Podobno Godryk bardzo lubił pić w tym miejscu herbatę razem z Helgą Hufflepuff, podziwiając mały staw i słuchając szumu wodospadu, rozprawiając na najróżniejsze tematy. Przyjęło się więc nazywać podest altaną Helgi. Jest podzielony na kilka części. Środkowa, największa, pomieści naprawdę sporą ilość osób, jednak po bokach, rozrzucone w równej odległości od siebie, znajdują się też mniejsze altanki - dwu i czteroosobowe. Wieczorami oświetlana jest lampionami, unoszonymi przez magiczne owady, znajdujące się w środku. Od czasu do czasu organizuje się tu mniejsze lub większe imprezy, najczęściej jednak można natrafić na regularne wieczorki artystyczne, na które przybywa się nawet z Londynu.
W końcu postanowiłeś wziąć się za swoje hobby, którym było robienie zdjęć. Czemu by na tym nie zarobić? Znalazłeś w gazecie ogłoszenie, które przykuło Twoją uwagę — organizowano konkurs zdjęciowy na uchwycenie ostatnich chwil lata, jednak na zdjęciach konieczne były dostrzegalne ślady jesieni. Nagroda była przyzwoita i zawsze uzyskałbyś recenzję, może nawet uda Ci się wysłać zdjęcie na miarę pierwszej strony gazety? Zabrałeś więc następnego dnia swój sprzęt i wyruszyłeś na łowy idealnego ujęcia, mając w głowie idealne miejsce.. Rzuć kostką! Możliwe Scenariusze: 1,5 Przyszedłeś w porę. Słońce wyglądało zza chmur, idealnie oświetlając starą Altanę i tętniące dookoła niej życie. Wciąż było tu zielono, jedynie kilka liści opadło na kamienną posadzkę czy na szumiącą wodę w dole wodospadu. Atmosfera tu była magiczna, dało się wyczuć magię legend i opowieści, które przekazywane były w tej okolicy z pokolenia na pokolenie. Zastanawiałeś się chwilę, co chcesz uzyskać za zdjęcie, kiedy doszedłeś do wniosku, że mógłbyś sobie trochę pomóc! Wyjąłeś różdżkę i kilkoma czarami stworzyłeś idealną scenerię, zabierając się do pracy! Doskonałym pomysłem było przeniesienie kamiennej figurki borsuka na pierwszy plan i zmienienie kolorów kilku listków dookoła. Do Twojego kuferka trafia 1 Punkt Zaklęć ! Upomnij się o niego w odpowiednim temacie! 2,6 Wszystko poszło Ci świetnie, a fotografię konkursową miałeś zrobioną po trzydziestu minutach, dzięki czemu mogłeś chwilę odsapnąć. Usiadłeś z kubkiem kawy, czując się niczym Godryk Gryffindor współczesności, mimowolnie kierując swoje wspomnienia w stronę szkoły i spędzonych tam lat. Gdy wróciłeś do domu, przygotowałeś formularz zgłoszeniowy i zapakowałeś wybraną fotkę, będąc dobrej myśli. Ujęcie doskonale oddawało temat konkursu i wierzyłeś, że Ci się uda. Po kilku dniach przyszła odpowiedź — może nie udało się zająć pierwszego miejsca, jednak jak na pierwszy konkurs poszło Ci naprawdę dobrze! Otrzymałeś wyróżnienie, a Twoją sakiewkę zasiliło 40 Galeonów! Zgłoś się po nie w odpowiednim temacie! 3,4 Robiłeś zdjęcia, wpadłeś w jakiś trans — jednak po przejrzeniu wszystkich swoich ujęć doszedłeś do wniosku, że żadne się nie nadaje. Nie miało tego czegoś, co skłoniłoby Cię do wysłania je na konkurs. Sceneria była piękna, jednak razem z kolejną spędzoną tu godziną dochodziło do Ciebie, że jest zbyt letnia. Do tego wszystko zaabsorbowany szumiącym wodospadem potknąłeś się o rozwiązanego buta i wywaliłeś, tłukąc kolano. Zrezygnowany i nieco zirytowany zmarnowaniem całego dnia, wracasz z niczym i uświadamiasz sobie, że tylko do dziś możliwe było wysłanie pracy! A to Ci pech! Następnym razem z pewnością będziesz bardziej ostrożny w pilnowaniu terminów.
______________________
Dominik Rowle
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizna na skroni po wypadku w szwajcarskich górach.
Przez bardzo długi czas Dominik zajmował się wyłącznie tatuowaniem. Cały dzień spędzał w studio, chodził na kursy i ćwiczył, ćwiczył, ćwiczył… Jego starania odnosiły efekty, owocowały wprawniejszą ręką, lepszym warsztatem rysunku i zadowolonymi klientami. Dominik uwielbiał swoją prace i czuł, że był na właściwym miejscu. Raczej nie przewidywał dla siebie zmiany drogi życiowej, miał nadzieję, że zdrowie i los pozwoli mu wykonywać zawód tatuatora jak najdłużej się da. Ostatnimi czasy jednak coraz bardziej ciągnęło go do hobby, które odsunął na dalszy plan. Fotografia. Kiedyś robił to całkiem często, na tyle ile pozwalał mu grafik dnia, ale jednak robił. Teraz od dłuższego czasu aparat stał gdzieś w kącie i nawet w pracy, gdy chciał zrobić zdjęcie jakiegoś bardzo udanego tatuażu, używał aparatu należącego do wyposażenia studia. W końcu jednak jego małe „dziecko” ponownie wpadło mu w ręce i chłopak zatęsknił za robieniem zdjęć. Postanowił zająć się tym i dużo częściej chwytać teraz za aparat. A może uda mu się na tym zarobić? Ma zmysł artystyczny i jego zdjęcia również zwykle bardzo się ludziom podobały. Zobaczymy! Kilka dni po tym postanowieniu wpadło mu w oko ogłoszenie w gazecie. Ogłoszono konkurs na zdjęcie, które uchwyciłoby ostatnie chwile lata z widocznymi już oznakami jesieni. Hej, przecież lubił chodzić w plener i nawet przez kilka godzin szukać odpowiedniego kadru, który pozwoliłby uchwycić pozornie zwyczajne miejsce, które na zdjęciu zmieniłoby się w coś magicznego. To coś dla niego! Dodatkowo nagroda była przyzwoita, a wygrana to zawsze krok bliżej do bycia bardziej rozpoznawalnym w tym kręgu. Dłonie aż świerzbiły go, aby już chwycić za aparat i lecieć gdzieś do parku. W sumie… co stoi na przeszkodzie? Nie ma co się zastanawiać. Spakował sprzęt i ruszył w teren. Raczej nie miał w planach robienia zdjęć miasta. Na razie sam nie zauważał tu oznak jesieni. Wybrał las trochę za Londynem, w którym szumił lśniący wodospad. Wydawało mu się, że to będzie idealne miejsce! Gdzieniegdzie widać już było żółte liście, część z nich uschło i opadło na ziemię, tworząc zaczątek kolorowych dywanów z jesiennych liści. To musi być to! Od razu wyjął aparat i niemal wpadł w trans, robiąc mnóstwo zdjęć. W miarę upływu czasu stwierdzał jednak, że wybrał chyba zbyt letnie miejsce. W końcu usiadł na kamieniu i wyjął aparat, aby sprawdzić, które zdjęcie najbardziej nadaje się, aby wysłać je na konkurs. Przecież chociaż jedno musi się nadawać! W miarę oglądania kolejnych zdjęć mina rzedła mu coraz bardziej. Na końcu siedział już z grymasem. Żadne nie miało tego czegoś, żadne się nie nadawało, nie ma takiej opcji, aby wysłać którekolwiek z tych zdjęć na konkurs! Nie chciał się jednak poddawać i wstał gwałtownie, aby przyjrzeć się jeszcze wodospadowi. Może postawić na niego jako główny obiekt na zdjęciu? Wstał jednak zbyt szybko i potknął się o swoje sznurówki. Wyrżnął boleśnie kolanem w kamienie obok wodospadu. Zaklął głośno i zirytowany stwierdził, że ma to już gdzieś i wraca do domu. Zmarnował cały dzień, a nie było widać nawet najmniejszych efektów. Zły na siebie i zrezygnowany powlókł się z powrotem. Nic to, spróbuje jeszcze jutro. Jednak w dom zdenerwował się jeszcze bardziej i niemal cisnął aparatem przez pokój. Konkurs był tylko do dzisiaj! Wkurzony spalił gazetę w kominku i jedyne czego chciał to położyć się spać i zapomnieć o tym dniu.
...Odetchnęła z ulgą, gdy wyszli z pubu Felix Felicis. Atmosfera zaczynała gęstnieć, a postronni klienci lokalu rzucali spojrzenia pełne podejrzeń zarówno na nią, jak na jej towarzysza. Szczęśliwie złożyło się, że pogoda opanowała swe niecne zamiary rozpętania wichury stulecia i na powrót zrobiło się w miarę spokojnie na zewnątrz. W miarę, bo nadal panowały iście brytyjskie warunki atmosferyczne: było szaro i mgliście, a przy tym wilgotno, co potęgowało odczucie zimna. Tak czy owak opuszczenie pubu było lepszą opcją. ...Przeszli się kawałek główną uliczką Hogsmeade, nie rozmawiając o niczym ważnym i właściwie nie zamieniając zbyt wielu słów. Nie przeszkadzało jej to, nie czuła się niezręcznie, mogłaby iść z nim nawet w kompletnej ciszy. Nie znaleźli jednak idealnego miejsca, by usiąść i porozmawiać. Wszystkie lokale, które o tej porze były jeszcze otwarte, pękały w szwach, a przy tym było w nich dość gwarno. Koniec końców, Éléonore musiała wracać. Miała w planach powrót przy pomocy świstoklika, a ten, który miał deportować ją do Doliny, znikał za lada chwilę. Nie chciała się z nim rozstawać. Coś ją do niego przyciągało, jakiś dziwny magnes... Ale nie miała wyjścia, jeśli chciała uniknąć teleportacji. Alexander uparł się, że ją odprowadzi. Zapewniała, że da sobie radę sama, że nie musi tego robić, ale... po chwili uległa i zgodziła się na tę propozycję. Zyskała dzięki temu możliwość ukradkowego spoglądania w jego jasne oczy przez chwilę dłużej. Wygranko. ...Nie mogli odszukać tego cholernego świstoklika. W dziewczynie narastała irytacja, rozglądała się wszędzie, ale nigdzie nie dostrzegała przedmiotu, który mógłby wcielać się w ten rodzaj lokomocji. Pora dnia i otaczająca ich ciemność zdecydowanie nie ułatwiały tego zadania. W końcu, zrezygnowana i pobladła z frustracji, podjęła decyzję o teleportacji do rodzinnego miasteczka. Było jej niedobrze na samą myśl, a jeszcze nawet nie ruszyła się z miejsca. Ku jej wielkiemu zaskoczeniu, Voralberg wyszedł z inicjatywą, że potowarzyszy jej dalej. Przystała na to, choć niechętnie - nie chciała, by oglądał ją w takim stanie... A co jeśli zwymiotuje na jego ubranie? Umarłaby z upokorzenia. ...Wylądowali nieopodal alei domów mieszkalnych, tuż przy Altanie Helgi. Swansea oczywiście była skołowana. Jej twarz przybrała blado-zielonkawy kolor, nogi miała jak z waty. Chwiejnym krokiem odsunęła się od Alexandra, łapiąc oddech i nabierając w płuca tyle świeżego powietrza, ile tylko była w stanie. Odeszła kawałek i wsparła się jedną ręką o drewniany filar pobocznej, małej altanki. Starała się opanować nudności spowodowane teleportacją. Och, jak nienawidziła za to swojego organizmu! Schylona, pochylona lekko ku przodowi, odliczała w myślach od jednego do... tysiąca, z zamkniętymi oczami. Właśnie tego się obawiała, zezwalając na to, by "odprowadził" ją aż do Doliny. Chociaż... zawsze mogło być gorzej. A Voralberg? Czy właśnie umiera ze śmiechu, patrząc na nią?
....Chłodny wieczór robił mu zdecydowanie lepiej, aniżeli duszne wnętrze zapełniającego się ludźmi pubu. Kiedy dziewczyna wyszła z Felixa ruszył tuż za nią delektując się mroźnym powietrzem, tak bardzo rozbudzającym go z letargu w jaki powoli zapadał ze zmęczenia. Włożył ręce do kieszeni marynarki i choć przez chwilę wymacał palcami paczkę papierosów, to jednak powstrzymał się od zapalenia fajki kiedy była tak blisko. Uznał, że jakoś mu zwyczajnie nie wypada, choć jego głód nikotynowy rozbudził się niczym bestia na widok kawałka świeżego mięsa. W ogóle nie przeszkadzał mu fakt iż było dość mgliście i wilgotno, a chmury raczej wskazywały na to, że się na powrót oberwą aniżeli rozpogodzą. No ale pozostawało być dobrej myśli, że jednak nie natrafią na ulewę – przynajmniej dopóki nie znajdą miejsca gdzie będą mogli się przed nią skutecznie ochronić. ....Nie odzywał się raczej często, korzystając znów ze swojego ograniczonego zasobu słownictwa na szczególne okazje zwane codziennością. Co jakiś czas zerkał na nią, choć nie można było powiedzieć, że patrzył na nią tak dużo jak w barze – tu raczej ograniczał się z niewiadomych przyczyn do przelotnych spojrzeń, zupełnie jakby tam w Felixie tłum zapewniał mu jakieś bezpieczeństwo i nie musiał się niczego obawiać. Tu z kolei byli sami. I to dosłownie, bo choć w lokalach było pełno czarodziejów, tak uliczki stawały się coraz bardzie puste. ....Na jej sugestię o powrocie do domu zaproponował, że ją odprowadzi. Po prostu. Zważywszy na jegomościa, który jeszcze przed chwilą nie miał oporów przez zaczepkami, wolał upewnić się, że nic jej nie będzie grozić i choć musiałby, to doprowadzi ją pod same drzwi i jeszcze zadzwoni dzwonkiem. Przesyłka polecona, proszę tu podpisać.zgodę na ślub również A z racji, że świstoklik o którym tak mocno go zapewniała nie pojawił się - lub po prostu zdążył odlecieć zanim do niego podeszli – musieli się teleportować. To znaczy, on nie musiał, ale chciał, po prostu. Bynajmniej nie było tak, że chciał się dowiedzieć gdzie mieszka, bo gdyby mu na tym zależało to te informację znalazłby w Hogwarcie. Nie miał pojęcia dlaczego zależało mu na jej bezpieczeństwie aż tak bardzo, ale jego zdradziecki umysł ciągle podpowiadał mu, że tak należało zrobić. A może po prostu chciał spędzić z nią jeszcze chwilę? Niezbadane były zakątki jego skomplikowanego myślenia. ....Z dużą dozą niepewności pozwolił się jej chwycić – lub to on ją złapał – za przedramię, aby już po chwili wylądować na jednej z alejek w Dolinie Godryka. Nie miał problemu z ustaniem na nogach, ba! wyszedł z tego bez szwanku, bo w przeciwieństwie do niej teleportacja była jego ulubionym środkiem transportu. Jego jasnoniebieskie oczy rozejrzały się po otoczeniu z ogromnym, no może nie tak ogromnym, zaskoczeniem kiedy zobaczył gdzie się znajdują. Z jednej strony czuł, że mógłby się tego spodziewać, z drugiej jednak perspektywa tego, że jego domek stał kilka przecznic dalej jakoś go niepokoił. Nie musiał chyba jednak poruszać na razie tego tematu. ....Dopiero, kiedy skończył podziwiać okolicę zerknął na nią, natychmiast orientując się, że coś jest nie tak. Cóż, chyba w tej chwili odkrył dlaczego nie przepadała za tą formą podróżowania. Podszedł bliżej oceniając stan dziewczyny, która najwyraźniej miała właśnie ochotę zwymiotować. Nie śmiał się, nie śmiałby, można powiedzieć, że się nieco zmartwił. Najbardziej delikatnie jak potrafił – i to nie tylko ze względu na nią – złapał ją za ramię i krótkim ‘chodź’ postanowił zachęcić ją do ruszenia za nim, do altany, gdzie usadził ją na drewnianej ławce zanim zemdleje. Kucnął tuż przed nią uważnie się jej przyglądając i z ledwo widoczną troską na twarzy czekając aż dojdzie do siebie. Jedną ręką podpierał się o podłogę, a druga luźno leżała na jego nodze, delikatnie, nieznacznie się poruszając. Nie mógł się skupić, rozpraszało go wszystko wokół, łącznie z jego zmęczeniem. Szczególnie po dodatkowej teleportacji. ....- Spójrz na mnie. – rzucił w pewnym momencie, cicho, ale raczej wystarczająco słyszalnie, a kiedy ich oczy się spotkały to po paru sekundach, powoli, mogła poczuć się dużo lepiej. Uśmiechnął się, delikatnie acz szczerze. Nie wiedział dlaczego, ale mimo, że jako osoba strasznie go rozpraszała, to jednak kiedy na niego patrzyła tak bezpośrednio to pozwalało mu to zebrać myśli.W każdym razie teraz, kiedy zależało mu, aby poczuła się lepiej. Nawet nie wiedział dlaczego nie użył różdżki, nie zastanawiał się. To był impuls, który kazał mu jak najszybciej jej pomóc, bez względu na okoliczności i użyte środki. Rózdżka wydawała się być zbędnym, dodatkowym etapem w tej sytuacji. Patrzył jeszcze przez chwilę rzucając z jedno, może dwa zaklęcia, aby w końcu, kiedy dotarło do niego jak absurdalnie się zachowuje, rozbudzić się ze swojego zamyślenia i zamierzając się cofnąć.
...Czy znała jeszcze kogoś, kto reagowałby w ten sposób na teleportację? Otóż nie. Kilkoro z jej znajomych odczuwało pewien dyskomfort przy korzystaniu ze świstoklika, aczkolwiek tylko ona tak źle znosiła pierwszy z wymienionych środków transportu. I było to dziwne. Teleportacja to jedna z najwygodniejszych metod przemieszczania się, wielu czarodziejów ją wręcz ubóstwia. A wielu mugoli zazdrości im tej umiejętności (o ile o niej wiedzą). Dlatego tym bardziej przeklinała swoją fizjologię. Zdawanie egzaminów z tej dziedziny było dla Éléonore istnym koszmarem i ilekroć sobie o tym przypominała, to robiło jej się niedobrze na samo wspomnienie. Trauma, trauma i jeszcze raz trauma. Cudem to przeżyła. Kiedyś łudziła się, że jeśli częściej będzie korzystać z teleportacji, to jej organizm w końcu przywyknie i się naprawi. Nic bardziej mylnego, było jeszcze gorzej, bo czuła się jak podczas przewlekłej grypy żołądkowej bądź pod wpływem eliksiru osłabiającego... ...Nie wiedziała jak długo stoi przy tym drewnianym filarze, nie była w stanie oszacować, ile czasu minęło odkąd wylądowali w Dolinie. Nie zwróciła większej uwagi na to, gdzie się znajdują. Ba! Nie upewniła się nawet, czy ma wszystkie kończyny i czy czegoś sobie nie rozszczepiła. Teraz najważniejszym wyzwaniem dla Swansea było opanowanie nudności. Silnych jak mało kiedy... Czuła się jak pijana, bliska zgonu. W głowie miała karuzelę i to w przyspieszonym tempie. Zaciskała szczękę, oddychając ciężko. W pewnej chwili poczuła, że złapał ją za ramię. Był taki... delikatny. Usłyszała jego głos i bezwiednie dała mu się poprowadzić. Nie otwierała nawet oczu, jeszcze nie była w stanie. Czuła specyficzny helikopter, który z jej głowy przenosi się w dół, do jej żołądka. Tylko nie to... Gdyby teraz popatrzyła pod swoje nogi, z pewnością miałaby zachwiany, ruchomy obraz. Usiadła. A raczej: pozwoliła, by ją posadził. Choć była półprzytomna i bliska omdleniu, to czuła się przy nim... lepiej? Bezpieczniej? ...Głowę miała spuszczoną, a nogi w dalszym ciągu jak z waty. Dotknęła oburącz swoich skroni i z wielkim trudem otworzyła oczy. Spojrzała pustym wzrokiem w dół, pod swoje nogi. Wyczuwała jego bliską obecność, ale nie widziała go, nie była jeszcze do tego zdolna. Gdy się do niej zwrócił, otrzeźwiała odrobinę, niczym wyrwana z półsnu. Spójrz na mnie... Brzmiało jak jakieś zaklęcie. Nie zareagowała od razu. Najzwyczajniej w świecie się bała. Minęło dobre kilka minut, zanim zebrała się w sobie i posłusznie wykonała jego polecenie. Podniosła twarz i spojrzała w jego jasne oczy. Był tak blisko, że aż słyszała jego oddech. Im dłużej się w niego wpatrywała, tym bardziej wracała jej świadomość. Mdłości przeszły, jak ręką odjął. Nabierała sił na nowo, wręcz czuła, że jej twarz nabiera z powrotem naturalnego koloru. Odetchnęła ciężko, a przez jej plecy przebiegł dreszcz. Na początku nie wiedziała, czy to za sprawą magii poczuła się lepiej, czy to tylko te jego oczy i ciepły uśmiech... Dopiero po chwili zrozumiała. Magia bezróżdżkowa. I nagle wszystko stało się jasne. Sytuacja z festiwalowym kubkiem piwa, felixowy natręt, a także ta jej szybka ulga w cierpieniu po teleportacji. ...Westchnęła raz jeszcze i popatrzyła na niego już-w-pełni-trzeźwym wzrokiem. Nie wiedziała, co powiedzieć. Co powinna była? Czy ktoś ma gdzieś spisane scenariusze do takich momentów? Jakieś skrypty? Niespiesznie i łagodnie wyciągnęła ku niemu swoją rękę. Przez moment zawahała się i chciała ją cofnąć, jednak nie zrobiła tego i po kilku sekundach oparła ją delikatnie o jego dłoń. O wiele cieplejszą, tak przyjemną w dotyku. - Dziękuję - wyszeptała, nie odwracając wzroku ani na chwilę. Były to już któreś z kolei podziękowania tego wieczoru, które do niego kierowała. Tym razem przepełnione były ulgą i szczerą wdzięcznością. Odczekała chwilę i wyprostowała się, delektując się świeżym, choć chłodnym, powietrzem. Rozejrzała się po okolicy i już doskonale wiedziała, gdzie się znajdują. W dzieciństwie często tu przebywała, wszak jej dom mieścił się kilka przecznic dalej. Całkiem dogodne miejsce na spokojną rozmowę. W taką pogodę nie było tutaj nikogo. Byli całkiem sami... I wszystko byłoby idealnie, gdyby nie ten mroźny wiatr i wszechobecna wilgoć. - Masz jeszcze w zanadrzu jakieś tajemnice? - zapytała, posyłając mu zadziorne spojrzenie. Nawiązywała oczywiście do bezróżdżkowości. Wraz z dobrym samopoczuciem, powrócił jej też humor. Och, jaka była mu wdzięczna. Długo mu tego nie zapomni. Taki drobny gest, a jak wiele zdziałał.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
....Z dość stoickim spokojem powędrował wzrokiem za jej ręką, kiedy ta zbliżyła się do jego leżącej na kolanie dłoni. Poczuł, że przechodzi go delikatny dreszcz przerażenia, a uderzenie wewnętrznego gorąca z nagła objęło jego ciało. Próbował nie reagować gwałtownie, powstrzymać się, spróbować to przerwać i udawać dzielnego chłopaka, jak przystało na jego wiek, ale zwyczajnie nie potrafił. Wzdrygnął się lekko, kiedy jej palce dotknęły jego rozpalonej skóry, mając wrażenie że zetrze sobie zęby. Nie było tak źle, tak jak wtedy kiedy wpadła na niego z impetem na Czarodziejskich Polach, ale nie mógł powiedzieć – nawet jeśli bardzo chciał! – że było to przyjemne uczucie. Wytrzymując więc kilka sekund, wysunął swoją rękę spod jej dłoni najdelikatniej jak potrafił, mając przy tym wzrok mogący opiewać na pełen wyrzutów sumienia, że musi to zrobić. ....Kiwnął jej głową na podziękowanie nie odzywając się jednak ani słowem. W końcu nie chciała, aby mówił cokolwiek w takich sytuacjach i po prostu przyjmował to do wiadomości, więc przystał na jej sugestię. Tak przynajmniej mu się wydawało, więc nie można powiedzieć, że był tego w stu procentach przekonany. W końcu niezbadane są kobiece decyzje, szczególnie jeśli chodziło o przypadek siedzący przed nim. ....- Podobno całkiem sporo... – rzucił, nie odsuwając się od niej, zupełnie jakby chciał wynagrodzić tę manualną ucieczkę przed jej dotykiem. Gdzieś bardzo głęboko jego umysł domagał się odsunięcia, pójścia w swoją stronę i zaprzestania kontynuacji dzisiejszego wieczoru, ale jakoś tak… nie potrafił. ....– …większość to po prostu fakty, o których nieco ciężej się dowiedzieć. – zerknął na nią pozwalając sobie na delikatny, szelmowski uśmieszek. W istocie mówił prawdę. Będąc szczerym to nikt nigdy nie wypytywał go o szczegóły jego życia, a on sam o nich nie mówił przypadkowym ludziom spotkanym na ulicy. W zasadzie byłą dziwnym wyjątkiem, który co rusz dowiadywał się czegoś nowego, a on nieszczególnie przed nią to ukrywał. Po prostu. Zresztą, nie pozostawała mu dłużna, bowiem rozpracowywał ją szybciej niż rozwiązywał mugolskie krzyżówki. ....- Choć wolę sam decydować kto kiedy ma je poznać. – wymownie uniósł brew, zupełnie jakby sugerował aby nie dzieliła się jego bezróżdżkowymi umiejętnościami z jakimikolwiek osobami, nawet jeśli chodził o jej rodzeństwo. Co prawda część uczniów już domyślała się tego faktu, ale nikt nigdy nie powiedział tego wprost i wolał, aby na tę chwilę tak pozostało. Niewiele wiedział na temat młodszych Swansea i ich umiejętności zachowywania tajemnic, ale był święcie przekonany, że jeśli w Hogwarcie wiedział o czymś jeden uczeń, to wkrótce taka informacja obiegała całą szkołę. Niczym zaraza. ....- A jak to jest w Twoim przypadku? – wypalił ni stąd ni zowąd, wciąż kucając obok niej, choć zaczynając odczuwać delikatny dyskomfort fizyczny. Powoli podniósł się i choć robił to z trudem – mało widocznym, ale jednak – to w końcu wyprostował się, a nawet spróbował lekko przeciągnąć, aby jego mięśnie nie uznały, że to dobra okazja to zabicia go autoboleścią. Nie zastanawiając się długo usiadł obok niej, aczkolwiek w sensownej odległości, po czym znów na nią spojrzał najprawdopodobniej oczekując odpowiedzi. Względnie jeszcze pięciu minut możliwości kontaktu wzrokowego.
...Jakaś niewidoczna siła, magiczna bądź nie, ciągnęła tę jej dłoń w stronę Voralberga. Zupełnie jakby był przeciwnym biegunem magnesu. Nie potrafiła tego zrozumieć ani racjonalnie wyjaśnić. A powinna, przecież Krukon rozwikła każdą zagadkę... To on sam był dla niej największą zagadką i nawet nie chodziło o jego sekrety, skrywane tajemnice. Miała silną potrzebę, by go dotknąć, by poczuć jego ciepłą dłoń pod swoimi zmarzniętymi palcami. Korciło ją to strasznie i w końcu to zrobiła, choć głosik rozsądku w jej głowie krzyczał, by się opanowała. Prawo Przyciągania działa wtedy, gdy czujesz efekt końcowy tego, czego pragniesz. Gdy wyswobodził swoją rękę spod jej dotyku, niezmaterializowany sopel lodu dźgnął ją w serce, choć może bardziej... w dumę. Przegięła? Znowu? Dlaczego tak usilnie dążyła do fizycznego kontaktu z praktycznie obcym mężczyzną? I to o wiele starszym. Dopiero kiedy napotkała jego przepraszający wzrok, wyimaginowany lodowy sopel stopniał. Tak, jak za każdym razem topniało jej serce, gdy patrzyła w te jasne tęczówki. ...Posłała mu pytające spojrzenie, co było jednoczesną odpowiedzią na wypowiedziane przez niego zdanie i reakcją na to, że nie odsunął się od niej. Jeszcze. Wyglądał, jakby miał taką ochotę, a i sama Éléonore była zdumiona, że nie zrobił tego tuż po tym, jak go puściła. Czyżby robił to... specjalnie dla niej? Uśmiechnęła się mimowolnie i może nawet by się zaczerwieniła, gdyby nie fakt, że było przeraźliwie zimno, a jej zmarznięte policzki i nos już posiadały zaczerwienienia. Poczęła pocierać swoje dłonie o siebie, aby je nieco rozgrzać. No i czymś zająć, bo nadal miała silną potrzebę włożenia ich pomiędzy nienaturalnie ciepłe dłonie Alexandra. Słuchała dalszej części jego wypowiedzi i obserwowała jego twarz oraz to, jak wpełza na nią ten szelmowski uśmieszek. Odmładzało go to. Choć tak właściwie dziewczyna nie miała pojęcia, ile opiekun Ravenclawu może mieć lat. Kolejna zagadka. Mogła tylko strzelać. Jakoś głupio było jej pytać - dopytywanie o wiek zawsze było dla niej niezręczną czynnością. Gdyby miał wizbooka, to Elaine już dawno przygotowałaby dla niej listę z wszelkimi informacjami. Tak, z pewnością, mały stalker... Słuchała go i wciąż dziwiła się, że nadal przed nią klęczy. Nie, żeby jej się to nie podobało - biło od niego nietypowe ciepło, które przyprawiało Éléonore o przyjemne, delikatne dreszcze. Mimo to była nieco skołowana: co z nim, ma zamiar się jej oświadczyć? Zaśmiała się pod nosem wskutek tej absurdalnej myśli. No ale dla osób postronnych zapewne tak by to wyglądało. Na szczęście nie było w okolicy nikogo poza nimi. Uff... - W... moim? - dopytała, nieco zaskoczona. Zanim odpowiedziała, obserwowała jak podnosi się z ziemi i zasiada obok niej. Całkiem niedaleko. Zaskakująco niedaleko. Odwróciła się tak, by siedząc być zwróconą w jego stronę. Tak wymagała kultura, czyż nie? - Cóż... Myślę, że jest jeszcze trochę informacji, których nie udało Ci się rozpracować - zmrużyła oczy i uśmiechnęła się z przekąsem, zakładając nogę na nogę. Był to także praktyczny ruch: siedząc tak, zatrzymywała więcej ciepła i nie marzła tak szybko - Nie wszystko jest w kartotece uczniów. J'ai mes secrets - dodała tuż po chwili, kończąc zdanie francuskim wtrąceniem. Czyżby jednak trochę go ciekawiła jej osoba? ...Choć było już ciemno i tylko lewitujące lampiony (A może unoszone przez owady? Ciężko było to dostrzec) oświetlały ich najbliższe otoczenie, to można było zauważyć, że na powrót zbierają się na niebie ciężkie chmury. Deszczowe, quel était le pire! Znów wiał mocniejszy wiatr i robiło się nieprzyjemnie. A Swansea tak nie chciała się stąd ruszać. Mogłaby siedzieć w tej altance i podczas burzy, śnieżycy, gradobicia, mrozów stulecia... Mogłaby, bo w końcu mieli możliwość swobodnej, intymnej rozmowy. - I oczywiście zachowam wiedzę o Twojej bezróżdżkowości dla siebie - powiedziała po krótkiej pauzie. Chciała, żeby był pewny, że nie wspomni o tym nikomu. Nawet swojemu rodzeństwu. Gdy coś obiecywała, dotrzymywała słowa. Umiała też dochowywać tajemnic, nie ważne jakiej rangi. ...Miała ochotę zasypać go pytaniami o te jego fakty, tajemnice - jak zwał, tak zwał. Była niezwykle ciekawa jego osoby. Voralberg był dla niej jak interesująca powieść, pełna zwrotów akcji z nieszablonową fabułą. To to uczucie, kiedy chcesz pochłonąć czytaną książkę w jeden wieczór, bez przerywania, ale jednocześnie dozujesz ją sobie, by nie skończyła się za szybko, by za nią nie tęsknić i mieć do czego wracać co wieczór. Wszak Élé nie wiedziała, czy zostały napisane kolejne części...
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
....Ostrożnie podpierał głowę na dłoni, jakby bał się, że za chwilę z niewiadomych powodów będzie musiał się z nagła zebrać i natychmiast opuścić to miejsce. Wpatrywał się w nią tymi swoimi, jasnoniebieskimi oczami o kolorze nieskazitelnego lodu. Jego spojrzenie nie było jednak – broń Merlinie – równie lodowate co ich barwa, ba! można było pokusić się o stwierdzenie iż patrzył na nią z prawdziwą sympatią, bez cienia wrogości czy też odczuwanego wewnątrz, coraz bardziej postępującego przerażenia i zwątpienia. Dopóki siedziała od niego w pewnej odległości to zdawał się być całkowicie spokojny, a kącik jest ust podnosił się częściej niż zakładał. Ledwo widocznie, jednak można było bez większego problemu to dostrzec o ile patrzyło się wystarczająco uważnie. ....Gdyby jego obecne myśli można było zobrazować jako siedzącego na jego ramionach aniołka i diabełka, to ten pierwszy wygrywając na harfie nakazywałby mu grzecznie pożegnać się i stąd odejść, wrócić do zamku i odpocząć, a w najbardziej racjonalnym zakończeniu tego scenariusza zakończyć tę znajomość bądź utrzymywać ją na takim poziomie na jakim zdawała się być aktualnie. W grze pozostawało jednak to cholerne, dźgające go widłami w szyję licho rozkazujące mu dobitniej tu zostać, siedzieć gdzie siedział i zastanawiać się, czy zdołałby w jakikolwiek sposób przezwyciężyć swoją awersję do dotyku tylko po to, aby dać się znów pochwycić za dłoń. W ciągu tych kilku sekund, kiedy jej chłodna ręka muskała jego rozpaloną skórę, to choć odczuwał narastającą panikę i ból, to gdzieś przez myśl przemknęło mu prawie niewidoczne uczucie przyjemności. Choć zniknęło równie szybko jak się pojawiło. ....Ta wewnętrzna walka doprowadzała go do swoistego szału, jednakże nie dawał po sobie poznać ani krzty tego ognia rozpalonego w środku. Pozostawał spokojny i niewzruszony, od czasu do czasu uprzejmie się uśmiechając w jej kierunku… szczególnie, kiedy była tak bardzo zaskoczona. ....Zmarszczki mimiczne pojawiły się wokół jego oczu, a dołeczki w policzkach ukazały się gdy jego uśmiech się pogłębił. Nie spodziewał się, że będzie aż tak bardzo zdziwiona tym słownym kontratakiem, zupełnie jakby myślała, że ma monopol na bycie ciekawską i zadawanie pytań. Westchnął lekko, jakby z niedowierzaniem i bliski zakręcenia oczami z ubawienia jej zachowaniem. ....Chwycił zębami dolną wargę wciąż wpatrując się w nią z uwagą, jakby za chwilę miała stąd uciec i już nigdy nie pojawić się w jego życiu. Teraz, kiedy mu na to pozwalała postanowił to wykorzystać, jednakże z pewną dozą ostrożności chłonąc ten obraz. ....- Je ne doute pas. – odpowiedział, marszcząc zadziornie nos, zupełnie jakby się z nią droczył niczym małe kocię. Czy się tak czuł… sam nie wiedział. W zasadzie to niczego nie był już pewien, bo z każdą kolejną minutą w której tu siedział czuł się coraz bardziej dziwnie. A może po prostu inaczej? Jedyne czego był pewien, to tego, że niewielkie widełki wbijają mu się w okolice obojczyka. Doprowadzało go do delikatnej paniki, ale moment w którym aktualnie się znajdował w jakiś sposób powstrzymywał go przed dalszym rozwojem tego wrażenia. ....Na zmianę pogody zwrócił uwagę dopiero wtedy, kiedy mocniejszy powiew wiatru zmierzwił jego włosy. Rozejrzał się uważniej, zupełnie jakby mógł znaleźć źródło takiego, a nie innego zwrotu akcji, który mógł skutecznie przeszkodzić im w dalszej rozmowie. Poczuł dziwne ukłucie w żołądku, zupełnie jakby wszystko wokół mówiło mu – na czele z tym cholernikiem zdrajcą aniołkiem – że nie powinno go tu być i jak najszybciej powinien wrócić to zamku. Jakoś tak jednak – samemu się sobie dziwiąc – najchętniej by te wszystkie myśli odrzucił. Jeszcze pięć minut – poprosił w duchu. ....- Dobrze. – wypalił z nagła, w zupełnym kontraście powolnego wyprostowania się i oparcia o drewniany tył altanki. Jedną z dłoni położył na kolanie, a drugą zmierzwił swoje i tak rozwichrzone włosy, po czym zerknął na nią ponownie uprzednio rzucając jeszcze okiem na psującą się pogodę. Najwyraźniej absolutnie nic nie miało zamiaru dopomóc im w kontynuowaniu tej znajomości, a on wbrew wszystkiemu brnął w nią jak ostatni kretyn. Carpe diem. ....- Za to że jestem taki ciekawski i dowiedziałem się o Tobie troszkę więcej niż powinienem… – miał tu na myśli oczywiście klan Swansea i choć prostą – to jednak dość bezczelną – dedukcję. – To pytaj, może w ramach hmm… ‘długu’… Ci odpowiem. – stwierdził jak gdyby nigdy nic, wpatrując się w nią z może zbyt dużą powagą. Uniósł delikatnie brwi do góry przyglądając się jej osobie i już dawno zauważając z jaką ciekawością na niego patrzy. Mógł iść o zakład i dać sobie rękę uciąć (brakowało mu jeszcze utraty kończyny w życiu, więc to odważne stwierdzenie), że chciała się dowiedzieć o nim czegoś więcej, tylko nie była pewna czy może zapytać. Ach ta kultura. ....A on? Nie miał zielonego pojęcia dlaczego jej na to pozwolił, ba! Sam ją do tego zachęcił. Miał jedynie nadzieję, że nie przesadzi z intymnością tego, czego chciała się dowiedzieć choć z drugiej strony była tak bezpośrednia, że w żadnym stopniu by go to nie zaskoczyło. ....I chyba to w niej lubił. ....Sam już nie wiedział co sądzić.
...Wiatr zadudnił w drewniane ścianki altany złowieszczo, sugerując rozmawiającej parze, że powinni zmienić miejsce pogawędki bądź... ją zakończyć. Tylko co wtedy, jeśli żadne tego nie chciało? Nie chciała na pewno Swansea. Aczkolwiek racjonalne myślenie już dawno pożegnało się z aktorką, powiedziało jej "adieu". Wystarczyło, że w jej otoczeniu pojawiał się prawie-dwumetrowy czarodziej o blado-błękitnych oczach, a zachowywała się całkowicie niezgodnie ze swoją moralnością, dumą czy wpojonymi zasadami. W pewnej chwili dziewczyna zaczęła się nawet zastanawiać, jak zareagowałaby jej matka, gdyby dowiedziała się o tym spotkaniu. "Hej mamo, spędziłam dobre kilkadziesiąt minut, późną porą, z obcym mężczyzną na odludziu. Właściwie to nie takim obcym, to nauczyciel Bliźniaków, fajnie nie?" Wydziedziczyliby ją od razu, czy dopiero następnego dnia? Rodzice zawsze mieli ją za odpowiedzialną, ułożoną czarownicę, która dokonywała w swoim życiu samych przemyślanych wyborów. Cóż, może właśnie czas to zmienić? Dlatego też będzie siedzieć w tej cholernej altance z tym tajemniczym zabójczo przystojnym ekscentrycznym jegomościem, choćby wiatr miał urwać jej głowę, a zimno doprowadzić do zapalenia płuc. Na przekór wszystkiemu, ot co! ...Sprawiał, że żyła chwilą, że nie myślała o konsekwencjach. A z pewnością były zgubne... Już teraz chciała kolejnego spotkania, kolejnych rozmów, listów, wymiany dwuznacznych myśli, spojrzeń. Co będzie potem? Co będzie jak... się przyzwyczai? Jak się uzależni? Jak... Nie, Swansea, nawet tak nie myśl. Był od niej sporo starszy, a przede wszystkim: był nauczycielem jej rodzeństwa. Gdyby zaczął pracę kilka lat wcześniej, to byłby także jej profesorem. Miała te myśli gdzieś z tyłu głowy, ale odrzucała je świadomie, jak tępy, przewlekły ból. Ignorując je, skupiała się na tej nitce porozumienia, jaka między nimi się wywiązywała. Miała wrażenie, że wiele ich łączy, wbrew pozorom. Toteż w jej głowie kotłowało się od ilości pytań, jakie mogłaby mu zadać, chciała wiedzieć o nim tak wiele. Wszystko! Jej ciekawość była wiecznie niezaspokojona, aczkolwiek wolała poznawać go stopniowo, zdawała więc sobie sprawę z tego, że większość z tych pytań musi odłożyć na później. O ile będzie jakieś "później"... ...Nie mogła oderwać od niego wzroku, kiedy to pozwolił sobie na nieco szerszy uśmiech. To był jej taki mały sukces. Chyba pierwszy raz widziała na jego twarzy takie cuda. Sprawiało jej to sporą satysfakcję, a wprawiało w jeszcze większą zadumę. Łapała jego spojrzenie, którym ją obdarzał i napawała się tym. Na tyle, na ile mogła w granicach dyskrecji. Patrzyła też na niego w momencie, gdy przygryzał swoją dolną wargę. I, och, dlaczego to robił? Na Merlina, czy to było celowe? Coś zawirowało w jej wnętrznościach, jakiś impuls przeszedł od klatki piersiowej w dół, w okolice podbrzusza. Wpatrywała się w jego usta, bijąc się z myślami i uświadamiając sobie, że błądzą one w niebezpiecznych sferach. Jeśliby zamknęła teraz oczy i dała się ponieść głupim fantazjom, to dywagowałaby o tym, jaki mają smak i jakby to było dotknąć ich, złączyć je ze swoimi w... pocałunku... Do licha, co było z nią nie tak? Na szczęście nie zamknęła oczu, a kolejny mroźny podmuch wiatru ostudził jej emocje i przywrócił na ziemię. Uśmiechnęła się, słysząc jego francuski, tak perfekcyjny w wymowie, przez co miły dla uszu. -Mon dieu! - westchnęła, przerysowując nieco w wydźwięku swoje zaskoczenie tym, że pozwolił je na zadawanie pytań. Miało to też drugie dno: zyskiwała na czasie i mogła ogarnąć się, spróbować myśleć trzeźwo, a nie tylko analizować jego mowę ciała. Było to trudne, bo rozpraszało ją nawet jego niewinne i beztroskie mierzwienie włosów. - Dobrze, sam tego chciałeś - posłała mu wymowne spojrzenie, a w jej oczach można było dostrzec błysk. Chciała jeszcze dodać: "a żebyś nie żałował", ale jednak przemilczała to. Odchrząknęła, usiadła w ciut wygodniejszej pozycji, choć nadal ze skrzyżowanymi nogami. Nie była już jednak skulona, a również odchyliła się do tyłu, wspierając plecy o drewniane oparcie - Gdybyś nie był nauczycielem w Hogwarcie, to co byś teraz robił w życiu? Kim byś był? - zapytała i obserwowała jego reakcję, uśmiechając się lekko. Czy takiego pytania się spodziewał? ...Zastanawiała się, czy pozwoli jej zapytać o coś jeszcze, czy może uzna, że wystarczy. I czy będzie to gra na zasadzie "pytanie za pytanie". Czekała na jego odpowiedź z nieukrywaną ciekawością. Nie zwracała uwagi na kapryśną pogodę, która ewidentnie chciała przegonić ich z tego miejsca. O nie, nie uda jej się! Najpierw Éléonore pobawi się w dziennikarza. Taka nowa rola, nowa improwizacja.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
....Jego humor poprawiał się z każdą kolejną minutą. Kolejne chwile zwątpienia zdawały się aktualnie nie istnieć, a patrzenie na nią sprawiało, że dziwnie się uspokajał. Choć to ona była w gruncie rzeczy prowodyrem jego emocjonalnych rozterek – przyciągała go do siebie niczym magnes. Aktualnie był niczym ciekawski owad przyciągany przez słodką woń kwiatu, problem był jedynie w tym, że owa roślina mogła okazać się dla niego zabójczą rosiczką. ....Wyłapywał każde, nawet najmniejsze drgnięcia mimiczne czy zmiany na jej delikatnej twarzy, napawał się jej młodzieńczym, radosnym spojrzeniem i uroczym dziewczęcym uśmiechem. Momentami zapominał, że jest między nimi bagatela dziesięć lat różnicy. Nie zdążył się jeszcze nad tym zastanowić, choć gdzieś podświadomie wiedział, że w końcu informacja o tym, że ona ma mniej niż dwadzieścia pięć lat do niego dotrze i będzie gorsza niż w kubeł zimnej wody wylany na rozpalone ciało. W tym momencie jednak nie zdawało się to nie mieć znaczenia, kiedy w środku załamującej się pogody siedzieli razem w tej cholernej altance i rozmawiali o – można rzecz – nieistotnych kwestiach. ....Nie mógł w tym momencie znaleźć wystarczająco wygodnej pozycji dla swojego ciała, które coraz bardziej dawało mu się we znaki tępym bólem i wytracaniem sił. Modlił się do niego, a raczej prosił o to, aby dał mu jeszcze tych kilka minut i zwyczajnie sobie stąd pójdzie i spełni jego oczekiwania, ale w tym momencie – sam nie wiedząc czemu – dałby wszystko aby móc posiedzieć tu jeszcze kilka minut. Z nią. Niczym nastolatek rozmawiać o rzeczach przyziemnych kwestiach, bo jak inaczej nazwać tematy, które co rusz podejmowali. Nie rozmawiali o życiu, ani o niczym poważnym, a po prostu wymieniali zgryźliwe i zadziorne uwagi na temat tego, co ich spotkało, bądź po prostu o sobie… i dziwnie mu to odpowiadało. ....Zerknął na nią z wyraźną ciekawością, kiedy zaskoczona jego propozycją zaczęła zastanawiać się o co powinna zapytać. Przez jego umysł przemknęło multum rzeczy jakie mogłaby poruszyć, chociażby kwestia jego obliznowania, które dostrzegła w Felixie. Domyślał się, że miała w głowie aktualnie mętlik i mnóstwo informacji, które były dla niej niedostępne, a o których dostępność walczyła i których chciała się o nim dowiedzieć… Nie wiedział jednak dlaczego pozwalał jej na to z taką łatwością, wszak widzieli się zaledwie trzy razy. Coś jednak go do niej przyciągało. Uśmiech nie schodził z jego twarzy i choć momentami przygasał w delikatne uniesienie kącików ust, tak czasami patrząc na nią nie mógł nie unieść ich wyżej i nie dać jej tej przyjemności we wzajemnej, czystej radości z wzajemnej obecności obok. Nawet nie wiedział kiedy delikatnie, o kilka centymetrów się przysunął. Nie sposób było tego dostrzec. ....- Chciałem, owszem. – rzucił w jej kierunku rzucając chyba najmniej w jego życiu spotykany, naprawdę uroczy wyszczerz na jej wymowne spojrzenie. Zupełnie jakby w tym wszystkim był niewinny. Z lekkim niepokojem, acz olbrzymim wyczekiwaniem patrzył gdy zmieniała swoją pozycję i korzystając z okazji zrobił to samo, wyciągając swoje długie nogi przed siebie i dając ulgę swoim zmęczonym mięśniom. Oparł luźno ręce rozkładając je na całej długości oparcia po obu stronach. Mógł wydawać się wyluzowany i całkowicie spokojny, ale gdzieś głęboko w gruncie rzeczy był gotowy na wszystko. ....- Och?... Och. – rzucił krótko, patrząc przed siebie i przetwarzając jej pytanie w głowie. Choć nie dał tego po sobie poznać, to jednak jej pytanie go zaskoczyło. Szczerze mówiąc sądził, że usłyszy coś w stylu „ile masz lat?”, „skąd pochodzisz?” albo „kiedy masz urodziny?” czy coś podobnego, ale na pewno nie aż tak złożone i skomplikowane zapytanie. W pierwszej chwili w ogóle nie wiedział co ma odpowiedzieć, ponieważ kompletnie nie był na to przygotowany, ba! nawet jeśli by się go spodziewał to i tak nie miałby pojęcia jak może je wyjaśnić. Z drugiej strony była to kwestia na którą tak czy siak nie odmówiłby odpowiedzi, musiał się jedynie zastanowić. ....- Wiesz, że nie wiem? Być może aurorem? – rzucił, acz nie był przekonany co do tego stwierdzenia. W końcu swoje kalectwa miał już od młodości, a tak elitarna jednostka nie przyjmowała ludzi tak fizycznie skrzywdzonych, i mogących zawieść w każdej chwili, jak on. – Od zawsze chciałem nauczać i udało mi się, nigdy nie myślałem nad alternatywną opcją… – a w zasadzie powinien. W końcu był ex-Krukonem i rozważne podejście do sprawy powinno być dla niego naturalne. Nieobranie żadnej innej ścieżki teraz wydawało się być ryzykownym błędem, choć jeśli spojrzeć na to pod względem dążenia do własnego celu to spełnił się w stu procentach. ....Zwrócił spojrzenie na powrót w jej kierunku, jakby czekając czy w jakiś sposób skomentuje jego decyzje czy też wybór. Czy zada jakieś kolejne pytanie. Choć w pewnym sensie był ciekaw jej osoby, to jednak nie zadał kontrpytania. W końcu skoro przyznał, że oddaje jej swoje tajemnice w pełni – a przynajmniej w racjonalnej ilości – to oddawał jej teraz pałeczkę. Być może później wtrąci coś od siebie, zupełnie niespodziewanie, ale w końcu takim właśnie był podobno człowiekiem. ....Zaskakującym.
...Zadając właśnie takie pytanie - liczyła na to, że go zaskoczy. Owszem, mogła zapytać go o coś zgoła innego. Miała taką ochotę, wielką. Jednakże z jednej strony chciała wprowadzić go w konsternację, nakierować rozmowę na odrobinę intelektualne tory i... nie chciała być aż tak wścibska. Chyba obawiała się, że po tym małym kroczku wprzód, nagle zrobi dwa olbrzymie kroki w tył i straci w jego oczach. Właściwie dlaczego tak jej na tym zależało? Miała coś do stracenia? Pytanie o alternatywną ścieżkę kariery Alexandra miało też drugie dno: odpowiedź mogła zawierać w sobie wiele informacji odnośnie jego zainteresowań, planów, a także przeszłości. Oj tak, dało się z niego wiele wyciągnąć i nie były ku temu potrzebne dziennikarskie zdolności. ...Rzadko kiedy miała okazje ku takim rozmowom. Wspomniana nić porozumienia, która między nimi występowała, zdawała się pogrubiać, umacniać. Może to kwestia tego, że oboje byli wychowankami Domu Roweny Ravenclaw, aczkolwiek tylko z nielicznymi osobami Éléonore tak dobrze się rozmawiało. I choć póki co prowadzili raczej small talk bądź wymieniali się kąśliwymi ripostami, to czuła się przy tym zaskakująco swobodnie, jak ryba w wodzie, jak... łabędź w jeziorze. Chciała poruszyć z nim wszelkie tematy: od literatury, muzyki i sztuki przez banały dnia codziennego, jak na przykład to, co jada na śniadania, czy ciężko jest mu zaprowadzić dyscyplinę podczas lekcji. Chciała go poznać. I tym jednym, niepozornym pytaniem była odrobinę bliżej swojego celu. ...I... czyżby poszła kolejny mały kroczek do przodu? Jej wymowne spojrzenie ustąpiło miejsca szczeremu, spontanicznemu uśmiechowi. Nie mogła zareagować inaczej. Nie na ten jego wyszczerz. Gdzieś w środku triumfowała. Czy przeszło mu w ogóle przez myśl, że na ich trzecim spotkaniu będzie się tak przy niej zachowywał? Śmiała w to wątpić... i to było najpiękniejsze. Usatysfakcjonowana patrzyła, jak rozciąga się na drewnianej ławce. Czyżby czuł się swobodniej w jej obecności? Może teleportacja w to odludne miejsce nie była złym pomysłem. A teraz Swansea jest chyba bezpieczna - dzisiejszego wieczoru księżyc nie jest w pełni. - Och? - umyślnie go przedrzeźniała. Spojrzała na niego z ognikami w swoich niebieskich oczach. Tak, zapewne przeszkadzała mu w skupieniu myśli i odpowiedzi na rzucone przez nią pytanie. Była tego świadoma, jednak nie mogła się powstrzymać, uruchomił się w niej jakiś wewnętrzny... zgrywus. Skrzyżowała ramiona i przypatrywała mu się z uwagą, a także z rosnącą ciekawością. - Aurorem? - uniosła wyżej brwi. Ostatnio nie miała zbyt przyjemnych układów z Aurorami, a to za sprawą jej niewyparzonego języka podczas kolacji zaręczynowej u Emily i Nathaniela... Teraz, gdy wspomniał o tej profesji, na moment powróciła myślami do tego wieczoru. Nie potoczył się on do końca tak, jakby tego chciała. Ale teraz niewiele mogła zaradzić. Odgarnęła swoje włosy na jedną stronę. Zamyśliła się i w bezwarunkowym, nieświadomym odruchu zaczęła bawić się nimi, przeplatając blond pasma pomiędzy swoje zmarznięte palce. Zawsze chciał uczyć? W takim razie to naprawdę niesamowite, że udało mu się zrealizować swój cel i marzenie. Imponowało jej to. Éléonore tak bardzo chciałaby zrealizować swoje, ale czeka ją jeszcze tyle pracy, wyrzeczeń i trudności do pokonania. ...Wysłuchała w całości jego wypowiedzi, obdarzając go nieustannie promiennym uśmiechem. Nie spostrzegła, w którym momencie zbliżył się do niej nieznacznie. Jego ramiona były jednak dość blisko niej, czuła ciepło, które biło od jego osoby. Siedząc pod tą altanką, stworzyli swego rodzaju bezpieczny azyl, schronienie przed ponurą pogodą i rzeczywistością. Roztaczała się wokół nich dziwna aura. - To wspaniałe, że osiągnąłeś to, o czym marzyłeś - przyznała, a w jej głosie można było usłyszeć szczery podziw. W końcu przyłapała samą siebie na przesadnej adoracji swoich włosów, więc zaprzestała zabawy nimi i powtórnie skrzyżowała ramiona na piersi. Przez chwilę się nie odzywała, więc zapanowała pomiędzy nimi kompletna cisza. Słychać było jedynie szumy i świsty jesiennego wiatru. A także pojedyncze krople uderzające o daszek altanki. Chyba zbierało się na deszcz... - Od początku celowałeś w nauczanie zaklęć? - dopytała, przerywając ciszę. Gdyby ona miała nauczać w jakiejś magicznej szkole, to z pewnością byłaby to Działalność Artystyczna. A jeśli nie to, to może... Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami? Hal Cromwell potrafił oczarować tym przedmiotem każdego ucznia. Élé chętnie zostałaby jego asystentką, by codziennie móc słuchać ciekawostek ze świata istot magicznych. No ale miała odmienne plany co do swojej kariery zawodowej. ...Zanim zdążył odpowiedzieć, wstała z miejsca. Przeszła się kawałek po altance, stukając obcasami swoich butów o drewnianą podłogę. Podeszła do krawędzi i zatrzymała się tuż przy drewnianym filarze. Wystawiła rękę poza daszek, sprawdzając jak bardzo się rozpadało. Westchnęła, gdyż już po chwili miała mokrą dłoń. Oparła się plecami o wspomniany filar i odchyliła głowę do tyłu. - Chyba tu utknęliśmy... - wypaliła nagle, ale w jej głosie nie było słychać ani nutki zawodu. Deszcz miał nawet pewien... urok? Swansea nabrała w płuca zimnego powietrza i uśmiechnęła się nieznacznie, do siebie. Po chwili oderwała się od filara i wróciła do ławki i swojego rozmówcy. Usiadła niemalże w tym samym miejscu, w którym siedziała uprzednio. ...Niemalże, bo odrobinę bliżej Voralberga. I choć była to nieznaczna różnica, to chciała, by to dostrzegł.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
....Pytanie, które zostało mu przez nią zadane było w istocie trudne. Naprawdę nigdy nie zastanawiał się nad alternatywą dla nauczania, nie wiedział co chciałby robić i do czego się nadawał na wypadek, gdyby jego kariera nauczycielska nie potoczyła się zgodnie z planem. Owszem, jego główną predyspozycją było rzucanie zaklęć, tak więc pierwsze co mogło mu przyjść do głowy to jednostki stricte obronne bądź atakujące, w każdym razie na pewno korzystające właśnie z inkantacji w sposób, z którego korzystał. I aurorzy byli w tym wypadku najbardziej racjonalnym rozwiązaniem, szczególnie, że magia bezróżdżkowa była bardzo silną i pożądaną bronią. ....- Chyba… – rzucił bez krzty pewności w głosie, jeszcze bardziej pogłębiając to uczucie pełnym zakłopotania podrapaniem się po brodzie. Chęci to jedno, gorzej jeśli chodziło o tę bardziej fizyczną kwestię takiego zawodu, bo jakby nie patrzeć akurat ta specjalizacja była bardzo wymagająca. A choć mężczyzna starał się jak najbardziej wyćwiczyć i uodpornić swoje ciało przed paraliżującym bólem, to jednak bywały momenty w których atakował on niespodziewanie i nie mógł na to poradzić kompletnie nic. Wtedy był całkowicie nieprzydatny zarówno w walce, jak i jakiś czas po niej. Zresztą, efekty widać nawet teraz, kiedy wygląda jak żywy trup mimo upływu czasu, a zmęczenie wcale mu w tej aparycji nie pomaga. ....Jego oczy zwróciły się na jej zgrabne palce bawiące się kosmykami włosów. Przez chwilę zapatrzył się na ten ruch jak na coś hipnotyzującego, aczkolwiek jego myśli nie skupiły się na tyle, aby jakoś to skomentować. No, może poza wymownie tupoczącym nogą aniołkiem. Ta pustka myślowa była zaskakująca – po prostu mógł się temu gestowi przyglądać i nie przestawać przez kolejnych kilka minut, co było dość zaskakujące. Jej głos jednak wyrwał go z tego niepewnego, acz dziwnego zamyślenia. ....- Zbyt wiele razy się rozczarowałem, aby marzyć. To głupie. – sam nie wiedział, dlaczego to powiedział, ale jego głos przybrał nieco poważniejszy ton w trakcie tego stwierdzenia. Taka była jednak prawda… od zawsze musiał sobie radzić sam, a dążenia do celu nie nazwałby marzeniem… nie wyobrażał sobie jakichś dziwnych rzeczy, szczególnie jeśli były dla niego nierealne. Co z tego, że pomarzy o byciu mistrzem eliksirów, skoro wie, że nigdy się to nie spełni? Bycie marzycielem w chwilach tak wielu rozczarowań i nauki o błędach było zbędną abstrakcją, nie mówiąc już o innych dziwnych wyobrażeniach, które tak często dopadają ludzi w snach. Jego humor zdecydowanie miał aktualnie tendencję spadkową… ....- Zaklęcia to te jedne z niewielu rzeczy, które naprawdę dobrze mi wychodzą. – mruknął dość cicho, z lekkim wahaniem w głosie, jakby z nutą rozczarowania samym sobą. Był aktualnie niczym mały chłopiec, który zrobił coś złego i nie chciał się do tego przyznać. Taka jednak była prawda, mimo bycia ambitnym Krukonem, to jednak nie znał się na wielu rzeczach, jak na przykład na zajmowaniu się magicznymi stworzeniami czy uprawianiem roślin… potrafił jednak powstrzymać zaklęciem szarżującego na niego buchorożca, czy też wyleczyć czarodzieja magią leczniczą. Coś za coś. Odchrząknął. Zdecydowanie się starzał, coraz częściej popadając w dziwne rozważania. ....Widząc jak dziewczyna podnosi się ze swojego miejsca delikatnie przechylił głowę i podciągnął nogi, na wszelki wypadek, bo nie wybaczyłby sobie gdyby się o nie potknęła. Przytrafiały im się w końcu różne, dziwne historie, tak więc wywrotka na jego dolnych kończynach nie byłaby niczym zaskakującym. Śledził ją jasnoniebieskimi tęczówkami, unosząc brwi na dudnienie deszczu które dopiero do niego dotarło. Rozejrzał się wokół patrząc jak zewsząd spadają kaskady wody w postaci niewielkich kropelek, choć nazwałby to bardziej urwaniem chmury aniżeli mżawką. Cóż, nie zdziwiło go to w żadnym stopniu, w końcu zapowiadało się na ulewę już od kilku dobrych godzin. ....W pewnym momencie złapał się jednak na tym, że… patrzy na jej nogi. Stukanie obcasów przyciągnęło jego uwagę i mimowolnie zerknął w tamtą stronę, już chwilę później usprawiedliwiając się przed sobą, że to wina wyczulonego słuchu i przyciągania przez specyficzne dźwięki. Odwrócił wzrok – niczym zwierzak winny patrzenia na jedzenie właściciela – kiedy odwróciła głowę w jego kierunku. Na Merlina, udawał że patrzy kompletnie gdzieś indziej czując straszliwe zmieszanie. W ostateczności musiał jednak przyznać sam przed sobą, że widok sprzed chwili był całkiem satysfakcjonujący. ....- Co? Ach. – wyrwany z własnych myśli zdecydowanie nie przetworzył wystarczająco szybko jej słów, aby je w pełni zrozumieć. Dopiero jej mokra od deszczu ręka uświadomiła mu co miała na myśli. Ze zmarszczonymi brwiami obserwował jak siada obok i z dość sporym, acz skrzętnie ukrywanym zaskoczeniem zauważył, że się do niego zbliżyła. Powstrzymał się przed przełknięciem śliny i posłał jej delikatny, jednakże niepewny uśmiech. Choć już po chwili stał się on nieco bardziej szelmowski. Może aż za bardzo. Pochylił się w jej kierunku, niebezpiecznie blisko, a jednak wciąż dość racjonalnie – tak samo jak robił to już kilkukrotnie wcześniej – zupełnie tak, jakby chciał jej przekazać naprawdę istotną kwestię, której nikt inny nie mógł usłyszeć. Z tym, że nikogo innego tutaj dziś z nimi nie było. ....- Nie chcę Ci psuć światopoglądu. – zaczął dziwnie tajemniczo. – Ale jesteśmy czarodziejami. – mruknął wskazując na ścianę deszczu, po czym jak gdyby nigdy nic wycelował w nią ręką i powstrzymał opady na około dwóch metrach kwadratowych – wystarczająco, aby zmieścić się tam i nie zamoknąć. Po chwili jednak ją puścił, a kaskada kropel ponownie uderzyła w ziemię. Wyglądało to na całkowicie kontrolowane zakończenie, jednakże poczuł jak zaczynają go opuszczać kolejne siły, a jego popis kosztował go dużo więcej niż się spodziewał. Zdecydowanie to nie był jego dzień, na szczęście bardziej zblednąć tego wieczoru już nie mógł. ....Choć patrzył jeszcze przez chwilę w stronę wyjścia, to jednak już po chwili zerknął na nią odchylając głowę do tyłu, w pełni zadowolony z siebie, że mógł jej odpowiedzieć właśnie w ten sposób. Na dodatek nie musząc się już aż tak krępować z bezróżdżkowością – sprawiała mu ona bowiem olbrzymią frajdę i satysfakcję, a dobry humor – zmierzający jeszcze przed chwilą ku swojej autodestrukcji, teraz wybił niczym w sinusoidzie na powrót przywracając mu ten jego uśmieszek. ....Menda.
...Nie miała zamiaru wprowadzać go w zakłopotanie. Nie tym pytaniem. Choć nie wiedziała, skąd bierze się niepewność w jego głosie, to mogła ją wyczuć, dosłyszeć. Przez ułamek sekundy pożałowała nawet, że zdecydowała się na takie pytanie. Mogła zapytać o cokolwiek innego, coś zupełnie błahego. Albo pokusić się o dwuznaczności, pobawić się podtekstami, wymyślić coś kreatywnego i niekoniecznie... poprawnego. Zdawało się, że na tym zawodowym wątku ich gra w questions and answers się już zakończy, niestety. Myślała, że wyciśnie z tego więcej, że dowie się czegoś interesującego o swoim rozmówcy. Naprawdę była go ciekawa. Jak mogła podejść do tego tak źle od strony taktycznej? Była najlepsza z rodziny w Szachy Czarodziejów, a nie potrafiła nawet dobrze poprowadzić rozmowy... Och, Éléonore, staczasz się. ...Poczuła ukłucie w żołądku, gdy wspomniał o swoim podejściu do marzeń. Zgasił poprzez to płomyk w jej oczach. Prawdopodobnie zrobił to nieświadomie, odpowiedział zgodnie ze swoimi przekonaniami. I to było w cenie, aczkolwiek dziewczyna nie chciała, by rozmowa zeszła na tak ponure tory. Może była jeszcze zbyt naiwna, zbyt... infantylna? Dzieliła ich spora różnica wieku, a co za tym idzie - posiadali odmienne spojrzenie na świat. Swansea miała w sobie jeszcze duże pokłady ufności w stosunku do przyszłości, starała się być optymistką. Lubiła marzyć, lubiła bujać w obłokach. Miała swoje obrane cele, czasem zbyt ambitne i zbyt abstrakcyjne, ale dążyła do nich. Taniec i aktorstwo było jej marzeniem z dzieciństwa i nie bała się o tym mówić głośno, nie bała się nazywać tego w ten sposób. Choć miała wrażenie, że sporo ich łączy, to tym stwierdzeniem zasiał w jej głowie ziarenko niepewności. A gdzieś w odmętach jej podświadomości zamajaczyły się słowa z jego listu; o błędach i przypadkach. - Nawet jeśli Ty straciłeś wiarę w marzenia, one wciąż wierzą w Ciebie - rzuciła znaną jej sentencją i uśmiechnęła się krótko w jego kierunku. Wzruszyła też nieznacznie ramionami. Nie chciała wdawać się w dyskusje na ten temat, oboje mieli swoje racje, a i nie widziała w tym większego sensu. - Jeszcze taniec. Taniec wychodzi Ci całkiem nieźle - odpowiedziała szczerze i nie kryjąc podziwu w głosie. Rozchmurzyła się na powrót, przypominając sobie o tamtym wieczorze w Feniksie. Chciała, by się odrobinę podbudował wewnętrzne, bo zdawał się popaść w jakąś smutną kontemplację. A akurat na tańcu to ona się znała. I mogła oceniać go pod tym kątem. ...Nie dostrzegła jego wzroku, gdy przechadzała się po altanie. Nie wiedziała, że tak bacznie jej się przypatruje, a szczególnie jej... nogom. Dopiero gdy ponownie zwróciła twarz w jego stronę, to zauważyła, że odwrócił nagle wzrok. Nie skomentowała tego jednak. Nie wiedziałaby nawet jak... A potem, gdy obok niego usiadła (choć nadal w przyzwoitej odległości, nie zakłócając jego przestrzeni osobistej) i gdy na nowo została obdarzona szelmowskim uśmiechem, to... zapomniała już o tym dziwnym odczuciu w żołądku i o uprzednim ruchu jego głowy. Na Merlina, uśmiechnie się do niej jeszcze raz w ten sposób, a nie będzie mogła się powstrzymać i... I co? Odgoniła te myśli niczym natrętną muchę. Nagle się ku niej pochylił. No to już przesada! Znów poczuła ciarki na plecach, już któryś raz tego wieczoru. Wstrzymała oddech na pół sekundy, wręcz zamarła na moment. Jej wzrok skupił się na jego jasnych tęczówkach, chyba aż za bardzo. Wysłuchała jego słów w pełnym skupieniu, siląc się na to, by nie oblać się rumieńcem. Następnie podążyła wzrokiem za jego ręką i obejrzała to mini-show bez słowa komentarza. Kąciki jej ust drgnęły nieznacznie - musiała przyznać przed samą sobą, że udało mu się ją rozbawić. Gdy się od niej odsunął, mogła na nowo zebrać myśli. Chciała mu się zrewanżować i dopiec jakąś kąśliwą ripostą. - Za późno, mój świat właśnie runął - westchnęła głęboko, wręcz teatralnie, ręką zakrywając usta, by jeszcze bardziej przerysować swój udawany szok - Co ja teraz zrobię... - nie umiała przy nim długo ukrywać rozbawienia, więc na jej twarzy pojawił się w końcu pełny uśmiech. Mogłaby dodać coś o psuciu jego światopoglądu - wystarczyłoby, żeby podała mu swój rok urodzenia. Powstrzymała się jednak. Już miała coś dodać, ale zawahała się. Szybko przeanalizowała owe słowa w głowie i wycofała się z pomysłu wypowiedzenia ich na głos. Przygryzła dolną wargę swoich ust i popatrzyła na niego nieco tajemniczo, może badawczo. - Naprawdę czarujący z Ciebie mężczyzna - pokusiła się o tą niewinną grę słów, która mogła nieść ze sobą drugie znaczenie. Czy niosła? Uśmiechnęła się, mrużąc oczy i obserwując jego reakcję. Tak naprawdę trochę się jej obawiała... ...I oczywiście, że mogłaby wyjść na deszcz i nie moknąć. Jedno proste zaklęcie i już ma z różdżki parasolkę. Ale czy chciała opuszczać altanę? Odpowiedź była prosta.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
....Przyznanie się samemu przed sobą, że jej towarzystwo było dla niego całkiem przyjemne było cięższe niż posiadanie ostatnimi czasy dobrego samopoczucia. A trzeba stwierdzić otwarcie, iż to ostatnie w minionych dniach było naprawdę jedną z cięższych prób jego nastroju, nie mówiąc już o kondycji – choć dnia w którym miał przeprowadzić lekcje wychowawczą dla swoich Krukonów zdecydowanie nie przebijało. I choć w ostateczności diabełek dźgał go swoimi widełkami bardzo mocno, tak tym razem ta bardziej racjonalna strona triumfowała, bo to stwierdzenie nie przeszło mu koniec końców przez myśl, acz trzeba było przyznać, że powstrzymało się w ostatniej chwili. ....Przyglądał się jej uważnie, wciąż utrzymując ten swój zadowolony uśmieszek, jednakże wkrótce jego pozycja zmieniła się i już nie nachylał się nad nią, a usiadł, zwyczajnie, może nieco prosto, choć na pewno bliżej i będąc zwróconym bardziej ku niej. Jak tak dalej pójdzie to w końcu siądą ramię w ramię, pomijając aspekt mentalnego poparzenia mężczyzny i zapewne niezbyt długiego nacieszenia się takim stanem rzeczy. Na tę chwilę jednak tak było po prostu wygodniej i grzeczniej, jeśli chodziło o poszanowanie rozmówcy, a przynajmniej tak to sobie tłumaczył. ....Zmarszczki mimiczne wokół jego oczu pogłębiły się, kiedy uśmiechnęła się tak szeroko i szczerze, na co nie mógł nie odpowiedzieć jej tym samym, choć może z nieco lekkim zmieszaniem. Działała na niego strasznie dziwnie, ba! jej uśmiech działał… jej oczy… te śliczne oczy. Otrząsnął się z tego zamyślenia, odrzucił te nieetyczne myśli na bok i choć nadal się uśmiechał to zmieszał się, co było widać dość mocno, ba! szczególnie, kiedy delikatnie podrapał się w nos. ....- Nie mam pojęcia, takim przypadkiem uświadomienia powinno zająć się Ministerstwo. – mruknął rozbawiony, chcąc dodać coś jeszcze, ale stanowczo się powstrzymał. Odchrząknął lekko pozostawiając ich dwoje w tej chwili ciszy, w tym samym momencie odczuwając dziwny niepokój wewnątrz, zupełnie… jakby się czegoś bał. Podniósł na nią swoje spojrzenie, kiedy rzuciła tym odważnym stwierdzeniem, mogącym być rozumowanym dwojako, a jednakże wywołującym olbrzymią falę ciepła gdzieś wewnątrz i odpalającym dziwny lont laski dynamitu gotowej do wybuchu. ....Nie zastanowił się odpowiednio długo. ....Zbliżył się do niej, nagle, chwytając w jedną z dłoni jej podbródek i uniósł go do góry składając na jej ustach bardzo delikatny i subtelny pocałunek. Bardzo chciał poczuć smak jej warg i żałował, że nie było mu to dane, jednakże bijące z nich ciepło kontrastujące z chłodem jej skóry wynagradzało mu to w stu procentach. Czuł jak jego serce przyspieszało mu coraz bardziej, a fale gorąca obejmowały i tak rozgrzane ciało. Miał ochotę napawać się jej zapachem i choć już dawno nie przeszło mu to przez myśl z przyzwyczajenia, to w tym momencie uderzyło w niego ze zdwojoną siłą. Nie miał pojęcia jak dziewczyna zareaguje, ale już sam fakt, że od razu nie odsunęła się dawał mu poczucie dziwnego zwycięstwa, które powoli, niczym wybudzająca się bestia zaczęło przeobrażać się w świadomość nadchodzącej porażki. Aktualne pożądanie i rozpętana w nim adrenalina skutecznie wyciszyły w nim wrażenie jej dotyku, choć muskał ją jedynie opuszkami palców, abstrahując już od samego pocałunku wciąż pozostającego niezwykle delikatnym. ....I wtedy się ocucił. ....Odsunął się od niej, gwałtownie, zupełnie jakby ktoś uderzył w niego depulso (a może sam to zrobił?) i wpatrując się w nią rozszerzonymi źrenicami, tak dziwnie wyglądającymi w ciemnościach pokrywających niebieskie tęczówki. Oddychał – jak na tę sytuację – dość spokojnie, jednakże jego klatka piersiowa przyspieszała coraz bardziej, mimo, że nic już nie działo. ....- Ja… przepraszam. Nie wiem co mnie opętało, naprawdę. - przyglądał się jej nieco pustym spojrzeniem, pełnym wyrzutów sumienia i samooskarżenia się swoim zachowaniem. Teraz dopiero docierało do niego co zrobił, jak się zachował i jak bardzo było to nieetyczne, niegodne i nieprzyzwoite. Karcenie się w duchu zdawało się być niczym, kiedy było już po fakcie, a jego zachowanie było godne potępienia – tak przynajmniej sądził. Próbował przeanalizować jak do tego doszło, dlaczego to zrobił i co sprawiło, że się w ogóle o to pokusił, ale nie potrafił sobie tego wyjaśnić. To jej spojrzenie, te oczy… ten uśmiech, nie wiedział co sprawiło, że ją pocałował. Może ona sama? W całości? I mimo, że było to fantastyczne uczucie, to bardzo szybko jego poczucie w nim wygasało, zupełnie jakby narzucił sobie fakt, by o nim zapomnieć. ....Podniósł się z miejsca, a jego dłoń powędrowała na jego czoło w geście całkowitej bezradności tego, co powinien zrobić ze swoim zachowaniem. Chyba miał gorączkę, względnie był tak rozpalony tym wszystkim, że mógł się pomylić. Spojrzał na nią, całkowicie poważny, zupełnie inny niż jeszcze chwilę temu. ....- To nie powinno się stać. – dodał zrezygnowany, opuszczając ręce wzdłuż ciała i zerkając w bok, na padający z coraz większą intensywnością deszcz. Nie powinno go tu być. Powinien ominąć ten cholerny bar i iść do zamku, położyć się spać, a tymczasem wszystko poszło nie tak. Spojrzał na nią ponownie, już sam nie wiedział czy z zażenowaniem sobą, smutkiem czy powagą, a może wszystkim na raz? Była taka młoda, taka… niewinna, przecież różnica między nimi wynosiła z dziesięć lat. Dlaczego to zrobił – nie potrafił sobie odpowiedzieć na to pytanie, choć wracało do niego raz za razem i męczyło go, męczyło jak diabli. Czuł, że coraz bardziej wycofuje się w głąb i zatraca w poczuciu tego, że niegodnym było odczuwać cokolwiek w związku z tym, co się wydarzyło, a już na pewno nie wspaniałość tego skromnego pocałunku. Wycofywał się, krok za krokiem w kierunku wyjścia z altany, jak winny pogryzienia butów swojego pana szczeniak. Z tym, że ta sytuacja była całkowicie nieadekwatna i nieporównywalna. ....- Przepraszam. – rzucił ponownie - jakby chcąc się upewnić że to usłyszała - wychodząc na deszcz i nawet nie zastanawiając się nad tym, czy powinien się przed nim osłonić. Czuł jak szybko jego garnitur chłonął wodę i stawał się coraz cięższy, bynajmniej jednak zimne krople nie schładzały go, czego gdzieś podświadomie oczekiwał nie chroniąc się bezpośrednio przez zarwaniem kolejnej chmury. ....Chwilę później, choć jeszcze kusiło go, aby spojrzeć na nią po raz ostatni, to jednak powstrzymał się i tuż po tym dało słyszeć się trzask deportacji. [zt]
...Straciła rachubę czasu. Na dobre. Ile już siedzieli pod tą altaną? Otaczająca ich zewsząd ciemność połączona z siąpiącym deszczem utrudniała określenie przybliżonej godziny. Panowała wręcz książkowa brytyjska aura. Tuż nad taflą wody, mąconej przez uderzające krople, powstała gruba warstwa mgły. Za drewnianą barierą altanki istniały tylko mrok, chłód oraz wilgoć. Owa altana była przyjemną ostoją, wzbogaconą o subtelne, ciepłe światełka lampionów. Jednak najwięcej ciepła Éléonore czerpała z jego uśmiechu. Przypatrywała się jego zmarszczkom mimicznym z nieukrywaną satysfakcją i... przyjemnością. Delektowała się bijącą od niego gorącą łuną, która rozgrzewała nie tylko jej zmarznięte dłonie. Kompletnie odrzuciła myśli o tym, że jest nauczycielem jej rodzeństwa, a dzieląca ich różnica wieku zdawała się nie istnieć. Jeśli faktycznie życie pisze nam scenariusze, to jak bardzo pokręcony był scenarzysta, który układał ten wątek? Jakie wspomagacze stosował i dlaczego nie brał połowy? ...Przybliżył się do niej, na co zareagowała minimalnym drgnięciem. Oparła swoje ręce na kolanach, a potem energicznie potarła swoje uda, by zrzucić podejrzenia na niską temperaturę i dreszcz zimna. Nie spodziewała się tego z jego strony, był zdumiewająco blisko, jak na jego nietykalskość. Lecz to, co miało ją naprawdę zaskoczyć, jeszcze się nie wydarzyło... Choć chyba wisiało w powietrzu odkąd tylko tutaj przyszli, odkąd spojrzeli sobie w oczy, odkąd wymienili uśmiechy. ...Zamarła. Wszystko działo się tak szybko... ...Serce zabiło jej niczym pochwycona, szamocząca się ptaszyna. Dreszcz szoku i podniecenia przeszedł przez całe jej ciało, gdy ujął w swoje ciepłe dłonie jej podbródek. Odruchowo zamknęła oczy i wstrzymała oddech, jakby zaraz miało wydarzyć się coś strasznego. A tymczasem to, co się wydarzyło, było jednym z lepszych momentów w jej życiu... Ciepło jego ust rozpaliło ją do czerwoności. Nie odtrąciła go, choć może powinna... Zamiast tego dotknęła delikatnie jego dłoni. Rozpłynęła się pod wpływem smaku jego ust, jej wyostrzone zmysły łapczywie chłonęły jego zapach, badały strukturę skóry rąk. Miała wrażenie, że czas się zatrzymał, że deszcz przestał padać, a ona unosi się, lewituje ze swoją duszą, która już dawno opuściła jej zmarznięte ciało. Nie wiedziała, czy to wydarzyło się naprawdę, czy może tylko w jej chorej wyobraźni niepoprawnej romantyczki... ...I wtedy się odsunął, niczym porażony zaklęciem. ...Zrobiła coś złego? Co się właściwie wydarzyło przed chwilą? ...Ostrożnie otworzyła oczy. Bała się tego widoku. Popatrzyła na niego w niemym zdziwieniu. Odruchowo dotknęła swoich warg i wtedy to do niej dotarło. Czuła pulsującą krew w swoich żyłach, słyszała ją wręcz. Wbiła wzrok w podłogę, próbując zebrać myśli, poukładać to sobie jakoś w głowie. Nie dało się. Układanka była niekompletna, ktoś pogubił pojedyncze kawałki puzzli. Jego słowa wybrzmiały jak zza szklanej ściany. Jakby pomiędzy nimi powstała magiczna bariera. Nie spojrzała na niego od razu, nie mogła, nie była w stanie... Ściana wody lunęła ze wszystkich stron, zagłuszając bicie jej serca. Chyba miała gorączkę, było jej słabo od wirujących emocji i myśli. Dobrze, że siedziała, bo prawdopodobnie nie dałaby rady ustać na nogach. Kolejny zimny powiew wiatru uświadomił jej, że Voralberg się wycofuje, że odchodzi. ...Pokręciła głową, chcąc się ocucić. Zebrała resztkę odwagi, jaka w niej pozostała i odwróciła się w jego stronę. Był taki zmieszany, karcił sam siebie. Dlaczego? Na Merlina, są dorośli, nie zrobili nic złego, oboje tego chcieli. Chcieli, prawda? A może właśnie postąpili wyjątkowo nierozważnie, nieodpowiedzialnie, nieetycznie? Czy to tak zakończy się ich znajomość? Przez jeden niewinny, krótki pocałunek? ...To nie powinno się stać. Pytanie tylko, co dokładnie? Być może nie powinni się w ogóle spotkać, nigdy. Być może nie powinna była wracać z Kanady, odpisywać na listy, myśleć o nim i przychodzić po raz kolejny do tego przeklętego pubu. Czy właśnie o tym błędzie wspominał? Chciała mu coś odpowiedzieć, ale nie mogła wydusić słowa. Patrzyła na niego przerażonym wzrokiem, patrzyła, jak zbliża się ku wyjściu spod altany. Chciała go zatrzymać, chciała zerwać się z miejsca, złapać go za rękę i nie pozwolić odejść. Ale nie mogła tego zrobić. Unikał jej wzroku, a jej oczy zdawały się mieć w sobie więcej odwagi niż jej usta czy mięśnie... - Zaczekaj... - wydusiła z siebie, a jej głos brzmiał dziwnie obco. I nie była pewna, czy dosłyszał ją przy tym narastającym szumie wiatru, przy dudnieniu deszczu o dach altany. Nie przepraszaj, dlaczego przepraszasz? Głosik w jej głowie kazał żywo i szybko zareagować, jednak nie był wystarczająco silny, nie przebijał się przez kotłujące się w jej wnętrzu skrajne emocje. ...Patrzyła biernie jak odchodzi, jak znika w ciemności, jak pożera go mgła, otacza intensywny deszcz. - Alexandrze - zawołała, wstając z miejsca i robiąc mały krok naprzód. Odwróć się. Odwróć się choć raz, błagam. Nie słyszał. A może nie chciał słyszeć... Nie odwrócił się. Zniknął. A ona stała jak idiotka, nie wiedząc, co ma zrobić. Czuła się jak dziecko, któremu pokazało się pluszaka, a potem, na jego oczach, rozerwało go na strzępy. Smutek, żal, złość, bezradność i radość mieszały się w jej ciele. I była to mieszanka wybuchowa. Jakaś jej część chciała krzyczeć, kolejna płakać, a jeszcze kolejna uśmiechać się samej do siebie, bo jednak subtelny dotyk jego ust i dłoni pobudził endorfiny w jej organizmie. Ukryła twarz w dłoniach. Niech to się okaże dziwnym snem. Po kilku minutach zebrała się w sobie i podeszła do krawędzi altanki. ...Uniosła różdżkę w górę i wypowiedziała zaklęcie parasola. Wyszła na deszcz i skierowała się w stronę swojego domu. Potrzebowała chwili samotności. I choć miała ogromną ochotę porozmawiać z Elaine, to szybko wyrzuciła te myśli z głowy. No bo cóż miała jej powiedzieć? Wszystko było takie skomplikowane. To będzie długa, bezsenna noc.
Nieco dalej od płonących ogników znajdują się najróżniejsze stragany. Mnóstwo magicznego jedzenia, stoły porozstawiane w wielu miejscach. Ale nie zabrakło również miejsca na wielki parkiet, na którym rozbrzmiewają niesamowite pieśni, a mężczyźni w rogach oraz kobiety w wiankach, kręcą się wesoło w rytm celtyckiej muzyki. Możecie tu pójść odpocząć, lub się wytańczyć.
Pamiętajcie, że wasz pierwszy was post na Celtyckiej Nocy musi pojawić się w tym temacie, by zobaczyć na zasady na początek.
Drewniany stragan
Naprzeciw ogniska znajdował się drewniany stragan prowadzony przez starego druida w zielonej szacie, kapeluszu w złote gwiazdki oraz długiej, siwej brodzie ozdobionej kolorowymi wstążkami. Zachęca Cię uśmiechem i gestami do zajrzenia na jego stoisko z którego zarobki przekazuje na Krąg Duchów - stowarzyszenie zrzeszających wiernych w starych bogów, tradycje oraz legendy. Gdy podchodzisz,Twoim oczom ukazuje się gablotka wyściełana zielonym aksamitem, na której leżą wykonane przez członków stowarzyszenia przedmioty magiczne, a zaraz obok tacki oraz kubeczki z niesamowitymi przysmakami Celtyckiej Nocy! Przedmioty do zakupienia:
★ (na)Strojny wianek
Spoiler:
Subtelna ozdoba głów wszystkich panien (choć nie tylko) wykonana z różnokolorowych polnych kwiatów, nawiązująca do tradycji Celtyckiej Nocy. Nie jest to jednak taki zwyczajny wianek! Osoba, która nałoży go na głowę może dostrzec, że kolor jej włosów zmienia się w zależności od aktualnego nastroju. I tak: ognistoczerwone kosmyki mogą pojawić się w przypadku rozdrażnienia czy złości, błękitne - gdy czarodziej jest spokojny lub rozmarzony, a kolor żółtojajeczny... wskazuje na głębokie zawstydzenie. Kuferek: +1 transmutacja Cena: 150 g
★ Jajeczna Pozytywka
Spoiler:
Zaczarowany przedmiot wykonany ze skorupek po jajkach magicznego zająca. Dotknięta różdżką zaczyna grać najpopularniejsze melodie Celtyckiej Nocy i wytwarza magiczną bańkę (pomieści dwie osoby), wewnątrz której mamy poczucie, że siedzimy nad strumieniem w samym środku wiosny. Zdawać by się mogło, że słychać nawet śpiew ptaków i zapach świeżej trawy! Kuferek: +1 DA Cena: 200 g
★ Kolczyki z Królikiem
Spoiler:
Inspirowana Celtycką Nocą biżuteria wykonana ze złota oraz zaczarowanej cyrkonii- wykonywana przez potomków druidów, którzy jako jedyni, znają potrzebne zaklęcie. Gdy jest noszona — kamyk zmienia kolor na zielony, jeśli w promieniu 5 metrów znajduje się jakieś magiczne zwierzęta. Kuferek: +1 ONMS Cena: 150 g
★ Księga Zaklęć Uzdrawiających
Spoiler:
Opasłe tomiszcze, nie wiadomo przez kogo napisane. Wiadomo jednak, że zawarte w nim receptury na proste eliksiry, łatwe zaklęcia, pozwalają, aby przy pomocy domowych środków uleczyć się z większości mniej groźnych chorób. Posiadając tę książkę, nie ma konieczności pisania w skrzydle szpitalnym/Mungu, nawet jeśli tak wychodzi z kostek. Kuferek: + 2 Uzdrawianie Cena: 300 g
★ Replika Drogi Mlecznej
Spoiler:
Kwadratowy, przezroczysty sześcian o wymiarach 10x10cm, w którym to znajdują się wszystkie gwiazdy, planety, asteroidy, księżyce dostępne w naszej galaktyce. Zachowane są idealnie odzwierciedlone w skali odległości pomiędzy poszczególnymi ciałami niebieskimi. Wszelkie obiekty można przy pomocy różdżki dowolnie przybliżać, oddalać, przemieszczać w miniaturowej galaktyce a szybkie potrząśnięcie układem w górę i w dół powoduje powrót układu do stanu pierwotnego. Kuferek: +1 Astronomia Cena: 150 g
★ Uszy Królika
Spoiler:
Opaska z uszami królika, która po nałożeniu przemienia daną osobę w to właśnie zwierzę na 12h. Taka osoba ma wszystkie cechy królika. Zostaje jej jednak zdolność słownej, ludzkiej komunikacji. Mogą wystąpić jednak efekty uboczne, takie jak pozostanie wąsików, uszu lub ogonka po powtórnej transformacji w człowieka. Efekty uboczne: Rzuć kostką, by sprawdzić, czy masz efekty uboczne. Sam możesz wybrać, które z nich się u Ciebie pojawią. Pamiętaj, żeby wspomnieć o nich w kolejnych wątkach: 1,2 - Żadnych efektów ubocznych 3,4 - Efekt uboczny na godzinę po przemianie. 5,6 - Efekt uboczny na cały dzień po przemianie. Cena: 80 g
★ Porcja Śledzia Kiszonego
Spoiler:
Wyborny przysmak dla fanów kuchni z całego świata - dodany został do niego śluz gumochłona oraz suszone liście mandragory. Bardzo intensywny w smaku. Efekty: Cały świat mieni się błękitem, a z ust wydobywa Ci się zapach mięty. Gdy jednak pocałujesz drugą osobą lub dotknie ona Twoich warg, poczuje rybi odór kiszonki! Dodatkowo - znasz wszystkie rodzaje ryb na świecie! Cena: 10 g
★ Mleczny Napój z Cyca Świętego Jaka
Spoiler:
Występuje w sześciu smakach i każdy ma inne działanie! Jeśli masz cechę Wiecznie struty i wypijesz zarówno napój z cyca, jak i piwko z irlandzkiej budki, wszystkie efekty, które masz trwają również przez co najmniej dwa posty, w Twoim kolejnym wątku. Efekty: Rzuć Kostką! 1 - Truskawkowe: Intensywne w smaku, rozgrzewa Cię od środka! Musisz natychmiast pocałować osobę znajdującą się najbliżej Ciebie, bo inaczej zwariujesz! Twoje włosy robią się różowe! 2 - Marcepan: Wyrastają ci królicze uszy i uroczo kicasz! Twoje włosy zmieniają kolor na ecru. 3 - Jajeczny likier: Jest Ci dziwnie, masz poczucie dyskomfortu i okazuje się, że gdy kichasz, lecą Ci z buzi czekoladowe pisanki w kolorowych sreberkach! Dodatkowo, Twoje włosy zaczynają mienić się wszystkimi kolorami, niczym pisanki! 4 - Czekoladowe: Czujesz otaczające Cię szczęście, siłę i witalność płynącą z ziaren kakao - czujesz, że możesz zrobić wszystko i jesteś bardzo pewny siebie! Zaczynasz mieć brązowe pasma we włosach - lub w przypadku ciemnych, białe! Jeśli masz alergię na czekoladę wspomnianą w karcie postaci - rzuć kostką jeszcze raz. 5 - Adwokat: Zostajesz adwokatem diabła i znasz się na każdej sprawie niczym prawdziwy specjalista. Albo tak Ci się tylko wydaje i masz do powiedzenia dużo głupot.We włosach pojawiają Ci się żółte pasemka. 6 - Karmelowy: Mówi się, że smak ten sprzyja figlom! Stajesz się niezwykle uroczy, wszystko zdrabniasz, a do tego masz włosy w kolorze karmelu! Cena: 15g
★ Pieczony ziemniak od Druida z gulaszem jagnięcym
Spoiler:
Przysmak, który podaje się w stowarzyszeniu po zakończeniu postu trzydziestodniowego, który miał wzmocnić moc magiczną i zadowolić duchy żywiołów. Podobno, jeśli pieczony ziemniak trafi się z korzonkami - będziesz miał olbrzymie szczęście! Efekty: Rzuć kostką: Parzysta: Trafiłeś na korzonki, a po zjedzeniu całej porcji, dopada Cię olbrzymia siła i szczęście! Do końca wydarzenia nie możesz przestać się uśmiechać, wszystko Ci wychodzi, a do tego jesteś doskonałym tancerzem! Nieparzysta: Niestety ziemniaki nie były dla Ciebie łaskawe, jednak nie sprowadziły nieszczęścia. Po zjedzeniu całej porcji jesteś odrobinę śpiący, przez co Twojemu rozmówcy wydaje się, że jesteś znudzony rozmową. Ponad to - nadal doskonale tańczysz, jeśli już ktoś wyciągnie Cię na parkiet! Cena: 10g
Irlandzka Budka
Nowopowstała irlandzka partia ma odrobinę inne sposoby na przyciąganie wyborców niż SLM oraz KC. Na Celtyckiej Nocy oprócz organizowanego przez Declana eventu, rozstawiona została budka z eksperymentalnym piwkiem Irlandzkim. Za jedyne 10g możesz poczuć niesamowite właściwości zielonego piwka, które pięknie mieni się na straganach. Jego reklama brzmi: Zrobisz niesamowite rzeczy z językiem. Może warto sprawdzić? Rzuć kostką k6, by dowiedzieć się jak na Ciebie wpłynęło. Wszystkie efekty są na trzy kolejne posty, chyba że zaznaczone jest inaczej. Jeśli masz cechę Metabolizm eliksowara możesz wypić dwa piwka i mieć mieć utrzymywane na sobie dwa efekty. W innym wypadku działa jedynie ten pierwszy.
Spoiler:
Efekty: Rzuć Kostką! 1 - Jeśli nie miałeś wcześniej irlandzkiego akcentu - teraz go masz. Brzmisz jak pasterz rodem z tych wyspiarskich wrzosowisk. Nawet wszyscy inni uczniowie z tego kraju, przy Tobie nie brzmią jak rodowici Irlandczycy. Jeśli napiłeś się, a jesteś z Irlandii, Twój akcent się bardzo mocno pogłębia aż na następny miesiąc. Nie będzie Cię łatwo zrozumieć przez wszystkich Twoich Brytyjskich znajomych! 2 - Nigdy nie byłeś jowialny i prostacki? Cóż, teraz jesteś! Wszystko co mówisz jest dwa razy głośniejsze niż zazwyczaj. Twój śmiech jest bardzo głośny i rubaszny. Zaś zamiast górnolotnych słów, używasz… cóż takich rodem z rynsztoka. Sporo klniesz i żadne eleganckie słowo przez jakiś czas nie wyjdzie z Twoich ust. Może powinieneś iść do jakiegoś wiejskiego baru, tam bardziej się odnajdziesz. 3 - Czy to było piwo czy eliksir szczerości? Może po prostu to alkohol. Nie możesz się powstrzymać, by nie powiedzieć co Ci leży na sercu. Może to przyjemne, może trochę mniej. Czy aktualnie poprawne, czy niespecjalnie. Jedno jest pewne. Nie możesz się powstrzymać od mówienia szczerej prawdy. W tym jednej takiej z głębi serca… No dalej! 4 - Nie wiem czy słyszałeś, ale Irlandczycy i ich pieśni podczas zabaw to coś co zna wiele osób! A dziś ty również masz ochotę pośpiewać! Na tyle, że wszystko co powiesz ma mniejsze lub większe fałszowanie. No pięknie. 5 - Nagle okazuje się, że może i nigdy nie byłeś typowym Historykiem Magii, ale dzisiaj… Chyba z tego słyniesz. Okazuje się, że znasz znacznie więcej ciekawostek o Irlandii oraz Celtyckiej Nocy niż się spodziewałeś! Jeśli napiszesz tu posta na 2500 znaków, gdzie w większej mierze będziesz opowiadał swojemu kompanowi o tradycjach irlandzkich oraz celtyckich, możesz się zgłosić w upomnieniach o +1pkt z Historii Magii. 6 - Najwyraźniej już się upiłeś po tym jednym piwku! Słowa w Twoich zdaniach mają zwyczajnie inny szyk niż powinny, przez co trudniej Cię zrozumieć. Ten efekt trwa 2 posty. Cena: 10g
______________________
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Całe szczęście, że Cali miała wstążkę, którą łatwo teoretycznie było znaleźć wśród innych kolorów. To była moja pierwsza myśl, kiedy zauważyłem oplatającą jej rękę materiał. - Och, jaki piękny, niewinny kolor, ktoś tu coś pomylił. Halo druidzi - żartuję natychmiast, biorąc dłoń Cali by pomachać nią wszystkim, by zakomunikować, że coś tu jest nie tak. Niestety nikt nie wkracza na ratunek złej wstążki Californii, więc pozostaje nam zostać przy pierwotnej wersji. Wspólnie idziemy wesoło w stronę podejrzanego straganu z irlandzkimi piwkami. Krzywię się na komentarz o porożu i wzdycham udając załamanego tą kwestią. - No nic musisz głośno oznajmiać, że poroże nie ma wcale związku z innymi częściami ciała - żartuję lekko kiedy idziemy do altany Helgi, która raczej nie była dziś romantyczna, tylko otoczona straganami, piwkami i ludźmi w wiankach czy rogach. - No tak, zawsze zapominam, że jesteś Szkotką, nie afiszujesz się z tym taką atencją jak ja swoim pochodzeniem. Nawet akcentu nie masz jednoznacznego... - mówię dość elokwentne zdanie, stając jednak pod piwkami i prędko zapominając górnolotnych słowach, starając się wybrać jakieś najlepsze, gadając sobie z irlandzkim naszymi połamanymi, prędkimi akcentami. Kiedy już sięgam do kieszeni, Cali oznajmia, że ona płaci, więc zamiast polemizować unoszę do góry dłonie, zgadzając się na taką transakcję. - Jak dla mnie możesz mi wszystko stawiać - oznajmiam i żartuję równocześnie, unosząc do góry niewinnie brwi. Bierzemy swoje piwerka i przechadzamy się po tym całym ładnym wydarzeniu, co jakiś czas popijając swoje alkohole. Kiedy tak sobie chleję wesoło zauważam, że gadam jeszcze więcej niż zwykle. I na dodatek mam ochotę nie tylko komentować fakt, że wszystko wokół wygląda fajnie. Coś zaczynam mówić o tym, że byłem strasznie załamany ostatnio, na co zamykam się prędko, próbując skupić uwagę Cali jakimiś dziwnymi druidami z kolorowymi brodami. Ale jeszcze kilka łyków piwka i czuję, że nie mogę się powstrzymać od reszty komentarzy dotyczących nas. - Wiesz Cali, tak sporo myślałem, czy nie powinniśmy się jakoś określić. Bo w sumie może zamiast górnolotnego słowa przyjaźń, trzeba to zmienić na chodzenie ze sobą? Tylko mam wrażenie, że zawsze byłem kiepskim chłopakiem. Tu się zacząłem interesować kimś innym, tu zmieniam często obiekty westchnień... Nie chciałbym cię zranić, a jestem przekonany, że to zrobię i póki mówimy o sobie przyjaciele, to coś tu jest inaczej. Ale czy faktycznie tak jest? I tak większość chyba uważa, że jesteśmy razem. Chciałabyś ze mnę po prostu być? Chodzić w sensie? Czy uważasz, że tak jest lepiej? Bredzę i bredzę, najzwyczajniej w świecie nie mogąc się od tego powtrzymać. Nie mam pojęcia co to za wylew mojej szczerej opinii. Zatrzymuję się patrząc trochę wyczekująco na Reagan, po czym marszczę lekko brwi. - Mam wrażenie, że coś jest w tym piwku - mówię w końcu cicho, zerkając podejrzliwie na zielony napój.
kostka: 3
Cali Reagan
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 158 cm
C. szczególne : bardzo krucha sylwetka, przenikliwe spojrzenie, ciężki zapach waniliowych perfum
Ani się obejrzała, a Fillin już machał jej drobną dłonią, oznajmiając wszem i wobec, że kolor wstążki, która owinęła się wokół jej nadgarstka, jest nie do końca adekwatny. – No w takim razie powinieneś mieć baranie rogi a nie bycze – skitowała jego prztyk, uśmiechając się radośnie, bo w sumie miał sporo racji; na szczęście nikt nie zwrócił uwagi na jego głośny i niepochlebny komentarz. Zaraz potem szczodrze zapłaciła za ich piwerko, kwitując jego elokwentną uwagę o stawianiu przewróceniem oczami, szybko dodając, że to dopiero później, jak wrócą do mieszkania, a tymczasem mają paradę atrakcji do zaliczenia. Ze zdziwieniem dostrzegła swój nowy irlandzki akcent, tak odmienny od tego, który reprezentowała normalnie, przed wypiciem piwa. – Już teraz jest zdecydowanie jednoznaczny – skwitowała tę nowość z czystym irlandzkim zaśpiewem, błogo spacerując między straganami i chichocząc wesoło z przygłupawego wyglądu mijanych druidów. Z uwagą wsłuchiwała się w jego opowieść o chujowym samopoczuciu, związanym z wyjazdem Boyda, ale Ślizgon szybko zmienił tory konwersacji, a z racji, że nie przywykła do drążenia tematu, prędko skupiła się na typach z tęczowym zarostem, wyśmiewając ich aparycję i rzucając kilkoma debilnymi żartami, że jeszcze milion lat, a Fillin też będzie mógł zaprezentować jej tak imponującą brodę. Nieco skonfundowana wysłuchała słowotoku dotyczącego ich relacji, wbijając w Fillina zdziwione zielone tęczówki. Skłamałaby oznajmiając, że też się nad tym nie zastanawiała, ale skoro oboje do tej pory milczeli, uznała, że pasuje mu obecny stan rzeczy i niekoniecznie odczuwa potrzebę skonkretyzowania czy też wpisania ich w jakąś ramę (albo po prostu bała się, że jeśli tylko poruszy ten temat to fundamenty ich znajomości runą). Czując rosnącą gulę w gardle, wzięła kolejny łyk piwa, nie spuszczając z niego wzroku. Pierwszy raz miała do czynienia z takimi emocjami, dlatego nieco zagubiona, skuliła ramiona, sięgając drżącymi dłońmi do kieszeni kurtki. – Pytasz bo chcesz wiedzieć czy dlatego, że coś jest w tym piwku? – wypaliła głupio i zerknęła na niego uważnie, początkowo ignorując wszystko to, co mówił – nie dlatego, że nie było to dla niej ważne, a dlatego, że potrzebowała czasu na przeprocesowanie słów przyjaciela, uderzających w nią znienacka. – Ja… Nie wiem, Fill, to znaczy, nie do końca ogarniam jak powinien wyglądać związek, bo raczej się do tego nie pchałam, ale chyba oboje myślimy, że jest inaczej niż zwykle, więc może powinniśmy spróbować? Jebać co uważają inni, ważniejsze jest to, co my myślimy – wow, brawo Cali, ty bystra istoto – a ja myślę, że chciałabym – nawet nie zdawał sobie sprawy ile ją to kosztowało, przyznanie się do tego, co naprawdę czuje. – Chciałabym po prostu z tobą być, chociaż czasem nie wiem jak miałoby to wyglądać. Nie chcę cię ograniczać, nie chcę, żeby nasza relacja na tym ucierpiała, ale z drugiej strony znamy się już tyle czasu, że chyba nic nie będzie w stanie tego zmienić. A może się tylko zmienić na lepsze – dodała ciszej, wbijając tępy wzrok w piwo, starając się ukryć wszystko to, co od dawna krążyło po jej głowie. Po chwili zrobiła kilka drobnych nieśmiałych (chyba pierwszy raz mógł ją obserwować w tym stanie, pozbawioną animuszu i udawanej pewności siebie) kroków w jego stronę, zbierając się na odwagę i spoglądając mu prosto w oczy. Pogładziła go po bladym policzku i pocałowała z czułością, potwierdzając swoje wcześniejsze słowa.
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
- Bez kitu! Albo chociaż darmowe kupony na coś rozdawać – zgodził się z Frelą, a następnie wyciągnął dłonie w górę, aby opuszkami palców zbadać czy sobie z niego nie kpiła i faktycznie ma dojebane rogi. W istocie, został przyozdobiony majestatycznym dodatkiem, który sprawiał, że był jeszcze wyższy niż zwykle i musiał uważać, żeby nie zahaczyć nimi o gałęzie drzew. – Węgorza? – uniósł brwi, niekoniecznie rozumiejąc porównanie do wyrafinowanej legendarnej piosenki, która rządziła każdą letnią dyskoteką albo posiadówką nad jeziorem z wódą (ryjącą banię) w 2013 roku. Aslan najzwyczajniej stwierdził, że Freja ostatnimi czasy zbyt często rozmawiała ze swoim starym, fanatykiem wędkarstwa, i stąd te jej ciągłe nawiązania do morskich zwierząt. – Zróbmy taki challenge – przez całe spotkanie nie możesz wspomnieć o żadnej rybie. Dasz radę? – zerknął na nią, przygryzając policzka od środka, żeby się nie roześmiać, już oczami wyobraźni widząc jak zaraz będzie przewracać ślepiami albo się oburzać, jak wtedy gdy zapłaciła za sandacza z mrożonymi (!) frytkami 52,50. Złapał ją pod ramię i wesoło pomknęli w stronę jarmarkowych straganów w jednym, bardzo ważnym celu – chlańsko. – Naprawdę sądzisz, że odmówię pójścia tam, gdzie jest wino? – spytał oburzony, a następnie rozejrzał się w poszukiwaniu najszlachetniejszego trunku na całym bazarze. Padło na irlandzkie piwko, hojnie nalane do eleganckiego kufla – podał jeden Freli, a swój uniósł delikatnie ku górze. – Skål! – krzyknął radośnie norweski toast, kurewsko z siebie dumny, że w końcu udało mu się zapamiętać to jedno arcytrudne słowo (wciąż nie był pewny czy to w sumie naprawdę oznacza sławetne „na zdrowie”, a norweskie słowniki nie miały odpowiednika „chluśniem bo uśniem” i musiał przyznać – był srogo rozczarowany, że Norwegowie mają tak ubogi język). Czas im przyjemnie upływał na pogawędkach o przeróżnych głupotach, ale im więcej piwa wypijał tym stawał się dziwnie otwarty, natomiast Freja coraz głośniejsza, rubaszna i prostacka. Ani się obejrzał a już opowiadał jej jak to złamał wielokrotnie ich wspólną dietę, polegającą na wyeliminowaniu cukru i podczas gdy ona jęczała mu na wizzie, że zjadłaby czekoladę i że są super silni, on wpierdalał drożdżówkę w szpitalu niczym ostatni wieprz (jakim zresztą był). Albo że w pierwszy dzień szkoły (i jej prefektowania) nie cierpiał tak naprawdę na jakieś gastryczne nieprzyjemne sprawy, a po prostu wylądował w barze u Irka, nie znając umiaru (wieprz). Nielsen komentowała to wszystko coraz mniej elokwentnie, ale nie umiał powstrzymać tego słowotoku. – No i poza tym wszystkim to wiesz, ja sobie myślałem, że szkołę niedługo kończymy i chciałbym z tobą zamieszkać, ale wtedy przy tych niuchaczach zareagowałaś niezbyt optymistycznie i nie wiem czy to za szybko dla ciebie czy po prostu doszłaś do wniosku, że po szkole odjeżdżasz na misiu polarnym do Norwegii? – spojrzał na nią, zasłaniając zakłopotanie wymalowane na twarzy kuflem, udając, że chce się napić.
- Węgorza, węgorza - potwierdziła, widząc jego zidiociałą minę. Jeszcze kiedyś mogła podejrzewać, że jej akcent wpłynie negatywnie na piękno angielskich słów, ale już nie była takim dzbanem. Posiadała ogromną artylerię fascynujących wyrażeń, które były w pełni zrozumiałe, nawet jeśli zdarzyło jej się wyśpiewać je w innej tonacji. - Co masz przyczepionego do poroża..? - rozpoczęła w typowy dla siebie sposób słowną zabawę, puszczając mu oczko. Rozbawiona wycelowała w niego paluchami w kowbojskim geście złożonym z emotikon, które zaraz K. otrzyma na fb. Tak żeby wiedziała o co chodzi. No i jak to co? Węgorza! Nie mogła jednak tego zaśpiewać głośno, bo hultaj zamknął jej pyszczek nową zabawą, która polegała na porzuceniu płetwowych słówek. Że ona nie da rady? - Jasne, rozumiem, dzieci i grzyby głosu nie mają. - Zacisnęła usta i lewą dłonią wykonała gest zasuwania zameczka, aby po chwili wyciągnąć łapkę w stronę Aslana, coby mógł wyrzucić niewidzialny klucz. Na widok tych wszystkich wspaniałości cieszyła się, że niemiły Bambaryła zabronił jej rozmawiać wyłącznie o giętkościach wędek i błyszczących ogonkach welonek. Z roziskrzonymi oczętami przejęła kufel o złotej zawartości i z rozczuleniem wysłuchała wzniesionego toastu. - Stuknijmy się więc! - zawołała wesoło, odbijając szkło od aslanowej szklanki. Zanurzyła usta w mniamuśnej piance, która ulokowała się wygodnie na czubku jej noska. Zachichotała. Piwo osiadało cierpko na podniebieniu, ale nie zwracała na to większej uwagi. Obok siebie miała równoważnik w postaci najsłodszego patafiana, jaki widział ten świat. Tylko ten patafian zaczął nagle, cholera, bzdurki gadać. Nieznośne, irytujące. Głupie jak zawsze, ale jednak wyjawione po czasie. - Co do kurwy - mruknęła niepocieszona, kiedy dowiedziała się, że jej pseudo-uzdrowicielsko-pielęgniarskie zabiegi były oferowane zwykłemu zachlaniu ryja, a nie wyjątkowo nieprzyjemnemu zatruciu pokarmowemu. Spojrzała na niego spode łba, wlewając w siebie końcówkę piwerka. Cmoknęła, oblizała się i beknęła donośnie, a co najgorsze, zamiast zapaść się po tym przedstawieniu pod ziemię, zaczęła się śmiać jak popierdolona. - Piździ jak w Kieleckiem - stwierdziła fakt, spoglądając nieprzychylnie w stronę latających wróżek i innych elfików. - Czy one mogą przestać tak napierdalać tymi skrzydłami? Do licha... - mruknęła, opatulając się szczelnie ramionami. - Mam nadzieję, że w naszej chacie zainwestujemy w ogrzewanie podłogowe. To jest dopiero zajebista sprawa. Przyjemne ciepełko otula twą skórę... Nie to co jebane farelki, nakurwiają duszącym gorącem po ryju... - pożaliła się krótko. Cóż, była wielce niepocieszona. Niechże @Aslan Colton ją utuli. i ma w swej opiece
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Kolor wstążki: świniowy Mleczny napój:5 – Adwokat: Zostajesz adwokatem diabła i znasz się na każdej sprawie niczym prawdziwy specjalista. Albo tak Ci się tylko wydaje i masz do powiedzenia dużo głupot. We włosach pojawiają Ci się żółte pasemka.
— Podobno mieszkał tutaj sam Godryk, to musi być niesamowicie magiczne miejsce... — zresztą Gryffindor mógł sobie mieszkać, gdzie chciał, magia tak czy inaczej przepełniała każdy element krajobrazu, nawet powietrze zdawało się drżeć delikatnie od jej natężenia. Ponadto zaczęła jej się udzielać gorączka celtyckiej nocy – dobry humor, chęć do tańców, energia i przyciąganie – tyleż do jej towarzysza, co do tajemniczego ogromnego dębu, o którym krążyły niezwykłe legendy. — Wiesz może skąd to? I... po co? — uniosła rękę, na której od początku zwisała przewiązana wstążka, niezauważona przez nią w ferworze ochrzaniania Tristana za antylopie wygłupy. Dopiero przy ognisku dostrzegła, że coś się do niej przyplątało – w dość dosłownym sensie. — Ładna, taka w kolorze świnki. Uśmiechnięta od ucha do ucha, wskazała na stoisko z mlecznymi napojami, które nęciło kolorowymi szklaneczkami poustawianymi na ladzie. Przyspieszyła kroku, bo przecież wciąż czekało na nich całe multum atrakcji i chciała wypróbować ich wszystkich. — Dwa mleczne napoje proszę! — krzyknęła do sprzedawcy po szybkim zorientowaniu się w ofercie i od razu sięgnęła po pieniądze, by Tristanowi nie przyszło do głowy żadne płacenie za nią, czy inne tego typu głupoty. Była nowoczesną kobietą, ot i co. — Ojej, jaki ładny, puchoński — zachwyciła się, gdy dostała żółciutki napój. Zachwyt przybladł, gdy okazało się, że jest to adwokat, ale co począć, skoro już wydała na to galeony, nie zamierzała wybrzydzać. Poczekała, aż Tristan dostanie swoją szklankę, stuknęła się z nim swoją i upiła łyczek. Zmarszczyła brwi, uniosła szklankę na wysokość oczu i westchnęła. — Jak na mój gust za mało w nim wanilii, przeważa kakao i smaki nie równoważą się właściwie. Ładna barwa, ale co z tego, skoro w smaku jest raczej gorzki. Ogólnie rzecz biorąc, do chrzanu. — Skwitowała napój, nie wiedząc właściwie, dlaczego tyle na ten temat gada, skoro nie bardzo znała się na adwokacie i próbowała go chyba tylko raz w życiu. Nie zauważyła, że we włosach pojawiły jej się żółte pasma.
Majestatyczne antylopie rogi Mleczny napój : 6 - Karmelowy: Mówi się, że smak ten sprzyja figlom! Stajesz się niezwykle uroczy, wszystko zdrabniasz, a do tego masz włosy w kolorze karmelu!
Dłuższą chwilę się nie odzywał, idąc w kierunku straganów i wodząc wzrokiem po przeróżnych stoiskach i rzeczach nimi przepełnionych. Zapytany o wstążkę poświęcił jej dłuższy wzrok, jakby rozmyślając i szukając zadowalającej odpowiedzi. Ostatecznie pokręcił przecząco głową i uśmiechnął się nieznacznie. -Bladego pojęcia nie mam. To pewno jakaś tradycja, tak jak moje rogi, bo inne kobiety też mają wstążki. Kiwnął głową w kierunku grupki kobiet jak i przechodzących pojedynczo. -Świnki? Mmm...gustuje w innych kolorach, ale skoro Ci się podoba. Co do Gryffindora, no skoro po nim dolina ma nazwę, to stawiam, że to prawda. Chętnie bym Ciebie zabrał do miasteczka ale no...wolę nie zostać zawieszony. Ponownie uśmiechnął się przepraszająco i podrapał po potylicy, czując się niezręcznie. Wybawiło go...mleko jaka. Nawet nie zdążył zareagować, gdy Hope zapłaciła za nich obydwoje. Otworzył tylko usta i poruszył nimi bezdźwięcznie niczym ryba i zamknął, uwidaczniając na twarzy swoje zirytowanie. -Hope, pamiętaj, ja mam rogi. Rzucił, odbierając swój kubek. Zajrzał do środka i przez chwilę przyglądał się płynowi. Na stuknięcie zareagował dzikim mruganiem, przewróceniem oczu i ogromnym haustem, którym wypił praktycznie całą zawartość. Odczekał chwilę, przełykając i dopił to co pozostało. Jego włosy zmieniły nieco barwę, jakby pozazdrościły Hope jej naturalnego koloru. -Ojej, ale masz fajniutkie żółciutkie pasemeczka. Nadziejko, pewniusiem nie było takie straszniutkie. Troszeczku wyolbrzymiasz. Dopiero po kilku sekundach zorientował się, że zdrobnił niemalże wszystkie słowa w zdaniu. Wykrzywił usta w coś, co przypominało dziubek i zrobił śmieszną minę, łącząc też ręce na wysokości pasa.
— Niech zgadnę, czerń i odcienie szarości — zakpiła sobie nieco, z miną wyrażającą jedno – „faceci”. Nie potrafili docenić innych kolorów, zwłaszcza różu, którego bali się bardziej niż matki, kiedy spóźni się na kolację. A przecież świnki to takie urocze i czyste zwierzęta! — może szkarłat byłby lepszy... pasuje mi? — przysunęła dłoń bliżej twarzy, tak by można było ocenić, czy rzeczywiście jest jej dobrze w tym kolorze, a potem pociągnęła czubek nosa delikatnie ku górze, upodabniając się do owego zwierzątka. Parsknęła śmiechem bez względu na reakcję chłopaka. — Och, nie da się ich przeoczyć, Panie Antylopa. Pytanie kto Ci ich doprawił? — przymrużyła oczy z rozbawieniem, a następnie zadarła nieco głowę, by przyjrzeć się wyrastającemu z jego głowy porożu od nasady, aż po ostro zakończone końce. Wyglądało, co tu dużo mówić, imponująco. Nigdy nie przypuszczała, że zwierzęce elementy mogłyby jakkolwiek wpasowywać się w jej gusta i to odkrycie było cokolwiek imponujące. Zmianę w wyglądzie swoich włosów odnotowała dopiero po jego uwadze – ale raczej po jej przyswojeniu, aniżeli samym wygłoszeniu, bo od nadmiaru słodyczy wyzierającej z każdego pojedynczego słowa była przez moment w tak ciężkim szoku, że wcale nie zastanawiała się nad treścią. Dopiero po chwili ujęła w palce żółto-rudy kosmyk i przyjrzała mu się raczej sceptycznie. — Wygląda na to, że ten napój z jakiegoś powodu wpływa na melaninę. Ale po co? I czy mógłby... przestać? — powiedziała bardziej do siebie, niż do Tristana, do niego zwróciła się zaś zaraz potem, patrząc na niego z miną, która miała wyrażać troskę, ale tak naprawdę wyraźnie pokazywała jak silnie walczyła właśnie z targającym nim rozbawieniem. Stanęła na palcach i wyciągnęła rękę, by przyłożyć chłodną dłoń do czoła chłopaka. — Dobrze się czujesz? — zapytała, nieustannie bliska śmiechu, a potem zsunęła dłoń niżej, na ściągnięty policzek i uszczypnęła go delikatnie. — Jaki słodki Tristanek. Tristanuś. Tristuś! — pociągnęła jeszcze łyczka napoju, ale szybko doszła do wniosku, że nie ma ochoty go kończyć, oddała więc szklankę sprzedawcy, dziękując i prosząc, by się jej pozbył. — Nie przypuszczałam, że czarodzieje tak bardzo lubią mieszać w swoich napojach, nigdy nie wiadomo czego się spodziewać. Chyba że ktoś złośliwie dolał czegoś do szklanek? Zastanawiam się jakie substancje mogą wpływać na żółte pasemka, może jakiś pyłek kaczeńców? — sama miała już dość swojej paplaniny, ale tak się składało, że nie bardzo potrafiła się zamknąć. Nabrała powietrza, by choć na chwilę dać im odpocząć od tych androłów, uśmiechnęła się i złapała Tristana za dłoń, nie pozwalając mu trwać w tej obrażonej pozie. Pociągnęła go za sobą, przez kilka kroków idąc do tyłu, a potem obróciła się całkiem zgrabnie, puszczając jego rękę i licząc, że ten pójdzie za nią. Coś bowiem coraz bardziej przyciągało ją ku dębowi.
[z.t. x2]
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
- Świetnie ci idzie – pochwalił @Freja Nielsen za tę sprytną korektę powiedzenia, z zadowoleniem (i trochę też zdziwieniem) przyjmując, że podjęła się wyzwania. Podświadomie czuł, że pewnie się to na nim odbije i Flądra Nielsen nie pozostanie mu dłużna, ale to już był problem Aslana z przyszłości. Z roziskrzonym spojrzeniem obserwował jak Freja chłonie jarmarkową atmosferę. Rok temu zabrał ją tu, żeby poznała brytyjską kulturę i poczuła się na Wyspach trochę bardziej jak w domu i niezmiernie cieszyło go - co mógł ocenić z perspektywy czasu - że się tak pięknie odnalazła na obcym sobie terenie. - Bardzo chętnie, ale może nie tutaj - odparł z teatralnie poważną miną, po chwili parskając śmiechem, kiedy dotarła do niej ta rubaszna uwaga o stuknięciu. Musiała być jednak świadoma, że sama go sprowokowała, niemal podsuwając mu pod nos tę prostacką odzywkę. Z czułością otarł jej nos z piany, parę sekund później paplając już coraz śmielsze rzeczy, które ukrywał dla świętego spokoju, żeby i jemu i jej się lepiej żyło. Nie wiedział co też takiego się stało, że nagle postanowił wyznać te wszystkie swoje grzechy, ale no więcej nie pamiętał, serdecznie ich żałował. Czy obiecywał poprawę? A jakże. - No jakoś tak wyszło, ten skrzat to podstępny i szemrany typ, nie daj mu się nigdy namówić nawet na połówkę kieliszka, bo skończysz jak ja - wyraził skruchę, spuszczając niziutko głowę. Słysząc donośne beknięcie, uniósł wzrok i kiedy zorientował się, że niewiele osób stoi obok i sprawcą mogła być tylko Frela, zbaraniał. Parę sekund analizował całe zdarzenie, a jego buzia była myślą nieskalana. - Chociaż... Może by ci to na dobre wyszło - dodał, kreując się na wspaniałego dżentelmena. Pierwszy raz przyszło mu oglądać Freję w takim wydaniu i musiał przyznać, że w takowym też była olśniewająca. - Oceniam to na mocne osiem, ale dodaję noty za zaskoczenie, jakie wywołałaś. Konkurs uważam za rozpoczęty! - klasnął energicznie w dłonie, omal nie wypuszczając kufla z rąk, po czym wziął głęboki wdech, przygotowując się odpowiednio do tejże rozrywki na poziomie. Beknął równie donośnie co Norweżka, już dobitnie pokazując, że jest knurem z krwi i kości, niewiele w zasadzie sobie z tego robiąc. Słysząc jak Freja narzeka na zimno (a przynajmniej to wywnioskował ze słowa „piździ”, porównania nie zrozumiał), prędko zdjął kurtkę i podał dziewczynie, a następnie odciągnął ją trochę na bok, żeby bogu ducha winne wróżki nie oberwały od nowej wersji Nielsen. – Ogrzewanie podłogowe? Farelki? – zerknął na nią, prosząc o wyjaśnienie. – To jakieś rodzaje kominków? – dopytał. Dopiero po chwili do niego dotarło, że nie zaprotestowała, a co za tym idzie – zgodziła się. – O kurwa, czyli chciałabyś? – jego usta wygięły się w szerokim uśmiechu, a ramiona oplotły frejową sylwetkę w wyrazie szczęścia.
Chociaż nie powiedziałaby tego głośno, myślała w bardzo zbliżony do Aleca sposób. Była tu od września, a wciąż nie mogła odnaleźć się w kamiennym zamku, pełnym dziwnych ludzi i zwyczajów. Zauważyła też, że Brytyjczycy bardzo lubi dramaty i komplikowanie sobie życia, zapominając o prostych prawdach, o banalnych chwilach patrzenia w niebo. Wszystko było skomplikowane, każdy miał chore i zawyżone oczekiwania. A Astrid nie chciała wpasowywać się na siłę, nie chciała ich spełniać, jeśli kolidowało to z byciem sobą. Czuła się niepotrzebna i samotna, ale była w tym wszystkim wciąż tą samą dziewczyną, która opuszczała na koniec Sierpnia Norwegię. No, może z lepszym angielskim, dzięki wykładom i tłumaczkom od Darrena. Z Gryfonem było trochę inaczej, szybko to do niej dotarło. Może dlatego, że nie był stąd, a może przez tę beztroskę i uśmiech, których im wszystkim brakowało. W końcu zachowywali się, jakby mieli kije w dupie. Było tu lepiej, bardziej swojsko. Bez wielkiego zamczyska i wśród drzew, jasnowłosa czuła się bardziej swobodnie. Tkwiła blisko niego, nie chcąc się przypadkiem rozdzielić — trzeba przyznać, że nie spodziewała się takiego tłumu ludzi! A do tego ogniska, tak hipnotyzujące! Na jego słowa brew jej drgnęła, ale przeniosła na niego spojrzenie — chociaż nie bezpośrednie, to wciąż nienaturalnie błękitne tęczówki sunęły bezwstydnie po jego twarzy. Przez usta przemknęło rozbawienie. Było w nim coś uroczego w tym proteście piwnym, chociaż nie była zwyczajna do takich zachowań. Nikt przecież nie traktował jej, jak damy i zwykle radziła sobie sama. - Wiec teraz jeszcze spełniasz moje życzenia? Na Odyna, gdybym wiedziała wcześniej, żeś taki wielofunkcyjny, to byśmy mieli wiele eskapad za sobą. Tylko że... - przerwała na chwilę, wzruszając ramionami, aktorząc trochę przy tym z niewinną miną, byle tylko go złamać. Uparta, lubiła stawiać na swoim. - Tylko że ja naprawdę chciałam postawić Ci to piwo. Co, jeśli to jest moje życzenie? Wiesz, ta forma spłaty długu to wcale nie wyklucza drugiej. Dodała jeszcze na zachętę, chyba trochę uspokojona szturchnięciem w ramię. Nie miała pojęcia, czy tak tutejsze panny prowadziły konwersacje, zaskakując swoją bezpośredniością czasem niezbyt moralnych propozycji, ale miała to gdzieś. Rogi były cudowne, zachwyt przejawiał się na jej twarzy, gdy palce błądziły po ich krawędziach. Teraz już w ogóle kojarzyły się Astee z domem. Na salwę śmiechu, nie mogła powstrzymać własnego zachichotania. - Zamieniliśmy się miejscami! Ty jesteś dziki, ja teraz jestem niewinna. Uniosła delikatnie dłoń, przenosząc na nią spojrzenie, gdy poczuła rozwiązujący się materiał. Lawendowa wstążka poszybowała w stronę drzewa, podobnie jak kilkanaście innych, kolorowych skrawków, co uznała za naprawdę ładny widok. Z zaskoczeniem kiwnęła głową na jego słowa, odprowadzając go wzrokiem. Oparła dłoń na biodrze, palcami przesuwając po szyi i hacząc o tkwiące tam rzemyki. To było naprawdę miłe z jego strony. Ciężko było stwierdzić, czy zaskoczenie przerodziło się w zawstydzenie, ale grzecznie uniosła dłoń, gdy owijał wstążkę dookoła nadgarstka, wpatrując się ukradkiem w twarz bruneta. Coś było nie tak. Materiał zdawał się delikatniejszy, a może to efekt jego palców, które przemknęły ukradkiem przez jej skórę? Zamrugała kilkakrotnie, uśmiechając się jednak do niego. - Nie wiem, czy to te rogi, czy ta Twoja wojowniczość w walce o tę wstążkę, ale Alec, wyglądasz naprawdę zajebiście. - oznajmiła bez pardonu, dając się objąć i sama przesunęła dłoń na jego talie, bezczelnie zahaczając palcem o szlufkę od spodni, żeby nie spadła. Wbrew pochodzeniu, jak na pół wile przystało, Astrid była dość drobna, więc musiała nieco zmniejszyć między nimi odległość, aby dosięgnąć. Kiwnęła głową, na propozycję piwa. - Ja stawiam. To jest bezdyskusyjne, teraz tym bardziej. I Thor mi świadkiem, nie odpuszczę. Posłała mu jeszcze krótkie spojrzenie, ruszając w stronę budek i straganów. Druidzi dawali prawdziwego klimatu temu miejscu, ciężko było jej utkwić spojrzenie w jednym miejscu. Trzeszczący, wysoki ogień, pełno kwiatów oraz wstążek, mnóstwo zapachów — a zmysły miała wyostrzone, kosztem słabych umiejętności magicznych. Przechodząc, zerknęła na ofertę straganową, dostrzegając ostatecznie budkę z napojami oraz przekąskami. Zacisnęła usta, lustrując wzrokiem propozycje napitków. - Masz ochotę na coś szczególnego, czy zdajemy się na druida? Wolną dłonią przesunęła jasny kosmyk włosów za ucho, nie potrafiąc się zdecydować. Kojarzyła śledzie i mleko jaka, gulasz też był znajomy, bo takie jadali w domu. Ciemnego piwa tu jednak nie potrafiła rozpoznać. Może miało inną nazwę? - W moich stronach mleko to rarytas, ale nie wydaje mi się odpowiednie na dzisiejsze wyjście... Tutaj nawet mają smakowe, zobacz! Alec? Jaki smak lubisz najbardziej?