Retrospekcje
Osoby: Lyall Morris, Ulla Tiverton
Miejsce rozgrywki: wizja/sen
Rok rozgrywki: nigdy, może kiedyś, może wczoraj
Okoliczności: a jeśli przyszłość twoja zaklęta jest w snach, to czy zobaczę ją tak wyraźnie, jak zawsze? istniejesz tylko tam - w onirycznej przeszłości, która miała być przyszłością albo przyszłość symbolizować. nie chcę myśleć, że bywasz też gdzieś indziej, obok.
Jestem. Nie podlegam upływowi czasu.
Jeśli jestem - jestem wieczna. W swoim, bardziej twoim?, śnie odradzam się na nowo, istniałam w nim zawsze, stałam z boku patrząc oczami, które widzą wszystko.
Ty nie widzisz mnie wcale. Przepływasz przeze mnie wzrokiem, gorzejącym iskrą emocji, której nie znam (jeszcze), nie pozwalasz mi się zbliżyć, nikomu przecież nie pozwalasz, może dlatego właśnie tu jestem, choć chyba sama tak naprawdę nie wiem, co tu robię.
Lubię myśleć, że zawsze jest jakiś powód. Że nic nie zdarza się bez niego, że każdy ma swój - taki mały, zwyczajny, własny. I że ja go mam, że każda z tych wycieczek po rubieżach dusz mi nieznanych (czasem boleśnie znanych) jest w jakimś celu. Ale dzisiaj zdaje mi się, że czasem ten cel wymyślam sobie sama.
W oceanie przyszłości - tej, która się wydarzy albo jedynie wydarzyć może - zanurzam się od dawna, czemu jest inaczej? Czemu klepsydry toczą ziarna piasku - na wspak, na opak, zupełnie nie tak, jak trzeba? Drobinka dryfuje ku górze, cofa się. Czujesz to?
Ja czuję. Się dziwnie.
Nieswojo.
Tu jest... Na mojej skórze odciska się wszystko, co nas otacza. Fantomowy dotyk nicości - bo tylko ona wypełnia pustkę.
Jestem. Oplatasz mnie cierniem swojej obecności, kolcami bez róży, wszystko na opak, pamiętasz?
Jestem. Ale czy ty jesteś prawdziwy? Czy to w ogóle dzieje się naprawdę?
Nie ma nas tam - w świecie, który oderwany od sennej poświaty przemierzamy zazwyczaj (nawet jeśli myślami dryfujemy gdzieś indziej, ciała wiążą nas do ziemi). Czy to już przyszłość? Czy śnisz o tym, co nadejdzie?
Nigdy się z czymś takim nie spotkałam.
Nigdy nie śniłam czyjegoś koszmaru.
Bo to w nim jestem, prawda? Upiorna cisza nie może być niczym innym.
Spokojny, senny koszmar, w którym krew kapie jedynie z twojego nadgarstka, kropla po kropli, one też odmierzają nieistniejący czas. Koszmar pustki. Nic się nie dzieje.
Jesteś tu sam. A przynajmniej tak ci się wydaje.
Myśli - klarowne jak nigdy - muszą doprowadzać cię do szaleństwa. Sterylny interwał pomiędzy dźwiękami (zgadłeś, one też nie istnieją), nienaturalny, obcy.
Czemu tu jestem?
Po co tu jestem?
Krzyczę. Nie słychać ani jednej wibracji na strunach mojej desperacji.
Uwolnij mnie - uwolnij siebie, nas, wyrwij nas stąd. Obudź się wreszcie.
Jeśli to twój koszmar, możesz chyba zmienić zasady, scenerię? Niech leje się krew, możemy nawet przesiąknąć posoką strachu, nie chcę tylko tej pustki. Tej ciszy.
Nie słyszysz. Wiem.
Nie ma mnie. Choć jestem.
Wypełnij tę pustkę.