Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Wydawało się, że Daisy gra całkiem spokojnie, bo ani nikt w nią nie uderzał tłuczkami, ani ona sama nie próbowała tego robić. Nic dziwnego, że łapanie kamyków wychodziło jej tak świetnie i miała ich już dobry tuzin. Śmigała na swojej super miotle, nie dając się trafić żadnemu tłuczkowi, które chociaż nie odbijane w jej stronę, to wydawały się same za nią latać. I znowu jeden z nich był wyjątkowo uparty i Daisy już widziała śmierć w oczach i niemalże wyobraziła sobie jak ląduje na ziemi razem z koszem kamyków, które rozsypują się dookoła i może jeszcze połamaną miotłą. Przyśpieszyła jednak i przechytrzyła wszystkie te okropne piłki, w końcu miała z nimi niemałe doświadczenie. Złapała przy okazji jeszcze parę kamyków, szło jej naprawdę wyśmienicie.
Lawirowanie między graczami nie przyniosło skutku, wobec czego postanowił się dla odmiany odłączyć i polecieć gdzieś w bok, gdzieś bliżej trybun. Tam go jeszcze nie było, a może właśnie powinien zajrzeć i w tamte zakamarki boiska? Głosik w głowie powiedział mu, że gdyby się lepiej skupiał na kibicach swojej drużyny, może jakaś dobra duszyczka wskazałaby mu paluszkiem, w którym kierunku poleciał złoty znicz? Idealnym scenariuszem byłoby, gdyby ktoś z trybun go złapał i po prostu przekazał mu do ręki, ale niestety życie nie było takie proste, natomiast tkwienie dłuższy czas w tych fantazjach mogło poskutkować bardzo bolesnym wybudzeniem wraz z przemieszczeniem kości twarzoczaszki. Robiło mu się już trochę chłodno od nieustannie obijających się o niego fal zimnego powietrza. Również pora dnia stawała się coraz mniej przyjemna. On z kolei czuł się zupełnie nierozgrzany! Może gdyby przed wyjściem na boisko nieco poskakał albo porobił kilka pajacyków, to czułby się lepiej? Mógł sobie tylko gdybać - zresztą robił to przez cały mecz, najczęściej przywołując myśl: "Dlaczego, na gacie Merlina, ja zostałem szukającym?". I choć nie spodziewał się, odpowiedź przyszła do niego właśnie w tym momencie, gdy zbliżył się do wieżyczki jednej z trybun. Złoty znicz nie tylko zamajaczył mu przed oczami - on wręcz uderzył go w czoło! Zdezorientowany machnął ręką przed sobą, chcąc jednocześnie go złapać i odgonić. Na szczęście pierwsza z tych akcji zakończyła się powodzeniem. Przez dwie sekundy patrzył z niedowierzaniem we własną dłoń zaciśniętą na złotej, skrzydlatej piłeczce, po czym uniósł w górę pięść ze zniczem i rozpromienił się. - MAM GO! - wrzasnął ile sił w płucach, zupełnie jakby miał go usłyszeć pojedynczo każdy z graczy, każdy z kibiców i sędzia.
To nie była łatwa gra, a raczej nie bolesna. Trudny, bezwzględny sport. Bekah marzyła tylko o ciepłej kąpieli i łóżku. Nawet nie myślała o jedzeniu. Brzuch, ręce, nogi... miała wrażenie, że czuje nawet wnętrzności. Lubiła Quidditch, przecież widać było, że nie została obrońcą na ładne oczy. Gdy nie dostawała wpierdol to dobrze jej szło. Wszystko działo się bardzo szybko. Obrońca Slytherinu spadł z miotły. Nic dziwnego obrywała podobnie tłuczkami, jak Bekah, która cieszyła się w obecnej chwili, że sama tak nie skończyła. Auć, to musiało boleć. Te tłuczki były naprawdę posrane. Uwzięły się na obrońców, a na końcu jednak postanowiły przywalić Hemah. Pierwsza myśl, w głowie Willy była wręcz radosna, gdy to zobaczyła. Niech sobie ta jasnowłosa zobaczy jak to jest oberwać. Ciekawe jak będzie skupiać się na grze po tym... Druga myśl była o kurwa jednego mniej, nie wróży to nic dobrego. I nie wróżyło, widocznie kiedy Peril dostała, skończyło się całe szczęście gryffindoru. Hem nic nie było, z daleka wyglądała jakby nic jej się nie stało. Niestety szczęście poszło się jebać, kiedy mecz zakończył się i szukający Slytherinu zdobył znicz. - Kurwa!
Pogoda uległa ostatnimi czasy pogorszeniu. Temperatura była ledwie powyżej zera, a do tego wiał niezbyt silny, aczkolwiek dość zimny wiatr. Na quidditcha jednak, jak to mówili, pogoda jest dobra albo lepsza i tę uczciwie trzeba było zaliczyć do lepszej. Przynajmniej póki co nie padało. Kiedy obie drużyny pojawiły się na boisku, sędzia przypomniał im zasady. Następnie kapitanowie podali sobie dłonie i po gwizdku, czternaście mioteł poderwało się do góry. Po chwili dołączyły do nich cztery piłki oraz sędzia. Kafel trafił w ręce ścigającego Ravenclawu.
Dawno nie grał w żadnym meczu, ale miał nadzieje, że z jego kondycją nie jest najgorzej. Trochę tęsknił za tym sportem, bo gra zawsze sprawiała mu sporo przyjemności, dlatego cieszył się, że po jego powrocie tak szybko nadarzyła się okazja. Nie miał swojej miotły, na szczęście nowy przewodniczący zadbał o dobre wyposażenie drużyny i trudno było narzekać na sprzęt, który mieli zapewniony. Wziął jedną z ogólnodostępnych dla członków drużyny mioteł i wyszedł na boisku. To on jako pierwszy przejął kafla i chociaż nie miał za bardzo szansy trafić do pętli, to udało mu się chociaż przekazać kafla ich ścigającej, mając nadzieje, że jej uda się rozegrać to trochę lepiej. Grunt, że póki co był w ich rękach.
/5 punktów w kuferku i 6 punktów za miotłę =11
Kostka: 2 Ścigający
Fayette Richerlieu
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177
C. szczególne : tatuaż ćmy pod mostkiem, magiczna proteza prawej nogi
Fayette co prawda była sportowcem, ale w quidditcha jakoś specjalnie nigdy nie wstawiała serca, do czasu, aż przez przypadek nie zaciągniętą ją do drużyny na co w sumie, aż tak nie oponowała. Gry miotlarskie były zabawne, ale nie porywały jej pasji tak jak inne formy aktywności fizycznej. Jednakże rywalizacja dla niej to jak narkotyk, więc hej. Gdy mecz się zaczął na korzyć Kruków była w pełnej gotowości zaatakować. Bacznie obserwowała kafel i towarzyszącego ścigającego, który go trzymał. W jednej chwili nadarzyła się okazja do przejęcia kafla od Luke'a i...... zaraz go straciła chcąc przeszyć obręcz.
Kostka: 5
0 pkt w kuferku.
Ostatnio zmieniony przez Fayette Richerlieu dnia Sob 13 Kwi - 20:36, w całości zmieniany 1 raz
Vinícius Marlow
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Zawsze wydawało mu się, że Quidditch nie jest sportem stworzonym dla niego. Był brutalny, nierzadko bolesny, a przy tym wiązał się z licznymi treningami pochłaniającymi czas, którego miał jak na – hehe – lekarstwo. Rozumiecie, bo chce być uzdrowicielem. Paradoksalne, nieprawdaż? Nie wiedział czy to chęć wykazania się w jakiejkolwiek dziedzinie (choć szczerze w to wątpił, gdyż graczem był raczej przeciętnym), czy może urok ich nieprzeciętnie ładnej i miłej pani kapitan, który urzekł go w czasie treningu, na który uparł się pójść. Niemniej, dołączył do drużyny i miał przed sobą pierwszy w swoim życiu, prawdziwy mecz. I był zupełnie przerażony. Wiedział, że na trybunach pojawi się Finn i to dodawało mu otuchy; kiedy wzbił się w powietrze, dostrzegał go na ławce, tuż obok (@Holden A. Thatcher II) jakiejś maskotki Hufflepuffu. Nie wiedział nawet, że mają takową. Gra się zaczęła i nim zdążył się na dobre skupić, kafel trafił w jego ręce. Chciał podać do któregoś z ich ścigających, lecz niestety Krukoni go ubiegli, odbierając mu piłkę.
Nie szczędziła zirytowania, gdy jednak Puchoni przejęli ICH kafel, ale też nie dała się szybko ponieść emocjom. Wystarczyło być cierpliwym, szybkim i wyszukiwać okazji w każdej sekundzie. A to Fayette potrafiła robić idealnie. Przelatywała po boisku nie spuszczając wzroku z kafla i od czasu do czasu zerkając na rozmieszczenie reszty jej drużyny. Było blisko gola dla przeciwników, ale nie, kiedy Panienka Richerlieu jest na boisku. O nie. Wleciała tuż przed atakującego Puchona i z premedytacją przejęła mu kafla odlatując szerokim łukiem. Ze zwycięskim uśmieszkiem przeleciała część boiska i uznała, że to dobry moment, aby przerzucić kafla do urokliwego ścigającego z własnej drużyny.
Niestety puchoni zabrali im kafla, ale sami też niewiele w związku z tym ugrali. Trzeba było przyznać, że gra rozkręcała się dosyć wolno, nie było jeszcze szczególnie istotnych akcji, na razie tylko przerzucali się z nadzieją, że w końcu uda się faktycznie coś zdziałać. Na szczęście ich drużyna odzyskała kafla, zanim ktokolwiek zdążył zdobyć jakiś punkt. Przejęła go akurat Fay, a Luke zachował całkowitą gotowość, w razie, gdyby chciała mu go przekazać. Faktycznie po chwili kafel powędrował w jego stronę, a on chciał tym razem rzucić do pętli, do której nie miał aż tak daleko. Niestety nie udało mu się to, bo w ostatniej chwili ścigający puchonów znowu odbił im kafla. Nie udało mu się tego powstrzymać i pozostało próbować znowu go odzyskać
Kostka: 3
Makoto Ui
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : blizna na prawej ręce idąca od środkowego palca, aż do łokcia
Pogoda nie była za pocieszna dla Mako, ale z jego buzi nie spadał szeorki uśmiech podniety, gdy wlecieli na boisko. Ah, kochał Quidditcha. Kochał ogólnie wiele rzeczy, ale mecze były wyjątkowo super w jego mniemaniu. Poprawił parę gogli na oczach wiedząc, że w każdej chwili może padać, a u niego zdecydowanie ograniczenie wzrokowe nie wchodziło w grę, gdy chciał znaleźć znicz. Rozgrywka potoczyła się z początku dość wolnie. Przepychanka o kafla szła ścigającym w najlepsze, a po zniczu póki co nie było ani śladu. Latał dookoła boiska uważając, aby przypadkiem nie dostać tłuczkiem czy innym niezidentyfikowanym obiektem latającym.
Kostki: brak Szukający
Ekwipunek::
3 pkt Gier w kuferku Nimbusa 2015(+6), Parę Gogli(+1), Kompas(+1), Koszulkę quidditcha(+1)
Najwyraźniej była skazana na pozycję szukającego; z jednej strony czuła się w tym dobrze, była to dosyć bezpieczna pozycja, z drugiej... Chciałaby się wykazać. Pamiętała jednak, że na ostatnim treningu również nie pokazała się jako najsilniejsze ogniwo tej drużyny. Nie miała więc absolutnie żadnych pretensji do nikogo. Zresztą, mogła poczekać na swoją szansę. A póki co mogła dać z siebie wszystko przy wypatrywaniu znicza. Po ostatnim sukcesie nie trzeba było mówić, że Puchoński ścigający powinien drżeć przed Billie! Cóż, póki co robiła to jednak sama szesnastolatka, uderzana chłodnymi powiewami wiatru. Trzeba było przyznać, Elijah miał nosa, żeby ich przetrenować w złą pogodę. (Chociaż już czuła, że po tym wszystkim będzie tydzień chodziła zakatarzona...) Mocniej naciągnęła więc ubranie pod szyję, wzdychając i na razie nie latając na zbyt dużej wysokości, tym samym próbując się oswoić z nowiutką miotłą. Skąd Elijah je wziął, nie miała pojęcia. Ale może lepiej było nie wiedzieć, do czego był zdolny ich kapitan?
szukająca Kuferek: 6 + 6 (drużynowa miotła) = 12
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Spodziewał się, że będzie umierał ze zdenerwowania, ale nic bardziej mylnego – właściwie czuł się wspaniale. Prawda, pogoda nie była najlepsza, on wciąż nie doścignął dawnej formy, a drużyna miała przed sobą wiele pracy, ale był dobrej myśli. Zresztą prezent jaki sprawił mu – a raczej wszystkim Krukonom – Ezra, poprawiłby mu humor nawet w najgorszy dzień. Nowiusieńkie nimbusy czekały aż dosiądzie ich dumna drużyna Ravenclawu. Kiedy wszedł na boisko, uścisnął rękę @Cherry A. R. Eastwood, z uśmiechem patrząc dziewczynie prosto w oczy. Wiedział, że czeka go nie lada wyzwanie, gdyż dziewczyna również zajmowała pozycję pałkarza. – Powodzenia. – odezwał się i zaraz wzbił się w powietrze. Mecz zaczął się kaflem dla ich drużyny, jednak dojście do bramki przeciwnika nie było tak łatwe, jak by sobie tego życzył. Obie drużyny przerzucały się kaflem jakby trzymały w rękach gorącego ziemniaka, wzbudzając niecierpliwość prawdopodobnie wszystkich innych graczy. W końcu doszedł do wniosku, że czas zadać temu kres. Przyczaił się na tłuczka i odbił go ku Marlowowi, który przejmował właśnie piłkę od Luke'a, ale niestety chybił. Zaklął pod nosem, niezadowolony, choć nie tracił pozytywnego nastawienia.
Punkty: 6 + 6 (moja miotła) = 12
Kostka: 3, chybienie pałkarz
Vinícius Marlow
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Mecz nie zaczął się fascynująco... A może wręcz przeciwnie? Właściwie przerzucanie się kaflem wzbudzało często większe emocje niż sam rzut do obręczy. Dla niego z całą pewnością było to emocjonujące i dość szybko odnalazł się na boisku. Miał niestety wrażenie, że robi więcej niż jego koledzy z drużyny, ale starał się o tym nie myśleć – po prostu działał. Widząc swoją szansę, odebrał kafel Luke'owi. Tłuczek świsnął niedaleko niego, lecz na szczęście go nie trafił, sytuacja za to była idealne by lecieć prosto na bramkę przeciwnika, co też zrobił. Nowiusieńki Nimbus przeszywał powietrze z taką prędkością, że zdawało mu się, że nikt nie jest w stanie go dogonić. Jeszcze tylko trochę, jeszcze rzucić... na bramce był przecież niewidomy obrońca, to nie może być (z całym szacunkiem) zbyt trudne. Wykonał rzut, który zdawał mu się perfekcyjny, lecz niestety Fabien złapał kafla w ostatniej chwili. Żałował, lecz z drugiej strony uznał, że warto było próbować.
Podekscytowana jak zawsze, przy okazji była wściekła jak... osa. Kolory się zgadzały, a nawet zawód, biorąc pod uwagę grę Cherry w Osach z Wimbourne. I chociaż w Huff niesamowicie wierzyła, a także trzymała kciuki za debiut @Elijah J. Swansea w roli kapitana... to dopadły ją bolesne kobiece bolączki. Ten termin był wyjątkowo tragiczny, bowiem żadne eliksiry i inne cuda nie chciały działać... a Puchonka nie zamierzała szczególnie się otumaniać, coby nie stracić ostrości umysłu. Była święcie przekonana, że umiera, ale i tak zadbała o pozytywne nastawienie w drużynie. Ostatecznie zdołała się też szeroko uśmiechnąć do kapitana Ravenclaw, ściskając jego rękę. Wydawał się równie pozytywnie nastawiony i w jego zdrowe podejście do rywalizacji w pełni wierzyła. - Powodzenia! - Zawołała, wskakując na miotłę. Obie drużyny zadbały o wyposażenie i mecze wyglądały jeszcze bardziej profesjonalnie, niż kiedykolwiek. Rozejrzała się po swoim fenomenalnym składzie, wypatrzyła też na trybunach @Holden A. Thatcher II w niesamowitym stroju - pomachała mu pałką, ale nie była pewna czy to dostrzegł. Przerzucali się kaflem bardzo ładnie i naprawdę podziwiała technikę zarówno swoich zawodników, jak i przeciwnych... ale mogliby już zaszarżować mocniej na obręcze. Odbijała tłuczka kilka razy sama ze sobą, mocno tęskniąc za @Neirin Vaughn, który z czystej dobroci serca zdecydował się zastąpić Bri - Puchonka nie miała możliwości zagrać w meczu. W końcu nadarzyła się okazja, kiedy Viní śmignął do przodu w stronę... @Fabien E. Arathe-Ricœur. Cher zamachnęła się pałką o sekundę zbyt szybko i nie miała już jak wyhamować, ale kompletnie nie wyobrażała sobie scenariusza, w którym uderzałaby chłopaka tłuczkiem. Musiała zebrać się w sobie Wystarczyło tak krótkie zawahanie, aby posłała piłkę krzywo... Obrońca wywinął się małemu złośliwcowi i nie miał większych trudności ze złapaniem kafla. Cherry przeleciała bliżej obręczy, by móc krzyknąć do Krukona. - TY MI SIĘ LEPIEJ NA OCZY NIE POKAZUJ PO TYM MECZU!
Co się dzieje. Czemu on tu znowu jest. Czemu wsadzono go na miotłę i uznano, że zrobienie z niego obrońcy to wspaniała rola. Bo obronił z raz w ostatnim meczu? No trafiło się ślepej kurze ziarno. Czy tam kafel. A teraz nawet dostał profesjonalną miotłę! Miał wrażenie, ze tylko się u niego marnuje. Ale zaciągnięto go niemalże siłą, obiecując też poczwórnie czekoladowy tort z polewą czekoladową, kremem czekoladowym i wiórkami czekoladowymi. A do tego gorącą czekoladę. Jeśli dotrzymają słowa, to wszystko im wybaczy. Wisiał w powietrzu, czując, jak włosy rozwiewa mu wiatr. Tyle dobrego, że nie przeszkadzały w oglądaniu boiska. Ha. Czarny humor się go od zawsze trzymał, ale teraz tym mocniej. Tłuczek przeleciał gdzieś nieopodal, słyszał, jak przeciął powietrze metr od niego. Ale nie skupiał się aż tak mocno, wychylając zaraz w bok i ryzykowanie puszczając miotły. Złapał oburącz kafel, przez dobre kilka sekund nie będąc w stanie zrozumieć, co właśnie uczynił. Prawdopodobnie wyczerpał limit szczęścia do końca tego meczu. Rzucił kafla w stronę przelatującego nieopodal ścigającego, zanim zagryzł wargę. - Przepraszam! - Ciężko rzec, czy na myśli ma krzywe podanie do ścigającego, czy fakt, że obronił, a Cherry widząc jego osobę z miotłą w ręce, była niesamowicie wściekła.
5 > 2 Kuferek: 4 + miota (+6) Przerzut 1/1
Fayette Richerlieu
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177
C. szczególne : tatuaż ćmy pod mostkiem, magiczna proteza prawej nogi
Szybko, szybko, szybko. Kafel w rękach żółtych, tu przejęcie, tam odbicie, tu podanie. Sytuacja wydawać się mogła bardzo niechaotyczna i dosyć nudnawa, do czasu, aż Puchoni nie odważyli się otwarcie zaatakować obręczy niebieskich. Fay patrzyła z trwogą jak kafel leci w stronę ich niewidomego obrońcy. Co jak co, nie żeby miała coś przeciwko niemu. Z tego co słyszała był całkiem dobry w swym fachu i obronił już nie jedną bramkę, ale każdemu kiedyś kończy się dobra passa. Nie tym razem jednak, na co ona odetchnęła z ulgą szybko wlatując w przestrzeń powietrzną Fabiena, aby odebrać od niego kafla. Znowu w grze, znowu na połowie przeciwnika. Tym razem musi im się udać. Jednakże sama Fay została przyblokowana, więc grając bezpiecznie, podała kafla członkowi drużyny.
Zatrzymała się tylko na chwilę, kiedy Puchoni atakowali ich obręcze; nie tylko ciało Billie zastygło w bezruchu, ale i serce. Odkąd ćwiczyła z Fabienem w parze, czuła o chłopaka trochę większa troskę niż kiedy zupełnie go nie znała. Widziała, jak chłopak panikował wtedy, to co musiało dziać się w jego głowie teraz? Na szczęście pałkarka nie miała cela. A może po prostu jej też się zrobiło szkoda Fabiena? Billie wcale by się nie zdziwiła! Współczucie było bardzo mocną bronią. Mogła więc spokojnie kontynuować swój lot. Powoli zaczęła się wznosić ponad resztę graczy - z tej pozycji o wiele łatwiej było mieć wszystko pod kontrolą. Na razie mecz nie wydawał się być jej porywający. Brakowało jej wiekszego zaangażowania u ścigających. Nie żeby kogoś krytykowała, ale... No kiedy tak tylko podawali między sobą kafla, Billie aż ciężko było wysiedzieć na miotle i skupić się na własnym zadaniu! Być może dlatego nawet złoty błysk nie mignął jej przed oczami... Billie nie była wielozadaniowa, a emocje zdecydowanie nie pomagały jej w skupieniu się. No dalej, dalej Krukoni!
Makoto Ui
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : blizna na prawej ręce idąca od środkowego palca, aż do łokcia
Dalej nic się nie dzieje. Dalej chmury są szare, trawa zielona, a ścigający drużyn się bawią w kotka i myszkę. Nawet Pałkarze nic sobie nie robią i wydaje się, jakby nie potrafili celować. Viní przy poręczy. - DAJESZ VINIII!!! - Krzyknął, ale po chwili się załamał, że ślepy Krukonów dał radę to odebrać. A nawet ich kapitan nie dała rady go trafić. - No weź, Cherry! Serio nie mogłaś go trafić?! - krzyknął do niej, chociaż po chwili skulił się na miotle za późno gryząc się w język. Lepiej nie zadzierać z Puchonką, która może "przypadkiem" strzelić tłuczkiem w nie tego co trzeba. Nawet jeśli Mako był cały na żółto. A Zniczu jak nie było tak nie ma. Nosz cholera.
Gra toczyła się wystarczająco długo, żeby był już czas na jakąś bramkę, zdobyte punkty, przewagę którejś drużyny. Chyba jednak się nie zapowiadało, bo nawet kiedy była już okazja dla puchonów, udało się uniknąć bramki. Obrońca krukonów był naprawdę dobry, mimo przeszkód, które jak można by pomyśleć uniemożliwiały skuteczną grę. A jednak, udało się, a Fya zaraz przejęła kafla. Wiedział, że w tym położeniu nie będzie mogła zrobić zbyt wiele, więc przygotował się na przejęcie. Kiedy go złapał był jednak zbyt daleko, żeby zdziałać coś samemu bez narażenia się na przejęcie przez puchonów, więc odrzucił go do dziewczyny, która poleciała już w inne miejsce. Oby tym razem nikt nie zabrał im go przed czasem.
Kostki: 4
Fayette Richerlieu
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177
C. szczególne : tatuaż ćmy pod mostkiem, magiczna proteza prawej nogi
Naprawdę było nieciekawie. I to tak dosłownie dosłownie. Chociaż ścigający tacy jak ona mieli ręce pełne roboty i przerzucania kaflami, tak cała reszta spektaklu była dosyć kiepska. Pałkarze się nie wykazywali. Tłuczki świstały jej koło uchu, ale odziwo nikt jeszcze nie dostał. Nikt z miotły nie spadł. Nikt się nie zabił. Popatrzyła na szukających, ale ani Kruczy, ani Borsuczy miotlarz nie byli zanadto zajęci gonieniem niczego. Z kolei w jednej sekundzie świat trochę ruszył z kopyta. Nareszcie nadarzyła się okazja. Fay dostała kafla od Luka i miała piękną, czystą obręcz przed sobą. Była gotowa, aby trafić. Rzuciła z całej siły licząc, że przechytrzy rudego osiłka.
Kostka: 1
Seth I. G. Hawke
Rok Nauki : VII
Wiek : 23
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : cieniuje oczy, blizna na karku, brak palca, wygląda na biedaka
Seth powinien wyglądać na zagubionego bardziej niż nawet ich niewidomy obrońca. W końcu nie dość, że tak naprawdę nie wiedział, kto jest w jakiej drużynie (Hawke dalej nie nauczył się tego, że w Hogwarcie istniały cztery domy) to też rzadko grywał w Quidditcha i samo utrzymywanie się na miotle było... dziwnie obce. Gdyby nie namowy ich zapalonego do zwycięstwa kapitana, zapewne nie wiedziałby, że w tej szkole odbywają się jakieś rozgrywki. Istniał w nieco innym świecie, zajmował głowę odmiennymi sprawami, a walka o punkty wydawała się Sethowi całkiem zabawnym zwyczajem ludzi. Bez rywalizacji źle się czuli. Musieli czasem powrzeszczeć i ponabijać sobie guzy. Przybył po odpowiednich zachętach, odziany w niebieskie szaty drużynowe, ze swoim nazwiskiem i numerkiem, a nawet z drewnianą pałką w dłoni. Palce zaciskały się na niej pewnie i mocno, mięśnie na ramionach prężyły pod materiałem ubrań. Nie znał praktycznie nikogo z grających, nie wiedział w kogo ma celować, ale zamierzał uderzać w te latające piłeczki, choćby dla samej satysfakcji płynącej z rozgrzania mięśni. Latał tu i ówdzie, co jakiś czas posyłając tłuczki w przelatujących graczy, nie zwracając uwagi na to czy nosili barwy takie jak on czy też żółte, czy trzymali pałki, szukali znicza, bronili pętli albo walczyli o kafla... Seth skupił się tylko na waleniu w tłuczek, co w pewnym momencie poskutkowało tym, że razem z Elijahem wymieniali podania. Kapitana twarz pamiętał, więc w niego nie atakował, a tylko oddał mu piłkę. On lepiej wiedział, gdzie należy trafiać i kto jest wrogiem, a kto przyjacielem.
2
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Gra w końcu nabrała rozpędu. Marlow błyskawicznie doleciał do ich bramki, a Cherry przyczaiła się na tłuczek, chcąc uniemożliwić Fabienowi obronę. Był moment kiedy myślał, że dziewczyna trafi i, prawdę powiedziawszy, serce stanęło mu na moment. Dużo ryzykowali stawiając Fabiena na bramce – był skuteczny, ale niestety, wciąż pozostawał niewidomy, co znacznie osłabiało możliwości obrony. Na całe szczęście tłuczek nie poleciał idealnie, a obrońca dał radę się wywinąć i obronił gola. – Dobrze, Fabien! Tak trzymaj! – wrzasnął i powrócił do gry. Kafel trzymał się rąk ich ścigających, co przyjął z dużą ulgą. Nagle Fayette wystartowała ku obręczy i rzuciła kafel, a Seth podał mu tłuczek. Chciał go odbić, lecz nie miał możliwości by zrobić to celnie, odbił go więc z powrotem ku Sethowi, licząc, że ten podoła zadaniu.
Kostka: 3 -> przerzut na 2
Seth I. G. Hawke
Rok Nauki : VII
Wiek : 23
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : cieniuje oczy, blizna na karku, brak palca, wygląda na biedaka
Najwyraźniej nieźle się zgraliście, bo w całym tym chaosie zdołaliście okiełznać tłuczka i odpowiednio go między sobą pokierować. Seth skupił się na obserwowaniu Ciebie, jak gdyby miał w ten sposób wyłapać odpowiednią ofiarę. W kogo celowałeś? Gdzie był ten kafel? Rozejrzał się i dostrzegł, że najwyraźniej chodziło o żółtego obrońcę. Wyglądał na niezłego byczka. Seth po raz kolejny wymierzył pałką i posłał tłuczek, ale nie trafił. Nie to żeby się tym wybitnie przejął, gra najwyraźniej trwała nadal i nie zrujnował szans... tej drużyny, tak.
5
Makoto Ui
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : blizna na prawej ręce idąca od środkowego palca, aż do łokcia
Akcje pierwszorzędne. Istny chaos i przerzutki. Tu kafel, tam kafel. Tu tłuczek, tam tłuczek. Miotły prawo. Miotły w lewo. No normalnie jak gra w tenisa. Raz na jedną stronę boiska. Raz na drugą. Kibice za niedługo dostaną jakiejś kontuzji szyji zapewne od tych nagłych manewrów głową na prawo i lewo. Sam Mako z lekkim napięciem obserwował swoją drużynę dopingując ich ze swojej miotły. Nie marnował jednak czasu tylko na oglądanie kaflowych derbów. Wytężał wzrok, aby znaleźć ten cholerny znicz.
Wszystkie emocje bardzo odbijały się na twarzy Billie - dziewczyna coraz bardziej niepokoiła się kondycją tej drużyny, co objawiało się w ciągłym marszczeniu brwi i przygryzania spierzchniętych ust. Było coraz chłodniej, a i od trybun nie biło rozgrzewające wsparcie. Nie takie, jakie powinno! Czuła się głupio, krążąc tak głupio po boisku, kiedy znicz przepadł jak kamień w wodę. Jakby zupełnie nie został wypuszczony! Zerknęła ku Puchońskiemu szukającemu, jakby sprawdzała, czy chłopak radzi sobie trochę lepiej od niej. Nic jednak na to nie wskazywało, skoro chwilę wcześniej zajmował się wykrzykiwaniem czegoś do swojej drużyny, a teraz nigdzie mu się nie spieszyło. Byli siebie warci.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Nudno. Wszystko gdzieś się działo daleko. Nikt nie podlatywał. Nawet żaden zbłąkany gołąb. Chociaż może to i lepiej, bo by Nei jeszcze zaczął hodować gołębie. Nie ma miejsca w ogrodzie na gołębnik. Gdzie on by postawił gołębnik, skoro chce mieć kurnik? Ale bo to za kurnik bez koguta, koguty są śmiercionośne dla bazyliszków. Na tych rozmyślaniach minęła mu ta część meczu. Cherry się wkurzała na niewidomego obrońcę (o, hej, mają niewidomego, ciekawe, czy dałby sobie oko wydłubać, skoro i tak mu zbędne?), znowu sobie podawali, gdzieś tam tłuczki przelatywały. Kafel. Zamrugał, widząc pędzącego w jego stronę ścigającego Ravenclawu, który rzucił zaraz piłkę. Niewiele myślą, Vaughn wyprostował nogę i kopnął kafla w stronę Jacka. - Łap. Pokaż im, jak to się robi - dodał jeszcze, bo jakoś w Vina na pozycji ścigającego nie wierzył. Kiepsko mu to idzie.