Ta sala jest idealna dla tych, którzy lubią oglądać siebie ze wszystkich stron. Jest to dosyć duże pomieszczenie, na którego trzech ścianach zawieszone są przeróżne lustra – niektóre działają jak zwykłe lustra, inne zniekształcają sylwetkę. Pod ścianą niepokrytą lustrami, tą samą, w której znajdują się drzwi wejściowe, stoją kanapy i fotele, które można łatwo przemieścić i ustawić w dowolnym miejscu. A oświetlenie? Nie wiadomo skąd pochodzi. Gdy ktoś wchodzi do środka, pomieszczenie staje się jasne, jakby cały czas panował dzień. Idealne miejsce do ćwiczenia swoich tanecznych umiejętności.
***
Gabrielle, podekscytowana spotkaniem z przyjacielem z dzieciństwa, którego nie widziała przecież od tylu lat, szybko napisała notkę, która miała poinformować Pierre'a o tym, że czekała na niego. Najpierw pobiegła do sowiarni i wysłała ją, w niej zmieniając miejsce spotkania (w Salonie Wspólnym już ktoś był). Później szybko udała się do Sali, mając nadzieję, że nie spóźni się i że to ona nadejdzie tam pierwsza, tak, jak obiecała, a nie on. Na szczęście, gdy tylko weszła do pomieszczenia, okazało się, że nie było w nim nikogo oprócz niej. Także usiadła na jednym z foteli i czekała, przy okazji obserwując swe oblicza odbijające się w lustrach. A niektóre wyglądały prześmiesznie.
Tak. Zajebista reklama. I nagle rzuci się na mnie dziki tłum ludzi jakbym i tak już nie miał tłoku przez fanki, bo wszyscy zapragną moich avatarów. Znów. Jak za starych dobrych czasów, prawda? Wiesz, nie jest łatwo skombinować tyle fajnych avków na kogoś z taką mordka jaką ma Szarlotka. Wyzwanie, że hoho. Powinnaś mi dziękować na kolanach, ot co. No jak to skąd miała wiedzieć, litości? On nie był przy niej niefajny, zimny i w ogóle oschły. Chyba, że go zdenerwowała, bo mu się nie chciała oddać, ewentualnie wcześniej miziała się z jakimś w ogóle nie wiadomo kim i naszego biednego G jasny szlag trafiał, bo to przecież skandal. Szarlotka była jego i nikt w ogóle nie mógł na nią nawet patrzeć, o! I jej mówił, że ją kocha. Tego nie można powtarzać za często. No i miłość w jego oczach, widoczna na kilometr. Nie doceniała tego? Powinna doceniać i go głaskać, a nie kurcze marudzić, że on zimny. Był cieplutki przy niej, najmocniej jak się da. Gorący wręcz, nawet podniecający. Normalnie aż parzył. Chociaż to ona wylewała wrzątek na jego biedne serduszko. Oj tak, płaczmy nad jego losem, bo przy takim nagromadzeniu fanek mogło mu się trafić o wiele lepiej, a jego serduszko wybrało jednak Szarlotke. To nie takie proste do przeżycia. Przeżycia. Właśnie. Ona przeżyła. Chwalny Boga, chociaż to nie Gilberta zasługa. Zaproszenia na pogrzeb się nie spodziewał, podejrzewa że dziewczyna zdechnie pod jakimś mostem po złotym strzale czy coś w tym rodzaju. I znajdą ją tam pedofile i zgwałcą, a potem wrzucą do rzeki. Żadnego pogrzebu nie będzie, niestety. Zresztą, na ceremonie to czlowiek musi sobie zasłużyć. Tak. Niech ci będzie. Kocha Szarlotke taką jaka ona jest, nie mam pojęcia dla czego, ale serce przecież nei sługa. Nie kontynuujmy tego tematu, bo nie chce ci biedactwo robić przykrości. A tu widze zaraz nawiąże sie niesamowity dialog. Dialogi są zawsze fascynujące, szczególnie kiedy robimy sobie sztuczna drame. Normalnie się nie moge przez ciebie skupić na czytaniu twoich własnych słów. - Ty no kurcze, miłość prawie jak w Zmroku. Oryginalna i niesamowita. Co ciekawe, ten jak mu tam było ten w końcu zakurwił tą swoją wybrankę. Tyle, że ona stała się wtedy wampirem i żyli sobie długo i szczęśliwie... zobaczysz, trafimy do ćpuńskiego raju i będziemy sobie tam zyli wiecznie jak już owe uczucia nas wykończą. Charlotte, nie dramatyzuj. - No to jej powiedział. Hohoho, na pewno jej poszło w pięty. Się zdziwiła, zgasiła i w ogóle już po niej. Objawia się mistrz cietej riposty, szanowny Gilbert eS. Nie dość, że przystojny, seksowny to jeszcze taki inteligentny. Żadna nie śmiałaby wybrzydzać. A nie, SORRY. Jedna śmie. Taka krukońska picza, która ma jakieś wonty do jego wielkiego uczucia, co oczywiście rani jego sarnie serduszko. - Matka i kot? Ej nie no, zajebista orgia. Poszło na dwa baty. No prosze cie, cudowne dwa miesiace z szanowną mamusią, przez którą jeszcze to JA miałbym nie wytrzymać nerwowo? Nie doceniasz mnie, ani trochę. Jeśli sądzisz, że nie doprowadziłbym własnej teściowej do granicy załamania nerwowego to naprawdę jest z twoim myśleniem o mnie źle. A w ogóle, po co ja sie oburzam?! Ja tam swoje wiem. Mamunia i kot. Zajebiste kryptonimy. Mam nadzieje, że żaden z nich nie był czarny, pf - Spojrzał na nią z ukosa jakby przerażony ową wizją. Nie no, jakby jakiś jebany murzyn odebrał jej dziewictwo to byłaby troche bryndza. Nie no, poważnie. On nie dał rady, a służący ją tam teges? Ludzie kochani, dokąd zmierza ten nasz świat. Ej czekaj, bo nie sprawdziłem co napisałaś po odpowiedzi słownej. A dobra, już wiem. Kontynuujmy zatem. Dla przypomnienia, trwa dramatyczna scena. Szarlotka na kanapie, Gilbert przy udawanym oknie, mroczna muzyka na skrzypcach w tle. Dzieje się moi drodzy, dzieje się. A dalszy ciąg po reklamach! Nie no dobra. Slone nie będzie tam stał w nieskończoność. Z cichym westchnieniem odsunął się od szyby i skierował swoje seksowne pośladki w stronę kanapy, którą zajmowała blondyna. Klapnął sobie wygodnie obok niej w celu oparcia łepetyny o jej ramię... i w ogóle całego siebie o ją całą. Najwyżej troszeczke ją pogniecie, co tam. Miała formę nieśmiałego zachęcenia do rozejmu w postaci koślawego tulenia. Niech się cieszy, a nie kurde, łamać się będzie. Nie samym tuleniem jednak człowiek żyje. Trzeba jeszcze babie coś miłego powiedziec. - A bo ja kurwa wiem takie rzeczy. Walentynki są gdzieś tak... NIE POWIEM CI, SAMA SIE DOWIEDZ. Bo ja oczywiście już sobie przypomniałem, nono. I oczywiście nie licz na żadne serduszka ułożone na podłodze z morza trawki czy innej kokainy. Póki ja nie dostane swojego zajebistego prezentu, który na pewno gdzieś tam ukrywasz pod ciuszkami (he he, wtrącenie autora), ja nie kiwnę palcem w twojej sprawie. To jak będzie? - Łaaaaaa, znowu ją zagiał. Ten to jest! Jak juz coś kurcze czasem powie to tak powie, że normalnie... powie. Brak mi jakiegoś niesamowitego porównania. Ale co tam. Nie psujmy tej niezwykle romantycznej sceny męczenia biednych plecków Gilberta o równie biedne, a przy okazji wystające, kości Szarlotki. Ua, kogoś tu nudzi obserwacja posta. No, nieważne. Mam nieodparte wrażenie, że będzie krótszy od twojego, a do tego nie możemy dopuścić. Nie może być krótszy, to będzie skandal. Albo wiesz co, niech będzie. Na cziki nie chce mi się wchodzić, nie mam pomysłu co dopisać, alleluja, ciekawe jak długo go pisze, matko kochana. Weź sprawdź.
Oj tak, już klękam przed tobą i w ogóle padam do stóp, jestem strasznie wdzięczna, nic tylko z wdzięczności wycałować, obrzucić różami czy czym tam jeszcze. No ale, ja wiem że ty tak lubisz mi sprawiać przyjemność i w ogóle patrzeć jak się cieszę, więc robienie tych avatarów to dla ciebie żadna męka, skoro mogę ci to tak ładnie wynagrodzić. Więc nie wmawiaj tu wszystkim, że zrobiłeś to z wielką łaską. No, my wiemy swoje. Zacznijmy od tego, że ona go nigdy w życiu nie zdradziła. I w ogóle co to jest za oskarżanie jej? Pf. To ona w tym związku mocniej kocha, tylko z niej taka ciota że nawet nie potrafi tego pokazać. Zupełnie jak ja, he he. Nie no, dobra. Bez przesady. Po Szarlotce można się bardziej tej miłości spodziewać. Przecież wszyscy w Hogwarcie wiedzą, że jest z Gilbertem i nikt normalny nie planuje sie do niej dobrać, bo byłby wtedy narażony na gniew pana Slone. A wtedy to w ogóle byłoby tragicznie, zginąłby straszną śmiercią, całkiem jak w takim łańcuchu pokarmowym. Zostałby zmiażdżony, zniszczony, a potem pożarty przez Ślizgona. O jezu, mam taki akt przemocy przed oczami. Nieciekawie. Charlotte wcale nie miała w planach żadnego umierania, ani w ogóle nic z tych rzeczy. Mimo wszystko chciała sobie jeszcze troszeczkę pożyć. Skoro już miała dla kogo prowadzić ten swój okrutny żywot, to po co miałaby to spierdolić? Faktycznie rzadko kiedy widywała się z G, ale fajna była przynajmniej świadomość, że go ma. Tak samo jak ma NNN, LSD, czy tam inne osoby z którymi jest blisko i ma je na wyłączność. Chociaż ostatnio wszyscy ją zaniedbali. Nikt nie pisał listów i w ogóle. Nic dziwnego, że postanowiła wyjechać, skoro tak bardzo czuła się niekochana. E tam, ty mi często sprawiasz przykrość, śmiejesz sie ze mnie, nie doceniasz i w ogóle nie kochasz. Przyzwyczaiłam się. Chlip. - Szkoda tylko, że jeszcze nie trafiliśmy do tego raju, a już nas szlag jasny trafia. - Prychnęła z zażenowaniem, odwracając od niego łepek i wywracając oczami. No, sie wkurwiła teraz. Ona mu tu tylko z troską tłumaczy, a on jak zawsze wszystkie jej rady ma głęboko gdzieś i liczy się dla niego tylko to, żeby pocisnąć w jej stronę mocniejszym argumentem. I kto tu kogo rani, no ja już nie wiem. - Ona już wystarczająco mocno ma zjebaną psychikę. Naprawdę, nie trzeba jej tam jeszcze ciebie. Mimo wszystko nie chciałabym żeby kopnęła w kalendarz wcześniej ode mnie. Kto by wtedy karmił jej koty? Niech sobie jeszcze biedna pożyje. - Przerażony wizją o murzynie odbierającym jej dziewictwo, no ciekawe. I również ciekawe, skąd w domu jej matki ni stąd, ni zowąd miałby się znaleźć murzyn. No a poza tym, Charlotte się nie musi martwić o dziewictwo, bo go już dawno nie ma. Gilberta ktoś uprzedził o jakieś... kilka lat. Hohohoho, że też on jest przekonany że ona je dalej ma. Nie dopuścił do swojej główki pewnie myśli o tym, że ktoś mógłby ją znaleźć gdzieś zaćpaną i bez skrupułów wykorzystać. Albo cokolwiek. Można znaleźć sporo takich scenariuszy. Haaaaa, ona wiedziała że się pierwszy złamie. No wiadomka, tak bardzo za nią tęsknił i w ogóle że nawet nie miał siły na jakieś głupie strzelanie fochów. Liczyło się tylko to, że Szarlotka wróciła i że tu była z nim. I że się jeszcze nie zaćpała. I że go kocha, i że w ogóle jeszcze jej się nie znudził i nie wyrzuciła go ze swojego serduszka jak jakąś zniszczoną zabawkę, albo... no kij. Strzykawkę, cokolwiek. Ale ale, mimo że czuła teraz w środku taką przejmującą radość i w ogóle triumf, to jeszcze musiała się z nim jakoś przywitać. Bo przecież, kilka foszków na dzień dobry nie wystarczyło. I co tam, mógł ją troszeczkę pognieść. Bardziej pewnie i tak się tego zrobić nie dało. A ona nawet zamiast go od siebie odepchnąć i zatrzymać wbijanie się jego mięśni w jej kości, jeszcze go pocałowała w czubek nosa. Większy romantyzm niż w Zmroku, och. - Oj ja wiem, nie będzie żadnych róż porozrzucanych po schodach zamku, nie będzie nawet prochów ułożonych w kształcie serca, ani w ogóle nic. Nie okłamujmy się, oboje nie wiemy kiedy są Walentynki. I pewnie nawet nie bedziemy ich obchodzić, więc może darujmy sobie prezenty? - Ha, to go zgasiła. Nie no, tak naprawde to powiedziała to specjalnie. Wiadomo, że miło byłoby dostać jakiś uroczy prezent od swojej drugiej połówki, dając jej w zamian coś równie miłego. Chociaż, znając pomysłowość Szarlotki i uciesze Gilberta, wystarczy jej że się z nim prześpi. On będzie wniebowzięty. Tak w ogóle, twój post był dłuższy. Z nudów policzyłam wszystkie linijki. Wiem, że tak bardzo interesuje cię, ile ich wyszło, soł... mój poprzedni post liczył ich AŻ pięćdziesiąt, a twój pięćdziesiąt sześć, łaaa. A tego mi się już liczyć nie chce. Chociaż tym razem to ja mam wrażenie, że będzie krótszy od dwóch poprzednich. Z resztą, nieważne.
Czepiasz się szczegółów. Ja już chciałem zeby to porządnie wyszło, ze niby taki w ogóle niewzruszony i odporny na rozmaite wdzięki i robi to co musi oczekując zapłaty, niczym sam Linda w Sarze czy coś. I przestań się cieszyć, Sara to tytuł filmu! Matko kochana, takie to młode, a takie zboczone. Nieprawda. To Gilbert ją bardziej kochał. On w ogóle daje siebie wszystko w każdej możliwej sytuacji, a co dopiero w miłości. Pomijam fakt, że targa nim naturalna agresja i on w ogóle lubi się bić... Oj no. Zawsze szuka jakiegoś powodu żeby nie było, ze taki brutal z niego. Począwszy od faktu, ze zupa była zasłona przez brzydką koszulkę kończąc na dobieraniu się do JEGO Szarlotki. Z wielką chęcią spuściłby takiemu delikwentowi ostry wpierdol, że by się biedaczek z wrażenia nie pozbierał. I oczywiście już nigdy nie dotknąłby owej ćpunki. O ile w ogóle kiedykolwiek odważyłby się tknąć niewiastę. Ale póki co, panowie Hogwartu byli bezpieczni, bo się do krukonki nie dobierali. A przynajmniej Gilbertowi nie było na ten temat nic wiadomo. W sumie coś w tym jest. Miała dla kogo żyć, to dobry znak. Już pomijam jej kochane przyjaciółeczki, które sprzedałyby ją za działkę czystego towaru. Taki Gilbert zamierza dzielnie przy niej czuwać póki śmierć ich nie rozłączy i w ogóle. A biorąc pod uwagę tryb życia Krukonki, to nasz panicz dość szybko owdowieje... Oj tam, oj tam! Cie-szmy się z ma-łych rze-czy, bo wzór na szczę-ście w nich zapi-sa-ny je-est. I takie tam. No i nie zapominajmy, że w życiu piękne są tylko chwile i w ogóle Carpe Diem. Swoją drogą, gdyby niewiasta zażyczyłaby sobie śmierci i z premedytacja doprowadziłaby do własnego zgonu, Gilbert na pewno byłoby bardzo zły. Ano! Zraniony i smutny byłby również w przypadku śmierci nieplanowanej. A wściekły tylko tak. Sam, by ją wtedy ozywił jakimś spektakularnym cudem tylko po to żeby powiedzieć jaką przykrość mu sprawiła, a potem znowu zapierdolić. - A mi jest z tobą dobrze - Ojeeeej... Aż dziwne, że nie zobaczyliśmy jak sterczące, psie uszka biedactwo opuszcza kładąc je na własnym łepku, który również zostaje ze smutkiem spuszczony. No niestety, nie miał takich uszu i niezbyt, by mu ta sztuczka wyszła. Co nie zmienia faktu, że nie była miła. On opowiadał jej o ich wspólnej przyszłości i zapewniał, że będą razem nawet w krainie wiecznych łowów póki nagle jedno nie nabierze mocy i nagle nauczy się tak naprawdę mocno ranić drugie. Widać Szarlotka będzie pierwsza. Skoro mu tak SUBTELNIE uświadomiła, że już ma powoli dość Gilberta. Mimo, że do ich raju jeszcze kawałek. - Przynajmniej wiem do którego z rodziców jesteś podobna - No tak, skoro mamusia jest taka nienormalna to widać ma wiele wspólnego ze swoją córka, która też ma niezłe odchyły i w ogóle nie wiadomo o co jej sie rozchodzi. Może to i lepiej, że Gilbert nie poznał mamusi? Jeszcze, by mu się na swój sposób spodobała, hohoho. Mamusia w gorsecie, że ci subtelnie przypomnę. A co do samego murzyna... co ty nie wiesz, że po Francji się sporo tego szlaja? Cholera wie komu oni do domu włażą i z jakiego powodu, a tak swoją drogą...Ej, CHWILA. Jak to Szarlotka już nie jest dziewicą? W ogóle co to ma być? I dlaczego my się dowiadujemy o tym teraz? Przecież biedny Slone został zapewniony, że Krukonka wbrew pozorom nie ma tego za sobą. Uznał to za dość oryginalne i nietypowe jak na te czasy, wręcz dziwne, ale przecież ona była cała nietypowa i dziwna. Co mu się oczywiście podobało, żeby potem nie było. Co jak co, ale oszukistki mu się nie podobają. Nie ma takiego okłamywania. Tu miała być miłość, szczerość i zaufanie, a co to kurwa jest? News z ostatniej chwili, krukone wyruchał jakiś inny cpun kiedy oboje udawali, ze żyją będąc pod wpływem proszków? Powinniśmy się obrazić i to ostro. Przecież w nich było dużo magii, miłości i romantyzmu. Wbrew pozorom. Nikt normalny tego nie dostrzegał, ale oni to cuzli i to im zdecydowanie wystarczało. Trzeba być jedynym w swoim rodzaju, prawda? To przynajmniej pokazuje jak świetnie do siebie pasują i że z nikim innym nie byłoby im tak dobrze jak w owym zwiazku. Pomijam fakt, że nikt nie śmiałby w to wątpić, bo wpierdol. Ale taka była prawda i juz, o. - Okej. Jebać Walentynki. Co nie zmienia faktu, że i tak wisisz mi jeden prezent - Spojrzał na nią podejrzliwie jakby nie będąc pewnym czy łaskawie pamiętała o tym o czym on mówił. Oczywiście święto zakochanych było mocno przereklamowane i zdecydowanie nie w stylu tej pary. Slone nie miałby pojęcia co takiego może jej sprezentować oprócz prochów albo francuskich rogalików. Woli sobie dać spokój z czymś takim pozostając przy przekonaniu, że owe swięto to komercha, a oni się przecież lofciają każdego dnia, nie tylko czternastego lutego. A w ogóle to głupi mugolski wymysł. Nieważne! W lutym są o wiele ważniejsze święta od jakiś tam Walentnynek. Pięćdziesiąt jeden linijek u ciebie. Faktycznie, marnie.
Oj nie pierdol. Dopiero kiedy wspomniałeś o zboczeniu to mi się skojarzyło, a to sie nie liczy. Nie ma tak dobrze, nie myśl sobie, że znowu miałeś rację. A znając ciebie to znowu mi wmówisz to co ci pasuje, jak z tym biednym zakładem, i ja potem biedna będę cierpieć. Ale nie kurde, tylko sie mu sprzeciw, to dostaniesz od razu kolejną dawkę zmyślonych argumentów od których sie nie wybronisz. Tak to działa. Widzisz, rozgryzłam cie. Szuka powodu? SZUKA POWODU? Od niego aż ta agresja bije. Jak się na niego spojrzy to już ma sie wrażenie że albo ci wpierdolił z tak zawrotną szybkością że aż nie poczułeś i właśnie leżysz rozerwany wpół, albo dopiero co ma zamiar spuścić ci ostre lanie, po którym albo umrzesz, albo wylądujesz w skrzydle szpitalnym. A w sądzie te same wymówki: "on mnie sprowokował!", "dziwnie na mnie patrzył", "ukradł moją BUŁKĘ! Z PARÓWKĄ!", i takie tam. No mówiłam, że uczepi się wszystkiego. I tak samo pewnie oskarżyłby niesłusznie kogokolwiek o przystawianie się do Szarlotki. A wiadomo, ona ma tak wieeelu wielbicieli, że nie nadąża nad zapamiętywaniem ich imion. Jakie to krejzolskie, muach. E tam, ona jeszcze będzie miała okazję pójść na ten pieprzony odwyk i wtedy od nowa będą wiedli swoje sielankowe życie. Rodzinkę założą, będą hodować bachory, karmić je wódką z butelki i od kołyski wpychać narkotyki. Takie tam, wychowywanie dzieci na dragach i po ćpuńskiemu. A tatuś Gilbercik będzie ich uczył jak dawać innym ostry wpierdol. I pewnie praktyki będą stosować na mamusi. Miodzio. - Mi z tobą też. No bo w końcu cie kocham. - A KURDE TERAZ TO CIE ZAGIĘŁAM I W OGOLE 1:0 DLA MNIE, MÓJ ROMANTYZM NIE ZNA GRANIC, JESTEM FEST ROMANTYCZNA A KAŻDY KTO SIE NIE ZGODZI NA WPIERDOL OD RUDEGO. Mam ochotę tu wstawić serduszko, ale mi nie wolno, chlip. W ogóle zauważ, że ona mu w tak oficjalny sposób jeszcze miłości nie wyznała, więc no. Cieszmy sie wszyscy i w ogóle. I ona go wcale nie ma dość. Tak tylko powiedziała, żeby miał wyrzuty sumienia. Zła, zła Szarlotka. - Miła uwaga, chociaż takim temperamentem jak ona raczej nie dysponuję. No i silną wolą. No i pobożnością. No i w ogóle. Jest minimalna różnica - jakby go to najbardziej obchodziło, no naprawde. Pewnie Gilbercik na w nosie co tam jest pomiędzy Charlotte a jej ukochaną mamuśką, skoro pewnie i tak nie będzie miał okazji jej nigdy poznać. A na ślub suki nie zaproszą, nie myśl sobie. No dooobra, w sumie, nigdzie nie jest napisane co i tak, więc możemy sobie to jeszcze raz ustalić. Robimy z Szarlotki cnotkę i wieczną dziewice, czy już dawno ktoś ją gdzieś wyruchał? W sumie, mi to obojętnie, ale zawsze można potem urozmaicić fabułę. Bo cnota Krukonki tak dużo zmienia, wiadomo. - Niby jaki? - Walentynki to strata czasu. W ogóle co to ma być, co to za święto, co to za anonimowe kartki i prezenty, a dookoła mnóstwo koloru różowego? Przereklamowane święto, nie ma co. A oni i tak go nie potrzebują, bo kochają się w każdy inny dzień w roku, a nie kurde, że tylko wtedy. I wiadomo, każde inne święto jest lepsze od takich walentynek. Choćby Halloween, albo kurde... Trzech Króli. Nieważne. Pięćdziesiąt trzy, nie jest źle. Ale mam dziwne wrażenie że źle policzyłam. Albo to było czterdzieści trzy? Coś krótki mi się ten post wydaje. NA PEWNO ŹLE POLICZYŁAM.
Piszemy te posty prawie codziennie, no nie ma co. Ale dobra, może tak mniej więcej do Wielkanocy dokończymy. Kiedy jest Wielkanoc? Jakoś w kwietniu chyba? Ja się na tych świętach nie znam. Tak, tak. Na pewno dopiero wtedy. Ty jesteś napaleniec, tobie w głowie tylko jedno i wcale nie dziwi mnie fakt, że ci się od razu skojarzyło. Nie martw się, nie osądzam cie, po prostu wspieram. Nie musisz się tego wstydzić przed resztą świata. Nie no, bądźmy szczerzy. Za kradzież bułki z parówką to byłoby morderstwo na miejscu i to wyjątkowo bolesne. Takich rzeczy się nie robi, oj nie. Szczególnie komuś takiemu jak Gilbert. Ogólnie to on jest pacyfistą, nie? Tyle, że no po prostu... jak ktoś zasłuży to trzeba mu przywalić i nic się na to nie poradzi. Kara musi być, niech plebs wie gdzie jego miejsce, a owe miejsce jest daleko pod szlacheckimi stopami panicza Slone. Ktokolwiek w to wątpi? Tak myślałem. Grzeczne baranki. E tam zaraz na mamusi. Lepiej na rodzeństwie. Ewentualnie na dzieciakach z osiedla. Trzeba sobie zapracować na szacunek i dobre imię jak się mieszka na szarym blokowisku, których na pewno we Francji jest pełno i na którym na pewno zamieszkają rozwijając swoją patologiczną rodzinkę. Z drugiej strony, nie zdziwiłbym się gdyby ten model wychowania stał się dość szybko modny. Ludzie lubią kontrowersje, nowości i debilizmy co widać właśnie po modzie. Szarlotka i Gilbert będą prekursorami, potem wręcz guru takiego stylu życia. A ich dzieci będą wychowywać się w zajebistych luksusach i słówkiem narzekania nie pisną. - Wiem. Nie dziwie sie - Wcale, że już mu wyznawwała. HA HA HA 2:1 dla mnie. BIJACZ. I co, łyso ci maleńka? Już sama się gubisz we własnych wyznaniach. Nie wiesz co, gdzie, jak, kiedy i z kim. A tu proszę. Wyszło szydło z worka. Dość już oszustw, skupmy się na faktach. Oczywiście to nie zmieniało tego, że ona go kochała, bo było za co. A on kochał ją, bo po prostu miał dobre serce. Pasowali do siebie idealnie, powtarzam to po raz enty. I w ogóle ten romantyzm kipiący na okrągło, gdy ta dwójka tylko wchodzi w jakikolwiek kontakt. O jejku, jejku! - Mówiąc krótko, większa z ciebie suka - No skąd! To nie była obraza. Wręcz przeciwnie. Z ust Gilberta? No proszę was. Wielki komplement. Żeby blondynka nie miała wątpliwości oczywiście Slone odkleił się od niej na moment, by móc się wyprostować i złożyć na jej wargach krótki, aczkolwiek słodki pocałunek. Lubił w niej to jaka była beznadziejna i cieszył się, że jednak trochę matkę przerosła. Zły to uczeń, który nie przewyższa mistrza swego, wiesz? Taki cytat, takiego pana. Nie będę ci nawet przytaczać nazwiska, bo mam nieodparte wrażenie, że nie skojarzysz, a nie chce cie przecież pogrążać. - Urodzinowy, Francuzko - Burknął najwyraźniej niezadowolony, że znowu go okłamała i nie pamiętała tej ważnej daty, bo przecież Gilbert urodziny ma czwartego lutego. Jak mozna w ogóle tego nie wiedzieć, no kurcze. I to jeszcze jego niewiasta! A on o jej urodzinach pamiętał! Może i pomylił się o jakieś trzy czy cztery dni, mniej więcej kojarzył fakt. A ona? Nic. Wielce zdziwiona i jeszcze pokazuje swoją niechęć do Walentynek. A kogo obchodzą Walentynki, no ludzie kochani. To urodziny Slone. Dobra, nieważne. To jej problem i to ją teraz będzie gryzło sumienie, a jemu będzie smutno. No skoro przesunął się na drugi koniec kanapy i powiedział do niej per Francuzko, jak nie mówił już od dawna, no to mała musi się zająć przepraszaniem. A co do dziewictwa Szarlotki. A ja wiem? Sama sie zdecyduj, twoja postać. I proszę mi tu podjąć decyzje teraz, bo ja chce mieć jasność sytuacji, a nie kurde... kombinujesz jak qń pod górę. O matko. Mojego mi się nie chce liczyć, wiem że wyjdzie krótki.
Jasne, co tam. Wielkanoc tuż tuż, zdążymy. Z resztą, skoro TAK BARDZO lubisz ze mną pisać, to z pewnością nie masz do tego nic przeciwko. Myle sie? No oczywiście, że nie. Nie-e, nie mydl tutaj innym użytkownikom oczu. Ja wcale taka nie jestem. I skojarzyło mi się dopiero po fakcie, to sie nie liczy, weź. No mówie, bułka z parówką to najbardziej cenna rzecz na tym biednym świecie. Nic dziwnego, że Gilbert zabiłby każdego któremu ona wpadnie w posiadanie. Z drugiej strony, to wolny kraj. Bułki i parówki też mają prawo wyboru, co nie? Zawsze można się taką podzielić. Chociaż, z tego co wiem, w poważaniu studenta raczej nie leży dzielenie się. No trudno, ma pecha. Podaruj dzieciom słońce, Podziel się posiłkiem, takie tam. Bądźmy dobrzy. Pf, jasne. Ty weź już. Dla ciebie wszystkie inne miejsca oprócz twojego miejsca zamieszkania to dziury i meliny. Francja to dziura. JASTRZĘBIE TO DZIURA. No dawaj, gdzie jeszcze nie powinna się rozwijać turystyka. Ty mi tu robisz złą reklamę z każdej strony. Chcesz, żeby się ode mnie ludzie odwrócili, chlip. A wracając! Szarlotka i Gilbert mogliby wyznaczać trendy, wiadomo. Mało z nich wpływowi ludzie, ale co tam. Dają radę, jak z resztą ze wszystkim innym. Oni są pro i nie boją się niczego. Niech plebs z Hogwartu pada w podzięce, że ktoś tak zajebisty pozwala im przebywać w ich otoczeniu. - A ja sobie owszem. - No jasne, że sie dziwi. Że też w ogóle z nim tak długo wytrzymuje. Kij tam, że go na kilka miesięcy zostawiła. Teraz znowu jest, powraca w wielkim stylu, i nadal chce być z Gilbertem. Toż to cud. A ty znowu kłamiesz. To on jej pierwszy wyznał miłość, pf. Ona tylko mu przytaknęła. Teraz powiedziała to pierwszy raz oficjalnie. Nie ma 2:1, jest ciągle remis. - Tego nie wiesz. - W sumie, dobra suka nie jest zła, to już wiemy, he he. I dalej nie wiem, jak to odebrać. Ni to komplement, ni obraza. Z resztą, wszystko jedno. Pf, ale lizus. Wiem, że robi to wszystko specjalnie. Liczy na ruchanie. Pf Ależ przytocz mi autora, proszę bardzo. Już i tak mnie pogrążyłeś. JAK ZAWSZE - Och tak, a kiedy one wypadały? - Skądże, nie zapomniała. Po prostu przy takim nadmiarze rzeczy wypadły jej z głowy, a to się przecież zdarza każdemu, co nie? Biedna taka chodziła zestresowana, że nawet zapomniała o tak ważnym dniu jak jego urodziny. Należy jej się współczucie, no. Pewnie, najlepiej strzelić focha i odsunąć się od niej najdalej jak to możliwe, jakby była jakaś trędowata czy coś. Wyrażać niezadowolenie można też na inne sposoby, a nie tylko tak. W każdym razie, Francuzka jak magnez pomknęła za Gilbertem i po chwili znowu siedzieli obok siebie. O, i nawet położyła mu głowę na ramieniu. - Wszystkiego najlepszego! - tyle jej sie udało powiedzieć, no. Zawsze coś. A żeby było mu milej i nie marudził złożyła na jego ustach pocałunek. Niech się cieszy, no. Jest dziewicą. Zadowolony?
Wiesz co, tak mi się teraz wydaje, że do Wielkanocy jednak do niczego konkretnego nie dojdziemy. I właśnie, ja lubie z tobą pisać. Dlatego nie podoba mi się, że wymieniamy posty raz na dwa tygodnie. Kiedyś to się je kroiło nawet kilka dziennie. A teraz co? Bieda z nędzą. Fani pragną naszych słów, powinniśmy im je dawać. W jak największej ilości. A nie tak... Bułki i parówki mają prawo wyboru? A to niby od kiedy? Niby do kogo innego bułki z parówkami chciałby należeć? Komu jeszcze mogłyby spełniać taką funkcje i w ogóle kto im tam po głowie bardzo nieładnie chodzi? Student niechętnie oddaje cokolwiek, a co dopiero jedzenie. A mięso? To już jest rarytas. Znaczy no ja nie wiem czy parówkę można nazwać mięsem, ale dla studenciaka to naprawdę delicje. Nie no wiesz. Gdybym ja był w Jastrzębiu to byłaby to metropolia. Jakbym był we Francji to byłaby to metropolia. Daleko mi jednak do tych dziur, więc i im daleko do porządnego statusu społecznego. No proszę cie. Poziom Milanizacji wyznacza poziom na tle innych krain geograficznych. Nie wiedziałaś takiej rzeczy? Matko kochana, naprawdę masz ładne luki z tej geografii. Jeszcze mi powiedz, że AC Milan jest z Milanu. Tak kochanie, wiem że myślałas, że dokładnie tak jest... Matko kochana, za co to wszystko? Wróćmy może lepiej do obrażania plebsu z Hogwartu, bo oni wszyscy podchodzą pod margines społeczny. Taka patologia. Niby to Gilbert i Szarlotka są marginesem i patologią, a jednak szlachta to szlachta, wiec ten kto nią nie jest staje się marginesem... Kurwa, nieważne. Wiesz co mam na myśli. - Niby dlaczego? - No weź. Nawet on potrafił znaleźć w niej dobre cechy i miał uzasadnienie tej swojej miłości. I te jej tuziny wad nie raziły go aż tak bardzo przy nielicznych zaletach. Przyzwyczaił się do uczuciach i już. A ona się nadal dziwiła? Oj matko kochana noo! Jak ona potrafiła go ranić to się po prostu w głowie nie mieści. A on to dzielnie znosił. - Gdybyś była potulniejsza od niej to nie byłoby się czego bać. No i byś mi się nie podobała. Naprawdę trzeba osiagać niezły poziom skurwysyństwa żeby mi się w ogóle przypodobać, a co dopiero mnie w sobie rozkochać - No tak. Są gusta i guściki. Jedni lubią potulnych, inni słodkich, jeszcze inni kompletnie odjechanych. A on lubił suki i skurwieli. Swój do swego ciągnie? Oczywiście, że tak. Sam był księciem braku taktu i w ogóle mhroku w sercu i był z tego bardzo dumny. Poza tym, to kręciło Szarlotke, to tym bardziej plus dla wszystkich wad. Jakkolwiek dziwnie to teraz brzmi. I udaje, że zapomniałem o pogrążeniu cie jeszcze bardziej, nie chce cie dobijać, mam dobre serduszko... wbrew pozorom. - Weź wypierdalaj - Podsumował jakże krótko i treściwie. No się obraziło, biedactwo. Co to w ogóle za porządki żeby jego niewiasta takich rzeczy nie pamiętała? Jebać jej własne urodziny, jego powinna pamiętać. No i nie miała dla niego prezentu. Nic w ogóle. I nawet nei kryła się z tym, że nie pamięta. Mogłaby chociaż udawać, kombinować jakoś coś podkoloryzować i w ogóle. Ale wcale tego nie robiła. Przeciwnie, znów igrała z jego biednym serduszkiem pokazując blond m u s k. - DZIĘKUJE ZA PAMIĘĆ - Zawołał udając jakże wielką radość i zaskoczenie. W sumie, czego mógł się po niej spodziewać? To i tak najwięcej ile mógł dostać, o czym mogł marzyć. Powinien jakoś wykorzystać tą sytuacje, nie ma się co obrażać. Kto wie, może dziewczyna będzie dla niego dzisiaj dość miła? Nie powinna się, więc dziwić, że Gilbert chętnie podłapał tą grę szybciutko przekręcając się na bok i łapiąc ją za szmatki na wysokości cycków. Trzeba dodać nutkę brutalności i gwałtowności. Nie samą czułością związek żyje. Dobra namiętność nie jest zła. A położenie oboje na kanapie, zbyt śmiałe pocałunki jak na grzeczne dzieci i zdecydowanie zbyt śmiałe rączki chłopaka... potęgowały to o czym wspominałem. Hahahhahahahahahah. BEST TEXT EVAAA. Jest dziewicą, zadowolony!? Jak ja cie kocham, oja. hahahah.
Czuł się lepiej. Tak, stanowczo czuł się lepiej. Nie emował się już po kątach i powróciła mu wena, to też mógł grać, nie przymuszając się do tego. No i postanowił popracować nad swoja umiejętnością gry na perkusji! Ale to dopiero, kiedy ogarnie plan zajęć, gdyż wyjazd wybił go nieco z rytmu. No i teoretycznie powinien wziąć się za naukę, ale jakoś nie miał na to chęci. Wolał poświęcać czas Simonowi. Starał się okazywać mu nieco więcej uczucia, niż przed tym, jak bez słowa wyjechał na prawie dwa miesiące, ale z drugiej strony... Nadal był nieco zdystansowany. Był w nim jakiś taki dziwny lęk, że może znowu coś wyskoczy, że znowu będzie zmuszony zniknąć na jakiś czas... A coś się obawiał, że Simon miałby problem z kolejnym rozstaniem. No a Namida chciał, żeby skupił się na nauce i skończył studia. Warto mieć jakieś zabezpieczanie, gdyby jednak bycie gwiazdą rocka mu nie wyszło. Musiał z kimś pobyć. Nie chodziło wypłakiwanie się i rozmowę o problemach, ale po prostu o pobycie w czyimś towarzystwie i wypicie czegoś dobrego. To też napisał krótką, ale treściwą wiadomość do swego przyjaciela, po czym z butelką mugolskiego Jacka Danielsa pod kurtką ruszył do Sali lustrzanej. A propos ubioru, zważywszy, że robiło się co raz cieplej, Namiś zrezygnował z zimówek i wrócił do swoich ulubionych trampek, w kolorze niebieskim. Były to te same, które miał ubrane pod czas jednego z wypadów ze swoim narzeczonym, gdzie w magicziczny sposób zmienił ich kolor na ulubiony Simona. Do tego obowiązkowo obcisłe jeansy, koszulka z napisem "I'm sexy and I know it " i skórzana, czarna kurtka. Wszystkie kolczyki były na swoim miejscu a tatuaże nie były widoczne. Sprytnie to zaplanował, żeby je pokazać, będzie musiał się rozebrać! W Lustrzanej Sali, sprawnie przesunął jedną z kanap na środek, dokładnie naprzeciwko luster. Rozsiadł się wygodnie, czekając na Finna, wpatrując się w swoje odbicie w tych lustrach, które nie zniekształcały wyglądu. Uwielbiał to robić, szczególnie, że ten pokój był zarezerwowany na spotkania tylko z tym panem.
Od dawna nie miał okazji spotkać się z Namidą. Dlatego teraz leciał na złamanie karku po schodach, wpadając kilkakrotnie na uczniów i nauczycieli, którzy zagrozili mu szlabanem. Nieważne. Ze Ślizgonem nie widział się prawie trzy miesiące i teraz, gdy dostał od niego wiadomość omal nie wrzasnął z radości. Na szczęście łatwo mógł wyłgać się nauką, unikając spotkania z Jimmym. Ostatnio widzieli się codziennie i Finn potrzebował czegoś... nowego? Czy można to tak nazwać, skoro z Namidą "spotykali" się już od jakiegoś czasu? Ubrał się zwyczajnie, nie chcąc wyjść na desperata. Prosta, czerwona koszulka i sportowa bluza, ze śmiesznego, śliskiego materiału i zwykłe dżinsy, do których kieszeni poprzypinał przypinki ulubionych zespołów i znaków drogowych. Nigdy zbytnio się nie stroił, ale czuł się z tym dobrze. Nawet włosów zbytnio nie układał, nie chcąc marnować czasu. Poza tym zawsze mówił o nich, że są "w artystycznym nieładzie". Przed salą luster zwolnił, gdy poczuł dziwne zdenerwowanie. O czym będą rozmawiać? Czy Namida już wie, że Finn z kimś jest? Bo Holender doskonale zdawał sobie sprawę, że Ślizgon jest z Simonem, kilkakrotnie nawet widział ich razem na korytarzu. Ale on spotykał się (na nowo) z Jimmym dopiero od ferii zimowych. To było świeże. Wszedł do sali, odsuwając na bok wszystkie dręczące go pytania. Co ma być to będzie. Z Namidą zawsze bawili się świetnie, czy to grając w karty, czy pijąc alkohol. -Cześć- powiedział, wchodząc do środka i posłał chłopakowi szeroki uśmiech, od ucha do ucha. Stanął nad nim, nie bardzo wiedząc co robić, toteż wciąż szczerzył się radośnie. -No, w końcu. Dawno cię nie widziałem.
Oj tak, tak, minęło spoooro czasu, odkąd widzieli się po raz ostatni. Kiedy zobaczył tę jego uśmiechniętą buzie, aż sam się roześmiał. Musiał przyznać, że Finn nie zmienił się za bardzo. Może tylko troszeczkę. Ale nadal był tak samo przystojny, jak go zapamiętał. - No heeej... Tak, dawno się nie widzieliśmy. Chodź no. - uklęknął na kanapie, sięgając dłonią i chwytając ciemnowłosego za kark, ściągając go nieco niżej, po czym cmoknął lekko kącik jego ust, od tak, na powitanie. To było fajne uczucie, takie zabawne mrowienie, zupełnie inne, niż kiedy całował Simona. Tamto było o wiele bardziej podchodzące pod romantyzm. To, co łączyło go z Puchonem było przecież ich osobistą zabawą, przyjacielską gierką. Rozsiadł się na nowo wygodnie na kanapie, sięgając po butelkę whisky, którą zostawił na podłodze obok. - Jestem zwarty i przygotowany. Słodkości ze sobą nie przyniosłem, ale mam nadzieje, że nie masz mi tego za złe. - odkręcił butelkę, na razie jednak nie pijąc z niej. Ten honor pozostawił przyjacielowi, podając mu butelkę.
Pochylił się, ułatwiając chłopakowi sprawę i oddał krótki pocałunek z nieco głupkowatym uśmiechem. O dziwo, wcale nie czuł się z tym źle. Przecież z Namidą łączyła go tez przyjaźń... na co dzień właśnie tak każdy ich odbierał; jako parę przyjaciół, która dobrze się razem bawi. I tak też było w rzeczywistości. Siadł koło chłopaka, biorąc od niego butelkę i pociągnął spory łyk. Z kieszeni spodni wyciągnął paczkę żelków, którą nosił przy sobie przecież zawsze, właśnie na takie okazje. -Zadbałem o wszystko- zaśmiał się i pomachał mu paczką przed nosem po czym otworzył ją szarpnięciem. Wyciągnął jednego misia żelkowego i uśmiechnął się lekko. -Otwórz buzię- powiedział i gdy chłopak się go posłuchał, wsunął mu go do ust. Potem sam wziął od razu kilka i rozsiadł się wygodniej, niemalże kładąc się na kanapie. Jedną ręką podparł się na oparciu za głową, a drugą zmierzwił włosy chłopakowi. -Co porabiałeś przez ten czas, gdy cię nie było?
No taaaaak, każdy z nich dbał o najważniejsze rzeczy. Przyjął żelkowatego misia, jednocześnie muskając wargami opuszek palca Finna. Sam nie wiedział dlaczego, ale takie "figlowanie" bawiło go i sprawiało mu pewnego rodzaju radość. To była taka odskocznia od dosyć poważnego życia z Simonem, które miał przez ostatni czas. Zaśmiał się, kiedy chłopak zmierzwił mu włosy, za co normalny człowiek zostałby skazany na natychmiastowe potraktowanie jakąś naprawdę brzydką klątwą. Ale z tym chłopakiem to była zupełnie inna sytuacja. - A wiesz... - przerwał na chwilę, żeby pociągnąć łyk z butelki. Poczuł palące uczucie w ustach, ale to było naprawdę dobre uczucie. - Wyjechałem do dziadków... Po-koncertowałem, pozaliczałem kilka dup... Bo wiesz, jak się jest dobrym, to Ci się sami do łóżka pchają, a co ja mogę, że jestem świetny. - nie zważając na to, aby kierować się skromnością, mówił co myślał. Noo, może właściwie nie było się czym chwalić...? - No, ale wróciłem. U mnie i u Simona wszystko w porządku, a dziękuję. Nadal narzeczony. - dodał, choć przecież Finn o to nie pytał. Ale pytanie o swój związek wolał załatwić krótko i zwięźle. No i właśnie. - I przepraszam, za taką nagłą wiadomość. Jakoś tak mnie naszło, że dawno się nie widzieliśmy, no a wypadałoby. No, a teraz powiedz mi, co u Ciebie?
-No tak, jak zwykle jesteś skromny- wypłacił mu lekkiego kuksańca w bok i zaśmiał się dźwięcznie. Namida był taki, odkąd Finn pamiętał. Ale czy nie to mu się właśnie w nim podobało? Ta jego niezachwiania pewność siebie, wiara, że może osiągnąć wszystko... Finn lubił takich ludzi, dlatego też miał takie, a nie inne kontakty z tym Ślizgonem. -Ale ja jestem najlepszy, prawda?- spytała, a usta mu lekko zadrgały. Wiedział, że pewnie nie jest jedynym w życiu Namidy, a z Simonem równać się nie może, ale mimo wszystko chciał wierzyć w jego zapewnienia, że lepszego "sekretnego kochanka" nie mógł sobie wybrać. Poza Simonem, oczywiście, ale to inna sprawa. Ich relacje było co najmniej dziwne, bo mimo iż każdy z nich wiedział, że to nieładnie, że tak nie wolno, że to złe i powinni to zakończyć, ale... Finn nie potrafił. -Jimmy wrócił- rzucił tylko, mając nadzieję, że to wystarczy. Opowiadał mu już o nim. O chłopaku, z którym był, a który potem po prostu go zostawił, uciekając bez słowa. Omal się nie popłakał, gdy mu o tym mówił. -Kompletnie się w tym wszystkim pogubiłem. Nie chcę znowu przez to przechodzić- wzruszył delikatnie ramionami i usiadł na kanapie bokiem. -Dziękuję. Za spotkanie, za alkohol...- dodał, śmiejąc sie cicho i sięgnął po butelkę, znowu biorąc łyk.
Aż się roześmiał, widząc te smutną minkę. Finn był naprawdę uroczym chłopakiem i właściwie nic mu nie brakowało. - Oh, oczywiście! Jesteś w pierwszej dwójce. - pogłaskał go lekko po policzku, samemu wydymając lekko usta, dosłownie rozczulony. A Namida... był po prostu szczery. Najważniejszy w jego życiu był Simon. Choć mieli gorsze chwile ostatnio, to nadal byli narzeczeństwem, Nami nadal nosił pierścionek, który od niego dostał tamtego wieczora, tego samego, którego zresztą stracił z nim cnotę. Był dla niego cholernie ważny. Ale jego przyjaźń z Finnem była prawie tak samo ważna. Przede wszystkim, mógł się rozluźnić. W tej chwili jego związek z Simonem stał nad przepaścią i nie dało się swobodnie żyć. - Oj... - syknął cicho, na wieść o Jimmym, bo od razu przyszło mu na myśl, że tamten chłopak potraktował Finna tak samo jak on Simona. Chociaż nie no, może Namiś był nieco gorszy, no ale sytuacja była podobna. Zastanowił się chwilę, nie będąc pewnym, co właściwie mógłby poradzić. - Może... na początek po prostu nie daj mu się za bardzo zbliżyć... bo, bo wiesz... Im... im mniej się kocha... tym mniej sie cierpi... Zapętlił się w tych prostych słowach niesamowicie, ale to dlatego, że mówienie o uczuciach nie przychodziło mu łatwo no i poza tym... czuł się dziwnie z myślą, że to samo mógłby powiedzieć Simonowi, a przecież braku miłości z jego strony by nie przeżył. Wyciągnął dłoń, sięgając nią do szyi puchona, delikatnie smyrając go opuszkami palców w kark. Naprawdę chciał dodać mu jakoś otuchy, żeby spili się w radosnych humorach, a nie z żalu czy czegoś podobnego.
Potarł czoło dłonią, wyraźnie zrezygnowany. Ta cała sytuacja była po prostu do kitu. Finn jednocześnie kochał i nienawidził Jimmy'ego, za to co mu zrobił. Nie mógł jednak odepchnąć go od siebie, nie miał nawet siły wzbraniać się przed tym, co do niego czuł. Przegrałby, to pewne. -Za późno. Mógłby znikać i pojawiać się milion razy, a ja i tak przyjmowałbym go z otwartymi ramionami- wymamrotał, opierając czoło na ramieniu Namidy. Uśmiechnął się pod nosem, czując jego dłoń na swoim karku. To było przyjemnie odprężające... Finn westchnął, przymykając oczy i wiercąc nosem dziurę w szyi chłopaka. -Dobra, koniec smęcenia- zarządził, podnosząc na niego spojrzenie ciemnych oczu. Podobno umiał nimi czarować, tak mówili, ale on sam jakoś w to wątpił. Były zwykłe, nijakie, pospolite i tyle. Jego matka miała takie same, identyczne. Pociągnął spory łyk alkoholu i gestem dłoni kazał zbliżyć się Ślizgonowi. Gdy drugi chłopak był wystarczająco blisko, młody Holender po prostu przycisnął usta do jego warg i w ten sposób podzielił się z nim napojem. Zaraz potem roześmiał się wesoło, posyłając przyjacielowi zadziorny uśmieszek. -Musimy wyskoczyć gdzieś razem. Do jakiegoś klubu, na coś słodkiego, cokolwiek- zaproponował, wciąż trzymając w dłoni butelkę. -Chcesz?- zapytał, po czym uniósł butelkę do góry, sam klękając na kanapie, tak by chłopak wysilił się trochę, chcąc ją zdobyć. Uwielbiał się z nim droczyć.
Pocieszanie kogokolwiek nie było jego mocną stroną. Wręcz można powiedzieć, że jest w tym beznadziejny. Już miał coś powiedzieć, kiedy Finn zaskoczył go tym mocno alkoholowym pocałunkiem. To było niesamowicie odurzające, ale przełknął cierpki alkohol, choć odrobina spłynęła mu z kącika ust po brodzie, co szybko starł dłonią, nadal nieco zszokowany wpatrując się w przyjaciela. I na co to obiecywać sobie samemu celibat, kiedy przychodzi taki jeden i wszystko psuje? Ale oczywiście Nami nie miał niiiic przeciwko. Nawet był jak najbardziej za. Teraz to zgodziłby się dosłownie na każdy pomysł, nawet żeby skoczyć z wieży astronomicznej lub mostu! Oczywiście z miotłą! Sam też uklęknął, i choć był wysoki, to nadal prawie 20 centymetrów niższy od Finna! Jedną ręką oparł się o jego ramię, drugą sięgnął do góry, starając się chwycić butelkę, co jednak nie było takie łatwe. Patrzył chłopakowi prosto w oczy, zastanawiając się, jakby mógł sobie ułatwić sprawę. - Chcęęę... - jęknął cicho, nadal próbując. Choć przecież mógłby po prostu wstać, prawda? Ale po co. Taka zabawa była o wiele ciekawsza.- Wyjść też możemy, czemu nie. Koniecznie na drinka i coś słodkiego. No i może na tańce, choć wiesz, że choć słuch muzyczny mam doskonały, to dwie lewe nogi... Przysunął się bardziej, muskając delikatnie ustami policzek ciemnowłosego, później przenosząc się na jego ucho, delikatnie liznął jego płatek. Próbował go jakoś rozproszyć, żeby sięgnąć sobie butelkę.
Nigdy jeszcze czegoś takiego nie próbował, ale podobało mu się to. Będzie musiał to kiedyś powtórzyć. Tymczasem... cholerny skurczybyk zaczął się z nim drażnić! Ładnie to tak? Ba, że nieładnie! I to w jaki sposób. Finn miał ochotę pacnąć go w łeb za coś takiego... No dobra, kłamię. -Ty...- mruknął, wyciągając dłoń z butelką jak najwyżej mógł. Namida był przy nim taki niski! -Kurdupelek z ciebie- parsknął, ale czując jego usta na swoim uchu- zamarł momentalnie. Ślizgon doskonale wiedział, jak go podejść i teraz niecnie to wykorzystywał. -Jeśli zaproponujesz mi coś w zamian, to może dam ci butelkę- powiedział łaskawie, z niby to poważną miną, choć tak naprawdę miał ochotę wybuchnąć śmiechem. No, niech Namida zna jego dobre serce. Pomińmy fakt, że alkohol przyniósł tu właśnie Ślizgon i teoretycznie... E tam, nieważne. Jednym ruchem pchnął go na kanapę, na której siedzieli i unieruchomił go, siadając na jego biodrach okrakiem. Przyglądał mu z góry, z lekko uniesionymi brwiami i ustami wygiętymi w nieco wrednym uśmiechu. No, co teraz zrobisz?- przemknęło mu przez myśl i położył jedną dłoń na ramieniu chłopaka, mocniej dociskając go do kanapy.
Oczy Finna były jeszcze ciemniejsze od jego własnych i były niesamowicie hipnotyzujące. Było to jednak widać tylko, jeśli patrzyło się w nie z bardzo bliska. Z takiej odległości, w jakiej teraz znajdował się Namida. Widać było każdą najmniejszą ciemniejszą i jaśniejszą plamkę na tęczówce. Widział swoje odbicie tak, jak w tych wszystkich otaczających ich lustrach. Zastanawiał się często, jak widzą go inni. Miał nadzieje, że tak, jak on sam siebie kreował. - Oh, niby jak miałbym cię... - zaczął, jednak nie skończył, gdyż zupełnie nagle zmienili pozycje, a Namida zlądował na plecach z Finnem na sobie. Całkiem... a nawet bardzo pobudzająca pozycja. Lubił ją, szczególnie lubił ją dlatego, że mimo, iż był "na dole" to nadal mógł dominować. Ręka przytrzymująca go za ramie wcale mu nie przeszkadzała. Dłonie nadal miał wolne i zamierzał ich użyć. Przez głowę przeszła mu mysl, że chyba wymyka mu się do spotkanie spod kontroli. Z jednej strony w jego głowie wciąż pojawiał się obraz skrzywdznego Simona, który jak zawsze wybacz mu zdradę, żeby mogli żyć sobie w spokoju. Z drugiej, naprawdę miał ochotę się zabawić. Pomyślał też szybko o tym, że Finn też teraz kogoś ma, ale... przecież był z nim nieszczęśliwy. Poza tym, obaj byli odpowiedzialni za tę sytuację. Dlatego teraz, zamiast przerwać, wyciągnął jedną dłoń opierając ją na klatce piersiowej chłopaka, drugą powoli przesunął w górę jego uda. - Naprawdę sądzisz, że to bezpieczne, żeby tak mnie prowokować? - spytał zaczepnie, cały czas patrząc puchonowi w oczy. Zastanawiał się, który z nich pierwszy odpadnie.
Nieszczęśliwy to złe słowo. Po prostu był troszkę... niepewny. Nie wiedział, czy z Jimmym mu się uda, czy znowu tamten go porzuci. Obiecał mu, że nie, a Finn chciał w to wierzyć. Jednocześnie w jego ramionach czuł nie niesamowicie bezpiecznie i gdy był z nim nie miał żadnych wątpliwości. Dopiero, gdy musieli się pożegnać nachodziły go dziwne myśli. Tak jak teraz... Będąc tak blisko Namidy powinien czuć wstyd, zażenowanie, przecież obiecał studentowi; żadnych tajemnic. Nie powinno go tu nawet być. Ale był szczęśliwy, co wyraźnie okazywał. Nie czuł skrępowania, żadnego strachu, czy lęku. Po prostu chciał się dobrze bawić, a z Namidą nie musiał się niczym przejmować. Nie mieli problemów, by się dogadać, jeden drugiemu nigdy nie robił o nic wyrzutów, bo zwyczajnie nie czuli się do tego upoważnieni. W końcu nie byli parą. -Powinienem przestać?- zapytał cicho, pochylając się nieco i chwytając między wargi koniuszek palca przyjaciela. Zassał go delikatnie i przygryzł, po czym liznął szybko. -Ty zacząłeś. Masz bezczelnie przystojną buźkę- uśmiechnął się lekko, po czym ostrożnie przechylił butelkę, wylewając nieco zawartości do ust Namidy. To zaś co ściekło miał zamiar usunąć przy pomocy języka i ust, ale poczeka jeszcze chwilkę. Odstawił butelkę na ziemię i pochylił się nad Ślizgonem. Wczepił palce w ciemne włosy chłopaka i przeczesał je kilkakrotnie, zanim zaczął usuwać resztki alkoholu; całował go po policzkach, po szyi i od czasu do czasu pomagał sobie językiem, z cichym śmiechem.
Ah, Namida zawsze był taki łasy na komplementy... Miłe słówko na temat jego wyglądu czy talentu i już jest twój! No, oczywiście jeśli osoba komplementująca jest niczego sobie. A Finnowi nigdy nie miał nic do zarzucenia, wręcz przeciwnie. Normalnie, gdyby nie ich "przyjaźń" pewnie wściekałby się, że podkrada mu fanki, ale na szczęście łączyło ich znacznie więcej, niżby miało dzielić. - Ależ skąd. Nie przestawaj ani na moment, inaczej się śmiertelnie obrażę. - powiedział całkiem poważnym głosem, chociaż jego usta zdobił uśmiech. Tego akurat nie mógł powstrzymać. Z połykaniem nie miał problemów, szczególnie jeśli chodziło o alkohol i... inne rzeczy. Troszkę jednak oczywiście mu umknęło, co Finn w jakże cudny sposób naprawił. Namida sprawnie i szybko zdjął z siebie kurtkę która krępowała jego ruchy. Przesunął dłońmi po ramionach chłopaka, samemu śmiejąc się cicho pod nosem. Takie słodkie pieszczoty były bardzo rozluźniające. Ślizgon umieścił swoje dłonie na biodrach Finna, delikatnie naciskając na lekko wystające kości biodrowe, masując je. Musiał przyznać, że... Puchon był naprawdę rozeznany w tym, co powinien robić, aby sprawić przyjemność.
Też byłby zazdrosny o Namidę, ale... no właśnie. Sam lubił otaczać się wianuszkiem adoratorek, o co Jimmy zawsze miał pretensje. A najbardziej był zazdrosny o Corin, najlepszą przyjaciółkę Finna, do której Holender też czuł jakiś dziwny pociąg. Dlatego tak lubił spotykać się z Namidą. Ślizgon nie robił o nic wyrzutów, nie zadawał pytań i po prostu słuchał. Cudownie było móc znów się z nim powygłupiać. -Nie mogę na to pozwolić- powiedział ze śmiechem, całując go w szyję. Nie zostawił tam jednak malinki, nie chcąc sprawiać mu kłopotów. Znajdzie sobie jakieś inne miejsce, gdzie zostawi jakiś mały ślad po sobie. Do następnego spotkania. -Jesteś słodki- zamruczał cicho i przesunął dłoń na plecy chłopaka, unosząc go nieznacznie. Palce przesunęły się po kręgosłupie chłopaka, zaczynając wygrywać na nim sobie tylko znaną melodię. Robił tak kilkakrotnie; wspinał się na górę i znów w dół, jakby chcąc się z nim trochę podroczyć. Namida był taki drobny i Finnowi wydawało się, że może go zmiażdżyć jednym ruchem. Wiedział jednak, że wcale tak nie jest. Na chwilę odsunął się od Ślizgona, by zdjąć z siebie pospiesznie bluzę. Rzucił ją byle gdzie na podłogę, nie bardzo się teraz nią przejmując. Znowu pochylił się nad chłopakiem, tym razem poświęcając uwagę jego ustom. Pocałował go długo, zachłannie, tak jak już dawno nie miał okazji. Stęsknił się, no, po prostu.
Są różne rodzaje zdrady. Ta prawdziwa i ta... nie prawdziwa. Ta druga ma to do siebie, że, jak to mawiają, "to tylko seks". Żadnych uczuć, żadnej miłości, tylko zaspokajanie fizycznej potrzeby bliskości. Ta pierwsze, oczywiście, już pełnowartościowa zdrada, kiedy przestaję się kochać osobę A, a zaczyna osobę B. Zagmatwane, ale prawdziwe, i Namida dobrze o tym wiedział. Ciężko mu było jednak zakwalifikować w to wszystko siebie. Zdradzał Simona, to fakt, ale nigdy nie przestał go kochać. Szczególnie te skoki w bok pod czas jego pobytu poza Hogwartem przez ostatnie dwa miesiące były czysto na zasadzie "numerku na jeden wieczór", bo nawet nie "na noc". Jednak to, co łączyło jego i Finna było... co najmniej dziwne. Nie było między nimi miłości, tylko zabawa. A jednak Nami wiedział, że gdyby mieli zaprzestać tych swoich gierek, byłby bardzo zawiedziony, tęskniłby nawet! Plecy ślizgona były bardzo wrażliwym miejsce, prawie tak samo, jak szyja i kark. Lubił być tak dotykany, jednak to ograniczało się jedynie do kilku osób. W tym to tegoż oto chłopaka, który tak cudnie całował. W pewne chwili jednak oderwał się od jego ust, upadając z powrotem na plecy i patrząc na niego z dołu. Przez myśl przeszło mu, że wygląda z tej perspektywy naprawdę pociągająco. - Byłeś kiedyś w trójkącie? Ostatnio myślałem o tym sporo i szukałem osoby, która mogła by na to pójść. Nie, żeby to Ci miało ubliżać, wręcz przeciwnie, ale wydajesz się świetnym kandydatem. Oj tak, mówił całkiem poważnie. No i był pewien, że Simon by się jak najbardziej mógł na to zgodzić, bo w końcu go kocha i spełni jego zachcianki. Przynajmniej Namida miał taką nadzieje, choć ostatnio w jego głowie pojawiały się co raz to inne pomysły i zastanawiał się, po którym jego narzeczony stwierdzi, że ma dość.
Parsknął wprost w jego usta, do których znowu na chwilę przywarł. Słowa Namidy wyraźnie go rozbawiły i nie zamierzał tego nawet ukrywać. Trójkąt? No co wy... Jednak, gdy Ślizgon się nie roześmiał, Finn zmarszczył delikatnie brwi, po czym oparł się na łokciu, obok głowy Namidy. -Ty na poważnie?- spytał, równie poważnie co chłopak. Cholera... on nie lubił się dzielić, przynajmniej nie tak... wprost. -Myślisz, że Simon się na to zgodzi? Przecież on wciąż myśli, że tylko się kolegujemy- wykonał coś na kształt wzruszenia ramion i zaczął bawić się włosami chłopaka, nawijając je sobie na palec. Wątpił, by Namida powiedział o tym Simonowi, zważywszy, że "spotykali" się od jakiegoś czasu. Ich gierki to nie była jednorazowa przygoda, a to boli znacznie bardziej niż numerek na jedną noc. On sam też nie powiedział Jimmy'emu o Namidzie. Wtedy to byłby koniec. A Finn i Namida przy okazji by zginęli z rąk tancerza. Ale nic nie mógł poradzić, że coś ciągnęło go do Namidy. Lubił ten dreszcz adrenaliny, który towarzyszył ich spotkaniom i uczucie chorego podniecenia, kiedy rozwijał liścik od Ślizgona. -Ty naprawdę jestem kopnięty- zaśmiał się cicho i przytulił się do niego, kładąc się na chłopaku całym ciężarem swego (raczej drobnego) ciała. Objął go mocno i schował twarz w jego włosach, nie przestając się śmiać. -Już widzę, jak tarzamy się we trójkę na łóżku i gryziemy się wzajemnie. Nie myśl aż tyle- dodał, uśmiechając się lekko i podnosząc powoli, by móc spojrzeć na niego. Cmoknął go w czubek głowy i przesunął ręką po jego torsie.
Trochę go uraziło to, ze Finn nie wziął go na poważnie. No bo przecież mówił serio! No i proponował mu całkiem miły sposób spędzenia wolnego czasu. - Ojj taaaaam... - jęknął zrezygnowany, obejmując luźno ramieniem Finna. Nosz poczuł się niemalże odrzucony! - Jeszcze będziesz mi się pchał do łóżka, jak już będę sławną gwiazdą rocka. - prychnął, choć z uśmiechem przyjął cmoknięcie. Puchon bywał czasami naprawdę uroczy, jednocześnie w taki seksowny sposób. Lubił, kiedy ktoś się nim tak interesował. - A Simon by się zgodził. - powiedział, patrząc się w bok, obserwując ich odbicie w lustrze. Po chwili namysłu stwierdził, że jednak chyba przyprowadzi tu kiedyś swojego narzeczonego. - Gnojek ze mnie, że to wykorzystuje w taki sposób, ale on chyba naprawdę kocha mnie tak, że ma gdzieś to, że go zdradzam. - westchnął, czując, że zaczyna go nachodzić chęć na wygadanie się, ale jednocześnie nie chciał przerywać zabawy. To też gdy mówił, przesunął dłoń po plecach Finna w dół, zręcznie dostając się pod materiał koszulki, delikatnie masując jego lędźwie. - Ale co ja na to mogę... To jest coś takiego, nie do opisania uczucie po prostu...
-Oczywiście. A wtedy będę jednym z tych napalonych fanów, całych milionów- uśmiech nie schodził mu z twarzy. Przecież to nie jest niemożliwe. Namida miał wielki talent, przynajmniej w mniemaniu Finna, dla którego nawet uderzanie o tambur jest czymś na miarę Oscara. Kilka razy miał okazję sam przekonać się o talencie Ślizgona i... po prostu był świetny. Wierzył w chłopaka z całych sił i wróżył mu świetlaną przyszłość; w końcu taki talent nie ma prawa się zmarnować, prawda? Finn umiał jedynie jeździć na deskorolce, co wychodziło mu całkiem nieźle. W któreś wakacje próbował nauczyć jeździć swoją przyjaciółkę, ale z marnym skutkiem. Jak widać nie był dobrym nauczycielem. Za to był mistrzem w zjadaniu słodyczy. Jeśli już je namierzył znikały w przeciągu kilku chwil. -Z Jimmym jest zupełnie inaczej...- westchnął, jakby zmęczony rozmową o nim. To nie tak, że nie kochał tancerza... kochał, ale... no właśnie, zawsze było jakieś "ale". -Pomyślę, dam ci znać- stwierdził po chwili namysłu i zadrżał, czując na plecach palce Namidy. Sam także wsunął dłoń pod koszulkę chłopaka, gładząc jego nagi, delikatnie umięśniony brzuch. Niby to przypadkiem zahaczał od czasu do czasu o jego sutki i naciskał na nie delikatnie. W końcu znów przywarł ustami do jasnej skóry na jego szyi, a po chwili podciągnął koszulkę wyżej, pod brodę Ślizgona, ustami zjeżdżając niżej; na obojczyki, pierś, brzuch...
Ah, Namida już mógł to sobie wyobrazić... On, na scenie, drący jape do mikrofonu i zapieprzający na swojej gitarze, gdzieś obok Simon, którego całuje namiętnie ku uciesze fanów i fanek. A po koncercie ostro zakrapiana impreza na backstage'u, gdzie w przybocznej toalecie najpierw przeleci swojego narzeczonego, a później jakiegoś szczęśliwego fana... Lub w odwrotnej kolejności, to zależy. - Ty dostaniesz stałą wejściówkę na każde afterparty. - powiedział bez zastanowienia, z cichym pomrukiem, niczym kocur, przyjmując pieszczoty. - Wiesz... chętnie spotkałbym się z nim twarzą w twarz... Ale nie chcę robić Tobie problemów. - dodał szybko, wolną dłonią odsuwając z czoła Finna kilka ciemnych kosmyków, które zaraz wróciły na swoje miejsce. Było to czystym faktem, on mógł (no, może prawie bez obaw) przyznać się swojemu chłopakowi, ale wiedząc, jaki Jimmy jest strasznie zazdrosny, wolał nie ryzykować szczęścia swojego przyjaciela. On sam się nie martwił, znał kilka zaklęć obronnych i atakujących, a i pięści umiał użyć. Ciało ślizgona napięło się jak struna, kiedy poczuł, że Finn stanowczo "przechodzi do rzeczy". Pozwolił sobie nawet na głośniejsze westchnienie, bo już sam pocałunek nieźle go napalił i nie mógł oprzeć się wrażeniu, że zachodzą dalej, niż kiedykolwiek. Może to też dlatego, że obaj byli w stałych związkach, to i napięcie rosło. Nie wiele myśląc, bo i po co, zarzucił nogę na biodro puchona, przyciskając go do siebie bardziej, jednocześnie lekko zadrapując skórę na dole pleców. Wiedział, że nie mógł zostawić po sobie śladów, które jego chłopak mógłby zauważyć, jednak to była jego specjalność i trudno było się opanować.