Studio ma długą listę oczekiwania, ponieważ jest profesjonalne... Jednak za dodatkową opłatą (20G) przyjmą Cię od ręki. Tatuaże tu zrobione są oczywiście magiczne.
Ceny tatuażu: - Tatuaż zwykły 25 G - Tatuaż zmieniający kolor (trzy kolory) 40 G - Tatuaż poruszający się w miejscu (jak zdjęcie) 50 G - Tatuaż poruszający się po całym ciele 70 G - Tatuaż zmieniający kolor w zależności od nastroju 100 G Jeśli chcesz np. tatuaż zmieniający kolor i poruszający się w miejscu płacisz 90 G, czyli sumujesz odpowiednie kwoty.
Ostatnio zmieniony przez Tori Lacroix dnia Sob 23 Lip - 19:24, w całości zmieniany 1 raz
- Ano mam - stwierdziła tylko, zapijaczonym tonem, kiedy Trevor wspomniał o jej ojcu, który to wypożyczał miotły na prawo i lewo. Faktycznie, zapomniała o tym na chwilę a teraz, gdy Trevor coś wspomniał na ten temat, musiała przyznać, że to dodatkowo przemawiało za pomysłem stworzenia takiego, a nie innego tatuażu na jej ciele. No to postanowione, już dokładnie wiedziała, że żaden inny wzór tatuażu w ogóle nie wchodził w rachubę. Będzie ten, albo żaden inny. Potem ochoczo, choć bardzo chwiejnie, usiadła na wskazanym przez tatuatora krześle. Uśmiechała się głupkowato pod nosem, nie do końca pewna dlaczego w zasadzie to robi. Przestać jednak nie mogła i nie zamierzała. Miała wyśmienity humor. Wzrok ją oszukiwał, zakrzywiając w nieodpowiedni sposób wszystkie przedmioty w pomieszczeniu. Nawet Trevor wydawał jej się jakiś taki o wiele bardziej przystojny niż zazwyczaj. Imogen zmarszczyła brwi, przekrzywiła głowę, przyglądając się chłopakowi z uwagą, która w tym momencie zakrawała wręcz o absurdalnie beznadziejną. - A ty - znów czknęła przez co tatuator zaklął siarczyście. Imogen spojrzała na swoje przedramię, jakby chcąc się upewnić, że tatuaż nie został przez to uszkodzony. Niestety wzrok dalej ją mamił - A chuj tam. Ale ty - znów spojrzała na Trevora, szczerząc przy tym zęby - W tym świetle to ty nawet pszystojny esteś - skomplementowała w końcu Krukona tak, jak zamierzała to zrobić. Poza tym próbowała grzecznie siedzieć na fotelu i nie kręcić się w każdą stronę. Nie było to łatwym zadaniem, bo przecież miała owsiki w dupie i powoli chciało jej się siku. Wypiła tyle piwa i innych alkoholi, że jej pęcherz coraz bardziej o sobie przypominał. - Noooo… w sumie to mogę. Ale chce mieć go na sobie a nie na takiej "jakby" sobie? A może nie na sobie? - sama powoli przestawała ogarniać tę dziwaczną logikę. Zaczęła w łowie kontemplować nad tym, czy teraz robiła tatuaż samej sobie, czy może tej metamorfomagicznej wersji? I jak to w zasadzie będzie wyglądać jak nagle coś się zmieni w jej ciele. Tyle pytań, tak mało odpowiedzi... Na szczęście za chwilę tatuażysta obwieścił, że już koniec i pozostało mu tylko rzucić zaklęcie "uruchamiające" tatuaż. To oderwało myśli Imogen od dziwnej zależności pomiędzy metamorfomagią a jej własnym ciałem. Skupiła się na swoim przedramieniu i... chwilę później kot zaczął biegać po nim, wokół miotły. Imogen wyszczerzyła się jak małe dziecko. - Patrz jak zapierdala! - ucieszyła się i praktycznie podsunęła swoje przedramię Trevorowi pod sam nos. Coby na pewno zobaczył i nie ominął go! Przecież to oczywiste. - No, to teraz Twoja kolej! - wstała z fotela i zachwiała się na tyle, że gdyby nie Krukon, to pewnie upadłaby epicko na ziemię. Na szczęście okazał się jej rycerzem w niebieskiej zbroi, dzięki któremu nie rozbiła sobie nosa. - Ups? Ben będzie zazdrosny - wymownie poruszyła kilka razy brwiami, jakby właśnie powiedziała najśmieszniejszy żart świata.
Trevor Collins
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Gdyby nie krzesło to świat chwiałby się w posadach. Skoro potrafił rozmawiać - mimo napotykanych trudności językowych - to znaczy, że nie był aż tak pijany. Reagował znacznie wolniej, przyswajanie otrzymywanych informacji przychodziło z trudem i łatwo się dekoncentrował, czy to czknięciem różdżki tatuażysty czy to wiatrem uderzającym w szyby. Gdyby mógł to by tu zasnął ale Imogen nawijała. Była skuteczniejsza w utrzymywaniu jego oczu w stanie otwarcia niż chociażby zapałki. - No przecie wiadomo. - prychnął ale wypiął dumnie pierś bo łechtała mu ego. - Szemu nie masz chłopaka? - zapytał jakże błyskotliwie, zapominając na głos przedstawić całego wstępu związanego z jego niestabilnymi myślami - była wygadana, bystra, ładna, uzdolniona a tu ni widu ni słychu aby ktoś ją poderwał i oczarował. Zanim zainteresował się Benjaminem to jego uwaga przez jakiś czas utrzymywała się wokół osoby Imogen. Niestety ale nie dawał rady tak intensywnie myśleć kiedy głowa była przyćmiona stężeniem alkoholu. - Przecież mówisz, że nie robisz metatychcholernych sztuczek na sobie. To będzie to zawsze na tobie? - pytał ale nie był pewien czy czeka na odpowiedź. Chyba oko mu opadło i kimnął się na minutę bo dopiero szurnięcie krzesła tatuażysty poderwało go do ocknięcia się. Głos dziewczyny wydawał się brzmieć niczym dzwon przy jego uchu. - Te, jakby ktoś mu w dupę wcisnął Depulso. - zarechotał, chwytając jej nadgarstek i oglądając sobie uciekający malunek, który w dodatku potrafił skakać po miotle. Wyglądało to całkiem fajnie... o ile to kot! Nad ranem upewnią się czy to przypadkiem nie jakaś czyrakowa wiedźma. Dostał kością obojczykową Imogen prosto w kant żuchwy kiedy postanowiła się na niego przewrócić. Zarechotał orientując się, że przez chwilę twarz ma na jej dekolcie. Byłby idiotą gdyby kłamał, że mu to nie odpowiadało. - No weź mi cyckami nie atakuj no. Ja chyba zajęty jestem. Nie wiem. - podniósł się kiedy okazało się, że to on teraz ma się wyłożyć. Ba, zdjął z siebie kurtkę, bluzę (tu mu trochę głowa utknęła) i nawet koszulkę a wszystko po to, aby pokazać, że tatuaż chce mieć na lewej łopatce. Położył się na brzuchu, rozpłaszczając policzek na zwiniętej w kulkę koszulce. - No gadaj do mnie bo zasnę. - nie zrobiło na nim wrażenia ukłucie czaru, nawet nie drgnął.
Leżała na leżance, skupiając się na rozmowie na tyle, na ile pozwalał jej na to wciąż mocno pijany umysł. Alkohol buszował sobie w najlepsze w jej wnętrzu, a Imogen próbowała go zwalczyć. Podobnież nie można było być pod wpływem podczas dziarania, jednak tutaj, zarówno tatuator jak i Imogen, nie przejmowali się tym faktem w ogóle. Te jakże ciekawe przemyślenia w jej głowie zostały przerwane przez jakże ambitne pytanie Trevora o to, dlaczego Imogen jest sama. Przekrzywiła głowę, zastanawiając się nad odpowiedzią na to pytanie, której nie potrafiła odnaleźć. -A na chuj mi on? - znów czknęła, nie kontrolując tego odruchu, który to tak często pojawiał się u niej po pijaku. - Przeciesz to tylko kłopot, ssam tak mówisz - Trevor wcale nie mówił, że posiadanie chłopaka to kłopot, ale Imogen nie widziała powodu, dla którego nie mogłaby o tym wspomnieć w tej rozmowie. Sama nie szukała na siłę miłości, zadowolona na ogół z tego, co przynosiło jej życie. I bez faceta u boku, wiele się u niej działo i nic nie wskazywało na to, aby dziewczyna zamierzała zwolnić tempo. Kiedy Imogen w końcu wstała z zajmowanego przez nią dotychczas miejsca na kozetce, miała wrażenie, że świat nie kręcił się już aż tak, jak do tej pory. Skonsternowana tym faktem, rozkminiała, czemuż to i dopiero po dłuższej chwili dotarło do niej, że jest to wynikiem nie dostarczania odpowiedniej ilości alkoholu do swojego organizmu w odpowiedniej jednostce czasu. Niemniej, zatoczyła się na Trevora, a ten dzielnie jej pomógł utrzymać pion, choć i przy okazji wyciągnął z tego, co się dało, czyli bezgraniczny i bezpłatny dostęp do jej cycków. Gdyby Imogen była trzeźwa, może nawet i by pomyślała nad tym, aby sprawić mu w jakikolwiek sposób większą przyjemność, jednak teraz no cóż... niekoniecznie miała takie myśli w głowie. W ogóle niewiele ich miała, bo jej zapijaczony mózg powoli odłączał się od tego miejsca, czasu i przestrzeni. - Uuuuu, wilkołacza klata! - zawyła Imogen radośnie, szczerząc przy tym zęby. I tak, bezczelnie zlustrowała każdy centymetr jego klatki piersiowej i nie, nie zamierzała z tego powodu żałować swojego zachowania czy cokolwiek takiego. Zaraz to jednak Trevor jebnął się na leżankę, a Imogen klapnęła na zajmowane wcześniej przez niego krzesło. - Co? Gdzie? - poderwała nagle na niego wzrok, bo nie wiedziała o czym mówił, a sama powoli zaczęła odpływać na drzemkę. Potrząsnęła głową, próbując się w ten sposób bardziej obudzić, strzeliła karkiem w prawo i w lewo, czemu towarzyszyło nieprzyjemne kliknięcie. - A, gadaj, dobra. To może powiedz mi, czemu Ben? - zapytała o pierwsza, co przyszło jej do głowy. Wyciągnęła przed siebie swoje długie nogi i zaplotła je na wysokości kostek. Ziewnęła potężnie, choć uparcie pilnowała, żeby nie zasnąć. Może jej się to uda...
Trevor Collins
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Nie potrafił sobie przypomnieć aby kiedykolwiek miał uznać, że posiadanie kogoś jako pary jest kłopotem. Wręcz przeciwnie, bycie samemu przez te dziesięć miesięcy było wkurwiające. Długi czas nie mógł się odnaleźć jako singiel. Musiał na nowo wdrożyć się w cały proces flirtowania - co chyba mu nieźle wychodziło - i wszystko szlag trafił gdy jego szybko bijące serce, bez konsultacji z toporną głową, postanowiło poczuć coś do Benjamina. Człowiek, który miał zerowe doświadczenie romantyczne z chłopakami, postanowił ot tak uznać, że tego konkretnego chce. Mózg mu od tego parował, nie wiedział jak ma się w tym odnaleźć, wiele razy był przekonany, że Benjamin pośle go do diabła a tu proszę... są umówieni na wspólny biwak, przez cały weekend. - Bzdura. Bycie samemu jest chujowe, o. - oznajmił w przebłysku elokwencji. - Dobrze wiesz, że mam rację bo masz podobnie jak ja. - nie miał prawa tego mówić lecz w obecnym stanie upojenia był przekonany, że wszyscy mogą myśleć w ten sam sposób co on. Przecież widział, że Imogen była gorącokrwista, zupełnie jak on. Takie osoby potrzebują atencji drugiej, tej kochanej. Nie miał pojęcia dlaczego ta rozmowa przybrała taki obrót lecz skoro byli w stanie ją prowadzić to znaczy, że nocny spacer i sporadycznie pojawiający się ból (przynajmniej u niego, bardziej odpornego na kłucia i do tego znieczulonego alkoholem) tatuowania nieco ich otrzeźwiało. Nie pamiętał dlaczego oburzył się wobec kontaktu z jej dekoltem. Przecież nie miał nic przeciwko temu aby upadała na niego częściej w taki sposób. Potrzebował dłuższej chwili aby przypomnieć sobie, że opieranie się o cudze cycki nie jest raczej mile widziane przez kogoś, kogo chciałby nazywać swoim chłopakiem, a jeszcze nie może bo... sam nie wie dlaczego. Musi go o to zapytać! Jeśli nie zapomni. - Hehehe... - roześmiał się gdy podziwiała jego klatę, która nie była klatką piersiową godną mieszkańca siłowni a jedynie człowieka, który ma dużo ruchu w ciągu dnia. - A jaka włochata jest w pełnię. AUA. - warknął bo gdy tatuażysta usłyszał jego słowa i dodał dwa do dwóch to tak jakby nagle stracił zapał i po prostu wbił igłę pod złym kątem, pobudzając upojony układ nerwowy Collinsa. - Masz jakiś problem, co? - posłał ostre spojrzenie do faceta, gotów tu skakać i się stawiać gdyby okazało się, że istotnie jest problem. Sposób w jaki popatrzył na tatuażystę był przeszywający. Nie miał pojęcia co się działo w głowie tego człowieka. Musiał rozważyć czy szybciej się pozbędzie ich wykonując drugi tatuaż czy wyrzucić ich już teraz, z różdżkami, gdzie oboje mogą się stawiać i krzyczeć za niesprawiedliwe traktowanie. Tak czy siak, wybrał chyba pierwszą opcję. Profilaktycznie Trevor nie planował zasypiać, gotów pilnować mimiki tatuażysty bo jeśli spartaczy robotę to zrobi tu awanturę. - Bo jest taki niepozorny. Cholernie bystry i cierpliwy bo czasami ja nie ogarniam prostej w jego oczach rzeczy i musi mi wyjaśniać coś sto razy. I kłócimy się dużo. Znaczy teraz mniej ale ogólnie dużo. On swoje, ja swoje. I on chyba dalej mnie chce skoro nie kazał mi spierdalać. - to była bardzo okrojona i niestabilna wersja w odpowiedzi "dlaczego Ben?". Musiałby poświęcić godzinę aby szczegółowo opowiedzieć co go ciągnie do Benjamina. Ciekawsza byłaby odpowiedź co Bena ciągnie do niego, bo tego to już nie wiedział. - A jak bosko całuje... - roześmiał się przez co tatuażysta musiał na moment przerwać swoją pracę i poczekać aż jego klient przestanie się trząść jak galareta. - To znajdziemy ci kogoś, Im. Co powiesz naaa... eee... mojego brachola, Tristana? Co prawda wozi swoją dupę po świecie ale to wiesz, można go to szybciej zwabić. Gęba może niezbyt wyjściowa jak się upali jakimś cholerstwem ale ogólnie ma gadane, głupi nie jest, nie boi się jakoś dużo, jaja żelazne, serce tam gdzie powinno być, gra tam na gitarze... i lubi piwo. - gdy tak reklamował starszego brata to podejrzewał, że ostatnie zdanie mogło być bardziej zachęcające dla miłośniczki alkoholi.
Imogen naprawdę nie potrzebowała w tym momencie swojego życia nikogo do szczęścia. Dobrze radziła sobie sama ze sobą i ze swoimi emocjami. Całkiem nieźle szło jej to wszystko i cieszyła się wręcz, że nie ma w jej życiu kogoś, kto mógłby próbować zabraniać jej robić to czy tamto, bądź w jakikolwiek sposób chciałby ją kontrolować. Ceniła sobie swoją niezależność, a miała wrażenie, że posiadanie partnera wiązało się tylko z ograniczeniami. W takim wypadku, po co jej to? - Nie jest. Jestem sama i nie narzekam - wzruszyła lekko ramionami na swoje słowa. Zawzięcie wpatrywała się w swój nowy tatuaż, bo też kot cały czas się poruszał na jej przedramieniu, tańczył w jakiś fascynujący sposó na tej nieszczęsnej miotle. Nie raz i nie dwa Imogen miała wrażenie, że za chwilę usłyszy jego głośne miauknięcie. Może właśnie dlatego nieco olała słowa Trevora dotyczące tego, jakoby Imogen marzyła o facecie i tym, aby z nim cały czas spędzać czas. Tak się skupiła na swoim tatuażu, że na dłuższą chwilę zapominała o tym, że teraz czas Krukona na to, aby dał sobie nieodwracalnie naznaczyć swoją skórę. Imogen parsknęła głośno śmiechem, kiedy Trevor zapłakał gdy tatuażysta wbił mu po raz pierwszy igłę w skórę. - Już już, bo go jeszcze ugryziesz - uspokoiła chłopaka, dalej szczerząc zęby w jego stronę i bezczelnie nabijając się z potencjalnej możliwości dokonania tego przez Krukona. Jakoś nie sądziła, że Trevor faktycznie mógłby kogokolwiek ugryźć, szczególnie kiedy nie było pełni, jednak nic nie stało na przeszkodzie, aby zaczęła się z niego tak bezpośrednio nabijać. Nie, nie miała litości i pod tym względem nic w ich życiu nie miało się zmienić. Imogen dalej zamierzała być bezczelna i nabijać się z ludzi, kiedy tylko miała ku temu okazję. Zasłuchała się w odpowiedzi Trevora na temat tego, czemu to Ben jest tak wspaniały i musiała przyznać sama przed sobą, że naprawdę to brzmiało całkiem fajnie. Imogen mimo wszystko nie wyobrażała sobie siebie w związku, co nie oznaczało, że nie mogła czerpać radości z faktu, że ktoś inny był z drugim człowiekiem naprawdę szczęśliwy. - A gdzie całuje? - znów wyszczerzyła się w jego stronę, chętna, aby dowiedzieć się więcej, o ile tylko Trevor był na tyle pijany, aby faktycznie coś więcej jej powiedzieć. Zaraz to jęknęła i ukryła twarz w dłoniach, kiedy Collins postanowił za wszelką cenę kogoś jej znaleźć i, musiała przyznać, była zaskoczona tym, że postawił na swojego własnego brata! Słuchała więc "z uwagą" pochwał w jego kierunku, kiwając przy tym głową i patrząc już normalnie na chłopaka. Założyła nogę na nogę, odrzuciła włosy na plecy, przy czym się zachwiała, ponieważ koordynacja dalej nie byłą jej mocną stroną po takiej ilości alkoholu, jaką dzisiaj wypiła. - Lubi piwo? - uniosła jedną brew ku górze i z uznaniem pokiwała głową. A potem klasnęła nagle w dłonie, na co tatuażysta zaklął paskudnie pod nosem i wbił igłę mocniej Trevorowi w plecy. - Ups? - rzuciła zaraz Imogen, bo przecież standardowe "przepraszam", nie było w cenie. Odchrząknęła, próbując udawać, że nic kompletnie się nie stało. - W takim razie umawiaj mnie z nim na randkę! - zażądała, bo w sumie co jej szkodzi. W takim stanie upojenia alkoholowego umówiłaby się nawet z Irytkiem, a z tego co mówił Trevor, Tristian chyba wyglądał lepiej od niego. No i lubił piwo...
Trevor Collins
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Wykrzywił usta w nieprzyjemnym dla oka grymasie nie tylko wobec zachowania tatuażysty ale też nabijania się Imogen. Przyjaźnił się z Holly, która dosyć mocno zakodowała mu w głowie nienawiść do rasizmu i planował tępić każdy taki przejaw, jakby chociażby mocniejsze wbicie igły w ciało podczas tatuowania. Nie chciał tego jednak komentować na głos tylko zapragnął aby jednak upić się nieco bardziej aby takie rzeczy nie robiły na nim wrażenia. Leżał sobie a dziewczyna chichrała się w głos. Przekierowywał temat na wspaniały pomysł zeswatania jej z własnym rodzonym bratem, który może i był niekiedy pomylony ale ewidentnie przydałaby mu się porządna i silna dziewczyna. Może Imogen byłaby w stanie wywlec Tristana z tego przygnębienia, uciekania w świat, używki i alkohol... choć to ostatnie mogłoby zostać skoro mogłoby to ich połączyć. Przez te wizje ich razem zapomniał opowiedzieć gdzie Benjamin lubił całować i rozczarowałaby się gorzko, gdyby powiedział, że pocałunki są grzeczne, niezbyt zbereźne lecz bardzo pociągające. Na chwilę rozmarzył się nad tymi obrazami i dopiero głos dziewczyny wyrwał go z fantazji tego gdzie można się jeszcze całować. - No pewnie, że lubi ale niesłodkie tylko takie wiesz, konkret. Tyle po świecie jeździ więc jak go znam, przywiezie ze sobą trochę alko z różnych krajów. Napiszę mu, że ma randkę to przyleci szybciej. - zarechotał a śmiech przeszedł w syk, gdy tatuażysta wbił mocniej igłę. Westchnął i dalej leżał, nie mając pojęcia o upływie czasu. - We, tam w wizzbooku masz jego facjatę. Popatrz sobie ale nie na Timothy'ego bo to menda i szuja tylko na Tristana. - wskazał jej ręką jego kurtkę w której oczywiście, że był zwinięty i wizbook i wizzenger, z którymi nie lubił się rozstawać na dłużej niż to konieczne. Podniósł głowę i zobaczył, że tatuażysta kończył już swoją pracę bo nie kuł skóry a zaczarowywał obrazek. - Aahaha, ej, wiesz, że Trist też ma w cholerę tatuaży? - dalej polecał szczerze swojego brachola, gotów oznajmić mu, że zaplanował mu randkę w ciemno. To go po prostu bawiło! Podniósł się, gdy praca była skończona. Tatuaż od razu przebiegł po plecach, a gdy Trevor wyciągnął rękę przed siebie, to wskoczył na ramię, powędrował na przedramię i szczerzył kły. - Te, fajne to jest tylko szkoda, że takie niegroźne. - teraz nabrał ochoty aby rysunek miał więcej pazura lecz było już za późno. Sięgnął po swoją koszulę aby ją założyć. - Jest jeszcze ten gin czy wszystko wypiłaś? Bo trzeźwieję i mi się to nie podoba. - oznajmił gorzko, gotów upić parę łyków z gwintu i udać się na obiecane tańce na stole.
Dla Imogen sprawa mocniejszego wbicia igły nie miała nic wspólnego z jakąkolwiek formą rasizmu. Obiektywnie patrząc, to zarówno ona jak i Trevor byli po prostu beznadziejnymi klientami i prawdopodobnie tatuator robił, co tylko mógł, aby te tatuaże jakkolwiek wyglądały, ale skoro cały czas się kręcili i narzekali, to zadanie miał arcytrudne. Dlatego od razu uspokoiła Trevora, bo co innego im pozostawało w tej sytuacji? Musieli odcierpieć swoje i tyle. Zaraz to jednak Trevor przeszedł do dalszego zachwalania swojego brata, a im więcej mówił, tym bardziej Imogen uważała, że on po prostu jest dla niej stworzony! Nigdy nie sądziła, że to akurat Collins będzie swatem dla niej, prędzej podejrzewałaby, że sytuacja będzie wyglądać zgoła odwrotnie. A tu proszę, los jak zwykle dał jej pstryczka w nos i pokazał, że tak często się myli w wielu różnych kwestiach. - Jak go będziesz tak zachwalał, to może niedługo będę musiała do Ciebie wołać szwagier - oznajmiła, szczerząc przy tych słowach zęby w stronę Trevora. Niechętnie sięgnęła do torby, w której miała wizbooka i zaczęła grzebać w poszukiwaniu wspomnianego Collinsa. Wolną dłoń wykorzystała do tego, aby butelkę z ginem ponownie przystawić do ust i pociągnąć z niej zdrowego grzdyla. Szukała, szukała, aż w końcu znalazła. - Uuuu! - wyrwało się z jej ust głośny jęk wyrażający miłe zaskoczenie. - Nie mówiłeś, że tak wygląda! - oznajmiła, zaraz to scrolując dalej, byle tylko znaleźć więcej zdjęć chłopaka. Trzeba było mu przyznać, że prezentował się naprawdę dobrze! Zaśmiała się głośno sama do swoich myśli, ponieważ coś jej mówiło, że pomiędzy jej nogami mógłby wyglądać jeszcze lepiej, niż na tych zdjęciach! - To kiedy mnie z nim umawiasz? - zapytała jeszcze, niechętnie podnosząc wzrok znad zdjęć starszego Collinsa, na tego, który to właśnie wyglądał, jakby był wyrzuty i wypluty na brzeg przez ogromną kałamarnicę mieszkającą w wodach jeziora w Hogwarcie. Skrzywiła się nieco, wzrok jej się zamazał. W końcu wstała ze swojego miejsca, kiedy tatuaż Trevora był zakończony. Pociągnęła jeszcze jeden solidny łyk ginu i podała resztę Krukonowi. Całkiem sporo go zostało, więc miała nadzieję, że chłopak nie będzie narzekał. - To ile płacimy? - zapytała tatuatora. Zachwiała się porządnie na nogach i gdyby nie pobliska komoda, to pewnie by padła jak długa. Jakimś cudem wysupłała pieniądze z kieszeni, od razu płacąc za tatuaż swój i chłopka, choć nie była pewna, czy zapłaciła sto czy może tysiąc galeonów. Ale kto by się tam pieniędzmi przejmował? - To co, idziemy na tańce! -[/b] zarządziła, szczerząc kły w jego stronę i... to tyle, co zapamiętała z tego wieczoru. Później była już tylko ciemność, a kiedy pytała o to Trevora, on sam nie miał pojęcia, jakim cudem znaleźli się u Benjamina, z tatuażami na ciele, ubrani jak na jakieś dziwne imprezy, zniszczeni przez życie i alkohol...