Jedną z najbardziej ciekawych i magicznych miejsc na wyspie Agrios była Plaża Łez, która została nazwana tak ze względu na jasne, błękitne punkciki w wodzie, które przypominają, według Greków, łzy nimf wodnych. Nocami to miejsce jest jednym z najpiękniejszych miejsc na wyspach. Mimo pozorów, trudno napotkać na jakiegokolwiek Greka w tym miejscu, nie wiadomo do końca dlaczego.
Wciąż nie odrywał wzroku od Mefistofelesa. Nawet wtedy, gdy ten zniknął nagle pod wodą. Dopiero gdy podpłynął bliżej, Jack przebudził się lekko, nie chcąc zostać ugryzionym. Po alkoholu słowa zwykle nie padają na wiatr. Wręcz przeciwnie… są spełniane jeszcze przed wyzerowaniem kolejnej butelki. Jack odsunął się gwałtownie – chociaż woda znacznie spowolniła jego pęd – i stał teraz zaledwie na wyciągnięcie ręki od wilkołaka. Żadna to bezpieczna odległość. Zapytany ponownie, uniósł nagle głowę. - Tak. Wiele rzeczy. Ale wszystkie je zasłoniłeś. - Wykrzywił usta teatralnie, ostatecznie część śmieci które wyłowił puszczając wolno. Zostawiając sobie na dłoni jedynie kawałek turkusowego szkła, które za sprawą wody i piasku utraciło swój połysk oraz ostre krawędzie. - Spójrz na to… W Walii mówi się, że gdy statek tonie, syreny zaczynają płakać… a ich łzy zostają wyrzucone na brzeg w tej postaci… - Urwał. To głupie, mugolskie bajki. Chyba jedynie Liam byłby nimi zainteresowany. Zrobił krótką pauzę. - Ale.. prawa jest taka, że to tylko szkło. Musi turlać się w wodzie niemal czterdzieści lat aby wyglądać jak zamrożona łza. - Chyba sam siebie przekonywał do tego, aby wyrzucić wszystkie zebrane śmieci. Z jednej strony, to tylko szkło… a z drugiej, w pewnych rejonach nabierało już znacznej wartości. Głównie za sprawą naturalnego nawodnienia, pochodzenia, koloru oraz uzyskanej faktury. Zaś co najlepsze… jego zbieranie i wywożenie z kraju nie było nielegalne. Wszak to nadal jedynie szkło! - Powinienem żałować, że nie uroniłeś żadnej łzy? Tutaj zawodziły nimfy – wzruszył lekko błyszczącą wodę - trzymam łzę syreny – uniósł dłoń ze szkłem wyżej oczu - a co z płaczliwymi wilkołakami? - spojrzał na Noxa, złośliwie. - Dzieje się wtedy coś specjalnego? - Przysunął się bliżej, okrążając go. Raczej nie spodziewał się fajerwerków. Do pełni jeszcze daleko, a tłuczoną szklanką Mefisto również nie był. Zatrzymał się za chłopakiem, przesuwając dłonią, po jego plecach. Jakby chciał wygładzić wodę, deformującą znajdujące się tam rysunki. Ale nie wszystko dało się wygładzić. Miękkie od wody opuszki palców, zatrzymywały się na przypadkowo napotkanych nierównościach, odkrywając również te sekrety, które na co dzień chowały się pod tatuażami, czy ubraniem. Nie mógł ich zobaczyć, ale wyczuć i wyobrazić sobie już tak. Wcześniej jakoś, mimo braku koszuli, nie garnął się do obmacywania kolegi. Może dlatego właśnie ich nie zauważył, kiedy był przyklejony do piersi Mefisto? Teraz ręka mogła poruszać się swobodnie po jego ciele. Przynajmniej do czasu jak ślizgon mu jej nie przetrąci.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
- A mówiłeś wcześniej, że się nie boisz - mruknął, trochę z zawodem, komentując tym samym gwałtowną próbę ucieczki Jacka. Mefisto drażniła ta zabawa w kotka i myszkę. Gdyby miał pewność, że u Puchona chodzi o zwykłą niechęć do kontaktu fizycznego, to pewnie by odpuścił. On jednak musiał zastanawiać się o co chodzi, skoro chłopak notorycznie zmieniał zdanie. Raz uciekał, raz się przysuwał. Merlinie, skąd wziąć na to cierpliwość... - Ładne. - Przyznał, spoglądając na szkiełko. W takich niepozornych drobiazgach często czaił się największy skarb. W końcu poza wartością materialną można było oprzeć się na sentymentalnej... To często było bardziej niż wystarczające. Nie mógł dyskutować ze stwierdzeniem Jacka, doskonale wiedząc, że syreny w żadnym stopniu nie przyczyniały się do powstawania tych ładnych szkiełek. Życie w magicznym świecie potrafiło odebrać mnóstwo uroku, wbrew pozorom. - Jesteś z Walii? Skąd? - Pożałował tego pytania i opuścił lekko głowę, rozbawiony samym sobą. Było tak... proste. Nijakie. Nie znał Walii i wcześniej w rozmowie przyznał, że nigdy tam nie był. Nie mógł spodziewać się żadnej odpowiedzi, ale zwyczajnie nie wiedział; nigdy nie rozmawiali, a już z pewnością nie na tak przyziemne tematy. - Oprócz tego, że wygląda się żałośnie? Raczej nic. Mało kto chce badać wilkołaki, a co dopiero te płaczące... - Podążył wzrokiem za Jackiem, ale pozwolił mu wejść za swoje plecy. Nie oponował też przeciwko dotykowi, choć stanowiło to pewnego rodzaju powtórkę z rozrywki. - Może nie sprawdzajmy... dalej nie wiem, czego ty chcesz. - Noxowi wyrwało się sfrustrowane westchnięcie, gdy odwracał się, aby znowu stanąć przodem do wychowanka Hufflepuffu.
- Bo nie! Założyłbym się nawet, że Neirin gryzie mocniej. - A ten, zdolny był do podobnych, niezapowiedzianych czynów w imię jakiejś pierwszej lepszej głupoty. Na szczęście Jack szybko się ogarnął – Ale nie chcę teraz tego sprawdzać! - Obruszył się. Nikt nie chce być ugryziony. Bez względu na to czy gryzł wilkołak, czy człowiek, czy jakiś inny zwierzak. Zwyczajnie – to bolało. - Cymru… z… Aberystwyth. To tylko taka niedoszła stolica kraju, nad brzegiem morza, pełna studentów i daleko od wszystkiego. Teraz mieszkam w Anglii, w Londynie. - Wyjaśnił krótko, chociaż odrobinę zdziwiło go owe pytanie. Nie było złe. Acz, nie sądził by ta informacja była w jakikolwiek sposób istotna. - Mam zacząć mówić po Walijsku, dla większej wiarygodności? - Do tej pory zdarzało mu się to jedynie z Neirinem. - Ciekawi Cię iaith byw yr elloyllon? (*żywy język elfów?) - To chyba przestaje być takie fascynujące kiedy jest się czarodziejem. Poza kolejnym dziwnym językiem Walia chyba nie wyróżniała się jakoś specjalnie na tle reszty krain Wielkiej Brytanii. Równie słaba pogoda, pełno trzody i rozległych łąk co u reszty. - Powinieneś kiedyś to sprawdzić. - Parsknął. - Kto lepiej zbada wilkołaka, niż sam wilkołak? Już mogę odhaczyć, że nie wyjesz do księżyca gdy Ci smutno? - Kontynuował swoje złośliwości, do momentu, aż Mefisto nie odwrócił się w jego stronę. Przegiął? Zabrał swoją dłoń spoglądając mu w oczy. - Teraz? Oglądam to co mi się podoba. - Odparł rozbrajająco szczerze. Przecież Nox pytał chwile temu na co patrzył. Jack nie kłamał - cały czas patrzył na niego. Chociaż łatwiej było mu to robić, kiedy Wilkołak tak dziwnie nań nie spoglądał, jakby chłopak miał zaraz zostać skasowany za bilet. - Ale chciałem też, aby tobie się podobało. Cieszę się, że w końcu ruszyłeś się z tego koca. - To jakiś postęp - Odparł, chociaż w ogóle nie dało się po nim tej radości zauważyć. Tak samo jak wtedy gdy przytulał, przestraszonego Liama. Po Jacku nigdy niczego nie było widać, i niczego się spodziewać… ale koniec końców był Puchonem. Nikogo nie zostawi i nie porzuci - zwykle. Zaś w przypadku Mefistofelesa, kilka pozytywniejszych wspomnień, na pewno wyszłoby na dobre. Szczególnie po azkabanie. Ile można w kogoś wciskać czekoladę? W końcu nawet ona kiedyś przestaje działać. - Mogę Cię jakoś uszczęśliwić? Chociaż ciężko mi będzie Cię przebić... obawiam się, że jesteś w tym lepszy ode mnie. - Wycieczka, jedzenie, arbuz i światełka... Jack miał sporo zachcianek. A Mefisto ani jednej... albo Jack zwyczajnie go nie słuchał gdy o niej mówił?
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Grzecznie porzucił kwestię gryzienia, chociaż zanotował gdzieś tam w pamięci, by poruszyć ją z Neirinem. Trzeba było tylko znaleźć odpowiedni sposób, żeby przetestować, kto - w ludzkiej postaci, oczywiście - jest w stanie mocniej ugryźć. Nie, żeby miało to jakąś szczególną wartość... Acz Jack rozbudził wilkołaczą ciekawość. - Yy... nie. Wierzę. - Walijski nie brzmiał w ogóle jak język i Mefisto musiał się mocno skoncentrować aby dojść do wniosku, że Moment wcale nie zaczął bredzić, a jedynie zaczął mówić jak kosmita Walijczyk. - Brzmi dobrze. Znaczy... ta miejscowość. Język mniej... - Aczkolwiek, fakt faktem, mógł jedynie pozazdrościć. Sam nie był językowcem i chyba tak już miało pozostać, bo nigdy go nawet nie ciągnęło do takiej nauki. - Każdy? - Przekrzywił głowę, obserwując swojego rozmówcę. To nie było takie proste. Pomijając już fakt, że Mefistofelesowi daleko do naukowca... Trzeba było wziąć pod uwagę pewne oczywiste ograniczenia, których nie miał szans pokonać. - Dużo się zmienia... kiedy jestem wilkiem i kiedy jestem człowiekiem. Ciężko cokolwiek badać, jak ma się cztery łapy. Potrzebowałbym kogoś do pomocy. - Powstrzymał się od wciskania chłopakowi kitu, że podczas pełni unikał towarzystwa ludzi. Nie wiedział jak popularna była wiadomość, że Neirin chętnie mu w te noce towarzyszył, ale raczej kłamstwo nie miało większego sensu. - A to śmiało, oglądaj. - Chyba nie było mu dane zrozumieć co chodziło Puchonowi po głowie. Uśmiechnął się za to szerzej, jak gdyby chciał chłopaka zapewnić, że tamta chwila na kocu już dawno przeminęła i nie musieli się nią przejmować. Rzeczywistość potrafiła dopaść człowieka w najbardziej niespodziewanym momencie... - I'm sure you could make me feel good... - mruknął, nie mogąc powstrzymać się od sugestywnego tonu. Zamaskował to zaraz śmiechem, chwytając Jacka za rękę. - Przynajmniej chcesz spróbować! Ale nie przejmuj się tym. Nieźle ci idzie, a jeszcze gdybyś przestał uciekać... Prawda była taka, że Nox sam nie wiedział czego chciał. Albo nie chciał wiedzieć, bo w jego przypadku mogły to być same nieodpowiednie rzeczy.
Jack również nie był. Znał ten dialekt tylko dlatego, że mieszkał w Walii przez większą połowę swego życia. Później musiał przerzucić się na angielski i trochę mu zajęło nim pozbył się dziwnego akcentu. Ale jakoś udało mu się dostosować. Był niezwykle elastyczny jeśli chodziło o dostosowywanie się do trudnych warunków - szczególnie jeśli chodziło o spanie na twardych ławkach. Do tych zawsze potrafił się jakoś dostosować. - Może nie każdy. Ale ty na przykład. - Odparł po namyśle. Zaś co do Neirina, to w większości nie miał pojęcia o jego spacerkach z wilkołakiem. Rudzielec raczej nie dzielił się z nikim podobnymi informacjami. Może to i lepiej? Jack by go nie puścił zbyt chętnie. - Bardzo dużo? Co na przykład? Polujesz na co popadnie, czy miewasz jakieś preferencje? Jelenie? Centaury? Może jednorożce? Smaczne są?- To były głupie pytania. Naiwne i dziecinne. Jack odbierał w taki sposób większość rzeczy, które go interesowały. Niestety nie aż tak by osobiście zajrzeć do książki i o nich poczytać. A wilkołak? Ten po prostu był cool. Znany i sławny w niemalże każdym folklorze. - Wygrałeś jakieś walki? - Zapytał jeszcze, nim nie został pochwycony za rękę. Miał nie uciekać? Zamilkł. Właśnie przy takich komendach mózg zwalniał, intensywnie pozbywając się każdej racjonalnej myśli z jego głowy. Asertywność się wyłączyła. Spojrzał w bok, spodziewając się ujrzeć tam kawałek jakiegoś stalowego ogrodzenia. Skąd miał uciekać? Nic tu nie było. Tak jak zwykle wiedział co robić, albo chociaż miał już z góry wyrobione swoje zdanie o jakiejś sytuacji, to teraz kompletnie nie miał pojęcia o tym co się działo. Był zbyt bezpośredni? Wrócił spojrzeniem do ślizgona. - Nie uciekam. Przecież jestem tu z tobą. - Ujął mocniej jego dłoń, przyciągając go bliżej siebie. - Gdybym uciekł, nie znalazłbym drogi powrotnej. - Skomentował to pobłażliwie. - Ale ty pewnie znalazłbyś mnie bez problemu? Dobry masz węch? - Chyba powinien przestać w końcu nawiązywać do tego wilkołactwa. Niestety nic nie mógł na to poradzić… to prawie ten sam poziom co żarty z wegan. Fascynujące ale niepojęte. Zresztą sprawdzanie uzębienia Nox miał już za sobą. Pozostało już niewiele rzeczy do zbadania. Książki może Moment własnej nie napisze, ale jego ciekawość będzie zaspokojona. Tyle o ile Nox mu bzdur nie nagada. Ponownie przejechał dłonią po jednej z ukrytych między tatuażami blizn.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Kompletnie co innego miał na myśli, kiedy mówił o zmianach. W końcu nawet jego ślina nabierała innych właściwości, kiedy był wilkiem... co dopiero bawić się w rozdrabnianie na łzy? Nie spodziewał się za to natłoku pytań, w dodatku tak... tak beztroskich. Niepoważnych. - Oczywiście, że mam preferencje. - Proste. Prawdę mówiąc, pytania o likantropię mu się nie nudziły. Dużo ludzi krępowało się je zadawać, więc Mefisto doceniał te odważniejsze jednostki i chętnie wszystko wyjaśniał. - Zwykle nie poluję na zwierzęta, ale to czasem pomaga się rozproszyć. Takie stworzenia jak centaury czy jednorożce zostawiam w spokoju... i tak mam ochotę tylko na czarodziejów. - Smutne, ale prawdziwe. Mógł próbować najprzeróżniejszych przysmaków, uciekać w odosobnienie... Ale koniec końców taka była natura wilkołaków, by w każdym porywie wiatru doszukiwał się kuszącej woni swej ulubionej ofiary. - Jakieś. - Nie chciał wspominać zeszłorocznego starcia z innym wilkołakiem. - Większość zwierząt raczej nie ma za dużych szans... mmm... Napatoczyłem się kiedyś na akromantulę. I nic mi nie jest. Dał się przyciągnąć bliżej, chociaż trochę uciekał wzrokiem. W końcu przestał, zawieszając spojrzenie na ciemnych tęczówkach Jacka. - I tylko dlatego nie uciekasz? - Węch... był kwestią może nieco oklepaną, ale Nox tylko przysunął się jeszcze bardziej. - Jako wilk, bardzo. Jako człowiek, w granicach normy. Chociaż raczej jestem czuły na zapachy, ale myślę... że po prostu zwracam na nie uwagę, ot co. - Swego czasu starał się możliwie jak najbardziej rozwinąć wszelkie zmysły, by nie polegać na tych najprostszych. Brakowało mu wilczych zdolności, które - niestety - w ludzkim ciele pozostawały uśpione. Dopóki Noxa nie męczyła nadchodząca pełnia, mógł o likantropii próbować zapomnieć. Wolną dłonią odgarnął kilka mokrych kosmyków włosów Jacka, które wcale nikomu nie przeszkadzały, ale wyglądały jakoś tak zachęcająco. - Jeszcze jakieś pytania?
O, tak. Jack potrafił zadawać dość bezpośrednie pytania. Szczególnie gdy czuł się czymś niezdrowo zainteresowany. Gdyby Mefisto nagle zamienił się w wilkołaka, pewnie równie beztrosko poprosiłby go o pokazanie jakiś sztuczek... Przynajmniej póki nie zorientowałby się, że to ten moment w którym żarty się skończyły. Otrzeźwienie zapewne przyszłoby dość szybko. Wszak był jedyną osobą z całej trójki puchonów, która świadomie ograniczała swoje kontakty z wilkołakiem, by ten nie czuł się w ich gronie zbyt swobodnie. Wilkołactwo to jedno, a paskudny charakter i sposób bycia to drugie. Mimo wszystko obaj mieli sporo za uszami. - Czarodziejów? Ludzina w sensie? Czy to musi być czarodziejska ludzina? Czystokrwiści smakują lepiej? - szturchnął go zaczepnie – Mógłbyś zeżreć mojego ojca… Zjadłeś już kogoś? - Zapytał, chociaż odpowiedź sama się nasuwała. Gdyby kogoś wpierdolił, to z Azkabanu by nie wyszedł. No chyba, że by wpierdolił tak, że ślad by nie został? Może połknął w całości? Zawsze zostają jakieś ślady. - Mam wrażenie, że ty masz ochotę na czarodziejów niezależnie od tego czy jesteś wilkołakiem, czy nie. Walka z akromantulą… olbrzymim pająkiem… faktycznie nic Mefisto nie było. Nie pamiętał, aby kulał, czy może miewał jakieś niekontrolowane ruchy. Zawsze był dość precyzyjny. Moze jedynie nie pokazywał się na dłuższy czas, podczas rekonwalescencji... acz poza tym, zawsze się ze wszystkiego wylizał. Myśli Puchona odbiegły gdzieś dalej, w najbliższe wspomnienia, ostatecznie stwierdzając, że jedynie psychika Wilkołaka zdradzała jakieś ułomności. Ale to raczej nie wybiegało znacznie ponad skalę zdziwaczałych wychowanków hufflepuffu. Wręcz przeciwnie, Nox był zdrowy i w jakimś sensie normalny. - Nie tylko. Przecież miałem zapewnić Ci alibi do końca. Głupio byłoby powiedzieć, że całą noc uciekałem przed wilkołakiem. Może pora nieco ocieplić twój wizerunek? - Wzruszył ramionami, po chwili spoglądając na dłoń sunącą w stronę swojej twarzy. Przymknął oczy na tę chwilę. - Pytań mam całe mnóstwo. Ale nie chciałbym, abyś czuł się przeze mnie jak na przesłuchaniu. - W którymś momencie najpewniej i Jack by się tym znudził. Szkoda by było tak nagle stracić zainteresowanie wilkołakiem. Szczęściem woda Momenta nigdy nie nudziła.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Choć ogólnie popierał zdrową separację ludzi od wilkołaków, to nieco jego poglądy się pozmieniały. Mefisto przekonał się już wielokrotnie, że mógł być w wilczej postaci bardzo przydatny... a praca nad morderczymi zapędami dawała wyraźne efekty. Był żywym dowodem na to, że dało radę jakoś koegzystować - jedyny problem polegał na ustaleniu, czy warto w tym celu ryzykować. Pewnie nie. - Zdecydowanie czarodziejska - potaknął, ale na pytanie o czystokrwistość lekko rozłożył ręce w bezwiednym geście. Nie miał takiego zasobu wiedzy, by się w tej kwestii określić. To chyba nie miało zbyt dużego znaczenia - bądź co bądź, czystokrwiści nie byli lepsi od mugolaków i posiadali w sobie tyle samo magii. A tylko na tym likantropom zależało! - Nie zjadłem, ty masz chyba złe wyobrażenia- ojca? - To brzmiało na poważne problemy rodzinne, skoro syn serwował ojca na kolację. Mefisto jednak nie dopytywał, pomrukując ciche "może", by zostawić swoje wilcze preferencje w spokoju. - Mhmm... ale jako człowiek - wbrew pozorom - jestem bardziej wybredny. Poprawił włosy Jacka, a potem pozwolił sobie przesunąć opuszkami palców po jego policzku. Skoro Puchon badał zgrubienia na skórze Mefisto, to on sam mógł nieco nacieszyć się delikatną skórą, prawda? - Ministerstwo Magii byłoby takimi zeznaniami zachwycone... masz jakiś pomysł, jak? - Ocieplenie wizerunku brzmiało nieźle, ale nie było takie proste. Nox ułożył sobie dłoń na szyi bruneta, by móc kciukiem wodzić po jego policzku. - Możesz pytać o co tylko chcesz - zapewnił, zsuwając się palcem bardziej w stronę kącika ust swego rozmówcy.
Koegzystować… niemal jak kierowca ciężarówki. Na czas pełni wybywa w daleką trasę do rezerwatu i wraca gdy tylko księżyc zajdzie. Co się działo w tym czasie, żony - czy drugiej połowy - obchodzić nie powinno. Może na takie koegzystowanie ktoś by się zgodził? Kiedyś. Za rządów jakiegoś nowego zoopomyleńca, bo na pewno nie teraz. - Mam? Aż tak? Może trochę mam… Dobra, nie będę Cię zachęcać. I bez tego masz sporo problemów. - Jack, by się nie przejął. Na trzeźwo również. Nawet wtedy gdyby się okazało, że Nox zgromił całą jego rodzinę. Może trochę miałby obaw odnośnie upadającego zdrowia psychicznego swojego kolegi… ale na pewno by nie tęsknił. W mugolskich bajkach zawsze potwory zjadały ludzi. Niestety później przeważnie same źle kończyły. Szkoda zdrowia wilkołaka nawet na takie rozważania. Jack i tak nie był zbyt trzeźwy. - Jakoś nie zauważyłem. - Spojrzał nań, czując słony palec sunący wokół swoich ust. Rozchylił je lekko, puściwszy dłoń wilkołaka, by objąć go w zamian w pasie. - Coś by się znalazło… może w przyszłości nie trzeba będzie tak kombinować? Zaś samo przebywanie w mojej obecności, będzie wpływać na opinię innych? - Ciekawe marzenie. Acz do jego spełnienia jeszcze daleka droga. Uniósł twarz w górę, stopami sięgając dna i stając na palcach. Cokolwiek chciał zrobić dalej, nie udało mu się to. Bowiem na jego twarzy natychmiast wykwitł grymas bólu, czego nawet magiczna biżuteria nie omieszkała zaznaczyć. - Je-żowce? – Wypowiedział przez zęby, nim nie dorwały go skurcze utrudniające pływanie i oddychanie. Nadział się bosą stopą, na wcale niemały okaz. W Walii jeżowce nie stanowiły dużego problemu. Woda nie była ani ciepła, ani klarowna, dyskwalifikując większość tych żyjątek do zamieszkania ich kamienistych plaż. Co innego opuszczone wybrzeża Grecji. Meduzy, raje, jeżowce i jadowite drakeny to tylko niektóre z problemów. Moment co prawda sprawdził część, znając mgliście zagrożenie, ale i tak dość szybko stracił czujność. Nie był ekspertem od zwierząt i na nic był mu teraz fakt, że umie pływać. Został skazany na szybką reakcję Mefistofelesa – Zakładając, że wcześniej sam nie wdepnie w jakąś szkarłupnie i się nie utopi wraz z nim. Dopiero ministerstwo będzie gratulować. Pierwszemu głupoty, a drugiemu szybkiego pozbycia się problemu. Zniknął pod wodą, nie mogąc utrzymać się długo ponad powierzchnią. Nie byli wcale daleko od brzegu, jednak wciąż wystarczająco blisko by spotkać zagrożenie i nie być w stanie doczołgać się do plaży. Kiepska chwila na umieranie.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
- Mm, żyjesz marzeniami? - Uśmiechnął się szerzej, trochę tracąc wątek. Zapatrzył się i nie był w stanie nawet udawać, że tak nie było. Moment był przystojny, a z tej odległości - bardzo przystojny. Mefisto nie miał pojęcia w jakim stopniu jego ciałem kierował alkohol, ale wcale nie oponował. Już i tak dużo energii szło na toczenie walki w myślach, czy sprawdzenie miękkości puchonich ust jest bardzo nieodpowiednie, czy tylko trochę. Ostatecznie i tak zahaczył musnął kciukiem dolną wargę Jacka. - Skoro myślisz, że twoja obecność może pomóc... Pochylił się, poczynania chłopaka uznając za całkiem oczywiste, ale wtedy wszystko się pięknie posypało. Nox zmarszczył brwi, puszczając Puchona i początkowo uznając ten grymas za zwykłe odrzucenie. Niezbyt mu się to wszystko składało w spójną całość, a wyjaśnienie nadeszło w postaci nazwy przeklętego stworzenia. - Kurwa - wyrwało mu się z niedowierzaniem, bo raptem kilka sekund wystarczyło, by Momenta zakryły fale. Mefisto wyłowił go całkiem instynktownie, obejmując mocno i... i co? Ruszenie się w którąkolwiek stronę nie wydawało się dobrym pomysłem, targanie Jacka przez przeszkody również. Z kolei różdżka, tak pomocna dla czarodzieja, czekała na piasku. Decyzję podjął szybko, nie dając wątpliwościom rozkwitnąć. Przeklął w duchu samego siebie, korzystając z teleportacji łącznej i z cichym trzaskiem przenosząc ich na brzeg. Tam z kolei zachwiał się, czując jak zawartość żołądka podchodzi mu do gardła, a ciężar trzymanego Puchona o sobie przypomina. To nie był dobry pomysł, by przenosić kogoś, kto już nie czuł się najlepiej. - Jakie to trzeba mieć kurwa szczęście, no ja pierdolę - nadawał wiernie, ostrożnie kładąc chłopaka na ziemi. Nie powinno być źle, chyba. Różdżkę miał na wyciągnięcie ręki, toteż zaraz niewerbalnym Anapneo upewnił się, że chłopak miał udrożnione drogi oddechowe. Mimo wszystko jad jeżowca nie powinien wyrządzić jakichś tragicznych szkód... Ale żeby sprawdzić stan stopy Momenta, potrzebował trochę lepszych warunków. Lumos Maxima wyszło mu dopiero za trzecim, bardzo sfrustrowanym razem. Rzecz w tym, że aby bawić się w wyjmowanie igieł, musiał mieć pewność, że drgawki nie są na tyle poważne, by pędzić po profesjonalną pomoc. - Nie umieraj mi tu, poważnie, nie mogę- nie mogę wrócić do Azkabanu, Moment!
Oboje mieli pecha w życiu. Ot, takie szczęście w nieszczęściu. Mefisto mógł być pechowcem, ale Jack wcale mu w tym forów nie dawał. Jak nie urok to… no właśnie? Klątwa zwrotna? Jack nieczęsto wypowiadał się na temat swojej rodziny, a jak już to na pewno nie w żadnych superlatywach. Karma wraca. W tym przypadku niegroźne życzenie śmierci z rąk wilkołaka zamieniło się w przypadkowy epizod pozbawienia życia Momenta przez wodnego jeża. Wyciągnięty na brzeg, po pozbyciu się wody z dróg oddechowych odzyskał przytomność. Głównie za sprawą okropnego bólu, który wywoływał drgawki w ciele chłopaka. Nienawidził bólu i już chyba wolałby aby odcięto mu tę stopę. Kolce wciąż były jak żywe, co gorsza jadowite. Jack sądził, że zaklęcia czaromagiczne bolą nie do wytrzymania, ale to? Co za skurwysyństwo! - Nie umieram… ale chyba zacznę… hwren! Ffyc pa mor ddrwg mae'n brifo! - Zaczął przeklinać po walijsku zupełnie przestawiając się na ten język. Pewnie Neirin zrozumiałby więcej z tych jęków. Może nawet by go czymś zatkał i jak prawdziwy amator-psychopata podjął leczenia, trudnych do usunięcia bez magii kolców. Możliwe, że nawet tutejszymi sposobami… gorący olej? Kruszenie paszkwili kamieniem? Jack by mu tego nie wybaczył. Prawda była taka, że nawet po meczach quidditcha, jego próg bólu nie przesunął się ani odrobinę wyżej. Tak samo zwijał się z bólu po rozkwaszeniu nosa, jak przy podwójnym złamaniu otwartym. Tylko przed nim nie udawał takiego niewzruszonego chojraka i jęczał przy każdym dotknięciu. - Rhowch alcohol i mi! Nid wyf am deimlo'r boen hon... - Jął przeczesywać piasek rękoma, w poszukiwaniu czegoś, co by mu pomogło. Do butelki z alkoholem za daleko. Jednak nieopatrznie odnalazł dłonią ukryty koc, chroniony zaklęciem drętwoty. Przynajmniej teraz nie mógł panikować, a Nox, miał większe pole do manewru. Nie tylko ustały drgawki, ale i cały Puchon znieruchomiał, milknąć całkowicie. Jedynie ból nadal był odczuwalny i zapewne nie minie jeszcze przez kilka godzin od pozbycia się przyczyny skaleczenia. Wspaniała noc.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Może powinien podjąć się nauki języka walijskiego? Albo zainwestować w jakieś magiczne drobiazgi, które by mu z tym pomogły? Nigdy nie sądził, że będzie mu to potrzebne... Ale teraz, kiedy do uszu Mefistofelesa dotarł niezrozumiały bełkot, trochę się załamał. W pierwszej chwili był święcie przekonany, że chłopak majaczy, bredzi; że jakimś cudem ten jeżowiec sprawił, że Jack kompletnie stracił zmysły. - Uspokój się- uspokój, to nic poważnego - wymamrotał, w końcu mogąc zerknąć na stopę chłopaka. Kolców nie było jakoś bardzo dużo, nic nie wyglądało tragicznie. Do przyjemnych raczej nie należało, ale żeby od razu siać taką panikę... Faktycznie szczęście w nieszczęściu, skoro Momentowi nie udało się nawet uniknąć zaklęcia rzuconego na koc. - Och... Nie nienawidź mnie za to, bo to całkiem pomocne... - Nie zdjął z chłopaka Drętwoty, zamiast tego nakładając na jego stopę Duritio. Teoretycznie urok miał zapewnić miejscowe znieczulenie, ale Nox nie wiedział jak zadziała w takiej sytuacji. Miał też większe zmartwienie, bowiem znacznie bardziej chciał skoncentrować się na rzuceniu kilku Astral forcipe - może i nie znał za dobrze metod tubylców, ale usunięcie kolców nie powinno zaszkodzić. Gorzej, że przez męcący mu w głowie alkohol stracił część swojej precyzji, parę razy drgając różdżką nieco niedelikatnie. Przepraszał cicho, swoje dzieło kończąc mało efektownym Sugervirus. Problem pojawił się taki, że niezbyt wiedział czy to zaklęcie w ogóle zadziała... i czy w ogóle coś da. Jad mógł robić za truciznę, chyba. - Finite. - Trochę głupio było mu cokolwiek powiedzieć, więc tylko opuścił różdżkę, po zdjęciu Drętwoty, i czekał na jakąkolwiek reakcję ze strony Puchona. Zamierzał dalej się miotać, wyklinać wilkołaka? Domagać się zabrania go do szpitala? Mefisto wcale nie był taki dobry w zapewnianiu pozytywnych wspomnień...
Nie nienawidzić? Dopiero teraz Jack będzie miał co opowiadać w ministerstwie. Byleby go za mocno nie poniosło i nie zabrzmiało to bardziej negatywnie niż pozytywnie. Dobrze będzie opuścić nieco szczegółów… w szczególności tych dotyczących picia. Ciało Momenta, zwiotczało zaraz po zdjęciu zaklęć. Dało się jednak zauważyć, że jest strasznie rozpalony, a oddech jeszcze się nie uspokoił. Chyba nieprędko wejdzie znów do wody… a przynajmniej nie bez dobrych, gumowych butów. Chwilę spoglądał się w niebo pustym wzrokiem, nim nie przeniósł spojrzenia na wilkołaka i nie spróbował się poruszyć. - Beth ddigwyddodd yma... yhg... Jednak nie pozwoliłeś mi się utopić... - Względnie się uspokoił, myślami znów powracając na brytyjski angielski. Szok jeszcze nie do końca go opuścił, a grymas na twarzy nie chciał się wygładzić. Uniósł rękę i gestem nakazał Noxowi się pochylić, jakby chciał mu coś powiedzieć. Odczekał aż wilkołak wykona ruch, po czym ściągnął go sobie bliżej, obejmując za szyję. - Powinienem Cię zgładzić za to dłubanie... ale potrzebuje alkoholu. W dużych ilościach. - Przesunął palcami jednej ręki, tuż za uchem ślizgona, smyrając go lekko, wciąż nieznacznie drżała. Rozluźnił uścisk, pozwalając mu się odsunąć. Jack wolał się już nie tykać tego przeklętego koca. Nie miał przy sobie różdżki i nie był pewien w którym miejscu się znajdywała. Oby nie ugrzęzła gdzieś w piasku, dopiero by się zmartwił. - Powiedz, przeprosili Cię chociaż za zamknięcie w Azkabanie? - Zapytał, ciekaw czy ministerstwo wszystko zamiotło pod dywan, czy może Nox miał jedną z milszych cel, które nie wywołują większej traumy. Chociaż po wcześniejszym zachowaniu ślizgona, mógł stwierdzić, że po wyjściu wcale nikt nie czekał na niego z kwiatami i pudełkiem czekolady. Wręcz przeciwnie. Wyrzucono go jak niechcianego lokatora, po uprzednim wypełnieniu papierów.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
To zdecydowanie nie była historia odpowiednia do opowiadania w Ministerstwie Magii. Mefistofeles zaczynał wychodzić na jakiegoś seryjnego mordercę... który to już raz zostałby oskarżony?... Jeszcze trochę i sam przestanie wierzyć w swoją niewinność. Teraz tylko siedział spięty na piasku, wpatrując się w swoją nieszczęsną ofiarę. - Mówisz po ludzku, to dobry znak. - Uśmiechnął się blado i pochylił. Święcie przekonany, że najzwyczajniej w świecie dostanie w twarz, kompletnie nie spodziewał się tego przytulenia. Odetchnął z ulgą i wysunął wolną rękę, by podeprzeć się o piasek po przeciwnej od siebie stronie Jacka - a to, że mu nie wyszło i trafił w jego biodro, to tylko zbieg okoliczności. Tak czy tak, dłoń tam pozostała nawet w momencie, w którym Nox się odsunął. - Ach... mścij się, śmiało. - To dopiero mogłoby być ciekawe! Ślizgon mógł pochwalić się dość wysokim progiem bólu, a przy tym masochistycznymi zapędami. Przez chwilę chyba nawet miał nadzieję, że Moment zrezygnuje z alkoholu na rzecz przetestowania tej rozrywki. Grzecznie jednak odczarował koc, odłożył różdżkę i wziął napoczętą butelkę Czarnego Quintina, którą zaraz wcisnął wychowankowi Hufflepuffu w ręce. - Cóż, na samym początku zebrali moje wspomnienia, żeby sprawdzić moje alibi... A akurat tamtej pełni nie pamiętałem za dobrze. Trafił mi się lewy wywar tojadowy, partia zrobiona podczas zakłóceń magicznych. Wyszło na to, że nie mam alibi. - To nie była zbyt przyjemna opowieść, ale Mefisto sam zachęcił do zadawania pytań. Nie mógł teraz odmówić, skoro Jack najprawdopodobniej potrzebował po prostu dystrakcji. - Więc kiedy mnie wypuszczali to kazali lepiej pilnować eliksirów, bo ponoć sam byłem sobie winien. - Tyle w kwestii przeprosin. - Ale to do mnie. Z tego co wiem, do dyrektora Hogwartu poszło już oficjalne pismo z wyjaśnieniem, że zaszło nieporozumienie. Bez dodatkowego oczerniania mnie. - Podsunął chłopakowi kawałek arbuza, spoglądając jeszcze zaraz kontrolnie na jego stopę. Nie był pewien, czy nie powinien dalej pobawić się w pielęgniarkę... ale dopóki Jack jakoś bardzo nie narzekał, to chyba było w porządku... - Twoje wymaganie z wodą wyszło mi trochę koślawo... Mogę się jakoś poprawić? - Dopytał zaraz, już bardziej żartobliwym tonem.
Spiął się odrobinę, gdy ręka trafiła w jego biodro. Nikt nie lubił odkrywać brzucha, nawet zwierzęta - w większości – uważały to miejsce za zbyt wrażliwe i warte ochrony. Bywały jednak wyjątki od reguły i okazy, które wielbiły drapanie po brzuchu... Moment jednak do nich nie należał. Dźganie w brzuch nie było przyjemne. Nawet mimo rysujących się nań mięśni, odruch napięcia w obliczu zagrożenia pozostał – na szczęście tylko urojonego. Rozluźniwszy się, odebrał butelkę od Wilkołaka i odkorkował, wsłuchując w dość wiarygodną opowieść o niekompetencji i braku profesjonalizmu instytucji, w której przyszło mu pracować. To zapewne nie pierwszy i nie ostatni przypadek dyskryminacji w świecie czarodziei. - Mam nadzieję, że zaopatrzyłeś się już w nowe wywary. Świeże? - Skomentował, bez większego opowiadania się po którejś ze stron. Taki wypadek mógł mieć zdarzenie, jednak nie trzeba było od razu skazywać wilkołaka na Azkaban. Przecież są znacznie przyjemniejsze miejsca – jak Jackowi się wydawało – do zamykania ludzi. Wszak Nox żadnym recydywistą nie był. Można to było rozwiązać inaczej - zawsze można. Tylko po co brudzić sobie ręce i rozwodzić nad czymś tak trywialnym jak prawda i sprawiedliwość? - To miło z ich strony… Pewnie byli zawiedzeni tym, że nie mogą gościć Cię dłużej. - Sarknął, unosząc się na przedramionach aby upić część płynu. Póki co, nie chciał spoglądać na swoją stopę. Miał dziwne przeczucie, że gdy tylko to zrobi, zacznie się mało męskie zawodzenie, podszyte urojonym bólem. Najgorzej, gdy nie miało się wiele do roboty i myśli samoistnie skupiały się na czymś takim. Przekręcił się nieznacznie, stawiając otwartą butelkę na piasku i odbierając kawałek arbuza z rąk Ślizgona. - Obawiam się, że już wystarczająco się dziś napływałem. - Strzelił korkiem prosto w czoło Wilkołaka – Marzą Ci się poprawiny? - Wgryzł się w soczysty owoc, przez chwilę całą uwagę skupiając jedynie na nim. Zupełnie jakby był tu sam. - Próbuj, chociaż zdaje się gro atrakcji na dziś mamy już zaliczone. - Oblizał usta, spoglądając nań.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
- Nie, jeszcze nie. - Mogło to brzmieć nieco nieodpowiedzialnie, ale w tonie Mefisto próżno było szukać beztroski. W kwestii likantropii starał się wszystko mieć przemyślane, toteż nawet decyzja związana z odłożeniem zakupu na później, nie była przypadkowa. - Zamówiłem od znajomego, ale jeszcze się warzy. Będzie idealnie świeżutki i obrzydliwy. - Może trochę przyzwyczaił się do smaku wywaru tojadowego, ale dalej miał świadomość jak koszmarny on był. Teraz jeszcze zafundowano mu drobny odwyk, bowiem w Azkabanie dostawał okrojone porcje - najwyraźniej aurorzy wychodzili z założenia, że więźniowie nie byli godni normalnych porcji, a jednocześnie bez jakiegokolwiek środka stanowili zbyt duże zagrożenie. Nie wątpił za to, że przyjęliby go z powrotem z otwartymi ramionami; pewnie jeszcze jego cela nie została przejęta. Wolał się nad tym zbytnio nie zastanawiać, toteż pozostawił kwestię w spokoju i tylko obserwował jak jego towarzysz upija nieco alkoholu. Cmoknął z dezaprobatą i złapał korek, który po uderzeniu w czoło spadł mu na kolana. Odłożył go obok butelki, by nie zginął gdzieś w piasku. Domyślał się, że pod koniec spotkania trunku już nie będzie, ale żeby tak od razu śmiecić... - Myślisz? - Otarł kciukiem kroplę soku, która przemknęła po brodzie Puchona. Zawahał się przy odsuwaniu ręki, spoglądając na wargi, które Jack akurat oblizywał. Dobrze, że sam nie sięgnął po Czarnego Quintina, bo jemu chyba alkoholu już starczało... - Zaliczania nigdy zbyt wiele... miałem wrażenie, że chciałeś coś zrobić tam, w wodzie. - Albo to on chciał? Jeżowiec elegancko zepsuł nastrój, jednak przecież przywrócenie go nie powinno być niewykonalne. O ile ten nastrój w ogóle był rzeczywisty, a nie tylko urojony.
Nie odrywając spojrzenia od Mefistofelesa - nawet w momencie gdy ten przesuwał palcem po jego brodzie - ponownie uniósł butelkę do ust. Chwilę to trwało, nim nie cmoknął cicho, orientując się jak niewiele w niej już pozostało trunku. - Tak? - Odpowiedział pytaniem, wydając się zupełnie zaskoczony tym stwierdzeniem. Cokolwiek chciał wcześniej zrobić - nie mógł sobie tego przypomnieć. Zresztą, porządnie straumatyzowany przez jeżowca oraz niewprawnego medyka, niewiele już pamiętał z tego co robił i mówił. Chyba zwyczajnie nie chciał się utopić? - Nie jestem pewien... - zaczął ostrożnie, nie chcąc pozwolić by to podchwytliwe pytanie skomplikowało w jakiś sposób tę dziwną relację - Przypomnisz mi? - Poprosił, odstawiając pustą butelkę na piasku, a w palcach wciąż obracając jej szyjkę - jakby nad czymś się intensywnie zastanawiając. Nie był mistrzem skojarzeń, ale słowo "zaliczać" w ustach wilkołaka brzmiało dość pospolicie i... negatywnie. Jeśli Nox chciał Jackowi przypomnieć, przez co jeszcze Puchon za nim nie przepadał, to udało mu się to. Chłopak zmarszczył brwi i poruszył się niespokojnie. Miał wrażenie, że gdzieś niedaleko czaił się kolejny jeżowiec - tylko czekając na odpowiednią chwilę do ataku. Uciekł wzrokiem w bok, upewniając się, że to jedynie wymysł jego wyobraźni, po czym wrócił z równie nieprzyjemnymi myślami do osoby Noxa. - Chyba chciałem… podziękować Ci. - Niechętnie przyznał się do tego, ostatecznie uznając, że Noxowi należy się nie tylko podziękowanie za miłą wycieczkę, ale i za ratunek. Do syrenki było mu co prawda daleko, ale ten jeden raz mógł zgodzić się na pewne ustępstwa. Szczególnie, że wilkołaka ze strony Momenta nigdy nic miłego nie spotykało. Zatem póki nie musiał za nic płacić, miłe słowa były mu na rękę.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Choć już wcześniej niechętnie odwracał wzrok od Jacka, teraz wpatrywał się w niego znacznie uważniej. Delikatne promienie zawieszonej w pobliżu kuli Lumos pozwalały Mefistofelesowi zauważyć więcej, niż słabe światełka migoczące w wodzie. Inną sprawą było to, że teraz miał nieco trzeźwiejszy umysł i, dodatkowo, wkraczał na mniej pewny temat. Tak jak zdziwienie w głosie Puchona go nie zdziwiło, tak wycofywanie i spięcie już bardziej. Czy nie umówili się, że Jack przestanie uciekać? - Chciałbym, ale w końcu niczego nie zrobiłeś. - Rozbrzmiała w tym jakaś nuta żalu, bo Nox naprawdę chciał wiedzieć jak wiele działo się w jego głowie, a jak wiele w rzeczywistości. Zabrał w końcu obie ręce, zostawiając Momenta w spokoju. Odruchowo zgarnął różdżkę, obracając ją w palcach w geście, który można było z łatwością uznać za nerwowy. Pewnie też trochę słusznie. - Chyba - powtórzył, ale zaraz zreflektował się i uśmiechnął. - Nie ma za co, słońce. Wiesz, wycieczka do Grecji to dla mnie żadna kara... - Nie był to wcale wielki gest, jeśli spojrzeć na to z tej strony. Mefisto nie robił niczego, co mogło być dla niego nieprzyjemne; on również mógłby podziękować za samo podsunięcie pomysłu co robić tej nocy. Gdyby Jack go nie powitał w klubie, Nox pewnie skończyłby sam ze swoimi koszmarami, albo w czyimś łóżku z paskudnymi wyrzutami sumienia. Niewerbalnym Chłoszczyść wyczyścił się z drobinek piasku, które chętnie przylgnęły do wilgotnej po kąpieli skóry. Noc nie była aż tak gorąca, więc wilkołak bez żalu założył swoją koszulkę - może nie zapewniała wiele ciepła, ale z pewnością zdrową dawkę komfortu. Tak ubrany położył się na piasku obok Momenta, pozwalając by dzieliła ich "bezpieczna" odległość i niemal pusta butelka alkoholu. - To co, kolejne wyjście ty organizujesz? Czy będziesz miał mnie po tym jeżowcu oficjalnie dość?
Ostrożnie położył się na piasku, kiedy wilkołak zszedł zeń. Dłuższą chwilę leżał w bezruchu, wpatrując się w jego odbicie, tańczące w ciemnej butelce po alkoholu, by ostatecznie przymknąć oczy. Była tak samo pusta jak głowa Puchona. Odetchnął głęboko, czując pewne zmęczenie tym ciągłym napięciem i niespodziewanymi zbliżeniami. Chyba cieszył się, że jeżowiec ostatecznie przerwał to narastające podniecenie. Nie musiał martwić się tym jak je rozładować. Szumiało mu w głowie. - W obu językach nie znajdę słów, by wyrazić jak kiepskim jesteś medykiem i jak bardzo nienawidzę jeżowców. - Odparł oskarżycielsko. - Powinieneś cieszyć się, że to nie będzie bilet do Azkabanu. W życiu nie zorganizuję Ci takich atrakcji jak ty mnie. Dla Noxa może to i żadna kara, ale Jack przez pewien czas odrobinę uważniej będzie stąpać po wodzie i bawić się nad wybrzeżem. Co gorsza organizator wycieczek też z niego żaden. Wyprawa zapewne byłaby arcy nudna, albo równie nieszczęśliwa w skutkach, co ta zaplanowana przez ślizgona. - Ale wiesz? Cieszę się, że poznałem likantropa. - Przesunął butelkę ponad głowę, aby mu nie przeszkadzała gdy podnosił się na kolana. Jemu zimno aż tak nie przeszkadzało. Wielka Brytania to dość chłodna kraina w porównaniu do Grecji, chwilowo więc nie czuł potrzeby ponownego nakładania na siebie koszuli, czy spodni od służbowego gajera. - Jesteś strasznie nierealny. - Rzucił sennym głosem, jedną dłonią zakrywając mu oczy, a drugą przesuwając po odkrytej piersi. Palce zacisnęły się mocniej, gdy tylko trafił, na pierwszą z blizn. - Może właśnie dlatego… ale dzisiaj nawet Cię polubiłem. Tak trochę... Chociaż nie masz futra i zębów… to tu też są ukryte ciekawe rzeczy. - Rozluźnił nieco palce, zostawiając w danym miejscu lekkie zaczerwienienie i pochylił się bliżej twarzy Mefisto. - Nie spytałem jeszcze o jedno… Twoja ślina na pewno nie zadziała? - Kolejny raz dzisiaj, oblizał swoje wargi, sprawdzając czy słona woda, ani to całe zawirowanie, nie naruszyło ich ciągłości. - Zdawało mi się, że… chyba nie chcesz, albo jeszcze tego nie sprawdzałeś? - Ściszył głos do szeptu – Osobiście nie chciałbym nieświadomie zostać wilkołakiem... Jeden taki fajny tu w zupełności wystarczy. - Odparł, całując go krótko, nie oderwawszy dłoni od jego oczu. - Pewnie za to – co bym zrobił - wylądowałbym w Azkabanie na dłużej niż ty. - Uśmiechnął się krzywo i odsunął. Był odrobinę nieobecny, gdy wpatrywał się w stronę morza. - Chyba... chyba źle się czuję. - Szturchnął wilkołaka, wpadając w lekką paranoję. Tak to jest jak coś się robi, nie czekając nawet na odpowiedź. - Noga mi zdrętwiała... to Likantropia? - Zapominając o jeżowcu i zestawiając wszystko z dużą ilością alkoholu, na prawie pusty żołądek, można uwierzyć naprawdę we wszystko, co tylko zmęczony umysł sobie uroi. Gorzej będzie jedynie w momencie gdy da o sobie znać kac morderca. - Potrzebuję lekarza. Nie mogę tak w domu... Neirin na pewno nie śpi... Nox chodźmy stąd! - Zanim nas pełnia złapie.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
- Ciekawe jak ty byś leczył po alkoholu - prychnął, oburzony zniewagą jego zdolności leczniczych. Specjalistą nie był i w dodatku bardzo lubił mugolskie metody, ale... ale tragedii nie było i Jack powinien okazać nieco więcej wdzięczności. Za dobrze mu było, jak miał tak Neia na skinienie ręką. Nie doceniał bardziej prowizorycznej pomocy nietrzeźwego wilkołaka. Dramat. - Mm? - Mruknął z zaciekawieniem, nie spodziewając się takich wyznań. Zaraz jeszcze zmarszczył lekko nos, zaniepokojony tą nagłą ciemnością; nie miał pojęcia o co chodziło z zakrywaniem mu oczu, ale postanowił dać Jackowi chwilę na wyjaśnienie. Spiął się pod wpływem dotyku - w pierwszym odruchu chciał od niego uciec, zatem była to forma zmuszenia się do pozostania w miejscu. - Moja ślina? - Wymamrotał, chociaż utonęło to w średnio składnych wypowiedziach Puchona. Łatwo było się w tym wszystkim pogubić, ale miłe słowa i zmieszanie sprawiały, że Noxowi robiło się coraz bardziej i bardziej gorąco. A potem został pocałowany. Szok uległ chęci odwzajemnienia, ale niestety nie poszło to w parze z długością pocałunku. Mefisto nieco żałośnie podążył za Jackiem, niezadowolony z tego odsunięcia. W końcu został mu też udostępniony zmysł wzroku, dzięki czemu mógł wlepić w chłopaka spojrzenie pełne niedowierzania. Wgapiał się, z ciężkim oddechem, mrowiącymi wargami i kompletnym brakiem zrozumienia. - Co? Nie. Ślina działa tylko podczas pełni - zapewnił odruchowo, pomijając już drobne aspekty jak "może trochę zadziałać, ale nie w małych ilościach". Moment raczej nie nadawał się na słuchanie całych wykładów odnośnie niebezpieczeństw związanych z bliskim kontaktem z wilkołakiem. Zaraz doszedł też do wniosku, że najprawdopodobniej nie powinien tak bagatelizować kwestii jeżowca i pewnie faktycznie najlepiej byłoby się z tej plaży zawinąć. - Dobra... dobra, czekaj tu, nie ruszaj się. Przyniosę świstoklik. - Teleportacja z Grecji do Wielkiej Brytanii nie brzmiała jak dobry pomysł. Mefisto zgarnął swoje spodnie i założył je niezgrabnie podczas energicznego spaceru przez plażę. Obejrzał się jeszcze na wychowanka Hufflepuffu, nim nie zniknął z Plaży Łez i nie rozpoczął poszukiwań świstoklików. Poszło o wiele łatwiej (i taniej) niż sądził, a pewnie byłoby jeszcze szybciej, gdyby tylko nie był taki rozproszony. Wargi Jacka faktycznie były miękkie. - Dobra, słoneczko, zwijamy się - zarządził, wracając do chłopaka z kawałkiem sznura, który miał przenieść ich do Doliny Godryka. Zawinął wszystkie rzeczy w koc i usiadł obok Momenta, podając mu drugi koniec świstoklika. Smakował solą morską i arbuzem. Świstoklik szarpnął porządnie, wyrywając czarodziejów z greckiej plaży i dość brutalnie wyrzucając ich na peron Doliny. Tam, zanim jeszcze Mefisto zdołał skoncentrować się na nieprzyjemnych efektach tego środka transportu, po prostu teleportował ich prosto pod drzwi domu Neirina.
/zt x2
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Wyspa Agrios była urzekająca w każdym aspekcie. Było przyjemnie ciepło, słońce muskało twarz Krukonki i sprawiało, że mogła na chwilę zdjąć czapkę, rękawiczki czy zimową kurtkę, w których podróżowała. Plaża Łez, na której wylądowała, nie różniła się niczym szczególnym, przynajmniej przed południem. Julia usiadła nad samym brzegiem morza. Ciepłe ubrania schowała do powiększonego zaklęciem plecaka, a następnie zdjęła buty i skarpety i zatopiła stopy w ciepłym piasku. Jak jej brakowało tego ciepła, witaminy D, optymizmu wywołanego samą tylko aurą. Była tu kompletnie sama, wiatr szumiał przyjemnie, niosąc słoną woń, a morska woda zbliżała się do dziewczyny coraz bardziej i bardziej. Brooks wyciągnęła z plecaka przekąskę kupioną jeszcze w Rumunii i tamtejsze piwo, które schłodziła zaklęciem. Cozonac zniknął błyskawicznie, a nieprzyjemne ssanie w żołądku zastąpiło uczucie błogiej satysfakcji. Brooks rozejrzała się raz jeszcze i kiedy upewniła się, że nikogo nie ma, zrzuciła z siebie resztę garderoby, i z papierosem w ustach oraz piwem w dłoni, ruszyła powoli w stronę morza. Woda była cieplejsza, niż sądziła, ale i tak przyjemnie ją otrzeźwiła. Kiedy wodę miała niemal po pierś, po prostu przystanęła, zaciągnęła się „Merlinową Strzałą”, zamknęła oczy i uniosła głowę do góry. Słońce przyjemnie grzało ją w twarz i ramiona. Jedyne, czego brakowało jej w tym momencie, to dobrej muzyki, ale i tak było cudownie. Jak już kiedyś będzie myślała o zakupie domu, to koniecznie w tak pięknym i ciepłym miejscu jak to. Kiedy wypiła piwo, do butelki wrzuciła niedopałek po papierosie i rzuciła szkłem w kierunku plaży. Posprząta, jak już wyjdzie z wody. Teraz chciała popływać. Jeżeli było coś przyjemniejszego od pływania w morzu, to było to pływanie nago w greckim morzu. Dla takich chwil jak ta warto było podróżować przez całą Europę.