W tej sporej klasie, będącej w lochach mieści się około dwudziestu kociołków, na specjalnych palnikach. Zwykle panuje tu dość niska temperatura, co jest szczególnie uciążliwe zimą. Przez brak okien jedyne światło dają tu lampy wiszące na ścianach. W rogu klasy znajduje się gargulec z którego uczniowie mogą czerpać wodę potrzebną do warzenia mikstur. Przy prawej ścianie natomiast mieszczą się gabloty po same brzegi wypchane różnymi składnikami.
-Jakieś pytania? Możemy przejść dalej? - rzuciła po jakimś czasie w przestrzeń spoglądając na uczniów. Czas-czas-czas, nie powinni tracić tak dużej ilości czasu, zwłaszcza, że mieli jednego ucznia wymagającego szczególnej opieki, któremu też wypadałoby coś umieć. Dobra. Możemy, i tak będzie tłumaczyła to wszystko na bieżąco. -Pierwszy punkt skomentuję tylko tak - odpowiednie przygotowanie miejsca pracy służy bezpieczeństwu waszemu i mojemu. Choćby dlatego, że resztki eliksiru uwarzonego wcześniej mogą reagować z tym, który zamierzamy przygotować następnie. Ponadto kociołek musi być możliwie równomiernie ogrzany. Punkt drugi. Jakie znamy rodzaje składników i czemu znajomość samych składników jest taka ważna?
Jacqueline po przeczytaniu połowy tekstu nie zrozumiała ani słowa, więc musiała wrócić do góry. Fascynujące. Przejechała wzrokiem po kartce, zastanawiając się, kiedy zaczną coś warzyć. No ale nic, teoria podstawą sukcesu praktyki. Zatopiła się więc od początku w jakże interesującym, wciągającym, porywającym wręcz tekście, nie słuchając słów nauczycielki. Poza tym, nie była beznadziejnym kujonem, który sam zgłasza się do odpowiedzi.
Nie musiała się tak wysilać, w końcu materiał przerabiany na tej lekcji tłuczony był już wielokrotnie. A Samael miał gdzieś w zakamarkach dormitorium stary podręcznik eliksirów pisany Braillem. Ojciec go dla niego zdobył, a metody "starej szkoły" odpowiadały Samaelowi i wryły mu się w pamięć. - Organiczne i nieorganiczne - powiedział cicho, niemal niedosłyszalnie. Nie znosił tych dwóch słów, często myliły mu się znaczenia. - Organiczne rozróżniamy przy tym na zwierzęce i roślinne. Zamilkł na chwilę, ale póki co, nikt się nie odzywał. Zazwyczaj Samael nie odzywał się na lekcjach, milczał lekceważąco. Eliksiry, paradoksalnie, były wyjątkiem od reguły. Kara, pokuta, kara, pokuta. - Znajomość składników jest ważna, aby uniknąć nieprzewidzianych sytuacji... - jaknaprzykładrozerwanieciałabrataistraceniewzroku -...potrzebna do zachowania bezpieczeństwa i poprawnego uwarzenia eliksiru, na które rzutuje kolejność dodawania i ogólna precyzja.
Uśmiechnęła się enigmatycznie. -Świetnie! Pan o nieznanym mi dotąd imieniu i nazwisku - które rada byłabym poznać - słusznie zauważył, bez znajomości właściwości składników NIGDY nie wywarzymy eliksiru o idealnie zbalansowanych właściwościach a także będziemy w stanie narazić się na niebezpieczeństwo. - dopowiedziała, sugerując mu, że dobrze byłoby, gdyby się przedstawił. Spojrzała na jego szatę. -Wasz kolega zarobił właśnie dziesięć punktów dla.. Ravenclawu. - będzie musiała się nauczyć poprawniej wymawiać nazwy tych domów, bo powiedziała to obecnie wybitnie z francuska, co nieco ją sfrustrowało. -Przejdźmy do dwóch następnych punktów. Ktoś widzi między nimi jakiś związek? - no. Tamten chłopak zaimponował jej błyskotliwością mimo wszystko, bo spodziewała się raczej, że zgłosi się ktoś kto w zasadzie odtworzy to co dopiero przeczytał. A on nie mógł przeczytać. Teraz trzeba będzie trochę pomyśleć..
Ostatnio zmieniony przez Amélie de Cheverny dnia Pon 18 Paź 2010 - 20:59, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : poprawka punktowa!)
- Samael Yehl - mruknął po jej kwestii, że niesłychanie rada będzie, znając jego imię i nazwisko. Zamilkł teraz. Nie był przyzwyczajony do pochlebstw, co więcej, nie lubił ich. Poruszył się, jakby niespokojnie, jakby wydawało mu się, że każdy obserwuje go teraz z nasilającą się pogardą. Nie wiedzieć dlaczego, najbardziej zależało mu, by nie patrzyła tak na niego Effie Fontaine. Samael. Ogarnij się. Te cholerne potomkinie wil. Milczał. Nie widział związku dwóch kolejnych punktów, dziwnym trafem.
Dziewczyna otworzyła podręcznik, przeczytała co w nim było napisane. Same nudy, ale chcę zdobyć punkty dla Gryffindoru czy nie? Pewnie, że chcę. Sumienie ciągle jej przeszkadzało. Kazało jej podnieść rękę do góry. Nie będę upodabniać się do kujonki! Ale skoro trzeba... Uniosła dłoń do góry. Nie wiedziała po co, to wszystko wina sumienia, które w kółko jej przeszkadzało. To kazało jej się uczyć, to inne rzeczy... No, ale była z Gryffindoru ale nie przepadała za Eliksirami.
O, nareszcie ręka w górze, cud! Zerknęła w stronę dziewczyny i skinęła jej głową, przyglądając się uważnie. Uczennica z Gryffindoru. W porządku, jej to rybka. -Proszę bardzo, młoda damo. - no, to ciekawe jaką rewolucyjną teorię zasłyszy tym razem.
Nami siedział, nieco znudzony... uh, a raczej bardzo znudzony! Wolałby uwarzyć jakiś eliksir, ale czego się można było spodziewać bo wstępnej lekcji... Przeglądał podręcznik, jednak nie szukał wcale odpowiedzi na pytanie... nawet go nie słyszał! Miał tylko nadzieje, że psorka go oleje i nie wywoła do odpowiedzi, bo wtedy była by klapa...
Connie weszła do klasy. Ups, chyba się spóźniła. - Przepraszam- Powiedziała jak zwykle swoim upartym i dumnym tonem i rozejrzała się za wolnym miejscem. - Irytek mi wszedł w drogę- U Audrey to się zawsze sprawdzało, więc może i teraz? A jak nie, to następnym razem strzeli długą i pokręconą wymówkę, której nauczycielka nawet nie zrozumie.
Kto nauczycielka poprosiła ją do odpowiedzi, opuściła dłoń. - Pierwsze Prawo Golpalotta mówi, że każdy eliksir musi zawierać więcej produktów zwierzęcych niż roślinnych i musi mieć w sobie dowolną ciecz. Gdyby było więcej roślin eliksir by... Można by było powiedzieć tak jakby by "wykpił" lub nawet mógł wybuchnąć. - Wyrecytowała. Powiedziała to, co mówiło jej sumienie. Przełknęła jedynie ślinę. Wielkie dzięki sumieniu, chyba będę miała odjęte punkty... Tak, nie wiedziała czy nauczycielka doda, czy odejmie punkty. - Ważne jest uważne przeczytanie instrukcji sporządzania eliksirów i wedle niej postępować... Gdyby ktoś na przykład dodał zły składnik, eliksir albo by "wykpił", albo wybuchł. - Dodała jeszcze. Nie zupełnie znała się na eliksirach. Nie za bardzo lubiła tę lekcję.
Colin wbiegł do klasy haniebnie spóźniony i jakże tym faktem zawstydzony. - Dzień dobry wieczór! - wykrzyknął w stronę nauczycielki i pospiesznie zaczął się tłumaczyć - Serdecznie przepraszam za spóźnienie, ale znowu utknąłem na znikajacych schodach. Bardzo mi przykro, że się spóźniłem! Wyraziwszy swój żal, wślizgnął się na najbliższe wolne krzesło - o! obok Samaela, jak miło. - Cześć, Samael - przywitał się szeptem, nie wiedząc, czy ten go pozna. Samael to wspaniały kolega, chociaż taki mało entuzjastyczny. No trudno.
Spieprzaj spieprzaj spieprzaj spieprzaj spieprzaj... - Spieprzaj - wyrwało mu się. Ach, ten nieokrzesany umysł; szczęśliwie wyrzekł to na tyle cicho, że nauczycielka nie miała fizycznego prawa go usłyszeć. Wątpliwe było także, że Colin zrozumiał. Ten dźwięk pobrzmiewających kapsli uderzających o siebie w jego kieszeniach, na szyi, gdziekolwiek, literalnie doprowadzał Samaela do szału. Słuchał kulawej odpowiedzi Gryfonki. - Eliksir by wykpił, chyba ciebie - syknął pod nosem, splatając palce.
Rozejrzała się po klasie, nadal stojąc. - Widzę, że wszyscy się nudzą. Co oznacza, że nie potrafi pani prowadzić lekcji, co oznacza, że więcej nauczę się sama - Zastanawiała się, czy czasem nie odwrócić się i nie wyjść z klasy, skoro miała ku temu jeszcze okazję. Zostanie, chociażby pospać. Ruszyła więc tylko do całkiem pustej ławki, w kącie i przysiadła na krześle, po czym wyjęła różdżkę i zaczęła nią przewracać w palcach.
Colin zrozumiał i oburzył się, słysząc jego słowa. - Nie mów tak! To nieładnie, Samael, nie wiesz? - rzekł radośnie, bo co się będzie przejmował. Wiedział, że Krukon go lubi! Wyjął z kieszeni jego nową zdobycz. - Chcesz jednego kapsla? Znalazłem takiego super, jest niebieski z orłem. Prawie jak herb Ravenclawu, fajny zbieg okoliczności, nie sądzisz? Mogę ci oddać - zaoferował z dumą - Możesz go nosić jako amulet!
-Dwa razy więcej. - uzupełniła, niejako wchodząc jej w słowo. Pozwoliła jej kontynuować. To było ważne. Przechyliła lekko głowę, wysłuchawszy całej odpowiedzi. Wykpił? -To co powiedziałaś jest.. częściowo prawdą, lecz nie do końca wyczerpującą odpowiedzią na moje pytanie. Nie wspominając o tym, że nie wiem czym są "wykpiące" eliksiry. Spytałam o związek. W tekście dwa razy pojawiły się "wspólne mianowniki" - ciecz i produkty zwierzęce. Podkreślenie tego sugeruje nam jak bardzo ważne są te dwa elementy dla wytworzenia dobrego eliksiru. Elementy roślinne często mogą być zastępowane innymi, o bardzo podobnych właściwościach, o ile nie możemy znaleźć tego wspomnianego w recepturze - nie jest to jednak regułą. To odnosi się z kolei do perfekcyjnej znajomości składników.- skonstatowała. Ech. Choć chciała dać te punkty, to teraz.. No nie do końca takiej odpowiedzi chciała oczekiwać. -Następnym razem oprócz dokończenia tego materiału, będziemy także przygotowywali eliksir. – a mieli to załatwić na jednej lekcji. Mhm. Spojrzała niezbyt entuzjastycznie na „nowoprzybyłą”. O proszę, i nowoprzybyłego! -Wspaniałe wyczucie czasu, i jakże wzruszająca historia, zacni uczniowie. Właśnie skończyliśmy. – uznała, uśmiechając się miłosiernie. Nie poświęciła jej jednak zbyt dużo uwagi – chciała przejść do sedna. Oooo! Pyskata! -Wspaniale! Proponuję zatem panience się zdematerializować i przysłać mi pocztówkę z pozdrowieniami, gdy zawojuje panienka świat eliksirów. - skwitowała z przesadnie uroczym uśmiechem. -Pragnę wam przypomnieć, że to miejsce dla osób, które chcą się czegoś nauczyć, a eliksiry z pewnością nie są nauką dla leniwych. – no dobra, doświadczenia Morpheusa łamią wszelkie schematy, ale on miał przynajmniej nieprawdopodobnie zdolną koleżankę, czyż nie? Założyła dłonie na piersiach i spojrzała po pomieszczeniu, stopniowo obejmując swoim spojrzeniem wszystkich zebranych. -Zaznaczam więc, że jeśli na następnej lekcji to nie będzie wyuczone perfekcyjnie moja droga młodzieży.. Cóż, pogniewamy się. – może zabrzmiało to oschle i nieludzko (jak można kazać uczyć się młodym zdolnym?) ale trudno. Nie miała zamiaru się obijać. -Ponadto to, że nie robiłam wielkiego halo z waszych dzisiejszych spóźnień pozostanie wyłącznie jednorazowym przejawem demencji starczej. Odejmowanie punktów za spóźnienia na pierwszej lekcji to skrajny przejaw idiotyzmu, niemniej na każdej następnej się już nie zachwam. – to o demencji starczej zabrzmiało to co najmniej.. groteskowo. Trzeba byłoby mieć poważne problemy zarówno ze wzrokiem jak i ze słuchem, by nie zauważyć że jest stanowczo bardzo młoda jak na nauczyciela. -Zawsze przez jakiś czas po lekcji będę zostawała w klasie, oczekując osób, które mają do mnie jakikolwiek interes. Także w celu ponownego wytłumaczenia czegokolwiek, jeśli będzie to niezrozumiałe. Na tę chwilę to koniec. Zapraszam niemniej do pozostania wszystkich, którzy zainteresowani są jakimikolwiek indywidualnymi działaniami i formami rozwoju. Dziękuję wam, to wszystko. - podsumowała.
Atmosfera zaczynała być przyjemnie nienawistna, co odpowiadało nawet Samaelowi. Wywrócił tylko oczami (gest irytacji, który mimowolnie się ustał) na odzywkę Connie Tenebres. Mógłby to skomentować, ale użyłby przy tym takich słów, że niechybnie straciłby wszystkie punkty, które zdobył za obecność na lekcji i odpowiedź. Nareszcie, koniec. Uwolni się od Colina. Był tak oszołomiony jego słowami, że aż nie wiedział co powiedzieć. - Wspaniale, Colin. Mam jednak lepszy pomysł, wręcz go nauczycielce. Na pewno będzie szczęśliwa, a tu przecież istnieje niepisane prawo dawania nauczycielom prezentów w zadośćuczynieniu za spóźnienia. Inaczej, będziesz smażył się w piekle.
-Eliksiry się waży, a nie o nich czyta jakby pani nie wiedziała. Na cholerę mi teoria, skoro mogłabym uwarzyć eliksir, którego jedna kropelka wszystkich pozabija? Od razu łatwiej się żyje- Odszczeknęła się nauczycielce. A owszem, pyskata. Jak jej tego brakowało ostatnimi czasy! Na Hannę się nie natknęła, ani na Lyn. Trzeba było narobić kolejnego wroga wśród nauczycieli. A szkoda, poprzednią pani z eliksirów po prostu lubiła. Była ciekawsza i milsza.
Nauczycielce? No w sumie... była bardzo ładna i nawet się nie zdenerwowała jego spóźnieniem. Poza tym starsze kobiety są super! - Myślisz? - zastanowił się - Wiesz co, mam lepszy pomysł! Chyba w kufrze mam inny, różowy, z kociołkiem... albo fiolką? W każdym razie, coś kojarzącego się z eliksirami! Super! Zaraz... Zaczął przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu przyszłego prezentu dla profesorki. Nie ma! Kurczę pieczone! - Jednak jest w dormitorium. Wezmę go przy okazji i jej dam - wyszczerzył się w uśmiechu i wstał - Jak myślisz, ucieszy się? A tobie dam ten. Masz! Rozpoczął się proces wciskania kapsla w dłoń Samaela.
-Dobrze wiedzieć, urocza istotko. Zarobiłaś właśnie minus pięć punktów za bezsensowne popisanie się brakiem wiedzy, którą wszyscy do tej pory nabyli na lekcji. Ach. Którą powinnaś posiadać od bardzo dawna, biorąc pod uwagę Twoją niezaprzeczalną wybitność, która Twoim zdaniem stanowi całokształt sukcesu - skonstatowała z pogodnym uśmiechem. -Dobrze, tym miłym akcentem zakończyliśmy lekcję. - skwitowała, sugerując jej, że tak w zasadzie to może już sobie stąd wyjść. Właściwie mogła nie przyjść tu wcale.
- Nie, nienienie - zaprotestował, niespodziewanie żywo jak na chmurnego, chybotliwego ponuraka. Cofnął się o krok. Colin był irytujący i przerażający zarazem. Typ człowieka, którego posądzić można o lekki niedowład umysłowy; nie wiedział, czy nie zirytuje się zaraz na tyle, że wepchnie mu ten kapsel w oko i dociśnie kciukiem. Spochmurniał zatem, postanawiając nie robić scen. Fitzgerald nie odpuści, co obrazowały ich lata znajomości w Hogwarcie. Na początku, przed wypadkiem, jeszcze dość przyjaznej. Samael żywił wobec niego pewien sentyment, przez co był nieco pobłażliwszy. Ale oczywiście, nikomu się do tego nie przyzna. Nawet sobie. Wziął zatem ten kapsel i westchnął ciężko. Zasłyszał wymianę zdań Tenebres i nauczycielki. Jakże uroczo.
-Ujmuje pani punkty za wyrażenie własnego zdania. Rozumiem, że na tych lekcjach mamy się zachowywać jak bezmyślne machiny i mówi wyłącznie "Tak pani psor" "Oczywiście wasza wysokość" - Powiedziała, zdmuchując do góry jeden kosmyk, który spadł jej na czoło. Siedziała nadal w ławce, spoglądając na nauczycielkę spod byka. - Zresztą, poprzednia nauczycielka była lepsza... Zdecydowanie bardziej się na tym znała - Mruknęła z żalem, chociaż miała z tamtą tylko jedną czy dwie lekcje.
(nie posądzaj go o niedowład umysłowy, to niegrzeczne XD)
No! Wziął! Przyjacielsko klepnął Samaela w ramię, zadowolony że dopiął swego. - Widzisz? Nie ma się co wstydzić, wiedziałem, że się ucieszysz - powiedział radośnie. Takie grzecznościowe zaprzeczanie to głupota. Chociaż musiał przyznać, że udawał nieźle, przez chwilę nawet się nabrał, że Krukon naprawdę odmawia przyjęcia prezentu. Również słyszał rozmowę Connie i nauczycielki. Nie wiedząc, jak wyrazić swoją dezaprobatę wobec pyskatej dziewczyny, milczał, zdegustowany. Co ona chce pokazać? Starszych i mądrzejszych (i taakich pięknych) trzeba słuchać, a nie gadać bzdury dla popisu. O.
Ostatnio zmieniony przez Colin Fitzgerald dnia Pon 18 Paź 2010 - 22:07, w całości zmieniany 1 raz
-Nie, moja droga. Odejmuję punkty za brak pracy na lekcji. I na tym kończy się nasza rozmowa, gdyż nie masz najzieleńszego pojęcia na temat tego co się na niej działo. Przyzwyczaj się więc do mnie, albo się wypisz. - skwitowała, kończąc jednocześnie ich rozmowę. Powoli zaczęła zbierać podręczniki i chować je na półkę z książkami.
- Jak można odjąć za brak pracy na lekcji, skoro mnie na niej nie było?- Spytała i zaśmiała się cicho. W swojej grze zawsze znalazła sposób, żeby wyszło na jej. I teraz również tak było. Szczególnie, że jakoś nauczycielka nie znalazła konkretnego powodu na uzasadnienie odjęcia jej punktów.
-Jak to nie, skoro pojawiłaś się tuż przed jej końcem, zasłużywszy na punkty? Przecież skomentowałaś jej przebieg, przy okazji ujawniając brak wiedzy merytorycznej związanej z przerobionym materiałem. Masz zamiar dalej udawać, że masz rację, choć jej nie masz? - odparła szczerze rozbawiona. - podręczniki schowane, udała się więc na katedrę, aby pozbierać swoje rzeczy. -Jeśli nikt nie chciałby niczego załatwić osobiście, prosiłabym o opuszczenie klasy.
Ostatnio zmieniony przez Amélie de Cheverny dnia Pon 18 Paź 2010 - 22:12, w całości zmieniany 1 raz
Mhm, mhm. Jacqueline, która przedrzemała większość tejże lekcji, wstała powoli i przeciągnęła się. Zachichotała na widok Samaela rozmawiająego z tym kudłatym dziwakiem z Hufflepuffu. Pozbierała swoje rzeczy i pospiesznie opuściła salę, nie zawracając sobie głowy sprzeczką Connie i Amelie.