Szukasz miejsca, żeby się nieco rozerwać? Na pewno słyszałeś o Oasis! Jeden z najpopularniejszych klubów, w dodatku prowadzony przez osobę znaną wielu z Hogwartu (lub ulicy), @Casper Angel Tease. Imprezy są tu wielkie, głośne, szalone i oryginalne. Jest pomysłowo i magicznie! Tak, w nocy można szaleć, zaś za dnia jest to idealne miejsce na drobnego drinka z przyjacielem... no, nawet kawę. Asortyment oferuje różne słodkości, ale mimo wszystko lokal jest bardziej klubem, niż barem. W trakcie imprez muzyka jest typowo klubowa, ale z wyższej półki, bo ceni się tu klientów. W trakcie zwykłego dnia muzyka jest stonowana. Jeśli masz farta, trafisz na właściciela przygrywającego na stojącym na piętrze fortepianie. Parter to wielka sala, w której za dnia porozstawiane są stoliki niczym w bardzo przestronnej kawiarence. Tam też stoi bar, w którym oferowane są napoje wymyślone lub zmodyfikowane przez właściciela. Podczas imprez większość stolików przenosi się na górę, skąd można podziwiać tańczących i przy okazji nieco odpocząć. Obsługa wszędzie cie znajdzie i nigdy nie poczujesz się zaniedbany. Podobno w piwnicy jest, oprócz składziku, gabinet właściciela, ale on sam większość czasu spędza z gośćmi.
Nieobowiązkowy rzut kością przy wejściu do lokalu:
Spoiler:
Na zachętę proponowane ci są darmowe próbki nowości i zarazem specjału klubu - shoty o specjalnych, tajemniczych właściwościach. Wszystko jest bezpieczne, smaczne i wymyślone przez właściciela! Takich drinków nie znajdziesz nigdzie indziej! 1 - Trafia ci się drink o nazwie Trytoniak. Jest pyszny, słodki i ma w sobie dwie krople eliksiru spokoju. Wszystkie twoje zmartwienia i bóle znikają na całe dwa posty, które możesz poświęcić zabawie! 2 - Czy to Raj Jednorożca? Ten drink ma w sobie to do rzeczy, że jest wielokolorowy. Co więcej, kiedy go wypijesz i przetrwasz ten niesamowicie słodki smak przywodzący na myśl włoskie likiery, to twoje włosy przez trzy posty będą mienić się niekontrolowanie na różne kolory. Czy to mieszanka jakiegoś eliksiru z neonowym? Możliwe, bo przy okazji świecisz w ciemności. 3 - Smak mocnego alkoholu, gdyby nie ozdobny kieliszek uznałbyś to po prostu za wódkę. Na szczęście posmak Prawdzika jest przyjemniejszy, choć mocny i rozgrzewający. Jest tam dokładnie wymierzona jedna kropla rozcieńczonego veritaserum. Przez dwa posty uważaj na słowa, bo mówisz samą prawdę! Na szczęście, jest tu trochę czaru rozweselającego i nie możesz powiedzieć prawdy, która kogoś skrzywdzi. 4 - Wesoły Memortek! Tak, to klasyczna mieszanka Miętowego Memortka z odrobiną eliksiru wyostrzającego poczucie humoru. Ma orzeźwiający smak i pobudza do zabawy. Dwa posty prawie wszystko cię bawi, ale spokojnie. To nie jakaś męcząca głupawka, jedynie dobry humor! 5 - Twój drink ma bardzo subtelny, owocowy smak. Dowiadujesz się, że to Unilamia Euforia. Czujesz się cudownie, wszystko ci pasuje i masz ochotę na zabawę tak, jak nigdy! Będziesz w tym błogim stanie szczęścia przez trzy posty! 6 - Smoczas ma zabawną nazwę i w gruncie rzeczy, o to chodzi. Ma nikłą zawartość alkoholu, przez co nawet nieletni mogą go próbować. Smakuje trochę jak mugolska fanta, z łagodnie miętowym posmakiem. Po wypiciu Smoczasa pierwsza osoba, z jaką nawiążesz relację, trzy posty będzie dla ciebie niczym najlepszy przyjaciel. Czyżby nutka eliksiru Gregory'ego?
Dyniowe paszteciki Kociołkowe pieguski Kierowe orzechy Rymujące dropsy Lodowe myszy Miętuwełko - te pudełeczka porozstawiane są na każdym stoliku i ich zawartość jest kompletnie darmowa!
O wszystko inne pytaj właściciela. Może za umowną ceną coś się w składziku znajdzie?
Palenie jest dozwolone na terenie klubu, ale tylko w wyznaczonej części (stoliki na piętrze po jednej stronie). Dym utrzymywany jest z dala od reszty klubu przez specjalne zaklęcie. Co więcej, można tu nabyć paczkę dowolnych papierosów. O używki musisz bezpośrednio zwracać się do właściciela klubu (posty fabularne!)
Ostatnio zmieniony przez Casper Angel Tease dnia Wto Lis 01 2016, 22:52, w całości zmieniany 1 raz
W sumie, to bardzo miły chłopak - pomyślałam. Postanowiłam poznać go bliżej, kto wie, może wyjdzie z tego jakaś fajna przyjaźń. Dawno nikogo nie poznałam, oprócz nowych pacjentów w pracy i kilku pierwszorocznych dziewczynek, które akurat zgubiły się gdy ja wracałam z zajęć. - A wiesz, niedawno. Szczerze powiedziawszy żądło kiedy bywam w klubach i na imprezach. Ale jak narazić jest całkiem okey. - powiedziałam chłopakowi - A ty, jak się bawisz? Często tu bywasz? - zapytałam trochę nieśmiało. Ten facet miał w sobie coś ciekawego, zazwyczaj takowe ,, gadki " ją odrzycały, tym razem było jej bardzo miło z tego powodu. Biła od niego taka przyjacielski aura. - dzięki - powiedziałam gdy barman podał mi piwo. Zrobiłam mały łyczek a z piany zrobiły mi się niesamowicie gustowne wąsy.
To wcale nie tak, że Scorp nie chciał rozmawiać z Czechem o Jeunesse. Robiłby to wtedy, kiedy wiedziałby na czym dokładnie stoi - a w relacji z dziewczyną, owy grunt był niepewny i skomplikowany, dlatego nie wspominał o niej zbyt często, a jeśli już to zręcznie omijając odpowiedzi. W takiej sytuacji, szanował Rožmitála, bo ten nie naciskał, nie szukał sensacji, nie plotkował, a takich ludzi to ze świecą szukać. Scorpius był świadom tego, że Arnošt jest raczej typem chłopaka, który niespecjalnie przywiązuje się do dziewczyn, a znajomości z nimi traktuje bardziej jako zabawę. Właściwie, przez pewien czas, Szkot był taki sam; dopiero ostatnio nieco zmienił swoje zachowanie, co trzeba przyznać, że wyglądało jako załamanie po nieudanej relacji z Andreą. Teraz skupił się w dużej mierze na swojej "karierze", więc nie miał nawet zbytnich szans na poznanie kogoś nowego. Ale Dear tak naprawdę nie chciał poznawać nikogo nowego. - Kiedy ty wreszcie sobie kogoś znajdziesz? 25 lat już na karku, a ty nie jesteś w stałym związku! Weź się w garść! - powiedział, półżartem, półserio. Jeśli Arno nie dojrzał do tego, by mieć dziewczynę, Scorp to rozumiał. Właściwie, gdy dłużej się nad tym zastanowił to, co powiedział, odnosiło się również do niego. Był raptem rok młodszy od przyjaciela, więc ten sam problem dotyczył ich obojga. Widząc zamyślenie na jego twarzy, zaczął domyślać się, że myśli o tych wszystkich laskach, które przeleciał, i które nic dla niego nie znaczyły. Dopiero teraz naszła go myśl - co Arnošt uważa o swoim postępowaniu? Ma wyrzuty sumienia, ale jest to dla niego uzależniające i nie może przestać, czy może nie widzi w tym żadnego problemu i swietnie się z tym czuje? Nigdy go o to nie pytał i odpowiedź nasunęła mu się automatycznie, ale wiedząc też, że pod tą skorupą dupka kryje się wrażliwy mężczyzna, zaczął mieć pewne wątpliwości. Tak czy siak, nie spytał go o to, pozostawił to sobie jako zagwozdkę. -Mojego imienia uczyłeś się przez pół roku, więc w jaki sposób miałbyś spamiętać tyle dziewczyn? - spytał, żartując sobie z niego. - Reszta, czyli wszystkie laski, z jakimi się przespałeś? - dodał złośliwie, wypijając kolejną porcję alkoholu i śmiejąc się z Czecha. - Co ty pieprzysz, przecież tobie nigdy nie skończą się pieniądze. Jesteś jak jakiś pierdolony arabski szejk, tyle że w wersji europejskiej - stwierdził, słysząc jego słowa. Miał pieniędzy jak lodu, więc jego stwierdzenie było dla niego niemałym zaskoczeniem. Właściwie, pracujący Rožmitál byłby z niecodziennym widokiem. Nie żeby Scorp sugerował, że ten jest leniwy. - Á propos imprez, wiesz czemu na nie nie przychodzę? - spytał, spoglądając na niego z ukosa i przygotowując się do odpowiedzi, znacznie przez niego przekoloryzowanej. - Bo i tak jestem teraz wiecznie pijany - odpowiedział, nie oczekując jego odpowiedzi. Nawiązał tym oczywiście do jego miejsca pracy, ale prawda była taka, że tylko ostatnim razem zdarzyło mu się wypić kilka kieliszków w trakcie jego zmiany. A i tak zrobił to, tylko ze względu na specjalnego gościa, któremu nie odmówiłby picia wódki. - Serio, zaraz trzeba będzie zapisać mnie do grupy AA, bo przestaję nad tym panować - dodał, podsuwając barmanowi Oasis niewielkie naczynie i wskazując przy tym, żeby ten napełnił je napojem wyskokowym.
Pierdolony arabski szejk, tyle że w wersji europejskiej- na te określenie Arno uśmiechnął się do siebie i pociągnął kolejny łyk alkoholu. Miał świadomość tego, że do biednych nie należał i nawet, jeśli by nie pracował, starczyłoby mu pieniędzy na utrzymanie nie tylko siebie, a dodatkowo na utrzymanie swoich dzieci, a przy odrobinie szczęścia coś zostałoby i dla wnuków. Tyle że te pieniądze nie należały do niego, a do jego rodziców i dziadków. Jeszcze kilka lat temu nie miał problemów z tym, żeby trwonić cudze pieniądze, jednak ostatnimi czasy miał wyrzuty sumienia i poczucie wstydu. Aż dziw, bo nigdy się tak nie czuł. -Dobrze jest się trochę podchmielić, Scorp- stwierdził całkiem szczerze. Arno z całą pewnością miał problemy z alkoholem. Nie chodzi tutaj o bycie wiecznie nawalonym jak świnia, czy chlanie do nieprzytomności, ale o to, że on nie potrafił wytrzymać dnia bez alkoholu. Praktycznie każdy wieczór, którego nie spędzał na imprezie, spędzał ze szklanką whiskey, czytając dobrą książkę. -Poza tym AA ci nie pomogą, żulu. -zaśmiał się, podsuwając kieliszek w stronę barmana. Gdy kieliszek był napełniany, Arno zorientował się, że jego bluza, która przed chwilą wisiała na oparciu krzesła, teraz leżała na podłodze. Ten westchnął tylko, chwycił pełne już naczynko, wziął łyka i schylił się po walające się na ziemi ubranie. Pech chciał, by przy podnoszeniu się w górę, Arno uderzył się o siedzącego obok chłopaka. Kieliszek z Papa Vodką poleciał w powietrze, a sama wódka bardzo zgrabnie rozlała się po ubraniu i samego czecha i chłopaka obok (@Benddick Capaldi). Rožmitál podniósł wzrok i pierw spojrzał na ubrania przesiąknięte alkoholem, następnie skierował spojrzenie na Scorpiusa, później znów na ubranie, a na końcu na chłopaka, o którego się uderzył przy wstawaniu. -To są chyba, kurwa, jakieś żarty. -Zwrócił się do niego, nie mogąc utrzymać swoich emocji na wodzy. -Czy ty, do kurwy nędzy, jesteś ślepy?
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Nie była do końca pewna co się działo. Czy śniła? Czy jej kochana skrzatka dolała czegoś do wieczornej herbaty chcąc tym samym dać jej chwilę radości w śnie? Nie. Z pewnością nie śniła i nie znajdowała się w domu. Była w klubie, gdzie tańczyła ze swoim przyjacielem który wreszcie postanowił przekroczyć granicę "przyjaźni". W głębi ducha skakała z radości, latała i śpiewała jednocześnie. Było to tak nierealne, że nawet wtedy, gdy chłopak oparła swoje czoło o jej nie potrafiła przestać się uśmiechać. Objęła go dłońmi w pasie chcąc poczuć, że naprawdę tutaj jest. I był. To było naprawdę cudowne uczucie i żaden eliksir nie mógł się z nim równać. Jednak gdzieś z tyłu jej głowy pozostawało małe pytanie... Czy znów skończy się tak samo jak za każdym razem? Z Belphegorem też się przyjaźniła na samym początku, tak samo z Evanem. A z Jonathanem była już. Dość! Nie powinna myśleć o tym teraz. Powinna cieszyć się tą chwilą i brać z niej jak najwięcej. - A ja to niby nie? - spojrzała w jego oczy delektując się jego dotykiem na swojej twarzy. Było to niezmiernie przyjemne uczucie. - W tej sekundzie mogłabym latać ze szczęścia. - delikatnie przysunęła się bliżej aby móc złożyć na jego ustach mały pocałunek. Zaledwie muśnięcie, a potrafiło zdziałać cuda. Przez jej ciało przeszły dreszcze pozostawiając po sobie gęsią skórkę. W momencie gdy przysunęła się do niego opierając swoją klatkę piersiową o jego mogła poczuć jak szybko bije mu serce. Czy on czół również jej? Pewnie tak, gdyż biło z niewyobrażalną mocą. Sam fakt iż widziała go takim szczęśliwym wparwiał ją w radość. - Teraz już tak. Chociaż nadal jest mi w to wszystko trudno uwierzyć. - oderwała swoje spojrzenie od jego chowając twarz w jego torsie. W tym momencie mogła by zostać tak na wieczność i jeszcze dłużej. Wszystkie troski i problemy poszły w zapomnienie. I stało się. Usłyszała dwa magiczne słowa, od których zakręciło się jej w głowie. Kocham Cię. Kocham Cię. Kocham Cię. Kocham Cię. Kocham Cię. Kocham Cię. Kocham Cię. Mogła je powtarzać w kółko i w kółko w swojej głowie, a i tak nie zmniejszały jej szczęścia. Wręcz przeciwnie, stawało się ono jeszcze większe. A czy ona mogła powiedzieć to samo? - Kocham Cię Jonathanie Sebastianie Valentine Garroway. I nic nigdy tego nie zmieni. Nigdy, gdyż moje uczucia do Ciebie nigdy nie przepadły. - jej oczy niebezpiecznie się zaszkliły. Nie chciała płakać, nie w tak szczęśliwej dla niej... dla nich chwili. Dlatego szybko zamrugała parę razy i uśmiechnęła się pokazując wszystkie ząbki. - Potańczmy jeszcze trochę. - i zanim skończyła mówić porwała go w rytm, który wyznaczała im grana melodia.
Ja naprawdę nie jestem nerwową osobą. Można powiedzieć wręcz że pierwszy szukam pokojowych rozwiązań, ale to już było za dużo. Chcę sobie spokojnie zbajerować jakąś ładną kobietę a jakiś pajac mnie atakuje. Szukał fiut kłopotów i je znalazł. Tylko jak bardzo upośledzonym trzeba być żeby uderzyć się o kogoś kto siedzi. Pewnie najebany albo gorzej, naćpany jak świnia. Dla mnie jedna cholera. Jak trzeba będzie go utemperować to się tym zajmę -Wypierdalaj Kurwiaku-Rzuciłem szybko już nie przejmując się tym jak wyglądam w oczach Roksany. Szkoda że tak ładna kobieta musi być swiadkiem burdy. To nigdy nie jest zbyt atrakcyjne i z reguły przekreśla szanse na cokolwiek później. Meh, a miałem taki dobry humor -Naucz się kurwa chodzić - Dopiero teraz spojrzałem na napastnika. Nic specjalnego, Pajac jak pajac. W dodatku teraz ewidentnie widziałem że jest najebany. Wyrzuty sumienia jakoś dzięki temu znikneły.-Jak się nie umie pić to się nie pije cwelu- dodałem po czym chwyciłem szklankę w dłoń jeszcze nic nie robiąc
Wyrzuty sumienia to zachowanie nietypowe dla Arnošta, dlatego Scorp nawet nie pomyślał, że Czech ma w planach pójście do pracy, tylko i wyłącznie z tego powodu. Bo tak jak powiedział wcześniej - pieniędzy mu nie brakowało. I mimo, że należały one do rodziców, a nie samego chłopaka, ten nigdy wcześniej nie miał problemów z ich wydawaniem. Najwyraźniej fakt, że jest na garnuszku rodziców zaczął mu nieco przeszkadzać. - Ale tylko czasem. Ja nie piję ostatnio za często - oznajmił. On nie pił codziennie, a jedynie raz na jakiś czas. I jeśli już, to pił porządnie. Zgrabnie potrafił wyznaczyć sobie tę granicę między byciem pijanym a nachalnym jak świnia i nigdy tej granicy nie przekraczał. - Szczęście, że jeszcze nie piję pod sklepem ani nie śmierdzę jak jakiś troll - powiedział, uśmiechając się szczerze. Trzeba było przyznać, że Scorpius lubił jego poczucie humoru, bo sam miał podobne. Nie zwracając w ogóle uwagi na to, co robi Rožmitál, zwrócił się do barmana po kolejną kolejkę wódki. Dopiero, gdy otrzymał napełniony kieliszek z powrotem, zerknął na towarzysza. Zauważył, że po coś się schyla i przy podnoszeniu się, niefortunnie uderza tułowiem w jakiegoś nieznajomego typa siedzącego obok, wylewając przy tym alkohol. Arno bywał często... wyjątkowo wybuchowy, więc Scorp spodziewał się, że pomiędzy nim i tamtym chłopakiem może narodzić się niemały konflikt. W milczeniu wysłuchał, jak Czech zaczyna kląć, a tamten odpowiada mu pięknym za nadobne. Takie sytuacje były w oczach Deara niezwykle zabawne, więc czuł, że ten wieczór może być zabawny. - Draaaama... - powiedział, zaraz po tym, jak obaj faceci wyrzucili w stosunku do siebie grad przekleństw. Widział, że Arno na niego spogląda, a jako, że uśmiechał się dyskretnie, przyłożył szybko kieliszek do ust i niespodziewanie wypił alkohol. Nie chciał żeby przyjaciel widział, że ten się z niego nabija, bo widząc, że i tak jest już porządnie rozjuszony, wkurzylby go jeszcze bardziej.
Rožmitál miał głębokie wrażenie, że blondyn ma poczucie wyższości. Wypierdalaj kurwiaku? Jak się nie umie pić, to się nie pije, cwelu? To były jakieś żarty, na które Czech nie mógł pozwolić w żadnym wypadku. Z jednej strony był cholernie zdenerwowany, w końcu zniszczyły się jego ubrania i wkurwił go jakiś koleś, ale z drugiej strony wiedział, że dziś nie będzie się nudził. Uśmiechnął się do chłopaka, chociaż jego uśmiech bardziej przypominał grymas. Niech zacznie się zabawa. -Słuchaj, przede wszystkim nie pozwalaj sobie na zbyt wiele, chłopcze. -Rzucił z pogardą. -Nigdzie wypierdalać nie będę, zniszczyłeś mi spodnie i wylałeś moją wódkę. Chuj mnie to obchodzi, jak to zrobisz, ale masz mi oddać za to pieniądze. Serio, wyjebane, skąd je weźmiesz, lepiej, żebyś mnie bardziej nie wkurwiał, bo to się źle dla ciebie skończy. To było logiczne, że chłopak żadnych pieniędzy nie odda, Arnošt nawet nie miał zamiaru go do tego przekonywać, po prostu chciał pokazać, kto tutaj rządzi. Arno sam prosił się o wpierdol, ale był tego świadomy, dlatego po kryjomu zbliżył dłoń do butelki stojącej na barze. W razie czego po prostu ją podniesie i rozbije na pustym łbie blondyna. Ukradkiem spojrzał na przyjaciela siedzącego obok. Gdy Scorpius rzucił "Draama", Arno od razu poczuł, że ten doskonale się bawi. Trudno było też nie dostrzec jego uśmieszku, chociaż próbował go ukryć. Cierpliwości Scorp, pomyślał Arno, prawdziwa zabawa dopiero się zacznie. - Jeśli cię nie stać, możesz mi zlizać te wódkę z butów, to mi wystarczy. -Powiedział z szelmowskim uśmieszkiem, ściskając butelkę coraz mocniej. -A najlepiej, żebyś TY wypierdalał, bo nieźle mnie wkurwiłeś.
- Phi - rzuciłam krótko patrząc na zaistniałą sytuacje. Zawsze staram się być miła i rozwiązywać konflikty spokojnie, ale jak widać inni ludzie na tej planecie wolą zachowywać się jak zwierzęta, obrażając się na każdym kroku i nie potrzebnie prosząc się o bójkę. Spojrzałam zabójczym wzrokiem na agresora, który wyglądał jak głupek, zresztą zachowywał się tak samo i powiedziałam - Aż taki słaby jesteś, że od razu musisz reagować agresją? A może po prostu aż taki głupi, że nie znasz innych słów oprócz przekleństw? - potem zwróciłam się do nowo poznanego znajomego - A ty to nie lepszy - Zwróciłam uwagę, na butelkę którą jeden z nich trzymał w ręku, wydawało mi się, że zaraz stanie się z nią coś złego - A teraz co, o marny kieliszek wódki się kłócisz bo sam nie potrafisz się przyznać, że to twoja wina? Jak ci jest jej tak żal to sam se ją zlizuj, a nie robisz aferę na cały klub, nawet spokojnie porozmawiać nie można. - to powiedziawszy uznałam, że mój obowiązek społeczny jest już zaspokojony i odwróciłam się w kierunku baru aby posiedzieć samotnie do końca imprezy, jeśli oczywiście nowo poznani panowie mi na to pozwolą.
Nie mógł wyobrazić sobie aktualnie lepszego wieczoru. Nawet nie chodziło o to, że jest jakimś wielkim klubowiczem! Normalnie wolał nieco bardziej kameralne imprezy - naturalnie, bez przesady. Do wszystkiego starał się podchodzić entuzjastycznie. Sęk w tym, że fanatykiem nie był... A teraz zdawał mu się to najlepszy sposób na spędzenie wolnego czasu. Nie chodziło o muzykę, o tematykę, czy o miejscówkę. Scott sprawiał, że Theo czuł się jak w bajce. - Bardzo bardzo - powtórzył raz jeszcze, śmiejąc się ze swojej własnej głupoty. Cóż, zwykle nieco lepiej wiedział, jak dobrać słowa. Coś w tym jego zmieszaniu wydało mu się jednak urocze i stwierdził, że lubi się tak czuć. Lubi być tak przyjemnie zagubiony w swoich własnych emocjach, choć przecież z czasem staje się to uciążliwe i męczące. Theodore najwyraźniej był pełen sprzeczności, ot co. - Czy to źle, że po części chciałbym, abyś się zapomniał? - Uśmiechnął się niewinnie, choć w rzeczywistości zalała go fala gorąca, gdy jego myśli odpłynęły w... w innym kierunku. Bezwiednie oblizał wargi, nie spuszczając wzroku ze swojego rozmówcy. Pójście do baru było dobrym pomysłem, a napicie się jeszcze lepszym. Evermore ogólnie był raczej dość rozluźniony i gadał co mu ślina na język przyniosła, ale i tak nie zaszkodziło jeszcze się czymś doładować. - Pytanie za pytanie! Fantastycznie - uśmiechnął się promiennie, kiwając entuzjastycznie głową. Uznał jednak, że Scott wykorzystał już pierwsze pytanie, a mianowicie poprosił o "coś" z życia Włocha. - To taki "fun fact" - uczę się języka trytońskiego - oznajmił, niezbyt długo się nad tym zastanawiając. Nie byłby sobą, gdyby poprzestał jednak tylko na tym. - Nie wiem w sumie, czemu. Wydaje mi się to być ciekawą umiejętnością, bardzo lubię pływanie i wiele razy spotkałem trytony. Rzecz chyba jednak bardziej w samym języku, ponieważ znam parę. Nie uważam się za wielkiego lingwistę, ale praktyka czyni mistrza, prawda? Upił kolejne dwa łyki swojego napoju i niemal się zakrztusił, gdy jego towarzysz zaczął rozpinać koszulę. Na szczęście poprzestał tylko na dwóch guzikach, ale Theo i tak przeżył już mały zawał. - Tak, jest tu gorąco - przytaknął - Ale w sumie, to raczej winiłem o to ciebie...
Casper Angel Tease
Wiek : 30
Wzrost : 185cm
C. szczególne : "Puste" spojrzenie; lewa ręka w geometrycznych tatuażach ze słowem "PAST" na kłykciach; zapach
Nie ma co liczyć na innych, lepiej od razu na siebie. Casper nie narzekał z tego powodu, że musiał stać za barem. Całkiem to lubił, bo przypominał sobie, jak to nie miał na głowie całego klubu i nie dotyczyła go żadna papierkowa robota. Bycie właścicielem oczywiście kochał, ale czasem marzyło mu się powrócić do czasów, w których jego jedynym zmartwieniem było czyszczenie baru i mieszanie drinków. To były te raczej pozytywne wspomnienia, nawet jeśli wszystko obok było bardziej poplątane. Nieźle wychodziło mu ignorowanie Fire - jedynie parę razy zerknął w jej stronę, a dbał przy tym o ogromną dyskrecję. Nie chciał się niczym denerwować, miał wyśmienity humor. Wypił dużo eliksiru czuwania, a skręty z oprylaka sprawiały, że uśmiech nie schodził mu z ust. Kołysał się łagodnie, chwilami nawet nucąc odrobinę w rytm lecącej akurat muzyki. Z zamyślenia wyrwała go dopiero znajoma postać, która się do niego zbliżyła. Poszerzył uśmiech w tak mało typowy dla siebie sposób i przywitał się z @Alexis Blackwood. - Już myślałem, że nie przyjdziesz - cmoknął z dezaprobatą, podając jakiejś dziewczynie drinka. Organizatorka imprezy dodała do menu cztery specjalne napoje i Casper uważał je za całkiem fajne. Bardzo łatwo się je robiło, nie zajmowało to wiele czasu... Nie było na co narzekać. Zastukał palcami w blat, obserwując Alexisa. Dobrze, że miał kim się zająć, bo zapewne uwijanie się za barem zaraz mu się znudziło. Poza tym miał wymówkę, aby potem wymknąć się na parkiet - no bo co, kazać przyjacielowi bawić się samemu? Tak czy inaczej, teraz trzeba było wymyślić dla niego jakieś dobre picie. - No nie wiem czy powinieneś... - przekrzywił lekko głowę, podsuwając mu Garnek Helgi. Doskonale wiedział, jakie następują efekty po wypiciu tego drinka, ale w końcu Alex sam się o to prosił! Casperek bardzo chętnie przyjąłby jakiś miły komplemencik. - Coś się zmieniło od naszego ostatniego spotkania? - Zagadnął jeszcze, ponieważ na krótką chwilę został odciągnięty od ciemnowłosego (w końcu był w pracy!), a nie chciał aby wyglądało, jakby nie poświęcał mu wystarczająco dużo uwagi.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Nie dziwiła się obecnością Reeda na imprezie. Zawsze kręcił się tam, gdzie najmniej miała ochotę go spotkać. Tak samo jak na imprezie Findabairów. Najwyraźniej lubił się dobrze bawić, a tego Gryfonka nie mogła mu zabronić. Może nawet dobrze, że akurat to na niego wpadła? Rozmowa z Reedem mogła skutecznie odwrócić uwagę Blaithin od zerkania na bar. - To impreza, tu nie powinno stać się na środku pomieszczenia. - odpuściła sobie upominanie go o tym, że palić można tylko w wydzielonej części. Już nie pracowała w Oasis, nie miała takiego obowiązku. Inni mogli się krzywić, wyczuwając dym, ale Szkotka wcale o to nie dbała. - Nie Blaithin, tylko Fire. Nadal nie odpuszczała, jeśli chodzi o tę sprawę. Dear było całkiem znośne, ale powaga i elegancja towarzysząca pierwszemu imieniu dziewczyny sprawiała, że marszczyła gniewnie brwi. Zamierzała powtarzać to do skutku, aż w końcu Reed się nauczy. Co trudnego było w zapamiętaniu, że nazywa się Fire? W każdym razie i tak dobrze, że nie stosował tych samych słówek, jakich używał w listach. - Czy ja wyglądam na taką, która ukrywa kochasiów po kątach? - skrzywiła się trochę, bo nie chciała odpowiadać na te wszystkie pytania. Mimo wszystko, wolała uniknąć podawania Shawnowi aż tylu informacji. - Jakże mogłabym ci odmówić? - wzruszyła ramionami, bo dopóki nie irytował jej za bardzo, mogła wytrzymać te kilka chwil we wspólnym towarzystwie. Chociaż nie sądziła, że upijanie się przy Reedzie było rozsądnym pomysłem, dlatego musiała uważać, jeśli sięgnie po jakiś alkohol. Zawsze po nim robiła rzeczy, których nie powinna. Usiadła naprzeciwko na stoliku, zakładając nogę na nogę i patrząc krótko na parkiet. Zaraz potem przewróciła lekko oczami, bo pytanie było czysto retoryczne. Sam fakt, że zatrzymała czarnomagiczny przedmiot od Shawna świadczył o tym, że łamanie prawa nie było dla Szkotki niczym nowym. - Jestem w takim samym stopniu usposobieniem czystości co ty. - odparła, dobrze wiedząc, że Reed nie jest osobą o czystym sumieniu. Dlatego był trochę mniej nudny od wszystkich innych tu zebranych. Wyjęła sobie papierosa, wzrok skupiając na czarnowłosym, podczas gdy on obserwował ludzi. W mimice jego twarzy było coś nieprzeniknionego, przez co Fire nie umiała się przebić, żeby wyczytać wszystkie ukryte emocje. Sama dążyła do posiadania takiej maski, ale z grą aktorską nie radziła sobie tak dobrze jak Shawn. - A może nie jednego, tylko całą paczkę? Taka ze mnie chciwa istota. - pomachała papierosami i uśmiechnęła się kącikiem ust. Voldki nie były tak dobre jak Wizz-Wizzy, przynajmniej według Gryfonki. Mimo to uwielbiała ich duszący zapach, bo najczęściej palił je właśnie Casper. - Chęć schlania się w trupa, zrobienia czegoś skrajnie głupiego... Myślę, że to samo co resztę. Chyba, że ty wyjątkowo przyszedłeś w innym celu, Reed? Poza tym popieprzyło ich chyba z tym dziwnym zaklęciem. Nie mogła rozpoznać nikogo, a sama pewnie też wyróżniała się wyłącznie przez swój kolor włosów. Fire nie rozumiała po co to wszystko. Nie umiała się powstrzymać przed rzuceniem dłuższego spojrzenia w stronę baru i dostrzegła tam dwóch mężczyzn. Casper nie miał na sobie zaklęcia. Zaciągnęła się dymem, ignorując rozbudzone emocje. Zauważył? Żeby ukryć tę chwilę, odezwała się ponownie. - Chociaż, jak nie widzę twojej prawdziwej twarzyczki, od razu lepiej się patrzy. - posłała Shawnowi drwiący, przesłodzony uśmiech.
Najważniejsze jest teraz to, żeby zachować spokój. Arno nie mógł teraz po prostu wstać, walnąć butelką w głowie blondyna, wziąć Scorpiusa i wyjść z klubu. Przecież impreza się dla niego dopiero zaczęła i nawet brudne ubrania, czy jakiś palant, który szuka problemów, jej nie zepsują. Musiał myśleć szybko, nie chciał dostać w twarz. Czech potrafił się bić, dałby radę temu chłopakowi- blondyn był niższy i chudszy, nic specjalnego. To nie był jednak dobry moment i dobre miejsce, by wszczynać bójkę. Wywaliliby ich z klubu i tak skończyłaby się ich zabawa. -Nie wtrącaj się. -Rzucił do rudej, czego żałował, bo była naprawdę ładna, no ale była przeciwko niemu. Benddick wyglądał na niezwykle zdenerwowanego, jego ubrania były jeszcze bardziej pobrudzone, niż ubrania Rožmitála. Kto by pomyślał, że tak mały kieliszek potrafi wyrządzić tyle szkód? Arnošt mógł zwyczajnie przeprosić i zostawić całą sprawę, ale to nie byłoby w jego stylu. Miałby się przyznać do błędu? Miałby kogoś przepraszać? Nigdy w życiu. Wcześniej był rozpuszczonym dzieckiem, któremu pozwalało się na wszystko, więc teraz zapewne nawet nie zna słowa "przepraszam". A może to jego duma mu na to nie pozwala? -Załatwimy to inaczej -zwrócił się do blondyna, po czym wstał z krzesła i poklepał Scorpiusa po ramieniu. -Wychodzimy, Scorp. A ty, blondasku, na ciebie czekam na zewnątrz. Zobaczymy, czy wciąż będziesz taki mocny. Tej sprawy nie można tak po prostu zostawić. Arno nie będzie pozwalał sobie na obelgi w jego stronę, tym bardziej, gdy kieruje je do niego jakiś szczyl. To nie jest tak, że Arno specjalnie wylał wódkę, by rozkręcić jakąś dramę i najebać komuś w ryj. Chodziło o to, że obok był Scorpius, więc Rožmitál nie mógł przepraszać chłopaka, którego oblał i w dodatku się przed nim uniżać. Co by pomyślał o nim jego przyjaciel? Mężczyzna ubrał bluzę, od której wszystko się zaczęło, a był tak zdenerwowany, że nawet nie patrzył, czy Scorp idzie za nim. Po prostu przeciskał się przez ludzi, by jak najszybciej znaleźć się przy tylnym wyjściu. Robiło się coraz bardziej duszno, a Arno był coraz bardziej czerwony. Gdy wreszcie znalazł się na zewnątrz, odetchnął z ulgą i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. -Zapalisz? -Spojrzał na przyjaciela. -Scorp, wiesz, że on tutaj nie przyjdzie? Jest ode mnie młodszy, niższy i zdecydowanie chudszy. Przestraszył się i nie przyjdzie.
Scorp kompletnie nie rozumiał, po co była wszystkim ta kłótnia. Wiedział jednak doskonale, że Arnošt nie popuściłby nikomu, gdy ten wcześniej obraził jego honor, a nieznajomy blondyn nie hamował się z negatywnymi określeniami w stronę Czecha. Dear w takiej sytuacji, widząc z jakim typem człowieka ma do czynienia, najpewniej jedynie zacząłby się śmiać, nie wszczynając przy tym żadnej kłótni, ani broń Boże, bójki. Ale Arno był inny i po nim można było spodziewać się całkiem innego postępowania. Miał jednak nadzieję, że chłopak będzie myślał rozsądnie i nie zrobi niczego głupiego. Nieco zaskoczony, zauważył jak zwraca się do znajomej tamtego typa. W sumie nic dziwnego, ewidentnie trzymała jego stronę. Chwilę później zauważył, że Rožmitál wstaje z miejsca, zwraca się do tamtego, aż w końcu klepie go po ramieniu i mówi o jakimś wyjściu. - Arno, kurwa - skomentował poirytowany faktem, że przyjaciel każe ruszać mu się z miejsca. Przewrócił oczami, aż w końcu podniósł się ze stołka i podążył za Czechem. W pewnym momencie nieco zgubił go z oczu, bo był zmuszony przepychać się przez tłum, jednak doskonale wiedział dokąd zmierza jego przyjaciel, więc nawet ta chwila rozłąki, nie zdziałała żadnych szkód. Wbrew pozorom, Scorp nie pomyślałby niczego złego, jeśli Arnošt, jak człowiek, po prostu przeprosiłby tamtego blondyna. Wiedział jednak, że kumpel nie byłby w stanie tak po prostu odpuścić, zwłaszcza po tym, jak tamten solidnie go zwyzywał, nie stroniąc przy tym od wulgarnych przymiotników. W końcu, dotarł do przyjaciela, wychodząc tylnymi drzwiami klubu na zewnątrz. Był już dość późny wieczór, jednak na szczęście, nie było zimno. - Co to za głupie pytanie? - spojrzał na chłopaka kpiącym spojrzeniem, wyjmując przy tym jednego papierosa i zapalając go pospiesznie. Skoro już byli na zewnątrz, trzeba było korzystać z okazji. Scorp przecież nie na marne ruszał się z miejsca. - Wiem. Ale to chyba lepiej, co nie? - powiedział, zaciągając się papierosem i wykazując tym, że jest mu całkiem wszystko jedno. Arno mógł się bić z tym typem, na pewno by wygrał, ale na co było mu to wszystko? Jeszcze narobiłby sobie tym kłopotów. - Wyjebane na niego - skwitował, gasząc przy tym pozostałości swojej fajki i machając pobłażliwie ręką. - Możemy wracać już do środka, czy nadal zamierzasz na niego czekać? I tak nie przyjdzie. - Oparł się o mur klubu, wpatrując się w przyjaciela i oczekując jego reakcji.
Stał z tym papierosem jak debil i spoglądał na tylne drzwi z przerażeniem. Już nie ze zdenerwowaniem, ale z przerażeniem, które starał się ukryć najlepiej, jak tylko potrafił, gdy dochodziło co do czego, Arno działał cholernie impulsywnie. Gdyby blondyn teraz wyszedł, Czech nie wiedziałby, co ma zrobić. Niech nie wychodzi, nie wiadomo, co może się stać, gdy ktoś stanie w starciu z Rožmitálem-w końcu on sam tego nie wie. Zaciągnął się papierosem kolejny raz, czuł jak dym wypełnia jego płuca. Nigdy nic sobie z tego nie zrobił- to tylko dym, prawda? Robiło się chłodniej, a po minie Scorpiusa było widać, że ma już dosyć całej sytuacji, że chciałby wrócić do środka i się schlać. Arno też miał na to ochotę, więc zgasił fajkę o murek i wyrzucił kiep na ziemię- gdzie była cała kolonia wypalonych papierosów, ktoś musiałby się w końcu tym zająć. -Idziemy. Mieli się dobrze bawić, ale cała sytuacja była przygnębiająca, tym bardziej, że wszystko było winą wyłącznie Arnošta, jak mógł być takim debilem? Teraz w jego głowie toczy się bitwa, czy postąpił dobrze, czy źle? Tak czy inaczej wrócili do środka i znów zaczęli przeciskać się przez tłum ludzi tańczących na parkiecie. Szkoda tylko, że Arno akurat nie miał humoru na taniec, bo tańczyć uwielbiał, tym bardziej, gdy w klubie było tyle pięknych kobiet. Ruszyli w stronę baru, potrzebowali hurtowej ilości alkoholu, żeby zacząć się dobrze bawić, a przynajmniej Arno jej potrzebował. -Zwijamy się stąd, czy chcesz pić?- Zapytał, sącząc kolejną porcję drinków.
Alexis Blackwood
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193 cm
C. szczególne : Liczne tatuaże na ciele, kolczyki, rozmaite naszyjniki, rockowy styl, intensywnie niebieskie oczy, gazelle legs, bardzo szczupły, acz nie anorektyczny.
On to akurat wiedział już od dawna i zwykle tego się trzymał. Na innych ludziach częściej można się bardziej zawieść, niż na nich liczyć. Tak już jest i nic się z tym niestety nie zrobi. Wiadomo, jeśli się coś lubi, będzie ta dana rzecz sprawiała niezwykłą przyjemność. To tak jak Blackwood uwielbia wariować na scenie, pokazując światu swój talent wokalny. Nie ma co, podczas występów chłopak czuje się wręcz niczym ryba w wodzie i to fakt niezaprzeczalny. Właściwie to on nie wyobrażał sobie, by miał wybrać jakąś inną karierę. Tyle w tym temacie. Alexis póki co nie miał okazji zobaczyć przyjaciela stojącego za barem, niemniej wiedział, że na bank sobie świetnie z tym radzi. To również poniekąd go tu przyciągnęło, gdyż z chęcią zobaczy go w akcji! Poza tym został przez niego zaproszony i to kolejna okazja, by spędzić ze sobą więcej czasu i nadrobić wszelkie zaległości. W sumie dobrze im to szło i raczej ich relacja powróci do starego stanu, także same pozytywy! Wprawdzie wciąż był ździebko przybity, lecz dzięki niemu nieco mu się poprawiło i doceniał jego wsparcie, które mu dotychczas okazywał. Wystarczyło, że z nim był w tym najgorszym dlań okresie. To najważniejsze. W związku z tym przybył do klubu Caspera ze znacznie weselszą miną, niż to miało miejsce tamtego dnia, kiedy to spiknęli się w cukierni. Widząc, iż humor to udzielał mu się wyśmienicie, nie zamierzał tego psuć. Sam pragnął się rozerwać i rozweselić, zatem idealnie się składało! Starał się jak najlepiej odwzajemnić jego piękny uśmiech, a czy mu to wyszło - nie jemu oceniać. - Nie mam zbytnio imprezowego nastroju, ale nie chciałem tym razem nawalić. Jestem tu dla ciebie. - patrzcie, jeszcze nie napił się tej mieszanki, a już wystartował z takimi szczerymi słowami. Pokusił się nawet o jakiś szerszy uśmiech w jego kierunku! Jednakże on tak zawsze miał, ponieważ nie lubił kogokolwiek okłamywać. Nie potrzebował do tego żadnych specjalnych mikstur, by podzielić się z drugą osobą, co tak naprawdę czuje i myśli. Zresztą prawda i tak zawsze wyjdzie na jaw, prędzej czy później, więc po co kłamać? Alexis nie widział w tym najmniejszego sensu. W sumie gdyby nie było tu Cas’a, prawdopodobnie w ogóle by się tutaj nie pojawił. Na kolejne słowa kumpla, wywrócił ostentacyjnie oczyma. - Niby czemu? Lubię wyzwania, mam mocną głowę. Nie musisz się ograniczać, serio. Wytrwam. Nie pitol, tylko lej! - wyparował pewnym siebie głosem z tą swoją uroczą, charakterystyczną chrypką. Niespecjalnie kumał, co takiego było w tym trunku, że nie powinien go tykać? Licho jedne wie. Szczerze mówiąc tym tekstem go jedynie mocniej zachęcił i nakręcił, żeby było śmieszniej. Przyglądał mu się z wielkim zainteresowaniem, oczekując na efekt końcowy. Blackwood znał wiele rodzajów alkoholów, jednak wciąż nie wszystkie. O istnieniu tych czterech specjalnych drinków to on nie zdawał sobie totalnie sprawy. Może to dlatego, iż pojawiły się one stosunkowo niedawno? Co by to nie było, on i tak z chęcią skosztuje, a co! Od razu po otrzymaniu interesująco wyglądającej konsystencji, upił kilka porządnych łyków. Niewątpliwie mu posmakowało, aż oblizał wargi. - Pyszności! Skąd ty żeś to wytrzasnął? Powiem ci, że apetycznie dziś wyglądasz... Jesteś cholernie przystojny. - ups, no to zaczęło ewidentnie działać, bowiem komplementy samoistnie nasuwały mu się na język i choć w głębi siebie tak właśnie uważał, to tak normalnie bałby się do tego przyznać na głos z tego względu, że Cas różnie mógłby zareagować... Obecnie kompletnie o tym nie myślał, a miał niespożytą chęć zasypywania go superlatywami, jak nigdy wcześniej! I bynajmniej nie było mu z tym źle i zupełnie się nie wahał, a wątpliwości poszły sobie w kąt ot tak. Ach, będzie co ma być! Na jego usta wpełzł szeroki, zniewalający uśmiech, a on sam zapomniał o swych problemach, przynajmniej na tę chwilę. Skupił się głównie jednej osóbce... Nie potrafił od niego oderwać oczu. Sam nie miał pojęcia, co go kurde napadło... Na dodatek nic z tego nie było nieprawdziwe, a ten Garnek dał mu takiego mocnego kopa, pomagając mu się zebrać na odwagę i oto skutki... - Niech pomyślę... Niewiele, ale coś… chyba. Kręcisz mnie, wiesz? Cholera, nie wiem, czemu dopiero teraz się do tego przyznaję... - stwierdził, dostając z tego wszystkiego słowotoku, cicho śmiejąc się pod nosem, rzecz jasna w pozytywnym znaczeniu! W momencie, gdy do niego podszedł, odruchowo sięgnął w jego stronę, by delikatnie, acz zmysłowo przesunąć opuszkiem palca po zewnętrznej części jego dłoni, wpatrując się w niego maślanymi oczkami. Porobiło się i to nie na żarty! Aczkolwiek wyjątkowo nie potrafił się powstrzymać i wyraźnie z nim flirtował, czego wcale nie żałował! Ciekawe, jak się to dalej rozwinie... [...] Zapewne świetnie się razem we dwójkę bawili, zresztą odrobina szaleństwa nigdy nie zaszkodzi, prawda...? Aż w końcu pewnie Alexis opuścił klub i wrócił do siebie.
[z/t]
Ostatnio zmieniony przez Alexis Blackwood dnia Nie Gru 31 2017, 03:30, w całości zmieniany 1 raz
Ludzie, głównie studenci i uczniowie, dzielili się na kilka rodzajów. Jedni, którzy lubili się uczyć i cieszyli się na nowy rok szkolny oraz drudzy, którzy nie chcieli znowu zakuwać dnie i noce, aby zdobywać dobre stopnie, żeby skończyć szkołę z dobrymi ocenami i wynikami. Byli także pośredni, tacy, którzy lubili szkołę i nie lubili nauki oraz tacy, którzy nie lubili szkoły i lubili naukę. Ale kto normalny nie lubiłby przebywania w cholernym Hogwarcie? Na pewno nie Hunter. I to chyba własnie z tego powodu umówił się z @Venus Maria Ortega w Klubie Oasis. Nie chciał świętować powracającego powoli natłoku nauki, chciał świętować powrót do znajomych, do starych dobrych murów swojej ukochanej szkoły. Chociaż z drugiej strony... Czy naprawdę było co świętować? Sam Hunter nie nazwałby tego wypadu świętowaniem. Raczej... Raczej po prostu potrzebował się wyszumieć, wybawić, bo wiedział, że już niedługo może być na to za mało czasu. Niby nigdy nie był kujonem, ale na studiach faktycznie mu zależało. Ambitny był chłopak, nie ma co... W każdym razie, na dzisiejszy cel obrali sobie Klub Oasis. Walijczyk lubił to miejsce, szczególnie podczas imprez. Co prawda imprezowiczem stał się dopiero na studiach, rok temu, ale był tu już kilka razy i nigdy nie narzekał. Nawet można tu było zapalić! Gdy tylko wszedł do środka, zaoferowano mu darmową próbkę drinka. Od razu się uśmiechnął i powiedział sobie „czemu nie?". Nie bał się ani trochę, choć było to naiwne myślenie. Co, jeśli w tym drinku było coś, co mogłoby mu zaszkodzić? Jednakże Gryfon nigdy nie myślał przed swoimi czynami. Zawsze najpierw coś robił, a dopiero później martwił się prawdopodobnymi konsekwencjami. Tym razem jednak faktycznie nie miał się czym martwić, ponieważ od razu, gdy wypił słodki jak cholera drink, poczuł się jakoś lepiej. I nie było to naturalnie spowodowane drinkiem, ponieważ ten miał zupełnie inny skutek, a mianowicie jego włosy nagle stały się czerwone, aby po chwili zmienić się w fioletowe. Nie kontrolował tego, ale mu się to niezwykle podobało. Co prawda nie mógł zobaczyć całych swoich włosów, a tylko te kilka niesfornych kosmyków, ale... Miał nadzieję, że nie będzie musiał czekać na Venus zbyt długo. I że dziewczyna go pozna nawet z różnokolorowymi włosami. Świecącymi w ciemności, jakby tego było mało!
Venus uwielbiała wakacje i najchętniej rozciągnęłaby je na całe swoje życie, jedynie co tydzień/dwa zmieniając miejsce pobytu, aczkolwiek nie było to wywołane niechęcią wobec nowego roku studiów czy nauki, broń Merlinie. Zwyczajnie kochała podróże i mało rzeczy cieszyło ją tak bardzo, jak możliwość zobaczenia nowego miasta, kraju, poznania ludzi i kultury. Uważała jednak, że odpowiedni czas przychodzi na wszystko, zatem była chwila na relaks i beztroski wypoczynek, a teraz zaczynał się okres przyswajania wiedzy i kontynuowania studiów. Była nawet podekscytowana, w końcu każdy kolejny rok przybliżał ją do wymarzonej kariery, jaką była psychologia w tym magicznym świecie. Ortega zdecydowanie należała do tej kategorii osób, które lubią poszerzać horyzonty, zwiększać kompetencje i czerpać garściami z możliwości, jakie dawał Hogwart. Choć do miana kujona wciąż jej brakowało. Nie było lepszego sposobu na rozpoczęcie kolejnego rozdziału, jak zabawa z przyjacielem. W końcu byli młodzi, a młodość rządziła się swoimi prawami; V cieszyła się na spotkanie z Hunterem i miała autentycznie ochotę na coś mocniejszego, muzykę i odrobinę tańca, ale przede wszystkim na towarzystwo chłopaka. Ich relacja może i była nieco dziwna i pokręcona, ale działała. I to całkiem dobrze działała, biorąc pod uwagę, że jeszcze się nie pozabijali. Bądź co bądź, ostatecznie zawsze znajdywali drogę powrotną do siebie i potrafili dogadać. W duchu musiała przyznać, że nawet sprzeczki z nim były ciekawe. Chociaż momentami naprawdę miewała ochotę cisnąć w niego czymś ciężkim. Hiszpanka ubrała się w coś w miarę uniwersalnego i ruszyła do Klubu Oasis, który swoją drogą bardzo lubiła. Był klimatyczny i przyciągał różnorodnych ludzi, z całą pewnością nie można tu było narzekać na nudę. Venus weszła do środka, rozglądając się za przyjacielem. Błądziła wzrokiem po pomieszczeniu w poszukiwaniu tej konkretnej twarzy, jednak na próżno. Poprawiła włosy, stwierdzając, że Hunter może poszedł na górę i przymierzała się właśnie do wejścia w głąb klubu, kiedy to kobieta z tacą zaproponowała jej próbkę nowości. Venus uśmiechnęła się wdzięcznie, biorąc jednego shota, a wówczas zauważyła znajomą sylwetkę, jednakże to, co działo się na jej szczycie nieco zbiło ją z tropu. Venus zaśmiała się na widok fioletowych, pobłyskujących w ciemności włosów Huntera domyślając się, że pewnie również skusił się na darmową próbkę. To, albo miał kryzys osobowości. Wypiła trzymanego w dłoni shota, co by nie odstawać od kolegi i z małym rozczarowaniem odkryła, że w ogóle nie smakował alkoholem. Nie czuła większej zmiany, ale działanie specyfiku miało się dopiero ukazać. Venus ruszyła w stronę Huntera i dotknęła jego ramienia, zmuszając, by odwrócił się w jej stronę i na nią spojrzał. - Cześć, przystojniaku. Fajne włosy. – błysnęła rozbawionym uśmiechem, cmokając go w policzek na powitanie. I jakoś tak nagle poczuła, jakby Hunter był jej najlepszym przyjacielem na świecie. To uczucie mocniejszej więzi niż kiedykolwiek tak w nią uderzyło, że aż uniosła brwi, lustrując twarz Huntera. Zamrugała, nadrabiając uśmiechem. - Może usiądziemy przy barze? Zamierzam dzisiaj szaleć. – zapowiedziała radośnie, ciągnąc go w tamtą stronę.
Chłopak także niezmiernie się cieszył na spotkanie z V, szczególnie na spotkanie w takim klimacie. Faktycznie, może tego typu imprezy polubił dopiero rok temu, ale nigdy nie potrafił odmówić sobie dobrej zabawy, która napawała go zwyczajnym szczęściem, którego tak w swoim życiu potrzebował. W końcu podczas imprezy z Venus czy z kimkolwiek innym zapominał na chwilę o tym, że ma okropną przeszłość. Nie lubił się nad sobą użalać i nigdy tego nie robił, ale nie mógł zaprzeczyć temu, że to, co wydarzyło się lata temu, nie miało na niego żadnego wpływu. Chociaż... Pewnie, gdyby ktoś go o to zapytał, odpowiedziałby uśmiechem, śmiechem lub trafionym kłamstwem. To, że niekoniecznie lubił kłamać, jeśli w grę nie wchodziło wymyślanie niestworzonych historii, było zupełnie inną kwestią. Tą nieważną i... Do zapomnienia. I, nie oszukujmy się, szczęściem napawało chłopaka samo to, że miał spędzić trochę czasu z Ortegą. Kochał wszystkie te ich kłótni, uwielbiał ich spotkania i choć ich relacja mogła wydawać się dla osób trzecich dziwna, dla niego była czymś po prostu wyjątkowym. Nawet nie wiedział, jak powinien to nazywać. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że ktoś do niego podchodzi. Jakże miał to niby usłyszeć, skoro muzyka była tak głośna, a w klubie panował przyjemny półmrok, rozświetlany jedynie kolorowymi światłami i jego tymczasowo fluorescencyjnymi włosami? Niemalże podskoczył, gdy poczuł, jak ktoś dotyka jego ramienia, jednak wesoły uśmiech pojawił się na jego twarzy od razu, gdy tylko zauważył, do kogo należała ta dłoń. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, gdy cmoknęła go w policzek. – Hej, piękna. I wiem, są zajebiste. Brałem próbkę shota w ciemno i tylko popatrz. To jak znak z nieba, że muszę przefarbować się na jakiś kolor. – Pokiwał głową z przekonaniem, unosząc wzrok do góry, aby patrzeć, jak kolor jego włosów zmienia się na jaskrawy pomarańcz. Skrzywił się lekko. Nie podobał mu się ten kolor. Chyba wolał niebieski... Lub, no nie wiem, chociażby fioletowy. Właściwie to czasami żałował, że nie jest metamorfomagiem. To by było naprawdę świetne! – Chyba to jednak nie jest znak z nieba. Źle mi w pomarańczu... – pomyślał na głos, ale spojrzał na Venus, łapiąc ją mocniej za rękę, za którą pociągnęła(?). Tylko pokiwał głową, zgadzając się na pójście w stronę baru i zabawienie się. Nie był do końca pewien czy przypadkiem nie czytała mu w myślach, bo on sam jeszcze chwilę temu myślał o siedzeniu przy barze. – Ja sam przyszedłem tutaj się wyszaleć. Z tobą, ale wciąż wyszaleć – odparł, nie mogąc powstrzymać uśmiechu, który wciąż sam cisnął mu się na usta. Nie mógł też patrzeć na Venus, która przecież była prześliczna. W tym wszystkim nawet nie zauważył, że jego włosy zmieniły kolor na jaskrawy zielony.
- Też skusiłam się na te nowe shoty.. Ale działanie mojego widocznie nie jest tak spektakularne. – rzekła rozbawiona, kiedy przeciskali się w stronę baru, a mówiąc to znacząco spojrzała na jego włosy, które wyglądały teraz jak dorodna marchewka. Może i zdecydowanie nie doradziłaby Hunterowi takiego wizerunku, ale musiała w duchu przyznać, że z takimi włosami całkiem było mu do twarzy. Chociaż sam twierdził inaczej. Mimo wszystko, najbardziej lubiła go w tym codziennym, (nie)zwykłym wydaniu. Udało im się przebić do baru i zająć miejsca na stołkach, co Venus skwitowała szybkim gestem zwycięstwa. Przybliżyła się nieco do Huntera, by dobrze ją słyszał przy tej głośnej muzyce. - Chyba chciałeś powiedzieć: z Tobą, więc zdecydowanie wyszaleć. – poprawiła go, błyskając nieco łobuzerskim uśmiechem. Ortega nie była dziką imprezowiczką i stuprocentową lwicą salonową, jednakże bawić się umiała doskonale. Kochała muzykę, taniec, a przede wszystkim kontakt z ludźmi. Upicie się i przewalanie z kąta w kąt nie było zupełnie w jej stylu; należała do tych osób, które znały umiar i swoje możliwości, a alkohol traktowały jedynie jako dodatek do zabawy, a nie jej fundament. Owym fundamentem dla Hiszpanki byli właśnie ludzie, z którymi spędzała czas. Uwielbiała rozmawiać na wszelkie tematy, od tych zupełnie błahych i wręcz absurdalnych, aż po egzystencjalne i poważne. Chętnie żartowała i zawsze dbała, by bliska osoba czuła się równie swobodnie i dobrze, co ona. A będąc tutaj z Hunterem, wiedziała, że czeka ich naprawdę miły, rozrywkowy wieczór. Po tym dziwnym shocie czuła nawet, że to może być jeden z najlepszych w ich wspólnej historii. Nie umiała tego sobie nawet jakoś racjonalnie wytłumaczyć, skąd ta pewność, ale czy to było teraz istotne? Spojrzała na Huntera, którego włosy obecnie raziły jaskrawą zielenią. - Ciekawe, ile ten czar będzie Cię trzymał. – zastanowiła się na głos, po kilku sekundach przenosząc spojrzenie swoich niebieskich w tym świetle oczu na oczy towarzysza. –Okej, na co masz ochotę? Miała na myśli picie. Chyba. Przeniosła wzrok na ofertę przy barze, szukając dla siebie czegoś odpowiedniego. Zdecydowała się na drinka, który zapowiadał się bardzo smacznie. Zwróciła się do barmana, uśmiechając się do niego uroczo. - Unilamia Euforia brzmi kusząco, poproszę. Obserwowała barmana, kiedy przygotowywał jej zamówienie. Zawsze podziwiała tę barmańską zwinność i sprawność, zastanawiając się, czy dałaby radę równie efektownie wykonywać taką pracę. Wszystko pewnie leżało w gestii ćwiczeń i praktyki. Kto wie, może kiedyś zrobi sobie jakiś kurs? Mężczyzna postawił przed nią gotowy trunek, a Ortega w podziękowaniu skinęła głową. Wzrokiem powróciła ponownie na twarz Huntera. Jakoś automatycznie na jej oblicze wskoczył promienny uśmiech. - Jak spędziłeś wakacje? Tęskniłeś?– spytała, nie mogąc powstrzymać rozbawionej nutki w głosie.
– Może jeszcze nie zadziałał. Uważaj, bo zaraz mogą wyrosnąć ci uszy jak u skrzata domowego i długi nos – stwierdził, idealnie ukrywając rozbawienie, które było silniejsze od niego. Z początku udawało mu się zachować obojętny i w miarę poważny wyraz twarzy, ale po chwili wyszczerzył się w wesołym uśmiechu. – Nawet z uszami skrzata i długim nosem wyglądałabyś ślicznie, choć nie potrafię sobie tego wyobrazić – stwierdził, patrząc na przyjaciółkę. Z jednej strony takie prawienie komplementów mogło wydawać się trochę dziwaczne, ale dla niego było zupełnie normalne. Może dlatego, że był człowiekiem tak otwartym i nigdy nie panował nas słowami, które niekiedy wypływały z jego ust jak potężny potok? Wzruszył ramionami. Musiał przyznać jej rację. Chciał się z nią wyszaleć. Taka była prawda... – Przejrzałaś mnie, Ortega – rozłożył bezradnie ręce, wzdychając przy tym teatralnie. On sam też znał umiar i zwykle po prostu nie lubił wypić za dużo. Lubił mieć świadomość tego, co robi, mówi i jak się zachowuje. Nienawidził tego dziwnego braku kontroli nad wszystkimi swoimi zachowaniami podczas stanu przesadnego upojenia alkoholowego. Dlatego i dziś nie chciał przesadzać. Nie przyszedł tutaj, żeby się schlać, ale żeby pobyć trochę z Venus; potańczyć, posłuchać głośnej muzyki. W końcu uparcie sądził, że do dobrej zabawy potrzebne było jeszcze lepsze towarzystwo, nie alkohol czy inne używki. To jednak nie było jednoznaczne z jego całkowitą abstynencją. Bez przesady... – Nie mam zielonego pojęcia – powiedział, uśmiechając się szeroko. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że jego słowa były całkiem adekwatne do koloru jego włosów. – Zielonego, ogarniasz? – zapytał dokładnego w tej samej chwili, gdy jego włosy stały się niemal krwistoczerwone. – Szlag by trafił tego drinka – mruknął, robiąc przy tym smutną minę i zerkając w stronę barmana, któremu Venus po chwili posłała jeden z tych swoich cudownych i niezwykle uroczych uśmiechów. – Hmm, dla mnie Prawdzik. Brzmi całkiem interesująco. – Wzruszył lekko ramionami, oblizując wolno dolną wargę. Znowu popatrzył Venus prosto w oczy. Pewnie zauważyła te wesołe iskierki, które tańczyły w jego czarnych w tym świetle tęczówkach. Czuł ekscytację na samą myśl o tym, że nie spędza tego wieczoru na czytaniu książek lub – nie daj Merlinie! – nauce. Z początku sam zamierzał patrzeć na barmana, gdy ten przygotowywał im dwa takie same drinki, ale nie mógł oderwać wzroku od dziewczyny. Dopiero gdy barman podał im ich zamówienia, Hunter uśmiechnął się i odwrócił wzrok praktycznie kilka sekund przed tym, jak V. ponownie na niego spojrzała. – Co to za pytanie? Oczywiście, że tęskniłem. I... Przez chwilę byłem w Walii, później wróciłem do Londynu. Czytałem, pracowałem, wpadłem w rutynę. Cholera, nawet nie wiesz, jak żałuję, że nie byłem w Grecji – odpowiedział, zerkając w jej stronę i wypijając kieliszek z Prawdzikiem na raz. Pierwszą jego myślą było to, że to najzwyczajniejsza wódka, ale z drugiej strony smak trunku był znacznie przyjemniejszy. – Jesteś piękna, mówiłem już to? Naprawdę cudowna. Cieszę się, że cię poznałem, Venus – odpowiedział szczerze i lekko zmarszczył brwi. W tym drinku musiało być choć trochę veritaserum. Musiało.
Śmiała się raz po raz, nie spuszczając wzroku z przyjaciela, który to właśnie tak skutecznie ją rozbawiał. Naprawdę, uwielbiała jego towarzystwo. A komplementy z jego ust nie były dla niej niczym dziwnym, jakkolwiek nieskromnie to teraz zabrzmiało; chodziło o to, że ten rodzaj bezpośredniości w komentowaniu wyglądu, zachowania, czy cech charakteru i pozbawione wazeliny, szczere schlebianie drugiej osobie było w przypadku tej dwójki całkowicie naturalne, swobodne. Pozbawione jakiegokolwiek skrępowania, czy też zmieszanych odczuć. Jawnym przecież było i powszechnie wiadomym, że uważali siebie nawzajem za atrakcyjnych, lubili się bardzo i coś ich nawet do siebie troszkę ciągnęło, czego wyraz dawali czasami spontanicznymi czułościami, których jednak nigdy nie analizowali i nie roztrząsali w jakikolwiek sposób. W tej relacji wszystko działo się na gorąco, tu i teraz i nieistotne były późniejsze konsekwencje, co Ortedze bardzo odpowiadało. Uważała, że więź między nią a Hunterem jest wyjątkowa i nie potrzebowała tego w jakikolwiek sposób klasyfikować, przyklejać łatki. Jak mniemała, on też takiej potrzeby nie miał. Słowem – wszyscy zadowoleni! - Czyli byłabym pięknym skrzatem? Wiesz, nikt chyba nigdy nie powiedział mi tak wspaniałego komplementu. Dzięki, Hun – rzekła, udając, że ociera łezkę wzruszenia, po czym szturchnęła go delikatnie w bok, tak zaczepnie, po przyjacielsku. Jeśli pierwsza impreza w nowym roku szkolnym stanowiłaby jego zwiastun, z pewnością nie mieliby się o co martwić, bo czekałoby ich mnóstwo radości i zwyczajnego luzu w byciu sobą, wnosząc po tym, jak ten wieczór dobrze się dla nich toczył. A to był przecież dopiero początek. - Nooo, teraz wyglądasz jak prawdziwy Gryfon!– krwista czerwień włosów Huntera niemal odbijała się w niebieskich oczach Ortegi, kiedy z mieszaniną zaintrygowania i rozbawienia patrzyła na nie, autentycznie będąc pod wrażeniem działania shota. Autor wykazał się zdecydowanie pomysłowością, tworząc tę mieszankę. I nie lada profesjonalizmem, skoro efekt utrzymywał się tak długo. Chapeau bas! Milcząco słuchała, jak Hunter składa zamówienie, mając okazję trochę wnikliwiej pooglądać sobie jego twarz. Dołeczki w policzkach, które powiększały się z każdym jego uśmiechem; przypominające w tym klubowym świetle dwa czarne onyksy tęczówki, iskrzące się w naturalnie piękny sposób; malutki pieprzyk na nosie, którego wychwycenie wymagało nieco wprawy i wiedzy, że tam też właśnie się znajduje.. Z typową dla siebie ciekawością, Venus obserwowała, jak układa usta, kiedy mówi, w jaki sposób gestykuluje, jak moduluje głos. W jej naturę wpisane było zainteresowanie człowiekiem i każdym aspektem dotyczącym jego ciała i umysłu, ale prawdą było również to, że z większą uwagą przyglądała się osobom, które jej się podobały. Była estetką, kochała piękno w każdej postaci. A Hunter był piękny, co obiektywnie musiała przyznać. W sumie śmieszne, że oboje obserwowali siebie z taką intensywnością ukradkiem, gdy drugie nie było tego świadome. Gdy Hunter otrzymał drinka, Venus uniosła swojego i zderzyła oba szkła w niemym toaście. Upiła łyk Euforii, z zadowoleniem odkrywając, że smakuje tak, jak nazwa zapowiada. Oblizała usta, uśmiechając się do towarzysza z błogością w oczach. - Też żałuję, że Ciebie tam nie było. Grecja robi wrażenie, ale nie wnikajmy. Ja byłam głównie u siebie, w Oviedo, ale zwiedziłam też Hawanę z mamą i ojczymem. W sumie to bardziej sama – i chciała powiedzieć coś jeszcze, kiedy to nagle Hunter, ni z gruszki, ni z pietruszki, postanowił wyrzucić z siebie wyznanie. Sam wydawał się być zaskoczony słowami, jakie wyszły z jego ust, co strasznie ją rozbawiło. Venus przygryzła wargę, ale znaczący uśmiech przebijał na wierzch. Dała sobie kilka sekund na opanowanie. - Mmm, tak, chyba Ci się już zdarzyło, ale nigdy tak.. – zamrugała niespiesznie, a jej uśmiech przerodził się w jakiś taki.. onieśmielony? Kto by pomyślał! – Jesteś kochany. Bardzo. Odgarnęła włosy, patrząc przez chwilę gdzieś w okolice jego dłoni. Było jej tak bardzo błogo, a teraz jeszcze nadzwyczaj miło, że sama nie wiedziała, jak ma się zachować. Spojrzała ponownie w czarne oczy, dotykając lekko swoją dłonią jego własnej. - To ja się cieszę, Hunter.. naprawdę. Moja twarz wygląda chyba teraz jak Twoje włosy – zaśmiała się, po czym subtelnie pogłaskała niespiesznie opuszkiem kciuka wierzch jego dłoni, długą chwilę później chwytając szklankę z drinkiem. – Postaram się nie wykorzystywać zbytnio faktu, że twój Prawdzik najwyraźniej skłania Cię do dzielenia się prawdą. Podkreślam, postaram się. Puściła do niego oko, pociągając słuszny łyk swojej Euforii. Cholera, to będzie naprawdę ciekawy wieczór.
Gdyby szczęście było wydzielane to z pewnością Lanceley wykorzystałaby swój limit na najbliższy rok. Nie dość, że egzaminy na teleportację i prawo jazdy poszły jej naprawdę świetnie, to jeszcze udało się szybko znaleźć pracę, która nie kolidowała ze studiami i była naprawdę blisko. Nic więc dziwnego, że miała wyśmienity humor i uśmiech nie schodził jej z twarzy. Był młody wieczór, słońce dopiero co zniknęło za horyzontem, zabierając ze sobą zabarwione na odcienie różu i pomarańczy chmury. Granatowe niebo przypominało granatowy, aksamitny materiał obszyty tysiącem małych kryształków, będących w rzeczywistości gwiazdami. Mimo trwającej od kilkunastu dni wiosny i towarzyszącej jej zmianom otoczenia, które przywdziewało zielone szaty, wiatr dobiegający z północy był naprawdę chłodny i niewiele było trzeba, aby się rozchorować. W miasteczku panował spokój, a rozpoczynający się wieczór nie zapowiadał niczego niezwykłego dla przeciętnego jego mieszkańca. Studentka przyszła do pracy przed wyznaczoną przez szefa godziną, aby przygotować się do otwarcia i prowadzenia baru. Cóż, nie była to może praca idealnie pasująca do charakternej ślizgonki, ale nie miała zamiaru wybrzydzać tylko przyjąć ją jako kolejne wyzwanie na drodze do dorosłości. Stała przed lustrem na zapleczu, obserwując swoje odbicie. Drobna buzia o porcelanowej karnacji upiększona była delikatnym makijażem, rude włosy w nieładzie opadały na szyję i ramiona, leniwie ciągnąć się w dół, a na ustach tkwiła czerwona szminka. Kochała czerwień. Była równie elegancka i klasyczna co czerń, pasowała zawsze do kobiet. Westchnęła cicho i przejechała opuszkami po włosach, następnie kiwając głową do swojego odbicia i odsuwając się, aby ostatecznie przejść za bar znajdujący się w głównej sali. Niemal natychmiast po zamknięciu się za nią drzwi omiotła sale spojrzeniem orzechowych oczu, mimowolnie oceniając liczbę gości. Cóż, pierwszy wieczór na całe szczęście nie zapowiadał się tak tłoczno. Chwyciła za leżącą na barku szmatkę, po czym zaczęła przecierać szynk i upewniać się, że nie brakuje słomek czy popielniczek w miejscach łatwo dostępnych dla klientów. Klub był nowoczesny, prowadzony z pasją i zaangażowaniem. Magiczne wnętrze zachęcało aparycją, niezależnie od pory dnia i nocy. Dominujące tu kolory trafiały w gusta rudej, chociaż samo wykonanie mebli i dekoracji pozostawiało wiele do życzenia. Preferowała elegancję, klasykę. Nuciła coś pod nosem, ignorując dobiegającą z głośników muzykę, której fanką zdecydowanie nie była i nie będzie, bo bardziej przypominała irytujące bębnienie jak dzieło wirtuoza. Każdy jej kolejny krok uprzedzony był charakterystycznym stukaniem wysokich obcasów o szklane płytki podłogowe. Przez swoją drobną posturę i niski wzrost nie mogła odpuścić sobie szpilek, które ratowały ją za szynkiem - bez nich ciężko byłoby dziewczynie cokolwiek zrobić, a przecież jej głównym zajęciem było przygotowywanie drinków. Jak sięgnęłaby do tych wszystkich butelek, które stały wyżej? Niby można magią, ale Ness zdecydowanie unikała angażowania zaklęć w codziennie życie. Westchnęła cicho, stając i opierając dłonie na biodrach, wcześniej wsuwając biały ręczniczek za kieszeń jeansowych szortów, które miała na sobie. Wróciła za bar i skorzystała z ostatnich chwil przed napływem gości, robiąc sobie kawę. Gorący i pyszny napój, którego aromatyczna woń tak mocno uderzała w nozdrza miał być ratunkiem na nadchodzący wieczór.
Dzisiejszy dzień był dla niego mało udany, miał wrażenie, że ktoś postanowił rzucać mu kamieniami pod nogi. Potrzebował odskoczni i rozluźnienia, naprawdę się cieszył, że nie musi dzisiaj pracować. Nie, żeby nie lubił swojej pracy, wręcz przeciwnie, sprawiała mu ona naprawdę sporą przyjemność, szczególnie, że miał kontakt z ludźmi. Jednak dzisiaj miał ochotę naprawdę się odprężyć, wyłączyć i dobrze bawić. No i być może kogoś poderwać. Luke wszedł do klubu, rozejrzał się po parkiecie w poszukiwaniu jakieś interesującej dziewczyny, ale wychwycił odpowiednią dopiero patrząc w kierunku baru. Zobaczył Nesse i uśmiechnął się. Urocza kuzynka Fire, była naprawdę atrakcyjna i miała równie ciekawy charakter. Od razu podszedł do baru i uśmiechnął się uroczo do dziewczyny. - Hej mała - przywitał się z nią i wypił drinka, który dostał jako pierwszy darmowy. Od razu poczuł przypływ dobrej energii i humor bardzo mu się poprawił. Zdecydowanie był w nastroju na imprezowanie, co nie znaczy, że zamierzał opuścić dziewczynę. W końcu każdy miał swoją definicje dobrej zabawy, prawda? - Niezły ten drink, ale podaj jeszcze ognistą, skarbie - uśmiechnął się do dziewczyny i omiótł ją wzrokiem niezbyt subtelnie. Sam pracował jako barman w klubie, więc można by pomyśleć, że niekoniecznie pchał się w takie miejsca w czasie wolnym. Faktycznie, na ogół nawet jak wychodził się napić czy odprężyć to wybierał spokojniejsze miejsca. Dzisiaj jakoś go natchnęło na klub, właściwie chyba nigdy tutaj nie był. Teraz jak zobaczył kto tu pracuje, była spora szansa, że będzie wpadał znacznie częściej. Nessa zawsze jego słowa przyjmowała z politowaniem i rozbawieniem, ale nie agresją. Na ogół. W sumie, te skierowane do niej nawet zawsze. Trochę ostrzejsza się robiła, kiedy widziała, że Luke zaczepia jej kuzynkę. Rozejrzał się po sali, jeszcze było dosyć wcześnie, nie było tu takich tłumów, ale Luke domyślał się, że za godzinę, dwie, będzie sporo się działo.
Robił się coraz większy zgiełk, zaczęły pojawiać się pierwsze zamówienia na kolorowe drinki i drobne przekąski, stąd też nie miała specjalnie czasu w pełni nacieszyć się aromatyczną kawą. Muzyka brzmiała wesoło, zachęcając ludzi do ruszenia w stronę parkietu, a odziane na biało kelnerki biegały między lożami i stolikami z wypełnionymi tackami. Mimo zmuszania się do słodkiego uśmiechu podczas proponowania klientom rozmaitych trunków zwyczajnie jej nie wychodziło, tym samym została przy byciu naturalną, obojętną na cały świat Nessą. Najlepszą wersją samej siebie. Z gracją modelki poruszała się na wysokich szpilkach za barowym szynkiem, sięgając odpowiednie butelki czy pobierając opłaty za złożone zamówienia. Oczywiście pojawiały się również drinki na koszt firmy, opłacone dla podrywu cosmopolitany i całe góry słonych orzeszków. Lanceley westchnęła cicho, stając w końcu i pozwalając sobie na chwilę wytchnienia. Ileż to dziś razy musiała ugryźć się w język, gdy jakiś obleśny czarodziej spojrzał jej w biust, a nie na twarz? Prawdziwa próba cierpliwości. Najchętniej wylałaby im te alkoholowe paskudztwa na głowę. Z myślą tą westchnęła po raz kolejny, sięgając po filiżankę nieco chłodnej już kawy, której gorzki smak wywołał nieprzyjemny dreszcz na skórze. Obrzydliwe, ale działało. Podniosła wzrok znad naczynka, dostrzegając znajomą twarz, która wywołała u niej mimowolnie przewrócenie oczyma. Jeszcze jego tu brakowało i tych jego zagrań w stylu włoskiego Casanovy. Dziewczyna prychnęła pod nosem, dostrzegając zmierzającego w jej stronę znajomego i oparła się rękoma o blat baru, zatrzymując na nim spojrzenie. Na jego przywitanie uniosła nieco brew, posyłając mu zadziorny i złośliwy jednocześnie uśmieszek. - Williams, mówiłam Ci już chyba? Małe to może być co najwyżej Twoje przyrodzenie, a ja jak już jestem niska. - zaczęła posyłając mu dłuższe spojrzenie, sugerujące iż nazywanie ją per "mała" wcale nie przypadło jej do gustu. Kolejne prychnięcie niczym u niezadowolonego kota wymknęło się jej spomiędzy warg gdy zabrała się za przygotowywanie jego drinka. Mimo drobnych dłoni szło jej to naprawdę sprawnie. Korzystając z jego zaabsorbowania trunkiem i poruszającymi się po sali klientkami oraz pracownicami, oddaliła się, przygotowując w między czasie kilka kolejnych zamówień. Nie trwało to jednak długo, bowiem Ness uwijała się niczym urocza mróweczka, wracając ostatecznie do swojej kawy.- A co, bez ognistej nie wyruszysz na swoje samcze łowy, złotko? Rzuciła zaczepnie przez ramię, bowiem zdążyła się odwrócić w poszukiwaniu szklanki i odpowiedniej butelki. Na cholerę serwowali tu tyle drinków? Omiotła wzrokiem półkę i wyciągnęła rękę ku górze, tylko dzięki szpilkom sięgając odpowiedni napój. Obróciła się znów przodem do krukona, podsuwając mu szklankę przed nos i napełniając ją alkoholem. Podniosła na niego wzrok, przekręcając głowę nieco na bok i ignorując opadające na twarz kosmyki płomiennych włosów. - Obawiam się, że Blaith raczej tu nie zajrzy, przykro mi Williams - nie będziesz mógł czarować jej swymi kocimi ruchami.
Luke spodziewał się, że zdenerwuje dziewczynę i popłynie zaraz sporo złośliwych uwag z jej ust. Nie był więc zaskoczony, kiedy jego przewidywania się spełniły i dziewczyna od razu zareagowała na określenie mała. On w sumie nazywał tak nawet te wysokie dziewcyzny, ale fakt, przy takich jak Nessa miało to szczególny wydźwięk. Uwielbiał takie niskie dziewczyny, zawsze wydawały mu się wyjątkowo urocze i miał ochotę je czochrać po włosach i tulić. Tak daleko jednak z Nessą się nie posuwał, pozostało mu jeszcze trochę instynktu samozachowawczego. No dobra, to były marne resztki, ale jednak były. Nie chciał w końcu skończyć w Mungu. Chyba, że wypadek byłby z rąk Fire... to zmieniało postać rzeczy. - Oj mała, mała - powtórzył niezrażony. - To prowokacja? Przyznaj po prostu, że chciałabyś to sprawdzić... - puścił dziewczynie oko. Spojrzał na nią, oczekując fali oburzenia. Mimo wszystko nie mógł się powstrzymać przed tą uwagą. Obserwował Nesse uważnie, w poszukiwaniu innych określeń związanych z jej wzrostem. W końcu czemu nie miałby jej trochę podenerwować. Nie ma co marnować takiej okazji. - Laleczko - zaczął powoli, bo to było pierwsze co było do głowy i wydało mu się jak najbardziej trafne. Malutka, śliczna i urocza - laleczka wpisywała się w to idealnie. - Nie potrzebuje ani kropli alkoholu, zapewniam, wystarczy mój urok osobisty, ale napić się mam akurat wyjątkowo ochotę. Poza tym z twoich rąk przygarnę nawet drinki bezalkoholowe. O ile niczego mi tam nie dosypiesz, żeby mnie otumanić i wykorzystać. Wole być świadomy. W sumie wolałby, żeby Fire tu się nie zjawiała. Obawiał się, że nie byłaby za szczęśliwa słuchając jego rozmowy z Nessą, a i tak już nie darzyła go zbyt wielką sympatią, co Luke zamierzał zmienić. Stopniowo. - Szkoda, ale przynajmniej wyjdę stąd bez połamanych kończyn. Zawsze są jakieś plusy...
Tylko szaleniec używał określeń zdrabniających do osób wzrostu hobbita, szczególnie gdy ten miał temperament rodem z popularnej krainy Mordoru, która była głównym siedliskiem zła w jednej z fantastycznych, mugolskich książek. Nessa właśnie takim złym, paskudnym stworzeniem była - zwłaszcza na pierwszy rzut oka, bo troszkę zalet jednak zyskiwała przy bliższym poznaniu. Smutna prawda jednak była taka, że niewiele osób tolerowało jej bezpośrednio sposób bycia, chociaż jej samej nigdy to nie obchodziło. Dziewczę cofnęło rękę z trzymaną w niej butelkę whiskey. Westchnęła z tym swoim jadowitym uśmieszkiem, robiąc pół kroku w tył. - Gdybym chciała sprawdzić, co masz w spodniach Williams to porostu bym Cię zabrała na zaplecze. Tak się składa, że zawsze dostaje to czego chcę, więc wybacz złotko jeśli Cię rozczarowałam, ale zawartość Twoich bokserek nie jest moim największym marzeniem.- rzuciła w jego stronę, wrzucając niewinnie ramionami i lustrując go od góry do tyłu. Każdy kto ją znał wiedział, że wcale nie rzuca słów na wiatr. Może dlatego była tak nieznośnym i niepożądanym towarzystwem? Na całe szczęście była wybredną kobietą i naprawdę rzadko miała ochotę przejmowanie inicjatywy względem jakiegoś mężczyzny. Obróciła się tyłem, odkładając butelkę i odchodząc na kilka chwil, aby przygotować zamówienie złożone przez stojącego niedaleko klienta, któremu widoczne siedząca w loży brunetka wpadła w oko, bowiem zażyczył sobie dla niej kolorowego drinka. Ruda jak świeżynkę radziła sobie w pracy całkiem nieźle, co znacznie wpływało na jej samopoczucie. Dodatkowo zajmujący się muzyką pracownik zrezygnował z typowo klubowej, elektrycznej muzyki i zaczął puszczać coś, co faktycznie miało słowa i nie wywoływało bólu głowy. W końcu wróciła do końcówki swojej kawy i Luke'a. Zimny napój nie był taki smaczny i wywołał mały grymas na drobnej twarzy ślizgonki. Niemniej jednak podniosła spojrzenie na chłopaka. - I znów muszę złamać Ci serce, chociaż te pewne siebie i samcze zagrania może i jakąś młodą gryfonkę kupiły. Uwierz mi kruczku, nie potrzebowałabym dosypywania Ci czegokolwiek gdybym czegoś od Ciebie chciała.- westchnęła podpierając głowę na ręku, którą wcześniej oparła na blacie. Puściła mu oczko i rozbawiony uśmieszek, mając widocznie niezły ubaw z tych figlarnych potyczek słownych. Ruda wolną dłonią odgarnęła włosy na plecy, nie spuszczając z niego wzroku. Przenikliwie spojrzenie wydawało się całkiem nachalne, zupełnie jakby oczekiwała od niego jakieś konkretnej reakcji. - Naprawdę Cię wzięło na moją kuzyneczkę, co?