Największe pomieszczenie w zamku, to tu odbywają się wszystkie uczty i bale. Oświetlone jest przez lewitujące w powietrzy tysiące świec. Wspaniałe, wysokie sklepienie zawsze odzwierciedla prawdziwe niebo, bez względu na to czy świeci Słońce, czy pada deszcz. Każdego ranka, przy śniadaniu zlatują się sowy przynosząc gazety i listy od rodziców oraz znajomych. Lądują przy stołach czterech domów - Slytherinu, Ravenclawu, Hufflepuffu i Gryffindoru, które zawsze zastawione są mnóstwem pysznego jedzenia. Na samym końcu sali ustawiony jest mniejszy stół, nauczycielski, gdzie na honorowym miejscu zasiada dyrektor.
Niepewnie spojrzała na niego swoimi dużymi, czekoladowymi oczami. Co jak co ale nie miała zamiaru eksperymentować z alkoholem. Czemu? Zawsze po większej jego dawce zaczynała się śmiać i mówić osobą w okół niej, że ich kocha. Niby nic takiego i niektórzy mogliby to uznać za słodkie, jednak ona sama nie uważała tego za takie. Było to dla niej za każdym razem krępujące przeżycie i nie chciała aby chłopak był tego świadkiem. Czuła jednak, że nie będzie w stanie go oderwać od amfor. Pokręciła głową w rozbawieniu. Czuła, że nie chce o tym rozmawiać tak więc nic więcej nie powiedziała zatapiając się w swoich myślach. Zastanawiała się jak miewa się jej brat. Niby utrzymywali ze sobą kontakt listowy, wiedziała mniej więcej co dzieje się w domu jednak to nie było to samo co kontakt cielesny. Odbierając kieliszek od Rasha uśmiechnęła się, niepewnie spoglądając na trzymany przez nią kieliszek. Czerwona ciecz wyglądała przepysznie, a je zapach aż ślinka sama ciekła do ust. Za wtórowała mu w toaście i uniosła naczynie do ust. Kompozycja smakowa wina uderzyła w jej kubki smakowe. Musiała przyznać, iż było przepyszne. Słodkie. - Pyszne. - uwielbiała słodkie wina. Inne była dla niej gorzkie. Po spróbowaniu tego konkretnego nie miała najmniejszej ochoty przestawać na jednym czy dwóch kieliszkach. Wiedziała doskonale, iż może tego żałować na drugi dzień lecz teraz było jej to obojętne. - Możemy zostać przy tym. Jest wyśmienite. Nie dane jej było cieszyć się tym zbyt długo. Widząc spanikowanych ludzi i słysząc trzask rozbijanego szkła rozejrzała się w około siebie. Scena na której jeszcze chwilę temu grali muzycy była w ogniu przez co dym po woli wypełniał Wielką salę. Jednak na scenie ogień nie poprzestał. Jego zasięg zaczął się niebezpiecznie poszerzać schodząc ze sceny na parkiet na którym była trawa. Ludzie w panice próbowali wydostać się z Sali. Nie chcąc zgubić Rasheeda złapała go mocno za rękę. Nie sądziła, że coś może ją tak bardzo wystraszyć, a jednak. Wystraszona spojrzała na chłopaka. Od dziecka Oriane bała się ognia. Widok jego przywołał wspomnienia które za wszelką cenę chciała ukryć. Chciała jak najszybciej wyjść z sali i uciec od tego miejsca jak najdalej jednak nie było jej to dane. jednak z fontann znajdująca się najbliżej nich eksplodowała. Może i dziewczyna by się tym nie przejęła gdyby nie fakt, iż odłamki tej felernej fontanny wbiły się w jej ramię. Krótki krzyk wydobył się z jej gardła. Szybko puściła rękę partnera i złapała się za zranioną rękę w duchu modląc się aby ten koszmar szybko się skończył.
Cholera ! Jak zawsze spóźniony. Nawet na własny ślub Evan się chyba spóźni. Nie rozumiał jak to się dzieje że wszędzie jest za późno! Przecież nastawił sobie zegarek tak żeby śpieszył o piętnaście minut a i tak jest w plecy z czasem. To chyba jakiś wrodzony talent, no bo jak to inaczej nazwać? Szybkie oganianie nigdy nie przynosi dobrych efektów. I wiecie co? Nie inaczej było tym razem, podczas ubierania się jakoś tak nie fortunnie się poruszał że kopnął się małym palcem wręcz idealnie w narzędzie terroru zwane potocznie łóżkiem. Jak to boli, wie chyba każdy. Ten rodzaj tragedii jest znany wszystkim. Naprędce ubrał to co miał najczystsze w szafie i nie zważając na nic zbiegł do wielkiej sali na złamanie karku. Uff, na szczęście Klarcia dopiero weszła, więc nie było jeszcze tragedii. Zobaczył że Stara Indianka coś jej pokazała, nie wiedział co ale widocznie jej się podobało. A raz kozie śmierć, Evan postanowił pozwolić Klarci jeszcze chwilę poczekać. Skorzystał z usług starszej pani a obok niego pojawił się Wilk. Jednak jego majestatyczny obraz został zniszczony już w ciągu kilku sekund gdy zaczął się przymilać i lizać jego dłoń. No cóż, sam był przytulasem pierwszego sortu więc nic dziwnego w tym że ten zwierzak ma taki a nie inny charakter. Czym prędzej wszedł do sali, zakradł się do Klarci wraz ze swoim niecnym towarzyszem i wyszeptał jej do ucha -Kocham Cię- po czym od razu ją objął od tyłu.
Szukała kogoś, z kim miała by być w parze. Niestety nadal nie było widać nikogo, kto miałby przy sobie wielkie orle pióro. Postanowiła nie stać dłużej jak głupia pod salą o razem z irytującą i skaczącą za nią żabą przejść się trochę. W międzyczasie swojej wyprawy i obserwacji różnych stanowisk zauważyła dwójkę Rogersów. Od razu pomachała w stronę Benka widząc, że ten również był przebrany za szeryfa, ale niestety jej nie zauważył. Dlatego zaczęła się przeciskać trochę przez tłum (może zgubi tą cholerną żabę) i tak przeciskając się oczywiście panna pół-wila kaleka musiała się potknąć. Szkoda tylko, że zamiast upaść na krukona musiała poplątać nogi i nie trafić. Dlatego też pani szeryf rypnęła w ramiona @Axel Rogers klnąc pod nosem siarczyście, jak oczywiście na prawdziwą damę przystało. Dobrze, że była lekka. Dzięki temu go nie zabiła, ani zapewne nawet nie przewróciła. - Sorry, jeszcze nic nie piłam, a już mi się nogi plączą - Mruknęła wyraźnie niezadowolona ze swojego lotu. Nawet nie spojrzała na jego twarzy jak to miała w zwyczaju starając się pilnować swojej hipnozy. Wyszczerzyła się natomiast do @Ben Rogers- Zaaresztujesz mnie za to, czy pójdziemy poszukać alkoholu? - Zagaiła do swojego ukochanego obiektu demoralizacji. Jak na razie @Casimir Spencer-Moon pozostał przez nią niezauważony, ale zapewne nie minie długi czas, jak naprawi tą wielką stratę.
Tak, to właśnie dzisiaj jest dzień balu. Urane obudziła się z twarzą na podłodze, przecierając oczy. Ten senny centaur chyba naprawdę się po niej przebiegł sądząc po obolałych kościach. Raz jeszcze przetarła oczy i przeciągnęła się, wstając powoli z podłogi. Podeszła do lustra, odgarniając kosmyk włosów z czoła i cicho westchnęła. Popołudniowa drzemka "dla urody" miała jej pomóc, ale jedyne co było widoczne, to worki pod oczami dziewczyny. Na dodatek kawałek poduszki odcisnął się jej na policzku. Wykrzywiła usta i podreptała do łazienki. Przecież nie będzie się łamała takimi drobnostkami, dzisiaj miała wyglądać pięknie. Przynajmniej w założeniu. Sukienka spokojnie wisiała na wieszaku w pokoju i czekała aż właścicielka przyjdzie się nią zaopiekować. Co prawda temat balu, niezbyt zgrywał się z jej kreacją, ale to nie stało na przeszkodzie żeby ubrać się w sukienkę z małą kokardą z przodu i wzorem na kształt witraży.. Nawet nie zrezygnowała z jednorożcowej opaski, w końcu jej ulubiony zespół miał dzisiaj zagrać. Gryfonka zrobiła sobie swój codzienny, lecz nieco mocniejszy makijaż w odcieniach różu i czerni, a włosy z prostych zmieniły się na lekkie fale. Wróciła do pokoju i zerknęła na suknię uśmiechając się do siebie. Skrócenie dołu było dobrym pomysłem, przynajmniej nie będzie ciągnął się za nią, a to zmniejszy ryzyko wpadnięcia któregoś z gości w przekąski. A odkryte nogi to zawsze odkryte nogi.Założyła sukienkę, pasującą biżuterię...no i ten kapelusz. Zupełnie na pasujący do całości kowbojski kapelusz. Zarzuciła go na plecy i ruszyła w kierunku Wielkiej Sali. W pomieszczeniu było już kilka osób. Zaciekawiła ją kobieta siedząca przy wejściu, więc podeszła do niej i po krótkich wyjaśnieniach podała obie ręce. Po chwili obok niej stanął wilk, ale jakiś taki...sympatyczny? Psina spojrzała na dziewczynę i radośnie zamerdała ogonem. Urane szybkim krokiem przemieściła się z dala od balowych zabaw i stanęła przy stole z lodami. W jej oczach rozbłysły iskierki szczęścia, a w dłoni wylądował jeden z lodów czekoladowych. Zabrała się za pałaszowanie, miziając za uchem nowego przyjaciela.
To trochę smutne, że nie miała z kim iść na bal. Ostatecznie wszyscy jej znajomi okazali się zajęci. A niektórzy nawet znikają! Na przykład taka Lilith. No gdzie ona jest?! Nie trzeba było jej jednak ani trochę motywować. Dziewczyna była tym wszystkim tak podekscytowana, że przez cały dzień zachowywała się jak piesek czekający, aż rzuci mu się piłkę. Aż nie mogła przespać nocy! Miała tyle pomysłów na swój strój, makijaż. Zamierzała wyglądać jak śliczna księżniczka. Czemu? To był jej pierwszy bal! Wprawdzie tematyka była kowbojska, ale Leila rzadko kiedy trzymała się narzuconego schematu. Dlatego też ubrała Devilowi kowbojski kapelusz, Dove otrzymała kowbojki. Sama natomiast postawiła na śliczną sukienkę, do której dołączyła swój specjalny symbol, który miał jej pomóc w odnalezieniu partnera - indiański kołczan. Będąc w wejściu rozejrzała się za kimś, z kim w międzyczasie mogła by pogadać. Zauważyła jakiegoś chłopaka, który stał samotnie z dziurawą nogawką. Przykro mi @Casimir Spencer-Moon. Leila nadchodzi! Dziewczyna pojawiła się obok niego jak jakiś duch i przywitała go jak zwykle bardzo entuzjastycznie. - CZEŚĆ! Ale masz super lisa. Ja tez chcę! Gdzie mogę takiego dostać?! - Wiecznie uśmiechnięta dziewczyna oczywiście nie zapomniała się też przedstawić - Jestem Leila. Ten przystojniak w kapeluszu to Devil - Tu pokazała na duszka po swojej prawej stronie, którego widziała tylko ona - A ta ślicznotka to Devil - Przedstawiła duszka po swojej lewej, któego również widziała tylko ona. Ah wspomniałam, że to schizofreniczka?
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Długo nie stała sama. Zaraz po kilku sekundach poczuła jak ktoś opata ręce wokół jej tali i szepcze Kocham Cię. Doskonale znała ten glos. Wystarczył jego cichy szept aby wywołać w jej sercu ciepło. Z uśmiechem obróciła się w jego uścisku stając do niego twarzą po czym złączyła ich usta. Tak bardzo tego pragnęła. Od rana nie mogła się doczekać spotkania z chłopakiem. Pocałunek jednak nie był długi. Chwilę później stała już wyprostowana obejmując go za szyję i wpatrując się w jego oczy. - Też Cię kocham. - nie potrzebne było mówienie niczego więcej. Zaraz jednak jej wzrok przykuło zupełnie coś innego. Za plecami chłopaka dryfowały delfiny. Najwidoczniej nikt zdawał się ich nie widzieć, gdyż nikogo nie zdziwiła ich obecność na sali. A więc tak miał działać jej totem. Miała je widzieć w najmniej oczekiwanym momencie. Było to wręcz zabawne. delikatnie jej kąciki ust się uniosły tworząc coś na wzór uśmiechu. Pewnie w tym momencie wróciłaby do rozmowy z ukochanym, gdyby nie widok stworzenia obok niego. Czy to był... wilk? Matko, jaki on był kochany i śliczny. dziewczyna zauroczona stworzeniem wyswobodziła się z objęć jej miłości i przykucnęła obok istoty. Z początku bała się go dotknąć. W końcu nie była pewna jak się zachowa. Jednak jeśli to miało odzwierciedlać charakter chłopaka to nie miała czego się obawiać. Z szerokim uśmiechem i iskierkami w oczach wyciągnęła rękę w stronę zwierzęcia głaszcząc go po łepku. Miał tak puszystą sierść, że z chęcią by go przytuliła. - Jaki on uroczy. - nie potrafiła oderwać wzroku od tej istoty. - Czemu tobie trafił się taki słodki wilczek, a mi jakieś delfiny których nikt poza mną nie widzi? - oczywiście nie była zła. Wręcz przeciwnie, rozbawiona. Nie mogła jednak cały czas zabawiać się ze zwierzątkiem. Podniosła się ostatkami silnej woli wracając do swojego partnera. W końcu miała mu do przekazania ważną informację dotyczącą dziecka, jednak to później. Najpierw chciała się rozerwać. Nie czekając na reakcję chłopaka złapała go za rękę i pociągnęła w stronę jednych z drzwi. Wiedziała, że jest tam strzelnica, gdyż dźwięki wydobywające się z pomieszczenia na to właśnie wskazywały. - mam nadzieję, że umiesz strzelać. - puściła mu oczko zaciągając do pomieszczenia.
Niezmiernie ucieszyłam się, gdy nieduża sówka dostarczyła mi pakunek z zaproszeniem na szkolny bal oraz przedmiotem, umożliwiającym mi szybkie odnalezienie swojej pary. Przedmiotem tym była rzeźbiona fajka pokoju; podczas wyboru odpowiedniego ubioru na bal w stylu dzikiego zachodu przez dłuższy czas zastanawiałam się, gdzie najlepiej byłoby ją umieścić. I gdy w końcu zdecydowałam się na ubiór w iście kowbojskim stylu wsunęłam fajkę za pasek od spodni, tuż obok skórzanej kabury w której schowałam swoją różdżkę. Makijaż, który w zamierzeniu miał być delikatniejszy niż to, co ostatecznie przedstawiało się na mojej twarzy, dodawał mi powagi, z którą skutecznie udawało mi się walczyć z pomocą radosnego uśmiechu cisnącego się na me usta. Po wejściu do Wielkiej Sali i przyjrzeniu się wystrojowi tego okazałego wnętrza wiedziałam już, że to Ravenclaw wygrał w tegorocznym Pucharze Domów. Nie zdziwiło mnie to zbytnio, Krukoni od zawsze byli przykładnymi uczniami, a wygrana naprawdę im się należała. Przy okazji postanowiłam, że w przyszłym roku solidniej wezmę się do nauki i powrócę do gry w Quidditcha. Moją uwagę zwróciła stara szamanka siedząca przy prowizorycznym tipi. Zdecydowałam się podejść bliżej, a wtedy kobieta zaproponowała odkrycie mojego totemicznego zwierzęcia. Bez zastanowienia podałam jej dłonie, a w następnej chwili śliczny, kolorowy motyl zjawił się przed moją twarzą, by następnie lekko przysiąść na mym ramieniu. Z uśmiechem dziękując szamance oddaliłam się od jej tipi i rozglądając się wśród przybyłych rozpoczęłam poszukiwania swojej pary.
Fakt, Ben kompletnie nie zauważył Tori. Był tak zajęty szukaniem swojej pary na dzisiejszy wieczór, że szukanie wzrokiem Tori czy Ellie całkiem wypadło mu z głowy. Po powrocie do brata nawet nie zdążył nic powiedzieć, bo własnie wtedy na Axela wpadła blondynka. Ben uniósł brwi z wyraźnym zdziwieniem, usiłując powstrzymać rozbawienie. Oto pojawiła się jego ulubiona demoralizatorka. Ona i Neptune robiły to notorycznie. Czasami nawet zastanawiał się nad tym co z biedaka wyrośnie. - Prawdopodobnie powinienem cię zaaresztować i wsadzić do mugolskiego więzienia. Nie powinienem pić. - on sobie tak powiedział i koniec. Chociaż i tak pewnie prędzej czy później czegoś mocniejszego się napije. Albo chociażby tego typowo amerykańskiego ponczu. Miał przecież siedemnaście lat. - Zaaresztujesz mnie, gdy powiem ci, że widziałem dużo poduszek i fajkę pokoju? - zapytał z rozbawieniem, starając się za wszelką cenę ukryć to zmieszanie, które czuł w obecności Tori. Przynajmniej nie rumienił się, widząc dziewczynę, prawda? Teraz jednak zaczął się zastanawiać, gdzie się podziała jego tajemnicza towarzyszka z broszką w kształcie strzały. I gdzie była Ellie. I z kim przyszła, choć to napawało go znowu dziwnym uczuciem zazdrości, którego nie umiał zrozumieć.
Kolejne zakończenie roku na które wypadałoby się wybrać. Coraz bardziej miała już dość imprez w podobnym stylu. Doskonale pamiętała tę z poprzedniego roku. Dobrze, że był z nią Rash inaczej nie miała pojęcia jakby się to skończyło. Blizna na jej ręce była już bledsza jednak nadal widoczna. Oby w tym roku nie było takich niespodzianek. Zadowolona z widoku w lustrze, ruszyła schodami do Wielkiej Sali. Właśnie tam miała spotkać z ukochanym. W głębi serca miała jednak nadzieję, że nauczyciel od Astronomii się nie pojawi. Nie chciała aby Lucas wdawał się w kolejną bójkę z jej powodu, a z pewnością tym by się to skończyło. Szybko poprawiła sukienkę. Nie sądziła, że kiedykolwiek ją założy. Prezent od Vittori. Tym bardziej, że dziewczyna zniknęła i nie dawała znaku życia. Usilne próby skontaktowania się z nią kończyły się zawsze tym samym - powrotem nieotwartego nawet listu do niej. Czyżby Shadow nie mógł jej znaleźć? a może to ona nie chciała być znaleziona... Poniekąd wychodziło na to samo. Stanęła przed wejściem i przywitała się ze swoją drugą połówką, dając mu długiego i namiętnego całusa. @Lucas Kray. Uwielbiała go w każdym calu i nie miała zamiaru go zmieniać. Bo czy jest sens w zmienianiu czegoś co już jest idealne? - Wybacz, że musiałeś na mnie czekać. - przeprosiła go po czym ruszyli do wielkiej Sali. Zanim jednak weszli do środka postanowili skorzystać z usług szamanki siedzącej przed wejściem. Ria była bardzo ciekawa co ta może jej powiedzieć. Po tym jak staruszka ujęła jej dłonie dziewczyna nie była już w zamku. Znajdowała się na cudownej plaży w otoczeniu delfinów Był to tak cudowny widok, że gdyby nie ręka Lucasa na jej ramieniu mogła by pomyśleć, że była to prawda. Mogła jednak jedno stwierdzić - było to naprawdę ciekawe doświadczenie. I choć nikt inny poza nią nie widział stworzeń dla niej były one czymś cudowny. Poczekała aż jej ukochany również podda się urokom starszej pani i razem weszli do wielkiej sali. - Co powiesz aby się czegoś napić? - to była pierwsza myśl jaka przyszła jej do głowy. No może zaraz po tej w której to zamykała się z narzeczonym w jednej z szaf.
Gdy obserwował szykującego się do ataku lisa Casimir został zaczepiony przez jedną z uczennic. Gryfon przyjrzał się jej z lekkim uśmiechem na ustach. Niestety, nie miała przy sobie naszyjnika takiego jak on. - Cześć - odparł bardziej ponuro, nie odzwierciedlając jej entuzjazmu - Jak chcesz, to możesz go wziąć. Chętnie bym go oddał - odparł przenosząc spojrzenie z powrotem na lisa. Ten jakby wszystko zrozumiał i zaczął uważnie obserwować łydki Leili. Chłopak rzucił zwierzakowi groźne spojrzenie. - Jeśli chcesz, by jakieś zwierzę psuło ci wieczór jak mi, to starsza kobieta w tamtym miejscu może ci to zagwarantować - mówiąc to wskazał na stoisko, w którym babka nadawała uczniom ich zwierzęcych towarzyszy. Cas bardzo chciałby być na miejscu Leili. Mógłby naprawić swój błąd i nie prosić kobiety o "dar" w postaci zwierzaka. - Casimir. Miło mi poznać - podał jej rękę, a jeśli ona wysunęła w jego stronę swoją, wtedy nachylił i pocałował ją w dłoń. Był bardzo staromodny i nie ukrywał tego. Przy drugiej części jej wypowiedzi musiał się sporo na-główkować. O co mogło chodzić? Nie do końca w pierwszej chwili wiedział, ale po chwili doszedł do tego, co jak mu się wydawało, chciała mu przekazać. - A, tak, rozumiem. Diabeł czai się wszędzie. Nie przejmowałbym się tak, to impreza szkolna, pilnują nas nauczyciele. Rozpusty i pijaństwa na pewno nie będzie - powiedział uspokajająco. Devil czyli szatan. Wyglądało sensownie.
Bal na koniec roku? No oczywiście, że nie mogło jej tutaj zabraknąc. Kto jak kto, ale Tuna uwielbiała takie imprezy. Może niekoniecznie jakoś mocno przejmowała się tym całym motywem przewodnim, także zamiast jakoś bardzo kombinować, otworzyła swoją szafę, wybrała trzy kreacje, które kojarzą jej się z dzikim zachodem, a potem spośród nich wybrała zwycięzcę. I tak oto skończyła własnie w tej sukience Umówiła się wcześniej z Czarkiem, że pójdą na bal razem, ale jakoś nie mogła go znaleźć w domu. Więc napisała do niego sowę, że wybiera się wcześniej i będzie czekać na niego już w sali. W końcu jakoś nigdy nie miała problemów z tym, by iść gdzieś samej. Nawet, jeśli była to impreza na której nie znała nikogo. Tu było o wiele prościej, bo przecież ktoś z jej znajomych musiał się pojawić. Weszła po sali i rozejrzała się po niej dokładnie. I pierwsze co, to jej wzrok trafił na szałas, i właśnie tak skierowała swoje kroki. Podała obie dłonie szamance i już po chwili obok niej widniała Puma. Tuna spojrzała na nią z wielkim uśmiechem, a potem gdzieś za nią dostrzegła Rogersów, więc pobiegła w ich stronę po drodze pewnie potrącając z dwie osoby. -Patrzcie. - prawie krzyczy z entuzjazmem palcem wskazując na pumę, która kręci się koło niej. - Jest super, nie?- pyta Tuna, a zaraz potem wyciąga dłoń w stronę zwierzaka i głaszcze za uchem tego groźnego kota, który tylko mruczy w odpowiedzi. Wcale nie wygląda groźnie, wręcz odwrotnie, dla Tuny wygląda dość uroczo. Zaraz jednak reflektuje się, że trochę wtargnęła w dość dziwną sytuację, bo Axel w ramionach trzymał jakąś ślizgonkę. Odchrząknęła więc. Przestępując z nogi na nogę. Zaraz jednak zamrugała jakby nic się nie stało. -Axel, serio musisz do niej iść. Ty też Ben! - dodała zwracając się do nich obu, potem spojrzała na blondynkę i na kumkającą obok niej żabę. Uśmiechnęła się naprawdę szczerze, kucnęła przy płazie i pogłaska go. - Ale super żabsko. - dodała. W sumie sprawiała wrażenie lekko naspidowanej, ale to w sumie jak zawsze.
kostkaI- Imperio - Puma, pamiętajcie, że mój totem jest wyjątkowo zazdrosny o Twojego partnera i chce się na niego rzucić za każdym razem, gdy próbuje Cię dotknąć!
To, że chłopak nie był tak zadowolony jak ona... No cóż. Dziewczyna ze względu na swoją chorobę miała problem w rozpoznawaniu emocji innych. O swoich mówiła bardzo otwarcie, więc przynajmniej z niej można było czytać jak z otwartej księgi. Widząc jego "krwiożerczego liska", który i na nią ostrzył swoje kły uśmiechnęła się do zwierzątka i mu pomachała. To na prawdę dziwaczna kobieta. Planowała tak czy siak zaopatrzyć się w takiego duszka. - Straszna? Pójdziesz tam ze mną? - Zapytała tak, jakby spodziewała się zobaczy tam jakiegoś ducha. Uśmiech jednak nawet na chwilę nie zszedł z jej twarzy. Czasem jej życiowa radość była wręcz przerażająca. Nie każdy był w stanie to wytrzymać. Jak najbardziej wysunęła do niego rękę, a gdy ten ją ucałował zamrugała kilka razy z zaskoczenia. - Jesteś jak wyjęty ze starych romansów, wiedziałeś? To słodziutkie! - Jak zwykle prosto z mostu powiedziała, co myśli, a zaraz po tym gdy ten zaczął mówić do niej jakoś tak dziwacznie bez ociągania odpowiedziała - Nie wiemy o czym mówisz. Chodźmy po mojego zwierzaka! - Złapała go za ramię i nie czekając na jego odpowiedź zaciągnęła chłopaka w stronę stoiska, na którym to już raz ucierpiał. Tym razem i ona otrzymała swojego duchowego przewodnika. Czyżby ironia losu? To również był lisek, który dziabnął ją w łydkę. Ta jednak nie przejęła się jakoś szczególnie. Próbowała go pogłaskać, ale zwiał. - Zobacz! Taki sam - Zaśmiała się do Casimira pokazując mu swojego zwierzaka gdzieś w tłumie - Panda, pantera, a teraz jeszcze lis. Dove, Devil widzieliście? - Zwróciła się tu nie do gryfona, a do powietrza obok siebie. NIE POWIETRZA! Tam są moje duszki. Wybacz Casimir, moja autorka to ślepy noob siedzący przed komputerem. Warto wspomnieć, że Leila uważa iż cały swiat to jedno wielkie forum, a ona jest tylko postacią którą ktoś prowadzi. Choć zapewne dziewczyna przy najbliższej okazji opowie o tym gryfonowi, jeśli nie pojawi się tu nikt z indiańskim kołczanem.
Axel miał refleks i nikt nie mógł powiedzieć, że nie. Nieznajoma blondynka wpadła wprost w jego ramiona, więc nie wahając się ani chwili złapał ją i ustawił z powrotem do pionu. Wykazał się już na początku balu, nie ma co. - Spoko. - Uśmiechnął się do niej pogodnie, a potem spojrzał na swojego brata, unosząc brew. Zupełnie tak jakby chciał niemo zapytać go "Czy to ona?". Po chwili szatyn zauważył zbliżającą się Neptune i przełknął cicho ślinę. Wystarczyła obecność dziewczyny, żeby zrobił się nieswój. Znów uniknął spojrzenia Benny'ego, przypominając sobie o ich ostatniej rozmowie. Ax uśmiechnął się szeroko i pokiwał głową. - Tak, jest świetny - pochwalił ją, a potem przyjrzał się jej z uwagą. Widząc, że Ben zaczął rozmowę z blondynką, złapał Leighton za przedramię i pociągnął na bok. - Ładnie wyglądasz - rzucił, a w jego głosie zabrzmiało zaskoczenie. Miał jednak nadzieję, że dziewczyna nie przyjmie tego w jakiś dziwny sposób, jak to zazwyczaj mają inne. - Myślisz, że powinienem iść do tej szamanki? - mruknął, choć bardziej do siebie. Po chwili podszedł do tej kobiety, podał jej ręce, a obok niego pojawił się... lis. Na początku chłopak wydawał się zaskoczony wizją tego zwierzaka, jednak po chwili lis zaczął go gryźć w nogi. Cholera pieprzona mać. Axel odskoczył, prawie przewracając się na jakiegoś chłopaka, który stał niedaleko. Rogers szybko podbiegł do Neptune, ale zwierzątko pobiegło za nim. - Mam jakieś cholerny nie fart - burknął, patrząc na nią z udręką. - Aua! - warknął, odsuwając się od rudzielca. Spojrzał na dziewczynę z westchnieniem. - Przyszłaś sama?
Właściwie sam nie wiedział dlaczego zdecydował się pójść na ten bal. Nie miał ani partnerki ani humoru, a wizja wylosowania kogoś randomowego była wyjątkowo demotywująca. Może to przez dzisiejszy mały wypadek, stracił ochotę na jakąkolwiek zabawę. Fakt faktem to jego wina, że jest zapominalskim ziemniakiem i nie wziął strzykawki z insuliną. Tak, życie cukrzyka nie jest łatwe w szczególności jak zapomina się o tym notorycznie a potem idąc przez błonia, obraz zaczyna się rozmazywać a ciało oblewa zimny pot. Dzisiaj idąc spokojnie do Wielkiej Sali, Ślizgon miał bliskie spotkanie swojej twarzy z chodnikiem. Dopiero wtedy mała lampeczka zaświeciła się w jego głowie i resztkami sił podniósł się z ziemi, szukając czegoś słodkiego w torbie z książkami. Samotne, pół batonika tkwiło w bocznej kieszeni, chyba właśnie na taką okazję jak tak. Dotarł jakoś do dormitorium i przez cały dzień siedział tam, rozmyślając o końcu roku. Fieber wstał z kanapy i wyjął swój stosunkowo nowy garnitur zakładając go i skrapiając klatkę piersiową perfumami. Ręką przegarnął, zmierzwione włosy a jego wzrok powędrował na rekwizyt, który przyleciał wraz z sową. Albo na odwrót. Przewrócił oczami i założył indiańską opaskę. Podchodząc do lustra, parsknął na swój widok ukazując rządek białych zębów. Poziom komiczności właśnie dobił do najwyższego, ale nawet w tej opasce wyglądał przystojnie. Raz jeszcze zmierzył się wzrokiem i wyszedł z dormitorium, zmierzając ku Wielkiej sali. Już od wejścia czuć było pyszne jedzenie a wzrok chłopaka zawiesił się na ponczu. Jeżeli jego partnerka będzie nudna to przynajmniej się upije i potańczy na stole. Przekraczając próg, jakaś kobieta złapała go za dłonie nawet nie pytając o pozwolenie. Swoją drogą gdyby była młodsza...nie! Ślizgon uśmiechnął się do niej i momentalnie odwrócił wzrok gdy obok niego pojawił lis. I w tym momencie myśl "gorzej być nie może" była jak najbardziej nie prawidłowa. Rudy towarzysz okazał się niesamowicie uciążliwy i łasy na nogi Louisa. Podszedł do ponczu i nalał sobie nieco, upijając łyk. Świetny początek, świetnego balu.
Na szczęście Axel nie miał problemu z jej upadkiem na niego, a i na szczęście nie złapał się na hipnozę. Nie chciała psuć nikomu balu. Musiała uważać. Chyba, że znajdzie Clarissę i Evana. Tym to bardzo, bardzo chętnie się wtrąci, bo laska coraz bardziej ją wkurzała. Na prawdę. Potem za nimi pozagląda i przyjdzie się grzecznie przywitać. - Było jednak iść z tobą na bal. Ledwo wszedłeś, a już dałeś mi powód, żeby tu zostać. A co do picia, nie uwierzę. Ze mną się nie napijesz? - Wytknęła język w jego stronę. W tym momencie połapała się, że nadal stoi za blisko brata Benka, dlatego się od niego odsunęła. Przez to wszystko prawie nie zauważyła kolorowej krukonki, która podeszła do nich z enutzjazmem. Cóż, Tori wydawało się, że trochę im przeszkadza w rozmowie. - Dziękuję. Wolałabym jednak taką cudowną pumę - Odpowiedziała z sympatią bardzo miłej dziewczynie. Uniosła dłoń w geście pożegnania i odeszła na kilka kroków w poszukiwaniu jakiegoś innego osobnika, którego mogłaby zająć swoją osobą. Szczególnie, że nie pojawił się jak na razie ikt z orlim piórem. W swojej drodze zauważyła @Casimir Spencer-Moon. Wyglądał na prawdę świetnie choć nie rozumiała, dlaczego ma dziurkę w nogawce. Planowała do niego podejść, ale wtem zauważyła, że rozmawia z jakąś krukonką. Zamrugała zaskoczona. Myślała, że będzie jej szukał, a tymczasem znalazł się towarzystwo i... chwila chwila. Czy ona jest zazdrosna? Wila, która mogła by mieć każdego jest zazdrosna o konkretnego człowieka. Co się dzieje z tym światem?! Ostatecznie plan jest jeden. Idzie się napić. Idąc lekko poirytowana potrąciła z bara @Louis Fieber nawet nie widząc, że był to właśnie on.
Uroczy wilczek tak ? To te zwierzęta nie powinny budzić strachu? Evan się gubił w tym wszystkim, dostał całkowicie niegroźnego wilka, to jakiś przytyk w stronę jego natury ? Przecież on był bardzo dostojnym młodym Dżentelmenem... Ehh, nie potrafił oszukać nawet siebie. Całe życie będzie puszkiem, choć to nie było złe. Puszki górą! To było motto działania chłopaka - Uroczy? To patrz teraz kochanie - Powiedział po czym wyciągnął dłoń do Wilka. Ten, gdy zobaczył ten gest od razu porwał jakiś element ozdobny ze stołu i przyniósł Evanowi. Nie wiele myśląc od razu wyrzucił go w kierunku słabo zagęszczonego obszaru sali. Tak żeby nie zrobić nikomu krzywdy. Nie minęła nawet minuta a wilk był z powrotem przy nodze chłopaka -Podobno umiejętność aportu jest w pakiecie- Rzucił trochę suchym żartem, po czym podrapał się po głowie. O jakie Delfiny chodziło jego Najpiękniejszej? - Masz delfina jako towarzysza skarbie? Co on robi ?- Spytał po chwili. Był naprawdę ciekaw efektów tego zwierzaka. Czytał o nich, ponoć to okropni gwałciciele. Podobno nawet ludziom nie przepuszczają, czyżby miało to coś wspólnego z naturą Klarci? Któż to wie ? To może być ciekawe. Magiczna Strzelnica? To super pomysł ! Będzie zabawnie. -Strzelać kiedyś strzelałem, co prawda z celnością na bakier ale zawsze coś- Rzucił po czym dał się zaciągnąć do pomieszczenia. O dziwo tam tj. w pomieszczeniu przeznaczonym do pojedynku wszystko było już przygotowane. Pasy, kapelusze, broń. Jednym słowem wszystko co było potrzebne do poczucia się jak w południe. Małe miasteczko, południem i dwie osoby w pojedynku przeciw sobie. Ach te emocje ! -No kochanie, chodź się sprawdzić.- Rzucił ubierając rynsztunek i udając się na swoje miejsce.
Postanowił przejść się z Leilą, choć tak naprawdę nie miało to większego znaczenia: decyzja została podjęta za niego. Dziewczyna z niezrozumiałym dla niego entuzjazmem zaczęła ciągnąć go do staruszki. - Często słyszę podobne opinie na temat mojego zachowania. Wolę jednak inne przymiotniki opisujące go. "Szarmanckie" na przykład - odparł idąc obok niej aż dotarli do szamanki, która wzięła się za swoje czarowanie. Patrząc krzywo na kobiecinę poczekał, aż dobrze znany mu rytuał dobiegnie końca. Ku jego zaskoczeniu przy nodze dziewczyny pokazała się kopia jego zwierzaka. Mieli takie same zwierzę duchowe? Dziwne, bo na razie nie widział wiele podobieństw między charakterem swoim, a Leili. - Może pobawią się ze sobą i dadzą spokój naszym nogom? - powiedział, widząc, że lis blondynki również lubował w gryzieniu stóp. Dziewczyna miała szczęście, że jej sukienka była na tyle krótka, by zwierzak nie mógł jej dosięgnąć, bo inaczej skończyłaby jak Casimir. Chłopak spojrzał na swojego lisa i machnął dłonią na znak, by spróbował podejść do liska krukonki. Ten jednak uciekł gdzieś między ludzi. Niech to. Może później się zaprzyjaźnią? - Do kogo mówisz? - spytał, tym razem już zupełnie nie rozumiejąc o co dziewczynie może chodzić. Dove, Devil? Nie umiał sobie tego wyjaśnić, potrzebował pomocy.
Co by nie postanowił, tak na prawdę nie miał większego wyboru. Nie miała może umiejętności wywierania na kogoś hipnotycznego wpływu (if you know what i mean ) jednak po prostu ciągała ludzi gdzie chciała. Miała nadzieję, że skoro jest dla ludzi miła, to i oni będąc tacy dla niej. Nie zawsze się to sprawdzało. Byli tacy jak Eryk, który mieli wręcz alergię na Leilę. - Szarmanckie też pasuje - Potwierdziła nie chcąc, by nazwanie go słodkim w jakiś sposób go uraziło, a jednocześnie nadal nie wyparła się swojego zdania. Może była wariatką, ale wciąż krukonką i niektóre sprawy potrafiła załatwiać lepiej niż niektórym się udawało. Mądrzej. - Może tak. Są super! - Wpatrywała się w lisy wręcz z promyczkami w oczach. Zamrugała zaskoczona czując, że ktoś się w nich wpatruje. Uniosła twarz i widząc mordującą ją wzrokiem @Tori Lacroix uśmiechnęła się do niej i pomachała dziewczynie miło. Chyba to bardzo ją rozzłościło, bo odwróciła się i odeszła potrącając jakiegoś chłopaka. Ciekawe o co jej chodziło. Jak na razie jednak wolała wrócić do rozmowy z Casmirem. - Ah, czyli jesteś jedną z tych osób, które nie widzą moich duszków. Mój psychoterapeuta mówi, że to obraz mojego sumienia. Ah mówi też, że mam schizofrenię, ale jakoś w to nie wierzę. Bo przecież gdybym miała, to przecież Daisy, Ada, Mikkel czy Lilith też by ich nie widzieli. Więc może ty masz schizofrenię? Sprawdzałeś? - Jej logika... Była tak dziwna. Tak pokrętna. Nie jednej osobie mogłaby zlasować mózg. Czy gryfon był pewien, że chce z nią spędzić jakąś część tego wieczoru? W każdym razie faktycznie było tak, że tylko ona je wiedziała. Jednak jej przyjaciele wiedzieli, że wmawianie jej tego nie przynosi dobrych skutków. Woleli widzieć ją szczęśliwą więc udawali, że Dove i Devil istnieją.
- W takim razie żałuj i... No patrz jaki ze mnie rozrywkowy czarodziej! Ale poważnie, wygląda zachęcająco. Jesli mam być szczery to najlepiej wyglądają te poduchy - tym razem nie mógł powstrzymać rozbawienia i zaśmiał się pod nosem. Gdy podeszła do nich Neptune, wyszczerzył się jeszcze bardziej i już kompletnie zapomniał o tym, że powinien szukać swojej partnerki, której tożsamości wciąż nie znał. - Epicki. - odparł z wyraźnym zachwytem i od razu zaczął się rozglądać za swoim łabędziem, który latał w kółko. Jednak nagle, jak na zawołanie zanurkował w tłum i przyleciał prosto do swojego właściciela.- Ja mam łabędzia. - powiedział z uśmiechem i pomachał Tori, która skierowała się w swoją stronę. Później ptak znowu go opuścił, a jemu... Nie uśmiechało się wcinanie w rozmowę Axela z Tuńczykiem. Jednak kilka sekund stania jak kołek mu wystarczyło i niepewnie dosyć podszedł do brata i krukonki. - Błagam, powiedzcie, że wam na razie nie przeszkadzam. Obiecuję, będę tutaj tylko do czasu znalezienia kogoś z taką broszka jak ja. - całkiem odruchowo poprawił broszkę w kształcie strzały i popatrzył to na jedno, to na drugie. - Wiedzieliście kogoś z taką ozdobą? - zapytał, choć mógł się założyć, że ani brat, ani Neptune nie rozglądali się za małymi broszkami.
Dostrzegł blondynkę w kowbojskim stroju gdy Leila zwróciła na nią uwagę. Na niewypucowane sandały Merlina, w przebraniu wyglądała jeszcze lepiej, niż sobie to wyobrażał! Niestety, nie było okazji, by podejść, gdyż Tori szybko zniknęła. Nie był nawet przekonany, że by podszedł nawet, gdyby miał okazję. I nie chodzi o to, że chciałby jej uniknąć. Po prostu według jego wiedzy miała towarzystwo i nie chciał mieszać jej wieczoru. Chętne by pogadał, ale równie dobrze może z nią się spotkać w innym terminie. - Znacie się z Tori? - spytał stojącej obok dziewczyny, chcąc usłyszeć więcej o jej relacjach z ślizgonką. Zakładał, że skoro pomachała jej, to jednak z bardzo dużym prawdopodobieństwem miały ze sobą wcześniej do czynienia. - To wiele wyjaśnia - odpowiedział po chwili - Niestety obawiam się, że nie widzę twoich przyjaciół - stwierdził zerkając dla pewności na boki, w miejsca, gdzie podobno stali znajomi krukonki. - Chyba powinnaś zaufać swojemu psychoterapeucie. Człowiek pewnie zna się na rzeczy lepiej niż my. To jego praca - odparł wzruszając lekko ramionami. Skory był do spędzenia czasu z Leilą, skoro na horyzoncie nie było dziewczyny z pasującym naszyjnikiem. Jej przypadłość nie przeszkadzała mu aż tak bardzo. Zachowywała się przez nią trochę niecodziennie, to fakt, ale była również bardzo interesująca.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Nie dość, że wilk był uroczy to jeszcze potrafił aportować. Dziewczyna była w siódmym niebie. Jeszcze nigdy nie spotkała tak kochanego wil... Ooo... Przed jej oczyma pojawił się obraz wilka. I to nie byle jakiego. Belp. Był animagiem. To właśnie w to zwierzę się zmieniał. Wtedy też był kochany i potulny jak baranek, jak ten wilk który stał właśnie przed nią. Szybko jednak wygoniła te myśli z głowy. Bo niby po co miała myśleć teraz o nim? Była szczęśliwa. Była z Evanem i ich małą córeczką. Niestety o ty puchon jeszcze nie wiedział. To właśnie dziś miała mu powiedzieć jakiej płci jest dziecko. Miała nadzieję, że ucieszy się równie mocno jak ona. Dobrze, że chłopak zadał jej pytanie. dzięki temu mogła zając myśli czymś zupełnie innym. Na chwilę popatrzyła ponad ramieniem ukochanego. Jedyne co to zwierzę robiło to dryfowanie na niewidzialnych falach. Aaa, i jeszcze zabawa z... O. Tego to by się po delfinach nie spodziewała. Szybko na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce. Skoro te zwierzęta miały odzwierciedlać ich charaktery to czy ona była... Nie! Na pewno nie. Z pewnością chodziło o zupełnie inne cechy delfina niż... TO! - Bawią się... - odpowiedziała zbyt szybko bawiąc się krawędzią sukienki ... na niewidzialnych falach. - i tylko tyle. Nic więcej nie miała zamiaru dodawać. - Ty przynajmniej strzelałeś, ja jedynie pojedynkowałam się na zaklęcia. - pokazała mu język, i zabierając wszystkie potrzebne rzeczy ze stolika stanęła w wyznaczony dla niej miejscu. Miała tylko nadzieję, że pistolety te nie mają prawdziwej amunicji. Głupia! Przecież byli w szkole.! Czy aż tak bardzo martwiła się o dziecko, że zapomniała o tak prostych rzeczach? Na to wychodziło. Zaraz po tym jak już stali na swoich miejscach pojawiła się koło nich osoba zarządzająca tą zabawą. Posyłając buziaka w powietrzu ukochanemu, odwróciła się do niego plecami. Mieli policzyć do trzech. Raz... - delikatnie ścisnęła palce na broni - Dwa... - poprawiła swój kapelusz nie chcąc aby jej przeszkadzał - Trzy! - z szybkością godną podziwu odwróciła się do chłopaka oddając strzał. Myślała, że trafiła go, jednak nie mogła się bardziej pomylić. Czerwona plama ozdobiła ścianę zaraz za Evanem wywołując dziwny efekt na sufit. Z niepokojem spojrzała w górę. Ciemne chmury nad nimi wyglądały niepokojąco. Z uśmiechem niewiniątka powróciła spojrzeniem do Evana. - Chyba jednak nie umiem... - nie dokończyła zdania, gdyż zaczął padać na nich deszcz. Zdziwiona dziewczyna popatrzyła na swoje dłonie po czym wybóchnęła głośnym śmiechem. Tego to by się nie spodziewała. Cała przemoczona obróciła się wokół własnej osi unosząc głowę do góry. Dobrze, że nie robiła makijażu bo już dawno byłoby po nim. Miała nadzieję, że ukochany nie będzie na nią zły za to. W końcu i on był przemoczony.
Dziwnie wysłuchiwało jej się przemowy w której dyrektor Hampson mówił o tej całej integracji. Jak na razie, nie planowała wracać do Salem i zupełnie nie mogła sobie wyobrazić, że zostanie przydzielona do któregoś z domów. Czy to nie dziwnie zostać tak przyporządkowanym a jednocześnie, zapewne, zostać oddzielonym od przynajmniej niektórych przyjaciół? Wcale nie cieszyła się na wizję, że będzie musiała wdziać któryś z kolorowych krawatów. Ale dzisiaj zaczynały się wakacje i do tych śmiesznych decyzji były jeszcze dwa miesiące. Nie mogła doczekać się balu, który zapowiedziano w klimatach amerykańskich. Początkowo planowała pożyczyć jakieś super ubrania od Wins, ale w końcu zdecydowała się bardziej na indiańskie klimaty. Wyczarowała sobie warkocze i zrobiła kolorowy pióropusz. Nie mogło też zabraknąć wojennych barw na twarzy! Poza tym wygrzebała z dna kufra różne ubrania, dzięki czemu wyglądała jakoś tak, tylko bez tego czegoś na głowie, bo tam przecież miała piórka. Ach, czuła się jak prawdziwa, rdzenna amerykanka! Przy wejściu dostała naszyjnik z miniaturowym tomahawkiem, który chyba trochę ginął w tych wszystkich ozdobach, co je już miała na sobie. Nie miało to jednak znaczenia, bo szybko wypatrzyła @Axel Rogers, który miał taką samą ozdobę. Oho, jej para na dzisiejszy wieczór! Szkoda trochę, że nie był to nikt kogo znała, ale może nie będzie tak źle? Na razie była nastawiona optymistycznie. - Cześć, jestem twoją parą - przywitała się, zerkając też na dziewczynę z którą gadał. Zainteresowała się tą całą szamanką. - Ooo, macie swoich towarzyszy? - spytała tylko i zaraz też siedziała z szamanką. Zobaczyła piękną plażę i skaczące delfiny. Czy one były różowe? Trochę zawiedziona stanęła z powrotem obok Axela, bo żadnego zwierzątka nie miała... do czasu. - Patrzcie! - wykrzyknęła nagle, kiedy - jak to możliwe? - delfin wyskoczył z piasku rozsypanego w części Wielkiej Sali. - Wydawało mi się... - powiedziała przez chwilę skonsternowana. - Widzieliście? Chyba miała omamy.
Co jakiś czas rozglądał się po Wielkiej Sali obserwując uczestników balu i wypatrując indiańskiej opaski. W pomieszczeniu robiło się coraz tłoczniej a niektórzy zdążyli już poznajdywać osoby do pary. Swoją drogą Fieber zaczął się zastanawiać kim może być jego dzisiejsza "druga połowa"? Czy może będzie miała zgrabne nogi, a może to ta w szklanym naczyniu, a aktualnie również w jego dłoni? Jego myśli dzisiaj jednak nie miały pozostać w jednym miejscu bo co rusz, zakichany sierściuch zgryzł go po nogach, ale co dziwne garnitur był wciąż nienaruszony. Magia jednak jest cudowna, uśmiechnął się do siebie, poprawiając marynarkę. Nawet nie zorientował się kiedy poncz w jego szklance zniknął a ktoś zdzielił go z bara nawet się nie obracając. Swoją drogą ten, ktoś, miał całkiem niezłą figurę i ładne włosy. Co prawda strój cuchnął z daleka lekkim kiczem, ale do przeżycia. Fieber przesunął indiańską opaskę tak, że piórko było dokładnie na środku. Podszedł bliżej do dziewczyny i wyszeptał jej tuż nad uchem. - Ładnie to tak popychać, przystojnego indianina?- uśmiechnął się, robiąc zeza. Dziewczyna lekko podskoczyła, obracając się twarzą do Fiebera. Momentalnie jego wyraz twarzy wrócił do swojej naturalnej formy a oczy zrobiły się większe. Była ładna...nawet więcej niż ładna. Jej oczy były prawie tak niebieskie jak Louisa, a blond włosy tylko je podkreślały. Kostium zdecydowanie lepiej wyglądał z przodu. - Witam kowbojkę. Czy zdradzisz mi swoje imię piękna i silna?-wyszczerzył się, unosząc prawą brew.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Uwielbiała tematyczne imprezy. Spędziła ładnych parę dni kompletując sobie strój. Sama zrobiła pióropusz, przerobiła torebkę i wyszło jej to nawet zgrabnie, szczególnie gdy weźmie się pod uwagę, że talentu do tworzenia za bardzo nie miała. Misternie dopracowaną indiańską kreację zepsuła sowa, która przyniosła jej kowbojki. Miała po nich rozpoznać wylosowanego partnera i wszystko byłoby dobrze, gdyby to nie były kowbojki. No przecież miała być Indianką! I szukała swoich butów tak długo! Leżała na łóżku trzymając w po jednym bucie w każdej dłoni i próbowała się zdecydować. Wiedziała, że musi wziąć kowbojki, ale te sandałki były takie ładne! Czas jednak mijał nieubłaganie i kiedy, nie licząc bosych stóp była już gotowa do wyjścia, podjęła spontaniczną decyzję. Włożyła wybrane przez siebie buty, a nieszczęsne kowbojki związała ze sobą i zarzuciła na szyję. Porzuci je gdzieś przy ścianie jak już znajdzie partnera. Poza tym, kto wie, może przydadzą się, kiedy już nogi zaczną jej odpadać od obcasów. Stała na sali próbując odnaleźć posiadacza drugiej pary kowbojek, kiedy zobaczyła ludzi odchodzących ze zwierzętami od jakiejś szamanki. Tez chciała! Szybko podbiegła do szałasu. - Howgh! - powitała staruszkę z uśmiechem na ustach. Ona zaś tylko wzięła ją za ręce, a obok pojawił się łabędź. Ptak popatrzył na Gryfonkę i poleciał zataczać koła nad salą. Szamanka wydawała się bardziej uszczęśliwiona towarzyszem Ettie niż ona sama. Ze łzami w oczach włożyła jej jakiś pakuneczek we wciąż wyciągnięte ręce. Dziewczyna podziękowała i już chciała go otworzyć, ale zobaczyła @Axel Rogers. Schowała pakuneczek do torebki i pobiegła w jego stronę. - Axeeeeel! - krzyknęła w biegu i wyhamowała na nim z impetem, przytulając go. Zerknęła na buty braci Rogersów, ale niestety żaden z nich nie miał jej kowbojek. Za to przy kostkach starszego kręciło się wredne zwierzątko. - Fajny lis. Ja mam... - spojrzała w sufit próbując znaleźć swoje zwierzątko, ale latały tam aż trzy łabędzie - ...któregoś z tych - pokazała palcem ptaki, wzruszając ramionami. Lepiej żeby latał gdzieś z dala od niej, niż gryzł w nogi. - Jestem Ettie - wyciągnęła rękę do stojącej z chłopakami @Neptune Leighton i @Daisy Manese, sprawdzając przy okazji jakie mają buty - O rajuśku! Masz pumę! Ale supeeer! - wykrzyknęła zobaczywszy towarzysza Krukonki. - Przyszliście jakoś razem czy się znaleźliście? - zwróciła się do całej czwórki - Widzieliście może kogoś w takich? - pokazała wiszące po obu jej bokach kowbojki. Sama nie wypatrzyła jeszcze @Thomas Demone. O dziwo, bo z tłumu się raczej wyróżniał. Ona jednak bardziej przyglądała się stopom. Nie przyszło jej do głowy, że jej partner tak jak ona mógł wzgardzić podarowanymi butami.
Zauważyła, że chłopak zainteresował się od razu Tori. Dlatego jego pytanie nie było dla niej wcale dziwne. Było widać, że coś ich łączy. Dlatego Leila nie zamierzała go okłamywać. Powinien znać prawdę. - Tak na prawdę nie. Tori i ja należymy do jednego autora. Bo wiesz, cały świat to jedno wielkie forum. I sterują nami nerdy siedzące przed kompem i nie mające życia osobistego. No i Tori i ja mamy wspólnego nerda - Wyjaśniła mu w taki sposób, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Leila nie wiedziała czemu inni tego nie rozumieją. Czuła się w pewien sposób oświecona szczególnie, że uważała iż ze swoją autorką potrafi nawet rozmawiać. Uważała?! Ja Ci dam! Ciągle ze sobą rozmawiamy! To ty mi powiedziałaś, że Tori to twoja nowa postać i mam udawać, że nie wiem kim jest i... Ups. - Żałuj. Devil to taka słodka panda z ogonkiem diabełka. Straszny z niego rozbójnik, ale jest zabawny. Natomiast Dove to niebieska pantera. Strasznie miła i strasznie nudna. Nie pozwala mi się bawić - Opowiedziała mu o swoich duszkach chcąc, by ten zrozumiał jak wielką stratą dla niego jest bycie "ślepym". - Gdyby się znał na rzeczy, to po 14 terapiach powinno mi przejść. Nawet ostatnio na jednej byłam. Nieprzyjemna - Aż się wzdrygnęła na samą myśl. natychmiast przeszła do innego tematu nie bardzo chcąc o tym mówić, choć nie miała jednocześnie nic do ukrycia - Widziałeś tu coś fajnego, co można jeszcze porobić? Póki naszych listków nie ma na horyzoncie.
Tak na prawdę po tym wszystkim, co się ostatnio stało nie powinna mieć nawet ochoty rozmawiać z gryfonem. Prawie go udusiła! To był pierwszy taki przypadek, kiedy ktoś tak się na nią zapatrzył, że aż zapomniał jak się oddycha. Mogła mu zrobić krzywdę. Nie mogła sobie wybaczyć tego, że nie zauważyła iż chłopak tak bardzo zagłębia się w hipnozie. Mimo to była zazdrosna... Ale bardziej wściekła. Na siebie. I może dlatego siła z jaką biednego ślizgona zdzieliła z bara była na tyle istotna, by to zauważyć choć raczej nie była z niej silna osóbka. Wręcz przeciwnie. Dość drobna i do tego niezdarna. Dlatego wydawała się być dość słodka do momentu, w którym ktoś nie poznał jej charakteru. Jednak o tym później. Jak na razie kompletnie się nie spodziewała, że ten ktoś kogo potrąciła będzie chciał jej zasugerować, że to nie było do końca miłe. Jeśli ten też każe się przepraszać, to go chyba wyrzuci oknem. Mimo wszystko jednak słysząc jego głos podskoczyła jak oparzona i odwróciła się w jego stronę. To był moment kiedy ich oczy się spotkały i... Nie wiem. Stało się coś dziwnego. Poczuła się tak jakoś... Dziwnie. Jakby jej hipnoza jakimś cudem odbiła się od chłopaka i trafiła w nią. Stali tak jak te dwa debile i gapili się w siebie dopóki ten ponownie się nie odezwał. - Toralei - Kiedy ona ostatnio przedstawiła się pełnym imieniem? Boże, co tu się do cholery jasnej dzieje. @Louis Fieber co ty z nią wyprawiasz? Zwariowała - Znaczy Tori - Chyba już gdzieś go kiedyś widziała. Pokój wspólny? Możliwe. Kuźwa. Dlaczego ona się rumieni. Ocipiała. Normalnie ocipiała. Zmusiła się w końcu by odwrócić twarz w bok. Nie była przyzwyczajona do spoglądania na kogoś tak długo. Zazwyczaj unikała kontaktu wzrokowego. - Nie jesteś czasem moją parą? - To mówiąc wskazała na swoje orle pióro będąc ciekawą, czy czasem nie przyjdzie spędzić jej wieczoru właśnie z tym facetem, na którego obecność reagowała tak nienormalnie.
-Och ale cudny! - powiedziała do Bena chwaląc jego łabędzia. Wyglądał naprawdę dostojnie, ale w sumie kompletnie nie potrafiła zrozumieć jak Ben mógł dostać łabędzia. Ona to by mu kompletnie co innego przypisała, ale co zrobić. Była bardzo mocno zadowolona ze swojej pumy. W sumie lepiej trafić chyba nie mogła. Co prawda nie miałaby nic przeciwko żabie, w końcu też je lubiła, ale jej puma robiła wrażenie, krocząc obok niej dumnie dodawała jej tylko +10 do zajebistości. Pozwoliła pociągnąć się za ramie i zostawiła Bena z blondynką, której nawet nie zdążyła się przedstawić, bo tak jakoś wyszło, że rozentuzjazmowana swoim nowym zwierzakiem kompletnie o tym zapomniała. -Mówisz? - zapytała się go niepewnie, gdy pochwalił jej outfit. Złapała za końce sukienki unosząc je trochę i spojrzała krytycznie w dół. Potem wydęła lekko usta i założyła kilka kosmyków włosów za ucho. Nic z nimi nie robiła, ani nie upinała ich jakoś specjalnie, o to kompletnie nie było w jej stylu. Zazwyczaj można ją było spotkać w trzech wersjach. Z kokiem na czubku głowy, kitką, lub w rozpuszczonych i to starczało. - Planuje wzbudzić w Matysiaku zazdrości, bo postanowił wziąć na bal jakąś salemkę zamiast mnie. - wyznała Axelowi, kompletnie nawet nie wpadając na to, że może go tym wyznaniem zranić. Ba, Tuna nawet nie wpadała na to, że może mu się podobać. Bo w sumie jakoś tak nie potrafiła prostych rzeczy przyjmować do wiadomości. -Tak, tak, koniecznie idź. - powiedziała popychając go w stronę szałasu. Została co prawdę na chwilą sama, ale ani trochę się tym nie przejęła. Zerknęła na swoją pumę i kucnęła przed nią dłoń układając za uchem i ciesząc się, że zwierz wydaje pomruki zadowolenia. Axel wrócił biegiem prawie. Tuna spojrzała na niego i podniosła się. Gdy lis ugryzł go w stopę zaśmiała się odchylając głowę do tyłu, a potem nachyliła i pogłaskała rudego zwierzaka. Jej puma warknęła na lisa, ale ten zrobił kilka kółek wokół niej, a potem znów capnął za łydkę Axela. -Oh tak, nie mogłam znaleźć Norberta w domu. Napisałam mu sowę, że spotkamy się na miejscu. - odpowiedziała gryfonowi w momencie w którym Ben znów do nich podbił. Tuna zarzuciła mu ramię na szyję i poczochrała głowę. - Nigdy nie przeszkadzasz Ben. A już chwilę potem podeszła kolejna osoba, Tuna znała ją tylko z widzenia i była praktycznie pewna, że jest z Salem. Podążyła wzrokiem za palcem @Daisy Manese i aż podskoczyła z podekscytowania ale nic nie zobaczyła. - O jeny, nie widziałam. - jęknęła rozczarowana - Co tam było?-zapytała, a zaraz dodała -Jestem Tuna. W ogóle super pióropusz, nie masz dwóch?- zwróciła się do niej na koniec przedstawiając się. Tym razem nie zapomniała. Zaraz podbiła kolejna gryfonka, praktycznie wpadając na Axela. Co to było dziś z tym pannami, że wszystkie tak na niego leciały. Miał branie. - Tuna, powiedziała raz jeszcze. Ettie, Ben też ma łabędzia. - powiedziała uśmiechając się i dając Benowi kuksańca w bok, jakby to miało coś znaczyć. Rozejrzała się po sali, sprawdzając, czy nie pojawił się Czarek, albo Marcel, ale jak na razie żadnego z nich nie widziała.