W tym roku organizatorzy wyjazdu postawili na klasykę i wycieczkowicze zamieszkali w uroczym hostelu położonym na wyspie Lefkó – w budynku panuje rodzinna atmosfera i niemalże wszędzie pałętają się koty. Na uczniów i opiekunów czekają jasne, przestronne pokoje z pięknym widokiem. Każda sypialnia jest wyposażona w magiczne szafy, które z pewnością pomieszczą wszystkie bagaże, oraz łoże małżeńskie i cztery łóżka pojedyncze. Miejmy nadzieję, że ten rozkład łóżek nie będzie źródłem zbyt wielu konfliktów. Mimo komfortowych warunków najprawdopodobniej mało kto się tutaj wyśpi – gdy tylko wstaje słońce w całym hostelu słychać pianie koguta.
Pokój drugi znajduje się na parterze i jest bardzo komfortowy, ze względu na to, że wprost z niego wychodzi się na podwórze, dzięki czemu bardzo szybko można dojść na plażę albo do miasteczka.
Lokatorzy:
1. Blaithin Astrid Dear 2. Dreama Vin - Eurico 3. Leonardo O. Vin-Eurico 4. Ezra T. Clarke 5. Harriette Wykeham 6. Elias Sætre
Autor
Wiadomość
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Naprawdę nie zamierzała tak zacząć... Naeris zależało na zyskaniu sympatii tych wszystkich miłych ludzi, a już na pewno nie śmiała myśleć o psuciu nastroju! Mimo, że naturalnie nie pasowała do tak rozhukanego towarzystwa, nie piła, nie paliła ani nie zażywała jakichś podejrzanych używek... Tutaj przecież nikt nie zamierzał Krukonki zmuszać. A ona nie miała prawa upominać innych ani nawet patrzeć krzywo na te wszystkie butelki. Przewidywała, że będzie troszeczkę pilnować porządku, ale na pewno go nie narzucać. Po prostu zadba, żeby nic złego się nie stało, o. Może Liam myślał podobnie, przychodząc do tego pokoju. Życie byłoby piękniejsze, ale o wiele bardziej nudne, gdyby nie miała dwóch lewych nóg. Sama nie wiedziała, czy już na zawsze pozostanie taka czerwona, bo rumieńce bardzo dokładnie odznaczały się na policzkach dziewczyny. Siedziała na kolanach profesora transmutacji! Sama ta myśl była jak paralizator. Może dlatego przez pierwsze chwile nie umiała podjąć żadnego logicznego działania, a może to wszystko przez to, że znaleźli się jakoś tak blisko. Momentalnie temperatura w pokoju gwałtownie podskoczyła. - Mhm... - przytaknęła cichutko, szukając w szarych oczach Liama jakiegoś wyrzutu, czegokolwiek, co uświadomiłoby jasnowłosej dobitnie, że powinna uważniej patrzeć pod nogi i oszczędzić mu kłopotliwych sytuacji. Komentarze i spojrzenia innych uczniów wcale nie pomagały. - Jeszcze raz przepraszam, to było zupełnie przypadkiem. Mówiła absolutnie szczerze, ale w duchu Naeris ulżyło, bo najwyraźniej Dear naprawdę zasługiwał na tytuał najbardziej wyluzowanego nauczyciela ever i udowadniał to w sumie cały czas. Naprawdę cieszyła się, że mogła go też poznać jeszcze przed tym, jak zaczął uczyć. W ogóle cieszyła się, że mogła go poznać. - Grecja? - powtórzyła, dość mocno rozproszona przez to, że nadal trzymał rękę na jej plecach... Miała nadzieję, że wcale nie zachowuje się nienaturalnie, a przynajmniej, że przestała się czerwienić. W końcu to nie było nic takiego! Wcale. - Jest przepiękna. Nie mogę się doczekać aż pójdę popływać. Do tego słyszałam, że są tu przepiękne zachody słońca. A tobie jak się podoba? W sensie... wyspa. - mogła przysiąc, że od tego wszystkiego nie za bardzo umiała formułować myśli w zdania. Naprawdę o wyspie mogła mówić tylko komplementy. Tęskniła do pięknego morza, piaszczystej plaży i nieba barwiącego się na pomarańcz. Z pewnością nie zamierzała lenić się w hotelu i spojrzała z ciekawością na Liama, chcąc wiedzieć czy ma jakieś plany. - Strzelam, że dzielisz pokój z profesorem Fairwynem skoro znalazłeś się tutaj. - powiedziała również ściszając głos, bo naprawdę po krótkiej analizie łatwo było domyślić się, co i jak. Nauczyciele, którzy wybrali się na wyjazd w roli opiekunów mieli oddzielne pokoje, a Liam raczej nie przyszedłby tutaj tak po prostu. Najprawdopodobniej trafił na najgorszego możliwego współlokatora i szukał drogi ucieczki... Rozbawiona popatrzyła na alkohol, który proponował. Wzięła łyk metaxy i odkaszlnęła. No zdecydowanie nie przywykła do smakowania tego typu napojów, a dodatkowo smakowało to jakoś dziwnie. Mimo wszystko napiła się jeszcze raz i kolejny, czując drobny szum w głowie. - Ble - wystawiła język i odłożyła alkohol, czując jednocześnie w nozdrzach dym papierosowy. - Przynajmniej wiem, że jeśli się upiję, ktoś będzie nade mną czuwał.
- Tak kończą się próby bycia odpowiedzialnym... Ale wiesz, Dante, nie odmawiam. Jak nie masz co robić z pieniędzmi, to śmiało - uśmiechnął się niewinnie do kuzyna, ale potem znowu wrócił spojrzeniem do panny Wykeham, której zależało na imprezowaniu i nie chciała tego robić trzeźwo. Miała o tyle dużego farta, że Liama skutecznie rozpraszała Naeris. Liam zanotował w myślach, że jest to najprawdopodobniej jedna z jego najbardziej niezręcznych życiowych sytuacji. Pogratulował sobie również w duchu, że udało mu się zachować... jakoś. Nie zrobił chyba nic głupiego, nie? Pomijając to, że siedział z uczniami, pozwalał im pić i palić (czy tamta Ślizgonka była pełnoletnia?), a do tego trzymał rękę na plecach jednej swojej podopiecznej. Postanowił zmienić chociaż to ostatnie, więc ograniczył kontakt cielesny z Krukonką do niewinnego stykania się ramionami (no bo ciasno było, dobra?). - Prawda, widoki są niesamowite. Lefkó to nie wszystko, zamierzam przejść się też na tę drugą wyspę, Agrios. O ile pływać uwielbiam, o tyle tłumy turystów i leniwe smażenie się na plaży średnio do mnie przemawiają. - Dobra, był nauczycielem, musiał przynajmniej zajrzeć na tę nudniejszą, historyczną wysepkę. Uniósł z zaskoczeniem brwi, bo Sourwolf trafiła w dziesiątkę i idealnie odgadła, że to właśnie Fairwyn tak go przegonił z własnego pokoju. Liam zdążył w tym temacie jedynie skinąć głową, gdy dostrzegł, że Harriette nie tylko pije, ale ubiega się również o papierosa (cholera, sam by zapalił. Miał nadzieję, że Fire nie widzi jego tęsknego spojrzenia...). Poza tym, był już pewny, że panna Vin-Eurico nie jest pełnoletnia! - To ja tak tylko wspomnę, że osoby nieletnie nie mogą spożywać alkoholu, palić papierosów ani stosować żadnych używek... - Oznajmił głośno, tak, aby każdy go usłyszał. Wiedział jednak, że bieganie i upominanie nie ma sensu, a poza tym... Kurde, po prostu był kiepskim nauczycielem, nie chciał karać biednych uczniów i tyle. Ostentacyjnie odwrócił wzrok, mając nadzieję, że Dreama i Harriette docenią jego podejście i nie przesadzą. (Nadzieja matką głupich) A jeśli już coś pójdzie nie tak, to zamierzał twardo stać przy tym, że jego nigdy w Dwójce nie było, a one pewnie chorują po podróży, o. - Tak, Fairwyn. Kto by nie uciekł? - Mruknął w końcu do swojej jasnowłosej towarzyszki, obserwując jak próbuje metaxy. Rozpijał uczennice. Robiło się coraz lepiej. Dodatkowo dym papierosowy drażnił go teraz jeszcze bardziej, bo kiedy raz się pomyśli "hej, zapaliłbym", to potem nie można przestać. - Minusy imprezowania z uczniami. Koniec końców i tak jestem nauczycielem - westchnął teatralnie. Naeris nie miała czym się martwić, Liam o nią zadba. O innych też, tak.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Naprawdę musiałaby mocno się wysilić, żeby ogarnąć co robiła każda osoba w pokoju. Widziała gdzieś tam, że jakiś Ślizgon pchał się do Dramy, z kolei uwagę Liama odwracała drobna Krukoneczka, Etka wyraźnie odpływała, Ezra i Leo też gdzieś przewijali się przed oczami Fire, ale w tamtej chwili głównie patrzyła na Dante. Dziewczynie wydawało się, że w końcu w pamięci zaczną zacierać się jego rysy twarzy, ale teraz miała go na wyciągnięcie ręki. Od razu postanowiła sobie, że więcej na tak długą nieobecność kuzyna nie wypuści. Albo wyjedzie razem z nim, o. Oczywiście, nawet nie pytając Gryfona o zdanie. - A już myślałam, że widzę ducha. - mruknęła, łaskawie nie zdejmując ręki chłopaka ze swojego ramienia. Psuła sobie reputację niedotykalskiej, wrednej małpy, ale co z tego? Dla Dante było warto. Zresztą była pewna, że on tu był tylko z jej powodu. Czasami Blaithin naprawdę umiała docenić takie rzeczy. - Ale oczywiście, nie dałbyś się tak szybko wykończyć... Nie zamierzała pozostawić Ettie bez odpowiedniego towaru pod ręką! Dante pewnie zamordowałby rudowłosą, gdyby zaczęła rozdawać swobodnie jego mugolskie papierosy, więc wyciągnęła paczkę w połowie zapełnioną Wizz-Wizzami, dosłownie wcisnęła w ręce Liama jednego (bo doskonale widziała tęskne spojrzenie), a resztę rzuciła Gryfonce. Usłyszawszy Liama, który chyba próbował całkowicie bez sensu przypominać o regulaminie, nie mogła powstrzymać się od wtrącenia swoich trzech groszy. - Dokładnie! Więc jeśli zobaczycie, że ktoś nie ma siedemnastu lat i robi którąś z tych okropnych rzeczy - możecie bez problemu zgłosić się do prefektów Gryffindoru. - wskazała na siebie i Leo, zachowując całkiem poważną mimikę twarzy. - Zrobimy z typem porządek. - po czym z kpiącym uśmiechem uderzyła pięścią o otwartą dłoń. Zapomniała o tym, że Dante nie ma pojęcia o jej nowej funkcji. Niechcący zyskał dzięki temu nowe pole do dokuczania Gryfonce. Ale jednocześnie, mogła go kryć przy każdym łamaniu regulaminu. To dopiero jest win-win. - Ty nigdy nie byłeś niewinny, Dante. - odparła, mrużąc oczy i zaciągając się znów papierosem. Z jednej strony miała ochotę wypytać starszego Deara o dosłownie wszystko, z drugiej przecież on mógł równie dobrze zainteresować się co u rudowłosej... Nigdy nie przepadała za dzieleniem się swoim życiem, które zbyt radosne nie było. W ciągu roku tyle rzeczy uległo zmianie, że nawet nie wiedziałaby, jak to opowiedzieć. I czy w ogóle chciałaby opowiadać o pewnych sprawach. - Od rudowłosych bestii nie powinno się uciekać. Powinno się je oswajać, ale chyba tchórzysz. Mrugnęła do chłopaka i machnęła różdżką, żeby przylewitować z kredensu popielniczkę, do której strzepała popiół. Nie dziwiła się, że wyjechał, sama cały czas miała ochotę rzucić wszystko w cholerę i zaszyć się na drugim końcu świata. Pozwalała jednak, żeby świat powolutku ją niszczył. - Można powiedzieć, że były zarówno dobre jak i złe momenty. - skrzywiła się nieco, biorąc łyk tego wina od Eliasa, bo nie chciała mieszać każdego alkoholu. Naprawdę rzyganie nie było dobrą opcją na zakończenie wieczoru. Czknęła krótko, odsuwając ręką whisky. - Serio, za dwa tygodnie mam osiemnaste urodziny. Wypadałoby pamiętać! - prychnęła. - Wiesz, dopóki nie otworzyłeś tej swojej pyskatej buźki, jakoś tak bardziej cieszyłam się na twój widok. Kącik ust Gryfonki powędrował jednak do góry, bo zdecydowanie najbardziej tęskniła właśnie za tym przekomarzaniem się. - Więc zaczniemy wspólnie studia, jak rozumiem?
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
Widząc, jak ludzie garną się do jej „papierosków” stwierdziła, że co jej szkodzi — w końcu w walizce miała jeszcze z dwadzieścia paczek tego ustrojstwa. - Ostrzegam, że to ślinione moją własną ślina, samoróbki — uśmiechnęła się wrednie i uniosła lewą brew do góry, po czym podsunęła paczkę w stronę Eliasa i Harri, która była już mocno wstawiona. Widząc Liama, który musiał czuć się śmiesznie wśród pijących i jarających uczniów, postanowiła i mu zaproponować używkę, której w końcu była twórczynią. Z niewinną miną podsunęła mu pod nos opakowanie i rzekła. - Panie profesorze, Pan się poczęstuje, ja zapraszam, bo to nie ładnie jak tak wszyscy palą, a jedna osoba się przygląda — puściła do niego oczko. Nie sprzeciwił się i wyciągnął jednego z paczki. Dreama była szczerze ciekawa relacji innych uczniów na marihuanę, którą zmieszała z tytoniem i zastanawiała się, czy kiedykolwiek próbowali oni tego mugolskiego specyfiku. Ona sama często paliła i wolała to niż alkohol czy narkotyki typowo magiczne, bo nie miało to jakiś specjalnych skutków ubocznych, przez które narobiłaby sobie przy ludziach wiochy. Znaczy, w tym momencie wątpiła, że ktokolwiek by jej wypominał, jeśli nagle zaczęłaby robić coś głupiego, ale gdy chodziła na mugolskie imprezy wolała być ostrożna. Mugole mieli telefony i mogli każdego nagrać i potem wrzucić do sieci, a ona nie chciała wylądować na jakimś youtubie. W końcu zapaliła więc papierosa i mocno się nim zaciągnęła. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że Lope coś do niej mówił i gdyby nie to, że macał ją teraz po twarzy, to pewnie by nie odpowiedziała. W pomieszczeniu było za głośno i powoli stawała się istną hasz komorą, a ją zaczynały piec oczy od nadmiaru dymu, no ale przecież nie mogła go olać. - A to taka głupotka - powiedziała i znów zaciągnęła się używką, którą ciągle dzierżyła w łapie. - Poczekaj aż pójdziemy na plaże i zobaczysz całą resztę. - W normalnych warunkach nie zdecydowałaby się na aż tak śmiały gest, więc gdy złapała jego dłoń, gdy znajdowała się jeszcze na jej własnym policzku i delikatnie pogładziła ją opuszkami swych palców, postanowiła zrzucić wszystko na stan upojenia i znarkotyzowania, w którym się znajdowała. Znajdowali się w dość intymnej sytuacji, nawet pomimo tego, że wokół nich panował wielki gwar. Nabrała ochoty na ulotnienie się z tego pomieszczenia i prywatną rozmowę, bo jakby się zastanowić to o niczym innym niż Quidditch jeszcze nie gadali, jakoś tak się zdarzyło, a ona chciała to zmienić. Chciała spytać o tajemniczą Candidę, o której wszyscy „łaskawi” ludzie jej wspominali, kiedy dowiedzieli się, że Drama i Lope trochę bardziej zbliżyli się do siebie. Strasznie ją to też śmieszyło, bo przecież nie byli razem, a ona nawet nie myślała o nim inaczej, jak o przyjacielu, a już wszyscy nalepili na ich dwójkę nalepkę pary? Jeszcze, gdyby spędzali ze sobą naprawdę dużo czasu, ale przecież tak nie było. I dlatego ślizgonka nie lubiła ludzi, bo nie robili oni prawie niczego pożytecznego oprócz obgadywania innych. Ona nie interesowała się życiem innych ludzi i tego wymagała od innych.
Dante był świadomy tego, że w przypadku nowego wyjazdu, Blaithin rzuci się za nim, albo go unieruchomi i nie pozwoli wyjechać. Na samą myśl kąciki ust lekko się podnosiły i zastanawiając się, zrobiłby to samo. Dopiero dzisiaj poczuł naprawdę jak to jest tęsknić za drugą osobą i chyba nie wytrzymałby kolejnego roku nieobecności. Było to co najmniej dziwne, że Dante ma tak bliskie kontakty z kuzynką. Wielu mogłoby ich posądzić o jakieś romanse, przecież jak na rodzinę, różnili się od siebie jak ogień i woda. Spoglądając tak na nią, przeczesał dłonią jej włosy, burząc je w artystyczny sposób. Później uszczypnął ją w ucho i powiedział tylko: - Zresztą, wierzę, że ty nie dałabyś nikomu mnie tknąć. Z wzajemnością. - Wyszczerzył się, chociaż wiedział, że teraz tylko tak mówił. Nie było go rok, więc nie miał jak jej bronić. I też nawet jak pisali sobie listy to przez nie ani razu Blaithin nie podzieliła się z nim żadnymi wątpliwościami. Tak jak i on swoimi. Przysięgał sobie jednak, że teraz będzie inaczej, już wrócił i nie ma planów opuszczać szkoły. Zaczynają się trzy lata "morderczych" studiów. Zastanawiał się tylko czy częściej będzie w szkole czy może w jakimś klubie... Wysłuchał Fire jak mówiła do tłumu i aż się zdziwił. Ona prefektem? Ta sama Blaithin Astrid Dear? Z którą podpalał szaty profesorom w piątej klasie i przechadzali się Zakazanym Korytarzem częściej niż korytarzem wiodącym do sali historii magii? Dante wybuchnął śmiechem i rzucił: - No, widzę, że teraz skoro szkoła przyjmuje nawet Ciebie jako prefekta to znaczy, że jest gorzej niż się wydawało. Powiedz jeszcze tylko, że nocami wyrywasz się z dyrektorem by spalić jakieś zioło. - Wyszczerzył się szerzej i lustrował Blaithin swoimi mocno błękitnymi oczami. Wyładniała przez ten rok. Dorosła na twarzy i w wielu miejscach poniżej. Zwrócił się teraz do Liama i tylko uniósł brwi i opuścił w tajemniczym geście. - Pieniędzy mi nie brakuje - tu pomyślał, że chyba powinien płacić coś na dziecko, ale szybko odegnał od siebie tą myśl - więc cieszę się, że bezpośrednio pozwalasz mi w legalnym upijaniu profesora transmutacji! - Jak na potwierdzenie tych słów, wyciągnął drugą butelkę Ognistej i dał ją Liamowi, patrząc na niego tak, żeby zrozumiał, że zwrotu nie przyjmuje. Dante miał nadzieje, że tym kuzyn odpowiednio się podpije i może jeszcze podaruje trochę tej swojej koleżance, którą chętnie na kolankach trzymał. Dante był ciekaw czy w nocy będzie dyskretniejsza kontynuacja tego zajścia. Wziął łyka ognistej i czując jak alkohol rozpala go od środka, spojrzał ponownie na swoją rudowłosą kuzynkę. - Lecz w mojej winie zawsze miałaś jakiś udział, nie możesz odmówić mi racji Ogniku. - rzucił i odłożył butelkę na bok. Trudno było go doprowadzić do tzw. "zgonu", ale im częściej będzie pić, tym ten czas się skracał. Wolał być jeszcze jakkolwiek trzeźwy rozmawiając z Fire. - Z reguły tak jest. - Odparł i nie pytał o dokładniejsze szczegóły bo wiedział, że Blaithin szczególnie wielomówna, jeśli chodzi o jej życie osobiste nie była. Czasem był jej doradcą życiowym (co ograniczało się "a weź mu tak dopierdol, żeby już zawsze Ciebie pamiętał" albo "jebać go"), ale nigdy nie domagał się detali jej problemów. Jak będzie chciała to się zwierzy. I Merlinie, byli w tak licznym miejscu, że nawet nie wypada dzielić się prywatnymi sprawami. Zaśmiał się na poruszenie tematu urodzin. Dobrze, że przypomniała, bo Dante w takich rzeczach pamiętliwy nie jest... ale nie zdarzyło się, żeby tak naprawdę zapomniał. I zawsze prezentował jej fajne rzeczy i teraz też się to nie zmieni! - Cóż, to i tak dobrze, że jakoś się cieszyłaś. Bo ja na przykład to tylko udaje. - Rzekł i uśmiechnął się szeroko, dając znać, że kłamał. O wspomnieniu o studiach, udał zastanawiającego się i powiedział: - No chyba tak to właśnie wygląda. Nasz rocznik będzie przejebany skarbie.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Do tej pory jakoś bez problemu dawała sobie radę, nawet jeśli Dante był gdzieś tam daleko, a nie obok. Fire nie należała do osób, które wyjątkowo mocno się przywiązywały, chociaż bywały wyjątki. Od małego ojciec wbijał jej do głowy, że musi być niezależna i samowystarczalna, chociaż resztę dzieciaków stopniowo sobie podporządkowywał. Oczywiście, wszystko to było jedynie iluzją, bo Blaithin też okręcił sobie wokół palca. Poza tym zawsze zostawały im listy, a Gryfoni regularnie wymieniali sowę. Szkopuł tkwił w tym, że na papierze bardzo łatwo było napisać kłamstwo, z czym Fire często musiała walczyć. Zazwyczaj nawet nie powstrzymywała się przed taką pokusą, w końcu bardzo ułatwiało to życie, a do stracenia miała jedynie sympatię danej osoby (czyli nic wartościowego według dziewczyny). W przypadku Dante nie chciała kłamać, nawet jeśliby to rozumiał. - Wmawiaj sobie - odparła sarkastycznie, odganiając się od dłoni chłopaka. Mógł z nią robić prawie wszystko, co chciał, a Blaithin nawet nie wiedziała, jak temu zaradzić ani nawet czy chce zaradzać. (Nie)chcący wytworzyła wokół siebie atmosferę, która skutecznie odstraszała ludzi. Dante zupełnie się tym nie zrażał. W jakiś sposób dzięki temu czuła się trochę bardziej normalna. Nie, jak jakieś dzikie zwierzę, które wszyscy omijają szerokim łukiem. Trąciła go jeszcze w akcie zemsty w ramię i poprawiła gumkę na włosach. Zdmuchnęła jeden kosmyk z czoła. - Wolę umawiać się z Hampsonem na piwko. - odparła, z łatwością wytrzymując to spojrzenie, które innego człowieka mogłoby mocno speszyć i onieśmielić. Mieli wyjątkowo podobny kolor oczu. Poza tym Szkotka także zauważyła, że Dante trochę się zmienił, może był teraz bardziej opalony, a może po prostu wyprzystojniał? Skoro już wcześniej mnóstwo dziewcząt się za Dearem oglądało, to pewnie teraz będzie sto razy gorzej. Nigdy nie lubiła jak latały przed nim w zbyt krótkich spódniczkach. A one nigdy nie lubiły towarzystwa Blaithin. - Jedyne co jest w byciu prefektem fajne to dostęp do specjalnych łaźni. - stwierdziła szczerze, bo nawet odejmowanie punktów nie było zbyt fascynujące. Skubnęła kawałek nitki wystający ze spodenek w krótkim zamyśle, jednocześnie dopalając powoli papierosa. - A daj mu spokój, on w przeciwieństwie do ciebie nie miał ode mnie rocznego odpoczynku, musi się wyszaleć. - parsknęła śmiechem, zerkając na Liama, który najwyraźniej większego wyboru nie miał i skazał się na picie ze swoimi własnymi uczniami. Oczywiście, Fire gotowa była go kryć i w razie jakichś kłopotów wziąć całą winę (albo wina) na siebie, nawet jeśli skutkowałoby tu wyrzuceniem z Hogwartu... Poza tym zanotowała tę informację, że Dante nie cierpi na brak gotówki. Przynajmniej dobrze mu się powodziło. Będzie mógł pożyczyć coś spłukanej Fire, u której się nie przelewało po tym, jak odeszła z Oasis. - Rzeczywiście nie mogę ci odmówić. - odparła rozbawiona, dmuchając dymem papierosowym w twarz Gryfona. Blaithin nie przejmowała się tym, że jest już odrobinkę podchmielona. Dzięki temu o wiele łatwiej było nie myśleć o własnych problemach, które nie dawały Szkotce spokoju. Łatwiej było się odprężyć. - Demoralizowanie ciebie to moje ulubione zajęcie, Dear. Będą mieli mnóstwo okazji do porozmawiania na osobności, chociaż Fire musiała przemyśleć, jakie informacje może Dante zdradzić, a które zatrzymać dla siebie. Doceniała, że nie naciskał i sama miała identycznie podejście. Przeczesała palcami prawej ręki włosy, zapominając o tym, że starała się używać wyłącznie lewej ze względu na przeklęty pierścionek zaręczynowy. I tak tego nie zauważyła. - Jaaasne. - przytaknęła, przewracając oczami. Lubiła to, że przy niej tak często się śmiał. Blaithin od wejścia do tego pokoju zaśmiała się częściej niż w ciągu całego ostatniego miesiąca. - Założę się, że do grudnia wysadzimy Hogwart. Całkiem przyjemna wizja, co nie?
Na wyjeździe po prostu nie myślał o bliskich, o ludziach, którzy byli na drugim końcu świata, tam gdzie był jego dom. I szczerze, Dante podziwiał sowę Blaithin - za każdym razem Dante pisał z innego miejsca, jednak ta i tak go znajdowała. Chłopak musiał na czas wyjazdu pożyczyć sowę siostry, sam własnej nie posiada - nie wytrzymałby na większą skalę z srającym, latającym głupim ptakiem. Tak, kłamstwo było dużo łatwiej zamieścić w liście niż powiedzieć przed osobą, na której tak naprawdę ci zależy. Co prawda, Dante nie musiał kłamać - nie musiał też mówić, że ma problemy, że jest tatusiem. Wolał nie obarczać czymś takim kuzynki. Zawsze wiedział, że dziewczyna nie jest stereotypową nastolatką, dla której życie jest wspaniałe. Po części wiedział co przeżyła, jak było w Durmstrangu, więc był pewien, że takie przeżycia wpływały na psychikę. Nie żeby Blaith była psychiczna - chodziło bardziej o to, że dużo ciężej jej było się pozbierać i wydawało mu się, że zawsze będzie mieć wizje przeszłości. O sytuacji rodzinnej Dante nie miał pojęcia. Może Blaithin potrafiła odstraszać innych ludzi, ale nie jego. On nawet nie wiedział, że jest jakaś niewidzialna bariera, która by odstraszała innych ludzi. On zwykle się nie ograniczał i nie było czegoś takiego, że wahał się czy podejść czy może odejść bez słowa. - No nie wiem, ja tam bym się z nim nie umawiał. Nie wiadomo czy przypadkiem nie ma jakiś większych planów wobec Ciebie płomyczku. - Cóż, mogło to być prawdopodobne, ale to zawsze było gdybanie. Ostatnimi rozkminami jakie mogą być to czy dyrektor Hogwartu to pedofil i chcący wrażeń starzec. Gdyby Dante słyszał jej myśli, na pewno by się roześmiał. Może faktycznie tak było, lecz jak wiadomo było, do tej pory niewiele osób miało możliwość bliższego kontaktu z chłopakiem - dopiero się pojawił w Anglii, z której od razu wyruszył wraz z szkołą do Grecji. Nie było jeszcze żadnych wyjść integracyjnych ani nic, więc Dante spędził na razie czas tylko z Gemmą (wolał do tego nie wracać, dziwna sprawa) i z Blaithin w towarzystwie ludzi z dwójki. Ale tak, kolor oczu to była chyba jedyna rzecz, w której byli do siebie podobni wizualnie. Bo charaktery mięli niemal identyczne. I to właśnie bardzo się podobało w Fire. Pewnie zupełnie inaczej do niej by podchodził, gdyby nie była jego kuzynkom. - Ja do specjalnych łaźni mogę się wkraść, nie muszę mieć specjalnej odznaki prefekta. Podejrzewam, że jesteś najbardziej patologicznym prefektem jakiego miała ta szkoła. A skoro cię jeszcze nie zwolnili, to znaczy, że albo mają to w dupie, albo jeszcze nie ujawniłaś swojego prawdziwego ja, prawda? - Zapytał i wyszczerzył się do niej. - Niech szaleje, skutecznie mu w tym pomogę. I chętnie! - Jednak sięgnął ręką do tyłu po alkohol i wziął małego łyka. Odpowiadało mu piekło w gardle i może nie skończy się to tragicznie. Cóż, pierwsza noc, pfu, nawet nocy jeszcze nie ma, ale pierwszy dzień i już pokój pewnie będzie zdemolowany i nie do poznania. I cóż, gdyby Liam miał przez to problemy, Dearowie stanęliby w obronie za nim murem. I oby nie doszło do konfrontacji magicznej, rozpętałaby się druga bitwa o Hogwart, tyle że w Grecji. Tak, miał pieniądze, trochę dorywczo pracował to tu, to tam i w sumie to nie miał gdzie wydać, więc wciąż je miał przy sobie. Lecz nie chciał ich wydawać już, w tym momencie, skoro Fire przypomniała się o swoich urodzinach. Dante chciał kupić jej coś ciekawego i pamiętliwego. - Cóż, ze względu na nasz wiek, to ja demoralizuje Ciebie. Rok przerwy i widać niestety skutki tej nieobecności. Blaithin została prefektem! - Teatralnie kręcił głową, jakby z rezygnacją i zażenowaniem, rzeczywiście jednak Dante wciąż był rozbawiony tą wiadomością i chciał wykorzystać ją w stu procentach. A na rozmowy w osobności będzie czas, chociażby następnego dnia, chyba że dopadłby ich koszmarny kac. Zobaczy się następnego dnia, teraz natomiast Dante był ciekaw jak przebiegnie dalej ten dzień. - No i co, masz zamiar dziś jakoś zawojować towarzystwo z flachą w dłoni? - Zapytał lekko przegryzając wargę. Chciał wiedzieć w sumie czy są jakieś dalsze plany tej imprezy, czy może skończy się to tak, że za 30 minut wszyscy będą leżeć na podłodze we własnych szczynach i rzygach nie mogąc się ruszyć. W każdym razie, każda forma rozrywki jest interesująca. Faktycznie, nie pamiętał, żeby Blaith tak często się uśmiechała rok temu. Może spowodował to jego powrót, a może stała się bardziej skora do śmiechu? Szczerze to bardziej strzelałby w to pierwsze. Trochę ją znał i wiedział, że chyba tylko śmierć wszystkich jej wrogów skutkowałaby jej wiecznym szczęściem. Popił jeszcze jednego łyka i wziął jednego papierosa do ust, po czym odpalił. - Ja bym powiedział, że wystarczy nam wrzesień. Do grudnia przejmiemy Ministerstwo Magii i stworzymy suwerenne państwo czarodziei. I królową będzie Wielka Magnificencja, Pierwsza Tego Imienia, Ognik, Ruda Małpa, Blaithin I Astrid Ogień Dear. Jeszcze jakieś tytuły wymyśli się po drodze. - Zaśmiał się z czysto szkockim akcentem i wciągnął dym do płuc, aby go za chwile z nich wypuścić leniwie. Czasami kochał się w właśnie takich chwilach. Obok najcenniejszych mu osób, z szlugiem w dłoni.
Gareth przechadzał się po korytarzu w celu sprawdzenia czy każdy uczeń odnalazł swój pokój, gdy usłyszał głośne hałasy dobiegające z parteru. Zszedł na dół po schodach i usłyszał, że krzyki dochodzą z pokoju drugiego. Spojrzał na listę, którą dzierżył w dłoni i zobaczył na niej nazwiska dwóch prefektów. Nie za bardzo spodobało mu się ich zachowanie, dlatego postanowił dokonać kontroli pokoju. Zapukał do drzwi z zamiarem wejścia do pokoju za kilkadziesiąt sekund.
@Liam S. Dear i trzy inne (dowolne osoby) rzucają kostkami.
• Liam - jeśli wyrzucisz 1 lub 2 zostajesz przyłapany na imprezowaniu z uczniami i czeka Cię dyscyplinarna rozmowa z dyrektorem. Jeśli wyrzucisz 3 albo 4 to szybko schowałeś się w szafie, łazience albo ogrodzie i dyrektor Cię nie zauważył. Jeśli wypadnie 5 lub 6 dyrektor wszedł do pokoju w korzystnym dla Ciebie momencie - wygląda jakbyś upominał uczniów.
• Pozostała trójka - sumujecie liczbę oczek. Jeśli wyniesie ona od 3 do 6 to nie udało Wam się pochować alkoholu (oraz innych używek) i z racji tego, że Gareth ma zły humor cały pokój zostaje ukarany. Jeśli wyniesie ona od 6-9 zostają ukarani tylko nieletni. Jeśli wyniesie 10-14 oczek Gareth zauważa alkohol, ale przymyka na niego oko. 15+ - udało Wam się pochować wszystkie użytki, unikacie konsekwencji.
Pamiętajcie, że ingerencja dyrektora jest równoważna z ingerencją MG, więc jeśli ją zignorujecie zostaną wyciągnięte konsekwencje.
I tak przyjemnie mu się rozmawiało z Fire, powoli popijało się alkohol, nawet wsłuchiwało się w liczne rozmowy, nie mające żadnej złożoności zrywki rozmów. Nie usłyszał pukania, tak jak pewnie każdy w tym pokoju, więc niedziwne, że drzwi otworzyły się same i Dante za nimi zobaczył Hampsona, dyrektora Hogwartu. Na początku zrobił duże oczy ze zdziwienia, ale za chwile poczuł się tak jakby nic się nie działo. Jak się rozejrzał, zobaczył tylko jak przez okno niezdarnie wyskakuje jakieś cielsko, ale na szczęście dyrektor tego chyba nie zobaczył. Uśmiechnął się w duchu, dobrze, że się ukrył. W pokoju nagle stało się niezwykle cicho, jakby czas się zatrzymał a dźwięk nie był wydawany. Aż tu nagle tą nieprzyjemną ciszę przerwał czysty, głośny śmiech. Śmiech Dante oczywiście. Podniósł butelkę do Garetha i zapytał rozbawionym głosem dyrektora: - Ma pan może ochotę na jedną kolejkę? Nigdy nie piłem z dyrektorem, a zawsze o tym marzyłem.- Zaraz po tym jeszcze dodał: - Nie bój się pan nic, jestem pełnoletni - uśmiechnął się szeroko do starca i jakby na potwierdzenie swoich słów, z torby wyciągnął dwie książki, które w jednej chwili zamienił w puchary. Transmutacja się przydawała, a jakże. Nalał do dwóch kieliszków i spojrzał na wszystkich, wciąż rozbawiony tą sytuacją. Zastanawiał się jedynie jak to będzie z Fire i tym drugim dryblasem, przecież to byli prefektowie. I oczywiście z Liamem, o ile Hamspon go znajdzie. Dante miał chociaż nadzieje, że odwróci w ten sposób uwagę dyrektora, który nie skupi się na jakiś poszukiwaniu czegokolwiek. Nie chce by jego najbardziej ceniony nauczyciel miał przejebane. No i Fire. Gdyby do czegoś doszło, Dante spróbuje wziąć to na siebie. Przecież może wmawiać, że to impreza z okazji jego powrotu i nie mogło zabraknąć tu jego kuzyna, który przyszedł w kontroli, żeby żaden nieletnie nie pił, ani nie brał niczego dla pełnoletnich. To był plan!
Liam dalej nie wiedział, jakim cudem wylądował na imprezie organizowanej przez swoich uczniów. Znaczy się, było naprawdę bardzo sympatycznie i miło, nikt się go o nic nie czepiał i miał wrażenie, że hej, to może nawet się udać! Trochę drażnił go ten wszechobecny dym i ogólnie nie lubił takich tłumów na tak małej powierzchni, ale teraz nie narzekał. Były wakacje, oni musieli się wyszaleć, on musiał uciec od Fairwyna. Poza tym, że nieletni również dorwali się do alkoholu, to nie działo się nic złego. Na słowa Fire jedynie westchnął z rozbawieniem, ale już nie dyskutował - prefektów Gryffindoru chyba nie dałoby się doprowadzić do porządku. Chcąc nie chcąc sam dał pozwolenie takiej Harriette na spożywanie alkoholu, poprzez samo ignorowanie jej działania. Zdziwił się jedynie niezmiernie, kiedy Dreama podała mu jakiegoś podejrzanie wyglądającego papierosa. Wziął go tylko i wyłącznie odruchowo, kiwając jej głową z rozbawieniem. Na poprzednich wakacjach nie mówił o sobie jako o profesorze i pamiętał, jak dziwnie było mu potem zwracać się na lekcji do takiej chociażby Naeris. Teraz chyba zostało przesądzone, że przejście na "ty" nie ma większego celu. Dodatkowo papierosa dostał od Fire i coś czuł, że ten bardziej mu będzie pasował. Zerknął na @Ezra T. Clarke, który upominał się o coś do zapalenia. Liam nie widział u niego żadnego alkoholu i uznał, że Krukon nie może ominąć całej zabawy. - Panie Clarke? - Rzucił, żeby zwrócić na niego swoją uwagę. Następnie wychylił się i podał mu tego papierosa, którego otrzymał od Dreamy. Tego od Fire z kolei odpalił różdżką i zaciągnął się z niejakim zadowoleniem. Zwrócił się z powrotem w kierunku Naeris, z którą to próbował konwersować, kiedy dotarło do nich pukanie do drzwi. Drgnął zaskoczony, nie mogąc pozbyć się nieprzyjemnego uczucia, że coś jest nie tak. Czy któryś z tych uczniów w ogóle pukał do drzwi? Liam po prostu tego nie zarejestrował? Bo teraz był pewny, że kroi się coś większego, a on nie powinien zostać przyłapany w takiej sytuacji. - Kurwakurwakurwa- wyrzucił z siebie mało elegancko, zrywając się, jakby go ktoś podpalił. Przewrócił przy tym butelkę Ognistej, trącił jakieś chyba wino, kopnął lekko pannę Sourwolf w kostkę, a dodatkowo zaplątał się i mało elegancko przeskoczył parę metrów jak jakaś spłoszona sarenka. Okno, na szczęście, było otwarte... Wsadził sobie papierosa w usta, obejrzał się na uczniów jedynie przepraszająco, po czym wyskoczył na zewnątrz, podpierając się dłonią o parapet. W locie bez problemu przemienił się w nietoperza, co niestety zaskutkowało utratą papierosa... Zawisł w powietrzu przy oknie, tak, aby nikt go nie widział. Mógł się przy tym przysłuchiwać temu, co działo się w pomieszczeniu. Rozpoznał głos dyrektora i poczuł zalewające go ciepło. Merlinie, to była wyjątkowo dobra reakcja! Zrobiło mu się trochę szkoda uczniów, którzy mogli mieć teraz kłopoty... Z drugiej strony, nie miał już jak im pomóc i nic nie było w pełni jego winą. Przecież mieli możliwość dostać ochrzan też od Liama, nie? Darował im to! Bez dłuższego zastanawiania się po prostu odleciał, wiedząc, że do Dwójki już dzisiaj nie zajrzy.
/zt
Kosteczka - 4!
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
- Goń się, Leo – odszczeknęła, uśmiechając się i podniosła się z łokci. Wcale jeszcze nie była pijana. Aż tak. Na dowód tego, sięgnęła po kolejną butelkę, i wzięła łyk. Zerknęła kontrolnie na profesora, kiedy Lope podsunął jej papierosy, ale ten zdawał się być zajęty rozmową. - Dzięki – wyszczerzyła się. Odpaliła skręta od różdżki i zaciągnęła się porządnie. Fajnie smakował. I w ogóle było fajnie. W tym momencie nauczyciel zdecydował się jednak odezwać, ale wprost nikomu wyrzutów nie robił, więc problemu raczej nie było. - Na szczęście nie ma tu żadnych nieletnich – uśmiechnęła się, leniwie opierając o wezgłowie łóżka Eliasa. To było pierwsze kłamstwo w życiu, które wyszło jej nienagannie, ale było jaj tek błogo, że nawet nie zauważyła, że kłamie. To, że Fire rzuciła jej całą paczkę papierosów, zobaczyła dopiero kiedy dostała nią w twarz. Nie zawstydziła się jednak swoim tymczasowo marnym refleksem, tylko chichocząc podniosła paczkę. Wróciła na łóżko chichrając się, tym razem z tego jaki miała głupi śmiech. W ogóle wszystko było śmieszne. Poczęstowała się jakąś butelką z grecką etykietą i poważniejąc na moment, zaczęła jej się wnikliwie przyglądać. - Mogłabym to przeczytać – powiedziała Eliasowi, do którego należało wino – Kiedyś uczyłam się trochę starogreckiego. Bardzo się chyba różnić nie może… Zupełnie pochłonięta znaczkami na butelce ignorowała wszystko co działo się wokół, od czasu do czasu zaciągając się skrętem Dreamy, dla rozjaśnienia umysłu. Nie usłyszała pukania i dopiero nagłe poruszenie w pokoju wyrwało ją z letargu. Z na wpół otwartymi ustami przyglądała się panice, która nagle powstała, a po chwili zaczęła się śmiać. Bawił ją przeklinający profesor Dear, wyskakujący przez okno, bawiła ją reszta ekipy chowająca butelki, wszystko ją bawiło… Dopóki w drzwiach nie stanął dyrektor. Momentalnie wytrzeźwiała, a tak jej się przynajmniej wydawało. Nie śmiała się z żartu kuzyna Fire. Może on był pełnoletni, ale on nie, a nadal trzymała w ręku butelkę wina i skręta. Powoli schowała to drugie za plecy. - Ja tylko czytam etykietę – wymamrotała, kiedy Hampson na nią spojrzał, czerwieniąc się jak burak – Starogrecki ćwiczę… o tu jest coś o tapirach w sandałach i o tych… - z każdym słowem ściszała głos. Dzisiejsza greka, chyba jednak mocno różniła się od tej antycznej. Albo ona zupełnie coś poplątała.
Liamowi udało się uciec dosłownie w ostatniej chwili. Dyrektor wszedł do pokoju i rozejrzał się. W pokoju była cała zgraja uczniów, którzy nie tylko spożywali alkohol ale również narkotyzowali się. - Panie Dear, proszę sobie nie kpić - rzucił w stronę @Dante A. Dear, po czym wycelowała różdżkę po kolei w stojące na wierzchu butelki rzucając na nie Evanesco. Butelki opuściła zawartość. - Rozumiem, że chcą się państwo napić, ale przypominam, że jest to wycieczka szkolna - powiedział cichym, chłodnym głosem - Picie, a tym bardziej narkotyzowanie się w hotelu jest niewskazane, pomijając już fakt, że część z Was jest nieletnia. Zmierzył krótkim spojrzeniem @Harriette Wykeham i @Dreama Vin-Eurico i powiedział: - Panno Wykeham, Panno Vin Eurico - zostaną Panie ukarane dyżurem w kuchni. Dołączy do Was Pan Dear, za karę za bezczelne odzywki. Sprawdzając czy udało mu się opróżnić wszystkie butelki opuścił pokój rzucając za sobą tylko krótkie. - I proszę o ciszę, słychać Was w całym hotelu!
Podbudowywanie uzależnienia Arnošta trudno było nazwać wsparciem, ale z drugiej strony... Scorp chciał zawsze jak najlepiej dla swojego przyjaciela. Zwłaszcza, gdy takiego kumpla jak Arno miało się tylko jednego. Musiał pielęgnować ich znajomość. Wiedział, że to, co powiedział na temat tego rudego pchlarza, którego Rožmitál tulił do siebie, na pewno go rozzłości, więc wyzwiskami skierowanymi w swoją stronę niespecjalnie się przejął - wywrócił tylko oczami, obdarzając mężczyznę (i to coś, co trzymał) kpiącym spojrzeniem. Nie sądził, że Czech tak chętnie gdziekolwiek się z nim wybierze, zwłaszcza, że skromna impreza w jednym z pokojów hotelowych nie równała się z wyjściem do klubu. Ale właściwie, to Arnošt, więc czego można by się po nim spodziewać? Nie zwracając uwagi na towarzysza, w spokoju dopalał swojego papierosa, dopiero w tym momencie przypominając sobie, że nie mieszkają tutaj sami i mają współlokatorów, którym dym może przeszkadzać. Pospiesznie zgasił fajkę, po czym wstał z łóżka i otworzył okno. Lepiej niech się trochę wywietrzy, zaraz może tu wpaść kolejny lokator. W końcu, spojrzał na to, co wyczynia jego przyjaciel (a na dodatek, w jakim pośpiechu), łapiąc przy okazji jego koszulkę w ręce i widząc, w jakim tempie ten się przebiera. Znów, spojrzał na niego kpiąco, po czym powiedział, udając poirytowanego: - Arno, kurwa, czy ja wyglądam jak twoja gosposia? - Zwinął jego t-shirt w kłębek, po czym rzucił nim w przyjaciela, uśmiechając się delikatnie. Scorp nie miał potrzeby przebierania się, więc po prostu usiadł na swoim łóżku, obserwując przy tym ruchy kumpla. - Chciałbyś - odpowiedział mu, na wspomnienie o tym, że jeśli nie zdąży wyrobić się w minutę, to musi postawić mu wódkę. Wstał z łóżka, chwycił w ręce metaxę, którą zdążył wcześniej zakupić, po czym wyszedł z pokoju razem z Czechem. Wchodząc do dwójki, od razu rozpoznał tego starego zgreda, który stał teraz w głębi pokoju i wyglądało, że zaraz z niego wyjdzie. Pospiesznie schował metaxę za plecy, bo nie bez powodu Hampson musiał się tutaj pojawić. Gdy ten mężczyzna upierdliwy dziad mijał go progu, ukłonił się, nieco zbyt teatralnie, po czym ruszył w głąb pomieszczenia. Oczywiście, najszybciej zauważył rodzinkę, czyli swojego ulubionego kuzyna* @Dante A. Dear i młodszą siostrę @Blaithin "Fire" A. Dear. - Jak to się mówi - na przypale albo wcale - powiedział, spoglądając na tych wszystkich studentów (i może uczniów?) i wyjmując zza pleców alkohol, który przyniósł. Widział, że wszystkie butelki, z których popijali do tej pory, musiały zostać opróżnione przez dyrektora, dlatego uznał, że jeśli dostatecznie polubi tych ludzi, to przyniesie więcej trunków, które miał w swoim pokoju. - Jestem Scorp, a to - wskazał na Czecha, który stał obok - jest mój przyjaciel Arnošt - oznajmił, szturchając go lekko w bok.
Ruszyli do dwójki, Arno miał tylko nadzieję na to, że nie będzie to impreza, na której będą same małolaty. Niby każda okazja jest dobra na to, żeby się napić, ale dobre towarzystwo też jest ważne. Nie będzie przecież pił z piętnastoletnimi dzieciakami, mimo tego, że sam zaczynał pić właśnie w tym wieku. Ludzie z Wielkiej Brytanii jednak znacznie różnili się od tych, ze Skandynawii. Podczas nauki w Stavefjord Arno korzystał z tego, że miał okazję pić z norwegami, szwedami, finami i nierzadko z rosjanami, a wszyscy mieli łby odporne na procenty. W Anglii wszyscy szybko wymiękali (oczywiście poza jego wiernym kompanem, @Scorpius A. Dear, który miał momentami głowę bardziej wytrzymałą niż on), nie potrafili pić wódki, nie panowali nad sobą po kilku browarach. To, że Scorp był tak wybitnym alkoholikiem mógł wyjaśniać fakt, że był szkotem. Gdy Arno chodził na melanże bez niego, trzymał się jednej, bardzo ważnej zasady, która decydowała o tym, czy wieczór będzie udany- mianowicie "ZNAJDŹ SOBIE SZKOTA DO PICIA". Akurat, gdy wchodzili do pokoju, do którego zmierzali, wychodził z niego siwy mężczyzna. Rožmitál wiedział, kim był ten facet, w świecie magii dużo mówiono o dyrektorze Hogwartu, więc trudno było nie znać Hampsona. Czech tylko spojrzał na niego bez słowa i czekał, aż ten opuści pokój. Miał tylko nadzieję, że uczniowie się nie wystraszyli i wciąż będą mieć ochotę na picie. Dyrektor wyszedł i dopiero teraz Arnošt mógł się skupić na otoczeniu i na wszystkich ludziach, którzy akurat tutaj przebywali. Nie znał nikogo w pomieszczeniu poza Scorpiusem- to było pewnie. To nie było zbyt wielkim problemem, bo przyjaciel od razu go przedstawił, na co Arno skinął głową. No i wyciągnął też alkohol, teraz nie będzie żadnego problemu z zapoznaniem się.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Blaithin dużo by dała za wyjazd, podczas którego byłaby zdana tylko i wyłącznie na siebie. Nie bała się jakichś problemów, a wizja całkowitej wolności ekscytowała Szkotkę. Podróż do Grecji była zaledwie namiastką tego małego marzenia, które zamierzała spełnić. Może nawet w niedalekiej przyszłości. Najwięcej wątpliwości budziło pytanie, czy kiedykolwiek by powróciła. Lubiła w ich relacji to, że byli ze sobą wyjątkowo blisko, jak na własne standardy, ale jednocześnie pozostawiali sobie mnóstwo przestrzeni. To było wyjątkowo wygodnym wyjściem, bo rudowłosa nigdy nie czuła się stłamszona w obecności chłopaka. Dante mógł być jednak pewien, że gdyby potrzebował ze strony Fire czegoś więcej, jakiejkolwiek pomocy przy własnych kłopotach, nie zadawałaby pytań i robiła wszystko, żeby go ochronić. Blaithin wiedziała, czym jest poświęcenie. Faktem było, że większość ludzi obdarzonych nazwiskiem Dear wiedziała takie rzeczy, bo nikt w tej rodzinie nie mógł wieść życia w pełni normalnego i zwykłego. Naturalnym skutkiem było to, że znali wartość prawdziwej przyjaźni. - Nah, Hampson raczej nie gustuje w wyszczekanych Gryfonkach, lubiących łamać jego przepisy. - powiedziała swobodnie, przelotnie rzeczywiście zastanawiając się nad preferencjami seksualnymi dyrektora Hogwartu... Merlinie. - Zresztą, nie bądź zazdrosny. - parsknęła, patrząc na starszego Gryfona zadziornie. Nie wątpiła, że Dear nie będzie mieć problemów z aklimatyzacją wśród nowego towarzystwa, bo wiele dało się o nim powiedzieć, ale nie to, że był nieśmiały czy niepewny siebie. Wręcz przeciwnie, dwójka Szkotów mogła pochwalić się ciętymi językami, które niejednego nauczyciela doprowadziły do białej gorączki. Mało ludzi cieszyło się, widząc ich obok siebie, bo praktycznie zawsze wiązało się to z jakimiś kłopotami. I dobrze. Fire nie wątpiła, że ktoś tak sprytny jak Dante nie powinien mieć problemów z włamaniem się do łaźni, ale w jakimś stopniu czuła się też... dumna? Że może tam wejść zupełnie legalnie i że nikt jej tego nie zabroni. Władza zawsze sprawiała przyjemność. - Patologicznym prefektem! - pokręciła głową z udawanym oburzeniem, kiedy tak jawnie ocenił co myśli o funkcji Blaithin. - Minus pięć punktów dla Gryffindoru, Dear. I ja nie ukrywam swojego prawdziwego ja. Można ze mnie czytać jak z otwartej księgi. Przewróciła oczami, wciągając jeszcze trochę dymu do swoich płuc. Nie liczyła tak naprawdę na jakieś wymyślne prezenty. Gdyby Dante postawił jej butelkę dobrego alkoholu w barze, byłaby wystarczająco zadowolona. Akurat to się rudowłosej udało - nie zostać materialistką, mimo że wychowywana była w przepychu i bogactwie. - Strach pomyśleć co by było, gdybyś wrócił jeszcze później. - powiedziała, grając w tę ich małą grę, ale trącając chłopka raz jeszcze w ramię. Ukryła nawet trochę tęsknoty w swoich słowach, chociaż niedokładnie, bo czuła się odrobinę podchmielona. - Może. Mam nadzieję, że nie będę musiała komuś rozbijać tej flachy na głowie. - odparła od niechcenia, wzruszając delikatnie ramionami i zawieszając na chwilę wzrok na wardze Gryfona. Nawet jeśli w towarzystwie znalazłby się jakikolwiek chłopak, próbujący zakłócić przestrzeń osobistą Blaithin, była pewna, że nie tylko jej flacha wyląduje na jego głowie. I to była miła świadomość. Zaśmiała się na wizję własnego królestwa. Jakoś nie widziała siebie w roli przywódczyni, brakowało jej cierpliwości i istniało zbyt wielkie ryzyko, że stanie się tyranem. A tyranii Fire miała dosyć. - Zwłaszcza Ruda Małpa brzmi godnie i dostojnie. - powiedziała, zamierzając odgryźć się podobnym komentarzem, ale wtedy mnóstwo rzeczy wydarzyło się naraz. A uśmiech spłynął z ust dziewczyny, jak zmyty wiadrem lodowatej wody. Po pierwsze: pukanie. Kto normalny puka do drzwi za którymi słyszy taki hałas i śmiechy, które ewidentnie świadczą o rozkręcającej się imprezie? Albo jakiś Krukon albo nauczyciel. Fire wyłowiła ten dźwięk, ale jakoś tak zupełnie to olała. Zwróciła za to uwagę na Liama, który dosłownie spierdalał, jakby ta jego blondyneczka powiedziała właśnie, że tak naprawdę jest szpiegiem Hampsona i miała sprawdzić jego reakcję na wpychanie się mu na kolana. O wilku mowa. Niepokój momentalnie rozlał się po umyśle Fire na widok dyrektora. Całą siłą woli powstrzymała się od popatrzenia na okno, przez które wyskoczył profesor transmutacji. Wiedziała, że się przemienił, ale nie była pewna, czy Hampson tego nie zauważył. Przez chwilę więc siedziała jak spetryfikowana z papierosem w ustach i butelką w dłoni, ale ostatecznie Dante przerwał napięcie. I wtedy poczuła, że nie ma czym się przejmować, bo najważniejsze, że Liam zdążył umknąć. Chociaż nie, jeszcze pozostawał Leo jako prefekt... Swój problem ignorowała. Popisowo przyłożyła dłoń do czoła, kiedy Dante zaczął zachowywać się jak idiota. Wolała, żeby siedział cicho niż żeby zarabiał od razu szlabany. Ale przynajmniej dyrektor odpuścił Fire i Leo. Jemu posłała dyskretne spojrzenie mówiące, że wszystko jest pod kontrolą, a także uniesiony kciuk. - On już tak ma. - mruknęła cicho, kiedy Hampson zrugał Dante i spojrzała na butelkę, w której nie było już alkoholu. Chlip. Oparła się z westchnieniem o łóżko i zgasiła papierosa. No to raczej po imprezie... A jednak nie. Bo kiedy dyrektor wyszedł, zaraz za nim zjawiła się facjata brata Blaithin. Czemu jak zwykle spotykała go wtedy, kiedy nie za bardzo chciała? - Dzięki. - powiedziała, podchodząc i zabierając sobie jedną butelkę. Chwyciła Dante za rękę, mimowolnie czując to dziwne uczucie rozdrażnienia, ale i przyjemności, kiedy decydowała się na taki gest. - Zmywamy się. Miło poznać. - zwróciła się do przyjaciela swojego brata, po czym cichutko wyszła razem z kuzynem z pokoju. Siedzenie tam już i tak nie miało większego sensu.
Podobało mu się, że Drama potrafi zrobić całkiem niezły towar i to samodzielnie. Zawsze jakaś ciekawa umiejętność, a nie kolejna dziewczyna potrafiąca gotować czy tam szyć. Lope miał nosa do interesujących osób i kolejny raz się nie mylił. Co prawda, nie okazywał tego, że Vin-Eurico jest dla niego kimś wyróżniającym się z tłumu, ale może kiedyś będzie potrafił się przyznać. - Święte słowa. - zaśmiał się, bo proponowała dragi nauczycielowi... w Calpiatto to by nie przeszło. Wziął jeszcze parę buchów, delektując się w przyjemnej lekkości i swobodzie, jaka ogarnęła ciało Hiszpana. Przyzwyczajony był do stosowania używek, także mało co już działało na niego ekscytująco. Zerkał przy tym na Leonardo, chcąc sprawdzić czy Gryfon czuje się zszokowany tym, że jego siostra jara tuż obok. - Trzymam cię za słowo i nie mogę się doczekać. - mruknął, zaskoczony nagłą odwagą u dziewczyny, ale swobodnie to ukrył. Wcześniej wydawała mu się w pewien sposób niewinna, a teraz mógłby śmiało powiedzieć, że prędzej opisałby ją jako pociągającą i seksowną w swoim zachowaniu. Bezczelnie wyobraził sobie Dramę bez ubrań z tatuażami w różnych partiach ciała, a głupi uśmieszek nie znikał z ust Ślizgona. Chciała sobie z nim pogrywać? Zawsze mogła spróbować, ale Mondragón doskonale wiedział, kto w końcu zwycięży. Nie było takiej na całym świecie, której Lope by uległ. Ale na razie taka grzeczna zabawa w kotka i myszkę mu odpowiadała. Skórę miała delikatną i przyjemną w dotyku, a najwyraźniej dłoń Hiszpana jej nie przeszkadzała. Mógł gładzić policzek Dramy trochę dłużej, a nawet przez chwilę się rozkojarzył. Kto by pomyślał, że ich znajomość rozpocznie się od tego, że po prostu wpadła na niego na miotle? Naprawdę doceniał to, że miał wtedy niezły humor i nie zjechał dziewczyny z góry do dołu. Nie wątpił, że chciałaby porozmawiać, chociaż Lope nie przeszkadzał ani tłumek ludzi zebranych wokół, ani głośne rozmowy, ani nawet to, że ćwierćolbrzym mógł w każdej chwili spojrzeć prosto na nich i nabrać jakichś dziwnych podejrzeń. Ale przecież tak naprawdę nic się nie działo. - No pięknie. - skwitował, widząc dyrektora, ale wcale nie wywołało to u Ślizgona paniki. Był dorosłym mężczyzną, niedługo miał zamiar zacząć prawdziwą pracę jako członek reprezentacji i stary dziadek nie wywierał na nim jakiegokolwiek wrażenia. Odsunął się lekko od Dramy i słuchał tych nudnych upomnień. To zniszczyło magię ich małej chwili i sprawiło, że wszystko jakoś tak wróciło do normy. Wbili kolejni ludzie, przynosząc alkohol, nikt nie był przerażony... Impreza jakoś potoczyła się dalej, chociaż wydaje się, że spokojniejszym torem. Lope mógł swobodnie rozmawiać z Dramą, aż oboje byli w stanie nienadającym się do użytku. Nim się zorientował, Ślizgonka zapadła w sen, więc położył się obok i objął ją, przyciągając do siebie. Chwilę cieszył się zapachem włosów dziewczyny, aż zamknął oczy i zasnął, upojony alkoholem, dymem papierosowym i narkotykami. Tak jak za dawnych czasów.
zt everyone, bo ta imprezka już dawno umarnęła i nie ma co tego ciągnąć moim skromnym zdaniem
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Leo nie potrafił zmusić się do powrotu do hostelu przez większą część dnia. Nie było to zbyt rozsądne, bo plecy bolały go od przysypiania na piasku, od nadmiaru słońca głowa trochę go bolała, a ponad wszystko miał dość jadania w tawernach. Kiedy w końcu zdecydował, że czas wrócić, był padnięty. Nie marzył o niczym tak bardzo jak o prysznicu i czystych ubraniach. Z tego wszystkiego nie wziął nawet pod uwagę, że może natknąć się na kogoś ze swoich cudownych współlokatorów - wpadł do Dwójki bez zastanowienia. Na szczęście, nie było tu nikogo (a najbardziej ucieszył go, o zgrozo, brak Ezry). Gryfon zwolnił nieco, chwilę stojąc w bezruchu i po prostu gapiąc się na pootwierane kufry, łóżko małżeńskie i ogólnie sam pokój, który teraz go zaczął drażnić. A tak się cieszył, że miał przyjaciół pod ręką! Skierował się do łazienki, chcąc wykorzystać chwile ciszy i spokoju, a przy tym zastanowić się, czy faktycznie zamierza zostać tutaj na noc. Nie mógł sobie wyobrazić, jak bardzo niezręcznie mogłoby się wszystko potoczyć. Tak jak sądził, chłodne strumienie wody pomogły mu w oczyszczeniu nie tylko ciała, ale i umysłu. Na chwilę udało się Leo odciąć od tego całego bałaganu. Na chwilę wszystko było w porządku. Nie denerwował się tym, że Ezra go nie chce. Niestety, nie mógł siedzieć pod prysznicem w nieskończoność. Ubrał się jakkolwiek, nawet dość plażowo, ale nie miał siły wyjść z pokoju i zamiast tego po prostu usiadł na swoim i Ezry łóżku, wyglądając zapewne dość żałośnie. Każdy, kto znał Leo, doskonale wiedział, że w ciągu dnia raczej ciężko spotkać go siedzącego bezczynnie. I coś w tej myśli zirytowało go na tyle, że nie tylko wstał, ale kopnął przy tym z całej siły swój kufer. Otwarty i częściowo rozpakowany bagaż przeleciał na środek pokoju, a niektóre rzeczy wysypały się mało elegancko. Vin-Eurico nie zarejestował momentu, w którym przewrócił również swoją deskę surfingową - zrobiło mu się jej szkoda dopiero, kiedy znowu usiadł na łóżku, starając się opanować przyspieszony ze zdenerwowania oddech. Chyba powinien się cieszyć, że nie zniszczył rzeczy kogoś innego... Zaklął pod nosem, przeczesując palcami wilgotne włosy.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Przez długi czas wolała samotność. Z jednej strony, wędrówki po wyspie i nocne pobyty w barach ze szklanką metaxy jako jedyną kompanką, były przyjemne i sprawiały, że życie Fire jakoś tak się uspokoiło i zwolniło. Pozwoliło Szkotce odetchnąć. Z drugiej strony, przez to miała też mnóstwo czasu na myślenie o wszystkich rzeczach, o których nie chciała myśleć. Na powolne uświadamianie sobie, że nie ma sensu dłużej uciekać przed ojcem. Że nadszedł czas działania, czas postawienia wszystkiego na jedną kartę, a to sprawiało, że olbrzymia gula rosła w gardle Blaithin. Udawało jej się już nie zwracać uwagi na szmaragdowy pierścionek spokojnie umiejscowiony na serdecznym palcu lewej ręki, budzący często zainteresowanie innych osób. Czasami tylko targał nią bezsilny gniew i próbowała różnymi zaklęciami pozbyć się ozdoby, ostatecznie się kalecząc. Miała ochotę zamordować Damona, bo to własnie w chłopaku chciała dopatrzeć się największej winy. Mógł coś powiedzieć, sprzeciwić się. Ale w końcu ona też mogła, a tymczasem spieprzyła po całości. Obwinianie się weszło już Fire w krew, a nie było nikogo kto przekonałby Gryfonkę, że jest inaczej. Nawet, kiedy spędzała poranki na bieganiu, żeby utrzymać formę, nie potrafiła odpędzić się od myśli, że być może własnie w tej chwili to Gale płaci za jej głupotę. Może znowu cierpi, a ona ćwiczy sobie w Grecji przy pięknej pogodzie. Zatrzymała się pod jednym z drzew, żeby wyrównać oddech. Poświęciła pół minuty na przerwę, ale w końcu odepchnęła się od konaru i pobiegła do hotelu. Dzięki zmęczeniu nie odczuwała tak wielkiej złości, teraz zwyciężało pragnienie napicia się wody. I przebrania się z luźnego topu i spodenek w jakiś sweter. Ogólnie złapania chwili oddechu. Nie spodziewała się, że w środku zastanie Leo. Prędzej widziała go teraz śmigającego na desce na falach, a nie siedzącego na łóżku z niewyraźnym wyrazem twarzy. Do tego stan kuferka wyraźnie świadczył o tym, że właśnie otrzymał kopniaka. Fire zmarszczyła brwi i bez słowa podeszła do swojego łóżka, wyciągając dwulitrową butelkę wody i gasząc pragnienie. Odłożyła ją, przeczesała palcami włosy i popatrzyła znowu na Gryfona uważnie. Ostatni raz widziała go w takim stanie tamtej nocy, kiedy przyszedł do wieży... Ale nie. Teraz to wydawało się o wiele gorsze. Zwalczyła pokusę, żeby odwrócić się na pięcie i wyjść. Bo od razu wyczuła, że czeka ją nieprzyjemna rozmowa. - Jeśli chcesz sobie ulżyć to możesz też rozwalić moje rzeczy, ale tylko jeśli potem wszystko ładnie posprzątasz. Ale doradzałabym pobicie poduszki, to podobno działa uspokajająco, a do tego nie wyrządza szkód. - nie zamierzała kpić, ale jakoś tak samo to z niej wychodziło. Zrzuciła buty, bo musiała pozwolić nogom odpocząć. - Chyba, że chcesz moją sprawdzoną radę. Przypierdol temu, kto cię wkurzył i po problemie. Otworzyła okno, żeby poczuć delikatny wiaterek, który gładził rozpaloną twarz Szkotki. - Albo pozwól mi mu przypierdolić, Olbrzymie. - dodała, odwracając się ku Gryfonowi i badając spojrzeniem każdą reakcję. Chciała wiedzieć, co się do cholery stało.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Nigdy nie był najlepszy w panowaniu nad swoimi emocjami, nic więc dziwnego, że mieszanina smutku i irytacji objawiła się drobnym napadem destrukcyjnym. Cud, że sobie przy tym wszystkim nie zrobił krzywdy - na szczęście nie wpadł na coś tak głupiego jak uderzanie w ścianę, czy coś. Skończył więc siedząc na łóżku i zastanawiając się, co z nim jest nie tak. Lepiej nie iść w tę stronę... Poderwał głowę od razu, gdy usłyszał otwierające się drzwi. Serce mu chyba na chwilę przestało działać, ale widok Fire znacznie je ukoił. Złość również wyparowała, tak jak gdyby rudowłosa Gryfonka miała jakoś z tym wszystkim pomóc. Wyglądało na to, że wróciła właśnie z jakiegoś wysiłku fizycznego, może biegała? Leo mimowolnie odczuł gdzieś w głębi coś na kształt dumy i jednocześnie zazdrości, bo sam też powinien poćwiczyć. Inna sprawa, że nie miał do tego głowy i pewnie by się gdzieś po drodze zabił (skręt w stronę klifu byłby tak kuszący!). Obserwował, jak Dearówna podchodzi do swojego łóżka i pije, nie odezwał się przy tym ani słowem. Ciekaw był, czy wyjdzie czy nie i modlił się, żeby nie zostawiała go samego. Cały ten czas tak starał się pozostać w samotności, ale doskonale wiedział, że dobrze to na niego nie działa. W końcu Fire odezwała się pierwsza... - Nie, dzięki. Do sprzątania jakoś mnie nie ciągnie - odparł cicho, a o poduszce nawet nie wspomniał, bo wydawało mu się to koszmarnie głupie. Żałował, że nie znalazł w okolicy żadnej sali treningowej, na której mógłby dorwać się do worka treningowego. A gdyby tak znaleźć świstoklik?... Uśmiechnął się z wyraźnym zmęczeniem - nie potrafił udawać, że jest wesoły. Tak nisko upadł, że nawet się już nie starał? - To byłoby dość masochistyczne... - Na dalszą część jej propozycji uśmiechnął się szerzej, pierwszy raz serio spoglądając jej w oczy - do tej pory niby obserwował, niby patrzył, ale był zwyczajnie nieobecny. - A to już brzmi ciekawiej. Śmiało, Płomyku. A niech go bije, przynajmniej będzie zabawnie. Gorzej już być nie może, nie?
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire ciężko było przyjąć do zrozumienia to, że nawet tak niezwykle wesoła i dobroduszna postać jak Leo, może przeżywać ból i cierpienie. Wiedziała, że wielu ludzi pod pozorami radość ukrywali przygnębienie, ale do Vin-Eurico jakoś to nie pasowało. To on zawsze poprawiał ludziom humor i jakoś tak wychodziło, że wszyscy uwielbiali Gryfona. Dla Blaithin przez długi czas to było niepojęte - osobowość ćwierćolbrzyma nawet ją do siebie przyciągnęła. Dopiero niedawno zaczęła rozumieć, że jak każdy człowiek, tak i on musi spotykać się z trudnościami. Szkoda, że w swoim głupim mniemaniu uważała, że jest na tyle silny, żeby spokojnie sobie ze wszystkim poradzić samodzielnie. Rozumiała drobny wybuch złości, sama w takich chwilach musiała odsuwać od siebie różdżkę, bo najchętniej poddałaby się żądzy zniszczenia dosłownie wszystkiego... Teraz tylko przewróciła delikatnie oczami, po czym zaklęciem uporządkowała rzeczy i ustawiła kufer przy łóżku małżeńskim. Chciała dać tym sobie trochę czasu na poukładanie myśli. Co się mogło stać? Jakoś tak odruchowo połączyła to z Ezrą. Nie musiała być blisko Vin-Eurico przez cały czas, żeby wiedzieć, że bardzo się do siebie zbliżyli. Ostatnim razem chodziło o Krukona, więc zapewne tym razem także. - Kiepski byłby z ciebie mąż, wiesz? - spróbowała zarazić chłopaka uśmiechem, ale nie wiedziała, czy przypadkiem nie powie czegoś, co go urazi. Kto by pomyślał, że w ogóle będzie się tym przejmować... Teraz pożałowała też, że nie wyciągała go częściej na jakieś wspólne wypady, chociażby na piwo. Łatwiej byłoby jej się zorientować w tym, jak Leo pocieszyć. Łatwiej byłoby zorientować się, jak być dobrą przyjaciółką. - Szkoda mi takiej ładnej twarzyczki. - odparła, patrząc w oczy Vin-Eurico, ale nie odnajdując w nich tego, czego szukała. Znalazła za to smutek. Tak dużo smutku, który pojawiał się w czekoladowych oczach tak rzadko. Usiadła obok na łóżku, trącając go w ramię przyjacielsko. - Możesz mi powiedzieć, co się stało. Ale jeśli nie chcesz to w porządku. Jak nie masz nic przeciwko, to po prostu tu sobie posiedzę. Co prawda, nie chciałaby trwać bezczynnie, wiedząc, że Leo coś mocno męczy. - A właściwie nawet jeśli masz, to i tak zostanę. - obiecała, mając nadzieję, że dzięki świadomości, że nie będzie musiał spędzać tu czasu samotnie, poczuje się lepiej. Była nawet zdolna pohamować cynizm i sarkazm, żeby trochę mu ulżyć. Ba, zaczynała się martwić. Czemu Leo znowu czuł się czemuś winny?
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Musiało być bardzo źle, skoro Gryfon nie zmartwił się tym, że jego ukochana deska surfingowa mogła ucierpieć. Mimo wszytko nie zaszczycił jej nawet szczególnym spojrzeniem, zapominając w ogóle o tym, że hej, niszczenie rzeczy nie jest fajne, bo zwykle bywają one przydatne. Fire nie musiała sprzątać, bo pewnie po jakimś czasie sam by to zrobił (po co denerwować innych współlokatorów bajzlem?), ale zrobiło mu się dzięki jej gestom miło. Blaithin mogła myśleć, że nie wie co robi, ale dopóki tylko się starała, to w oczach Leo miała miejsce najlepszej przyjaciółki na świecie. Nie podobały mu się za to przypuszczenia ludzi, bo jakoś tak zawsze wychodziły krzywdząco. Najpierw Ezra uznał, że gdyby któreś z nich było dziewczyną, to byliby zajebistą parą, a teraz Fire krytykowała Leo jako męża - ludzie, poważnie, dajcie odetchnąć. - Żartujesz? Byłbym najlepszy - mruknął, uśmiechem nie zarażając się ani odrobinę. - Z pewnością znalazłby się ktoś, dla kogo mógłbym nawet sprzątać. - Ograniczył się tylko do tego, chociaż przez myśl przebiegły mu jego inne cudowne cechy, które mógłby zaoferować swojej drugiej połówce. Pomijając oczywiście względy takie jak zabójczy wygląd, był również zabawny, troskliwy, kochany i pełen entuzjazmu. Nie tylko gotów był do organizacji szalonych podróży, ale z bardziej przyziemnych rzeczy mógłby ogarniać chociażby takie gotowanie... Zresztą, nie było to w tej chwili istotne. Kiedy rudowłosa usiadła obok, jedynie się przesunął i położył, tym samym zachęcając ją do tego samego. Bolały go plecy i nogi, sypianie w pół-leżącej pozycji na plaży ani potwornie długie spacery nie były jego najlepszymi pomysłami. No, ale żeby w dzień wylegiwał się na łóżku... Westchnął cicho, bo Fire w końcu zaczęła dopytywać - chociaż robiła to niesamowicie subtelnie, pozostawiając mu wybór, czy w ogóle chce mówić. Rzecz w tym, że Leonardo z natury był gadatliwy, a Blaithin ufał jak mało komu. I co, miałby jej nie powiedzieć, o co chodzi? Nie był pewien, czy chce jej się go słuchać, ale wolał założyć, że faktycznie tak było. - Stało się, Fire - szturchnął ją łagodnie, przygryzając wewnętrzną stronę policzka i mając nadzieję, że dzięki temu uda mu się jakoś opanować. - Mam złamane serduszko - dodał żartobliwie (i nawet się uśmiechnął, aby to wzmocnić!), ale zabrzmiało to dość pogardliwie, jak gdyby sam był oburzony tym, że do takiej sytuacji dopuścił. No i to by było tyle z żartów.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Sprzątnięcie drobnego bałaganu było niczym dla Fire, więc nawet się nad tym za bardzo nie zastanawiała. Może fakt, że Leo potraktował tak obcesowo swoją deskę surfingową zaniepokoiłoby Szkotkę, ale już i tak wystarczająco zmartwiła się stanem Gryfona. Była gotowa nawet rzucić jakieś zaklęcie na drzwi, żeby nikt nie postanowił nagle im poprzeszkadzać. Z przezornej ostrożności. - No okej, nie będę tego więcej podważać. - przyrzekła z dłonią na sercu. Leo miał swoje wady, jak chociażby gwałtowność, ale zdecydowanie nadrabiał zaletami. Według Blaithin tylko głupiec stwierdziłby, że znajomość z takim człowiekiem nie jest czymś wartościowym. Nawiasem mówiąc, może nie było aż tak źle? W końcu jeszcze nie zwinął się w kłębek czystej rozpaczy. Jeszcze. Fire również odczuwała zmęczenie i bolały ją mięśnie, więc położenie się na miękkiej, czystej pościeli było bardzo dobrym pomysłem. Przymknęła na chwilę oczy, ciesząc się taką wygodą i myśląc o tym, jak cudownie byłoby spędzić tak resztę życia. Z Leo u boku wydawało się to niemalże idealną wizją. Nie obraziłaby się, gdyby Vin-Eurico stwierdził, że jednak nie chce dzielić się swoim zmartwieniem. Odrobinkę zawiedziona - owszem. Bo mimo wszystko Fire schlebiało, że Gryfon potrafi obdarzyć ją zaufaniem. To natomiast przypominało dziewczynie o tym, że sama nigdy nie umiała odwdzięczyć się tym samym. Przegoniła te myśli, skupiając się na tym, że Leo zaczął mówić. Przestała obserwować sufit i przeniosła wzrok na chłopaka, gotowa na wysłuchanie całej historii. Wątpiła, że znajdzie słowa odpowiednie na jakieś komentarze. Wątpiła, że zechce dopytywać. Wątpiła, że pomoże mu wyciągnąć logiczne wnioski. Ale zawsze mogła posłuchać. Blaithin uniosła jedną brew, wspaniałomyślnie ignorując to, że sobie ot tak ją szturcha. - Och. - mruknęła, nie biorąc pod uwagę akurat takiego wyznania. Leo ze złamanym sercem? Leonardo? Osoba, która miała na koncie więcej związków niż Fire mogła spamiętać, a do tego chyba tylko raz zauroczona? Vin-Eurico? Cudem powstrzymała się od pytania jak to w ogóle możliwe. Zabrzmiałoby to wtedy tak, jakby Gryfon był nieczułą osobą, niezdolną do głębszych uczuć, a przecież doskonale wiedziała, że to bzdura. - Kiepskie uczucie. - powiedziała, bo przynajmniej mogła się z nim utożsamić. To bolało jak cholera i momentalnie zmiękła w stosunku do chłopaka. Nie widziała Leo w towarzystwie żadnej nieznajomej dziewczyny od dawna... Głównie kręcił się gdzieś z Ezrą. Szalone podejrzenie zaczęło kiełkować w głowie rudowłosej. - Kto je złamał, biedaku? - spytała, starając się nie czuć napływającej złości na tego kogoś... I licząc na to, że Leo nie wypowie imienia na E. - I jakim cudem ci odmówił? - to pytanie zadała pół żartem, pół serio. No bo odrzucać Leo... ledwo dało się w to uwierzyć.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Miał już nie dramatyzować, czemu jego słaby żart wyraźnie przeczył. Tak czy inaczej, Fire poznała sedno sprawy i to było najważniejsze. Leo nie był pewny, czego od niej oczekuje. Niezbyt wiedział, jak kogoś w takiej sytuacji pocieszyć, więc nie miał pojęcia, co mogłoby mu humor poprawić. Mógł również potrzebować trochę czasu, bo sam jeszcze ledwo radził sobie z tą sytuacją, co dopiero wymagać tego od innych? Nie mógł jednak pozbyć się myśli, że zrzucił sporo na biednego Ezrę, który nie zasługiwał na te wszystkie tragedie, które Leo ciągle wymyślał. Krukon szybko stał się naprawdę bliskim przyjacielem Vin-Eurico, ale w tej chwili nie mógł mu pomóc. Gryfon po prostu potrzebował od niego czegoś innego, niż przyjacielskiego ramienia. To mogła za to zaoferować mu Blaithin, którą jeszcze nigdy się nie zawiódł. Może i żartował, że po tamtym pierwszym pocałunku jej rady jakoś mocno na niego nie wpłynęły, ale zdecydowanie przesadzał. Panna Dear bowiem potrafiła pokazać mu, że przesadza, że jego problemy wcale nie muszą być problemami. Jednocześnie jednak wysłuchiwała każdego jego słowa i sprawiała, że czuł się tak, jak gdyby faktycznie ją to interesowało. W takich chwilach zapominał, że ona mu niewiele o sobie mówi. Skoro ona czuła się z tym komfortowo, to on nie chciał tego zaburzać. - Tak, kiepskie - przytaknął trochę beznamiętnym tonem, gubiąc się na chwilę we własnych myślach. Widział, że Blaithin chyba trochę go rozumie, a przynajmniej ogranicza się od ironizowania. Dlaczego Leo zawsze obarczał innych swoim słabym humorem? Może Gryfonka miała ochotę, żeby wyjść na dziką imprezę na plaży, a on właśnie ją przybijał? Co do wymawiania imienia, to Fire nie powinna się martwić, bo Leo by ono chyba teraz w ogóle nie przeszło przez gardło. Najwyraźniej sama próba powodowała jego ściśnięcie... - Chyba po prostu nie jestem w jego typie... - głos załamał mu się żałośnie, przez co przymknął na chwilę powieki zażenowany. Odchrząknął cicho, chcąc się zebrać w sobie. Fire i tak wiedziała, o kogo chodzi.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire pamiętała, jak podeszła do sprawy, kiedy to jej serce zostało zmiecione w proch przez chłopaka z Durmstrangu. Zamknęła się w sobie, nie jadła, nie piła, wszystkich traktowała jak wrogów... Ale była zaledwie dziewczynką. A Leo był dorosły, więc naturalnie powinien podchodzić do sprawy z trochę większym opanowaniem. Ale Blaithin wiedziała, jakie trudne to było, kiedy w grę wchodziło najsilniejsze z uczuć. Współczuła nieco ćwierćolbrzymowi. Nie dość, że zakochał się w przyjacielu, to jeszcze facecie, a na dodatek Ezra najwyraźniej go nie kochał. Ech. - To chyba znaczy, że tylko tak przypuszczasz czy może jakoś dał ci to do zrozumienia? - spytała, chcąc dowiedzieć się trochę więcej, bo sytuacja była cholernie niejasna. Leo wiedział od dawna czy może dopiero co sobie uświadomił? Wyznał to Ezrze tak po prostu? Wszystko zrobiło się jakieś pogmatwane. - Leo... - powiedziała cichszym, delikatniejszym tonem. Wiele można było o Fire powiedzieć, ale zrobiłaby naprawdę wiele, żeby ulżyć Leo w cierpieniu. Szkoda tylko, że po prostu w tym aspekcie była bezsilna. Żadne zaklęcie nie potrafiłoby zmusić Clarke'a do odwzajemnienia uczucia Gryfona - a zresztą bez wątpienia Leo nie chciał takiego rozwiązania. Zresztą, pewnie mu samemu ciężko było stwierdzić, czego tak naprawdę chce. Nie wiedziała, czy powinna go jakoś objąć, pogłaskać, potrzymać za rękę. Dla Szkotki takie gesty wydawały się jakieś obce i dziwne. Kolejny raz doszła do wniosku, że jest wyjątkowo upośledzona jeśli chodzi o tego typu kontakty... Z westchnieniem wyciągnęła rękę, że delikatnie zaczesać jeden z kosmyków za ucho chłopaka. Nie było to nic wielkiego, zwykłe przelotne muśnięcie. Nie ryzykowała tego, że odskoczy jak oparzona. Fire chciała, żeby na nią spojrzał i zobaczył, że może znaleźć w jej błękitnych oczach chociaż trochę oparcia. - Jeśli wolisz pomilczeć, to możemy pomilczeć. - zapewniła. Wiedziała, że rozmowa może przynieść ulgę, ale także przywołać na nowo wspomnienia i zwiększyć ból. A bólu mogło być w końcu tak wiele, że nie zdołałaby go złagodzić. Ale przynajmniej przejęłaby chociaż połowę tego ciężaru.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Wcale nie czuł się jak dorosły mężczyzna. Znaczy, nie czuł tego właściwie nigdy, mając wrażenie, że zatrzymał się na jakimś takim uroczo dzieciakowatym etapie. W końcu dalej mieszkał w Hogwarcie i odwiedzał rodziców tak często, jak tylko mógł. Podróżował sporo zawsze, nawet jako nieletni. Co zatem niby świadczyło o jego dojrzałości? Czasem myślał, że po prostu mu jej brakowało i tylko się ośmiesza, gdy wspomina komuś, ile w rzeczywistości ma lat. Z wielką ulgą zatem przyjmował myślenie, że "wiek to tylko liczba" - i nie chodzi tu o żadne dziwne związki i różnice wiekowe, tylko o zwykłą dojrzałość. Wiedział jednak doskonale, że gdyby tego typu sytuacja przytrafiła się parę lat wcześniej, mógłby reagować o wiele, wiele gorzej. Zostańmy po prostu przy stwierdzeniu, że nie ucierpiałby tylko kufer. - Och, nie, mamy pewność - przełknął z trudem ślinę, czując rozlewające się po podniebieniu rozgoryczenie. Ciężko było usłyszeć coś takiego. Ezra był niesamowicie delikatny, Leo dalej nie potrafił zrozumieć jego wyrozumiałości... Ale tego po prostu nie dało się złagodzić. Tak czy inaczej wszystko kończyło się tym, że Gryfon był nieodpowiedni. Nie chciał się rozdrabniać i zastanawiać, co jest powodem. Może Clarke po prostu zupełnie nie dopuszcza do siebie możliwości bycia w związku z drugim mężczyzną, może charakter Leo pasuje mu tylko na przyjaciela, a może po prostu nie chce żadnej głębszej relacji. Do wszystkiego miał prawo. Doceniał, bardzo doceniał jej starania. Wiedział, że nie lubi dotyku i że pewnie czuje się niesamowicie niekomfortowo, ale sama inicjowała kontakt, aby mu pomóc. Co więcej, idealnie z tym wszystkim trafiała. Uśmiechnął się, dość smutno, ale przynajmniej szczerze. - Czuję się głupio - poinformował przyjaciółkę po krótkiej chwili milczenia. Tak, to było to. Ezra mógł mu mówić, żeby nie czuł się zażenowany, ale wyjątkowo ciężko było to wykonać. - I nie wiem jak się zachowywać. Po prostu... to bolesne, a ja się tego nie spodziewałem. - O wiele łatwiej było przedstawiać to w ten sposób. Nie musiał wchodzić w szczegóły, chociaż w gruncie rzeczy chciał. Wtedy Fire byłoby łatwiej zrozumieć zaistniałą sytuację, prawda? A skoro Leo już wciągał ją w temat, to powinien zrobić to odpowiednio. Zrobiło mu się zimno, ale nie w taki fizyczny sposób, tylko bardziej psychiczny - tak jakby dotarło do niego, że jest samotny. Vin-Eurico rzadko miewał takie sytuacje, zawsze potrafił sobie kogoś przygruchać i gdyby tylko chciał, teraz również dałby sobie radę. Problem polegał na tym, że nie chciał, a to jeszcze bardziej wytrącało go z równowagi. Wszystko się zmienia, hm? - Będzie ci bardzo przeszkadzało, jeśli... - odruchowo przysunął się do Blaithin, chcąc ją objąć i po prostu poczuć przy sobie, ale ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu, mając wrażenie, że jest równie idiotyczne jak inne, które wpadały mu do głowy. Pokręcił więc nią lekko, aby pokazać, że już nieważne. Może lepiej niech sobie jeszcze trochę pogada? Większych bzdur powiedzieć mu się pewnie już nie uda. - Nie chciałem mu mówić, wiesz? Zresztą, to tak świeża sprawa, że ja sam nie wiem co o tym myśleć, co dopiero zrzucać na niego taką sensację. Jestem prawie pewny, że przy Agrios jest jakiś taki... taki efekt, podobny do veritaserum? - Zmarszczył lekko brwi, nie wiedząc jak to wyjaśnić. Och, Fire nawet nie znała szczegółów z jego wyprawy z Ruth. - Zaczęło się od tego, że poszedłem z jego przyjaciółką po krople łzy księżyca, żeby dać mu w prezencie. To w sumie dość skomplikowane, w każdym razie w pewnym momencie płynęliśmy jakimś strumieniem i... I z jakiegoś tajemniczego powodu po prostu przyznałem, że go kocham - brzmiał dziwnie, miał tego świadomość, ale z każdym słowem odczuwał nie tylko nagromadzony smutek, ale i ulgę. To pomagało, naprawdę. Kiedy mówił to wszystko, kiedy mógł to usłyszeć poza własnymi myślami, jakby nabierało sensu. - Ciężko o czymś takim nie myśleć, więc wczoraj na moście... - Sapnął cicho z frustracją. Ależ był na siebie zły! Gdyby tylko udało mu się powstrzymać, nie mieliby teraz tego problemu. Leo pocierpiałby sobie w ciszy, ale ostatecznie przecież wmówiłby sobie, że mu przejdzie. W końcu już na moście spodziewał się negatywnej reakcji. Prawdę mówiąc, nie ośmieliłby się nawet marzyć o pozytywnej.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire nie miała za złe Leo, że pomimo upływu lat nadal zachowuje się jak jej rówieśnik. Wręcz przeciwnie, właśnie dlatego tak dobrze się z nim dogadywała. Mogli śmiać się z niepoważnych rzeczy i bawić tak, że następnego dnia Blaithin musiała przygotowywać eliksir na kaca. Taka beztroska była piękna. I Fire nie chciała, żeby kiedykolwiek się kończyła. Najchętniej zatrzymałaby się na tych siedemnastu albo osiemnastu latach. A miłość, niestety albo stety, zmuszała do dojrzałości. Do przyszłościowego myślenia, poświęcenia, rozumienia pewnych spraw, nauki wybaczania... To nie było coś, co można traktować lekko, jeśli chciało się mieć ją jak najdłużej. Nie wątpiła, że Leo zakochał się naprawdę - nie bagatelizowała tego, jako przelotnego uczucia, bo przecież tych Gryfon aż tak nie przeżywał. Chociaż Fire wolałaby, żeby okazało się, że jednak nie ma racji. Wtedy ból mógłby przeminąć po jakimś czasie. Rana mogłaby się zagoić i zmienić w bliznę. - Hm - spuściła wzrok, bo tak smutnego uśmiechu nie potrafiła znieść. Wolała już wpatrywać się w kołdrę między nimi, dzięki temu nie ryzykowała, że nagle się rozczuli. Wyczuwała bezbłędnie emocje targające Leo - trudno było je zignorować. Tchnęło od niego cierpieniem i w jakiś sposób łamało to serce Szkotki. Jak można było pozwolić, żeby ktoś tak kochany, czuł się teraz równie okropnie? Clarke, coś ty najlepszego narobił. - To zrozumiałe. - odparła, bo kto nie czułby się głupio? - Mimo wszystko nie potępiaj się, Olbrzymie. Jesteś tylko człowiekiem. Każdy miał prawo robić głupie rzeczy, a to, że Leo zdarzało się to częściej niż innym to nie było aż tak poważnym problemem. Po historii z pocałunkiem przyjaźń chłopaków nie legła w gruzach, a nawet się rozwinęła. A przecież Vin-Eurico też był przestraszony i niepewny, zagubiony i niemalże zdruzgotany. Fire nie była naiwna. Po prostu wiedziała, że wystarczyło się nieco uspokoić i popatrzeć na wszystko z zimną krwią. Pozwolić sobie na odrobinę nadziei. - Nikt się nie mógł tego spodziewać. A zresztą, nawet jeślibyś się spodziewał, nie zmieniłoby to za wiele. Ważne, żebyś jakoś wytrzymał ten ból. - podniosła wzrok na chłopaka, starając się stanowczym tonem dodać zarówno sobie jak i jemu pewności siebie. Nie planowała bawić się w jakieś życiowe mądrości, ale wiedziała, że Leo potraktuje jej słowa poważnie, więc nie szkodziło spróbować. - Nie, właściwie to wcale nie - zapewniła szybko, trochę za szybko, starając się ukryć to, że cała aż zadrżała, kiedy chciał ją objąć. Wystarczy się przemóc, Fire, tylko odrobinkę. Ale nagła blokada sprawiła, że w ogóle nie mogła się ruszyć, a co dopiero przytulić Leo. Teraz to sama poczuła się głupio. - Obaj byliście w szoku, może powiedział coś, czego nie miał na myśli, albo po prostu źle się wyraził. - podjęła próbę usprawiedliwienia Ezry, chociaż nie do końca wiedziała, czy to ma jakiś sens. Jeśli naprawdę nie czuł nic więcej do Leo - po co się oszukiwać? Próżna nadzieja mogła tylko wyrządzić więcej szkód. - Może dajcie sobie trochę czasu i spróbujcie porozmawiać. Będziecie wiedzieć na czym stoicie, co zrobić dalej... Ale... myślę, że lepiej było powiedzieć Ezrze prawdę niż go okłamywać. Nie wyobrażała sobie, że Vin-Eurico mógłby utknąć w friendzone, a ona nawet by nie wiedziała. Dziwne, że to właśnie Fire, która zazwyczaj pesymistycznie podchodziła do życia, teraz doszukiwała się chociaż najdrobniejszych pozytywnych aspektów. - Pewnie trudno ci w to uwierzyć, ale to jeszcze nie jest koniec świata, Olbrzymie. - uśmiechnęła się blado.