Jedną z najbardziej ciekawych i magicznych miejsc na wyspie Agrios była Plaża Łez, która została nazwana tak ze względu na jasne, błękitne punkciki w wodzie, które przypominają, według Greków, łzy nimf wodnych. Nocami to miejsce jest jednym z najpiękniejszych miejsc na wyspach. Mimo pozorów, trudno napotkać na jakiegokolwiek Greka w tym miejscu, nie wiadomo do końca dlaczego.
Koszmar, który dręczył ją przez ostatnią chwilę, zniknął. Otworzyła zamglone oczy i wstała z kolan. Odetchnęła, wiedząc, że to już koniec. Wstydziła się trochę swojego zachowania, jednak mimo to, nie dała tego po sobie poznać. Z tego, co zauważyła, nie ona jedna dostała tym zaklęciem i musiała mierzyć się z jego niebezpiecznymi skutkami. - Przynajmniej wiem, którego zaklęcia użyć, gdy będę chciała komuś mocno dopiec - uśmiechnęła się niemrawo do Krukonki i otrzepała z piasku kolana. Co do Shawna... Już wiedziała, że go nie polubi, może nawet zacznie darzyć nienawiścią. Rozumiała, że chciał podbudować swój autorytet, a Ruth wydawała mu się świetną ofiarą. Tylko czemu musiał zrobić to tak brutalnie, krzywdząc dziewczynę? Czemu nie mógł z godnością przyjąć porażki? Według |Alice zachował się niemal dziecinnie, zupełnie nieprofesjonalnie. Zwykła demonstracja siły. Na pewno nie wzbudził tym w niej szacunku. Już mniejsza z tym, że zatracił się w pojedynku z dziewczynką na tyle, że praktycznie nie zwracał uwagi na uczniów. Raczej znalazłyby się osoby, które przy drobnym wypadku, byłyby w stanie pomóc jakiejś parze. Bardziej zastanawiało ją, po co w ogóle rzucali w siebie te zaklęcia. Dla jego rozrywki? Liczyła przynajmniej na wykład już po wymianie zaklęciami, a tu wyszło na to, że po prostu porzucali w siebie wybranymi przez nauczyciela klątwami. Koniec. A teraz mogą stosować na sobie dowolne zaklęcia. Gdyby chciała bezmyślnego atakowania czarami, to poszłaby na spotkanie klubu pojedynku, a nie na lekcję. Pokręciła głową. Nie mogła jednak się powstrzymać przed poznaniem zdania swojej przeciwniczki o prowadzącym zajęcia asystencie. - Co o nim sądzisz? - zapytała cicho, starając się, by Shawn ich nie usłyszał. Czekała też na atak Jeanette, jednak ten nie następował. - Skoro nie zaczynasz, to chyba oddasz mi pierwszeństwo? - puściła oczko i przygotowała się do rzucania zaklęcia. Pomyślała chwilę, gdy w końcu przypomniała sobie ciekawe zaklęcie, którym niedawno o mało co nie dostała. - Anteoculatia - wypowiedział głośno. Z jej różdżki wystrzelił jasny promień. Ucieszyła się na myśl, że w końcu coś na tej lekcji jej wyjdzie. Mina jej jednak zrzedła, gdy promień rozmył się w połowie drogi. Miała ochotę rzucić różdżką o ziemię. Zamiast tego mruknęła pod nosem coś niewyraźnie, zachowują pokerową twarz. - Coś chyba nie mój dzień. Nie wiem, czy to przez te anomalie, czy naprawdę coś ze mną dziś nie tak, ale, jak widać ,szczęście w zaklęciach tej nocy nie dopisuje - westchnęła i przygotowała się na odpowiedź na jej próbę rzucenia zaklęcia.
Spodziewał się, że zostanie ugodzony potworniejszym zaklęciem - może i Vivien była naprawdę miłą osobą, a już zwłaszcza na tle pozostałych uczniów Slytherinu, ale potrafiła pokazać pazurki. Głównie z tego względu uważał ją za jedną z najlepszych zawodniczek, jakie zdołał poznać (a było ich wieeele). Czasami na meczach nie było miejsca na litość. Zareagował zbyt wolno i mógł tylko poczuć nagle ukłucie bólu i zaraz został zalany falami potwornych obrazów. Nie do końca wiedział, co się z nim dzieje w rzeczywistym świecie. Panika sprawiła, że Mondragón upadł na piasek i skulił się w sobie. Z trudem łapał oddech, bo przed oczami miał krzyczącą, nie, wyjącą z bólu siostrę, której skórę parzył ogień i powoli ją zabijał... Próbował zacisnąć powieki, ale cały czas to przed nim było. Najgorszy koszmar. Wszystko ustało, a Lope zmusił się do szybkiego uspokojenia rozszalałego serca. Podniósł się chwiejnie i przetarł rękawem czoło zroszone potem. Nie doceniał tego czaru, a może po prostu zadziałało to na niego tak mocno, bo wyjątkowo odbił się na Lope brak siostry u boku? Ciekawe, czy w ogóle jeszcze żyła. - Głupi...ma szczęście. - powiedział z trudem, bo gardło nadal miał ściśnięte. Posłał Vivien cierpki uśmiech i doprowadził się do porządku. To było naprawdę mocne doznanie... Skupił się na sobie, przez co nie zauważył, co też Reed wyprawiał z jedną z Krukonek. Zresztą, to nie była sprawa Mondragóna, dlatego nie za bardzo go to ruszyło. Cóż, lekcja dalej trwała. - Protego! - zareagował szybciej niż poprzednim razem, a magiczna obrona natychmiast pojawiła się przed Ślizgonem. - Nie tym razem. - powiedział do Vivien, dając sobie zaledwie chwilę, żeby wybrać zaklęcie. - Everte statum. Wymówił inkantację spokojnie i szybko wykonał ruch. Precyzyjnie wycelowany promień pomknął w stronę jasnowłosej dziewczyny. Chciał się odegrać, ale też nie przesadzał. Jeśli tego nie obroni, najwyżej trochę obije sobie swój całkiem zgrabny tyłeczek.
Obrona: 6,4 - udana Atak: 5
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Shawn swoim zachowaniem udowadniał tylko jedno - pomimo zdobycia posady asystenta, zdecydowanie nie dojrzał do tej roli. Zachowywał się po prostu jak dziecko, nie potrafiące radzić sobie ze swoimi emocjami. Ruth okazała się być od niego lepsza? Trafiła go - o zgrozo - zaklęciem, co było jej zadaniem? I pewnie jej winą było to, że Reed nie potrafił się obronić? To znaczy, nie miał wystarczająco dużo umiejętności. - Och, czekajcie. Chyba źle to robimy. Reed - Ezra nie zamierzał zwracać się do niego jakimś tytułem czy per pan. Ewentualnie już per dupek. Miał do niego jeszcze mniej szacunku niż do Craine'a. - właśnie pokazał, że przecież chodzi tu o bezlitosne pastwienie się nad innymi. Może od razu przejdźmy do Cruciatusa, co? - Ezra splunął z czystą pogardą, patrząc na "asystenta nauczyciela". Kto go w ogóle przyjął? Dobrze wiedział, że większość tu obecnych myślała to samo, nikt jednak nie miał odwagi tego powiedzieć. Było to na pewno głupie postępowanie, ale Ruth była jego przyjaciółką i Ezra nie przejmował się tym, czy dostanie jeszcze na wakacjach jakiś szlaban czy - co patrząc jak źle facet miał z głową, było nawet bardziej prawdopodobne - po prostu zaraz oberwie jakimś zaklęciem. Nie obchodziło go to. Ezra na ogół nie dawał się wytrącić z równowagi, ale nikt, naprawdę nikt, nie miał prawa krzywdzić jego przyjaciółki. Nic dziwnego, że kiedy przyszło do pojedynku, krew wciąż buzowała w żyłach Krukona. Zwiększyło to jego moc? Może po prostu pewność siebie? W każdym razie tym razem jego ostro wypowiedziane "Protego" nie miało żadnego problemu z odbiciem zaklęcia. Ezra nie zdążył jednak rzucić na Willa zaklęcia, bo obaj rozproszeni zostali przez swoich ryczących partnerów. W pierwszym momencie Ezra kompletnie nie rozumiał co się dzieje - któremuś coś się stało? W przeciwieństwie do Walkera, Ezra nie pobiegł natychmiast do tej dwójki, tylko z czystym zainteresowaniem obserwował jak wyglądał jego ogromny chłopak podczas zanoszenia się płaczem. Jeśli Leo uniósł wzrok po tym jak Will zdjął już zaklęcie, musiał zauważyć, że Ezra też prawie płakał. Z powstrzymywanego śmiechu. - Senitre Defectum - rzucił, kiedy Will wrócił już na swoje stanowisko. Początkowo wydawało mu się, że nic się nie stanie, ale nie, zaklęcie podziałało. Pojawił się jednak inny problem, bo jednocześnie różdżka Ezry zaczęła się nagrzewać do tak wysokiej temperatury, jakby miała wybuchnąć, a potem dosłownie wyrwała się z jego dłoni, lecąc gdzieś za niego, w stronę Leo i Lotki. A on pozostał rozbrojony... CO SIĘ DO KURWY NĘDZY DZIAŁO Z TĄ MAGIĄ?
Obrona: 5 i 6 Atak: 4 z przerzutem na 2
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
To było całkiem urocze, że Ezra tak reagował na krzywdę wyrządzoną Ruth - Leo się kompletnie nie dziwił, bo dla Fire pewnie zrobiłby coś jeszcze bardziej głupiego. Tak czy inaczej, obrażanie asystencika nie było dobrym pomysłem, pomimo tego, że powód Krukon miał naprawdę solidny. Nie to było jednak istotne. Leo szybko musiał skoncentrować się na swoim pseudopojedynku z Lottą, który w ogóle nie miał żadnych racji bytu. Nie spodziewał się, że jest w stanie aż tak zepsuć zaklęcie, którym próbował potraktować przyjaciółkę. Nie wiedział czy jest bardziej zszokowany takim obrotem spraw czy po prostu tym, że zupełnie nad sobą nie panuje. Dziwne uczucie... Gryfon bardzo starał się zachować jakąś względną dyskrecję i pewnie początkowo wyglądało to tak, jakby coś mu się faktycznie stało - odwrócił się przecież i jeszcze zaczął ukrywać twarz, mocząc przy tym łzami koszulkę. Żenujące. Ostatnio to się takim płaczem zanosił chyba jak był małym dzieckiem. To jest, jakieś tam łezki no to pewnie, przecież jak się dostanie w nos, to reakcja jest automatyczna, ale no... Plan z udawaniem, że wszystko jest ok, nie wypalił. Pierwszym powodem był sam wzrost Vin-Eurico, który po prostu sprawiał, że wszyscy doskonale go widzieli. Drugim powodem była Lotka, która płacząc postanowiła przytulić się do swojego byłego. Leo pochylił się nad nią odruchowo i objął mocno, dalej nie potrafiąc nad sobą zapanować. Nie był w stanie nawet zebrać myśli, toteż nie zastanawiał się, kiedy ktoś ich uratuje - na szczęście znalazł się w ich otoczeniu czarodziej o dobrych intencjach i świetnym refleksie. Gryfon odetchnął nagle z ulgą, błyskawicznie się uspokajając. Z zaskoczenia aż puścił Krukonkę, ale to dobrze, ponieważ zaraz powędrowała w ramiona ich wybawcy, a swojego aktualnego partnera. - O Merlinie. Dzięki - wydyszał z uwielbieniem, odsuwając się na parę kroków i próbując trochę doprowadzić do porządku. Nie wyglądał pewnie za szczególnie, poza tym był trochę zmęczony od takiego zanoszenia się płaczem i ogólnie, to nie było fajnie. Odruchowo spojrzał w stronę Ezry i prychnął z niedowierzaniem, widząc jego rozbawienie. Ostatecznie przedstawienie zostało zakończone i wszyscy mieli wrócić do swoich pojedynków. - Lotuś, chyba twoja kolej - uznał z ciepłym uśmiechem. Zanim dziewczyna w ogóle miała szansę cokolwiek zrobić, jej przeciwnik już został zaatakowany - przez latający, gorący patyk. Leonardo zamarł w bezruchu, gdy tajemnicza różdżka ugodziła go prosto w głowę i wylądowała na piasku. Podniósł ją niepewnie i rozejrzał się totalnie skonfundowany, ignorując nieprzyjemne pieczenie. - Weź no, bo się rozpłaczę - zagroził, odrzucając Ezrze jego własność. Potem zwrócił się już w stronę Lotki. Gorzej nie będzie, nie?
Nieszczególnie miałam ochotę na lądowanie tyłkiem w piasku, więc pośpiesznie rzuciłam niewerbalne Protego. Tarcza okazała się skuteczna i udało mi się odeprzeć zaklęcie. Mimo wszystko szanse w pojedynku były dość wyrównane – co tu dużo kryć, Lope był piekielnie trudnym, ale jednocześnie godnym mnie przeciwnikiem. Wykorzystując delikatnie rozproszenie starszego ślizgona pośpiesznie wybrałam pierwsze zaklęcie, które przyszło mi do głowy. - Diminuendo! – krzyknęłam celując różdżką w Lope. Zaklęcie zadziałało, lecz ku mojemu zdziwieniu nie tylko na przeciwnika. Zarówno ja i Lope zaczęliśmy się zmniejszać w zastraszającym tempie i po chwili oboje byliśmy wielkości lalek (rzecz jasna, przy zachowaniu ludzkich proporcji) – zapewne winę za to ponosiły te dziwne zaburzenia magii, które dotykały wszystkich uczestników wyjazdu. - Na brodę Merlina – jęknęłam cicho. Może ta sytuacja była przezabawna, ale odrobinę bałam się, że inni pojedynkujący się nas podepczą.
Theo nie znał za dobrze asystenta Reeda i w gruncie rzeczy nie miał o nim żadnej porządnej opinii. Dotychczas nie stanęli sobie na drodze, Shawn w Hogwarcie przecież jedynie pomagał. Krukon nic do niego nie miał, ale jak widać szybko można coś takiego zmienić. Ruth Wittenberg kojarzył bardzo słabo - Krukonka, starsza od niego, sympatyczna i z pewnością utalentowana. Błyszczała na lekcjach. Na tej też chciała zabłysnąć, ale została zgaszona przez arogancję prowadzącego. Theo akurat miał zapewnić Isilię, że coś wymyślą w temacie rzuconego na nią zaklęcia, gdy dostrzegł jak Ruth została potraktowana. Wzdrygnął się lekko i od razu spoważniał. Kiedy słuchał monologu Reeda, był już do niego nastawiony negatywnie. Jako wielki przeciwnik jakiejkolwiek przemocy kompletnie nie tolerował tego typu zachowania i prawdę mówiąc, kusiło go, żeby się pożegnać i pójść do hostelu. Powstrzymało go od tego towarzystwo Gryfonki, która straciłaby parę. Posłał jej kolejny uprzejmy uśmiech i uznał, że jakoś dadzą sobie radę. Akurat w chwili gdy ta uniosła różdżkę, do Romeo dotarł przepełniony pogardą komentarz @Ezra T. Clarke. Uśmiech mu się powiększył i przez to drobne rozproszenie chłopak zupełnie wystawił się na zaklęcie partnerki. Syknął cicho, upuszczając gorącą różdżkę. Nie lubił pojedynków. - Ezra, nie wybiegaj z materiałem. Pan Reed może chciał, żeby trzeci etap lekcji był niespodzianką? - Pokręcił głową z rozbawieniem. Pewnie, że wszyscy negowali zachowanie asystenta. Po prostu większość ludzi wolało nie robić sobie kłopotów na wakacjach. I tak wiadomo, że Ruth jest lepsza i gdyby tylko chciała, to by tego gościa po prostu zmiotła z plaży. Chociaż kusiło go, aby dodać coś w tym temacie, zwrócił się z powrotem do panny Smith. Chyba jego kolej, prawda? - Csípés - rzucił, uznając to zaklęcie za wystarczająco nieszkodliwe. Z dumą obserwował jak wiązka energii trafia w Gryfonkę, nie dając jej najmniejszej szansy na rzucenie Protego.
3, bez szans na obronę!
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Wróciłem do pojedynku, ale cały czas bacznie obserwowałem poczynania Leonarda i Ezry. Chyba fakt, że nie było mnie przy dziewczynie tyle czasu sprawił, że stawałem się jakiś taki... nadopiekuńczy? Coś w tym rodzaju, a kiedy to do mnie dotarło odwróciłem wzrok na Ezrę. Niestety zbyt późno. Spodziewałem się, powiem szczerze, że mu nic nie wyjdzie. Sami wiecie, problemy z magią i te sprawy. Jakoś nigdy nie zauważyłem, żeby Clarke wyróżniał się specjalnymi zdolnościami. No w każdym razie ja byłem lepszy. Cóż, nie doceniałem go. Zaklęcie uderzyło mnie i zanim się zorientowałem nie czułem nic. Ale tak kompletnie, kompletnie nic. Nic nie widziałem, nie słyszałem, nawet nie czułem wiatru na swojej skórze. Cholera, to było chore. Wpadłem w panikę, po prostu nie czułem się... nie czułem się wcale! Nie wiedziałem czy się poruszam, nie wiedziałem co się dzieje i nawet gdzie jestem. Chyba nie było co się dziwić, że zacząłem lekko panikować. Przynajmniej tak mi się zdawało. Zastanawiałem się jak to wygląda od drugiej strony. Wydawało mi się, że się trzęsę, ale równie dobrze mogłem stać w miejscu, albo biegać. Oddychałem coraz szybciej, ale nie czułem żadnego zapachu. Straciłem wszystkie zmysły, było tak, jakbym nie istniał. Trzeba było się skupić, dostałem za swoje. Czekałem aż zaklęcie minie, albo po prostu ktoś je ze mnie zdejmie. Prawdę mówiąc zaklęcie było nieprzyjemne, bardziej niż wszystko inne co wcześniej przeżyłem. Nie miałem pojęcia co robię! Skąd mogłem wiedzieć skoro nic nie czułem. Niech cię szlag @Ezra T. Clarke! Nie wiem czy ktoś je ze mnie zdjął czy samo minęło, nie wiem też ile trwałem w tym stanie. W każdym razie, wciąż roztrzęsiony rzuciłem zaklęcie. - Terra mora vantis. – powiedziałem inkantację zaklęcia. No i gówno z tego wyszło. Pierdolona magia! Zaklęcie co prawda poleciało w stronę Clarke’a, ale w tym samym momencie uderzyło we mnie. Kurwa mać. Poczułem jakbym rozpadał się w proch i zaraz miał zniknąć, ale nawet to było lepsze od tego uczucia nicości sprzed kilku chwil.
Obrona: 2 + 4 → 2 + 3 Atak: 1
Jakby ktoś jeszcze nie ogarniał, to mamy tylko jeden przerzut niezależnie od punktów w kuferkach.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Lubiła w Dante to, że z taką nonszalancją odpowiadał na jej komentarze, które zakrawały niemalże o flirt. W ogóle go lubiła, ale akurat to się Szkotce podobało. Mimo tej sympatii, którą niewątpliwie do Gryfona czuła, nie zamierzała go oszczędzać. Wręcz przeciwnie, od przyjaciół wymagała czegoś więcej, dlatego słusznie spodziewał się wpierdolu. Mimo wszystko widziała przecież, jak ogromny wpływ miało na ludzką psychikę to zaklęcie. Niektórzy ludzie zwijali się w kłębek, inni wyglądali, jakby wyzionęli ducha. W oczach Fire błysnęła troska, kiedy przyglądała się, jak Dante podnosi się z piachu. - Na pewno w porządku? - upewniła się, ale jedyną odpowiedzią, jakiej oczekiwała była ta twierdząca. Nie byli jakimiś miękkimi kluchami, które łatwo się poddają. Obojgu ciężko przychodziło akceptowanie porażek i własnych słabości. Skoro Dante uważał, że mogą kontynuować to nie miała nic przeciwko. Przygotowała się do obrony. ale chłopakowi nie do końca wyszło. Blaithin zrzucała winę na zakłócenia magii. - Co ty robiłeś przez cały ten rok? - bo ja walczyłam o przeżycie na Nokturnie, planowałam morderstwo i jeszcze zostałam trafiona klątwą. Zaśmiała się również, ale bez kpiny. Czasami wychodziło, czasami nie. Wtedy ogarnęła co Reed wyprawia w Ruth i w Blaithin się zagotowało. Wittenberg głupio się zachowała, tak otwarcie upokarzając i prowokując Shawna, ale on powinien zachować więcej rozsądku. W końcu to była jego praca! Fire miała ochotę go zamordować, kiedy zobaczyła, że śmieje się, gdy ona leży całkowicie bezbronna. Nie były wcale jakimiś przyjaciółkami, ba, zaledwie zwykłymi znajomymi, ale to było zachowanie wyzute z honoru i moralności. Nim się powstrzymała, już znalazła się obok Shawna i syknęła cicho, żeby tylko on usłyszał: - Co ty wyprawiasz? Chcesz, żeby do Hampsona poleciały sowy ze skargami? Nie rozumiała tego, że nikt inny nie zareagował - nikt nie zamierzał biec w obronie Ruth? Fire zdjęłaby zaklęcie, gdyby nie to, że Reed sam to zrobił. Jak dla niej to zakrawało o znęcanie się psychiczne nad uczniami i zrobiłaby o wiele większą aferę, gdyby chodziło o kogoś jej bliskiego. Jakby Reed potraktował tak Leo to chyba zajebałaby na miejscu. Blaithin upewniła się, że Ruth jest w stanie samodzielnie odejść do zamku i wróciła do Dante, nieźle wpieniona. - No co za palant. - Fire nie bagatelizowała całego zdarzenia. Błędem było już to, że Reed stanął do walki z uczennicą. Błędem było pokazywanie takiego zaklęcia. Blaithin nie zauważyła nawet tego, że Leo płakał jak dziecko razem z Lotką, zwróciła za to uwagę na swoją kuzynkę. Odczarowała ją i jej partnera, wściekle patrząc na Shawna, bo to ON powinien to zrobić. Fajnie, że jego rola sprowadzała się do poniżania uczniów i niczego więcej. Lubiła go, ale teraz obudził w Szkotce pokłady złości. - Zróbmy to bez kolejności, ok? - zapytała, wzięła głębszy oddech i kiedy atak ze strony Dante nie nadchodził, machnęła swoją czarną różdżką - Anteoculatia! - płomień zaatakował chłopaka, jednak Blaithin nie przewidziała, że trafi także w nią samą... Na jej głowie wyrosło wielkie poroże, a ona westchnęła z rozdrażnieniem.
I kolejny raz Vivien się udało... Lope był już wcześniej pod wrażeniem, ale teraz dziewczyna mu wręcz imponowała. Wydawało się, że te wszystkie sukcesy nie są wcale uzależnione od zwykłego szczęścia. W jej wieku raczej nie był taki utalentowany. Ślizgon zaczynał się zastanawiać, czy panna Dear nie skopie mu w tym pojedynku tyłka. - Co... - wydukał, gdy ni z tego ni z owego trafiła go zaklęciem i nagle świat stał się wprost ogromny. Lope był naprawdę wysokim facetem i nigdy nie odczuwał jakichś problemów z tym związanych, nawet nie musiał prawie na nikogo patrzeć z dołu. Teraz natomiast... był malutki. - Brawo - zaśmiał się lekko z tej całej sytuacji, ale nagle spoważniał. - Uważaj - ostrzegł, rzucając się naprzód i odciągając ją na bok, bo jeden z uczniów cofnął się gwałtownie, gdy blokował zaklęcie przeciwnika. Lope zaczął zastanawiać się, jak to teraz odkręcić, kiedy prefekt Gryffindoru dostrzegła ich problem i pomogła. Lope skinął głową w podzięce, ale dziewczyna niezbyt zwróciła na to uwagę. Mondragón parsknął jeszcze raz śmiechem, bo czegoś takiego jeszcze nie przeżył. Najwidoczniej magia naprawdę szalała i powinien ostrożniej dobierać kolejne czary. Ustawił się ponownie naprzeciwko Ślizgonki i nie pytając, czy jest gotowa, znienacka rzucił zaklęcie. To nie było nic wyrafinowanego tylko zwykła, prosta Drętwota. Jakoś tak spodziewał się, że panna Dear bez problemu się obroni. Ale stało się dokładnie to samo co u niej i oboje padli nieruchomo na piasek. Zakląłby, gdyby mógł.
Atak: 6
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Naeris była tak trochę przerażona tym, na co sobie Reed pozwalał. Biedna dziewczyna tylko wykonała powierzone zadanie, a on najwidoczniej postanowił zemścić się w okrutny sposób skazując ją na oglądanie swoich koszmarów. Krukonka miała nadzieję, że ktoś zareaguje, ale okazało się, że tylko ruda Gryfonka podeszła, żeby coś do asystenta powiedzieć. Natomiast reszta tylko patrzyła na Shawna z niechęcią albo rzucała uszczypliwe komentarze w jego stronę. Naeris brakowało odwagi, żeby głośno powiedzieć, jak bardzo się postawą mężczyzny zawiodła. - Szczerze to ja już od słuchania mam dosyć. - stwierdziła cicho po informacji, że mają po prostu walczyć do upadłego. Po co to? Jaki w tym sens? Sourwolf ćwiczyła pojedynki bardzo często, więc wyrobiła sobie dobry refleks i oko, ale akurat teraz nie widziała większego sensu w przerzucaniu się czarami. Przynajmniej miała dobrego przeciwnika. - Nawzajem - odpowiedziała i skupiła się na obronie przed Isabelle, ale nie musiała używać Protego. - Te zakłócenia są beznadziejne. - stwierdziła, bo oczywiście nie wątpiła, że to wszystko ich wina. Chwilę zastanawiała się, jakiego zaklęcia użyć (jednocześnie dając czas na przygotowanie młodszej Krukonce) i wybrała, w jej mniemaniu, dość zabawne. W każdym razie jak była młodsza to lubiła bawić się nim z przyjaciółmi. - Ristusempra! Tymczasem czar postanowił zaatakować obie dziewczyny i Nae zaczęła się śmiać, bo strasznie łaskotało.
Atak:6
Isabelle Davies
Rok Nauki : VI
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.67 m
C. szczególne : niewielka blizna na zewnętrznej stronie, prawej dłoni
Magiczne zakłócenia były beznadziejne i są. Co się działo z tą magią? Mugole już byli bardziej bezpieczni od czarodziejów. Jednym słowem MASAKRA. Izki zaklęcie nie zadziałało, a czar starszej koleżanki trafił ich obie co było zabawne bo Ristusempra już jest takie zabawne. Davies też zaczęła się śmiać, co uniemożliwiało rzucanie kolejnych zaklęć. Tak też im zostało. Isabelle, aż się popłakała. Na szczęście to były łzy radości. Walkę mogły uważać za zakończoną, w końcu obie padły. Davies chyba chciała coś powiedzieć, ale nic z tego by nie było. Miała ogromne łaskotki.
Zaś on lubił w Blaithin to, że nie była spiętą pipą. Przynajmniej przy nim. Wydawała się bardzo wyluzowana i też wie, że nie wszystko co się okazuje, może być czymś realnym. Że może być to zwykła prowokacja, zabawa. Ale rzadko kiedy się w ogóle zastanawiał czemu kogoś lubi i dlaczego. Jak już tak było, to nie miał po co drążyć temat i wspominać piękne chwile i tak dalej. Dante był takim człowiekiem, że wolał tworzyć nowe historie niż wciąż myśleć o tych przeszłych, jak to było fajnie. Gdy już wstał po dość nieprzyjemnym sparaliżowaniu, które było dla niego wielkim zaskoczeniem (nie wiedział przecież, że kryje się w nim tyle strachu), raz jeszcze mruknął coś chrypliwym głosem, że wszystko jest okej. Na pytanie, zastanowił się nad odpowiedzią. - Na pewno nie napierdalałem drugiej osoby zaklęciami paraliżującymi. Z reguły niezbyt często używałem tej różdżki. - I to była prawda, częściej wojował tym co miał w spodniach, niż wymachiwał patykiem, wypowiadając jakieś złożone formuły. No i doigrał się, że ma gdzieś na świecie dziecko, córkę. Nawet zostało wybrane już imię, miał je gdzieś napisane na liście. Szkoda, że sam nawet go nie pamiętał. W międzyczasie rozegrała się cała sytuacja, z asystentem i jakąś laską w roli głównej. Nie przyglądał się temu z ciekawości, a raczej dlatego, że wszyscy to robili. Nie interesowało go to, jaki jest ten ziomuś, niech sobie teraz robi co chce. Blaithin nie była jednak tego samego zdania i zaczęła improwizować. Uniósł lekko brwi, gdyż jak zawsze sobie ją kojarzył z nieempatyczną egoistką, tak teraz jej zachowanie wskazywało na zupełnie inną osobę. Lecz jak już wróciła, nie odezwał się do niej, nic nie wspominając o dość nietypowym jej zachowaniu. A może przez ten rok stała się być grzeczną dziewczynką? Może ktoś na nią tak wpłynął? Dużo możliwości, mało czasu na myślenie o takich pierdołach. Dante też miał wyjebane na typa, kiedy ten mówił coś mu, że poszło mu beznadziejnie. Przecież miał oczy, nie musiał mu tego powtórnie uświadamiać, tak? Dobra, druga tura nadeszła i mogli się znowu napierdalać zaklęciami aż miło. Uśmiechnął się ironicznie, na samą myśl o tym i skierował różdżkę obojętnie w stronę dziewczyny. Ziewnął, kiedy zadecydowała, że zacznie. - Rób co chcesz dziewczyno. A możesz nawet więcej zrobić, Płomyczku. - Rzucił do niej jednym ze swoich onieśmielających uśmiechów i patrzył, jak wystrzeliwuje w jego stronę zaklęcie. W sumie, to nawet nie chciało mu się unikać tego, był na siłach przyjąć to na klatę. A dokładniej na głowie, kiedy pojawiło mu się poroże. Co śmieszniejsze, jej też urosły rogi na głowie. Zaśmiał się, wyszczerzając ząbki w jej stronę i rzucił zaklęcie, które było pierwszym, które przyszło mu do głowy. - Ceruisam. - No i po tym jak zobaczył, na szczęście mu się udało.... lecz po kilku sekundach sam rzucił różdżką, z krzykiem "O w kurwe!. Jego różdżka również zaczęła go parzyć, jakby jej temperatura urosła wielokrotnie. Już gdy wszystko wracało do normy, podniósł lekko swoją różdżkę, gotów w każdej chwili rzucić ją, gdyby okazała się wciąż bardzo gorąca. Okazało się jednak, że wróciła do swojej temperatury i mógł już ją spokojnie unieść. Mogliby dalej się pojedynkować, ale Dante miał już tego dość. Schował różdżkę i podszedł do dziewczyny, patrząc w jej błękitne oczka. - Coś się miękka zrobiłaś, skarbie. - Mówił teraz o sytuacji z Ruth.
6
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Spojrzał na Fire z góry i odwrócił się bez słowa, tak jakby w ogóle tu nie istniała. Nie miał ochoty z nią teraz rozmawiać. Tu nawet już nie chodziło, żeby pokazać kto jest silniejszy. Nie zależało mu na tym i też nie robił tego pod publikę, którą tutaj mięli. A nawet denerwowała go, wolałby już wyjaśnić Krukonkę w jakimś miejscu, w którym znajdowaliby się tylko oni. Ale oczywiście, ta głupia kurwa, musiała zacząć się popisywać. No i oczywiście, wyszło, że Shawn jest tym złym. Ruth przecież jest aniołkiem. Który na każdych jego zajęciach (albo na których uczestniczył) musiała pokazać swoją wielką MOC i spróbować go skompromitować. Takie zachowanie można było porównać do jakiegoś dziecka. Nie obchodziło go, jak się poczuła Fire, kiedy ją tak kompletnie zlał. Niech sobie mówi co chce, on nie będzie jej słuchać. Skończywszy już z Ruth, przeniósł wzrok na resztę tej bandy nieudaczników i kiedy już zaczęli, obserwował ich uważnie, zauważając każdy błąd z ich strony. Nie reagował jednak, jego mimika pozostawała niezmienna, przez co wyglądał jak spetryfikowany. Te pojedynki wydawały mu się jakimś żartem. Zaklęcia udawały im się bardzo rzadko, a jak już coś wyprysnęło z ich bezużytecznych różdżek, to albo trafiali samych siebie, albo zaklęcie nie dolatywało do przeciwnika. Strata czasu. Myślał, że pojedynki będą trwać dużo dłużej, ale jednak będzie musiał chyba szybciej skończyć. Słyszał każde słowa, skierowane do jego osoby, wiedział co myślą o nim. Był tego świadom i nie czuł się z tym źle. Przyzwyczaił się do tego. W pewien sposób go również rozśmieszały, te ich miny, na widok tego co zrobił. Odraza i strach. Tak więc, po chwili wstał z piasku, otrzepał się i donośnym tonem zaczął mówić, przerywając im tą "zabawę": - Koniec na dziś, weźcie swoje rzeczy i wracajcie do zamku. W grupie. Niech nikt nie odchodzi, bo będę to widział, a raczej nie chcecie mnie zdenerwować. - Uśmiechnął się do nich drwiąco i wszyscy po kilku minutach ruszyli w stronę zamku. Na szczęście bez żadnych kłopotów.
z/t everyone
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Śmiechem podsumował ofertę stawiania oporu, z której na szczęście Jack zaraz się wycofał. Trochę pocieszyło Mefistofelesa to, że podczas gdy on sam przygasł i zaczął ostrożniej dobierać słowa (najchętniej poprzez zupełne milczenie), tak jego towarzysz zachowywał się normalnie. Może nawet trochę podekscytowała go wizja wyruszenia w nieznane?... Nox zadbał zatem o to, żeby na dworcu nie zdradzić swojego planu. Cicho załatwił świstoklika, nie płacząc z powodu dodatkowej dopłaty skutkującej szybszym zorganizowaniem środka transportu. Jak już wykopał się z dołka finansowego to prędko przeszedł do tego, by chociaż okazjonalnie nagrodzić się szczodrzejszymi wydatkami. Nie musieli długo czekać, nie musieli bawić się w niezręczne pogawędki. Mefisto gdzieś tam w międzyczasie wcisnął Jackowi butelkę, żeby wygodniej było mu grzebać po kieszeniach w poszukiwaniu pieniędzy, czy czegokolwiek innego. Napatoczył się na różdżkę, toteż prostym Chłoszczyść doprowadził ich do porządku, po wcześniejszym spotkaniu z kolorowym drinkiem. Potem już chwytali zaczarowaną puszkę, która miała wynieść ich z Londynu.
- Witaj w Grecji - uśmiechnął się do swojego towarzysza, starając się zignorować mdłości wywołane przez świstoklika. Grunt, że bezproblemowo przenieśli się na wyspę Agrios, w dodatku tuż przy wejściu na sporą plażę. - W ogóle, pytałem o piasek, bo miałem dwa pomysły. Ale ten chyba będzie lepszy, więc... Chodź. Najpierw arbuz, potem światełka. - Może trochę zaczął się rządzić? Chciał po prostu jak najszybciej przejść z zatłoczonego, zwyczajnego miejsca na skrytą nieopodal Plażę Łez. Tutaj jednak mieli bary i restauracje, w których mogli zaopatrzyć się w takie smakołyki (owocowe i nie tylko), jakie tylko chcieli. Mefisto zagadał do jednego ze sprzedawców, a potem zostawił wolną rękę Jackowi, by to on zdecydował co biorą. Sam zdołał za to zdobyć jakiś koc, który może do największych nie należał, ale przynajmniej nie kosztował fortuny. - Przeciągnę cię trochę po piasku, ale warto... - Zapewnił, skinieniem głowy wskazując gdzie muszą się udać. Wystarczyło minąć plażą niewielkie skupisko leśne, by dotrzeć na opustoszałe wybrzeże.
Odrobinę to było niepokojące, gdy Mefisto prowadził ciche, szemrane na pierwszy rzut oka, interesy w okienku dworcowej kasy. Strasznie się z tym krył. A Jack znów nie miał co robić… no może poza tym, że przeczytał niemal wszystkie informacje znajdujące się na etykiecie Czarnego Quintina. Zaczynał wpadać w lekką paranoje? Może to przez ten wcześniejszy napad śmiechu? Przecież Nox nie jest niezrównoważony tylko pijany! Na pewno dobrze wyda swoje pieniądze. Wszak Moment sam zgodził się, aby to wilkołak dokonywał wyboru miejsca lądowania. Nie znał świata. Nie rzuciłby żadną adekwatną propozycją. Szczególnie, że - nie licząc Meksyku – szczytem wszelkich, dalekich podróży Puchona, była przeprowadzka z Walii do Anglii. Wstyd się tym chwalić i raczej niechętnie się do tego przyznawał. - Dzięki – Skomentował wygląd swojej koszuli. Już zaczynał się przyzwyczajać do tych plam. Może zielone światło z klubu, tak mu na oczy podziałało? Spojrzał na zakupioną puszkę - że też większość świstoklików wyglądała tak odrażająco. Same śmieci. Ciekawe, czy trafiały się przypadki skaleczenia magicznym przedmiotem? Istnieją świstokliki będące drutem kolczastym? Albo brzytwą? Ktoś w ogóle z nich wtedy korzysta? Potrząsnął głową. Nie ma odwrotu. Mimo tych dziwnych rozważań, ciekawość była na tyle wielka, że ani na chwilę się nie zawahał, wyciągając dłoń w stronę świstoklika. Odrobinę ciężka to była podróż, zważywszy na fakt iż oboje sporo wypili. Jack nie był daleko w tyle za Mefisto, którego również trawiły mdłości. Szczęściem, obojgu udało się już po chwili uspokoić żołądki. Chociaż może apetyt odrobinę spadł. - Grecja? - Względnie się wyprostował, starając nie okazywać wcześniejszej słabości, która zresztą szybko została zastąpiona lekką euforią. Nowe miejsce wyglądało fajnie. Na razie, bowiem już po kilku krokach, Jack pożałował, że nie ma na sobie równie sportowych butów do Mef. Ciężko spacerowało się po piasku w czarnych derbach. - Tak wybrałeś, więc musi być. - Przytaknął mu, tymczasowo podchodząc bliżej straganów. Kultura grecka mocno przesiąknięta była nie tylko starożytnością ale i tureckimi nalotami. Dlatego też poza owocami, na straganach dało się wypatrzeć również specjały drugiego kraju wraz kolorowe paciorkami, będącymi wierną repliką oczu wieszcza. Nie pamiątki jednak były w głowie Momenta. Jego pojedyncza zachcianka - arbuz, nagle rozrosła się do wielu zachcianek, z których zdecydowana większość stanowiła właśnie słodycze. Nigdy nie miał tego dość… i ledwo powstrzymywał się, by nie przekroczyć swoich własnych możliwości finansowych. Nie daj coś by się popsuło w ich przelotnej relacji, Nox postanowi bez skrupułów porzucić go na tej plaży. To by było ciut kłopotliwe.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Przerzucił sobie nowiutki koc przez ramię i zmarszczył lekko brwi, spoglądając na Jacka. Spodziewał się, że chłopak weźmie tego swojego arbuza i może jeszcze parę drobiazgów... ale wyglądało na to, że Puchon ma problem z podjęciem decyzji. Niby ciężko się dziwić, bo zarówno bary jak i stragany wyglądały niesamowicie kusząco. Słodkości, owoce, gdzieś tam z oddali dało się wyczuć zapach bardziej mięsny... Może trafili w aż nazbyt dobre miejsce? - Ej, ja wybrałem miejsce i ja płacę, więc po prostu bierz... Cokolwiek, co chcesz. Wierzę, że nie doprowadzisz mnie do bankructwa. - Pewnie był aktualnie nieco zbyt ufny i naiwny. I może trochę za bardzo próbował Jacka kupić? Ale to nawet nie o to chodziło... Jeśli mogli zorganizować sobie jedną przyjemną, spontaniczną noc, to czy cena miała takie znaczenie? Mefisto nie chciał sobie odmawiać, a dopóki Moment był obok niego - jemu również nie chciał odmawiać. Czekał z drobnym zniecierpliwieniem, aż chłopak skończy zakupy jedzeniowe. Wtrąciłby się tylko w chwili, w której doszedłby do wniosku, że Puchon przesadza i gromadzi zapasy, których ich dwójka nie przeje. Jeśli nic podobnego się nie wydarzyło, to Nox tylko zaoferował swoje ręce, by jak najwygodniej donieść wszystko do ich miejsca docelowego. - Jak u ciebie z podróżami? Bo już jestem w stanie stwierdzić, że tutaj ciebie nie było... A wakacje hogwarckie tu były, stąd znam wyspę Agrios. Rok przed Meksykiem chyba, nie wiem nawet... Sam wpadłem wtedy tylko na chwilę. - Wolał nie wspominać tamtego lata, które było jednym wielkim zamieszaniem w życiu wilkołaka. Liczyło się tylko to, że zapamiętał ciekawe miejsce i mógł je teraz pokazać komuś nowemu. I o ile Jack nie przywiązał się zbytnio do straganów, to Mefisto zaczął go w końcu prowadzić na Plażę Łez, ostrożnie stawiając kroki na piasku.
W przeciwieństwie do Noxa, Jack był biedakiem. Także bardziej z przezorności, wybierał rzeczy na które go stać, bo to znaczyło że innych również. Zaś w przypadku niezadowolenia sponsoringiem, był w stanie za wszystko bez wstydu sam zapłacić. Nikt wcale nie musi wiedzieć ile miał aktualnie w kieszeni. Także ślizgon przy nim nie zbiednieje… o ile nie będzie go tak ochoczo zachęcać do wydawania nieswoich pieniędzy. To bywa uzależniające. - Najwyżej potem mnie sprzedasz… albo utkniesz tu i będziesz żyć z łowienia ryb albo pasania kóz. - Rzucił do wilkołaka, przyłapany na zgarnianiu innych rzeczy poza arbuzem. Nie było tego znowu tak wiele, bez problemu wciśnie się po kieszeniach. Greckie ciastka, tureckie chałwy, nugat i owoce. Same słodycze można powiedzieć. Ciężko się tym najeść i ciężko mieć tego dość. Wręczył Noxowi własnoręcznie wybranego arbuza, resztę zostawiając u siebie. - Nie było. - przytaknął skinieniem – Raczej nie podróżuję daleko. Ot… do marketu i z powrotem... - Bardzo nudne życie. Mieszkając w Londynie większość rozrywek ma się pod nosem. Jack jakoś nie pomyślał o tym, by ruszać się gdzieś dalej. - Jeśli oczekiwałeś jakiś długich opowieści na temat nieznanych Ci krajów, to wiem tylko tyle ile przeczytałem. - Albo raczej zapamiętałem, bo Puchon jedynie wertował ładne obrazki, w pamięci zatrzymując same ciekawostki. - Poza Walią, byłem tylko w Meksyku… no i teraz, dzięki tobie jestem w Grecji. Powinienem czuć się jak na minionych wakacjach? - Fajne były? Nie taki piasek straszny jak na Sacharze. Przynajmniej była tu woda. Momentowi taki stan rzeczy bardzo odpowiadał. Ciekawiło go tylko, czy Wilkołak wcześniej już tu kogoś sobie sprowadzał. A jeśli tak, to czy mile to wspominał? To będzie powtórka z jakiegoś wspomnienia, czy może Moment miał szansę zbudować coś nowego do zapamiętania? Szedł tuż za nim, nie spiesząc się jakoś szczególnie. W butach miał już całe morze piasku. Gdyby wiedział wcześniej, zabrałby lepsze obuwie. Albo i nawet cały strój! Niestety taki urok niespodzianek. Bierzesz co dają, nawet jeśli nie masz szans się na to przygotować. - Lubisz to miejsce? Czy to niekoniecznie są twoje klimaty?
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
- To nawet nie brzmi tak źle - stwierdził z nutą zamyślenia w głosie, niby faktycznie zastanawiając się nad pozostaniem w Grecji. Mefisto wielokrotnie zastanawiał się co by było, gdyby zupełnie odciął się od swojego aktualnego życia i spróbował sił gdzie indziej. Obawiał się jednak, że w Wielkiej Brytanii poza Hogwartem trzymało go coś więcej - sentyment. Mało kto wiedział, że wilkołak bardzo chętnie przywiązywał się do czego tylko mógł, przez co czasami ciężko było wprowadzić poważniejsze zmiany. Chyba na chwilę obecną pozostawały mu krótkie spontaniczne wyskoki, które nie zaburzały równowagi Noxowego wszechświata. Zresztą, jeszcze działała wymówka o nazwie "studia", chociaż o tym to już w ogóle nie chciał teraz myśleć. - Mm, nie jestem wiele lepszy. Trochę żeruję na wyjazdach hogwarckich, żeby w ogóle coś zobaczyć... Więc czekaj. Meksyk, Islandia. Poza tym to Szkocja i Anglia. - Podrapał się w nos, rozważając czy czegoś nie pominął. Mogło mu umknąć, bo nawet świeżutkie nadmorskie powietrze nie sprawiało, że kompletnie wytrzeźwiał. - Nie wiem... - Chyba powinni się czuć tak, jakby byli tutaj tu i teraz. To mogło być mniej skomplikowane. - Ogólnie jestem raczej leśnym stworzeniem... skwierczenie na plaży to nie jest moja bajka. Może trochę nawet wolę jeziora od morza? - Odwrócił się do Jacka przodem, przez chwilę idąc tyłem. I choć dzięki temu widział swojego rozmówcę, to z pewnością stracił na gracji; odwrócił się, kiedy wizja potknięcia zyskała na realności. - Akurat jak był wyjazd do Grecji to miałem niezły pierdolnik w życiu, więc zabrakło mi ochoty na dłuższe wyjazdy. Wpadłem tu tylko na kilka dni, żeby odpocząć... i połazić w nowym miejscu podczas pełni. Trafiłem też na tę plażę i... no, jest raczej nietypowa, więc zapadła mi w pamięć. Obiecałem sobie w ogóle wrócić, żeby zobaczyć ją z ludzkiej perspektywy. Mijając zalesiony cypelek, mogli już dostrzec pierwsze połyski w szumiących obok falach. Mefistofeles zaczął stukać palcami jednej ręki w arbuza, jak gdyby chciał zbudować napięcie przed wielkim odsłonięciem Plaży Łez. Sam, zanim się ucieszył, to odetchnął z ulgą. Było tak, jak miał nadzieję - pusto, cicho i magicznie. - Co myślisz? - Nie zaszedł szczególnie daleko, nim rzucił koc na piasek i tym samym oznaczył ich obozowisko. Odłożył też arbuza, by bez zbędnych bagaży móc wstać i obejrzeć się na świecącą wodę.
Leśne stworzenie? No proszę. Aż taki dystans miał do siebie chłopak, by mówić o sobie w ten sposób? Jack mógłby przysiąc, że równie dobrze jak w lesie, byłoby mu na kanapie w czyimś domu. Acz, to tylko skromna obserwacja. Na pewno po przemianie nikt nie podważyłby jego chęci wyjścia do lasu. To byłoby wręcz wymagane. - To i tak sporo. Znajdą się tacy co świat widzieli tylko i wyłącznie w markecie, na promocjach sezonowych. - Odparł, po chwili zastanawiając się kiedy to on nie ma pierdolnika? Bywają w ogóle jakieś spokojniejsze chwile w życiu wilkołaka? Na samo wspomnienie przemiany, Jack odruchem spojrzał w górę, w stronę księżyca. Zazwyczaj nie śledził jego cykli – ale Nox na pewno zna je na pamięć. Jak dni tygodnia. Ciężkie do zapomnienia, ale i takie wypadki się zdarzały. - Zatem grasowałeś tutaj w wilczej skórze? - Zapytał, odrywając swój wzrok od nieba. To fascynujące dowiedzieć się, że wilkołak był w tym miejscu i jeszcze dał radę coś zapamiętać. Może nawet poczuć sentyment do danego miejsca? Czy to właśnie nie stawiało go już na równi z pieskim kanapowym. - Oh, to by tłumaczyło czemu tak tu pusto. - Przed wilkołakiem ucieka się grzej niż przed rekinem. - Chyba komuś musiała zapaść w pamięć twoja obecność tu. - Uśmiechnął się pobłażliwie, zanim przysiadł na kocu, ściągając swoje buty. Nie będą mu dłużej potrzebne. Plaża wydawała się być idealnie czysta. Szkoda by było porysować je piaskiem. Dopiero gdy podwinął swoje nogawki i stanął bosymi stopami na piasku, zechciał łaskawie spojrzeć w stronę wody. Zupełnie jakby to ona przyszła podziwiać jego, a nie na odwrót. - To jest… - potrząsnął głową – Niesamowite. Dlaczego tak się dzieje? - Ciężko mu było znaleźć odpowiednie sowa. Wyraz twarzy puchona się nie zmienił, ale sam fakt otwarcia ust i delikatna poświata wokół jego biżuterii, mówiły naprawdę wiele. Podobało mu się. Acz z taką atrakcją, było to odrobinę niepokojące. Czy ona jest bezpieczna? Biegający wilkołak to jedno, ale świecąca woda? Gdzie Ci wszyscy blogerzy? Wycieczkowicze? Tubylcy? Tu powinno się wręcz roić od papparazzi, a tymczasem byli tu sami z Noxem. Oboje.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Spokojniejsze chwile z pewnością były, chociaż do licznych nie należały. Mefisto zawsze robił się szalenie podejrzliwy, kiedy tylko w jego życiu zaczynało się układać. Nie zmieniało to faktu, że cieszył się i próbował to doceniać... dopóki wszystko ponownie nie rozsypywało się na cztery strony świata. Zaczął się już nawet przyzwyczajać do tego palącego poczucia niepokoju, które dopadało go w najprzyjemniejszych momentach. Zawsze tak samo wytrącało z równowagi, ale skoro Nox zdołał polubić wilkołacze przemiany... może i na to nadejdzie czas? Zauważył to zerknięcie w niebo i uśmiechnął się pod nosem. Jack sprawdzał, czy przypadkiem jego towarzysz nie obrośnie futrem? Widział już wilkołaka. Być może zwyczajnie nie chciał tego powtarzać. - Mhm. Tylko pełni nam brakuje do prawdziwie poetyckiego wieczoru, co? - Zażartował sobie, samemu przed sobą przyznając, że nie żałował. Uwielbiał "grasować w wilczej skórze", ale nie pasowało to do każdej sytuacji. Trochę bezpieczeństwa nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Pozerkiwał na Jacka, ciekaw jego reakcji. Nie była zbyt ekspresyjna, ale w gruncie rzeczy podobnej powściągliwości się spodziewał. Zaklęciem powiększył koc i sam również ściągnął buty, pozostając już w pozycji siedzącej. - O dziwo, to nie moja wilcza obecność zapewniła nam prywatność... Ta miejscówka jest dla tubylców zbyt specjalna, żeby kręcić się tu w zwykłe dni. Podobno organizują tutaj mnóstwo ogromnych imprez i wtedy nie ma pustego kąta. Ogólnie to Grecy wierzą, że te świecące punkty są łzami nimf wodnych. - Nie udało mu się wcześniej zdobyć konkretniejszej odpowiedzi i nawet trochę żałował, bo nie miał dla Jacka porywającej, mitologicznej historii z Agrios. Tylko suche plotki, nic więcej. - Ale no... to po prostu ładna magia, bo woda nie ma żadnych dodatkowych właściwości. - Nie musieli się jej obawiać, ludzie tu pływali i Mefisto nie wpadł na żadne wzmianki o tragicznych wypadkach. Napił się łyka Czarnego Quintina, wsuwając bose stopy w piasek i zawieszając spojrzenie gdzieś na nikniejącym w ciemności horyzoncie.
Wymownie spojrzał na wilkołaka. - Trochę. Ale jakoś tak nie mam ochoty na maratony ze zwierzakami... Nawet dobrze, że niebo jest nieco ciemniejsze. Lepiej widać to tam. - Wskazał palcem na wodę, a potem opuścił dłoń słuchając słów Noxa. Ciekawostki były w porządku. Przy dłuższej historii zapewne by coś pokręcił, albo denerwował się, że nie może jej zapamiętać… o ile wcześniej by przy niej nie usnął. Na tę chwilę jednak wrażeń było aż nadto. Nox i tak bardzo się postarał jeśli chodzi o tworzenie pozytywnych wspomnień. Jack podszedł bliżej mieniącej się wody i przyjrzał uważnie. W Wali woda nie była nawet w połowie tak klarowna jak tutaj. Pływało się w mętnej, lodowatej toni i w większości biegało po kamieniach. Tutaj natomiast było widać czysty i drobny piasek - nawet muszelki. Chłopak postanowił zaufać Noxowi w sprawie bezpieczeństwa – w końcu raz już tutaj był – tylko częściowo. Wpierw upewnił się palcem, że te tajemnicze łzy nie są jakimiś mikro meduzami, czy innym syfem, który mógłby ostro zaboleć. Gdy nic takiego się nie stało, zanurzył obie dłonie i spróbował nałapać do nich tych tajemniczych światełek. Te jednak nie miały zamiaru opuszczać morza. Były niemal jak czerwona kropka dla kota - nieuchwytne. Jack nie był w stanie ich podnieść, ani dotknąć. Początkowo wydawało mu się, że zwyczajnie ich nie złapał. Ale po czwartej i kolejnych próbach, zdążył zirytować na tyle, że wszedł jeszcze głębiej - brodząc w wodzie już po kolana. Nim się spostrzegł, pierwszy silniejszy przypływ dość brutalnie przypomniał mu o tym, jak ciężkie potrafią być mokre ubrania. - Niech to… - cmoknął, prostując się i ocierając twarz rękawem. Otrzepał dłonie ze słonej wody i wrucił na piasek, unikając kolejnej fali przypływu.. Chyba źle zaczął zabawę - bo właśnie obraził się na morze. Tak trochę. Podszedł do Noxa i klęknął na jedno kolano tuż przed nim, zasłaniając mu tym samym cały widok na horyzont. - Chyba nie zamierzasz wypić wszystkiego sam? - Objął szyjkę butelki, tuż pod dłonią Noxa i powoli wsunął w nią palce, ostatecznie odbierając mu trunek. - Lepiej uważaj, by nie dosolić tego morza również swoimi łzami. Kto wie za czym nimfy płakały. - Dodał żartobliwie, po chwili turlając nieco bliżej główkę arbuza – by wilkołak tym się teraz zajął. Chyba zebrało mu się na jakieś wspominki? Kto wie co jeszcze miał w tej nietrzeźwej łepetynie. Wstał, biorąc głębszy łyk. Koszula lepiła się do jego ciała nieregularnie, kapiąc swobodnie na koc i na jego tymczasowego właściciela. - Jeśli nie masz zamiaru pływać, to znajdź sobie inne zajęcie. Arbuza? Ale nie wypijaj wszystkiego samotnie. - Odłożył butelkę na bok, sam rozpinając koszulę. Trochę żałował, że nie było tu skrzeloziela od którego tak się uzależnił w Meksyku. Bez niego też dałby radę, ale jednak brak potrzeby wynurzania się co najmniej raz na dwie minuty był o wiele praktyczniejszy. Spojrzał na Mefistofelesa z góry. Pijany pilnuje pijanego?
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Przez chwilę obserwował Jacka, ganiającego za nietypowymi kroplami rozjaśniającymi morze. Wystarczył mocniejszy powiew wiatru, by Mefistofeles rozproszył się i skoncentrował na tym, na czym wcale nie powinien. Na otaczającej go ciemności i ciszy, na pustce. Poczuł się malutki i odcięty od świata, zupełnie odrealniony... i jedynym sensownym pomysłem na odzyskanie kontaktu z rzeczywistością zdało się picie. Trochę go ta podróż zmusiła do zebrania w sobie, czuł się zatem znacznie trzeźwiej, choć może nie "lepiej". Wypalający gardło alkohol pomagał - do chwili, w której Moment nie postanowił tego przerwać. - Kiedy piję, to nie myślę - wyjaśnił cicho i słabo, niemalże szepcząc. Nie walczył o butelkę, zamiast tego decydując się skorzystać z odrobiny uwagi, którą Puchon mu poświęcił. Wlepił w niego zmęczone spojrzenie, nie wiedząc wcale jak wiele po nim teraz widać. Siedząc na kocu przygarbił się, skulił w sobie i znacząco nabrał dystansu. - Postaram się - zapewnił, nie planując jakiegoś bardziej żałosnego zawodzenia. Wziął arbuza, lecz niczego nie zdążył z nim zrobić; zagapił się zupełnie nieświadomie jak Jack pije, a potem rozpina koszulę. Chłodne krople nie przeszkadzały wilkołakowi, choć to pewnie (oby!) przez nie przebiegł go taki dziwny dreszcz. Zupełnie automatycznie przyznał przed samym sobą, że z tej perspektywy Moment wyglądał naprawdę, naprawdę dobrze. Zanim zagłębił się w żenujące rozważania czy poza "tą perspektywą" było inaczej, odchrząknął cicho. - Nie utop się. - Rzucił tylko, jasno tym samym komunikując, że faktycznie nie zamierza teraz biec do wody. Chciał jeszcze chwilę posiedzieć na kocu, a skoro przy okazji mogło mu się trafić zaszczytne zadanie rozbrojenia arbuza... Tym lepiej. Niezgrabną kombinacją Diffindo, zaklęć czyszczących i lewitujących, zdołał pokroić owoc na przystępne kawałki, a jednym z nich nawet się uraczyć. Był słodki, nawet bardzo - smakował jak wakacje. Chyba o to chodziło, więc być może faktycznie Mefisto nie radził sobie tak źle w zapewnianiu przyjemnych wrażeń?
Wciąż spoglądał nań z góry. Chyba nie spodobała mu się ta nagła zmiana nastroju. Albo po prostu wcześniej go nie zauważył rzucając sarkazmami na lewo i prawo? Mef stawał się… nudny. Zaś poza sprzątaniem Jack najbardziej nie lubił nudy. Przy takich okolicznościach można było tylko spać. W tym momencie wilkołak kogoś mu przypomniał. Odległe wspomnienie osoby, która zachowywała się podobnie… miłe wyjście próbowała zamienić w osobistą tragedię. Naprawdę warto było tracić czas tutaj na takie rzeczy? Czy to nie mogło poczekać? Westchnął cicho. - Oh, nie wiedziałem. Myślenie jest ostatnią rzeczą o którą bym Cię posądził. - Zakpił, pochylając się i ujmując twarz Noxa w obie dłonie. - Zmartwiłbyś się? Umiem pływać. - Chociaż nieczęsto robię to w stanie wskazującym. - Acz patrząc na Ciebie mam wrażenie, że zbiera się na przypływ. Mam nadzieję, że gdy wrócę ten wiatr się zmieni i nie będziemy żałować, że opuściliśmy tamten bar z alkoholem. - Posmyrał go opuszkami pod szczęką, nim zabrał dłonie i wrócił do zrzucania z siebie mokrej odzieży. Koszula zeszła gładko. Wystarczyło pozbyć się wszystkich guzików. Niestety ze spodniami było nieco więcej zachodu. Mokre ciężko się zsuwały i opierały na stawach, przez co chłopak musiał być bardzo precyzyjny - co przy aktualnie mocno rozchwianej równowadze, było nie lada wyzwaniem. Trochę zajęło nim został w samych bokserkach, acz w końcu mu się to udało. Dumny z siebie pozostawił wszystkie swoje rzeczy na plaży - łącznie z różdżką i portfelem – przeciągając się leniwie. - Pilnuj – Rzucił ostatni raz do Wilkołaka, jakby ten naprawdę był psem, po czym wbiegł do wody i zniknął, zostawiając Noxa samego z własnymi myślami. Bardzo chciał się przekonać czy te tajemnicze światełka widoczne są również pod wodą, czy może ta nocą będzie równie mętna co walijska breja za dnia. Temperatura na pewno była różna. Potrzebował chwili prawdziwej rozrywki, zanim przyjdzie mu się zmierzyć ze ślizgońskim podminowaniem. Może też odrobinę liczył na to, że gdy doń wróci, to już będzie po wszystkim. Przejdzie mu i będzie można zapomnieć o całej sprawie.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
- W sumie się nie dziwię - przyznał, prędko dochodząc do wniosku, że było coś jeszcze lepiej działającego niż alkohol. Jack z łatwością sprawiał, że Mefisto przestawał myśleć... albo po prostu nie wiedział co myślał? Wyłączył się zupełnie, jak gdyby onieśmielony tym dotykiem. Zazwyczaj reagował bardziej entuzjastycznie, może nieco przejmował inicjatywę... to było naturalniejsze. Moment z kolei nieustannie zaskakiwał, raz nie dając dotknąć swojego ucha, a raz chwytając wilkołaczą twarz w dłonie. I weź tu się człowieku nie zgub... - Obawiam się, że twoja śmierć nie pomogłaby mojej reputacji - parsknął cicho i mimowolnie przymknął powieki, ujawniając zadowolenie płynące z tych... pieszczot?... Prędko pożałował, bo przez swoje zamyślenie i zachwyt przegapił chwilę, w której Puchon zdjął koszulę - szkoda, bo była to z pewnością najciekawsza część tego ubogiego striptizu. Całej reszcie już zabrakło gracji, choć Nox i tak pozerkiwał. Potem tylko bliżej nieokreślonym pomrukiem zareagował na szorstkie polecenie, zajmując się arbuzem. Zjadł kawałek, wyczyścił się i zerknął na wodę. Brak jawnych oznak topienia się całkiem go uspokoił - dopiero teraz do niego dotarło, że faktycznie miałby nieźle przejebane, gdyby Jackowi coś się stało. Ministerstwo Magii wyjątkowo ochoczo rzucało likantropowi w twarz ostrymi oskarżeniami... Ale akurat w tym przypadku, Mefisto chyba sam wskoczyłby do celi w Azkabanie, byle tylko schować się przed zrozumiałą nienawiścią Neirina czy Liama. Wystarczyło samo wspomnienie o pozostałych znajomych, a także opcji powrotu do więzienia, by Nox się poderwał. Rozebrał się do bokserek i ubraniami pozakrywał jedzenie, a także cenne rzeczy zostawione przez Jacka. Później złożył koc na pół, przykrywając całość i pozostając z różdżką w dłoni. Alkohol mu chyba dodał nieco kreatywności, bo zamiast bawić się w bardziej skomplikowane czary ochronne, on postawił na pokrycie koca Absorptio i dodaniem Drętwoty. Magiczny patyczek, niezbędny do późniejszego zdjęcia uroku, położył obok i lekko zakrył piaskiem, żeby nie rzucał się w oczy. Skoro dobytek został zabezpieczony przed ewentualną kradzieżą, Mefisto mógł niespiesznie wejść do wody. Przystanął sobie zanurzony do pasa, dłońmi przeczesując migoczące "łzy".
Możliwe, że zwyczajnie pożałował tego pokrzywdzonego wilczka. W końcu zafundował mu takie atrakcje z własnej woli i wcale nie wydawał się być z tego zadowolony. Jack nie chciał czuć się wobec niego dłużny, jednak przy takim wyrazie twarzy ciężko było nie zareagować. Nawet jeśli na takowego nie wyglądał i wolał wszystko zostawić w rękach innych, to nie było tu innych - Neirina i Liama. Został z tym sam i chociaż mogła rosnąć w nim pewna irytacja, to na swój sposób potrafił się przemóc i zająć problemem. Może nie zasypywał nikogo extrawertycznym blaskiem pokrzepienia, ani nie rozdawał ciosów wspomagających ogarnięcie tyłka, ale sama jego obecność była wspomagająca. Był tak blisko jak tylko to było potrzebne. Zaś oszczędna wylewność jaką się cechował oraz sporadyczne gesty, którymi dzielił się tylko w ostateczności, czyniła te chwilę wyjątkową. W końcu to nie zdarzało się zbyt często. Ucieszył go fakt, iż wilkołak koniec końców zdecydował się na kąpiel we łzach, a nie dolewanie ich do basenu. Z drugiej strony zupełnie nie przemyślał konsekwencji swego nagłęgo zniknięcia, czy też zgonu. Robił to od zawsze i wręcz czuł się z tym bardzo swobodnie. Zapewne do czasu jak nie odezwie się jego pechowe fatum. To potrafiło zaleźć mu za skórę. Zauważając ciemną sylwetkę otoczoną migoczącymi światełkami wynurzył się kawałek dalej, dłonią zaczesując włosy w tył. Czy udałoby mu się kiedykolwiek podejść wilkołaka? Podpłynął bliżej – tam gdzie stopami był w stanie sięgnąć dna – po czym ochlapał Noxa zanim zrobiła to któraś z nadchodzących fal. - Kogo ja widzę. Suchy piasek jął gryźć w tyłek? - Zażartował, chwilę jeszcze spoglądając na poczynania Mefistofelesa, nim nie zanurzył się ponownie. Uwielbiał to. W szczególności przeczesywanie dłońmi dna, w poszukiwaniu skarbów czy innych znajdziek. Pewien stopień nieważkości tylko dodawał frajdy całej zabawie, zaś głupia moneta wydobyta z dna potrafiła ucieszyć bardziej niż comiesięczna wypłata. Wynurzył się ponownie, by spojrzeć na to co pochwycił z dna, by ponownie skierować swój wzrok na Mefistofelesa, otoczonego przez niebieskie światło. Widok był wart zapamiętania.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Akurat Mefistofeles bliskość doceniał zawsze - niezależnie od tego, czy serwowana była raz na ruski rok, czy regularnie. Nie znalazł się jeszcze w sytuacji, w której w pełni by się do tego przyzwyczaił, toteż za każdym razem przytrafiała mu się przyjemna niespodzianka. W przypadku Jacka, rzadko. Za rzadko. W całych tych swoich rozmyślaniach nie przeanalizował zbyt dokładnie zachowania Puchona. Nie doszukiwał się u niego współczucia, prędzej zakładając, że pójście do wody stanowi ucieczkę od mniej radosnego humoru wilkołaka. Pewnie też częściowo dlatego sam ruszył się z koca - jemu również nie pasował ten humor. Co mogło go zmienić, jeśli nie woda? W dodatku taka zjawiskowa, doprawiona magią? Skrzywił się odruchowo, odsuwając twarz przed potencjalnym kolejnym chlapnięciem. Mógł się spodziewać po Jacku czegoś równie nikczemnego, acz od wody ciężko było uciekać. Nawet podana w ten sposób nie potrafiła do siebie zrazić. - Dokładnie... aż pozazdrościłem i sam nabrałem ochoty na gryzienie - odszczeknął bez zastanowienia, niby trochę chlapiąc w odwecie, ale nieszczególnie się do tego przykładając. Podobało mu się jak woda zniekształca tatuaże, barwiąc stonowaną czerń tuszu błękitnymi drobinkami. Sam się sobie przyglądał, choć raczej wyglądało to jak podziwianie światełek. Kiedy w końcu się odwrócił, dostrzegł spojrzenie Jacka i uniósł pytająco brew, co z łatwością mogło przemknąć niezauważone, ze względu na słabe oświetlenie. Tak czy tak, Nox zanurkował i podpłynął bliżej, oddech biorąc dopiero tuż obok wychowanka Hufflepuffu. Patrzył mu na ręce, zaciekawiony znaleziskami, ale jego następną wypowiedź z łatwością można było zrozumieć opacznie. - Widzisz coś, co ci się podoba?