Niestandardowa plaża, znajdująca się wewnątrz wyspy. Formacja typowa dla Meksyku. To wyjątkowe i mało uczęszczane miejsce, do którego nie łatwo się dostać. A jednak to co tam zastaniemy wynagradza nam mniejszą dostępność i trud związany z dotarciem na tę oryginalną plaże. UWAGA! Należy rzucić kostkę na wejście. Parzysta - udaje ci się wejść. Nieparzysta - niestety nie znajdujesz tego miejsca. Próbować można raz na dobę, Lokacje możesz zdradzić maksymalnie 3 osobom.
Kostki dla chętnych:
To wyjątkowe miejsce ze swoją własną, magiczną aurą. Może ci przysporzyć różnych niespodzianek. Jeżeli chcesz, rzuć jedną kostką: 1: Jeśli spróbujesz wejść do wody - choćby zamoczyć kostki, poczujesz silne i nieznośne pieczenie. Twoja skóra zrobi się czerwona, a ty czym prędzej wrócisz na brzeg, bo ból z każdą chwilą będzie nasilał się coraz bardziej. Niestety do końca wątku nie jesteś w stanie dotknąć wody bez tego efektu, więc pozostało ci bierne leżenie i odpoczynek na piasku. 2: Zaczynasz czuć ogromne uderzenia gorąca. Może i jest lato, a ty jesteś w Meksyku, więc upał jest jak najbardziej zrozumiały, ale to co dzieje się w tej chwili przechodzi wszelkie pojęcie. Ciężko ci to wytrzymać, ale wygląda na to, że nie masz wyboru. Nie pozbędziesz się tego do końca pobytu w tej lokacji. 3: Z nieba zaczyna prószyć śnieg. Pomimo niewątpliwie dodatniej temperatury, czujesz jak na twoje ciało (i osób towarzyszących) spadają zimne płatki. Może warto narzucić coś cieplejszego? Szczególnie, że nie wygląda na to, aby opady miały kiedykolwiek ustać. Nie zadziała tutaj żadne zaklęcie, jesteście skazani na małą zimę tego letniego dnia. 4: Robisz się senny. Niezależnie od tego, czy masz za sobą nieprzespaną noc, czy może pół doby spędziłeś na odpoczynku. W tej chwili oczy same ci się kleją i masz ochotę oprzeć głowę na piasku i zażyć odrobinę błogiego snu. Możesz nad tym panować, jednak przez cały wątek będzie sprawiało ci to trudność. 5: To miejsce działa na ciebie trochę jak... afrodisia? Czujesz wyjątkowy pociąg do każdej osoby, która towarzyszy ci w tym pięknym zakątku. Może to urok tej niecodziennej plaży, a może czar rzucony na te wyspę, na który akurat ty silnie reagujesz? Niestety z tym problemem borykać się będziesz do końca wątku. 6: Wylegując się na miękkim piasku nie trudno wyczuć każdy twardszy element. Czujesz, że coś cię uwiera, więc zatapiasz badawczo rękę pod ręcznikiem, w celu znalezienia intruza. Rzuć kolejną kostką: Parzysta: Wykopujesz niewielką, ale jak cenną fiolkę Felix felicis! To chyba twój szczęśliwy dzień, a już z pewnością taki będzie, jeżeli wypijesz swoje płynne szczęście. Możesz również zostawić je na później i zgłosić się po to do kuferka! (Ilość na 1 użycie!) Nieparzysta: Coś boleśnie kąsa cię w palec! Okazuje się, że przeszkoda pod twoim legowiskiem to mała jaszczurka, którą zdenerwowałeś niepotrzebnym gmeraniem. Rana jest niewielka, ale pewnie trochę poboli.
Autor
Wiadomość
Matthew Alexander
Wiek : 43
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Jego myśli skupione były wokół wielu rzeczy, aczkolwiek nie mógł stać w miejscu z powodu jednego wydarzenia, które zapiętnowało jego melancholiczny nastrój. Matthew doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że owijanie się w koc mimo takiej temperatury na zewnątrz nie jest dobrym pomysłem, a zamykanie się w sobie podczas analizowania mugolskich lektur nie wyjdzie mu na dobre. Niemniej jednak, mógł się o coś postarać, mógł wprowadzić szczyptę normalności do swojego świata - i wbrew introwertycznemu charakterowi, zaznać odrobinę rozrywki w jego nudnym oraz wielce żmudnym życiu uzdrowiciela. Nie narzekał na swoją pracę, a bardziej na to, iż nieraz jego nerwy były poddawane zbyt ciężkim próbom, jakoby robota oznaczała, czy człowiek jest w stanie wytrzymać stres większy i cięższy od własnych, niepozornych skrzydeł. Znał naturę dzieciaków i również był świadomy tego, że mecz Quidditcha bez obecności opiekuna może zakończyć się w mniej lub bardziej szczęśliwym czasie. Nie żeby uznawał swoją obecność za konieczność, aczkolwiek po prostu sądził, że po cholerę ma siedzieć w pokoju, skoro może zaznać trochę świeżego powietrza. Uśmiechnął się słabo do siebie, zajmując miejsce na widowni, by obserwować rozgrywającą się akcję, ubrany w rozpiętą koszulę oraz typowe spodenki wakacyjne. Gdzieś w torbie, którą ze sobą przywlókł, miał lekturę, jednak na razie się za nią nie brał, uznając to za szczyt bezczelności, by zwyczajnie zignorować grę. A już punkty zostały nabite. Szkoda tylko, że poczuł się wyjątkowo dziwnie w towarzystwie innych osób, jakby go interesowały bardziej niż pod względem... no właśnie, przecież znajdował się we własnym świecie! Mocno go ta sytuacja zaniepokoiła, zaś zagubionymi oczami przechodził od twarzy do twarzy, czując dziwny ucisk w brzuchu. I co najdziwniejsze, dotyczyło to także tej samej płci. Czyżby jego aseksualność została wyleczona?
Trudno ukryć, że bardzo źle zniosłam porażkę SLytherinu w pucharze domów, nie pomagał również fakt, że dostaliśmy wpierdol od mojego brata, a także to, że po skończeniu roku szkolnego Lope wyniósł się do Hiszpanii, grać w tamtejszej kadrze narodowej. To on namówił mnie do grania w drużynie i był również bardzo dobrym przyjacielem, więc dość mocno to przeżyłam. Podczas towarzyskiego meczu nie miałam jednak czasu na rozkminy - zależało mi żeby wypaść jak najlepiej, nie tylko dla mojej reputacji gracza, ale również dlatego, że tego dnia do Meksyku przybyłC Cassian i również brał on udział w tym meczu. W czasach szkolnych mój narzeczony był znany ze świetnej gry, nie chciałam wiec wypaść gorzej niż on. Przechwyciłam kafla od gryfońskiego szukającego, który oczywiście nie obronił, po czym pomknęłam w drugą stronę przemykając pomiędzy kolejnymi przeciwnikami, aż w końcu dotarłam na słodkie sam na sam z Bridget. Miałam nadzieję, że uda mi się ją przechytrzyć.
Bridget, gdy tylko usłyszała o organizowanym przez wycieczkowiczów meczu Quidditcha, zastanowiła się nad udziałem dwa razy. Meksyk różnił się tym od Grecji, że zakłócenia magiczne nie sprawiały im tu problemów - jasne, pensjonat był nieco nawiedzony i działy się w nim dziwne rzeczy, lecz na plaży, w ruinach czy miasteczku dziewczyna nie miała problemów z używaniem różdżki. Istniała więc szansa, że nie skończy się na upadku do morza z dużej wysokości. Okazało się jednak, że Melusine, koleżanka z pokoju, wybierała się na mecz, także nie trzeba było wiele więcej, by i Bridget przekonała się, że warto zagrać. Była zadowolona z drużyny. Lysander i Harriette byli świetnymi pałkarzami, a Meluzyna i Gemma to bardzo dobre ścigające. Hudson zajęła swoją pozycję przy pętlach, będąc oczywiście obrońcą i oczekiwała na lecące w nią kafle z zaciętą miną. Pierwsza akcja jej drużyny wyszła znakomicie, bowiem Gemmie udało się posłać kafel prosto w pętlę przeciwników! Bridget krzyknęła z radości, unosząc zwycięsko pięść w górę. Nie mogła jednak cieszyć się zbyt długo, bowiem Vivien wzięła odwet i pofrunęła z kaflem pod pachą prosto na nią. Nie udało jej się jednak ograć Bridget, która dosięgnęła piłkę ręką i zaraz potem posłała ją w kierunku @Melusine O. Pennifold.
Żałuję, że nie gram w towarzystwie Doriena, ale nie mogę narzekać. Pierwszy raz od dawna zasiadam na miotle i nie mogę się doczekać zarówno gry, jak i zobaczenia Vivien w akcji. Dorien twierdzi, że jest niesamowita, ale darzy ją takim uwielbieniem, że pewnie ma spaczony pogląd. Jednak się nie myli - choć Vivien nie trafia do pętli to z zabójczą skutecznością kiwa przeciwników. Robię wielkie oczy i wpatruję się w nią, co sprawia, że tracę rezon i gdy nadchodzi moja kolej na odbicie tłuczka to zwyczajnie spieprzam sprawę. PIłka nie dolatuje do Krukonki.
Mam kask od Vivien, więc 10 punktów
Melusine O. Pennifold
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 169
C. szczególne : turban na głowie z magicznymi wzorami, piegi na twarzy, płynne ruchy, zwiewne ubrania;
Z gracją latającej syreny odbieram kafla od mojej współlokatorki i mknę ku bramki przeciwników. Jeszcze nie usycham bez wody, ale nie jestem pewna na jak długo starczy nam sił w ten skwar. Tłuczek, który zostaje we mnie posłany nawet nie muska mojego ubrania, a reszta z drużyny przeciwnej pewnie wie, że nie mają szans w starciu ze mną. Dlatego jakimś cudem przelatuję przez całe boisko. Spoglądam nawet na prawo i lewo i widzę, że dwójka pałkarzy z mojej drużyny jest już obok mnie. Już po chwili tańczę wokół bramek przeciwnika i niewiele rzucam tak mocno jak pozwalają na to moje chude rączki w stronę jednej z pętli. Celuję idealnie, ale Terry jest całkiem blisko, dlatego w ułamku sekund rozglądam się za moimi ziomkami z drużyny, coby zrobili to co trzeba! Mam szczerą nadzieję, że trafię, przynajmniej Terry popamięta sobie, skoro nie chciał ze mną powtarzać naszych żenujących randek.
6
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Wiedziała, że w Meksyku zorganizują im jakiś mecz, więc oczywiście zapakowała cały swój quidditchowy sprzęt i zjawia się z nim na ukrytej plaży. Nie mogła doczekać się tego dnia - każda okazja to zagrania ponownie w jednej drużynie z Lysem była na wagę złota. Drużyna, która im się zebrała była całkiem konkret, więc mogła liczyć nie tylko na udane pałowanie, lecz także nawet na wygraną. Zaczęli z grubej rury i od razu przejęli kafla, wbijając pierwszego gola. Po chwili znów byli w posiadaniu i Ette widziała nacierającą na pętle przeciwnika Melusine. Nadszedł czas na popisowy numer jej i Lysandra, w którym w pełnej współpracy zdejmowali z drogi kafla obrońcę. Robili to praktycznie w każdym meczu. Gryfonka dogoniła lecący niedaleko niej tłuczek i odbiła go w stronę przyjaciela, znajdującego się bliżej pętli. Nawet nie musiała z nim tego ustalać. Rozumieli się na boisku bez słów, a przy tym manewrze nawet bez gestów.
Nie myślałem o przeszłości, ani przyszłości - liczył się tylko ten jeden mecz. Bez zbędnego pieprzenia i komunikowania przejąłem od Ette tłuczka. Korzystamy z naszego popisowego numeru, który przećwiczyliśmy do perfekcji przez ostatnie trzy lata, lecz mimo to wciąż robi duże wrażenie. Tłuczek jest mój przez ułamek sekundy, bo nawet przez moment nie zastanawiam się nad dalszym ciągiem akcji, tylko posyłam go w stronę Terreya. Tluczek go trafia, dzięki czemu Melu ma szansę trafić. Mam nadzieję, że Terrey nie będzie miał mi tego za złe - w końcu przez lata graliśmy w jednej drużynie.
Kuferek: 38 (+12) Kostki 3->1 Przerzuty: 1/5
Dominik Rowle
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizna na skroni po wypadku w szwajcarskich górach.
Słyszał o towarzyskim meczu quidditcha, ale nie miał zamiaru grać. Jakoś nie miał na to konkretnej ochoty. Miał plan gdzieś się przejść, ale w końcu stwierdził, że może dla rozrywki pójdzie pooglądać mecz? Jako widz? Zerknął na zegarek. Mecz chyba się już zaczął, ale znając rozgrywki tego sportu mógł potrwać jeszcze jakiś czas. W związku z tym nie marnował już czasu. W końcu jeśli szukający okażą się świetnymi graczami to mecz może się jednak skończyć szybciej. Po kilku minutach znalazł się na plaży, na której wyznaczono miejsce meczu. Słyszał podniesione głosy i świst błyskawicznie przelatujących mu niemal nad głową mioteł. Uśmiechnął się szeroko, bo ten widok skojarzył mu się ze szkolnymi rozgrywkami. Przeszedł w stronę widowni, która nie była zbyt pokaźna. Przysiadł się do @Matthew Alexander. - Cześć - uśmiechnął się do niego i wskazał w stronę zawodników. - Jaki wynik na razie? - zapytał, ciesząc się, że mecz się jeszcze nie skończył. Musiał przyznać, że zawodnicy naprawdę świetnie dawali sobie radę. Byli niczym smugi na niebie, a gra szła wartko i energicznie.
Po żenującej bramce, którą wbili mi przeciwnicy postanowiłem zapanować nad liczeniem i koordynacją i od tej chwili pamiętać, że bramki są trzy i wszystkie to ja mam bronić. O ile na tym potrafiłem się już ładnie skupić, pozostawał problem przeciwnych zawodników. Musiałem obserwować Meluzynę, bo miała co chwila piłkę w rękach, a gapienie się na nią, wcale nie pomagało mi skupić się na grze (ładnie wyglądała wtedy na piasku pustyni tego pierwszego dnia, dalej ma opalony nos), a już na pewno nie ogarniałem najlepiej faktu, że wypadałoby nie tylko śledzić wzrokiem ścigających, ale i tych cholernych pałkarzy. Co gorsza zaatakował mnie mój własny pałkarz, oberwałem tłuczkiem mocno w brzuch, że aż poleciałem na miotle do tyłu. O łapaniu kafla oczywiście nie było mowy. Posłałem Lysandrowi uniesiony kciuk do góry, co by wiedział, że jeszcze mnie nie zabił. I że sprawdzał się jako pałkarz - ale kiedy graliśmy po tej samej stronie.
Trochę mi smutno, gdy Cass chybi, ale ignoruje to, żeby nie czuł się źle. Bardziej denerwuje mnie kolejna bramka puszczona przez Terreya. Obrzuciwszy Gryfona surowym spojrzeniem przechwyciłam kafel i pomknęłam w stronę przeciwnej bramki. Niestety mój popisowy manewr nie wypalił i zostałam otoczona przez ścigajacych przeciwnej drużyny. Nie miałam wyboru - odszukawszy wzrokiem drugą ścigającą, która była z Ravenclawu przechytrzyłam jednego z przeciwników i posłałam kafel w jej stronę. Miałam nadzieję, że piłka poleci szybciej niż moi przeciwnicy.
Udział w meczu Quidditcha wydał jej się dobrym pomysłem - czy mogłaby spędzić ten wolny czas w Meksyku bardziej aktywnie niż grając? Zgłosiła się niemalże od razu, udając się z całą grupą zawodników na ukrytą plażę. Nie miała pojęcia, skąd załatwili miotły, ale każdy miał swoją i chwilę później wzbili się w powietrze. Słońce prażyło z nieba, żar lał się po wszystkich, ale na szczęście nikt nie miał przeciwwskazań ku temu, by koszulki zleciały w dół, pozostawiając dziewczęta odziane w góry od kostiumów kąpielowych. Carson latała pomiędzy innymi studentami, lecz nie miała okazji jeszcze złapać kafla. Vivien trochę się rządziła i działała raczej sama, co odrobinę Krukonkę denerwowało. Kilka bramek wpadło, niestety nie dla ich drużyny, a to dodatkowo motywowało ją do gry. Niestety moment, w którym dostała w końcu kafel w dłonie, nie okazał się być szczęśliwy, bowiem szybko go straciła. Po prostu jej się wyślizgnął!
Dick Little po ostatnim meczu pokochał quidditch jeszcze bardziej niż przedtem. Nie mógł więc przepuścić gry w towarzyskim meczu organizowanym w Meksyku. W obu drużynach brakowało szukających, zaoferował więc, że na tej pozycji właśnie zagra. Drużyna, do której dołączył dostawała na początku trochę po dupie, ale tylko trochę. Gdyby złapał znicza wygraliby, ale chwilowo jeszcze nie starał się, by go złapać. Zarówno on, jak i drugi szukający przyglądali się na razie zaciętej grze pozostałych uczestników. Sielanka nie mogła jednak trwać wiecznie, więc gdy po utracie dwóch goli jego drużyna znów straciła piłkę, Dick wziął się do roboty. Niestety znicza nie dostrzegał jeszcze nigdzie znicza.
Widze, że sytuacja naszej drużyny jest coraz gorsza, a obrońca najwyraźniej widzi pętlę pierwszy raz w życiu. Viv i reszta ścigających się starają, szukający się stara, więc muszę również wziąć udział w ratowaniu sytuacji i skupić się. Na szczęście okazja przychodzi szybciej niż bym się tego spodziewał i akurat gdy nieopodal mnie przelatuje rudowłosa iskra, w zasięgu mojej pałki znajduje się tłuczek. Nie waham się, tylko odbijam piłkę starając się trafić w ramię, żeby kręgoslup dziewczyny za bardzo nie ucierpiał. Udaje mi się i moja drużyna ponownie przejmuje kafla. Śmieję się pod nosem, przy okazji wspominając jak w dawnych czasach rozwalaliśmy z Dorienem całe boisko.
Mam kask od Vivien, więc 10 punktów
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Po jej golu, kafel szybko wrócił do Meluzyny, która z pomocą pałkarzy wpakowała go kolejny raz do pętli. A w międzyczasie Bri udało się obronić. Trzeba przyznać, że szło im zarąbiście. Tym razem kafel znajdował się w posiadaniu przeciwników. Gemma trzymała się blisko Krukonki, która teraz go trzymała, żeby móc wykorzystać każdą sytuację do przejęcia go i po chwili ta się nadarzyła. Piłka wypadła z rąk dziewczyna, a Gemm szybciutko ją zagarnęła i pomknęła w stronę pętli. Niestety po drodze dostałą tłuczkiem i upuściła kafla.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Oczywiście udało im się trafić obrońcę. Szkoda, że był nim Terrey, ale chyba wielkiej krzywdy nie doznał. Kafel był teraz w posiadaniu przeciwników, ale nie na długo. Po chwili przejęła go ich puchońska ścigająca. Ette zobaczyła, że pałkarz przeciwników (loool, to chyba był ten aranżowany przez brata, czy jakoś tak narzeczony Dear), zamierza się na dziewczynę i poleciała w jej stronę. Nie zdążyła co prawda uchronić jej przed tłuczkiem, ale skoro i tak miała już złośliwą piłkę prawie pod nosem, posłała ją do Lysa. Dear zdążyła w tym czasie uciec z kaflem, więc Lys ponownie odbił do niej, a ona jeszcze raz oddała mu tłuczek.
Całe szczęście Terrey dał znać, że wszystko gra, wiec mogłem grać dalej. W duecie z Ette byliśmy zabójczo skuteczni, więc wiedziałem, że tak będzie i tym razem. Niestety gdy posłała w moją stronę tłuczek korzystając z kolejnego zabójczego manewru, w okolicy nie było nikogo w kogo mógłbym trafić, byłem więc zmuszony oddać jej piłkę. Całe szczęście doganialiśmy ścigającą Slytherinu, istniała, wiec całkiem spora szansa, że Ette w nią trafi i piłka znowu trafi do Gemmy albo Melusine. Trochę mnie bawiło, że grałem w drużynie z osobami, z którymi na co dzień prowadziłem zażartą jatkę na boisku. Niestety, byliśmy zbyt daleko Dearówny, więc Ette ponownie odbiła tłuczek w moją stronę. Zdecydowałem się zaryzykować i udało się – piłka pomknęła wprost w stronę Vivien, trafiając w jej kręgosłup. Dziewczyna lekko zachwiała się na miotle i opuściła kafel, co sprawiło, że z moich ust wydobył się dźwięk triumfu. Choć nie przepadałem za Dearówną, to wiedziałem, że jest świetną zawodniczka i chyba po raz pierwszy udało mi się ją tak doskonale trafić. Trudno ukryć, że znacznie bardziej wolałem gdy zwijała się z bólu, niż gdy przemierzała boisko z tą swoją zabójczą pewnością siebie.
Byłam już niemal pewna, że dolecę do pętli, miałam już nawet na manewr, który miałby zmylić Bri. Niestety nic nie poszło po mojej myśli. Nie wiedziałam czy tłuczek wycelował we mnie Zakrzewski, czy może jednak Wykeham, ale gdy dostałam w kręgosłup byłam niemal pewna, że zaraz umrę. Opuściłam kafel i niemal spadłam z miotły - jakimś cudem udało mi się do niej przycisnąć i nie opaść, ale wymagało to ode mnie mnóstwa energii. Zatrzymałam miotłę w miejscu starając się dojść do siebie - wiedziałam, ze muszę wracać do gry i zabrać piłkę przeciwnikom, ale potrzebowałam przynajmniej tych dziesięciu sekund na zmierzenie sie z bólem.
Matthew Alexander
Wiek : 43
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Matthew jakoś nigdy nie wykazywał się fizyczną sprawnością, jeżeli chodzi oczywiście o Quidditcha, bo w przeciwnym wypadku mógł się pochwalić nienaganną dotąd sylwetką, na którą sobie zapracował. Jakoś nigdy nie ciągnęło go do takiej rywalizacji na otwartej przestrzeni, gdzie zwykłe potknięcie może skończyć się tragedią, a jedna drużyna wygrywa, przy czym druga odnosi porażkę. Niby jest to normalna kolej rzeczy - są zwycięzcy i są przegrani, aczkolwiek trudno byłoby uzdrowicielowi znaleźć się w innym miejscu niż na linii przegranych, oczekujących na jakąkolwiek karę - jeżeli ta oczywiście istniała. Nadal uznawał siebie za niedojdę i pechowca, nie mogąc się pozbierać do końca, być może nadal przeżywając w pewnym stopniu emocje, które dane było mu uniknąć podczas stresującej sytuacji, przez co zdawał się być nieobecny, jakby zamknięty we własnym świecie, co nie było w żaden sposób kłamstwem. Rzadko kiedy był obecny w rzeczywistości, zanurzając się w odmętach własnego umysłu, który nieraz bywał bezpieczniejszym miejscem - jeszcze w sytuacji, w której został postawiony. Czuł się nieswojo, czuł się obco, czuł się nie tak ze sobą, jakby po części w niezgodzie, skłócony, rozbity, poszarpany na kawałki. Trudno było mu uwierzyć, że ludzie zaczęli go aż tak pociągać, kiedy wszedł na plażę, i nawet jeżeli to skutecznie ukrywał, to w umyśle znajdowało się zbyt wiele niepotrzebnych myśli. Z głowy i częściowego obserwowania meczu wytrącił go nieznajomy głos, dopiero wtedy zauważając, że ktoś się przysiadł. Jak na jego niekorzyść, w mało odpowiednim momencie. Nie czuł jednak złości, a bardziej hamował w sobie jakiekolwiek trudne do zatrzymania myśli, galopujące i proszące się wręcz o uderzenie go z liścia. Spojrzenie uzdrowiciela wylądowało na @Dominik Rowle, z czego zdołał wywnioskować, że ma do czynienia z dość młodą osobą. Podkrążone oczy pracownika Munga po dosłownie dwusekundowym zwróceniu uwagi odpowiedział cicho na przywitanie. - Dwadzieścia do zera dla drużyny A. - odpowiedział, spoglądając na śmigających uczestników gry. Jakoś nigdy go nie paliło do Quidditcha, jednak miło było, wbrew pozorom, pooglądać, jak ludzie nieźle się bawią, samemu nie będąc bezpośrednim uczestnikiem. - Matthew Alexander, również opiekun? - przedstawiwszy się oraz zapytawszy, zaczął żywiej obserwować rozgrywkę. Nie miał do czynienia z nikim dorosłym spoza jego pokoju.
Patty Trevor była niezwykle podekscytowana faktem, że miała okazję uczestniczyć w meczu Quidditcha - W MEKSYKU! Idea gry na terenie ukrytej plaży, w palącym słońcu, ze złocistym piaskiem pod sobą i widokiem lazurowych wód wydał jej się bardziej niż kuszący. Martwiła się jedynie tym, że okaże się być strasznie słaba w grze. Nie miała zbyt dużego doświadczenia, w zasadzie tylko podczas wakacji siadała na miotle i grała z braćmi w ogrodzie. Gdy mieszkało się z dala od miejskich zabudowań, można było sobie pozwolić na tego typu zabawy w dzieciństwie. Im starsza była, tym mniej ją ciągnęło do dość brutalnego sportu, lecz uznała, że raz kozie śmierć, później może żałować, że nie grała. Latała po boisku już dobrych kilkadziesiąt minut, zdążyły wpaść dwie bramki (na szczęście dla jej drużyny!), a szukający przeciwników nie znalazł jeszcze znicza. Cieszyło ją to, nie miał nad nią przewagi jako takiej i wciąż mogła coś zdziałać w meczu! Wytężała więc wzrok, wypatrując charakterystycznego błysku złotej, uskrzydlonej piłeczki. Nie powinna być trudna do zobaczenia - z nieba lał się prawdziwy żar, a na niebie nie gościła ani jedna chmurka. Może złapie tego znicza? Może kiedyś...
Gdy widzę jak Vivien wije się z bólu z trudem powstrzymuje się przed przerwaniem gdy, wiem jednak, że wściekłaby się gdybym schrzanił akcję przez ratowanie jej, więc kątem oka spoglądam na nią z niepokojem, zaś całą resztą skupiam się na tłuczku. Gdy go dostrzegam dolatuję do niego w błyskawicznym tempie i odbijam go w stronę ścigającej, która przejęła kafel od Viv. Tym razem jej nie oszczędzam, bo skoro oni nie mili oporów w chamskim celowaniu w plecy naszej ścigającej, to ja również nie zamierzam ich mieć. Chcą grać ostro i brudno, to tak będę grał. W czasach szkolnych byłem za długo w drużynie, by teraz bawić się w grzecznego chłopca.
6 (po przerzutach, już nie mam)
Melusine O. Pennifold
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 169
C. szczególne : turban na głowie z magicznymi wzorami, piegi na twarzy, płynne ruchy, zwiewne ubrania;
Trafiony! Aż uśmiecham się z radością do Terry'ego, który mocno oberwał. Na chwilę nie lecę za resztą, tylko zasłaniam ręką słońce, sprawdzając czy aby na pewno nic mu nie jest. Kiedy widzę podniesiony kciuk do góry, prędko wracam z powrotem do gry. Która siadła, bo pałkarze skupiają się na podawaniu do siebie tłuczka, a my tylko umykamy go w szaleńczym tempie. Zablokowani przez nich tylko tracimy piłki w szaleńczym tempie. Bo oto Viv dostaje z całej siły, a ja przechwytuję go w mgnieniu oka. Jednak nie na długo, bo pałkarze się dopiero rozkręcają. Nie umykam sprawnej pałce Cassiana (heh) i czuję ostry ból w ramieniu. Z krzykiem wypuszczam piłkę i na chwilę oddalam się od gry. W pośpiechu szukam różdżki, bo panikuję, że z pewnością mam wybity bark. Jednak wcale tak nie jest i pod skórą wyczuwam jedynie rosnącego siniaka, więc lecę ku naszej bramce.
Carson krążyła i krążyła, ciągle szukając okazji do ponownego przechwycenia kafla, aż w końcu udało jej się wypatrzeć dobrą sytuację! Ścigająca drużyny przeciwnej, Melusine, miała w rękach piłkę i szybowała nieopodal, podczas gdy mężczyzna grający w drużynie Gilliamsówny posłał w jej stronę tłuczek. Ten trafił w nią celnie, wybijając kafel z dłoni dziewczyny, w czym Carson wyczuła okazję na popisanie się przed resztą. Pochyliła się na miotle, niemalże do niej przywierając i pofrunęła szybko do szkarłatnej piłki, przechwytując ją i kierując dalszy lot do pętli drużyny A. Wycelowała i rzuciła kafel, licząc na gol i późniejsze kąpanie się w sławie i chwale.
kostka: 6
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget miała wrażenie, że stworzyli prawdziwy dream team! Szło im naprawdę świetnie. Meluzyna radziła sobie dobrze w parze z Gemmą, zdobyły już wspólnymi siłami dwie bramki. Lysander i Ette raz po raz posyłali tłuczki w stronę przeciwników - nie liczyło się teraz to, z jaką skutecznością trafiali, wystarczył bowiem sam fakt śmigających przy uszach tłuczków, by tamci tracili koncentrację i chwiali się na miotłach. Puchonka z kolei poradziła sobie do tej pory z każdą piłką, która przyleciała w stronę pętli jej drużyny i czuła się z tego powodu znakomicie. Dobrze, że ostatecznie zdecydowała się na przyjście i granie w meczu. Nadarzyła się kolejna akcja, podczas której ścigająca drużyny B leciała w stronę Bridget z kaflem w dłoni, przymierzając się do rzutu. Hudson udało się jednak dobrze ocenić kierunek lotu piłki i zdołała złapać ją, zanim przeleciała przez środek metalowego okręgu. Z tryumfalną miną podała kafel do Gemmy.
kostka: 6
wynik nadal 20:0 dla drużyny A
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Działo się dużo i po jakiś czasie przestała trochę ogarniać. Wiedziała gdzie są pętle, do których ma rzucać i pilnowała, gdzie był kafel, a reszta nie była chyba już dla niej tak ważna. Teoretycznie, nauczona doświadczeniem, powinna jeszcze uważać na tłuczki, ale zawsze była kiepskim uczniem. Bridget udało się obronić kolejny strzał i Gemm dostała od niej piłkę. Chciała podać ją do Meluzyny, niestety trochę źle wymierzyła i piłka nie poleciała tak daleko jakby chciała. Dorwała się do niej Vivien Dear, ale na szczęście tuż obok była ich pałkarka.
Mecz zrobił się jeszcze bardziej zażarty i emocjonujący niż przedtem, ale Dick już się temu nie przyglądał. Musiał znaleźć znicz. Wydawało mu się na początku, że w tym słońcu znalezienie połyskującej zlotej piłki będzie najprostrzym elementem gry, a jedyną trudnoscią na jego funkcji, będzie dogonienie jej. Tymczasem znicza nigdzie nie było widać. Może zapomnieli go wypuścić? Dick oglądał się co chwilę na szukającą przeciwników, ale ona też tkwiła w miejscu jedynie lustrując boisko. Może powinien był jednak zagadać do sędziego?
Spóźniony. Jasna cholera, w normalnych warunkach Daniel Bergmann wrzałby - jak wulkan tuż przed erupcją, z bijącym niczym młot sercem i chłodem spowijającym bezbarwne całkiem oblicze (które i tak, samo w sobie już miało szorstko wyprowadzone rysy). Niestety, zawiłość zdarzeń oraz dokuczające, dziwacznie potęgowane zmęczenie - nie pozwalały jemu na gwałtowniejsze emocje. W tłumie dojrzał znajomą twarz - całe szczęście, @Matthew Alexander nie był otoczony specjalną gwardią ściśnięcia; był w stanie dostać się do mężczyzny bez żadnych, nagromadzonych przeszkód. - Nie wiedziałem, że jesteś fanem Quidditcha - oznajmił na powitanie - szczerze, nie spodziewał się po znajomym, człowieku medycyny, pochłoniętym odwiecznie pracą i pasją do zwierząt, zainteresowaniu tym sportem. Zresztą - po sobie również się nie spodziewał, a jednak Quidditch stanowił w jego mniemaniu intrygującą rozgrywkę. - Ominęły mnie wielkie akcje? - wyznał, tocząc obecnie batalię ze swą sennością. Zasnąć na meczu Quidditcha, podczas niespodziewanej rozgrywki? Czy to w ogóle możliwe? A jednak, powieki ciążyły, jak gdyby były z ołowiu. - Męczący dzień dzisiaj… aż się spóźniłem - kontynuował, usiłując jakoś wynaleźć wytłumaczenie. - To do mnie… - dodał, w międzyczasie zakrywając dłonią swe usta; ziewnął - …niepodobne. - Przechylił się nieco, jak gdyby usiłował odnaleźć w Matthewie dosyć wygodne oparcie.