W tym roku organizatorzy wyjazdu postawili na klasykę i wycieczkowicze zamieszkali w uroczym hostelu położonym na wyspie Lefkó – w budynku panuje rodzinna atmosfera i niemalże wszędzie pałętają się koty. Na uczniów i opiekunów czekają jasne, przestronne pokoje z pięknym widokiem. Każda sypialnia jest wyposażona w magiczne szafy, które z pewnością pomieszczą wszystkie bagaże, oraz łoże małżeńskie i cztery łóżka pojedyncze. Miejmy nadzieję, że ten rozkład łóżek nie będzie źródłem zbyt wielu konfliktów. Mimo komfortowych warunków najprawdopodobniej mało kto się tutaj wyśpi – gdy tylko wstaje słońce w całym hostelu słychać pianie koguta.
Pokój drugi znajduje się na parterze i jest bardzo komfortowy, ze względu na to, że wprost z niego wychodzi się na podwórze, dzięki czemu bardzo szybko można dojść na plażę albo do miasteczka.
Lokatorzy:
1. Blaithin Astrid Dear 2. Dreama Vin - Eurico 3. Leonardo O. Vin-Eurico 4. Ezra T. Clarke 5. Harriette Wykeham 6. Elias Sætre
Autor
Wiadomość
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
To doprawdy była dziwna przyjaźń. Na Leonardo ludzie niejednokrotnie patrzyli z zaskoczeniem, bo nie wyglądał na odpowiedniego towarzysza dla tak specyficznej istotki, jaką była Blaithin Dear. Nie mogli uwierzyć, że to właśnie z nią poszedł poprzedniego wieczoru na imprezę, albo że to jej koniecznie chce coś opowiedzieć. Nic w tym dziwnego, bo faktycznie byli różni. Pomijając fakt, że dzieliło ich pół metra, swój temperament również zupełnie inaczej pożytkowali. Leo zazwyczaj był tym promyczkiem, tym słoneczkiem, przy którym każdy lubił się ogrzewać. Fire z kolei swoją bezczelnością potrafiła zranić wiele osób, a do tego nierzadko wybierała samotność. On był gadatliwy, ona wolała nie dzielić się swoimi problemami. Mimo wszystko oddziaływali na siebie z całą pewnością pozytywnie. Leo uważał się za jedną z nielicznych osób, które faktycznie wywołają u Gryfonki prawdziwy uśmiech. Ona za to pomagała mu nad sobą zapanować, ponieważ własne emocje kontrolowała niesamowicie (a przynajmniej tak to odbierał). Leo wiedział, że jeśli raz szturchnie, to nic się nie stanie, ale buziak w policzek na powitanie nie wchodzi w grę. Fire wiedziała, że nazywanie go "Olbrzymem" to największy komplement, jaki może otrzymać (i chodzi tu o jego specyficzną krew, o której wzmianka zawsze mu poprawiała humor). - Łatwo powiedzieć - skrzywił się lekko. Rozumiał wszystko, docierało to do niego, pewnie! Doskonale wiedział, że zadręczanie się to głupota, tylko nie wiedział jak przestać. Miał dziwne wrażenie, że to trzeba po prostu wytrzymać. Kolejne słowa Fire upewniły go w tym przekonaniu, więc jedynie skinął głową. Może po prostu te emocje odpuszczą? Albo znajdzie sobie kogoś innego, a wtedy z pewnością odzyska przyjaciela. Przysunął się już, zatem teraz bez problemu widział, że Fire wcale nie mówi szczerze i nie życzy sobie takiego kontaktu. Cóż, zwykle to Ezra był tym przyjacielem, którego mógł maltretować szturchaniem, obejmowaniem czy podpieraniem się. Skoro Blaithin tego nie lubiła, to musiał to uszanować - ale było ciężko, bo Leo nie potrafił zrozumieć takiego zachowywania dystansu. Ujął jednak delikatnie jej drobną dłoń w swoją, mając nadzieję, że nie będzie jej to aż tak przeszkadzało. Jemu ten gest wydawał się być drobny, niewiele znaczący, ale mimo wszystko pokrzepiający. - Nie mogę sobie wyobrazić rozmawiania z nim - przyznał szczerze. Jak miałby się zachowywać? Co mówić, a czego nie mówić? Udawać, że wszystko w porządku? Jak Ezra w ogóle do tego podchodził? Zapewne Gryfonka miała rację i trzeba było po prostu zaczekać - w końcu Clarke również wspomniał, że musi sobie wszystko przemyśleć. Leo z kolei miał już tego myślenia trochę dosyć, bo nie dochodził do żadnego sensownego wniosku. Właściwie, to wszystko wychodziło na to, że jest udupiony i tyle. To już chyba nawet nie był friendzone... - Wierzę, bo byłby to żałosny koniec świata. - Dobrze, że spotkał tutaj Fire. Początkowo tak bardzo nie chciał żadnego towarzystwa, a teraz przynajmniej miał kogoś, kto (miał taką nadzieję) nie pozwoli mu znowu uciec i siedzieć w nocy na plaży. Vin-Eurico nie lubił nazywać siebie tchórzem, ale o wiele łatwiej było zdobyć się na odwagę, gdy obok był ktoś, przed kim chciało się wypaść lepiej. Mógłby uciec przed Ezrą (znowu), lecz nie chciał pokazać Blaithin, że aż tak mocno to na niego wpływa. - Uch, na Merlina, trudno. Wydarzyło się. - W głosie nagle pojawiła mu się znajoma determinacja. Zacisnął na chwilę szczęki, aby zaraz je poluźnić i uśmiechnąć się - nie za mocno i trochę wymuszenie, ale ciepło. Chciał się uśmiechnąć, po prostu ciężko było przekonać do tego swoje ciało. - Biegałaś, hm? Jak długo? - Zainteresował się, bo aktywność fizyczna zawsze pomagała w oderwaniu się od smutnej rzeczywistości - i, jak miał nadzieję, od miłosnych rozterek również.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
- Wiem. - odparła dość sucho, bo zawsze łatwiej było rzucić wysłużonym tekstem typu "nie martw się", niż to urzeczywistnić. Leo mimo wszystkich swoich nierozsądnych czynów, nie był idiotą, nie trzeba mu było powtarzać banałów. Zresztą, Gryfonka wcale nie zamierzała strzępić języka. Fire, chcąc nie chcąc, podziwiała ludzi, którzy potrafili dawać rady podnoszące na duchu, motywować innych, przywracać im nadzieję... Rozumiała, chociaż bardzo nie chciała rozumieć, że człowiek potrzebuje po prostu towarzystwa drugiej osoby. Całkowita niezależność była zwykłą fikcją, za którą goniło tyle młodych dusz. Fire miała mu powiedzieć, żeby po prostu nie robił niczego pod wpływem tak dużych emocji, ale zamiast tego zamilkła, ściskając równie delikatnie dłoń Olbrzyma. Sama irytowała się swoją niechęcią do dotyku, bo przecież dobrze wiedziała, że przy Leo nie ma się czego obawiać. Nawet, gdyby był wściekły, nie było szans na to, żeby w jakikolwiek sposób ją skrzywdził. Dlatego trzymanie za rękę nie wzbudziło w Blaithin niczego nieprzyjemnego. - To sobie nie wyobrażaj. - odparła, mając nadzieję, że spróbuje chociaż na chwilę albo dwie oderwać od Clarke'a swoje myśli. Miłość miłością, Ezra Ezrą, ale chyba było to do zrobienia? Jak to w ogóle możliwe, że Leo albo myślał za mało albo o wiele za dużo? - Spróbuj po prostu to zrobić, a dopiero w trakcie zastanawiać się nad słowami. No i wiadomo, bądź z nim szczery. Nie za bardzo wiedziała, czy to co mówi ma jakiś sens, ale może dla Leo miało (just DO IT! Fani Leonezry (ja) czekają). Odpuściła sobie żarty, które przychodziły jej na myśl, bo chciała podejść do tego poważnie. Co prawda, Fire patrząc z boku na tę całą sytuację, od razu stwierdziłaby, że za dużo w niej tragizmu i trzeba spiąć tyłek, zamiast siedzieć i płakać nad swoim serduszkiem, jak piętnastolatka. Może i w końcu powiedziałaby to Leo, gdyby się ostro zniecierpliwiła. - Może ty nic lepiej nie mów o byciu żałosnym. - odparła, mimowolnie się z nim drażniąc. Dobrze, że nie wiedziała nic o tym, gdzie spał Leo poprzedniej nocy. Co prawda, zauważyła nieobecność chłopaka i nawet zapytała, gdzie się podział (oczywiście, ona nic nie wiedziała), ale nie niepokoiła się tym. Fire nie przywykła do przywiązywania mężczyzn do łóżek, ale dla Leo mogłaby zrobić wyjątek, gdyby zechciało mu się znowu spać na plaży. - Serio? - zaśmiała się, bo tak ni z gruchy ni z pietruchy przypomniał jej o tym, że siedzi taka nieprzebrana i do tego potrzebująca prysznica. No ale dało się wytrzymać. - Staram się przynajmniej dwie albo trzy godziny dziennie na to poświęcić... Od marca? Jakoś tak. Raczej wybierała pory kiedy nikt nie mógł jej spotkać - późny wieczór albo wczesny świt. nie chwaliła się też powodem, przez który zaczęła ćwiczyć. Straciła różdżkę, straciła wspomnienia, czuła się zbyt bezbronna i słaba. Dzięki prostemu wysiłkowi fizycznemu stawała się szybsza niż zwinniejsza niż wcześniej. - Chyba nadal chce mi się pić. - zaczęła, patrząc w stronę pozostawionej butelki z wodą, ale zaraz uśmiechnęła się łobuzersko i poklepała dłoń Leo. Wstała, żeby spod swojego łóżka wyciągnąć metaxę. - Lepiej nie wnikać, jak to się tam znalazło... Położyła się znowu obok, kładąc sobie dużą poduchę pod głowę, żeby mieć wygodne oparcie, po czym podała alkohol przyjacielowi. Pierwszy łyk należał do niego!
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Fire oczywiście bardzo słusznie próbowała oderwać myśli Leo od tego jakże tragicznego związku z Ezrą, aczkolwiek rady typu "po prostu to zrób" wydawały mu się teraz zwyczajnie śmieszne. Nie mógł przestać myśleć o tym, że ostatecznie stanie przed Krukonem i przydałoby się nie robić z siebie jeszcze większej ofiary losu. Jednocześnie nie mógł wyobrazić sobie właśnie nawet zamienienia z nim paru słów. Skinął lekko głową swojej przyjaciółce, starając się faktycznie to od siebie odegnać. I tak nie wymyśli odpowiedniego zachowania i nie znajdzie odpowiednich słów, a potem pewnie i tak zrobi z siebie idiotę, więc po co psuć sobie od razu humor? - Zawsze jestem szczery - oburzył się żartobliwie, żeby zaraz mrugnąć do rudowłosej nawet całkiem radośnie. - No, prawie zawsze. - Zdarzyło mu się parę razy zataić jakiś fakt, ale przecież był tylko człowiekiem. Inna sprawa, że jego kusiło do kłamania akurat w tych wyjątkowo kiepskich sytuacjach, co kończyło się zdradą partnerki albo narażaniem relacji z przyjacielem... Dobra, nie był tylko człowiekiem, był też ćwierćolbrzymem (jeśli to jakoś może pomóc w usprawiedliwianiu). - Czemu nie? Znam się na temacie! - Jak dobrze było się uśmiechnąć, przekierować całą swoją uwagę na Fire. Gryfonka była wystarczająco absorbująca, aby zepchnąć troski Leo na drugi plan. Teraz chciał po prostu spędzić z nią trochę czasu (jakoś się wzajemnie zaniedbywali...). - Doskonale. To o której jutro wychodzimy? - Uniósł pytająco brwi, nie biorąc w ogóle pod uwagę tego, że Blaithin może sobie nie życzyć jego obecności. Sport to jego domena i nie odpuści, a dzielenie go z kimś bliskim to jak spędzenie marzeń. Może uda mu się kiedyś zaciągnąć Fire do wody? Miał wrażenie, że panicznie od niej ucieka. Gdy wyciągnęła spod swojego łóżka metaxę, nastąpił przełom - Leo zaśmiał się krótko, szczerze i tak uroczo, jak tylko potrafił. Poprawił się na łóżku i przyciągnął przyjaciółkę do siebie tak, aby opierała się o niego, a nie o poduszkę. Sam lekko objął ją ramieniem, dochodząc do wniosku, że najwyżej za te przejawy czułości spali go żywcem. Istniała szansa, że ze względu na spędzone wspólnie chwile postanowi go wspaniałomyślnie oszczędzić. Chętnie przyjął butelkę i wziął parę pierwszych łyków, czując znajome ciepło w przełyku, nieco łagodzone słodkawym smakiem. Następnie oddał metaxę Fire. - Tylko nie róbmy z tego nagłej imprezy. Dalej nie rozumiem, jakim cudem pierwszego dnia udało nam się coś rozkręcić. Nawet się nie staraliśmy! - Pokręcił głową z niedowierzaniem, wspominając jak to dyrektor przyłapał sporą gromadkę odpoczywającą sobie radośnie w Dwójce. Lepiej, żeby to popijanie metaxy nie zmieniło się w tego typu zabawę, bo Leo nie miał ochoty na tłumy zwalające się do pokoju. W sumie, jakby tak zabarykadować drzwi (albo użyć zaklęć, to też miałoby sens), to może udałoby mu się tutaj zostać tylko z Fire? Nie narzekałby chyba.
Nikt nie shippuje Leonezry bardziej niż ja!
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Blaithin rzadko kiedy myślała o tym, że naprawdę przywiązała się do Leo. Niby nie spędzali razem jakoś wyjątkowo dużo czasu, ale myślenie o Gryfonie w ciągu dnia stało się dla Szkotki czymś całkowicie naturalnym. Podobnie jak dbanie o jego samopoczucie, w specyficzny dla Fire sposób, ograniczający się zwykle do postawienia kolejki w barze i ewentualnie (jeśli sytuacja naprawdę tego wymagała!) poklepania po ramieniu. Po latach spędzonych wspólnie, rudowłosa doskonale rozumiała, dlaczego Leo roztacza wokół siebie taką sympatią, ale nadal zagadką pozostawało dla niej to, dlaczego to właśnie z nią się zaprzyjaźnił. Niejednokrotnie przecież bywała paskudna nawet wobec niego, a jakoś potrafił to znosić z cierpliwością. Czy Leo w ogóle wiedział, jak bardzo jest mu za to wdzięczna? Skąd miałby wiedzieć... Przecież nigdy mu nawet nie podziękowałaś. Takie patowe sytuacje były najgorsze, bo po prostu nie istniało żadne rozwiązanie, które nie zraniłoby żadnej ze stron. Blaithin wiedziała, że Leo nie oczekuje od niej jakiegoś rozwiązania i bardzo dobrze, bo wątpiła, że nagle spłynie na nią jakieś olśnienie. - Ja też. - odparła, utrzymując całkiem poważny wyraz twarzy. Fire była świadoma tego, jak często kłamie. Stało się to swoistym uzależnieniem Szkotki, ale nawet nie próbowała z tym walczyć. Możliwość przekręcenia sytuacji na swoją korzyść albo zatajenia niewygodnych faktów zdecydowanie jej pasowała. Inna sprawa, że bliskich starała się nie okłamywać. Zresztą, nikogo nie zamierzała oceniać, a wiedziała, że Leo miał swoje za uszami... Wbrew pozorom była czasami wyrozumiała. Szkoda, że nigdy wobec siebie. - Całe szczęście, że masz obok tak zajebistą i nieomylną osobę, jak ja. - odparła, a gdyby miała okulary przeciwsłoneczne na nosie zsunęłaby je na czubek nosa z miną "Bitch please". Tak to tylko ograniczyła się do miny. Cieszyła się wewnętrznie, że Leo powoli przestaje być taki przygnębiony. Jeszcze trochę i będzie się normalnie śmiać! - Wybierzemy się razem tylko pod warunkiem. Zaczniesz mnie też uczyć boksu. - powiedziała, bo pomysł zagadania na ten temat Vin-Eurico ciągnął się za nią od dawna. Do rudowłosej dotarło, że różdżka to nie wszystko - różdżkę można odebrać prostym zaklęciem, a jak się wtedy będzie bronić? - Wcale nie chcę tego, żeby potrafić dobrze przywalić Clarke'owi, wcale... Blaithin uśmiechnęła się lekko, żeby Gryfon wiedział, że tak tylko żartuje. Złość na Krukona odczuwała, ale starannie to ukrywała. Nie wiedziała natomiast co zrobiłaby, gdyby tak po prostu postanowił właśnie teraz wejść do Dwójki. Rzucenie butelką wydawało się jakieś takie prawdopodobne... Dobrze było usłyszeć śmiech Leo, za którym nawet nieświadomie tęskniła. Fire za to musiała wyglądać całkiem zabawnie, kiedy tak kompletnie zbaraniała, zamknięta w lekkim uścisku. Fala gorąca sprawiła, że dziewczynie poczerwieniały policzki, ale przez chwilę nie mogła nic wydusić. Mógł... mógł jakoś ostrzec! - Może to nie jest koniec świata, ale nie wiem, czy zaraz to nie będzie twój koniec, Olbrzymie. - pogroziła mu, ale uniosła kącik warg. Zdecydowanie za często rzucała słowa na wiatr w jego obecności, no ale nie mogła żadnych swoich obietnic wprowadzić w życie! Clarke by ją dopadł. Wzięła butelkę, upijając z niej jeszcze więcej metaxy niż Leo, bo skoro miała tak wytrzymać najbliższe minuty... Alkohol mile zaszumiał w głowie Szkotki, która położyła głowę na ramieniu Leo. A jebać tam ten dotyk. - Przynajmniej w tym jesteśmy dobrzy. - odparła, butelką nieznacznie smyrając klatkę piersiową Gryfona. Na imprezie było fajnie, dawno nie czuła się aż tak szczęśliwa jak wtedy - szkoda, że Hampson popsuł atmosferę. No nic, może następna impreza wyjdzie prefektom Gryffindoru perfekcyjnie. - Nah, we dwoje jest jakoś ciekawiej.
marzysz
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Cóż, jakieś drobne podziękowania pewnie by nie zaszkodziły. Leo miewał ostatnio rozkminy życia i dotarło do niego, że jego przyjaciele mało mu mówią - Ezra swojej przeszłości niesamowicie pilnował, a ten dziwny bogin z eksplodującego durnia był słabą wskazówką. Gryfon powoli przekonywał się do tego, żeby kiedyś po prostu bezceremonialnie zapytać... Ale no, wszystko się skomplikowało. Fire z kolei pewnie w takiej sytuacji zaczęłaby się wykręcać i Vin-Eurico wiedział, że niewiele z niej wyciągnie, jeśli dziewczyna sama nie zapragnie mówić. Było to odrobinę bolesne, bo sam był otwarty niczym księga i tymi najbardziej istotnymi aspektami swojego życia już się z nimi podzielił. - Już miałem pytać, o kim mówisz... - Przewrócił oczami z rozbawieniem. Pewnie, że była zajebista, ale czy taka znowu nieomylna? Nie dyskutował jednak, bo wolał po prostu się uśmiechać z pewnym rozczuleniem. Fire w dobrym humorze to kochana Fire (nawet, jeśli tylko ten udawała, że jest w dobrym nastroju). - Boksu? - Powtórzył z zaskoczeniem, zupełnie się tego nie spodziewając. W jego oku pojawił się jednak znajomy błysk, bo Dearówna idealnie trafiła. To był temat, którym mógł się jarać wyjątkowo długo i intensywnie. Jeśli coś miało odciągnąć jego myśli od przygnębiających życiowych porażek, to było to właśnie to! Nawet nie zarejestrował tej wzmianki o Ezrze (bo żartowała, prawda? NIE MOŻE GO BIĆ).- Ej, nie wiedziałem, że jesteś zainteresowana! Pewnie, jasne, kiedy zechcesz, możemy nawet teraz - paplał podekscytowany, chociaż w rzeczywistości żadne z nich się nie nadawało teraz na żaden trening. Blaithin przyszła prosto z biegania, a Leo ostatnio właściwie nie sypiał, więc tego typu aktywności powinni zostawić sobie na potem. Inna sprawa, że Gryfon wiedział, że już nie odpuści. - Za bardzo mnie kochasz - rzucił w formie droczenia się (chyba nie powinien tak Ezrze mówić, nie? Dobrze, że Fire to Fire). Coś go w tych słowach zabolało, ale postanowił to zignorować i nawet nieźle mu to wyszło. Sięgnął znowu po butelkę, mając wrażenie, że upicie się wcale nie jest takim głupim pomysłem. - No wiesz, ogólnie jesteśmy świetni - zauważył, a potem mruknął cicho z zadowoleniem, bo Fire jak odzyskała butelkę, to zaczęła ją go przyjemnie drażnić. - No pewnie, we dwoje najlepiej - dodał sugestywnym tonem, po czym zaśmiał się cicho.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Może rzeczywiście czas było uchylić rąbka tajemnicy (ciekawe której) i podzielić się z Gryfonem paroma istotnymi informacjami. Jak na przykład tym, że rzekomo wychodzi za mąż za parę tygodni. Albo, że nie widziała swojego ojca od czasu, kiedy próbowała go otruć? Może zbierze jej się na wspominki o tym, jak chciała odebrać sobie życie... O! Albo, że zaczyna czuć coś więcej do przestępcy i narkomana, który jest nieśmiertelny! Fire chciałaby coś powiedzieć, ale po prostu wszystko taiła dla dobra Leo. Po co mu była wiedza o tym, jak bardzo cierpi i jak wiele ją przytłacza? Sama jakoś dawała sobie z tym radę, wciąganie w to osób trzecich niczego by nie poprawiło. Najważniejsze, że Leo przy niej był, nie oczekiwała więcej. Cieszyło ją, że tak chętnie i szczerze z nią rozmawia. Mimo, że nie trzeba było być kimś wyjątkowym, żeby usłyszeć o życiu Vin-Eurico trochę więcej, i tak traktowała to jako swoisty przywilej. - Ha ha - udawała chwilkę obrażoną. Co prawda, akurat popełniała równie wiele błędów co Leo... Może nawet więcej? Pomyślała przelotnie, że to dobrze, że rozmowa zeszła z Ezry na ich tradycyjne docinki i sport, bo roztrząsać ich problem mogli godzinami, ale ani Fire by to nie odpowiadało, ani Vin-Eurico nie znalazłby w tym ukojenia, takiego jakie mógł poczuć zajęty czymś innym. - Tak... - przytaknęła powoli, właśnie takiej fali entuzjazmu się spodziewając. To było nienormalne, że z tak złego humoru mógł przeskoczyć do równie dobrego! I to naprawdę tylko dzięki niej i zwykłej wzmiance o boksie? Powinna bardziej się doceniać. Poczekała aż pozwoli jej się odezwać. - Hm, bez przesady, może jutro spróbujemy. Po pamiętnej lekcji, kiedy podbiłam oko Corteza, bardzo mi się spodobało. Właściwie to nie wyobrażała sobie ćwiczyć z kimkolwiek innym. Tylko Leo miał odpowiednią wiedzę i doświadczenie z jej znajomych, no a poza tym wiedziała, że będą się przy tym nieźle bawić. Poza tym tylko Gryfon wytrzymywałby z nią na treningach... Nie musiała go nawet przekonywać, co skwitowała uśmiechem. W międzyczasie łyknęła jeszcze razy czy dwa metaxy, zastanawiając się, czemu tak często będąc razem prędzej czy później kończą z alkoholem... Z kolei Clarke rzekomo był abstynentem, na imprezie nie pił. W ogóle dość mocno się z Fire różnili, a Leo jakimś cudem kochał oboje. - Masz rację, że kocham. - powiedziała trochę ciszej, ale zaraz odchrząknęła. Serio to powiedziała? Nigdy otwarcie nie wyznała komuś miłości, a teraz przyszło to Blaithin tak łatwo, jakby oznajmiała, że jest wyjątkowo upalnie. Przynajmniej miała świadomość, że Leo będzie wiedzieć, ile to dla niej znaczy... A więc leżeli w łóżku, pijąc i wyznając sobie miłość... - Co prawda to prawda. - odparła, zazdroszcząc po cichu Gryfonowi tej pewności siebie. Wolała akurat w tamtej chwili nie przejmować się swoją niską samooceną, więc po prostu przytuliła się odrobinkę mocniej do leosiowego ramienia, ciepłego i całkowicie bezpiecznego. - Dla ciebie to pewnie jeszcze ewentualnie we troje, co? - zaśmiała się lekko. W końcu, Leo to Leo!
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Faktycznie przebywając w obecności Leo łatwo się czegoś o nim dowiedzieć. Chętnie opowiadał o swoich podróżach, często wspominał o zawodach, a wzmianka na temat zwykłego treningu to norma. Łatwo było zorientować się, że Gryfon lubi wyskoczyć do baru, chętnie zajmie się zwierzakiem, a na historii magii się go nie zobaczy. W kwestii spraw bardzo prywatnych mimo wszystko aż tak tragicznie otwarty nie był. Z pewnością nie rozmawiałby o sprawie Ezry z byle kim. Dreama tak, ukochana siostra. Fire oczywiście, najlepsza przyjaciółka. Vin-Eurico miał sporo znajomych, ale bliskich przyjaciół nie można mieć zbyt wielu. - Wiedziałem - uśmiechnął się promiennie. Cieszyło go niezmiernie, że przynajmniej częścią swojego hobby będzie mógł podzielić się z Blaithin. Co lepszego mogłoby go spotkać? - No to już nie mogę się doczekać, Płomyku. - Zapewnił ją, przy okazji przypominając sobie, jak dumny był, gdy widział efekty Fire z pamiętnej lekcji. Jeszcze bardziej dumny był tym, że dostał takie wyznanie - chyba serio potrzebował usłyszeć, że ktoś go kocha, w ten czy inny sposób. Na jego twarzy pojawił się szczery wyraz rozczulenia i sam również przytulił Fire nieco mocniej, pozwalając sobie na cmoknięcie jej w skroń. Co mógł poradzić na to, że tak ją uwielbia? Była zdystansowana, wredna i często mieli odmienne zdanie, ale koniec końców nikt nie mógł się z nią równać. No halo, zawsze miała w odpowiedniej chwili metaxę pod ręką! A Leo coraz chętniej po nią sięgał, przez co butelka stawała się lżejsza i lżejsza... - No coś ty. Chciałbym raczej poświęcić całą moją uwagę tobie, a nie komuś jeszcze - wyszczerzył się, tak jak to miał w zwyczaju. Właściwie, to nie rozumiał, jakim cudem nigdy nie próbował poderwać Blaithin - i nie było w tym nic uwłaczającego dla niej. Chodziło raczej o to, że Leo za bardzo na niej zależało i wiedział, że związek mógłby wszystko zepsuć, ale to akurat szkopuł, którym zawsze się martwił. Pozostawało mu więc wierzyć w to, że Fire potrzebowała kogoś równie specyficznego, co ona sama.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Istotnym sygnałem, że najwyższa pora coś zrobić z tą całą niejasną sytuacją, było to, że Ezra obawiał się wrócić do własnego pokoju. Co jeśli spotka tam Leo? Albo, co gorsza, Fire gotową do przybliżenia Ezrze skali bólu Gryfona. A złamane serce mogło być bardzo bolesne... Poprzednią noc całą spędził w towarzystwie Theo i musiał przyznać, że rozmowa z tym chłopakiem pomogła mu w uporządkowaniu swojego stanowiska. Tak naprawdę Krukon nie dawał mu jasnych odpowiedzi, bo te Ezra musiał odszukać samodzielnie, jednak skutecznie zbijał jego wątpliwości, pokazując, że hej, związek z chłopakiem to wcale nie tragedia na skalę końca świata. Ezra wciąż nie był przekonany do tego pomysłu i na pewno jeszcze nie gotowy na jakieś deklaracje, ale podejrzewał, że nie będzie do samego końca. Dopóki nie stanie przed Leo, musząc zamienić "daj mi pomyśleć" na bardziej jednoznaczną odpowiedź. Ale aby do tego doszło, musiał najpierw stanąć z nim twarzą w twarz i nie umrzeć w tym momencie, w którym spojrzy mu w oczy. Jeśli w ogóle będzie w stanie to zrobić... Był jednak zmęczony i po prostu potrzebował wrócić do pokoju i się odświeżyć. Nawet jeśli mogło się to skończyć dla niego tragicznie. Kiedy znalazł się pod drzwiami, usłyszał dobiegające z pomieszczenia śmiechy i mieszające się ze sobą głosy Leo i Fire. Mimo że wiedział, że nieładnie jest podsłuchiwać, przystanął na moment, akurat aby usłyszeć wyznanie Gryfonki... No to Leonardo dość szybko się pozbierał po tym jakże ogromnym rozczarowaniu, które sprawił mu Ezra. Nie żeby chciał, by chłopak leżał teraz zwinięty w kłębek nieszczęść, ale po prostu spodziewał się nieco innego samopoczucia. Skoro Fire tak dobrze potrafiła go pocieszyć... Pchnął drzwi, z wyrazem twarzy o ton chłodniejszym niż chwilę wcześniej i obrzucił dwójkę Gryfonów przelotnym spojrzeniem. Wcale go nie obchodziło, że leżeli praktycznie wtuleni w siebie w ich łóżku (w łóżku Leo i Ezry. Szczyt bezczelności) i gruchali sobie słodkie rzeczy. I och, czy to był alkohol w ich rękach? Ezra uniósł fałszywie kąciki ust, ignorując to zaciskanie się serca i irytację, którą teraz czuł w stosunku do Dearówny. (Bo jakoś tak nie pomyślał, że dziewczyna mogła po prostu być dobrą przyjaciółką i w przeciwieństwie do Ezry, wspierać Vin-Eurico. Co ta zazdro to zmęczenie robiło z człowiekiem...) - Spokojnie, nie musisz na mnie zwracać uwagi. Daj ją całą Fire - rzucił, nie zastanawiając się nawet jak musiało to brzmieć. Niewyparzony język robił swoje... - Rozumiem, że zamieniamy się łóżkami, tak Fire? Merlinie, spraw żeby rzuciła w niego tylko butelką...
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Zadziwiające w tym wszystkim było to, że Leo nie miał takiej bliskiej osoby, będącej dobrą, miłą i troskliwą. Nie, biedak musiał użerać się z często olewającą wszystko Dramą i Fire, której wymienianie wad trwałoby dłużej niż cała ich znajomość. - Przygotuj się na twoją zapewne pierwszą tak epicką przegraną, Olbrzymie. - uśmiechnęła się łobuzersko, a może raczej trochę pijacko...? W starciu z Gryfonem prezentowała się nadzwyczaj... słabo. Była mała, drobna, chuda, a Vin-Eurico przewyższał praktycznie każdego chłopaka w Hogwarcie. Mimo to w małym ciele wielki duch! Zamierzała ostro się przyłożyć do nauki, a największą satysfakcją byłoby rozłożenie Leo na łopatki. Może kiedyś jej się uda? Cieszyła się, że nie komentował tego krótkiego wyznania, bo z pewnością poczułaby się głupio. Takim sposobem, Fire nabrała pewności, że to raczej nic strasznego, a wręcz całkiem normalnego. Kiedy tak delikatnie cmoknął ją w skroń, nie zjeżyła się cała, tylko zastygła na chwilę w bezruchu. Szkoda, że nie spędzali razem więcej czasu, ale zawsze można to było nadrobić, prawda? Rzadko słyszała tak miłe słowa skierowane w swoją stronę (nawet jeśli zawierały one lekki podtekst) i w tamtej chwili po prostu... po prostu opadła cała jej pełna sarkazmu i obojętności maska. Uśmiechnęła się naprawdę szczęśliwie, wiedząc, że ma przyjaciela, jakiego zawsze chciała mieć. Prawdziwego. Dobre parę sekund pozwoliłaby sobie na okazanie emocji, ale gdy tylko usłyszała otwieranie drzwi, opuściła kąciki ust. Mniej zdziwiłaby się, gdyby przez drzwi wyjrzał nagle rogogon węgierski z pytaniem, czy któreś z nich zna grecki, bo nie może wynegocjować ceny za owcę... Ale kumulacja pechowców w postaci Fire i Leo w jednym pomieszczeniu musiała zaowocować właśnie Ezrą, a nie jakimś innym współlokatorem. Hm. Może jednak warto spróbować popełnić samobójstwo jeszcze raz? Pierwszym, co poczuła była drażniąca trzewia złość, bo oto przyszedł ten, przez którego Leo nie mógł się pozbierać. Blaithin broniła swoich przyjaciół z zaciętością godną tygrysicy, nieważne czy mieli rację czy nie, czy zawinili czy odwrotnie. Nawet nie musiała znać pełnej wersji wydarzeń, oddałaby za nich wszystko, nawet swoje niewiele warte życie. A Clarke ewidentnie zasłużył na gniew Szkotki. Drażniło ją to, że w ogóle ośmielił się wracać do pokoju, z chęcią zatrzasnęłaby mu drzwi przed nosem, gdyby zdążyła. Śmiał nawet się odezwać, przez co sprawił, że w oczach Gryfonki zapłonęła zimna wściekłość. Rudowłosej udało się poprawić humor Leo tylko po to, żeby on zaraz znowu go po całości zepsuł? No ja pierdolę. I czy ona wyczuwała, że Ezra jest zazdrosny? W jednej chwili zapragnęła sprawić, żeby poczuł się o wiele gorzej, ale... ostatecznie to byłoby kosztem Leo. Kosztem ich przyjaźni. Poza tym nie mogła zdobyć się na coś takiego, musiałaby chyba wypić z pięć, a nie jedną butelkę metaxy. Nigdy nie należała do osób wybitnie cierpliwych, a teraz była już trochę pijana, więc dodawało jej to sporo brawury i bezczelności. Obok był Leo, a on na pewno nie byłby zadowolony, gdyby tak po prostu Ezrę zamordowała... Ale nie wiedzieć kiedy złapała butelkę, podniosła się i wzięła potężny zamach, błagając w myślach, żeby Clarke miał wolny refleks, a ona dobry cel. Dawno nie miała tak wielkiej ochoty kogoś zranić. - Oczywiście, że nie musi na ciebie zwracać uwagi. - wycedziła o dziwo niepodniesionym głosem. - Nie zasługujesz na to. Zacisnęła palce na pościeli, hamując się przed tym, żeby po prostu wstać i wpier... pokazać, czym jest złość panny Dear Krukonowi. W ogóle zapomniała, że ma różdżkę. - Naprawdę myślisz, że będziesz sobie tu tak spokojnie spać? Po moim trupie. - nie za bardzo wiedziała, co mówi, bo nagle emocje i alkohol zaczęły mocno utrudniać myślenie Gryfonce, więc nawet nie wyrażała się zbyt wyraźnie. Jedno wiedziała - prędzej wywali kopniakiem Clarke'a za drzwi nim pozwoli mu spać w jej WŁASNYM łóżku.
Kostki dla Ezry (:*) 1-2 - udało ci się uniknąć butelki. 3-4 - niestety, butelka ugodziła cię boleśnie, ale możesz wybrać gdzie. 5-6 - butelka rozbiła się o ścianę i kawałki rozcięły ci skórę na dłoniach, a jeden odłamek wbił się w łydkę.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Ośmieliłby się stwierdzić, że w uczciwej walce bez żadnej broni i magii, Fire miałaby spore problemy z pokonaniem go. Teraz? Nie miałaby szans. Po latach treningów? Pewnie jakieś by się pojawiły. Nie chodziło już tutaj nawet o jakąś wysoką samoocenę. Leo zwyczajnie miał przewagę nie tylko fizyczną, pod względem masy, ale również doświadczeniem znacznie przewyższał Gryfonkę. Nie znaczyło to jednak, że nie dałby jej spróbować - w gruncie rzeczy chciałby, aby pewnego razu go pokonała. Czy nie byłoby to fascynujące? Jak nie ona, to kto? - Gotowy - odparł jedynie, nie hamując uśmiechu, który z pewnością rozświetlał jego, jeszcze przed chwilą tak zmartwioną, twarz. Szybko się okazało, że ta chwila szczęścia ma zaraz przeminąć. Szkoda, bo Leo naprawdę dobrze leżało się z Fire w tak przyjemnej atmosferze, a do tego metaxa była pyszna i czuł jej działanie. Taki przyjemny szum w głowie chyba jeszcze nikomu nie zaszkodził? Jadł tego dnia akurat dość mało i miał wrażenie, że gdyby teraz wstał, to mógłby mieć drobny problem z utrzymaniem równowagi. Na szczęście, wejście Ezry do pokoju sprawiło, że kompletnie go zamurowało i nie był w stanie nawet mrugnąć, co dopiero myśleć o wstawaniu. W pierwszej chwili poczuł po prostu solidne ukłucie w serce. Ezra nie miał prawa po prostu przychodzić i wtrącać się do ich rozmowy, dodawać czegoś tak nieprzyjemnego. Nie teraz, kiedy Vin-Eurico był czuły na każde jego słowo, na ton i na mimikę, którą Krukon zwykle tak ładnie potrafił opanować. Teraz doszukiwał się wszystkiego i coś z tyłu głowy podpowiadało mu, że to zazdrość - nie mógł jednak w to uwierzyć. O dziwo, o wiele łatwiej było mu przyjąć to, że Clarke po prostu chciał być nieprzyjemny, żeby pozbyć się takiego sprawiającego kłopoty przyjaciela. Zatkało go kompletnie i dlatego nie zareagował, gdy Fire podniosła butelkę. Przez głowę przemknęła mu myśl, że może chce go poczęstować, ironicznie wznieść toast - to byłoby w jej stylu. Kiedy przedmiot przemknął przez pokój Leo poczuł się tak, jakby miał zwymiotować albo zemdleć. Albo i zwymiotować i zemdleć. Odruchowo rzucił się do przodu (zapewne mało elegancko spychając przy tym z siebie Fire), chcąc jeszcze jakoś złapać butelkę, zmienić jej tor, cokolwiek, ale nie miał nawet najmniejszych szans. Gdy szkło rozbiło się o ścianę, najpierw odetchnął z ulgą, potem zalała go kolejna fala przerażenia. - Zwariowałaś? - Nie mógł uwierzyć w to, że ta sytuacja faktycznie miała miejsce. Nie spodziewał się po Fire czegoś takiego i chociaż wiedział, że działa jedynie z troski o niego, to i tak nie mógł zignorować faktu, że odłamki szkła zraniły Ezrę. Nie obchodziło go już żadne łóżko, kto gdzie śpi i czy w ogóle śpi. - Kurwa, Fire - z tego wszystkiego miał wrażenie, że wytrzeźwiał. Zaraz potem zeskoczył z łóżka, żeby podejść do Ezry (ej, robimy postępy!) i jakoś mu pomóc, ale skończyło się to tylko tym, że nogi mu się poplątały i o mały włos nie wylądował na podłodze. Zaklął raz jeszcze, tym razem po hiszpańsku i znacznie bardziej siarczyście. Był boso i ledwo stał wyprostowany, ale i tak ostatecznie podszedł do Krukona (coś mu się wbijało w stopę, ale mało go to teraz interesowało). - Musisz przemyć i... och - dostrzegł odłamek szkła wystający z łydki Clarke'a. Z tego całego szoku zapomniał nawet o zdenerwowaniu, o magii już w ogóle nie wspominając. Jakimś cudem nie uznał nawet za dziwne tego, że odruchowo ujął lekko dłoń Ezry, strącając z niej jakiś mały kawałek butelki i przyglądając się drobnym, acz pewnie bolesnym rankom.
Czituję, znam kostkę i opisuję już jej efekt XD
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Pewnie Ezra powinien trochę pomyśleć, że swoimi słowami nie tylko maksymalnie wkurzy Fire, ale i zrobi przykrość Leo... Czyli zrobi dokładnie to, czego bardzo chciał uniknąć. Sprytnie, Ezra, sprytnie. Salazar Slytherin byłby pod wrażeniem. Spojrzał na chłopaka, którego mina nie wskazywała niczego dobrego i Ezra momentalnie się zawstydził pochopnej wypowiedzi. Już miał pójść na ugodę, przeprosić, wziąć co potrzebował i najwyżej iść żebrać o miejsce do spania u Ruth, - albo Theo? Byli już na takim etapie znajomości, że udzieliłby mu jeszcze odrobiny wsparcia? - kiedy Fire poderwała się z łóżka i cisnęła w niego butelką. Kompletnie się tego nie spodziewał, bo chwilę wczesniej był tak zapatrzony w Gryfona, że zupełnie pominął pełen kalejdoskop emocji panny Dear. A była tam złość, trochę wściekłości, spora dawka nienawiści... Ezra nie zdążył na nic więcej, poza odruchowym zasłonięciem twarzy ręką, (był zbyt piękny, aby uszkadzać sobie buźkę...) ale niesamowity cel Fire sprawił, że szkło przeleciało koło Ezry (miał satysfakcję jakąś jedną sekundę) i uderzyło w ścianę, roztrzaskując się na miliony małych kawałeczków, które jak deszczem spadły, rozcinając skórę na jego dłoniach. Clarke przejął się jednak bardziej większym odłamkiem, który wbił mu się boleśnie w łydkę. Pierwszą reakcją nie było jednak wyjęcie go, zwrócenie uwagi na rozcięcia... Skąd. Ezra jak każdy prawdziwy czarodziej, odruchowo wyciągnął różdżkę i z czystą złością wycelował nią w Gryfonkę. - Ta metaxa już ci mózg przeżarła, co? - wypluł z jadem dominującym w głosie. Za kogo ona się uważała? Była tylko głupią smarkulą, która nie potrafiła nad sobą zapanować... Którym zaklęciem chciała oberwać? Sanitre Defectum? Relashio? A może Timor Sol? W tal słonecznym miejscu byłoby to wyjątkowo okrutne... (Podobało mu się to!) W podjęciu decyzji przeszkodził mu jednak Gryfon, który postanowił wydostać się z łóżka i dotrzeć do niego... Po co? Żeby wyrwać mu różdżkę? Wyrzucić siłą z pokoju? Ezra z napięciem obserwował chłopaka, powstrzymując się od odruchowego wyrwania się do przodu, kiedy poplątały mu się nogi. Stał jednak nieruchomo, czekając na to co się wydarzy, dopóki Leo nie zaczął bezmyślnie włazić na odłamki. - Nie podchodź, zranisz się... - ostrzegł natychmiast, ale mówienie do Vin-Eurico czasami przypominało rozmawianie ze ścianą, więc chłopak i tak zrobił po swojemu. Powoli opuścił różdżkę, stwierdzając, że poziom ważności Fire z zera spadł do minus tysiąca. Dziewczyna jak dla niego mogła sobie teraz wyparować, a najlepiej to umrzeć. Pozwolił Leo ująć swoją dłoń i nawet przy tym uśmiechnął się delikatnie, nie kontrolując jak bardzo zmieniła się i złagodniała jego mimika, kiedy wszystkie myśli Ezry stały się przeplatającą się mantrą imienia przyjaciela. Nie miał jednak dostatecznie dużo odwagi, by spojrzeć mu w oczy. - Nic mi nie jest, słoneczko. Drobnostka. - Lub nawet kilka bolesnych drobnostek... Schował różdżkę, rzucając niechętne spojrzenie w stronę Fire. - Tylko dlatego, że on jest twoim przyjacielem, Dear - poinformował ją, uspokajająco pocierając kciukiem skórę dłoni Gryfona. Nie musiał martwić się, że Ezra rzuci się jego kochanej Fire do gardła - mógł w ten sposób pokazać, że miał więcej kontroli niż Dearówna. Posłał jej pełen braku szacunku uśmiech, odpowiadając na wcześniejsze zdanie, jakby ten mały konflikt nie zaistniał. - To też mój pokój i nie możesz mnie z niego wykopać. Właściwie to byłoby fajnie, jakbyś spieprzyła na swoje łóżko i przestała zachowywać się jak gówniara - odparł w miarę spokojnie, tylko przez wzgląd na Leonardo, który nie zasługiwał, żeby jeszcze przejmować się kłótnią dwójki jego przyjaciół.
5 Dzięki Fire za sprawiedliwe szanse na uniknięcie butelki równe 2:4 kocham xDDD
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Najgorsza była zdecydowanie świadomość, że Leo jeszcze przed chwilą całkiem normalnie się śmiał, nawet zaznał trochę radości i wyglądało na to, że wszystko będzie dobrze. Alkohol zdecydowanie pomagał, bo jego wpływ czuli oboje całkiem wyraźnie. Kiedy Fire zobaczyła, że to ciepło tak szybko gaśnie w oczach Gryfona... Nie mogła uwierzyć, że Clarke sobie nie odpuścił choćby dla dobra Vin-Eurico. Gdyby mu na nim zależało, nie wszedłby nawet do tego pokoju! Albo natychmiast wyszedł. Tymczasem Fire wiedziała, że wszystkie starania poszły na marne, że nie miało to już żadnego znaczenia. Zrobiło jej się niedobrze, a smak metaxy nagle z przyjemnego stał się obrzydliwy. Jakoś tak w głębi Fire zrozumiała natychmiast, że popełniła błąd. Mimo wszystko, Leo kochał Ezrę, a mogła mu wyrządzić o wiele poważniejszą krzywdę, gdyby nie to, jak bardzo jej celność rozproszył alkohol. Zepchnięta, siedziała na tym przeklętym łóżku i patrzyła na krew sączącą się szybko z ran Krukona z zimną bezwzględnością. Jak gdyby miało to być jego karą, którą zamierzała oglądać bez ani odrobiny współczucia. A nawet mało tego było Blaithin, nie ugasiła złości nawet w połowie tak bardzo, jak tego potrzebowała. Kiedyś ojciec powiedział jej, że są do siebie bardzo podobni. Gdyby tylko zdawała sobie sprawę z tego, że ma rację. Bo tak samo patrzyła na skulonego Krukona, jak on niegdyś na nią. Wycelował w Fire różdżką, a ona wiedziała doskonale, że mógł się na niej odegrać, bo sama własnej nawet nie podniosła. Nawet uśmiechnęła się perfidnie i wyzywająco, chcąc Clarke'a sprowokować do działania. - No dalej. - syknęła, wkładając w swój ton możliwie jak najwięcej pogardy. Wątpiła, że rzuci zaklęcie, którego jeszcze nie znała, jeszcze nie poczuła na własnej skórze. Może miała nadzieję na szybką i bezbolesną Avadę Kedavrę. Tyle razy w końcu o niej marzyła, zabawne jeśli to Clarke okaże się w końcu wybawicielem. Pytanie, czy zwariowała trochę ją otrzeźwiło, a raczej ton, którym zostało zadane. Pełen niedowierzania. Blaithin zamrugała parę razy oczami, ogniskując swój wzrok na Leo i musiałaby być ślepa, żeby nie zauważyć, jak bardzo jest przerażony. Chciała coś powiedzieć, ale głos uwiązł rudowłosej w gardle. Przecież dziesięć minut temu wszystko było w porządku. Żałowała, że Ezra jej jakoś nie ogłuszył, nie musiałaby znosić bólu, który zaczął narastać w jej klatce piersiowej, utrudniać oddychanie. Wzrokiem plątała się od Ezry do Leo, nie wiedząc co powiedzieć i czy warto w ogóle coś mówić. Gryfon wlazł prosto na odłamki szkła, ale nie ruszyła się z miejsca. Doskonale widziała, że... teraz nie jest mu już potrzebna. Nie sądziła, że to możliwe, by w ciągu zaledwie kilkunastu sekund przeżyć tak wiele, ale najwyraźniej po uświadomieniu sobie tego faktu, wbijający się w serce Fire kolec jakby gwałtownie stracił na sile. Nawet to "słoneczko" jakoś tak przeszło jej mimo uszu. Wstała powoli, pilnując się, żeby utrzymać równowagę, bo podłoga zdawała się lekko falować. Poprawiła włosy, potarła czoło. Odetchnęła. Zareagowała dopiero na swoje nazwisko i z trudem wzruszyła ramionami, które nagle zaczęły ważyć z trzy razy więcej. - Zbytek łaski, Clarke. - wydusiła z cynicznym uśmiechem, ciesząc się, że przynajmniej głos jej się nie załamywał. Blaithin w tamtym momencie to, że ze względu na Leo, Ezra oszczędził jej jakichś paskudnych uroków, obchodziło tyle, co ta rozlana metaxa. Zaczynało brakować jej w tym pomieszczeniu tlenu, a już na pewno było w nim o jedną osobę za dużo. Nie za bardzo chciała patrzeć na to, jak nawzajem miziają się po rękach, uspokajając gestami, mową, dotykiem. Była głupia, sądząc, że może wystarczyć Leo. W ogóle była jakaś cholernie głupia. Słysząc kolejne słowa, które Clarke wypowiadał, ciężko jej było hamować język i nie wdawać się w kolejną dyskusję, która znowu zmieniłaby się w kłótnię. Cichy głosik podpowiedział jednak Szkotce, że nie warto. - Wiesz co, Clarke? - głos miała teraz równie spokojny, co on, chociaż nadal mniej wyraźny. - Nawet skorzystam z twojej cennej rady. Pozwólcie, panowie - wykonała bardzo chwiejny, teatralny ukłon w stronę chłopaków, omal się nie przewracając. - że spieprzę. Tylko zamiast w stronę łóżka skierowała się do drzwi. Trzymała się całkiem prosto, kiedy przekraczała próg i zamykała drzwi bez trzaskania. Chyba mimo wszystko Fire udało się jakoś ich pogodzić, w końcu teraz Leo mógł się zaopiekować Ezrą, Ezra Leo i tak dalej. Brawo, dziewczyno.
zt, goodbye cruel people i nie ma za co XD
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Gdyby ktoś powiedział kiedyś Leo, że zakocha się w swoim przyjacielu, a jedna z najważniejszych dziewczyn w jego życiu będzie starała się go skrzywdzić, chyba wybuchnąłby śmiechem. Nie był pewny, co z tego wszystkiego było najbardziej komiczne, ale ogólnie nic nie składało się w całość. Częściowo przyćmione miał rozumowanie przez metaxę, częściowo przez szok, a częściowo przez to, że kochał Fire i kochał Ezrę, więc znajdował się w sytuacji wyjątkowo beznadziejnej. Tak czy inaczej nie zastanawiał się nad chodzeniem po rozbitym szkle, ani nad tym, że podchodził do uzbrojonego i niezadowolonego Krukona. Nie miał pojęcia, że z perspektywy Gryfonki może wyglądać to dość przykro. Wydawało mu się, że to logiczne, że poszedł pomóc tej osobie, która aktualnie najbardziej cierpiała pod względem fizycznym. Gdyby tylko wiedział, z pewnością starałby się jakoś sytuację załagodzić, bo Merlinie, jak mu na nich zależało! W ogóle nie potrafił pojąć jakim cudem mają czelność się nie lubić i jawnie to przed nim okazywać. Nie potrafił przy tym również nie dostrzegać błędu w rozumowaniu Fire. Wiedział, że jest wrogo nastawiona do Clarke'a tylko z powodu tych jego głupich emocji (i tak, czuł się winny). Wiedział również, że próbuje go bronić i cholera, doskonale to rozumiał, bo pewnie popełniałby identyczną głupotę. Tak, serce mu prawie wyskoczyło na wolność, gdy został nazwany "słoneczkiem" i nie, głaskanie po dłoni wcale nie pomogło. Leo na chwilę zapomniał o całym dramatyzmie sytuacji, o latających butelkach, o walecznej Fire i o tym, że Ezra krwawi - był całkiem szczęśliwy, kiedy tak stali. Jakimś cudem udało mu się zapanować nad głupawym uśmiechem, który wypita metaxa wciskała mu na twarz. Ocknął się, gdy Fire została nazwana gówniarą, ponieważ nawet gdyby chciał, to nie mógł tego zignorować. - Ej, starczy - wtrącił mało inteligentnie, ale za to dość ostro i stanowczo. Zanim udało mu się dodać coś więcej, Blaithin już sama o siebie zadbała i... I zamierzała wyjść? Vin-Eurico zmarszczył brwi z zaskoczeniem, obserwując ten ukłon. Zerknął potem raz jeszcze na Ezrę, ale gdy dziewczyna faktycznie zaczęła zmierzać w stronę wyjścia, puścił jego dłoń (cholera). - Nie, Płomy... - Przerwał i sapnął z zaskoczeniem, bo rudowłosa zniknęła za drzwiami, podczas gdy on lawirował pomiędzy większymi kawałkami szkła na podłodze. Stał teraz chwilowo tyłem do Krukona i bardzo mu to pasowało, bo przynajmniej nie widział tego szczerego cierpienia, które miał wymalowane na twarzy. Nie tak to wszystko miało się potoczyć. Chciał tylko przyjemnie spędzić z nią wieczór czy tam noc. Zorientował się niestety, że dziewczyna musiała poczuć się tak, jakby nie doceniał jej starań. Co miał poradzić na to, że na Ezrze też mu zależało? Nie powiedziałby, że mocniej, ale z pewnością inaczej. Zamrugał kilka razy szybciej (i nigdy nie potwierdzę, czy to dlatego, że mu się oczy zaszkliły, czy też nie), wziął głęboki wdech i odwrócił się z powrotem do Ezry, który aktualnie poharatany był przez szkło i warto było coś z tym zrobić. Leo wiedział, że bieganie za Fire nie przyniesie żadnego rezultatu i chyba wolał, żeby trochę ochłonęła, zanim znowu porozmawiają. - Przepraszam - jęknął zrezygnowany, czując się tak, jakby podłoga pod jego nogami właśnie się zaczęła zapadać. Machnął ręką w stronę łóżka, żeby pokazać jakoś przyjacielowi, że powinien chociaż usiąść, a nie tak stać z krwawiącą nogą. Zaczynał czuć się naprawdę paskudnie. Przed wakacjami myślał, że ma pecha - teraz był prawie pewien, że roztacza jakąś okropną aurę i cierpią również jego najbliżsi. Co z tego, że w grę wchodził również niewyparzony język Ezry i temperament Fire? Leo i tak zgarnął całą winę na siebie, także spokojnie. I hej, został sam na sam z Krukonem! Dokładnie to, o czym wcześniej nie był nawet w stanie myśleć! Just do it, hm?
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Podobnie jak na Fire, przeżyte doświadczenia bardzo wpływały na Ezrę i jego postrzeganie obecnej sytuacji. Ezra miał ciężkie dzieciństwo z alkoholem w tle i dlatego unikał go jak tylko mógł. Nie samego trunku nienawidził, ale przede wszystkim tego, jak działał na ludzi. Potęgował wszystkie emocje, sprawiając, że najgłupsze ruchy zdawały się brzmieć racjonalnie. Widział tą całą bezwzględność w oczach Fire i nie mógł zrozumieć jak można być tak nieczułym na czyjąś krzywdę... i co zadziwiające, to on poczuł współczucie do niej. Czy taką postawę mógł prezentować ktoś, kto nigdy nie doświadczył strasznej krzywdy? Ezra starał się o tym nie myśleć, ale mimowolnie skojarzył to wszystko ze swoim rodzinnym domem, w którym latające butelki były normą... Nie chciał jednak zestawiać ze sobą tych dwóch sytuacji, bo i tak miał w sobie tak wiele negatywnych emocji. Czuł się jak beczka po brzegi wypełniona toksycznymi substancjami i wiedział, że więcej już tego nie pomieści. Pokręcił głową z pogardą na słowa prowokacji. To nie tak, że Ezra znienawidził Fire na amen i już nigdy miał się do niej nie odzywać. Tak naprawdę on wybaczał dosyć szybko, tym bardziej, że być świadomy pobudek Gryfonki. Rozumiał, że w jakiś absurdalny sposób, uważa ona, że chroni swojego przyjaciela, że to Ezra jest uosobieniem całego zła na świecie, a przecież był tylko zagubiony. Nie musiała za niego walczyć, bo Clarke ani myślał ponownie zrobić Leo krzywdę. Najwyraźniej jednak rudowłosa też potrafiła odczuwać takie emocje, jak zranienie, bo postanowiła wynieść się z pokoju... Ezra ze zniesmaczeniem obserwował to jak dziewczyna wykonuje ten nieco chwiejny ukłon i zmierza do wyjścia. Poczuł nieprzyjemny chłód na swojej skórze, kiedy Leonardo puścił jego dłoń. Ezra zgadzał się, że Fire nie powinna się nigdzie sama włóczyć, ale nawet nie drgnął, aby jej powstrzymać. Tym bardziej, że był ostatnią osobą, której by posłuchała. Zresztą, rudowłosa go nie obchodziła i nawet nie czułby się źle z wmieszaniem się w tę sytuację, gdyby tylko nie odbiło się to na Leo. A nawet, kiedy chłopak odwrócony był do niego plecami, dało się wyczuć jak rozdarty pomiędzy ich dwójką był i Ezra nawet nie mógłby go winić, gdyby postanowił podążyć za przyjaciółką. Tak naprawdę ciężko było znaleźć rozwiązanie, które nie zraniłoby chociaż jednej strony... Już nie mówiąc o tym, że oba wyjścia odbijały się najsilniej na Leo. To było trochę niesprawiedliwe, że największą część cierpienia przyjmował na siebie. Ezra westchnął ciężko, powoli zaczynając kuśtykać przez pokój, ignorując wciąż płynącą krew i rozprzestrzeniający się przy każdym kroku ból w łydce. Cóż, pieprzyć nogę, skoro właśnie ponownie strzaskał serce Leo i w dodatku był winny zranienia Fire. To nie Leonardo roztaczał tę negatywną aurę, ale najwyraźniej Ezra. Czy zanim Leo poznał Ezrę, musiał borykać się z takimi problemami? - Nie pieprz - mruknął, nie będąc w stanie przyjąć do wiadomości, że Vin-Eurico poważnie chce wziąć winę na siebie. Poważnie, był akurat ostatnią osobą, która powinna to robić. - Miała trochę racji, w ogóle nie powinienem tu przychodzić. Nie pytając się o zgodę, położył rękę na jego boku i delikatnie przyciągnął go do pocieszającego uścisku. Ezra wcale by się nie zdziwił, gdyby tym razem to Gryfon go odrzucił. Po takim popisie... Mimo to oparł głowę o jego klatkę piersiową, wsłuchując się w bicie jego ćwierćolbrzymiego serca i przymykając oczy przez znużenie spowodowane zbyt długim brakiem snu, tymi wszystkimi emocjami i utratą krwi. Ale jego uścisk wcale nie osłabł, bo jedno było pewne - Ezra przytulał tak, jakby trzymał w ramionach cały swój świat. (A może tak było?)
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Chyba jednak dobrze, że Leo nie znał szczegółów dotyczących przeszłości Ezry. W innym wypadku czułby się pewnie jeszcze gorzej (to możliwe?) i mógłby bardziej zdenerwować się na Fire. Szczerze uwielbiał Gryfonkę i wybaczał jej bez problemu właściwie wszystko. Ogólnie przyjaciół traktował niesamowicie ulgowo, naiwnie doszukując się w nich jedynie dobra. Teraz również nie był w stanie jej winić, a przecież skrzywdziła osobę, którą obdarzył wyjątkowymi uczuciami. Chciał za Dearówną pójść, poważnie, po prostu wiedział, że to nie ma sensu. Nie dogada się jednocześnie i z Fire, i z Ezrą. Miał jednak pewność, że będzie się martwił i pewnie nie zmruży oka, dopóki nie dowie się, że z rudowłosą wszystko w porządku. Po co przerywać tak cudowną passę nieprzespanych nocy? Gdyby tylko był nieco bardziej poetycki, zapewne porównałby stan swojego serca do tej roztrzaskanej butelki metaxy. Na szczęście dramatyzowanie już mu się znudziło i teraz nawet z mówieniem miał problem. Częściowo dlatego, że nie wiedział co powiedzieć... Nie zareagował również, gdy Clarke zaczął kuśtykać w jego stronę, choć uznał to za czyn równie głupi co jego własne chodzenie po szkle. Jacyś autodestrukcyjni się robili. - To też twój pokój - odparł bez zastanowienia. Nie miał pojęcia, co Krukon chce zrobić i kompletnie się nie spodziewał przytulenia. Objął go delikatnie, wiedząc jak rozszalałe ma serce, i że Ezra doskonale to słyszy. Jakimś cudem udało mu się tym nie przejąć, tylko skoncentrować na tej przyjemnej bliskości, której najchętnie nigdy by nie przerywał. Nie doszukiwał się nawet w tym niczego więcej - z Fire też się przytulał, prawda? Po prostu cieszył się jak głupi, że Clarke nie ma problemu z tym, aby zainicjować taki kontakt cielesny. Leo obawiał się, że już zawsze będzie niezręcznie, że chłopak będzie chciał się zdystansować. - Ezra... Jesteś moim najlepszym przyjacielem, ale Fire jest moją najlepszą przyjaciółką. Nie możesz tak... tak jej prowokować. - Bądź co bądź, gdyby chłopak zachował się jakoś milej po wejściu do pokoju, Blaithin pewnie nie byłaby aż tak wściekła. Leo chciał wierzyć, że oszczędziłaby tego rzucania butelką... Dodatkowo nie potrafił zrozumieć tej zazdrości, którą Ezra pokazał na wstępie - Merlinie, powinien się cieszyć, że Gryfon nie rozpacza i stara się zachowywać normalnie. Niezbyt potrafił mu to jednak wypomnieć. Odsunął się powoli i bardzo niechętnie. - Wiesz, że jestem beznadziejny z magii leczniczej, nie? - Uśmiechnął się blado, prowadząc przyjaciela do łóżka, bo serio tylko nadwyrężał nogę i Leośkowi bardzo się to nie podobało. Był prawie pewny, że szkło nie jest wbite zbyt głęboko, a wyjęcie go nie spowoduje jakiejś katastrofy. Wyjął różdżkę, święcie przekonany, że ze zwykłym opatrunkiem da sobie radę. Przykucnął przy Ezrze. - Powiedziałbym "to może zaboleć", ale miałbym problem z ukryciem drobnej satysfakcji - przy ostatnim słowie po prostu pewnym ruchem wyjął kawałek szkła (i Merlinie, faktycznie nie było to nic tragicznie poważnego. Dlaczego Ezra pozwalał na to podchmielonemu jełopowi?). Machnął różdżką, mrucząc "Ferula", ale o dziwo nic się nie wydarzyło. Emocje, wypity alkohol? To dobry moment, żeby przyznać się do posiadania mugolskiej apteczki? Można być jeszcze mniej czarodziejskim czarodziejem? Spróbował raz jeszcze i tym razem na nodze chłopaka pojawił się niewielki opatrunek. Pozostawało chyba tylko wierzyć, że to wystarczy!
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Ezra w głębi duszy cieszył się, że Leo nie przejął się reakcją swojego organizmu, na którą przecież nie miał wielkiego wpływu, do tego stopnia by się odsunąć. Chłopak musiał wreszcie zrozumieć, że Ezra nie miał zamiaru ograniczać tej znajomości, aby dopasować ją do jakiejś głupiej rameczki "to ci wolno, a tego nie". Krukonowi nie podobało się to, że Vin-Eurico boi się inicjować gestów, sądząc, że coś może zmienić nastawienie Ezry do niego. No, chyba nie w tej rzeczywistości... Poza tym, gdyby Leo tylko przestałby się skupiać na swoich obawach, bez wątpienia dostrzegłby mały dreszcz, który przeszedł przez ciało Clarke'a w momencie, gdy przyjaciel oddał mu uścisk. Clarke niechętnie potaknął, mrucząc niewyraźnie "postaram się" prosto w klatkę piersiową przyjaciela. Brzmiało to jednak jak obietnica wypowiedziana tylko po to, by Leonardo nie truł mu o tym nad głową, więc szybko się zreflektował. Obiecał sobie przecież, że będzie stu procentowo miły. (Coś tam mu pewnie zostanie odjęte, ale nie brał pod uwagi Fire, więc się nie liczyło. Dla Leo był cudowny!) Zadarł głowę do góry, patrząc na niego z całą szczerą niewinnością. - Już nie będę, słowo. - Przynajmniej dopóki wszystko w poplątanych relacjach całej trójki nie wróci na właściwe tory. Kiedy poczuł, że chłopak chce już się odsunąć, poluźnił uścisk, ale nie zabrał rąk momentalnie, zamiast tego z pleców przesuwając je najpierw na talię i dopiero wtedy całkowicie go puszczając. Uśmiechnął się przy tym nieśmiało, na sekundę odwracając wzrok. Ezra sam nie był pewien, co robi, ale długo myślał nad słowami, które usłyszał od Theo. O odrzucaniu możliwości, o irracjonalnym przekonaniu "nie, bo nie". Teraz po prostu starał się to sprawdzać, analizując, czy czuje odrzucenie, niechęć... lub coś przeciwnego. Jednoznaczne odpowiedzi nie lubiły sie jednak pojawiać zbyt często. Z ulgą przyjął to, że i Leo w końcu stwierdził, że może warto zainteresować się, czy z nogą Ezry wszystko okej. Może rana nie była bardzo szkodliwa, ale każdy niepotrzebny ruch z wbitym szkłem mógł dodatkowo podrażniać uraz. - Ja też nie, ale ty przynajmniej masz większą wprawę w urazach niż ja, więc jesteś na lepszej pozycji. Poza tym ci ufam - odparł, przysiadając na brzegu łóżka i posyłając uśmiech przyjacielowi. Ezra raczej nigdy sam się nie uzdrawiał i pewnie gdyby Leo tu nie było, owinąłby nogę w jakiś papier, nie posiadając nawet bandaża... Także, cokolwiek chciał robić Vin-Eurico, miał zielone światło. - Gdybyś chcia... auu - wydał z siebie, krótki okrzyk, kiedy Gryfon tak niespodziewanie wyciągnął szkło. Na jego usprawiedliwienie - rana może nie była poważna, ale zabolało! Podparł się rękami o pościel, dopiero wtedy zauważając, że te drobne skaleczenia też zostawiają ślady krwi na przedmiotach, których dotykał. W pierwszej kolejności pozwolił jednak Leo dokończyć jego dzieło, nie niecierpliwiąc się, kiedy zaklęcie nie wyszło za pierwszym razem. - Lepiej bym tego nie zrobił. Dziękuję, Leonardo - pochwalił go ciepło, zaraz jednak wyciągając własną różdżkę, co pewnie wyglądało tak, jakby chciał poprawić opatrunek. Nic z tych rzeczy! - Vulnus alere Najmniejsze skaleczenia szybko się zasklepiły, nie pozostawiając żadnych dowodów na ten konflikt... No, co prawda pozostawało jeszcze miejsce zbrodni. Ezra powiódł wzrokiem po pomieszczeniu - pobłażliwość, pobłażliwością, ale nietrudno było zgadnąć, że za karę to on będzie tu sprzątał.
Kto by pomyślał, że to bardzo delikatne, niezauważalne swędzenie nosa u czarodziejów, mogło okazać się czymś więcej? Tylko doświadczone, wprawne oko mogło wyczuwać nadciągające zmiany w magii wirującej dookoła - skutki można było zobaczyć dopiero, kiedy ktoś zamierzał rzucić jakimś zaklęciem. Różdżka była jakby zupełnie głucha na polecenia właściciela!
Jeśli zamierzasz czarować, na każde użyte zaklęcie, rzuć jedną kostką: 1,3 - Co prawda, zadziałało, ale przyniosło zupełnie odwrotny skutek do tego, który chciałeś osiągnąć! 2,4,6 - Gratulacje, udało ci się ujarzmić magię bez problemu. 5 - Kompletnie nic się nie stało, coś jakby blokuje różdżkę przed rzuceniem tego zaklęcia.
______________________
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Nie potrzebował żadnych obietnic, miło było jednak zobaczyć, że Ezra przynajmniej się stara. Leo w ogóle bardzo doceniał to, że Krukon nie mścił się na Fire żadnymi zaklęciami, że po prostu odpuścił i ograniczył się tylko do paru słów - a miał świadomość, że potrafi być o wiele, wiele bardziej nieprzyjemny. Zauważał takie drobiazgi i Clarke powinien mieć świadomość, że nie umknęły one jego uwadze. Miał niestety problem z przekazaniem tego jakoś sensownie... Zauważył też ten dreszcz i to powolne odsunięcie. Coś mu szeptało z tyłu głowy, że hej, to chyba mało przyjacielskie? Z całej siły próbował jednak powstrzymać się od wyciągania jakichkolwiek wniosków, bo nie chciał potem cierpieć jeszcze bardziej. Nie, Ezra już powiedział to, co miał powiedzieć i tyle. Nie było nad czym się zastanawiać... - Nie mów tak, bo się speszę... - mruknął z rozbawieniem, bo jakoś tak wolał, żeby Krukon jednak zbyt wielkiej wiary w nim nie pokładał. Leo o wiele lepiej radził sobie ze zwichnięciami i obiciami, niż wbitymi kawałkami szkła. Nawet w MMA tak się nie bawili... Celowo jednak nie bawił się w żadne "policzę do trzech i wyciągnę ten odłamek", tylko po prostu to zrobił, rozpraszając Ezrę niczym innym jak słowami. Uśmiechnął się mimowolnie na ten mały okrzyk bólu i zaskoczenia, który wyrwał się chłopakowi. - Gdybym chciał co? - Spytał jeszcze zaciekawiony, bo "przypadkiem" przyjacielowi przerwał. Usiadł na łóżku obok i obserwował, jak Ezra zaklęciem pozbywa się tych mniejszych ranek. Prawdę mówiąc, sam by je po prostu oczyścił i zostawił, ale Leo ogólnie podchodził nieufnie do magii leczniczej. Skinął lekko głową na pochwałę, którą otrzymał (pewnie niezbyt słusznie, bo nic wielkiego nie zrobił, ale no). Dostrzegł spojrzenie Krukona i zaśmiał się cicho. - No ja tego sprzątać nie zamierzam, a Fire wyszła... - Szturchnął go lekko. Ma różdżkę i czaruje o wiele lepiej od Vin-Eurico, więc co za problem?
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
No tak, zawsze coś umykało Ezrze - koncentrował się na odczuwaniu tego wszystkiego na własnej skórze, kompletnie nie myśląc, co dzieje się w głowie Vin-Eurico. Już bardziej sprzecznych sygnałów Ezra chyba nie mógł mu dawać... Tak naprawdę Clarke nie wiedział do czego jest w stanie się posunąć, więc lepiej to niech Gryfon trzyma rękę na pulsie i mówi stop. Tak naprawdę zdanie, które chciał wypowiedzieć Ezra nie miało większego znaczenia - tak jak ponad połowa słów, które wychodził spod jego języka. Miały po prostu wypełniać ciszę. Lubił mówić, Leo chyba lubił go słuchać, więc... Zamierzał zatem zbyć to pytanie, zanim jednak to zrobił, coś przyszło mu do głowy. Zmarszczył lekko brwi, po czym podparł głowę na ręce, wpatrując się w przyjaciela z zaciekawieniem. W czym Ezra był dobry? W odwracaniu kota ogonem! - Nie wiem, ale jeśli jest coś, czego chcesz, to wystarczy poprosić - odparł więc, mając świadomość, że właśnie mocno testuje nerwy Gryfona. I tego, że chłopak też może wykorzystać to bardzo perfidnie. Skoro wystarczyło tylko poprosić... - Podejrzewam, że mnie już nie obowiązuje przywilej ucieczki - zauważył, robiąc smutną minkę w kierunku Leo. Jako esteta, Ezra raczej nie pozwalał, aby jego pokój przypominał epicentrum jakiejś wielkiej katastrofy, ławo było jednak dojść do wniosku, że sprzątanie to nie do końca jego bajka. Nawet z czarami. Westchnął, pocierając nos, który zaczął go swędzieć i podejmując jeszcze ten wysiłek, którym było rzucenie odpowiedniego czaru. - Chłoszczyść - mruknął, kilka razy machając różdżką, by wymieść brud z każdego kąta - no skoro już się za to zabrał... Chwilę później drobinki szkła same pozbierały się do worka, a plamy krwi i resztki rozlanego alkoholu zaczęły znikać ze wszystkich powierzchni. Poprawił nawet dywany i nierówno ułożoną pościel - a że akurat na jednym z nich siedział, to kiedy materiał wyrwał się spod niego, Ezra prawie poleciał do przodu. - Czuję się tak, jakbym to wszystko zrobił własnoręcznie - poinformował chłopaka z małym śmiechem.
4 :c
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Słysząc taką deklarację, nie mógł powstrzymać się od posłania spojrzenia pod tytułem "Are you fucking kidding me?". Poczuł przy tym również, jak przebiega go dreszcz, trochę tak, jakby conajmniej chciał z tej oferty skorzystać. To jest, bardzo chciał, ale nie zamierzał, bo nie mógł... Och, Ezra sobie pozwalał na zbyt wiele, grając tak z uczuciami Gryfona. Ten oczywiście starał się sobie radzić z tym jak najlepiej, ale... No cóż. - Może lepiej nie - uznał jedynie, po czym zacisnął usta w wąską kreskę, aby przypadkiem nie podkusiło go coś do zmiany zdania. Zaskakująco dobrze im szła rozmowa, tak prawdę powiedziawszy. Zachowywali się względnie normalnie. Leo nie mógłby być chyba szczęśliwszy... (Pewnie, że by mógł. Just be together already...) - Niestety - przytaknął, po czym zajął się bezczynnym obserwowaniem, jak Ezra za pomocą magii sprząta w ich pokoju. Kiedy wszystko już lśniło czystością, a na pościelonych łóżkach nie było widać ani jednego zgięcia, Gryfon pochylił się do tyłu tak, aby leżeć. Przymknął powieki z zadowoleniem, dochodząc do wniosku, że mało jest dźwięków tak przyjemnych, jak śmiech Krukona. - Jestem prawie pewny, że przeżyjesz - poinformował go, przecierając dłonią twarz. Zmęczenie zaczynało o sobie przypominać, a od alkoholu coraz bardziej kręciło mu się w głowie. Jednocześnie zaśnięcie jakby nie wchodziło w grę, bo... Bo co z Fire? I Ezrą, który siedział tuż obok? Mimo wszystko ich relacja dalej pozostawała dla Leo zagadką. Ciekaw był również, co się z chłopakiem działo, bo wiedział już, że również nie wrócił na noc do hostelu. Może jednak zgadał się z tą modelką? Pewnie po usłyszeniu tej historii bardzo chciała go pocieszyć... A była w typie Ezry o wiele bardziej, niż Leo. Zero zazdrości.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Wiedział, że trochę z Leo sobie pogrywa. Mógł odpuścić mu te niektóre komentarze, ale... skłamałby, gdyby powiedział, że nie sprawiało mu satysfakcji to, jak na chłopaka oddziaływał. Sprawiało. Ezra uwielbiał flirtować, uwielbiał podobać się ludziom i igrać z ich emocjami. Taka po prostu była jego natura i Leo przekonywał się o tym już niejednokrotnie, nawet kiedy jeszcze nie byli ze sobą tak blisko. I co, miał tego nie robić, bo Leo był zakochany? Bzdura. - Nie to nie. Twoja strata, kolego - stwierdził obojętnie, wzruszając ramionami i podnosząc się z łóżka, jakby ta propozycja już została wymazana. Jakby on wcale nie chciał spełniać każdej zachcianki Vin-Eurico... Spojrzał na Leo, który położył się na łóżku i przetarł twarz. Ezra też był już trochę zmęczony, ale zdecydowanie jeszcze bardziej marzył o prysznicu. Skoro już wszystko lśniło czystością, to przydałoby się, żeby Ezra też się do tego dopasował. - No nie wiem, dawno się tak nie przepracowałem... Ogólnie, miałem ciekawą noc i potrzebuję się odświeżyć, a potem nie wiem, pewnie nie wyjdę z łóżka do końca tego tygodnia. Ty też powinieneś - powiedział bez namysłu, przeszukując swoje rzeczy, żeby znaleźć jakąś luźną koszulkę. - Przespać się, mam na myśli. Nie nie wychodzić z łóżka... - odchrząknął, bo w sumie i przeciwko temu wiele nie miał. To byłaby dobra okazja do rozmowy, a on chętnie z Leo podyskutowałby o tym, co sądzi o umiejętności hipnozy, bo ten temat wciąż za nim chodził. Nie sądził jednak, żeby miał prawo zdradzać sekret Evermore'a. Chętnie zatem porozmawiałby z nim na jakikolwiek temat... - Poważnie, zdrzemnij się godzinę to przysłużysz się i sobie i jej. Ty odpoczniesz, ona ochłonie... Uśmiechnął się lekko, przechodząc z pokoju do łazienki. Naprawdę wierzył w swoje słowa... Ale może zbyt mało znał Fire. I zbyt dobrze Leo, żeby nie spodziewać się widoku pustego pokoju za parę minut.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Trzeba przyznać jedno - Leo odetchnął z ulgą, kiedy okazało się, że zwrot "kolego" dalej go denerwuje. To dobrze, znaczy, że jakaś głupia miłość aż tak go nie zaślepia. Aż się uśmiechnął z odrobiną dumy, sam do siebie. Podparł się na łokciach i obserwował, jak jego towarzysz wstaje. Ciekaw był, co też planuje robić chwilę po tym, jak dostał śliczny, nowiutki opatrunek. - Obie opcje brzmią kusząco - uznał, chociaż doskonale wiedział, że za długo by w łóżku nie wytrzymał. I to nie tylko z powodu Ezry, którego obecność mimo wszystko go peszyła! Tym razem chodziło również o nadpobudliwość, o której Gryfonowi ciężko było zapomnieć. Patrzył jak Clarke kieruje się w stronę łazienki i uśmiechnął się szelmowsko. - Prysznic? Kurde, a ja nie wykorzystałem tego życzenia... Czyli musisz poradzić sobie sam - mrugnął do niego wesoło. Powinien tak żartować? Nie powinien? Jak bardzo złe to było? Kłopoczące? Sam czuł się całkiem nieźle, ale nie miał pojęcia, jakiej reakcji się spodziewać. Ostatecznie po prostu przekierował swoje myśli na Blaithin, która tak teatralnie opuściła pokój. Ezra i tak zniknął w łazience, więc Leo mógł trochę zastanowić się nad tym, co by tu zrobić. Powinien posłuchać przyjaciela... ale zamiast tego wstał, znalazł buty i ruszył do wyjścia, przeklinając w myślach samego siebie. Nie wiedział jeszcze, że wcale Fire nie znajdzie, a zamiast tego zmęczy się i wróci koszmarnie późno.
/zt x2
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
W sumie to cholera wie co jej znowu strzeliło do głowy, że odkupiła od Fire narkotyki. Szczerze powiedziawszy, to taki był z niej złodupiec, że nawet tych papierosów, które od niej dostała nie paliła. A jednak kiedy dowiedziała się, że koleżanka ma dużo ciekawszy towar, była tak zdesperowana, żeby go zdobyć, że zaoferowała jej prawie wszystkie swoje dobra. Ponoć ostatnio łatwo było dostać narkotyki na targu, ale zakupy u prawdziwego dealera, wydawały jej się większą patologią i nie miała na to odwagi. W końcu udało jej się przehandlować dwa eliksiry na oprylak. Właściwie dlaczego by nie? Wszystkiego trzeba było w życiu spróbować, nie? Poza tym ej sportowe podejście do łamania regulaminu sięgnęło zenitu. Musiała, po prostu musiała popychać granice przyzwoitości coraz dalej. Dodatkowo mogła wykorzystać tę okazję, żeby odwdzięczyć się Lysowi za fałszoskop. Kiedy tylko złapała moment, w którym nikogo nie było w jej pokoju, pobiegła do sąsiedniego i wyciągnęła stamtąd przyjaciela, mówiąc, że ma coś dla niego za prezent. Kiedy już byli bezpiecznie oddzieleni od niepożądanych drzwiami dwójki, Ettie wyciągnęła oprylak i bibułki. - Robiłeś to kiedyś? - spytała bez zbędnych wstępów - Ponoć najlepiej trzepią skręty.
Nie oczekiwałem od @Harriette Wykeham odwdzięczenia się - już i tak dostałem od niej klina po chlaniu. Nie zmienia to jednak faktu, że gdy Etka przylazła do mnie do pokoju to od razu za nią pobiegłem - nie wiedziałem jeszcze co zamierza robić, ale gdy tylko powiedziała, że mam przyjść bezrefleksyjnie się zgodziłem. Gdy wszedłem do jej pokoju od razu zobaczyłem, że nikogo nie ma, co w gruncie rzeczy było dość zadziwiające - z Etką mieszkała cała chmara ludzi. - To jakaś propozycja? - zapytałem w żarcie. Lubiłem nieśmieszne dowcipy z podtekstem, ale na szczęście Etka już do tego przywykła, więc nie musiałem się obawiać, że dziewczyna strzeli focha. Po chwili jednak Gryfonka rozwiała wszystkie wątpliwości dotyczące powodu spotkania pokazując mi oprylaka i bibułki. - Uuu - gwizdnąłem z podziwem - Tego się spodziewałem. Nie byłem amatorem palenia papierosów, a moją ulubioną używką zdecydowanie był alkohol, aczkolwiek parę razy w życiu zażywałem jakieś miękkie narkotyki i chociaż nie była to moja ulubiona forma rozluźniania się, to w gruncie rzeczy nie miałem nic przeciwko. - Pewnie - rzuciłem w stronę przyjaciółki pokrzepiająco - Zaraz ogarniemy. Usiadłem na łóżku Etki przypominając sobie najlepsze sposoby na przygotowanie skręta i uśmiechnąłem się. - Masz może szlugi? - zapytałem - Do skręta potrzebujemy tytoniu.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Nie miała pojęcia, że Lys sporo przepłacił za fałszoskop, prędzej podejrzewała, że właśnie trafił na jakąś superokazję, ale i tak czuła potrzebę odwdzięczenia się i nie sądziła, żeby małpka wódki była warta chociaż połowę fałszoskopu. Zresztą nawet gdyby nie czuła się wobec niego zobowiązana, nie zamierzała przecież ćpać samotnie. Lys był towarzystwem idealnym - nie oceniał jej moralnego upadku jak ludzie, którzy znali ją od lat i był zdecydowanie najbardziej godny zaufania z grona jej nowych znajomych, których poznała dopiero w trakcie tego staczania się. Zachichotała na uwagę Lysa. Z początku trochę ją te żarty krępowały, ale z czasem się przyzwyczaiła. Nie dało się chyba inaczej, kiedy przyjaźniło się z człowiekiem, o którego chorobach wenerycznych plotkowała szkoła. Taaa... - Acha - kiwnęła głową i sięgnęła do torby, po paczkę, którą oddała jej Fire. Trzeba przyznać, że Szkotka była niezawodnym dostawcą używek. Znalazła fajki i podała je Lysowi - To działaj, skoro to ogarniasz.
No cóż - nie mnie było oceniać zachowanie Harriette. Nie byłem święty, a co za tym idzie nie wymagałem tego od swoich znajomych. Etka w ostatnim czasie stała mi się wyjątkowo bliska i mimo, że nie była pełnoletnia, to ze względu na naszą przyjaźń nie zamierzałem jej moralizować. Nieszczególnie dziwiło mnie, że tak ciągnie ją do zakazanego - w jej wieku byłem taki sam i mimo, że teraz byłem już na tyle rozważny by nie eksperymentować (no może trochę, ale bez przesady) potrafiłem postawić się w jej sytuacji. No i oczywiście lepiej, żeby ćpała ze mną niż sama - z racji mojej postury wiedziałem, ze upalę się wolniej niż ona i w razie czego będę mógł ratować sytuację. O moich chorobach wenerycznych plotkowała cała szkoła, ale nieszczególnie mi to przeszkadzało - po pierwsze były to głupie plotki wyssane z palca, po drugie żadnej dziewczyny to ode mnie nie odstraszyło. W towarzystwie Etki mogłem sobie pozwolić na tego typu żarty - nie obrażała się, ani nie oburzała. Dobrze mieć takiego kogoś, w kogo towarzystwie można być zupełnie swobodnym - w tej materii Ettie była na równi z Basem. - Super - rzuciłem z uśmiechem. Wziąłem od Etki oprylaka, papierosy i bibułki. Wysypałem tytoń z dwóch papierosów na bibułki, po czym na każdej umieściłem jeszcze odrobinę oprylaka. Zwinąłem oba skręty na tyle sprawnie, że aż sam się sobie dziwiłem, że tak łatwo poszło - przecież robiłem to zaledwie dwa czy trzy razy w życiu. - Gotowe - rzuciłem w stronę przyjaciółki z uśmiechem - A Ty jesteś gotowa?