Sześciopokojwy, spory dom. Przed plagą akromantul już należał do rodziców Liama, dlatego zaraz po zdobyciu informacji o dostępności Doliny rzucili się, aby odzyskać swoją posesję. Niestety, zamieszkał w niej złośliwy poltergeist i profesor trudził się przez pięć dni, aby odzyskać prywatność. Teraz towarzystwa dotrzymuje mu jedynie skrzatka domowa, Tickle.
Sypialnia Liama
Znajduje się na piętrze, stąd pochyły sufit. Jest to dość duże pomieszczenie, utrzymane w drewnianym stylu podobnie jak reszta domu. Jedna ściana stylizowana jest na ścianę jaskini. To przy niej stoi nieduże biurko i właśnie tam zbiera się największy bałagan - jest to miejsce najbardziej odsunięte od drzwi i przy okazji zasłaniane przez stojące po środku pokoju łóżko. Jest ono z kolei nieco łagodniejsze, miękkie i niskie - właściwie, wygląda jak sam materac. Naprzeciwko niego widnieje ogromne okno z pięknym widokiem na Dolinę. W sypialni Liam ma również mały kominek, jakiś fotel i sporo drobiazgów dodających charakteru. Stary obraz, jeszcze należący do państwa Dearów, jakimś cudem dalej wisi na ścianie nad łóżkiem, a gramofon odpoczywa sobie w kącie. Prawie zawsze leci z niego muzyka.
Sypialnia Fire
Pokój Fire położony jest na poddaszu, podobnie jak ten Liama. Właściwie to sąsiadują ze sobą. Pomieszczenie, w którym dziewczyna spędza całkiem sporo czasu, jeśli nie tkwi w swoim dormitorium, niemal zawsze jest zabałaganione. Panuje tu istny chaos, ale Blaithin świetnie się w nim odnajduje. Trzy ściany noszą biały kolor, a czwarta krwistoczerwony. Jako iż pokój do największych nie należy, można spodziewać się tylko dużego, wygodnego łóżka i biurka, przy którym stoi futerał na skrzypce. W całym pokoju czuć dym papierosowy zmieniony tak, żeby przypominał czekoladę. Nawet nie stara się uporządkować jakoś setki płyt porozwalanych po całym pokoju. Najczęściej którąś właśnie puszcza, żeby rozbrzmiewała bardzo głośno w całym domu. Rzadko rusza się rzucić zaklęcie wyciszające pokój. Często ćwiczy tu zaklęcie, więc nic dziwnego, że w pewnym miejscach obsypał się tynk ze ścian, a okno zacina się tak, że trzeba szarpać za klamkę. Rzuciła czar na drzwi i wie wcześniej, jeśli ktoś zamierza wejść do pokoju. Cały pokój jest przystosowany do osoby Fire, a ona nie lubi, gdy ktokolwiek choćby tu zagląda. Dlatego lepiej nie próbować usiąść na łóżku, bo może magicznie zgiąć się wpół i cię przytrzasnąć. A skrzypce najprawdopodobniej uderzą cię smyczkiem po dłoni. Boleśnie.
Pusty pokój
Coś tu kiedyś będzie. Jak narazie jest to jedyne pomieszczenie, które nie zostało przywrócone do dawnej świetności. Może kolejna sypialnia, a może druga łazienka? Czas pokaże...
Pokój gościnny
Zwykła sypialnia, niezbyt ozdobna. Chwilami służy za składzik niepotrzebnych gratów... W rzeczywistości jednak był to pokój państwa Dearów. Nie przyjeżdżają tu oni zbyt często, dlatego zyskał miano gościnnego.
Łazienka
Duża, przestrzenna łazienka znajduje się na piętrze, pomiędzy sypialnią Liama a Fire. Na samym środku stoi jasna wanna, a w głębi znajduje się szeroki blat z dwiema misami umywalek. Toaleta jest nieco bardziej we wnęce. W kącie znajdują się drzwi prowadzące na nieduży taras, na którym można na spokojne rozwiesić pranie. Łazienka jest pomieszczeniem doskonale oświetlonym, bo poza kilkoma lampkami może poszczycić się wielkimi oknami wychodzącymi przez taras na panoramę Doliny. Na szczęście wiszą tam kotary, które z zewnątrz są zupełnie nieprzezroczyste i chronią prywatność mieszkańców. Z wewnątrz jednak możesz dalej podziwiać widoki!
Salon
Wchodzisz i od razu czujesz się komfortowo. Jest to pomieszczenie niesamowite przytulne, ale przy tym nie takie małe. Wysoki sufit i pokryta oknami ściana sprawiają wrażenie bardzo eleganckich i wytwornych, ale ogromny kominek i ciasno zbite kanapy zasypane poduszkami dodają ciepła. Dużo lamp i świec, dużo pamiątek rodzinnych porozstawianych po stoliczkach... Krótko mówiąc, wszystko co dobre. Idealne miejsce na wypicie porannej kawy, ale również na ogrzanie się w zimowe wieczory przy kubku gorącej czekolady.
Czytelnia
Pomieszczenie na parterze, obok salonu. Również ma wysoki sufit i dlatego przedzielone jest tak, że tworzy dwa pięterka. Oba zastawione są regałami pełnymi książek o najprzeróżniejszej tematyce. Od ukochanych tomiszczy transmutacyjnych Liama, przez historyczne lektury państwa Dearów, do dziecięcych bajek. Każdy znalazłby tu coś dla siebie... Gdyby nie to, że ciężko samemu zorientować się pomiędzy półkami. Łatwo da się "zabłądzić" i zmęczyć pomiędzy regałami, dlatego lepiej poprosić o pomoc skrzati domowej. Ona bez problemu odnajduje książki skryte pod pajęczynami. Dolne pięterko dodatkowo oferuje miękkie kanapy i fotele, gdzie można sobie usiąść i poczytać. Na stoliku zawsze znajdzie się karafka skrzaciego wina, albo innego wytwornego trunku.
Kuchnia
Kuchnia, jak kuchnia. Pełna kolorowych kubków, misek i talerzy. Skrzatka domowa, oczywiście, stara się zapanować nad bałaganem - a jednak zawsze coś znajdzie się na wierzchu. Na długim stole, przy którym ustawiono sześć krzeseł, zawsze stoi talerzyk ze świeżym, pachnącym ciastem. To właśnie w tym pomieszczeniu można zdobyć pyszną gorącą czekoladę i kawy jak z profesjonalnych kawiarenek.
Ogród
Piękny, pewnie zielony i kolorowy. Ciąg dalszy opisu nastąpi. Jak narazie to ważne jest, że można wejść do ogrodu przez salon, albo z boku domu.
Ostatnio zmieniony przez Liam S. Dear dnia Pią Sty 13 2017, 23:03, w całości zmieniany 2 razy
Liam miał rację, jeśli chodziło o drogę do jego domu - nie sprawiła żadnego problemu, nawet komuś takiemu jak ona. Dlatego znalazła się pod nim wyjątkowo szybko, prawdopodobnie nawet kilka minut przed czasem. Zdrowy rozsądek podpowiadał Electrze, że nie ma się czym przejmować. To miała być zwykła kolacja. Co z tego, że przygotowana przez Liama Dear'a? Co z tego, że w jego domu, który wyglądał na cholernie drogi? (Nawet drzwi, przed którymi stała, zbierając się w sobie, wydawały się kosztować więcej niż całe jej mieszkanie. Aż zaczęła się obawiać, że coś uszkodzi.) A i tak nie był najbardziej okazały w całej okolicy - dzięki Merlinowi! Tak czy inaczej, powody do zdenerwowania istniały tylko w jej wyobraźni. Dlaczego Electra nie mogła słuchać rozsądku? Zamiast tego mnożyła w umyśle pytania i wątpliwości dotyczące wieczoru. Czy nie będzie on w pewien sposób dziwny? Czy powinna zachowywać się w związku z tym jakoś inaczej? Czy Liam żałował podjętego wyzwania? No i najważniejsze - czy wyglądała odpowiednio? Nie przesadnie elegancko bądź zbyt prosto? Westchnęła, odpędzając od siebie te typowo kobiece rozterki, wygładziła czarną sukienkę, poprawiła płaszcz, - który wcale tego nie potrzebował - na który rzuciła zaklęcie Therme Vestem i wreszcie poczuła się gotowa, żeby zastukać w drzwi. Bo oprócz tej niepewności, czuła też ekscytację i zaciekawienie na ponowne zobaczenie się z Liamem. I ponaśmiewanie się z jego kulinarnych umiejętności. Oczywiście. (Ostatecznie, jeśli wieczór miał okazać się kompletną klapą, mogła spróbować wynieść jakiś zabytek i opchnąć na jakimś bazarze lub w antykwariacie. Taka alternatywa była prawie zadowalająca.) No więc, zapukała...
Szybko zaczął żałować swojej decyzji, jaką było przygotowanie kolacji dla Electry. Sam sobie stwarzał okazje do kompletnej kompromitacji! Nie mógł się już jednak wycofać, a oszukiwanie nie było w jego stylu. Darował więc sobie zamawianie czegoś z restauracji i przerzucanie tego na jego domowe talerze. Nawet jego skrzatka, Tickle, została szybko odprawiona z kuchni, aby przypadkiem nie zaczęła mu pomagać. Zresztą, kręciła się i tak po korytarzu, raz po raz zaglądając do pomieszczenia. Chyba chciała być w pobliżu, gdyby Liam wzniecił pożar, albo coś w tym stylu. Pierwszy problem - wymyślenie jakichś dań, których zrobienie nie sprawi mu zbyt wielkiego problemu. Nie mogły być przy tym zbyt proste, w końcu chciał utrzeć nosa O'Keeffe swoimi rzekomo cudownymi zdolnościami. Koniec końców postanowił na elegancką mieszankę kuchni, która miała uwydatnić jego wszechstronność. Mogła być również gwoździem do jego trumny. Drugi problem - zakaz używania magii. Dear nie był kuchcikiem, nie znał się nawet na czarodziejskim gotowaniu... Ale do mugolskiego to nawet sprzętu mu brakowało! Skończyło się na kilku pożyczkach od znajomych o lepszej znajomości kuchni mugoli, oraz odrobiny (nie)zdrowej improwizacji. Trzeci problem - musiał faktycznie stanąć w kuchni i zabrać się za robotę. Niestety, wszystko postanowił pozostawić na ostatnią chwilę... Poza tym, wrócił do domu w piątek później, niż się spodziewał. Miał ochotę zamordować tego małego Krukona, który akurat dzisiaj musiał zarobić szlaban. Dobra, może i był opiekunem Ravenclaw, ale... - Do roboty!- Zawołał, aby nieco poprawić sobie humor. Zatarł ręce i zabrał się za robotę, gotów do ciężkiej i męczącej pracy. Gdy dobiegło do niego pukanie do drzwi, miał już rozcięte dwa palce (krojenie warzyw nie należało do najprostszych zadań, dobra?) i nieźle uświniony blat. Kiepsko się to komponowało z nienagannie nakrytym stołem, więc Liam w biegu uprzątnął nieco i ruszył do drzwi. Ubrany był raczej dość zwyczajnie, przynajmniej jak na siebie - ciemne spodnie i błękitna koszula z podwiniętymi rękawami, aby nie wyglądała zbyt sztywno. Efekt trochę psuły plasterki dzielnie zakrywające jego rany bojowe powstałe na palcach, jednak skoro w umowie był brak magii, to nie zamierzał leczyć ich w normalny dla siebie sposób. No, przynajmniej na razie... - Witam! - Uśmiechnął się promiennie, otwierając drzwi. Uzdrowicielka jak zwykle wyglądała zjawiskowo, jednak ten komplement zabrzmiał tak dziwnie w myślach profesora, że aż postanowił nie mówić go na głos. Odsunął się jedynie z przejścia, aby jego gość mógł wejść do środka. - Zapraszam. Prawdę powiedziawszy jeszcze nie skończyłem, ale... Może wina? - Zaproponował, prowadząc Electrę do kuchniojadalni. Butelka z winem czekała już obok kieliszków, w końcu chciał podać ją do obiadokolacji. Znawcą nie był, jednak właściciel winnicy zapewniał go, że to najwspanialszy gatunek i ogólnie, jedno wielkie cudo. Liam popadł w lekki chaos, ale jeszcze nie udało mu się niczego za bardzo zepsuć! Dlatego przemknął szybko do części kuchennej, żeby dopilnować swoich potraw.
Całe zdenerwowanie minęło w momencie, w którym Electra musiała zderzyć się z rzeczywistością, którą był promienny uśmiech Liama przeznaczony właśnie dla niej. Automatycznie kąciki jej ust również uniosły się do góry, a wokół oczu zrobiły się mikroskopijne zmarszczki, które wyraźnie sugerowały, że był to uśmiech szczery. - Cześć. - Przekroczyła próg domu, gdzie natychmiast owiana została przez przyjemne ciepło i naturalną, charakterystyczną woń domu. Electra bardzo lubiła domy z duszami, a ten właśnie tak wyglądał, a przynajmniej ona go w ten sposób odbierała. Powstrzymała się jednak od dokładnego zlustrowania wzrokiem każdego kąta, a zamiast tego skupiła się na Liamie, który wyglądał naprawdę dobrze w tej koszuli. Najwyraźniej oboje postawili na prostą klasykę - przynajmniej to jedno zmartwienie miała z głowy. Nawet te plasterki na palcach miały coś w sobie. Electra zdusiła w sobie ochotę na śmiech, postanawiając, że komentarz na ten temat zatrzyma na później. - Gdzie twój fartuszek, kucharzu? - zauważyła zamiast tego, odwieszając płaszcz i posłusznie idąc za mężczyzną do kuchniojadalni. Był odważny, skoro nie obawiał się złośliwych plam na ubraniach... - W porządku, zaczekam, chyba i tak jestem trochę za wcześnie. Ale wina chętnie. Nie miała nic przeciwko temu, by Liam dopracowywał swoje potrawy, ile tylko potrzebował. W końcu to było swego rodzaju wyzwanie, które przed nim postawiła. Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy mężczyzna ponownie zajął się potrawami i nie chcąc natrętnie patrzeć mu na ręce, skierowała wzrok na nieskazitelnie nakryty stół, a potem na ściany i drobiazgi porozstawiane po kątach, które tworzyły przytulną atmosferę. Liam Dear miał niestety bardzo dobry gust. Kto by pomyślał?
Wszystko miał idealnie zaplanowane! Nawet przedwczesne przybycie Electry nie psuło mu planów. Zgodnie z jej życzeniem nalał jej wina do kieliszka, zanim wrócił do kuchni. - Jakoś sobie radzę bez... Swoją drogą mam wrażenie, że prawidłowe określenie to "szefie". Jestem w końcu szefem tej kuchni, prawda? Nie chciał zanudzić swojej towarzyszki przyciężką ciszą, a jednak rozmowa jakby odwracała jego uwagę od gotowania. Już i tak miał wystarczająco dużo problemu z magiczną płytą grzewczą, którą ciężko obsługiwało się bez różdżki w drugim ręku. Liam jednak uważał, że to nie było oszukiwanie - nie miał skąd wytrzasnąć mugolskiego sprzętu! Robił, co mógł, żeby tylko wywiązać się z zadania, jakie postawiła przed nim O'Keeffe. Gdyby chciała w pełni antyczarodziejskiego posiłku, musiałaby udostępnić mu swoją kuchnię, albo znaleźć kogoś, kto by to zrobił... Przystawki, które wymyślił, były względnie proste do wykonania. Już wcześniej przygotował cienkie plastry cukinii, którymi owinął szynkę, mozarellę i suszone pomidory. Teraz jedynie musiał je nieco podsmażyć... Tylko, że to "nieco" mu nie wyszło. Odratował szybko parę roladek i ułożył je elegancko na talerzu, ignorując fakt, że na patelni dalej skwierczały dwa węgielki, których nie zdążył zdjąć na czas. - Jak ci się podoba? - Zagadnął, widząc jak Electra rozgląda się po pomieszczeniu. Liam robił co mógł, byle tylko nie odnowić tego miejsca tak, jak chcieliby tego jego rodzice. Próbował dodać trochę życia do tego domu i miał wrażenie, że wychodzi mu to całkiem nieźle. Postawił na stole gotowe przystawki, po czym usiadł naprzeciwko blondynki. Musiał na chwilę przystopować, nalał sobie wina i z szerokim uśmiechem obserwował, czy Electra w jakiś sposób skomentuje pierwszy etap jego zadania. Może i nie był do końca zadowolony, ale mogło być o wiele gorzej! - Chyba już wiem jak czują się prawdziwi kucharze, gdy odwiedza ich jakiś krytyk...
- No dobrze, ale twoje miano "szefa" znajduje się aktualnie pod znakiem zapytania. Wszystko zależy od dań - Walka i tak była już o honor Liama, dlaczego zatem nie dopisać do tego jego pozycji we własnej kuchni. Bawiła się kieliszkiem, palcem przesuwając po krawędzi szkła w zastanowieniu, z którego wyrwało ją dopiero pytanie Liama. Czuła, że o wielu rzeczach będzie musiała wyrazić tego wieczoru opinię. - Hm, klimatycznie. Widać, że kobiecej ręki to tu mało, ale podoba mi się. Naprawdę. Podeszła do stołu, na którym pojawiła się przystawka, wyglądająca na trochę bardziej skomplikowaną niż jakieś koreczki czy inny banał. - Prawdziwi krytycy nie mówią ani słowa, aż skończą całą degustację, ale to chyba byłaby tortura? Kiedy mieszkała jeszcze w Nowym Orleanie w swoim mugolskim domu z mugolską telewizją, wprost uwielbiała oglądać kulinarne programy. A szczególnie pierwsze odcinki, kiedy uczestnikom nic nie wychodziło, a jurorzy nie szczędzili w mocnych słowach krytyki... Może jednak miało to praktyczną wartość - w tym momencie posiadała barwną gamę takich słów i mogła się jakoś zainspirować. Uśmiechnęła się, czując, że jest pod obserwacją i bardzo powoli zbliżyła jedną z roladek do oczu, wymownym i przerysowanym spojrzeniem dając mu znak, że zauważyła lekkie przesmażenie. - Ale jesteś pewny, że po części degustacji będę w stanie stąd wyjść na własnych nogach? - zapytała dla zasady, bo oprócz tego, że roladki Liama ładnie wyglądały, równie dobrze pachniały i najprawdopodobniej smakowały. Odkroiła fragment i włożyła go sobie do ust... I cholera miała rację! Westchnęła, robiąc "profesjonalne" miny, które miały wyrażać wszystko i nic jednocześnie. Nigdy nie sądziła, że znajdzie się w sytuacji, w której tak otwarcie będzie wygłupiać się przed Liamem, ale to się działo. - Interesujące... - Nastąpiła minutowa cisza z jej strony, mająca utrzymać napięcie. Podniosła wzrok znad talerza i tym razem pozwoliła sobie na uśmiech. - To jest dużo lepsze niż bym się po tobie spodziewałam. Zawiodłeś mnie.
- Opisujesz mnie, czy dom? - Puścił Electrze oczko. Z tego poddenerwowania, jakim było przyrządzanie "profesjonalnej" kolacji, mówił zdecydowanie za dużo głupot. - I tak, w mojej głowie brzmiało to o wiele mniej żałośnie. Spodziewał się takiego komentarza. Mimo, że często odwiedzała go jego ukochana kuzynka, dom wciąż pozostawał śladowo oschły i pusty. Był za duży dla jednej osoby, która większość czasu spędzała i tak gdzie indziej. Prawdę powiedziawszy, Liam był zaskoczony, że Tickle jeszcze nie zwariowała. Zostawiał ją samą na wszystkie dni robocze i pojawiał się jedynie w weekendy... - Chyba tak... Cholera, trafiłem na profesjonalistkę. - Westchnął teatralnie, biorąc kilka łyków wina. Faktycznie było niezłe, chociaż trochę zbyt wyprawne jak na takie popijanie bez konkretnego jedzenia. Nic dziwnego, że Electra bawiła się kieliszkiem... Dear również spróbował swojej przystawki. Nie prezentowała się jakoś szczególnie dobrze, mozarella wytopiła się z większości i przykleiła do talerza, a cukinia miejscami była spalona i... Och, Liam wyszukiwał same błędy. W końcu jednak doszedł do wniosku, że przynajmniej smak nie jest zły. Właściwie, ciężko byłoby doszczętnie zepsuć coś takiego. Spokojnie, jeszcze danie główne i deser. - Nie jestem. - Odparł otwarcie, bo sam nie wiedział, czego spodziewać się po swojej kuchni. Gdy blondynka w końcu postanowiła przestać się wygłupiać i ocenić jakoś sensownie jego pracę, odetchnął z ulgą. - Starałem się... - Pokręcił głową z rozbawieniem. Przystawki zjedli zaskakująco szybko, tak więc zaraz musiał wstać i zająć się daniem głównym. Kto by pomyślał, że będzie z tym tyle roboty? Niby miał gotowe półprodukty, ale... Gotowanie chyba po prostu nie było jego bajką.
Nie powinno jej to bawić. Nie mogło. Takie słowa zasługiwały tylko na otwarte wyśmianie i wypominanie przez następne lata. W kółko i w kółko i w kółko, żeby na zawsze zapamiętał sobie jak bardzo się ośmieszał. - Wiem, że przebywanie z nastolatkami może sprawiać, że ludzie sądzą, że są młodsi niż w rzeczywistości, ale żeby cofać się aż do bycia trzynastolatkiem? Miej trochę godności. - Przynajmniej posiadał jej tyle, że szybko się zreflektował. Ale jakie to miało znaczenie, kiedy słów nie dało się cofnąć? Pokręciła głową, mając na końcu języka jeszcze jedną odpowiedź. - Ale skoro już zacząłeś ten temat... Z "kobiecą ręką" mogę pomóc - Dało się słyszeć, że powiedziała to z chwilowym zawahaniem. Ta rozmowa zaczynała przybierać dosyć ciekawy wydźwięk i była ciekawa jak daleko uda się ją rozwinąć. - No nie ma to jak słowa otuchy. Dzięki. Właśnie w takich sytuacjach należy skłamać... I wszystko jasne, dlaczego czekasz, aż ja spróbuję pierwsza. Wyglądało na to, że jak na razie było jeden zero dla Liama. Ale jeszcze pozostawały dwie potrawy - i jeśli Dear był tak przekonany o ich jadalności, co teraz, sama sobie współczuła. Chociaż wtedy wygrałaby walkowerem, bo w umowie był zakaz trucia. Powoli popijała wino, dochodząc do wniosku, że ten pomysł miał jeszcze jedną dobrą stronę - obserwowanie Liama podczas mogolskiego gotowania stanowiło widok dość ciekawy. Już nawet nie zajmowała się innymi czynnościami, po prostu patrzyła. Ale nie oceniała. - Tak swoją drogą, jak twój dzień? - zainteresowała się po chwili, orientując się, że praktycznie nigdy nie rozmawiali o takich powierzchownych sprawach. A to było standardowe pytanie na każdej liście dotyczącej wzajemnego poznawania się.
Nie oceniała, przynajmniej nie tak otwarcie. To trochę dodawało Liamowi otuchy, chociaż wciąż towarzyszyło mu zdecydowanie zbyt wiele stresu. Z drugiej strony brakowało mu właśnie takich "durnych" zakładów. Gdzie te cudowne studenckie lata, kiedy na każdym kroku padały pomysły na wyzwania? Dear chyba faktycznie spędzał zbyt wiele czasu wśród młodzieży. Czasem zastanawiał się, czy to w ogóle ma sens - był niewiele starszy od swoich podopiecznych, ponadto niektórzy jego rówieśnicy dalej nie zajmowali się niczym stałym. Liam myślał, że potrzebuje stabilizacji... jednocześnie się postarzał i odmładzał. I miewał takie myśli za często jak na kogoś, kto jest pewien co do swojego planu na życie! Wiedział jedno - z nauczania nie mógłby zrezygnować. - Hej, to się serio zdarza. Ty się śmiejesz, a ja mam życiowe rozterki! - Zaśmiał się krótko, chcąc jak najszybciej załagodzić temat kilkoma żarcikami. Spodziewał się więcej złośliwości ze strony Electry, ale nie zamierzał narzekać! - Ach tak? Co konkretnie masz na myśli? - Zerknął z zaciekawieniem na uzdrowicielkę. Inna sprawa, że przez to zagapienie rozgotował makaron... Podał tagliatelle w sosie grzybowym z piersią kurczaka. Nie wiedział jeszcze, że dodał za dużo pieprzu... - Mój dzień... - westchnął, zastanawiając się nad odpowiedzią. - Raczej nieźle. No, jeden Krukon z trzeciej klasy trochę mnie przetrzymał, dostał szlaban na eliksirach i musiał dostać dodatkową reprymendę ode mnie. Jeszcze nie znalazłem zbyt wielu plusów bycia opiekunem domu, poważnie, jak na razie to tylko podwójnie ochrzaniam moich wychowanków. - Humor dalej miał dobry. Chyba takie proste pytania były czasem najważniejsze... - A oprócz tego, to mam na weekend jakiś miliard prac do sprawdzenia. No, a jak u ciebie? - I tym razem jako pierwszy spróbował potrawy, która wyszła z jego kuchni. Niemal natychmiast zaczął kasłać, czując nieprzyjemne pieczenie spowodowane zbyt ostrymi przyprawami. Popił szybko winem i uśmiechnął się tak niewinnie, jak tylko mógł. - Widzisz? Żyję. I nic mi nie jest. - Wyrzucił z siebie szybko, mając cichą nadzieję, że Electra nie jest zbyt wyczulona na większą ilość pieprzu.
Electra zdecydowanie miała taki swój dzień dobroci, bo kompletnie nie wykorzystywała okazji, które stwarzał przed nią Liam. Jakby była zupełnie inną osobą. Miłą osobą. Okropieństwo... - Ach tak. Ale raczej ciężko opisać to, co mam na myśli tylko słowami... Idź tam, uważaj na swoje danie - upomniała go ze śmiechem, odwracając jego uwagę od siebie. Co było mało strategicznym posunięciem. - Całkiem spokojnie. Aż dziwię się, że nie miałam dziś wysypu pacjentów z chorobami zakaźnymi. Los chyba uznał, że jednak tym gorszym wyjściem będzie możliwość przyjścia do ciebie. - Electra nie wierzyła w coś takiego jak fatum wiszące nad głową... Ale jednak miło było nie zmagać się ze złośliwymi zbiegami okoliczności. - W tym mam lepiej niż ty. Pracuję od-do. Ewentualnie na nagłe wezwania, a bycie nauczycielem jest takie niewdzięczne... Tym bardziej wychowawcą. Z doświadczenia wiem, że trochę musi minąć zanim zaczną to rozumieć. Poniekąd rozumiała, że taki powrót do szkoły jako nauczyciel musiał być interesującym przeżyciem. Ale z drugiej strony, nieco dziwacznym, kiedy twoi nauczyciele stają się nagle twoimi znajomymi z pracy... - Świetna rekomendacja - parsknęła, nadziewając rozgotowany makaron na widelec i próbując mikroskopijny fragment. I podejrzewała, że reakcja Liama nie była przesadzona, skoro po niewielkim kawałku czuła pieczenie na języku. - Tragedia. Całe opakowanie tych przypraw ci tam wpadło? - Skrzywiła się i już miała odsunąć od siebie talerz, kiedy do głowy przyszło jej coś innego. Skoro już się zakładali to i ona mogła trochę zaryzykować. - Co dostanę, jeśli zjem przynajmniej połowę tego twojego cuda?
No i to by było na tyle! Już nigdy miał się nie dowiedzieć, co chodziło Electrze po głowie? Nawet jej próba zwrócenia jego uwagi na potrawę nie dała rady jej uratować. W skrócie, dwie mini porażki na horyzoncie! Słuchanie o pracy w posadzie uzdrowiciela było raczej bardziej ciekawe, niż w przypadku nauczyciela. A przynajmniej Liamowi tak się wydawało... Z jednej strony to O'Keeffe ratowała ludzi, z drugiej strony to on ich kształcił, aby potem zajęli jej miejsce. Nie tak dokładnie on, transmutacja nie jest ściśle związana z uzdrawianiem, ale... - Myślisz, że to zrozumieją? Ja dalej chowam urazę do niektórych moich nauczycieli... - Przyznał z rozbawieniem, bo przecież nie mógł w pełni zapomnieć o tych wszystkich upierdliwych upomnieniach. Może jedynie wraz z dorosłością nauczył się, żeby tak nie okazywać swojej niechęci. Chciałby udawać. Niestety makaron po prostu się nie udał i nie było sensu tego ukrywać. Dear już kombinował, co by tu szybko pozmieniać i jakoś odratować danie. Doskonale wiedział, że jest już jednak za późno - ale może zrobi na szybko coś innego? Miał jeszcze deser, to prawda, ale danie główne było istotne! - Ej, tu wcale nie ma takiej kosmicznej ilości przypraw... Tylko chyba troszkę za dużo pieprzu. - Odchrząknął z zakłopotaniem. Czyżby mieli remis? Oby nie schrzanił deseru, bo tego by sobie nie wybaczył! - Oooo nie. Ja wymyśliłem tę kolację. Ty wymyśl, co chcesz dostać w nagrodę za zjedzenie połowy porcji. - I co mógł poradzić na to, jak bardzo spodobała mu się ta propozycja?
Robienie uników było mocną stroną Electry. Niedopowiedzenia, pozory... z tego składała się w ponad siedemdziesięciu procentach. Dlatego mało kto mógł powiedzieć, że znał ją i jej myśli naprawdę - chyba tylko jej najlepsza przyjaciółka. - Zrozumieją. Zapewniam cię o tym jako dawna wyjątkowo oporna uczennica. Byłam wtedy jeszcze gorszą osobą niż teraz, wyobrażasz sobie? - Śmiesznie było rozmyślać o przeszłości i dostrzegać, jak bardzo się w tym czasie zmieniła. I jak głupią była nastolatką. Tak naprawdę dziwiła się, że w tamtym okresie zdarzali się ludzie, którzy ją lubili. Potarła podbródek, zastanawiając się nad czymś przez chwilę. Skoro w tej kwestii dawał jej względnie wolną rękę, otworzyło się tyle interesujących dróg. A jednak, jej myśli krążyły w okół jednej i to nawet nie jakiejś wyjątkowej. - A zgodzisz się na coś w ciemno? Bo pewien pomysł mam - wypaliła, zastanawiając się, czy Liam zechce podjąć takie ryzyko. Swojej propozycji na nagrodę nie miała zamiaru ogłaszać, więc mógł polegać tylko na jej uczciwości i moralności. Zatem na czymś bardzo chwiejnym i zależnym od humoru. Ale teraz był on wyjątkowo dobry.
Liam nie był jakimś wybitnym uczniem. Znaczy, radził sobie nieźle w nauce! Koncentrował się głównie na transmutacj - bywał chyba odrobinę monotematyczny. Poza tym jednak w młodzieńczych latach częściej miewał wybuchy złości, w dodatku nauka animagii budziła w nim wiele frustracji. Co więcej? Lubił zakłady, a nie potrafił przegrywać. Teraz był aniołkiem, potrafił nad sobą zapanować i nie niszczył wszystkiego wokół, gdy nie wychodził mu makaron na obiadokolację. Ale kiedyś... Cóż, nauczyciele nie mieli z nim lekko. I nie wątpił, że Electra również sprawiała problemy. Ciężko było mu wyobrazić sobie taką młodą półwilę szalejącą po szkole... Dobrze, że nie uczęszczali do tej samej placówki. Ich relacje i tak były zbyt skomplikowane! Grzebał widelcem w makaronie, rozpatrując propozycję O'Keeffe. Mocno ryzykowne, chociażmiał wrażenie, że nie wymyśliłaby czegoś serio durnego. Raczej nie chciałaby odebrać mu tej resztki godności, jaka mu pozostała? Poza tym, nie zrobiłaby czegoś, co mogłoby poważnie jemu zaszkodzić. W dużym skrócie, wszystko do przeżycia. - A zgodzę się. - Stwierdził w końcu, licząc na pozytywizm kreatywności uzdrowicielki.
Zatem się zgodził. Uśmiechnęła się na tę jego naiwność. Sądziła, że to raczej wątpliwe, by doszło do tego zakładu, biorąc pod uwagę, że spinał się za każdym razem, kiedy chociażby wspominała o byciu wilą. Skąd ta jego nagła ufność? No i w sumie to nie bardzo chciała jeść ten makaron. Naprawdę sądziła, że się nie zgodzi. - To może chwilę potrwać - ostrzegła go. Przedzieliła porcję na równą połówkę - a z powodu, że od czasu do czasu musiała przygotować jakiś eliksir, oko miała raczej dobre - i powoli przeszła do tej trudniejszej części zakładu - czyli wypełnienia go. Połowa tego dania mogła jej wypalić kubki smakowe, a przed deserem było to niewskazane, ale cóż. Słowo się rzekło. Przestała zwracać uwagę na Dear'a, koncentrując się tylko na tym, żeby nie zacząć kaszleć. Zresztą i tak by go nie widziała, bo jej oczy zaszły warstwą łez, kiedy spróbowała jednocześnie powstrzymać odkaszlnięcie i pozbyć się pieczenia. Nie przejmując się tym, że sama naciskała na brak magii, transmutowała swoje wino w wodę i popiła nieprzyjemny smak. I tak dopóki nie dobrnęła do końca...
Tyle wybierał wino. Łaził po sklepach, winnicach, konsultował się z najróżniejszymi specjalistami (dobra, to nie był aż taki długi i skomplikowany proces, ale no!)... A ona po prostu wzięła i transmutowała sobie to cudo w wodę. Pomijając już fakt, że to LIAM był tutaj od TRANSMUTACJI, to bezczelnie zużyła jego drogocenne wino w najzwyklejszą w świecie wodę. - Wiesz, wodę mam w kranie. I butelce. Niejednej butelce. - Fuknął, nie mogąc się powstrzymać. Był jednak pełny podziwu - on wziął kilka gryzów makaronu i już miał dość. Electra jednak nie zamierzała się poddawać, co z kolei obudziło w nim nieznane dotąd pokłady niepokoju. Co ta mała cholera wymyśliła w kwestii zakładu?! - Eee, jesteś pewna, że to dobry pomysł? - Upewnił się, gdy połowa potrawy zniknęła z talerza blondynki. Czyli co, był zdany na jej łaskę? Niby żadna wielka przysięga to nie była, ale zakład to zakład. Nie mógł teraz się wycofać, skoro ona tak się poświęciła! - Zaczynam się martwić. - Przyznał szczerze, przeklinając jeszcze w myślach swój brak umiejętności kulinarnych.
- A ile czasu zajęłoby ci zrozumienie, że wino to nienajlepszy napój w tym wypadku? - odwarknęła, trochę nieprzyjemnie. Ale tylko dlatego, że odpowiednia intonacja jakoś mało ją w tym momencie obchodziła. Poza tym, była pełna determinacji. Zawsze zgadzała się z opinią, że wszelkie bariery to tylko wytwór ludzkiego umysłu i dlatego też wiedziała, że jest w stanie ją przezwyciężyć. Nawet już nie dla samego zysku, co dla wygranej. Bo Electra znała tę przypadłość, która nazywała się alergią na niepowodzenia. Więc kiedy Liam zapytał ją, czy była pewna tego zakładu, pokręciła tylko głową z wyraźnym "y-ym". Odczekała jeszcze chwilę nim była w stanie normalnie odpowiadać. Przetarła oczy i odetchnęła z ulgą. - Jestem teraz niezniszczalna - zażartowała słabo, uśmiechając się słodko na jego wątpliwości. - Ależ nie, to nic strasznego. Jestem Uzdrowicielką, wcieleniem dobra i altruizmu... Przecież nie wpadłoby mi do głowy nic paskudnego. Czy samo to zmartwienie Liama nie było warte tej katorgi?
Mogła na niego powarkiwać, jednak wody w ich umowie wcale nie było. Postanowił jednak jej darować, bo porwała się i tak na trudne zadanie. Wciąż szkoda mu było tego winka, ale co zrobić... Skoro Electra chciała bawić się w takiego speca od transmutacji, to nie zamierzał jej przeszkadzać. Dolał jej jedynie wina do pustego kieliszka i przyniósł spokojnie szklankę wody (nie był pewien, czy już może używać czarów i nie chciał przypadkiem zepsuć całej kolacji). Nie była pewna? No pięknie. Teraz to już w ogóle nie wiedział, czego ma się spodziewać. To raczej nie mogło być oczywiste pytanie, którym nękała go od pewnego czasu. Nie poświęciłaby aż tyle jedynie po to, aby dowiedzieć się nieco o animagii! Jednak żaden inny względnie sensowny pomysł nie przychodził profesorkowi do głowy. Co ta kobieta mogła chcieć aż tak bardzo? - No już, już. Nie wciskaj mi tu kitu, tylko przejdź do rzeczy! Ileż mogła grać na zwłokę?
Jaki on był niecierpliwy. Kompletnie nie umiał się bawić. Przewróciła oczami, ale z wielką łaską postanowiła wyjawić mu swój sekretny plan. Zatarła ręce i podniosła się z krzesła. Paznokciami przebiegła po blacie, zbliżając się do Liama. Tak naprawdę dopiero teraz grała na zwłokę. - Zatem. Jak już ustaliliśmy, masz bardzo ładny dom. - Przeszła za oparcie jego krzesła i oparła ręce na jego ramionach, uznając, że taka pozycja jest o tyle dogodna, że Liam nie widział jej twarzy - pełnej improwizacji i niedowierzania, że naprawdę zamierzała pleść takie bzdury. - Zakład to zakład, prawda? Więc będę wymagać od ciebie... - Zastawy stołowej? Jakiegoś obrazu? - Praw do niego. Nie sądziła, żeby Liam faktycznie jej w to uwierzył. Tym bardziej nie, kiedy pomału zniżała się do jego poziomu, aż w końcu jej twarz znajdowała się wystarczająco blisko, by nawet on dostrzegł, że coś w tym było nie w porządku. - Albo po prostu możesz mnie pocałować. To druga propozycja.
Nawet gdyby w jakiś tajemniczy sposób chciałby oddać jej swój dom, nie był on taki w pełni jego. Nie był aż tak okrutny, żeby zrzucać i na głowę Electry pretensji państwa Dearów, dlatego od razu odrzucił tę propozycję, unosząc kącik ust w pełnym niedowierzania uśmiechu. Następnie otworzył je, chcąc poinformować o tym swą towarzyszkę - ta jednak świetnie bawiła się za jego plecami i... I wymyśliła drugą opcję. - No i jak ja mam teraz wybrać? - Przewrócił oczami z rozbawieniem i przechwycił lekko jedną z dłoni, którą Electra położyła na jego ramieniu. Następnie wstał, bo przecież krzesło w tej chwili jedynie przeszkadzało. Przyciągnął do siebie stanowczo blondynkę, drugą dłoń lokując na jej szyi. Pochylił się nad nią, kciukiem delikatnie muskając delikatną skórę na policzku O'Keeffe. Czuł się dziwnie, gdy był tak blisko niej. Jednocześnie cieszył się i panikował... Mógł przyglądać jej się z bliska i widzieć każdą doskonałość. Przyłapywał się na tym, że szukał jakichś wad, ale zawsze kończyło się to porażką. Znajdowali się już tak blisko, że ich usta niemalże samoistnie się stykały. Liam czuł ciepły oddech uzdrowicielki, delikatnie go łaskoczący. Przymknął na chwilę powieki i rozchylił lekko swoje wargi, po czym rozszerzył je w uroczym uśmiechu. - Pozwól, że przyniosę dokumenty własności. - Mruknął, odsuwając się przy tym łagodnie. On nie umiał się bawić? Och, proszę.
To były trochę pełne napięcia momenty dla Electry, kiedy mężczyzna pogrywał z nią w ten sposób. Poddawała się jego dotykowi, starając się nie zwracać uwagi na ten żelazny uścisk w podbrzuszu, który nakłaniał ją, by zakończyła to oczekiwanie szybciej. Jej oddechy były płytkie, a oczy szeroko otwarte, ale wpatrujące się nieugięcie i spokojnie w niego, jakby ta cała bliskość nie robiła na niej aż takiego wrażenia, jakby wcale nie czuła się przyciągana w jego stronę niczym magnes o przeciwnym biegunie. A potem się odsunął. Jakaś część umysłu od początku podpowiadała jej, że tak to wszystko mogło się skończyć. Akurat w tym momencie zebrało mu się na bycie tak cholernie złośliwym. No i co zrobić, że sama wręczyła mu taki oręż w rękę? Powstrzymała głęboką frustrację, która na pewno musiała zamigotać w jej oczach, kiedy Liam się odsunął. Skoro jednak tak chciał... - Doskonale. A już się bałam, że moja strategia nie podziała i naprawdę będziesz wolał ten pocałunek. Abstrakcja... - Komentarz nie był tak celny, jak chciała. Poza tym czuła się trochę głupio. Zakładała, że jej policzki zrobiły się trochę czerwone, co było jeszcze bardziej zawstydzające. To było trochę niesprawiedliwe, że nawet jej własne ciało nie było w stanie ukryć, że to wcale nie było nic wielkiego.
Narażał się, chociaż jeszcze nie wiedział na co. Na gniew? Electra nie dałaby po sobie poznać, że tak brakuje jej pocałunku. Niby to ona go zasugerowała, jednak nie spodziewał się po niej czegoś tak "hańbiącego". Była na to zbyt dumna... Chciała wyjść na opanowaną, ale nie mogło jej się to udać. Była osobą, która choć chwilami chłodna i stonowana, to wciąż miała mocną ekspresję wymalowaną na twarzy. A w szczególności w oczach, które chyba teraz chciały nakłonić swą posiadaczkę, aby Liama zamordowała. Ta złośliwość... Cóż, sam nie wiedział, skąd się to w nim wzięło. Może to dlatego, że podczas wszystkich ich spotkań to Electra wychodziła z uniesioną głową? On zawsze albo się ranił, albo wściekał o pierdoły, albo wygadywał głupoty. Jakoś nie miał szczęścia przy tej kobiecie. Nawet teraz zepsuł makaron, do cholery! Musiał to jakoś szybciutko naprawić, a skoro O'Keeffe dawała mu takie pole do popisu w rubryce "Pogrywanie ze sobą", to nie zamierzał tracić takiej okazji. Roześmiał się, widząc czerwień jaka wykwitła na policzkach półwili. Mogła być jeszcze piękniejsza? Merlinie, oby nie, tego już mógłby nie znieść. Nie śmiał się z niej w sposób nieprzyjemny, to raczej było takie odreagowanie całej sytuacji - bo kiedy był tak blisko, ciężko mu się było odsunąć. Właściwie, to napawał się nieco dumą nad swoją silną wolą. Niestety, szybko się ona skończyła. Powrócił do blondynki i tym razem już bez żadnych ceregieli po prostu ją pocałował. Rozważał gdzieś w tyle głowy, że uzdrowicielka teraz już nie chce (mógł jednak troszkę urazić ją tym żartem...) i oberwie mu się za to, ale chciał zaryzykować. Zakład to zakład! Położył dłonie na biodrach Electry, przysuwając ją do siebie jeszcze bliżej. Miała niesamowicie delikatne usta, na których pozostał jeszcze ostry posmak jego nieudanej potrawy. Dear pogłębił pocałunek. Przynajmniej teraz kompletnie nie był w stanie zastanawiać się, co do cholery dzieje się z ich relacją.
Już rozumiała, co mieli na myśli ludzie, mówiący, że karma wraca i to ze zdwojoną siłą. Kiedy to w nią uderzyło, pomyślała, że czasami naprawdę mogła mu odpuścić (liczyła, że ta myśl jednak szybko odejdzie w zapomnienie). Słysząc jego śmiech, wypuściła powietrze głośno przez nos, starając się na to w żaden sposób negatywnie nie reagować. Wiedziała, że nie był to rodzaj śmiechu, przez który powinna zapaść się dziesięć metrów pod ziemię, ale jednak był drażniący. Bo ona się nie śmiała. Zatem, kiedy Liam ponownie zakłócił jej przestrzeń osobistą, jej wewnętrzna wilowata część stanowczo doradzała zrobienie mu jakieś krzywdy. To była ta, której słuchała przez niemal całe nastoletnie życie, dlatego... oddała pocałunek z dość dużo zachłannością. Niemal całą powierzchnią ciała przylegała do Liama, a i tak wydawało jej się to za mało. Wspięła się na palce, by mężczyzna nie musiał się aż tak nad nią pochylać i dla równowagi objęła go ramionami za szyję, jedną z dłoni wsuwając w jego włosy. Zamknęła oczy, czerpiąc pełnię przyjemności z uczucia miękkich ust Liama na swoich własnych i szorstkości spowodowanej jego zarostem. Z jej gardła niekontrolowanie uciekło aprobujące mruknięcie. Rozłączyła na moment ich usta, żeby nabrać powietrza. - I tak cię nienawidzę - burknęła, starając przypomnieć sobie uczucie urażenia, które jeszcze przed chwilą miała. Jak przychodziło co do czego, jej pamięć jednak nie była taka dobra...
Jednak mu się poszczęściło - Electra zrezygnowała z zaszczytnej możliwości uderzenia go. W pierwszej chwili jednak tego nie zauważył - blondynka niemalże rzuciła się na niego, przylegając do niego chyba całym swoim ciałem. Liam na jakieś pół sekundy stracił równowagę, którą zaraz odzyskał, podtrzymując przy sobie blondynkę. Ten pocałunek był namiętny, żarliwy, jakby oczekiwali tej jednej chwili tak cholernie długo. Deara nie dziwiło już, że serce tak mu wali w klatce piersiowej, albo że jego ciało niemalże drży, łaknąc bliskości z O'Keeffe. W niestabilnego emocjonalnie nastolatka zmieniała go prędzej ona, niż praca z młodzieżą. - Tak, wiem. - Przytaknął, delikatnie muskając jej wargi swoimi. Miał wrażenie, że w momencie gdy się od siebie odsunęli choć na te pare centymetrów, powrócił do niego zdrowy rozsądek. Powrócił i opieprzył go za to, co robił. Liam odsunął się, wiedząc że ten jeden pocałunek już wystarczy. Nie chciał, żeby potoczyło się coś za szybko - to mógłby być ogromny krok w tył w ich znajomości. - Może kawy? - Puścił jej jeszcze oczko, przechodząc do kuchni. Tym samym zasugerował przejście do deseru - najtrudniejszej i zarazem najważniejszej dla niego części zadania. Wino jednak do tego nie pasowało, a poza tym wypili już wystarczająco...
To na pewno było trochę żenujące. To, jak łatwo zatracała się we własnych emocjach, przeżywając wszystko gwałtowniej niż by chciała. Radość, złość, nawet ten pocałunek. Wszystko, co pochodziło od niej szybko zabarwiało się irracjonalizmem i burzliwością. Electra na początku sądziła, że był to przemyślany ruch. Jednak dopiero w momencie, kiedy się od Liama odsunęła, dostrzegła znaczące wady pomysłu, wcześniej tak lekkomyślnie odrzucone. O'Keeffe nigdy nie była umysłem analitycznym... Ale pocałowanie Liama - i to już drugi raz! - przez głupią zachciankę? Nie trzeba było mieć daru jasnowidzenia, żeby przewidzieć naprawdę szeroką gamę następstw takiego postępowania. I nie, żeby nie mogła zrobić tego ponownie. Cholerne błędne koło. Trzeba było jej jednak przyznać jedną rzecz - tym razem się tego nie przestraszyła. A kiedy Liam się wycofał i jej przyszło to łatwej. Uśmiechnęła się, przytakując na propozycję kawy. Alkohol alkoholem, ale naprawdę, kawa była jednym z powodów, dla których ten świat miał sens. Wróciła na swoje krzesło, zastanawiając się, co jeszcze czeka ją tego wieczora. W końcu w tym momencie był remis... A Liam, jak się okazywało, miał szansę przygotować zwycięski deser. Szkoda, że Electra, kiedy się zgadzała, założyła, że mężczyzna wyzwaniu nie podoła. Przegrywanie nigdy nie było zbyt fajne.
Wrócił do niego ten "motywujący" stres związany z krzątaniem się po kuchni. Kiedy teraz tak na to patrzył, to dochodził do wniosku, że nie powinien wciskać się na teren skrzatki Tickle. Już czuł jej pełne niedowierzania spojrzenie, jakie pośle mu gosposia na widok tego bałaganu. Bo, niestety, chociaż Liam bardzo się starał, kuchnia nie wyglądała jakoś bardzo zachęcająco. Podał Electrze filiżankę z kawą z lekkim uśmiechem, chociaż jego serce waliło jak szalone. Gdy już wyrwał się spod uroku pocałunku, przytłoczyło go drobne upokorzenie związane z zaprzepaszczeniem drugiego dania. Wychodziło na to, że remisowali... I wszystko miał rozstrzygnąć deser. Najtrudniejsza, jego zdaniem, część tej kolacji. - Chwila prawdy, nie? - zaśmiał się nerwowo, zerkając przez ramię na blondynkę. Pech chciał, że akurat obsypywał deser cukrem pudrem i przez to połowa białego proszku znalazła się na podłodze... Ale uzdrowicielka nie miała szans tego zauważyć, więc Liam postanowił zachowywać się, jakby nic się nie wydarzyło. Z równie dumnym co przerażonym uśmiechem postawił na stole talerz z beignets. - Zanim spróbujesz - zatrzymał jeszcze jasnowłosą - doceń, że wyszukałem specjał Nowego Orleanu. Nigdy tam nie był, nigdy nawet nie myślał o wyjeździe do Nowego Orleanu. Ale skoro O'Keeffe stamtąd była, postanowił nieco zaszpanować, no i... No i tak powstały nowoorleańskie pączki.
- Moment, brakuje jeszcze trochę dramatyzmu... - szybko zaczęła bębnić dłońmi w stół, naśladując filmowy klimat podczas scen pełnych napięcia, dopóki Liam nie postawił przed nią na stole swojego deseru. Nowoorleańskie pączki o jasno brązowej barwie wyłaniały się spod warstwy cukru pudru i przywodziły jej na myśl rodzinne miasto. Wykorzystanie tych pozytywnych skojarzeń było dobrą strategią. Jej nastawienie do ostatniego dania z miejsca było przychylniejsze niż do poprzednich dwóch. - Nowy Orlean? Pierwsze słyszę - parsknęła, unosząc przy tym brwi z umiarkowanym podziwem. Beignets na pewno nie były najtrudniejszym deserem, nie mniej trochę czasochłonnym no i... nowoorleańskim. Naprawdę opowiadała mu o tym, skąd pochodzi? I on jeszcze pamiętał te zamierzchłe czasy! - Ale serio, wiesz, że porwałeś się na coś okropnie trudnego? Jak mam oceniać jakiekolwiek beignets, skoro próbowałam tych oryginalnych i idealnych? Czuła się szczęśliwsza, mogąc dorzucić własne trzy grosze do niepewności Liama. Miał rację, to był moment, na który oboje czekali... Tym razem nie grymasiła. Po prostu rozerwała ciasto w palcach, sama będąc zbyt ciekawa efektów. Oczywiście, to nie było to samo, co klasyczna wersja, ale tego też ani przez chwilę się nie spodziewała. Od razu zauważyła, że brakowało im perfekcyjnej sprężystości, a z tyłu głowy miała świadomość, że podana kawa nie miała w sobie dodatku korzenia cykorii - co uważała za zupełną podstawę. Ale Liam nie mógł o tym wiedzieć i pomijając te czysto złośliwe czepianie się, po spróbowaniu mogła przyznać, że beignets à la Dear wcale nie były niesmaczne. - No, traktując cię mocno ulgowo, dałabym ci takie... Naciągane cztery punkty. - Zrobiła pauzę dla lepszego efektu. - Na pięć. Nie wiedziała, czy faktycznie były tyle warte - prawdopodobnie nie, jednak Electra nie była znawcą i takie kryteria wolno jej było przyjąć. Uśmiechnęła się, biorąc kolejnego pączka z talerza. - Oddaję ci głos, możesz tryumfować i tak dalej. Brawo. Sama przegrana zakładu była taka słodko-gorzka. Jej świat się nie zawalił, ludzie, a co najważniejsze ona, żyli i mieli się dobrze. To nie było takie straszne. Naprawdę, zdarzały się już gorsze rzeczy.