W tym roku organizatorzy wyjazdu postawili na klasykę i wycieczkowicze zamieszkali w uroczym hostelu położonym na wyspie Lefkó – w budynku panuje rodzinna atmosfera i niemalże wszędzie pałętają się koty. Na uczniów i opiekunów czekają jasne, przestronne pokoje z pięknym widokiem. Każda sypialnia jest wyposażona w magiczne szafy, które z pewnością pomieszczą wszystkie bagaże, oraz łoże małżeńskie i cztery łóżka pojedyncze. Miejmy nadzieję, że ten rozkład łóżek nie będzie źródłem zbyt wielu konfliktów. Mimo komfortowych warunków najprawdopodobniej mało kto się tutaj wyśpi – gdy tylko wstaje słońce w całym hostelu słychać pianie koguta.
Pokój drugi znajduje się na parterze i jest bardzo komfortowy, ze względu na to, że wprost z niego wychodzi się na podwórze, dzięki czemu bardzo szybko można dojść na plażę albo do miasteczka.
Lokatorzy:
1. Blaithin Astrid Dear 2. Dreama Vin - Eurico 3. Leonardo O. Vin-Eurico 4. Ezra T. Clarke 5. Harriette Wykeham 6. Elias Sætre
Autor
Wiadomość
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Biorąc pod uwagę nadopiekuńczość jej taty i fakt, że przewidywał on zagrożenia dla jej życia w nawet najbardziej prozaicznych czynnościach i rzeczach, nie ma się co dziwić, że Ettie miała trochę niesprawny detektor niebezpieczeństwa. Nie w tę stronę jednak, w którą życzyłby sobie zapewne pan Wykeham. Nie bała się wszystkiego w okół, wręcz przeciwnie. Tyle razy robiła już rzeczy, na które nie pozwalał jej tato i wychodziła z tego bez szwanku, że najzwyczajniej w świecie, przestała mu w tej materii ufać. Zakładała, że wszystkie ostrzeżenia i groźby na tym świecie były naciągane, dopóki sama ich nie sprawdziła - organoleptycznie oczywiście. Przyglądała się Lysowi, skręcającemu szlugi, leżąc na brzuchu i niewinnie machając sobie nogami. Kidy skończył, poderwała się energicznie, wyciągając z kieszeni różdżkę. - No jasne! - wzięła skręta i chciała zapalić go od różdżki, ale nic się nie stało, spróbowała jeszcze raz i gdy znów nie było efektu, zwaliła to na te zakłócenia, o których wszyscy mówili - Ale gówno... - mruknęła pod nosem, wyciągając z kieszeni mugolskie zapałki - jedyny wynalazek niemagów, z którego mimo wyznawanych ideałów nie rezygnowała, ze względu oczywiście na strach przed ciemnością. Zapaliła i zaciągnęła się nie zbyt mocno, bo tylko na próbę. Smakowały... inaczej. Trudno powiedzieć czy dobrze, ale przecież nie dla walorów smakowych je kupiła. A czy czuła się inaczej? Nieeee... Podała Lysowi zapałki i zaczęła wnikliwie przyglądać się swojej dłoni. Z zafascynowaniem dotykała kciukiem opuszki kolejnych palców. Miała wrażenie, jakby nie były. Albo nie. Jakby czuła je dużo wyraźniej niż zwykle. Położyła rękę na materacu, on też był... intensywniejszy. Zaciągnęła się jeszcze raz, tym razem porządnie. - Wooow... - jej głos brzmiał jakoś odlegle, tak jakby przemawiał ktoś zza jej pleców - Jakbym dotykała pierwszy raz w życiu... Wcześniej dotykałam tylko do połowy...
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
/To się dzieje parę dni później, proszę ignorować/
Nie ma gorszego miejsca na pobudkę z kacem od greckiego hostelu. Leo poczuł powracającą świadomość nie tylko z koszmarnym bólem głowy miażdżącym mu czaszkę, ale również z duszącym gorącem panującym na wyspie. Na dodatek jakiś cudowny współlokator nie wpadł na to, żeby zasłonić okno - połowa pokoju skąpana była w ostrych promieniach słonecznych, z których niektóre złośliwie zahaczały o sporych rozmiarów legowisko biednego Gryfona. Doskonale znał to nieprzyjemne uczucie, które towarzyszyło bardziej lub mniej wytrwałym osobom wlewającym w siebie za dużo alkoholu. Nie miał siły podnieść ciężkich powiek, zerkał więc spod przymrużonych i próbował rozeznać się w sytuacji. Brakowało mu przyjemnego chłodu i półmroku. Podniósł się do pozycji siedzącej niesamowicie wolno, starając się nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. Czemu miał takie zakwasy? Czyżby wczoraj przesadził z tym skakaniem w wodzie? A może na imprezie wykonywał jakieś dzikie ruchy? Nie, moment, przecież byli w tej malutkiej "palarni", tam raczej by nie tańczył... Leonardo zmarszczył brwi, próbując sobie przypomnieć jakieś szczegóły. Było na to niestety za wcześnie i przez tę usilną próbę koncentracji zapomniał, że wstawanie to trudna czynność. Potknął się i gdyby nie wyciągnął rąk odruchowo do przodu, to wylądowałby na podłodze. Westchnął z ulgą, ponieważ posadzki nie otuliło to parszywe gorąco. Nie był pewien, czy doskwiera mu tak tępy ból głowy, czy może po prostu nie jest w stanie poradzić sobie z totalnym otumanieniem. Podreptał majestatycznie do łazienki, marząc o utopieniu się pod lodowatym prysznicem. Stojąc w kabinie był już całkiem pewny, że tak, siedzieli w palarni, była tam Dreama i Fire, no i oczywiście Ezra, ale tego miał pewność od samego początku. Owinięty w pasie ręcznikiem dalej bardziej przypominał inferiusa niż istotę żywą. Umył zęby, walcząc z chęcią zwrócenia wszystkiego co spożywał w ostatnim czasie, po czym założył bokserki i wrócił do pokoju, żeby znowu zatopić się w miękkiej pościeli. Udało mu się wykrzesać z siebie tyle sprytu, że po drodze zasłonił to cholerne okno. Próbował z powrotem zasnąć, licząc na to, że wtedy nie będzie męczył go ból ani nieprzyjemne mdłości, że nie będzie próbował sobie nic przypomnieć, ani rozeznać się w sytuacji. Nie miał nawet pojęcia, która jest godzina - skoro pokój był pusty, to pewnie spał tragicznie długo. I co, nikt nawet nie sprawdził, czy nie umarł? Leo przecież normalnie od świtu do nocy coś robił, wylegiwanie się nie było dla niego normalne. Leżąc tak i nie robiąc nic konkretnego łatwo było zapaść w lekki, niespokojny półsen regeneracyjny. Gdzieś z tyłu głowy rozbijała się chłopakowi myśl, że za kawę to by teraz zabił. Albo chociaż za butelkę wody, tak, ewentualnie całe jezioro...
Dlaczego Ezra kochał bycie abstynentem? Hm, pomyślmy. Zero żołądkowych ekscesów. Zero bólu głowy. Zero problemów z pamięcią. Zero czucia się jak kilkukrotnie przeżuty kawałek mięsa. Och tak, Ezra czuł się doskonale, nie będąc nawet szczególnie niewyspanym. Już nie mógł się doczekać, kiedy spojrzy na jakiegoś alkoholika z imprezy - nie musiał nawet daleko szukać - i będzie się mógł zaśmiać prosto w twarz. (Tak, definitywnie był okropnym człowiekiem) Ezra początkowo miał w planach zaczekać, aż Leo się obudzi, dlatego zaszył się w kącie pokoju, cichutko przeglądając sobie książkę. W końcu jednak się zniecierpliwił - ile można było spać, na miłość boską? Postanowił więc, że warto się przewietrzyć, bo mimo wszystko ten unoszący się po całej powierzchni palarni dym, trochę mu uderzył do głowy. Nie spodziewał się, żeby w tym czasie Leonardo zrobił coś więcej niż przewrócenie się na drugi bok, więc też niespecjalnie się spieszył. Ezra w Grecji nauczył się kompletnie ignorować wskazówki zegara, a jedyną miarą czasu było to, kiedy budził się w ramionach Leo, żeby spędzić z nim jak najwięcej czasu i kiedy zasypiał w ramionach Leo po wszelkich wyczerpujących aktywnościach w ciągu dnia. Kiedy wracał ze swojego spaceru, wspaniałomyślnie zajrzał do stołówki, przygotowując dwa kubki kawy i talerz pełen tostów. Nie spodziewał się, żeby Vin-Eurico umierał z głodu, ale chciał być przygotowany na taką ewentualność. Nie będzie przecież kilka razy obracał w tą i z powrotem. Pierwszy problem Ezra napotkał, kiedy chciał otworzyć drzwi. Nie miał za bardzo wolnej dłoni, więc spróbował pomóc sobie łokieć - i owszem, udało się, ale potem klamka mu uciekła spod ręki, wydając głośne kliknięcie zamka. Ups. Plecami pchnął drzwi, wchodząc w ciepły półmrok. Och, czyli Leonardowi udało się jednak zrobić coś więcej niż tylko spać. Zaskakujące. Spojrzał na chłopaka, mając wrażenie, że jest obserwowany - albo po prostu dostrzeżony? To też sukces - spod półprzymkniętych powiek. Z wielką satysfakcją, strącił łokciem z najbliższej szafeczki jakąś książkę, która z hukiem znalazła się na podłodze, a zamiast niej postawił dwa kubki i talerz. - Dzień dobry, skowronku. Wiesz, która jest godzina? - zapytał w całej swojej złośliwości mówiąc znacznie głośniej niż normalnie i podchodząc do okna, by gwałtownym ruchem ściągnąć zasłony, tak że światło zalało swym przyjemnym, orzeźwiającym blaskiem cały pokój. - Późna. Odpowiednia, żeby zabrać swojego chłopaka na kawę, wiesz? Na szczęście dla ciebie, twój chłopak jest lepszy niż mój i postanowił przynieść kawę do ciebie. Mocną. Bez mleka, z odrobiną pieprzu i pomarańczy, dokładnie taką, jaką lubisz. Przysiadł obok chłopaka na łóżku, przyglądając się jego twarzy ze świadomością, że Leo musiał po prostu cierpieć. Odgarnął mu łagodnie włosy z czoła, uśmiechając się. - Wyglądasz okropnie - poinformował go, a w jego głosie pobrzmiewała czysta radość. Jak mówił, tylko czekał na to, aż będzie mu się mógł zaśmiać prosto w twarz.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Przysypianie miało to do siebie, że Leo zupełnie stracił czujność i poczucie czasu. Pogrążył się w tej nieświadomości, która wcale nie była błoga - czy ktoś próbował mu się wwiercić w głowę, czy tylko mu się wydawało? Przynajmniej mdłości trochę odpuściły. Zanotował gdzieś podświadomie, że jeśli się nie rusza, to nie jest tak źle. Zmagał się niestety z problemem tak dobrze znanym leniuchom, bo poduszka nagrzała się od jego ciała i chętnie przewróciłby ją na drugą stronę. Ciężko to zrobić, skoro chce się pozostać w bezruchu... Leo leżał zatem, pozwalając sobie coraz bardziej na przysypianie i nawet nie mając siły zauważyć, że dopiero co wyszedł spod lodowatego prysznica, a już było mu piekielnie gorąco. Magia, hm? Wyrwał się z tego półsnu, gdy pomieszczeniem wstrząsnął przeraźliwy huk i podłoga zatrzęsła się od okrutnych wibracji, a Leo prawie podskoczył na łóżku. To jest, klamka kliknęła, zapowiadając jakieś towarzystwo. Gryfon wyjątkowo nie miał ochoty dzielić z kimś swojego cierpienia, ale uniósł jedną powiekę i wbił spojrzenie zmęczonego oka w swoje najkochańsze słoneczko, które chyba bardzo chciało zostać znienawidzonym słoneczkiem. Albo martwym słoneczkiem. Skrzywił się na dźwięk spadającej książki i poważnie miał wrażenie, że uderzyła go ona w głowę. - No hej - wychrypiał cicho, uznając to za zaskakująco trudną umiejętność. Głos odmówił mu posłuszeństwa i próby dodania czegokolwiek skończyły się na słabym, pełnym cierpienia pomruku. Leonardo odchrząknął, przewracając się na plecy, aby lepiej widzieć Ezrę - było to koszmarnie głupie, bo ten postanowił, że odsłonięcie okna będzie dobrym pomysłem. Vin-Eurico zadrżał słysząc przesuwane zasłony i zamknął powieki o sekundę za późno, pozwalając tym samym, aby promienie słoneczne podrażniły mu oczka. - O ty cholero - mruknął z niedowierzaniem, czując już, że ta ślepota to mu zostanie do końca życia. I co wtedy? Już nigdy nie będzie mógł zobaczyć Ezry i... a, dobra, wzrok dalej działał. - A czego się spodziewałeś? Mój chłopak jest już najlepszy - jak wiadomo, nie da się być lepszym od najlepszego. Leo na informację o kawie gotów był nawet zapomnieć o tym odsłanianiu okna, tylko gdyby jeszcze Krukon przestał się tak drzeć... Nie udało mu się tego wyartykułować i jedynie uniósł lekko kącik ust, kiedy został uraczony tym czułym gestem. - Dzięki. Od razu mi lepiej - westchnął z rozbawieniem. No, dobrze wiedzieć, że tak się wygląda w oczach swojego chłopaka, nie? Gryfon chyba poważnie powinien trochę alkoholu odstawić, bo pokazywał się z kiepskiej strony. Tylko kurde, serio, Ezra miał słabe wyczucie czasu! Kiedy były zawody, mistrzostwa, albo nawet intensywniejsze treningi, to Leo nie pozwalał sobie nawet na spojrzenie w stronę jakichś napojów z procentami. - Niewiele pamiętam... czyli było fajnie? - Chwycił Ezrę za ramię i przyciągnął go do siebie, żeby również leżał, bo jak powszechnie wiadomo, razem o wiele przyjemniej. Teraz mu już nawet to gorąco nie przeszkadzało (hm, może to kwestia tego, że właściwie nie miał ubrań?). Ucieszył się, że wpadł na genialny pomysł umycia zębów, bo teraz mógł cmoknąć chłopaka w usta i nie przypominać przy tym żula spod monopolowego.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Niesamowite było to, jak zamienili się w tym momencie rolami. Raczej nie zdarzało się, żeby to Ezra starał się wyciągnąć z łóżka Leo. O nie, on go raczej zawsze podpuszczał do dłuższego pozostania otulonym przez miękką kołderkę. Co, powinien pozwalać się chłopakowi częściej upijać i potem korzystać z tego dobrodziejstwa jakim był rozłożony na łopatki Gryfon? To brzmiało jak dobry plan. Z fascynacją obserwował, jak niemal fizyczny ból odbija się na twarzy Leonardo z każdym najmniejszym dźwiękiem. I co, chłopak sam się na o pisał, wiedząc że tak skończy? Ezra nie podejrzewał go o pobudki masochistyczne, a tak to właśnie wyglądało. Ezra nie czuł się więc źle ze swoją złośliwością, ba, otwarcie się zaśmiał, kiedy został nazwany cholerą. Takim gwoździem do trumny było kopnięcie butelki, która potoczyła się przez pokój hałaśliwie. Tego też nie chciał zrobić, oczywiście. Wszystko przez przypadek. - Mmm, ale jest też narcyzem i lubi słyszeć komplementy - zaśmiał się, całkowicie rozczulony tą wypowiedzią. Leonardo wiedział, jakimi słowami trafia się do serca Clarke'a. Ezra nie uważał się jednak za "najlepszego chłopaka", pewnie w jakiejś statystyce generalnej mógłby być po środku. To Vin-Eurico był tą opiekuńczą i kochaną i miśkowatą częścią ich związku i on zgarniałby wszystkie punkty. Nawet w przyjaźni był stroną, której zdawało się bardziej zależeć - co rzecz jasna nie było prawdą, ale Ezra musiał przyznać, że Leonardo dawał więcej niż przyjmował. Nieważne jednak, jak wyglądała rzeczywistość, istotne było tylko to że za "najlepszego: miał go Leonardo i to Ezrze całkowicie wystarczało. - Od tego tu jestem, nie? W końcu nie jestem specjalistą od kaca... trudno nim być, jeśli się nie pije, więc chociaż mogę cię wspomóc dobrym słowem. Dużą ilością dobrych słów. Podobno pozytywna energia jest zaraźliwa. Raz, dwa staniesz na nogi. Bardzo cię to musi cieszyć, prawda? - Ezra nie przestawał trajkotać, tak naprawdę chcąc mówić o czymkolwiek, byle nie zapadała błoga dla Leo cisza. Jeśli Leonardo chciał mieć spokój, musiał się o niego sam postarać. W końcu istniały sposoby na przymknięcie Ezry. - Głupie pytanie, z tobą nawet na stypie byłoby fajnie. - Pozwolił się przyciągnąć, wsuwając jedną nogę pomiędzy nogi Leo, a ręką przesuwając po linii jego ramienia, przez obojczyki, aż do biodra. Jedno cmoknięcie to jednak zdecydowanie było zbyt mało i Ezra natychmiast zaprotestował mruknięciem. - Coś ty taki oszczędny? Minęło prawie pół dnia, ja się zdążyłem stęsknić. - Leniwie trącił go nosem, skradając kolejnego buziaka, a potem jeszcze jednego, tak na zaś. Lepiej zapobiegać, prawda?
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Prawda była taka, że spotkanie Leonardo w łóżku o takiej godzinie jak, dajmy na to, południe, nie była taka dziwna... Gdyby tylko robił coś bardziej aktywnego niż takie nijakie leżenie. To się nie zdarzało. Gryfon lubił wstawać z pierwszymi promieniami słońca i nic nie przeszkadzało mu w porannym bieganiu i małym treningu, który gotów był zafundować sobie nawet w najmroźniejszą zimę. Nie był szczególnie podatny na zmiany atmosferyczne, nie kiedy w grę wchodziło jego hobby. Cholera, gdyby ktoś zamknął go w pokoju na dwadzieścia cztery godziny, to Leo i tak by się kręcił w kółko, byle tylko nie leżeć bezczynnie. Trzeba jednak przyznać, że związek z Ezrą w pewien sposób na niego wpłynął (poza tym oczywistym względem, jakim było zaprzestanie podrywania wszystkiego co się rusza). Nagle wizja pozostania rano w łóżku nie była taka zła, o ile tylko miał u boku Krukona. I, cholera, nawet nie musieli nic robić! Jęknął rozżalony, kiedy po podłodze potoczyła się butelka wydająca dźwięki jak jakaś mugolska bomba. To było doprawdy okrutne ze strony Ezry - przecież Leo nie pił po to, żeby teraz sobie cierpieć! Chciał w ten jakże specyficzny sposób zabawić się na imprezie, a konsekwencje byłyby znośne, gdyby ktoś nie dokładał mu w temacie bólu. Gdyby tylko Clarke wiedział, jak to jest... - Na komplementy trzeba sobie zasłużyć - zauważył, bo Krukon mógł być najlepszy, ale i tak nieznośny. Doskonale sobie z tym radził. Leo chyba jeszcze nie trafił na drugą osobę, która potrafiła tak go zdenerwować i rozczulić jednocześnie. Ezra po prostu miał w sobie coś rozbrajającego, przez co wszystkie negatywne myśli Vin-Eurico przestawały mieć sens. - Słyszałeś kiedyś, że milczenie jest złotem? - Zagadnął po tym, jak już wyrzucił z siebie cichą wiązankę hiszpańskich przekleństw. No chyba ktoś chłopaka nakręcił albo zaczarował, żeby tak nawijał. To z całą pewnością nie było normalne, a Leo nie obchodziła żadna bardziej czy mniej pozytywna energia. Patrzył na niego jedynie z odpowiednią dozą niezadowolenia. To przyciągnięcie było również wstępem do zajęcia jego ust czymś innym od wypowiadania coraz bardziej bezsensownych i nieistotnych słów.... Uśmiechnął się pod nosem, w końcu mogąc zamknąć oczy i po prostu trzymać Krukona przy sobie. A nie, ten dalej gadał. To znaczy, odpowiedział na zadane pytanie i było to całkiem miłe, ale Leo i tak o wiele bardziej doceniłby ciszę. Skinął lekko głową, co i tak było wyczynem i wiązało się z nową falą otępiającego bólu. Ezra powinien o wiele bardziej doceniać starania Leo, a nie czepiać się o małą ilość buziaków... - Zaraz, słońce, zaraz. Daj umrzeć w spokoju - poprosił z rozbawieniem, bo doskonale wiedział, jak żałośnie to brzmi. No potrzebował jeszcze chwilki na zebranie sił, dobra? Nie było tak łatwo pozbyć się wyrzutów sumienia. Jak wrócili do pokoju? Nie zrobił nic głupiego po pijaku? Clarke był radosny, ale może to jego "przypadkowe" rozbijanie się po pokoju miało być dziwną zemstą? Pocałował chłopaka nieco dłużej, a następnie po prostu go przytulił, wzdychając cicho. Mogliby tak po prostu sobie leżeć już na zawsze... Pasowało mu muskanie wargami szyi Ezry przy nabieraniu oddechu i subtelne przysuwanie go jeszcze bliżej. To chyba było zrządzenie losu, ze akurat otworzył oczy i dostrzegł malinkę u Krukona. W pierwszej chwili dostał małej palpitacji serca, później udało mu się skojarzyć z tym sytuację z poprzedniego wieczoru. Zesztywniał mimowolnie, przypominając sobie drobną wymianę zdań. - Ezra - zaczął cicho, odsuwając się, żeby móc spojrzeć chłopakowi w oczy. To było chyba najtrudniejsze pytanie z możliwych, serio. - Czy ty wczoraj powiedziałeś, że mnie kochasz? - Palnął, nie mając siły na bawienie się w owijanie w bawełnę. Krótka piłka, panie Clarke.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
To chyba normalne, że obaj chcieli poniekąd dostosować się do swojego partnera. Tym sposobem, Ezra podkręcił tempo swojego życia, podczas gdy Leo zajął się przychillowaniem i uspokojeniem, więc jego działka była łatwiejsza do zrealizowania. - Nie, wystarczy tylko trochę dobrej woli i mały kredyt. Na ciebie też nie zasługuję, a jednak cię mam. - Ezra mógł być najlepszy. Mógł być też nieznośny. Leonardo zdecydowanie jednak zapominał o uroczej stronie Ezry, odpowiedzialnej za wszystkie wyznania. Tak, ona wciąż tam gdzieś była. - Na szczęście nie jestem materialistą i wystarcza mi w zupełności srebro, nie martw się - odpowiedział, zastanawiając się, czy to już jest moment, kiedy powinien być dobrym chłopakiem i odpuścić Leo. Jego wewnętrzny diabełek nawoływał "Nie, Ezra, jeszcze tylko minutkę", jednak niezadowolenie Gryfona przyćmiło złośliwe zapędy. Zacisnął zatem usta, nie śmiejąc się nawet kiedy Leo zapowiedział swoją śmierć. Potrafił być cichy i grzeczny. Wtedy na pewno zasłuży sobie na pochwałę, o. Wtulił się policzkiem w chłopaka, marząc tylko o tym, by być z nim jak najbliżej. Ezrze prawdopodobnie byłoby za mało nawet gdyby magicznie mogli stopić się w jeden byt. Przymknął powieki, oddychając miarowo i palcami delikatnie wystukując powolne rytmy na klatce piersiowej chłopaka. Z jego gardła uciekł krótki chichot, - tego nawet nie można było nazwać pełnoprawnym śmiechem - kiedy Leo muskał delikatnie szyję Ezry, otulając go łaskoczącym oddechem. Nie był gotowy na nagłą zmianę nastroju na poważny, dlatego z ogromnym ociąganiem i ciężkim sercem otworzył oczy, gdy Leo nieznacznie się od niego odsunął. Ezra przeczuwał, że to będzie coś ważnego. Nie lubił ważnych problemów. Zawsze ktoś wychodził z nich skrzywdzony. - Powiedziałem? - zapytał słabym głosem, patrząc z jakąś paniką w przepełnione niepewnością oczy Leo i próbując sobie przypomnieć sytuację, o której chłopak mówił. I nie powinien mieć z tym żadnego problemu, bo Ezra z łatwością potrafił w głowie odtworzyć przebieg posiadówki. I na pewno nie było tam mowy, o żadnym "kochaniu". - Nie, Leonardo, niemożliwe. Pamiętałbym - zapewnił go ostrożnie, bo w gruncie rzeczy brzmiało to brutalnie. W sumie znaczyło to po prostu "nie, nie mogłem tego powiedzieć, bo przecież cię nie kocham". Umysł Ezry pracował na najwyższych obrotach i miał wrażenie, że Leo jest prawie w stanie zobaczyć, jaki wysiłek podejmuje, rozgryzając tę kwestię. Nie chciał zostawiać niedomówień i nie chciał też Leo przez przypadek oszukać. - Mówisz o tej sytuacji po akcji z Biancą? Wiem, że powiedziałeś wtedy, że mnie chcesz, ale to chyba było jedyne wyznanie, które padło... Powiedziałem, że odwzajemniam twoje emocje, ale nie chodziło mi... Proszę, nie mów, że źle cię zrozumiałem, bo już teraz czuję się z tym bardzo źle. - Doskonale wiedział, jakie zapewnienie padło z jego własnych ust. Nieśmiertelne "ja ciebie też". Do tego momentu był przekonany, że słowa nie miały tak poważnego wydźwięku i gdzieś w głębi duszy liczył, że zaraz to jakoś się wyjaśni. Nie lubił sprawiać Leo zawodu.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
- Mocne słowa - skwitował jedynie z przekąsem, kiedy to Ezra z taką beztroską w głosie zapewnił go o tym, że na niego nie zasługuje. Leo chyba nie musiał nawet dodawać, że była to czysta głupota? Byli różni, to prawda, ale obu zdarzyło się zrobić parę głupich rzeczy. Żaden nie był święty. - Nie doceniasz się - zacmokał cicho z dezaprobatą, ponieważ Clarke najwyraźniej chciał ograniczyć się do jakiegoś nędznego srebra. Jak się okazało, był to całkiem trafny komentarz, bo zapadła cisza i Merlinie, było idealnie. Leo nie ruszał się, słyszał jedynie cichy chichot swojego partnera i jak głupi czerpał z tej bliskości, nie mogąc sobie wyobrazić jej przerwania. Inna sprawa, że sam zainicjował oddalenie, pragnąc dowiedzieć się czegoś w nurtującym go temacie. Już w momencie, w którym zadał to pytanie wiedział, że był to cholernie duży błąd. Nie dał Ezrze szansy na przemyślenie odpowiedzi czy reakcji, dostrzegł zatem w jego oczach prawdę. Cholera. Spodziewał się zaprzeczenia, ale i tak zabolało, a Leo nie był najlepszy w ukrywaniu emocji. Zacisnął wargi w wąską kreskę, nie chcąc pozwolić sobie na bardziej wymowny grymas. Krukon powinien wszystko pamiętać o wiele lepiej, ale Vin-Eurico ogarnęła jakaś taka przerażająca pewność, że ta sytuacja faktycznie miała miejsce. Nie udało mu się wykrzesać żadnej solidniejszej odpowiedzi, bo chłopak nawijał dalej i nieświadomie wyjaśnił całą sytuację. Gryfon sam w pierwszej chwili tego nie zauważył, bo jego myśli sprowadziły się do jednej i wyjątkowo przygnębiającej - Ezra go nie kocha. - Nie powiedziałem, że... och. Och, rozumiem. - Wymusił uśmiech, ale w gruncie rzeczy zaraz stał się on o wiele bardziej szczery. No, to faktycznie była dość głupia sytuacja. - Mój błąd. Powiedziałem "te quiero". To brzmi jak "chcę cie", ale znaczy tak naprawdę "kocham cie" - wytłumaczył, ze śmiechem, który zabrzmiał trochę za bardzo histerycznie. Rzecz w tym, że on nie chciał czuć się zawiedziony, nie chciał stawiać Krukona w głupiej sytuacji i nie chciał znowu usłyszeć, że nie jest kochany. Nawet teraz, kiedy teoretycznie wszystko okazało się być językowym nieporozumieniem, Leo czuł się po prostu okropnie. Nagle kac przestał mieć znaczenie, bo do głosu dorwało się zranione serduszko. Idiotyzm. Przecież leżał z Ezrą, mógł go przytulać i całować, rozmawiali i się śmiali, dalej sobie dogryzali... Jakim prawem mógł wymagać czegoś więcej? - Na Merlina, przepraszam, nieważne - wyrzucił z siebie jeszcze, znowu przysuwając do chłopaka, ale tym razem po to, żeby nie widział tego pełnego żalu spojrzenia. Gryfon po prostu... po prostu nie wiedział już co ma robić.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Jedno pytanie całkowicie popsuło ten komfortowy, niemalże domowy nastrój. Wszystko się pokomplikowało i Ezra jeszcze nie wiedział, w jaki sposób to odkręcić. A wiedział, że odkręcić musiał. Ezrze czasami wydawało się, że Leonardo brał zbyt mocno do siebie wiele spraw. Potrzebował odpowiedzi na teraz, a potem sam ją przeinterpretowywał. Ezra jeszcze nic nie zdążył powiedzieć, a już widział zranienie w oczach swojego chłopaka. Emocje. To zawsze była wina emocji. Clarke wręcz przeciwnie, wytłumaczenie Leo przyjął do siebie spokojnie, nawet się lekko uśmiechając. Była to jednak odpowiedź wyłącznie na gest, a nie rzeczywista reakcja. Ona przyszła znacznie wolniej, kiedy przez mózg Ezry dziesiątki razy przeszła już otrzymana informacja. - Chyba powinieneś pouczyć mnie hiszpańskiego, żeby takie sytuacje już w przyszłości nie miały miejsca - stwierdził prosto. Mógłby się zacząć irytować, że przecież rozmawiali o tym, by takie wyznania zostawić na razie niedotknięte. Ezra go o to prosił. Mógłby też poczuć się głupio i spróbować go jakoś przeprosić, ale z drugiej strony on wcale nie czuł się winny. To było zwyczajne w świecie nieporozumienie, nawet trochę zabawne. Leonardo zbyt mocno przejmował się tym, że intencja Ezry różniła się trochę od jego własnej. Ale przecież też nie była zła. Ezra powiedział, że go chce, prawda? W każdym tego słowa znaczeniu. Chciał go nie tylko pod względem seksualnym, ale i w zwykłej codzienności. Chciał go jako swojego chłopaka, swojego przyjaciela, swojego Leonardo. Westchnął ciężko, wiedząc, że Vin-Eurico jeszcze nie do końca to pojmuje. Lub nie chce pojmować? - Nie, ważne. Leonardo, posłuchaj, przecież wiesz, że jestem cały dla ciebie - zaczął, przytulając mocno chłopaka. Nie zmuszał go do patrzenia mu w twarz, doskonale wiedząc, że czasami tak po prostu jest łatwiej. Jemu też znacznie prościej przychodziło poruszanie tematów uczuć, kiedy nie zmagał się z presją reakcji Leo. - Nie zawsze chodzi o słowa.Przed tobą miałem naprawdę dużo dziewczyn i sam Merlin wie, ile razy wymsknęło mi się do nich słowo "kocham". I gdzie one teraz są? - zapytał retorycznie, bo Leonardo sam mógł zauważyć jakie relacje łączyły go aktualnie z Bridget. I z większością jego byłych. - Jeśli bardzo ci zależy, mogę to powiedzieć. Ale moim zdaniem bardziej liczy się to, co robię. A po tym, co robię chyba łatwo zgadnąć, jak bardzo mi na tobie zależy. Tego właśnie Ezra nie lubił w związkach, tej ckliwości, która go krępowała. Ezra nauczył się wyrażać siebie bardziej poprzez gesty niż słowa. Lubił dbać i troszczyć się o bliskich po cichu, bo nie potrzebował w zamian za to żadnych podziękowań czy rekompensaty. A słowa miały w sobie pewną moc, determinującą do udzielenia odpowiedzi, a co z tam idzie, niepotrzebnego obciążenia relacji. To właśnie robił Leonardo, nawet jeśli całkowicie nieświadomie. Ezra po prostu czuł się źle, nie odpowiadając chłopakowi na wyznanie. A przecież nie robił nic złego. Był jedynie zgodny ze swoim sumieniem. - Och, kiedy spałeś, przyleciała sowa i zostawiła dla ciebie jakiś list - przypomniał sobie nagle, uznając to za dobry pretekst do zmiany tematu. Tamtą kwestię Leo sam musiał sobie przemyśleć. Ezra puścił chłopaka i usiadł, sięgając do szafki, na której pozostawił wiadomość. Podał ją Gryfonowi, nie wracając jednak do poprzedniej pozycji. Ezra nie chciał, by Leonardo czuł się inwigilowany czy coś w tym stylu. Ezra bardzo szanował w związku aspekt cudzej prywatności, bo jemu samemu zależało na pewnej strefie, do której dostęp miał tylko on. Z tego też powodu nie zamierzał zaglądać chłopakowi przez ramię. Zamiast tego wziął sobie kubek z najzwyklejszą kawą z mlekiem, czekając, aż Leonardo pierwszy się odezwie.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Pewnie, że dramatyzował. Leo miał wrażenie, że ostatnio zdarza mu się to trochę za często, ale nawet taka świadomość nie pomagała w zaprzestaniu wykonywania poszczególnych czynności. Nie panował za dobrze nie tylko nad swoją przejrzystą mimiką, ale również nad emocjami. Podczas oceniania jego zachowań trzeba było wziąć poprawkę na to, że on nigdy nie mówił tego "kocham cię" pod względem faktycznie romantycznym. Mógł powiedzieć coś takiego rodzinie, albo najbliższym przyjaciołom - przecież kochał Fire, prawda? Nie powiedział tego jednak ani Padme, ani Courtney, ani Isilii, ani Pandorce, ani żadnej innej dziewczynie, z którą spotykał się dłużej lub krócej. Dla Leo dalej nowością było to mocne uczucie, które ogarniało go na samą myśl o Ezrze. Tyle czasu spędził martwiąc się, że nie jest w stanie nigdzie ulokować emocji, a kiedy już to zrobił to okazało się, że nie jest to wcale takie proste. Nic dziwnego, że po pijaku wymsknęło mu się to "zakazane" wyznanie. Swoją drogą, zrobił to i tak dość subtelnie, nie? Doskonale jednak rozumiał, że nie zachowuje się racjonalne i to kłucie w serduszko jest głupią reakcją. Nie był w stanie nad nią w pełni zapanować, ale mógł próbować. Nie obwiniał o nic Ezry, chociaż niezbyt potrafił pojąć jego motywy. Całe szczęście, że był tak wyrozumiały. Dlatego powiedział, że "nieważne" - nie chciał się w to zagłębiać, wolał po prostu przetrawić to sobie po cichu i tym samym nie wymuszać w Krukonie żadnych wyjaśnień. Mruknął z zadowoleniem w odpowiedzi na to mocne przytulenie. Zabawne, że miał ponad dwa metry wzrostu, a i tak czuł się najbardziej stabilnie właśnie w takiej pozycji. - Wiem - odparł po prostu, pozytywnie zaskoczony tym, że wyszło mu to z taką łatwością. Cholera, chyba rzeczywiście doceniał zaangażowanie Ezry. - Wiem, serio, niczego nie oczekuję. Nie wymagam. To po prostu wciąż strasznie nowe - przyznał, zerkając na chłopaka i tym samym zapewniając go, że hej, wszystko w porządku. I tak będzie sobie gdzieś tam czekał i pewnie pogryzie go jeszcze parę razy, że nie jest tak serio kochany. Pocałował Clarke'a delikatnie w usta i uśmiechnął się pod nosem myśląc, że chyba nigdy mu się to nie znudzi. - Ach, kiedy spałem. To były piękne czasy - westchnął z uwielbieniem, korzystając z okazji i sięgając po tę swoją ukochaną kawę. Pierwszy łyk już zapewnił go w przekonaniu, że dobra, Ezra faktycznie zasługiwał na komplementy. Siedząc tak przyjął list, zerkając na niego z niejakim zaciekawieniem. Cóż, nie był to najprostszy środek komunikacji z mugolskimi znajomymi, więc... - Wiesz co, cofam tamte słowa, jednak wymagam. Robienia mi częściej takiej kawy. - Rozerwał kopertę i zajrzał do środka. - O, w temacie hiszpańskiego... - mruknął, rozpoznając pismo swojej ukochanej rodzicielki. Zamiast zagłębić się w treść zerknął jeszcze na Ezrę. - Wiesz, serio mógłbym cię pouczyć. Zajebisty język.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Nie sądził, że kiedykolwiek użyje takiego sformułowania w stosunku do Leonardo, ale chłopak zdecydowanie zbyt dużo myślał. I po co? Jego mózg nie był przystosowany do takich czynności i potem wychodziły takie głupie sytuacje. Głównie jednak dlatego, że to wszystko było jeszcze nowe i świeże i sam niekiedy po prostu się gubił, zachowywał tak ogromną cierpliwość do Vin-Eurico. Ezra jednak nie lubił się powtarzać. Kiedy wypowiadał się na jakiś istotny temat, nie potrzebował kilkukrotnie zaznaczać swojego stanowiska. Jeśli kiedyś zmieni zdanie, nie omieszka go o tym poinformować, ale jak na razie się na to nie zapowiadało. Może wystarczy mu jeszcze wyrozumiałości na dwa czy trzy takie napady żalu Gryfona. A potem tak miło nie będzie. Ezrze niestety daleko było do bycia miłą osobą. - To dobrze, Piękny, to dobrze. Może i nowe, ale ogólnie moim zdaniem całkiem dobrze sobie radzimy - odetchnął, ciesząc się, że nie musi przynajmniej zapewniać o niczym Leo i że chłopak w gruncie rzeczy go rozumie. Nie spodziewał się jednak teraz pocałunku, więc nie nadążył też z jego oddaniem. Duża, duża strata. Szturchnął lekko Leo, bo nie, to nie były piękne czasy. W końcu nie było przy nim Ezry. To były straszne czasy. Koniec świata albo jeszcze gorzej. - Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - zaśmiał się, stwierdzając, że faktycznie skoro Leonardo brał na siebie takie obowiązki jak gotowanie (bo brał, inaczej by umarli) to Ezra od czasu do czasu mógł mu chociaż kawę zrobić. Ale też bez przesady, żeby się Gryfon do dobrobytu nie przyzwyczaił. Ezra odetchnął, opierając głowę na ramieniu Leo i orientując się, że list był zapisany w kodzie zwanym językiem hiszpańskim. Problem sam się rozwiązał. - Ja też mówiłem serio. Wiesz, w dużych emocjach często mówimy w języku ojczystym, bo to przychodzi naturalnie. Głupio będzie dopytywać cię w łóżku, co tak właściwie powiedziałeś... Albo wykrzyknąłeś? - wyjaśnił z głupim uśmieszkiem, dmuchając na obojczyki chłopaka. Podpuszczanie Leonardo to zdecydowanie była jego ulubiona czynność na świecie. - Ogólnie to ja łatwo przyswajam języki, więc jak masz trochę cierpliwości i chęci to możemy kiedyś spróbować. Jak nie wyjdzie to przynajmniej będzie zabawnie. Kompletnie nie przyszło mu do głowy, że Leonardo po głowie mogło chodzić zrobienie mu pierwszej lekcji w tym momencie. Tak sobie przecież teoretyzowali przecież.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Cóż, nie chciał w żaden sposób zirytować czy zniecierpliwić Ezry. Ogólnie to zaistniała sytuacja była strasznie głupia i w dodatku opierała się o nieporozumienie. Leo wcale nie oczekiwał miłosnych wyznań (byłyby fajne, ale no), na imprezie zupełnie się tego nie spodziewał i to "te quiero" z jego strony było kompletnie nieprzemyślane. Osobiście nie czuł się jednak winny, bo w końcu nie należał wtedy do osób szczególnie świadomych. Zresztą właśnie wszystko rozchodziło się o to, że mówiąc tamte słowa nie spodziewał się "ja ciebie też". Tak czy inaczej, temat uznał oficjalnie za zamknięty. Zaśmiał się cicho na to szturchnięcie z domysłem, że pewnie właśnie chodzi o tę smutną samotność, która doskwierała mu w pięknych czasach. Faktycznie fajniej by mu się umierało z takim przystojniakiem u boku. Tylko no, to chyba wina Ezry, że sobie poszedł, nie? - Każde życzenie? - Spytał, szczerząc się radośnie. No, to by się dało wykorzystać. Objął Krukona ramieniem, kiedy ten się o niego oparł. Raczej nie spodziewał się czegoś szczególnie prywatnego w tym liście, poza tym znowu natknęli się na barierę językową. Leo należał do otwartych osób i prawdę mówiąc, gdyby treść była po angielsku, to pewnie też by jej nie ukrywał. - Wiem, słońce, to tylko ty masz tak łatwo. Ja przez połowę czasu każdej rozmowy próbuję przypomnieć sobie jakieś słowo i potem skaczę dookoła niego mając nadzieję, że zostanę zrozumiany - przewrócił mimowolnie oczami i dopiero wtedy dopuścił do siebie sens słów chłopaka, poparty tym ślicznym uśmieszkiem. - Myślę, że wyłapałbyś z kontekstu. - No nie, ale ten delikatny dreszczyk to mógł sobie darować i go nie nawiedzać. Przecież Ezra na nim leżał i doskonale musiał to wyczuć. Wredota. - Pewnie. Lekcja pierwsza: list od mamy. Jeśli zaczyna pisać do mnie pełnym imieniem, to sprawa jest poważna. - Wyjaśnił z rozbawieniem. Uznał, że nic się nie stanie jeśli przeczyta treść na głos i potem choćby lakonicznie wyjaśni o co chodziło, ale niestety natknął się na całkiem poważną przeszkodę. - Czekaj, nie mam okularów - palnął bez zastanowienia, podnosząc się nieco i rozglądając za torbą, w której powinno leżeć etui.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Czy jeśli Ezra sam się podkładał, to później mógł narzekać, że jest wykorzystywany? (Jeden głos na tak. Zdanie Leo się nie liczyło, Ezra sam udzielał sobie pozwolenia) Może pełnego niewolnictwa, by nie ryzykował, pokładał jednak w chłopaku nadzieję, że rozsądnie wykorzystywałby taką możliwość. Przez chwilę więc rozważał odpowiedź, powoli kiwając głową. - Mhm. Już ci kiedyś mówiłem, że mnie wystarczy poprosić, więc... Jasne. Dla ciebie wszystko, księżniczko - dodał, nawiązując do zdjęcia Leo w przeuroczym dziewczęcym diademie. Wiedział, że była to sprawka małej kuzynki i nie chodziło o żadne transwestytyczne upodobania, ale i tak Gryfon chyba nie sądził, że tak łatwo zostanie mu to odpuszczone. Nie, Ezra nie zapominał. - Nie słychać tego. Mówisz naprawdę płynnie. Gdyby nie akcent, nie powiedziałbym, że nie jesteś Brytyjczykiem. - Ezra nie wyobrażał sobie być cały czas zmuszonym do rozmawiania w innym języku. Nawet taki francuski, który kochał całym serduszkiem, po kilku tygodniach zupełnie by mu obrzydł. Nie ma to jednak jak język ojczysty. Że też Leonardo jeszcze nie oszalał. - Możliwe. Zresztą, od czego mamy uniwersalny język? I nie, nie mam na myśli angielskiego. - Uśmiechnął się perfidnie, przymykając powieki i symulując kilka jęków. I tak, doskonale wyczuł dreszcz, który przeszył ciało Gryfona. Szybko się okazało, że to nie jest najważniejsza sprawa w tym momencie, bo Vin-Eurico zdecydował się na wyznanie. Ezra wbił mocno zdumione spojrzenie w jego twarz, próbując sobie wyobrazić go w okularach. Wyglądałby mądrze(j)? - Poczekaj, poczekaj. Chcesz mi powiedzieć, że ty masz wadę wzroku? I masz okulary, ba, nosisz okulary? Dlaczego ja jeszcze tego nie widziałem? - oburzył się, praktycznie wyskakując z łóżka, żeby przynieść Leo to, co potrzebował. (Tylko potrzebował wskazówek i pewnie znacznie szybciej byłoby gdyby Leo sam wstał, ale Ezra miał dziś fazę bycia dobrym człowiekiem) Kiedy miał już etui z okularami w swojej ręce, usiadł okrakiem na biodrach Leo, nie pozwalając chłopakowi przejąć przedmiotu. Zamiast tego sam wyjął okulary i nałożył je chłopakowi - cud prawdziwy, że nie wydziobał mu przy tym oka. Ezra złapał go za brodę i przytrzymał, aby dokładnie się przyjrzeć. - Mam złą wiadomość. Definitywnie wciąż wyglądasz seksownie. Da się jakoś to w ogóle zmienić? - zażartował, przyciągając Vin-Eurico do dłuższego pocałunku, a zaraz potem zsunął się na materac. No, mieli czytać list, tak?
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Leo uwielbiał dzieci. Serio. Miał jakiś dziki instynkt pseudomacierzyński i od kiedy pamiętał, dogadywał się ze wszystkimi szkrabami, jakie stanęły na jego drodze. Znajome mamy prosiły go o pilnowanie swoich pociech, w rodzinie został okrzyknięty jedną wielką niańką, a na treningach stał się najukochańszym trenerem. Najlepsze było to, że takie przylepy zupełnie mu nie przeszkadzały - chętnie przychodził wcześniej, żeby wesprzeć maluchy na macie, jeździł na obozy i nawet w tym roku pomagał dzieciakom. Wyjazd na urodziny jednej z najmłodszych kuzynek był czymś zupełnie naturalnym, bo Leo odwiedzał Rosę kiedy tylko mógł. Mała była jedną z jego ulubienic i zajmował się nią w wolnych chwilach od momentu jej narodzin. I tak, dał sobie zrobić zdjęcie w głupim diademie, który oczywiście był tragicznie konieczny i niezbędny na tych urodzinach małej księżniczki. Ba, kiedy tam był, to zupełnie mu to nie przeszkadzało! Kompletnie tracił głowę przy dzieciakach, serio. Jeśli Rosa była szczęśliwa, to nie miał nic do gadania. Gorzej, że mógł sobie darować wspominanie o tym swojemu chłopakowi i, jak widać, nawet podsunięcie zdjęcia w formie żartów nie było bezpiecznym rozwiązaniem. Zmrużył powieki, wbijając w Ezrę nieufne spojrzenie. Nie, Leo nie zapomniał. - Dzięki. Nie mam pojęcia jak to się w ogóle stało, tak prawdę mówiąc, bo przyjechałem do Hogwartu z kiepską znajomością angielskiego - skrzywił się nieznacznie na samo wspomnienie pierwszych miesięcy, kiedy to ledwo kogokolwiek rozumiał. Hiszpański kochał nad życie i uważał, że wyjazd bardzo pomógł mu w zauważeniu tego - tęskniąc docierało do niego, jak bardzo cenił ten pierwszy, ojczysty język. Inna sprawa, że dalej miał różne potknięcia, po prostu Krukon zwykle nie był ich świadkiem... (Biedni profesorowie czytający wypracowania Leo.) Ezra pozwalał sobie stanowczo na zbyt wiele, drażniąc Gryfona i powodując przyjemne mrowienie w okolicach podbrzusza, na czym chyba wolałby poprzestać (znaczy, nie. Ale tak. Wewnętrzny konflikt). Vin-Eurico nie odpowiedział mu w żaden sposób, pozostawiając na ustach łagodny półuśmiech. Obawiał się, że jeśli już się odezwie, to zaczną się drażnić jeszcze bardziej i och, mógł nie być tym silniejszym. Szybko dostrzegł swój błąd i zamarł w bezruchu. Przekalkulował szybko jak niewielką ma szansę na wyplątanie się z tej sytuacji i ostatecznie doszedł do wniosku, że za późno, Ezra nie odpuści. - To pewnie dlatego, że nie lubię ich nosić i za często tego nie robię. Pewnie byś wiedział, jakbyśmy mieli wspólne dormitorium. - Nie lubił okularów. Czuł się w nich zdecydowanie mniej atrakcyjnie, ale głównie chodziło o to, że jego zdaniem po prostu mu nie pasowały. Nawet nie był pewien jaką ma dokładnie wadę wzroku i większość czasu starał się ją ignorować - powinien pojawiać się w okularach na lekcjach, na których zajmowali się bardziej teorią niż praktyką. Ogólnie jego okularki były raczej "do czytania". Nosił je zawsze, kiedy szedł do biblioteki! Czyli no, prawie nigdy. Teraz niestety bolała go głowa i nie wyobrażał sobie kombinowania co to dokładnie za literki. Pokierował zatem to swoje pełne entuzjazmu słoneczko do torby i wyjaśnił, w której kieszeni znajdzie etui. Przygryzł wewnętrzną stronę policzka, kiedy Clarke tak bezpardonowo na nim usiadł. On wiedział, że Leo ma na sobie tylko bokserki? Bo Leo wiedział. Rozproszyło go to do tego stopnia, że nawet gdyby miał stracić oko, to pewnie zorientowałby się dopiero po chwili. - Poważnie zacznę ciebie nie lubić - ostrzegł Krukona, który to mu się tak dokładnie przyglądał. Zanim odpowiedział, że nie, zawsze będzie równie seksowny (a może nawet bardziej? Kto wie!), to został przyciągnięty do pocałunku i po prostu skoncentrował się tylko na tej jednej niebiańskiej czynności. Niezbyt chciał pozwolić Ezrze na odsunięcie się i podążył trochę za nim, aby niespodziewanie sapnąć mu prosto w usta. Musiał tak, no, wskakiwać, zsuwać się i w ogóle? Gryfon też człowiek, dobra? Pewnie podrążyłby temat, ale mimo wszystko dalej trzymał list od pani Vin, a wiadomo, że matek lepiej nie denerwować. Poprawił się nieznacznie i z niewielkim zainteresowaniem zaczął czytać na głos, świadom, że Ezra może zrozumieć ewentualnie jakieś pojedyncze słówka. Sam uśmiechnął się, kiedy "poważna sprawa" okazała się być po prostu jego milczeniem, a dalej Amala rozwodziła się na temat remontu i... i zanim do Leo dotarło co zrobił, przeczytał na głos również zdanie zawierające imię jego towarzysza. Co gorsze, sens tego fragmentu totalnie wybił go z rytmu i na chwilę się zaciął, mrugając z zaskoczeniem. Nienienie, to pewnie jakieś złe okulary albo coś. - W sumie nic szczególnego - stwierdził, kiedy dokończył czytanie po hiszpańsku. Swoją drogą to nie był dobry pomysł, żeby tak szybko zmieniać języki. Wczoraj miał z tym problem, dzisiaj niewiele zmieniało. Cholera, serio miał to wszystko tłumaczyć? Jeden jedyny list od matki, w którym akurat pisała głupoty. Jeden jedyny! - Ogólnie, to mam się częściej odzywać, robią remont, takie tam. I życzą miłej końcówki wakacji - dokończył, zastanawiając się, jak bardzo Ezra tego nie kupi. Właściwie, nie dał mu nawet szansy na wykazanie się, bo doszedł do wniosku, że jak szczerość to szczerość (GRYFFINDOR!). - Pyta też, czy wyrwałem już wszystkie Greczynki. I mógłbym kiedyś przyprowadzić do domu jakąś dziewczynę. Z kolei mój wujek pyta o ciebie. Chyba mam dziwną rodzinę.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Ezra też kochał dzieci! Absolutnie. Jego naśmiewanie się z Leonardo wcale nie miało aż tak złośliwego wydźwięku, bo wiedział, że sam pozwoliłby dzieciakom na dosłownie wszystko. Ileż to razy plótł dla swojej młodszej siostrzyczki wianki? I nie, nie tylko ona je później nosiła. Ezra uznawał to za całkowicie urocze i świadomość poświęcenia Leo dla kuzynki tylko sprawiała, że Ezra był nim zauroczony jeszcze bardziej. Tak naprawdę w ich relacji prawie nic się nie zmieniło. Wciąż sobie dokuczali, wciąż drażnili się wzajemnie dwuznacznościami, z taką różnicą, że wychodziły one teraz poza obręb zwykłych żartów. Połowicznie Ezra miał to wszystko na myśli... Zmianą było również to, że Leonardo nie dotrzymywał mu już kroku w tej kwestii, ustępując i zadowalając się pobłażliwym uśmiechem. Skoro Leonardo nie chciał prowadzić z nim takich dyskusji, Ezra musiał pozostawać czujny w kwestii innych tematów. Na szczęście Vin-Eurico zdążył już załapać, że ośli upór to cecha, która Krukona wyjątkowo się trzyma (Nie tylko jego. Jak Ezra patrzył na Boo to dochodził do wniosku, że musiała to być kwestia jakichś genów) i nie próbował żadnych rozpraszających sztuczek. - W takim razie nie mogę się doczekać jak wielu rzeczy się jeszcze dowiem, kiedy będziemy mieć wspólne mieszkanie - stwierdził, nie zastanawiając się, czy trochę się nie rozpędza. Ale w końcu rozmawiali o tym, prawda? Miał nadzieję, że nie brzmiało to zbyt nachalnie. Zbył narzekania chłopaka przewróceniem oczu, nawet nie przykładając wagi do tej pustej groźby. Leonardo chyba nie sądził, że go przegada takimi tekstami, prawda? Nie, kiedy Ezra był w znakomitej formie, a Leo... no, widać. - Nie lubienie mnie kłóci się z twoim interesem - wytknął mu. Leonardo mógł być półolbrzymem, mógł podnosić niewiadomo jakie ciężary, ale to jedno było ponad jego siłę. To samo zresztą tyczyło się Ezry. Bez bycia półolbrzymem. I podnoszenia ciężarów. Ale no, chodziło o koncepcję, tak? Pomimo wcześniejszego sprawiania problemów, kiedy Leo zaczął czytać list, Ezra postanowił być bardzo grzeczny. Nie wcinał się nawet, żeby zaśmiać się z jakichś dziwnie brzmiących słówek! Nawet zdarzało mu się coś zrozumieć, bo - zadziwiające - nie wszystko w hiszpańskim brzmiało jak "tequila tortilla quesadillas" powtarzane w kółko. Drgnął jednak niespokojnie, kiedy wyraźnie usłyszał w liście swoje imię. Może nawet by się tym nie przejął, gdyby Leo tak nagle się nie zaciął. Coś złego tam było? Jego rodzice jakimś cudem się dowiedzieli? Kazali Leo przestać się wygłupiać? Z trudem powstrzymywał się, żeby natychmiast nie przerwać Leo i zapytać, co to znaczyło. To już nie było wścibstwo. Chodziło o niego! - Nic szczególnego? - Uniósł brew, zwilżając usta i przygotowując się do bycia najbardziej upierdliwą osobą na świecie. I nie, jeszcze nawet nie zaczął. Leonardo jednak go ubiegł, precyzując swoją wypowiedź. No nie, tak się nie robi. Nie odbiera się tak nadziei, panie Vin-Eurico. - Och. To chyba trochę rozczarujesz swoją rodzinę. Czy wyjazd, na którym nie pozaliczałeś panien w ogóle liczy się jako wyjazd? - zapytał, pstrykając go w ramię z perfidnym uśmiechem. To w ogóle było śmieszne, że to był ten typ rodziny. Jego mama raczej zapytałaby, czy nie złamał w Grecji jakichś serc - udało mu się tego uniknąć, ha! - i ostrzegłaby go, żeby był grzeczny, bo wnuki wolałaby mieć pod ręką, w Anglii. - Nie do końca rozumiem, dlaczego twojego wujka ciekawi, co ze mną, ale w każdym razie to bardzo miłe... Chyba masz. Ale jak najbardziej na plus. Ezra spędził z nimi tylko weekend, a i tak odczuwał niesamowitą atmosferę i magię tego domu. Zdecydowanie mógł powiedzieć, że lubił rodzinę Vin-Eurico. - Ej - zaczął niepewnie, ściągając brwi i trochę poważniejąc. - Czy ty chcesz... no, powiedzieć im? O nas? - Ezra sam nie wiedział, jaki wydźwięk miało to pytanie. Bardziej wyrażało jego obawę przed zrobieniem z ich związku czegoś bardzo, bardzo oficjalnego? Niepewność, czy zostanie do dobrze przyjęte?Jakąś nadzieję, że Leonardo będzie chciał się do niego przyznać? - Bo ja chcę, jeśli ty też. Wychodziło na to, że to musiała być nadzieja.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Prawda była taka, że Leo rozglądał się za jakimś mieszkaniem i po prostu nie mógł podjąć żadnej sensownej decyzji - Ezrę oczywiście cały czas brał pod uwagę jako współlokatora. To znaczy, innej opcji nie było. Zarzucili ten temat jeszcze zanim byli razem, więc raczej taka zmiana nijak nie wpływała na ich plany. Właściwie, było to jakby ich przypieczętowanie, nie? Leo nie wyobrażał sobie, że mieliby wrócić do Hogwartu i sypiać w innych dormitoriach. Był bardzo przywiązany do Gryffindoru i kochał lwi pokój wspólny, ale trzeba było w końcu znaleźć sobie własny kącik. I zaciągnąć tam swojego partnera. Na szczęście wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że za dużego oporu nie będzie. - I vice versa, to ty jesteś ten bardziej tajemniczy - zażartował, chociaż w gruncie rzeczy było to całkiem prawdziwe i powinien mówić poważnie. Mimo wszystko głowa dalej go pobolewała (ale znalazł na szafce swoje proszki przeciwbólowe! Jeszcze tylko chwila i chyba zostanie charłakiem...), a atmosfera była zbyt przyjemna, żeby psuć ją jakimiś zarzutami. - Poradzę sobie - zapewnił chłopaka, dobrze wiedząc, że gada totalne głupoty bez najmniejszego pokrycia. Cóż, może lubił sobie raz na jakiś czas postrzępić język? Jego szczerość powinna dostać doceniona, a zamiast tego był prawie pewny, że sprawił Ezrze zawód. Jeśli Krukon chciał sobie trochę podociekać i pobawić się w detektywa, to nie tym razem - Leo grzecznie powiedział wszystko, chociaż wcale nie miał na to ochoty. Było mu głupio i źle i nie wyobrażał sobie, że miałby na ten list odpisać. - Mogę spróbować uratować sytuację i zaliczyć pana. - Odrzucił list na bok, niezbyt przejmując się tym, gdzie wylądował, po czym przysunął się bliżej Clarke'a (czy to w ogóle było jeszcze możliwe?) i złożył kilka drobnych pocałunków na linii jego żuchwy, powolutku zsuwając się na szyję. - Uhm, no widzisz, polubił cię - odparł, przez co musiał się minimalnie odsunąć - a Krukon bezczelnie wykorzystał ten moment, żeby spoważnieć i zadać trudne pytanie. Leo odchrząknął cicho, niezbyt wiedząc co by tu w takiej sytuacji zrobić. Był bardzo otwarty i kontakty z rodziną miał fenomenalne, serio. Normalnie powiedziałby im o wielu rzeczach, ale jakoś ta jedna trochę go przerażała. Wiedział, że są tolerancyjni (wujek pewnie go zabije śmiechem), a jednak miał wrażenie, że to może być trochę... Trochę cios. Jedyny syn i w ogóle. Tylko, że Ezra miał sytuację całkiem podobną (chyba?), a brzmiał na zdecydowanego. - No pewnie - przytaknął zatem po prostu. Chciał, dobra? Jeszcze nie wiedział jak ani kiedy, ale tak bardzo ogólnie, to nie zamierzał ukrywać przed rodzinką czegoś tak istotnego. Ciężko było zignorować tę uroczą nutkę w głosie Krukona, ale ostatecznie przecież nie powiedział "siadaj i pisz". Vin-Eurico pocałował go, jednocześnie rozpinając mu koszulę. To było zdecydowanie łatwiejsze i przyjemniejsze niż dobieranie słów, którymi zamierza się dobić rodzinkę. Zresztą, jak to tak, że Clarke był cały ubrany, a Leo leżał prawie nago? Gryfon postanowił zrobić to, co wychodziło mu najlepiej - martwienie się zostawił na później, a teraz zaczął drażnić wargami delikatną skórę Ezry na jego obojczykach. Rozchylił mu koszulę i stopniowo schodził niżej, pozwalając sobie na zrobienie malinki na żebrach i na przygryzienie skóry tuż nad biodrem. Ostatecznie zatrzymał się tuż nad jego spodniami i zerknął w górę, na Ezrę, muskając jego podbrzusze koniuszkiem języka. Kogo obchodził jakiś tam list?
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Bycie z Leonardo na pewno w pewien sposób wpłynęło na podejście Ezry do tematu domów. Po co to komuś było? Zbytek, kompletny zbytek... Ezra wiedział, że niekoniecznie będzie mógł zostać wprowadzony do paszczy lwa, a i dormitorium Krukonów na wieży nie było najlepszym miejscem do uwikłania sobie gniazdka. Jasne, w Hogwarcie było mnóstwo pustych pokoi, które dało się dobrze wykorzystać, ale było to rozwiązanie tymczasowe. Ezra na dłuższą metę tego nie widział. Co zrobią, jeśli któryś z nich nabierze ochoty na leniwy dzień przepełniony ciastkami, lodami i przytulaniem? Trzeba było coś z tym zrobić. - Prawda. Zobaczysz, pomieszkamy trochę razem i stwierdzisz, że hej, brałeś zupełnie inną osobę - zażartował, chociaż w sumie... Hm. Nie zaliczałby tego od razu do sytuacji niemożliwych. Ale Ruth nie uciekła, prawda? Ezra zaśmiał się, sądząc, że to jeden z tych standardowych żartów. Głos jednak uwiązł mu w gardle, kiedy Leo odrzucił gdzieś tam sobie list i zajął się całowaniem jego żuchwy. Z ust Ezry uciekło zaskoczone sapnięcie, kiedy automatycznie odchylił głowę, by dać Gryfonowi większy dostęp. - Ale że teraz? - wydusił w końcu głosem o ton wyższym niż normalnie. Nie mogli teraz nic robić. A gdyby tak nagle ktoś wszedł? Etka? Drama? Fire? Chcieli aż tak szkodzić psychice biednych dziewczyn? Pytanie Ezry na moment ostudziło Gryfona, który musiał tę kwestię przemyśleć. Jego sytuacja niewątpliwie była trudniejsza, bo patrząc na jego rodzinę to i tak nie byłby czarną owcą. Lepiej być gejem niż przestępcą, prawda? Felicity pewnie nawet się nie przejmie, bo ona w ogóle nie rozumiała idei związków i kochania. Nie obchodziły ją dziewczyny Ezry to i chłopak raczej nie. Mama... mama mogła poczuć się trochę zdruzgotana, bo jednak jej syn zapowiadał się trochę lepiej. Ale cóż, takie życie. Poradzi sobie z tym. Ojciec z kolei nie obchodził Ezry. Nie obchodziło go, czy mężczyzna się dowie, jaka będzie jego reakcja i opinia. Był dla Clarke'a zupełnie obcą osobą, a już ustalili, że Ezra był ponad zdanie takich ludzi. To było jego życie i tylko jego sprawa. Skoro Ezra się na coś decydował to innym pozostawało tylko jego wybór zaakceptować. Albo liczyć się z tym, że nie będzie się odzywał, dopóki się go nie poprze. Całkiem proste. W każdym razie ta chwila refleksji była dobrym momentem, żeby się odsunąć, żeby przypomnieć Leo, gdzie się znajdowali... Ale nie, Ezra pokładał najwyraźniej zbyt wiele nadziei w samokontroli Vin-Eurico. A przez to i swojej. Racjonalne myślenie odeszło dokładnie w momencie, kiedy Leonardo wziął się za rozpinanie guzików jego koszuli. Wyleciało mu z głowy, żeby upomnieć Gryfona, żeby delikatnie się z nią obchodził, bo była to koszula dobra gatunkowo. Do tego stopnia, że kiedy tylko koszula luźno zwisała na jego klatce, uniósł się na łokciach, by ściągnąć ją z siebie i niedbale rzucić na podłogę, jakby była jakąś szmatą z bazaru. Później chyba będzie musiał ją własnoręcznie wyprać, żeby odkupić ten grzech... W jego głowie nie była jednak koszula, a Leonardo, który ustami wyznaczał ścieżkę na ciele Ezry. Krukon jęknął cicho z rozkoszą, kiedy Leo zassał skórę na jego żebrach i paznokciami przejechał po plecach Gryfona, możliwe, że zostawiając ledwie widoczne ślady. To było jednak zbyt wiele, kiedy Leo zsunął się aż do jego podbrzusza i posłał mu spojrzenie, które powinno być zakazane. Dosłownie. Ezra chyba wniesie oskarżenie. - Leonardo, nie powinniśmy... Czy ty przed chwilą nie miałeś kaca? - spróbował, okay? Wymagało to od niego naprawdę ogromnego wysiłku, żeby po prostu nie poddać się przyjemności, którą oferował mu Leonardo. W tym można było utonąć, naprawdę. I Ezra powoli to robił. - Moglibyśmy chociaż zamknąć drzwi - zasugerował, oddając tę jedną bitwę Leonardo. Jednak jak przychodziło co do czego to chłopak więcej miał z lwa niż miśka. Zanim zorientował się co robi, położył dłonie na biodrach chłopaka, nieznacznie odciągając gumkę jego bokserek i sunąc palcami po jego skórze. Stanęło na twoim, panie Vin-Eurico. Pytanie tylko co chcesz zrobić ze zdobyczą?
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Ezra faktycznie był dość skryty. Leo wolał nie zastanawiać się, jak mało wie w rzeczywistości o swoim partnerze. Frustrowało go to i gdzieś tam podświadomie dręczyło, ale dobry był w spychaniu poważnych spraw na bok i zajmowaniu się jedynie przeżywaniem przyjemnych chwil. Uśmiechnął się zatem na komentarz chłopaka. Chciałby go lepiej poznać, a wspólne mieszkanie bardzo by to ułatwiło. Zresztą, sam Leo pewnie był inny jako współlokator niż jako zwykły znajomy, czy nawet partner. Jak widać na przykładzie okularów, różne drobiazgi mogły się pojawić! - No wiesz, wyjazd powoli się kończy - mruknął mu do ucha z rozbawieniem. Nieszczególnie przejmował się przyjściem kogokolwiek do pokoju, ponieważ w ciągu dnia cudem było znalezienie żywej duszy w hostelu. Wszyscy niesamowicie radośnie spędzali czas na plaży, w barze, albo w cieniu jakiegoś drzewka na Agrios. Ach, no i zbliżała się chyba pora obiadowa, także po co miałby ktoś pakować się do gorącego pokoju? Warto zaznaczyć, że Leo nie zamierzał krzywdzić koszuli Ezry i w sumie, to planował zostawić ją tak luźno na nim zawieszoną. Wykorzystał jednak chwilę, w której Krukon się jej pozbywał, aby odłożyć szybko swoje okulary na szafkę. Wciąż ich nie lubił. Skoncentrował się na tym, żeby sprawić chłopakowi jak najwięcej przyjemności. Gdy do jego uszu dotarł zadowolony jęk, uniósł lekko kącik ust w pełnym satysfakcji uśmiechu, nie przerywając pieszczot. Zamarł na chwilę w bezruchu, kiedy Clarke zaczął kombinować, jak gdyby chciał przerwać. Gryfon zaśmiał się cicho, pozwalając żeby jego ciepły oddech podrażnił skórę chłopaka. - Lepiej mi, dobrze na mnie działasz - zapewnił go, z jeszcze jednym kontrolnym spojrzeniem. Cóż, to pomrukiwane "nie" średnio na niego działało. Jeśli Ezra chciał go zastopować, to powinien włożyć więcej pewności w swoje słowa. No i zapanować nad ciałem, które chyba też nie chciało, żeby Leo się odsunął... I chociaż rozpiął już mu spodnie, to podniósł się jeszcze, żeby spełnić to głupie życzenie, które wcale nie było takie głupie. Wziął różdżkę z szafki i nakierował ją na drzwi, żeby rzucić "Colloportus". Szczerze, był tak zajęty Ezrą, że nawet nie zwrócił uwagi na to, że zaklęcie po prostu nie zadziałało. Teraz tylko pytanie brzmi, czy to jego zmęczenie, czy zakłócenia w magii, czy rozproszenie - tak czy inaczej, drzwi dalej były zamknięte tylko na klamkę. Vin-Eurico odrzucił różdżkę i pochylił się z powrotem nad Krukonem, żeby zasmakować znowu jego ust w zachłannym pocałunku. Przypomniał sobie zaraz, że to właśnie na nim miał się skupić, więc przesunął rękoma po jego klatce piersiowej aż do bioder, żeby pozbyć się zarówno jego spodni, jak i bielizny. Chwycił dolną wargę Clarke'a między zęby i pociągnął ją leciutko w swoją stronę, żeby zaraz puścić i zsunąć się niżej - tam, gdzie było teraz jego miejsce.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire jak zwykle spędzała czas na szwendaniu się po wyspach. Widziała już chyba każdy zakamarek, a niektóre ścieżki zdążyły porządnie wryć się w pamięci Gryfonki. Nawet podłapała sporo greckich słówek, które pewnie prędzej czy później wylecą jej z głowy. Teraz wracała do hotelu, bo zapomniała wziąć swoich papierosów, a raczej długo bez nich nie wytrzymywała. Nie planowała jakiegoś konkretnego wyjścia - może zje coś w jakiejś restauracji? W każdym razie poszła do pokoju numer dwa i beztrosko złapała za klamkę i popchnęła drzwi. Parę sekund naprawdę wystarczyło, żeby roznegliżowane ciała chłopaków uderzyły Blaithin po oczach i sprawiły, że szybko zacisnęła powieki. Widziała w życiu wiele potworności, mało co potrafiło sprawić, że rzeczywiście odwracała wzrok. Ale teraz? Wcześniej to Clarke wlazł w momencie, kiedy sobie leżała na łóżku z Vin-Eurico (ale nie robili niczego złego!), teraz ją to nieszczęście spotkało. Czy oni byli na tyle głupi, żeby robić to własnie tutaj, właśnie teraz? Powinni pomyśleć chociaż o jakichś zaklęciach wyciszających albo porządnym zamknięciu drzwi... Tylko czy Fire mogła się tego spodziewać, skoro najwyraźniej obaj nie myśleli już mózgiem tylko czymś innym? I czy naprawdę Clarke nie miał na sobie kompletnie NIC? A nie, no tak - MIAŁ LEO. - Kretyni. - syknęła i odwróciła się szybko bokiem. W pierwszej chwili chciała natychmiast się ewakuować (i może zrobić sobie eliksir czyszczący pamięć?), ale złośliwie miała nadzieję, że chłopakom zrobi się wstyd i doszczętnie zepsuje tę chwilę. Zasłużyli sobie. - Ja naprawdę nie chciałam tego widzieć. Będziecie mi płacić za magiopsychologa! - pogroziła gniewnie. Akceptowała w pełni związek Leo i Ezry, ale co innego, gdy widziała jedynie jakieś pocałunki czy inne przytulanki, a co innego seks. Zresztą, nie była pewna co zobaczyła, ale nie chciała się dowiadywać. Nic do rzeczy nie miało to, że obaj byli mężczyznami, zareagowałaby identycznie widząc Leo z jakąś laską. - Na Agrios jest tyle krzaków, trzeba było tam sobie jakiś znaleźć. - podeszła do swojego łóżka, nadal nie poświęcając im ani jednego spojrzenia i wyciągnęła z torby paczkę Wizz-Wizzów. Potrzeba zapalenia jakoś tak się zwiększyła.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Ezra trochę nie dopuszczał do siebie myśli, że będzie musiał przechodzić z Leo przez to całe zwierzanie się i poznawanie. Lubił to, co mieli. Lubił mieć strefę bezpieczeństwa, do której w razie czego mógł się wycofać. Wspólne mieszkanie bez wątpienia miało mu to zaburzyć, co na razie Clarke wypierał. Ale Leo musiał się liczyć z ogromnym oporem w kwestii rozmów o przeszłości, bo Ezra po prostu nie chciał być poznawany aż tak dogłębnie. Vin-Eurico wiedział, jak dobrać argumenty. Albo raczej wiedział jakie niewerbalne metody zastosować, by nadać wypowiedzi przekonywujący ton. Za każdym razem, kiedy mruczał mu tak przyjemnie do ucha, przez ciało Ezry przechodziły małe dreszcze. A ten ciepły oddech na jego skórze? Och, Merlinie, gdyby tylko Leo wiedział, co on przeżywał. - Ty za to działasz na mnie bardzo źle - odparł z urywanym oddechem, w myślach jednak będąc bardzo wdzięcznym, że chłopakowi tak łatwo przychodziło ignorowanie jego protestów. Nie musiał chyba tłumaczyć, co miał na myśli - to, co robili było bardzo, bardzo niestosowne. Ezra nie chciał dopuszczać do takiej sytuacji w Grecji, nie czując się całkowicie komfortowo. No, ale stało się. Zły wpływ Gryfona, ot co. Chłopak na szczęście spełnił chociaż jego prośbę, zabezpieczając ich przed nagłym wtargnięciem nieproszonego gościa. Ezra nie ręczył za to, że zachowałby zupełny spokój. Świadomość, że skradli sobie trochę czasu w prywatności sprawiła, że poczuł się rozluźniony. Czym on się przejmował? Miał swojego pięknego chłopaka... Dlaczego opierał się czemuś, co oboje chcieli? Kiedy Leo ponownie się nad nim pochylił, Ezra oplótł go ramionami, jedną dłoń wsunął w jego włosy, nawet nie starając się być przesadnie delikatny. Oddawał mu żarliwe pocałunki, myśląc tylko o tym, że wciąż chce więcej i więcej. Wypchnął biodra do góry, ułatwiając chłopakowi pozbycie się jego ubrań. O dziwo nie uderzył w niego żaden dyskomfort spowodowany tym, że pierwszy raz Leo widział go całkowicie pozbawionego ubrań. Ezrę przepełniało zbyt dużo szczęścia, by poddał się jakiemuś uczuciu wstydu. - Pachniesz pomarańczami - stwierdził nagle na wydechu, między pocałunkami, nie tłumacząc skąd taki wniosek. Dopiero, kiedy Leonardo odsunął się, zamierzając w pieszczotach przejść o krok dalej, Ezra na moment jeszcze go przytrzymał. - Będę musiał sprawdzić, czy tak też smakujesz. Była to swego rodzaju obietnica, że działania Leo zostaną mu wynagrodzone i to z nawiązką. Ezra wypuścił drżący oddech i zacisnął mocno pięści na pościeli, kiedy Leo zsunął się do dolnych partii jego ciała. Nie dane mu jednak było się z tego nacieszyć, bo wtedy rozległ się dźwięk, który pewnie będzie od teraz najbardziej znienawidzonym dźwiękiem Ezry. Początkowo nie zareagował, będąc święcie przekonany, że klamka po prostu opadnie, a drzwi ani drgną, a oni będą mieli te kilka sekund, żeby wyglądać mniej bezwstydnie. Wraz z otwarciem się drzwi do pokoju wpadły wszystkie argumenty, dlaczego Leo i Ezra zdecydowanie nie powinni pozwalać sobie na akie zuchwałe zachowania, jakby to był tylko ich pokój. Ezra w pierwszym momencie nawet nie spojrzał, kto popełnił ten ogromny błąd i wszedł do pomieszczenia. Bardziej skupiony był na sobie i tym, w jak niezręcznej pozycji się znajdował. Gwałtownie przyciągnął do siebie kolana (nie był pewny, czy nie kopnął przy tym w twarz Leo), a za to odepchnął od siebie Gryfona. Sam przy tym nagle przywalił głową w zagłówek łóżka. Krzywiąc się niemiłosiernie, złapał za rąbek kołdry, żeby chociaż zakryć intymne części ciała. - Nikt nie nauczył cię pukać? - burknął opryskliwie, bo w tym momencie nikogo nie nienawidził bardziej niż Fire. Jego twarz musiała przybrać kolor jej włosów... Ale no, miała dziewczyna wyczucie czasu. Ezra spojrzał przepraszająco na Leo, bo było mu trochę głupio za jego reakcję. Fire to pół biedy. Co by było, gdyby Drama im tu wparowała? - Ja też nie chciałem zobaczyć tu ciebie. Oboje jesteśmy tak samo zdruzgotani, więc nie wiem, może zmiataj? Idź sobie wypalić oczy w tych krzaczkach na Agrios czy coś? Leonardo nie mógł go winić za bycie nieprzyjemnym - Fire zdecydowanie nie rozumiała powagi sytuacji. Nie znała uczucia, które towarzyszyło niezaspokojonemu i wciąż rozpalonemu chłopakowi. Mogła jednak przynajmniej udawać, że zna takie słowo jak empatia. Albo wyjść przynajmniej ze względu na Leo. Tak zrobiłaby dobra przyjaciółka!
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Właściwie, to Leo nie wiedział co mu strzeliło do głowy. Znaczy oczywiście Ezra go niesamowicie pociągał i normalnie jakoś nie było okazji, żeby coś z tym zrobić. Nawet jak udało im się znaleźć trochę prywatności, to albo coś przeszkadzało, albo sami przerywali (tutaj większa wina leżała po stronie Krukona). Rzecz w tym, że chociaż Gryfon chodził niezaspokojony i nie mógł wyobrazić sobie niczego przyjemniejszego niż bardziej intymny moment ze swoim chłopakiem, to i tak cieszył się, że jeszcze im się to nie udało. Sam nie wiedział czemu i wolał nawet nie próbować znaleźć przyczyny takich myśli. Chyba po prostu, cóż, potrzebowali czasu, żeby się przygotować na taką... zmianę. W tej jednej chwili zapomniał o wszelkich wątpliwościach, zupełnie otumaniony bliskością Ezry. Dodatkowo Leo pomagało skoncentrowanie się tylko i wyłącznie na nim - to nie było trudne, serio. Czuł, że w końcu może mu pokazać, jak bardzo adoruje to perfekcyjne ciało, w którym chowała się wredna fascynująca dusza. Uwielbiał to, jak współgrali. Uwielbiał czuć palce Krukona pomiędzy swoimi włosami, uwielbiał jak ten mu pomagał i jak oddawał każdy pocałunek równie żarliwie. Jaki wstyd, jaki dyskomfort? Przecież było dokładnie tak, jak być powinno. Zadrżał na obietnicę Clarke'a mając wrażenie, że to już chyba za dużo, nie wytrzyma, nie da rady - chce go. Był całkiem pewny swoich działań i nie mógł w pełni pojąć, jakim cudem wszystko idzie tak gładko. Normalnie spodziewał się jakiegoś spadającego meteorytu, serio - nagle udało im się zdobyć trochę prywatności? Kiedy tylko ta myśl przemknęła przez głowę Leo, pojawiły się utrudnienia. Zastygł w miejscu, słysząc ten niepokojący dźwięk. Spodziewał się jakiejś przerwy, chwili, podczas której gość będzie musiał rzucić "Alohomora". Ale nie, drzwi po prostu się otworzyły. Vin-Eurico nie zamierzał odskakiwać, czerwienić się czy udawać, że nie działo się to, co się działo - był dorosłym facetem i właśnie chciał zrobić swojemu partnerowi dobrze. Tutaj właściwie nie było nic do ukrycia. Odsunął się zatem, oczywiście, od razu sięgając po kołdrę. Niestety całe jego zgranie z Ezrą zniknęło, bo ten postanowił zachować się jak spłoszona łania. Leo zupełnie nie spodziewał się kopnięcia wymierzonego prosto w nos, a nadchodzące tuż po tym odepchnięcie to kompletnie wybiło go z równowagi - dosłownie. Nie udało mu się nawet wydać z siebie żadnego dźwięku, gdy poleciał na plecy na podłogę. Oddech uciekł mu na chwilę, kiedy po ciele rozeszła się fala bólu. Oszołomiony podparł się jedną ręką na łokciu, drugą wykorzystując do sprawdzenia, czy z nosem w porządku - dotknął palcami bolącego miejsca i zerknął na nie. No, trochę krwi było. - Czy ty mnie kurwa kopnąłeś i zrzuciłeś z łóżka? - Zapytał z zaskoczeniem i dopiero wtedy spojrzał na tajemniczego przybysza. Właściwie, to na widok Fire trochę odetchnął. Gdyby to była Drama, albo Etka, albo nawet Elias, to czułby się pewnie o wiele gorzej. Niestety i tak wyrwało mu się kolejne przekleństwo przepełnione szczerą goryczą. Teraz leżał na ziemi w samych bokserkach i czuł się jak jakiś kochanek. Skutecznie ostudziło to cały jego zapał i zabiło atmosferę. Przypomniał sobie, że jest gorąco, że głowa dalej go ćmi, a w dodatku mają gościa. - No, sorki - wyrzucił z siebie w końcu, podpierając się o łóżko i wstając. Posłał Ezrze spojrzenie pełne niezadowolenia, bo po pierwsze bolał go nos, a po drugie argument z pukaniem do drzwi nie był najlepszym argumentem w takiej sytuacji. - Rzuciłem Colloportus, ale chyba nie wyszło - zauważył miękko, po czym zaśmiał się krótko. Merlinie, kochał Fire, jednak wolałby jej tutaj teraz nie widzieć. Przecież po tym to Ezra nie da się dotknąć... - Alboooo... zachowamy się wszyscy jak dorośli ludzie i będziemy mili pomimo frustracji i rozdrażnienia. - Usiadł na łóżku, patrząc raczej na Blaithin niż na Ezrę - wyglądał zdecydowanie zbyt gorąco i utrudniał Leo myślenie. Gryfon uśmiechnął się promiennie. - To co Płomyczku, przyłączysz się? - Zażartował, doskonale wiedząc, że znowu znajduje się w zasięgu kopnięć Ezry, a Dearówna nieźle radzi sobie z własną różdżką.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
I pomyśleć, że gdyby nie zapomniała tych papierosów, nie musiałaby teraz być uwikłana w tak dziwną sytuację. Jako, że nie patrzyła w ich stronę, mogła tylko domyślać się, co się właściwie dzieje po odgłosach. Cóż, nietrudno było zgadnąć, że to głuche rąbnięcie o podłogę to był Leo. Aż tak ich zaskoczyła? No skoro cholerni idioci nie upewnili się, że drzwi są szczelnie zamknięte to nic tylko pogratulować. Zresztą, nie zamierzała ich oceniać. Robili to co chcieli, a nawet jeśli było to głupie to przecież Fire święta nie była. Starała się skupić myśli na tych nieszczęsnych Wizz-Wizzach, żeby chociaż to palące gorąco na policzkach ustąpiło. - Ten nawyk udzielił mi się od ciebie. - odpyskowała, nawiązując do tego, że ostatnim razem też nie raczył pukać. To był mimo wszystko ich wspólny pokój, mogła tu wejść i Fire i Drama i każda inna osoba. Mogła tu wejść nawet pokojówka albo opiekun chcący zerknąć, czy nic się nie dzieje. Och, ile by dała, żeby zamiast niej wszedł tutaj taki Craine. Chociaż nie - wolała oszczędzić tego przyjacielowi. - Zdziwiłabym się, jakby ci wyszło. - odparła szorstkim tonem, chociaż spróbowała go złagodzić. Bądź co bądź, to Ezra powinien okazać się tym mądrzejszym i nie dopuścić do tej sytuacji. Głupio było, gdy tak gadała do paczki papierosów, ale naprawdę - naoglądała się już wystarczająco. Próba rozładowania napięcia była niezła i nawet mogłaby się udać. Niestety, Clarke nie posiadał instynktu samozachowawczego i nie wiedział, kiedy zamknąć te tak pociągające Leo usteczka. Fire wbiła w niego zimne spojrzenie. Z trudem nie rozproszyła się widokiem niezasłoniętej niczym klatki piersiowej Krukona, ale zdołała zatrzymać się na oczach, dopiero rozpoznając ich zielony kolor. - Mogłam pozwolić Leo zatkać ci ten wyszczekany pyszczek. - powiedziała powoli, starając się nie pokazywać po sobie, że rzeczywiście ją rozwścieczył. Jednak miał szczęście, że był rozbrojony - tylko to powstrzymywało Fire od uderzenia go czymś paskudnym. Słysząc równie bezczelne słowa, nie potrafiła po prostu się odwrócić i wyjść. Jak by na tym wyszła, gdyby każdy mógł zwracać się do niej w taki sposób? Chłopak przyjaciela chłopakiem, ale Clarke przekroczył granicę. Tym razem nie była pijana, myślała racjonalniej, dlatego wyciągnęła płynnym ruchem różdżkę. Krótkie machnięcie i niewerbalne zaklęcie przykleiło język chłopaka do podniebienia. Przez myśl przemknęło dziewczynie, żeby dorobić mu ogon, ale przez cholerne zakłócenia wolała nie ryzykować. - Za późno. - powiedziała do Leo, który mógł nieco przewidzieć, że nie zamierza sobą pomiatać nawet ze względu na niego. Powodzenia w rzucaniu Finite. Przeniosła wzrok ponownie na Clarke'a, krzywiąc się w parodii smutku. - Ojej... już chyba za wiele tym językiem nie zrobi. Szkoda, nie? Schowała różdżkę, odgarnęła włosy i skierowała swoje kroki do wyjścia, w międzyczasie odpalając papierosa. - Innym razem.
kosteczka: 2 :* zt
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Wbrew pozorom kontrolowanie i unikanie cielesnych zbliżeń pomiędzy nim i Leonardo podłoże miało nie tylko w strachu. Powodów było nawet kilka. Oczywiście, Ezra obawiał się trochę wkroczenia na tę drogę, bo przecież żaden z nich nie miał doświadczenia i bardzo łatwo mógł zrobić drugiemu jakąś krzywdę. Ponadto Ezrę nawiedzały wątpliwości, czy to w ogóle mogło być przyjemne... Nie dowie się, dopóki nie spróbuje, nie? Najważniejsze było jednak to, że on po prostu nie chciał się spieszyć. Nie chciał uprawiać seksu, z tyłu głowy mając myśl, że muszą się spieszyć, bo zaraz ktoś może im przeszkodzić. Chciał rozegrać to powoli. Z uwielbieniem wycałować każdy fragment jego ciała, spróbować tego na różne sposoby - powoli, a potem szybko, delikatnie i żarliwie, dopóki starczyłoby im sił. Na wyspie jednak nie miał ku temu możliwości i w głównej mierze dlatego starał się powstrzymywać w jako takim celibacie. Najwyraźniej świat chciał się zemścić za drobne oszustwo, którego prawie się dopuścili, zsyłając im zło porównywalne do plagi szarańczy. Ezra sam nie wiedział, dlaczego zareagował aż tak gwałtownie. W żadnym wypadku nie wstydził się Leo, nie żałował tego, co robili. Winą obarczał zaskoczenie, które tak niespodziewanie zalało jego otumaniony bliskością umysł. Gdyby wiedział, jak się to skończy, bez wątpienia bardziej zaufałby Leonardo. - Przepraszam, kochanie. Nie chciałem, naprawdę - odparł ze szczerą troską w głosie, stwierdzając, że dobrze, że Leo zdecydował się na zdjęcie okularów. Byłoby trochę niezręcznie, gdyby mu je zbił na nosie... Na szczęście chłopakowi nic nie było, poza obolałymi plecami i dumą, więc Ezra mógł przenieść spojrzenie na Fire, która już zaczynała pyskówkę. - Ja, gdybym zastał cię w takiej sytuacji - a do tego jeszcze potrzebna byłaby osoba, która by cię zechciała, więc wątpię w realność takiego rozwoju wypadków - pierwsze co bym zrobił, to wyszedł z pokoju. Przynajmniej na te dwie minuty do ogarnięcia się - odparł z zimnem dorównującym chłodu jej spojrzenia, doskonale wiedząc, że przekracza granicę. Leo próbował ratować sytuację żartem, musiał jednak spodziewać się, że z Ezrą i Fire sprawa nie była taka prosta. Gryfoni mieli jednak zdecydowany problem z nadinterpretacją intencji. Ezra po prostu był zirytowany - nie miał wystarczająco samokontroli, dopuścił, by to wszystko miało miejsce i jeszcze był sfrustrowany, że jego pierwsze doświadczenie seksualne z Leo zakończyło się taką klapą. Kompletnie nie chodziło o obrażanie ani pomiatanie Fire. Zrozumiałaby, gdyby znalazła się na jego miejscu. Ciężko mu to przechodziło przez gardło, (teraz to w ogóle) ale on w gruncie rzeczy ją lubił. Miała w sobie coś, przez co Ezra rozumiał, dlaczego Leonardo chciał się z nią przyjaźnić. Teraz jednak zdecydowanie przesadziła z tym zaklęciem. Ezra czuł, jak język przeczepił mu się trwale do podniebienia, a jedynym dźwiękiem, który teraz był w stanie wydać, było przeciągłe, pełne wyrzutu mruczenie. Ezra ze złością złapał poduszkę i w akompaniamencie "mmmmmmm", które wyrażało wszystkie przekleństwa, które znał Ezra, rzucił ją w plecy Fire, ale dziewczyna zdążyła juz wyjść. Spojrzał za to prosząco na Leo, by chociaż spróbować zdjąć z niego urok. Jak się nie uda to trudno, przecież Gryfon już bardziej go przykleja nie mógł. Co się mogło stać?
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Leo zaczynał mieć trochę dosyć... siebie. Swoich własnych umiejętności, które zawodziły go na każdym kroku i pokazywały, że słusznie powtarza klasę. Właściwie to powinien się dziwić, jakim cudem do teraz udało mu się przemknąć bez większych potknięć. Słowa Fire w temacie jego próby zamknięcia drzwi bardzo go zabolały, chociaż wyjątkowo niezbyt to po sobie pokazał. Wychodził na idiotę na każdym kroku, nawet przy tajemniczych zakłóceniach. Vin-Eurico nie lubił przyznawać przed innymi, że coś go gryzie, ale z magią miał problem już od jakiegoś czasu. To jest, on nie był charłakiem, serio. Przecież czarował! Nie miał niestety pojęcia czy przeszkadza mu brak koncentracji, czy za mała wiedza, czy może miał pecha albo faktycznie niedobór mocy. Tak czy inaczej, wszystko kończyło się zwiększeniem frustracji. W tej chwili nie był w stanie nawet zwrócić większej uwagi na przeprosiny Ezry i jego uroczo troskliwy ton - skinął jedynie głową dość machinalnie, sprawdzając przy okazji, czy już nie krwawi. Musnął palcami czubek nosa, potem jego skrzydełka i nasadę. Niby bolało, ale w gruncie rzeczy obrywał o wiele, wiele mocniej i jakoś dalej żył. Teraz miał pewność, że to nic poważniejszego (to dopiero byłby pech!), więc po prostu przestał się przejmować. Drgnął zaskoczony, słysząc kolejne słowa Ezry - on serio to powiedział? Odwrócił się i spojrzał na niego ze szczerym zdziwieniem. No pojebało go do końca, czy jak? Gdyby powiedział to ktokolwiek inny, to już miałby problem z rozwścieczonym Gryfonem. Zanim udało się Leośkowi cokolwiek wtrącić, Fire rzuciła zaklęcie. - Kurwa no - wyrzucił ze szczerą złością, łypiąc to na jedno, to na drugie. Pewnie powinien się ucieszyć, że Ezra nie oberwał czymś bardziej upierdliwym - mimo wszystko Leo przeszkadzała sama idea atakowania kogoś, kto aktualnie leży nago i różdżki nie ma nawet za bardzo w zasięgu wzroku. Poza tym Vin-Eurico trochę brał na siebie odpowiedzialność za partnera, bo przecież sam go do takiego położenia sprowadził. Problem w tym, że niezbyt wiedział nawet co powiedzieć i na kogo się denerwować, bo motywy obu stron częściowo rozumiał. Ponadto obie strony darzył szalonymi uczuciami. - Jacy wy jesteście głupi, Merlinie. Odprowadził Fire wzrokiem, pomrukując coś podobnego do "gratuluję, dojrzale" - a jeśli Leo ma okazję powiedzieć coś takiego, to wiedzcie, że zadziało się coś potwornego. Zdziwił go jej ostatni komentarz, który po prostu zabrzmiał zbyt chamsko. Nie zamierzał biegać za rudowłosą, której niby nic się nie stało. Poza tym był tak jakby trochę rozebrany. I miał Ezrę, który znowu został poszkodowany. To chyba logiczne, że zajmował się tym, który akurat krwawił (jak ostatnio) lub cierpiał od nieprzyjemnego zaklęcia (jak teraz)? Spojrzał na swojego chłopaka i coś w tym proszącym spojrzeniu rozdrażniło go jeszcze bardziej. Przesunął się na łóżku i sięgnął po różdżkę. - Wiesz, nie czuj się w tym wszystkim za bardzo osamotniony, bo nie wpadła tu tylko do ciebie. Nie myśl sobie, że nie jestem zły i sfrustrowany, bo cholera, jestem. - No i zaczął nawijać, brawo. Co więcej, choć obracał różdżkę w palcach, wcale nie rzucał żadnych zaklęć i Krukon raczej niezbyt miał jak mu przerwać. - I przepraszam, myślałem, że serio zamknąłem te drzwi. Tylko powiedz mi, kurwa mać, jakim cudem jesteś w stanie w parę sekund przejść od "przepraszam, kochanie" do obrażania kogoś w taki sposób? Pomińmy już fakt, że spłoszyłeś się jak jakaś sarenka i tak, oczywiście, ja wiem, głupia sytuacja, ale no trochę godności! Ale kurde, Ezra, wy nie potraficie ze sobą rozmawiać. Próbuję żadnego z was nie winić, ale ta zachowuje się jak księżniczka, a ty nie jesteś wiele lepszy. Wyobraź sobie, że jestem równie zły zarówno na ciebie, jak i na nią. Nie mam pojęcia czemu Fire robiła takie wielkie zamieszanie, ale byłbym wdzięczny, jakbyś nie mówił w taki sposób do mojej przyjaciółki. I jest kurwa zajebiście ładna, więc jak już obrażasz, to chociaż z sensem. - Przerwał, bo trochę się nakręcał i sam po sobie widział, że zamiast dążyć do spokoju, to podjudza negatywne emocje. Nie przejął się tym jak określił Blaithin, bo w końcu żaden z nich nie był ślepy. Leo potrafił docenić piękno, nawet jeśli nie zamierzał nic z tym robić. Gryfonka była jego najlepszą przyjaciółką i to go głównie interesowało, no ale nie ignorujmy tego, że jest też niezłą laską. - No ja was po prostu nie pojmuję. - Dodał jeszcze, spokojniej i ciszej. W końcu postanowił zrobić coś z tym przerażającym milczeniem ze strony Ezry, wycelował w niego zatem różdżką. - Finite. - Dłoń zadrżała mu minimalnie, kiedy nie pojawił się żaden efekt. - Finite. - Odchrząknął, czując, że znowu zaczyna się denerwować. - Finite. Powiedziałem, Finite. Tego było zdecydowanie za dużo. Nawet teraz musiał pokazywać się z najgorszej strony, nie mogąc opanować jednego z najprostszych zaklęć. Mógł sobie wmawiać, że Blaithin po prostu fenomenalnie rzuciła zaklęcie na Clarke'a, ale mimo wszystko cztery bezskuteczne próby wydawały się być przegięciem. - FINITE, DO KURWY NĘDZY! - Wrzasnął w końcu, trochę zapominając, że mimo wszystko rzuca zaklęcie na swojego chłopaka i może nie ma sensu tak na niego pokrzykiwać. Pozostawało liczyć na to, że nie weźmie tego za bardzo do siebie (i nie zejdzie na zawał). Leo z kolei, wymawiając to samo słowo po raz piąty, podniósł się i może coś w tej jego złości było, bo Finite w końcu zadziałało. Gryfon odrzucił różdżkę w stronę szafki, niezbyt się przejmując, kiedy mocno w nią uderzyła i spadła na podłogę. Po cholerę mu ten badyl, skoro i tak nie umie go używać? Zacisnął dłonie w pięści i odwrócił się od Ezry, biorąc parę głębszych wdechów na uspokojenie. Oficjalnie miał dość.
3, 3, 1, 5, 4
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Jego przeznaczeniem chyba po prostu było obrywanie zaklęciami. Albo obrywanie w ogóle. Ludzie uważali to za dobrą rozrywkę? Bo Ezra jednak się nie śmiał. Pląsające bezwolnie nogi? OKAY, przeżyje. Ale język przyklejony do podniebienia? To było już za dużo. Ezra milczał. No bo też co innego miał robić? Nawet, gdyby cokolwiek chciał wtrącić, nie miał takiej możliwości. Pozostało mu tylko w ciszy wysłuchać pełnego złości monologu, czekając, aż chłopak przejdzie do odczarowywania i pokornie kiwając głową, jakby zgadzał się z każdym słowem. Jeśli była osoba, której Ezra mógł ustąpić nawet wbrew swoim przekonaniom, to był to Leonardo. Dobrze jednak, że Gryfon nie czytał myślach, bo one szły trochę innym torem niż jego pełna pokory postawa. Tym bardziej, że Fire rozzłościła go jeszcze tym wytknięciem Leo źle rzuconego zaklęcia. To dotknęłoby każdego. "W porządku, to nie twoja wina, to przez zakłócenia magii. Ja ostatnio miałem problemy z głupim lumos, jestem większym frajerem" chciał go zapewnić. "Obrażania kogoś w taki sposób? Nie powiedziałem jej nawet połowy z tego, o czym myślałem." No, kwestię płoszenia się faktycznie zamierzał pominąć... "Potrafimy. W palarni się nie pogryźliśmy. Nie moja wina, że zawsze trafiają nam się takie głupie sytuacje. Jesteśmy mieszanką wybuchową i tyle." "Poza tym, kto mówił coś o jej wyglądzie? Chodziło mi o charakter, oczywiście" A to wszystko kryło się za spokojną, nie wyrażającą prawie nic maską. Ezra nie starał się udawać przesadnej skruchy, bo też niczego nie żałował (poza "spłoszenia się"), ale wiedział, że lepiej nie pokazywać Leo, że w sumie cały jego monolog po prostu po nim spłynął. Wszelkie poczucie winy w kierunku Fire zniknęło, kiedy dziewczyna rzuciła w niego zaklęciem. Nie zamierzał jej tego w przyszłości wyrzucać, ale nie dało się ignorować, że większość wspomnień, które dzielili, nastawiała ich przeciwko sobie. Ezra nie chciał nie lubić Fire, ale najwyraźniej była to jakaś siła wyższa. Wreszcie Leo przeszedł do rzucania zaklęć, więc Ezra automatycznie zaczął być bardziej zainteresowany. Nie zraził się pierwszą nieudaną próbą Gryfona. Jak mówił, zakłócenia magii. To, że Fire tak gładko poszło potwierdzało tylko powiedzenie, że głupi to ma szczęście. Jego mina wyrażająca łagodne oczekiwanie, nie zmieniła się podczas drugiej ani trzeciej, ani nawet czwartej próby. Tego nie można było jednak powiedzieć o Leonardo, którego rozrdrażnienie tylko wzrastało. Ezra prawie podskoczył, połowicznie zaskoczony i przestraszony nagłym wybuchem złości Gryfona. Z jednej strony go rozumiał, bo jednak Leo tłumił negatywne emocje, podczas gdy Ezra niemalże natychmiast się wyżył. Westchnął, (dając znać, że zaklęcie się udało), gimnastykując się z założeniem bielizny i spodni, by wciąż znajdować się pod kołdrą. Narzucił na siebie też koszulę, powoli zapinając guziki, jeden po drugim i traktując Leo, jakby go tu nie było. Chciał mu dać czas, żeby ochłonął, bo teksty w stylu "rozumiem twój gniew" tylko mogły spotęgować te uczucia. Majestatycznie zaścielił łóżko, podniósł wcześniej zrzuconą książkę (och, to były dopiero piękne czasy), a potem podszedł i odłożył różdżkę Leo na szafkę, nie karcąc go za rzucanie tym "kawałkiem drewna". Znalazł także wcześniej porzucony list i przez chwilę zastanawiał się, czy jego też na razie odłożyć. Potem jednak stwierdził, że zajęcie czymś myśli chłopaka to dobry pomysł. Położył rękę na jego plecach, podając mu kartkę. - Powinieneś odpisać. Mamy nie lubią czekać.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Leo również się cieszył, że nie potrafi czytać w myślach. Już i tak był zdenerwowany, chociaż Ezra nie robił nic poza grzecznym czekaniem. Ze świadomością, że język Krukona został unieruchomiony, Gryfonowi o wiele lepiej prowadziło się ten szczery monolog. Jednocześnie odczuwał jakąś irracjonalną frustrację, że ten tylko się gapi. Zero reakcji. Problem z Finite ostatecznie wyprowadził go z równowagi i Merlinie, jak na siebie to radził sobie doskonale. Niezłym zaskoczeniem był fakt, że Ezra nie został dźgnięty tą różdżką, że została ona wyrzucona w stronę szafki a nie przez okno, że Leo dalej stał i dusił w sobie agresywne rozgoryczenie, zamiast coś rozwalić. Bardzo, bardzo chciał coś rozwalić. - Spłynęło to po tobie, co? - Wyrzucił z siebie jeszcze wściekle, chociaż brzmiało to trochę jak niewyraźne warknięcie. Rozumiał, że to wszystko to jest tylko głupie zrządzenie losu. Ostatnia sprzeczka Fire i Ezry wywołana była alkoholem i poddenerwowaniem, cóż, wszystkich. Teraz również nie wpadli na siebie w najlepszym momencie i przez to Leo miał problem ze zrzucaniem na kogokolwiek winy. Niestety wtedy również zaznaczył swoje stanowisko, nie pochwalając zachowania ani jednego ani drugiego. Teraz sytuacja się powtórzyła i Vin-Eurico miał jasność, że zarówno Fire, jak i Ezra, mają w dupie jego zdanie na ten temat. Nie oczekiwał od nich rzucania się wzajemnie na szyję, pieszczotliwych przezwisk czy cholera jasna wie czego. Chciał tylko, żeby podczas takich "kłótni" potrafili spojrzeć na Leo i przypomnieć sobie, że czasami warto się zamknąć. Milczenie jest złotem. Doceniał, że Clarke nie próbuje go jakoś uspokoić czy pocieszyć, że zajął się sobą i tak dalej - jednocześnie doprowadziło go to do jakiegoś wewnętrznego napadu furii. MÓGŁBY NIE BYĆ JUŻ TAKI SPOKOJNY? A to całe sprzątanie to w ogóle idiotyzm, bo tylko prowokował swojego chłopaka do zrobienia w Dwójce totalnego rozpierdolu. Gryfon miał wrażenie, że zaraz połamie sobie palce od takiego kurczowego ściskania ich. Mięśnie z kolei napiął do tego stopnia, że zaczynały podrygiwać niespokojnie i, cholera, gdyby Ezra nie był Ezrą, to przynajmniej byłoby się na kim wyżyć. A tak to nie, bo nie można go uderzyć, nie opłaca się też napierdalać w ścianę. - Odpisać? - Powtórzył, starając się trochę wyluzować. Wziął list i przemknął po nim wzrokiem raz jeszcze, licząc na to, że odnajdzie ukojenie w pochyłym piśmie rodzicielki. Zamiast tego po raz kolejny zabolała go wzmianka o Greczynkach, dziewczynach i "koledze". - Pewnie, czemu nie - zdecydował, a w jego głosie pobrzmiewała niepokojąca determinacja. Clarke powinien wiedzieć, że teraz lepiej ćwierćolbrzyma powstrzymać, bo racjonalne myślenie mu się kompletnie wyłączyło. Z drugiej strony, gdyby mu się to udało, to należałyby mu się wielkie gratulacje, bo Leo należał do osób głupio upartych. Pochylił się nad torbą w poszukiwaniu jakiegoś przyrządu do pisania i oczywiście udało mu się takowy znaleźć. Nieszczególnie obchodził go fakt, że był to najzwyklejszy w świecie mugolski długopis, który pewnie wrzucił do torby po podpisywaniu jakichś papierów (mistrzostwa? zawody? zajęcia?). Odwrócił list i zaczął bazgrać po drugiej stronie - a warto wspomnieć, że szczególnie pięknego pisma to nie miał. Ignorując zupełnie obecność swojego chłopaka nakreślił tę parę zdań po hiszpańsku, wcisnął kartkę do koperty (tak, tej otwartej wcześniej przez niego), podszedł do klatki, w której akurat grzecznie siedziała jego sowa, po czym wypuścił ją na wyprawę. Zanim zniknęła za oknem, zakładał już sportowe spodenki i szukał koszulki. A potem zamarł w bezruchu i spojrzał na Krukona. - O ja. - Szepnął z przerażeniem. I po co go podpuszczał? Wysłał chyba najmniej subtelny list w swoim życiu i już wyczuwał panikę matki, która w końcu nie spodziewa się tego typu informacji. Inna sprawa, że miał już z głowy, nie?