Podobno Godryk bardzo lubił pić w tym miejscu herbatę razem z Helgą Hufflepuff, podziwiając mały staw i słuchając szumu wodospadu, rozprawiając na najróżniejsze tematy. Przyjęło się więc nazywać podest altaną Helgi. Jest podzielony na kilka części. Środkowa, największa, pomieści naprawdę sporą ilość osób, jednak po bokach, rozrzucone w równej odległości od siebie, znajdują się też mniejsze altanki - dwu i czteroosobowe. Wieczorami oświetlana jest lampionami, unoszonymi przez magiczne owady, znajdujące się w środku. Od czasu do czasu organizuje się tu mniejsze lub większe imprezy, najczęściej jednak można natrafić na regularne wieczorki artystyczne, na które przybywa się nawet z Londynu.
Autor
Wiadomość
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Naprawdę od dawna nie widziała się z Solbergiem. Pewnie częściowo dlatego, że ten nie rozpoczął jeszcze studiów. W zasadzie kto wie czy z jego kartoteką zostanie w ogóle ponownie przyjęty do Hogwartu. Chociaż żeby nie było, Yuuko kibicowała mu mocno, bo jednak były Ślizgon nie był złym chłopakiem. Po prostu miał skłonność do różnych odpałów i wpadania w kłopoty. Pomimo dosyć napiętego grafiku związanego z dosyć intensywną pracą nad nowymi utworami w czym pomagał jej jeden z najbardziej zaufanych producentów, udało jej się znaleźć czas dla Maxa. Cóż dla dawnego znajomego mogła wygospodarować choćby jedno popołudnie. Nawet jeśli chciała uwinąć się z wypuszczeniem płyty i serią występów przed swoim finalnym wyjazdem z Wielkiej Brytanii. Uśmiechnęła się na jego widok, gdy tylko przybyła na uzgodnione miejsce spotkania i również wyszła mu naprzeciw. I naprawdę ostatnim, co mogła zrobić było uderzenie Solberga. W końcu nie miała za co i podobne gesty kompletnie do niej nie pasowały. Zamiast tego po prostu zgarnęła chłopaka w krótki przyjacielski uścisk. - Ciebie też miło widzieć, Max. I... naprawdę nie strasz mnie. O co chodzi? - powiedziała, gdy tylko chłopak zaczął przywitanie od jakże enigmatycznych słów. Oby tylko znowu nie wpakował się w coś naprawdę poważnego i grożącego strasznymi konsekwencjami.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wiedział, że inni mieli raczej mniej wolnego czasu do zabicia niż on sam, ale cieszył się, że mimo to udawało im się znaleźć czas, by zobaczyć jego zdeprawowaną mordę od czasu do czasu. Z Yuu nie był aż tak blisko, jak chociażby z chłopakami z drużyny, ale i tak miał specjalne miejsce w swoim połamanym serduszku dla tej puchońskiej, bardzo utalentowanej azjatki. Poza tym, nie dało się zapomnieć jej wypieków, które chyba zawsze poprawiały człowiekowi humor. Widać bycie borsukiem szło w pakiecie właśnie z takimi zdolnościami, co zresztą udowadniał też sam Schuester. -Spokojnie, nie planuję mordu, czy dołączenia do Yakuzy. - Uśmiechnął się, gdy już wypuścili się z objęć i mogli na spokojnie usiąść i porozmawiać. -Za to planuję tripa do Japonii i uznałem, że nie ma drugiej osoby, która może mnie na to przygotować tak dobrze, jak Ty. Potrzebuję każdej rady w kwestii zabytków, żarcia, hoteli, burdeli i oczywiście magii, a konkretniej eliksirów. Jeśli oczywiście w tym ostatnim znasz jakiegoś japońskiego guru. - Wytłumaczył, żeby nie trzymać dziewczyny dłużej w niepewności. Co prawda nie planował tego wyjazdu sam i wiedział, że chociażby Beatrice spędziła w kraju kwitnącej wiśni trochę czasu, ale to nie to samo, co rady kogoś, kto rzeczywiście się tam wychował i potrafił podzielić się smaczkami, których byle przyjezdny znać nie ma prawa. Znał siebie i rozumiał obawy puchonki, ale wyjątkowo tym razem był one bezpodstawne. Przynajmniej dopóki faktycznie czegoś nie odpierdoli, jak tylko postawi stopę w Azji.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Cóż jeśli chodziło o specjalne miejsce w serduszku dla pewnych osób to można było śmiało stwierdzić, że w tym należącym do Kanoe znaleźć się mogło miejsce w zasadzie dla każdego. Zawsze była skora do pomocy nieważne czego dokładnie ktoś potrzebował i starała się wszystkiemu zaradzić na tyle na ile mogła. A co do wypieków to pewnych umiejętności nabywało się automatycznie przez przebywanie w pobliżu Skylera. - I takie zapewnienia na wstępie mają mnie uspokoić? - spytała, przyglądając się z konsternacją byłemu Ślizgonowi nim w końcu siadła na obecnej w altanie ławeczce. Jednak wyjaśnienia odnośnie wyjazdu do Japonii nieco już nakreśliły jej sytuację i faktycznie sprawiły, że mogła z ulgą stwierdzić, że naprawdę nie ma się o co martwić. Przynajmniej chwilowo, bo oczywiście Solberg stanowił istny magnes na kłopoty. - Okay, chętnie pomogę jak tylko mogę. Do jakiej konkretnie części Japonii się wybierasz? Postaram się wynaleźć jakieś atrakcje turystyczne w pobliżu - to była jej zdaniem najważniejsza kwestia chociaż biorąc pod uwagę to jakimi środkami transportu dysponowali czarodzieje to większych trudności nie nastręczyłoby mu podróżowanie z jednej prefektury do drugiej. Choć oczywiście byłoby to niezwykle męczące. - Jeśli chodzi o znawców eliksirów to owszem znajdzie się kilku takich, którzy cieszą się dobrą renomą. Mogę podać ci kilka sklepów, gdzie łatwo jest o nawiązanie kontaktu z profesjonalistą. Jeśli chcesz to mogę nawet spróbować skontaktować się z paroma osobami. Jestem pewna, że profesor Kang mogłaby służyć ci pomocą. Wykładała eliksiry, gdy jeszcze uczyłam się w Mahoutokoro. W tej chwili jej mózg działał na najwyższych obrotach zupełnie jakby Solberg prosił ją nie o radę, a o zorganizowanie całego wyjazdu. Cóż, od dawna nie rozmawiała z nikim na temat swojej ojczyzny dlatego też całkiem możliwe, że nieco ją ponosiło. Oby tylko Max przystopował ją jeśli tylko zajdzie taka potrzeba. - Jeśli chodzi o jedzenie to polecam gorąco lokalną kuchnię. Jest coś co szczególnie lubisz albo nie cierpisz? To by nieco pomogło. W kwestii... ehem... burdeli - nawet wymawianie tego słowa przyszło jej z pewnym trudem, a chłopak mógł zauważyć rumieniec wstępujący powoli na jej policzki - za bardzo nie mogę ci pomóc. Z pewnością jednak dobrą opcją będzie poszukanie noclegu w tradycyjnym pensjonacie z onsen. Uwierz mi, że gorące źródła mają naprawdę kojące właściwości. Po wyrzuceniu z siebie takiej ilości słów musiała odetchnąć na chwilę i zastanowić się jeszcze przez chwilę nad tym czy na pewno powiedziała byłemu Ślizgonowi dokładnie to czego od niej oczekiwał. Nie chciała też od razu przytłoczyć go ogromną ilością informacji i zdominować rozmowy. - Wybierasz się tam z kimś? Dobrze byłoby mieć ze sobą kogoś obeznanego z kulturą albo chociaż językiem na miejscu. Angielski nie jest mocną stroną Japończyków. Wielu z nich albo go nie zna albo za bardzo się wstydzi, aby używać go w rozmowie. No i dzięki temu możesz też uniknąć różnych wpadek. Chociaż oczywiście jako, że jesteś gaikoku-jin to mieszkańcy mogą patrzeć na ciebie nieco łaskawiej. I to chyba byłoby na tyle. Przynajmniej chwilowo nie zamierzała zarzucać Solberga większą ilością informacji nim nie przetworzy jeszcze tych, które otrzymał przed chwilą.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Yuuko była puchonką i naprawdę Solberg zdziwiłby się, jakby nagle uznała, że zabrakło jej miejsca w serduszku. Mimo, że był to niby stereotyp dziewczyna była naprawdę ciepła i była to jedna z rzeczy, za którą Max pałał do niej sympatią i wiedział, że w razie potrzeby zawsze może się do niej zgłosić. -A bardziej by Cię uspokoiło, jakbym powiedział, że planuję? - Wyszczerzył się, choć chyba potrafił zrozumieć, co dziewczyna miała na myśli. Sam pewnie nieco by się zaniepokoił słysząc podobne słowa na wstępie padające z jego własnych ust. -No więc nie mam jeszcze kompletnie żadnego planu, więc nawet nie wiem, w które regiony mnie wywieje. Nie wykluczam przemieszczania się w różne części kraju. - Odpowiedział szczerze, przeczesując palcami włosy. No mistrzem organizacji wyjazdów to on nie był i zazwyczaj płynął z prądem, ale skoro miał obok kogoś, kto faktycznie mógł go jakoś nakierować, uznał że głupotą byłoby nie skorzystanie z tej okazji. -Byłbym niezmiernie wdzięczny. Jeśli dałabyś radę się z nim skontaktować, to super, jeśli nie, na pewno podłapię coś w sklepach. Nie mogę się doczekać żeby zobaczyć składniki, jakich tu nie ma. Potencjał suszonego tytoniu na Kubie otworzył mi oczy na wiele spraw i mam nadzieję, że z Japonii wrócę z podobnym odkryciem. - Widać było, że zajarał się na samą myśl o eliksirowych doznaniach, jakie czekały na niego w Kraju Kwitnącej Wiśni. Jakby nie było, to był jego główny cel tej całej wycieczki i liczył, że nie wróci z niej z pustymi rękoma i brakiem nowych notatek. -Nie jestem fanem owoców morza, ale to nie znaczy, że ich nie przełknę. Jeśli przysięgniesz na własne wypieki, że są warte spróbowania, to na pewno czegoś spróbuję. - Zapewnił, bo był raczej człowiekiem wszystkożernym. Na widok rumieńca i słowa "burdeli" padającego z usta Yuuko, Max ledwo powstrzymał szeroki uśmiech. Była to sytuacja, której chyba nigdy w życiu sobie nie wyobrażał. Oczywiście wymieniając te przybytki żartował, ale skoro Kanoe postanowiła się wypowiedzieć to nie miał zamiaru jej przerywać, choć ostatecznie i tak okazało się, że nie miała nic godnego polecenia. -Onsen... To są te źródła tak? Jakieś zasady tam obowiązują w kwestii korzystania z nich? Nie znam kultury Japonii, ale słyszałem, że wiele rzeczy mają tam specyficznie uporządkowanych, więc wolę się przygotować, żeby nie wylądować w pace za jakąś głupotę. - Jak to mówili, przezorny zawsze ubezpieczony, a wiedząc jak bardzo przyciąga dziwne sytuacje, Max wolał zminimalizować ryzyko popełnienia jakiejś poważniejszej gafy poza granicami Wielkiej Brytanii. No i jakby nie było miał ubiegać się o zaświadczenie o niekaralności, więc choć w najbliższym czasie musiał się trochę pilnować. -Taki jest plan, ale nikt z nas nie zna ani języka ani niczego. Mam za to tłumaczki, to powinno trochę ułatwić kontakt, no nie? - Przypomniał sobie o tak ważnym przedmiocie, który leżał gdzieś na dnie szuflady, a który zdecydowanie mógł ratować sytuację w obcym kraju, w którym ani on, ani ta druga strona nie potrafi komunikować się w innym języku niż ich ojczysty. -Czym jestem? - Zapytał skonfundowany, bo ni chuja nie rozumiał słowa, którym określiła go Kanoe. Nie brzmiało to za bardzo jak obelga, ale kto tam wiedział, lepiej było się upewnić, że nie nazwała go właśnie śmierdzącym gumochłonem.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Cóż jakby nie patrzeć to akurat w jej przypadku pewne stereotypy się sprawdzały. Całkiem dobrze radziła sobie z nauką, pracowała ciężko, a do tego była typową Puchonką z sercem na dłoni. Chociaż może była to kwestia wychowywania w typowym i konserwatywnym japońskim domostwie czystokrwistego rodu. - Nie. Najbardziej uspokoiłoby mnie gdybyś w ogóle o nich nie wspominał - odpowiedziała z ciężkim westchnięciem, bo w końcu naprawdę podobne zapewnienia nie działają uspokajająco, a jedynie sprawiają, że człowiekowi do głowy przychodzą coraz liczniejsze i coraz gorsze scenariusze związane z tym w co też taki Solberg mógłby się wpakować. Oby tylko naprawdę tym razem nie wpadł w jakieś srogie kłopoty. - Cóż sama jestem z prefektury Kioto i najbardziej znam tamtejsze rejony. Jeśli interesuje cię historią i kultura japońska to z pewnością znajdziesz wiele różnych ciekawych punktów turystycznych w Kioto. Z magicznych atrakcji z pewnością poleciłabym oceanarium na wyspie Kutsujima. Jak dasz mi nieco czasu to mogę ci wypisać listę interesujących miejsc - jeszcze trochę i naprawdę zacznie mu planować cały wyjazd i robić coś na kształt planu wycieczki z najlepszymi trasami i rozkładem przystanków. - Nie ma problemu. Jeszcze dzisiaj napiszę list i zobaczę, co uda mi się wskórać. I chyba nie muszę cię pouczać w kwestii tego, że lepiej abyś sam nie wypuszczał się na poszukiwania składników na eliksiry? Uwierz mi, że lasy są tam pełne youkai, magicznych stworzeń wszelkiego typu, które mogą cię zwodzić na różne sposoby. Co prawda brytyjskie tereny również potrafiły obfitować w różne stworzenia, które były do ludzi mniej lub bardziej przyjaźnie nastawione, ale jednak należały one z grubsza do chociaż pobieżnie znanych Solbergowi gatunków. Sytuacja zupełnie inaczej prezentowała się w momencie, gdy znajdowałby się na innym kontynencie wśród nieznanych stworzeń, które dysponowały różnymi mocami. Trzeba było na nie naprawdę uważać, gdyż sam ich wygląd potrafił być zwodniczy. - Nie będę ci wciskała owoców morza jeśli ich nie lubisz. To jednak nie jest taki problem. Na pewno mogę polecić wszelkiego rodzaju makarony i zupy. Jeśli lubisz panierowane dania to z pewnością znajdziesz dobre rzeczy w panko albo tempurze. Osobiście uwielbiam takoyaki. To takie smażone kulki z ośmiornicy i ciasta podawane z sosem i jakimiś drobnymi dodatkami. Polecam również okonomiyaki: smażone placki, często robione z ciasta, siekanej kapusty i z dodatkiem mięsa. W zasadzie jakbyś chciał to zawsze możesz wpaść do komuny to dam ci próbkę japońskiej kuchni - zaproponowała, posyłając chłopakowi uprzejmy uśmiech. Naprawdę nie miałaby nic przeciwko gotowaniu dla Maxa. W końcu nie raz przygotowywała posiłki dla wszystkich mieszkańców komuny, bo po prostu sprawiało jej to przyjemność. Zwłaszcza jeśli chodziło o dobrze jej znane dania z kuchni azjatyckiej, którymi lubiła się dzielić z innymi i obserwować ich reakcje na nowe i z pewnością oryginalne smaki. - Dokładnie. Gorące źródła dokładnie. Najważniejsze, co musisz wiedzieć to to, że w nich się nie myje, a jedynie wchodzi tam dla relaksu. Dlatego wcześniej musisz się dokładnie umyć i opłukać w odpowiednio do tego przeznaczonym miejscu. Do tego obowiązuje zakaz chlapania, wygłupiania się i tym podobnych. No i... najlepiej byłoby jakbyś ukrył tatuaże. Japończycy są dosyć konserwatywni jeśli o nie chodzi i nie zawsze wpuszczają wytatuowane osoby w pewne miejsca. Większość onsen stosuje podział ze względu na płeć i cóż... wiele z nich zezwala na korzystanie ze strojów kąpielowych czy ręczników, ale w niektórych przesiaduje się nago. To tak w ramach ostrzeżenia... Chociaż jakoś nie sądziła, żeby były Ślizgon miał z tym jakiś szczególny problem. Wydawał się być... całkiem otwarty i nieskrępowany jeśli chodziło o podobne kwestie, ale i tak czuła się w obowiązku poinformowania go o istniejącym w gorących źródłach dress code. - Cóż... zawsze lepsze to niż nic - skomentowała, nie bardzo będąc pewną tego jak bardzo pomocne mogą się okazać tłumaczki. Jakoś dotychczas nie miała większej okazji, by z nich skorzystać. - Jeśli mogę jeszcze coś zasugerować... Japończycy zwykli zwracać się do siebie po nazwisku zamiast przechodzić od razu na ty i używać imion. Dodatkowo dodanie po nazwisku honoryfikatu '-san' sprawi, że sprawisz lepsze wrażenie. On jest najczęściej używany i najbezpieczniejszy. Dopiero widząc konsternację Solberga zdała sobie sprawę z tego, że nieświadomie użyła określenia, które kompletnie nic mu nie mówiło. Cóż, z pewnością się nieco zapędziła i nawet nie zwróciła na to uwagi. - Gaikoku-jin - powtórzyła raz jeszcze. - To znaczy obcokrajowiec. Jest jeszcze chyba bardziej znane określenie gaijin, ale ono ma nieco gorsze skojarzenia. Powiedzmy, że kojarzyć się może z takimi nieobeznanymi cudzoziemcami, którzy nie znają do końca kultury i Gaikoku-jin jest bardziej neutralne. Przynajmniej tyle z jej strony i miała nadzieję, że naprawdę jej wskazówki okażą się dla Maxa pomocne.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Dobra, Yuuko miała rację, z ust Maxa nic takiego nie brzmiało uspokajająco. Na szczęście tym razem naprawdę chciał spędzić ten wyjazd spokojnie i jechał tam w celach przede wszystkim naukowych. Choć oczywiście nie wykluczał wieczorku, czy pięciu przy butelce sake. -Czas mam, z pamięcią gorzej, więc chyba poproszę o ściągę. - Przyznał, bo jego pamięć przez lata stosowania używek nie była w perfekcyjnej kondycji. No i przez kilka przebytych amnezji. Co jak co, ale łatwo z własnym umysłem nie miał. -Takoyaki i otomatoyaki... - Powtórzył, próbując zapamiętać te dziwne azjatyckie nazwy. -Brzmi zdecydowanie jak coś wartego spróbowania. Mają jakieś bezmięsne wersje? - Zapytał bo nadal jeszcze czasem pamiętał o wegetariańskiej diecie, choć zdecydowanie coraz mocniej od niej odchodził. -Do komuny zawsze chętnie. Zresztą chciałem też podpytać o pewne kwestie zielarskie, ale to chyba rozmowa na zupełnie inny dzień jeśli nie chcemy tu zapuścić korzeni. - Przyjął zaproszenie od razu. Wiedzę Yuuko cenił sobie na wielu płaszczyznach i jeśli mógł z niej skorzystać to zawsze był chętny. Dziewczyna nie tylko była kulturową skarbnicą wiedzy, ale i wśród roślin poruszała się jak nikt inny kogo były ślizgon by znał. -Matko najdroższa, nie sądziłem, że aż tyle zasad jest potrzebnych żeby wejść do wody. - Wytrzeszczył oczy, choć oczywiście starał się żeby żadna z reguł mu nie umknęła. Z zakrywaniem tatuażu problemu nie miał, bo transmutacja działała cuda, a i nie do końca chyba miał zamiar się tam wygłupiać jak pojeb. Trochę żal podziału na płcie, ale darowanemu onsenowi się w źródła nie zagląda, szczególnie, że męskie ciała równie mocno cieszyły Maxiowe oczęta. -Akurat z nagością problemów nie mam. W końcu miejsce, gdzie mogę wskoczyć cały. Może powinienem rozważyć przeprowadzkę. - Powiedział pół żartem pół serio. Naprawdę kwestia fizyczności zawsze była dla niego dość luźna i jeśli miał okazję popływać na golasa to zawsze z niej korzystał. Nie zawsze ku uciesze przypadkowych gapiów. -Czyli żadnego "siema ziom", kumam. A jakieś gesty, które są u nas normalne, a tam powodują, że będę brany za skończonego kretyna? - Raczej nie planował pozdrawiać wszystkich środkowym palcem, ale komunikacja niewerbalna czasem potrafiła wyrządzić tyle samo krzywdy co słowa, więc wolał się i na tej płaszczyźnie jakoś zabezpieczyć. Przynajmniej w niezbędnym minimum. -Aaaaa, okej. Teraz jasne. Czyli to całegajin to jakby nazwać kogoś białasem? - Spytał, by upewnić się, że wszystko dobrze zrozumiał.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Jaki Max był każdy wiedział i chyba naprawdę nie był on w stanie powiedzieć czegoś, co nie wywołałoby pewnych podejrzeć w jego rozmówcy co do tego czy aby na pewno jego pomysł należy do kategorii tych, które można choćby postawić przy kategorii rozsądnych lub bezpiecznych. No, ale był już dorosły, a ona sama mogła jedynie stwierdzić, że pewnie wie co robi i tak łatwo nie wciągnie się w jakieś podejrzane rzeczy, a nawet jeśli to będzie jego własna decyzja. - W takim razie ustalone. Przygotuję ci z pewnością jakąś małą ściągę jak tylko znajdę czas. Muszę ją tylko dobrze przemyśleć i zorganizować - odparła z uśmiechem, gdy tylko usłyszała, że z pamięcią u byłego Ślizgona to już było gorzej. W sumie nie ma co się dziwić. Jeśli faktycznie zawaliłaby go od razu natłokiem informacji to biedaczek naprawdę nie byłby w stanie zapamiętać choćby ułamka tego, co przed chwilą mu powiedziała. No i mogła nie tylko przygotować mu listę miejsc do zwiedzenia, ale także przygotować krótki spis potraw z ich opisami i rekomendacjami oraz mały poradnik odnośnie tego jak powinien się zachowywać. Coby faktycznie Max nie wyszedł po przybyciu na niewychowanego gaijina. - Na tym etapie są już chyba bezmięsne wersje wszystkiego. Chociaż mogę też zaproponować jakieś wegetariańskie dania jeśli tylko wolisz - zapewniła go, bo to w zasadzie nie był jakiś szczególnie wielki problem. Tylko, że z doświadczenia wiedziała, że większość dań, które ot tak przychodziło jej do głowy zwykle nie było podpasowane pod jakąś specjalną dietę wykluczającą dany składnik lub skupiający się na konkretnych wartościach odżywczych. - I nie ma sprawy. Jeśli chodzi o zielarstwo to zawsze jestem gotowa służyć swoją radę. O ile będzie to coś z czym dam sobie radę - w końcu zielarstwo było jedynie jej pasją. Co prawda taką, na którą poświęcała sporo czasu i szkoliła się w niej z ogromnym zacięciem, ale dalej nie było to coś, co stanowiło jej główne pole ekspertyzy choć to i tak było dosyć szerokie. - Wszystko związane jest z kulturą danego kraju. Uwierz, że nie potrafiłam w pierwszej chwili przyzwyczaić się do wielu rzeczy w Wielkiej Brytanii. Zwłaszcza takich naprawdę brytyjskich - niby europejska kultura zdawała się dużo mniej skomplikowana, ale i tak sprawiała jej pewien kłopot w tej czy innej sytuacji. Jednak przez te kilka lat zdążyła już mniej więcej przywyknąć do pewnych rzeczy, które już tak bardzo jej nie szokowały i ze zdziwieniem mogła stwierdzić, że jednak odnalazła się w krainie starego kontynentu. - Cóż to na pewno bardzo piękny kraj, ale dosyć się różni od brytyjskiej rzeczywistości. No i jest jeszcze ta bariera językowa, o której ci wcześniej wspominałam. No, ale na jakiś wyjazd wakacyjny polecam serdecznie. Trochę tych różnic było i zaraz też na wyraźną prośbę Maxa przeszła do tłumaczenia mu garści powszechnie używanych gestów, które miały zupełnie inne znaczenie w kulturze brytyjskiej i japońskiej. Troszkę tego było, ale przynajmniej Solberg mógł mieć pewność, że otaczający go ludzie wcale nie pokazują mu ekwiwalentu środkowego palca, gdy choćby pozują do zdjęć z palcami wskazującymi i środkowymi ułożonymi w kształt litery V. To akurat było jej zdaniem niezwykle istotne. - W zasadzie można tak powiedzieć. Tylko, że stosowane jest nie tylko dla ludzi białych, ale ogólnie do cudzoziemców - skwitowała jeszcze jego podsumowanie, ciesząc się, że jednak wydało się ono dosyć zrozumiałe dla byłego Ślizgona.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Podziękował jej uśmiechem za ściągę, której jeszcze nie dostał. Informacji było tyle, że chyba każdy by się w tym pogubił, a on chciał być dobrze przygotowany, bo międzynarodowy list gończy nie znajdował się na jego liście marzeń. Przynajmniej jeszcze nie. -Przyjmę każdą sugestię. Jak polecasz coś mocniejszego oprócz Sake, to też się nie krępuj. Może jadę tam w celach naukowych, ale nie oznacza to, że odpuszczę sobie trochę dobrej zabawy. - Puścił jej oczko, bo nie miał zamiaru udawać, że nagle gdzieś tam zapomniał, że mimo wszystko jest sobą. -Ty byś miała nie dać sobie rady? Kobieto, nie żartuj sobie nawet. Wymiatasz jak nikt i pewnie nie ma przed Tobą tajemnic w tym temacie. - Pokręcił z niedowierzeniem głową. Zawsze podziwiał Yuuko za wiedzę, jaką posiadała na temat magicznej flory i szczerze sam chciałby wiedzieć w połowie tyle, co ona trzymała w swojej puchońskiej łepetynie. -Co sprawiło Ci najwięcej problemu? - Zapytał z ciekawości, opierając się wygodnie o balustradę. Z jego punktu widzenia mogło to być coś skrajnie oczywistego, ale faktycznie różnice kulturowe, szczególnie między kontynentami, mogły powodować dość duży szok. -Wiele osób tak mówiło. Nawet Beatrice kiedyś wspominała, że siedziała w Japonii i chyba po części to skłoniło mnie do wyjazdu. Wiesz, mam pewność, że czegoś mogę się tam naprawdę nauczyć i dowiedzieć. - Wyjaśnił w końcu po krótce, skąd akurat wybór tej destynacji, a nie innej. Jakby nie było bardzo liczył się ze zdaniem Dear i był gotów sprawdzić każdy podstawiony mu przez nią trop. Nawet ten najmniej zachęcający, choć wycieczka do Japonii nie brzmiała jak coś nudnego. Zdecydowanie nie. -To nie jest przypadkiem trochę... No rasistowskie? - Zapytał, nie wiedząc, jak inaczej ubrać to w słowa. Samemu miał w to wyjebane, był nazywany zdecydowanie gorzej, ale nie mógł nic poradzić na to, że właśnie taki wydźwięk w jego uszach podobne sformułowania miały, co kłóciło się z jego poglądem na to, jak bardzo kulturalna i przyjazna jest Japonia. Jak widać nie pierwszy raz w życiu się mylił.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Chciała być pomocna jak tylko mogła, a wiedziała, że w takiej zwykłej rozmowie to sporo szczegółów czy też informacji może chłopakowi umknąć czy po czasie je zapomni. Oczywiście ściąga nie była gwarantem, że jednak zrobi wszystko tak jak należało i nie popełni żadnej gafy, ale jednak minimalizowało to w pewien sposób. - Wybacz, ale z tym ci akurat nie pomogę. Sama stronię od alkoholu - odpowiedziała, posyłając jeszcze byłemu Ślizgonowi przepraszający uśmiech. - Mogę ci jedynie powiedzieć, że słowo sake w języku japońskim oznacza alkohol, jakikolwiek. O-sake albo nihoushu oznacza właśnie sake czy też wino ryżowe. Wskazówki lingwistyczne były jedynym, co mogła mu chwilowo zaoferować. Nie piła zbytnio i przez to nie znała się kompletnie na alkoholu także akurat w tej kwestii Max musiał być już zdany kompletnie na siebie. - Dzięki, ale nie jestem ekspertką. Zajmuję się tym jedynie hobbystycznie także jest sporo rzeczy, których nie wiem - stwierdziła, bo była typem świadomym swoich słabości i niewiedzy w pewnych kwestiach. Jeśli Solberg potrzebowałby z kolei jakiś konsultacji muzycznych to wtedy okazałaby z pewnością o wiele większą pewność w swoje umiejętności i kompetencje. - Trochę czasu zajęło mi przyzwyczajenie się do tego, że Brytyjczycy są bardziej bezpośredni. Musiałam przestawić się z używania nazwisk na imiona, zwracać się bez żadnych tytułów. Z pewnością też dotyk. Tutaj o wiele łatwiej jest o rzeczy takie jak buziak w policzek czy przytulenie w ramach przywitania - przyznała po krótkim momencie zastanowienia. Zdecydowanie właśnie takie interakcje międzyludzkie były bardziej problematyczne i wiele razy zdarzało jej się, że zamarła i nie wiedziała, co powinna zrobić, gdy ktoś nagle przytulił ją zamiast ograniczyć się do krótkiego cześć. Później przywykła do tego, ale z początku było to dosyć niekomfortowe choć miłe. - W zasadzie wszędzie mógłbyś się dowiedzieć i nauczyć czegoś nowego. Wszystko zależy od twojego rozeznania i tego z jakim nastawieniem i celem tam jedziesz - bo prawda była taka, że i na afrykańskim stepie czy w amazońskiej dżungli nauczyłby się sporo na temat różnego rodzaju eliksirów czy ziół, bo obstawiała, że zapewne właśnie te dwie rzeczy najbardziej Solberga interesowały. I naprawdę miała nadzieję, że wyjazd ten będzie dla niego owocny pod każdym możliwym względem. - Może? Znaczy, Japonia do dziewiętnastego wieku była zamknięta na świat. Dlatego też możemy mieć nieco inne podejście do cudzoziemców. Nawet jeśli faktycznie nie kryje się za tym żadna wrogość czy faktyczny rasizm. Nie wiem jak to wytłumaczyć - westchnęła ciężko. Takie tematy zawsze były trudne do poruszania i zwykle wiązały się z całym tłem społeczno-historycznym, a i tak osobom o różnym pochodzeniu i sposobach widzenia świata było nieraz trudno dojść do porozumienia nawet jeśli podzielali swoje poglądy. Po prostu nie potrafili tego wyrazić w taki sam sposób.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Z Maxem takowej gwarancji nigdy nie było, ale szansa na odjebanie maniany gwałtownie spadała, jeśli chłopak wiedział, jak powinien się zachować. Oczywiście wszystko zależało też od sytuacji, czy w ogóle chciałby się zachowywać kulturalnie, ale to już pozostawało zupełnie innym tematem. -Och, kolejna rzecz, której nie wiedziałem. Dobrze, że mnie naprawiasz póki jeszcze niczego nie odjebałem. - Zaśmiał się lekko, chociaż gdyby po prostu podano mu jakikolwiek alkohol i tak przecież nie miałby nic przeciwko. -Chyba wiem, co masz na myśli. Sam w kwestii eliksirów mam jeszcze wiele dziur, które chciałbym załatać. Chociaż nie jestem pewien, czy kiedykolwiek uda mi się uzyskać choć częściowo pełen obrazek. - Przyznał, bo choć trochę mógł się utożsamić z tym problemem mimo, że inni mieli nieco inne podejście do jego wiedzy w temacie tej magicznej dziedziny. Muzycznie z kolei chętnie by przyjął kilka wskazówek, ale to bardziej po to, by polepszyć swoje zdolności czysto dla użytku rozrywkowego. Nie miał zamiaru przecież iść w to jako w karierę, ale nie oznaczało to, że odmawiał dobrego karaoke, czy nie chwytał czasem za gitarę, ot tak po prostu. -No tak, to na pewno, chociaż z tą bezpośredniością to zależy jak trafisz. Wiesz, jak to jest, brytyjska ironia i gadka naokoło. Młode pokolenie inaczej do tego podchodzi, ale na tle innych państw wypadamy raczej sztywno. No i na pewno nie tak sympatycznie przy pierwszym wrażeniu. - Faktycznie, do Japonii było im trochę daleko pod tym względem i domyślał się, że to nagłe skracanie granic w interakcjach społecznych musiało być ciężkie dla przybyszów z tego kraju. Sam nie wyobrażał sobie życia w tak dużym dystansie. Chłopaka nie krępowała bliskość fizyczna w żadnym stopniu i sam preferował raczej bezpośrednie interakcje niż zachowywanie sztucznej grzeczności. -Teoretycznie masz rację, ale niektóre metody są zbyt podobne do tych, jakie stosujemy tutaj. Ja szukam czegoś kompletnie innego. Czegoś, co pomoże mi zmienić spojrzenie na pracę i zapewni mi nowe pomysły, które normalnie w życiu by do mnie nie przyszły. Potrzebuję tego chamskiego zderzenia kultur, żeby otworzyło mi nieco oczy. Kumasz, co mam na myśli? - Nakręcił się, kończąc pytaniem, bo nie miał pojęcia, czy Yuuko nadąża za tym, czego szuka. Nie żeby Max w stu procentach sam to wiedział, ale zdecydowanie był świadom, w jakim kierunku zmierza i jak drastycznej zmiany potrzebuje, żeby w końcu ruszyć z miejsca i przestać odczuwać tę cholerną frustrację ze stania w miejscu. A przynajmniej w jego zbyt ambitnej głowie, jego praca nigdzie nie zmierzała, co było chyba najgorszą rzeczą, dla kogoś pokroju Maxa. -No tak... Kwestie społeczno-historyczne. Czasem zapominam, jak takie najmniejsze szczegóły wpływają na podobne kulturowe niuanse. - Musiał nieco spokornieć, bo historii Japonii nie znał i w tym wypadku jak widać mógł popełniać wiele gaf, które na szczęście nie raziły Yuuko.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Jak na razie chłopak dostawał jasne informacje, które pewnie jakoś mu w głowie utkną. Przynajmniej w jakimś procencie. Wierzyła w to, że jeśli się postara to Max naprawdę będzie w stanie pokazać się z dobrej strony i zachowywać zgodnie z przyjętymi normami. W końcu nieważne co o nim mówiono to nie był jakimś kompletnym dzikusem i chuliganem. - To chyba jedna z częstszych wpadek turystów, którzy nie znają do końca japońskiego, a chcą zamówić alkohol w lokalu - odparła z uśmiechem choć oczywiście wielu Japończyków było świadomych tego, że dany gaijin mógł po prostu się nieodpowiednio wyrazić. - Wiesz... niektóre dziedziny są na tyle rozległe, że nie ma możliwości, abyś uzyskał ten pełen obraz. Dodatkowo jeszcze zawsze za jakieś kilkadziesiąt lat pojawi się ktoś kto odkryje jakiś nowy składnik lub w ogóle nową roślinę, którą zastosuje w eliksirach i wtedy okaże się, że jednak twoja wiedza nie była tak pełna na nowe standardy - przynajmniej miała nadzieję, że to co mówiła miało jakiś sens. Jednak tak to już było, że niektórzy całe życie spędzali na badaniu jedynie jednego konkretnego zjawiska, a i tak koniec końców okazywało się, że było jeszcze coś czego nie udało im się odkryć. Było to jakby nie patrzeć tragiczne i pokazywało, że może jednak nie warto było się w pełni poświęcać jedynie jednej rzeczy w swoim życiu. - W sumie masz rację, ale to chyba można zauważyć wszędzie. Czasem nawet można po tym zauważyć z jakiej rodziny ktoś pochodzi, bo są też pewne różnice zachowań pomiędzy czystokrwistymi rodzinami, a tymi mugolskimi. Kwestie kulturowe nie muszą się zatem ograniczać jedynie do różnych pokoleń czy krajów - bo jakby nie patrzeć jednak czarodziejskie domostwa funkcjonowały inaczej od tych niemagicznych i one także wytworzyły swoje własne zachowania, kulturę i tym podobne. Dopiero ostatnie lata pokazywały coraz większą globalizację i mieszanie się wcześniej wymienionych światów. Trudno było jej ocenić czy to dobrze czy źle. Z jednej strony można było nawiązać kontakt z kimś z kompletnie innego środowiska, ale jednocześnie prowadziło to do ujednolicenia i zatracenia tożsamości pewnych grup. - Rozumiem. Liczysz zapewne na to, że przez kontakt z tak odległą kulturą odnajdziesz nowe magiczne składniki, sposoby ich użytkowania i dzięki temu wpadniesz na coś nowego, starając się połączyć metody stosowane w obu krajach. To całkiem zrozumiałe - odpowiedziała, gdy tylko usłyszała ekscytację Maxa, która też jej się poniekąd udzielała. Miała nadzieję, że faktycznie znajdzie w jej ojczyźnie to czego poszukiwał i jego wycieczka okaże się owocna. Naprawdę życzyła mu dobrze. Możliwe, że w sumie przy jakiejś okazji mogliby się tam spotkać jeśli chłopak będzie chciał powtórzyć swoją podróż, a ona akurat będzie znajdowała się w kraju. To byłoby z pewnością przyjemne spotkanie. - Tak. Czasami trudno to wyjaśnić, bo przez pewne kwestie ktoś może zostać uznany za niewrażliwego lub właśnie uprzedzonego choć nie miał nic złego na myśli - sama nie chciała nawet myśleć o tym ile razy sama mogła palnąć coś, co można było uznać za niewłaściwe, a wszystko przez to, że nie miała chociażby odpowiedniego wyczucia w kwestii języka lub przez kwestie związane z wychowaniem w zupełnie obcej kulturze. No, ale dzięki takim kontaktom człowiek wzbogacał się kulturowo i najważniejsze było po prostu uczyć się na bieżąco, aby nie popełniać pewnych błędów.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-No i zajebiście. Ciągle będzie nad czym pracować. Nie ukrywam, sam chciałbym coś takiego odkryć, ale jeszcze wiele mi brakuje do podobnych osiągnięć. - Przyznał szczerze, bo myśl, że mógłby osiągnąć wszystko była dla niego jednocześnie kusząca jak i niepokojąca. W końcu, czym innym miałby się wtedy zająć? Nic nie dawało mu tyle radości co eliksiry i nie wyobrażał sobie stracić tej możliwości rozwoju. Po raz kolejny musiał przyznać Yuuko rację. Wiele zależało od tego, z jakiego środowiska człowiek pochodził i jakiego zachowania był nauczony. Max miał świadomość, że gdyby dorastał przez cały czas z Freyą wyszedłby na zupełnie innego człowieka tak samo, jak gdyby jego ojciec postanowił przygarnąć go do siebie. Nie narzekał jednak na to, co miał, bo fakt, że miał szansę dorastać u Kolbergów naprawdę polepszył jego życie. -Dokładnie tak. W końcu niby magia wszędzie jest ta sama, ale różnice kulturowe mocno wpływają na to, jak się ją użytkuje. No i trzeba brać pod uwagę inny klimat i całą resztę, a to też przecież ważne czynniki. W Skandynawii na przykład wiele eliksirów warzy się na zimno, co jest kolejną rzeczą, jakiej chciałbym się kiedyś nauczyć. - O eliksirach mógłby opowiadać godzinami, choć też nie chciał dziewczyny zanudzić. Wiedział, że czasem jego wywody na ten temat potrafią uśpić i chciał tego dzisiaj uniknąć szczególnie, że naprawdę dawno się nie widzieli i wolały jakoś ten stracony czas po prostu z Yuuko nadrobić. -Dobrze, że mnie niełatwo urazić. - Puścił jej oczko, bo była to dyskusja czysto teoretyczna. Raczej nie przejmował się podobnymi określeniami. Miał inne czynniki zapalne i te w zupełności mu wystarczały. Zresztą uważał, że w życiu trzeba mieć do siebie odpowiedni dystans, a tego mu akurat nie brakowało. -Co powiesz na jakąś dobrą herbatę? Niedaleko bramy jest dobra knajpka, a ja chętnie posłucham, co u Ciebie słychać i jakie masz dalsze plany. - Zaproponował dziewczynie z uśmiechem, po czym w zależności od jej woli skierowali się w stronę herbaciarni lub rozeszli w swoje strony.
//zt x2
+
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Zasady rozgrywek znajdują się tutaj, a zasady gry tutaj. Piszecie w wyżej wymienionej kolejności - przypominam, że na odpis jest 48h od postu poprzednika. W każdym poście należy umieścić uzupełniony poniższy kod:
Kod:
<zgss>Widziadła:</zgss> [url=LINK]tak/nie[/url] + skopiuj opis widziadeł, jeśli mają miejsce w danym poście <zgss>Ruch:</zgss> [url=LINK]wynik 2k6 na ruch[/url] <zgss>Pole:</zgss> wpisz pole, na którym obecnie stoi pionek <zgss>Efekt:</zgss> parzysta/nieparzysta + wpisz efekt
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
18 - Księżyc: Tuż obok ciebie ułożono smakowicie pachnące placki, słodkie, słone, dokładnie takie, jakie najbardziej by ci smakowały. Ich woń jest taka kusząca, że musisz po nie sięgnąć! Jedynie po to, żeby zorientować się, że zbierasz kamienie.
Rozsądek nigdy nie był najmocniejszą stroną Wally'ego, jeśli chodzi o jego życie prywatne i chyba właśnie dlatego znalazł się tutaj. Od lat nie bawił się w takie rzeczy - może dlatego że zwykle nie miał czasu, a czasem także pieniędzy, ale tym razem... cóż, chyba dopadł go kryzys wieku-prawie-średniego czy coś w tym rodzaju. Możliwe też, że po prostu brakowało mu adernaliny, która zwykle toważyszyła jego wyprawom badawczym. Teraz spędzał większość czasu przy biurku, pisząc kolejną książkę, i mimo że kochał pisać, to monotonia pisarskiego życia wydawała mu się nieznośna. Dość że zjawił się na wyznaczonym miejscu o wyznaczonej porze, witając się życzliwie z pozostałymi uczestnikami. Nie znał żadnego z nich, ale znając uroki Therii pewnie niedługo okażą się sobie bliżsi niż można by przypuszczać - wspólne przejścia w końcu sprzyjają tworzeniu więzi. Na samym początku niewiele brakowało, by się wygłupił, bo poczuł rozkoszny zapach placków z bitą śmietaną i truskawkami. Theria nie kojarzyła mu się z takimi przyjemnościami, ale dojrzawszy talerz pełen pyszności, nie mógł się powstrzymać i sięgnął po placuszek... tylko po to, żeby odkryć, że ma w ręku kamienie. No pięknie. Miał tylko nadzieję, że nikt nie zwrócił na to uwagi. Całe szczęście, że nie zaczął pakować tych "placuszków" do ust! Cholerne halucynacje. Okazało się, że ma rzucać kośćmi jako pierwszy i w napięciu obserwował kulę, która obdarzyła go dość paskudnym cytatem: „Trup, który zaczyna już śmierdzieć, ale jeszcze ciągle zastanawia się nad swoim powrotem do życia - uparty trup.”
Wally wzdrygnął się mimowolnie, a jego pionek sam przesunął się na odpowiednie pole... i w tym momencie wokół niego pojawili się nieumarli. Inferiusy wyglądały odrażająco, zawsze budziły w nim niemal zwierzęcy lęk - zetknął się z nimi kilka razy i za każdym razem modlił się, żeby nigdy więcej go to nie spotkało. Zerwał się z miejsca i rzucił do ucieczki, ale jeden z inferiusów złapał go za gardło. Wally nie należał do ułomków, ale nigdy nie miał talentu do walki wręcz, a co więcej nieumarły okazał się przerażająco wręcz silny. Sam nie wiedział, jak to się stało, ale szczęśliwym trafem coś odwróciło uwagę potwora, który na chwilę rozluźnił uścisk, dając Walterowi szansę na obronę. Wyciągnął różdżkę i potraktował inferiusa i jego zimnych kumpli zaklęciem, które wyłoniło się z zakamarków jego pamięci. - Cholera... - wychrypiał z bladym uśmiechem, wracając na swoje miejsce i dotykając szyi, na której pojawiły się paskudne sińce. Właśnie sobie przypomniał, dlaczego od lat nie grał w Therię.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Widziadła:nie Ruch:6 Pole: 6 Efekt: nieparzysta + Nagle widzicie chmarę atakujących trzminorków - nie dość, że zostałeś boleśnie użądlony, to do końca gry jesteś smutny i nie możesz nic na to poradzić.
Nicholas zgłosił się na Therię zupełnie spontanicznie. Tim powiedział, że zdarzyło im się już w nią zagrać - w końcu byli Seaverami i przygody mieli we krwi. Oczywiście bez wiedzy dorosłych i na szczęście bez pozostałego kuzynostwa, bo więcej nie próbowali tego powtarzać. Wystarczy, że sami ledwie to przeżyli, a że kompletnie się nie spodziewali tego, co zaszło, gorąco odradzali Therię chociażby takiej Verce. Nie chcieli przecież, żeby stała się jej krzywda. Dlatego kiedy pocztą pantoflową dotarła do nich informacja o planowanych rozgrywkach, Młody opowiedział o tej sytuacji Nicholasowi i zgodnie ustalili, że się na nią nie wybierają. I oczywiście, bez wiedzy tego drugiego, każdy z nich i tak się zgłosił. Bo jak to mówią - gena nie evanescujesz. A ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Spodziewał się, że nie spotka tam nikogo znajomego. W końcu kto inny byłby tak nierozważny, by iść na rozgrywki przeklętej gry? I wtedy zobaczył Antonio. A zaraz potem Longweia. Na widok tego pierwszego zaiskrzyły mu się oczy, a usta ułożyły się w delikatny, ale zupełnie szczery uśmiech. Na drugiego popatrzył z życzliwością, bo polubił go, mimo iż spotkali się tylko jeden raz. Trzeci z kolei go zaciekawił. Przywitał się ze wszystkimi i usiadł w altance, zupełnie nie czując grozy, która powinna go przejmować. Przyjemny, piątkowy wieczór, lewitujące lampiony, żadnych trosk. I obecność mężczyzny, którego uwielbiał, chociaż nie obnosili się tym w towarzystwie. - Czyżby halucynacje? - zagadnął wesoło, kiedy zobaczył jak @Wally A. Shercliffe sięga po kamienie. Podał mu rękę na przywitanie. - Jestem Nico. Powodzenia w rozgrywce! A potem gra się rozpoczęła i Nicholas w kompletnym szoku patrzył, jak zewsząd powstają inferiusy. Poderwał się z miejsca i wyciągnął różdżkę, odrzucając przeklęte stwory. Pamiętał je z Venetii, kiedy w opuszczonym magipsychiatryku dopadły go niemal pod koniec wycieczki. Był zbyt zajęty bezpieczeństwem swoim i Antonio, by zauważyć, że jeden inferius dusi Wallyego. A kiedy wszystko minęło, usiadł ciężko na ławce i spojrzał z respektem na planszę. - A zatem to taka gra - powiedział i lekko się zawahał, zanim sięgnął po kości. Ostatecznie jednak odgonił niepewność i podjął się wyzwania, które sam przed sobą postawił. Kiedy jego pionek przesunął się na pole numer 6, na kamieniu pojawiły się litery, które Nicholas odczytał na głos. - „Melancholia jest rozpaczą, która nie zdążyła dojrzeć. Różnica wynika z czasowości. Czas rozpaczy jest czasem bez jutra. Czas melancholii jest czasem degradującego się jutra.” Rozejrzał się wokół, nie bardzo wiedząc, czego się spodziewać. Spojrzał na Tonio pytająco, jakby mężczyzna pojmował tajemnicę ukrytą w planszowej zagadce. I wtedy pojawiły się trzminorki, które zaatakowały ich całą chmarą. Seaver był zbyt zaskoczony, by zareagować od razu. Dopiero bolesne ukąszenie otrzeźwiło go na tyle, by syknął z bólu i przegonił zaklęciem resztę stworzeń. - Co to było? - spytał, ale szybko stres ustąpił miejsca smutkowi, który przepełniał teraz jego spojrzenie. Jaki sens był w tym wszystkim? W tej grze, w życiu, w całym świecie. I ten ból użądlenia, czy ten ból był w ogóle istotny w obliczu bólu istnienia?
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Widziadła:B/C, nie Ruch:2+5 Pole: 7 Efekt: nieparzysta + inferiusy mnie podduszają mam sińce na szyi
Antonio Díaz lubił ryzyko. Dlatego o c z y w i ś c i e, że postanowił się zapisać na Therię, cokolwiek to było. W końcu hazard to hazard, czyż nie? Siedział już w altance, obserwując w milczeniu upiorną planszę. Przywitał się już ze wszystkimi, póki co nie kojarzył ani tego Wally’ego ani Longwei’a, ot kolejne twarzyczki do kolekcji o nazwie „do zapomnienia”. Ale kiedy przyszedł Nico… nie mógł powstrzymać tego nieznacznego uśmiechu. Powstrzymał się jednak od czułych powitań, bo nie mógł sobie pozwolić na to, żeby całe Hogsmeade huczało od plotek na temat ich dwójki. Wystarczy, że celtyckiej nie powstrzymywali się od okazywania sobie czułości. Oj, nie pilnował się nie pilnował. I wcale nie był skupiony, toteż nagłe pojawienie się inferiusów całkowicie zbiło go z pantałyku. Zerwał się z miejsca i nie bawiąc w jakąś tam magię, od razu rzucił się na potwory z pięściami. Ostatnio miał mało okazji do wyzbycia się tego napięcia, tej werwy, tych nadprogramowych sił… więc walił to tu, to tam, świetnie się przy tym bawiąc. Gdy inferiusowa fala przeminęła, cmonknął, gdy spostrzegł sińce na szyi Wally’ego. No cóż, nieprzyjemna sprawa. - No nieźle, nieźle. Nie spodziewałem się, że to takie harce – parsknął, mimo to nieźle rozbawiony, i spojrzał wyczekująco na Nico. Teraz jego kolej i szczerze mówiąc, spodziewał się fajerwerków. A on przeczytał to, co pojawiło się nad planszą – szczerze mówiąc były to bzdety, bardzo demotywujące bzdety. Odwzajemnił pytanie w jego spojrzeniu, wzruszając przy tym ramionami, gdy nagle wokół nich pojawiła się chmara jakiś latających paskudztw. Tony rzucił na siebie protego, mając nadzieję, że osłoni go ich bolesnych ugryzień. Dostrzegł jednak, że Nico nie zareagował równie szybko i coś go dziabnęło. Ajajaj, carramba. Díaz nie znał się na brytyjskiej faunie, mógł więc mieć tylko nadzieję, że to nic poważnego. - Dobrze się czujesz? – zapytał go pospiesznie, gdy zagrożenie już minęło. Złapał go mimowolnie za rękę, ale szybko ją cofnął, by podnieść kości i wykonać swój ruch. Jego pionek spoczął obok pionki Wally’ego, a Tonio wiedział, co to oznacza. I podobnie jak wcześniej, postanowił polegać na pięściach, co okazało się dla niego feralne. Dopiero, gdy inferius zaczął go podduszać, zrozumiał powagę sytuację i cisnął drętwotę prosto pomiędzy jego oczodoły. - No, pięknie. Po tym zostanie ślad – powiedział wreszcie, gdy uporali się z nieumarłymi potwornościami. Zajął z powrotem swoje miejsce i spojrzał na Longwei’a. - Mam nadzieję, że będzie miał pan więcej szczęścia. Chociaż przy tej grze? Wątpię! Co za cudownie nieodpowiedzialna zabawa. - Dobry humor dość szybko do niego wrócił, choć raz po raz zerkał nieznacznie na Nico. Czy to tylko dziwne wrażenie, czy coś było nie tak?
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Zza twoich pleców dolatuje jakiś krzyk. Masz wrażenie, że jest w nim coś potępieńczego, a może to jakieś ostrzeżenie? Tak czy inaczej, zaczynasz biec przed siebie, jakby ciało samo zareagowało, bez twojego udziału. Gnasz tak długo, aż się nie potkniesz albo nie trafisz na ścianę, orientując się, że wcale nie utknąłeś w wąskim, ciemnym wąwozie.
Ruch:4 Pole: 4 Efekt:parzysta + Biegnie stado buchorożców, wszystko się trzęsie, pionki spadają z planszy. Stado omija was, a waszym największym zmartwieniem jest ustawienie na nowo pionków planszy.
Potrzebował zrobić coś, co pozwoli mu oderwać myśli od rodzinnych problemów, które wciąż jego zdaniem nie zostały rozwiązane. Wciąż nie wszystkie strony wypowiedziały ostatnie zdanie, przez co smokolog czuł się, jakby w każdej chwili miało wydarzyć się coś złego, czego nie był w stanie w żaden sposób zatrzymać. Z tego powodu wzięcie udziału w turnieju therii wydawało się dobrym pomysłem. Tym bardziej że gra nawet mu się spodobała, choć granie w nią w pomieszczeniu nie było najlepszym pomysłem. Skierował się na miejsce z jednym eliksirem wiggenowym, jaki otrzymali wraz z listem informującym o miejscu rozgrywek i różdżką. Więcej nie wolno było mieć ze sobą, ale i tak nie wiedziałby, co miałby w takim wypadku zabrać. Przywitał się ze wszystkimi, zachowując łagodny uśmiech na twarzy i całkowity spokój, jak zawsze, jak był nauczony i z zaciekawieniem przyjął, że był ostatni w kolejce. To, czego zdążył się nauczyć w trakcie różnych gier, to, że ostatni nie miał się zawsze najgorzej, a w rozgrywkach, jak theria było nawet lepiej. Oczywiście pierwsze rzut od razu przyniósł na nich problemy, jakich nie chcieli doświadczać. Inferiusy pojawiły się wokół nich, każdy próbował się przed nimi bronić, ale najgorsze było wzbicie przez nie pyłu w powietrze. Tak, jak na początku Huang widział, jak Shercliffe sięga po kamienie, które z pewnością musiały wydawać mu się jakimś jedzeniem, tak sam miał wrażenie, że coś się zmieniło. Usłyszał krzyk i nagle nie był w stanie panować nad swoimi nogami. Zaczął biec, choć szczęśliwie nie zdołał oddalić się od altany, potykając się i upadając. Zderzenie z ziemią wystarczyło, żeby otrząsnął się z halucynacji. - Wygląda na to, że rozgrywka nie przeszkadza halucynacjom - zauważył, dołączając do wszystkich przed rzutem Nico. Kiedy nagle nadleciał rój trzminorków, wzniósł wokół siebie pospiesznie barierę, starając się uniknąć użądlenia. Niestety nie udało się to Seaverowi, a Wei słysząc pytania Anthonio, sam również spojrzał uważniej na Nico. - To były trzminorki. Nie są zbyt niebezpieczne, ale ich użądlenie może sprowadzić depresję, tak jak spożycie większej ilości miodu - wyjaśnił, uśmiechając się nieznacznie do mężczyzn. Niewiele później znów zaciskał palce na różdżce, kiedy kości ponownie wskazały pole z inferiusami. Tym razem szczęśliwie nie słyszał żadnego krzyku i mógł skupić się poprostu na obronie przed istotami. Niestety Antonio, tak jak Wally skończył z siniakami na szyi, choć może należało uznać to za objaw szczęścia? Ostatecznie zawsze mogło być gorzej… W końcu nadeszła jego kolej. Wziął kości w dłoń, potrząsnął nią i wypuścił gości na stół, aby zaraz zobaczyć, że znajdował się na czwartym polu. Był ostatni. Choć nie czuł się z tym najlepiej, nie pokazał nic po sobie, ze wciąż łagodnym uśmiechem na twarzy odczytując napis. - Kto na ludzi patrzy, jak na stado i ucieka przed nim co sił w nogach, tego ono z pewnością dopędzi i weźmie na rogi - powiedział cicho i nim zdążył wyrazić brak zrozumienia sensu tego zdania, ziemia zaczęła się trząść. Wszystko wokół nich wibrowało, a po chwili pojawiło się stado buchorożców. Plansza wraz z pionkami przewróciła się, kiedy zwierzęta zaczęły zbliżać się do altany, ale w końcu rozdzieliły się, omijając ją. Longwei wstał z miejsca, przyglądając się stadu z zachwytem, jakiego nawet nie próbował ukrywać. Nie często można było być tak blisko tych stworzeń, więc cieszył się z tej jednej chwili. Kiedy stworzenia wyminęły altanę, Huang podniósł planszę i pionki, ustawiając je ponownie na właściwych miejscach. - No to mieliśmy chwilę przerwy od niebezpieczeństw. Pozostaje pytanie, co dalej - odpowiedział na wcześniejsze słowa Antonio, uśmiechając się do pozostałych i przekazał kości Wally’emu.
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Widziadła: (już rozegrałam) Ruch:5+4 (9) Pole: 16 Efekt: nieparzysta laqueushiems mnie uwięziło, uwalniam się zaklęciem, ale na nogach zostają mi rany
Wally zaśmiał się cicho, widząc, że Nico go rozgryzł. Odpowiedział uściskiem dłoni. - Na to wygląda. Byłem przekonany, że to placki z bitą śmietaną i owocami - wyznał z rozbawieniem. - Wally. Wzajemnie. Obyśmy wyszli cało z tej zabawy - odparł, uśmiechając się szeroko. Obserwował wszystko z wyraźnym zaciekawieniem, choć nienachalnie. Miał dziwną pewność, że między Nico a Antoniem coś jest, ale nie miał zamiaru w to wnikać. Posłał lekki uśmiech Longweiowi, który również uległ halucynacjom, może nawet bardziej kłopotliwym niż on sam. Z trzmiorkami poradził sobie bez trudu, ale zauważył, że Nico, który sprawiał wrażenie bardzo sympatycznego, nie miał tyle szczęścia. Dostrzegł zmianę jego nastroju i już otwierał usta, żeby wyjaśnić Diazowi, co to za stworzenia, kiedy ubiegł go Longwei. W pewnym sensie kolejny atak inferiusów nie był już takim zaskoczeniem i tym razem Walter poradził sobie lepiej, ciskając w nie zaklęciami i trzymając je na dystans. Kiedy było już po wszystkim, zauważył, że na szyi Antonia pojawiły się takie same sine ślady jak na jego własnej. Koszmar, choć faktycznie - mogło być gorzej. Podobnie jak Longwei, na stado buchorożców zareagował zachwytem, a nie przerażeniem, zwłaszcza że zgrabnie wyminęły altankę. Na twarzy Wally'ego pojawił się szeroki, promienny uśmiech i wyglądał, jakby miał ochotę wskoczyć na grzbiet jednego z tych imponujących zwierząt. Po chwili jednak wrócili do gry, uporządkowawszy najpierw planszę. Z uśmiechem przyjął kości od Longweia, zastanawiając się, czy tym razem uda mu się przejść swoją kolejkę bez szwanku. Rzucił kośćmi, po czym nachylił się, by odczytać napis. - „Więzienie może deprawować ludzi, rozbudzając najgorsze skłonności ludzkiej natury"... Nie brzmi to zbyt... - urwał, bo w tym momencie pod jego nogami zaczęły rosnąć laqueushiems, które złapały jego nogi tak szybko, że nie zdążył nawet zareagować. Syknął, ale nie szamotał się, wiedząc, że konsekwencje mogą być bardzo przykre. Wymamrotał zaklęcie, celując w złośliwą roślinę, która na szczęście wypuściła go ze swojego uścisku, zostawiając jednak na nogach Wally'ego piekące rany. Rozważał wykorzystanie eliksiru uzdrawiającego, ale... przed nim jeszcze wiele rzutów i pewnie wiele niebezpieczeństw. Był twardym facetem, poza tym wiedział, że jedynej szansy na uzdrowienie nie można wykorzystać z byle powodu. Dalej mogło być tylko gorzej. - Chyba dziś brakuje mi szczęścia. Mam nadzieję, że nie mówię tego w złą godzinę - zażartował, przekazując kości Nico i starając się nie krzywić z bólu, mimo że jego nogi wyglądały dość paskudnie.
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Widziadła:nie Ruch:7 Pole: 13 Efekt: parzysta – krztusisz się, bo wdychasz tak naprawdę truciznę, ale udaje ci się unieszkodliwić te okropne rośliny zanim byś zaczął wąchać kwiatki od spodu + do końca gry jesteś smutny
- Tak - skłamał Nicholas w odpowiedzi, nie chcąc martwić Antonio i ścisnął delikatnie jego dłoń, by dodać mu nieco otuchy. W końcu działy się tu dużo poważniejsze rzeczy, niż jego nieistotne nicholasowe smuteczki. W ogóle on sam chyba był nieistotny i na tę myśl zrobiło mu się jeszcze smutniej. Wbił wzrok w planszę, ale nie bardzo przyswajał to, co się dalej działo. Inferiusy, które znów wylazły spod ziemi, tym razem nie zrobiły na nim wrażenia. Po prostu siedział sobie i czekał, aż znikną, tak jak poprzednio. Dopiero kiedy zdał sobie sprawę, że teraz był ruch Tonio, podniósł wzrok, uświadamiając sobie, że na szyi kochanka zaciskają się szpony poczwary. Zanim Seaver zareagował, Katalończyk zdążył samodzielnie uporać się z problemem, czym wzbudził kolejną falę melancholii młodzieńca. No tak, on był skuteczny, nie to co Nico. Westchnął z żałością. - Mam nadzieję, że to tylko sińce? - spytał i znów opuścił wzrok, przygnębiony wizją innego biegu wydarzeń. - Byłoby bardzo smutno, gdyby zrobił ci coś gorszego... Potem Longwei wykonał swój ruch, zsyłając im stado buchorożców. Ach, Wei... Mieli pościgać się w basenie i co? Być może nigdy nie będzie im to dane, jeśli zginą tu dzisiaj zupełnie niepotrzebną śmiercią. A Wally? Takie miłe imię, Wally. I miły człowiek. Pewnie jego też pogrzebie pochopnie podjęta decyzja o rozgrywce. O, na przykład teraz, poprzez tę roślinę. A nie, jednak sobie poradził. Jakie to smutne, że przydarzyła mu się krzywda. Nicholas przejął kostki i świadom tego, że zaraz na niego przyjdzie kolej nieszczęścia, wykonał rzut. - „Czuła jak trucizna, trawi ją od środka, ogłuszając i pozbawiając tchu.” - przeczytał. Ach. Czyli to już. Rzucił zaklęcie bąblogłowy, by opóźnić to, co nieuniknione, z zaskoczeniem stwierdzając, że wcale nie umiera. Cóż. Jak nie w tym ruchu, to w następnym. Przekazał kostki @Antonio Díaz i rozwiał zarodniki, likwidując dziwne grzyby.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Ruch:5 Pole: 12 Efekt: nieparzysta + zarosłeś do tego stopnia, że musisz odgarniać swe włosy na bok, aby cokolwiek widzieć. I tak do końca walki.
- To nic poważnego – zaśmiał się, słysząc uwagę Nico. Trochę nieprzyjemne, ale to na pewno nic, co nie przejdzie mu po paru dniach. Widział jednak smutek w jego oczach i to zabolało go bardziej. Nie zdążył jednak zareagować, bo przecież gra była w toku. Antonio nie był złośliwy z natury, toteż powstrzymał się od zbędnych komentarzy, gdy Longwei wpadł w ścianę. Halucynacje dopiekały wszystkim i to wcale nie był powód do śmiechu, a do zmartwień. Jego odpowiedź przyjął po prostu skinieniem głowy, rzucając zmartwione spojrzenie Nico. Dobrze wiedział, że mężczyzna ma wiele powodów do tego, by czuć się smutnym i jak ów potrafił się skończyć. Mógł mieć tylko nadzieję, że to minie, gdy tylko wyjdą z tej uroczej altanki. Po ruchu Longwei’a na miejscu zdarzenia znikąd pojawiło się… stado pieprzonych buchorożców. Co śmieszniejsze, sam zainteresowany patrzył na mnie, jakby były najpiękniejszym zjawiskiem na ziemi, kompletnie się ich nie bojąc. Tony trzymał różdżkę w gotowości, ale okazała się ona niepotrzebna. Stworzenia minęły zabudowanie i pomknęły dalej. - Kto wypuścił buchorożoce? – zażartował Díaz, parafrazując słowa znanej piosenki. Była jednak z mugolskiego kręgu kulturowego, nie każdy pewnie to załapał, więc po prostu skupił się na kolejnym ruchu Wally’ego. Po tym, jak odczytał tajemniczy napis, pod ich nogami zaczęły rosnąć jakieś dziwne chwasty. Antonio odruchowo uniósł swoje nogi do góry, tak by go nie dorwały, ale Wally nie miał tyle szczęścia. No cóż, złego diabli nie biorą, czy coś. Jego nogi wyglądały paskudnie i przez krótką chwilę Tony myślał sobie, czy mu nie pomóc. W końcu znał się co nieco na magii leczniczej, ale z drugiej strony… Na tym polega chyba ta gra. Uznał, że jeśli będzie naprawdę źle, mężczyzna z pewnością skorzysta z podarowanego wiggenowego. Póki co powstrzymał się jednak od niepotrzebnych aktów dobroci. Kolejny ruch, kolejne niebezpieczeństwo. Tym razem Nicholasa zaatakowały jakieś grzyby, które zaczęły tworzyć zarodniki. Smród czy instynkt samozachowawczy, trudno stwierdzić co podpowiedziało Diazowi, aby podążyć tropem swojej sympatii i rzucić zaklęcie bąblogłowy. Gdy zagrożenie minęło, Tony odetchnął pełną piersią i przejął kostki z uśmiechem na twarzy. - Pogratulować refleksu, compadre – powiedział, po czym bez ceregieli rzucił kostki na planszę. Przesunął swój pionek na dwunaste pole i nie bawiąc się w odczytywanie śmiesznego ostrzeżenia, po prostu czekał na to, co da mu los. Rozejrzał się ciekawie, ale z początku zadawało się, że nic się nie stanie. I nagle chlasnęło mu eliksirem prosto w twarz. Najpierw wyrosła mu broda, potem owłosienie pokryło jego ręce i klatkę piersiową. A na koniec czoło zakryła mu bardzo gustowna emo grzyweczka. Żadna magia nie pomagała, toteż Tony przyjął ów fakt z dobrodziejstwem inwentarza. - Jak wam się podoba moja nowa stylówka? – zapytał, nie tracąc dobrego humoru. Zgarnął włosy za bok, ale szybko zasłoniły mu widok na to, co się dzieje. Przydałaby się jakaś gustowna spineczka.
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Najpiękniejsze na świecie były smoki, ale buchorożce także były cudowne, jak większość magicznych stworzeń. Owszem, istniały od tego wyjątki, jak chociażby chorbotki, które zaatakowały Nico, ale w głównej mierze, w oczach smokologa większość fauny była zachwycająca, a już szczególnie kiedy można było zobaczyć je na żywo. Szczęśliwie nikt nie pytał go o zdanie, żeby mógł zacząć o tym rozmowę, choć wcześniej wydawało mu się, że również Shercliffe spoglądał na zwierzęta z takim samym zachwytem. Później jednak wszystko potoczyło się gorzej i w efekcie, kiedy odbierał gości od Antonio, miał wrażenie, że sam jedynie trzyma się jeszcze w pełni zdrów. To z pewnością miało się niedługo zmienić, bo w trakcie gry w therię trudno było mówić o byciu szczęściarzem. - Całkiem gustowna, ale raczej niepraktyczna - odpowiedział do Antonio, kiedy pytał o to, jak podoba się innym jego stylówka, uśmiechając się do niego łagodnie. Rzucił kośćmi, po czym obserwował, jak pionek sam przesuwa się po planszy, zatrzymując na właściwym polu. Przede wszystkim nie miałeś pożywienia, a byłeś za słaby, żeby udać się na polowanie, chyba że w charakterze ofiary. Odczytał słowa na głos i wiedział, w tej chwili już wiedział, że nie zdoła wyjść z tego obronną ręką, cokolwiek miało na niego zapolować. Wciąż z całkowitym spokojem, nie ruszając się z miejsca, zaczął rozglądać się wokół, a gdy usłyszał szelest, złapał mocno za różdżkę, odwracając się w stronę krzaków w tej samej chwili, w której strzała przemknęła obok jego ucha. Miał nadzieję, że nie trafiła nikogo, ale nie rozglądał się wokół. Próbował wznieść barierę przed sobą i rozpoznać, z kim przyszło mu walczyć, a może przed kim powinien uciekać. W końcu zobaczył centaura z łukiem i strzałami, które jedna za drugą leciały w jego stronę. Starał się je odbijać zaklęciami, ale w końcu jedna wbiła się w jego nogę, wyciągając spomiędzy ust Huanga kilka przekleństw. W końcu, choć wzbraniał się przed tym do ostatniej chwili, cisnął zaklęciem w centaura, atakując go, zamiast po prostu się bronić i to był właściwy ruch. Przeciwnik rozwiał się, a on sam został ze strzałą wbitą w nogę. Jeśli to nie była chwila na eliksir wiggenowy, to on nie wiedział jaka była. Wyjął strzałę z nogi, a po chwili wypił eliksir, obserwując, jak rana zaczyna się zamykać, pozostawiając go w pełni zdrowym. Cóż, oby później nie przydarzyło się nic podobnego. - Oby tym razem rzut poszedł lepiej niż poprzednie - życzył Wally'emu, podając mu kości, ponieważ pomimo rywalizacji, nie miał ochoty obserwować, jak inni tracą na zdrowiu przez grę. Nawet taką.
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Ruch:9 Pole: 25 Efekt: nieparzysta + trzęsienie ziemi, wpadam do dziury i nabijam sobie guza
Ból nóg naprawdę mu doskwierał, ale Wally postanowił być przezorny i jak najdłużej nie wykorzystywać eliksiru wiggenowego. Czy to przesada? Trudno powiedzieć. Dość że po tej kolejnej drobnej katastrofie, zaczął mieć nadzieję, że gra zakończy się w miarę szybko i w miarę bezboleśnie. Przynajmniej towarzystwo było sympatyczne i mimo że przecież ze sobą rywalizowali, to nikt nie triumfował, gdy innym działa się krzywda. A ta dziwna chemia między Antoniem a Nico nie była tego jedyną przyczyną. Rozsądnie poszedł w ich ślady, rzucając na siebie zaklęcie bąblogłowy, gdy grzyby zaatakowały ich trującymi zarodnikami. Był umiarkowanie ciekaw, co przytrafi się Hiszpanowi - nie dlatego że rozgrywka była mu obojętna, ale dlatego że okazała się bardziej brutalna i niebezpieczna niż pamiętał. Jednak widocznie Diazowi sprzyjało szczęście, bo gwałtowny porost owłosienia, mimo że komiczny i może nieco kłopotliwy, nie wydawał się ani groźny, ani bolesny, dlatego Wally parsknął cichym śmiechem. - Twarzowa, ale może być kłopotliwa przy jedzeniu - potwierdził opinię Longweia, uśmiechając się szeroko. Jednak zaraz przestało mu być do śmiechu, bo do jego sympatycznego towarzysza, który wydawał się podzielać jego fascynację buchorożcami, ktoś zaczął szyć z łuku. Wally przytomnie osłonił się zaklęciem protego, dzięki czemu udało mu się odbić strzałę, która nie trafiła w Longweia, ale o mały włos wbiła się mu w ramię. Ku swojemu zdumieniu Wally dostrzegł, że to sprawka centaura, który z nieubłaganą konsekwencją słał w ich stronę kolejne strzały. Niestety Huanga chyba opuściło szczęście, bo centaurowi udało się wreszcie go zranić, trafiając w nogę. Wally aż syknął, szczerze mu współczując. Z ulgą przyglądał się, jak eliksir wiggenowy robi swoje i po chwili noga Longweia całkowicie się zagoiła. Może i on powinien zaryzykować? - Nie dziękuję, żeby nie zapeszyć - odparł z uśmiechem Wally, przyjmując kości od Longweia, ale patrząc na niego z wdzięcznością. Odrobina szczęścia na pewno by mu nie zaszkodziła. Wykonał swój rzut i zamarł, widząc, że jego pionek zdecydowanie wysunął się na prowadzenie, ale przepowiednia wydawała się niebezpiecznie jednoznaczna: „Trzęsienia ziemi są grymasami świata”. - O Merlinie... - westchnął tylko Walter, bo w tym momencie ziemia pod ich stopami zaczęła gwałtownie drżeć. Chwilę później w podłodze altanki pojawiła się ziejąca dziura, oczywiście tuż pod stopami Wally'ego, który zachwiał się i wpadł do środka. Jedną ręką uczepił się jakiejś deski, a drugą sięgnął po różdżkę i wyczarował liny, które obwiązały barierkę altanki - chwała Merlinowi, że był sprawny i silny, bo inaczej cała ta zabawa mogłaby się naprawdę źle skończyć. Pewnie z jakąś pomocą swoich towarzyszy wyczołgał się na powierzchnię i położył się na podłodze, dysząc ciężko. Głowa pulsowała mu bólem i czuł, że na czole rośnie mu paskudny guz. Tego było już zbyt wiele i Wally bez słowa sięgnął po swój eliksir, opróżniając fiolkę bez dalszej zwłoki. Poczuł natychmiastową ulgę, gdy rany na nogach się zabliźniły, a i guz chyba zaczął się zmniejszać. Wręczył kości Nico. - Nie daj się zabić tej cholernej grze - zaśmiał się, ale w jego głosie słychać było znużenie. Dlaczego niektórym rosło po prostu trochę więcej włosów, a inni niemal ginęli w trzewiach Ziemi? Zdaje się, że Wally'emu nie dopisywało szczęście. Nawet jeśli wysunął się na prowadzenie.
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Ruch:7 Pole: 20 Efekt: parzysta – do końca gry ma 30 lat więc wygląda tak + do końca gry jest smutny
Nicholas pokiwał głową ze smutkiem, wzdychając nad ciężkim losem. Jego pożerało przygnębienie, a Tonio był tak promienny i radosny! Serce zakłuło go boleśnie na myśl, że ten uśmiech kiedyś zgaśnie na zawsze. Pytanie o nową stylówkę pewnie by go rozbawiło, gdyby nie to, że cały świat przybrał dla niego kolory szarości. Tylko oczy, choć smutne, zdawały się pełne uczucia i niemego zapewnienia, że "tobie we wszystkim pięknie, Mio Caro." Przejął kostki, ze zdziwienie patrząc na Wally'ego, gdy ten złożył mu wesołe życzenia. - I tak wszyscy umrzemy. Życie tylko odwleka to, co nieuniknione - rzucił, coraz bardziej poddając się mocy trzminorka. Kulnął kośćmi, a słowa Therii zdawały się potwierdzać jego wcześniejszą tezę. - "Starość zamiast jutra posiada wczoraj." A co, jeśli ktoś nie posiada ani jutra, ani wczoraj? Jest puchem marnym, liściem na wietrze. Już się w nim budziła dusza poety, kiedy ogień natchnienia ugasił eliksir, który chlusnął na niego niewiadomo skąd. Nicholas zaczął się starzeć w oczach, ale zareagował błyskawicznie, rzucając przeciwzaklecie. Zatrzymał się gdzieś przy trzydziestce i nie dało się zaprzeczyć, że dojrzałość zadziałała na jego powierzchowność bardzo korzystnie.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Ruch:9 Pole: 21 Efekt: nieparzysta + lewituje do końca walki (plus mam sińce i jestem pokryty włosami)
Aj tam, niepraktyczna. A tam kłopotliwa przy jedzeniu. A tam obrzydliwa. Kto by się przejmował takimi szczegółami. Spojrzał na Longwei’a z rozbawieniem, w gruncie rzeczy zastanawiając się, kim są ich dzisiejsi przeciwnicy. Nic o nich nie wiedział, równie dobrze mogli być z samego ministerstwa czy coś. Uśmiechnął się w odpowiedzi, nie żeby było to widać spod tych wszystkich włosów i pierwszy raz od dawna zamilknął. Tym razem powstrzymał się przez chwilę od komentarzy i po prostu obserwował grę. I o kurde, zaniemówił po raz kolejny. Zza krzaka wypadł na nich centaur z kołczanem strzał. Czy do oni, przepraszam, nie byli w Hogsmeade? Co za heca! Diazowi na szczęście nic się nie stało, bo przecież jest głupi, a tacy zawsze mają farta. Nie można było jednak powiedzieć temu samego o Longwei’u, ale szybko podleczył się podarowanym wiggenowym. Kolejne niebezpieczeństwo okazało się równie, jeśli nie bardziej, groźne jak poprzednie. I na Merlina, Díaz pomyślał sobie, że ma więcej szczęścia niż rozumu. Nawet nie wiedział, na co się pisze, gdy decydował się na turniej. Oni tu prawię ginęli, a jemu urosły włosy i… tyle? Coś tu jest podejrzane. Tony rzucił się na Wally’ego i pomógł mu wydostać się na górę. - My na pewno gramy w tą samą grę? – zapytał ni to Shercliffe’a, ni Huanga, po czym usiadł z powrotem na miejscu, by obserwować ruch Nico. O siebie się nie martwił. O niego? To już inna kwestia. Spojrzał na swojego… yyy… przyjaciela? Partnera? Sympatię? Chyba wszystko na raz, gdy ten zabrał znowu głos. Co on znowu pierdoli. No tak, to fakt, wszyscy będziemy trzy metry pod ziemią ale czemu wspomina o tym akurat teraz, gdy perspektywa tego jest tak nieprzyjemnie bliska? Spojrzał na niego, posłał mu słaby uśmiech, ale powstrzymał rękę, która już pomykała w stronę jego dłoni. No i dobrze, bo chlusnęło mu eliksirem prosto w twarz. Díaz nie znał się na miksturach, ale to chyba był eliksir postarzający. W jedną sekundę postarzył się o mniej więcej dekadę i Tony musiał przyznać, że bardzo ładnie mu z brzemieniem czasu. - Nico, ty się dobrze czujesz? - zapytał z troską, ale w jego oczach iskrzyło się również coś innego. Coś, co świadczyło, że podoba mu się ten widok. - Nikt nie posiada ani jutra, ani wczoraj, ani nawet teraz. Nie ma co się nad tym roztkliwiać, trzeba żyć pełnią życia! Díaz porwał kości ze stołu i wykonał swój ruch. Tym razem przeczytał napis, nie żeby coś z niego zrozumiał… i nie wiedział co to leci w jego stronę. Zanim się zorientował, co się dzieje, było za późno. Użądliły go i poleciały sobie hen. Wtedy zaczęło mu się kręcić w głowie. Złapał się za skroń i przymknął oczy. A gdy je otworzył wbrew wcześniejszym prognozom był nie trzy metry pod ziemią a ze trzydzieści centymetrów nad nią. Spojrzał zdziwiony na swoich towarzyszy. - Yyy… to na pewno ta sama gra? – zapytał po raz kolejny, powstrzymując uśmiech, który nieomal wstąpił mu na twarz.
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Ruch:6 Pole: 15 Efekt:parzysta - wybijam szczuroszczety ale mam postrzępione nogawki
Taki był urok therii. Można było w niej stracić życie, ale równocześnie można było przejść właściwie bez żadnego zadrapania. Uśmiechnął się więc lekko na słowa Antonio, nie odpowiadając jednak. Mimo wszystko skupiał się bardziej na tym, w jakim stanie sam był, nie mając pewności, czy nie będzie jednak żałował, że tak szybko wypił eliksir wiggenowy, choć z drugiej strony, przynajmniej nie wpadł prawie do otchłani w ziemi. Przyglądał się przez moment Wally’emu, upewniając się, że z mężczyzną było wszystko w porządku. Prowadził i z pewnością miał wygrać tę rozgrywkę, ale lepiej, aby nie było to kosztem zdrowia. Nico oraz Antonio mieli spokojniejsze już doznania, co Huang przyjął z ulgą, podejrzewając jednak, że skoro ta dwójka trafiła na łagodne pola, jemu przytrafi się coś trudniejszego. - Nie na tym polega losowość podobnych gier? - odpowiedział pytaniem Antonio, uśmiechając się do niego lekko, gdy odbierał od niego kości. - Zostaje pytanie, czy wygraną jest dojście do mety, czy wyjście z rozgrywki bez szwanku - dodał jeszcze nieco filozoficznie, po czym rzucił kośćmi. Obserwował przesuwanie się pionka, nie dziwiąc się, że pozostawał w tyle za pozostałymi i niespecjalnie się tym przejmując. Ważna była sama gra i możliwość zapomnienia o prywatnych problemach. Nagle pomiędzy ich nogami pojawiły się szczuroszczety, które zaczęły atakować go, próbując gryźć po kostkach. Bez zastanowienia wszedł na ławkę, nie pozwalając im sięgnąć swoich nóg i zaczął miotać w nie zaklęciami ogłuszającymi. Szczęśliwie po trafieniu zwierzęta rozpływały się, aż wszystkie zniknęły, a Huang kończył z poszarpanymi nogawkami, ale bez odniesionych ran. - Losowość i nieprzewidywalność… Ale to już chyba się kończy, mam rację? - zapytał, podając kości Wally’emu, uśmiechając się do niego lekko.
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
- Mam co do tego pewne... wątpliwości. Dzięki - wysapał Wally, wdzięczny za pomoc Antonia w wygramoleniu się z dziury w ziemi. Ewidentnie niektórym sprzyjało szczęście i wychodzili z kolejnych rzutów bez szwanku, za to on zdecydowanie wysunął się na prowadzenie i miał największe szanse na wygraną. Czy było warto? Cóż, teraz, kiedy nic mu nie dolegało po zastosowaniu eliksiru wiggenowego, nie było najgorzej, choć musiał przyznać, że nadal był wewnętrznie lekko roztrzęsiony po tym, jak niemal pochłonęła go ziemia. Zarówno Antonio, jak i potem Nico nie musieli się zmagać ze szczególnie poważnymi konsekwencjami rzutu, co przyjął z pewną ulgą. Ta gra nie polegała na zebraniu gorszych cięgów i nie życzył nikomu, żeby musiał przejść przez to, przez co on przechodził. Pomyślał, że te kilka lat, jakich dodał Nicholasowi eliksir, nie odebrały mu urody, a przeciwnie - dodały charakteru i męskości. W gruncie rzeczy to pewnie przyjemne - wiedzieć, że czas okaże się dla nas łaskawy i że możemy patrzeć w przyszłość z optymizmem przynajmniej pod tym względem. - Dobre pytanie. Jeśli to drugie, to niewątpliwie przegrałem - roześmiał się cicho Wally w odpowiedzi na uwagę Longweia. - Niech to! - zawołał Wally, kiedy po rzucie jego poprzednika pojawiły się wyjątkowo złośliwe szczuroszczety. On również wskoczył na ławkę i potraktował kilka z nich drętwotą, tym razem wychodząc z tej przygodny bez choćby jednego draśnięcia. - Cóż... zaraz się przekonamy. Może los spłata mi kolejnego figla - roześmiał się cicho Shercliffe, przyjmując kości od Longweia. Na moment przymknął oczy, jakby to skupienie mogło mu w czymś pomóc, po czym wykonał rzut i z napięciem obserwował, jak jego pionek przesuwa się dokładnie na pole mety. Ze świstem wypuścił powietrze i uśmiechnął się szeroko - radośnie, ale bez triumfu. - Panowie, drogo okupiłem to zwycięstwo. Dziękuję za wspólną grę - powiedział wesoło, ściskając każdemu z nich dłoń i czując ulgę, że to już koniec. Theria okazała się wobec niego przewrotna, z jednej strony pozwalając mu wygrać, ale z drugiej nie oszczędzając ran i naprawdę nieprzyjemnych doświadczeń.