C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Nie wiedział co się dzieje, bowiem stał pod drzwiami Billie, czekając aż ta się ubierze. I pewnie dalej by tak stał, gdyby nie ten cały rumor, który stworzyli jego kuzyni postanawiając zamienić schody w miejsce po którym można się turlać. I bić się. Oczywiście przegapił ten fantastyczny moment, kiedy Eli wisiał na Cassiusie, ale kiedy tylko usłyszał coś więcej niż normalne odgłosy ekscytacji przeprosił swoją kuzynkę przez drzwi i pobiegł zobaczyć co się dzieje. Prawie złapał się za głowę, kiedy pojawił się przy schodach, na których odgrywała się ta cała scena. Nie wiedział co ma zrobić, bowiem wchodzenie między dwójkę swoich kuzynów nie wchodziło w grę, a przyglądanie się temu wszystkiemu także mu się nie uśmiechało. Na szczęście chwilę potem pojawiła się Éléonore, która była od niego trochę starsza, fajniejsza i bardzo, bardzo ładna. Zawsze ją podziwiał, nawet jeżeli nie mówił o tym głośno. Niestety, nawet ona nie potrafiła rozdzielić tych dwóch małych skrzatów, więc Gabriel bohatersko zaczął jej pomagać, - wszedł między nich jak rasowy mediator, nadstawiając pierś w stronę Cassiusa. Bardziej ufał, że Elijah nie zaatakuje jego pleców, niżby miał to zrobić Cass. Ten drugi nigdy nie pałał do niego jakimś szczególnym uczuciem. Miał tylko nadzieję, że Elio zdążył stanąć na nogi i podciągnąć opuszczone do kostek spodnie. - Przestańcie! - Powiedział na tyle poważnym tonem, na ile potrafił. Miał nadzieję, że to na serio pomoże. I wtedy pojawiła się Elaine, na której widok zmiękło mu serce tak bardzo, że odsunął się od dwójki kuzynów i zaraz do niej doskoczył. - Iskierko... - warga mu zadrżała, bowiem nie mógł patrzeć jak ta urocza dziewczynka, jego kuzynka, płacze. Od razu udzielał mu się jej nastrój. - To nie twoja wina, wiesz jacy oni są. Głupi. Bardzo głupi. - Powiedział śmiertelnie poważnie. - Nie idź do wujka, choć do mnie. - Postanowił uratować kruszynkę i wziąć ją w swoje ramiona, chociaż robił to bardzo rzadko. Poczekał, czy ta zechce się do niego przytulić i jeżeli to zrobiła pogłaskał ją po plecach, żeby uspokoić jej myśli. - Chodźcie zobaczyć prezenty! Na pewno będą super! - Chciał rozładować atmosferę już kompletnie, więc uznał, że nie będzie kontynuował tematu bójki, tylko pociągnie kogo się da pod poturbowane świąteczne drzewko.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Udawał, że nie słyszy starszej siostry, która kazała mu puścić kuzyna. Miał ją w nosie, wszystko miał teraz w nosie, liczyło się tylko to jak bardzo zły był na Cassiusa i jak wielką miał potrzebę rozładowania własnych emocji. Zignorowałby ją nawet gdyby jej głos nie był tak zabawnie piskliwy. Kiedy Cass wrzasnął na jego siostrę, miał ochotę uderzyć go z całej siły i tym razem prawdopodobnie nie unikałby celowania w twarz, ale, cóż, nie przewidział, że zostanie popchnięty. Pierwszy raz przerwał jego niecne plany, a drugi zupełnie zrzucił go z kuzyna, sprawiając, że boleśnie obił sobie tyłek o twardą podłogę. Nie był przygotowany na to, by łapać spodnie, a pacnięcie w głowę dodatkowo go rozkojarzyło. Można śmiało powiedzieć, że Cassius zdejmując mu dół od piżamy, odsłonił jego piłeczki, miał bowiem na sobie swoje ulubione majtki w złote znicze machające energicznie maleńkimi skrzydełkami. Jakby nie dość mu było czerwieni, jego twarz z każdą kolejną sekundą coraz bardziej upodabniała się do pomidora. W oczach po raz kolejny stanęły mu łzy, tym razem nie z bólu, a z wstydu i zwykłej dziecięcej bezsilności. Elaine była cała zapłakana, Éléonore się na nich zdenerwowała, a on użerał się z Cassiusem i tracił na niego swój czas. I na domiar złego ewidentnie przegrał tę bójkę, nawet jeśli zdążył „porządnie” mu przyłożyć. Kiedy pojawił się Gabriel i odgrodził go od złośliwego kuzyna, Eli ociężale zebrał się z ziemi, wciągając spodnie na swoje miejsce. Cała energia, jaka towarzyszyła mu od momentu pobudki zupełnie z niego wyparowała. Słyszał przekonanie w głosie Elaine, ale zupełnie nie wierzył, że Cassius miałby bać się mu o czymkolwiek powiedzieć. Przecież właśnie zdjął z niego spodnie przy całej rodzinie! Na pewno zrobił to celowo. Dlaczego jego siostra zawsze musiała być na to taka ślepa?! Jako że pocieszaniem jego bliźniaczki zajął się Gabriel, Elijah bez zastanowienia dopadł do Éléonore, która była od niego dużo wyższa i wtulił się w jej miękki sweter, prawdopodobnie z nadmiaru emocji wycierając w niego kilka łez.
Cassius Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Niewielkie blizny łobuza weterana, dość często ma ślady farby na dłoniach. Na lewej dłoni nosi prostą i cienką złotą obrączkę.
Po tym wszystkim skoro już się to wydarzyło chciałby czuć satysfakcję, naprawdę. Wszystko to co dziś uczynił nie było jednak czystą potrzebą zrobienia komukolwiek na złość. Na napad fizyczny Cassius odpowiadał wyłącznie tym samym. Kiedy jego kuzyn dopadł go na miotle, nie wyobrażał sobie innego scenariusza jak obwinić go za to wszystko. Za płaczącą Elaine i tracącą do nich siły Éléonore, za Caelestine, która chociaż taka malutka od razu spróbowała pocieszyć ranną. Nie powinno tak być. I nawet widok odsłoniętych piłeczek wcale nic tutaj nie poradził. Elio stał się czerwony i uciekł, wcześniej „obroniony” przez swojego kuzyna, którego Cass jedynie zmierzył milczącym spojrzeniem, życzącym mu rychłego wypadku na schodach. - No pewnie, że wszystko moją winą. Mógł uwiesić nam się na miotle razem z Gabrysiem. - Burknął, krzyżując ramiona tak, jak tylko buńczuczny dziesięciolatek potrafił, jednocześnie krzywiąc się jakby ktoś kazał przełknąć mu całą wielką łyżkę syropu na kaszel. I chociaż chciał zgrywać buntownika, widać było po nim, że zbiera mu się na łzy. Zaciskał szczęki tak mocno, że tylko dzięki temu nie było widać, iż cały drży. Cofnął się, rzucając okiem na poturbowaną choinkę, ale nie zajmował się nią zbyt długo. Po prostu przesunął po niej spojrzeniem jak gdyby zielone igły i prezenty nigdy go nie interesowały. Zamiast tego podszedł do dziewczyn skupionych wokół Elaine. - Przepraszam - wyszeptał przy nich, patrząc z przerażeniem na poranioną rękę kuzynki. Nie dotykał jej, zanadto obawiając się, że zrobi jej krzywdę. Objął ją tylko spojrzeniem. Tylko im trzem dał dostrzec, że oczy szklą mu się od szczerych łez, ale szybkie mruganie zdradziło, że wcale nie zrobił tego specjalnie. Cierpiał w duchu i tak miało pozostać. Musnął przelotnie głowę Elaine, żeby po kilku sekundach wtulić palce w dłonie Chloe i Caelestine. Potrzebował znaleźć się blisko nich chociaż na tę jedną chwilę. Nabranie dystansu nigdy nie przychodziło mu łatwo, zwłaszcza w takich sytuacjach kiedy tak naprawdę czuł się winny aż w połowie.
Wszystko działo się tak szybko. Éléonore ich opuściła, dobiegając do chłopaków, którzy z boku chyba zaczynali robić jeszcze gorsze rzeczy niż tylko rzucać w siebie wyzwiskami. Elaine płakała, potem przestała płakać, a potem porwała i ją i Chloe, które z taką zaciekłością próbowały ją uspokoić, w stronę największego zgiełku. Mała Cysia nie zawsze rozumiała swoje starsze kuzynowstwo. Stała z boku, zostawiona przy Chloe, dlatego podeszła do niej, chwytając ją za rękaw piżamy i przytulając się do jej ramienia, w połowie schowała się za jej ciałem, mimo, że jej starsza siostra była przecież ledwie rok starsza od niej. Obserwowała wszystko zza jej pleców, z bezpiecznego dystansu, odgrodzona od całego rozgardiaszu ciałem siostrzyczki. Jeśli Elaine miała siły rozdzielać chłopców, to ta ręka może tylko wyglądała tak strasznie, a wcale strasznie z nią nie było. Caelestine, już w wieku sześciu lat, doszla do wniosku, że musi być coś ważnego w byciu w centrum uwagi, skoro Swansea tak zaciekle o nią walczyli. Między sobą. W święta. W rodzinie. Najpierw wygrywali Cassius z Elijahem. Potem Ela. Éléonore, która chciała zaprowadzić porządek. Gabriel. A Cysia patrzyła na to wszystko ze smutkiem, bo chyba zamiast się wszyscy na siebie wydzierać, powinni porozmawiać normalnie. Inaczej uspokoić chłopców. Zamiast walczyć o to, kto głośniej krzyknie. O tą uwagę chyba właśnie. Swansea chyba mieli w genach wpisaną nutę konkurencji, o której jako dzieci jeszcze nie wiedzieli. Caeleste natomiast odechciało się świąt i otwierania prezentów. Spuściła smutno głowę, opierając policzek o siostrzane ramię. Dopiero kiedy Cassius przeprosił za swoje zachowanie, oddalając się od Elaine i Elijaha, odsunęła się i w trakcie kiedy brat chwycił dlonie sióstr, przytuliła się do jego brzucha, bo taka była między nimi różnica wzrostu, że tylko tam mogła. Następnie wspinając się na palce spojrzała z wymuszoną wesołością w jego smutne oczy i podniosła obie ręce w górę, żeby pacnąć go po policzkach, mrużąc przy tym śmiesznie nos w oczekiwaniu na to, czy poczuł się pocieszony.
Tego wszystkiego było za wiele. Dwunastoletnia dziewczynka nie była w stanie jednocześnie ogarnąć poturbowanej młodszej siostry i dwójki rebeliantów kotłujących się pod schodami. Było jej tak strasznie żal Iskierki. Miała ogromne wyrzuty sumienia, że nie zajęła się nią od razu, ale ci dwaj tak strasznie wrzeszczeli... Aż dziw brał, że jeszcze nikt z dorosłych nie wparował, by zaprowadzić pokój. Naprawdę była w kropce. Nie wiedziała, jak rozdzielić Eliego i Cassa, by samej nie wpaść omyłkowo pomiędzy nich. Z pewnością dostałaby rykoszetem. Wystarczy już poszkodowanych na dzisiaj. Już otwierała usta, by odpowiedzieć coś elokwentnego młodszemu kuzynowi, ale wtedy on dopadł do piżamy jej brata. Tego się po nim nie spodziewała. Zamarła w swojej pozie z na wpół-otwartą buzią, wybałuszając oczy. - Cassius! - wykrzyknęła, nie mogąc odwrócić wzroku od biednego, obnażonego Elijaha. W innych okolicznościach zapewne wybuchnęłaby śmiechem na widok majtek brata. Ale nie teraz. Nadal myślała o pozostawionej pod choinką Elaine, w dodatku z odłamkami szkła w rączkach. Czuła, że na jej twarz wpełza ogromniasty, rubinowy burak... Wolałaby tego nie widzieć. Jednak co się zobaczyło, to się nie odzobaczy... Czy w przyszłości objawi się jej to jako bogin? - Uspokójcie się, proszę - zebrała w sobie resztki opanowania, otarła oczy z napływających łez i zwróciła się do chłopców odrobinę spokojniejszym tonem. Pomogła jej w tym obecność Gabrysia, który mimo swojego młodego wieku, wykazał się dużą dozą rezolutności - Musimy pomóc Isk... - i wtedy usłyszała głosik siostry tuż za swoimi plecami. Dzielna dziewczynka! Zamiast płakać, przydreptała pomóc Éléonore. W czasie, kiedy dziewczynka tłumaczyła przebieg wydarzeń, Élé starała się ocenić, czy poradzi sobie sama z opatrzeniem ran Eli. Bardzo nie chciała wołać rodziców, ale chyba będzie do tego zmuszona... Pogodziła się już z wizją szlabanu, istniał jeszcze cień szansy, że w Święta nie będą się na nią długo gniewać. - Kwiatuszku, to nie Twoja wina - powiedziała łagodnym głosem - Tak, wracajmy do salonu - wyraziła aprobatę na pomysł Gabriela. Im dłużej stoją całą zgrają przy schodach, tym większe prawdopodobieństwo, że zaraz ktoś z dorosłych połapie się w tym, co się stało. Przytuliła do siebie Elijaha, który w tym samym momencie wycierał swoje smarki w jej ulubiony sweter. Cóż, wybaczy mu to tym razem. - Pomóżcie mi posprzątać ten bałagan - skierowała te słowa do wszystkich i spojrzała wymownie na choinkę, wokół której roiło się teraz od potłuczonych bombek. Miała cichą nadzieję, że sytuacja jest już opanowana. Czekało ją tylko najtrudniejsze: opatrzenie Elaine. Och, jak bardzo przydałby się teraz Rafiki...
Nie zdążyła odpowiedzieć na propozycję otwierania prezentów, bo znów dało się słyszeć wrzaski. Chloé zmarszczyła brwi i poczuła złość, bo znowu coś im przeszkodziło! Mogliby już przestać, ci nieznośni chłopcy! Ile można się kłócić, jeszcze w święta, kiedy prezenty czekają pod choinką! Zgodziła się z Elaine, że trzeba iść i skrzyczeć ich znowu, skoro nie chcą słuchać Élé! Głupki! Jednocześnie była bardzo dumna z kuzynki, że mimo bólu podniosła się i ruszyła na pomoc. Nie omieszkała jej tego powiedzieć. Trafiły akurat na moment, jak Cassius zdjął spodnie Eliemu. Chloé stłumiła śmiech, bo mimo dramatyzmu tej sytuacji, żart Cassa wydał jej się niesamowicie zabawny. Jednak Elijahowi raczej do śmiechu nie było. Élé przywołała ich znowu do porządku, och, nawet Gabryś zdążył zdenerwować się na chłopców i rozdzielić ich. Jednak wszystko to przestało już śmieszyć Chloé. Elaine brała winę na siebie i znowu zalała się łzami, Gabriel i Éléonore próbowali ją pocieszyć. W oczach Eliego Chloé zobaczyła łzy, kiedy podbiegł do swojej starszej siostry, szukając pocieszenia. Zrobiło jej się ich wszystkich szkoda. Uścisnęła rączkę Cesi i odwróciła się do niej, tuląc mocno do siebie. Zrobiło jej się przykro, że mimo że wszyscy się tak kochają, to robią sobie na złość i taka sytuacja zaistniała. Najbardziej jednak uderzył ją fakt, że zauważyła łzy w oczach Cassiusa. Jej kochany braciszek! Przeprosił i według Chloé teraz wszystko będzie dobrze! Splotła swoje palce z jego, po drugiej stronie tuliła się do niego Cesia. Chloé ścisnęła jego dłoń i przytuliła się do boku brata. Stanęła na palcach i szepnęła mu do ucha tak, żeby tylko on słyszał: - I tak jesteś najlepszym najstarszym bratem na świecie! - zachichotała wesoło, bo atmosfera zaczęła się powoli rozluźniać. Padło znowu słowo "prezenty" i Chloé już prawie zapomniała, co się przed chwilą wydarzyło. - Chodźmy! - zarządziła i nadal trzymając dłoń brata, skierowała się w stronę choinki. Poturbowana czy nie, nadal robiła wrażenie, zwłaszcza pękate pakunki tuż pod nią. Opanowała chęć podbiegnięcia prosto do tego, który nosił jej imię. Stwierdziła, że nie może dokładać Élé więcej kłopotów i postanowiła pomóc jej sprzątać. Zniknęła na chwilę z salonu, aby zaraz wrócić z miotłą. Szczotka była dla niej trochę za duża, ale mimo to dzielnie próbowała zrobić kupkę (nie, nie taką!) z potłuczonych bombek. - Cesiu, uważaj, żebyś nie wdepnęła stópką w odłamki - powiedziała z troską, czując się teraz bardzo dorosło! - Och! Ta jest cała! - zawołała, dostrzegając nienaruszoną bomkę na podłodze. Schyliła się po nią, puszczając jednocześnie miotłę, która z głośnym łoskotem uderzyła o podłogę. - Ups - powiedziała beztrosko i z bombką w ręku podbiegła do Eliego. - Chcesz powiesić? - zapytała wesoło. Dziecięca logika Chloé mówiła jej, że ubieranie choinki jest fascynującym zajęciem i na pewno pocieszy kuzyna.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Duże niebieskie oczy wpatrywały się w Gabrysia. - Są głupi czasami, ale ich kocham. - wydęła usta w mimicznym proteście, ale nie odmówiła przytuleniu. Kimże byłaby, aby temu odmówić? Doceniała każdy nawet, jeśli otrzymywała ich milion albo sporadycznie - jak to w przypadku Gabrysia. Odsuwała od siebie dłoń jak najdalej, aby tylko nie patrzeć. Bolało, ale już nie tak bardzo, bo wbrew pozorom rana nie była jakoś poważna. Wystarczyłoby oczyścić rączkę i po sprawie, ale z racji, że działo się naprawdę dużo, nie była w stanie aż tak się na tym skoncentrować. Dziwne, że nie zwabili jeszcze tutaj rodziców tym rumorem i aferą. Gdy podszedł Cassius, popatrzyła na niego z wilgotnymi od łez rzęsami. Sam fakt, że widziała w jego oczach coś podobnego sprawił, że chciała i jego utulić. Nie zrobiła tego jednak zważywszy, iż Chloé i Caelestine się "zajęły" swoim bratem, a ona... cóż, powinna zająć się własnym. Éléonore odciągnęła uwagę wszystkich od zamieszania i co lepsze, próbowała zmobilizować armię młodych do współpracy. Gdy Gabryś wspomniał o prezentach, pociągnęła jeszcze nosem ale się uśmiechnęła. - A potem otworzymy prezenty, Élé? - zapytała z nadzieją w głosie, wciąż przytulona policzkiem do ramienia Gabrysia. Widząc jednak wzrok brata, oderwała się od kuzyna i popatrzyła mu w oczy. - Zobaczymy kto dostanie rózgę! - otarła powiekę i wyciągnęła lewą rękę do Elijaha, by do niej podszedł i był cały czas. Ledwie dotknęła jego palców, a jej czerwono-różowe włosy zaczęły wracać jako tako do swojej pierwotnej barwy. Niestety kosztem wzrostu, bo się skurczyła o dwa centymetry, a końcówki jej uszu przemalowały się na fioletowo i przy końcówkach zrobiły się trochę szpiczaste niczym u elfa, o czym jeszcze nie wiedziała. Pokazała obolałą rękę bratu i spuściła głowę. - Jak mama się dowie, że mnie boli to będzie zła. - wydukała cicho do bliźniaka, bo wiedział przecież jak bardzo zależało jej na aprobacie mamy. - Pomożesz mi otworzyć prezenty? Ale Élé kazała sprzątać... - jęknęła, bo porządków nie lubiła mimo, iż to przez nią zrobił się taki bałagan. Taktownie nie wracała do tematu miotły, byleby nie prowokować wszystkich do kolejnej kłótni. Gdy podbiegła Chloe, już się uśmiechała do niej mimo, że nie chciała teraz oddawać Elijaha.
Nie spodziewał się takiego obrotu spraw, a chyba powinien. Mieszkanie z rodzeństwem i kuzynostwem przyzwyczaiło go do takich akcji, ale mimo wszystko miał nadzieję, że chociaż święta będą spokojne. Chociaż słowo "spokojne" w rezydencji Swansea nie miało chyba racji bytu, a Gabrielowi to zwykle nie przeszkadzało. Nie mógł się jednak oprzeć wrażeniu, że to wszystko jest strasznie męczące. Cały ten harmider i zgiełk, którego nie można było zastopować nawet przy takich okazjach jak święta. Kogo by to nie męczyło? On zazwyczaj starał się być cicho i zachowywać się tak, żeby nikt nie mógł mu zarzucić nieposłuszeństwa. Nie przepadał za głośnymi akcjami, wolał przyglądać się swoim kuzynom, ale mimo wszystko nie odstępował ich na krok. Jeżeli oni skakali przez płoty to on też musiał, jeżeli oni wyrzucali gnomy z ogródka, to zapewne Gabriel pomagał łapać te niesforne stworzonka swojej kuzynce. Niemniej jednak mimo młodego wieku męczyło go to, że nawet taki poranek musiał być zniszczony. Nic dziwnego, że postawił się za Eliją, który zawsze był tym "fajniejszym" kuzynem, którego lubił i podziwiał. Młody metamorfomag był dla niego bliższy niż brat, a jego siostra bliźniaczka była jego Iskierką, o której nie można było powiedzieć żadnego złego słowa. Cassius za to to był głupek. Totalny głupol. Nie chcąc upokarzać Elio jeszcze bardziej solidarnie nie skomentował jego piłeczek, po prostu zajmując się pocieszaniem Elaine. Z jego oczu można było wyczytać jakieś resztki powracającego respektu do Cassiusa, kiedy ten przyszedł przeprosić ich wspólną kuzynkę. - Wiesz co Cass, nie zawsze jesteś takim głupolem. - Stwierdził, odsuwając się od Iskierki, żeby sięgnąć po pierwszy prezent, który leżał pod choinką. - To co, otwieramy?
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Był przebrzydłym tchórzem. Miał też dziewięć lat, co właściwie w obecnej sytuacji wiele wyjaśniało. Schował się w ramionach starszej siostry i starał się udawać, że są szersze i pachną mamą, bo tak naprawdę to jej pocieszenia najbardziej teraz potrzebował. Buzię całą miał czerwoną ze wstydu, co odbijało się też na włosach, które ze wściekłej czerwieni zmieniły kolor na pomarańcz, nieubłaganie zmierzając ku żółci, która była dla niego typową barwą odpowiadającą tej emocji. Usilnie starał się nie pokazać wszystkim członkom rodziny co czuje, ale nie potrafił tego powstrzymać, a co najwyżej spowolnić. To wystarczyło, jak się miało za moment okazać. Najgorszy w tym wszystkim był fakt, że Cassius – ta okropna małpa – miał rację. To on uczepił się tej miotły jak kretyn, z jego winy Iskierka wylądowała na choince; to on sprowokował Cassiusa, nawet jeśli nie zrobił tego nieumyślnie i wreszcie on nie potrafił powstrzymać spalającej go od wewnątrz złości. Trudno było orzec który z nich mocniej sprowokował bójkę, ale prawda była taka, że to właśnie Cass oberwał bardziej. Pociągnął nosem po raz ostatni; wstyd wymieszał się ze smutkiem, że jak zwykle nie potrafi porozumieć się z kuzynem, mimo że są przecież święta. W końcu odczepił się od Éléonore i wilgotnym spojrzeniem odnalazł Elaine, która wyciągnęła do niego rękę. Chwycił za nią bez wahania, a wtedy i jego włosy, które żółciały coraz to bardziej i bardziej, powróciły do normy: były teraz dość krótkie i miały kolor jasnego blondu. Popatrzył w jasnobłękitne oczy bliźniaczki, a spojrzenie to wyrażało więcej niż cała godzina ciągłego przepraszania. Wiedział, że go rozumiała, czuł to. – Nie będzie – skłamał gładko i trącił palcem spiczaste, fioletowe uszko. Potem skinął głową, uśmiechając się pierwszy raz od momentu pobudki. Popatrzył na Chloe, która do nich pobiegła, a uśmiech się poszerzył. Złapał dziewczynkę drugą ręką i tak w trójkę podeszli do choinki. Zawiesił bombkę, którą wręczyła mu Chloe i schylił się po kilka kolejnych, które podał dziewczynkom. – A gwiazda? – zapytał głośno, próbując odszukać ją na podłodze. – Nie ma jej na czubku, stłukła się? Poczekajcie, pójdę po Faworka, może jakoś to... – nie dokończył, znowu zrobiło mu się trochę smutno. Westchnął sobie cicho i podreptał do kuchni, nie chcąc wołać skrzata na głos, bo to mogłoby przecież obudzić rodziców.
Chloé Swansea
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 165
C. szczególne : Kolczyk w nosie i naturalny magnetyzm.
Z rosnącą radością obserwowała jak sytuacja między kuzynostwem zaczyna sie uspokajać. Nie powiedziałaby, że Cass i Eli się do końca pogodzili, ale przynajmniej bijatyka się zakończyła i wszyscy starali się powrócić do przyjemnej, świątecznej atmosfery. Musieli oczywiście najpierw posprzątać to, co nabałaganili. Eli, na szczęście, uznał jej pomysł za dobry. Wziął ją za rękę i razem z Elaine we trójkę podeszli do choinki. Elijah zawiesił bombkę, którą podała mu Chloe i odwdzięczył się, wręczając dziewczynkom kilka całych ozdób, leżących wcześniej na podłodze. Siedmiolatka najpierw uważnie oglądała bomki. Patrzyła czy na pewno są nieuszkodzone i podziwiała ich kolory i kształty. Odbijały się w nich choinkowe lampki, dzięki czemu wyglądał jeszcze piękniej, mieniąc się feerią barw. Chloe najbardziej podobały się te brokatowe. Szukała odpowiednich gałązek, na których dana bombka prezentowałaby się najlepiej i z pietyzmem zawieszała, pomiędzy zielonymi gałązkami. Po każdej zawieszonej bombce odsuwała się kilka kroków w tył i najpierw krytycznie oceniała czy wszystko jest w porządku, a potem podziwiała swoje dzieło. W końcu większość bombek była zawieszona, choć choinka wyglądała nieco komicznie, w związku z tym, że dzieci miały jeszcze wzrost... dziecięcy. Szczególnie najmłodsze dziewczynki. Wobec tego w niektórych miejscach wyższe gałązki świeciły pustkami. Ale i tak było pięknie! Dopóki Eli nie zwrócił uwagi na brak gwiazdy. Rzeczywiście! Chloe zmartwiła się i szukała gwiazdy wokół choinki, ale nie znalazła. Kiwnęła głową, kiedy kuzyn zaproponował pójście po skrzata. Może mają jakąś zapasową gwiazdę? W oczekiwaniu na Eliego Chloe zwróciła się do Gabriela. - Gabryś, to co? Otwierasz? - podbiegła do niego i podekscytowana wpatrywała się w kolorowe paczki. Ciekawe co dostaną! Och, to takie fascynujące! Ręce już ją mrowiły, aby sięgnąć po swoje prezenty, ale stwierdziła, że jeszcze wytrzyma. Będzie większa radość!
Gabriel oczywiście ruszył do pomocy w ubieraniu choinki. Był dość wysoki jak na swój wiek, w dodatku nie bał się stanąć na krzesło, dzięki czemu mógł powiesić odrobinę wyżej wybrane przez kuzynki ozdoby. Nigdy nie lubił ubierać świątecznego drzewka. Nie czuł w tym żadnej świątecznej atmosfery, po prostu kolejne zadanie do wykonania - tak jak pieczenie ciastek w kształcie pierwszej gwiazdki. Tyle, że przy zajęciu w kuchni można się było trochę pobawić, a tutaj igiełki kłuły w ręce, bombki się biły. Zero zabawy. W dodatku potem tę choinkę trzeba było rozbierać, przez co praca była krótkotrwała - to chyba irytowało go najbardziej. Po co pracować, skoro wszystko pójdzie w diabli kilka tygodni potem. Kiedy Elijah poszedł do kuchni, udał się za nim. Gabriel mimo wszystko był taką przylepą, która nie chciała zostawiać kuzyna samego, szczególnie kiedy zobaczył, że ten znowu smutnieje. Wszedł za blondynem do kuchni, gdzie znaleźli Faworka, bardzo skorego do pomocy. Wybiegł z pomieszczenia, a w salonie posprzątał resztki stłuczonych bombek i znalazł czubek. Nie był do końca pewien, czy skrzat faktycznie miał gdzieś gwiazdę, czy swoją magią sprawił, że ta się naprawiła, ale chwilę później ozdoba pojawiła się na czubku choinki. - Elijah, patrz, nasz ciastka! - Powiedział jeszcze do kuzyna przed wyjściem z pokoju, w którym był skrzat. Razem zgarnęli słoik łakoci i wrócili (już w lepszych humorach) do kuzynostwa. Podbiegł do choinki, gdzie stała siostra Cassiusa. Ta zwróciła się od niego, a on po prostu kiwnął głową i sięgnął pod choinkę, gdzie był prezent dla Eliego, kolejny dla Elaine i Élé... Nie mógł nigdzie dopatrzyć się paczki dla siebie i mimo tego, że święta nie były nigdy dla niego okresem prezentów i uważał, że nie są one najważniejsze, to zrobiło mu się trochę przykro... - Chyba to ja byłem ten niegrzeczny - wymamrotał, odganiając ze swojego głosu pretensjonalny ton. Podał paczki leżące na wierzchu ich właścicielom i zrezygnowany upadł na fotel. Nie byłoby z niego Gryfona, nawet nie obejrzał wszystkich pakunków.
Chloé Swansea
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 165
C. szczególne : Kolczyk w nosie i naturalny magnetyzm.
Gabriel na szczęście pomógł im w zapełnieniu nieco pustych, wyższych gałązek, więc choinka wyglądała już w ogóle cudownie! Prawie jak wcześniej. Chloé uwielbiała ubieranie choinki, nawet jeśli trzeba było ją potem rozbierać. Choć akurat od tego zajęcia zwykle stroniła, pozwalając robić to skrzatom. Ubieranie było zdecydowanie lepsze. Zwłaszcza, że jak dla niej to choinka mogłaby tu stać cały rok. Faworek wyczarował też z powrotem gwiazdkę na czubek drzewka i Chloé aż klasnęła w dłonie. - Nasza choinka ponownie wygląda cudnie! - zawołała, patrząc na kuzynów roziskrzonym wzrokiem. - Och i są ciasteczka! - ucieszyła się, kiedy chłopcy wnieśli słoik łakoci. Z niecierpliwym oczekiwaniem patrzyła jak Gabryś szuka swojego prezentu. Jego mina z sekundy na sekundę wyrażała coraz więkze przygnębienie. W końcu zreygnowany opadł na fotel. Chloé wstała i podparła się pod boki. - Nie gadaj głupstw! - powiedział dorosło dziecięcy głosik. - Nawet dobrze nie poszukałeś, musi tu być - powiedziała pewnie. Byłoby to niemożliwe, żeby w ich rodzinie ktoś nie dostał prezentu, choćby był najbardziej niegrzeczny przez ten rok. Dziewczynka zanurkowała w kolorowych pakunkach. Po kilkunastu sekundach wyłoniła się spod choinki z triumfalną miną. Podbiegła do Gabriela. - Zobacz, jest! - powiedziała wesoło i wcisnęła mu paczkę w dłonie. - W nagrodę teraz moja kolej, prawda? - zaśmiała się i nie czekając na ich odpowiedź pomknęła w kierunku góry prezentów. Wynalazła wszystkie, które należały do niej, klapnęła na podłogę i niecierpliwymi ruchami rozerwała papier. Na kolana wypadło jej pudełko gał czekoladowych. - Łuuu, słodycze! - zakrzyknęła i wepchnęła sobie jedną z kul do ust. Potem popchnęła pudełko słodkości w kierunku kuzynów, aby mogli się poczęstować i zajęła się kolejnymi prezentami. Zmarszczyła nosek, kiedy rozciągnęła na dłoniach urocze, dziecięce majtki z napisem I love swans. - Zawsze muszę dostać jakieś ubranie? - jęknęła. - Nie moja wina, że ciągle wszystkie niszczę, nie trzeba mnie tak karać - westchnęła. Zamiast tych majtek mogłaby dostać inny prezent, a majtki poza limitem prezentowym, prawda? Cóż, nie mogła jednak nie przyznać, że nawet jej się podobały. Kolejny prezent to książka Aurelia w Dolinie Godryka. Nie była jeszcze w wieku, kiedy jest się bardzo zainteresowanym książkami, ale okładka była bardzo ładna i Chloé postanowiła, że kiedyś - nie wiadomo kiedy - na pewno ją przeczyta, zwłaszcza, że bohaterka mieszka tam, gdzie ona. Ostatni prezent zdecydowanie podobał jej się najbardziej. Poderwała się na równe nogi i złapała magiczne ukulele. Oczywiście nie umiała na nim grać, ale wystarczyło, że szarpała struny, a jako taka melodia się wydobywała! Super! Zerknęła pod choinkę i wynalazła prezenty dla Cassiusa i Caelestine, skoro Gabriel dał już podarki spod choinki dla Elijaha, Elaine i Éléonore. Siedmiolatka z prezentami w rękach i ukulele pod pachą podbiegła do swojego rodzeństwa i wcisnęła im paczki w dłonie. - Wesołych świąt! - zawołała i próbowała wygrywać świąteczne melodie na swoim ukulele i śpiewała let it snow, let it snow, let it snoooow.
Sytuacja była już w miarę opanowana. Czekało ich jeszcze doprowadzenie choinki do porządku. Najważniejsze jednak było opatrzenie rany Elaine. Tym Éléonore stresowała się najbardziej. Aczkolwiek jej krukońska ambicja i wiara w swoje możliwości nie pozwoliły na to, by budzić rodziców i prosić ich o pomoc. Przecież jest już prawie dorosła! Da sobie radę sama, a jak dorośli wstaną na uroczyste świąteczne śniadanie, to nikt nie będzie zły na to, co się wydarzyło. I może nawet pochwalą ją za zachowanie zimnej krwi? Uśmiechnęła się pod piegowatym noskiem. Nieco się rozchmurzyła i uwierzyła, że wszystko będzie dobrze. Uścisnęła mocno braciszka, a potem zwróciła się do poszkodowanej Iskierki. - Eluś, zanim otworzymy prezenty, to trzeba Ci opatrzyć rączkę - powiedziała i od razu pobiegła do kuchni. Faworek wybałuszył na nią swoje, i tak już ogromne, oczy. Zwinęła z szafki gazę i paczkę z jakimiś opatrunkami o magicznych właściwościach, jak przyspieszenie gojenia się ran. Zabrała też dzbanek z wodą. Gdy wróciła do salonu, wszyscy tam już byli. Ku jej wielkiemu zaskoczeniu - posłusznie i wspólnie zaczęli na nowo przystrajać choinkę w bombki, które pospadały na ziemię, a które jeszcze nie były zbite. Na jej twarzy zawitał szeroki uśmiech. Podeszła do siostry i kucnęła przy niej. Wzdrygnęła się na widok kilku odłamków szkła, utkwionych w jej drobnej ręce. Wyciągnęła z pudełeczka coś, co wyglądem przypominało pęsetę i ostrożnie usunęła ciała obce. Starała zrobić się to jak najdelikatniej. Całe szczęście: nie było tego wiele, a rana nie była duża. - Już dobrze, Iskierko, jesteś taka dzielna - pochwaliła Elaine. Następnie nasączyła gazik w wodzie i przemyła rączkę siostry. Na koniec przykleiła kilka kolorowych plasterków, na których widniał motyw kotów, oczywiście ruszających się, myjących swoje łapki i robiących koci grzbiet. Kiedy skończyła całą akcję związaną z opatrywaniem rany, odetchnęła ciężko, z ulgą. Zerknęła na świąteczne drzewko. Wyglądało niemalże identycznie jak przed wypadkiem. Pokiwała głową z uznaniem. Pomogła jeszcze kuzynostwu zamieść szkło i inne śmieci, a także odłożyła tę nieszczęsną miotłę pod okno, żeby powtórnie nie kusiła chłopaków. W międzyczasie do salonu powrócił Eli z Gabrysiem. Mieli ze sobą wielki słój ciastek. Élé poczuła, że jest strasznie głodna. - Ej, dajcie jedno! - zawołała wesoło w ich stronę, po czym bez chwili zwłoki dopadła do nich i poczęstowała się ogromnym czekoladowym ciachem. Od razu lepiej. Poczuła na powrót magię świąt! Chlé już dopadła do prezentów i z szybkością świstoklika poczęła odnajdywać paczki dla siebie i swojego rodzeństwa. Élé raz jeszcze rzuciła okiem na salon i choinkę. Wszystko wyglądało normalnie. W radosnych podskokach zbliżyła się do choinki. Udzielał jej się wesoły humor małej kuzyneczki, za co była jej ogromnie wdzięczna. Zachęciła gestem swoje rodzeństwo do wspólnego grzebania w różnobarwnych i różnokształtnych pudełkach. Zawsze lubiła odgadywać, jaki prezent kryje się pod papierem, tak po samym kształcie lub dźwięku, jaki wydawał. Odnalazła jedną paczuszkę z podpisem "Dla Elijaha", a także drugą z karteczką "Dla Elaine" i podała pakunki Bliźniakom. Po chwili dostrzegła też prezenty podpisane jej imieniem. Serce zabiło jej mocniej. Ach, cudowne uczucie! Czekała na nie cały rok. Nucąc świąteczną piosenkę, zabrała się za odpakowywanie swoich podarków. - Uoo, muzogram! - wykrzyknęła radośnie. Nie spodziewała się dostać gramofonu. Ten był wręcz kieszonkowej wielkości, będzie mogła mieć go niemalże zawsze przy sobie. Nie mogła się doczekać, aż go uruchomi i zacznie ćwiczyć kroki do nowego układu tanecznego. Dostała też jakieś dziwne lusterko, którego działania nie rozumiała, ale na pewno jak zapyta mamy bądź taty, to jej wytłumaczą. Chwilowo odłożyła je w bezpieczne miejsce. Kolejnym prezentem były ciepłe skarpetki w łabędzie, które to dwunastolatka od razu włożyła na swoje stopy i zaprezentowała dumnie przed resztą rodzinki. - Patrzcie, jakie superaśne! A Wy co dostaliście? O, ukulele, łał! - była bardzo podniecona i rozentuzjazmowana. Jej oczy błyszczały, a na buzi non stop widniał szeroki uśmiech. Już zapomniała o tych sprzeczkach i porannych katastrofach. Było tak cudownie! Chyba nikt już się nie smucił, a świąteczna atmosfera na dobre udzieliła się każdemu z łabędziątek. To była prawdziwa magia! I prawdziwe święta w domu Swansea - pełne przygód, hałasu, śmiechu i rodzinnej czułości.
Prezenty:
Losowanko, zapraszam, dzyń-dzyń
Rzut dwiema kostkami
Uwaga: Jeśli wylosujemy zajęty numerek - wybieramy najbliższy wolny większy numer (np. gdy wylosujemy zajęte 7, to bierzemy 8; gdy 8 też jest zajęte, to 9 itd.; lista się "zapętla", więc można przechodzić na początek)
Spis zestawów prezentowych (kostek): 2 - miotła Nimbus2009 + czekoladowe żaby + majtki w świąteczne gnomy + zestaw magicznych krzyżówek dla dzieci i młodzieży 3 - zestaw pędzli z włosia bobra + bombonierka lesera + czekoladowe żaby + wrzeszczący kalendarz 4 - lampion wspomnień + czekoladowe żaby + wełniane skarpety + magiczne puzzle 5 - przypominajka + cukierki-niespodzianki + czapka z uszami elfa + magiczny dziennik 6 - lusterko dwukierunkowe + bombonierka lesera + skarpety w łabędzie + podręczny gramofon (inaczej minigram/muzogram) 7 - magiczne ukulele + gały czekoladowe + majtki z napisem “I love swans” + książka “Aurelia w Dolinie Godryka” 8 - łapacz snów + czekoladowe żaby + fasolki wszystkich smaków + książka “Quidditch przez wieki” 9 - magiczny flet + szalik w kolorach tęczy + cukierki-niespodzianki + wrzeszczący kalendarz 10 - syreni grzebień + rękawiczki w kształcie bałwanków + musy-świstusy + magiczny dziennik 11 - farby zmieniające kolor + czapka świętego Mikołaja + rymujące dropsy + książka “Baśnie Barda Beedle’a” 12 - pozytywka złoty znicz + cukierki-niespodzianki + cukrowe pióra deluxe + książka “Władca różdżek”
Dodatkowo możemy uznać, że każdy otrzymał świąteczny sweter z wyszytym imieniem.
Niech każdy pamięta, co dostał i uwzględnia to w poście!
//piszę krótkiego gówno-posta, żeby zdążyć się rozliczyć, wybaczcie
Wszystkim, którzy mieli ochotę na ciastka podsunął pod nos wielki słoik. Fakt, że oni sami zrobili je kilka dni wcześniej sprawiał, że niektóre były przypalone, niektóre miały za dużo posypki, a w niektórych odłamała się ważna część ciastkowego stworzonka. Nieważne, ważne, że były smaczne i znikały w mgnieniu oka. Był bardzo bliski wyjścia z salonu i położenia się do łóżka dalej spać. Skoro nie było dla niego prezentu, nie było sensu siedzieć tutaj i oglądać jak jego kuzyni dostają wystrzałowe prezenty. Uśmiechał się, że niby mu to nie przeszkadza i cieszy się ich szczęściem, no ale był jeszcze dzieckiem i było mu bardzo przykro z takiego obrotu spraw. Wiedział, że prezenty dostaje się od bliskich, dlatego zabolało go jeszcze bardziej, że jego rodzice mogli o nim zapomnieć. Praktycznie podskoczył ze szczęścia, kiedy Chloé odnalazła pakunek dla niego pod drzewkiem. Zapomniał o swoim wcześniejszym nastawieniu i prawie przytulił dziewczynkę, po czym zabrał się za rozrywanie papieru. Nie był dzieckiem, które chwaliło się wszystkim tym, co dostało, ale można było zauważyć, że podoba mu się to, co dostał. Pewnie podbiegłby do Elijy, gdyby ten nie siedział ze swoimi siostrami. Z uśmiechem więc rozpakował czekoladowe żaby i wyciągnął je ku Chloé, która uratowała mu ten świąteczny poranek. Miał takie szczęście, że znalazł w środku bardzo rzadką kartę, której brakowało mu w kolekcji. Cudowne święta. Nawet te wełniane skarpetki nie zepsuły mu humoru.
Calestine posłuchała Éléonore. Zaczęła sprzątać szkody. Kucnęła sobie, biorąc sobie do serca słowa swojej siostry. Poprawiając na kolanach materiał spódnicy, wyławiała potłuczone szkło i chowała je w zwiniętą koszulkę. Nie miała już nastroju do zabaw, ani do ustrajania. Była milcząca i obserwująca, bo emocje tak szybko jej nie opuszczały, jak jej kuzynowstwo. Z niepokojem spojrzała przez ramię na swojego brata, przez co ukuła się w palec. Oprócz niewielkiego bólu, jaki jej przy tym towarzyszył, niewiele więcej się stało. Po prostu przyłożyła usta do skóry, ssąc lekko skórę w miejscu, ale nie poleciała nawet krew. Jedynie pozostała w tym miejscu ledwie dostrzegalna, czerwona kropka. Dlatego wstała, nie zajmując się tym wcale dłużej. Z pomocą i tak miał przyjść faworek. Z naręczem drobinkami bombek, chciała podejść do Éléonore, ale zatrzymała się w połowie drogi, widząc, że kuzynka jest zajęta. Zamiast tego lawirując między bombkami, wbiegła ostatecznie do kuchni, wyrzucając to, co udało jej się zebrać z ziemi, do kosza. Nie wróciła już do salonu. Wróciła do pokoju i postanowiła siedzieć tam, dopóki rodzice nie zawołają jej na dół. Nie myślała o prezentach, a o tym, jak wszyscy się ze sobą bili i krzyczeli, i o tym, jak szybko o tym zapomnieli i przeszli do porządku dziennego. Ona potrzebowała na to więcej czasu. I wsparcia rodziców.