słów Hemah, która paradoksalnie swoimi "dobrymi chęciami" najbardziej odciągnęła myśli Billie od faktycznego zadania. Nie można było dobrze grać, kiedy głowa przeciążona była wizją własnej porażki. - Są dwa tłuczki, nie mogę być w dwóch miejscach na raz! - odkrzyknęła, a jej głos załamał się płaczliwie gdzieś w połowie. To było strasznie dziecinne ze strony Gryfonki, wyżywać się na wszystkich dookoła, podczas gdy to był tylko głupi mecz towarzyski. Jeden z nielicznych, na których bez konsekwencji mogli wypróbować się na nowych pozycjach i na których właśnie starania liczyły się bardziej niż sam wynik. Jeżeli Hemah śledziła rozgrywki, to doskonale zdawała sobie sprawę, że z Billie nie była żadna pałkarka. - Zachowujesz się, jakbyś nigdy nie grała na nowej pozycji. Jakbyś urodziła się na miotle. Przestań! Odwróciła się od Hemah, intensywnie mrugając i próbując pozbyć się łez gromadzących się pod powiekami. To nie był czas na płacz. A Hemah nie była jedyną osobą w drużynie, której plecy należało kryć, chociaż, jak się okazało chwilę później, w tym momencie najwłaściwszą. Nawet gdyby w porę zdała sobie sprawę z zagrożenia dla Gryfonki, nie miała szansy przechwycić tłuczka, który z zawrotną prędkością wbił się w dół jej pleców. Zaskoczony okrzyk uciekł Billie z gardła, ale ta nawet nie drgnęła, kiedy Hemah spadała. Szok całkowicie ją sparaliżował, ale na całe szczęście na dole boiska czuwali odpowiedzialniejsi ludzie. Przełknęła z trudem ślinę, przypominając sobie, że co by się nie działo, nie powinna wisieć bezczynnie w powietrzu. Kolejny tłuczek odbiła zupełnie automatycznie, przez co prędzej prawie straciła pałkę niż nakierowała piłkę. Słodka Roweno, miała dość tego meczu.
3>3
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Zakrztusił się krwią zebraną w ustach, gdy zobaczył osuwającą się z miotły Hemah. Na szczęście złapał ją sędzia, a na ziemi od razu zajęła się nią Nora. Hal pewnie pomartwił by się jeszcze dłużej, gdyby nie to, że w jego kierunku znów lecieli ONI - Will z kaflem i Billie z tłuczkiem. Bardzo ładnie współpracowali jak na fakt, że normalnie grali w innych drużynach, Hal teraz jednak był daleki od zachwytów nad tym. Nerka go rwała, usta cały czas na nowo napełniały mu się krwią i nie potrafił nawet zidentyfikować skąd ona leciała, bo bolało go pół twarzy. Najchętniej zawróciłby miotłę i poleciał gdzieś w pizdu, byle dalej od tych agresywnych dzieciaków. Nie uśmiechało mu się skończyć tak jak Hemah, tym razem, więc obserwował poczynania krukonki, do samego końca nie wiedząc, czy chce próbować bronić, mimo tłuczka, czy chromolić bramkę i ratować resztki twarzy. Nie zdążył zdecydować, ale tym razem widząc dobrze nadlatujący tłuczek, automatycznie się uchylił. Niestety kafel też go minął, ale wcześniejsze przykłady pokazywały, że nawet gdyby przyjął tłuczek na klatę, to nie dałby rady zatrzymać kafla.
Szło jej naprawdę bardzo dobrze! Chyba na dobre przypomniały jej się te stare, chociaż nie aż tak odległe czasy, kiedy była członiknią szkolnej drużyny Quidditcha. Choć na początku czuła się jakby nie trenowała przez całe wieki, a na miotle siedziała po raz pierwszy w życiu, teraz śmigała po boisku tak, jakby nigdy z niej nie schodziła. Obawiała się tylko, że kiedy szkolne życie znów wróci do normy, będzie jej tego brakowało. Kiedy Hynek Bozik skończył w końcu odpier robić jakieś czeskie bzdury i wziął się za kafel, miała naprawdę duże nadzieje na to, że w końcu uda im się przełamać obronę przeciwnika... ale nic z tego. Rozejrzała się (może trochę tęsknie?) za Morrisem, ale ten jakoś wycofał się z agresywnej gry, ustępując miejsca Sharkerowi. Zabawnie było widzieć go po stronie nauczycieli... Ale zabawa skończyła się kiedy tak brutalnie potraktował jedną z uczennic. Może i dziewczyna posługiwała się słownictwem prosto z rynsztoka, ale zdecydowanie nie zasłużyła sobie na takie traktowanie. Przecież to tylko dzieci! A oni, jako nauczyciele, mieli ich bronić. Na widok spadającej z miotły dziewczyny zrobiło jej się słabo i niedobrze. Całe szczęście, że jeden z jej kolegów zdołał uchronić ją przed niechybną zgubą, jaką niósł za sobą upadek z takiej wysokości. Zupełnie ją to rozstroiło. Zapał opadł i kiedy dostała w ręce kafla, zareagowała za późno. Chciała podać go do Hynka, ale rzuciła go niezbyt celnie. Ścigający drużyny przeciwnej wysunął się, by go przechwycić, ale z boku... Z boku nadpływał Rekin.
Kostka:5
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Spadła z miotły. Wlepił w nią tak uważne spojrzenie jakby starał się wyryć sobie ten obraz w pamięci po wieki wieków. Niezdrowe podniecenie wypełniło go nieomal po samo gardło, jak zwykle kiedy tłuczek dosięgał celu, zwłaszcza tak widowiskowo. Nie potrafił ocenić jakich doznała obrażeń, a przynajmniej nie na pierwszy rzut oka. Jedynie snuł domysły, a według nich zdecydowanie było warto włożyć w to odrobinę zaangażowania i siły. Powystrzela te dzieciaki jak chochliki kornwalijskie, dajcie mu tylko kwadrans na boisku. Nieszczególnie interesował ją tłuczek będący w posiadaniu uczniów, Sharker wolał trzymać się sprawdzonej marki. Obserwował ruch tego, który potrzaskał Hemah biodro czy tam inną kosteczkę i to właśnie jego postanowił ponownie odbić w kierunku uczniów. Wybrał sobie jednego ze Swansea (nie pamiętał nawet który to był, tylu ich było) i odbił piłkę w jego stronę. Celował w ramię, ale skoro Gabriel się poruszał, efekt końcowy mógł być zgoła odmienny.
Nie spodziwał się, że zostanie wyciągnięty z ławki rezerwowych. Zapisał się na ten mecz kiedy jeszcze normalnie rozmawiali z Eliją. Teraz, nie dość, że między nimi było jakieś napięcie, to jeszcze musiał przyjść na mecz, żeby nie pokazać, że boi się spotkania z kuzynem. Na szczęście do gry paliło się wielu uczniów i nie musiał od razu wskakiwać na miotłę. Aż do czasu, kiedy Sharker brutalnie trafił Hemah, która chwilę później zsunęła się z miotły. Mimowolnie krzyknął i odruchowo sięgnął za pasek po różdżkę, która jednak bezpiecznie leżała odłożona gdzieś w torbie. Na całe szczęście sędzia zabezpieczył spadającą gryfonkę, a na ziemi już zaopiekowała się nią profesor Nora. Nie zdążył pomyśleć, a został wybrany na zastępstwo Hem. Nie dotarły do nikogo argumenty, że nie grał zazwyczaj na pozycji ścigającego. Dobył więc miotły i z sercem na ramieniu wzbił się w powietrze. Dasz radę. Chwilę później grał w dość bezpieczny sposób, nie pchając się między lepszych od niego. Jakimś cudem, po tym jak zielarka nawet nie postarała się rzucić porządnie, udało mu się złapać kafla spod nóg Elijy. Rozproszył się trochę i przestał aż tak czujnie obserwować boisko, przez co nawet nie zwrócił uwagi na pałkarza nauczycieli. Błąd. Duży błąd. Chwilę później poczuł jak metalowa piłka z wielką siłą wbija się w jego twarz, pewnie porządnie łamiąc mu kości. Wypuścił z rąk kafla, by złapać się kurczowo miotły. Krew, która wyleciała mu z ust pewnie dosięgnęła butów jego kuzyna, on jednak trochę nie panując nad miotłą poleciał do przodu. Cudowny mecz, oby tak dalej, Rekin.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Elijah chyba szybko zebrał się w sobie, bo obronił kolejny zagrażający pętlom rzut. Oby obrażenia związane z tłuczkiem nie odbiły się specjalnie na jego kondycji podczas meczu. Właściwie to kwestia tego, że często miał okazję do interwencji była o tyle pozytywna, że pozostawał rozgrzany i nie marzł przy tych pętlach, stojąc jak kołek. Oberwało się za to Hem, która z tego wszystkiego straciła piłkę. Było to o tyle szokujące, że takie rzeczy nie zdarzały się zbyt często. Ba. Nie zdarzały się w ogóle. A jednak. Strzał w udo wygrał. Dalszej części rozgrywki nie śledziła, wściekle krążąc wokół boiska, czasem tylko zwalniając gdzieś przy pętlach i dając sobie kilka sekund na rozglądanie się. Chyba rzeczywiście nie mogła się skupić na meczu tak, jak chciała. A przecież słabe warunki pogodowe ani atmosfera nie były dla niej niczym nowym. Ten znicz po prostu nie chciał dać się jej złapać. Co poszło nie tak? Na to już chyba miała sobie odpowiedzieć po meczu, bo April właśnie sięgała po złotego zbiega.
Nie wiedziała co się dzieje, ale bawiła się znakomicie. Wiatr we włosach, zamarznięte palce i wyschnięte oczy to było coś co kochała. Wiedziała, że dużo zależy od niej, bo jednak uczniowie grali zaciekle, a Halowi nie szło najlepiej. To nie była jego wina, bo ich przeciwnicy byli chyba bardzo żądni krwi. Widziała jak starszy nauczyciel raz po raz dostaje tłuczkiem, przez co nie mogła już patrzeć w jego stronę. Musiała znaleźć znicza, taki teraz był jej cel. Skupienie złotej rybki nie pomagało w tym wszystkim. Starała się omiatać wzrokiem całe boisko, nic jednak nie pojawiało się na horyzoncie. Chwilę później ich pałkarz zaczął grać coraz bardziej zaciekle. Trafił ścigającą przeciwnej drużyny tak niefortunnie, że April prawie spadła z miotły. Krzyknęła coś do Rekina, ale ten nie miał prawa jej usłyszeć. Chwilę później kolejny uczeń zalany krwią lądował na boisku. Co to miały być, Igrzyska Śmierci? Zacięcie wzrosło, a ona wręcz z desperacją szukała złotej piłęczki i wtedy zauważyła, że Hynek Bozik chyba go znalazł, bo leciał jak oparzony w kierunku trybun. No chyba, że zobaczył piwo - i to i to było złote. Zaryzykowała i po krzyknięciu do Czecha, że tylko ona może złapać znicza, puściła miotłę i prawą ręką złapała piłeczkę. Podniosła dłoń do góry, aby pokazać wszystkim, że mecz skończony, po czym nie ciesząc się szczególnie poleciała na ziemię sprawdzić co z dzieciakami.