Miękki, jasny piasek i krystalicznie czysta woda - plaże Meksyku są niesamowite. Trzeba uważać na mocno prażące słońce, które ze względu na chłodniejszą bryzę można łatwo zbagatelizować. Sceneria jak z raju i jednocześnie wymarzone miejsce dla wszystkich fanów sportów wodnych. W okolicy bez problemu znaleźć można budki, w których wypożyczane są różne sprzęty, np. do surfingu. Tubylcy oferują mnóstwo atrakcji i tylko od plażowiczów zależy, czy będą woleli wylegiwać się w spokoju, czy aktywniej spędzić czas.
Emily zawsze była blada i nie miała z tym większego problemu. W sumie lubiła swoja skórę taką jaka była i nie marzyła jej się zamiast tego ładna czekoladka. Szczególnie, że nie sądziła, aby do jej jasnych włosów i w ogóle tej delikatnej urody pasowała mocna opalenizna. Bladość była częścią jej, dlatego często używała mocnych filtrów i chowała się przed słońcem na różne sposoby. A jednak teraz byli w Meksyku. W okół sami ładnie opaleni ludzie, dużo słońca i sporo okoliczności do pokazywania się w strojach kąpielowych. Spacerowała po plaży, mącząc nogi w ciepłej wodzie. Głębiej, oczywiście, nie zamierzała wchodzić. Bała się pływać nawet w stabilnej wodzie, a co dopiero w takiej, w której może zaskoczyć ją jakaś niespodziewana fala. Miała na sobie czarne bikini i cienką chustę przewiązaną w pasie. Żałowała, że nie ma tutaj Annie. Naprawdę naciskała dziewczynę, żeby spróbowała chociaż namówić rodziców. A jednak gryfonce się nie udało. Zamierzała wszystko relacjonować jej w listach, chociaż to nie było nawet w połowie tak fajnej jak jej faktyczna obecność tutaj. Nic jednak nie mogła na to poradzić. Od tych myśli odciągnął jej dopiero widok @Dominik Rowle. Uśmiechnęła się do brata. Z jednej strony naprawdę cieszyła, że zgłosił się na opiekuna. Z drugiej... wiedziała, jaki potrafi być nadopiekuńczy. Chyba nawet najbardziej z całego rodzeństwa, co było sporym osiągnięciem. Miała nadzieje, że nie będzie starał się jej za bardzo kontrolować na tych wakacjach. W końcu zamierzała odpocząć. - Hej, co tam? Przyszedłeś poplażować, czy popływać? - podpytała. O jednym kompletnie zapomniała. Na jej żebrach widniał sporych rozmiarów tatuaż, którego nie sposób było przegapić. Sama jednak czasami o tym zapominała i nie pomyślała nawet, że jej brat z pewnością zwróci na niego uwagę. No i prawdopodobnie ją zabije.
Dominik Rowle
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizna na skroni po wypadku w szwajcarskich górach.
U Rowle’ów bladość była chyba rodzinna. Dominik miał na pewno ciemniejsze włosy od Emily, ale jego skóra była tylko o parę tonów ciemniejsza od siostry. Zwłaszcza, że on nie dbał o to, aby się nie opalać. Lubił wystawić twarz do słońca, aby kilka promieni musnęło mu skórę i opaliło ją na przyjemny, lekko brązowy kolor. To jednak nie było wcale takie proste. Przez jasną karnację musiał uważać na słoneczne poparzenia, a jego skóra wcale tak szybko i łatwo nie łapała koloru. Nigdy nie opalił się na „czekoladkę”, zwykle był to jasny brąz, ale i tak uważał, że jest mu w nim do twarzy. Lekka opalenizna dobrze współgrała z ciemnymi oczami i włosami. U Emily sytuacja była inna, bo dziewczyna miała bardzo jasne włosy i jeszcze jaśniejszą karnację niż on. Rzeczywiście w mocnej opaleniźnie nie byłoby jej tak do twarzy, jak w naturalnym kolorze. Idealnie do niej pasował. Pamiętał, że jak byli na wakacjach to zawsze chowała się przed słońcem, żeby nie narazić cery na poparzenia czy opalanie. Ciekawiło go czy na tym wyjeździe również będzie stronić od słońca. On jednak nie zamierzał. Chciał odpocząć i miał zamiar smażyć się na plaży. Teraz, zaraz. Wskoczył w kąpielowe szorty i po chwili wahania naciągnął na siebie jeszcze koszulkę. Coby nie speszyć spotkanych po drodze dziewczyn. Sam aż zachichotał ze swojego głupiego żartu. Chyba wakacyjny klimat zaczął na niego wpływać. Wyszedł z pensjonatu i skierował się na plażę. Na miejscu nie było na szczęście tłumu ludzi. Spokojnie znalazł dla siebie miejsce na ciepłym piasku. Rozłożył sobie ręcznik i usiadł. Zrzucił buty i zanurzył palce w sypkim piasku. Spojrzał przed siebie na wodę, która rozbijała się delikatnymi falami na brzegu i odetchnął pełną piersią, uśmiechając się szeroko. Te wakacje muszą się udać! Oczywiście nie zapomniał, aby zabezpieczyć się przed poparzeniami i uprzednio posmarował się kremem. Teraz mógł spokojnie wypoczywać. Nasunął na nos okulary słoneczne, odchylił się i oparł na łokciach, przyjmując pozycję półleżącą. Wiał lekki wiatr, który chłodził rozpalone ludzkie ciała. Dominik obserwował plażowiczów i tych kąpiących się w wodzie. Nagle ktoś zasłonił mu słońce. Dominik spojrzał w górę, unosząc okulary. Jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech, kiedy zobaczył, że stanęła przed nim siostra. Owszem, miał zamiar mieć na nią oko podczas tego wyjazdu. Nie planował, że będzie kontrolował ją na każdym kroku, ale na pewno dyskretnie będzie obserwował czy nie dzieje jej się krzywda albo nie robi czegoś głupiego. Ale jak wiadomo życie czasem plany weryfikuje, jednak Dominik miał nadzieję, że nie przesadzi i nie schrzani siostrze wakacji. Te nadzieje zostały zachwiane bardzo szybko. Dominik z uśmiechem odpowiedział: - Hej, siostra! Chyba i to, i to, ale.. – nagle słowa zamarły mu na ustach, bo jego uwagę przykuło coś na żebrach Emily. Tatuaż i to całkiem spory. Na chwilę go zamurowało, a potem powoli przeniósł wzrok na twarz dziewczyny. - Zrobiłaś sobie tatuaż? – zapytał głosem pozornie spokojnym, ale gdzieś z jego wnętrza niemal można było wyczuć buzujący gniew. Z jednej strony to dziwne, że tatuator denerwuje się na kogoś, że zrobił sobie tatuaż. Powinien wszystkich do tego zachęcać, przecież sam ma kilka i uwielbia tatuować. Uważa to za małe dzieła sztuki, które zdobią ludzie ciało. A z drugiej strony do siostry miał zgoła inne podejście. Traktował ją jak rodzic. Jak to, jego mała siostrzyczka już zrobiła sobie tatuaż? Przecież ledwo skończyła siedemnaście lat! Chyba chwilowo zapomniał, że ten wiek to już pełnoletność u czarodziejów. - Zwariowałaś? Jesteś za młoda! – powiedział już głośniej, ponownie przenoszą wzrok na malunek. Uważał, że ludzie powinni świadomie robić sobie tatuaże, a nie jako młodzi gówniarze, którzy zrobią sobie byle co i będą żałować. Chyba sam zapomniał w jakim wieku zrobił sobie pierwszy tatuaż i to na pewno nie legalnie. - I jak mogłaś mi nie powiedzieć? – zapytał z wyrzutem. I to chyba go najbardziej bolało. Jego siostra miała przed nim tajemnice właśnie dlatego, że zachowywał się jak nadopiekuńczy rodzic. Stwierdził, że musi się uspokoić. Musi przyjąć do wiadomości, że Em nie ma już siedmiu lat tylko siedemnaście, jest pełnoletnia i mimo, że musi o nią dbać to nie może traktować jej jak małego dziecka. Trzeba też przyznać, że tatuaż był ładny i porządnie wykonany, stwierdził to, patrząc profesjonalnym okiem na dzieło. - Dobrze, że chociaż wygląda przyzwoicie i prawdopodobnie robiłaś u profesjonalisty – mruknął. Umarłby gdyby Emily postanowiła zrobić tak poważną rzecz u byle kogo, kto mógłby zrobić jej krzywdę.
Ona także przed wyjściem wysmarowała się wysokim filtrem. Zapewne dużo wyższym, niż ten, który nałożył na siebie jej brat. Nawet jeżeli słońce miało ją delikatnie musnąć, to wszystko musiało zostać zatrzymane na pewnych twardych i nieprzekraczalnych granicach, po przekroczeniu których pewnie dziewczyna miałaby poważne wątpliwości czy wychodzić z pokoju przez najbliższe dni. Meksyk był naprawdę gorący, a słońce mogło być wyjątkowo zdradliwe. Ona wolała trochę chłodniejszy klimat, chociaż spacer po ciepłym piasku, a później moczenie nóg w chłodnej, orzeźwiającej wodzie to była pewnego rodzaju niezastąpiona przyjemność i relaks, który trudno było osiągnąć w inny sposób. Zamierzała delektować się ciszą, spokojem i szumem fal, ale widok chłopaka zupełnie jej nie zmartwił. W ciągu roku nie mieli dla siebie zbyt wiele czasu. Mogli raz na jakiś czas spotkać się w Hogsmeade, ale to mimo wszystko nie zdarzało się często. Obiecali sobie trochę nadrobić to na wakacjach. Nawet jeżeli jej bracia byli nadopiekuńczy, Emily miała z nimi silną więź i cieszyło ją to. Rozmowa zaczynała się dobrze i dopiero po chwili ślizgonka zmarszczyła nos, widząc jak chłopak urywa w pół zdania. O co mogło chodzić? Dopiero kiedy powiedział swój zarzut na głos, dotarły do niej wszystkie okoliczności. Nie miała pojęcia jakim cudem o tym nie pomyślała, ale teraz niewiele mogła na to poradzić. Przegryzła lekko wargę niepewnie. Wiedziała, że się zdenerwuje, to akurat nie było dla niej żadne zaskoczenie. Oczywiście od razu wkurzył ją zarzut związany z wiekiem. - Hej, mam siedemnaście lat. Nie jestem zbyt młoda, a o ten tatuaż starałam się już ze cztery lata, więc uwierz mi, jestem go pewna... - zaczęła i dotarło do niej, jak bardzo wkopała się tym argumentem, wprost mówiąc, że chciała go sobie zrobić już kilka lat temu, tylko tatuażysta ją powstrzymywał. Czyli w zasadzie planowała go już mając 13 lat. Zdawała sobie sprawę, że nie brzmi to dobrze. - Nie powiedziałam ci, bo wiedziałam jak zareagujesz. Nie było sensu cię denerwować. Poza tym... nie jest znowu taki wielki. No i sam mówisz, że ładny. Nie ma co dramatyzować - dodała szybko. Właściwie reakcja Dominika mogła być znacznie gorsza. Trochę jej ulżyło, bo najgorszego w tej kwestii brata jak widać miała z głowy.
Plaża była praktycznie pusta. Trudno się dziwić, środek nocy, pełnia. Najwidoczniej nikt nie uznał tego dnia za najlepszy na nocne imprezy nad morzem. Wszyscy siedzieli w pokojach, barach, gdziekolwiek indziej. No, prawie wszyscy. @Neirin Vaughn widocznie uznał ten czas za idealny na spacer wzdłuż wybrzeża. Trudno było o lepszą porę. Wokół panowała absolutna cisza, może pomijają delikatny szum fal. Morze było wyjątkowo spokojne. W takich okolicznościach łatwo było usłyszeć nawet najdrobniejszy szmer. Nawet człowiek usłyszałby kroki z oddali, co dopiero wilkołak o tak wyostrzonych zmysłach. Większość po zażyciu tojadu zaszywała się w bezpiecznej odległości od ludzi i ryzyko ataku było żadne. Niestety jednak zdarzały się dzikie stworzenia, które nie sięgnęły po tę miksturę i stanowiły niemałe zagrożenie dla otoczenia. Na takiego właśnie natknął się Neirin. Zwierze czujnie wyglądało z za krzaków, przyglądając się chłopakowi. Po chwili nadepnął na jedną z gałęzi, co nie mogło ujść uwadze puchona. Niestety chłopak nie miał szans zareagować. Wszystko działo się zbyt szybko. Wilkołak ruszył biegiem w jego kierunku i całą siłą swojego ciała przygniótł Vaughna do ziemi. Machnął szybko łapą, przejeżdżając boleśnie po torsie chłopaka. Jego koszulka natychmiast przemieniła się w poszarpany kawałek materiału, a z głębokich ran zaczęła się sączyć krew. W tym ułożeniu sięgnięcie po różdżkę nie było możliwe, a sytuacja wyglądała naprawdę nieciekawie. Jedno było pewne - zwierzę nie zamierzało na tym skończyć i szykowało się do kolejnego ciosu.
______________________
Dominik Rowle
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizna na skroni po wypadku w szwajcarskich górach.
No dobrze, może rzeczywiście z tym wiekiem przesadził, ale nic nie mógł poradzić, że nadal była dla niego małą siostrzyczką. Musiał się postarać, żeby w końcu pozbyć się tego uczucia troski. Znaczy może nie z u p e ł n i e, ale w tej nadopiekuńczej części. W końcu musi żyć własnym życiem, a troska o najbliższych powinna być na "zdrowym" poziomie. Doświadczenie wielu lat jednak wyrobiło w nim ciągłe zamartwianie się o rodzeństwo. Dokładnie jak rodzic. I tak w tym momencie jest to w duzo mniejszym stopniu niż jeszcze kilka lat temu. Kiedyś nie mógł myśleć o sobie - musiał pomagać ojcu w domu i wychowaniu rodzeństwa mimo, że sam był wtedy dzieckiem. Ale teraz? Jego rodzeństwo jest dorosłe i podejmuje swoje własne dorosłe decyzje. Musiał się z tym pogodzić i wtrącać wtedy, kiedy jest to potrzebne. Fakt, że uważał częste wtrącanie się w życie Emily za potrzebne to już druga sprawa. Powinien to jednak ograniczyć, szczególnie, że był na wakacjach i jego głównym celem był odpoczynek i zabawa, a niekoniecznie rola opiekuna. - Dobrze, ZBYT młoda nie, ale nadal młoda - powiedział pojednawczo. Spojrzał na siostrę zmrużonymi oczami. - W takim razie cieszę się, że byłaś na tyle mądra - albo tatuator był - że poczekałaś z tym chociaż do czasu, aż skończysz siedemnaście lat. I z drugiej strony rzeczywiście musisz być go pewna, skoro od czterech lat nie zmieniłaś wizji. Mimo lekkiej złości, jej następne słowa, choć nie żartobliwe, wywołały w nim szczery śmiech. - Jak ty mnie dobrze znasz... Czuję się trochę jak stateczny, co najmniej czterdziestoletni brat, że tak martwisz się, żeby mnie nie denerwować. Ujęła mnie twoja troska - powiedział z błyskiem w oku. - W końcu ktoś się o mnie martwi, a nie stale ja muszę nosić to brzemię - powiedział, udając dramatyzowanie. Westchnął głęboko, godząc się z losem. - No ładny, ładny - przyznał niechętnie, bo nie umiał się na nią aż tak denerwować w związku z tym, że tatuaż naprawdę robił dobre wrażenie. A on, jako profesjonalista, potrafił rozpoznać dobrą robotę i docenić piękno. - Ale, jeśli planujesz następny, to chcę o tym wiedzieć. Może nawet ja ci zrobię, skoro już i tak jeden masz - powiedział, trącając ją w kolano, bo nadal stała obok niego. - Siadaj - zachęcił ją, wskazując na miejsce obok. - I jak ci się na razie podoba wyjazd? - zapytał, nasuwając z powrotem okulary na oczy.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Piasek był miękki. Pamięta, jak szedł boso, zapadając się w ciepłe drobinki. Nie zdążyły jeszcze wystygnąć po upalnym popołudniu. To był dziwny dzień. Jaszczurek dziś było wyjątkowo mało. To przez upał? Chyba nie mogą się przegrzewać? Nie mógł poczytać o nich za wiele, bo wszystkie książki były po hiszpańsku. Ale logika nakazuje, by uważały tako na spadek, jak i zbyt duży wzrost temperatury ich małych, łuskowatych ciał. Znalazł jednak parę. Pokrytych czerwoną skórą, aktywnych i nieco agresywnych. Podążał za prawdopodobnie partnerami, denerwując mocniej kolorowego osobnika. Czyżby to samiec bronił swej wybranki? Stawał od czasu do czasu, sycząc złowrogo na rudzielca, potem jednak zajęły się sobą. Walijczyk zaś zawędrował na tyle daleko, że nie dałby rady wrócić do pensjonatu przed zmrokiem. Kartka papieru zaniesiona w kruczym dziobie miała uspokoić przyjaciół. Chłopak miał znaleźć sobie hostel i przenocować ten jeden raz poza pokojem. Noc jednak była piękna, a pobliska plaża kusiła. Zazwyczaj o tej porze spał już, miękko zanurzony w pościel obłożoną chłodzącymi zaklęciami. Coś jednak tknęło go przejść się nad brzeg morza. Piasek był miękki. Pamięta, jak upadając, uderzył głową w ciepłe drobinki. Uniosły się wokół niego w niewielką chmurkę, opadając na rude włosy. Nie pamięta, co było pomiędzy. Atak przeszył spokój nocy jak błyskawica, dochodząc z nieznanego kierunku, zwalając spokojnie spacerującego chłopaka z nóg. Upadek nie bolał. Plaża przyjęła go wręcz czule. Trzeszczały dopiero przygniecione kości, gdy cielsko bestii zwaliło się na niego. A potem było tylko ciepło świeżej krwi, spływającej po skórze. Z jego piersi jednak nie dobył się krzyk. Zadławił się nim w momencie upadku, jedynie wydając krótki, urwany jęk bólu. Wszelkie inne dźwięki, trzask dartego materiału, szamotanina, nieskładne sylaby niknęły w gardłowym warkocie wilkołaka. Gorąca posoka zalewała pierś i piasek, znacząc jasną plażę czerwonymi plamami, jakie z każdą chwilą niebezpiecznie rosły. Bolało. Szok jednak pospołu z adrenaliną zepchnął cierpienie na dalszy plan. Faworyzował trzeźwe myślenie, które zawodziło Neirina chyba pierwszy raz w jego niezbyt długim życiu. Co miał zrobić? Brak różdżki, brak siły, brak możliwości ruchu. Ręce co prawda wolne, ale brak czasu na grzebanie w poszukiwaniu magicznego badyla. Za mało wszystkiego. Jeszcze trochę i nawet krwi będzie za mało. Nie wierzcie w opowieści, że czas nagle zwalnia, a ofiara widzi każdy szczegół swojego kata. Nie. Czas biegnie tak szybko, iż nie starcza go na reagowanie. Sekundy przepływają między palcami razem z uciekającym z ciała życiem. Piasek był miękki. Pamięta, jak zacisnął dłoń, a drobinki weszły mu pod paznokcie. A zaraz po tym machnął ręką, chcąc cisnąć garścią piachu w oczy wilkołakowi. Nikt nie lubi mieć pyłu w oczach. Zapewne ta zasada obejmuje także rozszalałe bestie. W dziwnym odruchu spróbował kopnąć przeciwnika w podbrzusze. Jakoś zrzucić go z siebie. Odsunąć, zwiększyć dystans. Kupić sobie choć kilka dodatkowych sekund.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Trzeba przyznać, że Mefisto wyraził się jasno. Nijak nie ukrywał faktu, że zbliżała się pełnia - trzeba było być prawdziwym idiotą, żeby mieszkając z nim w jednym pokoju nie zauważyć tego nadchodzącego zjawiska. Energia zupełnie go opuściła i większość dni spędzał w łóżku, gorączkując, przysypiając i zrywając się wtedy, gdy koszmary nie pozwalały na odpoczynek. Cierpiał, marudził (a nie miał siły na kłótnie czy dogryzanie, zatem stawał się wyjątkowo nieszkodliwy). Nie posądzał nikogo ze znajomych o próby samobójcze, więc nawet za bardzo nie szkolił nikogo w kwestii pozostawania podczas pełni w bezpiecznym pensjonacie. Wydawało mu się to, cóż, oczywiste. Jakże się zdziwił, kiedy okazało się, że jeden Puchon po prostu nie wrócił - z drugiej strony, mógł się tego po Neirinie spodziewać. I pomimo tych drobnych potknięć, Nox nie potrafił się martwić, dalej pokładając wiarę w resztkach rozsądku, których oczekiwał od rozumnych człowieczków. Nie dał rady wrócić do pensjonatu, ale nie był głupi i z pewnością wymyślił sobie coś sensownego; przecież nie poszedłby spać na plaży. O drogi Merlinie. Mefisto już wcześniej musiał zatroszczyć się o to, gdzie spędzić pełnię, a i tak coś czuł, że bez towarzystwa durnych śmiałków się nie obędzie. Znalazł fajny las, przechodzący w wydmy - odsunięty na tyle, że miał szansę na spędzenie czasu w rozkosznej samotności. W odosobnieniu mógł pozbyć się ubrań i nie martwić o to, że kogoś zaniepokoją jęki i krzyki bólu, przechodzące stopniowo w wilkołacze powarkiwania. Oczywiście, musiał też jak zawsze o czymś zapomnieć; był mistrzem pozostawiania jakichś kolczyków na ich miejscu, tylko po to, żeby zranić się już na samym wstępie... Tym razem okazało się, że zupełnie naturalna stała się skórzana, czarna obroża, założona dla żartu. Chwała bogom za magię, bo gdyby obroża nie rozciągnęła się zgodnie z zapotrzebowaniami właściciela, mógłby pojawić się prawdziwy problem. Cienki pasek utonął w grubej sierści, jedynie przy niektórych ruchach likantropa ujawniając swoją obecność. To nie było istotne - przecież Nox nie zamierzał prowadzać się z nikim na smyczy. Jedynie raz szarpnął łbem, by potem poddać się i zostawić obrożę w spokoju. Plan był świetny, ale coś musiało nie wyjść. Mefistofelesowi już od samego początku wydawało się, że coś nie jest w porządku. Krążył po lesie spięty i czujny, aż w końcu nie trafił na trop... Zbystrzał, zamierając na chwilę w bezruchu. Miał już teraz pewność, że nie jest tutaj sam - problem polegał na tym, że poza kolejną bestią wyczuwał kogoś jeszcze, znacznie bardziej znajomego. Zwykłego. Ludzkiego. Czarodziejskiego. Kuszącego. Skoro on to wyczuł, to... Puścił się pędem przez las, nie dbając o dyskrecję. Łapami ciężko odbijał się od podłoża, rozrywając je pazurami i sprawiając, że ziemia tryskała na boki. Korzystał z siły i prędkości oferowanej przez zawieszoną na niebie pełną tarczę Księżyca - czerpał z niej tak wiele, jak tylko mógł. W międzyczasie w nozdrza uderzył go otumaniający zapach krwi, niemal dodający skrzydeł i teraz już upewniający, że ofiarą był nikt inny, jak Neirin. O słodka Morgano. Śmiało można stwierdzić, że pomimo utrzymywania kontroli, to Mefisto wcale nie myślał. Wypadł spomiędzy krzaków porastających wydmy i i nie zatrzymał się nawet na sekundę, w dwóch susach dopadając do potwora przymierzającego się do kolejnego ataku. Nie było tam warkotu, skowytu, żadnego ostrzeżenia; jedynie potężny skok wymierzony w wilkołaka, mający na celu strącenie go z wciśniętego w piasek Puchona.
Ciężar ciała zwierzęcia dociskał chłopaka do ziemi i ograniczał jego ruchy. Pewnie dlatego szarpnięcia, kopnięcia czy inne próby samoobrony nie zdawały egzaminu, a wilkołak nawet ich nie odczuwał. Co innego piasek w oczy - ten już z pewnością potrafi dotkliwie rozproszyć i zaburzyć koncentracje. Udany rzut bez wątpienia spowolniłby zwierzę, a tym samym stanowił jedyną w tej chwili linie obrony. Trudno było o lepszy ruch, pozostawała jedynie kwestia tego, czy się udało.
@Neirin Vaughn 1,2: Niestety podmuch wiatru pokrzyżował twoje plany, a zamiast w oczy atakującego cię wilkołaka - trafiłeś prosto w te, należące do twojego przyjaciela. Twojej sytuacji bezpośrednio to nie pogorszyło, bo już po sekundzie niemały ciężar został z ciebie ściągnięty, jednak w ogólnym rozrachunku ten rzut mógł utrudnić Noxowi dalszą walkę, a tym samym pogorszyć waszą sytuację. 3,4: Oślepiony wilkołak wstrzymuje się od dalszego ataku i jedynie przytrzymuje cię przy ziemi, do momentu reakcji Mefistofelesa. Udaje ci się dzięki temu uniknąć większych obrażeń, a co najważniejsze, ugryzienia. 5,6: Niestety piasek w oczach okazuje się dla zwierzęcia nie tylko niemałym dyskomfortem, ale też powodem, żeby zacząć się mocniej miotać na oślep. Dla ciebie to oznacza tylko kłopoty. W pewnym momencie wilkołak z rozmachem pcha cię do tyłu, a twoja głowa boleśnie uderza w pobliską skałę. Na moment tracisz przytomność, a ból głowy będzie towarzyszył ci jeszcze dwa kolejne wątki.
@Mefistofeles E. A. Nox Udaje ci się strącić stworzenie z przyjaciela. Już po kilka sekundach znajdujecie się na ziemi parę metrów od niego i prowadzicie zaciętą walkę. Rzuć kostką: (jeżeli Neirinowi wypadło 1, lub 2 - nie rzucasz, tylko bierzesz pod uwagę opcję pierwszą) 1,2,3: Po kilku minutach tracisz przewagę, a wilkołak przewraca cię na ziemię. Obrywasz mocnym i stanowczym ciosem. Teraz z pewnością ciężej będzie ci odzyskać kontrolę, ale przynajmniej stworzenie straciło zainteresowanie leżącym niedaleko puchonem i skoncentrowało się na walce z tobą. 4,5,6: Udaje ci się przytrzymać wilkołaka na ziemi. Chociaż próbuje się bronić, wszystko utrudnia mu chwilowe oślepnięcie. Masz niewiele czasu, żeby dobrze to wykorzystać.
______________________
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Ciężko wykonać jakikolwiek manewr, kiedy ponad setka kilogramów czystej agresji i żądzy krwi przyciska cię do podłoża. Sytuacja była zatem lekko... Tragiczna, jeśli optymistycznie chcieć nań spojrzeć. Bardziej realistycznie to "bez wyjścia". Przynajmniej na ten moment go nie widział, gdy piach dostał się do oczu wilkołaka. Bestia jęła szarpać się, machając najeżonym kłami pyskiem milimetry przed twarzą chłopaka. Oto jego jedyna szansa na ratunek odwróciła się przeciwko Walijczykowi. Przymknął jedno oko, próbując jakoś się wycofać, przy okazji unikając oberwania pazurami. Gorzej, niż już oberwał, bowiem każde uderzenie serca wyduszało z jego ran kolejne mililitry krwi. Potrzebuje się wycofać, rzucić na siebie jakieś zaklęcie, choć trochę te rozcięcia zasklepić. Niestety, uwolnienie spod cielska bestii nie poszło tak do końca zgodnie z planem. W pewnym momencie wilkołak odepchnął się gwałtownie od niego, sprawiając, iż rudzielec przejechał po piachu. Ta krótka podróż zakończona była uderzeniem o wystającą spomiędzy miękkich drobinek skałę. Ostry kamień oraz siła pchnięcia nie tylko rozcięły skórę na jego politycy sprawiając, iż płynąca jucha jęła sklejać włosy Puchona. Wywołały też wybuch jasności przed jego oczami, po którym zapadła ciemność. Osunął się w aksamitną nieświadomość, nie zdążywszy nawet zauważyć nadchodzącej pomocy.
Nie było czasu na zastanawianie się nad pobudkami kierującymi Neirinem, który przecież nie został przez wilkołaka wyciągnięty z łóżka i dotargany aż na plażę. Puchon najwyraźniej z jakichś - zapewne niemożliwych do zrozumienia przez Mefistofelesa - powodów po prostu postanowił opuścić bezpieczne miejsce akurat tej jednej nocy. Fakt faktem, chłopak zupełnie o tym nie myślał, jeszcze nie wiedząc czy uznaje rudzielca za debila, czy może w jakiś sposób jest w stanie pojąć jego zachowanie. Teraz liczyło się tylko to, że znaleźli się wszyscy w wyjątkowo nieprzyjemnej sytuacji i trzeba było z niej jakoś wybrnąć... niezależnie od tego, co do niej doprowadziło. Bądź co bądź, Ślizgon wiedział, że wilkołaków nie trzeba było prowokować, by zaatakowały - w szczególności, że jego obecny przeciwnik nie przypominał zbyt... świadomego. Udało się. Neirin dokupił sobie dodatkowe kilka sekund, sypiąc piaskiem tak, aby przynajmniej trochę drobinek poleciało na pysk bestii. Mefisto zyskał czas i wykorzystał wszystko, co zostało mu ofiarowane; całym swoim ciężarem wpadł na stworzenie, wytrącając je z równowagi i przetaczając dalej, w bolesnym uścisku pełnym pazurów i kłów przemierzając odcinek plaży. Kiedy się zatrzymali, z piskiem piasku pod łapami, to Mefisto był na górze, ciężko dysząc i - w końcu - wydając z siebie gardłowe, niskie powarkiwanie. Czekał na jakiś znak, że likantrop poddaje się, dostrzega swój błąd... a jednak wydawał się zbyt rozjuszony piaskowym atakiem. Zbyt pobudzony ciepłem krwi czarodzieja, oblepiającej łapy i spływającej po pazurach. Ślepota pewnie zaraz zniknęła, w końcu to była kwestia niewielkiej ilości piasku, łatwej do strząśnięcia i po prostu irytującej... ale stworzenie nie myślało logicznie i tonęło pod naporem mięśni Noxa. Przynajmniej tymczasowo. Kątem oka mógł zarejestrować, co działo się z Neirinem. Chłopak wyraźnie nie był zdolny do ucieczki; wyglądał na nieprzytomnego, co sprawiło, że serce w klatce piersiowej Ślizgona zabiło kilka razy szybciej. Był to oczywisty znak, że nie ma co liczyć na subtelną teleportację czy chociażby bieg - a więc wszystko w łapach Mefisto. Albo zębach? Nie myśląc o niczym innym, jak o tym by zapewnić bezpieczeństwo przyjacielowi, zatopił kły w futrze przy ramieniu wilkołaka. Zacisnął je na tyle mocno, by poczuć jak po podniebieniu spływa mu ciepła ciecz; by mieć pewność, że likantrop poczuje tę dawkę bólu i pozostanie zdominowany jeszcze choćby przez chwilę. Biedny.
Śmiało można uznać, że szczęście Puchona skończyło się w momencie, w którym odniósł drobne zwycięstwo związane z piaskiem. Wyjątkowo trzeźwe myślenie pozwoliło mu na wykorzystanie do walki otoczenia... A potem wszystko się urwało. Próba rozproszenia przeciwnika rozbudziła w nim nowe pokłady agresji, których nie dałoby się łatwo i szybko powstrzymać - zwłaszcza w sytuacji, w której traciło się przytomność. Ratunek ze strony drugiego likantropa okazał się istnie zbawienny. Uśmiech losu przekierowany został na Mefistofelesa, który mógł zaspokoić żądzę krwi, zapychając pysk posoką należącą do nieświadomego swoich czynów potwora. Przez chwilę można byłoby uznać, że kryzys został zażegnany i nie czeka ich nic gorszego, Neirin nawet zdołał odzyskać przytomność... ...ale, oczywiście, jeszcze nic nie zostało skończone. Może to sumienie tknęło Ślizgona, a może po prostu zaczął pławić się w poczuciu zwycięstwa - tak czy inaczej, minimalnie poluzował uścisk szczęk, przytrzymujący wilkołaka przy ziemi. Uwięzione zwierzę nie pragnęło niczego tak bardzo, jak wolności, zatem błyskawicznie wykorzystało sekundę zawahania (?) i wyrwało się w bok, mocno uderzając w przednią kończynę Noxa i ostatecznie wbijając w nią kły. Krótko, mocno, szarpiąc tak, jakby celem było oderwanie mięsa od kości. W głowie dzikiego wilkołaka tliła się tylko jedna myśl - by wrócić do swojej ofiary, otulonej słodką wonią porażki. Wyskoczył wprzód, warkotem informując Walijczyka o rychłej śmierci.
Neirin - postaraj się nie opisywać zbyt dokładnie skutków czynów swojej postaci. Mefisto - dorzuć kostką, by sprawdzić jak poważne odniosłeś obrażenie.
Obrażenia:
Parzysta - rana wygląda poważnie. Nie możesz stanąć na zranionej kończynie i dość obficie krwawisz, co może zaważyć na twoich dalszych losach. Nieparzysta - jakimś cudem nie ma tragedii - łapa boli i trochę krwawi, jednak rana nie jest zbyt głęboka. Potrzebujesz tylko chwili na zebranie się w sobie.
______________________
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Świadomość przyszła wolno oraz dość boleśnie. Wybudził się parę chwil później, początkowo nie wiedząc, co się dzieje. Gwiazdy? Czemu łeb tak napierdala? I jest cały mokry? Co to za kundle ujadają? Ależ śmierdzi krwią... Przekręcił się wolno na bok, unosząc lekko na łokciu, aby się rozejrzeć oraz zorientować w sytuacji. Dostał przyspieszony skrót zdarzeń minionych, przypominający przewinięcie taśmy w magnetowidzie, gdy tylko uderzyła weń kolejna dawka adrenaliny na widok pędzącego nań wilkołaka. Nie zastanawiał się zbyt długo, odruchem dostając różdżkę. Szkoda czasu do tracenia na jałowe myślenie. Nie, aby miał go zbyt wiele. Czasu, nie dziwnych myśli. Tych to zwykle aż nadmiernie kłębiło się pod rudą czupryną. - Accenure! - Jeśli mu się udało i mur powstrzymał wilkołaka, Walijczyk cofnął się odrobinę, starając podnieść do klęczek. Było to ciężkie, aby nie powiększać i tak sporych ran. Chwilę po tym ściągnął tę szmatę, jaka niegdyś była jego ubraniem, dociskając zwichut materiału do klaty. - Haemorrhagia iturus - choć trochę. Tę minimalną odrobinę zatamować krwotok. Resztą zajmie się w pensjonacie. Wpierw jednak musi nie dać krwi wypłynąć całkiem z żył, inaczej nie dotrze do bezpiecznego schronienia. Nie w jednym kawałku. Podróż w brzuchu wilkołaka niezbyt mu odpowiadała. Gorzej, że nie wiedział, co dalej zrobić. W oddali majaczył drugi wilkołak. Świetnie. Teraz będą się bić o niego? Prawie jak te głodne psy o kawałek kości rzucony ze stołu. Nie wspominając, że prawdopodobnie nie miał więcej czasu na reakcję czy bardziej zaawansowane zaklęcia. Jedynym jego planem na tę chwilę było cofać się, rzucając co parę kroków kolejny mur... Co brzmi jak okropny plan. Może wymyśli niedługo lepszy. Oby.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Mefistofeles był święcie przekonany, że to koniec. Znał się na wilkołakach i pewnie powinien lepiej odczytywać sygnały... nie sądził jednak, żeby zwierzę dalej rwało się do walki, skoro oficjalnie zostało osłabione i sprowadzone do parteru. Chciał przytrzymać je przy piasku jeszcze tylko chwilę, potem odepchnąć i przegonić mało sympatycznym warkotem. Po głowie cały czas rozbijało mu się pytanie co z Neirinem, chyba nieprzytomnym i, co gorsza, solidnie krwawiącym. Słońce wcale nie zamierzało wschodzić w najbliższym czasie, a to oznaczało, że Ślizgon nie miał jak wykazać się szczególną pomocą. Utkwił w zwierzęcym ciele, z niebezpiecznymi kłami i pazurami, których wolał do Vaughna nie zbliżać. Likantrop przestał wierzgać, wyrwało mu się nawet chyba słabe skomlenie... i Mefisto uległ, czując jak zalewa go fala wyrzutów sumienia. Nigdy nie sądził, że zostanie zmuszony do zaatakowania drugiego wilkołaka - nie wiedział nawet, że jest do tego zdolny. O ile nie pochwalał wszystkich zachowań, o tyle podchodził dość łagodnie do ludzi dotkniętych wilkołactwem. Nie znał historii, nie wiedział z kim przyszło mu się mierzyć... i nie mógł pozbyć się myśli, że równie dobrze mógł to być on. Wystarczyła mniejsza dawka wywaru tojadowego, odrobina zakłóceń magicznych, albo jakieś inne szalone zawirowania, żeby to jego świadomość została zepchnięta na dalszy plan. Odpuścił trochę, dalej czujnie obserwując przeciwnika; a jednak jakby zapomniał o własnej sile i prędkości, nie doceniając wilkołaka. Ten wykorzystał zaoferowane mu sekundy, wyrywając się szybko i przy okazji raniąc Szkota. Krew trysnęła z przedniej łapy, gdy ta załamała się pod naciskiem szczęk. Ciężkie parsknięcie wyrwało się zwierzęciu, które odskoczyło w tył i zadrżało, niepewnie przystając na zranionej kończynie i sprawdzając, jak wielkie szkody zostały dokonane. Tragedii nie było, zresztą Mefistofeles nieszczególnie się tym przejmował. Wystarczyło takie drobne rozproszenie, aby nieznajomy wrócił do swojej ofiary, a Nox... Cóż, Nox nie miał możliwości doskoczyć tam na czas. Wlepił spojrzenie zielonych tęczówek w Neirina, modląc się o to, aby udało mu się zrobić... cóż, cokolwiek. Sam i tak rozpaczliwie ruszył w ślad za wilkołakiem, czując jak łapa lekko się pod nim załamuje przy każdym kroku - nie mógł odpuścić, nie wierząc w to, że za chwilę kły futrzastej bestii mogą zamknąć się na ciele ucznia. Gdzieś w tym wszystkim dostrzegł, że chłopak zaczął się podnosić, ale to nie zmieniało faktu, że wypadało wilkołaka od niego odciągnąć.
Zaklęcie nie wytrzymało długo. Być może osłabienie spowodowane obrażeniami otrzymanymi przez Puchona sprawiło, że jego mur zwyczajnie nie był przystosowany na powstrzymanie wielkiej bestii... a może o porażce zaważył fakt, że tuż za nim czaił się drugi potwór? Wilkołak uderzył w barierę, wspierając się na niej przednimi łapami - ustąpiła dość szybko, mógł zatem polecieć wprzód. Ta chwila wystarczyła na rzucenie szybkiego zaklęcia leczniczego, a także pozwoliła Mefistofelesowi na dogonienie swojego przeciwnika. Gorzej, że nagle zabrakło czasu na wyhamowanie. Dwa kotłujące się w chaotycznych uściskach wilkołaki runęły do przodu, nie dając Neirinowi już żadnego czasu na dalsze kombinowanie. Teraz mógł ewentualnie spróbować zasłonić twarz, może się odsunąć... To i tak nie miało znaczenia. Kilka odepchnięć skończyło się tym, że pole walki przeniosło się tuż obok Puchona... a wręcz, na Puchona. Czarowanie w tej okoliczności było niebezpieczne nie tylko dla obu wilkołaków, ale i samego ucznia; nie wspominając o tym, że przypominało proszenie się o odebranie różdżki.
Kostki dla Neirina:
1, 2 - Dziki wilkołak w trakcie walki dalej o tobie nie zapomina. Podczas mało wyważonej próby ataku doskakuje do ciebie i mocno uderza łapą w twoją rękę. W tej chwili gruchotanie kości chyba nie ma tak wielkiego znaczenia, jak to, że różdżka ucieka ci spomiędzy palców i ląduje w piasku kilka metrów dalej. Lepiej szybko spróbuj ją odzyskać... 3, 4 - Jeśli myślałeś, że udało ci się uniknąć prawdziwej tragedii, to nic bardziej mylnego. Panuje zbyt wielki chaos - nie wiesz nawet, który wilkołak przypadkiem przewraca cię i przystaje na twojej nodze, poza mocnym obiciem dodatkowo przejeżdżając po niej pazurami. Ogromne rozcięcia rozrywają skórę na twoim udzie i jedyną pociechą jest to, że łapa nie poleciała wyżej... 5, 6 - Kto by pomyślał, że nawet w takiej sytuacji musi wystąpić trochę ironii losu? Twoim największym wrogiem okazuje się piasek. Dziki wilkołak wpada na ciebie i trochę się potyka - przewracasz się na brzuch i lądujesz twarzą w miękkich, ciepłych drobinkach tworzących plażę. Piasek dostaje się do twoich ust, oczu, nosa, uszu - a łapa bestii jedynie ciąży na plecach, nie pozwalając na wydostanie się z pułapki. Zaczynasz już tracić przytomność, gdy stworzenie się odsuwa, a ty w końcu możesz zaczerpnąć oddech. Oczywiście, po tym, jak już skończysz kasłać i wypluwać z siebie małą Saharę...
Kostki dla Mefisto:
1, 2 - w trakcie kotłowaniny mocniej skupiasz się na tym, aby nie zrobić krzywdy Neirinowi. Znacznie mniej uwagi poświęcasz wilkołakowi, próbując nie zgnieść, zmiażdżyć, połamać albo w inny sposób rozpłaszczyć Puchona po plaży. W efekcie przeciwnik ma wręcz czystą drogę. Kły stworzenia zaciskają się na Twoim boku, wbijając głęboko w miękki brzuch. Lepiej teraz się nie szarp, inaczej stracisz nie tylko mięśnie, ale i kawałek jelit.
3, 4 - Jeśli Neirin ma 3 lub 4: lekko panikujesz. Czujesz, że wpadłeś prosto na kogoś, kogo miałeś chronić. Spychasz zatem wilkołaka, aby jak najszybciej przenieść walkę z dala od Puchona. Udaje Ci się to. Ale czy to powód do radości? Unosisz po tym łapę i spoglądasz w dół. Ku Twojemu przerażeniu, pazury masz całe we krwi, a na ciele Neirina znajdują się długie rany, jakie są Twoją sprawką. W szoku nie zauważasz nawet, jak przeciwnik podnosi się z ziemi i ponownie na Ciebie skacze. Przewraca Cię, przygniatając do piachu. Jeśli Neirin ma coś innego niż 3 lub 4: kotłowanina jest wyjątkowo ostra oraz zaciekła. Starasz się jak najszybciej zyskać przewagę, jednak bezmyślnie odsłaniasz przy tym lewy bok. Łapa zwierzęcia mija Twój pysk o centymetry, ale bark nie miał tyle szczęścia. Pazury rozcinają ciało aż po brzuch. Masz szczęście, że nic nie pękło pod naporem olbrzymiej łapy.
5, 6 - udaje Ci się zacisnąć zęby na karku wilkołaka. Zyskujesz tym samym sporą przewagę. Przeciwnik, w obawie o śmierć w Twoich szczękach, przestaje się szarpać. Jedynie w pewnym momencie kopie gwałtownie, trafiając w Twoje podbrzusze. Pazury co prawda nie rozcięły wiele i rany są niewielkie, ale cios był silny. Wystarczający, abyś z bólu puścił wilkołaka i utracił cenną przewagę.
______________________
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Tyle było z ewentualnych nadziei na zakończenie tego spotkania. Zanim zauważył, został przewrócony przez wilkołaka. Tym razem ominął co prawda skałę, ale upadek wcale nie był przyjemniejszy. Piasek względnie miękki, ale wilkołacze pazury już nie. Sporej wielkości łapa przejechała po jego udzie, tnąc mięso niczym naostrzony nóż blok masła. Krew ponownie trysnęła i tylko Bogu dziękować mógł, iż nie poszatkowano mu tętnicy. Zdrowiem własnego ptaka najmniej się przejmował w danym momencie. Wykazał się zdrowym rozsądkiem, a nie samczym instynktem, przedkładając jednak ważne dla życia organy ponad rozród. Niewiele mógł zobaczyć w tej kotłowaninie, skupiony jeszcze mocnej na własnym zdrowiu. Mimo to, mignęło mu coś srebrzystego. A potem sytuacja zrobiła się nieco... surrealistyczna. Jeden wilkołak strącił drugiego, by spojrzeć po tym na rudzielca, unosząc jednocześnie ostrożnie łapę. Przez tę krótką chwilę, gdy mierzyli się spojrzeniami, Walijczyk dostrzegł obrożę na jego szyi, jaka metalicznie połyskiwała sprzączką. Kątem oka wychwytując ruch świadczący, że dzika bestia unosi się i szykuje do ataku. Nie zdążył jednak ostrzec kogoś, kto właśnie zrozumiał, iż jest Mefisto. Wilkołak zaatakował, zrzucając Ślizgona. Rudzielec za to podniósł się, zaciskając palce na różdżce. - Conjunctivitis! - Rzucił, celując w górującą nad Mefisto bestię. Chciał mu jakoś pomóc, a to było pierwsze zaklęcie, które przyszło chłopakowi na myśl. Może nie do końca szczęśliwe, ale nie miał wiele czasu. Uniósł się po tym, przykładając koszulkę do uda i dociskając, zanim rzucił kolejne zaklęcie hamujące krwotok.
4
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Nie mógł przewidzieć, że Neirin sobie wymyśli niewidzialny mur... słodka Morgano, sprytne i jakże niewygodne zagranie. Wilkołak zatrzymał się gwałtownie, wspierając na czarodziejskiej barierze, a Mefisto jedynie otworzył szerzej o czy i tyle było w kwestii reakcji. Na całe szczęście zapora zaraz zniknęła, a stworzenia - zderzając się ze sobą boleśnie i znowu plącząc w dziwnych formacjach - poleciały dalej, tchnięte impetem i nadludzką siłą. Trzeba przyznać, że na chwilę Nox zapomniał o tym, że głównym celem było odciągnięcie od tego wszystkiego Neirina; skoncentrował się na walce, unikaniu pazurów i odwdzięczaniu się ciosem za cios. Puchon na chwilę mu w tym wszystkim zniknął, po prostu będąc gdzieś tam obok. Zwykle podczas przemiany, nawet po wypiciu ogromnej ilości wywaru tojadowego, gdzieś tam z tyłu głowy miał myśli o skrzywdzeniu kogoś. To była nieustanna walka, którą toczył sam ze sobą i jakimś cudem udawało mu się wygrywać, choć za każdym razem męczyło go to coraz bardziej. Teraz pozwolił rozproszyć się rozwścieczonej bestii do tego stopnia, że zapach krwi czarodzieja zdawał się nie mieć znaczenia, a osłabione ofiara wcale go nie kusiła. Zatracił się w tym do tego stopnia, że nie dostrzegł nawet, kiedy wpadł na Neirina i sprowadził go ponownie na piasek. Podczas wyskoku wprzód, któremu towarzyszyło groźne kłapnięcie zębami, nie zauważył swojego błędu. Dopiero po chwili zerknął na własną łapę, pokrytą krwią, ale przecież niezranioną... Chwila paniki sparaliżowała Mefistofelesa. Odwrócił się, wyjątkowo idiotycznie wystawiając przeciwnikowi, ale szukając pocieszenia w formie żyjącego Puchona. Wolał upewnić się, że przejechał mu pazurami po nodze, a nie twarzy czy gardle - nie, żeby udo było jakimś fenomenalnie bezpiecznym miejscem do rozcinania grubymi ostrzami. Do rzeczywistości sprowadziło go dopiero mocne uderzenie w bok i przyciśnięcie do sypkiego podłoża. Piasek wdarł się pomiędzy grubą sierść likantropa, nieprzyjemnie drapiąc i przy okazji oblepiając zranioną łapę. Warkot zniknął pod ciężkimi sapnięciami, coś na kształt wycia przecięło powietrze - próbował się uwolnić, ale upadł niefortunnie i jedynie jeszcze bardziej krzywdził się we własną kończynę. Dziękuję, przemknęło mu przez myśl, gdy zaklęcie Neirina uderzyło w dziką bestię i zmusiło ją do cofnięcia się. Mefistofeles spróbował wykorzystać okazję i drapnął na oślep, z całych sił - byle chociaż zahaczyć o napastnika.
Zaklęcie oślepiające nie było takim złym pomysłem - wilkołak parsknął wściekle i odsunął się nieco, pozwalając Mefistofelesowi na wyrwanie się z nieprzyjemnego uścisku. Nie był to urok zdolny do powstrzymania stworzenia na dłużej, a jednak przypomniało Hogwartczykom o tym, jak smakowała nadzieja. Wyraźnie się nie poddawali, skoro nawet w najbardziej niewygodnej sytuacji nie przestawali walczyć. Drapnięcia dosięgnęły klatki piersiowej, przejechały nawet płytko po brzuchu... Wilkołak był wściekły. Nie planował sobie wcale tej nocy, ale jednak prędzej wymarzyłby sobie cudownie osłabionego, krwawiącego Puchona, niżeli jakiegoś durnego walecznego likantropa. Choć walkę toczył zaciekle, nie zapominał o swojej późnej kolacji, którą wolałby pozbawić różdżki. Najpierw musiał pozbyć się natręta, majtającego łapami i powarkującego, jak gdyby w jakiś sposób sobie uczniaka przywłaszczył. Mocne uderzenie, z naciskiem idealnie wymierzonym w zranioną kończynę, pozwoliło nieświadomemu czarodziejowi na popchnięcie Ślizgona - tak, aby zatrzymał się dopiero wtedy, gdy zmiecie z nóg Neirina. Rudzielec ponownie zaliczył spotkanie z ziemią, tym razem przygnieciony przez przyjaciela i już zupełnie pozbawiony szczęścia. Liczne otarcia raczej nie liczyły się w obliczu nienaturalnie wygiętego nadgarstka. Przynajmniej różdżki nie stracił, choć i tutaj ciężko było się cieszyć; patyk przebił dłoń na wylot, jak gdyby złamanie nie wystarczało.
Kostki dla Neirina:
1, 2 - Najwyraźniej czasem trafia się takie małe szczęście w nieszczęściu... Różdżka wyraźnie się buntuje i kiedy dobywasz jej zdrową ręką, z końcówki buchają płomienie. Niezależnie od tego, jaka kostka wypadnie Mefisto, smagasz ogniem dzikie stworzenie i tym samym nieco je odstraszasz. Co gorsze, przy okazji parzysz sobie dłoń i nadpalasz też futro przyjaciela, ale poza drobnym dyskomfortem nic poważnego wam się nie dzieje. 3, 4 - Powinieneś cieszyć się, że różdżka nie została złamana. Tkwi do połowy w twoim ciele i wyszarpnięcie jej będzie z pewnością nie tylko bolesne, ale i po prostu trudne. Nawet, jeśli to zrobisz, to jedną rękę masz zupełnie bezużyteczną - co gorsza, różdżka odmawia współpracy i jeśli do końca wątku przy rzucaniu zaklęć musisz uwzględniać zakłócenia magiczne (te, które oddziałują w Hogwarcie). 5, 6 - Otarcia od piasku, złamana ręka, różdżka wbita w dłoń - i co, niby tyle? Oczywiście, że nie. Wcześniejsze obrażenia również najwyraźniej nie są wystarczające, bo do tego wszystkiego dochodzi rwący ból w kostce i mocne obtarcie na kolanie drugiej nogi. Teraz masz już pewność, że o własnych siłach tej plaży nie opuścisz.
Kostki dla Mefisto:
1, 2 - Pamiętasz tę skałę, o którą wcześniej Neirin rozciął sobie głowę? Zapewne nie. Ale skała pamięta o Tobie. Czule właśnie się z Tobą przywitała, wbijając w kręgosłup. Zabolało, ale nie to było najgorsze. Sprawę znacznie skomplikował skaczący na Ciebie przeciwnik. Szczęściem zdążyłeś się przesunąć o parę centymetrów, zatem nie pękł Ci kręgosłup, ale ciężar przeciwnika połamał kilka żeber.
3, 4 - Nie przejmowałeś się niczym poza zaatakowaniem przeciwnika. Ten zaś mocniej skupiony był na Neirinie. Poderwał się zatem, aby chcieć przeskoczyć ponad Tobą. Nie wziął jednak pod uwagę, iż zaatakujesz w momencie, kiedy on odsłoni brzuch. Twoje zęby zacisnęły się na czymś twardym, a powietrze przeciął bolesny skowyt wilkołaka. Zorientowałeś się w sytuacji dopiero, kiedy likantrop skowycząc żałośnie odskoczył na niemal dwa metry. W pysku miałeś bowiem jego jądra.
5, 6 - Odwróciłeś się, aby spojrzeć na Neirina, nie chcąc przy wstawaniu wbić mu łapy w żadną kolejną część ciała. Tym samym odsłoniłeś sobie tyły... Co skrzętnie wykorzystał przeciwnik, doskakując do Ciebie. Poczułeś zęby na karku oraz krew ginącą w futrze. Na szczęście złość oraz adrenalina dodały Ci tyle sił, iż zamiast sparaliżować się wilczym odruchem, odepchnąłeś się od pobliskiej skały. Ruch ten wyłamał przeciwnikowi szczękę ze stawu, anonsując to głośnym skowytem wilkołaka.
______________________
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Byłby naprawdę wdzięczny, gdyby przestano miotać nim na wszystkie strony. Chce się tylko w spokoju podnieść oraz najlepiej wrócić do pensjonatu. Tymczasem został wgnieciony w ziemię kolejny raz, a piasek zadziałał niby papier ścierny, zdzierając mu skórę z ciała. Nie wspomni już o tym, że całkiem zgubił spodnie. Mefisto rozdarł je na strzępy, ale trzymały się jeszcze siłą honoru. Teraz owym honorem wytarto krew z plaży (dosłownie), zaś ostatnie szwy puściły i Neirin został nago. Pocieszał się faktem, że gdzieś tam w oddali majaczy jego torba. Tamte rzeczy przynajmniej zdają się nienaruszone. Ale nie miał czasu się nad tym zastanawiać, bo coś go jęło uwierać w dłoń. Odsunął się lekko od Mefisto, unosząc rękę. Nie czuł póki co bólu, nabuzowany adrenaliną. Jednak i bez niego miał świadomość, iż dłoń dotykająca łączącego się z nią przedramienia oraz różdżka wystająca spomiędzy kości śródręcza to jest zły znak. Bardzo zły znak. Pomimo wszelkich zastrzeżeń względem pierwszej pomocy, złapał lewą ręką za różdżkę. Na jego szczęście był oburęczny. Z tego względu posiadanie magicznego patyczka przeważyło nad rozsądkiem. Szarpnął ostro za różdżkę, chcąc wyciągnąć ją z ciała. W tym momencie wypaliła, smagając wilkołaka ogniem. Samemu Neirinowi rany od ognia nie robiły już wielkiej różnicy. tę kończynę i tak miał pokrytą bliznami. Ale nie to było bardziej zaskakujące, a nagłe skowyt likantropa. Neirin zatrzymał się z uratowaną różdżką w dłoni, patrząc, jak przeciwnik odskakuje, skowyczy oraz kuli się, wyraźnie cierpiąc oraz dość obficie krwawiąc. Ciężko się dziwić. Jego krocze wyglądało jak sieczka. Z wrażenia aż Neirin nie pomyślał rzucić żadnego zaklęcia. Zabolał sam widok.
2
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Dobrze - poranił napastnika, chociaż nie były to zbyt głębokie czy znaczące rany, a stworzenie dalej wydawało się rozwścieczone. Kiedy zmęczenie miało wziąć górę? Kiedy kończyła się ta furia, znana jedynie wilkołakom nie korzystającym z uroków wywaru tojadowego? Na chwilę obecną Mefistofelesowi wydawało się, że tkwią w potrzasku już którąś godzinę, chociaż atak nastąpił wcale nie tak dawno temu. Nieskoordynowane ruchy, prowokowane desperacją i banalnym pragnieniem zrzucenia z siebie przeciwnika, jedynie jeszcze bardziej go zdenerwowały. Mocne uderzenie wytrąciło Noxa z równowagi zaraz po tym, jak dźwignął się z powrotem na nogi. Wyrwał mu się cichy skowyt, kiedy ponownie został zraniony w tę nieszczęsną łapę, a przy tym poleciał w tył... prosto na Neirina. W tym ułożeniu jakieś ciche chrupanie kości chłopaka nie miało większego znaczenia, bo trzeba było szybko się pozbierać i pozbyć tej głodnej wrażeń bestii. Skąd tu się wziął ogień? Rozgrzane powietrze buchnęło Ślizgonowi tuż przy pysku; odsunął się, jednak płomienie nadpaliły lekko futro przy karku. Nie było w tym nic groźnego, chociaż początkowo - oczywiście - trochę zdołał spanikować, niezbyt zgrabnie się cofając. Jak się okazało, drugi wilkołak był równie niezadowolony i pewnie dlatego posunął się do tak drastycznego kroku, jakim był przeskok nad Noxem. Gdyby nic mu nie przeszkodziło, prawdopodobnie wylądowałby idealnie na Neirinie i miałby go tak bardzo na talerzu, że nie opłacałoby się nawet życzyć smacznego. Nie było czasu na zastanawianie się, przez głowę Mefisto przemknął jedynie rozpaczliwy rozkaz wobec samego siebie "zrób coś"... I uniósł łeb, mając nadzieję, że uda mu się zahaczyć zębami o brzuch wilkołaka, żeby wytrącić go z wymierzonej trajektorii. Nie tego się spodziewał. Skowyt rozniósł się po plaży i Mefistofeles aż zadrżał, nie dowierzając w to, co właśnie się wydarzyło. Nie tylko zupełnie przekierował skok nieznajomego, ale i zranił go bardziej dotkliwie, niżeli planował - krew była wszędzie i jej zapach pierwszy raz sprawiał, że wnętrzności Noxa nie ściskały się z ekscytacji, a z trudem wstrzymywały się przed mało eleganckim ujawnieniem na piasku. Likantrop zrobił to, co chyba każdy by zrobił na jego miejscu - po prostu wypluł to, co zdecydowanie nie powinno zostać w jego pysku, a następnie sam jęknął cicho, podążając spojrzeniem za wilkołakiem. On się mazgaił, kiedy stracił ogon... co miał powiedzieć ten nieszczęsny czarodziej, który właśnie stracił jądra? Dalszej walki się już nie spodziewał, chociaż w tym szoku był chyba równie bezradny i podatny na atak...
Takiego zakończenia raczej nikt się nie spodziewał. Dziki wilkołak wył z bólu, ani myśląc o kolejnym ataku. Trzeba jednak przyznać, że pomimo odniesionych obrażeń, dalej był niebezpieczny. Miotając się wzburzał kolejne obłoki piasku, a wszystkiemu towarzyszyło skomlenie tak rozpaczliwe, że chyba każdemu pękłoby serce. Teraz wszystko było kwestią przypadku - ciężko uciec, a jednocześnie strach pozostać... Tylko kwestia czasu, aż ktoś znowu ucierpi i nijak nie dało się tego uniknąć.
Kostki dla Neirina:
1, 2 - podczas tej szamotaniny wilkołak wpada na ciebie, jednak jest zbyt zdekoncentrowany, aby w końcu dokonać swego i zatopić kły w twoim ciele. Zamiast tego zaraz się zrywa, pazurami jednej z łap zahaczając o twoją szyję. Jest to rana powierzchowna i chociaż początkowo może się wydawać, że leci z niej dużo krwi, w rzeczywistości nie powinna stanowić większego problemu. Musisz za to pamiętać, że każda rana zadana pazurami lub zębami wilkołaka pozostawia trwałe blizny. Większym kłopotem jest to, że w trakcie upadku naruszyłeś sobie ranę na udzie i zaklęcie, które wcześniej tamowało krwawienie, teraz przestaje działać. 3, 4 - jedno mocne uderzenie w twój bok wystarcza, żeby złamaniu uległo kilka żeber. Teraz nie tylko każdy ruch, ale nawet oddychanie sprawia ci problem... Dyskomfort będzie towarzyszył ci jeszcze podczas kolejnego wątku (dwóch, jeśli nie zasięgniesz pomocy uzdrowicielskiej). 5, 6 - próbujesz się wycofać, żeby nie oberwać przez spanikowaną bestię. Ostatecznie i tak zostajesz potrącony, a wtedy tracisz równowagę i wpadasz do... wody. Jakimś cudem dotarłeś aż na sam brzeg i teraz lądujesz na płyciźnie pośród fal. Niefortunnie trafiasz na ostre kamyki, które pozostawiają sporo drobnych ranek na twoim ciele; zdzierają skórę z dłoni i wbijają się w plecy. Woda jest nieprzyjemnie zimna, a ty o mały włos nie gubisz różdżki. Udaje ci się ją zatrzymać przy sobie, a jednak wszelkie próby wysuszenia się lub wyleczenia nie przynoszą żadnych rezultatów.
Kostki dla Mefisto:
1, 2 - Wilkołak uderza w Ciebie głową, a potem w panice, bólu oraz przerażeniu gryzie. Nie byłeś w stanie zapobiec atakowi. Zęby rozszarpują bark, miażdżąc obojczyk oraz łamiąc łopatkę. Kość ramieniowa całkowicie wypada ze zmasakrowanego stawu, w efekcie ręka luźno sobie lata... Sprawiając Ci tylko gorszy ból. Każdy ruch bezwładnej, ciążącej kończyny pogarsza obrażenia oraz przynosi nową falę cierpienia. Składanie tego zajmie sporo czasu, nie wspominając o przesunięciu się kości w wyniku poruszania. Zgłoś się do medyka jak najszybciej, inaczej ręka nie odzyska swojej dawnej sprawności. Po uzyskaniu kwalifikowanej pomocy, nie będziesz mógł ruszać ręką przez dwa wątki, bo świeżo sklejone kości znów puszczą. 3, 4 - wilk skacząc, przewraca Cię na grzbiet. Odpycha się następnie łapą, zdzierając Ci mięśnie z uda. Nie drapiąc. Szorstkie poduszki w połączeniu z pazurami oraz samym ciężarem stworzenia sprawiają, że mięso schodzi jak plastelina. Krwawisz oraz nie możesz ruszyć tą kończyną, o staniu na niej zapomnij. Płaty ciała trzeba będzie nanieść na właściwe miejsca, co nawet z pomocą zaklęć stanowi niemały problem. Utykać będziesz jeszcze dwa wątki pomimo zastosowanej pomocy medycznej. Jeśli nie zgłosisz się do uzdrowiciela, stracisz sprawność w nodze na stałe. 5, 6 - Atak był szybki. Likantrop rzucił się, przewracając Cię oraz wybijając się od Twojego ciała. Najgorzej, że użył jako trampoliny brzucha, masakrując go pazurami. Łapa wbiła się głęboko w narządy, przebijając wątrobę, tnąc trzustkę oraz szatkując jelita. Kłębowisko oślizgłej mieszaniny resztek organów wysunęło się ze sporej wielkości rany. Bądź teraz ostrożny. Każdy poważniejszy ruch niesie ryzyko wytrzewienia, które może być opłakane w skutkach. Nie chcesz zgubić żadnego kawałka swojej wątroby, prawda? Udaj się natychmiast po pomoc. Nie skończy się jednak na pojedynczej wizycie. Nie tylko przez dwa wątki musisz być na ścisłej diecie, dodatkowo regularnie masz zażywać eliksiry regenerujące.
Wilkołak odbiegł, choć może to zbyt mocne słowo - tracąc siły poruszał się coraz bardziej niemrawo, jednocześnie wyraźnie pragnąc usunąć się z pola widzenia swojej niedoszłej ofiary i jej upartego obrońcy. W końcu wysokie trawy na wydmach pochłonęły sylwetkę słaniającego się z bólu stworzenia, a i skowyt ucichł.
______________________
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
To zawahanie go zgubiło. Zamiast w porę odsunąć się z pola rażenia wilkołaka, on tracił cenne sekundy na przyglądanie się jego cierpieniu. Na krew cieknącą i ginącą w futrze, na pełne bólu rzucanie się po plaży. Wzrok powiódł po piasku, oświetlanym zimnym światłem księżyca, gdzie w plamie czerni leżały odgryzione jądra. Nie powinno nikogo dziwić, że likantrop w agonii chciał kogoś zagryźć. Ponownie zatem rzucił się na nich, acz tym razem jego głównym celem stał się Mefisto. Zapewne w zemście za okaleczenie, wgryzł się boleśnie w bark Ślizgona, przewracając go i biodrami uderzając w Walijczyka. Tylna łapa dzikiego wilkołaka szurnęła w pobliże szyi chłopaka, rozcinając skórę. Świeża krew spłynęła na piasek, ale nie to było najgorsze. Na szczęście tchawica nie została przecięta. Bardziej martwiły ponownie otwarte rany na udzie oraz różdżka, jaka najwyraźniej postanowiła obrazić się za tak bezczelne potraktowanie. Kiedy bestia uciekła, najwyraźniej nie mając jaj walczyć dalej, zaryzykował kolejne podniesienie się do siadu, aby sięgnąć po spodnie oraz bieliznę. Użył gaci jako prowizorycznej opaski uciskowej (musząc wiązać ją z pomocą zębów, acz lepsze to niż wykrwawienie), dociskając po tym spodnie do ran, by jeszcze mocniej ograniczyć krwawienie. - Mef? Hej, żyjesz? - Spytał cicho, czując, jak powoli opada adrenalina. Jak wstępuje na umysł zmęczenie i ból odniesionych ran. Osłabienie z utraty posoki mieszało się ze szczypaniem piachu, oblepiającego ciało krwawym błotem. Ale nie mogli tu zostać, wystawieni na kolejne ataki. Śmierdzieli zapewne na kilometr. - Musimy dostać się do pensjonatu - wymamrotał, starając się pokracznie wstać na nogi. Niestety jedna się pod nim uginała. Nie miał też ręki, aby się podeprzeć, bo wciąż tą jedną zdrową tamował krwotok, a druga wygięta była pod dziwnym kątem. Padł w piach, krzywiąc się lekko. Położył się znów, aby dostać pasek torby i przyciągnąć ją do siebie. Dobyć z niej bandaż i pokracznie owinąć nogę nie po to, by założyć opatrunek, a w celu utrzymania zwiniętego ubrania w jednym miejscu. Niech wsiąka w niego krew. Teraz przynajmniej ma wolną rękę. Mógł się podtrzymać grzbietu Mefisto i dość chwiejnie stanąć na jednej nodze.
2
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Paskudne poczucie winy dopadło go nawet teraz, kiedy przecież pod wpływem buzującej w ciele adrenaliny nie powinien pozwalać sobie na jakieś poważniejsze rozmyślania. Tutaj nie dało się ukryć, że Mefisto aż wmurowało w piasek, kiedy próbował jakoś pojąć to, co się właśnie wydarzyło. W zupełnie naturalnym odruchu po chwili zdołał się nawet przysunąć - cóż, napastnik napastnikiem, ale to wciąż był wilkołak, a Noxowi nie podobało się ranienie swoich. Najchętniej udzieliłby jakiejś pomocy, ale zupełnie nie był do tego zdolny, nie wspominając o Neirinie; prawdziwa ofiara tego wieczoru zdołała uniknąć przyjemności z otrzymania bolesnych ugryzień, a jednak w ramach rekompensaty zebrała całkiem pokaźną ilość innych obrażeń. Mefistofeles sam nie wiedział co dokładnie się działo, bo każde spojrzenie rzucone w stronę Puchona upewniało go w przekonaniu, że jest tam stanowczo za dużo widocznej krwi. Zawył z zaskoczeniem, gdy szczęki bestii zacisnęły się na jego ramieniu. Nowa fala bólu otrzeźwiła chłopaka, przypominając o tym, że nie był to najlepszy moment na współczucie. Najwyraźniej żeby sobie to uświadomić, to potrzebował poczuć jak staw puszcza gwałtownie, a kości pękają pod naporem ostrych, mocnych kłów. Ten atak trwał krótko, był jedynie drobnym przypomnieniem o tym, że zachowanie Ślizgona nie miało szans przemknąć bez żadnego odzewu. Likantrop zaraz się odsunął i chwilę później już znikał na wydmach. Mefisto tymczasem stał uparcie w jednym miejscu, drżąc niespokojnie i zaciskając oczy, żeby jakoś zebrać się w sobie. Czuł, że zupełnie nie może poruszyć ręką - na szczęście tą samą, która została pogryziona już wcześnie. Wychodziło na to, że poza obtarciami i obiciami, pozostałe trzy kończyny miał sprawne. Nie było tak źle... "Mef?" Podniósł łeb, spoglądając na ucznia i z niemałą ulgą dostrzegając, że jest przytomny, gada sensownie i chyba jako tako sobie radzi. Fakt faktem, gdzieś w tym wszystkim stracił ubrania i teraz przyciskał do ran jakieś szmaty, żeby się nie wykrwawić... nie wyglądał zbyt reprezentatywnie... ale żył, a to było najważniejsze. Początkowo Mefisto nie chciał podchodzić bliżej, nagle przypominając sobie, że przecież hej - też jest wilkołakiem. Chociaż zmęczenie i ból nieźle go rozpraszały, to dalej sobie nie ufał. Dał chłopakowi czas na założenie prowizorycznego opatrunku. Dopiero potem ośmielił się zbliżyć, mocno zaciskając szczęki i spuszczając głowę, jakby chciał dodatkowo zapewnić o pokojowych zamiarach. I tak raczej nie wyglądał zbyt groźnie, gdy tak powoli się przemieszczał, przy każdym kroku czując bolesne kołysanie pokiereszowanej łapy. Mimo wszystko, jemu było trochę łatwiej chodzić, niż Walijczykowi - nic dziwnego, że zaraz zaczął trącać go ostrożnie pyskiem i pochylać się, żeby pomóc mu jakoś się o siebie wesprzeć. Najchętniej to by go do tego pensjonatu zaniósł, jednak potrzebował odrobiny współpracy. Dalej jego możliwości się wyczerpały. Mógł dostarczyć Neirina pod budynek, ale nie miał szans na zawołanie pomocy. Do pensjonatu i tak by nie wszedł, a wycie prędzej odstraszyłoby ludzi, niż ich zaalarmowało. W całej swojej bezsilności po prostu położył się na ziemi, chcąc chociaż na chwilę oprzeć obolałą rękę tak, żeby nie zwisała żałośnie. Ciche skomlenie przecinało ciszę panującą pod pensjonatem, gdy Nox obserwował Puchona przedostającego się do środka budynku. Chwilę jeszcze tkwił pod drzwiami, nasłuchując czy jakaś pomoc nadeszła - do lasu udał się dopiero w momencie, w którym miał pewność, że Neirin nie pozostał zdany sam na siebie. Nox, cóż, poradzić sobie musiał sam, przynajmniej do świtu.
Jego nadopiekuńczość bywała naprawdę męcząca. Z drugiej strony - była w pewien sposób urocza. Z jednej strony Emily się zawsze przeciwko temu buntowała. Z drugiej nie wiedziała, czy chciałaby, żeby Dominik nagle przestał się w takim stopniu o nią troszczyć. Mimo wszystko czuła, że komuś zależy i w razie czego, zawsze opanuje sytuacje. Oczywiście te przemyślenia trzymała bardzo głęboko w sobie, trochę nawet poza własną świadomością, na zewnątrz udając, że jest dorosła i niezależna. Nawet, jeżeli kompletnie nie była. - Tatuator. Koniecznie chciał wyczerpać całą moją cierpliwość - przewróciła oczami. Nie było co udawać, ona była gotowa zrobić go dużo szybciej. Nawet jeżeli się bała i nie była do końca pewność, to paląca ciekawość nie dawała jej spokoju i prowokowała do powielania prób namówienia Noxa do wykonania dzieła. Z perspektywy czasu faktycznie cieszyła się, że nie zrobiła go aż tak szybko, jak chciała. Do tego, oczywiście, nie zamierzała się przyznawać. - Oj, biedaczek. Trochę odciążony? - zaśmiała się i uśmiechnęła na następne słowa. - Oczywiście, że będą następne. Ale za jakiś czas i przy tatuażyście zostanę tym samym. Szczególnie, że ten zrobił mi za darmo, więc wypadałoby następnym razem pojawić się już jako klientka - przyznała i zerknęła akurat w stronę okolicznego baru, kiedy brat zaprosił ją do zajęcia miejsca obok. Uśmiechnęła się i kiwnęła głową. - Okej, ale chodź najpierw napijemy się czegoś - zabrała chłopaka do baru i uśmiechnęła się do barmana. Poprosiła o jakiś jego specjał, nie wymieniając konkretnych preferencji. Czy chciała odrobinę zdenerwować Dominika? Możliwe. Pokusa była ogromna, a Emily nie potrafiła jej zignorować. Wiedziała, że oburzy go zamówienie przez nią jakiegokolwiek napoju alkoholowego. Zanim zdążył zaprotestować upiła łyka zaserwowanego drinka. Nie musiała długo czekać na jego działanie. Bynajmniej nie chodziło o procenty w nim zawarte. Po jednym łyku nie przyniosłyby żadnego skutku. Za to dodatek amortencji w środku dał o sobie znać od razu. Spojrzenie ślizgonki zrobiło się maślane i zupełnie tego nie kontrolując, uśmiechnęła się zalotnie w kierunku mężczyzny. To był dziwny stan, z którym miała wcześniej do czynienia tylko raz - podczas gry w durnia z Mefem. Świetnie pamiętała to uczucie zażenowania po wybudzeniu się z letargu. Teraz jednak zdawała się tym nie przejmować.
Matthew Alexander
Wiek : 43
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Spoglądanie nawet za szybkę, która go chroniła przed jakimkolwiek niebezpieczeństwem, wydawało się dla niego być iście trudne, jakby drapieżca nadal czekał na wychylenie się, podanie na stół oraz zwyczajne wystawienie. Nikt go nie pytał, czy jest wszystko w porządku, zaś chęć włóczęgostwa, które w mniemaniu władz nie jest zbytnio fajne i takie super, zwyciężyła, by następnie pochwycić jeszcze raz najpotrzebniejsze bagaże oraz opuścić pokój. Jakoś nie miał zamiaru siedzieć bezczynnie, choć nie wynikało to z tego, iż po prostu posiadał w sobie dużo energii - niby coś tam wyróżniał się na tle innych osób, ale ostatnio był tak rozbity, że najchętniej to by leżał w łóżku i się nie ruszał - co zresztą można było zauważyć bez jakiejkolwiek namiastki wątpliwości rodzącej się w sercu. Chociaż, to już bardzo, ale to bardzo zależało od tego, z kim ma do czynienia. Bo zazwyczaj to brał żarówkę, upuszczał ją z odpowiedniej wysokości i patrzył, jak światło zanika, ciemność nastaje, zło zastępuje dobro, a szkło roznosi się po pomieszczeniu, czyniąc z niego istną, melancholiczną pustkę. Może bawił się dobrze i był choć na chwilę w stanie zapomnieć o problemach, jednak nadal czuł, że coś jest nie tak, intuicja ironicznie wytykała mu palcami błędy, a umysł nie przestawał znajdować się na najwyższych obrotach. Bał się. Bał się jak dziecko, przeżywał, kalkulował, choć nic z tego nie wychodziło. Reagował nieraz jak dziecko, co było zresztą w sumie widać. Był dzieckiem, co wystarczyło spojrzeć na te jego szczenięce patrzałki. Rzadko kiedy jednak pozwalał, by jego mniej lub bardziej melancholicznie przepełnione emocje dostawały się na światło dzienne - doskonale znał tego cenę, dlatego wolał pobyć sam. Zebrał okoliczne, suche gałęzie, na podpałkę, stworzył prowizoryczne ognisko na plaży oraz przysiadł, zastanawiając się nad tym, co dalej począć. Oczywiście przed tym rzucił zaklęcie Incendio, albowiem głupio byłoby czekać, aż siła boska postanowi zapalić drewno, które zdołał prostym ruchem i prostym spacerem znaleźć. Siedział, rozmyślał, myślał nad innymi wersjami zdarzeń, a przede wszystkim, dlaczego nieraz zwyczajnie nie pasuje do społeczeństwa - niczym puzzel, który pozostał po złożeniu całej układanki, nadający się tylko i wyłącznie do kosza. Zastanawiał się, jeden raz, drugi raz, powtarzając te sekwencje. Wszystko przemija, "I wrzucą was w ogień", jak to została zatytułowana pewna książka przedstawiająca czasy postapokaliptyczne w postaci zamarzniętych terenów i walki o przetrwanie. Te płomienie kiedyś przeminą, znikną, zgasną, przestaną dawać światło. Niby zapalniczka kocha ogień, jak to było w jednej z piosenek, jednak nikt nie wziął pod uwagę tego, iż ogień jest zależny od istnienia zapalniczki - manipuluje nim z gracją, przywołując go do życia wtedy, kiedy ma na to ochotę. Czyżby tak wyglądały relacje ludzkie? Nie wiedział, co jest dobre, a co jest złe. Manipulował między jednym terminem a drugim, z należytą do tego gracją, raz przechylając się na lewo, a raz na prawo. Każdy człowiek ma jakieś wady - i on był tego doskonale świadom. Starał się je jakoś przekuć w zalety, uczynić z nich jakikolwiek użytek, jednak niska samoocena nie pozwalała mu na podjęcie się tak radykalnych, budzących u niego respekt decyzji. Siedział, chwytając się za kolana, spoglądając w ogień, który bił swoim żarem, podsycając ciepłe podmuchy powietrza. Położył się, oddając powoli odpoczynkowi, przymykając oczy, pozwalając na to, by charakterystyczne, zmieniające barwę od otoczenia tęczówki odpoczęły od światła. Długo jednak w tym stanie nie pobył, na wskroś bojąc się, że zostanie w jakikolwiek sposób znaleziony. Zresztą, ludzie mogli zauważyć jarzące się czerwienią płomieni ognisko, a tego przecież nie chciał. Długo to nie trwało. Ruszył dalej.
Niebo zszarzało, przystrojone od ciężkich chmur; szum wody zagłuszał myśli - spienione fale wpływały szarżą, nacierały cyklicznie w stronę terenów brzegu. Kiedy sztorm już ucichnął - zaś lekka bryza ogarnia twoje oblicze - ratując od wszechobecnej spiekoty promieni słońca, plaża pełna jest różnorakich tajemnic, w tym przepełnionych magią. Każdy miejscowy jest doskonale świadomy oraz powtarza - warto się podjąć przechadzki wzdłuż samych piaszczystych terenów, aby niekiedy odkryć niezwykły prezent od morza.
TERMIN PIERWSZEGO ETAPU: 20.08, 23:59
Instrukcja
1 - rzuć cztery razy kostką w odpowiednim temacie losowań. Suma wyrzutów będzie odpowiadała konkretnemu z opisów poniżej, wobec którego należy się odnieść w poście (patrz: kostki - suma czterech) Uwaga! Nie zapominaj o konkretnym opisie swojego rzutu, na przykład - "suma czterech w evencie", "przerzut na sumę czterech". Wszelkie nieintuicyjne opisy, odniesienia wyników do postów z emotkami i tym podobne, nie będą przez nas rozpatrywane!
2 - w obecnym etapie, możesz rzucić kostkami raz jeszcze (tylko jeden raz, jeśli nie wylosowałeś w pierwszym podejściu żadnego przedmiotu). Do uznania drugiego podejścia, wymagane jest napisanie drugiego posta o długości minimum 2000 znaków ze spacjami (pierwszy post posiada długość dowolną). Zachęcamy do interakcji pomiędzy sobą, będzie o wiele raźniej. Pamiętaj, nie funkcjonuje to na zasadzie przerzutów! Tak czy inaczej, w początkowym, osobnym poście musisz zawrzeć efekty z pierwszego wyniku
3 - możliwość wykonania przerzutu resetuje się razem z kolejnym etapem. Znajdziesz tam zresztą nowe przedmioty i nowe wydarzenia losowe
4 - każdy, kto napisze przynajmniej jeden post na etap, otrzyma 1 punkt do dowolnej umiejętności
5 - przede wszystkim, bawcie się dobrze!
Kostki - suma czterech
4-6
przekonaj się:
Masz dzisiaj spore szczęście! Ledwie przyszedłeś na plażę - a już, zdołałeś dostrzec błyszczący wśród piasku przedmiot. Jest to bursztyn, który możesz sprzedać za 50 galeonów. Rozlicz się w odpowiednim temacie.
7-10
przekonaj się:
Poświęcasz mnóstwo czasu - niestety, nic nie znajdujesz. Rzuć jeszcze raz kością na wydarzenie losowe.
11-13
przekonaj się:
Jedna z leżących muszli przykuwa twoją uwagę. Nie bez powodu! To różnobarwna muszla. Jest w stanie zmieniać swoje kolory niczym w kalejdoskopie, potrafi również posiadać na swej powierzchni kilka barw naraz. Przy sporym skupieniu, kiedy przytrzymujesz ją w dłoni - możesz spróbować wpłynąć na drobne zmiany w wyglądzie; chwilowo, ponieważ sama jest dość kapryśna. Muszla posiada aurę wyjątkowej magii. Gwarantuje +1pkt do transmutacji. Zgłoś się po nią tutaj.
14-15
przekonaj się:
Nie dysponujesz najkorzystniejszym nastrojem. Szybko się dziś zniechęcasz oraz masz sporą ochotę chwilowo przerwać poszukiwania. Na ten moment nic nie znajdujesz. Rzuć jeszcze raz kością na wydarzenie losowe.
16-18
przekonaj się:
Bezskuteczne poszukiwania sprawiają, że prawie straciłeś nadzieję - na znalezienie choć drobnej rzeczy. W tym momencie, omal nie potykasz się o uszkodzony flet pana. Jest to ułamany fragment przedmiotu, który zachował cząstkę właściwej mocy. Potrafi uspokoić pomniejsze zwierzęta (szczury, myszy, drobne ptaki). Dźwięk wydobywający się z niego, jest zaskakująco czysty - rzecz jasna, jak na pęknięty instrument. Przedmiot gwarantuje +1pkt do ONMS. Zgłoś się po niego tutaj.
19-20
przekonaj się:
Nie masz pojęcia - czy to przez magię owego miejsca, czy też przez inne czynniki, niemniej - wszystko obecnie cię irytuje. Będziesz odczuwać trudną w pohamowaniu wściekłość przez okres dwóch postów. Lepiej, aby nikt nie podchodził do ciebie z rozmową! Rzuć jeszcze raz kością na wydarzenie losowe.
21-22
przekonaj się:
Już miałeś się zdenerwować na uporczywe, świecące prosto w twe oczy słońce - nawet piasek wydaje się wciąż odbijać i potęgować promienie światła. Coś jednak, intuicyjnie wzbudza twoją ciekawość; podchodzisz bliżej oraz znajdujesz świetlistą muszlę! Pobłyskuje ona co jakiś czas, niezależnie od woli znalazcy światłem. Jest ono zaskakująco intensywne - w półmroku, można dzięki niemu zobaczyć wyraźnie pobliskie przedmioty. Niestety, przez tę właściwość potrafi także przysporzyć różnych problemów z zaśnięciem, o ile nie zostanie odpowiednio ukryta. Muszla posiada aurę wyjątkowej magii, jej światło jest niemożliwe do zatrzymania zaklęciem. Gwarantuje +1pkt do zaklęć i OPCM. Zgłoś się po nią tutaj.
23-24
przekonaj się:
Nie umiesz dzisiaj się skoncentrować. Otaczający twoją osobę krajobraz, wybudza w tobie najgorsze bądź najwspanialsze wspomnienia - z kolei, oddajesz się swoim myślom. Pogrążony we własnym świecie, z pewnością nie zauważyłeś któregoś z cennych nabytków... Rzuć jeszcze raz kością na wydarzenie losowe.
Kostki - wydarzenia losowe
1 OCZKO - niespodziewanie zrywa się dosyć spora, gwałtowna fala; nim zdołasz ją zauważyć, jesteś już cały, od stóp do głów ochlapany przez słoną wodę! (Efekt będzie działać rzecz jasna, również na twojego towarzysza, o ile jest on obecny.)
2 OCZKA - stąpasz niezbyt ostrożnie... twoja stopa znalazła się w jakimś cuchnącym śluzie. Nie dość - że lepi się on okrutnie, jego zapach jest trudny do pominięcia. Spróbuj się jego pozbyć za pomocą odpowiedniego czaru!
3 OCZKA - kroczysz spokojnie, nie dostrzegając bądź lekceważąc drobną gromadę krabów. Jedno ze zwierząt ma najwyraźniej za złe zakłócanie jego skromnego spokoju. Zostałeś uszczypnięty!
4 OCZKA - któryś z przechodniów postanowił pozbyć się konkurencji - ukradkiem, abyś nie zauważył sprawcy, postanawia rzucić zaklęciem. Spektakularnie przewracasz się, prosto na mokry piasek. Szczęście w nieszczęściu, oprócz drobnego otarcia oraz ubrania z poprzyklejanym piaskiem - nic tobie nie jest.
5 OCZEK - co prawda nie znajdujesz przedmiotu, niemniej - nie spotyka cię żadne z pechowych zdarzeń!
6 OCZEK - zauważyłeś ten błysk, mam rację? Wydaje ci się, że świadczy dokładnie o którymś z wyjątkowych przedmiotów - niestety, okazuje się tylko pozostawionym odpadkiem. Niektórzy turyści nie powinni się zjawiać na plaży, przed przyswojeniem kilku właściwych zasad...
Masz pytanie dotyczące eventu? Napisz prywatną wiadomość do @Daniel Bergmann.