Salon został przemeblowany - a dokładniej Shawn wszystko z niego wyrzucił na rzecz jednego krzesła przy oknie, które działało jak lustro weneckie - z tej strony wszystko było widać, z zewnątrz losowe mieszkanie, które w niczym nie przypominało prawdziwego wnętrza poddasza X.
Łazienka
Poddasze objęte jest ochronnymi zaklęciami. Z ulic Śmiertelnego Nokturnu nie widać okien, ani żadnych oznak, że takowy strych istnieje. Teleportować się do tego mieszkania mogły tylko osoby wyznaczone przez właściciela X.
Ostatnio zmieniony przez Shawn E. Reed dnia Pon Kwi 01 2019, 00:44, w całości zmieniany 2 razy
Autor
Wiadomość
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Aranżowane małżeństwa są tylko kolejną rzeczą, której Shawn nienawidził w tradycji arystokracji czarodziejskiej, tak jakby społecznie była ona upośledzona od co najmniej trzystu lat. I mężczyzna był świadomy, że poniekąd tym właśnie też charakteryzuje się klasa wyższa, niezmiennością i trzymaniem się tych samych określonych tradycji, jednak niektóre rzeczy bądź co bądź zawsze trzeba było aktualizować i być na bieżąco, by arystokracja wciąż utrzymywała swój „poziom”, jeśli tego tak naprawdę chce. I nie może to być ciągle ten sam, stały poziom, tylko on musi się niezmiennie zwiększać, tak jak i reszta społeczeństwa, bo w końcu przyjdzie dzień, kiedy to arystokracja będzie na dnie ze swoimi wartościami i morałami. Zdaniem Shawna, ta prognoza była już spełniona w mniej więcej pięćdziesięciu procentach, gdyż wciąż czarodziejskie rody są przy władzy na wysokich stanowiskach w rządzie i też mają dużo większy kapitał od innych. Co do tego ostatniego, to Reed jest pewien, że to już teraz może się szybko zmienić. Przez odcięcie się od jakiegokolwiek świata, czarodzieje są inteligentni ujemnie, jeśli chodzi o wiedzę ekonomiczną, którą mają mugole i zanim się obrócą, to funt angielski będzie mieć wartość co najmniej kilku galeonów, co może sprowadzić upadek na klasy wyższe w świecie magii. Wracając jednak do rzeczywistości, Shawn cenił sobie Nessę jako rozmówcę nawet za to, że tematy, jakie z nią poruszał, różniły się znacznie od tych, które zdarzało mu się ciągnąć z większością znanych mu osób, a zwłaszcza kobiet. Nie są one otoczką do alkoholu, ćpania, czy seksu, a raczej każda ich rozmowa do czegoś dążyła i niosła za sobą jakieś refleksje, które mogły zmienić postrzeganie Shawna czy Nessy. Był też pełen podziwu do jej determinacji i talentu magicznego, był pewien, że w dziedzinie zaklęć była już lepsza od niego, tak samo jak w każdej innej dziedzinie magicznej, która nauczana była w szkole. Gdyby miała możliwość samodzielnej nauki czarnej magii, może nie prześcignęła go pod względem wiedzy wszelakiej w tym zakresie, ale w mocy magicznej – jak najbardziej. - Sama mi o nim powiedziałaś, jeszcze w McDonaldzie. – Odpowiedział, lekko zaskoczony, że już tego nie pamiętała. Na jej kolejne słowa parsknął krótkim, acz ciętym śmiechem – Voldemort też prawdziwie wierzył w słuszność swoich zasad i metod, tak samo Grindenwald i pewnie każdy mugolski dyktator. Natomiast to, że te zasady są chujowe, to wie każdy inny i identyczna sytuacja jest tutaj. I właśnie to potwierdziłaś, rodzina odrzuca własne dziecko, bo te nie chciało mieć zjebanego życia z jakimś losowym penisem. – Odpowiedział cięto, popalając swobodnie papierosa, zwracając uwagę na mowę ciała dziewczyny. W jego opinii, dotknęło to ją bardziej, niż to okazywała, nie zamierzał jednak tego drążyć, bo nie był tym typem człowieka, który w takiej sytuacji niemalże by wymusił na niej wyznanie z swoich problemów, nawet jeśli ona by tego nie chciała. Nie pchał tematu, w razie czego wróci samoistnie. - Nie każę, po prostu sam nie potrafię tego zrozumieć, więc zostawmy ten temat tak jak jest. – Zakończył, zupełnie nie umiejąc sobie wyobrazić tego, co powiedziała rudowłosa. Shawn gdy kogoś nie potrzebował, nie tęsknił to zupełnie jakby ta osoba dla niego nie istniała. Była schowana w przestrzeni jego pamięci, bardzo głęboko, tak, że potrzebował naprawdę czegoś konkretnego, by sobie o niej przypomnieć. A często było to w niespodziewanych momentach. Odrzucił papierosa i poprawił się w kanapie, przerzucając wzrok z jej twarzy na ich otoczenie, na szare, bezbarwne ściany pełne pajęczyn, zakurzone okno i tą wyróżniającą się podłogę, na którą dziewczyna rzuciła zaklęcie czyszczące. Gdyby zaś słyszał jej myśli, zripostowałby je z uśmiechem, podkreślając błąd merytoryczny, jaki popełniła – to nie Reed miał problem, a Nessa, gdyż mężczyźnie krzesło w zupełności wystarczyło. To ona musiałaby stać, albo siedzieć na podłodze, nie on. - Rozwój to jedyna cecha, która udowadnia nam, że daną rzecz należy kontynuować. Gdybyśmy stali w miejscu, moglibyśmy w każdym momencie zakończyć znajomość, nawet nie zwrócilibyśmy na to uwagi. – Uśmiechnął się lekko, po czym zaczął się bawić jakimiś dymem z nowo zapalonego papierosa, magicznie kształtując z niego różne rzeczy – tym razem był to chiński smok, którego posłał w stronę Nessy, dym zaś owinął się wokół jej szyi, pozostawiając po sobie jakże piękny zapach spalonego tytoniu. Jego błękitne oczy śledziły jej ruchy, wlepiając się w nią zdecydowanie za długo, niż było to w granicach przyzwoitości i smaku. Rozpływał się w ciszy, słysząc jedynie spalany tytoń przy każdym pociągnięciu filtra. Odpowiedział i szybko zauważył irytację, która była wręcz wymalowana na twarzy dziewczyny. Uśmiechnął się krótko, zgasił papierosa i wyrzucił go w powietrze, gdzie został spalony na popiół. Podniósł się z pozycji wpół leżącej i usiadł, nachylając się w stronę Nessy. - Najwidoczniej miał rację, a ty byłaś wystarczająco głupia, żeby uważać to za złe wycenienie twoich umiejętności. Bowiem mogłabyś być Merlinem, tu nie chodzi o twoją moc magiczną, a o twoją psychikę. Byłabyś w stanie bez zmrużenia okiem patrzeć jak druga osoba cierpi tak bardzo, że wręcz błaga cię o śmierć? Byłabyś w stanie nienawidzić kogoś tak bardzo i na zawołanie, żeby poczuł jak krew autentycznie gotuje mu się w żyłach, doprowadzając go do stanu agonii? Tutaj za nic nie chodzi o to jak zajebistym czarodziejem jesteś. Czarną magię można by przyrównać do patronusa, jednak o tysiąckrotnie cięższego i ładunek emocjonalny, który w sobie kłębisz jest po drugiej stronie kompasu. Tym bardziej komuś takiemu jak tobie będzie ciężej, osobie, która jest ogólnie w życiu powiedzmy, że szczęśliwa, że jej się powiodło i nie jest z patologicznej rodziny pełnej bólu i cierpienia. – Zakończył, patrząc swoimi morskimi oczami głęboko w jej karmelowe tęczówki, chcąc by do niej to wreszcie dotarło. Na następne jej słowa odsunął się trochę, zwracając swój wzrok przed siebie, z lekkim uśmieszkiem. - Pamiętaj Nessa, że to tobie zależy na tej przysłudze. Zresztą myślałem, że wystarczająco mnie znasz, że jak już zawieramy jakąś umowę, to się jej trzymamy, obustronnie i że przynajmniej na tej płaszczyźnie mi ufasz. Och, no tak mogę przecież poprosić o co chcę. O pieniądze? Nie potrzebuje, nie wiem czy wiesz, ale pochodzę z dość bogatej mugolskiej rodziny, dorobiłem się również będąc właścicielem najpopularniejszego sklepu z czarnomagicznym asortymentem. Przykrywką do czego? Przepraszam bardzo, ale doskonale sobie radzę, zresztą nie mam nic do stracenia, w przeciwieństwie do ciebie. Załatwić sobie mogę również samodzielnie. Instrument, biżuterię mogę sobie kupić, za mało się starasz. Zaciekawiłaś mnie jednak nauką. Skoro już coś takiego proponujesz, to wiesz raczej, że nie będę zainteresowany niczym, czego mógłbym nauczyć się samodzielnie, albo w szkole. Skoro do tej pory tego nie zrobiłem, znaczy to, że nie jest mi to potrzebne. W takim razie co mogłabyś mi zaoferować? Poza tym, jeśli ci to w jakimś stopniu pomoże rozluźnić się przede mną, możemy w każdej sekundzie zawrzeć Przysięgę Wieczystą, raczej wiesz co to jest, prawda? Chyba, że nie znasz nawet takiej podstawowej wiedzy czarnomagicznej? – Powiedział, wyliczając na palcach wszystkie opcje, które w tym życiu mu się nie przydadzą. Tak naprawdę póki co nie widział niczego szczególnego co mogła mu dać, ale wolał jeszcze drążyć ten temat, bo może wyłowi jakąś perełkę.
Zawsze starała się zrozumieć decyzje, które napędzały te wszystkie aranżowane małżeństwa i nawet swoje własne do pewnego momentu tłumaczyła. Zachowanie w magicznym świecie jakieś czystej krwi było ważne, bo gdyby ciągle dodawano do niej domieszki mugolskiej, całkiem by zniknęła. A co by było wtedy? Czy magia w ludziach by osłabła? Na pewno zachwiałaby się pewna równowaga, zmieniliby się ludzie i ich poczucie przynależności. Nessa od momentu oddania pierścionka, nie zaprzątała sobie tym jednak głowy, mając inne problemy. Zaraz miała kończyć studia, a wciąż nie potrafiła wybrać jednej ścieżki kariery, gdybając pomiędzy możliwościami. Nie obchodził jej ten arystokratyczny i surowy świat, właściwie miała gdzieś te wszystkie ważne wydarzenia w czarodziejskim świecie — tak długo, jak nie odzyska harmonii i stabilności, bez której radziła sobie znacznie gorzej. Chociaż była ciekawa sekretów niemagicznego świata, także o ekonomii i wartości funta nie miała zbyt dużego pojęcia, bo praktycznie w nim nie przebywała. Chociaż poznali się przypadkiem i w towarzystwie butelki whisky, doskonale radzili sobie w rozmowach także bez niej. Nigdy nie było między nimi tej sztucznej grzeczności, gry pozorów. Nie było podszeptów erotycznych, zachęt do sięgania po cięższe używki — dobrowolnie tkwili ze sobą, skupieni na przyjemności płynącej z konwersacji na każdy z tematów. Lawirowali pomiędzy nimi, ciągle odnajdywali nowy, a Nessa już nawet zaczynała wierzyć, że nie istnieje pomiędzy nimi tabu. Nie traktował jej gorzej, bo była młodsza i czasem palnęła głupotę, wręcz przeciwnie — widziała, jak próbował logicznymi argumentami wytłumaczyć jej swój punkt widzenia. Miała talent i ambicje, była systematyczna -nikt nigdy jednak nie brał pod uwagę, jak wiele podążając tą drogą, straciła. Co z tego, że doskonale opanowała trasnmutacje czy zaklęcia, co z tego, że Beatrice wyuczyła ją przygotowania najważniejszych z eliksirów, jak w kwestii między ludzkiej pozostawała dzieckiem we mgle? Uczono ją od małego — oczekiwano, że będzie dobra we wszystkim i zastąpi syna, którego Lanceleyowie nie mieli. Wyjdzie dobrze za mąż, wejdzie na jakiś szczyt życia towarzyskiego, czego wcale nie chciała. Szkoda tylko, że tak wiele lat zajęło jej zebranie się w sobie i wypowiedzenie życzeń na głos, zrobienie czegoś dla siebie. Egoistycznie. Przesuwając brązowymi ślepiami po twarzy Reeda wiedziała, że rozumiał. - No tak, wybacz. -przymknęła na chwilę oczy, łapiąc się na drobnych problemach z koncentracją. Piła mniej zarówno kawy, jak i alkoholu, trochę mniej paliła. Wciąż jednak mało sypiała, udzielając korepetycji, wykonując obowiązki prefekta i okazjonalnie szukając mieszkania, bo przecież nie mogła zawsze mieszkać u Fillina i Boyda, chociaż dobrze się z nimi żyło. Lubili jej naleśniki i nawet pracowała nad opanowaniem kolejnej potrawy, co szło mozolnie, przez brak czasu. Bo chociaż obiecała, że przestanie, wciąż brała dużo na głowę. Uniosła powieki, posyłając mu jeszcze przepraszające spojrzenie, które zaraz nabrało innego wyrazu, a sama ślizognka uniosła brwi. - Akurat za to, to Voldemrotowi należy się szacunek. Niezależnie od celu i metod, jego wiara w siebie i ambicje były godne prawdziwego Salazara. Masz jednak racje, pomimo siły charakteru, pozostawali tylko dyktatorami. Aleksander nie do końca był losowy, przyjaźniliśmy się wiele lat. Shawn, oni po prostu potrzebują czasu. Nie mogą ze mnie zrezygnować, bo nie mają innego pionka i nikt inny nie pociągnie nazwiska. A ja pomimo tego, że mam — powiedzmy — własny pomysł na siebie, nie chcę dać mu odejść w zapomnienie. Wiedziała, że może jej w tym nie popierać i sama nie wierzyła, że powiedziała to na głos. Wpajanie jednak do głowy pewnych zasad, odpowiedzialności przez tyle lat zostawiło jakiś ślad, którego łatwo nie będzie się z niej pozbyć — nawet jeśli istniały na to szanse, bo przecież chciała więcej, niż koneksje i ród mogły jej dać. Nie potrafiła być słaba i pokazywać uległości, tak ją nauczono. I chociaż się pilnowało, czasem ciało zdradzało więcej, niż sama tego chciała. Kiwnęła głową na jego słowa, poprawiając się w kanapie i zawieszając wzrok na palonym przez niego papierosie. Tęsknić to zbyt duże słowo. - Cholernie dużo palisz. -zauważyła krótko, starając się opróżnić umysł ze wszystkich zbędnych myśli, aby skupić się na osiągnięciu celu. Było to oznaką zdenerwowania czy dobrej zabawy? Trudno było stwierdzić. Westchnęła. Mogła użyć amortencji, wymusić na nim przysięgę i zobowiązać do nauki kobiecymi sztuczkami, ale nie — nie przejawiała przebiegłości godnej prawdziwego ślizgona, stawiając raczej na grzeczną konwersację, która nawet nie wiedziała, czy doprowadzi ją do sukcesu. Oczywiście nie zasługiwałby na taki scenariusz, ale czego się nie robi, gdy czegoś się naprawdę mocno pragnie? Na szczęście Nessa przy bardzo wiele swoich wad posiadała też kilka małych zalet i nie była aż tak zepsuta, jak siebie widziała. Obserwowała dym w milczeniu, jak zmieniał kształty wyobrażone sobie przez mężczyznę i aż dreszcz przebiegł ją po ciele, gdy ulotny smok owinął się dookoła jej szyi niczym naszyjnik ze sznura, zwiastujący rychły koniec. Jak miała rozumieć to przesłanie? Znów analizowała, badając bystrym umysłem każdy z możliwych scenariuszu, mając w uszach dudniące słowa na temat rozwoju, przemyślenie, którym się z nią podzielił. Przymknęła oczy, czując w nozdrzach drażniący zapach tytoniu.- A co gdy, rozwój stanie, a dalej nie chcesz zakończyć tej relacji lub pracy nad czymś, co leży w Twoich zainteresowaniach? Stojąc w miejscu nawet przez chwilę, możesz dojrzeć całkiem nowe perspektywy. Posłała mu pociągłe spojrzenie, zaintrygowane nieco. Nie przeszkadzało jej w żaden sposób obserwowanie czy gapienie się, bo sama miała to w zwyczaju, nauczona utrzymywaniem kontaktu wzrokowego w konwersacji. Ponadto, Nessa w żaden sposób nie postrzegała tych spojrzeń na tle zainteresowania fizycznego. Nie drgnęła bardziej, niż prostując plecy, gdy nachylił się w jej stronę i błękitnymi ślepiami próbował chyba dostrzec więcej, niż chciała mu pokazać. Nie zwróciła nawet uwagi na odrzucony niedbale niedopałek, który zmienił się w kupkę popiołu, znikając w półmroku poddasza i opadając na podłogę. Nie kryła początkowego zirytowania, które wciąż gdzieś odnajdowało ujście w jej tęczówkach, chociaż kamienny wyraz twarzy sugerował, że wszystko jest w porządku. Słuchała, a on mówił, czując, jak każde wypowiadane przez niego słowo w pewien sposób zmienia się w maleńką szpilkę, wbijając się gdzieś w jej wnętrze. Zaprzeczyła ruchem głowy, wprawiając rude pasma w ruch. Żaden z nich nie rozumiał, co miała na myśli, mówiąc o niedocenianiu. Doskonale wiedziała, że czarna magia wymaga czegoś więcej niż talentu magicznego. Zarówno Aleks, jak i Shawn wyglądali i brzmieli, jakby wiedzieli o niej absolutnie wszystko, z góry skreślając jej umiejętności do wyrządzenia komuś krzywdy. Zaśmiała się z niedowierzaniem, gdy napomknął o byciu szczęśliwą osobą. - Nic nie wiesz Shawn ani o mnie, ani o moim rzekomym szczęściu, które każdy z nas postrzega w inny sposób. - odparła w końcu dość pewnym siebie głosem, wcale nie uciekając od błękitnych oczu czarodzieja. Zacisnęła na chwilę usta, zbierając do kupy myśli i dochodząc do wniosku, że nie było sensu mówić nic więcej i wyprowadzać go z błędu. I tak jej nie uwierzy, dopóki nie zobaczy. Zresztą, nie chciała rzucać słów na wiatr, bo nigdy nie była w sytuacjach, które jej opisywał. Wiedziała jednak doskonale, czego wymagało praktykowanie magii zakazanej. Ne potrzebowała jej do torturowania. Prychnęła cicho, krzyżując ręce na pod piersiami, gdy znów zaczął monolog — mający jej pokazać, że nie ma nic do zaoferowania i niczym nie może go zainteresować. Jak wyrzuca jej, że nie ufa mu i nie chce zdradzać sekretów. O przysiędze, będącą tak podstawową wiedzą. Odrzucał wszystko, co przyszło jej do głowy, zapędzając ją poniekąd w kozi róg i skłaniając do rozmyślania nad użyciem karty, której wcale używać nie chciała. Nie chciała sprowadzać tej przysługi do samego handlu, jednak nie pozostawiał jej wyboru. Równo warta wymiana, coś za coś. Milczała dłuższą chwilę, wpatrując się gdzieś przed siebie, wyglądając na pokonaną. Nie była jednak zdenerwowana, bo agresją i złością nie wygrywało się wojen. Znaczenie miała strategia. Rozumiała, jak cenił swoją wiedzę i czas, doskonale rozumiejąc dlaczego. Nie prosiłaby go o przysługę, gdy w jej mniemaniu nie był do tego najlepszą osobą. A Lanceley nie lubiła półśrodków. Przymknęła w końcu oczy, kładąc obydwie nogi na drewnianej podłodze i wstając leniwie, aby się przeciągnąć. Obcasy uderzyły w drewno, rozniosły się echem. Drobna studentka poprawiła szorty i czarną bluzkę, upewniając się, że broszka tkwi zapięta na swoim miejscu. Przeczesała palcami włosy, powolnie idąc do przodu, wciąż zastanawiając się, czy była to właściwa decyzja. - Masz rację, to mnie zależy. I widocznie powinnam sięgnąć po amortencję i przysięgę. -zaczęła z zaczepnym brzmieniem głosu, odwracając głowę i patrząc na niego przez ramię, zrobiła kolejny krok. Była ponad takie stare sztuki. Znów splotła ręce pod piersiami, zaciskając dłonie na drobnych ramionach.- Znam Cię trochę. Jest jedna rzecz, której się nie oprzesz. Lubisz wiedzieć, umieć, zaskakiwać i opanowywać umiejętności, które wymagają talentu w konkretnych dziedzinach. Jesteś równie lub nawet bardziej ambitny niż ja, a to daje mi możliwości. Nie przekonam Cię pieniędzmi, rzeczami materialnymi, seksem czy nawet miłością — ale mogę zaoferować Ci wiedzę. Zakończyła w końcu z westchnięciem, czując pewien dyskomfort. Do tej pory zmieniała się tylko przy Fillinie, decydując się na korzystanie ze swojego zwierzęcego opiekuna po cichu. Nie miała powodu, żeby mu nie ufać. Ich relacja, chociaż krótka i spokojna, oparta była na szczerości, niewtykaniu nosa w nie swoje sprawy, jednak ruda miała wrażenie, że każde z nich wiedziało, że wartościowe znajomości warto było trzymać blisko, bo pewnego dnia możesz ich potrzebować. Szkoda było je zaprzepaszczać. Rozluźniła dłonie, pozwalając im opaść wzdłuż ciała i uśmiechnęła się pod nosem, przymykając oczy. Na poddaszu rozległo się głośne mruknięcie, gdy cztery potężne łapy uwieńczone pazurami przyległy do parkietu. Zakończone czarnym pędzlem uszy nastroszyły się, gdyż docierały do nich złowieszcze dźwięki Nokturnu, których Shawn usłyszeć nie mógł. Kot pociągnął nosem, czując metaliczny zapach starej krwi, kawy i kurzu. Była też woń pergaminu i męskie perfumy. Zwierze ziewnęło, przeciągając się i pokazując ostre kły wypełniające paszczę, zanim leniwie ruszył w stronę kanapy. Mogłaby skoczyć, jednak po co stwarzać jakąkolwiek możliwość zrobienia mu krzywdy? Przy opadaniu pazury zawsze wysuwała, przyzwyczajona do wspinania się i przeskakiwania z drzewa na drzewo. Kot usiadł mu na kolanach, patrząc na niego z góry chyba pierwszy raz, przekręcając łeb w bok i złotymi ślepiami lustrując jego twarz, aby zaraz prawą łapę oprzeć na jego torsie, pazurami robiąc dziurę w koszuli. Złapała oddech, czując kilku sekundowy zawrót głowy. Ruchem głowy zgarnęła włosy na plecy, unosząc powieki i napotykając lazurowe ślepia. Założyła nogę na nogę, wcale nie schodząc mu z kolana i westchnęła, przesuwając dłonią w górę, przesuwając karmelowe tęczówki na pozostawioną w materiale dziurę. - Naucz mnie magii bezróźdzkowej i poducz mnie czarnej magii, a ja pomogę Ci przekonać się, jaki jest Twój wewnętrzny opiekun. Nie mogę Ci obiecać, że odniesiesz sukces, bo transmutacja jest wymagająca i nie zawsze akceptuje kandydatów, ale nie znajdziesz nikogo lepsza niż ja, aby się przekonać Reed. Wzruszyła ramionami, uśmiechając się w ten zaczepny sposób — pełen pewności siebie i niewinności, przesuwając po jego twarzy wzrokiem, aby w końcu spojrzeć mu w oczy. Wiedziała, że animagia mogła być dobrą kartą przetargową, ale czy była wystarczająco kusząca? - No, mogę też dorzucić naukę gry na instrumencie.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Magia i jej natura, pomimo tylu setek lat jej obecności wśród ludzi, wciąż była powszechnie nieznana i tajemnicza. Tak jak prawa natury były dla mugoli obce, często łączone z mocami boskimi, tak jednak z biegiem lat i technologii, ludzie zaczęli lepiej ją rozumieć i wykorzystywać. Mogli odpowiedzieć na więcej pytań, których odpowiedź w minionych epokach była abstrakcyjna dla tamtejszych uczonych. Za to czarodzieje jakby zatrzymali się w średniowieczu, Reed mógłby nawet rzec, że wtedy wiadomo było więcej niż teraz. Nie było prawdziwych naukowców, którzy chcieli rozłożyć pojęcie magii na czynniki pierwsze, co powodowało takie właśnie pytania – czy magia zanika na skutek związku czarodzieja z mugolem? Kolejne pokolenia udowadniały nam, że niekoniecznie, że magia mogła obudzić się również u dziecka, które było produktem dwóch osób niemagicznych. Było to jednak zjawisko dużo rzadsze niż w przypadku związku czystokrwistego, co pozostawiało po sobie kolejne pytania, czy podążając dalej, według scenariusza, który zakładał całkowite łączenie się czarodziejów z mugolami, czy ta magia by zanikła, stałaby się elitarna? Czy dopiero wtedy nie wytworzyłyby się prawdziwe klasy społeczne między tymi, którzy czarują, a tymi, którzy nie byli w stanie? To był też ten problem, który Shawn zarzucał magicznej społeczności – że ona te problemy bagatelizowała i wyrzucała w zapomnienie, nie interesowała się tym, cały czas stojąc w miejscu. Od ich pierwszego spotkania, oboje znacznie się rozwinęli, Nessa w jego oczach zdecydowanie bardziej. Teraz, dorosła nie tylko charakterem, ale również swoimi umiejętnościami, które są swoistą przepaścią, w porównaniu do tych, które posiadała wtedy, w gorących źródłach. Do zawiązania znajomości potrzebowali alkoholu, by ją kontynuować i rozwijać wręcz przeciwnie – ich relacja opierała się na zdrowo rozsądkowych dyskusjach i przemyśleniach, które pozostawiały po sobie ślad nawet po rozmowie, nie znikały, jak to zwykle bywało w rozmowach. Nie wiedział dokładnie, skąd w ogóle to się wzięło, dlaczego tak bardzo sobie zaufali na tej płaszczyźnie i zaczęli przede wszystkim szanować się nawzajem i dać się ponieść danej rozmowie, która w innych okolicznościach, gdyby była pomiędzy innymi ludźmi, zostałaby skwitowana dwoma słowami i przeszliby do kolejnego tematu. Z nimi było zupełnie odwrotnie i to była według niego wyjątkowość ich relacji. Wysłuchał spokojnie jej słów, już na starcie jednak samą mimiką twarzy pokazał, że się z nią nie zgadza – brew uniosła mu się lekko do góry, kąciki ust uniosły się nieznacznie. - Rozumiem, należy się szacunek największemu mordercy w dziejach, bo po prostu szedł swoją ścieżką nienawiści i mordu, nie zbaczając z niej bo to było zdecydowanie cięższa dla niego decyzja. Nie jestem wyśmienitym historykiem, jednak kojarząc jego działania, nie widziałem tam ambicji, a nienawiść skierowaną na cały świat, bez wyjątku. Jego siłą był przede wszystkim strach. I owszem, o ile nie można mu zarzucić braku umiejętności, czy braku charyzmy, która przyciągała do siebie innych, podobnych mu ludzi, tak jednak nigdy bym nie powiedział, że należy mu się szacunek za to, że podążał najgorszą z możliwych ścieżek i dla niego najłatwiejszą. – Skończył, dając jej to sobie przetrawić, po czym odniósł się do drugiego tematu, który skwitował ironicznym prychnięciem. – Czyli dajesz ostatecznie sobą pomiatać, tylko dlatego, że inni chcą ciebie wykorzystać w swój własny sposób nie bacząc na twoje uczucia? Tak właśnie działa indoktrynacja, ty już jesteś w tej chwili tak bardzo zaprojektowana, że aranżowane małżeństwa w twojej opinii nie są tak złe, że nawet jeśli sama widzisz wszystkie jej chujowe strony, będziesz po części tego broniła, mimo że jedyne co ci to daje, to brak możliwości i skrępowane ręce. Jak tak chcesz żyć i tylko udawać, że ci to pasuje, to ja nie będę jakkolwiek w to się wtrącał, uważam tylko, że zasługujesz na dużo więcej niż jakąś jebaną ustawkę. – Odpowiedział, reagując pod koniec lekkim gniewem, który jest bardzo trudno u niego uzyskać. Sam niezupełnie rozumiał swój organizm w tamtej chwili, nie chciał bowiem reagować złością, której przecież nie powinno być. Cała sytuacja nie dotyczyła niego, tak więc wewnętrznie powinien zupełnie się nie przejmować tą sytuacją. - No. – Odpowiedział krótko, nie wiedząc jak inaczej się odnieść do tej uwagi. Czasami czuł skutki ciągłego palenia w postaci bolących płuc czy też zadyszki, bądź kaszlu, jednak nie było to nic na tyle poważnego, by miał zdecydować się o rzuceniu. W każdym razie, magia lecznicza w tym zakresie działała lepiej od technologii mugolskiej, tak więc same skutki papierosów nie były dla niego tak straszne jak przykładowo dla osoby niemagicznej. - Gdy rozwój stanie na skutek właśnie ciągłego parcia do przodu, to znaczy, że dotarliśmy na szczyt potencjału i trzeba było się z tym jakoś pogodzić. Wtedy też już cała ta relacja będzie tak bardzo rozwinięta, że nie sposób będzie o niej zapomnieć, będzie częścią ciebie. Nic jednak już z tą relacją nie zrobimy, więc tak, możemy jedynie zwrócić uwagę na inne perspektywy, zacząć działać w innych dziedzinach. – Poniekąd się z nią zgodził, odwzajemniając jej podobne spojrzenie i czując się z tym wyjątkowo dobrze. Zwykle, gdy utrzymywał długi kontakt wzrokowy, to z celem dominacji, w tym przypadku była to zwyczajna rzecz, pewne połączenie między nimi. I podobało mu się właśnie to, że żadne z tych spojrzeń nie było póki co spowodowane kontekstem hedonistycznym, seksualnym. W jego oczach podwyższało je do rangi znacznie wyższej i bardziej wyjątkowej. Podczas swojej odpowiedzi, nie zwracał uwagi na jej werbalny brak zgody z tym co mówił. Tym razem bez żadnych emocji, bez uśmiechu, jak to miał w zwyczaju, odpowiedział chłodno: - Nie wiem o twoim szczęściu, wiem, że byłaś szczęśliwsza od ludzi, którzy już od samego początku swojego istnienia, jedyne co w życiu poznali, to ból i nienawiść. Istotny fakt, każdy szczęście postrzega inaczej, jednak nie zmienia to faktu, że spotkało cię na tyle dobrych sytuacji w życiu, to że jesteś normalnie funkcjonującą osobą, bez socjopatycznych skrzywień, będzie ci dużo trudniej wykrzesać jakikolwiek potencjał od osoby, którą nie obchodzą ludzkie uczucia i ludzie ogółem. – Chciał jej dokładniej nakreślić, o co tak naprawdę mu chodziło, bo nie o to, czy była szczęśliwa ze swoją rodzinką czy nie, chodziło mu o trochę więcej. Obserwował ją uważnie, gdy wstała, jeszcze nie ujawniając mu swoich zamierzeń. Miał nadzieje, że nie była to jakaś gra do uwodzenia go jakimiś hedonistycznymi sztuczkami, Reed wtedy niesamowicie by się zawiódł, że jedyne na co było stać Nesse to było zagranie piękniejszej płci. I Shawn jednocześnie w to nie wierzył, że tak mogło by być, ponieważ zna ją już wystarczająco dobrze. I się nie pomylił. Nie do końca zrozumiał jednak kontekst amortencji, o której tutaj nie mówili, musiało to więc być jakieś nawiązanie do jej myśli, do których Reed nie miał dostępu. Mógł się jedynie domyślić o co jej mogło chodzić, nie dawała mu jednak na to czasu, ponieważ Nessa zaczynała swój występ, począwszy od wstępu, który już sam zbudował jakąś atmosferę tajemnicy, co tak naprawdę Lanceley mogła mu dać. I w ciągu najbliższych sekund mógł się przekonać. Kompletnie go zaskoczyła swoją przemianą, która jednak też mocno przyciągnęła jego uwagę do siebie. Każda wyjątkowa cecha była dla niego warta więcej od złota, tak też było w tym przypadku. Dał Nessie pełną swobodę w tym ciele, dał jej się wspiąć mu na kolana, wpatrując się w hipnotyzujące, złote ślepia zwierzyny, za którymi kryła się ludzka świadomość. Minęło przedstawienie i już miał na kolanach rudowłosą kobietę, która też nie zamierzała wcale z nich schodzić. On też jej nie zrzucał, chwile siedział w milczeniu, patrząc na nią z uznaniem. Następująca propozycja była już wystarczająco uczciwa. - Umowa stoi. – Odpowiedział z lekkim uśmiechem, wciąż delektując się bliskością, jaka teraz była między nimi i mowa tutaj o znaczeniu dosłownym – byli po prostu blisko siebie. - W swoim czasie sam grałem na pianinie i malowałem obrazy, nie potrzebuję raczej kolejnych nauk. – Odpowiedział z uśmiechem, nie wiedząc w sumie czy Nessa chciała zacząć lekcje już dziś czy dopiero przy następnym spotkaniu. - To może zapytam na starcie. Do czego potrzebujesz czarnej magii? Dla poczucia władzy i wiedzy, tortur, poznania samej dziedziny, by móc skuteczniej się przed nią bronić? Chcesz kogoś zabić? Od tego warto zacząć i zaraz możemy dopełnić przysięgę wieczystą, dzięki której będziemy mieć oboje pewność, że nasza umowa nie wyjdzie na światło dzienne.
Reed był z pewnością bardziej dojrzały i doświadczony, wiedział o magii dwa razy więcej, niż Nessa. Przez tyle lat rodzice ukierunkowywali ją na konkretne tory, że w przeciwieństwie do Shawna nad tymi skomplikowanymi rzeczami się nie zastanawiała, chociaż powinna. Czy magia faktycznie mogła słabnąć, jeśli przestałyby istnieć rody czysto krwiste? Czy mugole faktycznie zasługiwali na taką łatkę, jaką czarodzieje im przypinali? Pewnie nie. Gdyby patrzeć pod kątem średniowiecza, przyznałaby rację, że jej świat się tam zatrzymał. Można by wtedy wyciągnąć wniosek, że wszystkie te głupoty i niechęć brały się ze strachu, potęgowane szybkością rozwoju mugolskiego społeczeństwa. Odkrywali coraz to nowsze cuda techniki, wymyślali rzeczy, o których im się nawet nie śniło. Niepewność, że nauka wygryzie uroki i eliksiry.. Dwa lata to długi okres, usłany pasmami porażek i sukcesów, mający olbrzymi wpływ na charakter, a także wybór odpowiedniej ścieżki, którą można było podążać. Ciągle ją pchano, dodawali kolejne tobołki na drobne plecy i motywowali ją do działania. "Możesz więcej Nesso. Zrób to lepiej, Nesso". Szepty pchały ku szaleństwu, ale nie umiała rezygnować, gubiąc rozsądek w uzależnieniach i książkach, nawiązując toksyczne relacje, byle potem mieć pretekst odcięcia się od absolutnie wszystkich. Wspominając siebie sprzed dwóch — nieco beztroską, bardziej rozrywkową, bardziej naiwną — trochę za obrazem takiej Lanceleyówny tęskniła. Zmiany jednak nigdy nie były niczym złym. Lubiła tę ich skomplikowane chwile, nienakreślone nicie. Umieli tkwić razem w ciszy, umieli też ładnie lub całkiem brzydko mówić. Całkiem nie zwracała uwagi, na różnicę wieku. Dlatego właśnie nie potrzebowała powodu, żeby sprawdzać, czy wszystko było u niego w porządku, taka po prostu była. Szanowała go, lubiła, wiele ją uczył. Widząc jego reakcję na jej oburzające słowa, nie mogła powstrzymać rozbawionego uśmiechu. Kiedy zdążyła zaczynać domyślać się, jaki grymas przemknie przez Shawnową buzię? Zgarnęła kosmyk włosów, nawijając go na palec i słuchając. Wiedziała, że nikt się z nią w tym nie zgadzał, bo nikt nie umiał spoglądać na potwora obojętnie. W jej głowie wszystko wciąż jednak było czarne i białe, chociaż Fillin usilnie próbował ją nauczyć tęczy. Wierzyła, że nic nie dzieje się bez powodu i każdy tyran rodził się z nieporozumienia, którego nie potrafił opanować. Nie było na świecie złych ludzi, byli po prostu tacy, którzy dali się omamić możliwością płynącym z władzy i potęgi. Patrzyła na to sucho, przecież jej to nie dotyczyło i nie mogła nic z tym zrobić. Gdy przerwał na te krótkie chwile, ich spojrzenia się spotkały, a ruda próbowała odnaleźć w nich wskazówkę, która pomogłaby jej lepiej zrozumieć jego postawę, otwierającą całkiem nową perspektywę. Nie umiała. Zacisnęła jednak usta na jego kolejne słowa, bo zupełnie, jakby wdarł się jej do głowy i dosadniej ubrał myśli, które przelatywały tamtędy od pewnego czasu. Była zaprojektowana. Była robotem. Znając swoje miejsce w szeregu, mając wypracowaną pozycję — nie potrafiła przyznać mu racji, chociaż wiedziała, że ją miał. We wszystkim poza tym, że zasługiwała na więcej. Ktoś, kto nie potrafił nawiązywać głębszych relacji z ludźmi, pytając o wszelkie emocje i działając wedle schematu, nie zasługiwał na więcej niż ustawkę, do której przecież od małego była przygotowywana. Wiedziała, że tak będzie, a jednak coś sprawiło, że się zbuntowała. Czynnika jednak wciąż nie znalazła.- Brzmisz, jakbyś się przejmował mną i moim losem. Zaraz uwierzę, że się martwisz Shawn. Nie masz pewności, czy zasługuję na więcej, mój Drogi. Wydaje mi się, że wciąż zbyt mało o mnie wiesz lub zbyt wiele idealizujesz. Nie jestem tak perfekcyjna, jak moja zbroja. Puściła mu oczko i uniosła kąciki ust ku górze w świadomym siebie uśmiechu. Nikt jej nie znał lepiej niż ona sama. We własnych oczach daleko jej było to dziewczyny, którą dało się lubić. Do dobrej przyjaciółki. W przyjaźni nie chodziło przecież tylko o to, aby kogoś bronić i wyręczać. Nie chodziło o to, aby oddawać się w całości, wierząc, że to słuszne i tak należy. Wzruszyła ramionami na jego krótką odpowiedź o fajkach, wiedząc, że nic z tym nie zrobi ani Shawn ani ona. Wciąż będą zatruwać swoje płuca, doznając przy tym tej dziwnej, elektryzującej satysfakcji. Lubiła jego błękitne oczy, wydające się jej najjaśniejszą częścią mężczyzny, poniekąd obrazem jego wbrew pozorom — dość głębokiej duszy. Patrzyła po prostu jak na człowieka równego sobie, kogoś zaufanego na tyle, aby zwrócić się o pomoc. Nie chciała go zdominować, nie chciała go mieć, nie chciała go od siebie uzależnić, a przede wszystkim nie była egoistką, aby zażądać czegoś bez spłaty długu. - Miejmy nadzieję, że szczyt potencjału okaże się w takim razie satysfakcjonujący i w drodze na niego uda nam się znaleźć każdą boczną drogę. Rozmowy o szczęściu był niebezpieczne. Nie lubiła ich. Wszystko przecież było tak bardzo indywidualną kwestią, że nie dawało się tego porównać na innych płaszczyznach. Każdy to odbierał inaczej. Dla jednych codzienność — prosta i ciepła, mogła być szczęściem — dla innych zmieniała się w więzienie. Jeden pocałunek potrafić załadować tak pozytywnie źródło, że można było przenosić góry. Mógł też wszystko zniszczyć. Wszystko zależało od miejsca, w którym się było. Westchnęła cicho, zostawiając maltretowany kosmyk włosów w spokoju i uśmiechnęła się łagodnie, błądząc wzrokiem po jego twarzy. -Szczęście nie jest moją mocną stroną, uczucia też nie są. Wydaje mi się jednak Shawn, że aby w życiu była zachowana równowaga, musimy mieć tyle samo złego, co dobrego. Dlatego konsekwencje są tak ważne. I nie oszukujmy się, każdy ma w sobie trochę socjopaty, ukrywanego lepiej niż gorzej. Jesteśmy tylko ludźmi. Wiedziała, że zawsze oczekiwał od niej trochę więcej. Ceniła to sobie. Właśnie dlatego postanowiła zaproponować mu swój największy sukces, efekt ciężkich ćwiczeń, nieprzespanych nocy. Było to poniekąd intymne w jej oczach, bo przecież zwierzę zawsze przegrywało z prędkością różdżki. Nie była kobietą uwodzącą ciałem, chociaż mogła. Nie patrzyła jednak na siebie jak na coś ładnego. Ciało było tylko naczyniem, dodatkiem do całej reszty. Musiała się oswoić z myślą, stąd potrzeba przejścia się po pomieszczeniu była tak duża. Stukające o posadzkę obcasy dudniły jej w uszach, gdy wbiła spojrzenie w brudną ścianę. Jakie miała wyjście? Potrzebowała jego wiedzy, a wiedziała, że jest w stanie opanować posiadane przez niego umiejętności. Wypuściła powietrze z płuc, przymykając oczy, oddając się całkiem swojej zwierzęcej naturze. Przesunęła pazurami po drewnie, zostawiając wgłębienia. Faktura była znacznie delikatniejsza, niż ta na pnących się ku górze drzewach, które tak dobrze znała. Często odwiedzała Zakazany Las lub mniej dostępne okolice Doliny. Uwielbiała wolność, płynącą ze swojej formy. Nikt nie wiedział, kim była, a jednocześnie nie była człowiekiem, mogąc pozbyć się większości kształtujących ludzi zachowań. Iść za instynktem. Nozdrza drgnęły, wprawiając w ruch beżowy nos. W powietrzu unosiło się wiele nowych zapachów, tyle metalicznej krwi i dziwnych ziół, zapach błota z brukowanych alejek, olejki eteryczne, jego perfumy. Leniwie drgnęła, mknąc ku wyczarowanej sofie i usiadła mu na kolana, strosząc uszami. Z pyska uciekło krótkie mruknięcie, wąsy zadrżały. Chwilę patrzyła mu w oczy, dostrzegając ich inny kolor niż ten, do którego była przyzwyczajona. Zaraz jednak opadły kocie powieki, a gdy się uniosły, ludzkie, karmelowe ślepia wpatrywały się w niego spod długich rzęs, rzucając propozycją, której wiedziała, że nie odrzuci. - Więc jesteśmy umówieni.- uśmiechnęła się, przesuwając spojrzeniem po jego twarz, cofając dłoń z jego torsu skrytego pod rozdartą nieco koszulą, na której widok wzruszyła niewinnie ramionami. Ot, wypadek przy pracy. Wijące się pasma włosów opadły na plecy, a ona sama stuknęła paznokciami we własne udo.- Tak? Doskonale, wezmę kiedyś skrzypce. Będziesz mi akompaniował. Dawno nie grała, chociaż szczerze to lubiła — zatopiona w obowiązkach, zapominała o własnych przyjemnościach. Bo, co więcej, mogła osiągnąć w muzyce? Tam chyba osiągnęła szczyt, o którym wspominał wcześniej. Na jego pytanie wydała z siebie ciche mruknięcie zamyślenia, patrząc gdzieś w przestrzeń. Zaskakujące, że ktoś tak zdystansowany i obeznany w czarnej magii potrafił dawać tyle ciepła sobą. Zabawne, bo Nessa podświadomie wiedziała, że i tak w jakiś sposób by jej pomógł, gdyby poprosiła po prostu — może nie tak intensywnie i osobiście, ale nie zostawiłby jej na lodzie i z pustymi rękoma. - Jestem chyba uzależniona od wiedzy. Może trochę dla poznania dziedziny, obrony, a przede wszystkim własnych granic? Pomyślałam też, że może przydać mi się później. - zaczęła cicho, jakby odrobinę onieśmielały ją tak płytkie i głupie powody, jakie miała. Kryło się jednak za tym pragnienie mocniejsze, niż to, jak je wyraziła. Wyprostowała głowę, znów patrząc mu w oczy. - Nie jestem chyba mordercą teraz, ale nie wiem, czy to nie znaczy, że los nie sprawi, że nim zostanę. Życie pełne jest niespodzianek. Nie wyjdzie, jesteś moim korepetytorem z obrony przed czarną magią, cała reszta to nasz sekret. Przesunęła dłońmi po jego ramionach bez skrępowania, mknąc ku górze i jedną z nich kładąc mu na policzku. Westchnęła znów, kiwając głową — przysięga nie była dla niej problemem, jednak nie był to dobry pomysł na dziś. - W porządku. Przysięgę zrobimy za kilka dni. Daj mi znać, gdy będziesz miał czas i będziesz mnie potrzebował. Muszę wracać, mam jeszcze trochę pracy. Nachyliła się, muskając czerwonymi wargami jego policzek i zsunęła się z jego kolan, poprawiając szorty, Złapała za torebkę, wciągnęła na ramiona płaszcz, patrząc jeszcze na zegarek. Czas szybko uciekał, minuty zdawały się uciekać pomiędzy palcami. - Ah, Shawn? Dziękuje. Odwróciła głowę przez ramię, rzucając mu jeszcze krótką wiadomość, zanim zapięła się szczelnie, chowając włosy pod płaszcz i wyszła z poddasza, zamykając za sobą drzwi i teleportując się zaraz w bezpieczniejsze miejsce.
Pomimo wątpliwie korzystnego dla ich nauki wspólnego wyjścia na zabawę z okazji dnia Patryka, którą organizowali Fillin oraz Boyd, udało się im w końcu znaleźć wolną chwilę na spotkanie. Nie miała pojęcia, czego się spodziewać i ile im to zajmie, więc uprzedziła swoich dobroczyńców, że wróci późno lub wcale, bo jeszcze teoretycznie powinna zając się patrolowaniem korytarzy. Poprawiła torebkę na ramieniu, unosząc powieki, gdy ciszę na klatce schodowej w kamienicy przerwał trzask teleportacji. Omiotła spojrzeniem chłodne przejście, zerkając w dół schodów - półmrok jednak skutecznie maskował tajemnice tego miejsca. Przez niewielkie okno wpadały do środka pomarańczowe promienie zachodzącego słońca, malujące się różem na jej bladych policzkach. Zerknęła na zegarek, poprawiając płaszcz. Nie lubił kawy, więc na papierowej tacce była tylko jedna, obok której tkwił kubek z sokiem owocowym, a kolejne miejsce zapełniała herbata. Nie wiedziała, co lubił bardziej. Karmelowe ślepia wbiły spojrzenie w drzwi z wielkim X na środku, podchodząc krok w ich stronę. Nie miała pojęcia, czego się spodziewać i jak właściwie wyglądała nauka czarnej magii, chociaż zanim zaczną - zamierzała mu przedstawić na to swój pomysł. Westchnęła, ruchem głowy zgarniając rudy, pojedynczy kosmyk za ucho - cała reszta tkwiła zebrana w wysokiego koka, a w oczy rzucały się delikatne kolczyki z pereł. Zapukała dwa razy, czekając, aż jej skomplikowany człowiek otworzy. Kroki niesione przez drewnianą podłogę powinny nieść się echem, jednak przez zaklęcia wyciszające nie usłyszała niczego, jedynie uśmiechając się pod nosem - wcale nie zaskoczona jego przygotowaniem i zabezpieczeniami. Drzwi skrzypnęły, klamka drgnęła i zaraz wynurzyła się znajoma postać, którą obdarzyła pociągłym spojrzeniem, aż w końcu natrafiła na błękitne ślepia, pełne tak charakterystycznych dla niego iskier, którym dokładnego wydźwięku nie potrafiła nadać. - Stęskniłeś się za mną? Sok czy Herbata? -zapytała krótko z charakterystycznym dla siebie, zaczepnym uśmieszkiem, unosząc tackę i przekręcając głowę w bok, podała mu ją i razem z zaproszeniem weszła do znajomego już sobie wnętrza, mimowolnie doszukując się jakichś zmian. Kanapa stała tam, gdzie ją zostawiła - podobnie jak drewniana skrzynia, będąca tu poza nią jedynym meblem. Skierowała się w stronę kanapy w asystencie stukających obcasów, odkładając na podłokietnik torebkę i zsuwając z ramion płaszcz, który również rzuciła tam niedbale, aby zaraz poprawić dłońmi materiał przylegającego, ciemnozielonego swetra z golfem - kończącego się mniej więcej w okolicach pępka, do którego dobrała ciemne, dopasowane jeansy z wyższym stanem. Podeszła do gospodarza, zabierając swoją kawę i robiąc łyka, aby zaraz pozbyć się resztek jej piany z ust i znów wlepić w jego wzrok. Nie miała pojęcia, od czego i jak powinni zacząć.- Pomyślałam, że dziś zaczniemy od spokojniejszych napojów, chociaż w torebce mam butelkę whisky w razie sukcesu. Dodała z niewinnym wzruszeniem ramion, wsuwając wolną dłoń w kieszeń od spodni, pozostawiając kciuka poza nią i stukając w nim w sztywny materiał. Jak zwykle miała czerwone paznokcie, podobnie jak maźnięte szminką usta. Nie umiała rozstać się z tym kolorem, mając wrażenie, że bez niego nie była kompletna.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Imprezę Shawn pamiętał jak przez mgłę, nie zamierzając do niej wracać myślami. Był świadomy tego, do jak złego stanu się doprowadził, co z pewnością było jakimś obciążeniem dla dziewczyny, która go zaprosiła, aczkolwiek nie miał niczego co można by zidentyfikować jako pochodną wyrzutów sumienia. Cóż, imprezy tak właśnie wyglądały, a każda decyzja Shawna była aż nadto oczywista, że do owego upojenia chce się mężczyzna doprowadzić. Celu w tym nie było żadnego, nie miał też żadnych problemów typu „piję, aby zapomnieć”. Nic z tych rzeczy, była to spontaniczna myśl i ochota, nie poddana żadnym dodatkowym emocjom. Tego dnia też, siedział u siebie na poddaszu, czytając jakąś książkę o niczym. Historia była niezwykle głupia, nie była to też wyżyna językowa, której Reed spodziewał się po tej książce. Odłożył ją i poszedł się przespać, nie mając niczego innego do roboty, a nie mając też siły i chęci do powrotu do domu w dolinie. Jego bezsenne odpoczywanie wybudziło dwukrotne pukanie, którego niby się spodziewał, ale nie wiedział o której porze i kiedy tak naprawdę. Ostatnimi czasy nie miał obłożenia w sklepie, więc mógł sobie pozwolić na robienie niczego, co przyczyniało się na całkowite zatracenie się w poczuciu czasu, dnia i godziny. Gdyby nie robiło się ciemno, nie miałby pojęcia, że było już późno. Jego czas spędzał na zatracaniu się w siedzeniu i dumaniu o niczym. Gdyby jeszcze miał siłę i chęć na ćwiczenie czegokolwiek, ale w głowie tłumaczył sobie, że ma od tego lekcje z Nessą. I te się właśnie zbliżały. Wstał ospale, ziewając przeciągle i otworzył drzwi, patrząc obojętnie na rudowłosą. Ubrany był w krótkie spodenki, futrzane klapki w puszki kornwalijskie oraz rozpiętą przydużą koszulę hawajską. Oczywiście jego zaklęcia maskujące dalej działały, nie było więc widać blizn na całej powierzchni jego ciała. Zmarszczył czoło w pytającym geście, zaskoczywszy się prezentem, jaki Nessa ze sobą przyniosła. - Może być herbata… dzięki? Jeśli za każdym razem będziesz mi przynosiła prezenty to będę tęsknić – Powiedział, nie będąc jeszcze w pełni aktywny po drzemce, ziewając. Przetarł oczy, odchodząc od drzwi, dając jej wejść i leniwym ruchem ręki zamknął za nią drzwi, które same z siebie zatrzasnęły się na cztery zamki. Wtopił się w kanapę, obserwując dziewczynę, dając jej się rozebrać, ogarnąć się i tak dalej. Lustrował odważnie każdy cal jej twarzy, każdy lok jej włosów, opadający na plecy. Zaraz potem pstryknął palcami i z kieszonki na koszuli wyleciał pojedynczy papieros, lewitując przed nim w powietrzu. Chwytając go, pokręcił przecząco głową na wspomnienie alkoholu. - Jak chcesz, to możesz się uchlać, ja nie mam już siły. Wystarczająco dużo go wtedy wypiłem. – Uśmiechnął się na wspomnienie o tamtej nocy, nie mając pojęcia co tak naprawdę dziewczyna myślała o całym tym zajściu. - To tak, z czym do mnie dziś przychodzisz? Chcesz już zacząć? Od czego? – Zapytał ciekawy czy to już tego dnia będzie dane jemu się trochę nad nią poznęcać.
Nie miała pojęcia, że wrócił do prowadzenia sklepu aż do Święta Patryka, kiedy to bezpardonowo podzielił się tą informacją z Fillinem, za co przez chwilę miała ochotę zamienić go w notes z kłódką, który być może nauczyłby go dyskrecji. Na szczęście przyjaciel był zbyt zaaferowany kobietami, aby się tym przejmować. Wyciszone mieszkanie sprawiło, że kroków nie słyszała, czekając grzecznie, aż jej otworzy i mając nadzieję, że o ich dzisiejszym spotkaniu wcale nie zapomniał. Specjalnie przełożyła dzisiejszy patrol. Brew jej drgnęła na puchate klapki gospodarza, jednak słowem się nie odezwała po jego ostatniej stylizacji inspirowanej limonką, na ostatniej zabawie. Każdy miał jakiś sposób wyrażania siebie. Zaproponowała mu więc napój, przesuwając spojrzenie z uroczych puszków na lazurowe ślepia Reeda, posyłając mu niewinny, subtelny uśmiech. - A to już blisko do przyzwyczajenia się do mnie i nawet sympatii. Robi się niebezpiecznie od zwykłej herbaty, co? -rzuciła zaczepnie, kiwając mu głową w podziękowaniu i wchodząc do środka. Cóż, znajome wnętrze niewiele się zmieniło, ale przynajmniej mieli tu sporo miejsca do ćwiczeń — niezależnie czy czarnej magii, transmutacji czy opanowywania zaklęć bez korzystania z magicznego patyka. Słyszała tylko, jak zamykają się zasuwki, a zaklęcia uniemożliwiają wejście do środka osobie z zewnątrz. Dobrze, bezpieczeństwo przede wszystkim. Nie wyglądała na skrępowaną, zrzucając płaszcz i przechadzając się w celu odłożeniu wszystkich kubków, poza tym z jej kawą, której Shawn zresztą nie lubił, więc nie stanowił dla kofeiny zagrożenia. Blada, drobna buzia otoczona burzą miedzianych loków, jak zwykle wyglądała na zmęczoną, chociaż po Nessie nie dało się niczego zauważyć. Obserwując lewitującego papierosa, poszła jego śladem i usiadła obok czarodzieja, bezceremonialnie wciskając się w swój ulubiony róg i zmuszając, aby nieco się przesunął. Oparła głowę na reku, wlepiając w niego karmelowe tęczówki, natomiast na twarzy przemknął cień rozbawienia, wywołany widocznie wspomnieniem jego niebywałego upojenia alkoholowego, kiedy to był rozkoszny, jak nigdy. - Ah, będę tęsknić za tym Twoim uroczym uśmiechem. - westchnęła teatralnie, poruszając delikatnie barkami w nucie podkreślenia nostalgii do tamtych chwil. Lubiła go zaczepiać, nic z tym nie mogła zrobić. Wysunęła dłoń — bo doskonale wiedział, że chciała papierosa. Powinien się przyzwyczaić do jej złodziejskich zapędów, jednak, tylko gdy płuca dostały nikotyny, wsunęła mu fajkę pomiędzy usta, przeczesując palcami włosy do tyłu. Widać było, że czuła się w jego towarzystwie dość swobodnie. - Bezpieczniej jednak zostać na razie przy kawie i herbacie. Powinnam wziąć jakieś ciastka? Z towarzystwem przede wszystkim? Prychnęła z nutą wyrzutu na sformułowanie, którego użył, chociaż poza rozmową i przekazaniem informacji, miała jeszcze w planach poruszenie przysięgi, o której wspomniał i być może podstaw z czarnej magii lub bezróźdzkowej, zależnie od humoru nauczyciela. Oparła głowę o kanapę, odchylając ją do tyłu i patrząc w sufit, bo cały dym uleciał przy jej oburzonej odpowiedzi i nawet nie miała okazji na próbę zrobienia z niego kółka czy innego kształtu. - Mówiłeś o przysiędze. Co chcesz w to zawrzeć? Chciałam Ci jeszcze powiedzieć, że wpadłam na kontakt do pewnego człowieka z ministerstwa, który również udziela.. Pomocy z zakresu wiedzy zakazanej. Napisałam do niego. Odwróciła głowę w jego stronę dopiero po chwili, przesuwając z zaciekawieniem wzrokiem po jego twarzy, aby wybadać reakcję. Chciała być wobec niego szczera, a do tego miała wrażenie, że lepiej, aby ktoś wiedział o jej pomysłach, a nikomu poza Reedem w tej kwestii nie potrafiła zaufać. Względem Fillina czy Beatrice wyznawała zasadę, że im mniej wiedza, tym bezpieczniej dla nich.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Jego powrót na stanowisko zarządzającego całym sklepem był w pełni spontaniczną i nie podbudowaną żadnymi pobudkami decyzją, którą podjął tak naprawdę w chwile i zaraz później zaczął wysyłać korespondencję o chęci powrotu na stanowisko. Nie miał zwyczaju, by się z takich rzeczy spowiadać i chwalić swoim znajomym. Korzystniejsze w jego mniemaniu jest wykorzystanie tej informacji w odpowiednim momencie, co się poniekąd stało, choć patrząc już trzeźwym okiem, sama wieść mogła być lepiej użyta. Shawn nie mógł powiedzieć, że zastosowanie jej w celu jakiejś złośliwej dyskusji nie było szczytem intelektu i strategicznego myślenia. Tak czy siak, dzięki temu Nessa się dowiedziała o jego nowej-starej pracy i mogła z tego jakoś korzystać w postaci jakiś przemyconych przedmiotów czy coś w tym rodzaju, o ile to nie będzie coś, na czym sklep ucierpi. Oczywiście, że zapomniał, że mieli się dziś spotkać, nie miał pojęcia, że to był już ten dzień. Wszystko bywało już na tyle rozmyte, że każdy dzień nie różnił się niczym od innego, przez co nadawanie mu nazewnictwa przestało mieć dla Reeda znaczenie. Wychwycił ruch jej brwi na widok jego klapek i wargi Shawna lekko zadrżały, pozostawiając po sobie lekki uśmieszek. Lubił mieć na sobie rzeczy, które wyłamywały się poniekąd temu, co jest teraz powszechne i niewyróżniające się, co było wręcz zaprzeczeniem tego, co on sam chciał reprezentować swoją osobą – bo z pewnością nie chciał być tym w centrum uwagi i wzbudzającym atencję innych czarodziei. - Blisko wciąż może być daleko i niemożliwe do osiągnięcia ostatecznego celu. Zresztą spodziewałem się po tobie ambitniejszych planów, aniżeli moja sympatia, Lanceley. – Powiedział równie zaczepnie. Przeniósł wzrok na całe to miejsce i chwile zastanowił się nad jego wystrojem. Bo tak naprawdę, to mogło one mieć remont, taki wystrój nie był mu potrzebny. Następnym razem będzie musiał pomyśleć nad czymś nowym, bo jednak to miejsce mogłoby mieć większy potencjał wystrojowy. - Nie chcesz własnego? Nikomu nie powiem, że palisz, mogę ci jeszcze jakieś miętówki ogarnąć, jeśli boisz się męskiego wzroku oprawcy któregoś z twoich współlokatorów – poruszył temat podbierania mu papierosów, ziewając przeciągle. Nie miał z tym żadnego problemu oczywiście, po prostu wyłapał moment na wrzucenie uszczypliwego komentarza, z czym nie mógł się powstrzymać. Wypuścił dym z ust, czując, że powoli każdy papieros tracił już swój aromat w jego gardle i stawał się identyczny, co było dobrym znakiem, żeby zrobić sobie chwilową przerwę. Będzie to ciężkie, był bowiem bardziej niż tylko uzależniony. Nie wyobrażał sobie większości czynności bez tytoniu, nawet w pracy palił, rzucając również zaklęcie, które niwelowało zapach i dym również znikał bezwonny. - Cóż, może kiedyś go jeszcze zobaczysz, nie zrezygnowałem z eliksiru euforii. – Powiedział, pierwszy raz jej tak naprawdę mówiąc, co wypił przed przyjściem na imprezę, badając teraz szczegółowo jej reakcję. Ciekawiła go kwestia, jak ona reaguje na inne używki niż kawa czy alkohol, jakie miała o nich zdanie. - Weź co chcesz, ja nie będę narzekać. – Odpowiedział, dając jej wolną rękę z tym co chciała ze sobą przynieść. Poprawił się na fotelu, wcześniej dając jej miejsce i uśmiechnął się lekko w odpowiedzi na jej prychnięcie. Zaraz potem sam wybuchnął śmiechem, słysząc co powiedziała. - Jakiś typ z ministerstwa będzie uczyć cię czarnej magii? Nie wtrącam się, ale zastosowałaś jakiekolwiek środki ostrożności? Nie pomyślałaś, że mogła to być zwykła, najprostsza łapanka ludzi, którym siedzą niewygodne dla ministerstwa pomysły? To samo, skąd możesz mieć pewność, że on cię nie uczy po to, żeby potem wykorzystać w jakiś sposób pod postacią szantażu? Na jakim jest stanowisku? Bo jak na wysokim to gówno mogą mu zrobić, tobie mogą zjebać życie. – Powiedział, będąc kompletnie zaskoczony takim nagłym wyskokiem dziewczyny, w dodatku zupełnie niepotrzebnym. No chyba, że się jakoś zabezpieczyła, wtedy nic mu do tego. - Teraz tym bardziej musimy „cyknąć” przysięgę, nie mogę ja również narażać się na jakiegoś debila z ministerstwa. Co chce zawrzeć? Z pewnością tajemnice, że nie może nikt z nas wspomnieć ani słówka o tym, co my tutaj robimy, ani również jakkolwiek nakierowywać inne osoby na prawdę. To jest w tym momencie najważniejsze. A co do samej sytuacji, to w razie czego ci pomogę, musisz tylko piekielnie uważać. Byłaś już u niego? – Zapytał, na chwile odkładając temat przysięgi na bok.
Shawn nie tylko był inteligentnym facetem, ale również człowiekiem posiadającym talent magiczny i koneksje. Już sam fakt bycia właścicielem "najpopularniejszego" sklepu na Nokturnie sprawiał, że pojawiały się nowe możliwości. Nie znaczyło to jednak, że Lance zamierzała z tego korzystać, chociaż mógł być pewien, że o tym nie zapomni. Słyszała przecież o możliwości kupna peleryny niewidki, która przy tak nagłym rozroście jej zainteresowań, mogła okazać się niezwykle pożytecznym przedmiotem. Wolałaby jednak, aby zarówno Fillin, jak i Boyd nie wiedzieli o tym, czyje towarzystwo sobie ceniła, bo z pewnością mogłoby to spotkać się z dezaprobatą. Dlatego nie poruszała też tematu zaklęć bez użycia różdżki, jak i samych zakazanych inkantacji. Im człowiek mniej wiedział, tym lepiej spał. Był nietypowy, ale taki już chyba był jego urok — te klapki i dziwne swetry. Nessa stawiała zwykle na elegancję, prostotę i skromność, bo takie zasady wkładała jej do głowy mama. Chociaż stawiała na ponadczasowe barwy i u niej czasem zdarzył się napad szaleństwa, że kupiła coś w wyjątkowo ekstrawaganckim wzorze lub kolorze. Zresztą nie miało znaczenia, w co był ubrany, jak wyglądał i jakie miał zainteresowania tak długo, jak był wobec niej szczery i mieli o czym rozmawiać. Prefekt naczelna nie była materialistką, która zwraca uwagę na wygląd. Najważniejsze pozostawały oczy, bo to po nich właśnie potrafiła najwięcej dowiedzieć się o rozmówcy. - Wszyscy się po mnie spodziewają ambitnych planów — nie wiem, roli ministra. Zaczynam czuć presję. - mruknęła w odpowiedzi, machając ostentacyjnie dłonią. Kariera była ważna, jednak dobre whisky i dobry towarzyszysz rozmowy, w niczym nie był gorszy. Niechętnie przyznała przed sobą wiele lat temu, że ludzie byli zwierzętami stadnymi i nawet gdyby chciała, nie mogłaby całkiem ich ignorować. Czasem potrzebowała kontaktu, jakichś bodźców mających jej przypomnieć, że również jest tylko człowiekiem. Takim samym, jak oni — no prawie, bo była zdolniejsza i była małym geniuszem, co zresztą zyskała kosztem innych — pewnie bardziej przydatnych w społeczeństwie umiejętności, głównie międzyludzkich. Daleko jej było od ideału, jemu też. Prychnęła na jego słowa, zgarniając rudy lok za ucho. - Mam fajki. Ty masz po prostu mocniejsze, a staram się mniej palić i pić. Jak widzisz, postępy są dość wolne. A co, nie przywykłeś do mojego złodziejstwa czy nie lubisz się dzielić? Odparła zaczepnie, celowo ignorując temat chłopaków. Nie chciała ich w to mieszać dla ich własnego bezpieczeństwa. Miała to do siebie, że zawsze wierzyła, że ze wszystkim poradzi sobie sama i ten głupi nawyk za nic nie mógł wyjść jej z głowy. Złośliwy czarnoksiężnik. Uśmiechnęła się jednak pod nosem, kręcąc tylko głową. Obserwowała przez chwilę jego profil, żar pożerający skręconego pieczołowicie papierosa — chyba nikt nie palił więcej, niż on. Pomijając niszczenie zdrowa i uzależnienie, czy samo trzymanie w dłoni fajki nie było jakimś sposobem na radzenie sobie z nerwami? Nie skomentowała tego jednak głośno. Jego następne słowa kompletnie się jej nie spodobały. Tragicznie, okropnie wręcz wspominała eliksir o cytrynowym aromacie, przez co smukłe dłonie wykończone czerwonymi paznokciami zacisnęły się w pięść, gdy fala wspomnień przemknęła jej przed oczyma. Zacisnęła usta, bezceremonialnie wyciągając dłoń i łapiąc delikatnie jego podbródek, odwróciła go w jego stronę, aby na nią spojrzał. Karmelowe ślepia odważnie odszukały błękitnych tęczówek. - Nie pij tego gówna. I nie bądź na nim, gdy będziemy się widywać. To jeden z moich warunków — też mi się jakiś należy. Uśmiechaj się bez niego. Wyjaśniła nieco ciszej, nie chcąc wdawać się w szczegóły. Usiadła wygodniej, głębiej w miękkim meblu i wyprostowała głowę, patrząc gdzieś w przestrzeń. Na szczęście Nessa potrzebowała kilku sekund, aby ogarnąć swoje myślenie. Znał ją na tyle, żeby wiedzieć, że bez dobrej podstawy nie ingerowała w cudze życie i nie była wścibska, a tym bardziej nie próbowałaby niczego w nim zmienić. Na tym eliksirze wszystko było sztuczne, martwe, bez sensu. Mógł ćpać, pić i palić co chciał — jednak euforia wzbudzała w niej tyle negatywnych bodźców, że znosiła go najgorzej. Kiwnęła głową na wzmiankę o ciastkach, po czym słuchała go w milczeniu, popijając kawę. Na Merlina, miał ją za idiotkę. Może to był błąd, aby mu powiedzieć? Zwilżyła usta, pozbywając się z nich resztek kawy i z charakterystycznym dla siebie spokojem, obróciła się w stronę Shawna. - Nie widziałam się jeszcze z nim. Wymieniliśmy listy — użyłam innej sowy, innego charakteru pisma i oczywiście wszystko — anonimowo. Patrz, mam adres. Kojarzysz? -mówiąc to, złapała za torebkę i wygrzebała kawałek pergaminu, podając mu do dłoni. Oczywiście, że się tym denerwowała i tysiąc razy zmieniała zdania, ostatecznie uznając, że warto spróbować i skorzystać z okazji. [b]- Jeśli się z nim spotkam, transmutuję swój wygląd i głos. Nie pozna mnie. Nie narażę swojej przyszłości. No i kto powiedział, że on jeden może mnie szantażować, Shawn? Z tego, co wiem, nie będę jedyną jego uczennicą.[/b] Przerwała, patrząc mu chwilę w oczy i znów upijając kawy. Mówił dalej, a ona słuchała. Kto, jak kto — Nessa nigdy nie naraziłaby nikogo "swojego", prędzej sięgając po czary, o których nikomu nie mówiła. Transmutacja nie tylko zmieniała ludzi w meble, mogła robić dużo gorsze rzeczy. Pokręciła delikatnie głową z niedowierzaniem do swoich myśli, odstawiając kubek. - Jeszcze nie. Ma mi przysłać termin w tygodniu. Nie będziesz się dla mnie narażał ani ja nie będę narażała Cię, kretynie. Po prostu jesteś jedyną osobą, której mogę o tym powiedzieć. Poradzę sobie sama, cokolwiek się nie stanie. - zaczęła uparcie, chociaż przez rozbrzmiewający pewnością siebie głos, prześlizgiwała się też jakaś łagodność. Uniosła dłoń, przesuwając nią po swojej szyi i karku, paznokciami rysując skórę i westchnęła. Nie obawiała się przysięgi, sporo o nich czytała i właściwie znalazła tylko jedną rzecz, na którą konkretnej odpowiedzi nie było. Reed był jednak lepszy w te klocki, stąd też wpadła na pomysł, aby zapytać. Przesunęła po nim spojrzeniem. - Co się dzieje, jeśli złamiesz przysięgę pod wpływem zaklęcia lub eliksiru, na który nie masz wpływu? Też umierasz? Nie napisali o tym konkretnie, chociaż wydaje mi się, że to złożony proces. Bo łamiesz ją według reguł zaklęcia — swoją wola, prawda? Co, jeśli na tę wolę nie masz wpływu? Zsunęła szpilki ze stóp, wsuwając się na kanapę w całości i podkurczając nogi, aby oprzeć się rękoma o kolana i patrząc na niego w milczeniu, zastanawiała się, czy ona poza euforią miała jakiekolwiek warunki, czy było jej to wszystko jedno? W końcu on ryzykował chyba więcej niż ona. On miał ja uczyć, ona tej wiedzy jeszcze nie miała. - Oczywiście niezależnie od wszystkie, zrobimy tak, żebyś był bezpieczny.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Prostota nie była według niego zła, ba! Sam się tak przez większość swojego życia ubierał, stawiając na stonowane kolory i pewien styl, który można było określić jako „mroczny”. Z czego oczywiście teraz sam żartował i ironicznie podchodził do samego siebie sprzed lat, mając świadomość jak głupie błędy popełniał. Obecnie stawiał na rozmaite kreacje, zależne od efektu jaki chciał uzyskać. Na imprezie była to prowokacja, zwrócenie uwagi, teraz – wygoda. Wszystko potrafił tak skategoryzować i jeśli potrzebował wyglądać „przystojnie”, to dalej potrafił dobrać odpowiednio ciuchy tak, by Nessa nie musiała przewracać oczyma w jego towarzystwie. - Cóż, nie chciałbym, żeby magiczny rząd w Wielkiej Brytanii upadł, dlatego odradzałbym ci podążanie tą ścieżką. – Odpowiedział, uśmiechając się zgryźliwie do dziewczyny, rozgaszczając się jeszcze bardziej w swojej „nowej” kanapie. Kariera tak naprawdę nie była istotna w momencie, gdy nie daje ci żadnego spełnienia. Nie potrzebny jest towarzysz, przyjaciel, gdy praca dawała człowiekowi wszystko, czego potrzebował, zwykle się działo jednak tak, że to dzięki przyjaciołom i pewna ucieczka od nieustannej ścieżki zawodowej pozwalała na dalszy rozwój i samospełnienie. - Ani razu nie trafiłaś, ani nie zatopiłaś mojego statku. Zwykła ciekawość. – Odrzekłem, nie dając się tym razem pociągnąć w zaczepki, które w ich przypadku mogłyby trwać cały wieczór i oboje czuliby się dobrze w swoim towarzystwie. Reedowi nie umknął też fakt nie poruszenia tematu, który sam w sobie miał być właśnie taką zaczepką, ale to również zignorował. Wypuścił leniwie dym z ust, rozkoszując się jego gęstą konsystencją i nieustannie zmieniającym kształtem. Gdy tak patrzył na niego to próbował określić jakaś nazwę na to, jak on właśnie wyglądał. W każdej chwili zmienny, z biegiem czasem zanikający, aż kompletnie pozbawiony szarych barw, które lazurowe ślepia Shawna mogły zarejestrować. Zbiegiem okoliczności ich myśli dotyczyły tego samego, choć pod różnymi względami innego. On nie zastanawiał się wiele o tym, jak bardzo niezdrowe palenie było, parę zaklęć z dziedziny medycznej i mógł czuć się jak zdrowy. Shawn zmarszczył mimowolnie czoło, widząc reakcję Lanceley, jeszcze przed jej słowami, czekając na wypłynięcie przez usta rudowłosej złości, która pojawiła się tak nagle. Samo jej podejście zaskoczyło mężczyznę, choć tylko chwilowo, nie był to pierwszy raz, kiedy spotykał kogoś z negatywnym podejściem do narkotyków. To było wręcz częstsze zjawisko, tym bardziej, że coraz rzadsze – albo było coraz mniej ćpunów na świecie, albo tak się tylko wydawało Reedowi. Skończył papierosa i strzelił opuszkami palców niedopałkiem, który przeleciał przez prawie cały pokój. - Wiele żądań w „jednym” warunku, Ness. Okej, zgoda – jestem w stanie zrezygnować z ćpania w twoim towarzystwie. – Zgodził się, podkreślając szczególnie „twoim” – Jeśli jednak mamy być wobec siebie szczerzy, to już od razu mówię, nie zrezygnuje całkowicie z eliksiru bo tylko ty tak mówisz, bez wyjaśnień, niczego. Jeśli ci to wystarczy to możemy zamknąć ten temat. – Powiedział, widząc doskonale, że za samym warunkiem kryło się coś więcej, coś czego może warto było nie poruszać, dlatego zdecydowawszy, że należy jak najszybciej zakończyć ten wątek, przeszli do rozmowy o jej drugim spotkaniu, które mogło być niebezpieczne zarówno dla niej, jak i szczególnie dla niego. Niechętnie widziała mu się perspektywa przesłuchań i procesów, które w najgorszym przypadku mogły skończyć się na Azkabanie. Spojrzał na adres, który pokazała mu Nessa i wzruszył ramionami, kręcąc przecząco głową, nie wiedząc co to za adres. Cieszyło go to, że dziewczyna podjęła takie środki ostrożności. - Bardzo rozsądnie z twojej strony, jednak nie łudź się jakimkolwiek szantażowaniem. Skąd wiesz kim on tak naprawdę jest i jakie ma umiejętności? Jedno finite wytrawnego czarodzieja i twoje przebranie na nic się nie zda. Po prostu uważaj i nie szukaj guza na siłę. – Powiedziałem, jednocześnie magicznie jedną dłonią skręcając papierosa, który chwile później znalazł się pomiędzy moimi wargami. - Nie bądź głupia. Nie znasz go, więc nie wiesz czy poradzisz sobie sama. To, że jesteś najlepsza w szkole nie definiuje, że jesteś następną reinkarnacją Merlina czy innego Dumbledore’a. Na świecie spotkasz czarodziei znacznie potężniejszych i nie możesz stwierdzić, czy on takim nie jest. Dlatego nie unoś się pieprzoną dumą, tylko w razie czego daj znać, że potrzebujesz z czymś pomocy. – Powiedział, utrzymując ciągle kontakt wzrokowy, chcąc by jego słowa odpowiednio wybrzmiały. Gdy już ta dość spięta atmosfera opadła, mogli wrócić tak naprawdę do tematu dla nich istotniejszego. Dopiero sobie uświadomił, że rozmowa z Nessą niezwykle go pobudziła i nie chciało mu się już spać, ani też nie robić niczego. - Wiele rzeczy w tym świecie nie jest tak złożone jak się wydaje. To niewiedza tworzy przekonanie o stopniu skomplikowania pewnych spraw, kiedy one są wyjątkowo proste. Tutaj również. Veritaserum i inne specyfiki wymuszające powiedzenie prawdy nie mają mocy w jakiejkolwiek kwestii objętej przysięgą. Dlatego nie będziesz zmuszona wtedy powiedzieć prawdy, chyba, że będziesz chciała, wtedy zaś normalnie umierasz, zgodnie z założeniami. – Powiedział to niezwykle spokojnie, jakby perspektywa śmierci przez piśnięcie kilku zdań nie była niczym niecodziennym. - Żebyśmy MY byli bezpieczni. Moje bezpieczeństwo to twoje i na odwrót, Lanceley. – Odpowiedział, przyglądając się lazurowym spojrzeniem, zastanawiając się nad dalszym przebiegiem dzisiejszego dnia.
We współczesnym świecie aparycja odgrywała kluczową rolę, ludzie mieli paskudny zwyczaj oceniania na jej podstawie. Ktokolwiek wątpił w siłę pierwszego wrażenia — był w błędzie. Nie był to jednak główny powód tego, że Lance wybierała skromne i niezbyt rzucające się w oczy stroje, ceniąc ponadczasową prostotę, zwyczajnie nie lubiła rzucać się w oczy, a bez tego dało się dobrze wyglądać. Nie miała oczywiście za złe Shawnowi jego ekstrawaganckiego swetra czy klapków z puszkami, bo to nie była jej sprawa. Znała go już tak długo, że nawet w przebraniu pingwina wydawałby się jej ciągle taki sam, a oczyma to wywracała raczej z przyzwyczajenia. Prychnęła z rozbawieniem na jego słowa, lustrując spojrzeniem twarz mężczyzny i odszukując lazurowych tęczówek. - Jeszcze byś się zdziwił, jak mocno by rozkwitł. Nie musisz się jednak martwić Shawni, chwilowo odsunęłam od siebie wizję kariery w ministerstwie. -powiedziała z delikatnym wzruszeniem ramion, bo na dobrą sprawę nie miała pojęcia, co po studiach zrobić ze swoim życiem. Najgorszy był wybór, gdy tyle ścieżek wydawało się jej odpowiednich. Przez swoją wszechstronność, mogłaby się tak naprawdę odnaleźć niemalże we wszystkim. I przez to było jej trudno zdecydować. Zresztą, skoro sama Nessa nie miała pojęcia o tym, czego chce od życia i znajdowała pojedyncze cele, jak miała zdecydować się posadę wymagającą zaangażowania i czasu? Przesunęła palcami po miedzianych włosach, wzdychając cicho i raz jeszcze omiotła spojrzeniem poddasze, gdy tylko zdjęła płaszcz. Jego słów już nie skomentowała, machając na to przysłowiowo ręką, jak i na ilości papierosów, które palił. Gęsty, szary dym przybierał fantazyjne kształty — bardzo łatwo dało się ponieść w odległe od nokturnu miejsca. A mieli przecież dziś tyle do zrobienia. Przyległa do miękkiego obicia kanapy całym ciałem, czując, jak każda myśl dotycząca euforii rozlewała się po niej falą dreszczy i goryczy. Chyba z niczym innym nie miała tak złych skojarzeń, jak z tym paskudztwem. Pomijając już historie z Holdenem, jak można było pozwalać sobie na spotykanie się z ludźmi pod wpływem czegoś, co sprawiało, że ich relacja budowana była na fundamentach fałszu i złudzeń? Nie lubiła kłamstwa. Nic więc dziwnego, że dłonią sięgnęła jego podbródka, przesuwając palcem po skórze z delikatnością, ale i stanowczością. Nie chodziło o to, że była zła — zaskoczona, przyjęła pozycję obronną i nie chciała dopuścić, aby drugi raz narkotyk wpływał na jej życie. Przez ułamek sekundy na twarzy Reeda dostrzegła zaskoczenie, które pewnie w normalnych okolicznościach nawet by ją nieco speszyło, bo niezbyt często tak robił, jednak co w ich relacji było zwykłego? Nic. Uśmiechnęła się krótko na jego słowa, jakby z wdzięcznością wymalowaną na karminowych wargach, opuszczając dłoń luźno i palcami drażniąc czarny welur, narysowała na nim wzorek. - Nie musisz z niego rezygnować, nie mam prawa tego od Ciebie oczekiwać. Wolałabym jednak, żebyś ze mną przebywał bez krążącego w żyłach złudzenia o wszechobecnym szczęściu. -odparła z charakterystycznym dla siebie spokojem, zwyczajnie nie chcąc do tego wracać. Wydawało się to banalne z perspektywy czasu, chociaż była pewna, że każdy postrzegałby to jako nauczkę i chował uraz do pachnącego cytrusami eliksiru. Na szczęście obydwoje nie byli wścibscy. Kolejny temat mógłby pozostać tajemnicą i pewnie powinien, ale dziewczyna czuła się zobligowana do poinformowania go o swoich planach, które w jakiś sposób mogły dosięgnąć też jego. Oczywiście prędzej by zamieniła potencjalnego przeciwnika w kamień i rozbiła na setki kawałków, niż pozwoliłaby, aby ktokolwiek z wąskiego kręgu cenionych przez nią ludzi ucierpiał. Była lojalna do samego końca, często skupiając się właśnie na tym, a zapominając o innych powodach ewentualnych nieporozumień czy niebezpieczeństw. Spomiędzy warg uciekło jej ciche "hmm" na przeczący ruch głową, gdy adres nie został rozpoznany. Cóż, przynajmniej go znał. - To tylko ostateczność, szantażu wolałabym uniknąć. Masz rację, nie wiem, a jednak bez odrobiny ryzyka zwycięstwo nie smakuje tak samo dobrze — niezależnie czy dotyczy to sportu, czy nauki, a może innych płaszczyzn. -powiedziała, obracając się nieco bardziej tak, aby łatwiej było im prowadzić konwersację. Splotła ze sobą palce, stukając na przemian o siebie czerwonymi paznokciami. Nie była pewna, czy jakikolwiek rozsądek krył się za jej ciekawością i rządzą wiedzy, czy po prostu mężczyzna ją przeceniał. - Zaraz uwierzę, że się o mnie martwisz. Słodkie Shawn. Puściła mu oczko, nie mogąc powstrzymać rozbawionego i zaczepnego jednocześnie uśmiechu. Nie lubiła, gdy ktoś zawracał sobie nią głowę, martwił się. Miała wrażenie, że wpływa to na jej niezależność i decyzyjność, a ona jest zmuszona wpuścić takiego śmiałka do swojego życia bardziej, niż obiecała sobie to robić. Egoistyczne, bo ona mogła się martwić, a inni już nie. -Brzmisz tak optymistycznie skarbie, że zaraz zwątpię do reszty. I jak już, to byłabym reinkarnacją Morgany. A tak poważnie, nie będę Cię narażała kretynie. Skoro sama tam poszłam i cokolwiek się wydarzy, sama poniosę tego konsekwencję. Zdaje sobie sprawę, że są lepsi ode mnie, bardziej doświadczeni. -odwzajemniała spojrzenie, a karmel z błękitem zdawały się toczyć ze sobą jakiś bój, chociaż w gruncie rzeczy negatywnych odczuć pozbawiony. Obydwoje byli uparci. Powietrze nabrało lekkości, a Nessa przesunęła dłońmi po oczach, czując odrobinę zmęczenia. Jak zwykle przesadzała z obowiązkami czy nauką, szkoląc dodatkowo innych z transmutacji czy zaklęć poza regularnymi korepetycjami, które dawała młodszym dzieciakom. Niewiele więc myśląc i właściwie kompletnie gdzieś mając jego opinie, przekręciła się i wyciągnęła nogi przez boczne podparcie kanapy, kładąc się tym samym z głową na jego kolanach, na których wcześniej położyła sobie jedną z mniejszych poduszek. Przeciągnęła się leniwie, słuchając jego odpowiedzi na temat przysięgi, który wzbudzał tak wiele kontrowersji. Ułożyła dłonie na brzuchu, przez chwilę patrząc na niego z dołu, aby zaraz przymknąć powieki. - Czyli reguły zaklęcia ich nie dotyczą? Sprytne. Tylko z Veritaserum to też jest skomplikowana sprawa, bo przecież prawda może być przez każdego z nas postrzegana inaczej. I gdy ktoś zapyta ,odpowiesz to, w co wierzysz, chociaż nie musi to mieć niczego wspólnego z rzeczywistością. Liczy się więc wola, podświadomość czy chcesz, czy nie? To całkiem bezpieczne, tak długo, jak umiesz dochować tajemnicy. -zauważyła z delikatnym wzruszeniem ramion, zdmuchując rudy kosmyk włosów z twarzy powietrzem, które uciekło spomiędzy jej ust, nakierowane na lewo. Tak jak przypuszczała, kto miał lepiej wiedzieć, niż właściciel sklepu z artefaktami czarno-magicznymi. Na jego słowa otworzyła oczy, wlepiając w niego wzrok. Prawda była taka, że Nessie kompletnie nie zależało na własnym bezpieczeństwie. Nie bała się śmierci, nie bała się oczywistych rzeczy jak ból czy pająki. I gdyby miała wybór, to z pewnością wybrałaby istnienie kogoś innego, niż swoje. Brew jej delikatnie drgnęła, chociaż nie chciała z tymi myślami się zdradzać.- W jaki sposób mam tak na Tobie polegać lub Ty na mnie, żeby nauczyć się postrzegania "bezpieczeństwa" jako siły dwustronnej? Nie wiem, czy potrafię. Mruknęła z zaniepokojeniem w głosie, bo skąd miała wiedzieć, czy potrafiła spełnić jego prośbę, czy oczekiwania? Jej mózg zawsze wybierze przecież bezpieczeństwo jego, Fillina, Blaith czy Beatrice, niż własne. Lance widziała swoje życie, jako znacznie mniej wartościowe niż życie tych, którzy zdołali w jakiś sposób do niej dotrzeć, co wbrew powszechnej opinii, nie było wcale proste.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Shawn przez długi czas, a nawet całe swoje młodzieńcze życie przykładał uwagę do swojej aparycji, chcąc jak najlepiej wyglądać. Dawało mu to wyjątkowe profity, ale także przyczyniało się do wielu kłopotów. Z biegiem czasu dużo mniejszą uwagę przykładał do swojego wyglądu, choć wciąż starał o siebie dbać. Gdyby nie to, chodziłby ciągle w bliznach, nie dbając o jakieś zaklęcia maskujące. Bliznach, których nabawił się w poszukiwaniu czarnomagicznych artefaktów walcząc z najróżniejszymi stworzeniami. Pewnie, gdyby miał odpowiednią wiedzę w zakresie magicznych zwierząt, same ich „części” by mu wystarczyły do sprzedania i zarobienia dużej kwoty. Obecnie lubił eksperymentować z swoją garderobą i czuł się z pewnością swobodniej w barwnych ciuchach niż wiecznych szarościach. - W imieniu całej magicznej społeczności bardzo ci dziękuje za tą hojną, acz z pewnością trudną zmianę planów zawodowych. – Dokończył, teatralnie oddając patetyczność jego słów i lekko się uśmiechnął zgryźliwie. Reed nie uważał, że wybór kariery w jej życiu był najważniejszy, skoro była tak elastyczna, to też mogła spełniać się w wielu rzeczach, nie ograniczając się do jednej. Choć jak dobrze ją znał, prędzej by się sama wykończyła, nie zważając na zmęczenie organizmu. Jej główną wadą i zaletą zarazem była jej własna ambicja, która pozwalała jej osiągać sukcesy, ale jednocześnie powoli sączyć truciznę w jej ciele, zabijając ją. Jemu osobiście się po pewnym czasie odechciało. Jeszcze rok temu był dużo bardziej ambitny, obecnie jedynie szukał jakiegoś pomysłu na życie. Poniekąd tę lukę właśnie wypełniła mu Nessa swoim pomysłem, tak samo powrót do pracy był takim krokiem, ku znalezieniu własnego sensu egzystencji. Sam nie miał złych wspomnień z euforią, była dla niego używką, jak każda inna. Tak naprawdę mało miał w swoim życiu sytuacji, które by w nim wzbudzały jakieś złe wspomnienia. Zaskoczył go nagły ruch dziewczyny. Jej gładkie dłonie chwyciły za jego brodę, on zaś popatrzył jej głęboko w oczy, czekając na to co powie. - Rozumiem, że wolisz sama postarać się wzbudzić we mnie takie szczęście? I z wzajemnością, Lanceley – mruknął odrobinę rozbawiony, ostatecznie zakończając temat eliksiru. Temat jej drugich korepetycji mógł być dla nich wręcz kluczowy, choć na razie Shawn wolał nie dramatyzować. Skoro tak bardzo się zabezpieczyła, nie było powodów do zmartwień, jednak wciąż jej pewna naiwność kłuła Shawna w uszy. - Przede wszystkim trzeba się skupić na tym, by to było zwycięstwo, a nie na jego smaku. Bo możesz się tak przeliczyć i poznasz smak gorzkiej i paskudnej porażki. Ta, nawet wielka i wspaniała Nessa może wydawać się malutka w porównaniu z niektórymi. Nie lekceważ ich, kimkolwiek oni są. - Powiedział, ziewając, co mogło nadać jego słowom lekko lekceważącego tonu, choć było to odczucie dość złudne. Wzmianka o martwieniu się, skwitował krótkim stwierdzeniem: - Tak złotko, martwię się o własną skórę. – Chciał tym podkreślić jak bardzo byli teraz ze sobą powiązani. Uśmiechnął się na jej oczko i odwzajemnił jej się tym samym. - Przestań z tą naiwnością, Lanceley. Nie poniesiesz sama konsekwencji, gdyby cię złapali, mają wystarczające środki, by wyciągnąć z ciebie dużo więcej niż ci się wydaje. Jak cię złapią, możesz się już powoli godzić z tym, że poznają każdą twoją tajemnicę. Wycisną z twojej głowy każdą tajemnicę, sekret, wspomnienie. Oni się już na tym doskonale znają. Więc staraj się dla mojego i twojego spokoju nie złapać. – Uśmiechnął się nonszalancko, dając jej pełną swobodę w położeniu się na jego kolanach. Nagle, w jego głowie zawitało wspomnienie ich pierwszego spotkania i flirtu, jaki się wtedy narodził w gorących źródłach daleko poza granicami Anglii. - Tak nagle sobie przypomniałem nasze pierwsze spotkanie. To było tak dawno, czy tylko mi się tak wydaje? Byliśmy zupełnie inni. Oboje. Ja przede wszystkim byłem piękniejszy. No i miałem jeszcze rękę, Blaith nie zdołała mi jej jeszcze wtedy odciąć. – Zaśmiał się, nie wiedząc skąd go wzięło na takie wspominki. - Dlatego też, jak już cię przesłuchują to częściej korzystają z legilimencji niż veritaserum, bardzo oszczędza to czasu. Choć na wieczystą przysięgę również ta umiejętność nie działa. – Wzruszył ramionami, nawet nie zauważając kiedy jego dłoń zaczęła przeczesywać ogniste loki dziewczyny, bawiąc się nimi palcami. Same jej przemyślenia, gdyby miał do nich dostęp, nazwałby bardzo egoistycznymi. Śmierć za przyjaciół była tylko dziecinną pseudo-bohaterską zajawką w jego mniemaniu, którą rozgłośnił cholerny Potter, z którego wręcz wylewa się patetyczność. - Staraj się wybierać takie opcje, w których nie musisz wybierać pomiędzy bezpieczeństwem swoim, a innych, bliskich ci osób. Wykorzystaj wszystkie swoje talenty, by każdy przeżył, nie musiał bać się o swoje życie. Jesteś piekielnie zdolna, wierzę, że w razie sytuacji zagrażających życia dasz z siebie wszystko i nie będziesz musiała decydować o jakimkolwiek życiu. A jeśli masz wybrać życie swoje, a drugiej osoby, która chce ci je odebrać, zawsze wybieraj swoje. Jeśli nie dla siebie, zrób to dla… – tu na chwilę się zawahał, bo przez chwilę, instynktownie, chciał powiedzieć „dla mnie”, jednak się powstrzymał – …najbliższych ci osób. Okej? A przynajmniej wykorzystaj choć trochę tego co cię tutaj nauczę, żebym nie musiał cię nazywać bezużyteczną. – Uśmiechnął się paskudnie do niej, patrząc prosto w jej oczy, nie przestając bawić się jej włosami, robiąc rozmaite pętelki.
Lubiła zorganizowanie i ład, lubiła wiedzieć, do czego dąży. Chociaż potrafiła robić wiele rzeczy naraz, wybór kariery był dla niej największym koszmarem. Jak miała podzielić pracę w ministerstwie, nauczyciela, jubilera, muzyka i twórcę instrumentów ze sobą, kiedy doba była tak krótka? Dzięki bezsenności i eliksirom miała i tak jej więcej, niż przeciętny człowiek, a jednak wciąż brakowało jej czasu. Zdawała sobie sprawę, że własna ambicja ją kiedyś zgubi, że na dobre utraci resztki emocji, które umiała okazywać i skupi się na czerni oraz bieli, przeżywając życie wedle grafiku i zobowiązań, zapominając o reszcie. Shawn, chociaż również był żądny wiedzy, miał w sobie znacznie więcej kolorów, niż ona. I niezależnie, jak się wypierał i jak bardzo zaangażowany był w czarną magię, podobnie jak Aleksander, nie był złym człowiekiem. Obydwoje chcieli od życia czegoś więcej, chcieli jakichś emocji, kiedy Nessa natomiast wolałaby całkiem je wyciszyć i się uwolnić. Przyniosły jej w życiu więcej szkody niż pożytku. Euforia była jedną z przyczyn kryzysu, który miała. Brzydziła się nią okrutnie. Miała niesmak, ogarniała ją fala nieprzyjemnych dreszczy i momentalnie traciła potencjalne, kruche "zaufanie", względem kogoś, kto ją spożywał. I bez niej trudno było, aby całkiem zaufała. Nie rozumiała jego potrzeby sięgania po ten środek, ale nie chciała go też negować. Nie mogła mu się narzucać, wymagać od niego czegokolwiek i na dobrą sprawę to nie powinno jej obchodzić, a jednak wyciągnęła dłoń i poprosiła. Zaskakujące, że uległ ofiarowanemu dotykowi, patrząc jej głęboko w oczy. Nessa nie uciekła jednak spojrzeniem, bardzo rzadko odwracała wzrok. Uśmiechnęła się krótko, nieco zaskoczona wypowiedzianymi przez niego w mruknięciu słowami, kiwnięciem głowy wprawiając rude pukle w ruch. - Mhmm.. Możemy i tak to ująć, Shawn. Nie jestem pewna jednak, czy aby na pewno jestem do tego stworzoną osobą. Reakcja była taka, jak sądziła. Przesunęła paznokciami po udzie, wzdychając cicho i zwilżając usta, przysłuchując się jednocześnie jego słowom. Lubiła go słuchać, był całkiem mądry i praktyczny życiowo, chociaż stwarzał wrażenie takiego, któremu wszystko było obojętne. Pokręciła głową, zaprzeczając, podnosząc na niego wzrok, aby znów karmel zetknął się z błękitem. - Zdaje sobie sprawę, że nie mogę ich lekceważyć. Nie jestem ani wielka, ani wspaniała. Tysiące jest lepszych ode mnie. Ty jesteś lepszy ode mnie. Masz doświadczenie, a ja głównie teorię, a to olbrzymia różnica. -zaczęła w końcu, brzmiąc całkiem pewnie i poważnie, bo była wyjątkowo samoświadomą dziewczyną. Znała swoje granice, popełniane przez siebie błędy. Zmarszczyła na chwilę brwi.- Więc powinieneś być spokojny. Nigdy w życiu Cię przecież nie narażę, cokolwiek by się nie działo. To była moja decyzja, ja muszę ponieść konsekwencje. Rozumiała jego położenie. Wiele ryzykował, zgadzając się jej pomóc i nie pozwoliłaby, aby cokolwiek mu groziło. Nie chodziło już o sympatię, ale przede wszystkim o lojalność. A on znów mówił, że nie poniesie ewentualnej kary sama, na co nie mogła powstrzymać teatralnego wywrócenia oczyma. Miała ochotę unieść dłoń i zatkać mu usta. Przełknęła ślinę głośniej, łapiąc też głębszy oddech. Przez drobną, bladą buzię przemknęła konsternacja — czy ona miała jakieś sekrety, które były warte uwagi? Raczej nie. Jej życie było pasmem sukcesów edukacyjnych i porażek osobistych. Przeczesała dłonią włosy. - Wiesz, że ja chyba nie mam tajemnic? Poza Tobą. Ty poniekąd jesteś teraz moją największą tajemnicą. Odpowiedziała, wypuszczając powietrze spomiędzy warg i decydując się na zmianę pozycji. Ułożyła się wygodnie na jego kolanach, kładąc grzecznie dłonie na swoim brzuchu. Nie czuła jakiegoś skrępowania, chociaż gest ten zakrawał na pewien stopień intymności. Jego kolejne słowa sprawiły, że szeroko otworzyła oczy, wbijając w niego spojrzenie i parsknęła śmiechem — całkiem szczerym, bo jej samej zatańczyły przed oczyma obrazy tamtej nocy sprzed dwóch lat. Była taką głupią gęsią, jeszcze bardziej nieporadną w życiu towarzyskim, niż teraz. Z drugiej jednak strony, gdyby nie ta idiotyczna myśl i jakiś podmuch szaleństwa, inspiracją rozmową — nie siedzieliby tu teraz.- Masz rację. Dwa lata chyba, co? Nie wiem, mam wrażenie, że znamy się dłużej. Blaith.. Dlaczego to zrobiła?-powiedziała w końcu, łagodniejąc jakoś na buzi i przestając się śmiać, wyciągnęła dłonie, aby chwycić za jego rękę — protezę i przyciągnąć tak, aby mieć ją przed oczyma. Nie chciała być wścibska, ale pytanie samo uciekło. Przesuwała palcami po wierzchu sztucznej kończyny, badając jej strukturę. Czy była taka sama jak skóra? - Całkiem jej nie zauważyłam. Myślisz, że byłeś szczęśliwszym człowiekiem tamtego wieczora, niż jesteś teraz? Podniosła na niego wzrok, zaraz jednak powracając do protezy, którą delikatnie ułożyła, kładąc dłonie znów na brzuchu. Nie chciała, aby czuł się nie zręcznie. Lance nie była dziewczyną, która zwracała większą uwagę na wygląd zewnętrzny, styl ubioru. Ważniejszy przecież był charakter, umiejętność prowadzenia konwersacji. No i oczy. One będąc zwierciadłem duszy, miały jej największą atencję. Gdy zaczął przesuwać palcami po jej włosach, przymknęła ślepia, wzdychając głośno. Zawsze lubiła, gdy ktoś się nimi bawił. - Czyli przeżyjemy. To dobrze, nie? Może jednak chcesz zrezygnować? Nie mogła pozbyć się myśli, że poprosiła o zbyt wiele. Miała trochę wyrzutów sumienia, a wizja siedzącego w Azkabanie czarodzieja wcale nie pomagała jej oczyścić umysłu. Było wiele dostępnych scenariuszy, rozwiązań tej historii — a to jednak tej niepokoił ją najbardziej. Jak miałaby żyć ze świadomością, że ktoś przez nią tak skończył? Nie chodziło o to, aby poświęcić się dla przyjaciół przez heroizm, chęć zaimponowania. U niej byłby to odruch bezwarunkowy, kompletnie świadome i pewne wystawienie się na ryzyko, bo zwyczajnie nie zniosłaby, gdyby ktoś z tej garstki bliskich jej ludzi miałby cierpieć, a ona nie mogłaby nic z tym zrobić. Jej życie nie miało żadnego znaczenia w jej oczach, chociaż je lubiła i wciąż miała wiele rzeczy do nauczenia się. Wiedziała jednak, że każdy oddech prowadzi do śmierci, a ona czasem puka do drzwi z niezapowiedzianą wizytą. Tak już po prostu było. Na jego słowa wydała z siebie ciche mruknięcie, znów unosząc powieki i napotykając lazur jego tęczówek. - Jestem zaskoczona, że we mnie wierzysz na tyle, że to powiedziałeś wszystko na głos. -zaczęła bez owijania w bawełnę, ignorując odrobinę różu, który wkradł się jej na policzki. Nie spodziewała się po nim tak wyniosłych słów, które w swoim brzmieniu kryły tak wiele cennych wskazówek. Naprawdę sądził, że była w stanie kogoś zabić? Na tym etapie? Pewnie nie. A jednak próbował ją do tego przekonać. Coś ją zaintrygowało, drgnęło w niej na tyle, że ściągnęła brwi w zastanowieniu. Uniosła się najpierw do góry, a potem do pozycji siedzącej. Przesunęła się tak, aby okręcić się na kanapie i wślizgnąć na jego kolana, całkiem bezwstydnie, kładąc dłonie poniżej jego ramion. Ruchem głowy zgarnęła potargane pukle na plecy, pozwalając im zakołysać się leniwie i tym samym odsłoniła twarz, patrząc mu w oczy. Byli sobie równi, przynajmniej w pozycji siedzącej. Dziewczyna rozchyliła usta, tkwiąc chwilę w milczeniu, aż pokręciła znów głową.- Zawsze daje z siebie wszystko Shawn, tylko czasem to wciąż za mało. Powinieneś o tym wiedzieć. Mam to zrobić dla Ciebie? To chciałeś powiedzieć? Dlaczego? Chociaż zasypała go pytaniami, wypowiedzianymi tonem nieco przyciszonym i poważnym, to na jej buzi i w spojrzeniu zatańczyła figlarna iskra. Nie dała mu właściwie ani czasu, ani szansy, aby cokolwiek powiedzieć, przysuwając się i dotykając jego ust swoimi — najpierw dość niepewnie, obdarzając go buziakiem, aby zaraz jednak przysunąć się bliżej i niewinnego całusa przekształcić w znacznie głębszy pocałunek, który splątywał ze sobą rozgrzane oddechy. I Merlin jeden tylko wiedział, dlaczego w ogóle to zrobiła. Bo nie był to gest pchany wieczną miłością, nie był pchany przekupstwem, nie był też pchany chęcią uzyskania nad nim żadnej przewagi. Szczery jak cała ona i wyjątkowo ludzki w swojej prostocie. Nie trwało to jednak długo, kiedy oderwała usta od ust mężczyzny, unosząc dłoń i przesuwając po jego policzku, wyprostowała głowę, patrząc pytająco. Wciąż chciała znać odpowiedzi.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Gdyby miał być szczery, odradziłby Nessie wybieranie kariery już teraz, od razu po zakończeniu szkoły. Nie była w krytycznej sytuacji finansowej, nie musiała pracować od zaraz, co pozwoliłoby jej przynajmniej chwile odpocząć i racjonalnie przemyśleć każdą z opcji. Gdyby miał opisać jak to u niego wyglądało, sprawa miała się prosto. Od zawsze to był Borgin, w którym dość szybko się zaaklimatyzował i piął po szczeblach kariery. Po drodze miał chwilowy skok w bok jako nauczyciel w szkole magii i czarodziejstwa, by zaraz wrócić do miejsca, które było najbliższe jego zainteresowaniom, gdzie sam klimat miejsca mu bardziej odpowiadał. Nokturn kojarzony był przez niego z zatoką piracką sprzed wieków. Obserwował tam podobny klimat miejsca, gdzie prawo nie było w pełni szanowane, choć niepisane zasady istniały i były bezgranicznie respektowane przez co bardziej wpływowych ludzi na Nokturnie. Shawn nie sprawiał takiego wrażenia, ale mając pod sobą największy sklep czarnomagiczny, dysponował naprawdę sporymi możliwościami w kwestiach tego, co się na tym odłamie ulicy Pokątnej działo. Patrząc na Nessę, w Shawnie powoli rozbudzała się jego dawna żądza wiedzy i poczucia władzy nad magią. W ostatnim czasie, a dokładniej poprzednich kilku lat, Reed był niczym trybik w maszynie. Każda jego czynność była mechaniczna, bez żadnego wkładu emocjonalnego. Egzystował jedynie jako powłoka człowieka, bez czegoś, co napędzałoby go i nadawałoby mu prawdziwego sensu egzystencji. Nie mógł jednakże stwierdzić, że to Nessa w pełni przywróciła powód jego dalszego funkcjonowania. Ocierałoby się to o zbytnią ckliwość, nieprawdziwość, oczywiście nie mogąc jej odmówić realnego wpływu na przywrócenie Shawna do „żywych”. Czy zaś Reed mógł traktować się za dobrą osobę? Nie, nie mógł, choć z pewnością różnił się od archetypu złoczyńcy, który narzucała historia, przede wszystkim czasy Voldemorta. Nie był krwiożerczym, psychopatycznym czarodziejem, który niósł w sobie nienawiść do całego świata. W kontaktach międzyludzkich był całkiem normalny, nie wyróżniał się ponad schemat, nie wspominając tu oczywiście o charakternych wypowiedziach mężczyzny. To jednak nie czyniło go od razu dobrym człowiekiem. Bo w rzeczywistości, moralnego kodeksu nie miał przed sobą żadnego, wyrzuty sumienia się go nie imały. Gdyby przyszło mu zabić człowieka, Nessa byłaby zaskoczona z jaką łatwością przyszłaby mu sama ta czynność. Nie był brutalny, ani też nie mordował bez konkretnego powodu, co wciąż jednak nie plasowało go w kategorii ludzi czystych etycznie. Wszystko zaczęło się od chęci poznania zakazanej dziedziny magicznej, co z samego początku nie było niczym zakrawającym o zło. Przyszłe sytuacje w jego życiu ukierunkowały go na postać moralnie złą. Z czasem jego błędy przeszłości i wszelkie wydarzenia zatarły się i mógł się od nich odseparować szerokim murem. Co nie znaczyło, że był dobrą osobą. Na jej odpowiedź uśmiechnął się lekko, powstrzymując się od zbędnego filozofowania. Nessa nie była stworzona do niczego, nie była zaprojektowana, ani też nikt nie wymagał od niej, by była konkretnie taka. A nawet jeśli wymagał, to ona sama nie musiała się tego trzymać. Byli bardzo blisko siebie i w żaden sposób mu to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, dziwnie przyjemnie mu się rozmawiało, każdy oddech Nessy był dla niego czymś melancholijnym i uspokajającym. Każde ich spojrzenie powoli stawało się dla mężczyzny metafizycznym doznaniem, wręcz szukał tego kontaktu, doświadczając poczucie chwilowej pustki, gdy go brakowało. - Jak na osobę w twoim wieku to jesteś wyjątkowa. Moje doświadczenie z pewnością bardzo by mi pomogło, choć nie wiem czy dałbym radę z tobą wygrać w pojedynku. Chyba, że z morderczą intencją. – Dopowiedziałem, lekko wzruszając ramionami. Gdyby stanęli przeciwko sobie, nie miał wątpliwości, że Nessa była zdecydowanie bardziej uniwersalna od niego. Mogła wykorzystać zwykłe zaklęcia, jak i transmutację, Shawn natomiast mógł głównie korzystać z technik, które zabiją ją w mrugnięciu okiem. Westchnął głośno, wciąż nie potrafiąc dojść z nią do porozumienia w poruszonej kwestii. Lojalność nie miała tu wiele do gadania, choć Reed niezwykle podziwiał taki system wartości, którego sam nie posiadał. Większość w jego życiu to czysta kalkulacja, tego czy warto coś zrobić, czy raczej pozostawić to samo sobie, nie angażując się, by nie mieć jakichkolwiek strat. - Lanceley, czy ty nie rozumiesz, że jakiekolwiek twoje ryzyko jest po prostu również i moim? Pomińmy już tajemnice i wyciąganie ich z ciebie najokrutniejszymi klątwami, co już samo w sobie jest niezbyt ciekawą perspektywą. Bardzo czysta symulacja. Ryzyko, już w samej definicji zakłada, że sukces nie jest pewny. W przypadku twojej przegranej, to ja będę musiał ruszyć się z mojego wygodnego fotela ze smoczej skóry i pędzić ci na ratunek, co z kolei tworzy i zagrożenie dla mnie. – Zakończywszy zdanie, uśmiechając się nieznacznie. Przemyślawszy słowa Nessy, mężczyźnie nagle zrobiło się cieplej, przyjemniej. Dlaczego? Co było w tym prostej wypowiedzi dziewczyny takiego, co mogłoby wzbudzić w nim emocje, których nie pamiętał? Pozwolił jej na zmianę pozycji, przegryzając wargę w uśmiechu, by zaraz rozkoszować się jej śmiechem, który w jego odczuciu mógłby leczyć chorych. W tamtym okresie, o którym mówili, Shawn był niezwykle zagubionym człowiekiem. Nie wiedział czego chciał od życia, nie mogąc chwycić się niczego, co pomogłoby mu wyjść z bagna, w którym tonął. Na szczęście po drodze jego relacja z Fire się zazębiła, co pomogło mu wyjść na prostą, natomiast kulminacyjnym punktem jego redemption było ponowne spotkanie się z Nessą. - W ciągu tych lat i tak nie dane nam było spędzać ze sobą zbyt wiele czasu, choć każda chwila była… wartościowa. – Ociągał się z ostatnim słowem, nie do końca wiedząc jakie słowo by tu pasowało. – Blaithin? To było podczas akcji w labiryncie, z pewnością słyszałaś, skutki były katastrofalne. Nam poszło wcale nie lepiej. Byliśmy całkowicie odcięci od magii, żadna nie działała. W pewnej chwili złapani zostaliśmy w pułapkę, strzałki z trucizną zrobiły swoje. Blaithin odcięła mi rękę, jakiś… Ezra, tak się nazywał, przebił jej macicę, on chyba jedyny wyszedł z tego bez większych strat. No i wtedy też straciła oko. – Opowiedział jej co się tamtego dnia stało, pomijając wszelkie szczegóły, które zakrawały o dość mocne gore. Śledził wzrokiem jej dłoń badającą metaliczną protezę, która wyglądała jakby była zrobiona z stałej rtęci. Gdyby miał oceniać, była nawet estetyczna. - To również dzieło Blaithin, metodami nie do końca legalnymi. – Odpowiedział, dodając jeszcze z uśmiechem: - tak się składa, że gdyby Dear chciała mnie zabić, może to zrobić w każdej chwili. Ta proteza słucha się bardziej jej niż mnie. – Oznajmił jej, powstrzymując się przed zaczęciem wywodu o całej strukturze magicznej tego zaklęcia, którego użyła Fire. Wciąż przyglądając się jej dłoni, podświadomie poczuł stan przedziwnej melancholii – tak jakby brakowało mu jego zwykłej, prawdziwej ręki, by móc poczuć dotyk jej dłoni. -Wieczora, kiedy się poznaliśmy? Absolutnie nie. Gdyby ktoś bez mojej wiedzy cofnął by mnie do tamtego momentu, bym się chyba zabił. – Cały progres, który się dokonał w jego życiu zniknąłby bez śladu. Sama świadomość tego byłaby tak frustrująca, że nie byłby w stanie normalnie funkcjonować. Shawn tym się odrobinę różnił od dziewczyny – zwracał uwagę i na wygląd, wiedząc, że on też potrafił niezwykle elokwentnie opisać człowieka. Nie skreślał też ludzi po samym wyglądzie. Czy nawet charakterze, czując, że przy odpowiedniej dyskusji, dało się zmienić pewne nawyki innych osób, czy ich poglądy na dane sprawy. Była to jego pewna naiwność, wiara, że ludzie, których spotykał są na tyle otwarci w swoich przekonaniach, że odpowiednimi argumentami zdoła zmienić ich myślenie. Niestety tak nie funkcjonował świat, choć zawsze chciał wierzyć, że tak by wyglądał pewien odłam utopii. - Przeżyjemy, bo nie doprowadzimy do złapania. Zrezygnować? Czemu miałbym? – Odpowiedział pytaniem na pytanie, ciekawy dlaczego miałby nagle zmienić zdanie. Gdyby znał jej myśli od razu by jej wybił jej lęki z głowy. Czarna Magia to była dziedzina, na której najlepiej się znał, dlaczego prosiła go o zbyt wiele? On był z nią już wiecznie kojarzony, był oficjalnie zapisany w rejestrze jako właściciel przybytku, zajmującego się najbardziej niekoniecznie legalnymi rzeczami na rynku. To ona bardziej ryzykowała i powinna mieć większe wątpliwości co do samej nauki. Do Azkabanu raczej by nie trafił, a nawet jeśli, kilka miesięcy tam, pomimo dość tragicznego doświadczenia, niczego więcej za sobą by nie przyniosło. Mógłby wrócić spokojnie do pracy i dość w czasie nie określonym do siebie. Jego życie nie składało się z szczęśliwych chwil, wręcz odwrotnie – było jedną wielką kolejką rozczarowań i nieprzyjemnych sytuacji. Dopiero te lekcje miały potencjał odmiany życia Shawna, doprawienia go czymś realnie szczęśliwym. Zrobił pętelkę z jej włosów, okrążając ucho, powoli wytyczając to nową ścieżkę palcami w gąszczu ognistych włosów. Były w jego odczuciu niewiarygodnie gładkie i przyjemne w dotyku, zupełnie nie myślał o tym, żeby skończyć, na myśl o naruszaniu jej prywatności. Przyszło mu to naturalnie, bez zbędnych myśli czy mógł sobie na to pozwolić, ani w jakim celu to robił – była to spontaniczna czynność, która sprawiała mu przyjemność. Jego wypowiedź pewnie zaskoczyła go równie mocno, co ją, po prostu wylewając z siebie słowa, które aktualnie czuł, nie myśląc o tym co tak naprawdę powinien powiedzieć. Nie odpowiedział na jej uwagę, jedynie obserwował ją, cały czas szukając kontaktu wzrokowego, który był jego nową używką, w której powoli się zadurzał. Nawet nie zwrócił uwagi kiedy jego dłonie owinęły się wokół jej talii, znajdując tam najzwyczajniej swoje miejsce. Westchnął cicho, co ciężko było określić czy było samym westchnieniem czy mruknięciem, tak bardzo niepodobnym do niego. Jej pytania były cholernie ciężkie, nie zdążył jednak zastanowić się nad odpowiedzią, kiedy nagły prąd przeszedł po całym jego ciele, w momencie kiedy ich wargi się zetknęły. Sama ta chwila, jej niewinność była dla niego magiczna i mógł się w niej kompletnie zatracić, nie chcąc jej utracić. Lekki pocałunek szybko zdołał przemienić się w głębsze połączenie ich uczucia, całkowicie pozbawiając znaczenia wszystkiego innego. W tamtej sekundzie był tylko on i ona, nie było wystarczającej siły na świecie, by przerwać ten moment, wywoławszy w Shawnie bogactwo najskrytszych emocji, o których nie miał pojęcia, albo były tak odległe, że zanikły w jego pamięci. Było to kilka sekund, które w jego głowie rozprzestrzeniły się na nieokreślony czas, nie potrafił określić rzeczywiście ile minęło. Dotyk jej dłoni na jego policzku był niezwykle ujmujący. Reed całkowicie zamarł w przyjemności, przez dłuższy niż normalnie czas myśląc nad odpowiedziami na jej pytanie. Jednocześnie czuł, że szczera odpowiedź mogła ją rozczarować, samemu nie umiejąc rozszyfrować emocji, które go naszły w ciągu tej rozmowy. - Nie wiem. – Powiedział niemal niedosłyszalnym głosem, na chwile odwracając spojrzenie, by zaraz do niego wrócić. Delikatnie złapał jej wolną dłoń swoją nie-protezą i ścisnął ją nieznacznie, by zaraz dodać, lekko wzruszywszy ramionami, co było dla niego tak cholernie typowe: - Tak po prostu poczułem. – Nessa dotarła do tej emocjonalnej sfery Shawna, w której to nie on jest bogatszy i bardziej doświadczony, mając więcej do powiedzenia, a odwrotnie – przez tyle lat skupienia się na nienawiści, zemście i życiu bez życia, całkowicie zatracił poczucie bliskości drugiego człowieka i nie potrafił opisać tych uczuć, które teraz czuł. Zbliżył się powoli do Nessy, czując jej oddech na swojej twarzy. - Ograniczając się do siebie samej, to może być za mało. – Przyznał szeptem, dopowiadając pewną sugestię, którą sam starał się rozszyfrować. Puścił jej dłoń, by zacząć delikatnie sunąć po jej skórze paliczkami palców, badając każdy cal jej gładkiej, alabastrowej skóry, która harmonijnie komponowała się z jego bladą cerą, ubarwioną różnymi tatuażami. Dotyk drugiej osoby wydawał się dla niego tak obcy, jednocześnie przyciągający. Jednak to nie on był w tym wszystkim najintensywniejszy. Spojrzenie kawowych tęczówek dziewczyny było morzem rozkoszy, nadającym całej tej chwili cudownie magicznej atmosfery. W tej sekundzie, w tym obskurnym miejscu nie myślał o niczym wybiegającym poza te cztery ściany. Jego uczucie było proste, zarazem bogate w namiętności, których powoli zaczynał być świadom. Cały świat tracił wszelkie znaczenie dla tej jednej, złożonej zachcianki. Pragnął tylko jej.
Problem z Nessą był taki, że nie umiała odpocząć i stanąć w miejscu nawet na chwilę, aby się zastanowić. Nie wyobrażała sobie innej ścieżki, niż rozpoczęcie pracy i kolejne lata nauki, mknięcie ku kolejnym szczeblom kariery. Nie wiedziała jeszcze, czy lepiej nadawała się na nauczyciela, czy może jednak na aurora lub przyszłego Ministra Magii, a zegar wciąż cykał. Zbliżał się koniec roku, a w głowie rudzielca znów pojawiała się myśl, aby pracy licencjackiej nie oddać – tylko czy nie zaprzepaściłoby to jej wszystkich starań, które miała do tej pory? Westchnęła, przymykając na chwilę oczy. Nie było sensu teraz o tym gdybać, bo przecież w przeciwieństwie do niego, nie miała pojęcia, czego tak naprawdę chciała. Nie miała jednej dziedziny, w której była dobra i której chciałaby się w pełni oddać, bo nawet jeśli Shawn lubił wiedzieć, to serce oddał czarnej magii, a przynajmniej tak myślała. Dlaczego nigdy nie zapytała? Wbrew emocjom, które w nim budziła, to ona też była niczym „android”, o którym kiedyś jej opowiadali. Mechanicznie żyjąc,zgodnie z zasadami, zapominając o zmęczeniu czy podążaniu za własnymi, uczuciowymi pragnieniami, które w końcu wyschły, niczym zapomniane źródło na upalnej pustyni, zakryte piachem i skrywające pomiędzy nim kości. Nie oceniała go w kategorii dobra czy zła, chociaż faktycznie, jej światopogląd malował się w czerni lub bieli, okazjonalnie przecinanej odcieniami szarości. Nie zastanawiała się nigdy nad jego kręgosłupem moralnym ani nad tym, czy byłby w stanie kogoś zabić. Brała to, co jej dawał. Uczyła się takiego Reeda, jakim się pokazywał i polegała poza jego słowami i spojrzeniami na swojej obserwacji. Nie pytała, nie była wścibska, nie kolorowała. Bo i po co? Oczywiście mógł kłamać, manipulować i pokazywać się w sposób, w który inna osoba chciała widzieć, jednak w jego lazurowych tęczówkach zawsze kryła się szczerość. Lance zwykle wiedziała, kiedy ktoś kłamał. Każdy podejmował własne decyzje, każdy musiał samodzielnie dźwigać ich konsekwencje i jeśli podążył drogą, która zaprowadziła go do miejsca, w którym się znajdował – tak widocznie musiało być. Podobnie jak ona, bo też nie była dobrą osobą w swoim własnym odczuciu. Nie komentowała już jego uśmieszku, wyrazu twarzy, którym ją obdarzył po jej słowach. Nie odsunęła się też jednak wciąż wędrując karmelowym spojrzeniu po tak obcym, a jednocześnie tak bliskim obliczu. Brew jej drgnęła na jego słowa i chociaż przez ułamek sekundy na ustach przemknął grymas uśmiechu, zachowała tak charakterystyczną dla siebie, łagodną twarz.- Nie jestem wyjątkowa. Wiedza teoretyczna nie robi ze mnie dobrego czarodzieja Shawn, wiesz o tym. Pokonałbyś mnie, bo doświadczenia nie jestem w stanie niczym nadrobić. Mordercze? Powinnam się bać? To było pytanie retoryczne, a jednak nie potrafiła powstrzymać się przed tym, aby je zadać. W pojedynkach liczyła się skuteczność i chociaż faktycznie, jej zaklęcia mogłyby być mniej popularne i barwne, to jego miały większą szansę na zwycięstwo. Do rzucania zaklęć czarnomagicznych potrzeba było odwagi i pewności, a ruda nie wiedziała, czy ma jej w sobie na tyle, aby skorzystać z wiedzy na ich temat. Zmienienie w fotel było efektowne, ale czy mogło zagwarantować bezpieczeństwo? Nie była przekonana. Ruchem głowy zgarnęła rude pukle z twarzy, przesuwając na chwilę wzrok gdzieś na bok, wzdychając cicho. Przymknięcie powiek miało pomóc jej w oczyszczeniu umysłu, aby lepiej skupić się na słowach płynących z jego ust. Faktycznie, nie rozumiała. I on też nie. Dlatego nie wierzyła w to, że znajdą kompromis. Wzruszyła ramionami, milcząc chwilę, aby zaraz podnieść wzrok prosto na jego oczy. Głębokie i pociągłe spojrzenie tliło się pewnością siebie, ale też i zadziornością.- Więc mnie nie ratuj, gdy nadejdzie taka konieczność. Ratuj siebie. Nie będę miała o to pretensji. W chwilach zagrożenia powinieneś kierować się egoizmem. Jesteś zdolnym czarodziejem, poradzisz sobie. Co innego miała mu powiedzieć? Była uparta w swoich decyzjach i przekonanie jej o tym, że inna droga byłaby lepsza, wydawało się pozbawione sensu. Nie chciała, żeby się narażał, a zwłaszcza dla niej. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby przez jej błędy i głupie pomysły, miałoby coś się stać. Dlatego pomimo poproszenia go o pomoc, wciąż miała towarzyszące wyrzuty sumienia. Nie wiedząc czemu, zmieniła pozycję. Może zwyczajnie chciała utwierdzić się w przekonaniu, że dobrze zrobiła albo przekonać się, czy Shawn był dobrą opcją na nauczyciela, czy prowokowany będzie w stanie w pełni zaangażować się w jej naukę, a jednocześnie w razie kłopotów zostawić ją samą sobie. A może miała jeszcze coś innego w głowie? Bez skrępowania, płynnym ruchem naruszając jego przestrzeń osobistą. Dawno zgubiła rachubę czasu, nie liczyła dni i nie sprawdzała, jak długo znała innych ludzi, skupiając się na chwili obecnej. Mając w dłoniach teraźniejszość, przeszłość oraz przyszłość tylko zaburzały jej działanie. Nigdy nie wydawał się jej zagubiony, wręcz przeciwnie – pewny siebie i zawsze dążący do postawionych sobie celów, czerpiący z życia, a jednocześnie trzymający bezpieczny dystans od tego całego gówna emocjonalnego, które zapewniało. Kiwnęła głową na jego stwierdzenie, wzdychając krótko. Chociaż faktycznie, niewiele było im dane zaznać swojego towarzystwa, zawsze dobrze to wspominała i potrafiła wynieść z tych niewinnych konwersacji coś pożytecznego. Jej buzia nosiła wciąż ślad rozbawienia, jasne lica pokryte były delikatnym rumieńcem od wcześniejszego śmiechu i temperatury w pomieszczeniu. Słuchała o tej ich przygodzie podczas wyprawy, z której ona zrezygnowała. Nie chodziło o to, że bała się ryzyka czy konsekwencji, po prostu nie miała czasu, angażując się w naukę innych i pewnie w Thatchera, co bokiem jej wyszło. Jedyny rozdział, którego nie wiedziała, jak do końca zamknąć. Nauczka. Błąd. A może wręcz przeciwnie? Może ten krótki czas miał pokazać jej, że wciąż była człowiekiem pozbawionym perfekcji, którą wszyscy jej przypisywali, a czym była zmęczona. - Kapryśny los nie szczędził ani Blaith, ani Ciebie. Zmieniła się od tamtego czasu, stała się jeszcze mniej dostępna, aż w końcu wybrała Drumstrang. Mieliście szczęście, że przeżyliście, a Orzełek zawsze był w czepku urodzony. - odparła z dziwnym spokojem, przyozdobionym nutą ulgi w głosie. Mogli zginąć, mogło to się skończyć znacznie gorzej, niż protezą, po której przesuwały się jej palce niepośpiesznie. - To dobra czarownica. Nie zabije Cię, jeśli jej nie podpadniesz, Zerknęła na niego, stwierdzając fakt. Fire znała się na czarnej magii i była dobra w zaklęciach, nic dziwnego, że wyczarowanie protezy nie stanowiło dla niej problemu. Nie miała pojęcia, na czym polegała ich relacja, bo nie była w nich zbyt dobra, jednak musiało być między nimi sporo zaufania. Bo jak inaczej by funkcjonował z taką świadomością? Ona by chyba nie potrafiła. Jego komentarz sprawił, że znów się roześmiała. Przed oczyma zatańczyły wydarzenia takiego wieczora, a jej dłoń pomknęła do twarzy, przecierając oczy.- Byłeś całkiem uroczy Shawn. Nie martw się, też bym się chyba zabiła.. Chociaż z drugiej strony, gdybym wtedy z Tobą nie poszła, czy rozmawialibyśmy teraz? Zapytała z ciekawością, wciąż brzmiąc na rozbawioną obrazami dwójki młodych ludzi, teleportujących się w środku nocy na górskie pustkowie, aby skorzystać z gorących źródeł. Czasu minęło niewiele dla ich fizyczności, jednak psychicznie, pokonali olbrzymi dystans od tamtego momentu. Nessa przesunęła dłonią po rudym kosmyku, zgarniając go za ucho i pozwalając sobie zaczepić palcami o perłowy kolczyk. Wygląd owszem pozwalał ocenić przy pierwszym spotkaniu i często mylnie ukierunkowywał mózg w jakąś opinię względem człowieka, czego Lance nie lubiła. Ceniła sobie indywidualizm, zwykle w każdym znajdowała ten malutki szczegół, który interesował ją najbardziej. Zresztą, piękno nie było i nigdy nie będzie obiektywne, wszystko przecież zależało od gustu. - Bo to byłoby mądre. Jesteśmy jednak tylko ludźmi, niezbyt często działamy racjonalnie i odpowiedzialnie. Przymknęła oczy, wypuszczając powietrze spomiędzy delikatnie rozchylonych ust, których karminowa barwa kontrastowała z bladością skóry. Nie przejmowała się swoim ryzykiem, tym, co mogła stracić poprzez naukę u człowieka, którego faktycznie z zakazanymi sztukami kojarzono, a który miał przecież do zaoferowania znacznie więcej, niż to, a o czym większość zapominała. Ją też zwykle kojarzono z transmutacją, której opasłe tomiska znała niemalże na pamięć, a przecież było mnóstwo innych dziedzin, z których była naprawdę dobra. Społeczeństwo widziało jednak tylko to, co chciało widzieć. Lubiła, gdy ktoś bawił się jej włosami, stąd brak reakcji na zawijanie ognistych kosmyków na palec. Musiała przyznać, że ostatnio spontaniczność i podążanie za impulsem górowała w ich wciąż kształtującej się relacji, wzbudzając u dziewczyny odrobinę niepewności. Ceniła sobie kontrolowanie sytuacji, domyślała się przebiegów – a tu jednak była w stanie płynąć z prądem i się dostosowywać, akceptować i przekształcać teraźniejszość tak, aby faktycznie czerpać z niej korzyści i nie dopuścić do rozwoju żadnego cienia żalu czy wątpliwości. Ostatnimi czasy stało się dla niej dziwnie naturalne to, że ludzie mogli w taki sposób ze sobą współpracować, bez ustaleń. Przechodziła małą, wewnętrzną przemianę, o której nie wiedziała. Brwi jej drgnęły, a zaraz za nimi całe ciało. Zmieniła pozycję, ładując mu się na kolana, zmniejszając dzielący ich dystans. Świdrowała go wzrokiem z jakąś iskierką w jasnobrązowych tęczówkach, ciekawością. Właściwie nie zastanawiała się nad tym, co robiła i dlaczego to robiła, zwyczajnie czując potrzebę sprawdzenia. Tylko czego tym razem? Nigdy nie uciekała, była odważna i twardo stąpała wybraną przez siebie drogą, więc jedynie zacisnęła na chwilę usta, gdy oplótł ją dłońmi w talii. Naturalnie, jakby zawsze tak robił. Ceniła w nim ten brak zawahania się, chociaż nigdy mu tego pewnie nie powie. Korzystając z intensywności jego spojrzenia, zadała kilka pytań, które chodziły jej po głowie, nie dając mu jednak czasu do namysłu czy żadnego westchnięcia w związku z ich ciężarem, bo gdy ostatnie dźwięki rozbrzmiały po starym poddaszu, niknąć gdzieś w drewnianych ścianach, pocałowała go. Z początku powolnie, odrobinę niewinnie i jakby zastanawiała się, czy tym razem nie przesadziła ze swoimi kaprysami. Miał miękkie i ciepłe usta, po których przesuwał się falami jej ciepły oddech, które zaczepnie przygryzła, gdy wcale się nie odsunął, tylko wręcz przeciwnie, sam się zaangażował. Nie zauważyła, kiedy jej dłonie znalazły swoje miejsce gdzieś na jego ciele, kiedy na skórze zatańczyła wywołana pozornie prostą, aczkolwiek głęboką pieszczotą, gęsia skórka. Splątał ich oddechy w jedno, sprawiając, że drobne ciało studentki przywarło do jego torsu, jej mięśnie nieco się napięły. A może to przez nią? Nie potrafiła stwierdzić, odcinając się od wszystkiego dookoła i zwyczajnie ciesząc chwilą, bo nie trwała ona przesadnie długo, pozostawiając jakiś niedosyt, nie pozostawił też kropki. Złapała oddech, unosząc powieki i wbijając w niego błyszczące oczy, przesunęła dłonią na jego policzek, gładząc go palcami. - To nic. Nie musisz. -odpowiedziała jakoś tak ciszej, zniżając zwykle spokojny i stanowczy głos do szeptu, jakby przestrzeń tego wnętrza i towarzyszące jej echo, przytłaczały. Przesunęła wzrokiem na jego dłoń, która w uścisku zatrzasnęła jej własną. Ciepłą, pozbawioną jakieś nuty brutalności, której się chyba tam spodziewała. Przesunęła delikatnie palcami po jego dłoni. Nie odpowiedziała, posyłając mu jedynie pociągłe spojrzenie i krótki uśmiech. Nie miał pojęcia, na jak ograniczoną emocjonalnie dziewczynę trafił, chociaż gdyby znała treść jego myśli, pewnie by go w tym uświadomiła. Raczkowała w tej sferze życia. Nie drgnęła, nawet gdy zmniejszał dzielącą ich odległość, czując bijące od niego ciepło. Zsunęła dłoń z jego policzka, przemykając nią przez szyję i ramię, wsuwając na tors i kładąc luźno w miejscu, gdzie miał serce. Zupełnie jakby chciała przekonać się, czy biło tak szybko, jak mogły wskazywać na to roziskrzone, lazurowe tęczówki. Miał rację. Ograniczenie się do samej siebie było najbezpieczniejszą opcją, pewną. Wiedziała, jak dalece ją stać i ile może od siebie oczekiwać, jednak z pewnością nie było efektywne, czasem nie było nawet wystarczające. Nie odpowiedziała, czując przyjemne ciepło rozchodzące się po jej ciele z każdym centymetrem skóry, której dotykał. Zawsze była chłodna, więc źródło ciepła w postaci jego gestu z łatwością wywoływało fale dreszczy, chociaż nawet nie starała się tego ukrywać. Westchnęła głośniej, zaciskając palce na jego torsie i przysuwając się jeszcze bliżej, przymknęła oczy. Oparła swoje czoło o jego, wcześniej przesuwając nosem po jego własnym i chociaż ich usta dzieliły centymetry, a oddechy znów się wypełniały, nie pocałowała go tym razem. Wolną dłonią przesunęła po jego szyi, umieszczając ją na karku, zaciskając na nim z łagodnością palce. - A czy sam tak nie robiłeś?- zapytała z delikatnym wzruszeniem ramion, niemalże bezgłośnie, prosto w jego usta. Uniosła wcześniej przymknięte powieki, obdarzając go głębokim spojrzeniem. Mogłaby dyskutować, że tylko brała przykład. Dziewczyna nie zamierzała mu jednak niczego ułatwiać, taką już miała naturę – wielu rzeczy zwyczajnie też nie dostrzegała.
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Ciągłe parcie przed siebie nie zawsze prowadziło do zostanie hokage sukcesu, jeśli nie miało się planu i konkretnie wyznaczonego planu. Shawnowi dążenie do wiedzy, którą posiadał opłacił zdrowiem fizycznym i psychicznym, jednak nie miał w życiu takich rozterek jakie miała Nessa – od niemal początku swojej drogi był nakierunkowany, więc dużo łatwiej mu było się ograniczyć tylko do tej jednej drogi. Co dało mu później należyty odpoczynek, spokój ducha związany z pomysłem na samego siebie. Gdyby Reed mógł jej jeszcze bardziej doradzić, na pewno zakazałby jej iść gdziekolwiek, byle tylko pójść, raczej na jej miejscu skupiłby się na wyselekcjonowaniu tego zawodu, który wydawał jej się najbliższy jej gustom. Przy takiej elastyczności, jaką ona miała, będąc dobra z praktycznie wszystkiego, nie musiała się martwić o późniejsze zmiany. Jej słowa ponownie przyprawiły go o przewrócenie oczyma, gdyż czasem czuł się, jakby mówił do ściany. Ziewnął i popatrzył na nią z uniesionymi brwiami, nie mając pojęcia jakie fikołki słowne musiałby poczynić, by do niej doszło co mówił. W jego poważnej minie był pierwiastek lekkiego uśmiechu, który skutecznie łagodził cały wyraz twarzy mężczyzny, który wyglądał jak mina znużonego rodzica, który musiał tłumaczyć swojemu dziecku tysiąckrotny raz tę samą rzecz, acz brak w niej surowości. - Nie jesteś wyjątkowa? Mam rozumieć, że co drugi uczeń w Hogwarcie odbębnia robotę nauczycieli prowadząc korki z każdym pierwszakiem? Albo, że co drugi uczeń ma rozterki gdzie pójść do pracy, bo ma tak rozległe możliwości, że może zostać aurorem, prawnikiem, nauczycielem i Merlin wiedział kto jeszcze? Jesteś cholernym młodym talentem, który się rozwija, więc nie mów mi, że za dziewięć lat, kiedy będziesz w moim wieku będziesz miała mniej doświadczenia i możliwości niż ja. Będąc tutaj, nie powinnaś przestać się bać, nie wiem skąd to pytanie. – Zażartował, wzruszywszy ramionami dodając wydźwięku, jakby to miejsce, czyli dom Shawna i jego towarzystwo to było ostatnie miejsce, w którym chciałaby się znaleźć. Gdy ponownie Nessa zaczęła starać się wywrzeć na Reedzie presję o pozostawieniu jej w sercu niebezpieczeństw, nie bacząc na jej los, czarnowłosy prychnął sfrustrowany i strzelił palcami, korzystając z magii bezróżdżkowej, która w takich chwilach była niezwykle przydatna. Magicznie zakleił jej usta, przez co nie dał jej dokończyć swojego idiotycznego wywodu o kierowaniu się egoizmem. Przekrzywił lekko głowę, szczerząc się głupio. - Nie mówimy już o tym temacie, bo zaraz się tu pozabijamy. – Powiedział, rzucając finite i przywracając jej głos. Patrzył na nią z ciekawością jak zareaguje, nie mając pojęcia czy w tej chwili nie obudził diabła w tych łagodnych karmelowych tęczówkach. Przygody w labiryncie, Shawn nie wspominał najlepiej, czując się obrzydliwie z świadomością, że przypłacili tak dużą cenę w stosunku do korzyści z tej wycieczki. Była ona bezsensowna, nic nie zdołali z niej wynieść, żadnych nie wiadomo jakich artefaktów nie zdobyli. Reed jako pamiątkę z wycieczki miał kamienie runiczne, które przydawały się w wróżbiarstwie, a z niego taka wróżka jak z Nessy psycholog. Shawn stracił rękę, a Blaith oko i pewnie o wiele więcej, nie mając z nią na tyle otwartego kontaktu, żeby zwierzać się z takich problemów jak przebita macica. Na słowa o niej, w głowie Shawna pojawiło się wiele wspomnień, do których czasem wracał, rozbijając je na czynniki pierwsze, zastanawiając się nad sensem tej relacji, która zapadła w zapomnienie. - Durmstrang do niej pasuje, może znajdzie tam więcej takich głupich prowokatorskich małp. – Wzruszył ramionami, przypominając sobie jak często przerzucali się z Blaithin wyzwiskami i jak bardzo to ich przy okazji przybliżało do siebie. W głowie zawitał mu dzień, kiedy pobili się przed jego domem. Choć ciężko to nawet nazwać w ten sposób – to była jednostronna egzekucja, choć Reed następnie dał jej koc i wygodne łóżko do spania. W ich relacji było wiele niedopowiedzeń, które wręcz tworzyły fundament ich znajomości. – Nie wydaje mi się, by była w stanie kogokolwiek zabić. – Mężczyzna często powtarzał jednookiej prosto w twarz o jej prowokacyjnej masce, którą zakładała, tworząc wizerunek największego badassa w Hogwarcie. W jego opinii było to dość mierne ukrycie własnych emocji i uczuć. Łączyła ich niezwykle dziwna przyjaźń, w której nie brakowało zaufania, mimo wszelkich ognistych spięć, które między nimi zachodziły. Fire była jedyną bliższą mu osobą, która była w tamtym okresie w stanie użyć odpowiedniego zaklęcia. Mimo wielu momentów, w których oboje myśleli realnie o chęci zabicia tej drugiej osoby, Shawn ufał jej i wiedział, że ta ręka w najbliższym czasie nie sprzeciwi się mu i nie zacznie go dusić. Z przyjemnością przyszło mu słuchanie dźwięcznego śmiechu Nessy, sprawiając, że sam mimowolnie się uśmiechnął. Jej pytanie skwitował wzruszeniem ramion, z ironicznym uśmieszkiem wymalowanym na buzi. - Kto to wie, z kimś bym na pewno siedział i rozmawiał, ale czy z tobą? – Rzucił sarkastycznie, nie mogąc czasem powstrzymać się od lawirowania na granicy zirytowania drugiej osoby i zaczepianiu jej. Oczywiście nie myślał w ten sposób, a także nie tworzył alternatywnych historii własnego życia. Wszystko potoczyło się w ten sposób i gdyby miał możliwość użycia zmieniacza czasu, nie zrobiłby tego, mając świadomość, że zabawa z czasem nigdy nie kończy się w sposób zadowalający, może jedynie w ckliwych historiach dla dzieci. W pełni był usatysfakcjonowany i szczęśliwy, że był w tym pokoju z nią, a nie nikim innym, tego jednak nie przyszło mu na myśl powiedzieć, romantyczność nigdy nie była jego mocną stroną. - I tego nie zmienisz, możesz tylko dążyć do tego, co uważasz za rozsądne, a za parę lat to co było dla ciebie teraz rozsądne, wtedy będzie głupią igraszką. Tak to już jest. – Powiedział, samemu wyznając filozofię, żeby myśleć rozsądnie, ale nie poświęcać temu większości swoich myśli. Praca z Nessą nie była nieodpowiedzialna, ba, tworzyła jakiś zalążek sensu w jego życiu, które długi czas polegało na szukaniu nieznanego. Reed z przyjemnością badał każdy cal jej gładkiej skóry, napawając się jej delikatnością i pięknem. Zbliżenie się dziewczyny sprawiło, że całe jego ciało przeszły elektryzujące ciarki. Nie myślał o niczym innym jak o jej pięknie, nie istniało nic poza tą chwilą, w której zatonął. Każdy jego ruch był wypadkową uczucia, które w nim obecnie płonęło, w pełni skierowane w stronę Nessy. Oplótł ją rękoma, zamykając ich przestrzeń w własnej przestrzeni, tworząc jedną całość. Jej pytania pozostawały niezrozumiane przez Shawna, wydały się tak drobiazgowe w porównaniu z pocałunkiem, którym go obdarowała. Dotyk jej dłoni wyraźnie zaznaczył się na jego ciele swoim ciepłem, w pełni pozwalając jej na wszystko. Rękoma przybliżył ją do siebie jeszcze mocniej, lekko masując jej skórę. Kontynuował pocałunek, by po chwili westchnąć cicho z rozkoszy, którą dawała mu jej bliskość. Błysk jej oczu był w tym wszystkim najpiękniejszy. Z jego ust wydał się dźwięk, który niemalże brzmiał jak mruknięcie, gdy jej dłoń spoczęła na jego policzku. Jej słowa zatonęły w całym tym uczuciu, które ich teraz łączyło. Jeśli chodziło o emocje, Shawn również był w tej sferze wręcz upośledzony, choć w inny sposób. Miał on przed sobą wyraźny bezkres niezbadanych, zapomnianych, albo niezapamiętanych uczuć, które poznawał na nowo, w kontakcie z Nessą. Niezwykle podobało mu się to lawirowanie i niemalże pogrywanie sobie bliskością, kiedy ich usta będące tak blisko siebie, nie zetknęły się tym razem w ponownym pocałunku. Shawn przymknął oczy, oddając się w pełni zmysłowi dotyku, który dominował całą sferę jego przeżyć. Ponownie po jego karku przeszedł miły, elektryczny ładunek, gdy jej palce sunęły po jego plecach. Jej pytanie było niesamowicie i boleśnie trafne, co odkrywało również tendencje Reeda do niesamowitej obserwacji obcych zachowań, jednocześnie nie dostrzegając własnych ułomności, co nieraz okrawało hipokryzją, jak i w tym momencie. Długo nie odpowiadał, mając wciąż zamknięte oczy. Wręcz wydawało się, jakby na chwile był nieobecny, nie było go w ciele. Otworzył oczy, patrząc w dół, spocząwszy wzrok na jej nogach, otworzył buzię, by odpowiedzieć, by zaraz ponownie ją zamknąć. Nie znał odpowiedzi na to pytanie, nie potrafił na nie odpowiedzieć. Uniósł spojrzenie, łącząc je z kawowymi tęczówkami dziewczyny. Mógłby zatrzymać czas w każdym momencie, jej kadr zawsze prezentował się w jego oczach perfekcyjnie. Westchnął cicho, by w końcu odpowiedzieć. - Tak. – Ta krótka odpowiedź była zarazem pierwszym ujawnieniem przed nią swoich słabości, a jednocześnie pierwszym zgodzeniem się z nią w sprawach emocjonalnych, gdzie w tej sekundzie ona przodowała. Dłonią Shawn powędrował ku górze, gładząc kciukiem jej policzek, lekko ocierając się o jej wargi. Następnie zanurkował ku jej szyi ustami, by zaczepić się lekko zębami na skórze poniżej jej ucha, pieszcząc je delikatnymi pocałunkami. Jego ręce ponownie wróciły oplotły ją, tym razem zaściskawszy się w okolicach jej łopatek, rozmasowując jej skórę, czując materiał jej koszulki. Wargami powoli sunął ku górze, na chwile lekko się odsuwając, szukając lazurowymi ślepiami jej spojrzenia. Nie odzywał się, nic nie przychodziło mu do myśli, czuł, że słowa były w tej chwili niepotrzebne. Ich spojrzenia, dotyk w pełni oddawały wszelkie emocje, których nie dałoby się określić w żadnym wymyślonym języku.
Wiele talentów nie było darem, a przekleństwem. Nessa wierzyła w systematyczność i pracę u podstaw, a mając dookoła tyle bodźców w postaci interesujących ją dziedzin, nie mogła skupić się na jednym. Nie było sensu jednak o tym gdybać, skoro ktoś tak mocno stąpający po ziemi, jak ona, nie był w stanie zdecydować o właściwiej drodze. Wmawiała sobie, że ma jeszcze czas, a każdy kolejny dzień zbliżał ją do egzaminów końcowych, kwestionując wszystkie jej rozterki na temat ścieżki kariery. Mogła być Ministrem, ale czy praca w Ministerstwie i pchanie się po kolejnych szczeblach nie było zbyt nudne? Kochała też Hogwart, tylko czy chciała tam uczyć? Bezgłośnie westchnięcie uciekło spomiędzy ust, a przymknięte na chwilę powieki sugerowały, że skończyła temat. Nie skomentowała też jego wywodu o tym, że była wyjątkowa, bo zwyczajnie tego określenia nie lubiła. Pomimo bycia z szanowanego rodu, posiadania pełnej krwi i szacunku społeczeństwa, naprawdę rzadko używała nazwiska podczas zapoznawania nowych osób. Nawet jeśli miał trochę racji, myśl ta była drażniąca. Mieli też skupić się na czarnej magii i jego bezpieczeństwie w procesie nauki, a nie na pierdołach. Gdy jednak czar zakleił jej usta, brwi jej drgnęły ku górze, a ręce skrzyżowała na piersiach w akcie oburzenia jego postawą. Tak, jak on najwidoczniej nie do końca rozumiał idee, które w głowie miała ślizgonka, tak ona nie umiała zaakceptować tego, o co mu chodziło. Mieli różne postawy, różne charaktery. Pomimo podobieństwa, wciąż dzieliło ich więcej przeciwieństw, chociaż zdaniem Nessy to akurat było dobre, sprawiając, że ich relacja nie opiewała nudą. Szkoda byłoby, gdyby się tu faktycznie pozabijali, więc dziewczyna – podobnie, jak Reed – wywróciła oczyma, niechętnie kiwając głową. Ten temat też trzeba było zakończyć, bo do porozumienia droga wydawała się daleka o wyboista. Ruchem głowy zgarnęła rude pukle na plecy, przesuwając spojrzeniem po jego twarzy, a gdy tylko pozbawił ją zaklęcia sklejającego wargi, zwilżyła je i raz jeszcze prychnęła, mając ochotę dać mu jakiegoś prztyczka, chociaż ostatecznie powstrzymała się przygryzieniem dolnej wargi. Oczywiście jasnobrązowe tęczówki przez te dłużące się sekundy patrzyły w lazur jego własnych, przekazując mu bez słów krótkie zbulwersowanie i jednocześnie zapewnienie, że niczego głupiego za tego drobnego psikusa nie zrobi, wszak byli dorośli. Istniały jednak bardziej wyszukane metody przerywania konwersacji. Lanceley zrezygnowała z wyprawy do labiryntu, chociaż do dzisiaj nie wiedziała dlaczego. Może to intuicja? Cóż, patrząc na wykres zysków oraz strat Shawna czy też Blaith, była to dobra decyzja. Kuzynka jeszcze bardziej zamknęła się w sobie, praktycznie całkiem straciły ze sobą kontakt i nie miała pojęcia o uszkodzonej macicy. Nie wiedziała też, czy Dearówna chciała mieć w przyszłości dzieci. Z utratą oka było znacznie łatwiej się pogodzić, zwłaszcza że istniała możliwość zastosowania magicznej protezy. Nie wnikała jednak w nic, szanując prywatność dziewczyny, podobnie jak zresztą jak siedzącego obok mężczyzny. Nikt jednak, kto stracił całą rękę, nie mógł być zadowolony z ryzyka podjętego zejściem do podziemnego labiryntu, gdzie zdani byli tylko na siebie, pozbawieni dostępu do magii. Wielu przedstawicieli ich społeczeństwa nie mogło wykonywać bez niej codziennych czynności, a co dopiero przetrwać w tak niekorzystnych i trudnych warunkach. - Pasuje, to prawda. Wydaje mi się jednak, że moja kuzynka potrzebuje czegoś innego, jak prowokacji i ciągłego wyzwania, tylko sama jeszcze o tym nie wie. - odparła zgodnie z własnymi przekonaniami, wzruszając delikatnie szczupłymi ramionami, wprawiając w ruch miedziane loki. Nie miała pojęcia, jak wyglądają ich relacje ani zasadniczo, jakie relacje ma Fire z innymi, jednak Lance znała ją na tyle, że miała odwagę wysuwać wnioski na ten temat. Miała wrażenie, że pomimo braku zamiłowania do kontaktu fizycznego czy bliskości, dziewczyna była strasznie samotnym człowiekiem. - Może tak, a może nie. Nigdy nie wiesz, co drzemie na dnie serca człowieka i co jest w stanie wyzwolić w nim sytuacja, w której się znajduje. Dodała tylko cicho, wbijając na chwilę spojrzenie gdzieś w przestrzeń i dając mu spokój z lustrowaniem wzrokiem, co robiła nagminnie. Miała szczerą nadzieję, że Blaith wszystko się ułoży i znajdzie to, czego szukała, a o czym jeszcze nie wiedziała. Zabawne, przez myśl ślizgonce przeszło, że czarownice dobrego pochodzenia lubiły sobie komplikować życie i światopogląd dużo bardziej od pozostałych. Mogła zaproponować mu, że złamie czar protezy, który narzuciła była gryfonka i sama ją wykona, jednak nie było takiej potrzeby. Uśmiechnęła się jedynie krótko pod nosem, gdy przed oczyma zatańczył jej znajomy obraz. Tęskniła za nią, jakkolwiek pokrętna ich relacja była. - Pewnie prędzej czy później byśmy się spotkali, mamy wspólnych znajomych. Nie jestem pewna jednak, czy byłoby to aż tak efektowne, jak wtedy. -powiedziała rozbawiona, wciąż czując uśmiech rozciągający się bladej, drobnej buzi. Ręce jej opadały czasem wewnętrznie na myśl o tym, jak głupią i beztroską gęsią była, nawet jeśli te zachowania w większości przynosiły jej korzyści. Cieszyła się, że go spotkała. Nie tylko dlatego, że był potężnym czarodziejem i doskonałym nauczycielem dla pojedynczej jednostki, ale przede wszystkim za to, jak inteligentnym był człowiekiem i z jaką łatwością przebiegały rozmowy z nim.- Chyba tak. Nie miała pojęcia, że mogłaby dla kogokolwiek tworzyć pewną stabilność swoją osobą, bo jej własnym zdaniem – była ku temu najmniej odpowiednią osobą. Powinien znaleźć sobie takiego Fillina lub Boyda, przyjaciela. Tamten duet był czymś, co sprawiało, że ich życia wzajemnie miały znacznie więcej sensu. Zawsze była pod wrażeniem łączącej ich więzi, wykraczającej daleko poza przyjaźń. Jak na człowieka pozbawionego romantyzmu, był całkiem wylewny i z pewnością, gdyby Nessa była mądrzejsza, odczytałaby to wszystko poprawnie. Sposób, w jaki na nią patrzył, zamknięcie jej w swoich ramionach i sprawienie, że bijące od niego ciepło mieszało się z jej własnym, mogło wskazywać, jak bardzo potrzebował bliskości drugiego człowieka. Kiedyś wierzyła, że da się żyć w samotności i polegając tylko na sobie. Teraz jednak widziała, że samemu ze sobą można było stracić rozum. O dziwo żadne z nich nie było zawstydzone, żadne z nich nie brało tych drobnych, prostych gestów jako coś złego i niepotrzebnego, a jedynie jako nadanie kształtu jakieś chęci, iskrze, która pojawiła się nagle. Pocałowała go, bo chciała i mogła, wiedząc, że nie będzie miał absolutnie nic przeciwko. Byli tylko ludźmi, błędy na płaszczyźnie natury fizycznej były na porządku dziennym i nie było sensu zastanawiać się nad każdym dotykiem i jego sensem – skierowanym ku drugiej osobie, a jedynie podążać za dość pierwotnym pragnieniem. Całowała go nieśpieszenie, czując, jak dłonie zaciskają się mocniej na jej ciele, przysuwają ją bliżej torsu, zmniejszają dystans. Zanim całkiem się odsunęła, kładąc dłoń na jego policzku, obdarowała go jeszcze krótkim całusem. Dostrzegając teraz jego twarz i błyszczące – zapewne podobnie, jak jej własne – tęczówki, zauważyła jakiś ślad tego chłopięcego wręcz, łobuzerskiego uroku. Pasowało mu to, chociaż nigdy nie wspomniałaby o tym głośno. Uśmiechnęła się na mruknięcie, przygryzając na chwilę dolną wargę, a w głowie wciąż rozbrzmiewały pytania, na które nie dał jej odpowiedzi. O dziwo, wcale jej to nie przeszkadzało tak mocno, jak sądziła, że będzie. Bliskość nie polegała tylko na pocałunkach, dlatego drugi raz tego nie zrobiła, tkwiąc w bezruchu, przymykając na chwilę oczy, podobnie jak on, tylko nie tkwiła w tym stanie długo. Nie poganiała go, obserwując jedynie jego buzię tonącą w konsternacji i zamyśleniu, niosącą bardzo delikatny ślad rumieńca na polikach. Rzęsy opadały mu na policzki, podobnie jak ciemne kosmyki włosów na czoło, o które za chwilę się oparła. Dłoń ułożyła na jego ramieniu, palcami snując po karku, bawiąc się ciemnymi puklami. Pierwszy raz wydawał się jej aż tak bezbronny. Westchnięcie, a następnie krótka odpowiedź sprawiły, że odwzajemniła jego spojrzenie, nie mówiąc jednak niczego. Nie zamierzała wykorzystywać tych słabości, żerować na nich. Każdy jakieś miał, ona sama pewnie tysiące, tych na tle emocjonalnym. Niezauważalnie praktycznie kiwnęła głową, czując gęsią skórkę na ciele, gdy przesunął dłonią ku górze, aż na twarz, po której rysował kciukiem, zahaczając ukradkiem o usta. Nie potrafiła odczytać z jego oczu zamiarów, nie zamierzała też się przed nimi specjalnie bronić. Miała wrażenie, że podstawą ich relacji jest jakieś dziwnie powstałe zaufanie, więc dlaczego i tym razem miałaby dociekać, a nie zwyczajnie w nie brnąć? Grzecznie więc odchyliła głowę do tyłu, pozwalając, by burza włosów osunęła się na plecy, kołysząc się subtelnie. Przymknęła powieki, czując dreszcz pod wpływem jego ust i oddechu, który błądził bezkarnie po bladej, wrażliwej skórze na szyi. Poczuła, jak się rumieni i fala ciepła rozlewa się po jej ciele, sprawiając, że mimowolnie przyciągnęła go do siebie bliżej, wolną dłoń układając na jego plecach, a drugą wciąż smyrając kark. Głośniejsze westchnięcie uciekło spomiędzy delikatnie rozchylonych usty. Gdy nieco wyprostowała głowę, aby na niego spojrzeć, czując błękit i intensywność jego oczu, pozwoliła sobie na zaczepny, krótki uśmiech. - Nie mieliśmy przypadkiem zajmować się czarną magią i jakąś przysięgą, Shawn? - zapytała niemalże bezgłośnie, mimowolnie, odwracając głowę do tyłu, aby spojrzeć przez ramię na przestrzeń w poddaszowej izbie. Trzymał ją na tyle mocno, że nie miała jak uciec, chociaż nie specjalnie jej to przeszkadzało. Poprawiła się więc na jego kolanach, siadając wygodniej, zsuwając palce na niższe partie karku. Odwróciła spojrzenie od błękitnych tęczówek, nachylając się w jego stronę i zbliżając do ucha, dmuchnęła w nie zadziornie. - Co z Ciebie za nauczyciel. - rzuciła zaczepnym szeptem, wargami łapiąc za płatek i zaczepnie, podobnie jak on wcześniej, przygryzając, aby zaraz przesunąć nosem po jego szyi. O dziwo wieczór wcale nie wskazywał na to, aby mieli faktycznie zajmować się rzeczami ważnymi. W ten oto sposób większość przegadali, a około północy, Nessa wróciła do domu.
|ZT x2
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Shawn wszedł na poddasze, które chyba nigdy jeszcze nie było tak czyste – żeby było jasne, zwyczajnie nigdy nie przykładał wagi do sprzątania tutaj. Odkąd przeniósł się do doliny, to miejsce traktował jako plan rezerwowy, bądź do skrajnie szemranych spraw, o których lepiej, żeby nawet na Nokturnie się nie dowiedzieli. Nagle zrobiło się tutaj całkiem sporo przestrzeni, mieli odpowiednio miejsca, żeby testować zaklęcia i się przy tym nie zabić nawzajem. Reed pod pachą trzymał fantoma, który, pomimo bycia przeznaczonym do zaklęć medycznych, mógł im się przydać, a w drugiej ręce trzymał worek pełen najróżniejszych gratów, które im się dzisiaj przydadzą. Shawn nie zareagował agresją, ani żadnymi negatywnymi emocjami na widok zdecydowanie młodszej twarzy chłopaka – oczywiście nie podejrzewał tego, ale gdy już ten fakt został ujawniony, nie zdziwił go w zupełności, samemu radząc mu to samo, skoro już miał pojawić się na Nokturnie. Oczywiście nie wystarczyło „wyglądać staro”, żeby móc się tutaj czuć bezpiecznie, ale to zawsze jakiś krok na plus. - Okej, skoro już skończyliśmy przedstawienie i ściągnęliśmy maski, to możemy się przedstawić, bym mógł cię nazywać jakoś po ludzku. Jestem Shawn, wydaję mi się, że już się kiedyś spotkaliśmy. Jako że wyglądasz na uczniaka, to pewnie było to podczas wakacji, gdy sprawowałem funkcję opiekuna, bo wyglądasz zdecydowanie za młodo, by pamiętać jak uczyłem w Hogwarcie. – Dodał jeszcze, szybko streszczając mu swoją historie związaną z szkołą magiczną, choć może całkowicie niepotrzebnie – w każdym razie był to darmowy bonus od niego, z dobrej woli. Położył worek na środku pokoju, który jeszcze w międzyczasie magicznie oświetlił i zaczął wyciągać z niego fanty, jednocześnie mówiąc: - To jest, mój drogi, część rzeczy, które możesz kupić tutaj w Borginie i zarazem podstawa, którą powinieneś znać wchodząc w ten świat. Więc może bez owijania zacznijmy. Ja opiszę ci dokładnie każdą z tych rzeczy, ty zaś dostaniesz chwile, żeby sobie je pooglądać i się z nimi oswoić, a potem powtórzysz mi dokładnie do czego służą i tak dalej. Raczej powinno to być dla ciebie proste. – Przedstawił swój plan, od którego zaczną swoją naukę i zaczął tłumaczyć. W worku był Krzyż Dilys, który może i nie był jakimś potężnym artefaktem o czarnej magii, w praktyce w ogóle nie był czarnomagiczny, ale bardzo się przydawał w ogólnej mierze. Następnym przedmiotem był Duszalik, którego nazwa w pełni wystarczyła, żeby zrozumieć istotę tego przedmiotu. Kolejną była Świeca mroku, pochłaniająca wszelkie światło w okolicy, Ręka Glorii i kończąc na Świecy Laurie. - Okej, teraz masz chwilkę, żeby sobie potestować tych rzeczy, Duszalik użyj na fantomie. W razie czego będę cię ratować, ale na przyszłość, gdybyś dał się złapać, zaklęcie Embracio ratuje ci w tej chwili życie. – Powiedział i odsunął się na bok, siadając na skrzynce i zapalił papierosa, przyglądając się chłopakowi, w razie czego służąc pomocą i wsparciem magicznym.
1/6
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Przez ostatnie godziny siedział tutaj i ogarniał panujący wszędzie bałagan. Nie miał z tym większego problemu. Jeżeli mogli sobie wzajemnie pomóc i to dość niskim kosztem, czemu by miał nie skorzystać z tego. Sam nie wierzył, jakiego miał farta, że trafił akurat tutaj i to zamiast spotkać kurwiszona, który nasłałby na niego kolejne pustniki, spotkał sprzedawcę, który wyciągnął do niego pomocną dłoń. A przynajmniej jedną, bo druga była metalowa i budząca niemiłe wspomnienia w młodym ślizgonie, co starannie ukrywał pod nową maską obojętności, do której na powrót musiał się przyzwyczaić. Eliksir dawno przestał działać, ale że sklep wciąż był czynny, Max nic z tym faktem nie robił. Chciał użyć transmutacji, by nieco postarzyć swoje rysy, ale mężczyzna pojawił się na poddaszu z zaskoczenia, nim ten zdążył w ogóle sięgnąć po różdżkę. -Max. - Zwięźle się przedstawił, po czym w końcu mógł dopasować tę twarz do kilku faktów. W Luizjanie chodził ciągle najebany lub na haju, więc nic dziwnego, że niektóre fakty miał nieco zamroczone. -Tak, na pewno spotkaliśmy się podczas wakacji, teraz kojarzę. - Co prawda nie mieli okazji bezpośrednio porozmawiać, ale wiele razy mijali się na terenie ośrodka, a że Max raczej tak łatwo ludzi nie zapominał, nawet jeżeli nie potrafił ich do końca skojarzyć, to łatwo poskładał ze sobą te elementy. Patrzył z zaciekawieniem na artefakty, które Shawn przed nim rozłożył i od razu rozpoznał jeden z nich. Krzyż Dylis. Taki sam, jaki nosił Feli. Teraz już przynajmniej wiedział, skąd ten go ma, choć na samą myśl o wyprawach puchona w te okolice, robiło mu się niedobrze. Obecnie jednak jeszcze bardziej motywowało go to, by skupić się na tym, co Shawn ma mu do przekazania i zbudować grubsze mury wokół własnych emocji. Starał się zapamiętać wszystko, co usłyszał o czarnomagicznych artefaktach, jakie miał przed sobą. Zdecydowanie był to ciekawy wstęp do zakazanego świata. Najpierw podszedł do świecy mroku uznając, że logicznie będzie wypróbować ją wraz z ręką Glorii. Gdy tylko zapalił płomień, pomieszczenie wyzbyło się wszelkiego światła, a trzymana w jednej ręce ślizgona, dłoń Glorii pozwalała mu zobaczyć coś w tych egipskich ciemnościach. Nie jedna osoba pomyślałaby, że to co robi jest bezmyślne i naiwne. Nie powinien ufać obcemu kolesiowi, który zaprasza go na poddasze i częstuje tak po prostu czarną magią. Zazwyczaj pewnie by się nad tym zastanowił, ale teraz... Teraz nie miał nic do stracenia, więc chciał wykorzystać każdą okazję, jaką życie przed nim postawiło. Gdy zgasił świecę zabrał się za duszalik. Bardzo dobrze znał podobne manekiny, które jakby nie patrzeć przypominały mu o Lowellu. Pewnie chwycił więc artefakt, zarzucając go na sztuczną szyję. Efekt był natychmiastowy. Manekin wydał z siebie zduszone jęki, sygnalizujące zamykanie się dróg oddechowych. By jednak nie tylko nauczyć się, jak atakować, ale i jak się bronić, Max postanowił uwolnić delikwenta wspomnianym wcześniej Embracio. Drugiej świecy wolał nie odpalać. Nie po tym, co przed chwilą o niej usłyszał, choć pytanie nasuwało mu się w jego kwestii. -Co do nekromancji, jak daleko wychodzi ona w kontrolę nad tym, co nie ma prawa żyć? Każdy głupi wie o inferiusach i nie robię sobie nadziei na magiczne przywracanie ludzi do życia. Zastanawiam się tylko jeszcze, jakie płyną z niej korzyści. - Otwarcie zapytał, bo była to ta dziedzina Czarnej magii, która zdecydowanie siała w jego myślach najwięcej wątpliwości. Choć sam wolał skupić się na miksturach, nie miał zamiaru odmawiać dodatkowej wiedzy.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Skinął głową, przyjmując do wiadomości, że ich spotkanie odbyło się podczas wakacji, choć sam absolutnie go nie pamiętał. Przeminęło się tam zdecydowanie za dużo uczniów, żeby miał spamiętać każdego, zresztą wtedy głowę miał zaprzątniętą swoimi sprawami związanymi z poszukiwaniem zarówno amuletu Laveau, jak i broszki, którą miał założoną na łańcuszku na szyi, której akurat moc w tym momencie dość mocno tłumił, gdyż nie była mu aktualnie potrzebna – wiadomo, samo jej działanie wciąż było aktywne, lecz nie na tyle, by Max zaczął się ślinić na jego widok. Spokojnie wyczekał zapoznawanie się chłopaka z artefaktami, przypatrując się z pewną zaciekłością w oczach. Gdy Max skończył i zadał mężczyźnie ciążące mu pytanie, Shawn zamyślił się na chwilę, zastanawiając się nad wyczerpującą odpowiedzią. - Nekromancja nigdy nie była moim konikiem, liznąłem trochę w Luizjanie, gdyż u nas nie jest ona szczególnie popularna, przynajmniej nie jest ona zbyt obecna wśród ludzi, których znam. Ogólnie pomijając inferiusy, które są i tak wykorzystywane niesamowicie rzadko, gdyż do tego potrzebne jest zarówno martwe ciało, jak i bardzo potężne umiejętności, tak nekromancja jest użyteczna w rytuałach często związanych z daną kulturą, czego przykładem mamy właśnie Luizjanę. Oprócz tego mamy wiele klątw, pentagramy i ogólnie jest bardzo związana z okultyzmem, który również jest jeszcze bardzo spowity tajemnicą dla mnie, gdyż nie widziałem u siebie w nim pożyteczności. Słyszałem o magii potrafiącej wyciągać różne informacje z martwych już osób, ale nie potrafię określić ile w tym prawdy, nigdy się z tym nie spotkałem. – Odpowiedział poważnym tonem, wręcz nauczycielskim. Upewniwszy się, że Max nie miał na ten moment więcej pytań, przeszedł dalej. Machnięciem ręki za pomocą magii spakować wszystkie przedmioty z powrotem do worka, który wyleciał z pokoju, znów do Borgina. - Okej, jeszcze dla podsumowania tego tematu, teraz pokażę ci przedmiot, który wybiega ponad zasięg większości ludzi i też wiele ludzi o niewystarczającej wiedzy nawet nie wie o jego istnieniu. – Skończywszy wstęp, Shawn chwycił łańcuszek i wyciągnął zza koszulki misternie wykonaną broszkę, której moc zdecydowanie wybiegała ponad możliwości zarówno Maxa, jak i Shawna. Ściągnął go z szyi i rzucił chłopakowi, wcale nie bojąc się utraty artefaktu, choć poczuł się całkiem dziwnie, nie czując jego dotyku na torsie. - Broszka o potężnej mocy, stworzona przez Astrid Facilier, nieważne kim ona była. Potęguje ona twoją moc czarnomagiczną oraz powoduje znaczny wzrost atrakcyjności właściciela. Można w ten sposób oczarować kogoś, w historii tej broszki dochodziły mnie słuchy, że zdarzało się, że jej posiadacz padał ofiarą gwałtów, acz z jakimś większym obeznaniem i odpowiednią mocą, da się to kontrolować. – Dał Maxowi jeszcze chwile obejrzeć przedmiot, po czym wyciągnął dłoń, żeby móc odzyskać swoją własność. - Okej, to teraz weźmiemy się za zaklęcia. Czarna magia i jej siła jest ściśle powiązana z twoimi umiejętnościami w rzucaniu białych uroków i zaklęć, czyli prościej mówiąc, zwykłe czary. Oprócz tego, do niektórych zaklęć, na przykład Avady, potrzebny jest duży ładunek negatywnych emocji, nienawiści, wściekłości, cokolwiek. Zaczniemy od czegoś prostego, ale najpierw muszę się ciebie zapytać. Znasz magię leczniczą? Ja nie i tutaj może być problem bo nie chce od razu połamać wszystkich kończyn fantomowi i nie potrafić ich naprawić. – Widząc skinienie chłopaka, kontynuował. – No to później będziesz miał „przyjemność” przetestować to zaklęcie na mnie. Bo tak, polega ono na łamaniu kości, bardzo proste w działaniu zaklęcie. Ale masz mnie potem poskładać. – Dodał, tonem, który nie podlegał dyskusji. - Dobra, zaczniemy od ruchu nadgarstkiem. Wygląda on tak. – Pokazał najpierw normalnie, a potem w zwolnionym tempie, żeby Max mógł zwrócić uwagę na dokładny ruch. - Teraz ty.
2/6
Spoiler:
Jako, że Max ma dużo w zaklęciach i transmu i debilem nie jest to kostki w takim zadaniu też nie są trudne. Jeśli padnie parzysta to ci się udaje, nieparzysta nie udaje. Jak wypadnie nieparzysta, rzucasz jeszcze raz i tak do skutku, każdy kolejny rzut = kolejna próba ruchu różdżką.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Przedmioty wydawały mu się naprawdę fascynujące, choć czuł od nich pewną energię, z którą za bardzo wcześniej nie miał do czynienia. Szczęście sprawiło, że nikt jakoś zbytnio nie chciał wpierdalać mu Czarną Magią, oprócz jednej książki, która zostawiła długą bliznę, która była obecnie widoczna na jego lewym przedramieniu, jako że podczas sprzątania zdjąć z siebie wierzchnie okrycie. Dał sobie czas, na dokładne przestudiowanie tego, co Shawn mu przyniósł. Czuł się dziwnie komfortowo w tym miejscu, choć bijąca od przedmiotów magia nieco go przytłaczała. Wiele pytań rodziło się w jego głowie, ale nie miał też miliona lat, więc zadał to, które już od dłuższego czasu siedziało gdzieś z tyłu jego głowy. Sprzedawca cierpliwie wytłumaczył mu zagadnienie, co początkowo wcale nie zainteresowało ślizgona. Bawienie się z trupami w marionetki jakoś niespecjalnie wpadało w jego gusta. Gdy jednak usłyszał ostatnie informacje, serce zabiło mu nieco mocniej. Wyciąganie informacji od zmarłych mogło odpowiedzieć na kilka pytań, które męczyły go praktycznie od dzieciaka. Czy jednak już dawno nie postanowił sobie, że odłoży tamten rozdział w kąt? Nim doszedł do jakiegokolwiek wniosku już miał w dłoniach tajemniczą broszkę. Uważnie wyciągnął rękę z artefaktem pod światło, by lepiej zapoznać się z jej strukturą. Czuł potężną aurę, która biła od błyskotki, a moc jaką miała posiadać przypominała mu o innych artefaktach, które znał. -Coś jak wila zamknięta w broszce? - Chciał się upewnić, że dobrze zrozumiał zamysł tego przedmiotu. Nie chciał go kraść, ale jeszcze chwilę przetrzymał artefakt w dłoni, próbując przywyknąć do nowego rodzaju magii, jaki od niej mógł wyczuć. W końcu jednak oddał błyskotkę Shawnowi, gotów na kolejne wyjaśnienia. Choć twarz ślizgona nie uległa zmianie, Max wewnątrz poczuł lekkie zawahanie. Czy aby na pewno chciał iść w mroczne zaklęcia? Znał swoje słabości, swoją psychikę, która obecnie otoczona była szczelnym murem, jednocześnie sprawiając, że nie widział już żadnych granic. Nie bez powodu jeszcze w listopadzie podjął decyzję, że skupi się tylko na aspekcie eliksirów jeśli podejmie się zakazanej nauki. Teraz jednak stał przed wyborem i nie miał zamiaru się wycofać. W końcu, co takiego mogło się stać? Gorzej było, że oprócz silnego ładunku emocjonalnego, który to z łatwością potrafił w sobie odnaleźć, Max średnio radził sobie z zaklęciami ogólnie. W końcu jego porażki na tym polu były już legendarne i to z tego powodu w kieszeni jego kurtki znajdował się teraz krwawy kastet. Skinął głową potwierdzając, że coś tam o uzdrawianiu wie. Miał nadzieję, że nie będzie musiał stawiać czoła czemuś, z czym sobie nie poradzi, bo jedyna osoba, jaka mogła mu wtedy pomóc, była jednocześnie jedyną, która o całym tym zajściu nie powinna była się dowiedzieć. -Jesteś pewien? Nie mówię, że to od razu ogarnę, ale jednak ufanie obcym w temacie łamania sobie kości.... - Zakończył pytającą pauzą. Skoro jednak Shawn tak zadecydował, Max nie miał zamiaru się sprzeciwiać. Przyglądał się uważnie temu, jak nadgarstek mężczyzny pracuje, po czym sam zacisnął ręce na różdżce powtarzając ten ruch kilkukrotnie, dla lepszej wprawy. -W ten sposób? - Wolał się upewnić, bo nie chciał ich tu od razu pozabijać, choć okazało się, że niepotrzebnie się martwił. Gest wyszedł mu niemal idealnie, co w pewnym stopniu naprawdę Maxa zdziwiło.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Co do samego wyciągania informacji ze zmarłych, był to temat, który również i Shawna intrygował, ale gdziekolwiek szukał jakkolwiek dłuższej wzmianki o tym, to nie mógł znaleźć, nawet w Luizjanie, która najbardziej kojarzyła mu się z takimi praktykami. Raczej nie słyszał o starożytnych Majach-czarodziejach, którzy ukrywali się zarówno przed mugolami, jak i całą społecznością czarodziei, a to po nich Reed najbardziej by oczekiwał odpowiedzi na te pytania. Pytanie o wilę nieco wzdrygnęło Shawnem, co było już odruchem bezwarunkowym, związanym z dawnymi wspomnieniami, do których nie chciał wracać. Nie było to jednak na tyle zauważalne, by padło to uwadze Maxa. - Najprościej ujmując to tak, z tą różnicą, że moc wili jest naturalna i nie ma żadnych powiązań z czarną magią, tutaj odwrotnie, aczkolwiek nie zaprzeczam, że może twórczyni tego artefaktu tym właśnie się posiłkowała, raczej już jej nie zapytamy o to. – Dokończył, nie chcąc już wracać do tego tematu. Czarna magia miała to do siebie, jak w sumie każda magia, że wcale nie wymuszała na użytkowniku używania jej. Mógł ją poznać i już nigdy w życiu nie użyć, lecz mieć większą świadomość o jej działaniu od większości ludzi, bowiem czarna magia nie była już tak popularna, jak za dawnych czasów, kiedy jeszcze Voldemort stąpał po świecie. Shawn nie czuł żadnych zawahań związanych z uczeniem tak naprawdę obcego mu człowieka tej magii, tak samo jakby nie miał z tym problemu, gdyby to była zwykła magia, lecznicza, transmutacyjna czy jakakolwiek. W głowie Reeda była to po prostu wiedza, paskudna i okrutna, ale wciąż była czymś, co można przekazać, jeśli ta osoba sobie tego życzy. Miał czas, więc pomógł, samemu mając świadomość, że chłopak mógłby się odwdzięczyć tym samym w przyszłości. - Jestem pewien. Z tak prostego zaklęcia nie wykręcisz nagle Avady czy innych zaklęć, o których nawet nie masz pojęcia, a w razie czego umiem się bronić, jak zobaczę, że dzieje się coś nie tak, to postaram się zareagować. – Odpowiedział mu zgodnie z prawdą, lecz też w taki sposób, by jak najbardziej ujarzmić potencjalną niepewność Maxa w związku z własnymi umiejętnościami. Kiwnął głową z aprobatą na odpowiedź chłopaka, kiedy on zgodnie z oczekiwaniami dobrze wykonał ruch różdżką i nie musieli za dużo czasu na to poświęcać. - Dobra, to teraz inkantacja. Jest banalnie prosta, acz też całkiem zdradliwa, ponieważ wiele osób, które dopiero zaczynało, ale czuło się na siłach, by bez potrzebnej wiedzy rzucać sobie to zaklęcie zbytnio przeciągało słowo, przez co chuj wychodził, nie łamanie kości. Nie dosłownie. – Dodał, żeby nie było wątpliwości, nikomu członek magicznie nie wyrastał. – Możesz teraz powtórzyć po mnie. Rumpo. Szybko, krótko, bez zbędnego owijania. – Poinstruował go i dał mu wolną rękę do przetestowania samemu tejże inkantacji.
3/6
Spoiler:
Rzucasz k6, 1 i 6 to fail, reszta git i lecimy dalej, zasada z porażką taka sama jak poprzednio.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Domyślał się, że będzie musiał mocno poukładać sobie całą tę wyniesioną z Nokturny wiedzę, gdy już wróci do siebie. Poznawanie magii od żywej osoby zdecydowanie różniło się o czytaniu o niej z podręcznika, choć nie miał zamiaru marnować tego, co ukradł z domu przy Newport Road. Leżący na dnie jego torby tom traktował o tym, co najbardziej go interesowało, choć poznanie podstaw całej reszty uważał za niezwykle przydatne. Zrozumiał jednak aluzję o zakończeniu tematu i nie ciągnął już mężczyzny za język. Mimo ciekawości nie chciał się jakkolwiek narażać. -Avady nie, ale różne porażki chodzą po ludziach. - Mruknął bardziej do siebie, przypominając sobie niektóre ze swoich popisowych przykładów spierdolenia zaklęcia. Czy aby na pewno odpowiedzialnym było jego wejście w świat Czarnej Magii? Sądził, że raczej nie, ale już postawił pierwszy krok, a nie miał w zwyczaju tak po prostu rezygnować. Dlatego też skupił się, by jak najlepiej i z jak najmniejszą szkodą dla kogokolwiek opanować zaklęcie pokazywane mu przez Shawna. -Krótko i stanowczo, jasne. Do dorabiania chujów polecam akurat transmutację, działa jak złoto. - Zaśmiał się lekko, po musiał przyznać, że o i le w tamtej chwili nienawidził Filina i Boyda, to kreatywnością chłopaki nie grzeszyli. Słysząc słowo inkantacji zrozumiał, że wie dokładnie, jak powinno brzmieć. Przed oczami widział pustnika, a w uszach słyszał dźwięk pękającej mu czaszki. Kolejne wspomnienie z Felkiem, które próbowało zaburzyć jego zewnętrzny spokój i budziło wewnętrzną burzę. -Rumpo. - Powiedział stanowczo, starając się zbędnie nie przeciągać żadnej z liter zaklęcia. To słowo dziwnie wybrzmiało w jego czaszce, choć mimika nie okazywała nic. Wydmuszka wciąż żyła i miała się dobrze, co mogło być powodem lepszego skupienia ślizgona na całym tym czarnomagicznym zamieszaniu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Teoretycznie mówiło się, że z umiejętnościami było jak z ostrzem – trzeba było je szlifować na bieżąco, by nie zardzewiały i Reed zgadzał się z tym, lecz nie powiedziałby, że traciło się jakiekolwiek pojęcie o wcześniej wyuczonej dziedzinie, więc nie wspomniał o jakimkolwiek przymusie powtarzania tych zaklęć cyklicznie co jakiś czas. Każdy miał swój własny sposób na utrwalanie zdobywanej wiedzy i Shawn miał jedynie nadzieje, że Max nie zacznie teraz łamać kości każdemu, kto na niego krzywo popatrzy w Hogwarcie. Wzruszył ramionami na jego słowa, nie interesując się jakoś dogłębnie do czego nawiązywał chłopak, nie mógłby tego wiedzieć, znali się niespełna jeden dzień. Gdyby Reed mógł wyczytać wątpliwości Ślizgona, zapewne uspokoiłby go, że rzadko kiedy w historii świata, „wejście w świat Czarnej Magii” był odpowiedzialny, choć Reed postara się tak go poprowadzić, żeby mu przy okazji nie odjebało od zbyt dużej „władzy” i przewagi nad innymi, którzy tej dziedziny nie znali. Uśmiechnął się lekko, nieco rozbawiony żartem chłopaka. - Po twoich słowach zakładam, że masz już niemałe doświadczenie w tym zakresie. I nie, nie chce wiedzieć. – Dodał z lekkim uśmieszkiem, po czym myślami znów wrócił do omawianego przez nich tematu. - Dobrze. Teraz połączysz obie te rzeczy, próbując zaatakować fantoma. Pamiętaj o rzeczach, które ci mówiłem. W czarnej magii bardzo ważne są negatywne emocje, które w tobie drzemią. Wyobraź sobie, że ta dziedzina się nimi karmi, im więcej ich wyzwolisz w chwili wypuszczania uroku, tym lepiej, nie zapominając jednak o kontroli. Jeśli ją stracisz, to możesz przegiąć w drugą stronę, nie będziesz mógł zapanować nad własnymi zaklęciami i różdżką. To jest proste zaklęcie, nie wymaga od ciebie nie wiadomo jakiej nienawiści, ale po prostu nie zadziała, kiedy w myślach będziesz wyobrażać sobie polanę z kwiatkami i hipogryfami czy coś. – Poinstruował go, odsuwając się nieco na bok, dając wolną rękę chłopakowi.
4/6
Spoiler:
Tu już ci dam trochę większe kostki. Masz trzy przerzuty, każdy jeden za dziesięć punktów w zaklęciach. Najpierw rzucasz k6 za ogólnie to czy poprawnie łączysz ruch różdżką z inkantacją. Klasycznie parzyste - udało ci się, nieparzyste - nie udało; Następne dwie kostki to k100 i odpowiadają kolejno za "odpowiednio wycelowany ładunek emocjonalny" oraz "kontrola emocji". Rzucasz sobie i tak: - ustalasz sobie jak bardzo rozjebany psychicznie jest Max, jeśli uważasz, że bardzo to do pierwszej kategorii dodajesz sobie +15 i odejmujesz 15 z drugiej, jeśli jest bardzo stabilny psychicznie i ogólnie nic złego się nie dzieje to na odwrót.
Odpowiednio Wycelowany Ładunek Emocjonalny udany jest wtedy, gdy wartość kostki + modyfikatora jest równa lub wyższa od liczby 60. Kontrola Emocji jest udana, gdy wartość kostki + modyfikatora jest równa lub wyższa od liczby 50. Fabularnie, kiedy nie masz wystarczająco w pierwszym to zaklęcie w ogóle się nie pojawia, zaś kiedy w drugim to zaklęcie jest niecelne i chaotyczne, z różdżki wylatują również iskry. Prób masz trzy, jeśli i tak się nie uda to dajesz posta z nieudaną próbą i Shawn w kolejnym pomaga ci w tym zakresie. Mam nadzieje, że wszystko jest jakkolwiek jasne "heart:
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
On nawet nie do końca chciał się uczyć zakazanych zaklęć. Dużo bardziej wolał stary dobry mugolski wpierdol, który działał za każdym razem niż jakieś wymyślne inkantacje. Nadarzyła się jednak okazja, a Solberg widział już parę razy, że czasem trzeba przypierdolić mocniej, więc uznał, że raczej mu ta wiedza nie zaszkodzi. Prędzej naprawdę napoiłby kogoś krwinkowym. Nie miał zamiaru opowiadać tamtej historii. Szczególnie, że był tu z kolesiem, którego poznał dosłownie kilka godzin temu. I to na Nokturnie. Nie do końca myślał o tym, jak ta cała nauka ostatecznie na niego wpłynie. Co prawda czuł wątpliwości, ale bardziej ze względu na to, czy będzie w stanie oprzeć się używaniu zakazanych zaklęć. Kompletnie pomijał jednak fakt, jakie piętno może to odcisnąć na jego i tak już upadłej psychice. -Nigdy nie korzystałem z połączenia magii z emocjami, ale chyba kumam koncept. Zaraz się przekonamy. - Nie czuł, by miał mieć problem z przywołaniem podobnych emocji. Siedziały w nim i miały się naprawdę dobrze, choć Max po prostu udawał, że ich nie widzi. Teraz jednak mógł dać im ujście i zobaczyć, jaką moc tak naprawdę mogą mu dać. Uniósł swoją Fairwynową różdżkę, kierując ją na niewinnego manekina. Starał się skupić na całej tej goryczy, która w nim siedziała. Bezsilność, przerodzona w nienawiść, niekonotrolowana agresja, którą tak często przejawiał i przede wszystkim ten ogromny ból, a to wszystko skierowane w jego własną osobę. -Rumpo! - Powiedział, gdy poczuł, jak to wszystko go wypełnia. Zaklęcie wydostało się z różdżki, lecz było widocznie pozbawione kontroli. Musnęło lekko manekina, by odbić się i trafić gdzieś w szafkę za nim. Do tego z magicznego patyczka Maxa posypały się iskry, co raczej nie było oznaką wybitnego sukcesu. Plus był taki, że przynajmniej żaden z nich nie oberwał rykoszetem. Mimo nie do końca udanej próby, Solberg poczuł tę dziwną energię, która weszła w niego z chwilą rzucania zaklęcia. Było to coś, czego wcześniej kompletnie nie znał i nie wiedział, jeszcze czy podoba mu się to uczucie. -Dobra, coś się stało, ale zdecydowanie nie to co powinno. Jakieś rady, jak to kontrolować? - Nie wiedział, czy Shawn jest z tych, co karzą samemu szukać rozwiązania, czy jednak jakoś pomoże mu wejść na dobrą ścieżkę. Był jednak pewien, że jest w stanie dać sobie z tym radę, jeżeli tylko odpowiednio tę moc usidli. Narazie była ona zbyt dzika, co to proste zaklęcie dobitnie pokazało.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Czarna magia była nawet pod samym tym kątem bardzo ciekawa w oczach Shawna, że nie wystarczyło być w niej dobrym. Była ona bowiem połączona w pośredni sposób z emocjami, drzemiących w użytkowniku magii. Jeśli ktoś był czysty jak łza, ciężko było u niego przewidywać rzucenie czarnomagicznego zaklęcia. To połączenie między emocjami a faktycznym użyciem czarów było według Reeda warte zgłębienia, dlatego też to tej magii poświęcił najwięcej uwagi. Chociaż powodów było co najmniej kilka. Reed przyjrzał się uważnie to Maxowi i jego dłoni, w której dzierżył różdżkę, to fantomowi, wyczekując efektów użycia czaru przez chłopaka. Reed widział, jak Max zbierał w sobie wspomniane wcześniej emocje i Reed był autentycznie ciekawy co z tego wyjdzie. Jak się później okazało, w chłopaku było zdecydowanie więcej nienawiści i ogólnie negatywnych emocji, niż „nauczyciel” z góry przewidywał. Zaklęcie okazało się całkiem dobre, lecz całkowicie pozbawione kontroli, przez co było zbyt słabe i zaczęło jakby „żyć własnym życiem”. Ręce Shawna już napięły się w gotowości, by w razie potrzeby obronić siebie czy Maxa, lecz niepotrzebnie, promień odbił się w szafkę, łamiąc drzwiczki, na które machnął ręką nie uznając je za jakieś ważne. - Dobra, ogólnie nie było tak źle, jak to finalnie wyglądało. Powiem ci źródło kłopotu, ale jego rozwiązaniem będziesz musiał zająć się sam, nie jestem w stanie jakoś konkretnie ci pomóc. Jak widziałeś, zaklęcie poszło, czyli uczuć było aż nadto i no właśnie, nadto. Bo pobudziłeś sobie tyle negatywnych emocji, że nie byłeś w stanie nad nimi zapanować i straciłeś kontrolę nad zaklęciem, która jest bardzo ważna przy rzucaniu czarnoksięskich zaklęć. Więc musisz znaleźć w sobie coś, co pozwoli ci kontrolować magię. – Odpowiedział, mając nadzieje, że jego słowa pomogą mu znaleźć odpowiedni sposób na siebie i następna próba będzie już udana. Shawn zapalił drugiego papierosa, czekając na rezultaty.
5/6
Spoiler:
Teraz rzucasz tylko jedną k100, gdzie dzięki radom Shawna, Max ma modyfikator +15 do wyniku. Masz trzy przerzuty, jak się nie uda, to rzucasz do skutku.