Jest to duża powierzchnia o owalnym kształcie, rozmiarów około 55 na 152 metry. Po dwóch przeciwnych końcach, na polach bramkowych umieszczone są trzy tyczki, każda z obręczą na czubku, do których to wrzuca się kafla. Po środku znajduje się koło środkowe, skąd na początku meczu wypuszcza się piłki. Odbywają się tu wszystkie rozgrywki Quidditcha między domami, a także treningi drużyn. Czasem uczniowie przychodzą sami, bądź większymi grupami by polatać sobie dla przyjemności.
Wydawało się, że Daisy gra całkiem spokojnie, bo ani nikt w nią nie uderzał tłuczkami, ani ona sama nie próbowała tego robić. Nic dziwnego, że łapanie kamyków wychodziło jej tak świetnie i miała ich już dobry tuzin. Śmigała na swojej super miotle, nie dając się trafić żadnemu tłuczkowi, które chociaż nie odbijane w jej stronę, to wydawały się same za nią latać. I znowu jeden z nich był wyjątkowo uparty i Daisy już widziała śmierć w oczach i niemalże wyobraziła sobie jak ląduje na ziemi razem z koszem kamyków, które rozsypują się dookoła i może jeszcze połamaną miotłą. Przyśpieszyła jednak i przechytrzyła wszystkie te okropne piłki, w końcu miała z nimi niemałe doświadczenie. Złapała przy okazji jeszcze parę kamyków, szło jej naprawdę wyśmienicie.
Nadal nikt nie chciał jej zastąpić na zaszczytnym i niezasłużonym stanowisku kapitana, więc co zrobić? Trzeba było znowu stawać na murawie, ściskać dłonie bardziej ogarniętym w quidditcha i udawać, że wie się co się robi, żeby potrzymać morale. Prawdę mówiąc średnio widziała ten mecz. Najgorsze w tym wszystkim było to, że ich marne przygotowanie było wyłącznie jej winą. Była człowiekiem od kryzysów - wkraczała, kiedy było chujowo, znajdowała lepszych od siebie, a kiedy było już okej, wycofywała się w wygodne, pozbawione obowiązków miejsce na końcu szeregu. Ostatnie mecz z Ravem, chociaż przegrany, rozegrali fantastycznie. Mieli pełną drużynę, umieli współpracować - Gemm nie była już potrzeba. Nie miała już takiej motywacji do organizacji treningów, jak wtedy kiedy ssali i to połową składu. Liczyła na to, że ten mecz będzie łatwy. Drużyna Gryfonów na początku sezonu składała się z 3 osób w pełnym składzie- dobrych, ale nadal tyko 3. Teraz nagle udało im się pozbierać do kupy. Noż chuj. Dla niej była to fatalna informacja, ale troszeczkę, po cichutku sympatyzowała z @Lysander S. Zakrzewski. Doskonale wiedziała jak się czuje. Ona też przejęła drużynę w kompletnej rozsypce, chociaż on przynajmniej nie awansował na tę funkcję z pozycji rezerwowego. Tak czy siak domyślała się, że sra po kostkach przed swoim debiutanckim meczem. Ściskając chłopakowi rękę przed startem, posłała mu szybki uśmiech i puściła dyskretnie oko. Było to też poniekąd zagranie taktyczne - z pałkarzami lepiej było trzymać sztamę, szczególnie tymi Gryffindoru, którzy słynęli z pojebania. Chwilę później wystartowali. Wszystko szło zniewalająco szybko. Już w pierwszej minucie Jack dostał tłuczkiem, ale Gemma szybko wyrwała kafla lasce, która go po nim przejęła. Pomknęła w stronę pętli i rzuciła.
Szczerze mówiąc, Margo nie przepadała za qudditchem, ale skoro nie miała innego wyjścia, nie mogła zawieść swojej drużyny. Niewielu umiało latać na miotle, a to akurat Hayderównie wychodziło całkiem dobrze, dlatego przystała na propozycję zastępstwa. Mogła się wyżyć na innych, strzelając w nich tłuczkami. No bo kto by się spodziewał, że takie wątłe, delikatne dziewczę mogło mieć w sobie tyle brutalności? Kiedy tylko spostrzegła nadlatujący tłuczek, uderzyła go, celując prosto w obrońcę Gryfonów, by ułatwić swoim strzelenie gola. Niestety nie wycelowała zbyt dobrze, więc piłka zamiast trafić w Biancę, odbiła się od jednej z obręczy i wróciła do gonienia zawodników na boisku.
Bianca lubiła mecze, lubiła tę typową adrenalinę i stres, a przede wszystkim satysfakcję po udanych akcjach jej drużyny. Cieszyła się, że frekwencja na meczu była o niebo lepsza niż na treningach, a przede wszystkim na ostatnim treningu. Obserwowała przebieg gry, starając się nie myśleć słabym samopoczuciu, nie miała teraz na to czasu, liczył się mecz. Gdzieś na trybunach mignęła jej Fire i miała wrażenie, że ją usłyszała, ale pewności stuprocentowej nie miała. Poczuła nagle zawroty głowy i musiała przymknąć oczy, żeby nie spaść z miotły. Kiedy je otworzyła z trwogą dostrzegła, pędzącego ku niej ścigającego Hufflepuffu. Zareagowała za późno. Kafel przeleciał przez obręcz. - Ssijcie jaja Craine'a. - mruknęła.
Słyszała każde uderzenie swojego serca. Waliło jej w piersi niemalże równie mocno, jak robiło to za pierwszym razem, gdy wsiadała na miotłę podczas prawdziwego meczu. To już nie były głupie zabawy z siostrą. Ta świadomość zaskakująco ją przytłaczała, ale i zarazem rozgrzewała od środka. Pomimo lekkiego stresu rwała się wręcz do wejścia wreszcie na miotłę, więc gdy tylko gra się rozpoczęła, natychmiast odbiła się od ziemi, aby wzlecieć jak najwyżej. Krążyła ponad głowami innych, a jej emocjami kierowały okrzyki tłumu. Gdy czerwona strona boiska ryczała z zachwytu podczas obrony Bianci, Trixie krzyczała razem z nimi. Dopingowała też swoją kuzynkę, którą raz nawet klepnęła w ramię w ramach pokrzepienia. Utrata kafla to żaden wstyd. Gra była tak dynamiczna, że nie dało się tego uniknąć. Bam, nagłe mignięcie złota na niebie zwróciło jej uwagę. Trixie skierowała się w stronę tajemniczego czegoś, walcząc z uparcie wdzierającym się do oczu śniegiem. Niestety, jej ochraniacze nie chroniły przed utrudnieniami ze strony kapryśnej pogody. Nie przeszkodziło jej to jednak w zorientowaniu się, że to znicz tak nieśmiało błyszczał w oddali. Przyspieszyła, wychylając się na szkolnej miotle i nawet nie zdążyła się zorientować kiedy zaczęła już zaciskać palce na zniczu. Oszołomiona nagłym uderzeniem emocji, wzniosła dłoń z piłeczką ponad głowę i zamachała nią uroczyście. Chyba właśnie zakończyła mecz. Kurcze… czy on czasem dopiero co się nie zaczął?
Punktów mam na jeden przerzut, ale to nieważne. 5 i 5
Limiera zaskoczyło to, jak szybko Gryfoni zdobyli znicza. Myślał, że mecz się rozciągnie, tymczasem sporo osób nie dostało nawet szansy, żeby wykazać się swoimi umiejętnościami. Gryffindor poradził sobie świetnie i Lazare naprawdę był dumny z drużyny. Postanowił jednak, że nie wrócą do Hogwartu, skoro emocje dopiero zaczynały się nakręcać. Zarządził, że rozegrają mecz towarzyski z mieszanymi zawodnikami. Kto chciał, mógł wskoczyć na miotłę i zagrać. Poczekał, aż zbiorą się nowe drużyny i wyrzucił kafla.
tak naprawdę to gryfoni poszli świętować, po czym mecz towarzyski odbył się kilka dni później ROZPOCZYNA DRUŻYNA 2.
Ledwo zdążył założyć sobie plasterek, przegrać pierwszy mecz i jęknąć dwa razu wycierając ociekającą krwią twarz w swoją szatę, a tutaj już po dwu dniach wygonili go z powrotem na boisko. Powinien się cieszyć, że ma pod łóżkiem pokaźny zapas środków czystości? Tylko komu chciało się sprzątać co mecz te szmaty? Ten plus, że teraz zaczynali. Chociaż nie było to już takie ważne. Kto grał, po co i za ile. Minus... znowu miał kafla. Przeleciał bliżej bramek, tym razem o wiele bardziej mając na uwadze latające, czarne piłki, które przyprawiły go niedawno o silne ćmienie w skroniach, po czym w ostatniej chwili przekazał kanciatą "piłkę" dalej, do drugiego ścigającego ze swojej drużyny. - ŁAP! Zmienił swoją pozycję, by móc przejąć go ponownie w razie problemów, czy też wypadku.
Tak, ten mecz zdecydowanie można zaliczyć do tych szybkich. Ledwo się zaczął, a już się skończył i na dobrą sprawę nic ciekawego się nie wydarzyło. Owszem, była zawiedziona, bo liczyła na naprawdę niezłą grę. Gdy usłyszała, że za kilka dni odbędzie się jeszcze mecz towarzyski i to w mieszanych składach... Po prostu musiała zagrać. Czuła niedosyt po tamtym. Mecz się rozpoczął, a kafla przejęła jej drużyna, w której swoją drogą oprócz @Daisy Manese byli sami Puchoni. Wiedziała już, że Ślizgonka jest dobrą pałkarką i cieszyła się, że jest z nimi. Zdecydowanie nie chciałaby jej mieć przeciwko sobie. Z zamyślań wyrwał ją okrzyk "łap", po czym dostała kafla i nie czekając na nic, wypruła naprzód, a znalazłszy się koło pętli przeciwników oddała rzut.
Tak też mecz szybko się skończył i gryffoni wygrali. Pierwszy mecz, w którym grała Alex należał do bardzo udanych. Czerwoni mieli zajebistą szukającą. Kilka dni później znowu pojawili się na boisku, ale tylko ci chętni. Drużyny wymieszano i znowu rozpoczął się mecz. Tym razem Alex zgłosiła się na obrońce. Chciała spróbować swoich sił. Widziała, że nie ma szans na obronę, więc użyła nieczystego zagrania i tak faul, zauważył sędzia. Przerwano mecz i rozpoczął się rzut karny. Alexis to się wpakowałaś!
Kostka: 3 i 6 Faul: 5 i 4
KARNY
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Niechęć do brania udziału w meczach quidditcha polegała u Mefisto głównie na tym, że nie czuł się odpowiednio mocno związany ze swoim domem, ani samą w sobie grą miotlarską. Wolał wyścigi, wolał mecze towarzyskie, wolał niezobowiązujące rozgrywki. Kiedy zatem usłyszał, że parę dni po ostatnim wielkim evencie będzie można wskoczyć na miotłę ot tak, zainteresował się zapisami i czym prędzej znalazł sobie miejsce w jednej z drużyn. Pokierowała go tam głównie obecność Daisy... No i kilku znajomych z żółto-czarnego domu, o których nie wypadało zapomnieć. Ledwie mecz się zaczął, już pojawiły się nieczyste zagrania - Mefisto dopiero osadził się porządnie na miotle na stanowisku ścigającego, gdy okazało się, że pojawił się faul i musi rzucać karnego. No cholera jasna, oczywiście, że on; przecież grał w quidditcha raz na rok i do mistrzów nie należał. Nie wypadało niestety odmówić, tak więc... Tak więc po prostu wziął tego kafla i rzucił, wyklinając w duchu obrońcę przeciwnej drużyny.
Musiała się skoncentrować. Może i obroniła, ale za jaką cenę. Ten zasrany sędzia zobaczył jej nieczyste zagranie i chuj cała obrona poszła się jebać. Teraz jak nie obroni to na nic było zygzakować, żeby to obronić. Odetchnęła chłodnym powietrzem i podążała swoimi niebieskimi oczami za kaflem. Udało się. Kafel w dłoń! - Jest! Mam te moc! - Krzyknęła podekscytowana i podała do ścigającego swojej mieszanej drużyny. - Tak to się robi!
Kostka: 6 (obroniłam)
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Mecz towarzyski miał być dla mnie dobrą okazją do rozgrzania zastałych od bezruchu mięśni. Skorzystałem z niej skrzętnie, wciąż nieco przygnieciony świadomością o mojej nieobecności podczas poprzedniego meczu. Chciałem nadrobić to w następnym, także mały trening zawsze w cenie. Wskoczyłem na miotłę po rozpoczęciu meczu, nieco zdezorientowany wymieszanymi drużynami. Tak już przywykłem do znajomych barw Ravenclawu… Nagle dostałem kafla. Niepewien tego jak mam wyminąć ścigającego drużyny przeciwnej, postanowiłem podać. Demetria miała czystszy rzut ode mnie.
Razem z całym szmelcem z ekwipunku mam 9 punktów rzut: 2 (podanie)
Nie mogę się doczekać meczu towarzyskiego. To nic, że to nie jest gra na serio, na pewno i tak będzie super. Trochę mnie martwi, że Lope, Viv ani Drama nie grają. Co oni sobie myślą? Szczególnie nasz kapitan. Tak nas goni do trenowania, a sam nie korzysta z takiej świetnej okazji do ćwiczenia. Mam zamiar mu to wygarnąć na kolejnym spotkaniu, ale teraz przygotowuję się do gry. Perspektywa grania z prawie samymi puchonami wcale jakoś mi nie przeszkadza, może tylko tyle, że wcale nie jestem z nimi zgrana, więc nie liczę na niewiadomo jak dobra grę. Może przynajmniej oni ze sobą potrafią? Ja i Mef wyraźnie odstajemy w tym towarzystwie. Już na boisku wypatruję sytuacji, żeby posłać w kogoś tłuczek. Ta idealna przychodzi wtedy, kiedy ścigająca z przeciwnej drużyny gna prosto do pętli. Zamiast uderzać w nią ot tak, decyduję się na sprytną kombinację - razem z tłuczkiem ją doganiamy i dopiero wtedy uderzam. Nie może się spodziewać ataku z dołu.
3, 2 (kombinacja - 4) 4 → Pałkarz leci tuż za ścigającym drużyny przeciwnika, następnie podlatuje od dołu, uderzając jego miotłę tłuczkiem. Gdy przeciwnik zostaje powalony, ścigający przejmuje kafla.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Pierwszy mecz Ten mecz miał być najbeznadziejnieszym jaki w życiu zagra. Nieważne co twierdziła Bennett, Ettie wiedziała, że Limier uczepi się wszystkiego co zrobi. Nie chciała wylatywać z drużyny, zwłaszcza w tym roku - ostatnim, w którym mogła grać z Lysem. Najbardziej stresował ją fakt, że ich świeżo upieczony kapitan oczekiwał, że ten mecz będzie w ich wykonaniu równie zacięty co zwykle i ona naprawdę chciała dać z siebie milion procent, ale cóż... Być może powinna go była uprzedzić, że dziś musi grać ostrożnie, wolała go jeszcze bardziej nie stresować. Zresztą sama nie była pewna, czy tego postanowienia dotrzyma. Jej osobiście bardziej zależało na pozycji w drużynie niż jej wygranej, ale gdyby zaczęło się robić zbyt gorąco, mogłaby się poświęcić. W sumie, czy ta gra w ogóle miała sens, kiedy musiała pierdolić się jakby przeciwnicy byli z porcelany? Przez cały mecz trzymała się trochę z boku. Była gotowa w razie czego bronić swoich, ale z atakiem wolała nie ryzykować. Nie chciała wiedzieć co o tym pomyśli Lys. Nigdy nie była tak zestresowana na miotle. Na szczęście dla niej mecz skończył się nadzwyczaj szybko. Nie da się ukryć, że była niepocieszona tym, że nie mogła normalnie poszaleć, ale teraz wolała się skupić na oblewaniu zwycięstwa.
Drugi mecz Na początku nie chciała brać w tym meczu udziału. Po co? Skoro nie mogła grać normalnie. Limier był cienką pindą skoro nie ogarniał, że quidditch jest brutalną grą, ale mniejsza już z tym. Chciała trochę pograć i cały czas miała z tyłu głowy, że Lys w tym roku kończy szkołę i powinna korzystać z każdej okazji wspólnej gry. W końcu byli ziomami od pały. Szybko jednak przekonała się, że ta gra nie będzie przyjemna, kiedy zobaczyła w przeciwnej drużynie Manese. Normalnie by się ucieszyła, ale dobrze wiedziała jak to się skończy. Limier na pewno nie zmienił się przez te kilka dni, o czym ostatecznie przekonała się, gdy odgwizdał karnego za faula Alexis. Sranie nie faul - jak dla Ette to wcale nie było takie jasne. Miała ochotę walnąć tłuczkiem w niego. Ettie nie mogła tym razem zasuwać po całym boisku i jak zwykle szukać okazji do zwalenia kogoś z miotły, trzymała się więc wyłącznie swoich zawodników. Już po chwili w Dem, która trzymała w rękach kafla, została zaatakowana tłuczkiem przez Manese. Cholerna Manese. Ettie szybko zanurkowała i obroniła ścigającą. Najchętniej posłałaby tego tłuczka, prosto we wstrętny ryj Ślizgonki, ale nie chciała ryzykować. TEn atak na pewno nie uszedłby jej płazem, bo w końcu to Ślizgonka. Merlinie, jakie to wszystko było nudne...
Kosktka: coś tam złego, przerzucone na 3 PKT: 32 Przrzut: 1/3
Że jak? Wciąż nie mogła ogarnąć jak szybko zakończył się poprzedni mecz, Trixie bardzo szybko złapała znicza, a Demi z niedowierzaniem patrzyła na swoją drużynę. Oczywiście tak jak obiecała tak i zrobiła i zasypała kuzynkę czym tylko tam chciała. Po wszystkim dowiedziała się, że jest organizowany kolejny mecz, więc nie mogła go sobie odpuścić. Ponownie wybrała pozycję ścigającego licząc na to, że TYM RAZEM jej się coś uda. Tak nawiasem mówiąc to wiedziała już, że kupi sobie jakąś pożądną miotłę, bo te szkolne były jedną wielką porażką... Kręciła się po boisku starając się trzymać w miarę blisko Rileya, ot tak gdyby ten zechciał do niej podać i w końcu tak właśnie się stało, a potem... nadejszła wiekopomna chwila Demi rzuca do pętli iii? Ktoś chciał jej w tym przeszkodził, ale ofc jej super drużyna ją obroniła, a więc?
6 chyba 7pkt w kuferku, skoro po tamtym meczu?
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Nie no dobra - kogo ona oszukiwała? Patrzyła za oddalającym się tłuczkiem, przed którym obroniła Demetrię i który tak w grucnie rzeczy zmarnowała i skręcało ją w jelitach. Widziała, że zabierał się już za niego Lys. Wiedziała co powinni zrobić. Obejrzała się za Limierem. Patrzył. Ale no gówno, przecież nie zrobi nic złego. Lys czekał. Nie wytrzymała. Poleciała za przyjacielem i po kilku przerzutach tłuczka wycelowała w obrońcę, w momencie gdy Dem rzucała do pętli.
Kostki: 1-po przerzucie + kombinacia 5 (5 → Obaj pałkarze rzucają się do obrony swojego zawodnika przed tłuczkiem, przez co ścigający, który pisał post ostatnio, zostaje uderzony tłuczkiem. Rzuca on kostką (parzysta - nic mu się nie dzieje, nieparzysta - zostaje uszkodzony i nie może grać przez 5 następnych postów obu drużyn).
Jestem pewna, że udaje mi się trafić w gryfonkę. Serio pewna. Ale nagle znikąd pojawia się Wykeham i broni moje super uderzenie. Jak to możliwe? O nie nie, tak nie będzie. Nie pokazuję po sobie, że jestem zła, że tak zepsuła, bo to i tak nie ma sensu. Zamiast tego lecę za Harriette, zdecydowane zepsuć cokolwiek ona będzie chciała zrobić. Okazja nadarza się całkiem szybko - dziewczyna myśli, że może sobie tak po prostu przeszkadzać naszemu obrońcy. Zjawiam się tam w odpowiednim momencie, zupełnie jak ona przed chwilą i zręcznie posyłam tłuczek w przeciwnym kierunku. Nie będzie mi tu moich gracz atakować! Uśmiecham się do niej uprzejmie, zadowolona, że tym razem poszło po mojej myśli.
I zaś przegrałeś przygłupie! Co to ma znaczyć? Czyżby ten twój pierwszy wygrany, rzeczywiście był pierwszym i ostatnim? No ale przynajmniej Alex wygrała swój pierwszy meczyk. To, że jesteśmy w różnych drużynach, nie znaczy, że nie cieszę się z jej zwycięstwa. Drugie starcie, nie wiem kto był taki mądry (to chyba ja) ale jestem obrońcą. To nie mogło się udać. Przecież, mi wystarczy, że ktoś do mnie pomacha, a już się rozkojarzam. Demetria leciała w moją stronę, bardzo chciałem to obronić, serio, ale coś się nie udało... sorry drużyno
Ostatni mecz skończył się tak szybko, że Maili nawet nie zauważyła kiedy. Nie zdążyła odbić tłuczka, a Gryfoni już biegli świętować. Średnio jej się to podobało, więc widząc ogłoszenie o meczu towarzyskim nawet się nie zastanawiała i się zapisała na pałkarza. Musiała się trochę wyżyć, a odbijanie z całej siły tłuczka, było skuteczne na wyzbycie się negatywnych emocji. Mecz był szybki, więc Maili średnio ogarniała co się dzieje. Zobaczyła jednak, że szukająca przeciwnej drużyny nagle się zerwała, więc była dla niej jasne, że zobaczyła znicza. Ogarnęła, że najbliższy tłuczek był zdecydowanie za daleko, więc zaczęła lecieć w Naeris jakby chciała się z nią zderzyć. Niestety sędzia to zauważył i przerwał jej akcję. Cholera, nie miała tłuczka, faul się nie udał. Miała nadzieję, że stanie się cokolwiek innego, co przeszkodzi w złapaniu znicza.
Co się działo z tymi tłuczkami? Gra toczyła się niby spokojnie, bez większych obrażeń - możnaby rzec, że wyjątkowo łagodnie. Nie można jednak było przewidzieć, że pomimo bardziej lub mniej eleganckich akcji wszystkich pałkarzy, piłki odrobinę szalały. Kwestia zakłóceń magii, a może zwyczajnego pecha? Mecz Gryffindoru i Hufflepuffu był tak krótki, że nikt nie zdołał nacieszyć się uderzeniami wściekłych kulek... I kilka dni później sytuacja musiała się zaostrzyć. Oczywiście, szczęście musiało się w końcu skończyć. Teraz na przykład jeden tłuczek gwałtownie zmienił trajektorię swojego lotu, obierając za ofiarę szukającą @Naeris Sourwolf. Krukonka zupełnie nie miała jak uciec, tym bardziej, że skoncentrowała się na wymykającej się spomiędzy palców złotej, uskrzydlonej piłeczce. Piłka trafiła prosto w plecy, usiłując zepchnąć jasnowłosą z miotły. Szanse na złapanie znicza zmalały do zera.
______________________
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Naeris ucieszyła się na wieść, że będzie mogła w najbliższym czasie zagrać. Uwielbiała Quidditch i każdy musiał to wiedzieć po tym z jakim zaangażowaniem śmigała w powietrzu. Po ostatniej wygranej Ravenclawu chodziła cała w skowronkach i czuła, że mogą naprawdę zostać cudowną drużyną. Napełniona nadzieją od razu zgłosiła się do nowych drużyn, niemal lecąc na łeb na szyję, żeby zgarnąć pozycję szukającej. Dawno nie ganiała znicza i stęskniła się za tą irytacją i niecierpliwością, które pojawiały się po pierwszej godzinie... Szkoda, że nie było Theo. Wsiadła na miotłę, obserwując przebieg wydarzeń jedynie kątem oka. Zbyt szybko latali po boisku, zbyt wiele rzeczy działo się naraz. Słuchała tylko czy był jakiś gol i ulżyło jej, że na razie nikt ich nie zaskoczył przy pętlach. Przez śnieg słabo widziała i zadziwiająco szybko marzła. Nae ignorowała to jednak, coraz dopingując zawodników po swojej stronie. Zanurkowała gładko unikając natarcia paru Puchonów, skręcając w poszukiwaniu złotego blasku. Zmrużyła oczy i ZOBACZYŁA GO! Całkiem blisko, wystarczyło trochę przyspieszyć. Nimbus sprawował się znakomicie i Naeris niebawem miała znicza kilkanaście centymetrów obok. Tłuczek świsnął dziewczynie koło ucha, a serce prawie wyskoczyło jej w tym momencie z piersi. Czy to możliwe, że go złapie? Tak wcześnie? Czy ktokolwiek to widział?! Miała wrażenie, że już dotyka ostrych skrzydełek piłeczki, już ma ją zamkniętą w przemarzniętej dłoni, ale... nagłe uderzenie szarpnęło drobnym ciałem dziewczyny i paraliżujący ból sprawił, że w jej oczach automatycznie pojawiły się łzy. Zrobiło jej się ciemno przed oczami. Wiedziała tylko, że tłuczek musiał uderzyć ją prosto w kręgosłup, a to, czy znicz zdążył uciec nagle przestało się liczyć. Nie mogła złapać oddechu, co było chyba najgorsze. A może to, że zapomniała o trzymaniu się trzonka miotły?
Po mojej pierwszej kapitańskiej wygranej mogłem odetchnąć z ulgą – nie byłem najgorszym kapitanem w historii wszechświata. Byłem tak dumny z mojej drużyny, że z checią przystałem na udział w towarzyskim meczu mieszanym – nie żeby chciało mi się jakoś szczególnie odwalać społeczne dyrdymały, ale wydawało mi się, że lepszej okazji do obnoszenie się z wygraną nie mogłem znaleźć. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że akurat nie miałem pod ręką żadnego tłuczka, gdy te ciule z przeciwnej drużyny faulowały Naeris. Na szczęście przyłapano ich, więc dostaliśmy rzut karny – i jakiś skończony kretyn wpadł na pomysł, żebym to ja rzucał. Dzięki Odynowi, że na treningach skupiłem się na zajęciach ogólnorozwojowych, które Ette uważała za głupie. Udało mi się rzucić bez połamania rąk.
Ale co to rzut karny? Nie wiem, ale nawet głupio mi było się pytać, pewnie by powiedzieli coś w stylu ,,Sammy nie wygłupiaj się" albo ,, załamujesz mnie młody". No to stanąłem sobie na bramce czekając na najgorsze. Oczywiście musiał go rzucać Lys, bo czemu by nie? Miałem tylko nadzieję, że kafel nie zrzuci mnie z miotły. Rzucił... piłka leciała, szybko, szymciej, najszybciej i co? Sammy złapał. To się nazywa mieć szczęście w nieszczęściu.
2
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Jak, na Merlina, można było tak spartaczyć karnego? Mefisto nie miał pojęcia czy to on był tak ułomny, czy może obrończyni była taka dobra; w każdym razie wyszło tragicznie i Ślizgon beznadziejnie szybko stracił dobry humor. Nie było jednak sensu w przejmowaniu się czymś takim, kiedy gra dalej trwała. Koncentrował się, oczywiście, na samej rozgrywce - nie mógł jednak zignorować czegoś tak oczywistego, jak przelatujący mu tuż przed nosem tłuczek. Nox zaklął cicho, odsuwając się odrobinę w tył. Podążył wzrokiem za wściekle furkoczącą czarną piłką, obserwując jak zatrzymuje się dopiero na plecach szukającej przeciwnej drużyny i... Słodka Morgano, jeśli ta dziewczyna utrzyma się na miotle sama z siebie, to zostanie chyba okrzyknięta heroską. Mefisto bez zastanowienia pomknął w jej kierunku, korzystając z tego, że znajdował się całkiem blisko. Obniżył lot, łapiąc blondynkę w chwilę po tym, jak zsunęła się ze swojej miotły; starał się trzymać ją stabilnie, ale delikatnie, aby przypadkiem nie naruszyć jej nowiutkiego obrażenia. Objął ją ramionami. - Hej śliczna, żyjesz? - Zainteresował się, spoglądając w jej zielonkawe tęczówki, połyskujące mocniej przez przyczajone pod powiekami łzy. Nie miał czasu na niańczenie wychowanki domu Ravenclaw, bo potrzebny był ścigający. Kolejny karny... Pomógł dziewczynie wdrapać się na miotłę, upewniając przy okazji, czy da radę się na niej utrzymać. Asekurował ją jeszcze przez chwilę. - Trzymaj się, ale miotły - nie znicza! - Odleciał czym prędzej, przejmując piłkę. Chciał zaszarżować na pętlę, ale nie miał szans w ogóle do nich dotrzeć; zbyt dużo graczy przeciwnej drużyny stanęło na jego drodze. Rozejrzał się pospiesznie i dostrzegł Puchona (@Jack Moment), u którego boku grał, znajdującego się w o wiele lepszej pozycji. Gwizdnął na niego donośnie, a następnie podał miękko kafla, trafiając mu prosto do rączek. Do boju!
4
Ostatnio zmieniony przez Mefistofeles E. A. Nox dnia Sob Mar 03 2018, 21:58, w całości zmieniany 1 raz
Zrobił sobie krótką przerwę, na przetarcie zaparowanych gogli. Idealnie by dostrzec jak ślizgon pierdoli im rzut karny. No cóż. Nie każdy miewa szczęście. Niemniej, zaskoczył go faul wykonany przez drobniutką gryfonkę. Najwyraźniej ktoś tutaj nawet gry towarzyskie traktuje bardzo poważnie. Musiał jednak przyznać, że nawet mimo nieczystych zagrań radziła sobie całkiem dobrze. Poprawił zaraz swój osprzęt i wrócił do ganiania za kaflem. Przy okazji spoglądając na chaos jaki ogarnął obie drużyny. Sporo przekrętów, jeszcze więcej fauli... gra brutalniejsza aniżeli na oficjalnej imprezie.
Nieco się rozleniwił przez ten czas, także zamrugał kiedy ktoś zaczął gwizdać. Zwykle nie reagował na takie rzeczy, ale tym razem jednak się obejrzał. W sam raz aby przejąć kafla. Szybko zmienił swoją pozycję i spróbował przedrzeć się tak blisko jak tylko mógł, zanim przekazał piłeczkę dziewczynie z ich drużyny, samemu uciekając z trajektorii lotu wściekłego tłuczka. Może nikt nie oberwie zanim zdobędą punkt.
Kostki: 5->2 (podanie do innego ścigającego w drużynie)
I znów była tak blisko zdobycia bramki! Dlaczego dziewczynie z drugiej drużyny musiało udać się obronić? Nawet kiedy zagrała nieczysto i był rzut karny, to i tak nie zdobyli punktów. Jeśli to miało wyglądać tak jak poprzedni mecz, to dużo się dziać nie będzie. Miała nadzieję jednak, że ktoś wyjdzie z tego wszystkiego poszkodowany, choćby to nawet miała być ona. Szczerze mówiąc, zaczynała się już trochę gubić, co, kto, jak i kiedy. Niby to normalne na meczach, ale nie mogła tak całkiem stracić głowy... Otrząsnęła się, gdy ponownie dostała kafla. Do pętli miała jednak kawałek i nie było jak rzucić, więc dość szybko podała piłkę do ścigającego z jej drużyny. Pokusiła się nawet o spróbowanie sfaulowania przeciwnika i, o dziwo, udało jej się. Zmasakrowała osobnika, który miał teraz jedną ładną ranę, ale niestety sędzia to widział i przyznał rzut karny. Serio, nie mógł patrzeć gdzieś indziej!?
Kostki: 4, 6 Faul: 5, 4 KARNY
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Ach, paskudne oszustwa! Wydawało mi się, że ten mecz będzie przyjemną rozrywką. Może nawet poduczyłbym się z trochę ze współpracowania z nowymi członkami zespołu, gdyby nie te ciągłe gwizdki i przerywanie rozgrywki. Nieco mnie to poirytowało, nic więc dziwnego, że minę miałem raczej nietęgą. Na szczęście mogłem zrewanżować się kanciarzom rzutem wolnym, więc skrzętnie skorzystałem z okazji. Sięgnąłem po kafla i rzuciłem w stronę pętli, ciekaw czy i tym razem jakiś pałkarz będzie musiał się wtrącić.