W tym roku organizatorzy wyjazdu postawili na klasykę i wycieczkowicze zamieszkali w uroczym hostelu położonym na wyspie Lefkó – w budynku panuje rodzinna atmosfera i niemalże wszędzie pałętają się koty. Na uczniów i opiekunów czekają jasne, przestronne pokoje z pięknym widokiem. Każda sypialnia jest wyposażona w magiczne szafy, które z pewnością pomieszczą wszystkie bagaże, oraz łoże małżeńskie i cztery łóżka pojedyncze. Miejmy nadzieję, że ten rozkład łóżek nie będzie źródłem zbyt wielu konfliktów. Mimo komfortowych warunków najprawdopodobniej mało kto się tutaj wyśpi – gdy tylko wstaje słońce w całym hostelu słychać pianie koguta.
Pokój drugi znajduje się na parterze i jest bardzo komfortowy, ze względu na to, że wprost z niego wychodzi się na podwórze, dzięki czemu bardzo szybko można dojść na plażę albo do miasteczka.
Lokatorzy:
1. Blaithin Astrid Dear 2. Dreama Vin - Eurico 3. Leonardo O. Vin-Eurico 4. Ezra T. Clarke 5. Harriette Wykeham 6. Elias Sætre
Autor
Wiadomość
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
- Nie pytaj, skoro odpowiedź tylko cię rozzłości - odparł na to warknięcie wraz z twardym spojrzeniem i uniesionym wysoko podbródkiem, potwierdzając przypuszczenie Vin-Eurico. Być może bardziej powinien przejmować się tym, by nie doprowadzać go do granic wytrzymałości. Ezra czuł się zdecydowanie zbyt pewnie, wręcz bezkarnie. Leonardo powinien spojrzeć na to jak na problemy wychowawcze z magicznymi stworzeniami - jeśli od razu się ich nie temperowało, później potrafiły ugryźć, rozwalić dom, a na koniec tylko na kilka minut podkulić ogon. Ezra w pewnym sensie zachowywał się bardzo podobnie, samowolnie wyznaczając sobie granice, a Leonardo całkowicie zapominał, że też miał wpływ na Krukona, to nie działało w jedną stronę.
Kątem oka widział to nerwowe podrygiwanie mięśni Leo. Jakim cudem on sam był taki spokojny? Dlatego, że nauczył się, że taki ślepy gniew wcale nie daje tak wiele, na pewno nie osobom jego postury. Ezra całe życie zmuszany był do gromadzenia emocji w sobie - nie mów tego, nie zachowuj się tak, nie płacz jak dziewczyna, nie jesteś już dzieckiem - i dlatego, kiedy już jakieś uwalniał, kiedy przestawały się w nim mieścić, były one nawet dwa razy silniejsze niż powinny. Dlatego potrafił tak ostro zaatakować, nawet jeśli nie miał powodu. Dlatego potrafił tak mocno nienawidzić i tak szalenie kochać. Przeszło mu przez myśl, że może to nie był taki dobry pomysł, by dawać teraz Leonardo powypisywać jakichś głupot... Determinacja, która pobrzmiała w jego głosie znaczyła mniej więcej tyle, że Ezra powinien sobie przypomnieć o dobrym zaklęciu pętającym. Nie zrobił jednak nic w tym kierunku, obserwując jak Leo po prostu na szybko bazgrze kilka zdań na odwrocie listu. Jako estetę niezmiernie go to bolało. Zaplótł ręce na klatce piersiowej, nie wtrącając się w wybory Vin-Eurico. Najwyżej to jego matka dostanie zawału. Nie mógł jednak powstrzymać parsknięcia, kiedy do Gryfona dotarło, co też najlepszego uczynił. - Jak bardzo w nim poleciałeś? - dopytał, podchodząc do oniemiałego Leo i podając mu jakąś koszulkę, żeby nie musiał podejmować takiego wysiłku, kiedy jeszcze szok po własnej głupocie go nie opuścił. No ale dobra, może to i lepiej? Wszystko odbyło się bez paniki, bez wyszukiwania słów, które najłagodniej by tę wieść przekazały. To było oderwanie plastra. Szybkie i prawie bezbolesne.
Ezra przez chwilę zastanawiał się, co jeszcze może dla Leo zrobić. Milczenie i sprzątanie było niewypałem, kazanie mu pisać listu... po jego głosie wnioskował, że jeszcze większym. Dłonie Leonardo wciąż gromadziły w sobie całe napięcie, które odczuwał Gryfon. Ezra lekko złapał go za rękę i przesunął uspokajająco po jego skórze, wpadając na pomysł.
Bez słowa (milczenie jest złotem, tak?) podszedł do torby i wyciągnął z niej przedmiot, który już wcześniej rzucił mu się w oczy, ale wydał się być zupełnie bezużyteczny dla ich dwójki. Sprawnie założył na swoje ręce dwie treningowe łapy, w myślach wyrzucając sobie, jak bardzo tracił głowę dla tego chłopaka. Już czuł jak następnego dnia będą go bolały mięśnie. Nie zrobiłby tego dla wszystkich, tak dla jasności. - Przywal - zachęcił Gryfona z lekkim uśmiechem, ustawiając się w jak najwygodniejszej dla Leo pozycji, co automatycznie przekreślało wygodę Ezry. No bo ten, różnica wzrostu i w ogóle. Lepiej, żeby nie robił tego na marne.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
To dość zabawne, ale nawet mając w perspektywie kończenie szkoły (co teoretycznie powinien zrobić), Leo dalej nie posiadał konkretnego planu na przyszłość. Nie chciał odpuszczać MMA dopóki był jeszcze w stanie walczyć, jednocześnie nie wyobrażał sobie pracy w jakimś klubie i jednoczesnego życia w świecie czarodziejskim. Rozważał jednak kupienie mieszkania w Hogsmeade... Koniec końców plątał się wśród tych niewielu rzeczy, które wychodziły mu dobrze albo po prostu lepiej. ONMS to był jeden z jego ukochanych przedmiotów, a Leo zawsze ze zwierzętami miał spory kontakt dzięki rodzicom. Problem w tym, że chyba za bardzo się do tego nie nadawał, bo nie potrafił niczego nauczyć całkiem rozumnego Ezry. Jak ma sobie poradzić z jakąś istotą mniej inteligentną? - Brak odpowiedzi też mnie rozzłości. Nic do ciebie nie dotarło, serio? Przeczekałeś sobie? Widzimy się za dwa dni w identycznej sytuacji? - Złość powolutku zaczęła zanikać na rzecz rezygnacji. Vin-Eurico nie wiedział jak bardziej dobitnie zaznaczyć swoje stanowisko w tym temacie. Nie był w stanie denerwować się na Krukona, kiedy ten "bronił go" przed Courtney, nie wtrącał się również w jego sprzeczkę z Bridget. Złośliwości skierowane w jego stronę okazały się być wstępem do przyjaźni - do związku. Dopiero teraz faktycznie miał coś przeciwko tym komentarzom i tego... tego dziwnego stylu bycia. - Właściwie, to po prostu... No... No po prostu już będą wiedzieć. - Potrząsnął lekko głową. Mógł być delikatniejszy, ale w gruncie rzeczy taki list był całkiem w jego stylu. Zresztą, nawet teraz nie był w stanie się na tym skoncentrować, bo chciał się jakoś wyżyć, pozbyć tej nieprzyjemnej energii, która zdawała się kierować jego ciałem. Założył koszulkę i podczas gdy Ezra szukał czegoś jeszcze, założył buty sportowe, zastanawiając się jak wielkim chamstwem będzie udanie się na przebieżkę. Cóż, Krukon powinien brać pod uwagę taką możliwość, że Leo nie ma ochoty z nim rozmawiać - nie po tym, jak nieładnie potraktował Fire. I tutaj nie można zapomnieć o tym, że od rudowłosej uciekłby na tej samej zasadzie. Zanim zdołał się odezwać, żeby dać krótkie pożegnanie, zorientował się co Clarke robi i mimowolnie uniósł kącik ust. - Nie rozczulaj mnie, kiedy jestem na ciebie zły. - To nie było w porządku. Leo bardzo chciał zachować się konsekwentnie i wyjść, pozostawiając Ezrę samego ze swoimi myślami. Miał niestety wrażenie, że takie strzelanie fochów nic by nie dało, bo Krukon doszedłby do wniosku, że "trudno", albo udawałby, że już będzie wszystko ok. Problem w tym, że Gryfon z całą swoją łatwowiernością nie kupiłby teraz żadnych zapewnień. Chciałby zobaczyć Ezrę i Blaithin rozmawiających normalnie, jak wtedy w palarni. I najlepiej jakby udało im się to kilka razy powtórzyć, a bardziej nerwowe sytuacje ograniczyć do minimum. Mimo wszystko do niczego chłopaka nie zmuszał i sam wpadł na pomysł, jak Leośkowi pomóc. I co, odrzucić coś takiego? Mowy nie ma. Vin-Eurico odruchowo poprawił jedną rękę Ezry, unosząc ją minimalnie wyżej. Różnica wzrostu była pod tym względem nieznośna i doskonale wiedział, że Clarke w tej pozycji nie jest zbyt stabilny. Leo pierwszy cios wyprowadził przeraźliwie miękko i łagodnie - poprawny, ale pozbawiony siły drzemiącej w ćwierćolbrzymie. Ręka Ezry najprawdopodobniej nie przesunęła się ani o milimetr. I tu kończyła się ta bardziej urocza część, bo chłopak zaraz wyprowadził bardziej gwałtowną serię, nieszczególnie dając Krukonowi przerwy i przemykając wzrokiem z jednej tarczy na drugą, powracając odruchowo do gardy na ułamek sekundy. Był szybki, ale jego głównym atutem i tak była siła. Odsunął się z przyjemnie przyspieszonym tętnem i mrowieniem w knykciach. Zerknął na Ezrę. Chyba nie był już zły. Teraz był tylko zawiedziony.
(@Harriette Wykeham - gramy niezależnie od Leo i Ezry, nie przejmuj się ich godamiXD)
Może byłem złym przyjacielem – mimo, że Etka mi tego nie mówiła to słyszałem plotki o nadopiekuńczości Henty’ego Wykehama i zupełnie się nimi nie przejmowałem. Zamiast pomagać młodszej kumpeli w pilnowaniu moralności i obraniu przyzwoitej drogi życiowej rozwalałem z nią nauczycielskie gabinety, propagowałem przemoc i jarałem blanty. Lysander Zakrzewski – cud chłopak, wzór cnót! Zaburzenia magii nie pozwoliły Etce odpalić naszych blantów, więc w końcu sięgnęliśmy po mugolski arsenał (swoją drogą w moim mniemaniu to było dość dziwne, że Etka ze swoimi zapędami przeciw wykorzystaniu technologii mugolskich tak chętnie korzystała z tej drogi) i odpaliliśmy nasze skręty. Jeszcze nie zdążyłem porządnie się zaciągnąć, a Harriette była już sfazowana – jasne, była dużo drobniejszej budowy niż ja, ale poszło dość szybko. Żeby nadgonić przyjaciółkę wziąłem dwa głębokie buchy i po chwili byłem troszkę zćpany. Popalając dalej poszedłem za przykładem Etki i również pogłaskałem materac. - O chuuuuuj – jęknąłem wyczuwając intensywną strukturę materiału.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
/nie zwracajcie uwagi, my już kończymy xD/ - Nie powiedziałem, że nie dotarło. Wysłuchałem cię, rozumiem, a nawet przyjąłem. Postanawiam poprawę i tak dalej, ale nie wyobrażaj sobie, że nagle pójdę szukać Fire, żeby na kolanach błagać o wybaczenie - odpowiedział z wywróceniem oczami. Złośliwość Ezry w stosunku do Leo i trochę lekceważące podejście do niektórych spraw, poniekąd spowodowane były tym, że Ezra wciąż traktował go w częściowo jako swojego przyjaciela, z którym nieustannie sobie żartował. Który był ważny, ale nie aż tak ważny. Ezra nigdy nie ośmieliłby się mówić w podobnym tonie do Ruth czy do swojej małej siostrzyczki, ale to właśnie była kwestia tego, że Leo nigdy wcześniej mu na takie zachowania nie zwracał uwagi. - Ewentualnie pomyślą, że to jakaś forma bardzo głupiego żartu - pocieszył go, bo w sumie gdyby dostał taki list to pewnie w pierwszej chwili podszedłby do tego sceptycznie. Więc może taktyka chłopaka była lepsza. Pewnie jeszcze przed powrotem do domu Ezra też powinien to zrobić, bo próba powiedzenia tego pierwszy raz twarzą w twarz... Może lepiej jednak nie wracać do domu? Ezra oczywiście nie chciał, żeby Leo wychodził, ale liberalnie nie zamierzał go do niczego przekonywać. Tak, bez wątpienia stwierdziłby, że "trudno". To jedno słowo stanowiło doskonałe podsumowanie jego osoby. - Więc nie traktuj tego jako próby wkupienia się w twoje łaski, możesz być dalej zły - zapewnił go, przygotowując się do odebrania ciosu. Rozumiał, że złość nie znika jak na dotknięciem magicznej różdżki po trzech minutach, ale chciał pomóc chłopakowi uporać się z nadmiarem emocji, bo po prostu się o niego troszczył. Ezra widział, że Gryfon przygotowywał się do wyjścia, co w połączeniu z nabuzowaną krwią mogło mieć złe konsekwencje. Chciał mieć zatem tylko pewność, że nic głupiego nie przyjdzie mu do głowy. Pierwszy cios, który wyprowadził Vin-Eurico był tak miękki i łagodny, że Ezra aż uniósł na niego zaskoczony wzrok. Był tak skupiony na utrzymaniu pozycji, że taka pobłażliwość wydała mu się po prostu nie na miejscu. Skoro już mu to proponował to nie dla jakiejś zabawy. - Moja siostra przywaliłaby mocniej, przestań się cackać. Chłopaka nie trzeba było jednak zachęcać, bo zaraz sam z siebie wyprowadził gwałtowną serię ciosów. Ezra zacisnął mocno usta, mimo łap odczuwając uderzenia promieniujące od dłoni aż do ramion. Nie zauważał nawet, że siła ciosów Vin-Eurico odrzucała go nieco do tyłu, sprawiając, że cofał się minimalnymi krokami. Czasami jedna ręka uciekła mu za nisko, ale Leonardo i tak był celny. Mimo szybkiej serii Ezra ani razu nie oberwał bezpośrednio w siebie, co uważał za duży sukces. Kiedy miał pewność, że Vin-Eurico skończył, opuścił ręce, czując trochę palące drżenie w mięśniach rąk, spowodowane nie tylko ciosami, ale i niewygodną pozycją. Było to jednak warte pozbawienia go złości z wyrazu twarzy. - Już, teraz możesz iść - poinformował Gryfona, zdejmując z rąk rękawice i bezceremonialnie rzucając je na łóżko. Schowa je później. Jak mówił, nie chodziło mu o ugłaskanie Leo i nie miał nic przeciwko, jeśli chłopak chciał wciąż wyjść. Teraz wspólne siedzenie i tak mogłoby wydawać się jakieś takie sztuczne, jakby wszystko było dobrze i sytuacja w ogóle nie miała miejsca. A miała. Leo miał zatem dwie opcje, musiał się jednak liczyć z tym, że w obu dominowało samotne milczenie, bo Ezra i tak nie miał nastroju do pogaduszek. Wziął kubek zimnej już kawy i usiadł na łóżku, wracając do lektury, którą przerwał wczesnym przedpołudniem, kiedy wychodził z pokoju.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
- Nie proszę o to - odparł szybko. Zupełnie nie chodziło mu o jakieś przepraszanie się czy widowiskowe zakopywanie toporu wojennego. Leo doskonale rozumiał, że charaktery Ezry i Fire mogą ze sobą nie współgrać. Sam również wpadał na ludzi, których pomimo wszelkich chęci nie był w stanie zaliczyć do grona najbliższych znajomych. Zależało mu tylko na takiej akceptacji i na tym... na tym zrozumieniu no. Vin-Eurico nie był w stanie wyjaśnić o co dokładnie mu chodziło. Kiedy się denerwował, niewiele rzeczy potrafiło go sprowadzić na ziemię. Pamiętał doskonale jak spiął się w palarni, jak nie dopuszczał do siebie żadnej racjonalnej myśli i koncentrował się tylko na tym, że Max nie zasługiwał aby w ogóle wiedzieć kim jest Dreama. I wystarczyło wtedy drobne rozproszenie pod postacią Ezry. Tylko tyle Gryfon potrzebował, żeby błyskawicznie wyluzować i przypomnieć sobie, że nie ma po co robić scen. Ma u boku tego najważniejszego faceta, a robienie problemów mogłoby im przeszkodzić. Chciał być takim symbolem dla Fire i Ezry, że muszą odpuścić. Taka rada na przyszłość - nie mów zdenerwowanej osobie, że może być zdenerwowana. Leo doskonale to wiedział i tego typu zapewnienie skwitował czymś przypominającym rozjuszone prychnięcie. Tak czy inaczej, skoncentrował się po prostu na ćwiczeniu. Pierwszy cios był próbny, był takim odruchem, pokazaniem mięśni jak mają działać. Zignorował komentarz Krukona, chociaż w myślach zarejestrował, że poczuł się zupełnie jak na sali treningowej, gdzie w celu podjudzenia lubi rzucać takimi dogryzkami. Ładnie, panie Clarke, bardzo ładnie. Podczas wyprowadzania tej stosunkowo krótkiej serii nie przerwał ani na chwilę, nie zawahał się i nie zrażał żadną reakcją Ezry. Podążał zatem za nim i celował w łapy, dopóki sam nie uznał, że wystarczy. Zaczerpnął powietrze z niebywałą ulgą, czując się tak, jak gdyby po dniu spędzonym w dusznym pomieszczeniu wyszedł prosto w burzę. - Dzięki. Idę pobiegać - oznajmił. Nie uważał tego wszystkiego za jakąś wielką kłótnię i w gruncie rzeczy to miał wrażenie, że nic to między nimi nie zmieniało. Leo powiedział co miał do powiedzenia i faktycznie był zawiedziony, ale daleko mu było do robienia komukolwiek wyrzutów. Skierował się zatem bezpośrednio do drzwi, a pomieszczenie obrzucił ostatnim spojrzeniem stojąc już na progu. Posłał swojemu chłopakowi łagodny uśmiech - taki uspokajający, że nic się przecież nie działo.