Studio ma długą listę oczekiwania, ponieważ jest profesjonalne... Jednak za dodatkową opłatą (20G) przyjmą Cię od ręki. Tatuaże tu zrobione są oczywiście magiczne.
Ceny tatuażu: - Tatuaż zwykły 25 G - Tatuaż zmieniający kolor (trzy kolory) 40 G - Tatuaż poruszający się w miejscu (jak zdjęcie) 50 G - Tatuaż poruszający się po całym ciele 70 G - Tatuaż zmieniający kolor w zależności od nastroju 100 G Jeśli chcesz np. tatuaż zmieniający kolor i poruszający się w miejscu płacisz 90 G, czyli sumujesz odpowiednie kwoty.
Ostatnio zmieniony przez Tori Lacroix dnia Sob Lip 23 2016, 19:24, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Lara Burke
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Kolczyk w nosie, oraz obok dolnej wargi, bardzo jasne włosy często ma przy sobie swojego nieśmiałka. Powoli wraca na właściwe tory
Naprawdę nie zamierzała w żaden sposób obrazić chłopaka. A jeśli to zrobiła to przez kompletną nieświadomość. Poczuła się bardzo głupio, kiedy stało się jasnym dla niej, jak bardzo ten temat był dla niego ważnym. Nie mogła podejrzewać co nim kierowało o dlaczego zachowywał się w taki sposób. To znaczy, może i mogła, ale jakoś zupełnie o tym w tym momencie nie pomyślała. - Jeremy, przepraszam. Naprawdę nie chciałam cię urazić - powiedziała po chwili znacznie spokojniejszym tonem. Chciała go przytulić czy coś, ale nie mogła tego zrobić, bo przecież aktualnie tatuator wyżywał się na jej ręce. Musiała być grzeczna więc pozwoliła sobie na posłanie mu naprawdę przepraszającego uśmiechu. Teraz jednak obserwowała swoje oraz jego odbicie w lustrze, kiedy stanął tak blisko niej. Zamiast na swoim nowym tatuażu wolała jednak skupić się na tym, jak ładnie ich sylwetki wyglądały obok siebie. - Nie przyspieszaj. Wolę żeby zagoiło się naturalnie - powiedziała w końcu, dalej uśmiechając się delikatnie w jego kierunku. Naprawdę podobało jej się to, co widziała. Dziwny dreszcz przeszedł po jej ciele, zaczynając się od miejsca, gdzie dotknął jej tułowia a kończył się gdzieś nie wiadomo gdzie. Spojrzała jeszcze raz na swój tatuaż, rozważając to, co powiedział. - Nie chciała bym, żeby błąkał się wszędzie. Wolę, żeby został w okolicach ramienia - wyjaśniła po chwili swój ogólny zamysł. Teraz należało tylko dokonać odpowiedniej płatności i mogli wychodzić. - Jak na pierwszy raz w zupełności wystarczy - stwierdziła po chwili. Była dzielna i to wystarczyło. Odwróciła się przodem do niego i wspięła na palce, by złożyć na jego policzku delikatny pocałunek. - Dziękuję za pomoc - powiedziała, kiedy odsunęła się już na bardziej odpowiednią odległość.
Jeremy Dunbar
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 179
C. szczególne : Ruchome tatuaże na prawym ramieniu, wyszczerz na gębie, kocia sierść na ubraniu, zapach gumy balonowej.
Nie potrafił się długo gniewać ani boczyć. W pewnym sensie jego humor zepsuł się, ale bardziej mogło mu zaszkodzić wielokrotne przepraszanie przez Larę. Gdy ponownie okazała skruchę jedynie pocałował jej policzek, a wierzył, że wtedy dziewczyna zrozumie, że nie ma jej nic za złe. Ot, drażliwy temat a oni się przecież dopiero wzajemnie poznawali. Musieli popełniać błędy aby potem wiedzieć czego unikać a z czym zachowywać delikatność. Uszanował jej postanowienie o pozostawienie zaognionej skóry w takim stanie. Nie narzucał się jej ze swoimi umiejętnościami a poza tym udowodniła mu już nieraz, że jest bardziej wytrzymała od lekkich i porcelanowych dziewcząt. Spoglądał w odbiciu na lśniący świeżością tatuaż. - Tatuażyści mają na to jakiś czar, więc nie będzie pewnie ci przeszkadzać. Nie to co moje. Te to zobacz, nawet teraz pchają się do palców. - pokazał jej kilka symboli "spadających" po jego prawym przedramieniu jakby nie potrafiły utrzymać się na właściwej pozycji. Uśmiech na jego ustach poszerzył się kiedy dostał buziaka. - Okay, to na następnego muszę się postarać bardziej? Chodź, omówimy tę kwestię już na obiedzie, bo umieram z głodu. Jak zawsze. - jego humor od razu uległ poprawie. Sięgnął po ich kurtki kiedy Lara płaciła za usługę, a gdy oboje wyszli na zewnątrz to nie mógł się oprzeć, aby nie objąć jej na moment ramieniem. Nie byli parą, ale ciągnęło go do niej i nie potrafił trzymać rąk przy sobie. Najważniejsze, że jej to szczególnie nie przeszkadzało, a to już połowa sukcesu.
| zt x2
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
- Wiesz, że jesteś głupim kutasem? - spytał Tadka, zerkając na niego spod byka. - I najgorsze jest to, że nie potrafię być na ciebie zły, bo w kurwę się cieszę, że w końcu odżyłeś, poświęciłeś się pasji i jakoś idziesz do przodu - poklepał go po ramieniu (czy Puchon w ogóle to poczuł na swoich jeszcze bardziej imponujących bicepsach?). - Ale przysięgam, że jak mi nie załatwisz biletu na mecz w ciągu miesiąca to ta różdżka - wyciągnął swój magiczny patyk (heh) - odjebie ci jesień średniowiecza - pokiwał głową na znak, że ani trochę nie żartuje. Brak Thaddeusa nie był łatwy. Pomimo obecności Freli czy innych znajomych, nikt nie potrafił zastąpić mu prawdziwego kumpla, z którym mógł się schlać, ponarzekać czy po prostu pomilczeć. Potrzebował go. Tak jak każdy miotłozjeb potrzebował miotły, tak on czuł się lepiej przy Puchonie i miał wrażenie, że z nim u boku, jest w stanie poradzić sobie ze wszystkim. - To ten amerykański luz czy moje zajebiste dziarki zainspirowały cię do zrobienia tatuażu? - uniósł brwi, zaciągając się papierosem przed budynkiem. - Freja powiedziała, że jak znowu sobie wytatuuję jakieś gówno to odbije mi na policzku permanentny znak uznania, ale tym razem mam fantastyczny pomysł! Myślałem o lwie, ale nie wiem czy na ręce czy na żebrach - oznajmił, święcie przekonany, że to faktycznie świetna myśl. - Zanim mi powiesz, że to kompletna tandeta - od razu zastrzegł, kiwając Tadkowi palcem przed nosem - to no, chcę mieć na sobie symbol odwagi. Albo jakąś runę na palcu, wciąż się waham którą. TYLE POMYSŁÓW, A TAK MAŁO MIEJSCA - rozłożył bezradnie ramiona. Thad wyjechał na kilka miesięcy, ale to Aslanowi wystarczyło, aby wypełnić swoje ciało kolejnymi tatuażami, skrywanymi pod ciemnobrązową kurtką. - Czasem mam wrażenie, że to się nigdy nie skończy - mruknął pod nosem rozgoryczony. Zaczął ozdabiać skórę malunkami w ramach buntu wobec rodziców. I im dłużej o tym myślał, tym częściej dochodził do wniosku, iż nie nadejdzie dzień, w którym im się przeciwstawi w inny sposób niż dekorowanie samego siebie.
— Wiem, że jestem twoją zapasową narzeczoną — parsknął śmiechem na oczywiście retoryczne pytanie Coltona, za nic mając groźne lwie spojrzenie, a tym bardziej ścinające go z nóg ciosy jego potężnych łap. Może nie było widać (oczywiście, że było, ale Thaddeus zgrywał twardego Puchona), ale naprawdę doceniał słowa Aslana - co odbiło się w szczerych, zielonych tęczówkach... kiedy zmusił kumpla do opuszczenia różdżki. — Dobra, dobra, chwytam — odparł polubownie, w rewanżu również klepiąc w kościsty bark przyjaciela. Z wyczuciem - żeby go nie wypierdolić na chodnik. — Załatwię Ci miejsce w loży VIP. Tobie i Freli, pasuje? — Oczywiście, że nie zapominał o drugiej połówce Coltona, dzięki której ten domorosły niby-lew naprawdę stał się lwem. Z drobnych, dziecięcych i szczeniackich buntów potrafił przejść do decydowania o sobie - co Thaddeus wspierał całym swoim wielkim sobą. Wiedział, że on też miał w tym swój wkład - ale zdawał sobie sprawę, że to jednak odpowiednia kobieta w większości stała za sukcesem faceta. Jak to w ogóle w dobranych związkach po prostu bywało - a znał mało bardziej dobranych par niż Kołtun i Frela. — Zdecydowanie twoje dziarki — przyznał, próbując się nie śmiać. Aslan w pewnych... częściach, wyglądał jak chuda pisanka. — Jestem zdecydowany, żeby nigdy nie wyglądać tak zajebiście jak Ty — wyszczerzył się do kumpla niedorzecznie z miną 'absolutnie-cię-nie-obrażam'. — Freja to jednak mądra kobieta jest... — mruknął, ale nie przerywał dalszych wywodów przyjaciela, przysłuchując mu się uważnie. No z kim jak z kim, ale tylko z Krukonem mógł się wybrać do tatuatora - i naprawdę poważnie podchodził do symboliki (mimo całego swojego dystansu do wróżbiarstwa, numerologii czy innych zabawnych dziedzin magii). Bo tu chodziło jednak o znaczenie, osobisty talizman na skórze. W jakiś kawałek drewna z runą nie wierzył, ale kiedy taka runa była na skórze? Od razu wydawała się bardziej autentyczna. — Wcześniej bym Ci lwa odradził, ale teraz chyba do tego dojrzałeś — stwierdził, całkiem szczerze, zarzucając potężne ramię na kark Coltona i po przyjacielsku czochrając mu starannie ułożoną czuprynę. — Nie pierdol tylko. Jak twoim rodzicom spadną klapki z oczu to zobaczą, że nie tylko szanowany z Ciebie uzdrowiciel, ale i kobietę masz rozsądną. Czego tu się wstydzić, czego się wypierać? — Uśmiechnął się do przyjaciela pokrzepiająco. — Kurwa, nawet ja się Tobą chwalę! Moja prywatna pielęgniarka! — mrugnął do niego zaczepnie. — Czasy się zmieniają — dodał jeszcze poważniej, gdy w końcu przekroczyli próg studia tatuażu. Thad przywitał się z ekipą w środku, pchając Coltona do poczekalni, gdy kazali im moment poczekać. Sam zapadł się w duży, skórzany fotel. Wyjął z kieszeni spodni zwitek pergaminu, podając go Aslanowi. — Zerknij, to mój projekt — wyjaśnił. — Żona kumpla z Fitchburga jest tatuatorką, naszkicowała mi dziarę na pożegnanie... Wytrzymuję pęknięte żebra i przyjęcie tłuczka na mordę, to to też chyba wytrzymam, co? — zażartował, zakładając jedną nogę na kolano.
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
- Ano, najlepszą jaką mogłem sobie wymarzyć, ale na nasz ślub nie licz, pierścionek zarezerwowany jest dla Freli – wyszczerzył się radośnie, nie mogąc się zbyt długo gniewać na przyjaciela. Zresztą, czekał ich przemiły wieczór w studiu tatuażu, nie chciał go psuć jakimiś niedorzecznymi dąsami. Tadek wracał do Hogwartu – i do niego – jak bumerang, a Aslan był ostatnią osobą, która by go powstrzymywała przed wyjazdami i spełnianiem swoich marzeń. Musiał jednak odegrać teatrzyk pt. obraza majestatu. Pokiwał głową podekscytowany. – Na pewno będzie zachwycona, że zabieram ją na mecz – parsknął; jego dziewczyna miała tyle wspólnego z Quidditchem co on z zielarstwem – jedynie świadomość, że istnieje. – Musisz nas nauczyć wszystkich okrzyków, bo mocno wypadłem z obiegu i już się nie orientuję jak się trzeba na trybunach wydzierać – odkąd skupił się na uzdrawianiu i oddalił od rodziny, sport pozostał jedynie dawną pasją, którą odkurzał podczas drużynowych treningów i szkolnej ligi. Dopiero kiedy Thad zaczął międzynarodową karierę, niemalże czuł się w obowiązku na nowo nadążać za wynikami w tabeli. Ukłonił się nisko, ściągając z głowy niewidzialny kapelusz. – Ja to jednak jestem – westchnął teatralnie. Po chwili zmarszczył brwi, przyjmując obrażony wyraz twarzy – oczywiście udawany. – Nie ma takiego zaklęcia ani tatuażu, który sprawi, że będziesz taki zajebisty jak ja – odgryzł się, wystawiając język i pogrywając z Puchonem. Jakże tęsknił za tymi przekomarzankami i ironizowaniem. Przy żadnym kumplu nie czuł się tak swobodnie jak przy Thaddeusu. Dopalił spokojnie papierosa, wpatrując się w olbrzyma roziskrzonym wzrokiem. Zawsze mógł liczyć na to, że przywoła go do porządku i postawi na odpowiednim torze, przypomni drogę, jaką przeszedł, aby dotrzeć do tego miejsca. Ugiął się pod ciężarem przyjaciela i schylił głowę, żeby uniemożliwić mu rozwichrzenie włosów – bezskutecznie. – Uważaj, bo cię przypalę – zareagował szybko, upewniając się, że nie odbił na tadkowej skórze żadnego śladu. – To nawet nie są klapki, a złote sandały przytwierdzone trwałym przylepcem – wrócił do tematu, nie wierząc w słowa Puchona. Nie istniały żadne sposoby, aby udowodnić im swoją wartość – tylko realizowanie ich planu mogło sprawić, że zyskałby święty spokój. – Ale warto mieć wyjebane, skoro taka gwiazda Quidditcha określa mnie jako swoją prywatną pigułę – zaśmiał się, wchodząc do znanego sobie pomieszczenia. Pomachał wesoło pracownikom i kiwnął uprzejmie w stronę oczekujących (większość z nich znał), szybko jednak zwracając się w kierunku Tadziny. Usadowił się tuż obok i wziął do ręki pergamin, dokładnie lustrując szkic tatuażu. Oczy mu latały od kartki do potężnych rąk chłopaka, jakby próbował przekalkować projekt na jego przedramię. – Jest DO JE BA NY – zachwycił się po chwili, nie trzymając go już dłużej w niepewności. – Zajebiście to będzie wyglądało, gdy sroki będą fruwały po tych kurwitnych bicepsach – poruszał brwiami, pyrgając go w owe mięśnie. – Ja szkicu nie mam, zazwyczaj Roger improwizuje, mówię mu tylko jaki mam pomysł i pozwalam działać – oparł głowę o zagłówek i wyciągnął nogi przed siebie. – Co w sumie chyba widać – zaśmiał się, podwijając rękawy kurtki i ukazując malowidła kompletnie ze sobą niepowiązane, tak bardzo od siebie różne.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Naniesienie tatuażu Po wakacjach w Arabii, koszt: 120g
Krnąbrność ludzkiego losu od zawsze zdawała się być widoczna w jego życiu. Nim się obejrzał, a wreszcie zawitał z powrotem w domu, gdzie nic się nie działo - gdzie nikt, zresztą, nie miał zamiaru go skrzywdzić. Ani Maximiliana. Po wakacjach w Arabii zdołał nabawić się awersji do słowa "próba", które to za każdym razem brzmiało nieprawidłowo i przypominało o wydarzeniach zarówno z wyprawy na pustynię z Derwiszami, jak i spotkania Wielkiej Wezyrki. Próba. Czynność, która ma na celu sprawdzić, czy się do czegoś nadaje - szkoda tylko, że tak ogromnym kosztem. Kto normalny w imię próby rzuca Sectumsemprą na lewo i prawo bądź powoduje ślepotę? Coś mu tutaj ewidentnie nie pasowało, a do tego, jak na złość, prawie pod koniec wakacji doszło jeszcze do włamania do pokoju, gdzie musiał sprzątać te niespecjalnie przyjemne, fioletowe plamy. Westchnąwszy ciężko, nie chciał do tego powracać - ani wspomnieniami, ani uczuciami. To nie tak, że bał się. Prędzej... nie chciał tracić poczucia bezpieczeństwa i kontroli nad własnym losem. Tak długo tego unikał, aż od marca, że miał nadzieję, iż demony przeszłości nie zbudzą się i będą spały spokojnie. Cholernie się mylił i choć miał nad nimi kontrolę, to tylko po kolejnych rozmowach uda mu się je ponownie uśpić. Tak niestety działał. Nie był na tyle stabilny w stosunku do samego siebie, choć w przypadku relacji z innymi udawało mu się zachowywać prawidłowo. Przypominając sobie rozmowę ze Solbergiem po jego powrocie z Meksyku, był w stanie umówić się na termin do tatuażysty, gdzie dał niewielki zarys projektu, który byłby w stanie go zainteresować. Umiejętności plastycznie miał niezbyt dobre, aczkolwiek to wystarczyło, by osoby zajmujące się projektami bardziej przychylnie spojrzały na jego prośbę i przygotowały idealny projekt. Dopiero wtedy, gdy spojrzał na niego dokładniej, był w stanie stwierdzić, że to jest właśnie to. Że linie, które tworzyły jedną, widoczną całość, są perfekcyjnie dociągnięte, że warto było czekać, że przede wszystkim nie napierał na szybkość, a na precyzję i doskonałe odwzorowanie tego, co siedziało mu pod kopułą czaszki od momentu, gdy kojot widniał na ciele partnera i zdawał się na niego łypać ciekawie oczami. Był lekko podekscytowany, gdy czekoladowe tęczówki pozostawały zachwycone tym, co osoby pracujące w studio zdołały przygotować. Przystosowane do wydziarania w miejscu, które sobie wybrał, a do tego poruszające się zgodnie z jego własną wolą. Nic dziwnego, że bez żadnej krzty zastanowienia usiadł na przystosowanym stanowisku, by odkryć prawidłową część ciała i pozwolić na to, by tatuażysta mógł rozpocząć swoją pracę. Czas mijał nieubłaganie, kiedy wskazówki zaczęły tracić na znaczeniu, stając się transparentnymi. Siedział, choć czasami musiał się lekko odwrócić, by dać pełną możliwość wydziarania, jako że sam tatuaż pozostawał całkiem duży. Czekał, czując specyficzne ukłucia wynikające z konieczności pozostawiania odpowiedniego tuszu pomiędzy warstwami skóry. Momentami bolało to jeszcze bardziej, aczkolwiek nie syknął ani razu. Momentami rozglądał się po otoczeniu, szukając w nim czegoś ciekawego, w czym mógłby zatracić własny umysł, aczkolwiek tylko muzyka z czarodziejskiego radia była w stanie zapewnić w pewnym stopniu jakąkolwiek rozrywkę. Ostatnie szlify były jednak wyjątkowo męczące. Były Puchon tym samym pozostawił przy rozliczeniu odpowiednią sumę galeonów, pozwalając na to, by portfel stał się szczuplejszy, a dzień zakończył z niemym zastanawianiem się, czy to, co postanowił zrobić z własnym ciałem, nie będzie miało jakiegokolwiek negatywnego wydźwięku. Parę razy zaprzeczył sobie w myślach, nie chcąc się dobijać, a zamiast tego krokami powędrował do mieszkania w Londynie - korzystając z własnego samochodu - by załatwić następnego dnia jedną z wielu kolejnych rzeczy. Był dumny z tego małego kroczku, który pozwolił mu przełamać pewną nieśmiałość, a który to pozwolił mu bardziej na zaakceptowanie tego, jak wygląda i jak się teraz zmienił. I chociaż tatuaż nie był czymś, co powodowało, że ktoś inaczej na niego patrzy, tak wiązał z nim naprawdę wiele planów, jak chociażby nieme obietnice, których jeszcze nie chciał wypowiadać na głos.
[ zt ]
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Mimo wszystko te aslanowe dąsy były w pewien sposób bardzo Thaddeusowi schlebiające - odkąd jego dziadkowie odeszli, to Colton był właściwie jedyną osobą, dla której los Szkota nie był tylko nowinką na marginesie sportowego czasopisma. — Wystarczy mi twoja uwaga na boku — parsknął, na tak jawną odmowę oficjalnego związku - nie, żeby nie było mu to na rękę. — Tylko pamiętaj, ja niosę wam obrączki! Frela nie może się zorientować, a najciemniej jest pod latarnią — zarechotał, zadowolony ze swojego niecnego planu zdrady. Oczywiście Nielsen i tak wszystko widziała i musiała przewracać oczami na te wszystkie debilizmy, którymi obrzucali się Edgcumbe z Coltonem. W istocie, zachowywali się jak bracia, chociaż z innej matki i z innego ojca. — Starczy, że będziecie wywrzaskiwali moje imię albo nazwisko, więcej nie trzeba — wyszczerzył się idiotycznie, teatralnie otrzepując niewidzialny pyłek z szerokiego ramienia; jakby rzeczywiście był już gwiazdą światowej klasy. Chociaż popularności tak czy siak nie szło mu odmówić - jednak daleko mu było do sodówki we łbie. — Oczywiście, że nie ma — potwierdził samochwalcze słowa kumpla już całkiem szczerze - z kpiarskiej pozy przechodząc do tej typowej dla siebie, jowialnej. — Jesteś jedyny w swoim rodzaju... Kołtunie. — Ponownie poczochrał jego lwią czuprynę. Cóż, nie mógł sobie tego darować - nie mogło być za słodko. Szczerze irytowała go postawa rodziców Coltona, którzy z uporem maniaka próbowali podporządkować sobie jego przyszłość według szczegółowych wytycznych. Nie rozumiał, kompletnie nie rozumiał jak można kręcić nosem na potencjalnego uzdrowiciela w rodzinie. Sam wiele razy był już przez Aslana zwyczajnie RATOWANY. A magimedycy cieszyli się jednak renomą i poważaniem - więc w czym rzecz? — Jesteś dorosłym facetem, stary — podjął jeszcze, puszczając mimo uszu pochlebstwo przyjaciela pod jego adresem. Nie uważał się za gwiazdę. — Sam o sobie decydujesz, to Ty masz być z siebie dumny. Ty i Frela - a nie wierzę, że ona nie jest — wzruszył ramionami. Jego spojrzenie na te wszystkie rozterki kumpla były dość prostolinijne - sam też pochodził z wielkiego rodu, ale z jej wydziedziczonej gałęzi. I nie narzekał, a jego dziadek był doskonałym przykładem, że idzie spokojnie i godnie żyć mając w nosie znane nazwisko - wystarczyła tylko odpowiednia osoba przy boku. Nie bez przejęcia czy uwagi obserwował jak przyjaciel przygląda się projektowi, który mu pokazał - i z rozbawieniem odnotował próby wizualizacji wzoru na swoim bicepsie. Ba! Wręcz sam podwinął nieco rękaw koszulki, żeby mu w tym pomóc, teatralnie napinając mięśnie. — Myślałem w sumie czy do tych trzech srok nie dołożyć jednej zięby... W sensie wiesz, Sroki z Montrose i Zięby z Fitchburga. I tu i tu latałem — dopowiedział swój pomysł, wyraźnie zadowolony z aprobaty przyjaciela. Bądź co bądź, to miał być jego pierwszy tatuaż - a na ból był przygotowany. — Jasne, że widać. Bardzo, kurwa, widać — przyznał z rechotem na widok tatuaży kumpla, które wszystkie były zupełnie odrębną historią. Jeśli w ogóle jakąkolwiek historią były. A nie tylko kaprysem i kawałkiem wolnego miejsca na skórze. — Hej, to co, ja pierwszy? — spytał, podnosząc wzrok na wspomnianego Rogera, który właśnie szykował jedno ze stanowisk.
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Odkąd tylko Longwei zamieszkał z Maxem, Mulan miała o wiele mniej okazji do tego, aby spędzać czas z bratem. Owszem, wcześniej też mijali się bardzo często ze względu na pracę oraz fakt, że sporą część czasu Gryfonka spędzała w Hogwarcie, ale mimo wszystko zawsze mogli liczyć na to, że w pewnym momencie i tak zobaczą się w domu, gdzie mogliby wymienić się jakimiś ostatnimi rewelacjami lub chociażby posiedzieć przy sobie we względnej ciszy, każde zajęte czymś innym. Teraz było jednak inaczej i młoda Huang musiała jakoś przywyknąć do tego stanu rzeczy. Całe szczęście wciąż jednak zdarzały się sytuacje, w których mogła liczyć na towarzystwo Weia oraz wybrać się na jakąś przygodę, która należałaby tylko do nich. Tym razem podobną przygodą okazało się odwiedzenie studia magicznego tatuażu. Już od dłuższego czasu studentka nosiła się z zamiarem wytatuowania sobie jednego wzoru i chciała, aby w takim momencie towarzyszył jej starszy brat. Chociażby jako wsparcie moralne, bo nie wymagała od niego, aby również zainwestował w jakaś dziarę. - To powiedz mi, jaki masz pomysł? - zapytała go jeszcze po raz ostatni, gdy przekroczyli już próg studia. Co prawda pewne i tak już wcześniej o tym rozmawiali, ale zawsze mogła nastąpić jakaś zmiana planów. Wolała się upewnić wcześniej czy na pewno posiada aktualne informacje.
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Prawda była taka, że zawsze miał dla niej czas. Gdyby tylko cokolwiek powiedziała, gdyby tylko wyraziła chęć spotkania, Wei był pewien, że zawsze znalazłby dla niej chwilę, choć rzeczywiście mieli teraz mniej czasu na rozmowy. Wszystko się zmieniało, w pewnym sensie komplikowało, choć opiekun smoków nie spoglądał na to w ten sposób. Cieszył się ze zmian, był cóż, szczęśliwy, a nie sądził, żeby w przypadku Mulan było inaczej. Choć brakowało mu czasem spontanicznych rozmów, czy włamywania się do domu z nowymi smoczymi gadżetami, aby ojciec nie zdołał ich zobaczyć. Z tego powodu cieszył się, że do salonu tatuażu wybierali się wspólnie. - Zostaję przy smoku, ale raczej nie na ramieniu, jak chciałem, a nieco niżej - powiedział, wyciągając przed siebie rękę, aby pokazać widniące na dłoni znamię w kształcie krzyża. - Myślisz, że jak zakryją to tatuażem i ten będzie się ruszał, to znamię będzie widoczne, gdy tylko tatuaż ucieknie w górę ramienia? Czy znamię jakoś będzie wędrować z tatuażem? - zapytał z zaciekawieniem, pokazując siostrze, jak duży chciał tatuaż. Smok miał obejmować dłoń i nieco ponad nadgarstek. Niewielki, aby nie miał problemów w pracy, tym bardziej, że ostatecznie podszedł do stażu hodowcy zwierząt, zamierzając ubiegać się o stanowisko zastępcy szefa biura, o czym wspomniał siostrze mimochodem. - Przez to musi się ruszać, aby uciekać pod rękaw koszuli i niezbyt wielki na wypadek, gdyby nie chciał się jednak przenieść - dodał, uśmiechając się lekko, spoglądając zaraz uważnie na Mulan. - A twój? Na czym stanęło? Czy może więcej niż jeden planujesz zrobić? - dopytał, wiedząc, że w jej przypadku nie byłoby to takie dziwne. Zaraz też uśmiechnął się lekko do pracującej w salonie czarownicy, prosząc o pokazanie przykładowych wzorów smoków, jakie do tej pory zrobili, aby upewnić się, że to właśnie w tym miejscu chciał zrobić tatuaż.
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Wszystko na pewno miało swoje plusy i minusy. Na pewno cieszyła się również ze zmian, które zachodziły w życiu brata, ale jednak czasami pojawiała się swego rodzaju nostalgia czy tęsknota za tym czy tamtym. W końcu nawet jeśli zdarzały im się jakieś wpadki czy nieprzyjemne sytuacje to z biegiem czasu spoglądali na nie zupełnie inaczej. Chociażby kwestia związana z tym jak Mulan zaczęła widzieć testrale. Z początku było w tym sporo paniki i miała wrażenie, że wydarzyła się ogromna tragedia, a ją samą czekają kłopoty, ale teraz to wszystko wydawało jej się zwyczajnie komiczne i zaśmiałaby się na samo wspomnienie tej akcji. Była pewna, że Wei też miał wiele podobnych sytuacji, które wspominał w ten sam sposób. Przez chwilę chciała jeszcze dopytać, co dokładnie miał na myśli odnośnie umiejscowienia tatuażu, ale brat przewidując to wyciągnął rękę i wskazał jej o co dokładnie mu chodziło. Mogła jedynie mu przytaknąć, bo rzeczywiście wydawał jej się to być sensowny pomysł chociaż różnił się od pierwotnych założeń Huanga. - Myślę, że wtedy znamię tak czy siak zostanie. W końcu tylko je przykrywasz tatuażem, a nie usuwasz w ten sposób - odpowiedziała aczkolwiek nie była ekspertką w tej dziedzinie. Według niej jednak poruszał się wyłącznie tusz czy też stworzony z niego obraz, a skóra pozostawała na swoim miejscu wraz ze wszystkimi różnymi niedoskonałościami. - Rozumiem. Nie sądzę też, abyś miał problemy z zamaskowaniem podobnego tatuażu przy pomocy transmutacji w razie potrzeby. Nie jest to jakoś skomplikowane - przyznała, bo sama regularnie od piętnastego roku życia przy każdych odwiedzinach u dziadków musiała korzystać z magii, aby nadać sobie wygląd ułożonej i grzecznej pannicy. - Cóż... - uśmiechnęła się tajemniczo, gdy tylko brat zapytał ją o własne plany. - Postawiłam na chińskiego smoka. Na plecach. Chwilowo nie planuję nic więcej, bo ten i tak będzie dosyć spory. Miała wcześniej w głowie kilka różnych wzorów, ale w końcu trafił się jeden, który ją szczególnie zauroczył i postanowiła z tego skorzystać.
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Wiedział, że siostra miała rację, ale i tak westchnął ciężko, słysząc, że znamię raczej pozostanie już na zawsze na jego dłoni. Mógłby oczywiście wybrać tatuaż, który nie będzie przemieszczał się po jego ciele, ale to brzmiało jak coś niezwykle dziwnego. Z kolei tatuaże, które zmieniały kolory, nie brzmiałby jak coś dla kogoś na jego stanowisku, a już na pewno nie na stanowisku, w jakie zaczął celować. Nie chciał także żeby tatuaż był przesadnie krzykliwy. - Tak też myślałem… Trudno. Zostaje wierzyć, że przez większość czasu będzie zasłaniał znamię, a przez resztę mogę nosić rękawiczki - odpowiedział, wzruszając nieznacznie ramionami. - A transmutacji to wolę używać jedynie w szczególnych okolicznościach. Wciąż nie jestem do końca przekonany co do moich zdolności w tej dziedzinie - dodał, nim dopytał o tatuaż siostry. Pamiętał, jakie mieli plany na samym początku i nie zdziwił się, gdy Mulan przyznała, że i jej wizja tatuażu uległa zmianie. A jednak zaraz uśmiechnął się, słysząc na jakiego smoka postawiła, wspominając cicho, że ten, którego on chciał, miał także być chińską wersją. Nie wyobrażał sobie tworzyć smoka z wielkimi skrzydłami na przedramieniu. Może kiedyś zrobi sobie na plecach, ale w tej chwili nie było powodu żeby o tym myśleć. - Chcesz żeby się ruszał, albo zmieniał kolory? Czy najzwyklejszy tatuaż? - dopytał, kiedy podchodzili do czarownicy, która poproszona o pokazanie wzorów smoków, jakie tworzyli w studio, wyciągnęła odpowiednie foldery. Longwei przyglądał im się przez chwilę, w końcu kiwając lekko głową. Podobały mu się, więc mógł na spokojnie zaryzykować i oddać swoje ramię pracującym tatuażystom. - W takim zapłacę za nasze tatuaże. Masz na pocieszenie za zawieszenie. Pewnie będzie nas czekać kolejne pocieszenie, gdy ojciec się dowie o nowych smokach w kolekcji - powiedział do Mulan, nim zaczął tłumaczyć pracownicy, jak miał wyglądać jego tatuaż. Po chwili oboje zostali zaproszeni na fotele.
______________________
I won't let it go down in flames
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Niestety, ale chociaż magia była niesamowita to wciąż miała swoje ograniczenia, które musieli zaakceptować. Niewykluczone jednak, że w jakimś momencie Wei natknie się na jakiegoś specjalistę, który zajmował się usuwaniem wszelkich znamion i blizn. W zasadzie to o ile pamiętała jakiś nawet kiedyś zatrzymał się w Dolinie Godryka więc musieli liczyć na to, że podobna okazja się powtórzy. Sama miała tyle szczęścia, że blizny, które pozostały jej po tym jak w jej pokoju wykluł się smok zostały zmyte przez cudowne źródełko w Venetii. Może powinni zatem udać się na poszukiwania czegoś podobnego? - Zawsze mogę cię podszkolić z transmutacji, gege - zaproponowała, bo wyszkolenie brata w tym jednym zaklęciu nie wydawało jej się jakoś szczególnie trudne. Zwłaszcza, że sama musiała je opanować w trybie przyspieszonym, gdy zrobiła pierwszy tatuaż. To było całkiem naturalne, że ich pomysły przechodziły pewne ewolucje, ale najważniejsze, że w końcu zdecydowali się na konkretne wzory i to w zasadzie bardzo do siebie zbliżone, co po raz kolejny świadczyło jedynie o tym jak bardzo zgrany duet tworzyli. Może nawet udałoby im się później w jakiś sposób zaczarować te tatuaże, aby w jakiś sposób na siebie reagowały? To też byłby ciekawy efekt. - Zwykły byłby po prostu nudny. Na pewno chcę, żeby się poruszał. Nie myślałam jeszcze nad kolorami, ale to można zostawić na późniejszą sesję - odpowiedziała, bo w zasadzie nie zastanawiała się nad tym aż tak szczegółowo. Wiedziała, że jej wzór był całkiem sporych rozmiarów więc zakładała nawet scenariusz, w którym wykona tego dnia jedynie sam wzór, a jego wypełnienie kolorem zostanie przesunięte na inne wizyty. W sumie możliwość posiadania samego szkicu, który wypełniałby się odpowiednimi kolorami zależnie od jej nastroju i woli też wydawało się być niezwykle kuszącą opcją. - Wei... Nie chcę cię narażać na taki koszt, serio. I tak wystarczająco dla mnie robisz - zapewniła go jeszcze, bo jednak taki tatuaż nie był czymś w stylu głupiego upominku ze sklepu, który mógł go kosztować jedynie kilka galeonów. Nie czuła się do końca swobodnie z tym, że jednak brat postanowił wydać na nią tak sporą sumę. Mimo wszystko obserwowała jeszcze jak układa się z czarownicą, która była odpowiedzialna za jego tatuaż. Sama już wcześniej ustaliła wzór z drugim tatuażystą, który czekał na nią przy leżance, na której miała się położyć jak tylko pozbędzie się górnych części garderoby, aby ten mógł swobodnie działać na jej plecach. Tak z pewnością było mu o wiele wygodniej dlatego po prostu minęła jeden z foteli i położyła się tuż obok.
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
- To podszkolenie może nie być najgorszym pomysłem, ale zobaczymy wpierw, jak będzie zachowywał się tatuaż. Może uda się w jakiś sposób zachęcać go, aby się ukrywał sam i wtedy nie będzie w ogóle problemu - odpowiedział Wei, przyjmując jednocześnie propozycję Mulan. Po zrobieniu tatuażu znajomość zaklęcia, które mogło pomóc w ukryciu go, nie brzmiało źle. Brzmiało wręcz idealnie, a sam trening zajęć z zakresu transmutacji na pewno był wskazany. Jednak póki co Longwei chciał skupić się w pełni na przekazaniu swojego pomysłu czarownicy, żeby mieć pewność, że dzieło, jakie otrzyma na swojej skórze, będzie dokładnie takie, jak chciał - niewiele ponad nadgarstek, nie dalej niż do połowy przedramienia. Jednak tłumaczenia przerwał chwilowy bunt ze strony Mulan, na którą Wei spojrzał z lekkim uśmiechem. - A niby co takiego robię? Już nawet nie mieszkamy razem, żeby można było powiedzieć, że cię rozpieszczam, a i do mieszkania nie wpadasz tak często, żebym miał pewność, że należycie się odżywiasz. Poza tym… Potraktujmy to jako przedwczesne świętowanie awansu, albo zakończonego stażu - powiadomił siostrę tonem, który nie pozostawiał złudzeń co do tego, że nie zamierzał pozwolić siostrze zapłacić za swój tatuaż. Uiścił opłatę za tatuaż Mulan - ruszający się w miejscu i zmieniający kolor w zależności od nastroju, bo jak szaleć to szaleć, oraz za swój - ruszający się po całym ciele. Zaraz po tym wrócił do tłumaczenia swojego tatuażu i tego jak chciał, żeby się poruszał, zupełnie zapominając, że nie wspomniał o jego wielkości. Usiadł wygodnie na fotelu, wcześniej zdejmując koszulę i ułożył rękę tak, jak nakazała mu czarownica. Oparł głowę o fotel i przez chwilę wpatrywał się po prostu w przestrzeń, nie skupiając się na niczym, zaciskając zęby, kiedy kobieta zaczęła tworzyć smoka. Nie spodziewał się, że naprawdę będzie czuł ból, a teraz nie było już odwrotu. - Smocze jajo każde z nas miało okazję chwilę pilnować, kolekcje figurek mamy pełną, teraz tatuaże… Co kolejne do kolekcji meimei? - spytał, przechodząc na mandaryński, nie chcąc mimo wszystko opowiadać o zabawach ze smoczymi jajami przy obcych. Spoglądał na siostrę, zastanawiając się, czy i ona czuła pewien dyskomfort związany z tworzeniem tatuażu, czy też zupełnie nie przeszkadzało jej to uczucie.
______________________
I won't let it go down in flames
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Przytaknęła głową na słowa Longweia. Cóż, w zasadzie bardziej chodziło jej o kwestię samego znamienia, ale oczywiście, że na tatuaż też mogli zastosować to zaklęcie. Na czymś w końcu trzeba będzie ćwiczyć chociaż na początku im mniejszy cel tym lepiej, bo im większa powierzchnia tym bardziej czarodziej musiał się skupić i wykazać większymi zdolnościami magicznymi. Niewykluczone też, że zaklęcie działałoby krócej, ale na razie o tym nie myślała. - Teraz masz Maxa od dokarmiania. Tylko go czasem nie przekarm - odparła, uśmiechając się na samo wspomnienie tego jak jakiś czas temu Brewer narzekał jej to jak bardzo Wei przywiązał się do ich kuchni i zaczął zachowywać się niczym typowa pani domu, która spełniała się kulinarnie. Miała tylko nadzieję, że wkrótce nie zamieni się w ich matkę czy babkę. - Musimy też ci potem urządzić właściwe świętowanie. Mam nadzieję, że jesteś tego świadomy - poinformowała go, bo nie widziała innego wyjścia. Była dumna z tego, że brat spełniał się zawodowo i piął coraz wyżej po stopniach swojej kariery. Miała nadzieję, że sama również po ukończeniu szkoły rozwinie się bardziej i zasłuży sobie na nieco lepsze miejsce w rezerwacie niż młodsza opiekunka... A może też przeniesie się do Ministerstwa? Wszystko było możliwe. Była przygotowana na pewną dawkę bólu, który być może ze względu na umiejscowienie tatuażu okazał się jednak dużo bardziej znośniejszy niż myślała. Ukłucia zdawały jej się być niemalże kojące, gdy miarowo raz za razem wbijały pod jej skórę odpowiedni tusz, mający stworzyć wymarzony wzór. - Teraz chyba tylko możemy sobie sprawić całego, prawdziwego smoka - zaśmiała się, przechodząc również na mandaryński, odwracając głowę w kierunku brata i uśmiechając się do niego. Zdawała się być całkiem rozluźniona. Gdyby tylko się spięła wszystko stałoby się jeszcze mniej przyjemne i komfortowe, a tak kolejne ukłucia gładko wchodziły w jej ciało. Zaczęła się nawet zastanawiać nad tym czy faktycznie byliby jakimś cudem w stanie załatwić sobie takiego smoka. W końcu były to całkiem poważne bestie, ale zdawało jej się, że jakiś czas temu natknęła się na artykuł o skarłowaciałych smokach, które powstały w wyniku jednej z wielu mieszanek pomiędzy różnymi rasami. Takiego mniejszego skurczysyna mogłaby nawet przygarnąć i nie zwrócić na siebie za bardzo czyjejkolwiek uwagi.
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Uśmiechnął się szeroko na słowa Mulan, mimowolnie mając czerwone uszy. Nigdy nie posądziłby samego siebie o to, że mógłby kogoś przekarmić. Zwyczajnie lubił gotować, lubił konkretne dania, a skoro Max nie odnajdywał się w kuchni, nie widział powodu, dla którego nie miał zajmować się przygotowywaniem jedzenia. Nie mówiąc o tym, że dokładnie taki był ich początkowy układ, a przynajmniej z tego, co Huang pamiętał, zaoferował się na samym początku, że będzie gotował obiady i wywiązywał się z tego, samemu będąc zadowolonym. - Myślę, że przekarmienie mu nie grozi przy jego aktywności - odpowiedział, wzruszając ramionami, aby zaraz pokręcić lekko głową. - Chyba boję się, co się kryje pod określeniem właściwe świętowanie, ale zgadzam się. Cokolwiek wymyślicie, byle mieszkanie wciąż było całe. Chyba że spróbujemy porwać Maxa i Olę nocą między smoki na wzgórza - zaproponował ciszej, żeby jednak nie niepokoić pracowników studia. Cokolwiek rodziło się w głowie Mulan jako świętowanie jego awansu, na który naprawdę liczył, wiedział, że będzie dobre i właściwie dla nich. Czy zdaniem innych będzie odpowiednie? To już zależało od tego, jak bardzo podobni byli do nich w swoim odchyleniu od normy. Nigdy nie planował być kimś więcej niż opiekunem smoków, ale widząc, jak wiele niedociągnięć było po stronie Ministerstwa, nie zamierzał dłużej być zwykłym pionkiem. Miał wiedzę, miał doświadczenie, jakie było potrzebne na wyższych stanowiskach, a także miał serce dla smoków. Uważał, że niewielu było pracowników, którzy nadawaliby się na to stanowisko lepiej od niego, a ponieważ wiedział, że wielu z nich nie zamierzało naprawdę piąć się po szczeblach kariery, nie widział powodu, dla którego miałoby mu się to nie udać. Dodatkowo udało mu się utrzymać swoje plany w tajemnicy przed rodzicami, więc nie spodziewał się żadnych problemów do czasu, aż złoży odpowiednie dokumenty u swojego szefa. - Całego smoka? Byłby problem z ukryciem nie tylko przed rodzicami - zaśmiał się, spoglądając na siostrę, nim mimowolnie sam zaczął zastanawiać się nad czymś podobnym. Owszem, śmiał się, że miał już smoka w domu, ale zdecydowanie posiadanie takiego stworzenia na własność… - Max by mnie wyrzucił z mieszkania, gdybym przyniósł do domu smoka. Myślisz, że znalazłby się gdzieś gatunek nadający do trzymania w domostwach? - dopytał, wyraźnie miotając się między pragnieniem posiadania takiego stworzenia, a konsekwencjami przyprowadzenia go do domu.
______________________
I won't let it go down in flames
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Nie było dla niej większym zaskoczeniem, że brat mógł wcześniej nie pomyśleć o tym, że nawet ktoś taki jak Brewer miał swoje pewne limity i nie mógł zjeść nieograniczonej ilości nawet najlepszej jakości potraw. Z tym niestety Longwei musiał się pogodzić czy tego chciał czy też nie. - Jasne, może i spali gdzieś te kalorie, ale jego żołądek ma ograniczoną przestrzeń - rzuciła w odpowiedzi. - Jeszcze sama nie wiem, ale pewnie coś wymyślimy z Maxem. Oczywiście możemy też pójść między smoki. Jestem pewna, że im się spodoba. Sama nie przejmowała się jakoś szczególnie tym, że tatuażyści słyszeli ich rozmowę. Nawet jeśli wymieniali między sobą znaczące spojrzenia to tego nie widziała. Zresztą była niemalże pewna, że niejedne pojeby już znalazły się w tym studiu także dwójka zapalonych miłośników smoków, o czym też świadczyły wybrane przez nich wzory, nie mogła być aż tak dziwną klientelą. Dla Gryfonki sukcesy brata były oczywistym powodem dla dumy. Miała nadzieję, że odnajdzie się na nowym stanowisku, które z pewnością będzie wymagało od niego większego zanurzenia w dziedzinę biurokracji. W końcu jako zastępca szefa nie mógł wiecznie spędzać czasu w terenie ze smokami. Miała nadzieję, że faktycznie był tego świadomy i jakoś zniesie podobny stan rzeczy. - Dobra, to możemy zawsze sobie sprawić jakiś mniejszy szkielet smoka? Na pewno są jakieś w sprzedaży - zaproponowała jeszcze skoro żywy smok nie był do końca satysfakcjonującym rozwiązaniem. - No, ale jakby się znalazł taki skarłowaciały gatunek? Wiesz, że istnieją dziesiątki różnych nieczystokrwistych mieszanek, które posiadają różne rozmiary. Tylko zapewne musielibyśmy się udać na wycieczkę zagraniczną. Szach mat jeśli ich pupil okazałby się jakimś gatunkiem, który przez Ministerstwo oficjalnie nie był uznawany za smoka wedle ich własnych wytycznych. No, ale wpierw musieliby odnaleźć takiego stworka, a to już było o wiele większym problemem.
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Wei spojrzał na siostrę, zastanawiając się mimowolnie, czy naprawdę nie przygotowywał zbyt dużej ilości jedzenia. Ostatecznie nie zamierzał zmieniać się w ich matkę, czy babkę, a inaczej gotowało się dla całej rodziny, niż dla dwójki zapracowanych osób. Postanowił mimo wszystko wziąć słowa siostry do serca i przyglądać się uważniej Maxowi, czy nie zmusza się przypadkiem do zjadania ponad swoje siły. - Jeśli wasza dwójka będzie coś wymyślać, to inni powinni się obawiać - zaśmiał się cicho, wspominając partię Therii, ale tak naprawdę nie miał nic przeciwko. Nie sądził, żeby mieli zamiar urządzać wielką imprezę dla ludzi, których nawet nie znał, więc nie sądził, aby miał czym się martwić. Był świadom zmian, jakie teraz zajdą w jego pracy, ale zdołał upewnić się, że wciąż będzie mógł pracować między smokami, choć ilość papierkowej pracy może przeważać. Chciał jednak zrobić coś nie tylko dla tych pięknych bestii, ale i dla czarodziejów. Wiedział, że mimo wszystko nie były to dziecięce zabawki, a ostatnie problemy jasno pokazały, że wielu czarodziejów dokładnie tak traktowało smoki, uznając, że mogą brać je do domu, albo wręcz poszukiwać ich w okolicznych lasach. Nie chciał również, aby ponownie ukrywano problemy z tymi gatunkami, czy żeby ignorowano temat nielegalnej hodowli, której trop znów się urwał. Było kilka tematów, których chciał przypilnować z biura, ale nie zamierzał zamykać się w nim. - Skarłowaciały gatunek? Właściwie nie jest powiedziane, że nie ma takich. Zawsze możemy wybrać się na poszukiwania. Kto wie, może wedle naszej klasyfikacji byłyby tylko jaszczurkami, a tych nie ma zakazu posiadać w domu - odpowiedział siostrze, zastanawiając się nad tym poważnie, zupełnie nie zwracając już uwagi na pracę tatuażystki. Czuł odrętwienie w całym przedramieniu, więc nie skupiał się na tym, że tatuaż zaczyna wychodzić poza zakres, jaki planował. Najwyraźniej określenie - niech owija się wokół ramienia - czarownica wzięła dosłownie, prowadząc ogon smoka powyżej jego łokcia. - Nawet jeśli nie do domu, można poszukać informacji o gatunkach z innych krajów. Nie chciałbym powtórki z jakimś Prastarym Smokiem z Ameryki Południowej tym razem - dodał, wracając do angielskiego. - Zawsze możemy zrobić sobie wtedy wycieczkę i sprawdzić to, o czym zdołalibyśmy przeczytać.
______________________
I won't let it go down in flames
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Chyba jednak był na bardzo dobrej drodze, aby zacząć sobą reprezentować dziedzictwo Huangów w postaci przygotowywania nadwyżek jedzenia. Zapewne to ona powinna mieć takie zdolności kulinarne biorąc pod uwagę, że była córką rodu, ale jak widać miała dużo lepsze rzeczy na głowie niż stanie przy garach. Zwłaszcza, że nie miała dla kogo gotować. - Przestań. Nie może być tak źle. Za kogo właściwie nas masz? - zapytała, udając oburzoną. Musiała jednak przyznać nawet przed samą sobą, że nie należeli z Brewerem do najbystrzejszych czarodziejów i często wpadali na debilne pomysły, które nie należały również do tych bezpiecznych. Dlatego może faktycznie lepiej było nie zostawiać im organizacji czegokolwiek. Chociaż na pewno dwójka zainteresowanych mogłaby się z tym sprzeczać, bo przecież kto mógł lepiej od nich znać się na dobrej zabawie? Faktem było, że na wyższym stanowisku Longwei miał większe szanse na to, aby wprowadzić faktyczne zmiany na poziomie strukturalnym, ale obawiała się dalej, że może mu jednak nieco brakować tej pracy ze smokami. W końcu jakby nie patrzeć to właśnie dla magicznych stworzeń podjęli takie, a nie inne stanowiska i z pewnością było coś depresyjnego w nagłym wzroście ilości papierkowej roboty w stosunku do tego ile działał w terenie. Nie chciała, aby stał się nagle smutnym i zasępionym urzędnikiem. - Biorąc pod uwagę jak wiele różnych podgatunków i krzyżówek smoków powstało to wielce prawdopodobne, że gdzieś znajduje się podobne stworzenie. Z pewnością ze względu na swoje rozmiary i brak czystokrwistego statusu nie mógłby on wtedy uchodzić za smoka według standardów Ministerstwa, prawda? - zagadnęła, bo chyba oboje myśleli dokładnie o tym samym. Chyba powoli w ich głowach rodził się jakiś niezwykle misterny plan odnośnie tego, co mogliby robić w okresie świątecznym, bo wtedy też zbliżał się nieco większy okres wolnego, który mogli wykorzystać na zagraniczne podróże i poszukiwanie jakiś tajemniczych jaszczurów na obcej ziemi. Brzmiało jak idealny wypoczynek. - Nie będzie tak źle. Jestem pewna, że lokalni czarodzieje powiedzieliby nam na co powinniśmy uważać i tak dalej - stwierdziła, zaciskając na chwilę mocniej powieki, gdy tylko igła trzymanego przez tatuażystę urządzenia wbiła się w miejscu, przez które przebiegał kręgosłup. - Jestem jak najbardziej za wycieczką. Musimy tylko ustalić jakieś konkretne miejsce - przyznała w końcu, zastanawiając się czy lepszym pomysłem było skierowanie się do Ameryki Południowej czy może dzikich zakątków Azji.
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Spojrzał na siostrę spojrzeniem, które mówiło więcej, niż ująłby w słowach. Właśnie przez to, że ich znał, spodziewał się po nich absolutnie wszystkiego. Właśnie to sprawiało, że z jednej strony nie mógł się doczekać czy i co wymyśli ta dwójka w przyszłości względem świętowania, jak i nie chciał tego wiedzieć. Miał świadomość, że z uwagi na swoje stanowisko, musiał w przyszłości uważać na to, co zamierzał robić, ale w tej chwili nie przejmował się tym w najmniejszym stopniu. Świadczyła o tym dalsza rozmowa rodzeństwa, kiedy zastanawiali się nad wycieczką do innych krajów w poszukiwaniu odmian smoków, jakie można było hodować w domach. Wiedział, że ten pomysł nie będzie dawał mu spokoju, więc spodziewał się, że w wolnej chwili uda się chociażby do biblioteki, aby dowiedzieć się, czy pośród ich książek istniały zapiski o dziwnych jaszczurach, które bardziej przypominałyby smoki, niż pozostałe gatunki. - Wydaje mi się, że tak. Mimo wszystko mamy bardzo wyraźnie zaznaczone, co jest smokiem, a co nim nie jest, więc jeśli stworzenie nie spełniałoby warunków… Nie mogłoby być również równie niebezpieczne, bo wtedy i tak jego posiadanie byłoby nielegalne, jak to jest w przypadku akromantul chociażby - odpowiedział siostrze z namysłem, po chwili zupełnie pogrążając się w myślach. Kiedy czarownica powiadomiła go, że tatuaż został zakończony, Wei nie wiedział co miał powiedzieć. Smok był piękny, ale zdecydowanie większy, niż mężczyzna chciał. Teraz nie było już odwrotu, ponieważ nie wyobrażał sobie nie tylko usuwania takiego cuda, jak i czekania, aż znów zostanie stworzony na jego ręce. Podziękował więc za małe dzieło sztuki na swoim ciele, obserwując, jak smok łagodnie porusza się na jego ręce, jakby budził się ze snu. Czekając na Mulan obserwował zachowanie tatuażu, aż ten nie zniknął całkowicie pod rękawem koszuli, którą na nowo na siebie ubrał. W końcu, gdy oboje posiadali swoje wizerunki smoków na ciałach, rodzeństwo Huang opuściło salon tatuażu rozmawiając o dalszych możliwościach poszerzenia kolekcji smoków.
z.t. x2
+
______________________
I won't let it go down in flames
Trevor Collins
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Przyjechali tu Błędnym Rycerzem. Najpierw z autobusu wysiadły ich kręgosłupy, potem mięśnie, skóra a na końcu resztki godności. Przytrzymał Imogen gdy zatoczyła się zbyt głęboko w ulicę i pół trzeźwym spojrzeniem odprowadził smugę, która była wcześniej dwupiętrowym autobusem dla szaleńców. Wbrew pozorom ani trochę nie wytrzeźwieli tylko jeszcze bardziej się oderwali od rzeczywistości. Szaleństwo jazdy pomieszało im zwoje mózgowe przez co wyglądali jakby wyszli z najlepszej imprezy życia - całowania szyb autobusu. - Zajebiście tańczysz latając po autobusie. - zarechotał i uśmiechnął się złośliwie. - Zobacz co uratowałem przed rozbiciem. - wyciągnął znikąd zamkniętą butelkę ginu, choć sądząc po tym jak mrużył oczy to nie miał pojęcia co zabierał... znaczy się ratował przed pewną szkodą. - A co jakby jechali pod wpływem alkoholu? No nie możemy na to pozwolić. W imię prawa... musimy sami to zutylizować. - oznajmił a mówił już trochę niewyraźnie. Pomysłów mu jednak nie brakowało. Teoretycznie mieli dostać się na jakąś dyskotekę więc jak tylko Imogen zabrała mu butelkę to zaczął się rozglądać gdzie oni, do jasnej avady, się znaleźli. Było już dosyć ciemno, latarnia czkała jakby miała reumatyzm a zaangażowanie Trevora w odkrywanie lokalizacji można było porównać do zabawy w ciuciubabkę. - Gdzie ta impreza? - zapytał Imogen bo obiecała mu, że będą tańczyć na stole. - O, tam jest cmentarz. Ej, ja nie chcę do sztywniaków. - oburzył się bo jeśli planowała go tam zawlec to nic z tego, on wolał się bawić w kolorowych, ciepłych miejscach.
Imogen, będąc młodszą i mniej doświadczoną życiowo dziewczynką, usłyszała kiedyś bardzo ciekawą prawdę życiową. Nic dobrego nie dzieje się po drugiej w nocy i po czwartek butelce piwa. Wtedy powinno udać się do domu spać i przygotować na kolejny dzień życia. Nie powinno się szukać dalszych atrakcji. Problem polegał na tym, że kiedy wypiło się więcej, niż te przysłowiowe cztery butelki piwa, to ciężko było zapanować nad swoją głową na tyle, aby faktycznie wrócić spokojnie do domu i udać się spać. Może właśnie dlatego Imogen, w towarzystwie Trevora, dalej szukała rozrywek wszelakich, których prawdopodobnie szukać nie powinni. Nie powinni jechać błędnym rycerzem do Londynu, a pojechali. Nie powinni szlajać się bez celu po ulicach, szukając otwartego klubu, a się szlajali. Nie powinni robić wiele rzeczy, a jednak los chciał inaczej. Albo raczej ich pijane umysły. Wytoczyła się z autobusu i o mało nie skręciła kostki na ostatnim schodku, kiedy z niego wysiadała. Gdyby nie Trevor, prawdopodobnie skończyłoby się to tragicznie a tak, upadła sobie na niego, z szerokim uśmiechem na ustach i wielką karuzelą w głowie. - Jebany kierowca - burknęła nie do końca wyraźnie pod nosem, ale zaraz to rozweseliła się widząc, co w dłoni trzymał Trevor. - Ale czad! Dawaj! - zabrała mu butelkę z dłoni. Miała nieco problem, aby ją odkręcić, ale kiedy już to zrobiła, przyssała się do szyjki i pociągnęła z niej naprawdę solidny łyk. Skrzywiła się, odsuwając butelkę od ust i podała ją Trevorowi. Chwilę trwało, zanim Krukon ją przejął, ale kiedy w końcu to zrobił, Imogen objęła go ramieniem, w zasadzie się na nim uwieszając. - Musimy - czknęła - iść tam - zawyrokowała, wskazując w jakąś stronę. I faktycznie ruszyła w tym kierunku z Krukonem u boku. Nogi jej się nieco plątały, więc była bardzo zadowolona, że chłopak jej towarzyszył. On chwiał się w lewą stronę, ona w prawą, wiec razem równoważyli to wszystko i dzięki temu szli w miarę prosto. - Wiesz co, tam powinna być EJ TU JEST STUDIO TATUAŻU! - zatrzymała się raptownie w miejscu, ciągnąc za sobą Trevora. Spojrzała na dość obskurnie wyglądającą witrynę, ale tego widocznie nie zauważyła. Widziała tylko perspektywę nowego tatuażu. -Musimy zrobić sobie tatuaż! - spojrzała na chłopaka, uśmiechając się przy tym szeroko. Oj, decyzja zapadła... Bardzo, bardzo zła decyzja...
Trevor Collins
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
W ciągu ostatnich niemal pięciu lat przyjmował tak dużo eliksirów, że jego metabolizm zwiększył swoją moc. Nic dziwnego, że potrzebował nieco więcej alkoholu aby wpaść w etap pełnej nietrzeźwości. Wypił tyle samo, co Imogen, a jednak potrafił nie dość, że iść bez potykania się - niekoniecznie prosto - to i ją łapać aby nie wybiła sobie o chodnik tych pięknych zębów. Zagwizdał widząc jak ta przyssała się do butelki ginu, a jego umysł uznał, że było w tym coś seksownego. Rozglądał się próbując ogarnąć gdzie są - bo na pewno nie w Dolinie Godryka ani nie w Hogsmeade - i w tym czasie nie dość, że odzyskał butelkę alkoholu to otrzymał ciężar w postaci uwieszonej Imogen. Upił łyk ginu, krzywiąc się od kiepskiego smaku i też objął ramieniem dziewczynę na wypadek, gdyby grawitacja postanowiła ją ponownie znokautować. Szli pokracznie, powoli ale nie przewracali się ani nie uderzali czołem w latarnię. Coś tam próbował powiedzieć ale było to tak niewyraźne, że sam siebie nie zrozumiał. Nie obchodziło go która jest godzina ani to, że jest naprawdę zimno. Nie czuł niskiej temperatury bo był rozgrzany wypitym dziś alkoholem, jak i bijącym gorącem od uwieszonej Skylight. Ona prowadziła a on oglądał etykietę butelki na której literki spieprzały przed jego wzrokiem, uniemożliwiając mu odkrycie czy to aby na pewno pili gin. Podniósł gwałtownie głowę - zbyt gwałtownie - słysząc donośny okrzyk dziewczyny. - Cśśśś, co się drzesz. - przyłożył palec do jej ust i próbował ją uciszyć ale ta dalej nawijała jakim świetnym pomysłem jest zrobienie tatuażu. Popatrzył na szyld i uśmiechnął się od ucha do ucha. - Zajebisty pomysł. Idziemy, Marta! - dał się ciągnąć ale z racji, że było to niegodne, wyprzedził ją - prawie na nią wpadając - i odbiwszy się ręką od mijanej latarni, otworzył drzwi studia. Przywitał ich dym papierosowy, półmrok przecinany ostrym blaskiem lampy, jak i wychudzony, chyba nieżywy, czarodziej. Skoro się poruszał to jednak musiało się w nim tlić coś z egzystencji ale ogólnie wyglądał jak krewniak inferiusa. W obecnym stanie upojenia nie przeszkadzało to Trevorowi ani trochę. - BRY! My z koleżanką tatuaże chcemy ale takie zajebiste, co będą się ruszać w cholerę. - od razu zadecydował za nich. Tatuażysta powitał ich ze zbyt zadowolonym uśmiechem, poprowadził do sofy, wcisnął do rąk pergaminy z wzorami ruchomych tatuaży i zapewnił, że trafili w najlepsze możliwe miejsce. Nie zastanowił ich fakt, że była druga w nocy a studio było otwarte. - Ej, zobacz jaka wielka czacha. - wskazał jeden z miliona motywów. - Ej, co chcemy? Coś zajebistego. Ale Ben będzie mieć minę jak to zobaczy! - zachichotał i szukał odpowiedniego dla siebie wzoru. Nie chciał niczego nudnego. Potrzebował czegoś, co się naprawdę wyróżnia.
Nie ma co, Imogen była kompletnie nieświadoma tego, w jakim stanie znajdował się Trevor. Sama wiedziała po prostu tyle, że albo trafiła na bardzo niekorzystny dzień, albo cholera wie, co jeszcze, jednak ona była bardzo zakręcona i nic nie wskazywało na to, aby miała wytrzeźwieć w zaledwie kilka minut. Dlatego chętnie korzystała z Trevora, jako podpórki świadoma, że bez niego, może wcale by jej nie szło tak dobrze, jak dotychczas. Szła przed siebie, przebierając nogami, choć im dalej szli, tym mniej miała na to ochotę. Może właśnie dlatego dostrzegła szyld oznajmiający, że tutaj można sobie zrobić tatuaże? Kto by się przejmował godziną, czy cholera wie, czym jeszcze, skoro należało już, teraz, zaraz! spełnić jej zachciankę. Dlatego wyszczerzyła się do Trevora, obwieszczając mu swój geniusz (bo przecież to musiał być genialny pomysł, prawda?) i razem z nim weszła do środka. Duszne pomieszczenie było dla niej bardzo złym pomysłem w normalnych okolicznościach, a teraz musiała zacząć oddychać przez usta, aby nie zwymiotować przez wszechobecny zapach dymu papierosowego, którego wręcz nienawidziła. Na szczęście (?) dla niej, Trevor zajął się poinformowaniem szanownego pana tatuatora, po co w ogóle się tutaj znaleźli, dlatego wystarczyło, jak Imogen tylko pokiwała głową, w pełni zgadzając się z jego słowami. Gryfonka ciężko usiadła na sofie, ogarnęła włosy na plecy, coby jej nie przysłaniały jakże wspaniałych i kunsztownych wzorów tatuaży, które to studio miało do zaoferowania. Sięgnęła po pierwsze lepsze pergaminy z brzegu i zaraz to zaczęła je przerzucać bez większego zaangażowania. - Uuuuu, Trevor! Powinieneś sobie zrobić wilka! - oczy jej błyszczały, kiedy z pełnym przekonaniem pociągnęła Krukona za rękaw i wskazała mu cudowny wzór tatuażu, który jej się spodobał. Postukała palcem w pergamin, jakby chłopak miał problemy z zauważeniem, o który motyw jej chodzi. - Będzie do Ciebie idealnie pasował! Wiesz, odzwierciedli Twoją zwierzęcą naturę - oznajmiła, nieco zapijaczonym głosem, jednak święcie przekonana co do swojej racji. No bo jaki inny tatuaż mógłby sobie zrobić wilkołak? Jej zdaniem nie było lepszego motywu do wybrania. Sama kompletnie nie wiedziała, co powinna wybrać. W obecności Trevora miała problem z wymyśleniem czegoś innego, niż kibel i woda, ale coś jej podpowiadało, że to nie jest najlepszy pomysł w jej życiu, toteż nie zamierzała iść w tym kierunku. Odłożyła pergamin z wilkiem na bok przekonana, że chłopak nie może wybrać nic innego i dalej szukała coś dla siebie. Sięgnęła też po dzierżoną przez Krukona butelkę i pociągnęła mocno. Skrzywiła się, gdy alkohol podrażnił jej przełyk i całą krtań, niekontrolowany dreszcz wstrząsnął jej ciałem. - A może ja zrobię sobie smoka? Co sądzisz? - zapytała chłopaka patrząc na jeden wzór, ale kompletnie bez przekonania. Nie była do końca pewna, czy to smok, czy może jednak dziwnie uformowany hipogryf, a wzrok powoli zaczynał jej płatać figle.
Siedzieli na tej sofie pochyleni nad pergaminami i szukali odpowiedniego motywu. Niektóre były zbyt finezyjne, inne nieprawdopodobne, śmieszne, niedorobione... a inne uciekały na drugą stronę kartki... ewentualnie to wzrok miał już nie ten skoro dwoiły mu się i troiły przed oczami. - Łeee... przereklamowane. Przecież ja się nie zachowuję jak dziki zwierz. Ja jestem bardzo... bardzo cywel... cywil... kurltu- ... grzeczny. - no bo jaki inny tatuaż miałby sobie zrobić wilkołak? Rycie na skórze paszczy wilka wydawało mu się naprawdę bezsensowne. Nawet będąc z lekka nietrzeźwym nie wydawało mu się to atrakcyjne. - O, jak już, to ten. Holly chce mieć wieprzo... owcę w Ży... Żąy... Żębu... w camperze jako pupilka ale przecież ją zjem. Nie Holly... - zarechotał pod nosem słysząc jak po kolejnym łyku ginu plącze mu się już język. Nie potrafił poprawnie wymówić nazwy ich domu na kółkach. Tak przekładał te pergaminy, że wszystkie wypadły mu z ręki i rozsypały się u ich stóp. - No ej, chuchasz i przewróciłaś. - oburzył się i sięgnął po rolki, przynajmniej próbując je złapać. Przysunął obrazek bliżej oczu i uśmiechnął się od ucha do ucha. - E tam, po co ci koń. Zobacz, ty to kot na miotle! Syczysz i jeżysz się jak wściekła kocica. - śmiał się pod nosem i zabrał jej butelkę, wręczając do ręki pergamin z kotem. - PSZE PANA! MAMY. WYBRALIŚMY! - pomachał dwoma pergaminami wołając tatuażystę, który siedział dobre pięć metrów dalej. Nie musiał się tak wydzierać, a mina mężczyzny jasno o tym mówiła. Najwyraźniej węszył sowity zarobek skoro ich jeszcze stąd nie wyrzucił za trzymanie w rękach butelki ginu. - Psze pani przodem. - dawał jej jakieś piętnaście sekund na decyzję bo inaczej będzie mieć latającego na miotle kota w zabawnej tiarze.
Okazało się, że wybranie odpowiedniego wzoru dla dwójki pijanych ludzi, którzy chcieli sobie zrobić tatuaż, wcale nie było takie proste, jakby się mogło wydawać. Mimo że klientela czasy swojej trzeźwości miała dawno za sobą, to maiała naprawdę wygórowane wymagania, którym należało sprostać. Imogen raz po raz odrzucała od siebie pergaminy, które kompletnie nie przypadły jej do gustu. Cały czas miała wrażenie, że to nie jest to, na co polowała. Że czegoś tutaj brakuje. Niektóre wzory były zbyt finezyjne, inne za mało wyrafinowane jak na jej chamski gust i nic nie miało tego, co tatuaż dla niej powinien mieć. Chwiała się nieco, kiedy je oglądała, dwoiło jej się w oczach, miała wrażenie, że wszystkie kreski są znacznie grubsze, choć prawdopodobnie nie były, a ona sama po prostu widziała podwójnie. Zmrużyła oczy, kiedy Trevor wskazał jej obrazek, aby mieć pewność, że go w końcu zobaczy. Po kilku sekundach, uśmiechnęła się szeroko w stronę Trevora. - To jest to! Po prostu musisz zrobić sobie ten tatuaż!- mówiła zdecydowanie za głośno i zbyt blisko jego ucha, jednak ekscytacji nie mogła kontrolować i nawet nie próbowała tego zrobić. Wilk w owczej skórze? No przecież to wypisz wymaluj Krukon! Nic dziwnego, że Imogen wręcz sikała pod siebie z ekscytacji. Potem spojrzała na wzór, który Collins wybrał dla niej i jak nie ryknęła śmiechem. Biedny tatuator aż ocknął się z drzemki, w którą zapadł, podczas gdy oni wybierali dla siebie wzory. Gryfonka nie mogła się uspokoić. Wzór był po prostu świetny, a jeszcze wytłumaczenie Trevora, dlaczego właśnie ten, byłby odpowiednim, było idealne. - A ja lubię miotły! - dodała, jakby dla podkreślenia, dlaczego tatuaż z kotem na miotle był odpowiednim wyborem. Merlin im świadkiem, że w stanie, w którym byli, w ogóle nie powinni podejmować żadnych decyzji, ale kto by się tym przejmował? Imogen podniosła się z kanapy, przytulając do piersi wzór kota na miotle. Zachwiała się nieco przy tym ruchu, ale tak wymanewrowała rękoma, że jednak udało jej się nie upaść. Dziarskim krokiem podeszła do odpowiedniego krzesła i rozsiadła się na nim wygodnie. Podwinęła rękaw swojej bluzki i poklepała się w odkryte przedramię. - Tu poproszę! I proszę zaczarować go tak, aby kot zmieniał pozycję na tej miotle - obwieściła swoje życzenie, dumna niczym królowa Brytyjska i drugą dłoń wyciągnęła w stronę Trevora. - Daj mi flaszkę, bo muszę się znie O KURWA! - Imogen nie zdążyła się znieczulić, bo facet już przyłożył do jej ramienia maszynkę. Zatrzymała go i wyrwała Trevorowi butelkę z ręki. Pociągnęła z niej bardzo solidny łyk, skrzywiła się i w końcu pozwoliła tatuatorowi pracować.
Trevor Collins
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Wybór został dokonany. Nie namyślał się długo, odrzucając jedynie przereklamowane zwykłe wilcze łby bo nijak miały się do jego osobowości. Nie od dziś wiadomo, że był kochanym człowiekiem, który tylko raz w miesiącu potrafił ugryźć głowę Czerwonego Kapturka jeśli ten doprowadzał go do szewskiej pasji. O tym się jednak nie mówi, prawda? Z drugiej strony był przekonany, że Imogen doceni kunszt tej historii i będzie płakała ze śmiechu tak samo jak on, gdyby zamienił się w pełnoetatowego gawędziarza. - Zajebiszcze. - stwierdził niezwykle kulturalnym słownictwem i próbował pozbierać z podłogi te rolki pergaminu, które ośmieliły się uciec z jego rąk. Nie było to proste skoro własne ręce mu się dwoiły w oczach. Nie przypominał sobie aby miał cztery kończyny górne. Jako tako udało mu się posprzątać choć przy tym kręciło mu się w głowie. W tym czasie Imogen ryczała ze śmiechu, czym wywołała jego leniwy i półprzytomny uśmiech. - Widzisz jak ja ci dobrze doradzam. - odezwał się tonem znawcy i minę miał przy tym zadowoloną. - A, no właśnie, bo ty przecież masz tego starego, co miotły wypożycza. - udało mu się nawet skojarzyć o co w tym wszystkim chodziło. Osobiście rzadko latał na miotle - ostatnio w wakacje przemieścił się przez połowę Doliny Godryka w ten sposób bo zazwyczaj siadał za kółkiem Żądlibusa. Wstał za nią i podparł ją rękoma, kładąc je po prostu na jej łopatkach. Nakierował ją w odpowiednią stronę bo walnęłaby w wieszak na ubrania gdyby go nie odsunął. Ba, zapomniał go odstawić i trzymając go w ręku stanął nad Imogen, która już się wygodnie rozsiadała i wybierała klasyczne miejsce na tatuaż. - Ej no. - piła i piła i nawet się nie krzywiła. Zabrał jej butelkę i odstawił gdzieś za siebie bo widział, że się tu porzyga jeśli jeszcze trochę się upije. Sam Trevor ledwo łączył kropki. Oparł się o trzymany wieszak, jakby to był najlepszy kumpel na świecie. - Ty wesz, że się nie ruszać nie możesz? - zapytał i z użyciem wieszaka przyciągnął do siebie krzesło. Te spadło z hukiem pod siłą przyciągania grawitacji więc odstawił (nie)pomocny wieszak i poczłapał po krzesło osobiście. Trochę się zakręcił lecz ostatecznie udało mu się usiąść obok Imogen. - A może weź sobie Martę tatuuj? - zaproponował błyskotliwie a tatuażysta i tak robił swoje, nie zważając na ten niewyraźny bełkot. - A ty w ogóle tego nie znikniesz tą swoją metoma... matemo... metamo... rofomageją? - trudne słowo opuściło jego usta drastycznie okaleczone. - Przecież ty możesz sobie to wyczarować sama. - coś mu się nie zgadzało gdy łączył te kropki - czy tatuaże mają sens u metamorfomagów? Te głębokie myśli zaprzątały mu głowę. Gapił się na rękę Imogen i pojawiający się tam wzór. Nie wyglądało boleśnie a dziewczyna była tak czerwona jakby jej odcinali za pomocą "Diffindo".