Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Ogrody

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość


Toni Fairwyn
Toni Fairwyn

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Galeony : 136
  Liczba postów : 60
http://czarodzieje.my-rpg.com/t13660-toni-fairwyn#363284
http://czarodzieje.my-rpg.com/t13666-toni-fairwyn#363368
http://czarodzieje.my-rpg.com/t13667-toni-fairwyn#363369
Ogrody QzgSDG8




Gracz




Ogrody Empty


PisanieOgrody Empty Ogrody  Ogrody EmptyPią 25 Lis - 19:20;


Ogrody

Na ogrody w posiadłości Fairwynów składa się tak naprawdę niewielka oranżeria, zespół budynków gospodarczych, niegdyś zajmowanych przez służbę domu, oraz cały teren bogatej, choć obecnie nie tak pieczołowicie pielęgnowanej jak kiedyś roślinności. Na tym obszarze znajduje się również sporych rozmiarów staw, zamieszkały przez niewielkie zwierzęta wodne i szkodniki. Te obszary pozostawione są w większej mierze dziko. Czasami wkradnie się tu jakiś "lotnik" z rezerwatu Shercliffe'ów i zagubi się w ogrodach, będąc kolejnym powodem sporu tych najbardziej skłóconych dwóch rodów w Dolinie Godryka.
Powrót do góry Go down


Riley Fairwyn
Riley Fairwyn

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Dodatkowo : metamorfomagia, prefekt naczelny
Galeony : 4204
  Liczba postów : 1697
https://www.czarodzieje.org/t15093-riley-t-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t15161-maverick
https://www.czarodzieje.org/t15098-riley-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t18289-riley-fairwyn-dziennik
Ogrody QzgSDG8




Gracz




Ogrody Empty


PisanieOgrody Empty Re: Ogrody  Ogrody EmptyPią 20 Wrz - 22:10;

Cichy trzask deportacji zaanonsował nasze przybycie. Obracając się po raz ostatni na pięcie powoli wypuściłem łokieć Elaine z uścisku, kiedy już upewniłem się, że trzyma równowagę. Czyste i wonne, chociaż nieco wilgotne powietrze zalało mi płuca, gdy wziąłem głębszy wdech. Na zewnątrz szumiały miło gałęzie. Skupiłem się na tym dźwięku, zaciskając i rozluźniając palce kilka razy, aby przekonać dłonie, że nie jest to odpowiedni moment na kolejną porcję drgawek. Odszukałem wzrokiem niski murek tuż przy oczku wodnym i opadłem na niego ciężko, najpewniej przy okazji obijając sobie kość ogonową. Pochyliłem się, zgarniając włosy między palce, kiedy opuściłem głowę poniżej ramion. Nerwowy odruch, łatwy do rozszyfrowania. Skupiłem pokaleczone bliznami palce na twarzy, skrywając pod nimi usta, gdy w zamyśleniu przyjrzałem się jasnej postaci Elaine. Nie sądziłem, że będzie w stanie zrozumieć mnie bez słów, co nie zmieniało faktu, iż wcale nie miałem ochoty niczego jej wyjaśniać. Równie dobrze mogłem po prostu zostawić ją w Hogsmeade, a wiedziałem dobrze, że z takiego posunięcia nie wyniknęłoby nic poza dodatkowym dystansem i być może zniweczeniem naszych dotychczasowych prób i związanych z nimi postępów.
- Chodź - poprosiłem, odrywając wreszcie palce od ust i dotykając nieznacznie miejsca obok siebie. - Przepraszam, wiem, że to było dziwne. - Zacząłem, nie bardzo wiedząc jak przejść teraz do meritum sprawy. Prawdę powiedziawszy, chyba liczyłem w tej kwestii na jej pomoc. Nie byłem przyzwyczajony do zwierzania się bez szczególnego powodu, a teraz, kiedy względnie odzyskałem stabilność, takowy zupełnie zniknął. Popatrzyłem jej w oczy, czując się jak zagubiony, mały chłopiec.
Byłem w domu, a czułem się jakbym wrócił do kostnicy.
Powrót do góry Go down


Elaine J. Swansea
Elaine J. Swansea

Dorosły czarodziej
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Dodatkowo : metamorfomag
Galeony : 288
  Liczba postów : 1434
https://www.czarodzieje.org/t16910-praca-wre
https://www.czarodzieje.org/t16935-syczek-jeczybula#471819
https://www.czarodzieje.org/t16911-elaine-swansea#471382
https://www.czarodzieje.org/t18301-elaine-j-swansea-dziennik
Ogrody QzgSDG8




Gracz




Ogrody Empty


PisanieOgrody Empty Re: Ogrody  Ogrody EmptyPią 20 Wrz - 22:26;

Starała się dotrzeć do niego w jakikolwiek sposób. Kierowała się tym, czego ją o sobie nauczył, czasami próbowała posłuchać kobiecej intuicji i w oparciu o wiedzę i przeczucia trafić tak, by mu pomóc. Niełatwo było czytać z jego twarzy, kiedy zasłaniał się pod maską, czuła jakby szła po omacku. Wyznawszy, że zupełnie nie chodzi mu o narażenie się na zdemaskowanie metamorfomagii sprawił, że Elaine zwątpiła w swój zmysł obserwacji. Błąd, źle odebrała jego emocje, a przecież zależało jej najbardziej na tym, aby móc je poprawnie zinterpretować. Straciła zgromadzoną pewność siebie i powróciła do punktu wyjścia - jeszcze bardziej gorliwego wsłuchiwania się w jego słowa, obserwację mimikę i rodzajów spojrzeń, dowiadywanie się o nim jak największej ilości informacji, aż w końcu być może uda się odczytać bezbłędnie jego stan. Chociaż raz.
Pozbierała część rzeczy do torebki, a widząc zniecierpliwienie Riley'a, po prostu trzasnęła zaklęciem i wszystkie same wleciały do środka. Upchane, nieułożone, jednak nie było teraz na to czasu. Nie mówiła nic, poruszona swoim prywatnym niepowodzeniem, ale i strachem widocznym w wyrazie jego oczu. Nie uciekał od niej, a od tego miejsca. Zabierał ją ze sobą, wszak oczywistym było chwycenie oferowanej dłoni, której ani razu nie odmówiła. Ten dotyk ją uspokajał i dzięki temu nie zarzuciła go gradem pytań, gdy ją prowadził w nieznanym kierunku. Miał takie zimne dłonie, nawet nie zauważyła kiedy to się stało.  Upewniwszy się, że to nie z powodu bólu, postanowiła mu zaufać. Znów trzymał ją w niepewności, co doprowadzało ją powoli do szewskiej pasji. Nie spodziewała się teleportacji, jednak skoro zaufała mu, nie komentowała braku uprzedzenia. To teraz nieistotne. Zacisnęła mocno powieki i jego dłoń w momencie niespodziewanego szarpnięcia. Po wylądowaniu lekko się zachwiała i po chwili odkryła, że absolutnie nie wie gdzie jest. Rozejrzała się po cudzej oranżerii zapoznając się z ilością roślin i obecnością oczka wodnego, dostrzegła za okiennicami rozległy teren ogrodu, zauważyła kawałek jakiegoś budynku... na ten widok serce zabiło szybciej jej w piersi. Znała ten styl budownictwa, widziała go już kilka razy. To Dolina Godryka, rezydencje większych rodów. Czy oni byli właśnie... w jego domu? A raczej w ogrodzie, opustoszałym, cichym i takim... zimnym. Nie było tutaj przytulnie, zupełnie jakby rośliny były pozbawione wewnętrznej werwy do roztaczania wokół siebie piękna. Zawstydziła się swoim negatywnym wrażeniem. Porzuciła obserwacje nowego miejsca na rzecz spostrzeżenia, że widzi w końcu w normalnych barwach. Przeniosła zagubiony wzrok na Riley'a i zamarła widząc w jakim jest stanie. Ledwie ją zawołał, a już do niego szła lecz nie siadała na zimnym muru, a kucnęła tuż przed nim, zakrywając palcami wierzch obu jego dłoni.
- Martwię się. - mówiła szczerze, mógł to wyczytać z jej oczu, ale również z ciemniejszego odcienia blondu jej włosów. - Zdenerwowałeś się, a ja nie wiem z jakiej przyczyny. Czy to przez ten dziwny ból głowy, czy może coś zrobiłam albo powiedziałam nie tak... Powiedz mi, bo nie wiem co mam robić. Czuję jakbym szła po omacku. - głos miała zmartwiony lecz łagodny, bowiem naprawdę zależało jej na odkryciu przyczyny jego stanu. Kolejny raz poprosiła go zwierzenie się, wciąż mając w sercu obawę, że znów zobaczy maskę obojętności na jego twarzy w ramach odpowiedzi. Zapach roślin i wilgoci kojarzył się z chłodem, który mimowolnie odczuła. Zignorowała ten fakt jak i obecność gęsiej skórki. Koncentrowała się w pełni na nim, takim zagubionym w tym wielkim, przestronnym miejscu.
Powrót do góry Go down


Riley Fairwyn
Riley Fairwyn

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Dodatkowo : metamorfomagia, prefekt naczelny
Galeony : 4204
  Liczba postów : 1697
https://www.czarodzieje.org/t15093-riley-t-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t15161-maverick
https://www.czarodzieje.org/t15098-riley-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t18289-riley-fairwyn-dziennik
Ogrody QzgSDG8




Gracz




Ogrody Empty


PisanieOgrody Empty Re: Ogrody  Ogrody EmptyPią 20 Wrz - 22:55;

Ledwie dwa słowa wystarczyły, abym poczuł się winny. Nie chciałem, aby tak wyszło. Kiedy zaczęła się o mnie martwić? Nie pytałem po co to robiła, to było oczywiste. Była zbyt dobra, zbyt wrażliwa, aby przejść obojętnie obok kogoś takiego jak ja. Zmaganie się z własnymi demonami było całym moim życiem. Przy mnie Elaine naprawdę nie miała nawet krótkiej chwili na wzięcie oddechu. Ściągnąłem brwi, walcząc z zalewającą mnie istną kaskadą niechęci do samego siebie. Zabłądziłem spojrzeniem, przyglądając się jej palcom otulającym moją bladą skórę. Uniosłem lekko własne, ale tylko po to, aby złączyć je w uścisku.
- Nie powiedziałaś nic złego. - Uspokoiłem ją w pierwszej sekundzie, aby faktycznie mogła chociaż trochę odetchnąć i nie denerwować się z powodu czegoś, na co nie miała większego wpływu. Zawahałem się, szukając odpowiednich słów, którymi mogłem wyrazić to, co grało mi w duszy. Żałowałem, że pokazanie jej tego wszystkiego za pomocą wspomnień najpewniej rozerwałoby jej serce. Wystarczyło już, że widziała moją szpetniejszą połowę, nawet jeśli przez krótką chwilę.
- Kiedy zbliżyliśmy się do rzeźby, usłyszałem krzyk - zacząłem, skupiając wzrok na jej paznokciach i przesunąłem kciukiem po wierzchu jej dłoni. Trudno powiedzieć czy w zamyśleniu czy w pieszczotliwym geście, bo sam nie zdradziłem tego nawet drgnieniem chociażby jednego mięśnia na twarzy. - Taki przeraźliwy. Miałem wrażenie, że coś wwierca mi się w czaszkę, a potem to ucichło. Jak zdmuchnięty płomień świecy. Tylko, że knot wciąż był gorący. To było coś… coś złego, mrocznego. - Próbowałem opisać jej chaos, jaki wtedy mi towarzyszył w jakiś przystępny sposób. Cały zesztywniałem, szykując się na poruszenie decydującego wyjaśnienia. - Może mi się wydawało, ale ten wrzask… ona brzmiała jak moja mama… - chociaż usta wypowiadały słowa bez zbędnych emocji, wszystko to czego nie sformułowałem werbalnie, znalazło niespodziewanie odbicie na mojej twarzy. Maska opadła. Nie byłem jednak pewien czy więcej jest na niej przerażenia, cierpienia czy może zagubienia. Wszystkie te emocje mieszały się we mnie ze sobą, tworząc perfekcyjny chaos i popychając mnie w stronę, w którą wcale nie chciałem spoglądać. Nie wiedziałem jak wybrnąć z tej wypowiedzi na jakieś normalne tematy, więc po prostu go ciągnąłem. Bezmyślnie, byleby tylko zagłuszyć ciszę, która niespodziewanie wywołała we mnie poczucie osaczenia własnymi zwierzeniami.
- Jak wtedy, kiedy… - odchrząknąłem. - Kiedy ją zjadał. Smok. On ją… zjadł. Tak po prostu. Byłem tam, ale nie mogłem nic zrobić. To moja wina, ona była tam przeze mnie. - Niespodziewanie, najpewniej dla nas obojga, uniosłem nagle wzrok, aby skrzyżować z nią spojrzenia. Moje było trochę niepewne, jakbym sam nie był przekonany o słuszności przyprowadzenia jej w to nieprzyjazne miejsce.
- Przepraszam, ja nie chce cię znowu tym obarczać. To po prostu wraca. Wraca ten wrzask, zapach spalonych włosów, ten ból, samotność, brak kontroli, niepewność. Pustka. Ona żyje we mnie do tej pory. Czasami, w takich chwilach jak ta, dochodzi do głosu zbyt odważnie. - Mówiłem, nagle zaskakująco spokojnie, pozornie opanowanie, chociaż wewnątrz mnie szalał huragan. Trudno było stwierdzić co w tym momencie martwiło mnie bardziej - treść, forma czy otoczka.
Powrót do góry Go down


Elaine J. Swansea
Elaine J. Swansea

Dorosły czarodziej
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Dodatkowo : metamorfomag
Galeony : 288
  Liczba postów : 1434
https://www.czarodzieje.org/t16910-praca-wre
https://www.czarodzieje.org/t16935-syczek-jeczybula#471819
https://www.czarodzieje.org/t16911-elaine-swansea#471382
https://www.czarodzieje.org/t18301-elaine-j-swansea-dziennik
Ogrody QzgSDG8




Gracz




Ogrody Empty


PisanieOgrody Empty Re: Ogrody  Ogrody EmptyPią 20 Wrz - 23:35;

Każdą komórką ciała czuła, że Riley Fairwyn ma w sobie milion tajemnic. Uszczknął jej jedną, może dwie, a jakże potężne i trudne w najprostszym zaakceptowaniu ich. Potrzebowała na to kilku dni, aby oswoić się z faktem ich istnienia. Gdy się już to stało, przypominała sobie dlaczego go lubi, zaś wspomniane tajemnice nadawały mu intrygującej głębi. Jak na introwertyka potrafił ją zaskoczyć bardziej niż ktokolwiek z jej licznej rodziny. Ilekroć otwierał się, doznawała szoku choćby nie wiadomo jak intensywnie przygotowywała się do przechowania w swoim wnętrzu jego tajemnic i trosk. Spoglądając na niego przypominała sobie prawdziwą odsłonę jego oblicza. Pamiętała wstrząs, własną zbyt emocjonalną reakcję, łzy, których nie potrafiła się pozbyć dopóki go nie przytuliła. Poznawanie go nie było łatwe lecz za nic w świecie by z tego nie zrezygnowała. Przyciągał ją wewnętrznym magnetyzmem, przyzwyczaił do ciepła dłoni i nieświadomie zakotwiczał się w jej myślach. To było silniejsze niż wstrząsy i niedowierzania wobec brutalności i okrucieństwa w jego przeszłości.
Gdy zaczął mówić, z szacunku umilkła dając mu tyle czasu i swobody ile potrzebował. Uważnie śledziła wyraz jego twarzy, na której widziała coraz więcej, kiedy uzyskali pewność, że naprawdę są sami. Oddychała cichutko, jakby obawiała się zakłócić wypowiadane słowa, ułożyła wygodnie swoje palce we wnętrzu jego dłoni i niemo wspierała go w trudzie zwierzania się. Próbował, starał się, a więc tym bardziej traktowała go z najwyższą powagą i należnym mu szacunkiem. Zmarszczyła brwi wracając myślą do jego twarzy wykrzywionej wówczas bólem, do blizn, które pod jego wpływem odsłonił. Przeklęta Rzeźba! Podobno niosła w sobie piękną moc, a doprowadziła Riley'a do tak wstrząsającego stanu... To krzyk to wywołał, a nie cierpienie, choć czy jedno nie jest synonimem drugiego? Skojarzenie wbrew pozorom było oczywiste. Na jej twarz wpełzł przeraźliwy smutek, oczy zaszkliły się delikatną zasłoną łez, gdy wspomniał o własnej matce. Utrata kogokolwiek z bliskich nie mieściła się jej w głowie, a on przez to przeszedł w nieludzko brutalny i gwałtowny sposób. Zacisnęła ich dłonie zabierając między nimi jakąkolwiek wolną przestrzeń, przytuliła je do siebie gorliwie jakby miały się stać jednym. Nie potrafiła inaczej skomentować tego przeraźliwego cierpienia jakie teraz widziała na jego twarzy. Zaciskała usta, aby nie wydostał się z nich jęk, byleby nie przerywał ze względu na jej stan. Trzęsła się w środku, na zmianę czuła chłód i silne uderzenia gorąca. Zesztywniała niczym marmurowy posąg, gdy wyznał cicho obraz śmierci własnej matki. Wiedziała, że została zamordowana przez smoka lecz nigdy w życiu sobie tego nie zwizualizowała. Nie ośmielała się nigdy tego zrobić, a teraz miała przed oczami wyraźne zarysowanie tragicznej i niezwykle bolesnej śmierci. Jęknęła, czując w swoim sercu ledwie ułamek jego cierpienia. Miała ochotę krzyczeć, a nie mogła. Czy da się to wytrzymać? Czy jej organizm to wytrzyma... ?
- Nie, nie była przez ciebie, nie mów tak, proszę, Riley. - wysunęła rękę po to, aby musnąć, dotknąć delikatnie jego policzka, przykryć go jedynie palcami. - Była... była tam dla ciebie, nie przez ciebie. Nie myśl o tym w ten sposób. Kochała cię, więc była dla ciebie. Z tobą. Przy tobie. - mówiła prędko, głosem pełnym emocji, tak różnym od jego tonu. Wyrzucała z siebie słowa szybko zanim płacz nie przejmie nad nią kontroli. Pierwsze łzy osiadły już na jej rzęsach lecz walczyła, aby nie załamać się. Potrzebował wsparcia, a nie ciamajdy, która nie radzi sobie z emocjami. Nie znała pełnej historii, jednak cierpienie Riley'a uzupełniało niezbędne elementy. Kochał nad życie matkę, a więc naturalną koleją rzeczy było, że ona go również. Nie wyobrażała sobie innej możliwości. - Gdy ktoś kogoś kocha to jest dla niego, z nim i przy nim. Nie obwiniaj się, bo to cię pochłonie. Proszę, Riley, wysłuchaj mnie. - usiadła na murku czując, że nogi nie utrzymają jej zbyt długo. Odważyła się przykryć jego polik całą dłonią, aby tylko skupiał się na niej, a nie na wspomnieniach, w których się zatracał. Wyraźnie cierpiał, a więc chciała go stamtąd jakoś wyrwać.
- Żadna matka nie chciałaby, żeby jej dziecko tak cierpiało. Nawet nie wyobrażam sobie jakie to trudne, ale... ale może spróbuj przypomnieć sobie miłe wspomnienie z nią związane. Niech one cię wypełniają, a nie to... to zło i bestialstwo, które chce cię zniszczyć. - głos miała drżący, ale wyraźny, choć cichy. Trawiło ją zimno, lodowate dreszcze, z którymi dzielnie walczyła. On to wszystko nosił w swoim sercu? I z nikim się nie chciał podzielić? Co za siła trzymała go zatem przy życiu? I niech Merlin jej świadkiem, byleby dalej to robiła!
Powrót do góry Go down


Riley Fairwyn
Riley Fairwyn

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Dodatkowo : metamorfomagia, prefekt naczelny
Galeony : 4204
  Liczba postów : 1697
https://www.czarodzieje.org/t15093-riley-t-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t15161-maverick
https://www.czarodzieje.org/t15098-riley-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t18289-riley-fairwyn-dziennik
Ogrody QzgSDG8




Gracz




Ogrody Empty


PisanieOgrody Empty Re: Ogrody  Ogrody EmptySob 21 Wrz - 0:03;

Czy od pocieszania było coś gorszego? O tak, przyjmowanie pocieszenia. Nie potrafiłem tego robić. Niewiele osób oferowało mi pomocną dłoń, ale nie dlatego, że nigdy na nią nie zasługiwałem, a ze względu na fakt, że zdawałem się jej nie potrzebować, kryłem w sobie zmartwienia i problemy. Nie było najmniejszego sensu w zadręczaniu innych niewielkimi kłopotami, a większe nie nadawały się do obarczenia nimi kogoś, kto w zasadzie nie był ze mną nadzwyczaj blisko. Takich ludzi miałem w swoim życiu doprawdy niewielu, a większości z nich i tak pozwalałem przemykać przez moje życie bez większych wyzwań. Wnosząc powiew świeżości przynosili mi również ukojenie. Krótkie, ale zawsze. Nigdy jednak nie było tak ciężko. Może to w końcu ta chora samotność, na którą skazywałem się swoją nieprzystępnością sprawiła, że zostałem wreszcie sam ze sobą? Sam ze swoimi emocjami i wspomnieniami, to nie mogło dobrze się skończyć. Zdawałem się wyłączyć słuch. Kiwałem się lekko na boki, jakby od nadmiaru emocji kręciło mi się w głowie. Prawdę mówiąc, chyba rzeczywiście tak było. Patrzyłem na nią. Prosiła mnie, abym ją słuchał. Słuchałem. Jej słowa do mnie docierały, a mimo wszystko nie koiły tego żalu. Miałem wrażenie, że to było już niewykonalne. Nie dało się zagoić ran, w których wciąż tkwił głęboko wciśnięty i przekręcony sztylet. Nie zaakceptowałem tego, więc nie potrafiłem temu wszystkiemu odpuścić.
- Nie umiem. Nie mogę. - Odpowiedziałem tylko, nerwowym ruchem zaciskając i prostując palce. Nasze dłonie były dla mnie ostatnią deską ratunku. Tylko dzięki nim trzymałem się wciąż tak nieźle. Lekko przygarbiony, definitywnie nerwowy i z chaosem w głowie, ale nie potrafiłem znaleźć w sobie miejsca na ujście dla tego żalu i niewyobrażalnego cierpienia, które w sobie nosiłem. Moja twarz była sucha, podczas, gdy Elaine znowu przejęła na siebie emocje, jakich nie potrafiłem skasować ze swojego życia. W tym momencie trzymała mnie przy nim jedynie zemsta. Nadzieja, że kiedyś natrafię na tego samego smoka i stworzę z niego moje jedyne, prawdziwe trofeum. Inne zęby czy czaszki znajdujące się w moim pokoju nie miały żadnego znaczenia przy tej jednej, jedynej nagrodzie, która się liczyła.
- Nie płacz - poprosiłem, wymuszając na sobie zachowanie spokoju, chociaż moje oczy zdradzały, że ciężko jest mi utrzymać ten stan. Jej dotyk na moim policzku był dla mnie czymś nowym, chociaż niewysłowienie miłym. Uśmiechnąłem się pod jego wpływem, wolną ręką obejmując jej łokieć. Nie zauważyłem tego nawet, chociaż zasygnalizowałem w ten sposób, aby się nie odsuwała.
- Proszę - podjąłem, szukając z nią kontaktu. Otarłem delikatnie palcem kącik jej oka, aby wydusić z niego resztki łez. Nie mogłem patrzeć jak współodczuwa mój ból, chociaż druga część mnie chciała być pewna, że Elaine wie, że rozumie dlaczego jestem tym kim jestem. Pragnęła, aby stała się częścią mojej historii. Myślę też, że to właśnie ona też sprowokowała mnie do spojrzenia ponownie na usta Elaine. Drżące, niepewne. Różowe. Ładnie, delikatnie skrojone. Zrozumiałem, że nachyliłem się jeszcze bardziej dopiero wtedy, kiedy poczułem jej drżący oddech tuż przy swoim. Sam również prawie zadrżałem, ale już wcale nie z żalu. Pojąłem, że musnąłem jej wargi dopiero wtedy, kiedy było już po wszystkim. Niezdarnie, pytająco. Przepraszająco? Moje ramiona pokryła gęsia skórka, a serce zabiło szybciej. To była chyba najbardziej lekkomyślna rzecz jaką kiedykolwiek zrobiłem, a warto wspomnieć, że walczyłem już z trollami i polowałem na smoki.
Łowca dziewczyn był ze mnie żaden.
Powrót do góry Go down


Elaine J. Swansea
Elaine J. Swansea

Dorosły czarodziej
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Dodatkowo : metamorfomag
Galeony : 288
  Liczba postów : 1434
https://www.czarodzieje.org/t16910-praca-wre
https://www.czarodzieje.org/t16935-syczek-jeczybula#471819
https://www.czarodzieje.org/t16911-elaine-swansea#471382
https://www.czarodzieje.org/t18301-elaine-j-swansea-dziennik
Ogrody QzgSDG8




Gracz




Ogrody Empty


PisanieOgrody Empty Re: Ogrody  Ogrody EmptySob 21 Wrz - 1:18;

Starała się. Szukała sposobu, ale trafiała na mur nie do pokonania. Poniekąd miała świadomość, że żadne słowa nie odejmą mu bólu i cierpienia, bo to tak nie działa - potrzeba na to sporo czasu, wiele dni, miesięcy a nawet i lat pracy, by wybrnąć z głęboko zakorzenionej depresji. Mimo wszystko łudziła się, że chociaż jedno z setek wypowiedzianych przez nią słów będzie tym słowem-kluczem, który cokolwiek naprawi. Mówiła, przedstawiała sytuację z innej strony mimo, że ledwie panowała nad głosem. Nie umiała zachować spokoju wobec takich wyznań. Nie potrafiła wyobrazić sobie jakiej siły potrzebował, aby funkcjonować wśród ludzi z całym tym bólem, który nie mieścił się jej w głowie. Odmowa była zrozumiała lecz mimo wszystko bolesna. Przygarbiła ramiona, spuściła wzrok czując się skrajnie bezsilna. Cokolwiek by nie powiedziała, nie jest w stanie mu pomóc. Najwidoczniej żadne z wypowiedzianych słów nie miało siły przebicia i skazana była na współodczuwanie tego z nim, obserwowanie jak cierpi i... cóż innego? Bezczynność doprowadzała ją do szału, a Elaine rzadko się denerwowała i unosiła głos w gniewnym krzyku. Przez to wszystko jej pewność siebie zmniejszyła się do wielkości ziarenka piasku i miała tak pozostać jeszcze przez pewien czas. Z bezsilności zabrałaby z jego twarzy dłoń, gdyby jej nie powstrzymał. Czuła pod palcami napinający się, unoszący się policzek, czego nie spodziewała się wywołać. Łaskotał ją oddechem, przyciągał wzrok wyrazem swych oczu. Z tej odległości potrafiła stwierdzić, że nie był ani trochę spokojny. To tylko wyćwiczona pamięć mięśni i mimiki. Czy jego serce też dudniło tak potężnie jak jej własne?
- Nie płaczę. - zmieniony od łez głos zaprzeczał tym słowom, jednak w istocie nie zalała się jeszcze falą łez mimo, że wyraźnie z nią walczyła. Nie lubił ich, już wcześniej to spostrzegła, a jednak przebywał z osobą, która łatwo roniła łzy, bo jakże inaczej miała okazać, że się nie zgadza z danym uczuciem? Nie potrafiła wszystkiego w sobie dusić i trzymać, po prostu nie mieściło się w niej, a więc okazywała to na swój sposób oznaczający dla społeczeństwa zwyczajną słabość. Zdradziła ją spadająca z rzęs łza, ta pierwsza, z największym trudem powstrzymywana. Zabrał ją, roztopił ciepłem własnej skóry sprawiając, iż popatrzyła na niego inaczej. Zupełnie jakby wraz z wilgotną łzą zabrał coś jeszcze, wszystkie wstrząsy i żale. Z wrażenia połowicznie zsunęła palce z jego policzka, zatrzymawszy je niebezpiecznie blisko kącika ust. Przybliżyły się, lekko rozchylone i hipnotyzujące w swoim kształcie, gdy w końcu zawiesiła na nich wzrok. Ze zdwojoną siłą owionął ją zapach jego skóry, jednak to przelotny dotyk drżących warg całkowicie otumanił jej umysł. Przymknęła oczy, bezwiednie przesunęła dłoń z jego twarzy ku włosom, w których zanurzyła palce. Prawdopodobnie przysunęła się, by móc dotknąć jego czoła własnym, teraz już gorącym. Ofiarowywał jej jeden mały dotyk, a dostawał w zamian jego zwielokrotnioną ilość i jakość. Wszystkie myśli uleciały, a została tylko jedna zawierająca w sobie silną potrzebę podzielenia się ciepłem i jednoczesnego zaczerpnięcia go z jego ust, do których sięgnęła własnymi, prosząc o jeszcze chociaż jeden, jedyny, malutki dotyk. Zadrżała przy nich, kiedy z wyczuciem przytuliła ich wargi do siebie. Słyszała jedynie łomot własnego serca próbującego się wydostać na zewnątrz i ofiarować Riley'owi, jeśli to miałoby mu pomóc. Miała w sobie tak dużo czułości wobec intensywnego przeżywania życia, a więc tym bardziej potrzebowała uzupełniać regularnie ciepło. Przytulenie miało moc, uśmiech potrafił stopić od wewnątrz, ale wszystko to bladło w obliczu ciepłych, miękkich ust, których aktualnie nade wszystko pragnęła.
Powrót do góry Go down


Riley Fairwyn
Riley Fairwyn

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Dodatkowo : metamorfomagia, prefekt naczelny
Galeony : 4204
  Liczba postów : 1697
https://www.czarodzieje.org/t15093-riley-t-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t15161-maverick
https://www.czarodzieje.org/t15098-riley-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t18289-riley-fairwyn-dziennik
Ogrody QzgSDG8




Gracz




Ogrody Empty


PisanieOgrody Empty Re: Ogrody  Ogrody EmptySob 21 Wrz - 16:16;

Nie mogłem nic na to poradzić, więc po prostu patrzyłem na nią. Miałem wrażenie, że po raz pierwszy udało mi się zdenerwować. Wystarczyło ledwie kilka słów podyktowanych bezsilnością i milczącą akceptacją, abym w jej ruchach dopatrzył się pewnego zniechęcenia. Może to wszystko jedynie sobie wmawiałem? Nie wiem. Prawda była jednak taka, że nie miałem zupełnie pojęcia jak powinienem zachować się w takim momencie. Nie dało się tak po prostu przeskoczyć całego balastu, jaki w sobie nosiłem. Było tego więcej, zdecydowanie zbyt wiele, aby kilka słów mogło załatwić sprawę i uzdrowić duszę przesiąkniętą codziennym zadręczaniem się. Nawet w chwilach, kiedy się przed nią odsłaniałem, wciąż nieświadomie odpychałem ją od siebie. Może dlatego aż tak bardzo pragnąłem być blisko niej? Była tak skrajnie odmienna ode mnie. Wesoła, szczera i tak ciepła, że mój wewnętrzny lód topniał przy niej niczym potraktowany smoczym ogniem. Fascynowała mnie ta dobroć, chociaż nie do końca rozumiałem co takiego było we mnie, że działało to w obie strony. Jak widać wystarczało to, aby chciała mnie słuchać i pozwoliła mi na prowadzenie teleportacji bez konsultacji z nią samą. Wystarczało mi to. Dlaczego więc zapragnąłem więcej? Trudno powiedzieć. Sięgnięcie do jej ust było bardzo proste. Była na wyciągnięcie ręki. Ja trzymałem jej łokieć, a ona głaskała dłonią mój policzek. Od zapachu jej szamponu nieomal kręciło mi się już w głowie, a gdy doszedł do tego hipnotyzujący zapach jej oddechu byłem bliski tego, aby po prostu zaparło mi dech. Od dawna nie byłem tak blisko kobiety. Wiem, nie było się czym chwalić, ale ja już taki po prostu byłem. Nie pozwalałem sobie na zbyt wiele. Zniechęcała je moja niedostępność czy może stosunkowo pospolita aparycja? Milczenie, ostrożność? Mój zdrowy rozsądek powstrzymywał mnie od lekkomyślnego, stosunkowo popularnego dzisiaj sposobu zapoznawania się. Odrobina amortencji w drinku wystarczyłaby przecież, abym następnego dnia mógł obudzić się z ogromnym kacem moralnym. Nie było to jednak w moim stylu. Zupełnie tak jak to, co działo się teraz w ogrodzie Fairwynów. Dopiero kiedy ją pocałowałem, zrozumiałem jak wielki błąd popełniłem. Nie chciałem, aby wszystko to co między nami powstało, zostało zniszczone przez jedną tylko chwilę. Pospolity impuls. Nie pierwszy i nie ostatni, który podzieliłby potencjalnie rosnącą przyjaźń. Chciałem tego. Cholera, teraz zrozumiałem, że chciałem tego już wcześniej. Jakaś nieznana siła przyciągała mnie do niej. Kiedy patrzyłem w jej oczy czułem, że coś jest na rzeczy i to dziwne przyciąganie nie jest jedynie zasługą pięknego umysłu i duszy, jakie w sobie skrywała. Jednak i tak chciałem się cofnąć. Poczułem, że nie powinienem. Strach odnalazł drogę do moich oczu, a zmieszanie sprawiło, że na moment zapomniałem jak się oddycha. Ledwie zdążyłem przyznać przed samym sobą, że chyba jednak było warto, nawet jeśli za moment zdzieli mnie w twarz, kiedy coś między nami się zmieniło. Odsunęła rękę, ale tylko po to, aby wpleść palce w moje włosy. Poczułem ciepło jej czoła tuż na moim. Zanim się obejrzałem, oddała pocałunek. Zamknąłem oczy i wyszedłem jej naprzeciw. Delikatnie, niespiesznie. Ścisnąłem mocniej jej przedramię, mimowolnie przyciągnąwszy ją bliżej siebie, kiedy druga ręka znalazła drogę na jej talie. Objęła ją, dając mi lepszy dostęp do jej ust. Spłynął na nie kolejny pocałunek i jeszcze następny. Niespieszny, delikatny, czuły. Nie było w nich absolutnie nic z dyktowanych pożądaniem łapczywych kąsków, a raczej więcej ze smakowania i rozkoszowania sią tą chwilą i bliskością. Nagle przestałem, odetchnąwszy nieomal w jej usta. Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w policzek, w szczękę, w szyję. Potem puściłem jej rękę i przyciągnąłem ją do siebie, jednocześnie schodząc na ziemię tuż obok niej. Przytuliłem ją tak, jak jeszcze nigdy wcześniej, łącząc nas nieomal na całej długości tułowia, a kiedy sam również wplotłem palce w jej włosy, zrozumiałem że nie chce tego tak kończyć. Odchyliłem się więc w tył i spojrzałem jej w twarz, aby zobaczyć jak ona to wszystko odbiera. Moje policzki były lekko zaróżowione, a oczy aż iskrzyły od emocji. Naparłem ponownie na jej usta, tym razem nieco mniej nieśmiało i z większym zaangażowaniem.
Powrót do góry Go down


Elaine J. Swansea
Elaine J. Swansea

Dorosły czarodziej
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Dodatkowo : metamorfomag
Galeony : 288
  Liczba postów : 1434
https://www.czarodzieje.org/t16910-praca-wre
https://www.czarodzieje.org/t16935-syczek-jeczybula#471819
https://www.czarodzieje.org/t16911-elaine-swansea#471382
https://www.czarodzieje.org/t18301-elaine-j-swansea-dziennik
Ogrody QzgSDG8




Gracz




Ogrody Empty


PisanieOgrody Empty Re: Ogrody  Ogrody EmptyNie 22 Wrz - 0:11;

Poznawała go coraz lepiej, odkrywała ukryte aspekty jego charakteru, a nie dała się tym zniechęcić. Widziała w nim bardzo wiele smutku, który chciała rozwiać z bliżej niezidentyfikowanego powodu. Dopiero teraz nieco zwątpiła widząc, że nie jest w stanie pomóc mu słowem. Mogła wysłuchać, trzymać go mocno za rękę, po prostu być ale czy to było wystarczające? Chciała aktywniej go wesprzeć mimo, że miała trudność z pojęciem rozmiaru krzywd jakich zaznał w życiu. Żaden człowiek nie powinien tak cierpieć, a on był namacalnym dowodem, że okrucieństwo może dotknąć każdego w dowolnej chwili. Serce pękało jej na samą myśl o tym, co przeszedł. Chciała być cierpliwa, jednak będąc świadkiem cierpienia nie potrafiła siedzieć bezczynnie i milczeć. Polubiła go, a więc nie mogła być obojętna. Zajmował ważny aspekt jej planu dnia, w którym szacowała możliwości spotkania go i wymienienia choćby paru słów. Czasami gdy krzyżowali wzrok odnosiła wrażenie, że łączy ich coś nienazwanego. Nie tylko jego tajemnice, a jakieś porozumienie mimo, że byli od siebie tak różni. Jeśli wyczuła jakiekolwiek wątpliwości z jego strony to musiała je zignorować w obliczu emocji, które w niej obudził ledwie muśnięciem ust. Nie traktowała tego jako ryzyka utraty przyjaźni, bowiem skoro nie odsunął się od razu, to jawny znak, że zapragnął ciepła. To jeden z najpiękniejszych komplementów jakie mógł jej ofiarować, a nie od dziś wiadomo, że szczodrze się nim dzieliła. Najważniejsze, że nie przeprosił za pocałunek, bowiem gdyby to uczynił zniszczyłby niechcący coś istotnego, co między nimi trwało. Przez długą minutę nie oddychała w pełnym trwogi oczekiwaniu na jego odpowiedź. Czy go wystraszy niewypowiedzianą prośbą o więcej samego siiebie? Nim miała popaść w zawał serca, poczuła wkradającą się na jej talię dłoń, a więc bez zastanowienia przysunęła się bliżej, by dzieliło ich jeszcze mniej. Poruszyła zmysłowo wargami, by móc całować go z podobną delikatnością. Poznawała smak jego ust pozwalając by drżały blisko, złączone i przytulone jakby były dla siebie stworzone. Na wpół świadomie przesunęła dłonią po jego szyi, by móc ostatecznie ulokować ją na gorącym karku, od którego ciepła zadrżała na całym ciele. Zapach jego ciała otumanił jej zmysły, nie pozwalając nawet na minimalne zastanowienie się w sytuacji. Żaden pocałunek nie pozostał bez odpowiedzi, a gdy odsunął się kawałek, w niemym proteście delikatnie nacisnęła paznokciami skórę na jego karku. Z jej gardła wydostał się cichy, krótki chichot gdy połaskotał pocałunkiem policzek, a westchnęła głęboko czując usta przy wrażliwej i cienkiej skórze szyi. Przez jej ciało przemknął bardzo intensywny dreszcz pozostawiając po sobie uczucie błogości i wolności. To wywołało w niej coraz silniejsze narastające pragnienie, by całować go intensywniej, by mieć go jeszcze bliżej siebie. Musiał odczytać jej myśli, bo gdy znaleźli się w tej samej pozycji, przytuleni ciałam, jej oczy błyszczały, zaś gdy zanurzył palce w jej włosach, te zafalowały pokrywając się szczęśliwą złotawą barwą. Uwolniona druga ręka pomknęła bez zastanowienia do jego twarzy, by pogładzić cały jej bok z niewypowiedzianą czułością, od skroni, przez owal policzka, dotyk lewego kącika ust, skończywszy przy brodzie. Przez moment patrzyła w niebieską toń oczu, gdy sprawdzał jej reakcję. Wzrokiem wolała o jeszcze więcej ciepła, oddychała nierówno, wpatrywała się w niego z nieopisaną radością. Chłód wywołany brakiem jego ust był niezwykle namacalny. Przystanęła nieco na palcach, by zbliżyć je do siebie po tej kilkusekundowej rozłące. Rozchyliła je zapraszająco, splotła palce na jego karku i trzymała się go mocno, wzdychając przy tym cicho. Całowała go z ledwie wyczuwalnym pośpiechem i echem… zniecierpliwienia? Traciła dla niego głowę i absolutnie się tego nie obawiała. Pragnęła pielęgnować uczucie, które zaczęła wobec niego żywić, a które nabierały coraz wyższej temperatury z każdym bardziej zdecydowanym pocałunkiem. Objęła ciasno jego kark i oddychając coraz szybciej koniuszkiem języka musnęła jego dolną wargę, zaś od jej smaku zakręciło się jej w głowie. Tym bardziej stanowczo się do niego przytulała, mając w nim solidne oparcie i źródło gorąca. Przyciągał ją całym sobą, a gdy postanowił się sobą podzielić to nieświadomie ją uszczęśliwił. Zapomniała gdzie tak naprawdę są. Przez chwilę świat nie istniał, a oni byli poza płynącym czasem. Pocałunek za pocałunkiem, przylegała do niego łapczywie, a w tych krótkich chwilach, gdy chwytali powietrze, rozległy się jej ciche słowa:  - Pokaż się. - szepnęła zmienionym od emocji głosem  i znów przywarła doń ustami, by nie mógł zaprotestować. Nie zgadzała się na jakąkolwiek ucieczkę.
Powrót do góry Go down


Riley Fairwyn
Riley Fairwyn

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Dodatkowo : metamorfomagia, prefekt naczelny
Galeony : 4204
  Liczba postów : 1697
https://www.czarodzieje.org/t15093-riley-t-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t15161-maverick
https://www.czarodzieje.org/t15098-riley-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t18289-riley-fairwyn-dziennik
Ogrody QzgSDG8




Gracz




Ogrody Empty


PisanieOgrody Empty Re: Ogrody  Ogrody EmptyNie 22 Wrz - 1:14;

Pragnąłem, aby ta chwila trwała wiecznie. Czy czas mógł zapomnieć, że powinien płynąć? Powinienem zapytać o to Terreya. Poprosić, aby pozwolił mi wrócić do tego momentu i przeżywać go wciąż i wciąż od nowa. Tym razem byłem pewien, że zdołam wydębić od niego zmieniacz czasu, że będzie inaczej niż… wtedy, kiedy zginęła moja mama, a ja panicznie starałem się wszystko naprawić. Nie chciałem, aby nasze rozumy zdążyły dość do głosu i pozwoliły nam pojąć, że być może cała ta sytuacja była jedynie podyktowana silnymi emocjami. Czy gdybyśmy dzisiaj spotkali się na patrolu w zamku, skończylibyśmy w podobny sposób? Całkowicie zapatrzeni w siebie, złączeni w silnym, nierozerwalnym już wręcz uścisku. Nie wiem, naprawdę. Mętlik, który zapanował mi w głowie i podejście do logicznego rozeznania się w sytuacji przypominało próbę odczytania mapy po pijanemu. Niby widziało się ulice i liczyło zakręty, a jednak trudno było sobie ufać w takich chwilach oraz mieć pewność, że za chwilę nie wyląduje się pod kołami samochodów. Podobnie postrzegałem nasze dzisiejsze zbliżenie. W każdej chwili spodziewałem się, że odejdzie. Umknie mi, wyślizgując się spomiędzy moich ramion. Jak na człowieka, który uważał się za dobrego obserwatora, pod tym względem zawsze pozostawałem zaskakująco niedomyślny. Słyszałem przecież jak głośno łomocze jej serce, starające się najwyraźniej dogonić moje własne. Czułem jak drży na ciele, gdy muskałem ustami jej szyję. Odpowiedziała na pieszczoty, a ja chętnie przytuliłem policzek do jej dłoni, nie zdając sobie sprawy z tego, że na ułamek sekundy kontury mojej twarzy zadrżały. Metamorfomagia miała już to do siebie, że lubiła szwankować w chwilach podekscytowania emocjonalnego, a czy był ku temu lepszy moment od całowania dziewczyny, którą naprawdę się lubiło? Na szczęście moja samokontrola okazała się silniejsza. Maska zgrabnie na mnie siedziała i w dalszym etapie nie zdarzyła mi się już żadna wpadka. Palcami roztrząsnąłem delikatnie jej włosy, gdy z radością odpowiadałem na jej pocałunki. Rozchylała usta, a ja wkrótce skorzystałem z tego zaproszenia. Nieśmiało przekształciłem niewinny pocałunek w coś głębszego, kiedy zbadałem językiem krawędź jej warg, a następnie trąciłem jej język czubkiem własnego. Pytająco. Odpowiedziała mi, więc pogłębiłem go, czując jak serce zaczyna szaleńczo łomotać. Ten sprint donikąd zdradzał przed Elaine nie tylko moje zainteresowanie jej osobą, ale również nerwy, jakie mi wtedy towarzyszyły. Obawiałem się, że to wszystko za moment się skończy. Ktoś nam przerwie, albo może sami się opamiętamy? Na Merlina, wcale nie chciałem się powstrzymywać. Otuliłem ją silniej ramieniem, nagle napierając na jej usta z większą zaciekłością. Zaangażowanie to przeniosło te pocałunki na zupełnie inny poziom. Czułem jak bucha ze mnie prawdziwy żar, jak myśli zaczynają mi się plątać, jak oślepia mnie groźne pożądanie. Pogładziłem jej plecy otwartą dłonią. Druga z nich podtrzymywała jej głowę, aby dopilnować, żeby zanadto się nie oddaliła. Niemal zamruczałem z niezadowolenia, kiedy odmówiła mi jednego pocałunku, aby wypowiedzieć dwa słowa. Westchnąłem, a raczej chciałem to zrobić, ale nie miałem okazji. Pocałowała mnie, świadomie odbierając mi możliwość skontrowania jej słów, ale zamiast grzecznie dostosować się do tej prośby lub polecenia, ja zesztywniałam na moment. Na tyle, że zapomniałem jak powinienem reagować. Moje usta zamknęły się, głowa odchyliła w tył. Teraz miałem już wyraźnie zaczerwienione policzki i wargi, a obrazek uzupełniało zagubienie skrywające się w oczach. Wciąż iskrzyły się od żywego zainteresowania, ale widać było w nich ogromną zmianę w porównaniu z sytuacją sprzed kilku chwil. Nie pytałem jej czy jest pewna, że naprawdę tego chce. Widziałem odpowiedź na jej twarzy. Mimo tego, zmuszenie się do ściągnięcia z siebie magicznego kłamstwa zajęło mi kilka długich sekund. Spuściłem spojrzenie na jej brodę, nie będąc w stanie patrzeć jej w oczy. Tym razem przemiana zajęła mi zdecydowanie więcej czasu, niż kiedykolwiek wcześniej (w okresie ostatnich kilku miesięcy, oczywiście). Najpewniej dlatego, że coś wewnątrz mnie szaleńczo buntowało się przeciwko takiemu zachowaniu. Było mi wstyd tak tkwić z nią w objęciach i pozwalając jej całować potwora, którym byłem w chwilach kompletnej samotności. Chciałem się cofnąć, ale ostatecznie pozostałem na swoim miejscu świadom, że tym ruchem najpewniej tylko bym ją zranił. Tkwiłem więc tak, zupełnie nie będąc w stanie wrócić do poprzedniej pozycji. Pożądanie kompletnie ze mnie wyparowało. Zdawałem się być jedynie przestraszony, że zdecydowałem się jej posłuchać.
Powrót do góry Go down


Elaine J. Swansea
Elaine J. Swansea

Dorosły czarodziej
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Dodatkowo : metamorfomag
Galeony : 288
  Liczba postów : 1434
https://www.czarodzieje.org/t16910-praca-wre
https://www.czarodzieje.org/t16935-syczek-jeczybula#471819
https://www.czarodzieje.org/t16911-elaine-swansea#471382
https://www.czarodzieje.org/t18301-elaine-j-swansea-dziennik
Ogrody QzgSDG8




Gracz




Ogrody Empty


PisanieOgrody Empty Re: Ogrody  Ogrody EmptyNie 22 Wrz - 4:37;

Nie zastanawiała się czy któreś z ich spotkań skończyłoby się właśnie w ten sposób. Myślała o jego dłoni, ochoczo splecionej z jej palcami, nie ośmielając się sięgać wyobraźnią dalej. Obawiała się odrzucenia tak bardzo jak on, choć zgoła innego powodu. Nie chciała słuchać rozsądku i wracać do własnych, cichych kompleksów, a więc zatracała się w poczuciu przynależności do drugiej osoby. Osaczał temperaturą swojego ciała i słodyczą ust, do których będzie już zawsze marzyć. Działo się coś nieodwracalnego, co raz na zawsze zmieniało ich relację w coś poza skalą. Napawała się nim, starała się zapamiętać ten stan, by móc wrócić do niego kiedyś wspomnieniami, a najlepiej mieć możliwość tworzenia takich sytuacji gdy tylko przyjdzie im na to ochota. Nie potrafiła, nie chciała się odsunąć, uczepiała się go, badała opuszkami wypukłości jego karku, gładziła go, łaskotała, trącała granicę kołnierzyka, który zasłaniał jeszcze gorętsze obszary jego ciała. Czułość zmieniała się w coś, obok czego nie dało się przejść obojętnie. Wydała z siebie dziwny dźwięk przypominający westchnienie, gdy dała się porwać bliskości jego wilgotnego języka. Niemal wpiła się w niego, by czuć jego obecność jak najintensywniej. Nie słyszała już nic poza dudnieniem serca - własnym bądź jego łomocącycm niedaleko. Uwiesiła się jego coraz odważniejszych ust i nieumyślnie wprowadzała mały pośpiech między nich. Zupełnie jakby obawiała się, że będą musieli wrócić do szarej rzeczywistości. Oddychanie nigdy nie było jeszcze tak trudne i nużące. Traciła czas na dotlenianie się, by po paru sekundach gorliwie przytulać ich usta i łączyć języki w coraz zacieklejszych pocałunkach. Ani myślała nie nadążać, chciała ich jak najwięcej, a delektowała się każdym z osobna. Krew szumiała w jej skroniach, gdy bezgłośnie protestował, a ona zastanawiała się czy choć raz w życiu nie powinna się zamknąć, by nie niszczyć chwili dla własnego kaprysu. Zesztywniał, a ona chciała z tego powodu zapłakać. Mogła się nie odzywać. Mogła nie słuchać siebie albo chociażby zignorować swoją potrzebę. Pragnęła go całować takim, jakim był, aby w przyszłości nie obawiał się odsłonić przed nią. Stawał się ważny tak samo jak jego blizny, których nie chciała ignorować. One były, są i będą, a więc od razu pragnęła pokazać Riley'owi, że ona się ich nie obawia. Wstrząs nie był już tak ważny, szok nie miał znaczenia w chwili, gdy poznała cudowny smak jego ust. Chciała, by zrozumiał, że może być przy niej bez maski, a ona dalej będzie blisko, jeśli tylko jej nie odtrąci. Chwyciła jego twarz pomiędzy swoje dłonie, wpatrywała się intensywnie w niebieską toń jego oczu i obserwowała powolną, niechętną zmianę metamorfomacziną. Pod jej palcami skóra falowała i odsłaniała swoje krzywe kontury, uwydatniała zniekształcone nierówności i szorstkość, która już wcześniej poczuła. Zrobił to, choć nie chciał. Zmusiła go do tego i coś zniszczyła, czego sobie nigdy nie wybaczy. Nie odezwała się pomna tego jak słabo wychodzi jej próba dotarcia do niego tą drogą. Zacisnęła palce na jego twarzy, zakrywała nimi bliznę i szukała jego przestraszonego wzroku. Nachyliła się ku rozchylonym drżącym ustom i zakryła je swoimi czując przy nich pewną różnicę. Zapamiętywała to i usilnie starała się udowodnić mu, że nie brzydzi się i nie traktuje go przez pryzmat oszpecenia. Stanęła na palcach, musnęła gorącymi wargami jego zdrową powiekę, policzek, kącik ust, wodząc jednocześnie delikatnie kciukiem po drugiej stronie. Ogrzewała go własnym oddechem, osaczała własnym zapachem i drżeniem, próbowała odegnać jego strach. Gładziła go po twarzy, po nierównościach na szyi, po zasłoniętym ramieniu, pod którego materiałem czuła obecność rozległej blizny. Nie odsuwając ust od jego twarzy sięgnęła po jego oszpeconą dłoń i poprowadziła na swój kark, by zakrył palcami znamię, teraz odrobinę pulsujące od drżącej mocy metamorfomagicznej. Uniosła ramiona, aby podejść jeszcze bliżej i oprzeć się o jego tors piersiami, by móc przycisnąć rozpaczliwie usta do jego zamkniętych warg. Musi jej w końcu uwierzyć, chociaż raz. Nie mogła go tak zostawić, nie mogła pozwolić by zatracił się w swoim strachu, który bezmyślnie wywołała. Gorliwie scałowywała jego usta próbując zachęcić je do współpracy, starała się odwrócić jego uwagę, a więc łudząc się, że to cokolwiek zmieni, zdjęła z siebie wszystkie metamorfomagiczne "zmiany i ulepszenia". Jasny blond nabrał ciemności, skrócił się do wysokości łopatek, a i utraciła kilka centymetrów wzrostu. Zsunęła warstwę magii skrywająca blizny na ramieniu, choć serce łomotało w niemym proteście. Odsunęła usta, ale tylko po to aby ich czoła zetknęły się w rozpalonym dotyku. Spomiędzy wyraziście ukrwionych ust wydobywał się płytki oddech. Zamknęła oczy, by czuć go wyraźniej i z pewną dozą ostrożności sięgnęła po omacku ku jego palcom, by ułożyć je na swoim ramieniu, zakryć wierzch jego dłoni własnymi, by czuł wyraźnie, że tylko materiał koszulki oddziela go od ukrywanych blizn. Wiedziała, że to nic, że to błahe przy rozmiarze jego własnej krzywdy, a jednak w restauracji okazał im hipnotyzujące zainteresowanie, więc żywiła nadzieję, że zrozumie. Od nich zaczęła się umacniać nić ich porozumienia, a więc odsłaniała się tak, jak tylko potrafiła łudząc się, że to cokolwiek zmieni. Tuliła od jego czoło, a po chwili o zdrowy policzek własnym, gładziła jego ramię w niemym przepraszaniu. Opierała się o niego pełna skruchy i poczucia winy, że go do tego zmusiła.
Powrót do góry Go down


Riley Fairwyn
Riley Fairwyn

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Dodatkowo : metamorfomagia, prefekt naczelny
Galeony : 4204
  Liczba postów : 1697
https://www.czarodzieje.org/t15093-riley-t-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t15161-maverick
https://www.czarodzieje.org/t15098-riley-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t18289-riley-fairwyn-dziennik
Ogrody QzgSDG8




Gracz




Ogrody Empty


PisanieOgrody Empty Re: Ogrody  Ogrody EmptyNie 22 Wrz - 12:19;

Coś między nami pękło. Z mojej winy, czułem to aż zanadto wyraźnie. Jednocześnie wyczuwałem jak pulsuje we mnie pragnienie, dzika gorączka ogarniająca całe moje ciało. Wraz z każdym nowym uderzeniem serca rozpływająca się jeszcze bardziej wewnątrz mnie. Odbierając mi wolną wolę… a może właśnie realizując wreszcie wszystko to, o czym zdawałem się śnić? Wtedy wszystko to stanęło naprzeciwko siebie. Dyskomfort związany z nagością własnego ciała, którym była powłoka pozbawiona metamorfomagicznej ingerencji starł się z rozpaczliwą potrzebą zrozumienia i bycia kochanym. Nawet, jeżeli było to jedynie kilka (kilkadziesiąt?) pocałunków. Nie potrafiłem dopuścić do siebie zrozumienia. Machinalnie odsuwałem się od świadomości, jaka mogłaby być dla mnie przecież zbawienna. Wiedziała jak wyglądam. Rozpłakała się, kiedy zobaczyła mnie po raz pierwszy, a mimo tego, odpowiedziała na mój pocałunek. Ba, chociaż miała ku temu wiele sposobności, wcale nie rezygnowała z tej niewerbalnej formy kontaktu. Całowała mnie nadal, ja ją również. Co więc takiego się zmieniło, że teraz, kiedy po prostu chciała pozbyć się między nami fałszu, ja zareagowałem jak popchnięty w kierunku ogniska? Gdyby cała ta sytuacja nie dotyczyła mnie, gorąco przyklasnąłbym jej podjęcia takiej decyzji. Teraz jednak widziałem jak było to trudne. Nie chciałem, aby widziała jak wiele mnie to kosztowało, ale z tej odległości nic nie mogło ukryć się przed jej czujnym spojrzeniem. Poczułem palce na swoim poparzonym policzku. Znowu drgnąłem, ale nie z bólu czy niechęci, a jedynie lekko spłoszony jej śmiałością. Zapamiętałem jak podczas pierwszego spotkania z bliznami panicznie bała się ich dotknąć. Mówiła, że martwi się o sprawienie mi bólu, lecz moja spaczona niepewnością psychika odebrała to niczym wymówkę. Rozumiałem taki stan rzeczy, akceptowałem jej strach. Dlatego teraz był to dla mnie tak wielki szok. Pocałowała moje usta, najpewniej czując wyraźną różnicę pomiędzy jedną połową twarzy, a drugą. Westchnąłem, a może odetchnąłem? Nie wiem, po prostu wypuściłem gwałtowniej powietrze, kiedy odsunęła wargi tylko na sekundę. Pocałowała kilka różnych miejsc na mojej twarzy, badając jednocześnie głębokie poparzenia za pomocą kciuka, a ja nawet nie zauważyłem, że zaczęłam drżeć pod tym dotykiem. Moje rozdygotane ramiona zacisnęły się szczelniej wokół jej kruchego ciała, jakbym obawiał się, że zdoła zmienić swoją formę i wyfrunąć z tego objęcia. Ta obawa była tym silniejsza, że taka groźba była dość realna. Pozwoliłem jej przesunąć swoją dłoń. W tym momencie mogłaby zrobić ze mną absolutnie wszystko, a jestem pewien, że nie byłbym w stanie zaprotestować. Dotknąłem palcami czegoś dziwnego. Nie szorstkiego jak moja pofałdowana skóra, a właśnie gładkiego, jak dawno temu zagojona blizna. Drżącego, niczym znajome muśnięcie metamorfomagii. Z wrażenia aż otworzyłem oczy, ale jedno uderzenie serca później ponownie je zamknąłem. Tak samo jak zamknąłem palce na jej znamieniu, jednocześnie otulając jej kark ciepłem mojej uszkodzonej dłoni. Poczułem na sobie jej usta i moje ciało odpowiedziało na nie szybciej, zdradliwiej, niż umysł. Machinalnie nachyliłem się ku niej, aby nie musiała tańczyć przede mną na palcach, ale usta wciąż pozostawały jakby niezsynchronizowane z jej własnymi. Wreszcie uchyliły się pod wpływem jej starań, bo przecież i tak niczego więcej nie pragnęły. Chciałem całować ją tak, jakby jutro miało nie nadejść. Świadom, że ta sytuacja może rozwinąć się na tysiące różnych scenariuszy, pragnąłem, aby ten jeden, jaki miał nas dotyczyć zmienił się pod wpływem moich działań w coś pięknego i ciepłego. Wspólnego dla nas obojga. Wtedy wreszcie odpowiedziałem na jej pocałunki. Znowu nieśmiało i niepewnie. Zdałem sobie sprawę z tego, że płaczę dopiero kilka długich sekund później, kiedy zdradliwa wilgoć odbiła się na twarzy Elaine. Świadomość ta połączona z kolejnymi odkryciami, jakie dziewczyna mi zapewniła sprawiły, że coś zaskoczyło. Poczułem pod palcami jej ubranie, a potem delikatną nierówność wyłaniającą spod materiału. Nie chciałem, aby czuła się do tego zobowiązana i byłbym cofnął rękę, gdyby nie przytrzymała jej tuż przy swojej skórze. Naparłem mocniej palcami na znamię na jej karku, kiedy nareszcie moje usta zrozumiały jak powinny działać. Żarliwość, z którą ją pocałowałem zakrawała o desperację, ale czyż nie o to w tym wszystkim chodziło? Popchnięci na skraj, poznaliśmy swoje najgłębsze sekrety i zdjąwszy z siebie ten ciężar, wreszcie byliśmy przy sobie całkowicie wolni. Ta świadomość obudziła we mnie bezkarność, a bez tego bicza nad głową, byłem skłonny do zrobienia absolutnie wszystkiego na co tylko mógłbym mieć ochotę. Cechy tej nigdy nie objawiał Riley Fairwyn. Była to jedna ze stałych mojego alter ego i niespodziewane przeniknięcie się tych dwóch postaci sprawiło, że żałowałem, iż nie mam w tym momencie trzeciej ręki, którą mógłbym przyciągnąć ją jeszcze bliżej siebie. Pragnąłem czuć nie tylko jej blizny, ale także całe jej ciało tuż na sobie, przy sobie. Chciałem być przy niej nie tylko teraz, ale już zawsze, co było pewnie myślą podyktowaną magią chwili, ale jednocześnie uwierzyłem w nią tak mocno, że aż zupełnie zapomniałem o wszelkich granicach. Śmiało łączyłem jej usta ze swoimi, desperacko kradnąc jej mokre pocałunki. Zmuszając serce do tytanicznego wysiłku czułem, że żyję. Zwykle było to na polowaniu. Ta dzisiejsza forma była nawet przyjemniejsza. Tylko moja wrodzona przyzwoitość powstrzymała mnie od szerszego zbadania jej ciała. Dzielnie trzymałem jej ramię i kark, rozkoszując się dotykiem jej piersi na mojej klatce piersiowej. Przestałem płakać. Pocałowałem jej dolną wargę lekkim cmoknięciem. Dziękuję, zdawałem się mówić, chociaż nie padło między nami ani jedno słowo.
Powrót do góry Go down


Elaine J. Swansea
Elaine J. Swansea

Dorosły czarodziej
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Dodatkowo : metamorfomag
Galeony : 288
  Liczba postów : 1434
https://www.czarodzieje.org/t16910-praca-wre
https://www.czarodzieje.org/t16935-syczek-jeczybula#471819
https://www.czarodzieje.org/t16911-elaine-swansea#471382
https://www.czarodzieje.org/t18301-elaine-j-swansea-dziennik
Ogrody QzgSDG8




Gracz




Ogrody Empty


PisanieOgrody Empty Re: Ogrody  Ogrody EmptyNie 22 Wrz - 19:56;

Sumienie zżerało ją od środka i przeplatało się z narastającym strachem przed przekroczeniem tej granicy, przez którą nie przepuszczał nikogo. Ofiarował jej bardzo wiele zaufania, ale kim była, by oczekiwać odsłonięcia własnych skaz? Nie miała prawa o to prosić, a jednak między pocałunkami wyszeptała słowa, które mogły zniszczyć to, co do tej pory wypracowali. Nie zdążyła zatracić się w radości, gdy odkryła na własnych ustach żar jaki w sobie tłamsił. Puścił wodze samokontroli, porwał się na spontaniczny i nieprzemyślany gest upodabniając się do niej. Uważała, że powinien odpocząć od ciągłego pilnowania się i powstrzymywania przed czymkolwiek. Chociaż raz miał prawo odsłonić się, być w pełni sobą, bez licznych hamulców, których pilnował dzień w dzień. Czując pod palcami sztywniejące mięśnie wystraszył ją realnym ryzykiem odmowy i odtrącenia. Zaczęła od środka umierać na samą myśl, świadoma, że nie zniosłaby dzisiaj odrzucenia. Nie przez niego, do którego już się przywiązała. W panice próbowała zagłuszyć jego strach, pogrążając się tym coraz bardziej. Czuła pod palcami drżenie jego ciała, gdy odważyła się zakryć swymi dłońmi oszpecony policzek, a zrobiła to bez głębokiego pomyślunku. Skoro i tak docelowo miał ją odrzucić, to chociaż w akcie desperacji spróbuje oswoić go z całkowitym zaakceptowaniem tego, jaki jest. Prawdziwy, zewnętrznie (i wewnętrznie?) uszkodzony, inteligentny, bystry, silny, przyciągający jej spojrzenie ilekroć pojawiał się w zasięgu wzroku. Pachnący miłym wspomnieniem, kojarzący się z silnie splecionymi dłońmi. Nie oczekiwała ideału, zwyczajnie zapragnęła jego uśmiechu i szczęścia. Chciała, by czuł to, czym ona została rozpieszczona w przeszłości. Należało mu się, jemu właśnie najbardziej. Czy uda się jej wnieść trochę światła w ciemne zakamarki jego umysłu? Odpowiedział gestem, zaciskając silniej ramię wokół jej talii. To dodało jej odwagi, by kontynuować próby odwrócenia jego uwagi od strachu przed odtrąceniem, którego u niej nie zazna. Kiedyś upewni go w tym na tyle, by nie miał żadnych wątpliwości. Zaczynała od tu i teraz. Zalała ją fala gorąca, gdy poprowadzony zakrył dłonią jej metamorfomagiczne znamię, o którym nigdy mu nie wspominała. W końcu, po tym przerażająco długim czasie, zareagował na jej nieme próby przeprosin i nachylił się, dzięki czemu nie musiała skupiać się na wytężaniu szyi, by do niego sięgnąć. Brak poprawionego wzrostu był jeszcze bardziej wyczuwalny, więc była wdzięczna za ten gest. Wyraźnie czuła, że jednak wciąż się nie otrząsnął, że jeszcze tkwi w paraliżującym strachu, który powoli przesiąkał i na nią. Jej ramiona zadrżały gotowe ugiąć się i zgarbić w poczuciu porażki. W chyba ostatniej chwili zreflektował się i na nowo rozbudził. Niemal zemdlała czując na twarzy wilgotne łzy, które wyjątkowo nie należały do niej. Dotknęła ich ciepłymi dłońmi, mrowiącymi od kontaktu z jego ciepłem, spowolniła pocałunki, rażona przeraźliwie zimnym strachem, że go nieodwracalnie tym skrzywdziła. Dłonie opuściły jego twarz, opadły na barki i niemal odsunęła się, by z lękiem na niego popatrzeć, gdy ją zatrzymał. Nie wiedziała, że można zostać pocałowanym z taką intensywnością, by zapomnieć jak się nazywa. Coś w niej wybuchło, o czym nie miała pojęcia, że w niej istnieje. Przeraźliwy, niemal bolesny płomień, rozlał się po jej ciele w zastraszającym tempie. Dostała rumieńców, niemal spalała się od środka... ze wstrzymanym do granic możliwości oddechem odważnie przedłużała pocałunek, nie zgadzając się na jego zakończenie. Wbiła palce w jego barki czując, że pęknie i nie utrzyma w sobie tego płomienia, dopóki nie znajdzie dla niego ujścia. Oniemiała własnymi odczuciami objęła ciasno jego kark ramionami, łudząc się, że zmniejszy tym dzielące ich centymetry. Teraz każdy jego dotyk niemal ją parzył i pozostawiał po sobie niespokojne mrowienie rozchodzące się promieniem wzdłuż kręgosłupa i z powrotem. Trzęsła się od gorących emocji, z którymi czuła, że zaraz sobie nie poradzi. Wypuściła gorące powietrze z płuc, gdy zajął się scałowaniem jej dolnej wargi. Musiała złapać oddech, a wydawało się, że nie oddychała dobrych kilka minut. Przesiąkała jego zapachem, przylgnęła całym ciałem marząc, by się stopiły w jedno. Nie mogła ustać przy nim spokojnie, rwała się ku niemu jak szalona, nie potrafiła przestać go dotykać. Zmuszona do oddychania, otumaniona nieznośnym podnieceniem, po omacku muskała palcami niezbyt gładki kark, przebrnęła przez miękkie włosy, połaskotała zniekształcone blizną zagłębienie pod płatkiem ucha, zastanawiając się czy mogłaby palce zastąpić ustami. Nie mogła się uspokoić, a czując drżenie jego ciała wiedziała, że i on też. Za wszelką cenę nie mogła dopuścić by znów zaczął się kontrolować, bo inaczej oszaleje. Porażona gwałtownością tej myśli wczepiła się w niego, przytulając czoło do jego gorącej szyi. - Nie zostawiaj mnie teraz. - wyszeptała zdławionym głosem, którego nie poznawała. Naprawdę się tego bała. Objęła go na wysokości żeber, silnie i rozpaczliwie, zsynchronizowanie trzęsąc się rytmem drżenia jego ciała. Trwała tak kilka chwil, których upływu nawet nie zarejestrowała. Chwilę po, przesunęła dłoń do jego klatki piersiowej, na wysokości serca, by poczuć dudnienie. Marszcząc materiał jego koszuli, zacisnęła na niej palce, gdy wyczuła, że i tam rozlega się blizna. Ta, której jeszcze nie widziała. Podniosła brodę, przechyliła głowę, aby popatrzeć mu w oczy. Jej własne płonęły niezidentyfikowanym blaskiem.
Powrót do góry Go down


Riley Fairwyn
Riley Fairwyn

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Dodatkowo : metamorfomagia, prefekt naczelny
Galeony : 4204
  Liczba postów : 1697
https://www.czarodzieje.org/t15093-riley-t-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t15161-maverick
https://www.czarodzieje.org/t15098-riley-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t18289-riley-fairwyn-dziennik
Ogrody QzgSDG8




Gracz




Ogrody Empty


PisanieOgrody Empty Re: Ogrody  Ogrody EmptyNie 22 Wrz - 20:38;

Kiedy zaczęła drżeć, poczułem się naprawdę winny. Zarejestrowałem to z pewnym opóźnieniem, zaślepiony tym, co rozgrywało się w tym właśnie momencie w mojej własnej głowie i nieomal natychmiast zapragnąłem to wszystko przerwać. Mylnie uznałem, że to coś co zrobiłem sprawiło jej przykrość. Dopiero kiedy jej szczupłe ramiona ciaśniej otoczyły moją szyję pojąłem, że nic nie jest takie jak mi się wydawało. Nasłuchiwałem wszelkich sygnałów, podczas gdy ich po prostu tam nie było. Ta myśl była tak ciepła i miękka, że zapragnąłem na zawsze już zachować ją we własnym sercu. To co właśnie rozgrywało się między nami to nie było tylko pocieszenie czy desperacka potrzeba bliskości. Pożądanie, od którego teraz nieomal kręciło mi się w głowie pojawiło się tam nieco później. Przesunąłem palcami po jej skroni, odgarniając z jej twarzy ciemniejsze niż zazwyczaj kosmyki. Przyjrzałem jej się uważnie, oszołomiony nie tylko jej zewnętrznym pięknem, ale również wspaniałością jej umysłu. Gdyby nie on, nie byłoby nas tutaj dzisiaj. Niespodziewanie pozazdrościłem jej tego wszystkiego co w sobie nosiła. Głównie wrażliwości, jaką ja utraciłem wraz z budowaniem własnej, bolesnej historii. Otworzyłem pociemniałe z pożądania oczy, aby przyjrzeć się jej zaróżowionej twarzy. Ten widok nieco połechtał moje ego, gdy uświadomiłem sobie, że z tych chwil oboje czerpiemy podobną satysfakcję. Bardzo chciałem zatrzymać ją dzisiaj przy sobie, a z drugiej strony nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi na pytanie dlaczego tak właśnie było. Miałem wrażenie, że wszystko to stało się piekielnie szybko, zupełnie wbrew mojemu zwyczajowemu zachowaniu. Z Elaine jednak nic nigdy nie było takie jak zwykle. Wystarczyło nam ledwie kilka tygodni, aby zbliżyć się do siebie. Wstyd było mi na myśl, że innym zajmowało to całe, długie lata. A teraz starczyło tylko musnąć jej wargi, aby wywołać w nas nienasycone pragnienie. Jak bardzo musiałem się powstrzymywać, aby nie dać pofolgować tej swojej hedonistycznej stronie to wiem tylko ja sam. Merlin mi świadkiem, że wcale nie było to proste. Wraz z każdym jej muśnięciem czy dotykiem rozpadałem się na części i byłem przekonany, że ona zdaje sobie z tego sprawę. Chciałem jej więcej i mocniej. Tu i teraz, w moim rodzinnym ogrodzie, do którego w każdej chwili mógł ktoś wejść. Nawet myśl o zastaniu przyłapanym zupełnie nic nie wskórała. Zmrużyłem oczy, kiedy poczułem jej nos na swojej szyi, odruchowo zaciskając mocniej palce na jej włosach, dzięki czemu delikatnie je pociągnąłem. Nawet nie zauważyłem kiedy wplotłem w nie palce. Wkrótce schowałem w nich także własną twarz. Pocałowałem miękko czubek jej głowy, owiewając go ciężkim, a zarazem szybkim oddechem. Jej słowa i ton jej głosu sprawiły, że serce zabiło mi szybciej. Uczepiliśmy się siebie, zupełnie nieskorzy do puszczenia się chociażby na moment. Jakieś wewnętrzne połączenie sprawiło, że unieśliśmy na siebie spojrzenia nieomal w tym samym momencie. Natychmiast sięgnąłem dłonią do jej twarzy, przytulając jej policzek z niespodziewaną delikatnością. Kciukiem musnąłem kącik jej zaczerwienionych od pocałunków warg. Uśmiechnąłem się, kiedy dostrzegłem jak ją rozczochrałem. W takim stanie była jeszcze piękniejsza.
- Boje się, że nigdy cię już nie zostawię. - Odpowiedziałem, chociaż te słowa naprawdę wiele mnie kosztowały. Głównie walki z własnym głosem, bowiem potrzebowałem porządnego chrząknięcia, aby w ogóle móc coś powiedzieć. Pochwyciłem jej spojrzenie, czując że jestem na granicy własnej samokontroli.
- Elaine - wyszeptałem, znów gładząc jej policzek i schodząc na kolanach nieco niżej. Ucałowałem lekko kącik jej warg. Ten sam, który przed momentem muskałem dotykiem. - Powinniśmy… zwolnić. - Była to prośba czy jedynie informacja? Po samym tonie głosu trudno było poznać. Tymczasem moje oczy mówiły absolutnie wszystko co było potrzebne do rozszyfrowania mnie w tym momencie. Wcale nie chciałem zwalniać. Była to jedynie kolejna powinność do spełnienia, abyśmy następnego dnia mogli spojrzeć sobie w twarze i być pewnym, że nie zrobiliśmy niczego pod wpływem chwili. Tylko dlaczego aż tak rozpaczliwie pragnąłem złamać przy niej swój wewnętrzny kodeks?
Powrót do góry Go down


Elaine J. Swansea
Elaine J. Swansea

Dorosły czarodziej
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Dodatkowo : metamorfomag
Galeony : 288
  Liczba postów : 1434
https://www.czarodzieje.org/t16910-praca-wre
https://www.czarodzieje.org/t16935-syczek-jeczybula#471819
https://www.czarodzieje.org/t16911-elaine-swansea#471382
https://www.czarodzieje.org/t18301-elaine-j-swansea-dziennik
Ogrody QzgSDG8




Gracz




Ogrody Empty


PisanieOgrody Empty Re: Ogrody  Ogrody EmptyNie 22 Wrz - 21:20;

Oboje potrzebowali wzajemnych zapewnień, że żadne nie ucieknie. Wystarczyło jeden, maleńki dotyk jego ust, aby uświadomiła sobie, że teraz wszystko będzie wyglądać inaczej. Tylko przy Elijahu czuła się bezbłędnie rozumiana i rozszyfrowana, a jednak Riley rozumiał ją w... inny sposób, a więc pragnęła jego bezwzględnej akceptacji. Przyznawała się do swoich wad, a on jednak ją polubił i rozpoczął to, co w sumie oboje na wpół świadomie uczynili kilka tygodni temu. To inna nić porozumienia, to fizyczne i duchowe przyciąganie uniemożliwiało jej oderwanie się od niego. Chciała tonąć w jego oczach, kryć się między ramionami i wspierać jego wyjątkowym ciepłem, którego nie otrzyma od nikogo z rodziny. Nie potrafiła zrozumieć dlaczego wcześniej na niego nie spojrzała. Pluła sobie w brodę, że nie zwróciła na niego uwagi w dawniejszych latach, wszak cichy i zamknięty w sobie Riley okazał się skrywać w sobie wspaniałą osobowość i niespodziewanie ogromną namiętność, którą się dzisiaj z nią podzielił. Nie uważała, by rozwój ich relacji toczył się zbyt szybko. Porywała się wrodzonej i naturalnej sobie spontaniczności, a przy niej nie ma czasu na zastanawianie się czy wypada go pocałować po kilku tygodniach znajomości. Skoro oboje tego pragnęli, to czemu mieliby zwlekać? Uwielbiała miękkość jego ust, roztapiała się przy jego uśmiechu, a w oczy mogłaby patrzeć godzinami, a później je uwiecznić w szkicowniku. Trafi tam, teraz już nie miał żadnego wyboru. Miękkła od najmniejszego dotyku i nie miała nawet chwili, by pomyśleć o własnym, zmienionym wyglądzie. Nie lśniła już platynowym blondem, była drobniejsza i taka... przeciętna, a jednak nie zwróciła na to teraz uwagi. Nie dawał jej ku temu możliwości. Wtulali się w siebie, przez co uświadamiała sobie jak bardzo brakowało jej tego rodzaju bliskości. Wiele nieudanych zauroczeń, westchnień i marzeń wobec mężczyzn będących poza jej zasięgiem... a okazało się, że w tym samym domu w Hogwarcie miała kogoś tak wspaniałego, który jakimś cudem ją polubił. Nieodwołalnie się w nim zakochiwała.
Zmarszczyła brwi, gdy nieumyślnie pociągnął kosmyki jej włosów, lecz nawet nie jęknęła, czerpiąc i z tego dziwną przyjemność. Wdychała jego zapach, próbując się przy nim choć minimalnie ostudzić. Nie wychodziło jej to w nawet najmniejszym stopniu, a więc po cichu cierpiała z ogromu gorąca szalejącego w jej ciele. Przymknęła oczy pod delikatnością jego dłoni, odwzajemniła uśmiech, choć jej był wywołany połaskotaniem pulsujących wciąż ust. Od intensywności jego spojrzenia cicho westchnęła. Przytrzymała jego dłoń przy policzku, a gdy odpowiedział, złożyła pocałunek w jej wnętrzu. - Więc bądź ze mną. - zaproponowała, jakby rozwiązanie było oczywiste. W istocie tak było, bowiem co ich mogło powstrzymać? Nikt im nie mógł przeszkodzić, wszak nie miał powodu, aby to robić. Przymknęła powieki, by próbować okiełznać drżenie swojego ciała. Czuła, że są od siebie za daleko. Czy tylko ona odnosiła takie wrażenie? Otworzyła oczy słysząc swoje imię, które w jego ustach brzmiało tak pięknie jak nigdy dotąd. Słowa mogłaby odebrać jako bolesne, ale tak się nie stało. Niewypowiedziane pragnienia widziała w jego płonących oczach, co ją zachwyciło. Patrzył na nią w gorący sposób, a więc miała stuprocentową pewność, że chciał jej całej. Tak jak ona jego. Dotknęła palcami jego ust i pogłaskała je z czułością. Zdążyła do nich zatęsknić. - Wiem. - wydusiła z siebie z żalem. - Ale nie chcę. - poczuła odrobinę zawstydzenia, gdy wyznała i jednocześnie odkryła, że dałaby mu się porwać na całą noc, nowy dzień i najlepiej resztę życia. Emocje kotłowały się w nich jak szalone, oboje pragnęli być ze sobą blisko i tylko przejaw rozsądku i przyzwoitości przemawiał za oderwaniem się od siebie. Wiedziała, że niczego nie ułatwia. Nie chciała słuchać konwenansów, a więc on musiał to zrobić... co mu utrudniała, wpatrując się w niego żarliwie. Miała problem z poczuciem jakichkolwiek wyrzutów sumienia. Po prostu ich nie było. - To nasza prywatna sprawa. - dodała znacznie ciszej i czując na policzkach pełny rumieniec, umknęła wzrokiem do jego ust. Fala niespodziewanego gorąca wstrząsnęła jej ciałem, a przecież tylko na nie popatrzyła. Straciła kontrolę nad swoim oddechem.
Powrót do góry Go down


Riley Fairwyn
Riley Fairwyn

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Dodatkowo : metamorfomagia, prefekt naczelny
Galeony : 4204
  Liczba postów : 1697
https://www.czarodzieje.org/t15093-riley-t-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t15161-maverick
https://www.czarodzieje.org/t15098-riley-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t18289-riley-fairwyn-dziennik
Ogrody QzgSDG8




Gracz




Ogrody Empty


PisanieOgrody Empty Re: Ogrody  Ogrody EmptyNie 22 Wrz - 21:58;

Jej propozycja była tak prosta, tak realna do osiągnięcia, że nie pozostało mi nic poza uśmiechnięciem się po tych słowach. Miałem wrażenie, że dla niej absolutnie wszystko było tak łatwe do osiągnięcia, a realizacja planów była jedynie kwestią czasu. Niemniej, pośpiech nigdy nie leżał w mojej naturze i to właśnie bardziej z tego powodu, aniżeli z osobistych obaw stanąłem na aż takim rozdrożu. Miałem nadzieję, że uda mi się wywołać w niej chociaż odrobinę refleksji, dzięki czemu uda nam się zachować zdrowy rozsądek. Pod tym względem zupełnie nic nie poszło po mojej myśli. Popatrzyłem na nią wręcz z namacalną bezradnością. Przesunąłem dłoń na jej szyję, świadomie wodząc po niej paznokciem z nadzieją na wywołanie u niej przyjemnych dreszczy. Potem te same palce ułożyłem na jej łopatce, zupełnie nieskory do wypuszczenia jej z objęć. Przyjrzałem jej się dłużej, starając się przywołać na pierwszy plan głos rozsądku. Kiedy patrzyłem w jej oczy, zupełnie mieszało mi się w głowie, więc wkrótce skupiłem się na obserwacji jej ust, wypowiadających zupełnie niepomyślne dla mnie słowa. Moja dłoń ledwie zauważalnie wzmocniła uścisk, gdy fala pożądania przemknęła przez moje ciało, wywołując na ramionach gęsią skórkę. Nie mogła tak na mnie patrzeć, po prostu nie mogła. Wiedziałem, że jeśli tylko pozwolę jej na to raz jeszcze, będzie mogła skłonić mnie do absolutnie wszystkiego. Nienawidziłem takich chwil, w których musiałem być tą bardziej odpowiedzialną stroną. Westchnąłem, jakbym przed sekundą przerzucił za pomocą własnych rąk i ramion co najmniej kilka ton.
- Proszę - zacząłem, bardzo starając się, aby jej nie zranić, chociaż obawiałem się, że jest to niemożliwe. - Dla mnie. Nie chce później wyrzucać sobie, że obdarłem cię z Twojej czci. - Powiedziałem i dopiero wtedy zdobyłem się na spojrzenie w jej jasne oczy. Pocałowałem ją delikatnie, krótko. Nawet tak drobny kontakt sprawił, że mój żołądek zatańczył sambę. To te słynne motyle? - Niczego bardziej w tym momencie nie pragnę. - Uzupełniłem, całując ją ponownie. - Nie chce, aby to wszystko odbyło się tutaj. - I znowu. - W ogrodzie. - Dodałem, cmokając jeszcze jeden, ostatni raz. - Zanim pójdziemy do mnie, muszę ci jeszcze coś o sobie opowiedzieć. - Och, a ten pocałunek był już całkiem nieprzyzwoity. Długi, intensywny. Oderwałem się od jej ust po dłuższej chwili, znów z przyspieszonym oddechem. - Nie chce, żebyś później żałowała tej decyzji. - Byłem świadom, że najpewniej zupełnie zlekceważy te słowa. Ta dziewczyna nie znała granic, jeśli chodziło o odwagę względem moich małych i dużych sekretów, a jednak miałem pewne wrażenie, że gdybym teraz zaprowadził ją do swojego pokoju, romantyczne uniesienie wyparowałoby w mgnieniu oka. Nie dodałem jednak nic więcej z uwagi na to, że i tak już za dużo mówiłem jak na swój gust.
- Chodź - poprosiłem, cofając się o krok i tym samym lekko ciągnąc ją za sobą. Chciałem, abyśmy wspólnie usiedli na murku… a raczej, aby Elaine usiadła mi na kolanach. Pragnąłem ją dziś całować. Całować i rozmawiać, przytulać się. Być razem. Wszystko inne mogło poczekać.
Powrót do góry Go down


Elaine J. Swansea
Elaine J. Swansea

Dorosły czarodziej
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Dodatkowo : metamorfomag
Galeony : 288
  Liczba postów : 1434
https://www.czarodzieje.org/t16910-praca-wre
https://www.czarodzieje.org/t16935-syczek-jeczybula#471819
https://www.czarodzieje.org/t16911-elaine-swansea#471382
https://www.czarodzieje.org/t18301-elaine-j-swansea-dziennik
Ogrody QzgSDG8




Gracz




Ogrody Empty


PisanieOgrody Empty Re: Ogrody  Ogrody EmptyNie 22 Wrz - 22:22;

Im dłużej wpatrywała się w jego połowicznie oszpeconą twarz tym coraz bardziej się w niej rozkochiwała. Blizna przestawała wzbudzać w niej lęk, a przyciągała wzrok w ten przyzwoity i jedyny akceptowalny sposób. Gdzieś tam na tyłach głowy zdawała sobie sprawę, że jest nią pokryty na większym obszarze ciała, a gdy tylko o tym pomyślała, wzbudziła w sobie piekielną ciekawość. Przygryzła kącik własnych ust śledząc wzrokiem nierówności blizny na szyi, przemykającej niżej, do ukrytego pod koszulą obojczyka. Uśmiechał się, patrzył na nią bezradnie, a ona zamiast się tym przejąć w należyty sposób, rozważała dyskretne rozpięcie kilku guzików jego koszuli, by sprawdzić jak wygląda blizna niżej. Może by nie zauważył, gdyby rzuciła okiem? Zapewne zorientowałby się, gdyby jej dotykała, ale przecież wystarczyłoby odwrócić jego uwagę... Otworzyła usta, bowiem wydostało się z niej niespodziewane jęknięcie, gdy bawił się skórą jej szyi. W końcu popatrzyła na niego i uśmiechnęła się, wyraźnie zachwycona zachowaniem jego rąk. Były blisko, cały czas wędrowały po jej ciele pozostawiając po sobie błogie mrowienie, które narastało z każdym momentem. Potrzebowałaby jeszcze sprowadzić jedynie jego usta i wprowadzić zamęt w jego myślach... Nabierała pewności siebie odkąd pocałował ją w taki sposób, którego nie dało się błędnie zinterpretować. Pragnął jej, a więc dlaczego mieliby sobie tego odmawiać? Fakt, rozsądek. Naprawdę musiał się go dzisiaj słuchać? Szło im tak dobrze...
- Oj, nie słuchaj teraz rozsądku. - zmarszczyła brwi wyraźnie niepocieszona prośbą. - Nie martw się o... - coś dopowiadała, ale przerwał jej pocałunkiem. Zdecydowanie zbyt krótkim w porównaniu z poziomem, na jaki już weszli. Chyba żartował sobie z takim czymś...? Otwierała usta, by przedstawić jego słowa w innym świetle, gdy znowu utrudnił jej przemówienie. Za każdym razem próbowała się odezwać i za każdym zamykał jej usta, co zaczynało się jej podobać. A gdyby to tak przedłużać? Nie mógłby skończyć. Rozochocił ją ostatnim pocałunkiem. Westchnęła do jego ust, przylgnęła znów ciałem, przesunęła językiem po jego ustach, całkowicie zapominając, że on coś mówił. Chyba coś ważnego, ale nie miała ochoty wracać do rzeczywistości. Gdy się odrywał, nie pozwalała raz, drugi, ale za trzecim musiała wypuścić jego usta. Zmrużyła powieki, a była w tym jakaś niegroźna groźba.
- To jest proste, Riley. Bardzo proste. Ty chcesz, ja chcę, to co nas powstrzymuje? Tylko twój rozsądek. Daj mu dziś wolne, proooszę... - przeciągnęła samogłoskę, ujęła jego brodę i ucałowała kąciki ust, zapraszała znów do kolejnej serii. - Dobrze, to ty mi powiesz, a potem wrócimy do tego, co przed chwilą, okej? - nie wyglądała na szczególnie przejętą ostrzeżeniem, że mogłaby żałować. Cokolwiek by nie powiedział, nie uważała, by miało to nią wstrząsnąć na tyle, by miała zmienić zdanie. Znała kaliber jego tajemnic, a więc uważała, że już niejako była przygotowana na podobnego rodzaju sekrety. Szczerze powiedziawszy, chciała już wrócić do wycałowywania każdego centymetra jego twarzy i prób sprawdzenia czy zauważy jej zainteresowanie skrytymi bliznami. Odsunął się, co skomentowała obrażoną miną, ale dała się pociągnąć, bo to była szansa, że wystarczająco się stęskni i porzuci pomysł słuchania rozsądku. Gdy tylko usiadł, zrobiła to samo, ale na jego udach, obciążając je swoim ciężarem. Ta bliskość przypadła jej do gustu, a i przypilnowała się dzielnie, by siedzieć grzecznie, z nogami spuszczonymi na jedną stronę. Momentalnie oplotła jego kark swoimi ramionami i zajęła się scałowywaniem centymetrów skóry jego policzka i brody. Teraz sięgała do gładkiej, zdrowej części, a więc tym bardziej nie miała oporów przed muskaniem jej koniuszkiem języka przy każdym malutkim, cichutkim całusie. Sprowadził na siebie kłopoty, tylko chyba nie był świadom jeszcze jakiego rodzaju. Nie chciało jej się teraz myśleć o trudnych rzeczach, skoro mogła go już rozpieszczać. Zapewne przymusi się do skoncentrowania na słowach... jeśli przywoła ją do porządku.
Powrót do góry Go down


Riley Fairwyn
Riley Fairwyn

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Dodatkowo : metamorfomagia, prefekt naczelny
Galeony : 4204
  Liczba postów : 1697
https://www.czarodzieje.org/t15093-riley-t-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t15161-maverick
https://www.czarodzieje.org/t15098-riley-fairwyn
https://www.czarodzieje.org/t18289-riley-fairwyn-dziennik
Ogrody QzgSDG8




Gracz




Ogrody Empty


PisanieOgrody Empty Re: Ogrody  Ogrody EmptyNie 22 Wrz - 22:43;

Jej bunt wcale nie sprawiał mi przyjemności. Wręcz przeciwnie. Im bardziej upierała się przy swoim, jednocześnie ciągnąc mnie w zupełnie innym kierunku, niż początkowo zamierzałem, tym trudniej było mi podjąć właściwą decyzję. Bardzo chciałem jej posłuchać, a jednocześnie zdawałem sobie sprawę z tego, że to będzie po prostu niemożliwe. Nie chciałem, aby ten jeden, niewinny pocałunek skończył się dzisiaj w mojej pościeli. Podobna spontaniczność zupełnie do mnie nie pasowała. Kimże bym był bez tej swojej denerwującej ją teraz rozwagi? Czy miała świadomość, że wtedy najpewniej nigdy byśmy się nie poznali? Gdyby tak było, zapewne leżałbym już martwy, ścigając widmo tamtego smoka. Nie zaatakowałem jej jednak twardymi słowami, nie byłem w stanie. Sprytnie poruszała we mnie czulsze nuty, powodując że wszystko to było jedynie… przykre. Przykre dla mnie i najpewniej również i dla niej. Próbowała mnie przekonać, ale nie miało to już racji bytu. Odkąd wypowiedziałem te słowa, byłem zbyt pewien tego jak bardzo są one właściwe. Jej lekceważenie nie było jednak czymś, co mogłem od tak zignorować. Wyraz mojej twarzy nieco się zmienił. Zesztywniałem, przypomniałem też sobie o istnieniu mojej maski skrywającej emocje przed cudzym spojrzeniem. Skryłem pod nią, aby nie ujawnić jej, że udało jej się mnie zdenerwować.
- Skup się, to ważne - powiedziałem, ale nie dała mi już dojść do słowa. Zamiast wyhamować, uznała to wszystko za zaproszenie, bądź okazję do zmiany obecnego stanu rzeczy. Tak to odebrałem, ale nie miałem jednak serca, aby ją odrzucić. Złożyłem dłoń na jej udach, poddając się jej pocałunkom z coraz to większym mętlikiem w głowie. Nie chcąc dopuścić do sytuacji, w której moja samokontrola całkiem by stopniała, zacisnąłem palce na jej kolanie. Ostrzegawczo.
- Jeśli za pięć minut wciąż będziesz tego taka pewna, dam ci wszystko czego będziesz pragnęła. - Zadeklarowałem twardo, starając się skupić nawet pomimo istnego gradu przyjemnych pocałunków, którymi obsypywała moją twarz. Zanim podjąłem działanie, zdążyłem jeszcze spojrzeć na nią ze smutkiem. Nie wierzyłem, że do tego dojdzie. Chwyciłem ją mocniej w talii. Sekundę później wessało nas oboje wprost w gumową rurę, gdy siła teleportacji wyrzuciła nas do innego zakątka domu.

| ztx2
Powrót do góry Go down


Ravinger Fairwyn
Ravinger Fairwyn

Dorosły czarodziej
Wiek : 53
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : laska i szrama na twarzy
Galeony : 288
  Liczba postów : 274
https://www.czarodzieje.org/t20909-ravinger-fairwyn-w-trakcie-pracy-nad
https://www.czarodzieje.org/t20925-miejsce-do-ktorego-nie-chcesz-wyslac-sowy#670161
https://www.czarodzieje.org/t20910-ravinger-fairwyn#669657
https://www.czarodzieje.org/t20930-ravinger-fairwyn-dziennik#670
Ogrody QzgSDG8




Gracz




Ogrody Empty


PisanieOgrody Empty Re: Ogrody  Ogrody EmptyCzw 31 Sie - 19:50;

Samouczymy się transmy już ostatni raz w sierpniu


Czy koniec sierpnia to idealny dzień na wiosenne prace w ogrodzie? Cóż, punkt widzenia należy od punktu widzenia. Ravinger nie zamierzał tracić na produktywności wraz z początkiem roku szkolnego, niejako mijałoby się to z sensem życia. Wszak jeśli nie idziemy do przodu to stoimy, zaś stojąc cofamy się już do tyłu. Nieco abstrakcyjne postrzeganie rzeczywistości, niemniej ciekawe a stary zaklęciarz zdawał się je łagodnie przyswoić do swojego światopoglądu, czerpiąc z niego solidnymi garściami. Właśnie to zdaje się powodem jego rocznej nieobecności w Londynie, niemniej zwiedzania świata zdaje się takie nikłe przy radości, którą niesie drobna renowacja ogrodu, kiedy ten jeszcze kwitnie i ma ostatnie dni bycia majestatycznie pięknym.
  Swoje małe renowacje mężczyzna zaczął od usuwania większych i mniejszych kamieni. Swoim powolnym krokiem, zatapiającym laskę w ziemię szedł szepcząc co chwilę separi petris. Nawet uśmiechał się do swojej pracy, dumny z tego, iż wiekowy ogród zyska powiewu świeżości. Wszyscy poważni magiczni arystokraci w tym momencie zapewne cieszą się większą ilością mniejszych kamieni niżeli kilkoma sporymi głazami. Chodziło tu jedynie o estetykę, chociaż Rav namachał się przy tym zadanie niemało. Nieraz musiał przystanąć w miejscu, aby pokręcić nosem do skały, która wcale nie chciała ulec jego urokowi. No, urokowi jego różdżki bardziej niżeli jemu samemu. Z takimi miał już ochotę rozprawiać się za sprawą bombardy, ale jedynie brak godności zmusił go do męczenia się z subtelnością separi petris.
  Niektórym roślinom zdecydował się powiększyć donice, co skończyło się ich zniszczeniem niżeli oczekiwanym efektem. Po takich dwóch wypadkach Fairwyn zechciał już jedynie zmienić im nieco designe. Przerobić stary zniszczony plastik na terakotę, gdyż niedocenienie tego pięknego, majestatycznego materiału to wielki grzech. Chociaż zaklęcie Morfio również średnio chciało współpracować mężczyzną. Donice zmieniały się w połowie, bądź tylko na moment przyjmowały pożądany kształt. Napsuło mu to niemało krwi, zwłaszcza, że taka walka zawsze jest nierówna. Po kilkunastu próbach Rav usiadł smętnie na kamieniu, przyglądając się donicom z wielką dezaprobatą. Finalnie postanowił nie zmieniać materiału, z którego pierwotnie zostały wykonane, a jedynie zmienić ich wzorzystość.
  - Exemplar - obiło się echem między krzewami, a Rav starał się tworzyć na donicach przyjemne barokowe kształty roślin. Nadać starym donicom nieco polotu i powabu z dawnych epok, aby piękno roślin nie zostało ujmowane przez coś tak marnego jak ich donice.
Poprzez tak marną magię, doniczka pulsowała światłami, tańcząc z odcieniem soczewki słońca wraz z ciemną głębią księżycowego błękitu. Kolory tańczyły, splecione czarami, między ciepłem a chłodem palety barw, ożywiając rośliny i duszę doniczki. To właśnie rzecz, za którą Rav mógłby pokochać trnamutację. Ta prostota, brak wyrafinowania i emocję, które towarzyszymy z robieniem czegoś tak prostego jak zmiana ubarwienia codziennej rzeczy.

/zt +
Powrót do góry Go down


Ravinger Fairwyn
Ravinger Fairwyn

Dorosły czarodziej
Wiek : 53
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : laska i szrama na twarzy
Galeony : 288
  Liczba postów : 274
https://www.czarodzieje.org/t20909-ravinger-fairwyn-w-trakcie-pracy-nad
https://www.czarodzieje.org/t20925-miejsce-do-ktorego-nie-chcesz-wyslac-sowy#670161
https://www.czarodzieje.org/t20910-ravinger-fairwyn#669657
https://www.czarodzieje.org/t20930-ravinger-fairwyn-dziennik#670
Ogrody QzgSDG8




Gracz




Ogrody Empty


PisanieOgrody Empty Re: Ogrody  Ogrody EmptyCzw 28 Wrz - 10:37;

Samonauka #2 transmutacji

W świetlistym, zakurzonym kącie ogrodu, wielkiego domostwa, które od długich dekad otulało ród Fairwynów swoimi zimnymi murami, Ravinger i jego wierna magiczna pałka postanowili się zabrać za naukę potężnego zaklęcia (no, zmiany cieczy po prostu, ale wciąż!). Jego przywiązanie do Malcolma - owej magicznej pałki - było niezwykle silne, dzięki niemu dokonywał swoich niesamowitych osiągnięć. Chociaż teraz lśniły one cieniem przeszłości przez jeden wybryk, o którym zapewne wszyscy już zapomnieli. Mimo to brunet musiał się doszkolić z pewnych zapomnianych przez siebie dziedzin magii, chcąc zaangażować się w rodzinny biznes.
  Ravinger stanął przed wyklinanym stołem, na którym umieścił kryształową misę, w której znajdowała się woda. Z wyraźnym skupieniem i pewnością siebie, podniósł Malcolma i skierował go w stronę miski. Słowa zaklęcia wypłynęły z jego ust, wypełniając pobliską przestrzeń uczuciem do magii, które czuł w sobie ostatnio w Hogwartu za małolata. Woda w misce zaczęła pulsować, zmieniając się w przejrzysty płyn o złocistym odcieniu.
  Czarodziej uśmiechnął się do Malcolma, czując silną więź z tą różdżką, towarzyszącą mu przez całe lata nauki w Hogwarcie. Wspólnie dumnie reprezentowali Dom Kruka, przynosząc mu niemałą chwałę przez długie lata. A teraz jedynie bawili się jak dzieci, które zmieniają wodę w złoty rum. Rav podszedł do misy, wąchając efekt swojej pracy i z dumą mógł stwierdzić, że przypominało to rum - pierwszy sukces tego wieczoru był już zaliczony.
  Następnie, Ravinger postanowił podjąć jeszcze większe wyzwanie. Zamyślił kolejne zaklęcie i skierował Malcolma w stronę kryształowej misy z rumem. Tym razem słowa zaklęcia miały za zadanie zmienić rum w wino. Kiedy czarodziej wyrecytował formułkę, rum w misie zaczął zmieniać kolor, stając się rubinowoczerwonym winem. Fairwyn dołożył starań, aby smakowało i przypominało wino jego młodości, ze słodkich, mołdawskich winogron, które dojrzewały w sercu rozgrzanego słońca, niczym róże na pobliskim krzaku.
  Próbując wina, twarz Fairwyna pokryła się niezadowoleniem. Może i misa nie wyglądała jakoby była w niej woda to Rac zmienił jedynie kolor i nieznacznie zapach swojego substratu.  Choć znał zaklęcia i miał doświadczenie w wykonywaniu magicznych sztuczek, to zamiana wody w wino była zadaniem wyjątkowo skomplikowanym. Podszedł do tego na nowo.
  Ravenger wiedział, że musi być dokładny i precyzyjny w każdym etapie zaklęcia, aby uzyskać pożądany efekt. Jego umysł pracował gorączkowo, próbując znaleźć odpowiednią formułkę, która działałaby w tym konkretnym przypadku. Następnie musiał skoncentrować swoją moc na Malcolmie, aby w odpowiedni sposób zadziałać na płyn w misce. To było trudniejsze, niż się spodziewał, ponieważ wymagało nie tylko mocy, ale i głębokiej koncentracji i zrozumienia natury wody oraz alkoholu. Każdy szczegół był ważny - od temperatury po smak i zapach.
  Po kilku minutach intensywnego skupienia, płyn w misce zaczynał nabierać koloru i zapachu wina. Ravenger odczuwał zmęczenie, ale nie mógł teraz zawieść. Ostatecznie, gdy płyn w misce osiągnął pożądany stan, czarodziej wypowiedział ostatnie słowo zaklęcia i oddał Malcolmowi ostatnią dawkę mocy. I nie pozostało mu nic jak tylko cieszyć się ulubionym winem.

/zt

+
Powrót do góry Go down


Ravinger Fairwyn
Ravinger Fairwyn

Dorosły czarodziej
Wiek : 53
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : laska i szrama na twarzy
Galeony : 288
  Liczba postów : 274
https://www.czarodzieje.org/t20909-ravinger-fairwyn-w-trakcie-pracy-nad
https://www.czarodzieje.org/t20925-miejsce-do-ktorego-nie-chcesz-wyslac-sowy#670161
https://www.czarodzieje.org/t20910-ravinger-fairwyn#669657
https://www.czarodzieje.org/t20930-ravinger-fairwyn-dziennik#670
Ogrody QzgSDG8




Gracz




Ogrody Empty


PisanieOgrody Empty Re: Ogrody  Ogrody EmptyCzw 28 Wrz - 12:33;

SAMONAUKA #3 TRANSMUTACJI

Ravinger stanął w ogrodzie swojej rodzinnej posiadłości, gdzie zadaniem, które postawił sobie dzisiaj, było zmienić kolor kamieni wyłożonych na drodze. Wydawało się to dość proste, ale w rzeczywistości okazało się o wiele bardziej skomplikowane niż przewidywał. A to taki plot twist w tym wątku, co nie?
  Początkowo, czarodziej użył swojej magicznej różdżki, Malcolma, który umiał już takie sztuczki jak zmiana koloru danej materii, aby spróbować ostatecznie zmienić kolor kamieni. Pomimo wielu prób, kamienie nadal pozostawały w swoim pierwotnym kolorze. Ot, były już zabarwione wieloma różnymi kolorami: żółcią, pomarańczą czy paskudną zielenią, która przypominała odcieniem rzecz wielce niesmaczną, więc pozostanie przysłoniona taktowym milczeniem. Jednak wykorzystane barwy z szerokiej palety były przypadkowe i nie potrafiły usankcjonować faceta jak należy.
  Czarodziej musiał głęboko się skoncentrować, próbując wniknąć w naturę kamieni i przekształcić je na poziomie atomowym czy może bardziej molekularnym? Ta myśl pojęła go na długie kwadranse. Co on tak właściwie będzie przemieniał, aby przekształcić kamień - kolor tak właściwie -  czy to tylko smyranie magią powierzchni tego przedmiotu? A może to zwykłe niezdecydowanie i Rav nudził się tak bardzo, że nie miał zajęcia.
  Zaś samo zaklęcie wymagało ogromnej precyzji i cierpliwości. Każdy kamień był inny, więc brunet musiał dostosować swoje zaklęcie do każdego z nich. Co było śmieszne. Kiedyś zrobiłby to z łatwością. Albo gdyby chodziło o zwykłe zaklęcia, które tak bardzo kochał. Wtedy cały ogródek odnowiłby w trzy minuty. Może cztery, gdyby mu się nie chciało.
  W miarę jak minęły godziny, Ravinger stawał się coraz bardziej zmęczony, a kamienie nadal pozostawały niezmienione. Czarodziejowi brakowało sił, a jego frustracja rosła. Jednak nie chciał się poddać. Wiedział, że to zadanie było wyjątkowo trudne, ale jego duma i wytrwałość nie pozwoliły mu zrezygnować. A raczej: zadanie było na tyle łatwe, iż męczenie się nad nim tak długu było frustrujące. I - powtórzę raz jeszcze - bardzo męczące.
  Po wielu nieudanych próbach i jeszcze większym wysiłku w końcu zaczął dostrzegać efekty. Kamienie na drodze zaczęły delikatnie zmieniać swój kolor, stając się tym, czego tak bardzo pragnął. To było osiągnięcie, które wymagało ogromnej pracy i wytrwałości, ale Ravinger wiedział, że warto było. Teraz jego ogród lśnił nowymi kolorami, a kamienie na drodze były teraz pięknym elementem tego magicznego krajobrazu. Przynajmniej na początku ścieżki, gdyż do zmiany zostało jeszcze wiele, wiele kamieni.
  Fairwyn zatem rozpoczął swój spacer wstydu, zmieniając każdy kamień na długich drogach wyłożonych kamieniem. Mniejszym czy większym. Wraz z każdym krokiem Fairwynowi zaczęło wychodzić to z wrodzoną niemal łatwością. Wyglądało to niczym tak, jak każdy krok bruneta barwił chodnik wybranym kolorem. Niczym naturalnym piaskowca bądź pięknem wypalenia czerwonej cegły. Duma zaczynała się palić w jego sercu wielką nieśmiałością.
+
Powrót do góry Go down


Ravinger Fairwyn
Ravinger Fairwyn

Dorosły czarodziej
Wiek : 53
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : laska i szrama na twarzy
Galeony : 288
  Liczba postów : 274
https://www.czarodzieje.org/t20909-ravinger-fairwyn-w-trakcie-pracy-nad
https://www.czarodzieje.org/t20925-miejsce-do-ktorego-nie-chcesz-wyslac-sowy#670161
https://www.czarodzieje.org/t20910-ravinger-fairwyn#669657
https://www.czarodzieje.org/t20930-ravinger-fairwyn-dziennik#670
Ogrody QzgSDG8




Gracz




Ogrody Empty


PisanieOgrody Empty Re: Ogrody  Ogrody EmptyCzw 28 Wrz - 12:57;

SAMONAUKA #4 TRANSMUTACJI

Ravinger postanowił uczynić swój ogród jeszcze bardziej wyjątkowym, przemieniając istniejące rzeźby ogrodowe w efektowne lodowe posągi. Wiedział, że to zadanie będzie wyjątkowo trudne, ale był gotów na wyzwanie. Chociaż ostatnio bardzo lubił spędzać czas w ogrodzie na rozwijaniu swoich umiejętności. Łączyło to samorozwój z czasem przyjemnym, relaksem czy nawet dziwną radością z taką poddziedziną zaklęć jak transmutacja.
  Najpierw skupił swoją uwagę na jednej z rzeźb, która przedstawiała eleganckiego łabędzia unoszącego się nad wodą. Wyjął swoją magiczną różdżkę, Malcolma, kierując go w stronę pociągu. Czarodziej wypowiedział zaklęcie, które miało przekształcić kamień w lód. Poczuł, jak jego magia zaczęła się rozprzestrzeniać po rzeźbie, a kamień zaczął blednąć, krystalizując się w ujmującej postaci łabędzia, który jeszcze moment wcześniej jawił się jako twardy kamień.
  Następnie Ravinger skoncentrował się na zamrożeniu lodu w taki sposób, aby nadać mu kształt i szczegóły rzeźby. To było wyjątkowo trudne, ponieważ lód był delikatny i łatwo ulegał deformacjom. Czarodziej musiał działać z ogromną precyzją, by nadać posągowi prawdziwą formę i detal. Chociaż manipulacja lodem jednym zaklęciem zdawała się łatwiejsza niżeli manipulacja w strukturze kamienia.
  Kiedy ukończył pierwszą rzeźbę, poczuł ogromną satysfakcję, widząc, jak łabędź zamienił się w imponujący lodowy posąg unoszący się nad oczkiem wodnym. Teraz przyszedł czas na pozostałe rzeźby w ogrodzie.
  Długimi godzinami Ravinger pracował nad każdą z rzeźb, przemieniając je w lodowe arcydzieła. Kamienne twarze i postacie stawały się lodowymi odbiciami swojej pierwotnej formy, błyszcząc w słońcu i rzucając iskrzące refleksy na otaczające je rośliny.
  Jego wysiłki były wynikiem ogromnej pracy i koncentracji, ale efekty były spektakularne. Ogród Ravingera stał się miejscem, w którym lodowe posągi były doskonałą harmonią z naturą i otoczeniem. To było prawdziwe arcydzieło magii i sztuki, które zachwycą każdego, kto miał będzie przyjemność odwiedzić tej magiczną posiadłość. Chciał bardzo, aby ogród z łatwością przeszedł ten moment bycia letnią pięknością na zimowy zachwyt.
  Ravinger zdecydował się nie tylko na przekształcenie kamieni w lodowe posągi, ale również na zmianę rzeźb z żywopłotu w lód. Wiedział, że to zadanie będzie wyjątkowo trudne, ponieważ żywopłoty były znacznie bardziej delikatne niż kamienne rzeźby.
  Czarodziej skierował swoją uwagę na jeden z żywopłotów, który przedstawiał delikatne liście i gałęzie roślin. Wyjął swoją magiczną różdżkę, kierując ją na żywopłot. Zaklęcie, które wypowiedział, miało przekształcić rośliny w lód, ale zachowując ich naturalne kształty i szczegóły.
  Zadanie to okazało się wyjątkowo trudne, ponieważ rośliny były żywe i reagowały na magię w nieprzewidywalny sposób. Ravinger musiał działać z ogromną ostrożnością, aby nie uszkodzić żywopłotu ani nie naruszyć jego struktury.
  Kiedy w końcu udało mu się zamienić żywopłot w lodowy, przezroczysty obraz roślin, poczuł ogromną ulgę i satysfakcję. Teraz żywopłot przypominał lódowy las, który błyszczał na słońcu i rzucał hipnotyzujące cienie na ziemię.

+
Powrót do góry Go down


Ravinger Fairwyn
Ravinger Fairwyn

Dorosły czarodziej
Wiek : 53
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : laska i szrama na twarzy
Galeony : 288
  Liczba postów : 274
https://www.czarodzieje.org/t20909-ravinger-fairwyn-w-trakcie-pracy-nad
https://www.czarodzieje.org/t20925-miejsce-do-ktorego-nie-chcesz-wyslac-sowy#670161
https://www.czarodzieje.org/t20910-ravinger-fairwyn#669657
https://www.czarodzieje.org/t20930-ravinger-fairwyn-dziennik#670
Ogrody QzgSDG8




Gracz




Ogrody Empty


PisanieOgrody Empty Re: Ogrody  Ogrody EmptyCzw 28 Wrz - 13:16;

SAMONAUKA #5 TRANSMUTACJI

Kolejny dzień w ogrodzie w oczekiwaniu na piękny październik, kiedy drzewa w ogrodzie były udekorowane kolorowymi liśćmi, a jesienne kwiaty zdobiły drogę do labiryntu w ogrodzie. Mimo że ogólny krajobraz był malowniczy, czarodziej postanowił dokonać magicznej transmutacji, która nadałaby ogrodowi wyjątkowy, jesienny charakter. Jego magiczna różdżka, Malcolm, miała tu odegrać kluczową rolę. Bardzo się lubili, a ostatnio Malcolm dawał w transmutacji czadu, że tak to ujmę w bestialskich słowach.
  Ravinger zaczął swoją pracę od drobnych owadów i bezkręgowców, które zamieszkiwały ogród. Przyciągnął swoją różdżkę w stronę grupy motyli i chrząszczy, zamierzając przekształcić je w jesienne kwiaty. Zaklęcie, które wypowiedział, wydobyło się z Malcolma prawdziwą eksplozją kolorów i magii. Niosło to przez jego dłoń samą przyjemność, która wypracowała na twarzy bruneta szczery uśmiech godnym najgorszej jesieniary.
  Następnie Fairwyn przeniósł swoją uwagę na różne gatunki bezkręgowców, takie jak pająki i ważki, które zamieszkiwały ogrodowe krzewy. Wypowiedział zaklęcie, które miało zamienić je w delikatne, jesienne kwiaty o nasyconych kolorach. Pająki zaczęły przekształcać się w malownicze chryzantemy o intensywnych barwach, a ważki stawały się kolorowymi kalie.
  Malcolm, magiczna różdżka Ravingera, wydawała się oddychać życiem, przekształcając niemal każdego bezkręgowca w niepowtarzalny element ogrodu. Czarodziej poświęcił wiele czasu i energii na dokładne dopasowanie kształtów i kolorów, tak aby każdy kwiat był wyjątkowy i harmonizował z otoczeniem.
  Dalszą pracę postanowił zacząć od grupy osiedlających się w ogrodzie pająków. Wybrał jeden z większych, srebrzysto-złocistych osobników i skierował na niego Malcolm, wypowiadając starannie wybrane zaklęcie. Magia z różdżki zaczęła otaczać pająka, powoli przekształcając go w kolorowy, jesenny kwiat. Pajęczyna, która była wcześniej w jej sieci, stała się koroną płatków, a nóżki zmieniły się w delikatne łodygi. Kwiat zaczynał lśnić w odcieniach złota, pomarańczy i bordo. Ravinger nie tylko zmienił wygląd pająka, ale także nadał mu nowe życie w postaci pięknego kwiatu.
  Kolejnym etapem były ważki, które często przelatywały nad oczkiem wodnym w ogrodzie. Czarodziej wybrał jedną z nich, długość jej ciała zamieniając w koronę kwiatu o nieziemskiej krasie. Oczy ważki przekształciły się w delikatne płatki, a skrzydła w lśniące płatki kwiatu. Magia wypełniła ogrodową przestrzeń zapachem i kolorami, nadając mu unikalny urok.
Ravinger kontynuował proces przemiany różnych bezkręgowców, tworząc w ten sposób kwiatowe cuda. Każdy z nich miał swój unikalny charakter i kolor, tworząc w ogrodzie niesamowity paletę jesiennych barw.
  Brunet kontynuował proces przemiany różnych bezkręgowców, tworząc w ten sposób kwiatowe cuda. Każdy z nich miał swój unikalny charakter i kolor, tworząc w ogrodzie niesamowity paletę jesiennych barw.
  Gdy jego praca dobiegła końca, ogrodowa posiadłość Ravingera była przesiąknięta magią natury i czarów czarodziejskiej transformacji. Bezkręgowce, które wcześniej były niepozornymi mieszkańcami ogrodu, stały się teraz urokliwymi, jesiennymi kwiatami, które przyciągały uwagę.

+
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Ogrody QzgSDG8








Ogrody Empty


PisanieOgrody Empty Re: Ogrody  Ogrody Empty;

Powrót do góry Go down
 

Ogrody

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Ogrody JHTDsR7 :: 
Dolina Godryka
 :: 
Domy i mieszkania
 :: 
Dom Fairwynow
-