Jedną z najbardziej ciekawych i magicznych miejsc na wyspie Agrios była Plaża Łez, która została nazwana tak ze względu na jasne, błękitne punkciki w wodzie, które przypominają, według Greków, łzy nimf wodnych. Nocami to miejsce jest jednym z najpiękniejszych miejsc na wyspach. Mimo pozorów, trudno napotkać na jakiegokolwiek Greka w tym miejscu, nie wiadomo do końca dlaczego.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Wakacje, wakacje i po wakacjach... Czas spędzony w Grecji mijał zatrważająco szybko, a Fire uświadomiła to sobie pewnego wieczora, kiedy zauważyła, że zdążyła się nieźle opalić. Włosy jej też mocno pojaśniały i ogólnie zaczynała powolutku tęsknić za chłodną, pochmurną Szkocją. Niby tu też było fajnie - przede wszystkim towarzystwo przyjaciół i znajomych ubarwiało cały wyjazd. Właściwie nie za bardzo czuła, że w ogóle opuściła Hogwart. Tym bardziej, że w końcu zobaczyła ogłoszenie o zajęciach zaklęć... z Reedem. Bądź co bądź, myślała o nim wcześniej. Zdawała sobie już sprawę z tego, kim jest naprawdę, po tym, jak kończy zajęcia (ciężko było nie wiedzieć, jeśli kręciło się po Nokturnie tyle, co ona, a dodatkowo znało jednego z lepszych przemytników naprawdę dobrze...). Naturalnie musiał się orientować w czarnej magii i klątwach, więc istniała szansa, że uda mu się rozwiązać problem cholernego pierścionka. Ale Blaithin nie była pewna, czy w ogóle warto ofiarować mu trochę zaufania i wplątywać go w to wszystko. Przez wszystkie wydarzenia poprzednich tygodni, a nawet miesięcy, stała się ostrożniejsza. Reed był niebezpiecznym czarodziejem, którego motywów nie znała, poza tym pozostawała kwestia tego, jak go w ogóle zachęcić do współpracy. Myślała o nim, ale żadne rozwiązanie się Fire nie podobało. Ubrała się wygodnie i luźno, na głowę zakładając czarny kaptur od bluzy, pod którym skryła rudy kok. Specjalnie nie dziwiła się późną porą, bo to pasowało do Shawna, ale miejsce za to budziło podejrzenia. Co oni niby mieli robić na stołówce? Czarować szczotki, żeby samodzielnie szorowały garnki? Blaithin liczyła na adrenalinę i dreszczyk emocji. Byli poza murami szkoły, Reed mógł popuścić trochę wodze fantazji. Przestąpiła próg stołówki powoli, badając wzrokiem teren. Niby trochę ludziów było. Wypatrzyła asystenta, ale nie zbliżyła się. Fire nie spieszyło się do zaczepiania swoich znajomych, dlatego spokojnie, na uboczu przeszła razem z grupą na plażę. Plaża. Tyle wody sprawiło, że serce podeszło Gryfonce do gardła, ale zachowała kamienną twarz. Widok rozjaśnionego niebieskim światłem piasku wcale nie wydał się Blaithin piękny - wpatrzyła się w czarny horyzont i objęła lekko ramionami. Przed chwilą rudowłosej było naprawdę ciepło nawet w dość cienkim ubraniu, ale teraz poczuła od strony morza, coś jakby przenikliwy chłód. - Przyszliśmy tu uczyć się magii czy pluskać? - zapytała oschle, widząc, że parę osób z zachwytem wypisanym na twarzy zbliżyło się do brzegu i zaczęło wyłapywać to święcące coś... Właściwie to kierowała to pytanie do Reeda, na którego przeniosła swoje błękitne oczy. Na nadgarstku miała przyczepioną do skórzanej bransoletki złotą kuleczkę, którą muskała od czasu do czasu palcami.
Arielle chętnie wybrała się na zajęcia z zaklęć. Nie musiała się nawet zbyt długo zastanawiać - ostatnio z jej różdżką działo się coś niedobrego i była pewna, że parę ćwiczeń jej nie zaszkodzi. Poza tym trafiła jej się idealna okazja do poznania nie tylko uczniów, ale i nauczyciela. Z tego co słyszała, mężczyzna organizujący tę lekcję to tylko asystent... Francuzka podchodziła na dystans do takich osób mają wrażenie, że mogą mieć o sobie wygórowane mniemanie. Nie lubiła jednak ludzi aż tak szybko oceniać, więc przyszła do tej stołówki, w środku nocy, tak jak przykazano. Nigdy nie była fanką ciemności i teraz czuła się wyjątkowo niepewnie, przemierzając hotelowe korytarze oświetlone jedynie łagodnym blaskiem świec. Zrobiło jej się o wiele lepiej, gdy dotarła do grupy - mogła skoncentrować się na nieznajomych, po których twarzach powiodła zaciekawionym spojrzeniem. Ubrania wybrała sobie raczej wygodne, miała bowiem nadzieję, że to nie będą nudne zajęcia z machania różdżką w prawo i w lewo. Jak się okazało, stołówka była jedynie miejscem zbiórki. Arielle nieco niechętnie ruszyła za grupą na zewnątrz, czując przebiegające po jej plecach dreszcze na widok pochłaniającego okolicę mroku. Mimowolnie zwolniła i wlekła się trochę na końcu, nie zwracając uwagę na nikogo (nawet jeśli by ktoś zagadywał, to raczej za bardzo rozmowna nie była). Odetchnęła z ulgą i zachwytem, gdy zatrzymali się na plaży, na której panna Tender jeszcze nie była. Wpatrywała się z zafascynowaniem w jaśniejące drobinki pływające w morzu, mając ochotę do niego podejść. Udało jej się zapomnieć o tym jakże irracjonalnym lęku. Łagodny blask dodawał otuchy. Ari przekręciła parę razy pierścionek na palcu, czekając na jakiś rozwój wydarzeń i obserwując fale delikatnie obmywające brzeg.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Północ. Kto robi lekcje o północy?! Chyba, że nauczyciel astronomii, ale nie bez powodu Ettie co roku ledwie ten przedmiot zaliczała. Nikt wprawdzie nie zmuszał jej do wzięcia udziału w wakacyjnych zajęciach, ale ona lubiła zaklęcia. Była w to dobra i chciała być lepsza. Poza tym miała przeczucie, że będzie ciekawie. Musiało być, w końcu jak już się uczyło czegoś w wakacje, to trzeba było to zrobić w formie rozrywki, nie? No chyba, że dla asystenta Reeda nie było to takie oczywiste, a skoro dla niego środek nocy był dobrym czasem na lekcję, to wszystkiego się mogła po facecie spodziewać. Była zdesperowana, żeby wziąć udział w tych zajęciach, trochę też z przekory. Nie mogła przecież nie zareagować na niesprawiedliwość jaką bała niekorzystna dla niej pora dnia... nocy raczej. Nikt jej jednak nie mógł zmusić do przebywania w ciemności (głównie dlatego, że dostałaby takiego ataku paniki, że ostatecznie coś by pewnie podpaliła), toteż w stołówce zjawiła się z czterema podążającymi za nią kulami światła, wyczarowanymi zaklęciem Lumos Spharea i Ręką Glorii schowaną w torbie (swoją drogą nabyła ją od samego Reeda, ale po pierwsze podejrzewała, że nawet jej nie pamięta, a po drugie on pewnie też nie chciałby, żeby w szkole zaczęto mówić o tym, że sprzedał dzieciakowi czarnomagiczny artefakt). Nie zamierzała jej oczywiście używać przy ludziach, po prostu czuła się pewniej mając ją przy sobie. Zawsze nosiła przy sobie jakiś świecący asortyment, taki jak świeczki i mugolskie zapałki, a Ręka dodatkowo przypominała jej o tym, że skoro przeżyła na Nokturnie (w pewnym momencie ledwie), ciemność nie powinna być problemem. Miała w nosie czy ktoś zapyta ją o to cztery kule nad głową. Ze wstydem skrywała przed światem nyktofobię, ale przecież wcale nie miała obowiązku nikomu się z tego tłumaczyć. Gdyby zaś Reed się do niej przyczepił, po prostu wróciłaby do pokoju, wymyślając jakąś bajkę, że uraził jej poglądy religijne, bo przeszła na kult Helliosa czy coś. Wszystko w jej mniemaniu było mniej idiotyczne niż lęk przed ciemnością. Stanęła sobie gdzieś na uboczu i czekała na początek zajęć. Jak się okazało, stołówka niestety była tylko miejscem zbiórki. Otoczona światłem z kul mogła poruszać się po pomieszczeniach, mimo, że jak na jej standardy były za słabo oświetlone, ale wyjście tam na zewnątrz napawało ją strachem. Nie mogła się jednak wycofać. Niepewnie ruszyła za grupą, trzymając łokcie przy sobie. Wyczarowane kule tworzyły wokół niej okrąg światła o średnicy mniej więcej dwóch metrów, ale poza nim nadal kłębił się mrok. Ettie jak zawsze miała wrażenie, że w każdej chwili ciemność może zacząć gęstnieć i pochłaniać wszystko wokół, łącznie ze światłem jej kul, a potem nią samą. Czy jej się zdaje, czy ta średnica nie była wcześniej większa? Nerwowo ściskając różdżkę, bacznie obserwowała granice między światłem jej kul a ciemnością. Była gotowa bronić się przed materią, gdyby ta próbowała zacisnąć się na niej. Po jakimś czasie, który Ette wydawał się być wiecznością, dotarli na plażę, na której zrobiło się zdecydowanie jaśniej. Było mniej więcej tak jak w hotelu - nadal trochę niepokojąco, ale w połączeniu z kulami zupełnie znośnie. Dopiero po chwili zobaczyła co jest źródłem światła. Otworzyła usta, oczarowana widokiem. Może jednak warto było tu przyjść. Powolnym krokiem zaczęła zbliżać się w stronę świecącej wody, zupełnie jak ćma do świecy.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Niewielu uczniów naprawdę ucieszyło się na wieść, że będzie organizowana jakaś lekcja w czasie wyjazdu. Zresztą, każda taka atrakcja motywowała Naeris do chłonięcia nowej wiedzy i dowiadywania się czegoś interesującego. Co z tego, że uczniowie pewnie będą jęczeć? Nie są przecież zmuszani. Naeris nie przeszkadzała późna pora, a właściwie nawet wzmagała ciekawość Krukonki. Lubiła Shawna jako asystenta, chociaż wydawał się chłodnym i zdystansowanym człowiekiem. Mimo wszystko miał dryg do nauczania. Zjawiła się na stołówce z różdżką pod ręką, ale mieli się przenieść gdzie indziej. Tak było nawet lepiej, bo na zewnątrz mogła oddychać świeżym, nocnym powietrzem. To uspokajało Naeris i pozwalało w pełni skupić się na tym, co miała robić. Wyciszyła ekscytację, podążając za grupą na... plażę, która sprawiła, że aż wstrzymała oddech z zachwytu. JAK TU BYŁO PIĘKNIE. Sourwolf uwielbiała wodę, uwielbiała plaże, uwielbiała Grecję, ale to przeszło najśmielsze oczekiwania dziewczyny. Czy ona może zostać tu już na zawsze? Oczy jej rozbłysły, gdy patrzyła na świecące drobinki w wodzie. Jedynym, co powstrzymywała Krukonkę przed zanurzeniem rąk w błękitnym blasku, żeby skraść go trochę dla siebie, była niewiedza czy jej to przypadkiem nie zabije. W świeci magii nic nie wiadomo... Westchnęła głośno, kompletnie się rozpływając. Dlaczego wcześniej tu nie trafiła?
Zdecydowanie można stwierdzić, że Lope opuścił się w nauce. Świadczył o tym fakt, że zawalił cały rok... Wmawiał sobie, że to wcale nie przez chorobliwe ambicje co do bycia najlepszym w Quidditcha. Nawet przez chwilę obawiał się, jak zareaguję rodzice, z którymi żarł się już od dobrych paru lat. Był jednak dorosły, sporą część własnych pieniędzy zarabiał, dlatego tak czy siak, nie obeszłoby go to aż tak mocno. Wbrew pozorom nie zareagowali aż tak negatywnie. Ba, starali się nawet pokojowo z nim rozmawiać, przez co Lope był w szoku. Nie spotkały go krzyki ani groźby o wydziedziczeniu. Ojciec po raz pierwszy od dawna go słuchał... Mondragón miał wrażenie, że śni. Rodzice stwierdzili, że zależy im na tym, żeby jednak ukończył te studia. Lope postanowił, że podejmie się tego wyzwania i nie zrezygnuje z wykształcenia na rzecz szybszego dostania się do reprezentacji. Wiedział, że i tak miejsce ma w kieszeni. Pierwszym postanowieniem było chodzić na lekcje... co prawda, niektóre. Głównie te, które lubił, a nie było ich zatrważająco dużo. Zaklęcia mieściły się w wąskim przedziale zainteresowań Hiszpana. Dużo go kosztowało, żeby się przemóc i zawlec o tej północy do stołówki. Praktycznie nie znał Reeda, bo akurat wagarował, ile tylko się dało w ostatnim semestrze. W ogóle nauczyciele pewnie słabo kojarzyli Ślizgona. W każdym razie przyszedł na plażę razem z innymi i docenił ten niesamowity widok. Gwizdnął krótko, nie dziwiąc się, że tyle osób ma zachwyt wypisany na twarzy. Hiszpan mimo wszystko miał nadzieję, że nie przyszli tu jedynie po to, żeby podziwiać widoczki. Zapomniał już, jak lubił być we wszystkim najlepszy, zdobywać coraz więcej i więcej, móc chwalić się własnymi umiejętnościami. Kiedy on się ostatni raz pojedynkował? Merlinie... Lope miał dużo do nadrobienia, ale jednocześnie także sporo czasu. I po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna nie czuł potrzeby robienia rodzicom na złość. Przystanął na piasku, obracając lekko różdżkę między palcami i co jakiś czas mierzwiąc sobie włosy.
Bycie studentem usprawiedliwiało chęć przyjścia na lekcję w okresie wakacyjnym. Lincoln nie był jednak byle jakim studentem. On był studentem zaczynającym ostatni rok studiów w Hogwarcie, a to zobowiązywało do poprawienia wszystkich stopni i podszlifowana swych umiejętności. Prawdopodobnie będzie zdawać przedmiot zaklęć, stąd jego systematyczna obecność na lekcjach (przynajmniej w zeszłym roku). Rozważał wykupienie korepetycji z kilku przedmiotów, by poprawić swoje osiągnięcia. Ale to temat na później. Nie kładł się dziś spać. Zjadł kolację, przywdział czarne spodnie z butami i granatową bluzkę z długim wąskim rękawem. Nie ma co dać się zaskoczyć chłodnie. Pora zajęć przypadła mu do gustu. Lincoln wyznawał zasadę, że nocą przychodzi najwięcej natchnień, pomysłów, rozwiązań problemów i co ważne - umysł był bardziej kreatywny. Szczególnie w takim otoczeniu. Gdy Freeman wkroczył na umówiony teren lekcji, dech zaparło mu w piersi. Zatrzymał się gwałtownie i cokolwiek zaskoczony, wbił ciemne spojrzenie w fosforyczną błękitna wodę. Podrapał się po brodzie pewnym, że coś mu ta barwa przypomina. Plaża była piękna sama w sobie. Żałował, że nie zorganizował sobie aparatu. Takie miejsce i taka noc warta jest uwiecznienia. Wiedział doskonale, że cokolwiek nauczyciel zorganizuje na lekcji, Lin zapamięta wszystko ze szczegółami. Nawet, jeśli mieliby rozprawiać resztę nocy o najnudniejszym zaklęciu świata i czyniliby to w teorii. Umysł Gryfona był gotowy przyswoić teraz najwięcej wiedzy, a zawdzięczał to otoczeniu. Najpierw zapamiętuje się miejsce nauki, barwy, kolory, a za nimi pędzi od razu nowa wiedza. Lincoln rozejrzał się po ludziach szukając znajomych twarzy. Nie było tu dużo głodnych wiedzy uczniów, jednak nie było to takie znowuż dziwne, wszak są wakacje. Spodziewał się co prawda większej ilości studentów, ale jeśli ktoś melanżował to raczej nie będzie w stanie teraz się tu doturlać. Coś za coś. W małym tłumie głów odnalazł jedną rudą. Tylko pewna osoba ma taką intensywną barwę włosów, rozpoznałby tę czuprynę wszędzie. Fire. Uniósł w jej kierunku dłoń, widząc, że już z kimś rozmawia. Sam Lin przemieścił się bliżej błyszczącej wody i kucnął u jej brzegu. Przesunął wnętrzem dłoni nad taflą, nie chcąc burzyć dotykiem piękna żywiołu. Zmarszczył czoło, co świadczyło o rozpoczęciu procesu uczenia się na pamięć otoczenia.
Szła przez słabo oświetlone korytarze hotelu, nucąc sobie w myślach wesołą piosenkę. Nieświadomie stawiała kroki w jej rytm. Miała całkiem dobry humor, jak na osobę, która właśnie zmierzała na lekcje. Była zdziwiona samą sobą, jednak dotarła do tego momentu wakacji, gdy dorwała ją monotonia, musiała więc znaleźć sobie jakieś zajęcie, które uatrakcyjni jej pobyt w Grecji. A skoro nawet lubiła zaklęcia, to postanowiła się skusić na nocną lekcję. Zawsze jakaś odmiana, jeśli chodzi o ten przedmiot, a przy okazji mogła poprawić swoje umiejętności. Miała na sobie czarny top na ramiączka i jasne, podarte, luźne jeansy. Przed samym wyjściem zastanawiała się nad zabraniem swetra, ale stwierdziła, że byłby jej zbędny. W końcu mieli się zebrać na stołówce. Cóż. Zdziwiła się, kiedy okazało się, że nie była ona miejscem docelowym. Żałowała, że nie wzięła jednak nic do okrycia. Na szczęście było całkiem ciepło. Ruszyła razem z dość niewielką grupą uczniów. Noc była piękna i kojąca. Alice wolała ją od dnia. Nie wiedziała nawet dlaczego. Zawsze uważała, że po zmroku, świat ma jakiś taki klimat, który wprawiał ją w zachwyt. Spoglądała w niebo, gdy nagle osoby idące przed nią się zatrzymały. W ostatniej chwili uniknęła wpadnięcia w czyjeś plecy. Wyrwana z zadumy, rozejrzała się po otaczającym ją miejscu. W jej oczach pojawił się błysk. Właśnie znajdowała się w jednym z najpiękniejszych miejsc na ziemi, jakie widziała. Woda skrzyła się niebieskim blaskiem, kusząc, by podejść i się w niej zanurzyć. Żałowała, że nie wzięła ze sobą aparatu, chociaż wątpiła, b udało jej się uchwycić, ten wspaniały widok. Podeszła do miejsca, gdzie kończyła się plaża, a zaczynało morze. Włożyła rękę do wody, obserwując błyszczące punkciki. Uśmiechnęła się, chłonąc cudowny widok. Wiedziała już, że nie jest to jej ostatnia wizyta w tym miejscu.
Jak bardzo, w skali od jednego do dziesięciu Ruth chciało się wstawać w środku nocy, żeby iść na zajęcia z opcmu, nawet jeśli był jednym z jej ulubionych przedmiotów? Zero. A jak bardzo, w tej samej skali, chciało jej się wstawać w środku nocy, żeby przyjść na zajęcia z opcmu, które prowadził Shawn E. Reed? Jedenaście. Wittenberg na szczęście nie bała się ciemności jako takiej, tylko gęstych od mroku zamkniętych pomieszczeń, bo nie potrafiła odeprzeć wrażenia, że materia wgniata się w nią z każdej strony doprowadzając do stopniowej, bolesnej implozji. Czarne, ciche klatki były jednym z jej najgorszych strachów, ale od kiedy nauczyła sobie radzić bez różdżki niewiele mogło już ją wystraszyć. Tak czy tak, było ciemnawo, więc spokojnym, leniwym krokiem dotarła ze stołówki na plażę przyświecając sobie Lumosem, choć przez chwilę rozważała zabranie wachlarza, kolejnego bardzo zresztą przydatnego prezentu od Obserwatora, szkoda tylko, że w ramach rekompensaty musiała znosić jego koszmarne plotki na swój temat, szczęściem będąc chyba ostatnią osobą na ziemi, która by się nimi przejęła. Ostatnio też praktycznie nie rozstawała się z globem, trochę obawiając się, że może go gdzieś nieopatrznie zostawić w greckich lokalizacjach, a Dorienowi nie chciała zrzucać tak niewygodnego brzemienia, więc ostatecznie kołysał się teraz między jej piersiami. Nie miała - o dziwo - w planach dopiekania Reedowi, choć swoją szansę na udowodnienie, że nadaje się na asystenta zdążył już dawno zmarnować, ale pomyślała, że pora, na którą się z nimi umówił nie mogła być przypadkowa, toteż postanowiła zaszczycić jego mało kompetentne lica swoją obecnością. Pomachała do Fire i Arielle, zauważywszy je dopiero na plaży, po czym spojrzała z zainteresowaniem na wodę. Piękny widok.
Ostatnio zmieniony przez Ruth Wittenberg dnia Czw Sie 10 2017, 16:33, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : w końcu doczytałam -,-)
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Doszedłem do wniosku, że upadłem na głowę. A może to uderzenie, po którym mam fioletowego siniaka na policzku (który nawiasem mówiąc gówno a nie schodził), sprawiło, że szedłem na lekcję w wakacje. Mniejsza z późną porą i miejscem, chodzi o sam fakt, że szedłem się uczyć, kiedy to powinienem imprezować i po prostu dobrze się bawić. Niech to szlag, chyba naprawdę byłem rasowym Krukonem. Stawiałem jednak kroki powoli, na wszelki wypadek, gdyby jednak mi się odwidziało musiałem mieć czas na taktyczny odwrót. Nic z tego, dotarłem do stołówki i omiotłem wszystkich beznamiętnym wzrokiem, może na ułamek sekundy zatrzymując się na Wykeham i kulach światła. Merlinie, powinienem się leczyć i ci wszyscy tutaj też. Nie miałem pojęcia dlaczego tutaj się pojawiłem, może fakt, że to zajęcia z zaklęć, albo ciekawość prowadzenia lekcji przez Reeda. Pokręciłem lekko, prawie niezauważalnie głową i oparłem się o ścianę. Nie miałem problemu ani z ciemnością, ani z godziną. Cierpiałem na tę cholerną bezsenność, więc nie robiło mi różnicy co będę teraz robił. Ledwo przyjechałem do Grecji i już szedłem nie wiadomo gdzie za tłumem, w celu nie wiadomo jakim. Zatrzymaliśmy się na plaży, która większość osób urzekła. Sam muszę przyznać, że było bardzo hm... malowniczo, ale bez przesady. Na świecie jest wiele pięknych miejsc. Zdziwił mnie też fakt, że przecież oni wszyscy są tu od jakiegoś miesiąca, naprawdę nie zwiedzili wyspy wcześniej? Idiotyzm. Włożyłem ręce do kieszeni czarnej bluzy i utkwiłem wzrok w Shawnie, czekając na jakiekolwiek rozpoczęcie.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Zaklęcia to nie do końca była jego broszka, ale szczerze? Powoli zaczynało mu się już w tej Grecji nudzić, bo nie za bardzo miał jak spożytkować swoją naturalną wrodzoną energię. Większość miejsc już udało mu się obejrzeć i teraz każdą dodatkową rozrywkę starał się bardziej docenić. A wymachiwanie różdżką pod okiem Reeda, którego z takim upodobaniem kompetencje podważała Ruth? To brzmiało jak zabawa. Poza tym jakoś trzeba było powoli zacząć się przestawiać na tryb nauki. Bo żeby nie było, faktycznie brakowało mu trochę takiego ONMS, ale nie tęsknił za wypracowaniami, za wstawaniem czasami praktycznie z pierwszymi promieniami słońca, za eliksirami i nauczycielami z kijem w tyłku. Kiedy przyszedł na stołówkę, okazało się, że nie było zbyt wielu uczniów, którzy myśleli podobnie do niego. Omiótł ich spojrzeniem, po kolei kiwając głową w stronę Fire, do której już nie chował urazy za zaistniałą sytuację, a potem Arielle, która była w swoim świecie i mogła go nie zauważyć. Nie dostrzegł jednak Ruth i dlatego na plaże szedł sobie na uboczu. Noc była naprawdę ładna. Powiewał tylko lekki wiaterek, a niebo nie zostało zasłonięte przez chmury. Taka atmosfera była w pewien sposób wyciszająca, tym bardziej, że na zajęciach postanowiły pojawić się raczej osoby, którym zależało przynajmniej w najmniejszy stopniu na nauczenie się czegoś. Najbardziej zachwycająca okazała się być sama plaża. Ezrze wydawało się, że zwiedził już dużą część tej wyspy, ale tego jeszcze nie miał okazji widzieć. Rozejrzał się po twarzach innych uczniów i dopiero wtedy zorientował się, że przypadkiem znalazł się całkiem blisko Ruth. Zrobił jeszcze kilka kroków i trącił ją łagodnie ramieniem z małym uśmiechem, nic jednak nie mówiąc.
Lekcja wakacyjna? Theo uważał to za całkiem ciekawy pomysł. Raczej lubił się uczyć, a odmóżdżanie przez dwa miesiące w jego przypadku nie wchodziło w grę. Kiedy dotarła do niego taka wiadomość, bez większego problemu uznał, że jest w stanie przejść się w nocy i czegoś pouczyć. O wiele mniej podobała mu się informacja, że trafią pod skrzydła asystenta nauczyciela (z całym szacunkiem dla niego, ale no. Nauczycielem jeszcze nie był, nie?), a w dodatku zajęcia są z dziedziny zaklęć i OPCM. Włoch nie przepadał jakoś szczególnie za tymi przedmiotami, ale ostatecznie uznał, że przejść się nie zaszkodzi. Na stołówce zjawił się tuż przed tym, jak mieli wychodzić i częściowo odetchnął z ulgą, bo na zewnątrz było teraz bardzo przyjemnie i nie wyobrażał sobie siedzenia w hostelu. Spacer o wiele bardziej mu się podobał, bo wszechobecna ciemność pokazywała wyspę z zupełnie innej perspektywy. Theo rozglądał się z zafascynowaniem, gdy podążali na Agrios. Zerkał przy tym na znajomych, którzy również cierpieli na bezsenność. Próbował posłać uśmiech Fire, jednak ta chyba nie była zbyt zainteresowana integrowaniem się. Zamiast tego pomachał wesoło do @William Walker i nawet miał się do niego podczepić, ale weszli na cudowną plażę i chłopak się rozproszył. Trudno, złapie przyjaciela później... Powinien, bo dawno nie gadali, a listy to przecież co innego. Theo zdziwił trochę brak Lotty u boku Willa, ale zaraz przypomniał sobie, że sam jest bez Bri. Czyżby obie panny Hudson postanowiły sprawiać problemy? Przez chwilę po prostu wpatrywał się w połyskującą wodę. Był tutaj wcześniej tylko raz, podczas wieczornego spaceru, ale pokochał to miejsce całym swoim serduszkiem. Uniósł kącik ust, obserwując jaśniejące drobinki. Dostrzegł @Naeris Sourwolf, która również skupiła się na podziwianiu niesamowitego widoku. Kiedy stanął obok niej, dostrzegł gdzieś dalej @Ezra T. Clarke i uśmiechnął się szerzej, licząc na to, że chłopak mimo wszystko jakimś cudem to zobaczy. - Pięknie tu, nie? - Zagadnął blondynkę. Bardzo lubił towarzystwo Naeris - była szalenie sympatyczna, urocza i kochana, a poza tym widział ją jako najlepszą szukającą i wspaniałą współzawodniczkę. - Ciekawe, czy to miejsce ma jakiś związek z tematem lekcji... - Reed mógł wybrac tę plażę, bo chciał odludne miejsce - mógł jednak do zajęć potrzebować wody, albo tajemniczego blasku. Może te "łezki" miały jakieś właściwości, o których uczniowie nie wiedzieli?
Być może były osoby, którym lekcje w wakacje wydawały się przesadą i niepotrzebnym zawracaniem głowy, ale Jean ewidentnie nie była jedną z nich. Ukończyła pierwszy rok studiów z w miarę dobrymi ocenami, ale osobiście uważała, że w drugim powinna przyłożyć do do nauki bardziej, jeśli chciała przejść do dziesiątej klasy, a potem jeszcze bardziej, jeśli chciała skończyć studia, a potem dostać pracę lepszą niż ta w barze w Londynie. Chociaż wypłata zawsze cieszyła, a wcale nie była taka niska, wbrew pozorom. Tak więc Krukonka nie zamierzała marnować czasu nawet na wyjeździe do Grecji. O właśnie, Grecja... Cudowne wakacje. Dostała pokój z całkiem normalnymi ludźmi, słońce świeciło, nawet zdążyła się trochę opalić, chociaż momentami było aż nieprzyjemnie gorąco. Ale poza tym chyba nie miała na co narzekać, rozrywek nie brakowało. Zastanawiała się, co można robić w nocy na stołówce. Jako osoba spokojna nie przepadała za nocnymi eskapadami, ale dla lekcji była w stanie się poświęcić. Nie czekała długo, zaraz potem wyszli na świeże, nocne powietrze, na szczęście nieco chłodniejsze niż za dnia, co uznała za okoliczność sprzyjającą. Po drodze podziwiała widoki i zapatrzyła się tak bardzo, że prawie na kogoś wpadła, gdy grupa zatrzymała się na jakiejś plaży. No nie ma co, zapowiadało się bardzo ciekawie.
Wypoczynek wypoczynkiem, ale Is była typem człowieka, któremu dość szybko nudziło się wylegiwanie się na plaży czy kąpiele w morzu. Wszystko jest fajne do czasu. Lekcje w wakacje? W sumie dlaczego nie. Nie miała nic przeciwko temu, wręcz przeciwnie, uważała to za dobry pomysł. W końcu jakby nie patrzeć już niedługo wrócą do szkoły, a takie dodatkowe lekcje na pewno nie zaszkodzą. Pomyślała o tym, jak to będzie powtarzać rok. Powinna bardziej przyłożyć się do historii magii, ale czy to zrobi? Ten przedmiot był dla niej nudny jak flaki z olejem. Pójście o północy na stołówkę nie stanowiło dla niej problemu. Idąc na miejsce nuciła sobie pod nosem tylko jej znaną melodię, której już pewnie nie będzie w stanie odtworzyć. Gdy już była na miejscu zaczęła się zastanawiać, co mogą robić o tak nietypowej godzinie. I to w dodatku na stołówce. Długo nie musiała czekać, bo zaraz wyszli z pomieszczenia na świeże powietrze, gdzie o mało nie wywaliła się przez jakąś osobę. Tą osobą okazała się być @Jeanette Austin. - Lepiej patrz, co się dzieje dookoła ciebie - rzuciła na powitanie z lekkim uśmiechem. Na niej też plaża wywarła duże wrażenie. Teoretycznie taka sama jak inne, w praktyce - woda jarzyła się tu na piękny niebieski kolor, przez co miejsce było niesamowite.
Lekcja o północy? Nigdy w życiu! Biorąc pod uwagę, że byliśmy w Grecji, a ja o tej godzinie niemal zawsze balowałem, więc z nauką raczej nie było mi po drodze. Mimo to jakimś dziwnym trafem się skusiłem - zaklęcia były w końcu moją pasją i były mi niezbędne w przyszłej karierze. Zgodnie z zaleceniami nauczyciela (a raczej tego wypłosza asystenta) pojawiłem się na stołówce w stanie lekkiego upojenia alkoholowego (który dla postronnego obserwatora był niewidoczny, bo wciąż miałem tak samo szybki czas reakcji) o odpowiedniej godzinie. Gdy ruszyliśmy w stronę miejsca zajęć w tłumie dostrzegłem między innymi Fire, @Theo Romeo U. Evermore i @Ruth Wittenberg - z każdym z nich przywitałem się, ale widząc, że wszyscy są zaabsorbowani sobą zrezygnowałem z dołączenia do którejkolwiek z tych osób. Ku mojemu zaskoczeniu gdy dotarliśmy na miejsce ujrzałem coś niesamowitego - woda wyglądała po prostu niesamowicie oświetlona przez maleńkie jasne punkciki. Zachwycając się (a nie byłem osobą, którą łatwo było zachwycić czymś innym niż kobiece piękno) podszedłem bliżej i stanąłem koło @Harriette Wykeham, która oświetlała przestrzeń wokół siebie kulami światła. - Hej Ettie - powiedziałem z uśmiechem, który w gruncie rzeczy był radosny, ale ze wzgledu na światła wyglądał dość tajemniczo - Pięknie tutaj.
Pierwszy raz od feralnej (a może nie feralnej? w gruncie rzeczy dość trudno to ocenić) nocy na Nokturnie postanowiłam pojawić się na lekcji, którą wspomagał, tudzież prowadził @Shawn E. Reed. Moje wcześniejsze nieobecności nie były spowodowane jednak niechęcią, tudzież żalem do asystenta, ale zwyczajnie tym, że w czasie nauki do Owutemów skupiałam się na eliksirach. Nie zamierzałam udawać, że nie znam Reeda, ale nie zamierzałam również pokazywać, że łączy (a raczej łączyło - przez jedną noc) mnie z nim więcej niż powinno. Stwierdziłam, że najlepiej będzie jeśli będę zachowywać się neutralnie. Pojawiłam się na stołówce kilkanaście minut przed północą witając się ze wszystkimi znajomymi. Dopiero chwilę po północy na stołówce pojawił się Shawn - nie czułam się w ogóle niezręcznie, przywitałam się z nim lekkim uśmiechem, który mógł być przeznaczony dla kogokolwiek, kogo darzyłam względną sympatią. Reed poprowadził nas nad wodą, w miejsce, którego dotąd nie znałam. Widok wody, który zobaczyłam przed oczami totalnie mnie zatkał. Oniemiała usiadłam przy brzegu wpatrując się w toń i zupełnie zapominając o całym świecie.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Hudson, Ty głupia idiotko! - pomyślałam ostro wkurzona. Oczekiwałam zajęć terenowych, a w dniu, w którym się odbywały zwyczajnie zdrzemnęłam się po obiedzie i spałam do późnego wieczora. Ocknęłam się już o północy, a gdy tylko się zorientowałam narzuciłam na siebie i swój strój kąpielowy długi sweter, po czym jak oszalała wyleciałam z pokoju. Gdy doszłam do stołówki okazało się, że nikogo już tam nie ma, więc rozszalałabym pędem wybiegłam z hostelu - na szczęście tak duża grupa robiła dość duży hałas, więc szybko ich odnalazłam, jednakże dogonienie ich i wmieszanie się w tłum zajęło mi tyle czasu, że dopiero gdy stanęli przy brzegu dobiegłam do @William Walker. Widok, który dostrzegłam był zachwycający - czytałam o tej plaży już wcześniej i bardzo chciałam ją zobaczyć, w tym momencie byłam jednak zaabsorbowana lekcją, która miała się za chwilę rozpocząć, więc wsunęłam dłoń do kieszeni Willa delikatnie ściskając jego rękę. - Cześć skarbie - szepnęłam oczekując na rozpoczęcie lekcji.
Isabelle Davies
Rok Nauki : VI
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.67 m
C. szczególne : niewielka blizna na zewnętrznej stronie, prawej dłoni
Miała wrażenie, że nic nie zrobiła w te wakacje. Wyjazdy zagraniczne nie były jej dane. Większość czasu spędzała w domu. Teraz czuła się trochę przytłoczona Grecją. Nie za często spacerowała z obawy, że się zgubi, a języka greckiego nie znała. Na początku przyjazdu mało spała w hostelu Gates, ponieważ miała problemy ze snem. W końcu było to nowe miejsce, a ona nie łatwo przystosowywała się do nowych miejsc czy, jak w tym przypadku łóżek. Z jakiegoś powodu na wieść o lekcjach nawet się ucieszyła. Zaklęcia należały do jednych z jej ulubionych przedmiotów w Hogwarcie. Pewnie dlatego, że zazwyczaj dobrze jej wychodziły. Nigdy nie miała z nimi problemów, zawsze sobie świetnie dawała radę. Zajęcia odbywały się na Plaży Łez. Jak się później okazało, miejsce było dość specyficzne i na swój sposób oczarowujące. Na jej usta cisnęło się tylko jedno słowo. "Niesamowite." Nie wypowiedziała tego, ale zapewne pomyślała. Ubrała się w dżinsową sukienkę na ramiączka, a na to założyła wiśniowy sweterek. W końcu godzina należała do późnych. Lekcje o północy? Jak na złość chciało się jej spać. Prawie zasypiała czekając na 00:00 na zegarku. Oczywiście pojawiła się piętnaście minut wcześniej. Zaczęła się rozglądać za kimś znajomym. Większość ludzi wydawała się jej starsza, przez co była niemal pewna, że nie ma tu jej rówieśników. Ziewnęła i zmrużyła oczy, wpatrując się w fale, które obmywały brzeg plaży. Tym bardziej chciało jej się spać. Nawet nie zauważyła, że jedna z gryffonek (dobrze jej znana) miała kilka kuli światła nad głową.
Hope nie musiała zastanawiać się zbyt długo, czy wziąć udział w wakacyjnej lekcji Zaklęć. Przecież był to jeden z ulubionych przedmiotów dziewczyny, tym bardziej, że uwielbiała używać różdżki i pogłębiać swą wiedzę magiczną. Co prawda koło godziny dwudziestej przysnęła w pokoju oczekując wyznaczonej godziny spotkania, ale na szczęście dwie godziny później przebrana i przygotowana do zajęć stawiła się w stołówce hotelowej. Nie bardzo wiedziała dokąd zabierze ich profesor, co dodatkowo podsycało jej ciekawość. Nawet nie miała pojęcia, czy spotka kogoś znajomego podczas lekcji. Gdy weszła do stołówki rozejrzała się w poszukiwaniu znajomych twarzy. Nie znalazła tam jednak nikogo, z kim pozostawała w głębszych relacjach, więc stanęła sama tuż przy drzwiach wejściowych. Po krótkiej chwili cała grupa przeniosła się na plażę. Ocean zawsze zachwycał dziewczynę, ale tej nocy, był jeszcze bardziej imponujący niż kiedykolwiek. W głębi wody małe punkciki migotały jasnym światłem, w połączeniu z czarnym gwieździstym niebem, widok ten naprawdę zapierał dech w piersiach.
Nocna lekcja zaklęć? To brzmiało jak idealny plan na wieczór dla Faith, prawie przez cały dzień włóczyła się po wyspie. Starała się za wszelką cenę nie napatoczyć się na Erica… Było jej głupio przez to co się stało, wtedy na imprezie Puchona. Nie chciała już o tym myśleć, jedyne co czuła to narastającą w niej złość. Lekcja wydawała się idealnym odciągnięciem uwagi od prześladujących Everett myśli. Kiedy już wróciła do swojego pokoju zajęła się książką, którą ze sobą przywiozła. Tak na wszelki wypadek gdyby naprawdę jej się nudziło. Faith ubrała się dość wygodnie, do tego zgarnęła bluzę, jeśli miałoby się ochłodzić. Pojawiła się w stołówce nieco za późno, no cóż Faith miała talent do spóźniania się, ale całkiem niecelowo. Dowiedziała się od kogoś, gdzie przeniosła się grupa. Gdzieś na plaży udało jej się dostrzec siostrę, pewnie świeciła sobie różdżką używając odpowiedniego zaklęcia. – Jestem. – uśmiechnęła się do niej niemrawo, nie była pewna czy bliźniaczka nie jest na nią zła za ostatnie wydarzenia.
Pojawił się na stołówce akurat wtedy, kiedy wychodzili. Ubrany był dość skąpo bo był w szortach i w rozpiętej bluzie, pod której skrywane było nagie ciało. Przez pośpiech zapomniał ubrać koszulki. Teraz nie było czasu się wrócić, a zapięty chodzić nie miał zamiaru, było za gorąco. W ogóle zastanawiał się dlaczego ta bluza była na wierzchu. Uśmiechnął się szeroko do asystenta, który jednak nie zwrócił na niego uwagi. Albo po prostu go olał, dwie te wersje były prawdopodobne. Widział go pierwszy raz w życiu, nie słyszał też żadnych plotek o tym panu. Późna pora nic nie zmieniała dla Dantego. I tak by nie spał, lecz robiłby... cokolwiek. Grecja tylko z pozoru wydaje się być nudna po jakimś czasie. Niby dwie małe wysepki, a jednak wciąż dało się znaleźć coś magicznego, niespotykanego. Szedł w środku grupy, ukryty wśród nieznajomych mu ludzi. Tak było najłatwiej ukryć się przed tymi, których znał, a nie chciał szczególnie z nimi rozmawiać. Nie z powodu braku sympatii, a braku ochoty. Nie brało go na rozmowy, po prostu. Zjawiwszy się na plaży, Dante oglądnął się wokoło, podziwiając dziwne świecidełka, które jednak po chwili znudziły chłopaka, więc ten odszedł na bok, oddalając się lekko od grupy i usiadł na piasku, ściągając bluzę. Było mu tak cholernie gorąco, że nie wytrzymał. Teraz czekał na to, aż Reed zacznie swoją lekcję.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Leo nie planował przychodzić na te zajęcia. Początkowo kiedy usłyszał o lekcji na wakacjach, po prostu się zaśmiał. Potem uznał, że co kto lubi - nie będzie się przecież wtrącał. Sam wolał się wyspać i tak, ta północ kompletnie mu nie pasowała. Miał wrażenie, że ostatnio ciągle zarywał nocki, albo kręcił się gdzieś do późna. Miał niesamowitą ochotę, żeby chwilę sobie po prostu odpocząć. Oczywiście, kiedy tylko już miał okazję, aby trochę pospać, to mu się tego odechciało. Odezwały się w nim dzikie pokłady energii, która raz podskakiwała, a raz malała. Ostatecznie był zmęczony, ale zasnąć nie mógł, tak więc bezczynne leżenie uznał za stratę czasu. Klnąc pod nosem ruszył do tej głupiej stołówki, gdzie miała odbyć się głupia zbiórka przed głupimi zajęciami. Z tego wszystkiego w ogóle nie zwrócił uwagi na to, że Fire i Ezra nie zjawili się w Dwójce. Dopiero kiedy dostrzegł ich wychodzących z ekipą pilnych studencików, zauważył swój błąd. Potruchtał dzielnie za wszystkimi, ziewając przy tym przeraźliwie i, okazjonalnie, dalej klnąc. Kiedy dotarli na plażę minimalnie się ożywił, bo mimo wszystko świecące drobinki w wodzie przyciągały wzrok. Był tutaj w ciągu dnia i jakoś nie docenił fenomenu jaśniejących fal. Niezwykłe, jak wiele potrafi zmienić odpowiednie położenie w czasie! Przywitał się uśmiechami i lekkimi skinieniami głowy ze wszystkimi znajomymi, wybierając sobie przy okazji towarzystwo. W końcu przysunął się trochę do @Ezra T. Clarke, zaczepiającego niewinnie @Ruth Wittenberg. Byli najbliżej, poza tym mieć Krukonów u boku na lekcji to całkiem niezły pomysł. Miał się nawet jakoś entuzjastyczniej przywitać, ale w końcu wyszło mu tylko ziewnięcie i machnięcie ręką. No cóż, mówi się trudno. Niech już się ta lekcja zacznie, bo zaśnie...
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Był pozytywnie zaskoczony widząc, że tak wielu uczniów i studentów zjawiło się na jego "zajęcia". Nie okazał tego żadnym werbalnym znakiem, obserwował wszystkich ludzi z bez emocjonalnym wyrazem twarzy. Gdy już wystarczająco osób zjawiło się w stołówce i wybiła północ, ruszyli z Shawnem na przodzie. Droga była bez żadnych niespodzianek i asystent nie zwracał uwagi na ludzi, którzy dołączali w połowie drogi. Dopiero na miejscu zaczął liczyć wszystkich i układać w głowie plan działania. Niektórych, których widział kojarzył, a innych widział pierwszy raz, jednak przeminęły mu się takie osoby jak Vivien, czy Ruth. Ślizgonka uśmiechnęła się do niego, zaś on nie odwzajemnił uśmiechu, wyglądało to tak, jakby miał na twarzy kamienną maskę, której nie mógł ściągnąć. Nie dało się wyczytać żadnych emocji na jego fizjonomii. Lecz wracając, Reed dał im chwile spokoju, żeby przypadkiem nie wzdychali tak podczas zajęć na widok zwykłego morza. No dobra, było dość wyróżniające się, ale chyba żyli w magicznym świecie, prawda? Usłyszał głos Blaithin za nim i spojrzał kątem oka na nią i skomentował jej słowa milczeniem. Nie miał dzisiaj nastroju do czegokolwiek. Jedyne co go mogło rozchmurzyć to... drugi etap lekcji. Może nawet sam będzie w nim uczestniczyć. O ile będzie jedna osoba bez pary. Chyba za dużo im dał czasu na odetchnienie bo zaczęli się rozdzielać i odłączać od grupy. Chrząknął i odezwał się na tyle głośno, że wszyscy go słyszeli: - Witam wszystkich, o dość nietypowej porze. Jak raczej wiecie, jestem asystentem zaklęć i obrony przed czarną magią, którą dzisiaj będę miał zamiar poprowadzić. - Tutaj urwał i spojrzał na wszystkich zgromadzonych. Dopiero po chwili kontynuował - Dzisiaj zajęcia będą tylko praktyczne. W parach. - Teraz zaczął wszystkich dobierać w pary. Było nieparzyście i ostatnią osoba, jaka została bez pary... to była @Ruth Wittenberg. W duchu chciał przeklinać los, że akurat ona musiała mu się trafić, jednak nie było na to czasu. Zaczął objaśniać dzisiejsze zajęcia: - Pierwszy etap jest następujący: stoicie naprzeciwko siebie, jak w pojedynku i jedna osoba rzuca jedno z dwóch zaklęć, Visco Nocturna i Mutatio Lateribus. Działanie pierwszego jest proste - paraliżujesz przeciwnika poprzez strach, w głowie ofiary pojawiają się najstraszniejsze momenty życia, postacie. Ogółem obiekty, których druga osoba się boi. Zaś Mutatio Lateribus wpływa na umysł zmieniając postrzeganie rzeczywistości. Idąc w prawo, idziesz w lewo i tak dalej. Osoba broniąca się oczywiście ma za zadanie bronić się. - Miał na tym zakończyć, lecz po chwili coś jeszcze przyszło mu do głowy i dopowiedział - Ach, jestem świadom faktu, że tutaj, w Grecji zaklęcia niekiedy szlag trafia, więc nie przejmujcie się, jeśliby coś wam się nie udało, nie z waszej winy. Zaczynajcie. - Podszedł do Ruth i rzucił krótko: - My zaraz zaczniemy. - Po tych słowach, zaczął obserwować wszystkich, chcąc ocenić czy na pewno zrozumieli, co mięli zrobić. Gdy tak się wydawało, odwrócił się do panny Wittenberg i zaczął z nią zajęcia.
pary:
• Harriette Wykeham + Lysander S. Zakrzewski • Naeris Sourwolf + Isabelle Davies • Blaithin A. Dear + Dante A. Dear • Lope Mondragón + Vivien O. I. Dear • Hope Everett + Faith Everett • Ezra T. Clarke + William Walker • Lotta Hudson + Leonardo O. Vin Eurico • Arielle C. Tender + Lincoln Freeman • Theo Romeo U. Evermore + Isilia Smith • Alice Wildfire + Jeanette Austin • Ruth Wittenberg + Shawn E. Reed
P.S. Zaczyna osoba, która została wcześniej wymieniona, np. Harriette czy Naeris. Później zmiana i druga osoba atakuje.
Kostki. Najpierw wybierasz, które zaklęcie chcesz użyć, a potem rzucasz kostką.
Atak: 1 - Zaklęcie udane, przeciwnik nie ma szans na obronę. 2,6 - Zaklęcie udane, lecz przeciwnik ma szansę się bronić. 3,4 - Zaklęcie nieudane, różdżka nie działa i w następnej turze odejmujesz 1 oczko z wyniku. 5 - Zaklęcie zmieniło kierunek i trafiłeś sam w siebie.
Obrona: Rzucasz dwoma kostkami, jeśli wynik jest wyższy niż osiem, obrona udana.
Przerzuty: od 14 punktów z zaklęć i opcm WYJĄTEK: @Ruth Wittenberg przerzut ma od 50 punktów z zaklęć
To chyba tyle, mam nadzieje, że o niczym nie zapomniałem i... następny post jest za co najmniej tydzień, więc dajmy, że będzie 18.08.2017
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Po czym łatwo było poznać, ze Reed to żaden nauczyciel? Po tym jak na wstępie stwierdził, że przed nimi tylko zajęcia praktyczne. Pewnie, dajmy gromadce dwudziestu zmęczonych (Leo) i ogólnie nie do końca inteligentnych (Leo) uczniów różdżki i powiedzmy, że mogą do siebie strzelać zaklęciami, o których słyszą pierwszy raz. Przy wahaniach magii w atmosferze brzmiało to jak naprawdę dobra impreza. Ezra jednak wiedział, co robi, przychodząc. Można się było spodziewać, że ćwiczenia na lekcji zaklęć odbywać się będą w parach. Jeden rzuca zaklęcie, drugi robi za manekina, standardowy układ. Kiedy Reed zaczął dzielić uczniów, Ezra zerknął na swojego chłopaka z małym uśmiechem. Pomimo wątpliwych kompetencji chłopaka w dziedzinie zaklęć, to z nim najbardziej chciałby ćwiczyć. Ale chcieć to sobie mógł. Pan asystent kompletnie pomieszał listę, za co już miał odjętą jedną gwiazdkę z ogólnej oceny. No bo serio, było tyle osób koło niego, a on trafił na znudzonego Williama Walkera? Chyba zaczynał mieć szczęście w stylu Leonarda... Z którym też raczej by się nie zamienił, bo w końcu Gryfon został dopasowany z Lottą. Kiedy dziewczyna była akurat odwrócona plecami, postarał się uchwycić wzrok Leo i tylko bezgłośnym ruchem warg, życzył mu powodzenia. Dla sióstr Hudson Ezra wolał pozostawać możliwie niewidzialny. - Ja zacznę - zaproponował więc, od razu przechodząc do trybu rzucania zaklęcia, a nie jakichś pogaduszek. Wyciągnął różdżkę i wycelował w Willa, zastanawiając się, którym zaklęciem go uraczyć. Walker, z tego co Ezra wiedział, był przyjacielem Theo. Clarke stwierdził, że warto przemyśleć, czy istniała jakaś kwestia w stylu "przyjaciel moje przyjaciela zasługuje na lepsze traktowanie"...? Nic takiego jednak go nie przekonało, a pierwsze zaklęcie było znacznie ciekawsze. - Visco Nocturna. Poczuł jak moc przepływa przez jego różdżkę i już wiedział, że zaklęcie z jego strony było jak najbardziej udane. Pytanie było, czy Will był dostatecznie szybki i utalentowany magicznie, by ten atak powstrzymać? (Głupio tak zaciskać kciuki, ale... Obynieobynieobynieobynieobynie)
Eric obudził się dziesięć minut przed północą i niczym rażony piorunem zerwał się z łóżka. Lekcja z zaklęć! Kompletnie zapomniał o lekcji, która miała odbyć się dzisiejszej nocy na plaży. Zdejmując szybko pidżamę i wrzucając na siebie pierwsze lepsze ciuchy, jednocześnie przeklinał w duchu swoją głupotę. Jak mógł zapomnieć o zajęciach swojego ulubionego przedmiotu? Całkiem możliwe, że z powodu wakacji jego mózg kompletnie przestał funkcjonować. Co zresztą zdążył udowodnić ostatnio na urodzinach Sammy'ego. Sammy, właśnie, musiał go obudzić. Zakładając trampki podskoczył na jednej nodze do łóżka swojego przyjaciela i zaczął wrzeszczeć by go obudzić. Oczywiście stawiając przy tym na nogi niemal cały pokój. Gdy puchon otworzył oczy, Eric wytłumaczył mu wszystko szybko i w rozwiązanych butach pobiegł na plażę. Nie był pewien czy Sammy zrozumiał cokolwiek z jego słowotoku, zwłaszcza, że wyrwał go bezpośrednio ze snu, ale liczył, że podąży jego śladem. Na gacie merlina, w tym ciemnościach ledwie cokolwiek widział. Instynktownie sięgnął po różdżkę, ale okazało się, że nie ma jej przy sobie. Wracając szybko do pokoju Gryfon ponownie tej nocy przeklął swoją głupotę i chwycił różdżkę nie siląc się nawet na przymocowywanie jej uchwytu do paska. Natychmiast użył lumos i przyświecając sobie różdżką niczym latarką, puścił się sprintem w stronę dużego zgromadzenia ludzi. Kilka razy o mało się nie przewrócił, ale ostatecznie wbiegł na plażę chyba tylko chwilkę po rozpoczęciu zajęć. A tak mu się przynajmniej wydawało. -Przepraszam, naprawdę przepraszam panie psorze, mogę jeszcze dołączyć? - zawołał próbując złapać dech - Proszę mi nie odejmować punktów na wakacjach, Fire mnie zatłucze... - zaczął się tłumaczyć wyrzucając z siebie stanowczo zbyt dużo słów - Przepraszam, chcę tylko wziąć udział w zajęciach, już nic nie mówię, przepraszam - dodał zorientowawszy się, że swoim paplaniem może tylko pogorszyć sytuację. Chwilkę później ukradkiem rozejrzał się po zgromadzonych, co pozwoliło mu dostrzec Faith i Hope, stojące nieopodal. Widząc, że one również spojrzały w jego kierunku, szybko przeniósł wzrok na prowadzącego zajęcia. Wciąż dręczyło go poczucie winy z powodu tamtego pocałunku.
Arielle faktycznie trochę się "wyłączyła" i nie zwracała uwagi na innych. Dlatego z nikim się nie przywitała, a jedynie stała jak kołek i bawiła się biżuterią, pogrążona w rozmyślaniach. Może to późna pora tak ją nakłaniała do życiowych rozkmin? Tak czy inaczej, powróciła do rzeczywistości, kiedy pan asystent postanowił rozpocząć lekcję. Wbiła w niego spokojne spojrzenie i słuchała. Nie była jakąś ogromną fanką Zaklęć i OPCM, ale radziła sobie raczej przeciętnie. Zmarszczyła brwi, ponieważ Reed mówił o nieznanych jej zaklęciach. Powiodła spojrzeniem po pozostałych uczniach, ale coś czuła, że nikt tych uroków nie kojarzył. Reed z kolei nie wpadł na to, żeby zaprezentować, jak to wszystko powinno wyglądać - teorii właściwie nie podał. Francuzka podeszła do swojego partnera (@Lincoln Freeman), wyjmując różdżkę. - Pozwolisz, że spróbuję pierwsza - zaproponowała, unosząc różdżkę. W tej samej chwili dotarło do niej, że kompletnie nie ma pojęcia, jaki ruch nadgarstkiem powinna wykonać. Ba, ledwo pamiętała formułkę zaklęcia! Przeklęła w myślach prowadzącego zajęcia i uznała, że zostaje jej jedynie improwizowanie. - Visco Nocturna- rzuciła, ale od razu poczuła, że coś poszło nie tak. Przez różdżkę nie przeszedł żaden impuls i prawdę mówiąc, gdy Arielle ją tak trzymała, to miała wrażenie, że to zwykły patyk. Zacisnęła sfrustrowana wargi w wąską kreskę, po czym spojrzała na Lincolna. - Twoja kolej. - Nie brzmiała chyba zbyt sympatycznie, ale trochę zaczynały ją denerwować te zakłócenia magiczne. Nie była przyzwyczajona do ponoszenia tego typu porażek...