Od wielu, wielu lat stoi samotnie mała drewniana łódeczka, przytulona bokiem do drewnianego pomostu. Niepozorna, na pierwszy rzut oka całkowicie zwyczajna. Widać, że wysłużona, jednak wciąż zdatna do użytkowania. Nie skrzypi, a dwa wiosła oparte są o ławeczkę w środku. Miejsce to jest odwiedzane przez zakochanych, a niejednokrotnie służy za romantyczne tło organizowanych tu randek. Cisza, spokój, świergot ptaszków, spokojna tafla jeziora...
Aby dowiedzieć co się wydarzyło, rzuć kostką. Uwaga! Możesz rzucić kostką wyłącznie jeden raz! W każdym następnym wątku, który tu rozpoczniesz, kości oraz płynące z nich straty/korzyści już Ci nie przysługują!
Spoiler:
1 - jeśli wchodzisz do łódki z kimś, to już na pomoście czujesz jak Twój humor nagle się poprawia. Gdy wypłyniecie na brzeg, czujesz do drugiej osoby nagły przypływ sympatii (jeśli Twój rozmówca wyrazi taką chęć, efekt może obejmować i jego, nawet jeśli nie wylosował tego efektu). Masz ochotę komplementować drugą osobę, być dla niej miłym i życzliwym. Jeśli były między Wami jakiekolwiek zwady - to teraz jest bez znaczenia, bowiem czyż nie lepiej jest być miłym i uśmiechniętym we własnym towarzystwie? Efekt utrzymuje się przez całą podróż łódką, a znika stopniowo po wyjściu z niej. Jeśli jesteś tu sam (i jeśli chcesz, bowiem nie jest to wymóg) pierwsza osoba jaką spotkasz będzie tą, dla której będziesz chciał być uprzejmy i życzliwy.
2 - udało Ci się wypłynąć łódką, jednak osiem metrów od brzegu nagle coś w nią huknęło od spodu wprawiając ją w turbulencje. Niestety, łódka przewróciła się, a Ty wpadłeś do wody. Zanim udało Ci się wypłynąć na brzeg (bądź zanim ktoś Ci pomógł - dowolna interpretacja) zostałeś pogryziony przez... plumpki. Twoje ubranie jest zdarte, a i masz na ciele kilkanaście drobnych ranek, które na szczęście nie wymagają profesjonalnego leczenia. Pamiętaj, aby je oczyścić!
3 - siedzisz na pomoście/płyniesz łódką i nikt ani nic Ci w tym nie przeszkadza. Ile upłynęło czasu? Minuta, dwie, a może nawet cała godzina? Zerknąwszy na swoje dłonie zauważasz, że na nadgarstku masz założoną... Taśmę Obłudy! Nie jesteś w stanie stwierdzić skąd się wzięła i jak długo ją masz na sobie. Możesz ją bezproblemowo zdjąć... jeśli chcesz. O przedmiot upomnij się w tym temacie.
4 - wchodzisz do łódki... sam lub z kimś i spędzacie miło czas w jeziorze. Kiedy chcesz już wracać zauważasz, że wiosłowanie nic Ci nie daje. Nie zawracasz ani nie przemieszczasz się w tę stronę, którą chcesz. Łódka Cię nie słucha i dalej pływa, pływa, pływa... Przez najbliższe trzy godziny nie jesteś w stanie "zmusić" jej do posłuszeństwa, a i zaklęcia na nią nie działają. Dopiero po upływie czasu samoistnie dopływa do pomostu, jak gdyby nigdy nic się nie stało.
5 - ledwie dotknąłeś łódki, a ta, niczym pchnięta czyjąś siłą, odpłynęła, a Ty z racji impetu wpadłeś do wody. Dobrze, że tuż przy pomoście, dlatego możesz bezproblemowo się wynurzyć. Do końca tego wątku odczuwasz zimno. Ogrzej się, jeśli nie chcesz się przeziębić.
6 - wchodzisz do łódki i prawie na coś nadeptujesz. W ostatniej chwili przesunąłeś stopę i schyliłeś się, by sprawdzić co to. Twoim oczom ukazuje się fiolka z jasnoniebieskim płynem. Zerkasz na etykietę i widzisz drobno zapisaną notatkę - Eliksir Gregory'ego. Korzystaj mądrze. Gratulacje! O przedmiot upomnij się w tym temacie.
______________________
Autor
Wiadomość
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Woda była lodowata. Ubranie od razu nabrało znacznie większego ciężaru, ciągnęło go w dół, w ciemną toń. Nie było tu kałamarnicy, oj nie, ale za to pojawiły się plumpki! Zanim Eskil w ogóle zorientował się gdzie jest góra a gdzie dół to poczuł na skórze kilkanaście ugryzień. Płuca ścisnęły się w resztkach tlenu, ciało instynktownie wprawiło kończyny w ruch i mimowolnie próbował płynąć w górę. Ciężko było jednak się na tym skoncentrować skoro zewsząd chciało go zjeść... surowe jedzenie, które ostatnio było na szkolnym obiedzie! Mały ból, szok i ryzyko utonięcia wywołało w Eskilu reakcję obronną - wilowatą. Nie widział tego, ale czuł jak jego dłonie i twarz deformują się w harpiej odsłonie. Z jego gardła wydobyło się kilkanaście bąbelków, a plumpki na widok tonącego potwora rozpierzchły się na wszystkie strony. Szarpnął się w wodzie i instynktownie ruszył w górę, aby się wynurzyć bowiem tlen w jego płucach już się skończył. Uderzył ramieniem w łódkę co sprawiło, że jego twarz i dłonie powróciły do spokojnej, ludzkiej formy i Christina nie musiała oglądać tego, co wstydliwe. Rozkaszlał się okropnie, miał sine usta, białą skórę, raz po raz osuwał się do połowy twarzy pod wodę. Wyciągnął rękę do brzegu łódki i zacisnął na niej palce, a potem próbował się na nią wciągnąć. Zajęło mu to sporą chwilę ale w końcu z głośnym łomotem znalazł się z powrotem w łódce, tuż u stóp Christiny. Oparł czoło o szorstkie drewno i się rozkaszlał. - N-nie po-po-polecam... - wydusił z siebie ochrypłym głosem, ale się nie podnosił. Najbardziej to było mu zimno, a przemoczone ubrania tylko potęgowały wychłodzenie. - To ja... - zakasłał - ... sobie tu po-poleżę chwi..chwilę. - dodał i machnął ręką aby przypadkiem nie panikowała. Nie z takich rzeczy wychodził aczkolwiek wyglądał kiepsko. I mokro.
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Kryśka nie była typem panikary, ale w chwili gdy chłopak zniknął pod wodą, ciśnienie wskoczyło jej na jakiś kosmiczny poziom. W pierwszej chwili ją sparaliżowało, bo nie miała najmniejszego pojęcia, co mogłaby zrobić. Byli spory kawałek od brzegu, więc wołanie o pomoc raczej odpadało, bo wiatr na pewno by je zagłuszył. Wskoczenie ze nim do wody też nie było rozwiązaniem. Christi w zimnej wodzie najprędzej dostałaby jakiegoś paraliżu i jak nic poszłaby na dno. Rozejrzała się wokoło, ale nigdzie nie widziała niczego, co mogłoby być w tej chwili pomocne. Bliska już była strzelenia w wodę jakimś zaklęciem, gdy zauważyła poruszający się pod powierzchnią kształt. Jakaś gula pojawiła się w jej gardle. Kałamarnica wraca po nią? Dziwny kształt okazał się być na szczęcie Eskilem. Wyglądał kiepsko - jak każdy po takim nagłym i niezamierzonym morsowaniu by wyglądał, ale najważniejsze, że kałamarnica go nie dopadła. Gdy się wynurzył, wychyliła się, by pomóc mu wrócić do łódki, ale wtedy ta skorupa zaczęła się niebezpiecznie przechylać. Usiadła więc i czekała, aż chłopak sam zacznie wdrapywać się do łódki. Żeby ich nie przechyliło, opierała się o przeciwną burtę. - Nic nie mów - mruknęła, gdy blondyn zaczął coś mówić przez kaszel. Odkąd w wyniku pożaru na prawie połowie ciała miała blizny po poparzeniu, bardzo szybko się wychładzała. Wiedziała więc, że w takim przypadku chłopak powinien oszczędzać energię. Wyjęła z kieszeni różdżkę i poszukała w głowie odpowiednich zaklęć. Chyba w wyniku stresu jej pamięć zaczęła działać na wyższych obrotach, bo przypomniała sobie zaklęcie osuszające. - Silverto - wypowiedziała zaklęcie, celując różdżką w ubranie Eskila. Najistotniejsze w tej chwili było wysuszenie ich. Gdy ubranie będzie suche, ciało zacznie się powoli ogrzewać. Jej samej z tych emocji to się aż zrobiło gorąco, więc gdy zaklęcie wysuszyło już chłopaka, zdjęła swoją kurtkę i zarzuciła ją na niego, co by było mu trochę cieplej. Jej ubieranie się w kilka warstw ubrań przydało się choć raz.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Zgrywał się z kałamarnicą i miał za swoje. Kąpiel wodna w samym środku grudnia powinna przejść do historii głupoty i żenady. Trząsł się jak galareta co było zrozumiałe skoro temperatura jego ciała opadła o dobre kilka stopni. Mokre ubranie kleiło się do ciała, wokół niego tworzyła się wilgotna kałuża a lekki grudniowy wiatr odczuwalny był niczym smagnięcia burzy śnieżnej. Podniósł się do siadu choć nie było to ani trochę przyjemne. Popatrzył na Christinę i uśmiechnął się zziębnięty i przemoczony. - Zimna w-woda, s-sprawdzałem… l-lepiej… ł-łazienka p-prefektów z… z bąbę… - urwał kiedy opadła na niego kurtka przesiąknięta na wskroś jej zapachem. Doceniał gest ale przemoczone ubrania dostarczały więcej chłodu aniżeli nagrzany materiał kurtki. Zamknął oczy kiedy opadł na niego gorący powiew powietrza z tego praktycznego zaklęcia. - Ch-chwila. M-muszę t-to z siebie… - przerwa na stękanie zębami i próbę zdjęcia z siebie swojej kurtki, czapki, szalika. Wkurzał się bo szło mu ciężko. - P-pomóż mi. - wydusił z siebie kiedy suwak nie chciał ustąpić. Na nic się zda ogrzewanie go skoro ma na sobie ciężkie i mokre ubrania. Rzucił kolejno wszystko na belkę choć wymsknęło mu się przy tym sporo przekleństw. Przeczesał palcami włosy, zgarniając je wszystkie z czoła do tyłu. Nawet zziębnięty, z czerwonym nosem, sinymi ustami i białą skórą miał w sobie jakąś dozę urody, tej która go nie opuści nawet w chwilach kiedy normalna osoba wyglądałaby odstręczająco. Gdyby popatrzył w swoje odbicie to wykrzywiłby się choć byłby wdzięczny, że Christina nie widzi nic poza tym. Kiedy dziewczyna na nowo rzuciła zaklęcie to się przysunął do ciepłego powiewu wiatru i podkasłując ogrzewał się, a reszta ubrań na jego ciele sztywniała. Wzdrygał się. - To przekleństwo profesor Dear. Mówię ci, rzuciła na mnie urok i wpadłem do wody. - jak to Eskil, zrzucał winę na wszystko wokół ale swojej nie widział. Mogłoby się wydawać, że teraz żartuje dla rozładowania atmosfery jednak on serio w jakimś stopniu wierzył, że to złośliwość opiekunki domu. Myślał o niej dosyć krzywdząco ale to przez swoją nastoletnią niedojrzałość kiedy młodzież oskarża dorosłych o wszelkie złe rzeczy i niezrozumienie. - O, wiosło się topi. - wskazał skostniałą ręką jak odpływa coraz dalej i dalej. Dobrze, że mają jeszcze jedno w zapasie. Skulił się pod ciepłym powiewem wiatru i wzdychał z ulgą. Powinien podziękować ale jeszcze nie miał na to sił. Im dłużej Chrstina go grzała tym docierała do niego świadomość, że kilka plumpek poczęstowało się nim. Popatrzył na rankę na wierzchu swojej dłoni. - Uwierzysz, że jedzenie chciało mnie zjeść? Roi się tu od plumpek. - a przed nim uciekły kiedy się nienaturalnie wybronił.
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Wolała sobie nawet nie wyobrażać, jak musi czuć się chłopak po takiej kąpieli. A już w ogóle nie potrafiła zrozumieć ludzi, którzy zimą wchodzili do takiej wody z własnej woli. To musiała być już jakaś odmiana masochizmu. - No domyślam się, że przyjemnie to tam nie było - odpowiedziała, wskazując ruchem głowy taflę jeziora. Aż się wzdrygnęła. Nie rozmyślała jednak zbyt długo nad tym, co by było gdyby ona tam wpadła, a skupiła się na próbie pomocy Eskilowi. Kryśka orłem z zaklęć nie była, więc nie do końca wiedziała, jak właściwie działa owe zaklęcie, a jedynie kojarzyła, że było to związane z ciepłem czy suszeniem. Wolną dłonią zaczęła pomagać chłopakowi zrzucić przemoczone ubranie. Nie było to łatwe, bo Eskil trząsł się z zimna, a ona w prawej dłoni nadal trzymała różdżkę, przez co szło im to raczej średnio. Ostatecznie jednak, po kalejdoskopie przekleństw, syknięć i szamotaninie z mokrym materiałem, uwolnili blondyna. Christina w sumie nie przywiązywała większej uwagi do wyglądu towarzysza; jej doświadczenie w sprawach damsko-męskich oscylowało blisko zera, więc nie patrzyła na chłopaków w taki sposób. Równie dobrze mógłby być pryszczaty i parchaty, a Grimowa nie widziałaby większej różnicy. Jej hormony i mentalność chyba jeszcze nie dorównywały jej wiekowi fizycznemu. - Myślisz, że jako nauczycielka byłaby do tego zdolna? - zapytała Kryśka z zainteresowaniem, nadal ogrzewając i osuszając chłopaka zaklęciem. Miała nadzieję, że choć trochę to pomaga. Co do słów blondyna, potraktowała je w sumie całkiem poważnie. Osobiście była zdania, że nauczyciel też człowiek, i przecież jak każdy może mieć gorszy dzień. Czemu więc nie strzelić w problematycznego ucznia jakąś klątwą? - Cholera - mruknęła, zerkając w stronę wskazywaną przez chłopaka. Normalnie przyciągnęłaby je zwykłym Accio, ale nie chciała przerywać zaklęcia grzejącego. Trudno, Jakoś sobie poradzą. Jak nie drugim wiosłem to jakimś zaklęciem. W końcu byli czarodziejami, nie? - Pewnie wydałeś im się apetyczny. Ciesz się, że cię kałamarnica nie zżarła - dodała, wymownie unosząc brwi. Niech się cieszy, że nie skończyło się gorzej!
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Trząsł się jak osika. Jeśli przeziębi się przed świętami to będzie mieć spory problem bo przecież zaprosił kuzynostwo do domu! Nie może być chory więc ma naprawdę niewiele czasu aby się natychmiast ogrzać i zrobić dosłownie wszystko byleby nie dostać gorączki. Ciepełko płynące z różdżki Christiny było zbawienne, podsuwał ręce pod niewidzialny strumień gorąca i wzdrygał się kiedy przez plecy przemykały zimne dreszcze. - No ba, ona jest cholernie po-potężna, m-mogłaby w-wszystko. - choć obawiał się profesor Dear to jednak widział ją jako osobę przed którą nie ma rzeczy niemożliwych. Te jej spojrzenia...! Ta mimika...! A więc musiała być cholernie potężna i rzucanie uroków nie sprawiłoby jej wiele trudności. Oczywiście wątpiłby, aby miała go przeklinać bo w końcu miałaby problemy gdyby zrobiła to uczniowi, ale czasem aż się chciało obarczyć kogoś winą za własną głupotę. Myślał o nauczycielce w krzywdzący sposób, niestety. Nie dojrzał do tego, aby jednak zauważyć w niej autorytet i ogrom siły psychicznej. Nie, to jeszcze nie ten czas. Skulił ramiona kiedy zawiał chłodniejszy wiaterek. - Cholera, cholera, ale trzeba t-to p-przywołać. - wskazał ręką wiosło i popatrzył na Christinę znacząco, aby ona to zrobiła. On w chwili obecnej miałby z tym spore trudności skoro trząsł się jak galareta, a i usta mu zsiniały, co było niechybnym znakiem, że trzeba się stąd zwijać. A niech to, że też uciekli na sam środek jeziora... - No b-ba, że jestem apetyczny. - uśmiechnął się słabo, ale i tak wyszło to całkiem miło dla oka. Zsunął się z belki na dno łódki i próbował wyciągnąć ze swojej przemoczonej szaty przemoczoną różdżkę. - Z-zawołaj... w-wiosło. Muszę s-spadać się o-ogarnąć bo z-zaraz z-z-zamarz-znę. - szczękał zębami i szarpał się z materiałem wszak skostniałymi palcami to niewiele można zdziałać.
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Emocje zaczęły opadać, a Kryśka aż sama czuła się chora na myśl o kąpieli chłopaka w lodowatej wodzie. Nie wiedziała, jak Eskil może to tak spokojnie znosić. Ona na jego miejscu najpewniej trzęsłaby się tak mocno, że ponownie wpadłaby do wody i tyle by było z tej wycieczki. Blondyn jednak trzymał się dzielnie, za co nawet lekko go podziwiała. Przecież musiał czuć się okropnie! - Jak chyba spora część nauczycieli - zauważyła, marszcząc lekko brwi. Nie należała do osób strachliwych, ale niektórym nauczycielom wolała nie zachodzić za skórę. Po dzisiejszym dniu profesor Dear zdecydowanie awansowała na tej liście. Rozejrzała się, nadal nie przerywając zaklęcia ogrzewającego, bo wydawało jej się, że pomaga ono chłopakowi. Chyba jednak nie było innego wyjścia, bo powrót bez jednego wiosła mógł być problematyczny. Skinęła głową. - Accio - wypowiedziała zaklęcie, celując różdżką w odpływające wiosło. Zaklęcie zadziałało, i po chwili mieli już je w łódce. Westchnęła. No to czekała ją solidna rozgrzewka. Nie było mowy, by Eskil teraz wiosłował, więc byli zdani na kondycję i siłę Kryśki. Niech Merlina ma ich w opiece. - No koniecznie. Jeśli nie chcesz się na święta rozchorować, to musisz odwiedzić skrzydło i poprosić o jakieś eliksiry - powiedziała, patrząc znacząco na blondyna. Coś czuła, że bez eliksiru pieprzowego to z chłopakiem może być kiepsko. - Znasz jakieś zaklęcie, które zmusi łódkę do płynięcia? - zapytała z nadzieją w głosie.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Super, dostał zimnych dreszczy. Jakby wystarczająco się nie wychodził! Do tego czuł pod skórą nieprzyjemne mrowienie i choć nie był pewien co oznacza to jego instynkt półczłowieka podpowiadał, że nic, ci by miało mu się spodobać. Zaciskał mocno powieki i rozcierał swoje ramiona lecz na niewiele się to zdawało. Zamarzał! Tak bardzo zaangażował się w użalanie się nad swoim stanem, że wyrwał się z tego zawieszenia dopiero kiedy Christina przywołała do ręki zaginione wiosło. Nie miał nawet sił zareagować, że to zaklęcie wyszło jej naprawdę świetnie, jemu wyszłoby za siódmym razem. - W-wiem. P-pos… pospieszmy się, Ch-christina. Chory… chory nie będę m-mógł p-ojechać do domu na ś-święta bo b-babcia ma o... obniżoną od-porność. - szczękał zębami. Usta miał sine pomimo zaklęcia suszącego. Pomagało to na chwilę, a przez to dopadała go niebezpieczna senność. - M-może D-depulso prosto w w-odę? - zaproponował z nadzieją, że to zadziała. Lodowatymi i mokrymi dłońmi wyciągnął swoją różdżkę lecz nie miał szans rzucić zaklęć. Palce miał skostniałe i był teraz niestety całkowicie nieprzydatny. Odłożył różdżkę i sięgnął po drugie wiosło. - Rozgrzeję się. - to był plan! Mogli wiosłować razem chyba, że Christina podjęła się ryzykownej próby magicznej przyspieszenia ich powrotu na brzeg. Tym razem nie narzekał na zmęczenie, chciał się po prostu rozgrzać i choć na chwilę przestać stękać zębami. Karma wraca… uciekał przed Dear, a wpadł za to do lodowatej wody.
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Z chłopakiem było chyba coraz gorzej, bo jego dygotanie stawało się intensywniejsze, co Kryśka widziała już gołym okiem. Źle to wyglądało, bardzo źle; i nie chodziło tu o wygląd chłopaka. Wolała jednak tego nie komentować, a skupić się na podjęciu prób wydobycia ich z tej kiepskiej sytuacji. Eskil musiał jak najszybciej znaleźć się w zamku, bo inaczej… Wolała nie mieć go na sumieniu. Mniejsza o to, że przecież to blondyn wyciągnął ją na tą fatalną w skutkach wyprawę. Z jakichś powodów zdążyła go już polubić, więc wyrzuty sumienia miałaby tak czy inaczej. - Wiem, że trzeba się spieszyć, wiem. Ale to nie pomaga w kombinowaniu - mruknęła pod nosem, przygryzając na chwilę wargę w zamyśleniu. Żadna przydatna w tej sytuacji sztuczka nie przychodziła jej jednak do głowy. Chyba naprawdę nadszedł czas, by zaczęła przykładać się do nauki zaklęć. - Wiesz, z tym Depulso wolę nie kombinować, bo jeszcze zaraz oboje znajdziemy się w wodzie - odpowiedziała, krzywiąc się lekko. Nie była tak do końca pewna, jak w obecnej sytuacji zadziałałoby to zaklęcie. Z jej obecnym szczęściem najpewniej łódka wywróciłaby się dnem do góry i tym razem oboje popływaliby sobie w wodzie. - Tak, to chyba bezpieczniejsza opcja - powiedziała, gdy wziął drugie wiosło. Trudno, wysilą się bardziej, ale najpewniej nie zaliczą kąpieli w tej niesprzyjającej wodzie. Usiadła wygodnie i zaczęła przebierać swoim wiosłem. Muszą dotrzeć do pomostu, a stamtąd już będzie z górki.
// zt x2 +
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Ruby nie myślała o zbliżających się wielkimi krokami egzaminach. Świecące słońce skutecznie ją odciągało od nieprzyjemnych myśli, które, jeśli już pojawiały się w jej głowie, odganiała w ułamku sekundy, znajdując sobie zajęcie, które nawet obok nauki nie stało. Tak też było teraz, kiedy to ciągnęła Hope przez błonia, bo niedawno znalazła łódkę na brzegu jeziora, która wyglądała nawet pewnie, albo po prostu tak wmawiała swojej przyjaciółce. Dwadzieścia stopni nie było co prawda jej ulubioną pogodą, nie potrafiła się zdecydować czy potrzebuje jeszcze kurtkę, czy już niekoniecznie i tak oto miała jednak lekką kurtkę, na wypadek jakby miała nad wodą zacząć zamarzać. Albo gdyby sama woda miała zamarzać, bo słyszała, że w jakimś hogwarckim źródełku tak się właśnie działo, a Maguire nie negowała dziwnych rzeczy zamku, kiedy on cały był osobliwy. — Może nam się poszczęści i zobaczymy Wielką Kałamarnicę! — rzuciła z tymi charakterystycznymi ognikami podekscytowania w zielonych tęczówkach — Wiesz, że próbowałam dowiedzieć się jak ma na imię? Dasz wiarę, że nikt nie wie? Nawet poszłam do biblioteki, ale żadne książki o tym nie mówią, a Historia Hogwartu mnie jednak zbyt przeraża, żeby ją w ogóle dotykać. Nie lubiła historii – żadnej bez wyjątku, chociaż nie mogła powiedzieć, że o historii magii nie wiedziała kompletnie nic. Posiadanie w domu prawników miało tę jedną, pośród wielu innych rzecz jasna, wadę, że siłą rzeczy wiedziała więcej niż w ogóle chciała. Odwróciła na moment twarz w stronę słońca, rozkoszując się przyjemnym ciepłem, rozchodzącym się falami po cienkiej membranie jej skóry. Ubrała nawet strój kąpielowy! Na wypadek gdyby jednak stwierdziła, że skoro kałamarnica nie chce znaleźć ich, to ona znajdzie ją, z nadzieją, że druzgotki jej nie zabiją, bo z obrony to była raczej tragicznie przeciętna, jeśli miała być całkiem szczera. — A jeśli Godryk Gryffindor był animagiem i zamieniał się właśnie w Wielką Kałamarnicę? To dopiero byłaby jazda, ale całkiem niepraktyczne i co to w ogóle mówi o jego osobowości? — trajkotała dalej, parskając śmiechem, by w końcu przenieść wzrok na Hope — Co w ogóle u twojego lubego, mam ci planować już wieczór panieński? O nic nie musisz się martwić, będzie wystrzałowy dosłownie, zaproszę Percy’ego! — trochę się z nią drażniła, trochę żartowała i trochę pytała poważnie, pragnąc zaspokoić swoją czystą ciekawość i wyciągnąć z Griffin trochę informacji, na wypadek gdyby o czymś nie chciała jej mówić. Ruby nigdy nie chciała być wścibska, ale niespecjalnie wiedziała co to prywatność przy czwórce braci i sama przyzwyczaiła się do jej braku, ucząc się także tej całej swojej bezpośredniości, która przychodziła jej całkiem naturalnie. Przeczesała splątane wiatrem włosy palcami – patrząc wyczekująco na przyjaciółkę.
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Dałaby się pociągnąć wszędzie, byle dalej od książek, które wepchnęła pod łóżko, żeby nie straszyły jej swoim widokiem. Nie miała najmniejszej ochoty uczyć się do egzaminów, ostatnio zwykła uciekać przed myśleniem o nich (i o meczu, co tu dużo kryć) aż do Hogsmeade, co chyba samo w sobie mówiło wiele o jej zapale do pracy. Całe szczęście, że wśród Gryfonów nietrudno było o kompana w lenistwie, a wśród jej przyjaciół szczególnie. Gdyby należała do mądrych Krukonów albo pracowitych Puchonów, chyba totalnie by umarła. — Może po prostu nie ma na imię, bo nikt nigdy jej nie nazwał? — zasugerowała przyjaciółce, trochę niepewnie rozglądając się dookoła. Nie bała się wody, ale nie potrafiła pływać i o ile leżenie nad brzegiem jeziora czy nawet brodzenie w płytkiej wodzie sprawiało jej przyjemność, tak łodzie i kałamarnice, zwłaszcza te wielkie i niezbadane, wykraczały nieco poza jej strefę komfortu. W życiu nie przyznałaby się do tego, że ma cykora, lubiła udowadniać (samej sobie), że jest w Gryffindorze nie bez powodu, choć nawet w codziennych czynnościach i decyzjach tak często brakowało jej odwagi. Gdyby przyznała się, że trochę się bawi, byłaby Krukonką, byłoby to bowiem całkiem mądre... albo Ślizgonką, bo przecież każdy wie, że Ślizgoni to okropni tchórze. — Może w takim razie powinnyśmy ją nazwać? Ciekawe czy to samiec, czy samiczka. Jeśli to Godryk Gryffindor, to chyba jednak samiec, nie? Kiedyś oglądałam w telewizji taki program przyrodniczy, w którym mówili, że jakieś tam kałamarnice są nieśmiertelne. Ciekawe czy animag zamieniający się w kałamarnicę też by był nieśmiertelny, albo czy na przykład byłby tylko wtedy, kiedy jest zwierzęciem i po przemianie natychmiast by umarł. Wiesz, jeśli Godryk byłby nieśmiertelną kałamarnicą, to byłoby to całkiem rozsądne, chociaż jednocześnie chyba bardziej w stylu Roweny. Z drugiej strony Ravenclaw miała chyba za dużego kija w dupsku jak na taką miękką formę... Zmarszczyła brwi, bo te rozważania doszły dość daleko, a z jej ust wyrwał się potok słów, które dla kogokolwiek poza jej przyjaciółką mogły być pozbawionym sensu bełkotem. Transmutacja była dla niej czarną magią, nie dlatego, że była zakazana, a ze względu na swoją złożoność i niedostępność. No, w każdym razie dla niej na pewno taka sztuka nie miała być kiedykolwiek dostępna, gdyby własne ciało przetransmutowała podobnie, jak udawało jej się to ze szczurami, byłoby to raczej opłakane w skutkach. — Jak pisałam pracę o kelpie dla profesora Villeneuve — wypowiedziała nazwisko z niemałym trudem, czerwieniejąc jak zwykle kiedy wspominała o Merlinie, a myślała o jego gaciach. No i o tym jak skompromitowała się na jego lekcji, rzecz jasna, nie tylko przed nauczycielem, ale i Tristanem. Nie były to zbyt fortunne zajęcia. — To pomyślałam sobie, że skoro przybiera różne formy, to czemu nie kałamarnicy, nie? Ale wtedy w szkole byłyby jakieś wypadki, no, w każdym razie więcej wypadków, więc chyba jednak nie, bo tak mi się zdaje, że ona jest jednak całkiem pokojowo nastawiona do życia. Może to kelpie-wegetarianka? Zatrzymała się na końcu pomostu, nie bardzo potrafiąc się przemóc, ażeby wejść do łódki w pierwszej kolejności. Zdjęła z ramion cienki sweter i odkryła piegowate ramiona, by te złapały choć trochę słońca – nawet jeśli doskonale wiedziała, że opali się na świński róż. — Kto? — popatrzyła na Ruby pytająco, przewiązując sweter w pasie. Uniosła ręce i zebrała rude kosmyki, by związać je w wysoki kucyk. — A, Tristan — dopowiedziała sobie całkiem szybko i wzruszyła ramionami, rozkładając bezradnie ręce. — Nie wiem, nie nadążam za nim. Serio, ja nie wiem, jak można utrzymywać, że to kobiety są skomplikowane; ktokolwiek tak mówi, chyba nigdy nie gadał z Kergantonem. Raczej nic z tego nie będzie I mówiąc to, rzeczywiście po raz pierwszy zdała sobie z tego sprawę. Nie rozpaczała, nie miała za czym, ale posmutniała nieco, bo tempo, jakiego nabrała ich relacja od listu z zaproszeniem na obchody celtyckiej nocy, narobiło jej wielkiej nadziei, że jej życie się zmieni i zacznie, cóż, istnieć. Z drugiej strony może i lepiej się stało, bo ewidentnie nie była dobra w te klocki. Niektórzy już tak mają. — Czy ty byłaś z Percym na celtyckiej nocy? — zapytała, zerkając na nią podejrzliwie.
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Spojrzała na nią oburzona, bo jak to nie miała na imię? Nie mogła w to uwierzyć, skoro nawet jej tata mówił o Kałamarnicy, tak więc ile ona miała lat? Setki zapewnie, jakim więc cudem nikt przez taki szmat czasu nie nazwał największego pupila Hogwartu? To przecież nie miało żadnego sensu, a w każdym razie nie mieściło się w głowie Maguire, która nadawała imiona nawet mrówkom, odkąd tylko pamiętała. Zmrużyła oczy patrząc na łódkę i wodę, uznając, że drewno pomostu wygląda trochę jakby miało za moment się rozpaść, ale całe szczęście instynkt samozachowawczy Ruby praktycznie nie istniał, a w teorii było go niewiele. Wróciła jednak spojrzeniem do przyjaciółki, z fascynacją słuchając jej słów, szczególnie kiedy usłyszała telewizor. Może i miała jedynie 50% czystości krwi, ale w jej domu nie było nic niemagicznego. Cały ten procent był głupi, bowiem jej mama wcale nie była mugolakiem, tata też nie, Mugolami też nie byli i zresztą dziadkowie tak samo. Dlatego nigdy nie lubiła oceniania pod tym względem, chociaż dla niej wszelkie ocenianie było czymś, czego nie mogła zdzierżyć, o segregacji pod względem czystości krwi nawet nie wspominając. Cóż, lepiej było nie obrażać nikogo przy Maguire, chyba, że chciało się skończyć ze złamanym nosem. Była Gryfonką, bywała porywcza. Niemniej – trzymała się z Hope i Percym, a oni oboje wiedzieli pod tym kątem więcej od niej. Po sześciu latach znajomości kojarzyła już, że telewizor to takie zabawne pudełko, w którym są obrazki, ale wciąż zupełnie nie ogarniała jak to niby działa. A nawet zapisała się na mugoloznawstwo, żeby przyjaciele ją za bardzo nie zaskoczyli! — Nie no to by bez sensu było, bo skoro tak, to co jeśli ktoś by się zamieniał w motyla na przykład? Żyłby tylko dzień? Nie jestem orłem z transmutacji, ale to chyba tak nie działa. — powiedziała ze zmarszczonymi brwiami, które wskazywały na to, że intensywnie się nad tym zastanawiała — Ale może jak czarodziej jest nieśmiertelny, to jego forma zwierzęca też? To tak jakby Nicolas Flamel się zamieniał w królika i został w tej formie, to zamiast dziewięciu lat żyłby te eee… ile ten typ w ogóle żył? — zapytała, bo wiedziała, że w cholerę długo, ale niespecjalnie pamiętała dokładną liczbę — Coś ty, Rowena na to jaj nie miała na pewno, spójrz na Krukonów, na mojego brata chociażby, to jest bardzo duży kij w dupsku. — wzruszyła ramionami, na jej nieszczęście w domu rodzinnym miała wszystkie cztery hogwarckie domy, kłótnie bywały zabawne. Weszła powoli na pomost i podskoczyła kilka razy, sprawdzając, czy na pewno nie wpadną do wody. Co prawda zachwiał się od jej ciężaru i siły nacisku, ale nic więcej się nie stało. Wyszczerzyła się do przyjaciółki, niespecjalnie zastanawiając się nad tym, że co by było gdyby jednak nie był taki wytrzymały. Zrzuciła kurtkę z ramion, zostając w samym swetrze, bo jednak słońce przyjemnie grzało. Zwinięte więc w coś na wzór kulki odzienie wierzchnie – rzuciła na brzeg. — Profesor Villeblabla jest bardzo hot, ciekawe czy na kolejnej lekcji też będzie tylko w gaciach. — wtrąciła, samej niespecjalnie się starając o poprawną wymowę nazwiska, które z jej akcentem brzmiało jeszcze gorzej — Czyli mówisz, że Wielka Kałamarnica to Godryk Gryffindor zmieniający się w kelpie, która zmienia się w przerośniętego mięczaka? Hope to jest g e n i a l n e. — gdyby ktokolwiek inny słuchał tej rozmowy, najpewniej spojrzałby na nie jak na dwie wariatki, rzecz w tym, że Ruby kochała te najbardziej pokręcone i durne pomysły. Słuchała dalej Griffin i cmoknęła z niezadowoleniem. Sama Maguire nigdy nie potrafiła dawać rad w takich kwestiach, w ogóle jej rad nikt nigdy nie powinien słuchać w jakiejkolwiek kwestii. Wychowała się wśród samych braci, więc do wszystkich podchodziła po kumpelsku i miała wrażenie, że nawet jakby ktoś jej wprost powiedział, że mu się podoba – to jak ostatnia idiotka nie ogarnęłaby, że to flirt. Była naprawdę beznadziejna. — Tak, nigdy wcześniej nie byłam na celtyckiej, bo tata i Peter ględzili, że jestem za młoda. Ale szczerze to nie bardzo rozumiem o co chodzi. Jasne było to czary mary drzewa, ale jedyne co się stało, to Percy bardzo mocno odczuł moje oburzenie faktem, że nie chcieli sprzedać mi normalnego piwa. Dostałam bezalkoholowe irlandzkie piwo, to jest profanacja! — skrzywiła się na to wspomnienie — Chcieliśmy cię znaleźć, ale ostatecznie nie przeszkadzaliśmy, a skoro mówisz, że z tego nic nie będzie to szkoda w sumie, Harrington skonfiskował Percy’emu szlugi, żałuj, że tego nie widziałaś. — parsknęła śmiechem, przypominając sobie tę scenę i podeszła bliżej łódki.
Nie mieli zajęć do późnego popołudnia, bo wymyślił sobie wykład o historii magii w poniedziałkowe popołudnie. Nie była pewna, czy w ogóle tam dotrze, bo miała znacznie ciekawsze plany. Był to drugi dzień, jak Wielkiej Brytanii nie zalewały strugi deszczu, jak słońce bardzo nieśmiało wyglądało zza chmur i jak wiatr dobiegający z północy nie wywoływał rumieńca chłodu na policzkach. Obudziło to w niej artystyczny apetyt. Zebrała więc swoje manatki z dormitorium zaraz po śniadaniu, kradnąc do torby dwa jabłka i jakiegoś słodkiego placuszka, a następnie przemknęła korytarzami zamkowego labiryntu na błonia, gubiąc się przy dwa razy. Nie znosiła tego zamku, bo niezależnie, jak wiele dni minęło, korytarze wciąż wyglądały tak samo. Yasmine spędziła większość życia we Włoszech, stąd jej artystyczne szaleństwo poza ścianami studia było bardzo kulturalne. Na pomoście leżał rozłożony koc, dla nie pozoru butelka wina była owinięta w sweterkowe opakowanie, które z daleka wyglądało jak drugi koc. Ustawiony od strony uniemożliwiającej wpadnięcie do wody stał mały gramofon, który Raf podarował jej w ostatnie święta, stąd kreśleniu w szkicowniku towarzyszyły stare, rockowe kawałki. Gdzieś na kocu leżało również szydełko i wełny, jakieś pudełeczka z igłami i malutkie próbniki tkani, były też małe kamyczki, które błyszczały, gdy słońce łaskawie zawitało na jej twarzy na dłużej. Miejsce to uznała za doskonałe — ciche, bliskie naturze, a do tego przy poniedziałku — nikomu nie chciało się tu przychodzić. Buty miała zsunięte, leżały gdzieś przed wejściem na koc. I tak nucąc sobie, kreśląc kolejne kreski na kartce, Mina nie była absolutnie świadoma ŚMIERTELNEGO zagrożenia, które leniwie wspinało się na jej plecach, kontrastując z białą bluzą. Zamiast się bronić, chcąc uniknąć zagłady, przekręciła pokrętło, głośniej puszczając muzykę, całkiem zadowolona, że jej projekt torebki oraz kolczyków nabierał rumieńców. Pierwotnie miał to być sweter, ale zgniecione kartki leżały dookoła, a obok nich pałętał się jeszcze pognieciony szkic malującego się przed jej oczami widoku na jezioro.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
W dłużej przerwie między lekcjami postanowiłem zadbać o swoją formę i pobiegać. Czego jak czego, ale dresików miałem tyle że mogłem każdego dnia biegać w innym. Kilka nadal trzymałem w dormitorium, chociaż spora część była obecnie w moim nowiutkim, eleganckim mieszkanku. Dziś założyłem taki w krukońskie barwy, zwykłą czarną koszulę i chociaż nie miałem na sobie nawet bluzy, i tak założyłem zwykłą, czarną czapkę, by zakryć krótką szczecinę. Włosy miałem odrobinę dłuższe niż zwykle, więc zbytnio pokazywały moje emocje. Pewnie powinienem nauczyć się nad tym w pełni panować, a nie ukrywać pod kapturami i czapkami, a do tego golić głowę. Ale jeszcze nie teraz. Ładna pogoda aż zachęcała do krótkich przebieżek, szczególnie w okolicach jeziora. Co prawda ostatnio zbiorniki wodne wylewały się niesamowicie, ale mi to nie przeszkadzało. Teraz praktycznie można było brodzić stopami na pomoście. I to miałem zamiar zrobić, ale kiedy na niego dotarłem zobaczyłem, że jest zajęty. Oparłem dłonie na kolanach i wziąłem kilka głębszych oddechów, zmęczony treningiem. Już planowałem odwrócić się i uciec, w końcu nie będę nieznajomych zaczepiał, ale wtedy widzę... bardzo dużego pająka na plecach dziewczyny. Nawet na końcu pomostu go widzę, bo był prawie jak moja dłoń. Ostatnio słyszałem, że akromantule się urodziły w Zakazanym Lesie i nikt jeszcze nie zdążył ich przegonić. Sądziłem jednak, że to tylko plotki. Chwilę drepczę w miejscu, bo podchodzenie do atrakcyjnych dziewczyn i pomaganie im w potrzebnie kompletnie nie jest w mojej strefie komfortu i planuję się po prostu wycofać. Jednak ledwo robię dwa kroki, a zerkam na to paskudztwo i oceniam że tylko ktoś bezduszny by ją tak zostawił. Dlatego podchodzę z rękami w kieszeniach, nie wiedząc czy powinienem go zrzucić i jej nie mówić, czy może zapytać zwyczajnie. Boję się, że spanikuje, albo co gorsza okaże się, że to jej obleśne zwierzątko. - Hej... hej... - zaczynam ale muzyka tak ryczy, że nie dziwne że mnie nie słyszy. W końcu decyduję się zdjąć z niej tego potwora i ewentualnie szukać go, jeśli okaże się że to jej paskudny przyjaciel. Unoszę zaklęciem pająka i z obrzydzeniem patrzę jak macha kończynami. Kieruję go gdzieś na bok i równocześnie dotykam jej ramienia. - Hej, słuchaj, nie jesteś przypadkiem posiadaczką wielkiego pająka... uch... - mówię i orientuję się, że zostawił nawet na niej jakaś pajęczynę kiedy podnoszę dłoń nie wiem co jest gorszy, moja lepka ręka czy lewitujący parę kroków od nas oblech.
Rozmyślała nad kolejnym łykiem wina, ale ciężko było oderwać ołówek, gdy projekt wychodził tak dobrze! Niewielka torebka na łańcuszku miała być zapinana finezyjną broszką przerobioną na zatrzask i była to jej główna ozdoba. Pasujące do niej kolczyki narysowane powyżej już nie rzucały się tak w oczy. Zaśpiewała głośniej znane sobie słowa, zgrywając się z gramofonem, czasem kiwając się na boki. Była kompletnie w swoim świecie, a słowa Claire o tym, że zostanie samotną artystką ćpunką z dwoma kotami, mogły się wydawać bardziej prawdziwe niż kiedykolwiek wcześniej. Nieświadomość była doprawdy słodka. Nic też dziwnego, że z początku głosu swojego — jak się miało okazać — wybawiciela wcale nie słyszała. Podskoczyła w miejscu, wypuszczając z rąk ołówek i szkicownik, odwracając głowę przez ramię i napotykając spojrzeniem... Przekręciła głowę na bok, marszcząc brwi i zadzierając szyję, aby dostrzec twarz jakiegoś chłopaka w zaskoczeniu, całkiem zbita z tropu. Kto tak zachodził ludzi od tyłu? Yas była zbyt dumna i odważna, aby przyznać, że przez nagłe naruszenie jej strefy osobistej na ułamek sekundy stanęło jej serce, a w głowie przemknął scenariusz seryjnego zabójcy lub jakiegoś mafiosa. On nie wyglądał jednak na mafiosa, przynajmniej dopóki nie dostrzegła najbardziej obrzydliwej rzeczy na całym świecie. Rozchyliła usta z niedowierzaniem, że chciał rzucić w nią tym pająkiem, oburzona niedorzecznym pomysłem. - Na Merlina, weź to! Weź! Jej słowa jednak świadczyły o czymś innym, wypowiedziane bez absolutnie żadnej kontroli, przepełnione włoskim akcentem. Jej ciało w ułamku sekundy wystrzeliło do pionu, co po lampce wina i zbyt długim siedzeniu nie było zbyt mądre, a co z jej przerażeniem oraz obrzydzeniem skierowanym w stronę owłosionego paskudztwa o ośmiu nogach mogło wydawać się komiczne. Seria niefortunnych zdarzeń. Zacisnęła powieki, czując, jak wiruje jej w głowie, robiąc krok do przodu. Potknęła się o leżący tam but, wymachując zaraz rękoma i patrząc na niego z przerażeniem, próbowała złapać równowagę, jednocześnie przenosząc ciężar ciała na prawo, co by być jak najdalej od śmiercionośnej bestii, którą nadal trzymał w powietrzu, zamiast utopić [!]. Skarpetki ślizgały się na wilgotnych po deszczowych dniach deskach, a biedna Swansea całkiem straciła kontrolę. Kwintesencją zbłaźnienia się było złapanie go za ramiona w chęci przytrzymania się, ale nie spodziewał się tego chyba wcale, bo zaraz obydwoje stracili równowagę, a ona jedynie zacisnęła oczy, trzymając się kurczowo jego koszuli, powstrzymując wydobywający się z ust pisk również poprzez ich zaciśnięcie. I nie chodziło o to, że kończył się im pomost pod stopami, a raczej o perspektywę tego, że ta kreatura pójdzie za nimi. Sama myśl o tym, że znajdowała się bliżej niż 50 metrów od niego sprawiało, że po ciele przebiegał ją dreszcz przerażenia.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Z pewnością nie wyglądałem na mafiosa. Na rzezimieszka, szemranego dresa spod bloku, kieszonkowca - z całą pewnością. Gdzie mi tam do świata włoski bossów, nawet na yakuzę wyglądałem zbyt mizernie. Do tego moje dobre intencje z pewnością nie wyglądały zbyt pewnie. W końcu obok mnie unosił się zaprawdę obrzydliwy pająk. Dziewczyna wydaje się być przerażona tym co widzi. - Miałem to utopić od razu, ale pomyślałem, że to jakiś twój zwierzak i byłoby to... ...niefortunne. To chciałem powiedzieć. Ale energiczna Gryfonka obok mnie zrywa się z miejsca jeszcze kiedy tłumaczyłem się z tego, że wyglądam jakbym faktycznie chciał ją postraszyć pająkiem, albo zrobić jakiś durny żart. Z ogromnym zdumieniem patrzę na to co wyprawia dziewczyna z akcentem tak innym niż mój szkocki. Nie nadążam za każdym niespodziewanym wypadkiem i nie spodziewam się tylu komplikacji przy prostym podniesieniu się z miejsca. Dlatego kiedy ciągnie mnie za bluzkę, ja łapię ją za ramiona, by podtrzymać ją jakoś i sprowadzić do pionu. Ale okazało się że jestem niesamowicie blisko końca pomostu, czego się nie spodziewałem, głównie przez to że poziom wody był tak okropnie wysoki. - Kurwa - zdążam jedynie powiedzieć, kiedy moja noga nie napotyka nic. W geście rozpaczy, obejmuję nieznajomą dziewczynę, by przyjąć rycersko na siebie zimną taflę wody. W rytmie rockowej muzyki wpadamy do jeziora, przyciśnięci do siebie, jak starzy przyjaciele lub stęsknieni kochankowie; a nie dwójka kompletnie nieznajomych sobie ludzi. A gdzieś za nami również wpada do wody pająk, bo w końcu moje zaklęcie przestaje działać, więc szkaradny potwór znika gdzieś w odmętach, pewnie ginąc w męczarniach. Kiedy tylko kompletnie przemaczamy się od stóp do głów, wypuszczam z ramion dziewczynę i pluję wodą, którą nabrałem do buzi; macham rękami i nogami by unosić się stabilnie na wodzie. Wtedy coś mnie nagle dziabie w nogę. - Kurwa, co to - mówię znowu trochę wulgarnie, już w głowie widząc gryzącego mnie obleśnego pająka, który zmutował się w zetknięciu z jeziorem. Aż moje brwi posiwiały, a ja cały blednę bynajmniej nie przez zimno, tylko strach i niekontrolowaną metamorfomagię. Kiedy jednak sięgam do nogawki dresiku, wyjmuję z wody zwykłego langustnika, odrzucam go gdzieś dalej z irytacją. - Nic ci nie jest? Chodź, na brzeg z powrotem, zanim coś gorszego spotkamy - mówię prędko do dziewczyny i podpływam do pomostu. Kładę jakoś dłonie w jej talii, dość niezdarnie, bo przecież się nie znamy, więc zabieram je szybko, nie wiedząc czy mam ją podsadzać jakoś czy da sobie radę.
Nie wyglądał, faktycznie. Im dłużej się przyglądała, tym bardziej przypominał zwykłego łobuza w dresie, a nie włoskiego delikwenta z bronią za plecami. Za dużo powieści, za dużo filmów. I nawet przez chwilę, widząc jego zaskoczony wyraz oczu, Yasmine poczuła wyrzuty sumienia, że go tak nawymyślała w głowie. Z drugiej jednak strony ten paskudny, ruszający nogami pająk.. Zrobiło się jej niedobrze na samą myśl, że ta bestia z lasu mogła w ogóle jej dotknąć, nieprzyjemne, zimne dreszcze zostawiły na skórze gęsią skórkę i uścisk w żołądku. Dlaczego nie przyciągnęła motyla? Zamrugała na wzmiankę o "zwierzaku" z miną, jakby co najmniej postradał zmysły. - Kto chciałby TO za zwierzątko...? To nie jest kotem, psem, nie jest wielkanocnym zającem ani owcą! - odparła pośpiesznie, może nazbyt gestykulując, szykując się do wstania, czego sama nie zauważyła. Czy ona wyglądała na dziewczynę zauroczoną pająkami? Boże może była taka brzydka, że kojarzyła się z pajęczą matką? To przez dodatkowe kolczyki w uszach? I ta mina, która sugerowała Gryfonce, że znów mówiła zbyt szybko.. Kurwa ich nie uratuje, ale lepiej zginąć w jeziorze niż od ukąszenia, potem jeszcze zaczęłyby z nich wychodzić larwy i małe pająki. Czy pająki w ogóle miały larwy? Natłok jej myśli wprawiał w osłupienie ją samą, a jedyną reakcją na utratę równowagi było mocniejsze zaciśnięcie palców i ewidentna próba zabójstwa — kolejna w przeciągu siedmiu dni. Prędzej skończy w Azkabanie, niż ukończy studia i tutaj nie stłumiła głośnego westchnięcia, zwłaszcza gdy zimna tafla wody-mętnej, brudnej, pełnej być może stworzeń równie paskudnych, co ten pająk, otuliła jej ciało. O dziwo niedoszły mafioso wcale jej nie puścił, nie porzucił na rzecz utopienia się w odwecie za bycie paskudną. Ubrania szybko się do niego przyklejały, stając się nieprzyjemnie ciężkimi. Uniosła powieki, tkwiąc jeszcze pod wodą, wypuszczając kilka bąbelków, zanim łapiąc oddech, wynurzyła się, zdezorientowana. Puścił ją, dopiero gdy była na powierzchni. Łapała oddech, rozglądając się dookoła i na całe szczęście, nie zauważyła nigdzie niebezpieczeństwa w postaci potwora. Machając nogami i jedną ręką, druga uniosła, za pomocą dłoni przecierając oczy. Wbiła w niego wzrok, próbując zachować poważną i dramatyczną minę, zaciskając jednak usta coraz mocniej. Zwłaszcza gdy posiwiały mu brwi i uwieńczył to siarczystą kurwą, co wprawiło ją w niemały szok. - To.. To wcale nie tak, że chciałam Cię utopić.. Ja.. - zaczęła już wolniej, łapiąc oddech i czując falę zimną na ciele, jednak to wcale nie powstrzymało jej przed wybuchnięciem śmiechem, który zagłuszony został tylko i wyłącznie dzięki piosence w tle. - Przepraszam.. Bo ja.. Ja.. Zawsze chciałam popływać w kwietniu, to podobno dobrze wróży? Wypaliła przez śmiech, obdarzając go pociągłym spojrzeniem i mimo wszystko grzecznie podpłynęła do skraju pomostu za nim. Czując dłonie na talii, obróciła głowę przez ramię i spojrzała na niego z odrobiną zakłopotania, ale i wciąż dominującego rozbawienia. - Myślę, że najgorsze przepadło. - stwierdziła ze wzruszeniem ramion, bezceremonialnie ochlapując go wodą z dłoni. Miała rzecz jasna na myśli pająka, którego może zjadł już jakiś tryton lub inna ryba. - To powód do świętowania, mały wyścig z tej okazji? Zapytała, odwracając się przodem do niego i odparła się ramionami o pomost, łapiąc oddech. Skoro już i tak pływali, nie mogła powstrzymać się od wskazania ruchem głowy na pobliską boję. Musiał mieć ją za wariatkę, żadna różnica, czy pogrąży się bardziej. Może zapomni o tym, że mogła go utopić.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Dziewczyna nie przyjmuje moich tłumaczeń na spokojnie i zaczyna coś tam gadać o znacznie bardziej przyjemnych zwierzakach. Marszczę brwi z irytacją, zamiast zrozumieć frustrację dziewczyny pomieszaną ze stresem wchodzę zbyt chętnie w tryb kłótni. - Ludzie mają pająki jako zwierzaki w terrarium! Na pewno częściej niż jakieś kurwa owce - mówię i macham palcem, niesamowicie poruszony w czasie tej intensywnej sprzeczki o pierdoły. Zanim jednak cokolwiek nie zrobię - zaczyna się festiwal żenady i kąpiel w bardzo zimnym, kwietniowym jeziorze. Jeszcze pod wodą otwieram oczy. Woda jest mętna, brudna i żałuję że to zrobiłem. Automatycznie puszczam dziewczynę, najpierw popychając ją delikatnie ku wynurzeniu, by po chwili pójść w jej ślady. Kiedy ja walczę z langustnikiem (który na szczęście nie był pająkiem), dziewczyna już zaczyna powstrzymywać się od śmiechu. Może faktycznie była dość komiczna. Ale to nie ona musi się użerać z morskimi zwierzętami oraz przemianami ciała w czasie zagrożenia. Jestem przekonany, że moje brwi zmieniły kolor i może to dlatego zaczyna się chichotać. Na dodatek zaczyna mówić takie kocopoły, że aż mrugam zdumiony, przestając przecierać oczy i taplać się w wodzie. - Ja nie chciałem pływać przez jakieś zabobony- oznajmiam bardzo uprzejmie, marszcząc z irytacją brwi. Nie znam dziewczyny, więc nie wiem czy jest kompletnie szalona czy po prostu śmieje się z każdej patowej sytuacji. Ja jednak chciałem już tylko wyjść z tej chłodnej wody. Podpływamy do pomostu, niezręcznie łapię ją w talii, puszczam, otwieram buzię, by usprawiedliwić się z mojego czynu, ale ta mnie ochlapuje wodą. Wyglądam jak poważny posąg kiedy ocieram mordę mokrą ręką. Musimy wyglądać dziwaczne kiedy ta się śmieje i wygłupia, a ja jedynie z kamienną twarzą przyglądam się jej, jak zwykle nie mówiąc zbyt wiele. Nie mam pojęcia czy jej propozycja jest taka na serio. - Oszalałaś? Przez pełnie jest tu mnóstwo stworów. I się przeziębisz - oznajmiam jej i skoro ona chce siedzieć i marznąć, proszę bardzo. Ja opieram dłonie o pomost i zgrabnie wskakuję na niego z powrotem. Wymęczony siadam jednak na tyłku i sięgam dłonią po jej napój, by zmyć smak błotnistej wody. Okazuje się, że sączyła winko. Może po prostu była pijana - dlatego tak się zachowywała? - To wino. Nie można pić w szkole - przypominam i biorę drugiego łyka. - Pomóc Ci wyjść czy tam zamarzasz? - pytam jeszcze i wyciągam ręce, odrobinę je wydłużając, by mogła się wydostać.
Miała z Włoch zamiłowanie do wina, odrobinę temperamentu i jakąś taką głupią, może nawet irytującą umiejętność znajdowania we wszystkim ziarenka optymizmu i zabawy. Wychodziła z założenia, że każda chwila była czymś dobrym, zwłaszcza ta zwycięska po pokonaniu potwora. Obserwowała go wzrokiem pogodnym i odrobinę przepraszającym za kąpiel, jednak wcale nie śmiała się z niego, w co faktycznie mogło być mu trudno uwierzyć przez zdolności metamorfomagiczne. Nie było to teraz na pierwszym planie. Przesunęła palcami po wodzie, czując jak lodowaty był teraz najmniejszy podmuch wiatru, jak pokrywa jej poliki czerwonymi plamami, a usta nabierają odrobinę ciemniejszego koloru. Z trudem utrzymując się na wodzie, przysunęła dłonie do ust w przepraszającym geście, uśmiechając się wciąż zza palców, żeby zaraz stracić równowagę i zniknąć na chwilę pod wodą. - Teraz będziesz miał szczęście! Oznajmiła po kilku sekundach, gdy znów przetarła oczy i podpłynęła bliżej, przyglądając mu się z rozbawieniem. Ludzie z tych wysp byli tacy poważni! I chyba tylko spojrzenie chłopaka sprawiło, że wywróciła oczyma, podpływając do pomostu. Przez pochlapaniem go nie mogła się jednak powstrzymać, jego buzia aż prosiła się o uśmiech. A Yasmine niestety częściej najpierw działała, potem myślała, ale z drugiej strony z łatwością można było stwierdzić, że czyny są zgodne z jej uczuciami. - Być może oszalałam. Niewykluczone. Wyglądałbyś znacznie słodziej, gdybyś się uśmiechnął. Wiesz o tym? Mówiąc takie rzeczy. Zauważyła ze wzruszeniem ramion, nie mogąc nie rozczulić się odrobinę na wzmiankę o przeziębieniu. Obserwowała go z rozbawieniem, trzymając się dłońmi pomostu, unosząc brew gdy usiadł na jej kocu i bezczelnie wyjął z okrycia butelkę wina, która teraz była widoczna gołym okiem. - Ups. Odejmiesz mi punkty? - zapytała z poważnym tonem, opierając się dłońmi o pomost, a na nich podpierając brodę. Bezczelnie się gapiła, jak konsumował jej napędzający jej artystyczne szaleństwo alkohol, prosto z Włoch. - Mam nadzieję, że Ci smakuje. Prychnęła z rozbawieniem, nazywając go pod nosem hipokrytą po Włosku, co by znów nie zbulwersować swojego niespodziewanego towarzysza. Gdy jego ręka wyciągnęła się bardziej, niż powinna, rozdziawiła usta, patrząc to na niego, to na nią. Słyszała oczywiście o takich umiejętnościach, ale nigdy nie miała z nimi styczności.- Zajebiste. Rzuciła cicho, aby przypadkiem nie słyszał i nie obrósł w piórka lub nie zrobiło się mu smutno, bo nie miała pojęcia, jak zareaguje. Wyciągnęła dłoń, zaciskając mocno palce i przez chwilę nawet próbowała znów go wciągnąć do wody, jednak ostatecznie znów prychnęła i podpierając się drugą ręką, wyszła z wody. W niej było zdecydowanie cieplej. Kichnęła, odgarniając mokre, ciemne włosy z buzi i złapała za kraniec bluzy, zdejmując ją i rzucając na bok. Materiał był ciężki, śmierdział. Oplotła rękoma odkryte ramiona, poprawiając ramiączka od bluzki, którą miała pod spodem. Rozejrzała się dookoła, jakby upewniając, że nie ma pająka i podbiegła, siadając obok niego niezbyt łagodnie i elegancko. Wyciągnęła rękę po zawiniątko, w którym wcześniej była butelka i rozsupłała kilka wstążek, rozwijając niewielki koc. Przysuwając się, okryła jego i siebie, zabierając mu butelkę z winem i robiąc solidnego łyka, licząc, że ta metoda na rozgrzanie działa. Stuknęła w jasne szkło paznokciami, łapiąc wolną dłonią za kraniec koca i opatulając się mocniej, obróciła głowę w jego stronę. - Chcesz jabłko? Mam też placka lub bułeczkę, ciężko mi stwierdzić.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Szczerze mówiąc uwielbiam obracać się w towrzystwie osób, które mają znacznie więcej optymizmu i ochoty do zabawy niż ja. Dlatego chociaż nie mogłem uwierzyć w to jak się zachowuje i za nic nie przyznałbym się do tego, jej spontaniczność była dla mnie czymś znajomym oraz przyjemnym. - Będę miał pecha, bo ugryzł mnie langustnik - oznajmiam ponuro, bo przecież każdy wie że to przeklęte zwierzę przynosi jakieś okropne rzeczy. Nie sądzę, że jakikolwiek zabobon o kąpaniu się w kwietniu zneutralizuje to dziabnięcie przez magiczne stworzenie. Mimo wszystko dziewczyna posłusznie wraca ze mną do pomostu. Kiedy ochlapuje mnie wodą mam nadal ponurą minę, ale na jej słowa widać moje lekkie poruszenie. Mógłbym być z łatwością przystojny na miarę ćwierć wili, a jednak świadomie wybieram swój naturalny, przeciętny wygląd. Dlatego jakiekolwiek komplementy przyjmuję z widoczną paniką. - Nie chcę wyglądać słodko - mruczę jedynie, niby gburliwie, a jednak speszony kiedy mój wzrok ucieka gdzieś na boki. W końcu rzadko dostaję spontaniczne komplementy od ładnych dziewczyn i już kompletnie mi głupio, nie wiem jak się zachować. Zakładam jednak, że to jej słowotok sprawia że mówi jakieś pierdoły. Wychodzę na pomost i piję sobie winko. - Tak, minus trzydzieści punktów dla Gryffindoru - oznajmiam, chociaż wcale nie jestem prefektem i nie mam takiej mocy. To jedynie jeden z wielu moich żartów, które zawsze mówię z poważną miną. A na dodatek Gryfonka może faktycznie pomyśleć, że jestem prefektem, skoro mnie nie zna, ani pewnie za bardzo szkoły, skoro ma nadal tak wyraźny akcent, a ja ją niespecjalnie kojarzę. Poprzedni komentarz o winie to również był jeden z moich dowcipów, w których Yasmine z pewnością się jeszcze nie orientuje, skoro mnie nie zna. - Co tam bełkoczesz do siebie - pytam kiedy wyciągam ją z wody, a ona znowu coś mamrocze pod nosem. Dziewczyna zaczyna zrzucać z siebie ubrania, a ja automatycznie odwracam grzecznie wzrok. Kiedy na nią zerkam jej bluzka bardzo mocno przylegała do ciała co mnie dość peszy. A na dodatek ta nic sobie z tego nie robi. Tylko przykrywa nas kocykiem i siada tuż obok mnie. Sztywnieję ze zdziwienia na taką bliskość nieznajomej i przez chwilę siedzę spięty i zmarznięty. Dopiero jej słowa pobudzają mnie do jakiegoś działa. Wyciągam różdżkę z kieszeni i zaczynam silverto suszyć najpierw jej ubrania, a potem swoje, nie rozumiejąc dlaczego sama tego wcześniej nie zrobiła. - Nie trzeba - dziękuję miło za propozycje jedzenia, a potem transmutacyjnymi zaklęciami bez problemu powiększam nasz kocyk, by zakrył nas szczelniej. - Augustine - przedstawiam się w międzyczasie i rzucam jej pytające spojrzenie, by powiedziała swoje imię. - Co tu robiłaś? - pytam i wyciszam odrobinę dudniące obok radio, żeby słyszeć jej odpowiedź. Wskazują głowę na sto różnych rzeczy, które nas otaczały. Staram też się przyzwyczaić do obecności ładnej dziewczyny obok, co za nic miała jakiekolwiek konwenanse.
- Wyrównałeś pecha od niego innymi szczęśliwymi znakami. Jak pływanie w jeziorze w kwietniu. - machnęła dłonią, zaburzając mocniej, niż chciała powierzchnie wody, jednocześnie posyłając mu pewny siebie uśmiech i nawet puszczając oczko. Miała to do siebie, że nawet jak plotła głupoty, to bardzo w nie wierzyła, przez co często otoczeniu, w którym przebywała, udzielał się jej optymizm. Nie dotyczyło to tylko Darrena. Langustnik zje utopionego pająka i odwróci swoje nieszczęśliwe ugryzienie, tak sobie pomyślała, chociaż już nie wspomniała o tym na głos, bo wtedy na pewno wysłałby ją do Munga na oddział zamknięty. Z drugiej jednak strony reakcje i zachowania Brytyjczyków na nią były takie zabawne i nieprzewidywalne. Na jego niechęć do słodyczy, wywróciła oczyma i posłała mu jedynie przelotnego całusa w ramach droczenia się, chociaż nie miała pewności, czy widział.. - Trzydzieści to rozbój w biały dzień z jednej strony, ale z drugiej, to wino jest znacznie lepsze i warte grzechu. - mruknęła, stojąc już na pomoście, kichając zaraz i ociekając wodą. Na pytanie o mruczenie po prostu udała, że nie słyszy, co często było jej ulubioną drogą ucieczki od odpowiedzi. Zrzuciła bluzę niedbale, wykręciła nawet trochę wody z włosów i miała ochotę zdjąć przemoczone skarpety, ale chęć bycia pod kocem i napicia się czegoś była większa, więc natychmiast zrealizowała swój pomysł, opatulając ich zaraz po tym, jak usiadła obok. Nawet nie zauważyła, że się spiął, speszył i że mogło mu to w jakikolwiek sposób przeszkadzać. Nie miała ze sobą różdżki, a ciało przy ciele wytwarzało więcej ciepła, więc jej rozwiązanie wydało się jej najlepszym. Zwilżyła usta, pozbywając się z nich resztek wina. Stukając paznokciami w butelkę, przyglądała się, jak czarował. Przymknęła oczy, gdy ciepłe powietrze otulało jej bluzkę i odkryte fragmenty skóry, podsuszając przy okazji włosy. Było to uczucie przyjemne po tak zimnej kąpieli, nawet jeśli wywołało na jej policzkach rumieńce. - Dziękuje, jednak się nie przeziębimy, Panie łowco pająków. Nie wiem, jak mogłam pomyśleć, że chciałeś mi go rzucić na plecy, jak jesteś taki o. - powiedziała szczerze i z odrobiną wyrzutów sumienia w głosie, odstawiając butelkę pomiędzy nich. Powiększonym kocem zakryła się szczelniej, a gdy odmówił jedzenia, obróciła się trochę do tyłu i podtrzymując się jedną dłonią jego ramienia, wyciągnęła rękę, sięgając z mruknięciem niezadowolenia torbę. - Yasmine, ale możesz mówić, jak chcesz. - przedstawiła się w międzyczasie przekładania jej sobie na kolana. Wygrzebała z niej torebkę z bułeczką, otwierając i rozkładając na kolanach, gdy tylko wyciągnęła nogi przed siebie. Odłamała kawałek, wsuwając sobie do ust.- Uciekałam. - przyznała w końcu z delikatnym wzruszeniem ramion. Obróciła głowę w jego stronę, lustrując z zaciekawieniem jego twarz. - No i trochę ćwiczyłam rysunek też. A Ty? - szturchnęła go delikatnie ramieniem, ułamując kolejny kawałek bułeczki z pytającym spojrzeniem, czy na pewno nie chce.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Już nie chce mi się tłumaczyć, ze to wcale tak nie działa, więc jedynie kręcę z dezaprobatą głową na jej słowa. Udaję również, że nie widzę puszczonego oczka, bo nie mam pojęcia jak do tego podejść. Z resztą tak samo zrobiłem z wysłanym całusem, bo co niby miałem zrobić z takimi dwuznacznymi gestami. Prędko uznaję, że to jest jakiś jej sposób bycia. Mimo to nie mam pojęcia jak mam się zachować przy tak otwartej dziewczynie na takie niewinne pewnie w jej mniemaniu gesty. Nawet jakby było inaczej nie potrafiłbym przyjąć, że ktoś ma ochotę ze mną flirtować w tak otwarty sposób. Szczególnie, że potrafię to świetnie stłumić swoimi nieuprzejmymi tekstami, kiedy ta już wywraca oczami kiedy dziękuję za jakiekolwiek słodkości. - Skoro tak mówisz - stwierdzam niemrawo, bo fanem wina to tak naprawdę nie jestem, ale z pewnością tutaj całkiem przyjemnie rozgrzewa kiedy tak pijemy sobie po tej nieprzyjemnej kąpieli. Najwyraźniej jej niefrasobliwość obejmuje również punkty, bo nawet jeśli nie wie czy jestem czy nie jestem prefektem, kompletnie jej to nie obchodzi. Zajmuję się naszymi ciuszkami i samopoczuciem; z dumą stwierdzam że odrobinę pomogłem dziewczynie, która nawet jest lekko zarumieniona przez ciepło. Ja już sam nie wiem czy to zaklęcia czy jej bliskość sprawia, że jest znacznie cieplej. Za to prycham nawet z lekkim rozbawieniem kiedy mówi o tym, że miałbym rzucać w nią pająkami. - Weź. Nie chcę Cię straszyć, ale wyglądało to dość paskudnie... - mówię kiedy powiększam nasz kocyk i przypominam sobie stwora łażącego po jej białej bluzie. - Jak chcę? - upewniam się, bo to brzmi niebezpiecznie i mogę wymyślić sobie najbardziej durne przezwisko dla tej chaotycznej dziewczyny. Oczywiście musiałbym mieć trochę więcej kreatywności niż mam... - Skąd jesteś? - pytam, bo jej wygląd, akcent i imię wskazują na południowe klimaty, ale nie potrafię określić dokładnie czy hiszpańskie a może włoskie. - Przed czym. Bo wyraźnie nie przed pająkami - dopytuję i mimo że pogardziłem jej poczęstunkiem wcześniej, teraz wyciągam dłoń, by wziąć sobie kawałek bułeczki. - Biegałem - oznajmiam krótko i rozglądam się za tym co rysowało, by przyjrzeć się jakiejś torebce z umiarkowanym zainteresowaniem.
Uroczy. Robiła to trochę specjalnie, bo reakcje chłopaka były wyjątkowo przyjemne do obserwowania, szczere. Nie próbował w jakiś nachalny sposób maskować zawstydzenia, co uznała za dobry omen do ich znajomości. Zacisnęła usta, powstrzymując śmiech, poważniejąc, chociaż na krótką chwilę. - Nie znam się na wielu rzeczach, na przykład na langustnikach czy robakach, ale mam pojęcie o winach, nawet jak karą za ich picie ma być utrata punktów. Na szczęście nie jestem w niebieskim domu z krukiem, bo wasz prefekt by mnie utopił. Tak serio. - wyznała z nutą teatralnego strachu oraz dramaturgii w głosie, pozbywając się nadmiernej ilości wody z włosów. Szkoda zamoczyć cały koc. Nawet tak cienka warstwa materiału chroniła przed wiatrem, leniwie rozgrzewające się ramię Krukona grzało jej własne. Zadrżała na jego słowa o pająku, kręcąc jedynie głową i pokazując pokojowo — proszący gest rękoma. - Błagam, nie. Wolę żyć w błogiej nieświadomości, bo nigdy więcej tu nie przyjdę... Jesteś prawdziwym bohaterem, że go wziąłeś, bo chyba bym umarła. Naprawdę, całkiem poważnie umarła. Jak mogę się odwdzięczyć? Chcesz buziaka w policzek? Znów brzmiała pogodnie i o zgrozo dla niego, całkiem poważnie. Postanowiła tu jednak nie działać bez jego zgody, sięgając po torbę i kiwając głową zaraz po jego pytaniu, dając mu nieme przyzwolenie. - Tak długo, jak nie ma to związku z pająkami. Jak mam na Ciebie wołać? - zapytała po chwili milczenia, grzebiąc już za bułką w torbie. Słodki, maślany smak może niezbyt komponował się z winem, ale miała wrażenie, że po chłodnej kąpieli dobrze było coś zjeść. - Teoretycznie to z Włoch, bo tam byłam większość życia u rodziny matki. Praktycznie to też jestem trochę Brytyjką. Przed czym.. - przełknęła bułkę, popijając winem i z zadowoleniem reagując, że wziął kawałek, odchyliła głowę do tyłu, patrząc na wciąż zachmurzone niebo, szukając miejsca, gdzie przebijało słońce. Lubiła czuć jego promienie na twarzy. - Przed rzeczywistością, ale nie możesz nikomu powiedzieć. Bo to się zwykle w nocy robi. Trochę też przed historią magii. Czy Ty biegając, też uciekałeś? I hej, to on zaatakował i chciał mnie zabić! Przed nim na pewno bym uciekła! Mruknęła z oburzeniem, zerkając na niego jednym okiem. Jej twarz jednak szybko złagodniała, a Yas opadła do tyłu, częściowo kładąc się na pomoście i trochę kradnąc koc. Kompletnie ignorowała leżące na nim rysunki, nie były i tak dość dobre. - Ta chmura wygląda jak babeczka. Wskazała palcem niebo, sugerując, aby również zobaczył.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Patrzę na dziewczynę, która wyciska swoje mokre włosy i mówi o naszym prefekcie. Unoszę do góry brwi, że tak się zarzeka, ale to nie moja sprawa, że nasz Kruczy prefekt jakoś wyjątkowo się na nią uwziął. Może jej się należy, w końcu wygląda na szaloną dziewczynę. - I tak macie ich w chuj - mamroczę tylko o domu Gryffindoru, lekko wzruszając ramionami. Faktycznie mogła biegać po zamku z butelką wina, a niewiele by to zmieniło w Pucharze Domów. Kiwam głową, kiedy mnie prosi, żebym nie wspominał więcej o pająku i postanawiam się zamknąć. Moje myśli krążą już gdzieś dalej, kiedy ta wypowiada z siebie istny potok słów (naprawdę, ledwo nadążam), ale jej ostatnią propozycję już doskonale słyszę. Podrywam głowę odrobinę zbyt gwałtownie. Nie to że mógłbym ukryć szok spowodowany taką propozycją, bo moje brwi i krótkie włosy już były czerwonawe z zażenowania. Co mam niby na to odpowiedzieć? Dopraszać się jak frajer o byle jakiego całusa w policzek? (Nie to że tak często je zbierałem.) Odmówić przyjemnej okazji? - Jak uważasz - mruczę tylko, mając nadzieję, że dziewczyna wyczuje moje intencje (nie mam nic przeciwko, ale głupio mi być zbyt ochoczym). - No August - mruczę kiedy zadaje mi durne pytanie jak miałaby się do mnie zwracać. Szczerze mówiąc tylko się z nią droczyłem. Byłem ostatnią osobą, która wymyślałaby głupie ksywki. Żuję bułę od dziewczyny, w trakcie gdy Yasmine rozwija każde moje pytanie w niebotyczny sposób i zahacza o jakieś filozoficzne rozkminy, które kompletnie mnie nie interesują. - Nie - odpowiadam krótko na pytanie czy ja sam uciekałem. - Biegałem. Po prostu - tłumaczę cierpliwie po raz kolejny. Nie mam pojęcia co ona ględzi o tym, że ucieka się od rzeczywistości w nocy. - Nikomu nie powiem, bo nie wiem o czym bredzisz - mówię i wzruszam ramionami, wsadzając sobie do buzi więcej maślanej bułki, a potem biorę jeszcze łyka winka. Gryfonka oddala się ode mnie, a ja zerkam jak kładzie się na pomoście, zabierając nam sporo koca. Zadzieram jedynie głowę do góry, by w milczeniu zerknąć na to co tam próbuje mi pokazać. - Babeczki są bardziej atrakcyjne - oznajmiam poważnym tonem, chociaż po raz kolejny żartuję, bo bawię się znaczeniem słowa.
Uniosła brew, podnosząc na niego spojrzenie czekoladowych oczu, powstrzymując jednocześnie dreszcz na ciele skłaniający do zgrzytania zębami z zimna. - Mamy? - zapytała tylko, widocznie kompletnie ignorując istnienie rywalizacji o puchar domu. Ba, nawet nie wiedziała, gdzie są klepsydry i było jej bez różnicy, kto to wygra, chociaż ten tok myślenia wielu by się nie spodobał. Westchnęła, prostując się i oglądając na chwilę przez ramię, spojrzała na górujący nad wszystkim dookoła zamek. Wszystko tu było takie skomplikowane. Nie mogła powstrzymać śmiechu, bo wachlarz emocji malujący się na jego twarzy i w oczach godny był mianem kandydata do uwieńczenia na jakimś portrecie. Głupio było jej na głos mówić, że jego zdolności przekształcania i zmiany kolorów własnego ciała były imponujące, rzucała więc komentarze w myślach. - Ale to Twoja nagroda za bycie pogromcą pająków? - zauważyła tylko, powstrzymując się od dalszego znęcania się nad Augustem z trudem. Mina nigdy nie uważała się za kogoś atrakcyjnego i kogoś, kto mógłby się komuś w jakikolwiek sposób podobać na tyle, żeby wyjść z płaszczyzny bycia kumplami, więc jego reakcje strasznie jej schlebiały. Miło było czasem kogoś zawstydzić. - Oh August, August, masz dużo cierpliwości. - powiedziała po upiciu kolejnego łyka wina oraz chwilowym milczeniu, aby w najmniej oczekiwanym przez niego momencie dać mu przelotnego całusa w polik i podziękować raz jeszcze za pomoc. Powinna też przeprosić za jezioro, ale to byłoby nie do końca szczere, więc dała sobie spokój. Leżąc na pomoście, patrzyła w niebo z odrobinę nieobecnym wyrazem twarzy, palcami stukając o deskę pomostu w rytm piosenki. Ściszył, a jednak doskonale słyszała i wiedziała, w którym miejscu się znajdują, bo zwykle puszczała wymiennie tylko trzy lub cztery płyty. - Oczywiście, że nie wiesz. To dobrze, bo faktycznie bredzę. - przytaknęła, wyciągając obydwie ręce do góry, udając, że formuje z nich obiektyw od aparatu, przymknęła jedno oko, przyglądając się swojej cukierniczej chmurze, która z każdym podmuchem wiatru zmieniała jej kształt. Zawsze ją to fascynowała, szczerze zakochiwała się w drobnostkach otaczającego ją świata. Wydała z siebie mruknięcie zaintrygowania, przekręcając się nieco i celując swoim fałszywym aparatem w niego, uśmiechnęła się jedynie niewinnie. - Ah tak? A które babeczki są najatrakcyjniejsze? Jaki mają kolor posypki, polewy? Obstawiała jasną, waniliową. Najlepiej o jasnej skórze lub biegach, jasnych oczach. Mężczyźni byli przewidywalni, zawsze wybierali babeczki tego typu. Okazjonalnie te z dodatkiem marchewek, może dla witamin. Zaśmiała się pod nosem, opuszczając dłonie i prostując głowę znów na wprost do nieba, szukała kolejnej chmury. - Lubisz biegać?
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Zerkam na nią z dezaprobatą kiedy zadaje mi głupie pytanie. Już sam nie wiem czy sobie kpi ze mnie i przegranej Krukonów czy może faktycznie nie wie o ile nas wyprzedzają. Przy każdym innym założyłbym, że to pierwsze, ale ta dziewczyna wydaje się być na tyle odklejona, że może faktycznie nie ma pojęcia kto wygrywa? Aż również mechanicznie zerkam na stary zamek razem z dziewczyną. Znowu nie mam pojęcia o co jej chodzi. Większość tego zbywam milczeniem, ale teraz myślę że może jej propozycja była żartem, a ja tak głupio dałem się nabrać. Zaciskam lekko usta, bo zastanawiam się jakie to elokwentne słowa powiedzieć, żeby jakoś z tego wybrnąć. Ale jak z pewnością zauważyła Gryfonka nawet po tak krótkim czasie spędzonym ze mną, nie byłem mocnym retorykiem. Dlatego dopiero kiedy ta oznajmiam, że mam dużo cierpliwości, odwracam głowę w jej stronę i pytająco unoszę brwi. W tym momencie dziewczyna cmoka mnie nagle w policzek. Udaję mimiką, że nie podoba mi się ten nagły zryw, ale równocześnie uśmiecham się też jakoś krzywo, nie mogąc się powstrzymać. Dziewczyna wydawała się być już kompletnie w swoim świecie. Ja zaś skończyłem bułkę, nie umiałem zagadywać ładnych dziewczyn, więc zastanawiałem się czy powinienem teraz sobie pójść, żeby jej nie przeszkadzać. Jednak wtedy wydaje się być zaintrygowana moimi słowami i zaczyna wypytywać o rzeczy, które rzadko ktoś zadaje przy pierwszym spotkaniu. Mi to jednak wcale nie przeszkadza, wolę kiedy ktoś przejmuje stery w konwersacji. - Hm... - zastanawiam się nad swoim typem i myślę nad tym kto mi się podoba w moim krótkim życiu, porównując je w głowie. Dochodzę do jednego wniosku, który może wydawać się próbami pochlebstwa, ale to była szczera prawda. - Ważne jest dla mnie nadzienie - oznajmiam w końcu i sam nie wiem czy bardziej mi wstyd mówić tymi głupimi metaforami czy powiedzieć coś wprost. - Lubię nieprzewidywalne - dodaję i zastanawiam się czy teraz nie uzna tego za komplement w swoją stronę. Bo to słowo na pewno ją doskonale opisuje. I na dodatek nie wiem czy chcę temu zaprzeczać czy nie, bo jeśli uzna to ok, jeśli jej się to nie spodoba, będę udawać, że nie chodziło o nią. - A Ty? - pytam i opieram się na łokciach obok niej. - Wysoki brunet, który gra w qudditcha - strzelam od razu, porzucając metafory i zerkam na nią z ukosa. Tak naprawdę mogę się w zamienić we wszystko co zapragnie.
Zdecydowanie była odklejona, ale August nie miał jeszcze świadomości, jak bardzo, chociaż Yasmine szczerze wierzyła, że miewała momenty stabilne i bardzo przyziemne. - Ataki z zaskoczenia są najbardziej skuteczne. I widzisz? Umiesz się uśmiechać. - zaczepiła go jeszcze z satysfakcją, czując ukłucie żalu w duszy, że ze wszystkimi ludźmi nie było tak łatwo. Gdyby bardziej byli szczerzy i bezpośredni, wiele błędów komunikacyjnych i niedomówień można było uniknąć. Zgarnęła za ucho kosmyk brązowych włosów w zamyśleniu, chwilę jeszcze spoglądając na taflę jeziora i swojego towarzysza, ostatecznie lądując na plecach, wybierając niebo. Tam nie było ograniczeń. Trzeba przyznać, że zaintrygował ją odpowiedzią, sposobem przekręcenia słów. Nie miała problemu prowadzić konserwacji z nowo poznanym człowiekiem praktycznie na każdy temat, więc chwyciła się babeczek zinterpretowanych w znaczne ciekawszy sposób. Przyglądała mu się w milczeniu, próbując zgadnąć, która jest jego ulubioną. - Czyli nadzienie niespodzianka, nawet jeśli ma być hmmm gorzką czekoladą z rodzynkami, a nie mleczną maliną? To ryzykowne, ale dzięki temu życie lepiej smakuje. - zaczęła z aprobatą w głosie dla jego wyboru, kompletnie nie wiążąc tego słowa, że sobą. Odbicie piłeczki z jego strony zdziwiło ją na tyle, że ściągnęła brwi w zamyśleniu, patrząc na niego w chwilowym milczeniu. A taki był nieśmiały! Niemniej jednak uznała pytanie za dobre i nie miała żadnego powodu, aby nie odpowiadać. - Myślę, że się z Tobą zgodzę. Każda babeczka jest piękna, może być piękna i mieć wśród goryczy słodki element. Wydaje mi się, że to kwestia współgrania smaków? - przerwała na chwilę, stukając palcem w usta. Czy ona miała typ? Czy to może chodziło o właśnie o bratnią duszę, kogoś, z kim mogła rozmawiać o wszystkim i kto stwarzał iskrę, atakował jej głowę? Zwilżyła usta z westchnięciem i miną, jakby przypomniała sobie o największym grzechu. - Jestem trochę paskudna, bo lubię wysokie emm eklerki? Jednak nie przez to, że niższe są gorsze, tylko lubię chodzić na obcasach, a mały eklerek mógłby czuć się niekomfortowo. Wzruszyła delikatnie ramionami, świadoma, jak wielkie rozczarowanie mogła przynieść jej płytka postawa.