Podobno Godryk bardzo lubił pić w tym miejscu herbatę razem z Helgą Hufflepuff, podziwiając mały staw i słuchając szumu wodospadu, rozprawiając na najróżniejsze tematy. Przyjęło się więc nazywać podest altaną Helgi. Jest podzielony na kilka części. Środkowa, największa, pomieści naprawdę sporą ilość osób, jednak po bokach, rozrzucone w równej odległości od siebie, znajdują się też mniejsze altanki - dwu i czteroosobowe. Wieczorami oświetlana jest lampionami, unoszonymi przez magiczne owady, znajdujące się w środku. Od czasu do czasu organizuje się tu mniejsze lub większe imprezy, najczęściej jednak można natrafić na regularne wieczorki artystyczne, na które przybywa się nawet z Londynu.
Autor
Wiadomość
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Kostki:3, 1 (łapię, krótko trzyma), Cali ma 5 na pożądanie
- A jednak, mam już drugi raz pod rząd takie, więc jednak coś w tym jest. Taki ze mnie byczor wielki najwyraźniej- mówię, dotykając swojego niezbyt imponującego poroża i ruszam razem z Cali na dalsze harce po celtyckiej nocy. Stajemy przy piwkach gdzie aż wybucham śmiechem, słysząc, że mówi dokładnie tak samo jak ja. A raczej takim samym akcentem. Na moje zadowolenie na pewno też wpływa obietnica Reagan i mam nadzieję, że spełni ją jak tylko skończymy Celtycką Noc. Aż mam ochotę, żeby szybciej minęła. - O Cali, brzmisz tak pięknie jak jeszcze nigdy dotychczas - stwierdzam rozbawiony, na początku, dopóki nie przechodzimy do poważnych rzeczy (nie do końca specjalnie) gdy wygaduję jakieś szczere bzdury na temat mojego samopoczucia, przechodząc gładko w gadkę o drudzich brodach. Twierdzę też, że nawet za milion lat nie miałbym takiej (moje bujne włosy dotyczyły tylko głowy, a i tak zapuszczałem je bardzo długo i skrupulatnie). A potem znienacka wylewa się ze mnie jakaś dziwna lawina słów, nie do końca wiedząc dlaczego to chcę mówić i ledwo się powstrzymując, by kontynuować. Kiedy kończę, Cali zadaje dość zasadnicze pytanie, na które nie znam odpowiedzi, bo skąd mam wiedzieć jakie jest działanie tego alkoholu. Dlatego postanawiam odpowiedzieć szczerze (a może piwko postanawia). - Nie wiem - oznajmiam tylko i czekam na jakąś konkretniejszą odpowiedź niż sarkastyczny komentarz. I to prawda, nie mam pojęcia ile ją to kosztuje, bo ja w związkach jestem lekkomyślny i szybko podejmuje decyzje, które często nie są dobre. Idealnym przykładem jest Victoria, na którą uparłem się z powodu tego jak pięknie wyglądaliśmy razem. Jasne, co nas obchodzi co myślą inni, mogę spokojnie udawać, że nic a nic, jeśli tak woli. Słucham jej wywodu do końca i nie jestem do końca pewny co zostało postanowione. - Czyli tak? Próbujemy? - upewniam się w końcu i składam pocałunek na ustach Californii. Uśmiecham się do niej radośnie i wtedy orientuję się, że zaczyna się cały event ze wstążkami. Natychmiast wypuszczam ją z ramion i z werwą godną szukającego biegnę po biały materiał, łapiąc go powietrzu. Zanim zdążę się pochwalić już ciągnie mnie w kierunku mojej partnerki, zawiązując nasze nadgarstki. Wtedy czuję, że niesamowicie wygląda jednak ta Cali jeszcze lepiej niż wcześniej! Jak do tego doszło nie wiem, ale zamiast mówić urocze rzeczy znowu zaczynam całować dziewczynę namiętnie i coraz bardziej mam ochotę na coraz więcej. Aż odrywam się od niej, otumaniony jej waniliowymi perfumami. - Boże, Cali tak to jest, kiedy zaczyna się z kimś chodzić? - pytam zdumiony nie mogąc się powstrzymać od obejmowania dziewczyny, by była bardzo blisko mnie.
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Oczywiście, że nigdy w niego nie wątpiła. Jedynie lubiła pokreślać, że ich relacja wciąż pozostawała świeżą i bardzo luźną. Że czuła, że nie potrzebuje w żaden sposób udawać przy nim kogoś innego, niż w rzeczywistości była. Więc śmiało snuła takie a nie inne słowa, które mogły sugerować pewnego rodzaju myśli. - Cam, ja nigdy w ciebie nie wątpię. Jedynie czasem się o ciebie niepokoję - podkreśliła sens wypowiadanych przez nią słów. W czarnych oczach zalśniły radosne ogniki, kiedy wypowiadała właśnie te słowa. Oczywiście nie wątpiła w to, że za chwilę los udowodni im, że wszystko, co do tej pory robili, było odpowiednim postępowaniem. Była wręcz przekonana, że nie ma szans na to, aby ktokolwiek inny mógł sięgnąć po tę wstążkę, bo prawdopodobnie wtedy jej Camael mógłby urwać śmiałkowi ręce. Zamruczała zadowolona, czując jego ręce ponownie błądzące po jej ciele. Przymknęła oczy rozkoszując się tym doznaniem. Nie wiedziała, czy to przez tę pradawną magię, która ich wszystkich otaczała, czy może to były wyłącznie jej własne odczucia, ale spotęgowane tym, że mężczyzna był blisko niej. Drażniła go w pełni świadoma tego, co robi i chętna do tego, aby jeszcze bardziej to kontynuować. Niemniej, był czas na wszystko, w odpowiednim momencie. Uśmiech na jej wargach poszerzył się, gdy potwiedziło się to, co oboje przypuszczali; niewątpliwie byli skazani na siebie. Oczywiście Beatrice nie zamierzała powiedzieć tego głośno, ale niezmiernie cieszył ją fakt, jakoby nawet ta pradawna magia pragnęła utwierdzić ich w słuszności przekonania, jakie od dawna jej towarzyszyło. Camael był jej. Tylko jej i nie zamieniła by go na nikogo innego. To dziwne, ale czasami zastanawiała się, jak to w ogóle możliwe, aby darzyć kogoś tak ogromnym uczuciem, porównywalnym do tego, które rozpościerało się w jej niewielkim ciele i chciało wybrzmieć w jego stronę. Złączyła z nim usta w pocałunku, kiedy wstążka oplatała ich i tak nierozłączne dłonie. Naprawdę czuła w sercu nieokiełznaną radość. - Chyba jakoś to przeżyję - mruknęła, wciąż blisko jego warg, wykrzywiając własne w bardzo delikatnym uśmiechu. Pociągnęła Camaela za sobą, w stronę licznych straganów, dalej rozglądając się dookoła z ogromnym zadowoleniem. Buchające do góry ogniska dodawały uroku temu wszystkiemu, co można było tu zaobserwować. A ona szukała miejsca, gdzie mogli zakupić obiecane mężczyźnie piwo. - Nie będzie tak źle, obiecuję - powiedziała, kiedy w końcu dotarli do odpowiedniej budki. Zamówiła piwo dla siebie i dla swojego partnera, po czym podała mu kufel. Kiedy dostała swój do rąk, najpierw napawała się kolorem tego trunku a dopiero potem, bardzo oszczędnie w tym momencie, postanowiła go skosztować. Była bardzo pozytywnie zaskoczona jego smakiem i z uznaniem pokiwała głową sama do siebie. Dopiero po chwili przeniosła swój wzrok na Camaela, aby dowiedzieć się, czy i jemu trunek zasmakował taj, jak jej. W końcu słyszała, jego obawy, ale miała szczerą nadzieję, że jednak zmieni zdanie. I dopiero, kiedy ponownie na niego spojrzała jej usta rozszerzyły się w bardzo szerokim uśmiechu. - Cam, czy ty zdajesz sobie sprawę, jak bardzo cię kocham? - zapytała prosto z mostu. Nim jednak miał sposobność, aby w jakikolwiek sposób jej na to odpowiedzieć, po prostu ponownie przysunęła się do niego na bardzo nieprzyzwoitą odległość. Wolną dłonią złapała jego pośladek, kiedy ponownie wpijała się w jego słodkie usta. - Kocham Cię, Camaelu - wyszeptała, bardzo blisko jego warg. Chciała powiedzieć mu tę prawdę. Doskonale zdawał sobie sprawę, jak bardzo oszczędna była w jakimkolwiek wyrażaniu swoich uczuć w sposób bardziej wylewny. Nie ulegał wątpliwości fakt, że to, co teraz mówiła, bardzo wiele znaczyło.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
- Kozy przynajmniej potrafią chodzić po pionowych ścianach, a antylopy wpierdala pierwszy, lepszy duży kotek - parsknął jeszcze, nim zaczęło się to całe wstążkowe szaleństwo, mając nadzieję, że faktycznie uda mu się złapać tę właściwą, bo wolałby nie zostawiać Moses samej na środku tej całej pieprzonej imprezy, skoro już uznali, że mogą razem się napić i skakać przez ognisko, czy co tam się jeszcze dało tutaj robić. Zamierzali po prostu się bawić, a nie sterczeć jak dwa pieprzone kołki w płocie, ale mimo wszystko Brewer nie spodziewał się tej pojebanej fali gorąca, którą nagle poczuł, kiedy już ta jebana wstążka ich związała, nie wpadł również na to, że to wszystko może faktycznie brać się z magii tej dziwacznej nocy, która chyba każdemu mieszała we łbie, podejrzewał już raczej, że problemem było tutaj to dziwne oddziaływanie, jakie na siebie mieli. - Chyba będę musiał spróbować zasłużyć na to czymś więcej - mruknął, kiedy Freddie się od niego odsunęła, chociaż jeszcze przez chwilę przytrzymywał ją blisko siebie, bo niezależnie od wszystkiego, niezależnie od tych napierdalających gdzieś z tyłu jego głowy uczuć, czy nadmiaru jebanych myśli, naprawdę chciał, żeby ten pocałunek trwał zdecydowanie dłużej, żeby skończył się w zdecydowanie przyjemny sposób, aczkolwiek musiał przyznać, że samo trzymanie dziewczyny blisko siebie, było dość przyjemne. - Ty wybierasz - stwierdził jeszcze, wywracając oczami z pewną dozą rozbawienia, kiedy splótł z nią palce i faktycznie skierowali się po piwo, które wyglądało naprawdę nieźle i smakowało równie dobrze, ale Max spodziewał się, że będzie znowu jakieś pojebane, bo domyślał się już, że nic tej nocy nie może leżeć choćby blisko potencjalnej normalności. Nic zatem dziwnego, że zerknął na Moses, jakby chciał się przekonać, co ona o tym wszystkim sądzi, zastanawiając się jednocześnie, co ją może trafić. - Piwo dobre to bardzo jest - mruknął i zaraz parsknął pod nosem. - Że coś wiedziałem zjebie się.
Piwko: 5 - innymi słowy Alec staje się znawcą historii Irlandii i w ogóle dużo wie na ten temat.
Wydawać by się mogło, że skoro rozmawiali w jednym języku, to zarówno Brytyjczycy, jak i Amerykanie są do siebie przynajmniej w jakimś stopniu podobni. Jednak im więcej czasu Alec spędzał w tym kraju, tym bardziej przekonywał się o tym, że nic bardziej mylnego! Był pozytywnie nastawioną osobą do życia, pomimo faktu, że niespecjalnie miał ochotę udzielać się w towarzystwie. Wolał, aby to ludzie mówili, kiedy on mógł w tym czasie słuchać i wyrabiać sobie opinię. Niestety, kiedy jest się nowym w kompletnie nieznanym miejscu, coś podobnego graniczyło z cudem. Każdy pytał, każdy chciał coś wiedzieć, a Alec powoli miał już tego zwyczajnie dość. Astrid była miłą odmianą, bo zwyczajnie od razu po prostu prawie że oznajmiła mu, że idą tutaj razem i to tyle, nic więcej nie było potrzeba. I bardzo cieszył się z tej decyzji. Okolica okazywała się być naprawdę piękną, cała magia celtyckiej nocy była wyczuwalna na każdym, najmniejszym nawet kroku. Ludzie śmiali się i bawili i w żaden sposób nie czuł się tutaj jak "ten obcy". Zaśmiał się, słysząc kolejne jej słowa, które były tak bezpośrednie, jak tylko mogły być. W sumie, to było ciekawą odmiennością; kobieta, która wyraźnie mówiła, co chciała i dążyła w tym celu. Wszystkie zawsze wszystko komplikowały i udawały, że kompletnie nie wiedzą, czego chcąc, kiedy tak naprawdę rolą mężczyzny było domyślenie się już z góry założonego planu. Astrid przynajmniej nie udawała, że nie wie. - Obiecałem, że dzisiaj z tobą pójdę, więc jestem do twojej całkowitej dyspozycji. - oznajmił z szerokim uśmiechem na ustach, spoglądając na kroczącą obok niego blondynkę. Poczekał aż dokończy swoje zdanie i po prostu parsknął śmiechem. Niesamowite, jak bardzo potrafiła być uparta w tym momencie. - Nie ma opcji, postanowione i nie dyskutuj- pokręcił głową, chociaż na jego ustach dalej błąkał się uśmiech. Potem już zakładał wstążkę na jej nadgarstek i była to naprawdę przyjemna czynność. Skóra Astrid wydawała się być tak delikatna, że wręcz pragnął przekonać się, czy taka była w rzeczywistości. Może właśnie dlatego musnął ją opuszkami palców. Wzruszył lekko ramionami słysząc jej kolejny komentarz, by po chwili podnieść swoje spojrzenie na jej twarz. - Tobie też niczego nie brakuje - przyznał dosyć otwarcie, posyłając jej jeden z tych bardziej czarujących uśmiechów, jakie posiadał na swoim wyposażeniu. Czemu to robił? Nie miał najmniejszego pojęcia, jednak wcale nie czuł się z tego powodu źle. Poza tym, liczył się z tym, że dziewczyna była bardzo otwartą osobą i jeśli cokolwiek w jego zachowaniu by jej przeszkadzało, na pewno od razu by mu o tym powiedziała. Szli w stronę straganów, a Alec badał spojrzeniem wszystko to, co znajdowało się wokół. Ludzie biegali, zachwyceni samymi sobą oraz atrakcjami, które ich otaczały. Sprzedawcy nawoływali, że to właśnie u nich znajduje się najlepsze mleko jaka. Ale przecież oni szli tutaj na piwo! Przystanęli, aby zerknąć na ofertę jednego ze straganów, gdzie nic nie wydawało się chłopakowi znajomym. - Chodź, podobnież Irlandzkie piwo jest najlepsze - i pociągnął ją w stronę odpowiedniego stoiska. Zanim jednak dziewczyna zdążyła cokolwiek powiedzieć, czy zrobić, to stanął za jej plecami. Zakrył jej usta dłońmi i spojrzał w stronę sprzedawcy który posiadał delikatnie zdezorientowaną minę. - Dwa Guinnessy i nawet proszę nie słuchać sprzeciwu tej panny, ja za wszystko płacę - oznajmił po czym odsunął Astrid od stoiska (coby jednak nie wyrwała się do płacenia). Odliczył odpowiednią kwotę i podał sprzedawcy, po czym chwycił w dłoń dwa kufle ciemnego piwa, które podobnież słynęło ze swojej goryczki. Podał jeden Astrid, nie omieszkawszy musnąć jej dłoń bardziej, niż powinien. Czemu ciągle miał na to ochotę... - No to co, nasze zdrowie!- zawyrokował z uśmiechem, po czym upił łyk. Pokiwał z aprobatą głową i pociągnął jeszcze jeden, znacznie większy, niż poprzedni. - I jak? Smakuje ci czy może wolisz coś innego? - zapytał, szczerze zainteresowany jej opinią. Jemu samemu ten smak odpowiadał, ale nie wiedział, do jakich nawykła dziewczyna. Może właśnie przeżywała wewnętrzne katusze?
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Piwko:6 – zmieniam szyk zdań w swoich wypowiedziach [1/2]
— Ooo, na to zdecydowanie nie musisz mnie dwa razy namawiać, a w sumie to nawet i w ogóle — odparł z szerokim uśmiechem i błyszczącymi ślepiami, gdy w jej propozycji zawarte zostały słowa piwo i irlandzkie, czemu nie był w stanie – i nawet nie chciał – odmówić. — Myślałem w ogóle, że nie jesteś największą fanką piwa? — zagaił, bez żadnego oporu ruszając jednak u jej boku, gdy go pociągnęła w kierunku straganów i już rozglądając się za wspomnianą przez nią budką oferującą jeden ze specjałów z jego ojczystego kraju. — Miło w sumie, że w tym roku poszerzyli ofertę z napojami, w zeszłym było jedynie to mleko — rzucił, gdy minęli stoisko druida, chyba nawet tego samego, choć głowy by nie dał, który w poprzednim roku miał tu absolutny monopol na wszystko – od pamiątkowych bibelotów, przez jadło, właśnie na napitkach kończąc. — Uwierzysz, że moje kudły zrobiły się po nim różowe? — parsknął cicho, kręcąc przy tym głową na samo wspomnienie tego, jak musiał absurdalnie wtedy wyglądać w połączeniu z łosimi łopatami i świecącymi w ciemnościach plamami po wybuchającej pisance. Nie mówiąc już nawet o innym efekcie ubocznym tego konkretnego wariantu smakowego; nadal go trochę zastanawiało czy druid miał ubaw z tych, którym serwował akurat truskawkę. Postanowił sobie wtedy nigdy więcej nie brać podejrzanych mlecznych napojów od miłośników drzew, bo jeden Merlin wie jakie jeszcze inne efekty mogło zaserwować, choć może wcale nie miałby przed tym aż takich oporów, gdyby to była ponownie jedyna opcja. Ale nie była, bo irlandzka brać wyszła z własną inicjatywą, a chmielny napój w tym przypadku wygrywał i to zdecydowanie, nawet jeśli podejrzewał, że to wcale nie będzie taki zwyczajny Guiness. Odpowiednia budka wcale nie była tak trudna do odnalezienia, będąc dość mocno obleganą przez innych celebrujących Celtycką Noc. Widać irlandzkie piwo cieszyło się dziś dużą popularnością. — Zrobisz niesamowite rzeczy z językiem. Może warto sprawdzić? — przeczytał na głos slogan reklamowy, by następnie zerknąć na Olę i poruszyć przy tym wymownie brwiami w akompaniamencie zadziornego uśmieszku. — No mnie mają. Dwa poproszę, ja płacę — ostatnie słowa skierował do sprzedawcy, pokazując przy tym dwa uniesione palce, a następnie podać mu odliczoną kwotę. Ona zaproponowała, a on stawiał i nie miał zamiaru przyjmować żadnych reklamacji. — O proszę, nawet o adekwatny kolor zadbali — skomentował z uniesionym kącikiem ust, gdy otrzymał dwa kufle wypełnione szmaragdowej barwy trunkiem, jeden od razu podając swojej partnerce. — No to co, za nas! — wyciągnął kufel w stronę Puchonki, żeby się z nią stuknąć nim wziął ze swojego całkiem solidny łyk, od razu wydając z siebie pełne zadowolenia „mmm” i kiwając z aprobatą głową, bo okazało się naprawdę dobre, choć niczego innego po serwowanym przez Irlandczyków napoju akurat się nie spodziewał. — Jest piwo to wyborne naprawdę. A smakuje tobie jak? — Zrobił ciut skonsternowaną minę, gdy dotarło do niego co właściwie wyszło z jego ust, by następnie pokręcić głową i parsknąć przy tym śmiechem. — Efektów takich się spodziewałem nie, choć przewidzieć je chyba był powinienem.
Declan wychodzi na scenę. Nadal ma na sobie swój niesamowity strój - obleczony w skóry, ciało w tatuażach, zaś na głowie bardzo okazałe poroże. Szybkim zaklęciem sprawia, że jego głos brzmi donośnie, rozchodząc się po całym evencie. - Dziękuję wszystkim za wspólne świętowanie dzisiejszej magicznej nocy. Moim przywilejem była możliwość pomocy w zorganizowaniu tu wszystkiego, by przebiegło bezpiecznie; bo przecież to jest bardzo ważne - wygłasza krótką przemowę i kiwa głową na rozlegające się oklaski. Kiedy te milkną, podnosi delikatnie dłoń. - Niedawno straciliśmy osobę bardzo ważną dla muzyki. Niesamowitego Christoffa Tailora. Myślę, że wielu z nas wychowywała się na jego piosenkach i podziwiała go od małego. Dlatego, by wyrazić mu szacunek, proszę, żebyście razem ze mną wysłali w powietrze Lampion Wspomnień na cześć tego utalentowanego jak diabli mężczyzny. Ó Brian machnął ręką z różdżką i wśród zebranych zaczęły unosić się nierozłożone jeszcze lampiony wspomnień, który każdy kto chciał mógł złapać i wysłać w powietrze na cześć Tailora.
Lampiony dla Christoffa
Lampion macie jeden na parę, wtedy tylko jedno z was rzuca kostką. Jeśli nie jesteście z nikim związani, macie swój własny lampion.
1 - Niestety coś nie poszło tak jak powinno. Cały lampion zaczął się palić i w końcu została z niego tylko kupka popiołu. Może lepiej uczcijcie inaczej jego pamięć... Rzuć literką. Jeśli wylosowałeś samogłoskę, jesteś lekko poparzony. Jeśli jesteście w parze każdy z was rzuca swoją literkę. 2 - Niebo rozświetla się światełkami, przyjemne wspomnienia nachodzą Cię znienacka. Czujesz, że po prostu masz szczęście. Dostajesz +1 przerzut podczas jednego z wydarzeń na Celtyckiej Nocy. 3 - Ten lampion wydaje się was jeszcze bardziej łączyć. Jakikolwiek nie macie skutek od wstążki, jest przez kolejne 2 posty jeszcze wyraźniejszy. Jeśli jesteś sam, nasila się działanie jakiegokolwiek napoju, który wypijesz, kamienia, który dotkniesz czy dowolnej innej atrakcji, która wpływa na Twoje zachowanie. 4 - Wspomnienie, które was spotkało jest o osobie, z którą kiedyś mieliście niezły kontakt, albo dobre przeczucie, jednak nigdy nie rozwinęliście relacji. Wyślij list do kogoś z kim wcześniej nie przyjaźniłeś się specjalnie! 5 - Wszystko idzie elegancko i piękne światełko szybuje prosto do nieba. Zalewa was niesamowicie przyjemne wspomnienie z osobą z którą jesteście w parze, lub z kimś z kim macie głęboką więź. 6 - Lampion był tak rozedrgany, że zamiast zwyczajnie go podpalić, wasze ubranie się pali! Jak najszybciej ugaście się czymkolwiek! Rzuć literką. Jeśli wylosowałeś samogłoskę, jesteś lekko poparzony. Jeśli jesteście w parze każdy z was rzuca swoją literkę.
Muzyka Tailora
Tylko dla par. Nie niewielkiej polanie drudzi zapraszają do chwili relaksu ze swoją drugą połówką. Kiedy tylko siadacie na uroczym kocu, wokół was pojawiają się świeczki (każdemu pachną pięknie, bo mają w sobie amortencję). Kilku druidów rozkłada wokół parawan i daje wam magiczny gramofon. Ostrzegają też, że będą się przechadzać, byście nie wzięli sobie zbyt intymnej atmosfery przesadnie do serca. Waszym zadaniem jest rozświetlić jak tylko możecie dużą święcę, która pali się obok was. Im więcej punktów, tym bardziej świeci i możecie otrzymać nagrodę za wyrażenie prawdziwych uczuć. Wybierzcie sobie koniecznie Piosenkę, której słuchacie. Lub rzućcie kartą tarota, by zobaczyć jaki numer melodii macie. Jeśli nie będzie tego numeru, rzucajcie do skutku!
Obydwoje rzucacie kostkami k100, dodajecie swój wynik oraz modyfikatory
Modifkatory:
+ 20 jeśli jesteście parą + 10 jeśli macie wstążkę z działaniem 1,2 lub 5 + 10 za cechę świetne zewnętrzne oko (empatia lub wyczulenie) + 1 punkt za każdy rok, który się znacie + 10 jeśli kiedykolwiek się całowaliście + 10 jeśli osoba, z którą jesteście to wasz przyjaciel (nie można łączyć z bycia parą) + 10 jeśli jesteście/byliście z tego samego domu + 10 jeśli macie najwięcej punktów z tego samego przedmiotu w kuferku
Nagrody za punkty:
0-50 - Wasze światełko jest tak nikłe i wątłe, że nikt nawet nie zauważa jak się próbuje rozpalić. Przynajmniej wy czujecie się ze sobą przyjemniej. I na dodatek słowa piosenki, Christoffa, którą słuchacie dziś, zapamiętacie już na zawsze! Kolejne 2 wątki będziecie ją nadal nucić.
51 - 100 - Świeczka odrobinę się rozświetla, ale nie przyciąga spojrzeń druidów. Niestety wasza więź nie jest jeszcze na tyle silna. Macie jednak ochotę tańczyć do muzyki Christoffa i to w tej chwili! Podnoście tyłki z kocyka, bo nie możecie się powstrzymać od chwilki tańców!
101 - 150 - Druidzi mówią, że dobrze wam idzie i powinniście poprawić waszą relację. Proponują wam zdradzić jeden większy sekret drugiej osobie albo spróbować pocałunku. Jeśli zrobić obie te rzeczy otrzymujecie perfumy z amortencji bądź eliksir amortencji. Wasz wybór.
150 - 200 - To naprawdę fascynujące. Idzie wam bardzo dobrze i druidzi wam serdecznie gratulują. Jeden z druidów rozsypał wokół was polne kwiaty, które są nasączone amortencją. Teraz trudno wam się powstrzymać od pocałunku. Jeśli chcecie z tym walczyć możecie wyrzucić literkę. Jeśli obydwoje wyrzucicie samogłoskę lub taką samą spółgłoskę, unikacie go. Jeśli nie, nie możecie się powstrzymać. Jeśli masz cechę Silna Psycha (odporność), możesz zignorować chęć pocałunku.
Ponad 200 - Wasze światełko jest niesamowite, wszyscy nie mogą się nadziwić waszej więzi. Każdy z was dostaje Broszkę Świętego Patryka. Dodatkowo przez następne dwa wątki będziecie sobie nieustannie zaprzątać myśli. Chociaż, nie oszukujmy się, i tak zapewne by tak było. Wasza wstążka zaś zacieśnia was na tyle, że jedynie pocałunek, w który włożycie całe wasze oddanie może ją przerwać.
______________________
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Jego zmartwienia były jej zmartwieniami i odwrotnie, chociaż obydwoje do tej lekcji musieli dorosnąć. Cieszyła się, że radził sobie najlepiej, jak umiał, odnajdując sens w szalonej codzienności i nie chcąc tracić kolejnego dnia na przeżywaniu, zamartwianiu się i pogrążaniu w żałobie, której tak silnego wpływu na jego psychikę kobieta by nie chciała. Nie naciskała jednak nie poruszała z nim tego tematu, dopóki sam nie będzie na niego gotowy. Celtycka noc była najlepszą z niespodzianek — że pamiętał, że ją tam zabrał. Obudziła w jej głowie wiele cudownych wspomnień, wiedzionych głównie smakiem truskawkowego mleka, ale i będącymi początkiem tej pokręconej historii. Zastanawiała się czasem, czy jej szalona propozycja wynikała tylko z chęci uzyskania spokoju, czy kryło się za tym już wtedy więcej — chęć poznania go bliżej, spędzania razem beztrosko czasu. Był dobrym człowiekiem i od razu to zauważyła. - Masz szczęście, bo musiałabym wyciągnąć konsekwencje. - odparła ze wzruszeniem ramion i zadowoleniem, muskając jego usta raz jeszcze i posyłając mu pociągłe spojrzenie, opadła na całe stopy. Chociaż miała chęć na bliskość Lucasa, chciała cieszyć się wieczorem i przez to cofnęła się o krok, łapiąc mocno jego rękę i wcielając plan zapomnienia w życie. To musiał być wyjątkowy wieczór jak rok temu. Zaśmiała się na jego słowa, kręcąc głową. - Teraz nie jest potrzebne mleko, jako wymówka i mogę całować Cię, kiedy tylko mam chęć. Co działa oczywiście w dwie strony. Wstążka była rok temu, chociaż nie stanowiła istotnego elementu tego wieczora. Pamiętała, kto ją złapał i w sumie od długiego czasu już go nie widziała. Los jednak chciał, aby pomimo tego splątać jej drogę ze Ślizgonem. Pokręciła głową, zaprzeczając tym samym, kiedy w momencie, gdy brunet skończył mówić, owe rogi się pojawiły, a Ala zasłoniła usta rękoma z przepraszającą miną, zupełnie jakby wykrakała ich pojawienie się. Były jednak inne niż rok temu, przez co nie mogła powstrzymać wrodzonej ciekawości i przesunęła po nich palcem. - Będziesz walczył? Mój obrońca. - posłała mu czuły uśmiech, mocniej ściskając dłoń. Zabrał ją w kolejkę do budki z napojami, na co chętnie przystanęła — zerkając w stronę menu z dostępnymi wariacjami do kupienia. Mieli naprawdę bogaty wybór. Wybrał losowe smaki, nie dając jej oczywiście zapłacić, na co prychnęła i wywróciła ostentacyjnie oczyma, biorąc kubek. Stuknęła w jego naczynie, kiwając głową i ruszając ze swoim chłopakiem w stronę Altany, uśmiechała się pogodnie do mijanych osób. Nie umiała się na niego gniewać. Oparła się plecami o drewnianą konstrukcję, robiąc kilka łyków i krzywiąc się nieco, oblizała usta. Nie był to jej ulubiony smak. Dała jednak temu jeszcze jedną szansę, krztusząc się prawie na brzmienie jego głosu i urocze zdrobnienie. Posłała mu zdumione spojrzenie znad rumianych polików. - O popatrz, myszeczko! Wywróżyłam Ci karmel, może mam coś z jasnowidza. - uniosła dłoń, chcąc odgarnąć jasny kosmyk włosów za ucho, kiedy poczuła... Coś miękkiego pod palcami? Brew jej drgnęła, przez co królicze uszy poruszyły się niespokojnie. - Marcepankowo-króliczkowe...? Powtórzyła jego metodą, dość niepewnie, zerkając do tyłu, czy aby przypadkiem ogon też jej nie wyrósł. Trudno było jej powstrzymać rozbawienie na ten rozkoszny sposób wypowiedzi Sinclaira, który tak mu pasował. - Ty mówisz, jak królik, ja go przypominam. Duet roku.
- Lepiej niż wtedy, gdy gadałam sprośne bzdury w remizie? – spytała, niewiele się przejmując swoim nowym irlandzkim akcentem. Potem prędko przeszli do poważnej rozmowy, której kompletnie się nie spodziewała, a już na pewno nie po jednym piwie, niemniej jednak poczuła ulgę, że w końcu rozwieją te wątpliwości i ustalą jakąś wersję, zamiast bezpiecznie dryfować po falach oceanu zwanego friends with benefits. Po swoim słowotoku wpatrywała się w Fillina, czekając na jakieś dalsze wyjaśnienie albo komentarz odnośnie ich relacji (trochę się bała, że może i faktycznie mówi to wszystko przez piwko, ale niekoniecznie szczerze i tak naprawdę chuja go to obchodzi i tylko się przed nim właśnie niepotrzebnie otworzyła), więc kiedy ten odparł jakże rozjaśniające i elokwentne nie wiem, westchnęła ciężko, zaciskając drobne palce na brzegach kurtki. Nie wychwyciła jednak w jego twarzy odrzucenia, dlatego zanim ponownie złączyli swoje usta, kiwnęła szybko głową. – Próbujemy – potwierdziła, a potem wygięła wargi w szerokim uśmiechu, odwzajemniając pocałunek. Mętlik, który miała do tej pory w głowie, automatycznie zniknął – tak samo jak i wątpliwości czy są w ogóle w stanie zbudować relację na zupełnie innym poziomie. Żyła chwilą i nie zamierzała się niczym przejmować – wyciszyła więc wszystkie zbędne myśli, skupiając się tylko na jednym – na nim. Nieco zdziwiona zanotowała, że nagle ją puścił i nim się obejrzała, biegł w kierunku dębu. – Ale złap moją! – krzyknęła za nim, po czym zaczęła dodatkowo wspierać go dopingującymi okrzykami typu dawaj fillin!!! albo moja wstążka to ta biała, wcale nie wątpiąc w to, że zapomniał jaki kolor materiału oplatał jej nadgarstki. Na szczęście wykazał się refleksem godnym podziwu i złapał tę odpowiednią, parę sekund później będąc już przy niej, znacznie bliżej niż wcześniej. Zanim zdążyła go nagrodzić za tę imponującą misję, zatkał jej usta, na co nieszczególnie protestowała i oddawała te namiętne pocałunki z podobnym zaangażowaniem. Oplotła go wątłymi ramionami w talii, ze zdumieniem zauważając, że odkąd wrócił spod drzewa a moc dębu połączyła ich dłonie, Fillin jest jeszcze przystojniejszy i wizja dalszego świętowania celtyckiej w mieszkaniu coraz bardziej zajmowała jej myśli. – No to pewnie kwestia chodzenia ze mną – stwierdziła skromnie między pocałunkami, dalej się w niego wtulając. Wtem dotarł do niej głos jakiegoś typka, bodajże reprezentanta partii PIWKO, który szczerze zachęcał do oddania hołdu artyście wszechczasów – Christoffowi Tailorowi. Jej oczy rozbłysnęły radośnie, gdy usłyszała jego najlepsze przeboje, a dobry humor dodatkowo potęgowało wypite piwerko i obecność Fillina. – Chodź jebniemy się na kocyk! – wskazała wolną dłonią na polanę, na której druidzi szykowali jakiś piknik na cześć Krzysztofa. W międzyczasie wyciągnęła z kieszeni pomniejszoną butelkę whisky. – Tym razem to irlandzka – uśmiechnęła się szeroko, upiła trochę i podała ją Ślizgonowi. – Będziemy śpiewać piosenki Tailora, więc jak czujesz się niewystarczająco gotowy to wypij więcej, bo nie przyjmuję odmowy – pocałowała go szybko i nie czekając na jakikolwiek odzew, pociągnęła Fillina dziarsko w stronę strefy dla par, wybierając jakieś przytulne miejsce. Po kilku niezgrabnych ruchach, spowodowanych związaniem, udało im się w końcu wygodnie usadowić. – Wspaniałomyślnie pozwolę ci wybrać repertuar – przesunęła magiczny gramofon w jego stronę, żeby zapodał jakąś wzniosłą nutkę Tailora.
Tego wieczora chciał poświęcić całą swoją uwagę Alinie. Nie ważne ile głupich myśli kłębiło się w jego głowie, ile razy tego dnia schodziły one na nieprawidłowy tor - z momentem pojawienia się dziewczyny w pobliżu, odgradzał się od nich grubym murem. Najważniejsze było, aby dobrze się z nim bawiła, a jego troski chociaż na moment odlecą w jego głowy i będzie miał pretekst by choć chwilowo poczuć tę beztroskę. Wszystko inne odłożył na bok, bo chociaż to nie pierwszy okres w jego życiu, kiedy obwinia się o odejście kogoś bliskiego, tym razem miało byc inaczej, bo przecież miał Ją. Ten ciepły kwietniowy wieczór dobrze mu się kojarzył. I właśnie zarówno przez to, jak i przez widok uśmiechniętej Krukonki, od razu przybrał promienny uśmiech na swojej twarzy, kiedy ruszyli w kierunku straganów. Wyjątkowa impreza z wyjątkową dziewczyną. - Mnie nie trzeba o tym przypominać, wykorzystuje to maksymalnie oznajmił z uśmiechem, w odpowiedzi na jej słowa odnoście efektu mleka truskawkowego. Pamiętał jak wczoraj tamtą magię, która popchnęłą ich wtedy do tej czułej bliskości, która pokazała im iskry. Jednak żadne z nich wtedy jeszcze nie brało ich na poważnie. Ale oczywiście oprócz atrakcji wieczoru jaką była dla nich wyjątkowa całusność były także elementy ich wyglądu, o które zadbali druidzi. Malinowej wstążki - ani w sumie żadnej innej - nie kojarzył w zeszłoroczną celtycką noc, za to pamiętał doskonale ten specyficzny element na jego czole, którego nie można było przeoczyć. I tym razem tajemnicza magia zadziałała, sprawiając mu tym razem długie i majestatyczne poroże, które prezentowało się naprawdę pokaźnie. Widząc reakcje dziewczyny, zaśmiał się, opuszczając dłoń, którą przed sekundą wymacał swoje rogi, by poprawić jej zabłąkany kosmyk za ucho. - Do usług, moja Pani - rzekł z niezwykłą gracją skinąwszy lekko głową, po czym wyszczerzył zęby w uśmiechu i pozwolił jej dotknąć poroża, z którym będzie musiał oswoić się tego wieczoru. Kiedy otrzymali już swoje zamówienie, ruszyli w stronę drewnianej altany, która już z daleka prezentowała się niezwykle przytulnie i klimatycznie. Nawet nie zwrócił większsj uwagi na prychnięcie Alise, kiedy odwrócił się od druida, któremu podał pieniądze. Widząc jej wzrok, tylko się uśmiechnął, chwytając ją za rękę i ciągnąc ku pergoli. Nie ukrywał, że upijając łyka napoju spodziewał się owocowego smaku, tymczasem na jego języku pozostał ten słodki, cukierkowy, tak bardzo mu znany. A także efekt mleka nie do końca go satysfakcjonował - wolał ten zeszłoroczny, zdecydowanie. - O cholerka! Ty masz puchate uszka! - wypalił niemal od razu, jak tylko podniósł na nią wzrok i zobaczył królicze uszy. A po chwili skrzywił sie nieco, bo zobaczył jak dziwnie z tym efektem brzmi przekleństwo, którego de facto nie chciał przy Alise używać, ale generalnie styl to wypowiedzi też najchętniej by zmienił... - Mój słodziutki króliczku, chyba ogonka Ci oszczędzili - zauważył po chwili, widząc jak zerka na swoją pupe, aby sprawdzić czy aby ten element sie tam nie pojawił. Posyłając jej łobuzerski uśmiech, dołączył do niej przy poręczy, aby zajzwyczajniej w świecie objąć ją jedną ręką w pasie, by przyciągnąć do siebie. - Ja mówię jak królik? To one mówią? - spytał, zaglądając jej w oczy z wyraźnym rozbawieniem w swoich jasnych tęczówkach, a chwilę później pochylił się by musnąć jej usta swoimi. Oblizał wargi, prostując się i marszcząc lekko czoło. - Moje lepsze - obwieścił oficjalnie, mając na myśli oczywiście smak mleka, który poczuł na jej ustach.- Chociaż... nie jestem do końca pewny... - nie byłby chyba sobą, gdyby nie uśmiechnął się przy tym zadziornie, by po chwili zbliżyć się jeszcze raz inicjując pocałunek, nieco głębszy i bardziej czuły, powolnie smakując jej usta i delektując się równocześnie ciepłem bijącym od jej języka, któremu wypowiedział wojnę.
Miał naprawdę olbrzymie szczęście, że nie potrafiła czytać w myślach i nie nadawała się wcale do opanowania tej umiejętności, bo za ten sposób myślenia zdzieliłaby go po głowie. W związku wszystko dzieliło się na dwa — tym bardziej troski i smutki, a obwinianie się o śmierć kogoś bliskiego było w jej mniemaniu czymś niedorzecznym, bo przecież nie rzucił Avady w Eskilową babcię. On miał jednak to do siebie, że przejmował się za bardzo — zwłaszcza rzeczami, na które tak naprawdę nie miał wpływu. Ali wiedziała to od dawna, jednak nie sądziła, że aż tak nabrało to na sile. - Hmmm? No nie wiem Sinclair, obijasz się z tym ostatnio. - wzruszyła ramionami na jego słowa, posyłając mu perskie oczko i zadziorny uśmieszek. Zawsze za nim tęskniła, bo w kwestii bliskości byli do siebie bardzo podobni. Krukonka potrzebowała jej dużo, chociaż w sporej części przelewała je na magiczne stworzenia, którymi zajmowała się w klinice. Mocniej jednak ścisnęła zaraz Lucasowe palce. Uwielbiała powiązanie druidów z naturą oraz tradycjami, dlatego na próżno było szukać w jej twarzy rozczarowania czy niezrozumienia, zarówno w kwestii wstążki, jak i rogów. Były jakimś takim nieodłącznym elementem obchodów tego święta w jej głowie, podobnie jak sympatycznie wyglądający staruszkowie, krzątający się w zielonych szatach wśród tłumu gości. Jego poroże było iście królewskie, jednak nie mówiła tego na głos, nie chcąc, aby Ślizgon przypadkiem obrósł jej w piórka. Pasowało jednak do tego sposobu bycia, co wywołało ciche westchnięcie, szczęśliwe przy tym, spomiędzy jej ust. Przecież uwielbiała spędzać z nim czas, a w karuzeli ostatnich wydarzeń nie mieli go wcale aż tak wiele. Nie zamierzała kolejny raz robić mu jednak wykładów o przepracowaniu się czy ciągnąć go za język, jeśli sam nie miał chęci mówić. - Zaraz się w Tobie od nowa zakocham, jak będziesz tak czarujący. - zauważyła tylko bezradnie, chyba gotowa na zaakceptowane własnego losu. Cofnęła palce z rogów, porwana w stronę straganów, a później altany, gdzie mieli wypić zaczarowane mleko. Nie miała pojęcia, jakich efektów spodziewać się po tym zeszłorocznym truskawkowym, od całowania się z drugą osobą. Cieszyła się jednak, że trafił ulubiony karmel, mając wrażenie, że wszystko sprzyja tej nocy w odganianiu zbędnych myśli z jego głowy. Oparła się wygodnie, próbując marcepanowego — który nie był jej ulubionym smakiem, ale nie miała w zwyczaju narzekać. - Jesteś absurdalnie uroczy. - wypaliła przez śmiech na zdrobnienie kolejnej wypowiedzi, po odkryciu jej uszu. Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem, zaciskając w dłoni butelkę z mlekiem i robiąc jeszcze łyka, na co jej uszy zareagowały jakimś dzikim entuzjazmem, opadając na chwilę łagodnie na boki w przypływie zadowolenia. Zupełnie jak u królików. Musiała też sprawdzić ogon, którego nie było na całe szczęście. Kiwnęła głową na jego słowa. - To chyba lepiej, chociaż powinnam jeszcze potem sprawdzić. Magia bywa kapryśna, nie? Zrobię to jednak później. Gdy ją objął, uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami tajemniczo, na pytanie o rozmowach królików, nie chcąc zagłębiać się w temat jej rozmowy z magicznymi stworzeniami. Zamiast tego, odstawiła mleko na jedną z grubszych belek, obejmując go obydwiema rękami w pasie i splątując ze sobą palce, przesunęła spojrzeniem po twarzy bruneta. Znów wyglądał na zmęczonego, jakby źle sypiał. W jego tęczówkach czaił się jakiś mrok i niepokój, którego najchętniej by się pozbyła. Po twarzy Alise nie dało się jednak poznać zmartwienia, bo zwyczajnie nie mogła i nie chciała sobie na nie dzisiejszego wieczoru pozwolić. - Hmpf, to mało obiektywne, zważywszy na Twoją miłość do karmelu Lucas. - odparła w obronie własnego mleka, chociaż robiła to głównie z chęci przekomarzania się z nim. Miał więcej szczęście w kwestii napojów, co pokazało tylko zwilżenie przez nią ust po całusie, chcąc poczuć jeszcze trochę cukrowej słodyczy. Zaśmiała się w jego wargi, gdy podjął się kolejnej próby. - Jesteś niereformowalny. - mruknęła cicho, przyciągając go bliżej siebie i przechylając głowę tak, aby nie zaczepiać poroża, przymknęła oczy, oddając się powolnym pocałunkom. Nie protestowała też pogłębieniu gestu, czując, jak plączą się ze sobą ich oddechy. Nieważne, że mogli kogokolwiek gorszyć — na szczęście wybrane przez nich miejsce nie było w centralnym punkcie, przez co skrywali się troszkę w cieniu jednego z drzew, co dawało Ali więcej swobody. Jedną dłoń przesunęła niżej, wsuwając ją w kieszeń spodni Lucasa i po kilku dłuższych chwilach odsunęła się, łapiąc oddech, ignorując zarumienione poliki. - Zdecydowanie lepsze. I doskonale zgrywające się z Twoimi ustami, muszę przyznać.
Brytyjska maniera była dla Norweżki czymś absolutnie niezrozumiałym i tutaj miała to samo zdanie, co Alec. Oni byli jakby wyrwani z innej bajki z tym swoim akcentem oraz kapeluszami, chociaż Gryfonka była przekonana, że o nich myślą w ten sam sposób. Byli też społecznością całkiem zamkniętą, odcinającą się od nowych i tworzącą grupki, przez co ciężko było w Hogwarcie i wśród jego mieszkańców się odnaleźć. Z jednej strony przywykła do tego, że była inna — nieco inaczej traktowana nawet we wiosce, ale z drugiej — samotność czasem jej doskwierała. Naprawdę, zaproszenie kogoś gdzieś wprost nie powinno być żadnym problemem, bo to było jak ze szczęściem. Gdy czegoś bardzo chcieliśmy, należało wyciągać po to ręce i mocno trzymać, aby nie uciekło. Faktycznie miał to szczęście w nieszczęściu trafić na kogoś zdecydowanego i o dominującym charakterze. Kompletnie nie rozumiała tego czajenia się czy domysłów, bo na Odyna, nikt prawie w myślach nie umiał czytać. Ją samą doprowadzało do szału stawianie w takiej sytuacji. - Obiecujesz, obiecujesz, a ja potem zrobię z tym, co mi się zachce i nie będziesz mógł mieć konsekwen.. - przerwała nagle, marszcząc brwi na swoją angielszczyznę, aby zaraz podnieść na chwilę spojrzenie na bruneta i uśmiechnęła się, jakby jej błędy były czymś naturalnym. Miała mnóstwo dystansu do siebie. - Pretensji! To może kompromis i ja postawię drugą kolejkę? Zakończyła triumfalnie, szukając rozwiązania na ich mały spór o napoje. Czułaby się głupio, nie była zwyczajna na kimś polegać i zwykle to ona otaczała innych ochroną, troską i finansowała ich potrzeby. Wcale jej to nie przeszkadzało, bo przecież cudownie spojrzą na, to gdy już umrze i trafi z do domu Odyna. Sytuacja ze wstążką była jakaś intymna, co pół wila, zrzuciła na magię. Nie była mistrzynią romansu, delikatności i czułych zagrywek, bo nigdy takiego traktowania nie dostała. Nauczyła się otwartości, brania, tego, co chciała. Była to miła niespodzianka z jego strony, chociaż subtelnego rumieńca na licach nawet nie zauważyła. Uśmieszek przemknął jednak przez jej usta, nieco mniej zaczepny niż zwykle, całkiem dziewczęcy, gdy ciepłe palce chłopaka przesunęły po jej chłodnej skórze. - A więc idealnie do siebie pasujemy! Ty jesteś.. Jak to mu mówicie? Biszkopcik? Eklerek? Ciasteczko? A ja jestem magicznie ulepszona. - podobnie jak on, wzruszyła ramionami, bez cienia skrępowania mówiąc o swojej genetyce, co zresztą nie było żadną tajemnicą. Pół wila i natura magicznego stworzenia, jakim była harpia, była częścią jej samej. Nie chciała dać się ponieść zbyt dużej ekscytacji, bo oczarowanie bruneta byłoby bardzo niesprawiedliwe, więc tylko na chwilę spojrzała mu w oczy, aby zaraz spojrzeć gdzieś na płonące w oddali ognisko i wyrecytować spis roślin użytkowych do alchemii. Lata praktyki opanowania emocji robiły swoje, nie traciła kontroli tak często, jak kiedyś.
Druidzi byli zabawni, ogniska piękne. Przyglądała się temu z jakimś zadowoleniem i łagodnością, myślami wracając trochę do Norwegii, wrzosowych łąk i fiordów. Tęskniła za kontaktem z naturą, jednak zdobycie tutaj wiedzy oraz doświadczenia, opanowanie angielskiego — było tym, co była wina babci, która tak wiele dla niej poświęciła. I ojcu. Wiedziała, że później ta wiedza może przydać się w rodzinnych stronach. Prychnęła z niedowierzaniem na jego słowa. - Norweskiego nie piłeś! Nie wspominając o tym, które mój brat rob sam! Poproszę go, żeby mi coś podesłał, to spróbujesz, masz moje słowo! I dopiero wtedy podejmiesz decyzję. - zaproponowała luźno chyba następne ich spotkanie, nie zwracając w ogóle na to uwagi przez to, jak naturalnie jej to przyszło. Była jednak ciekawa tych specjałów chmielowych, bo piwo uwielbiała. Przesunęła spojrzeniem po menu i już chciała złożyć zamówienie, gdy nastała ciemność, a ona poczuła bijące od niego ciepło i intensywny zapach skóry oraz perfum, który wdarł się jej do nosa. Miała wrażliwy węch, podobnie, jak i inne zmysły w zamian za upośledzenie w talencie magicznym. Przełknęła ślinę, zaciskając usta zaskoczona, gdy jeszcze ją przestawił. - Jesteś absolutnie okropny i mało ostrożny! Wiesz, że nie powinieneś mnie złościć, bo bywam wtedy paskudna i niebezpieczna? - zapytała z uniesioną brwią, wywracając jednak oczyma z westchnięciem i biorąc od niego piwo, stuknęła w kufel paznokciami, wbijając w nią spojrzenie. Głupi gryfon. - Dziękuje. Tylko ja stawiam następne i bez dyskusji, bo tym razem ja użyje swoich paskudnych, babskich sztuczek, o! Zagroziła mu jeszcze palcem, uśmiechając się jednak zaraz promiennie i ruchem głowy zgarniając jasne pasma do tyłu. Im bardziej szukał z nią kontaktu, tym bardziej odpowiadała — chyba nawet nie wiedząc, co wynikało pewnie z odrobiny tęsknoty za towarzystwem, ale i jakimś kliknięciem, które mieli w rozmowie. Nie zdarzało się to jej często na tej paskudnie kapryśnej wyspie. - Zdecydowanie! Ona nie ograniczyła się do łyka, pijąc jak chłop duszkiem i zwilżając usta, wydała z siebie ciche mruknięcie zamyślenia. Lekko cierpkie, ale nie gorzkie. Intensywnie pachniało. Miało nutę czegoś, czego nie umiała określić i to było dla niej największe zdziwienie, bo przecież z tym alkoholem miała najwięcej styczności. Na jego pytanie uniosła na niego wzrok, prostując głowę i odwracając się przodem do niego. - Przyzwoite, chociaż chyba słabo uderzające? Jednak może to i lepiej, bo chciałabym z Tobą dziś spędzić sporo czasu, nie miałam dawno okazji porozmawiać z kimś, kto nie patrzył na mnie, jak na szczekacza. Odparła, wzruszając ramionami, znacznie szczerzej niż chciała. Uniosła dłoń, przesuwając palcem po swoich ustach, a następnie podsuwając go pod nosem, zmarszczyła brwi. Co to było? - Coś jest w tym piwie, ale nie mogę tego rozgryźć? Chcesz spróbować? Ja mogę Twojego też, nawet niekoniecznie z kufla. Dodała jeszcze, kompletnie nie panując już nad swoją bezpośredniością, jakby i bez tego wspomagania miała jej zbyt mało. Westchnęła ciężko, kręcąc głową i z bezradnością spojrzała w kufel, uznając, że teraz na pewno weźmie ją za jakieś norweskie dziwadło i ucieknie z krzykiem. Niemniej jednak blondynka wyciągnęła dłoń z kuflem w jego stronę, gdyby miał chęć na spróbowanie, bo dlaczego nie? Zerknęła w jego stronę, powstrzymując się od dalszego gadania i głupot, które uciekały spomiędzy jej warg. A raczej może ubraniu w słowa jej pokrętnych myśli.
Jego wyrzuty sumienia były spowodowane czymś innym. Mniej bezpośrednim przyłożeniem ręki do śmierci Hanny. Zawsze brał sobie wiele rzeczy do serca i wiecznie za dużo myślał jeśli chodziło o poważne aspekty życia i o ludzi wokół niego, którzy byli mu bliscy. Nie był wstanie oprzeć się wrażeniu, że niektóre sytuacje dzieją się z jego winy. Po prostu tak podpowiadała mu jego świadomość i choć na zewnątrz często pokazywał, że wszystko jest w porządku - w środku nie zawsze tak było. Jego uśpione kompleksy wracały, mącąc mu w głowie i próbując zburzyć jego dość słabą postawę pewnej siebie osoby. Ale każda chwila spędzona z Alise powodowała, że bliżej mu było ku tej silnej osobowości, którą na co dzień prezentował, aniżeli kruchego chłopca, który przypisywał sobie całe zło tego świata. Trzymając ją za rękę, czy obejmując kiedy szli wśród tłumu, była jego tarczą na wszystkie złe myśli, odpychając je skutecznie od jego głowy. Nawet nie wyobrażała sobie ile zmieniła w jego życiu i jak wiele jej w tej chwili zawdzięczał. Tym bardziej, kiedy uśmiechnięta dotykała poroża, które wyrosło mu na czole, a które dodawało smaczku całym obchodom celtyckiej nocy. A chłopakowi uśmiech nie schodził z twarzy. - O to właśnie mi chodzi. Żeby zaczarować Cię tak, abyś już nigdy mi nie uciekła - oznajmił rozpromieniony, lustrując wzrokiem jej twarz i urocze królicze uszka, które zyskała za sprawą druidzkiej magii. Szybko jednak dotarli do stoiska z napojami, gdzie dostali swoje dwie porcje i odeszli w stronę zjawiskowej pergoli, aby stamtąd obserwować co dzieje się na magicznej polanie. Wszystko tej nocy było takie... ekscytujące. Za to styl jego wypowiedzi trochę przypominał dialogi w mugolskich romansidłach, ale kto by się tym przejmował. Magia karze, czarodziej musi. Zresztą do Aliny chyba mógł tak zdrabniać, co innego, gdyby zwracał się w ten sposób do kogoś innego. - Nawet jeśli wyrośnie, to będzie równie uroczy, więc czym się martwisz, moje kochanie? - spytał po chwili, wpatrzony w nią z uwielbieniem, przyciągnął ja bliżej, widząc jak uszka jej się poruszają. Nie mógł się powstrzymać, aby ich nie dotknąć. - Nie chciałabyś takich na stałe, co? - zażartował, drażniąc futerko opuszkami palców i śmiejąc się skradł jej buziaka, aby stwierdzić, że jego smak jest zdecydowanie lepszy. - Lubię nie tylko karmelek - naprostował w odpowiedzi na jej słowa, bo faktycznie uwielbiał praktycznie słodycze pod każdą niemalże postacią. Dlatego mógł wypowiedzieć się i ocenić. Ale potrzebował do tego nie tylko jednego podejścia. - Może troszeczke - rzucił z uśmiechem, zanim to dziewczyna nie przyciągnęłą go bliżej by móc czule go pocałować, a on nie pozostawał jej dłużny, zahaczając czubkiem języka o jej dolną wargę, by za chwilę wedrzeć sie do jej słodkich ust i poznać dokładniej ich smak. Już dawno nie przejmował sie gapiami, którzy byli wszędzie - zważywszy na fakt, że znajdowali się jakby nie patrzeć w miejscu publicznym. Czując jej dłoń na spodniach, uśmiechnął sie wprost w jej usta, nie przerywając jednak pocałunku, dopóki ona tego nie zrobiła, co przyjął z lekkim niezadowoleniem. - Smakują lepiej niż w tamtym roku? - zadał podchwytliwe pytanie, zawadiacko się przy tym uśmiechając. - O, a może pójdziemy wypuścić taki lampionik? Co Ty na to? - odezwał się po chwili, zauważając i wskazując na ludzi, siedzących na kocykach i zapalających lampiony, które po chwili wznosiły się ku niebu. Wyglądało to niesamowicie. Spojrzał więc na Alise pytająco, nadal trzymając ją w objęciach, gotów za moment zabrać ją tam, jeśli tylko będzie chciała.
C. szczególne : tęczówki w kolorze oceanu; bransoletka z morskiego szkła i syrenia bransoleta; zapach Lordków i drzewa sandałowego; tatuaż z Oazy Cudów na łopatce; pierścień kameleona
Nie oponował, kiedy pociągnęła go w stronę straganów, nie robiło mu większej różnicy gdzie pójdą, tak długo jak będzie mógł splatać z nią palce, a przemożna chęć, potrzeba, tak silna, że nie potrafił jej zdusić, dotyku jedynie potęgowała to uczucie, że nawet na koniec świata mógł z nią pójść. Ckliwie i banalnie, to jednak nic nie mógł na to poradzić. Delikatny uśmiech zdobił jego twarz, gdy mijali innych świętujących, a on zupełnie nie przejmował się licznymi znajomymi twarzami. Nie to liczyło się tego wieczoru. Spojrzał na nią nieco sceptycznie i skinął głową sprzedawcy, kiedy wolną ręką chwytał za kufel i uniósł go do nozdrzy, by lekko się skrzywić. Nie spróbował go od razu, wiedział czego się spodziewać – cierpkiego smaku, pozostawiającego w ustach gorzki posmak, którego tak nie znosił. Obserwował Beatrice z delikatnie uniesioną brwią, ociągając się z uniesieniem naczynia do własnych ust. Patrzył na nią, zupełnie nie ufając napojom na tym wydarzeniu i upewniając się, że zaraz Dear nie zmieni się w kozę czy coś w tym rodzaju. Musiał przyznać, że ta wizja była tragiczna w każdej swojej postaci. Nic takiego jednak się nie wydarzyło, a kiedy przeniosła swój wzrok na niego – wciąż absolutnie niezachęconego do picia piwa – pochwycił jej spojrzenie własnym, doszukując się czegokolwiek, co świadczyło o tym, że piwo nie było wcale zwyczajne. Może po prostu miał już jakąś paranoję, lub jakkolwiek chciał usprawiedliwić własną niechęć do tego trunku. A potem z jej ust padły słowa, jednoznaczne i bezapelacyjnie szczere, tak niepodobne w swoim brzmieniu do Beatrice. Wiedział, że łączy ich coś szczególnego, ale wiedział też, że Dearówna nie należała do osób szczególnie wylewnych i nigdy przenigdy nie chciał i nie zamierzał nakłaniać jej do przekraczania własnej strefy komfortu, własnych granic. W jednej sekundzie zapomniał o piwie, odkładając je gdzieś na pobliski pieniek, kiedy spojrzał jej głęboko w oczy, na nowo w nich tonąc. Te słowa znaczyły dla niego wszystko i z tą myślą ujął jej policzek w delikatnym geście, kiedy ich wargi się połączyły. — A ja kocham ciebie, Beatrice Dear. — odsunął się na kilka centymetrów, patrząc na nią z absolutną powagą, ważąc słowa, które płynęły prosto z jego serca, w deklaracji, że była dla niego najważniejszą osobą na świecie. Camael nie rzucał słów na wiatr, każde słowo, opuszczające jego usta było szczere w najczystszym tego słowa znaczeniu, klarowne i krystaliczne jak łza. Powaga zwinnie ustąpiła, kiedy poczuł jej dłoń na własnym pośladku i uniósł brew rozbawiony. Szybko jednak zdecydował, że nie mógł pozostać jej dłużnym, powoli więc, delikatnym dotykiem warg kreślił drogę po linii jej żuchwy, zatrzymując się przy płatku ucha i uśmiechnął się, owiewając cienką membranę jej skóry ciepłym i odrobinę przyspieszonym oddechem. — Nie jestem pewien — objął ją w talii ciaśniej — czy mnie testujesz — byli blisko, tak blisko, że niemal słyszał bicie jej serce — czy zwyczajnie chcesz szybko opuścić to miejsce. — a ona mogła usłyszeć rytm jego serca, bijącego teraz tylko dla niej, jeśli tylko chciała go słuchać — Zastanów się więc czy chcesz mnie testować dalej, bo chyba nie mam aż tyle siły i nie wiem czy chcę mieć. — mówił cicho, tak by tylko Beatrice mogła go usłyszeć, zachrypniętym od emocji i wpływu tego miejsca głosem, którym bezwiednie się poddał, tak jak poddawał się jej.
______________________
She couldn't care less, and I never cared more, so there's no more to say about that.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
- Booo nie jestem, a w każdym razie nie byłam, ale tamto na feriach było serio spoko i jakoś tak... zmieniło moje nastawienie - odparła na jego pytanie, koniec zdania wymawiając z lekkim, acz słyszalnym zawahaniem, jakby sama się jeszcze nad tym zastanawiała. Nie mogła jednak zaprzeczyć temu, że norweski trunek rzeczywiście pozytywnie ją zaskoczył. - Poza tym błagam, prędzej czy później byś mnie tu wyciągnął, nie oszukujmy się - dodała, patrząc na niego znacząco, bo była niemal pewna, że akurat tego stoiska by sobie nie odpuścił. Irlandzkie piwo? No please. Poczułaby się wręcz zaniepokojona, gdyby tu nie przyszli. - Nie. Zdjęcia albo nic nie było - rzuciła, uśmiechając się przy tym szeroko. - Hmm, a może ktoś ma jakieś foty? Chętnie bym to w sumie zobaczyła, nie potrafię sobie wyobrazić cię w tych ekstra męskich różowych włosach. To dopiero musiało być niezłe! - dodała i zaniosła się śmiechem. Zupełnie zapomniała, że sama w zeszłym roku również została pobłogosławiona takim samym kolorem włosów, natomiast w pamięci wciąż żywe było wspomnienie drugiego efektu związanego z wypiciem cudownego mleka jaka. Tak, to był naprawdę ciekawy dzień. Lub raczej noc. Nawet się nie zdziwiła, że budka z piwem była otoczona przez wcale niemały tłumek. Przemknęła wzrokiem po postaciach, wypatrując jakichś znajomych mordek, ale w najbliższym otoczeniu nikogo takiego nie dostrzegła. A szkoda, bo z pewnością by do nich uciekła po usłyszeniu kolejnych słów Willa. Spojrzała na niego z mieszanką rozbawienia i zawstydzenia wymalowaną na twarzy, nie wiedząc w sumie za bardzo jak się zachować i jak odpowiedzieć. Dlatego ostatecznie się nie odezwała i pacnęła go tylko w ramię. To była zdecydowanie najlepsza zagrywka na wszystko. - Właśnie widzę. Ciekawy pomysł - powiedziała z uznaniem, po chwili także unosząc kufel. Oczywiście żyli w świecie przesyconym magią, więc nic, nawet jedzenie nie mogło być zwykłe, o czym już zdążyła się przekonać wielokrotnie, dlatego była przygotowana na ewentualne efekty związane z napiciem się tego dziwnego piwa. Zmarszczyła jednak brwi, słysząc jak Ślizgon przestawia słowa i najwyraźniej nie może prawidłowo sklecić zdania. - Panu to już chyba podziękujemy - skomentowała ze śmiechem, zatykając sobie zaraz usta wolną dłonią i wytrzeszczając oczy, bo halo, nie chciała tutaj dawać popisów wokalnych! I to jeszcze w takim wydaniu, gdzie groziło to utratą słuchu, bo fałszowała niemiłosiernie. - Wiesz co, chyba nie będę się przez jakiś czas odzywać, może to w końcu przejdzie. - Skrzywiła się, bo sama nie mogła wytrzymać tej kakofonii, ale jednocześnie wiedziała, że jej słowa i tak nie będą miały odzwierciedlenia w rzeczywistości i, tak czy siak, będzie gadać. Śpiewać. Cokolwiek.
Chyba obojgu zależało przede wszystkim na dość bliskim towarzystwie tej drugiej osoby obok. Beatrice była przekonana, że póki Camael pozostanie w zasięgu jej chciwych palców, to ten wieczór na pewno będzie magicznym. Naprawdę pragnęła mieć go obok siebie, jak prawdopodobnie jeszcze nikogo wcześniej w swoim życiu. Niekiedy próbowała znaleźć ten moment w odmętach pamięci, kiedy to Whitelight stał się dla niej tak ważnym człowiekiem, ale nie potrafiła precyzyjnie określić jednego konkretnego spojrzenia, czy słowa, które o tym zadecydowało. Teraz zwracała uwagę tylko na tego mężczyznę, rozkosznie świadoma faktu, jak blisko się znajdował. Prawdopodobnie nawet stado przebiegających tuż przed jej nosem centaurów nie oderwałoby jej myśli od blondyna. Nie było takiej opcji. Jego sceptycyzm bynajmniej nie sprawił, że zamierzała odpuścić tego trunku. I szybko okazało się, że podjęła słuszną decyzję. Piwo naprawdę podeszło jej w smaku i mogła uznać, że to nie był błąd. Uśmiechnęła się w stronę Camaela, nieświadoma piwnego wąsa, który ozdobił jej górną wargę. Niemniej, nie zamierzała go zmuszać do picia tego piwa. Jego mina była tak bardzo wymowna, jak to tylko możliwe. Miała ochotę zaśmiać się głośno, bo przecież wyglądał, jakby przynajmniej zmuszała go do stepowania na rozżarzonych węglach. I chyba to przyjąłby znacznie spokojniej, niż propozycję piwa. Jak widać, wciąż była sobą, nie wyrosły jej baranie ani kozie rogi, więc jego niepokój był bezpodstawny. W zasadzie nie wiedziała, dlaczego akurat teraz zdecydowała się na wypowiedzenie tych właśnie słów. To, że kochała Camaela, wiedziała już od dawna i przecież niejednokrotnie o tym wspominała głośno. Jednak zazwyczaj ograniczała się w otwartym mówieniu o emocjach, zdecydowanie bardziej woląc, aby to jej czyny przemawiały głośno. Teraz, kierowana jakimś nowym pragnieniem podzielenia się tym szczerym wyznaniem, po prostu musiała je wypowiedzieć głośno. Nie kwestionowała tego, bo i nie było ku temu żadnych podstaw. Słowa były proste i szczere, tak samo jak i pocałunek, który ponownie połączył ich usta. Cudownie uroczy uśmiech rozjaśnił jej wargi, kiedy to samo usłyszała z jego ust. Każda komórka jej ciała podpowiadała, że było to niezwykle ważne i prawdziwe. Uśmiech nieco zmienił swój wydźwięk, wraz z kolejnym śmiałym i szczerym gestem z jej strony. Co miała poradzić na to, że właśnie to chodziło jej po głowie? Chciała powiedzieć coś więcej, ale jego usta, które delikatnie znaczyły kolejne fragmenty skóry, skutecznie odbierały jej rozum. Przymknęła oczy czując, jak przemieszczał się z tym cudnie drażniącym oddechem w stronę jej ucha. Nieświadomie rozchyliła wargi, łapczywie łapiąc hausty powietrza, choć i tak czuła się, jakby za chwilę miała odlecieć. Słyszała kolejne jego słowa, ale w większości ich nie rozumiała, zbyt skupiona na tej drobnej pieszczocie. Czuła, jakby jej własne serce niemalże biło tuż obok jego. Rozchyliła leniwie powieki, i mógł zauważyć, że jej wzrok został spowity przez zasłonę pożądania. – Oj, uwierz, nie zamierzam niczego testować, tylko brać co moje – oznajmiła zachrypniętym głosem, mając w szczerym poważaniu to, że znajdowali się w miejscu publicznym, że może stanowili właśnie ciekawą rozrywkę dla gapiów. Liczył się tylko Camael i to, jak obezwładniająco bezbronna czuła się w tym momencie. Na Merlina, chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo podatna była na jego działania.
|Zt x2
Ostatnio zmieniony przez Beatrice L. O. O. Dear dnia Pią 30 Kwi 2021 - 10:17, w całości zmieniany 1 raz
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Gdyby wiedziała o tym wszystkim, co działo się w jego środku — pomogłaby mu to przepracować. Kompletnie nie rozumiała jego kompleksów oraz braku pewności siebie, chociaż Alise je dostrzegała. Byli ze sobą już trochę czasu, potrafiła zauważyć subtelne zmiany w jego zachowaniu, jakąś iskrę zmartwienia w oczach. Znała się na ludziach i podobnie, jak do magicznych zwierząt, miała przyciągającą ich aurę. Nie rozumiała tylko, dlaczego Lucas wciąż tkwił w swoich niepewnościach sam. Blondynka zdawała sobie jednak sprawę, że nie mogła naciskać i decyzję musiał podjąć sam, czy chciał się na nią całkiem otworzyć. Każdy człowiek miał wady, nikt nie był idealny, ale Sinclair zdawał się czasem nazbyt ślepo do tego dążyć, zapominając o tym, jak piękną i wartościową osobą był. Jej ulubioną, najważniejszą. Nie zdawała sobie sprawy do końca z tego, jaką rolę odgrywała w jego życiu i jak wiele siły mu dawała, nawet by w to nie uwierzyła. Wolała dostrzegać wspaniałości innych niż własne. Byłaby jednak dumna i szczęśliwa gdzieś w środku, bo związek po części polegał właśnie na tym, aby wzajemnie być swoją tarczą, ostoją. Stworzyć miejsce, gdzie wszystko, co złe i przytłaczające, nie miało wstępu. A może była to tylko wizja w jej głowie? Niemniej jednak Lucas sprawiał, że się urzeczywistniała. I dlatego właśnie priorytetem dla niej był jego uśmiech. Bo nie zdawał sobie też sprawy, ile dobrego i ile szczęścia dawał jej. - Cwana bestia. - skwitowała z rozbawieniem, ale i czułością, palcem hacząc o jego policzek. Tylko głupi by uciekł od tego, co między sobą stworzyli. Wiedziała, że życie nie składa się tylko z dobrych rzeczy i prędzej czy później trafią na burzę lub inne wyzwania, ale na tym to wszystko polegało, aby to pokonywać. Niezależnie, czy problem był wewnątrz, czy na zewnątrz. Królicze uszy w połączeniu ze słodyczą wypowiedzi sprawiały, że nie mogła przestać się uśmiechać, trochę nawet chichotać rozbawiona. Stojąc przy altanie, mogli nieco odpocząć od tłumu oraz zgiełku, który panował dookoła. Pociągnęła kolejny łyk smakowego mleka i musiała przyznać, że z każdym kolejnym zyskiwało. - Niczym, mów mi tak dalej. Wzruszyła ramionami, dając myślom o ogonie spokój i nawet uszka jej drgnęły, gdy policzki zakryły się rumieńcem na takie ładne określenie, które posłał w jej kierunku. Wbrew wszystkiemu, tak w środku — ona była romantyczną duszą, chociaż nigdy by się nie przyznała. - Mogę się zastanowić, aby wprowadzić taki element do codzienności, jeśli sprawi Ci to przyjemność. Czyżbyś miał słabość do kostiumów? Zapytała z flirciarskim błyskiem w oczach, oczywiście nawiązując nieco głębiej, niż do szafy. Towarzystwo Ślizgona dawało jej mnóstwo swobody i pewności siebie, bo co złego mogło się przy nim stać i co musiałaby powiedzieć, żeby się obraził? Na pewno nie zrobi tego na myśl o przebierankach. Zacisnęła powieki, czując rozchodzący się po ciele, dziwny dreszcz płynący z dotyku, który dawał jej magicznym uszom. - To ciekawe doznanie... Elektryzujące? - mruknęła po otrzymanym buziaku, obejmując go zaraz i trzymając blisko siebie tak, jak lubiła najbardziej. Nie musieli tutaj aż tak uważać, jak podczas tych krótkich schadzek w szkolnym korytarzu. Nie mogła go też nie pocałować, skoro perfumy i aromat jego skóry tak drażniły jej nozdrza. Na szczęście, nie protestował. - Mmm... Wciąż wolę truskawki, są dla mnie nostalgiczne, wyjątkowe. - odparła, puszczając mu zaczepnie oczko, a następnie powędrowała wzrokiem za jego dłonią, która wskazała na lampiony. Kiwnęła głową, obserwując unoszące się przedmioty z błyskiem w oczach. - Musimy! To będzie kolejne, piękne wspomnienie. I zobacz te koce! Niewiele myśląc, odsunęła się i wciąż mocno trzymając go za rękę, pociągnęła we wskazanym przez niego kierunku. Chociaż przedarcie się przez tłum nie było łatwe, udało się im zgarnąć jeden kocyk dla siebie.
Zazwyczaj było tak, że ludzie wokoło nie byli w stanie zrozumieć kompleksów nawet bliskich osób. To była kwestia myślenia. Ale Lucas musiał zgodzić się z tym, że Alise czasami potrafiła go przejrzeć w kilka sekund. Nie przeszkadzało mu to, jednak czuł że jego własna głowa powoli zaczyna go przytłaczać. I pomyśleć, że zaczęło się od czegoś, na co nie miał w ogóle wpływu - odejścia matki. Może to jego wina, że dziewczyna nie zdawała sobie sprawy z tego jak wiele dla niego znaczy i ile mu daje; może powinien jej o tym częściej mówić. I starał się to robić. Jednak ostatnio zbyt dużo myślał, rozstrząsając wiele rzeczy, które powinny pozostać przeszłością. Kiedy ją poznał, też miał wątpliwości, jednak zwalczył je i na szczęście są w tym miejscu, w którym są. Są szczęśliwi. Ale niektóre wydarzenia obudziły w nim wątpliwości i spowodowały rozterki, trudne do pozbycia się z głowy. Dlatego wolał zajmować sobie umysł jedyną osobą, która dawała mu ukojenie i poczucie, że jest kochany mimo wszystko. Zawsze starał się rozśmieszać wszystkich wokoło, rozładowywać atmosferę, kiedy tylko było to możliwe. A teraz kiedy jeszcze za sprawą mleka wszystko zdrabniał, nie dziwił się, że ją bawił. I w żadnym wypadku nad tym nie ubolewał. Uwielbiał widzieć ją radosną i pełną życia, bo to oznaczało, że jest z nim szczęśliwa, a na niczym tak mu nie zależało jak na tym. W dodatku jej królicze uszka wyglądały przesłodko, a więc i jemu mordka się cieszyła. Ktoś dobrze pomyślał z tymi efektami. A sama pergola, pod którą się znaleźli była naprawdę klimatyczna i pozwalała przyjemnie spędzić czas, nieco na uboczu, uciekając od tej zbieraniny ludzi, krążących na polanie. Zaśmiał się na jej słowa, widząc, że wyraźnie się jej podobało to co do niej mówił. Najchętniej zrzucił by winę na mleko, jednak czemu nie wykorzystać tego, aby jeszcze dodatkowo zyskać w jej oczach. Lubił, kiedy tak na niego patrzyła - z taką jawną miłością w oczach. Była cudowna. Uniósł dłoń, by pogłaskać jej puchate uszka, które zabawnie się poruszyły, a chłopak nie mógł powstrzymać odruchu. Po chwili, usłyszawszy o kostiumach pochylił się ku niej z wymownym uśmiechem. - Dla mnie najpiękniej wyglądasz bez jakiegokolwiek stroju - szepnął zmysłowym głosem, zbliżając usta ku jej szyi i muskając nimi ciepłą skórę. Prostując się, jeszcze zaczepnie potarł koniuszkiem nosa o jej policzek. - Jak to robisz, że z Tobą wszystko jest wyjątkowe? - spytał po chwili, spoglądając na nią z góry, szczerząc się jak małe dziecko. Uwielbiał ją całować, chłonąć jej ciepło i czuć się tak błogo i pewnie, mając ją przy sobie. Nadal nie mógł nadziwić się jak ochoczo oddawała każdą pieszczotę, wkładając w nią tyle uczucia i ciągle nie mógł uwierzyć, że był takim farciarzem. - Truskawkowe chyba już zawsze będą u nas mile wspominane - skomentował z szerokim uśmiechem, kiedy sugestywnie puściła mu oczko, wspominając ich zeszłoroczne mleko, któremu wiele chyba zawdzięczali. Druidzi mają nosa najwidoczniej. Po chwili jednak zauważył, że niedaleko coś się dzieje i dostrzegł puszczane w niebo lampiony, od razu twierdząc, że spodoba się to dziewczynie. - Wiedziałem, że tak uznasz, króliczku - zdążył jeszcze powiedzieć, zanim nie pociągnęła go do schodów, by zeszli z altany, kierując się ku kocykom. Na szczęście udało się znaleźć jeszcze miejsce i z lampionem w ręku, usiedli w nastrojowym kąciku, w tle słuchając pięknych utworów Christoffa Tailora. - Tak mi przykro, że odszedł. Rodzina z pewnością bardzo to przeżyła - odezwał się po chwili, zerkając w stronę tańczących par i wsłuchując się w słowa lecącej w tle piosenki artysty. Westchnął jednak i posłał Alise blady uśmiech chwytając lampion w dłonie. - To co? Zapalamy - zarządził, sięgając po różdżkę, wyciągając ją z kieszeni kurtki, by prostym zaklęciem wycelować w niewielkie palenisko w środku. Pech jednak chciał, że ręka mu zadrżała i jakims sposobem chwycił również swój rękaw. - O cholerkaaa... - jęknął, gwałtownie zakrywając go drugim ramieniem, ale ten również zajął się ogniem. Nie zauważył, że i odrobina płomieni przeskoczyła na rąbek sukienki Alise, ale nadal trzymając w ręku różdżkę tym razem zareagował prawidłowo, stosując Aquamenti najpierw na swoje ubranie, a później dostrzegając też tlący się płomyk na materiale sukienki Krukonki, również tam skierował koniuszek magicznego patyka. Kiedy sytuacja była opanowana, opuścił rękę z widoczną ulgą i zaśmiał się nerwowo. Ostatnio miał pecha, albo był zwyczajnie nieuważny. -Patrz jak Cię rozpalam, kochanie - wymruczał, zbliżając się ku niej, by musnąć jej wargi swoimi - Może Ty zrobisz to zgrabniej - oznajmił, śmiejąc się i oddając lampion w jej dłonie. Nie chciał podpalić całego koca.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Piwko:6 – zmieniam szyk zdań w swoich wypowiedziach [2/2]
Uśmiechnął się szerzej, gdy wspomniała o Norwegii i o tym, że piwo, którego tam skosztowała zmieniło nieco jej nastawienie względem tego chmielnego napoju, dodając, że jest przekonany, iż tym się pewnie nie zawiedzie. W końcu irlandzkie, więc musiało być dobre. Następne słowa skwitował z kolei niewinnym uśmiechem, choć iskierki w jego oczach zdradzały, że miała rację – za nic nie ominąłby tego stoiska; ona jedynie uprzedziła fakty. Popatrzył w stronę Puchonki lekko z ukosa i pokręcił nieznacznie głową w reakcji na jej odpowiedź, choć na jego ustach niezmiennie błąkał się uśmiech. — Bardzo zabawne — mruknął, przewracając przy tym nieznacznie oczami. — Nic mi o tym nie wiadomo, więc raczej będziesz musiała się obejść smakiem, bo na pewno prędko nie planuję wracać do tego koloru. — Mimowolnie wolną dłonią przeczesał swoją rozwichrzoną czuprynę i puścił jej oczko, dodając: — Lepiej mi w moim naturalnym. Na jej szturchnięcie w ramię zareagował bezgłośnym „ej” i lekkim zmarszczeniem brwi, jakby go to faktycznie zabolało, choć cały efekt z pewnością rujnował szeroki wyszczerz, który miał w tym momencie na twarzy. Nie czuł się ani trochę winny, choć wyczuł, że swoimi słowami wprawił ją w zakłopotanie; nie był się w stanie powstrzymać, po prostu. Zerknął na nią zdumiony, gdy odezwała się śpiewnym – i bardzo fałszującym – głosem, by zaraz potem zwyczajnie parsknąć śmiechem, bo to brzmiało równie absurdalnie co jego przestawianie słów w zdaniach. Slogan się nie mylił ani trochę, chociaż naprawdę nie tego się spodziewał. — Wytrzymasz długo nie, pewien jestem — stwierdził w odpowiedzi, wciąż ubawiony (i wciąż nie potrafiąc sklecić poprawnie zdania), gdy stwierdziła, że przez jakiś czas nie będzie się odzywać. W końcu ona i milczenie ani trochę nie szły ze sobą w parze. — Jednak przyjemny sposób znam, żeby w tym pomóc ci i sam w końcu może potłuczony jak gadać przestanę — dodał zaraz z uniesionym wyżej kącikiem ust, przechylając przy tym głowę delikatnie na bok. Wychylił resztę zawartości swojego kufla i po odstawieniu go gdzieś na bok pociągnął ją nieco na ubocze, w trochę bardziej ustronne miejsce niż okolice wciąż gęsto obleganej budki z piwem. Dłonią, której nadgarstek oplatała łącząca ich wstążeczka, wciąż ujmował jej, a wolną ułożył na boku szyi rudowłosej, zmniejszając jednocześnie dzielący ich dystans. Prawdopodobnie już była w stanie się domyślić o jakim przyjemnym sposobie mówił jeszcze nim nachylił się i musnął jej usta swoimi. W pierwszym momencie tylko delikatnie, jakby drocząc się w ten sposób, by zaraz potem wpić się w nie bardziej i na dłużej, choć bez nadmiernej gwałtowności czy pośpiechu. W końcu podobnymi zabiegami sam siebie wystawiał na próbę, wiedząc przy tym, że długo nie wytrzyma. Nawet nie przeszkadzał mu chmielny posmak, gdy zgłębił pocałunek, delektując się tą chwilą i niemal kompletnie zapominając, że są na obchodach Celtyckiej Nocy.
Samotność była tym, co atakowało Aleca co dnia, od kiedy pojawił się w Hogwarcie. W porównaniu do Astrid i tak posiadał bardzo komfortową sytuację, bo przecież nie był tutaj tak całkowicie sam. Miał rodzeństwo, które mimo wszystko, czuło taki sam żal i smutek jak on. Więc nie był całkowicie odosobniony. Niemniej, wgryzienie się w towarzystwo Brytyjczyków zakrawało o absurd. Było cholernie ciężkie. Nie wiedział czemu ci ludzie są tak niechętni do akceptowania innych. Kierował nimi strach, czy zwyczajne poczucie wyższości? A może to on świadomie odpychał od siebie ludzi z obawy przed tym, że nie zostanie przez nich zaakceptowany? Czasami ciężko było mu stwierdzić, o co konkretnie chodziło. Tym bardziej cieszył się z faktu, że ten wieczór przyszło mu spędzić w towarzystwie tej uroczej Norweżki. Miał dziwne przeczucie, że nie będzie się nudził a i po kilku pierwszych minutach doszedł do wniosku, że było naprawdę miło! Czego pierwotnie kompletnie się nie spodziewał. – Zobaczymy – odparł tylko wymijająco, ale w głowie postanowił, że przecież nie pozwoli jej za siebie płacić. Bez względu na to, jakie ona wyznawała zasady, w co wierzyła i jak została wychowana, była kobietą. A jego matka zabiłaby, gdyby się dowiedziała, że Alec nie wykazał się szarmanckim zachowaniem względem jakiejkolwiek kobiety. Parsknął głośnym śmiechem na jej próbę odnalezienia najbardziej adekwatnego określenia względem jej osoby. Pokręcił głową, jakby nie dowierzał w to, co właśnie usłyszał. Nieskromnie wiedział, że nie wygląda najgorzej. Kilka razy zdarzyło mu się słyszeć z tego powodu komplementy, jednak Merlin mu świadkiem, że nigdy tak bezpośrednie, jak te z ust Astrid. Zaczynał ją lubić coraz bardziej. – Jesteś naprawdę bardzo ciekawym przypadkiem – stwierdził, dalej ze śmiechem na ustach. Małe, urocze dołeczki pojawiły się w jego policzkach, ale niespecjalnie się tym przejmował. Dawno nie czuł się tak luźno w cudzym towarzystwie. Niemalże tak, jakby był w domu… Cóż, czyli miał już naukę na przyszłość; jeśli chciał się czuć w odpowiedni sposób, należało szukać wtedy towarzystwa Astrid. Na pewno zapamięta i będzie nikczemnie wykorzystywał, kiedy tylko nadarzy się odpowiednia ku temu okazja. Zerknął na nią, kiedy wspominała o norweskim piwie z zainteresowaniem wymalowanym w ciemnych oczach. Odgarnął kilka kosmyków ciemnych włosów ze swojej twarzy, wciąż zapominając o tych nieszczęsnych rogach. Zadanie przez to pozostawało nieco utrudnione. – Wiesz, w zasadzie to ja nawet nie przepadam za piwem. Ten smak nigdy specjalnie mi nie leżał. Choć – tu zerknął na nią z udawaną obawą w oczach – nie wykluczam, że po prostu nigdy nie miałem sposobności spróbować dobrego piwa. A skoro mówisz, że twój brat robi najlepsze, to mnie namówiłaś – stwierdził, naprawdę ciekawy tego, jak takie piwo może smakować. Poza tym, dzięki temu miałby kolejną okazję do spędzenia czasu w towarzystwie półwili, a naprawdę to towarzystwo polubił. Wydawała się o wiele prostsza, niż niektóre dziewczyny, nie odwalała jakichś głupich numerów, tylko szczerze mówiła to, co miała ochotę przekazać w danym momencie. Kompletnie dla niego niespotykane. Nie trzeba było obchodzić się z nią, jak z jajkiem. Więc faktycznie tego nie robił. I po prostu przysunął ją do siebie, aby zakryć jej oczy i by nie mogła dokonać wyboru i tym samym zapłaty. Może on będzie musiał za to zapłacić później, ale to pozostawało tylko w kwestii domysłów w tamtym momencie. – O ta, już się boję – skomentował tylko jej wywód. Nie wątpił, że jakby dziewczyna chciała, to mogłaby mu bardzo szybko zrobić bardzo dotkliwą krzywdę, a on nie podniósł by na nią nawet kwiatka. Ale, coś mu podpowiadało, że akurat teraz mógł czuć się bezpiecznie. – Opowiedz więcej o tych babskich sztuczkach, może bardziej będę chciał cię drażnić – wyszczerzył się do niej w uśmiechu, dalej zaskoczony, jak naturalnie mu to przychodziło. Z fascynacją przyglądał się temu, jak przylgnęła do kufla na naprawdę długi czas. Zdecydowanie dłuższy, niżby wypadało to dziewczynie. Dlatego sam też postanowił o wiele więcej pociągnąć z kufla. Skoro ona inicjowała tego typu zachowania, nie zamierzał być jej dłużnym w takim przypadku. Tak, ten smak w miarę mu odpowiadał, choć to nie miało oznaczać, że za chwilę stanie się piwnym smakoszem. Zmarszczył delikatnie brwi, słysząc kolejne jej słowa. – Jak to, ludzie mają cię za szczekacza? – zapytał, nieco tym zmartwiony. Nie wyobrażał sobie, jak można by było wyrażać się niepochlebnie na temat tej dziewczyny. Ale w sumie przywykł do faktu, że czasami nie wszystko ogarniał i ludzkie zachowanie wciąż stanowiło dla niego enigmę. Uśmiechnął się jednak, słysząc kolejne jej słowa. – Jasne, bardzo chętnie spróbuję. Tylko, skoro ty nie chcesz próbować mojego z kufla, to jak inaczej? – jedna jego brew uniosła się ku górze, ciekawy, w jaki sposób to rozwinie. Nie znał jej, ale widział, że jest bardzo bezpośrednia. I naprawdę zaintrygowało go to, co mogłaby zrobić. Niemniej wziął jej kufel i zdrowo napił się z niego. Piana osadziła się na jego górnej wardze, więc oblizał ją językiem, by potem popatrzeć na Astrid. – Wiesz jesteś cholernie ładną dziewczyną – powiedział chociaż wcale nie zamierzał tego mówić. Takich myśli nie powinno wygłaszać się na pierwszym spotkaniu z jakąkolwiek dziewczyną. Chyba…[/b]
Samotność. W gruncie rzeczy wilki były samotnikami, a częściowo Astrid przecież takowym była. W wysokich i kamiennych murach Brytyjskiej szkoły dawała jej jednak znać w zupełnie inny sposób, na odmiennej płaszczyźnie. Była uciążliwa, dusząca. Nie rozumiała kapeluszy, kija w dupie i ich poczucia humoru. Kompletnie nie pojmowała ich braku szczerości, bo chyba wierzyli głupio w czytanie w myślach, a moce takie mieli jedynie Bogowie i obdarzeni. Może przez to, że byli w podobnym położeniu czuła się nadzwyczaj swobodnie w jego towarzystwie. Też był nowy, obcy. Chociaż jak długa ta wymówka mogła działać na usprawiedliwianie jej własnych chęci na brak zaangażowania się w większość relacji? Obdarzyła go przelotnym uśmiechem, gdy pokręciła głową, odtrącając na bok natrętne myśli. Nie lubiła gdybać. Przestała zwracać uwagę na zaskoczone twarze ludzi podczas rozmów z nią, stąd też konsternacji w Alecowych oczach nie dostrzegła wcale, ukradkiem tylko lustrując jego twarz spojrzeniem lazurowych tęczówek. Wzruszyła ramionami. - Magicznym przecież, jak mogłabym być nudna? - odparła bezceremonialnie, machając ostentacyjnie dłonią. Miała mnóstwo dystansu, nie była przecież tak do końca człowiekiem. Wydała z siebie ciche, pełne satysfakcji mruknięcie. - W końcu uśmiechasz się prawdziwie. Wyglądasz jeszcze lepiej. Nic dziwnego, że o Tobie plotkują na korytarzach. Z aprobatą przesunęła palcami po jego włosach, zahaczając palcami o rogi, które bardzo się jej podobały, aby ostatecznie grzecznie opuścić dłoń i rozejrzeć się dookoła, stukając palcami o naczynie wypełnione piwem. Niczym jej tak nie mógł zaskoczyć, jak wyznaniem o piwie. U nich we wsi i w miasteczkach uznawane było za najlepszy z napojów, było wiele lokalnych odmian, wiele smaków. Na biesiadach czy podczas obchodów dawno zapomnianych przez współczesność świąt, piwo lało się litrami. Pokręciła z niedowierzaniem głową. - Na Odyna, chłopaku! Co Ty za paskudne paskudztwa musiałeś pić, biedaku! Nie bez powodu to właśnie ten alkohol leje się w Wahali, siedząc przy stole. Muszę to naprawić. Brzmiała, jakby to był największy problem na świecie, teatralnie nawet złapała się za głowę i zrobiła nieszczęśliwą minę, parskając zaraz śmiechem i trącając go łokciem. - Załatwię Ci kilka butelek. Tutaj mają szczyny. A co się pije u Ciebie w domu? W sensie tam, skąd pochodzisz. Ameryka, tak? Masz inny akcent niż ten brytyjski. A może z kraju pająków? Miała oczywiście na myśli Australię, chociaż zapomniała jej nazwy. Uporali się z piwem ku jej niezadowoleniu — na jego korzyść. Nie zamierzała jednak odpuścić, skończyć na jednej kolejce, bo byłoby to marnotrawco wieczoru. Szczególnie jeśli piwo tu miało być lepsze niż te pubowe i słabe pomyje, które tu mieli. Nie robiąc sobie jednak nic ze swoich barier językowych, ruchem głowy zgarnęła włosy na plecy i upiła trochę z kufla, oblizując z warg resztki pianki. - Nie powinieneś lekceważyć mnie. - dodała z błyskiem w oczach, pół żartem — pół serio. Był naprawdę uroczy w tym swoim sposobie bycia, nie taki gburtkowaty, jak reszta. Pokręciła głową z rozbawieniem. - Mogę Ci kiedyś pokazać, ale jak będziemy sami. Nie chciałabym rozwalić festynu swoim urokiem osobistym, rozumiesz. Nie zamierzała też w żaden sposób go czarować, przede wszystkim przez to, że dobrze czuła się w jego towarzystwie, nie chciała psuć sobie ewentualnego kandydata do wspólnego spędzania czasu, których miała tak niewiele. Ulotne chwile, uniesienie przyniesione magią nie było tego warte. Zerknęła w stronę do połowy już tylko wypełnionego naczynia, nawet nie zwracając uwagi, kiedy zdążyła tego wypić. Posłała mu krótkie, chociaż bezpośrednie spojrzenie, wysuwając go nieco w jego kierunku, aby zaznaczyć, o co jej chodziło. - Czy uchodzę już za uzależnioną w oczach Brytyjczyków? Nie mają, ja nim jestem. Rozejrzyj się po korytarzu, a potem spójrz na mnie. Nie jestem w ich smaku. Wzruszyła z obojętnością ramionami, nie robiąc sobie absolutnie z tego problemu, bo przecież nie zamierzała się zmieniać ani dostosować. Najlepsza była tylko sobą, ale nie wszyscy musieli to doceniać. Ona też większości nie rozumiała, nie chciała nawet zrozumieć, wiec sprawiedliwie, nie mogła mieć im za złe. - Nie chcę? Kto tak powiedział? - zamrugała zaskoczona, obserwując, jak pije i złapała jego palce, przysuwając Alecowy kufel do siebie. Zrobiła kilka łyków, pociągając też nosem. Ich piwa były podobne, chociaż jej chyba było z innej partii beczkowej, bo wyczuwała więcej goryczki. Wcale jej to nie przeszkadzało. Zastygła w bezruchu, chwilowo panikując — chociaż nie było tego po Astrid widać. Czy ona użyła uroku? Po przeanalizowaniu ostatnich minut i tkwieniu w milczeniu odetchnęła z ulgą, zdając sobie sprawę, że wcale nie czarowała. A nawet jeśli coś uciekło do jej aury, nie zrobiła tego świadomie i nie mogło się to liczyć. Uśmiechnęła się więc w jego kierunku. - Nah, takie słyszałam plotki, ale to tylko powłoka. Aczkolwiek, jestem trochę samotna, zamierzam dziś wypić kilka piw i jestem dość bezpośrednia z charakteru, więc jak będziesz mi tak mówił i robił te ładne oczy, to zwyczajnie Cię wykorzystam, więc uważaj. Cofnęła się o krok, puszczając jego rękę i przysuwając swój kufel do ust, dopiła resztę i odłożyła puste naczynie na bok, przesuwając dłonią po ustach, a następnie oparła ją na biodrze. Zerknęła na ogniska, korciło ją. Tylko raz. Tylko chwilę. - Chcesz zatańczyć? Przy ognisku wyglądają, jakby świetnie się bawili, a ta muzyka kojarzy mi się z domem. Tylko naprawdę, krótko i tak wiesz, rozsądnie. - zaznaczyła, przeklinając się w głowie po wypowiedzeniu tych słów, bo razem z nimi rozbrzmiał głos jej ojca, sugerujący ostrożność. Nie wolno było, ale zakazany owoc najlepiej smakuje. Wyciągnęła rękę w jego kierunku, podnosząc spojrzenie na jego twarz. - Jednak mały grzech, nikt nie zauważy. Chyba.
Alec Taylor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : Kilka tatuaży na ciele, mała blizna na prawym policzku, szczególnie widoczna, kiedy się uśmiecha, wyraźny amerykański akcent
Alec nigdy by nie przypuszczał, że po tym, jak pojawi się w nowej szkole, wszystko tak zacznie się spektakularnie walić. Czuł się kompletnie zagubiony w świecie, w którym został zmuszony żyć i kompletnie odcięty od swojej kultury i swojego rodzinnego miejsca. Może właśnie dlatego tak udało mu się zgrać z Astrid, o wiele szybciej, niż którekolwiek z nich mogłoby nawet przypuszczać? No i, co chyba najważniejsze, zwyczajnie czuł się swobodnie w jej obecności. Takie rzeczy nie zdarzały mu się zbyt często, więc zamierzał korzystać z towarzystwa Norweżki, ile tylko wlezie. Albo przynajmniej do momentu kiedy ta nie uzna, że ma go serdecznie dość i go nie przegoni. Nie mógł nic poradzić na to, że po takich słowach, jakie Astrid skierowała w jego stronę, uśmiech na ustach tylko nabrał na sile. Parsknął nawet lekkim śmiechem w odpowiedzi na to. - A co takiego pojawia się w tych plotkach? - nie omieszkał zapytać, skoro już zaczęli taki temat. Niemniej jej gesty chyba w wystarczający sposób sugerowały, co mogli o niej mówić. O ile sam nie miał zbyt wygórowanego mniemania na swój temat, tak miał lustro i wiedział, jak wygląda. Pokręcił lekko głową, słysząc to, co mówiła dalej. Nie zamierzał się gniewać, czy złościć, ale musiał przyznać, że nieco zaskakiwał go fakt iż dziewczyna w ogóle nie brała pod uwagę tego, że ktokolwiek mógłby piwa zwyczajnie nie lubić. Tej goryczki i tego dziwnego posmaku, który pozostawiał w ustach. - Astrid, po prostu nie przepadam za tym smakiem i tyle - wzruszył lekko ramionami, bo w jego opinii nie było to kompletnie nic wielkiego. Przecież każdy miał inne upodobania i smaki, co wcale nie oznaczało, że jedne są gorsze, a drugie lepsze. Pokiwał delikatnie głową, kiedy zaproponowała, że załatwi mu odpowiednie piwo, choć nie powiedział nic na głos. Z grzeczności go spróbuje, ale prawdopodobnie nie będzie się nim nie wiadomo jak zachwycał. - Tak, pochodzę z Ameryki, konkretnie z Nowego Yorku. Tam się bardzo często pije whisky, próbowałaś kiedyś? Ma bardzo specyficzny, ciężki do opisania smak - wyjaśnił jej pokrótce. Co prawda ludzie w Ameryce nie pili wyłącznie whisky, ale dla Aleca był to zdecydowanie jeden z ulubionych trunków. I nie zamierzał zmieniać swoich upodobań smakowych. Jedna jego brew uniosła się nieco ku górze, kiedy usłyszał takie ostrzeżenie wprost z jej warg. No nie dało się tego zrobić bardziej wymownie. Nieświadomie przyjrzał się jej dokładniej, szukając tych inności. Naturalnie, Astrid wyróżniała się na tle dziewczyn w Hogwarcie. Ba, na tle wszystkich dziewczyn, które Alec widział w swoim życiu! - Czyli to znaczy, że jeszcze kiedyś chcesz się ze mną spotkać? - zapytał, szczerząc zęby. Nie mógł nie spróbować odwrócić sytuacji na własną korzyść, bo jakoś dalej, mało prawdopodobnym wydawało mu się, aby Astrid była zdolna do zrobienia czegokolwiek złego. Nie rozumiał tego, jak można było oceniać innych ludzi tylko na podstawie wyglądu. Owszem, dziewczyna wyróżniała się i nikt nie powinien mieć wątpliwości co do tego, że jest faktycznie inna. Jednak kiedy patrzył na nią, nie widział tego, tylko ciekawego kompana do wspólnej rozmowy i wspólnego spędzania czasu. Okazywała się być zabawną, pewną siebie osobą, która nie miała cholernie wygórowanego mniemania na swój temat, co jemu bardzo odpowiadało. - Ja tam bym się opinią Brytyjczyków nie przejmował. W ich opinii mam śmieszny akcent i jestem za wysoki - może w ten sposób będzie w stanie ją nieco pocieszyć? Pokazać, że ma do czynienia z kimś, kto również nie wpisuje się w ogólno przyjęte standardy tego kraju. Ot, dwóch innych od reszty nastolatków hasało sobie na celtyckiej nocy. Kolejny raz mu imponowała swoją otwartością, kiedy ot tak po prostu wzięła jego kufel i zaczęła z niego pić piwo, naprawdę w męskim stylu. Dobrze, że nic nie miał w ustach, bo kiedy usłyszał jej kolejne słowa, to z pewnością wypluł by to w iście spektakularny sposób. Jak zatrzymać swój animusz, kiedy ma się do czynienia z tak bezpośrednią istotą? Przecież to nierealne! Próbował wymyślić jakąś ciętą ripostę, ale szło mu to po prostu chujowo. Myślami odlatywał w stronę tego, co Astrid chciałaby z nim zrobić. - No wiesz, tak na pierwszej randce? - próbowała to wszystko jakoś obrócić w żart, jednak nic nie mógł poradzić na to, że nagle zaczął o wiele bardziej niż wypadało interesować się sylwetką swojej towarzyszki. Gdyby myślał logicznie, to zapewne rozważyłby, czy to magia tego miejsca, czy jego dzisiejszej partnerki. Niestety, logika poszła się chędożyć i nie zamierzała wrócić. - T…tańczyć? - powtórzył za nią. To nie był dobry pomysł. Ba, to był okropny pomysł! I nie z tego względu o którym myślała Astrid; Alec był po prostu słabym tancerzem. Instynktownie spojrzał na swoje ciało, trochę za duże jak na normalnego nastolatka. No ale przecież nie można odmówić komuś, kto patrzy na niego takimi oczami. - No dobra, kobietom się nie odmawia - stwierdził, po czym chwycił jej dłoń, bardzo ciepłą i gładką w dotyku. I pokierował ich w stronę ognisk, od razu bardzo tego żałując.
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Po raz kolejny Mulan ślęczała nad podręcznikiem do transmutacji. Czy rozumiała wiele z tego, co było tam napisane? Niewiele, ale naprawdę bardzo się starała. Wciąż dzielnie zaczytywała się w tym, co znajdowało się na kartach książki. Teoria zdecydowanie szła jej o wiele gorzej niż praktyka. Nie potrafiła spamiętać tych wszystkich praw dostatecznie dobrze, ani zależności pomiędzy substratami w przypadkach jakiejś bardziej zaawansowanej transmutacji, gdzie zachodziło przemienianie jednego przedmiotu w drugi. Dlatego też po długim siedzeniu nad tomiszczem zdecydowała się na to, by w końcu odłożyć go na bok i zabrać się za faktyczne rzucanie zaklęć. I tutaj jej wybór padł na swojsko brzmiące Octopode. Głównie dlatego, że po prostu lubiła eksperymentować ze swoim wyglądem. Musiała sobie jedynie przypomnieć towarzyszący zaklęciu odpowiedni ruch nadgarstka, który potrzebny był do poprawnego rzucenia go, a następnie przeszła do swoich starań w uczynienia z siebie swego rodzaju mackowego potwora. Podejście pierwsze zdecydowanie nie należało do jednego z tych bardziej udanych. Być może jednak się przejęzyczyła i przeinaczyła jedną z głosek w wymawianej inkantacji albo po prostu włożyła w zaklęcie za mało energii, ale zamiast przemienić swoje włosy w macki te jedynie posklejały się w dziwne strąki i nabrały niecodziennej tekstury. Na pewno nie o to jej chodziło. Dlatego też szybki ruch różdżką i rzucone niewerbalnie Disclore przywróciło je do poprzedniego, normalnego stanu. Zdecydowanie musiała bardziej się skupić. Jeszcze raz odtworzyła w pamięci odpowiedni gest, który należało wykonać i tym razem wymówiła formułę zaklęcia nieco wolniej i wyraźniej, pamiętając, by nie przekręcać go w żaden sposób. I tutaj już było zdecydowanie lepiej, bo pasmo włosów, które stało się celem jej zaklęcia scaliło się, a następnie zmieniło się w bardziej solidną i mięsistą masę. Wciąż jednak czegoś brakowało w tych mackach, które Huang chciała w jakiś sposób bardziej uszczegółowić. Czyżby chodziło o brak przyssawek po spodniej części? Zapewne tak. Po raz kolejny użyła Disclore, aby odwrócić skutki wcześniejszej transmutacji i wrócić do pierwotnego stanu. Tym razem przy rzucaniu zaklęcia skupiła się na większej ilości detali takich jak grubość macek, które miały powstać pod wpływem magii czy chociażby umiejscowienie przyssawek, ich ilość oraz kolor całego przedsięwzięcia. Zdecydowanie trochę tego było, ale miała już zbudowany w swojej wyobraźni cały obraz tego, co chciała uzyskać i liczyła na to, że efekt będzie odpowiadał jej oczekiwaniom. Kolejne próby poświęcała właśnie kontrolowaniu wszystkich szczegółów, które musiały odpowiadać jej wyobrażeniom. Co jakiś czas rzucała naprzemiennie Octopode oraz Disclore, gdy tylko stwierdziła, że jednak nie wszystko wyszło dokładnie tak jak chciała. Może i było to niezwykle dziecinne zajęcie, ale przynajmniej dzięki temu mogła poćwiczyć swoją transmutację i sprawdzić jakich to przemian mogła finalnie dokonać posługując się tym jednym zaklęciem. Dopiero po niemalże kilkunastu próbach zaprzestała dalszych starań i przywróciła swoje włosy do normalnego stanu.
z|t
+
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Kiedy przegrywa się zakład, duma nakazuje, żeby spełnić postawione warunki. A już zwłaszcza duma kogoś z domu lwa. Nie spodziewała się, że Hariel przypomni o tym na co się zgodziła w razie, gdyby to on wygrał. Na początku robiła mocno niezadowoloną minę, bo ani nie miała czasu na takie głupoty, ani nie chciała uczestniczyć w takich głupotach. Choć były to myśli dyktowane głównie wrodzoną skłonnością do narzekania. Tak naprawdę przecież nie zapierała się rękami i nogami przed całym pomysłem. Kiedyś pamiętała, że uczestniczyła w czymś podobnym, z tym, że wtedy to było bodajże malowanie portretu, i skoro nie pamięta tego za bardzo to znaczy, że na pewno nie było bardzo źle. Pozowanie kojarzyło się Fire z przede wszystkim nudą. Statyczność oraz bezczynność bardzo nie odpowiadały Gryfonce, której temperament wręcz nakazywał czymkolwiek się zająć, byle nie marnować tak czasu. Niektórzy nazywali to nadpobudliwością, niektórzy ADHD, a Fire na przykład po prostu lubieniem aktywności. Toteż myśląc nad tym, że nie ma pojęcia ile to wszystko będzie trwało, a spodziewając się, że pewnie z godzinę jeśli nie więcej, to musiała wymyślić sobie plan B. Nie to żeby wizja zwykłej rozmowy z Whitelightem wydawała się bardzo odrażająca. Ale może chłopak chciałby trochę skupienia przy pracy. Mógłby nie lubić tyle rozmawiać i się rozpraszać. W każdym razie coś przyszło Fire do głowy, jak zaradzić wszelkim problemom. Zmierzając w stronę Altany Helgi, miejsca, które z oczywistych powodów ciągle kojarzyło się Dear z Puchonami, przez co za nim nie przepadała, niosła ze sobą futerał na skrzypce. Dawno nie miała okazji grać. Trochę o tym zapomniała, a może nie miała czasu przez ciągłą pracę na Śmiertelnym Nokturnie. Myśl o tym, że Hariel zamierza spełniać się artystycznie zachęciła Blaithin do tego samego. A jako że na niczym w kwestii sztuki oprócz grania na skrzypcach się nie znała to postanowiła, że będzie pozować, ale i grać jednocześnie. Zawsze to dla niej pewna rozrywka, jak też i wyzwanie dla Ślizgona, żeby wyrzeźbić dziewczynę razem z instrumentem. Zjawiła się na miejscu pierwsza, wnioskując po tym, że była jedyną osobą w promieniu kilkudziesięciu metrów. Śnieg leżał w wielu miejscach, a wilgoć denerwowała Blaithin, które przysiadła w altance, żeby wyczyścić swoje glany kilkoma zaklęciami. Co za tragedia z tą wiosną. Po chwili kiedy już doprowadziła się do porządku, wypakowała skrzypce. Pogładziła ich delikatną strukturę, a następnie zagrała prostą melodię.
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Szczerze mówiąc za nic nie spodziewałem się, że Fire się zgodzi. Bardzo nie doceniłem dziwnego Gryfońskiego samozaparcia, którego ja nie posiadałem w zbyt dużym stopniu. Dlatego po narzekaniu i kręceniu nosem z lekkim zdziwieniem przyjąłem zgodę Dearówny. I oczywiście zapałem. Odkąd wróciłem do szkoły zamiast zajmować się poważnymi rzeczami takimi jak działalność artystyczna, ja jedynie próbuję unikać lekcji, chodzę na imprezki, marudzę i podrywam nastolatki. Z Blaithin utrzymywałem relacje kiedy chodziliśmy razem do szkoły. Kiedy tylko porzuciłem Hogwart by wyruszyć na piękną drogę, którą nazywałem poznawanie siebie, przestaliśmy się w jakiś sposób kontaktować. Wpadliśmy ponownie, pogadaliśmy, oczywiście wygrałem zakład; i oto w magiczny sposób drugi Whitelight zapraszał kolejną Dear na spotkania. Jeśli to przeznaczenie, ma wyjątkowo snobistyczny charakter. Z trzaskiem pojawiam się odrobinę za daleko od altany. Rozglądam się najpierw w poszukiwaniu dźwięku i ku swojemu zdumieniu zauważam, że Blaithin zrobiła niesamowicie magiczną otoczkę na tym naszym spotkaniu. Aż głupio mi teraz pojawiać się obok niej, by nie narobić hałasu, więc po prostu idę w jej stronę z naręczem rzeczy w dłoniach. Pech chciał, że akurat kiedy jestem obok, wszystko wypada mi z rąk i koniec końców i tak robię straszliwy raban. - Och, wybacz! - mówię i w końcu zaklęciem przenoszę zapakowane w wór brzęczące rzeczy. W końcu wyjmuję wszystko machnięciami różdżki i już po chwili wszystko leży obok. W tej chwili wygląda jakbym zrobił sobie złomowisko z miedzianymi prętami. - Hej piękna. Kompletnie nie pamiętałem, że grasz! Ale przedni pomysł! Od czego zaczniemy? Od głowy, będzie łatwiej. Szczerze mówiąc jedyne na czym się skupię to Twoje włosy i ruch ciała, nie będę próbował odwzorowywać Twojej twarzy - stoję przez chwilę i przyglądam się Fire zza dużych, żółtych okularów przeciwsłonecznych. - Zimno, kurczę. Ręce nam zdrętwieją... Hej umiesz zrobić taką bańkę, żeby nas otoczyć ciepłem? - pytam bo ostatnio była dla mnie bardzo przydatna, a niestety nie potrafiłem jej sam stworzyć z moim talentem z zaklęciami. - Szczerze mówiąc teraz w mojej wyobraźni powinnaś nie mieć bluzki - dodaję jeszcze kiedy zaczynam rozdzielać miedziane elementy na ziemi. Ewidentnie już wcześniej coś przygotowałem większa część, dwie chude, które miały być rękami, coś co miało predyspozycje do bycia głową, a teraz musiałem znaleźć coś z czego mogłem wykonać skrzypce.
Wybrałam się do Doliny Godryka, by trochę poodpoczywać na łonie natury i odreagować stres związany z nauką w szkole. Po krótkim zwiedzeniu terenów przywędrowałam do parku w miejsce gdzie stało kilka altanek. Zmęczona wybrałam altankę stojącą najbardziej na uboczu i przymknęłam oczy. Wsłuchałam się w moje ciało, które powoli coraz bardziej się uspokajało. Puls, który na początku pędził jak oszalały teraz bił coraz wolniej i wolniej. Moją głowę przestały zajmować myśli związane z codziennością i z przyjemnością puściłam wodze fantazji wyobrażając sobie moją przyszłość.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Był idiotą, że wcześniej nie wpadł na ten pomysł. Dopiero, gdy zaczął planować wyjazd do Japonii na poważnie, zdał sobie sprawę, że przecież znał kogoś, kto może mu w tym pomóc dużo lepiej niż ktokolwiek inny. Od razu więc napisał do @Yuuko Kanoe, której to nie widział chyba z miliony lat i poprosił o spotkanie. Wybrał miejsce na świeżym powietrzu, wciąż nienauczony, że nie jest to najlepszy pomysł w jego wykonaniu i zgarniając różdżkę i notatki pojawił się w altanie Helgi chwilę przed czasem, by ewentualnie dopracować jeszcze pojawiające się w jego głowie pytania. W końcu zauważył kątem oka znajomą sylwetkę, schował notatnik i z uśmiechem ruszył w stronę puchonki. -Yuu! Dzięki, że przyszłaś! Naprawdę jesteś człowiekiem, którego teraz zajebiście potrzebuję jeśli chcę przeżyć i wrócić do Brytanii w jednym kawałku. - Zaśmiał się, ale szczerze ucieszył na jej widok. Brakowało mu mordek ze szkoły i jeśli tylko miał okazję chętnie się z nimi spotykał, co nie zawsze wychodziło na dobre, ale nie spodziewał się, by Yuu miała mu przyjebać. Choć i tak już bywało.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees