Największe pomieszczenie w zamku, to tu odbywają się wszystkie uczty i bale. Oświetlone jest przez lewitujące w powietrzy tysiące świec. Wspaniałe, wysokie sklepienie zawsze odzwierciedla prawdziwe niebo, bez względu na to czy świeci Słońce, czy pada deszcz. Każdego ranka, przy śniadaniu zlatują się sowy przynosząc gazety i listy od rodziców oraz znajomych. Lądują przy stołach czterech domów - Slytherinu, Ravenclawu, Hufflepuffu i Gryffindoru, które zawsze zastawione są mnóstwem pysznego jedzenia. Na samym końcu sali ustawiony jest mniejszy stół, nauczycielski, gdzie na honorowym miejscu zasiada dyrektor.
Niepewnie spojrzała na niego swoimi dużymi, czekoladowymi oczami. Co jak co ale nie miała zamiaru eksperymentować z alkoholem. Czemu? Zawsze po większej jego dawce zaczynała się śmiać i mówić osobą w okół niej, że ich kocha. Niby nic takiego i niektórzy mogliby to uznać za słodkie, jednak ona sama nie uważała tego za takie. Było to dla niej za każdym razem krępujące przeżycie i nie chciała aby chłopak był tego świadkiem. Czuła jednak, że nie będzie w stanie go oderwać od amfor. Pokręciła głową w rozbawieniu. Czuła, że nie chce o tym rozmawiać tak więc nic więcej nie powiedziała zatapiając się w swoich myślach. Zastanawiała się jak miewa się jej brat. Niby utrzymywali ze sobą kontakt listowy, wiedziała mniej więcej co dzieje się w domu jednak to nie było to samo co kontakt cielesny. Odbierając kieliszek od Rasha uśmiechnęła się, niepewnie spoglądając na trzymany przez nią kieliszek. Czerwona ciecz wyglądała przepysznie, a je zapach aż ślinka sama ciekła do ust. Za wtórowała mu w toaście i uniosła naczynie do ust. Kompozycja smakowa wina uderzyła w jej kubki smakowe. Musiała przyznać, iż było przepyszne. Słodkie. - Pyszne. - uwielbiała słodkie wina. Inne była dla niej gorzkie. Po spróbowaniu tego konkretnego nie miała najmniejszej ochoty przestawać na jednym czy dwóch kieliszkach. Wiedziała doskonale, iż może tego żałować na drugi dzień lecz teraz było jej to obojętne. - Możemy zostać przy tym. Jest wyśmienite. Nie dane jej było cieszyć się tym zbyt długo. Widząc spanikowanych ludzi i słysząc trzask rozbijanego szkła rozejrzała się w około siebie. Scena na której jeszcze chwilę temu grali muzycy była w ogniu przez co dym po woli wypełniał Wielką salę. Jednak na scenie ogień nie poprzestał. Jego zasięg zaczął się niebezpiecznie poszerzać schodząc ze sceny na parkiet na którym była trawa. Ludzie w panice próbowali wydostać się z Sali. Nie chcąc zgubić Rasheeda złapała go mocno za rękę. Nie sądziła, że coś może ją tak bardzo wystraszyć, a jednak. Wystraszona spojrzała na chłopaka. Od dziecka Oriane bała się ognia. Widok jego przywołał wspomnienia które za wszelką cenę chciała ukryć. Chciała jak najszybciej wyjść z sali i uciec od tego miejsca jak najdalej jednak nie było jej to dane. jednak z fontann znajdująca się najbliżej nich eksplodowała. Może i dziewczyna by się tym nie przejęła gdyby nie fakt, iż odłamki tej felernej fontanny wbiły się w jej ramię. Krótki krzyk wydobył się z jej gardła. Szybko puściła rękę partnera i złapała się za zranioną rękę w duchu modląc się aby ten koszmar szybko się skończył.
kostka: 2
Autor
Wiadomość
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Jej strzał się nie udał. Jednak nie dotyczyło to Evana. Zdecydowanie był bardziej celniejszy niż ona. Jedyne co zdążyła zauważyć to lasso mknące w jej stronę, owijające ją ciasno i przyciągające do Evana aby zakończyć to pocałunkiem. Z szoku w jaki ją to wprawiło dostała ogromnych oczu, jednak nie trwało to długo. Chwilę później z niemałym zapałem co chłopak zaczęła oddawać pocałunki. Nie spodziewała się, że mogą one być tak przyjemne. I to jeszcze w deszczu. Krople, które spływały po jej twarzy, łączyły się z ich rozgrzanymi ustami tworząc niecodzienną mieszankę erotyzmu. Było to tak bardzo elektryzujące, a zarazem miłe uczucie, iż nie miała ochoty przerywać. Nawet nie zwróciła uwagi kiedy to lasso zniknęło i uwolniło ją z więzów. Jedynie słowa Evana krążyły po jej głowie. Podoba mi się jak jesteś związana, spróbujemy kiedyś? Nawet w tej chwili mogłaby raz jeszcze tego spróbować. Jej również zaczynało się to podobać. Objęła szyję chłopaka swoimi rękoma i stając na palcach przysunęła się do niego jeszcze bardziej zmniejszając ich przestrzeń osobistą. Chciała tak zostać tutaj na zawsze, jednak cichy głosik w głowie szeptał bal. Bal, jaki bal? Aaa, ten bal. Na którym aktualnie byli. Mrucząc z niezadowolenie przerwała pocałunek opierając swoje czoło o jego. - Jesteśmy nadal na balu. Nie możemy. - jednak żadne słowo nie było na tyle przekonywujące aby oderwała się od niego, zaraz po ich wypowiedzeniu. Czemu dobrze, przyjemne rzeczy muszą się zdarzać w nieodpowiednich miejscach... Oblizała usta po czym oderwała się od niego, ciągnąc go z powrotem na salę. Nie interesowało jej nawet, że byli cali mokrzy. Chciała szybko zakończyć tą całą zabawę na zakończenie roku i ponownie zatracić się z Evanem w chwilowy uniesieniu. Coś jednak zaświtało jej w głowie i zanim opuścili pomieszczenie odwróciła się do niego z przebiegłym uśmieszkiem. - Mi też się podobało jak byłam związana. - po czym złapała go za rękę i opuścili pomieszczenie szukając czegoś do picia.
Owszem, to zdecydowanie nie było mądre. Jednak Toralei była zbyt dumna, by w jakikolwiek sposób zignorować go, czy co więcej - przepraszać. Przez to zdarzało jej się pakować w różne kłopoty. Raz te gorsze, raz te szybkie w rozwiązaniu. Tak to już jest żyć jako Wila i do tego z jej ciętym językiem i charakterem nie do zdyscyplinowania. Mało było takich osób, które nie złapały się na jej wilowy urok. To, że Roy był jedną z nich sprawiało, że chętnie spędziła by z nim trochę więcej czasu. Nie musiała się obawiać. Choć szczerze mówiąc i tak unikała jego spojrzenia na wszelki wypadek. Gdy spoglądała komuś w oczy było zdecydowanie łatwiej popaść w "wielką miłość i oddanie". I zostać kolejnych zombie, których ku swojemu niezadowoleniu miała na pęczki. - Nikt nie każe Ci mnie podrywać. Możemy Ci znaleźć tu jakąś inną damę w opałach i pokażesz mi swoje sztuczki na niej - Jeśli dziewczyna go na to namówi, to w takim wypadku powinien liczyć na to, że wybierze właśnie jakąś jego psychofankę i łatwo pójdzie. W innym wypadku pewnie nabijała się z niego i wypominała by mu to jeszcze długo. - Najwyżej umrzesz kilka lat wcześniej. Co masz do stracenia? - Jej podejście do życia czasem nie miał w sobie kompletnie logiki. Szczególnie, że ostatnio wspominała Casimirowi, że jeśli nie zje jej bazyliszek, to będzie nieśmiertelna. -Mam zajebiście seksowną i piękną sukienkę na ten cały ślub. Nie chciało mi się stroić w dwa miejsca, więc postawiłam na kicz - Skomentowała łapiąc za spódnicę i lekko przed nim dygając - A co do tego, co Ci chodzi po głowie to cóż. Oglądasz za dużo porno - Dodała chwilę później kompletnie nie wstydząc się tego stwierdzenia. Jak to miała w zwyczaju o takich sprawach mówiła tak otwarcie, że była w stanie zawstydzić niemal każdego taką bezpośredniością.
Nie miał w zwyczaju się spóźniać, ale zwyczaj zwyczajem, a gryfońskie kotary swoje. Jakimś dziwnym trafem zaplątał się w nie i nie mógł się wydostać blisko kwadrans. Później jakiś żartobliwy kolega schował jego najlepszą koszulę, a gdy już ją odnalazł, była cała wymięta. Przewertował parę książek nim znalazł zaklęcie prasujące. Tak się przy tym zgrzał, że zmuszony był wziąć szybki prysznic. Dopiero wtedy pospiesznie założył szarą koszulę i granatową kamizelkę, dość nieźle skomponowaną do jeansów. Pospiesznie udał się na bal. Zajął kolejkę do skrzata i odebrał kowbojski kapelusz, który zarzucił na głowę. Po okazałej przemowie dyrektora, która prawie nie słuchał, Michael rozejrzał się po Wielkiej Sali, szukając drugiego kapelusza. Pragnął, aby to nie @Tori Lacroix była jego partnerką. Odetchnął zauważywszy ją z orlim piórem. Po przemówieniu zainteresowany Gryfon ustawił się do szamanki. Chwycił jej dłonie i nagle poczuł, jak coś go łaskocze. Spojrzał w dół i ujrzał czworonożnego przyjaciela. Gryfon podziękował staruszce i podrapał pupila za uchem. Odebrał od niego przypadkowo znaleziony widelec i jednym stuknięciem różdżki zamienił go na gumową kość. Rzucił go nieopodal, nadal rozglądając się za kapeluszem. I kiedy wilk powrócił, on sam postanowił osłodzić sobie czekanie gałką lodów. Nigdy ich nie za wiele, nawet jak pracuje się u Floriana na Pokątnej. Gdy zbliżył się do stołu, zauważył dziewczynę o szarych włosach w błękitnej sukience. Na plecach miała taki sam kapelusz. -Cześć! Wygląda na to, że jesteś moją partnerką! -przywitał się ochoczo, gdy Urane na chwile przestała pałaszować lody. -Michael Cole. Kojarzę Cię z wspólnych lekcji. -przedstawił się i uśmiechnął wesoło. Zauważył, że partnerka ma podobnego wilka do niego. Oba "pupile" zaczęły patrzeć na siebie i merdać ogonami.
Nie miał szans odmówić. Nie przy sposobie, w jakim poprosiła go, by został. Nie miał siły by rozczarować swoją nową koleżankę. Po jej minie wyglądało, jakby bardzo jej zależało, by nie zostać samą. - W porządku, w porządku. A co jeśli ty znajdziesz parę a ja nie? - spytał licząc na otrzymanie pozwolenia na wyjście z imprezy chociaż w takim wypadku. Nie, żeby takie pozwolenie byłoby mu potrzebne. Gdyby Leila opuściła go ze swoim partnerem, to nikt by go nie przypilnował. Poza jego lisem, który znów się uczepił jego nogawki, dla odmiany tej, która jeszcze była cała. Casimir machnął nogą by go odgonić. - Spróbujmy - Kiwnął głową kończąc jeść czekoladę i ruszył za nią. Jego pozwolenie znów nie było konieczne - wyglądało na to, że sprawdzi każdą z atrakcji na balu, czy tego chciał czy nie. - Panie przodem - zwrócił się do koleżanki, dając jej jako pierwszej spróbować fajki. Wcześniej to on miał okazję jako pierwszy korzystać z proponowanych zabaw, więc uznał, że czas na odmianę. Poza tym nie był fanem używek, wolał wpierw zobaczyć jak krukonka zareaguje na dym. Można powiedzieć, że była takim jego królikiem doświadczalnym. Usiadł na jednej z poduszek, swoją drogą strasznie niewygodną, i obserwował dziewczynę.
- To wtedy tobie też znajdziemy jakąś miłą partnerkę. Albo partnera. Nie wiem, jak wolisz - Ostatnio w Hogu bardzo często poznawała osoby biseksualne, więc nie była pewna. Z jednej strony skoro podobała mu się dziewczyna, to chciała mu szukać partnerkę. Ale nigdy nie nie wiadomo... Aaaa! Zapętliłyśmy się nerdzie. Może lepiej było nie pytać? Nie mów, że nie ciekawiła go reszta atrakcji! Leila aż nie mogła ustać wiedząc, że nie była jeszcze wszędzie. I choć Dove nadal krzyczała jej do ucha, że nie powinna brać w tym udziału, to Devil jak zwykle był zdecydowanie bardziej przekonujący. Więc doprowadziła ich razem do poduszeczek. Usiadła zaraz obok chłopaka ciesząc się, że ma niebieską poduszkę... - Zobacz! Kolor mojego domu! - ... O czym nie omieszkała go głośno poinformować jednocześnie chwaląc się, że jest z Ravenclaw. To mogło się wydać dziwne dla kogoś, kto nie znał jej dobrze. Była przy okazji ciekawa z jakiego domu jest jej wymuszony partner. Wzięła do ust trochę dymu. W pierwszym momencie zakaszlała. Nie działo się jednak nic nadzwyczajnego. Westchnęła niezadowolona czekając, aż również Casimir spróbuje. Liczyła na jakieś czary!
Długo zajęło jej podjęcie decyzji, czy iść na bal, czy nie. Wszak nie miała pary, lecz przejść się zawsze mogła. Ot tak, chciała zobaczyć co dzieje się na sali. Znając życie spotka pewnie wiele znajomych osób. A na pewno będzie tam Daisy, oraz mnóstwo innych osób z Salem. Fakt faktem tematem imprezy była Ameryka, lecz jakoś nie widziało jej się dobierać sukienki idealnie pod ten styl. Po co miałaby to robić, w końcu i tak wpada tylko na chwilkę, by zobaczyć co się dzieje. Sama nie wiedziała, czego się spodziewać. Potajemnie liczyła na to, że spotka pewnego chłopaka, lecz jeśli zobaczy go w towarzystwie innej kobiety... Po prostu będzie musiała to zignorować. Przecież była w tym doskonała. Poza tym, miała całkiem dobry humor. Nie miała zamiaru go sobie psuć. Liczyła tylko na to, że nie będzie nudno. Dziewczyna ubrała się w czarną sukienkę do któej włożyła zakolanówki i buty na obcasie. Tak ubrana udała się do Wielkiej Sali. Weszła przez drzwi i rozejrzała się uważnie, cóż, było już dużo osób. Na chwilę obecną jednak nie zobaczyła nikogo szczególnego. Przeszła przez salę, rozglądając się. Zauważyła @Daisy Manese, której od razu pomachała, oraz kilka innych, znajomych osób. Przystanęła obok stołu wzięła szklaneczkę soku. Oparła się o ścianę nieopodal, obserwując bawiących się uczniów i popijając sok. Oczywiście nie zignorowała pewnego faceta, który stał nieopodal z pewną blondynką. Przez chwilę, zastanawiała się czy to na pewno @Roy Harper, chwilę później była już pewna, że to On. Uniosła brew ku górze. Była ciekawa kim jest jego urocza towarzyszka z którą się tak wyśmienicie bawił. Nie miała oczywiście zamiaru do Niego podchodzić, będzie chciał - to sam podejdzie. Nie chciała mu po prostu przeszkadzać.
Kto by się spodziewał, że los był mu tak przychylny, prawda? Chyba nigdy nie przypuszczałby, że wylosuje Ellie. Tak samo jak zresztą tego, że Ellie przystąpi do losowania. W końcu była śliczna, musiała mieć chłopaka. Przyjaźnili się od ponad sześciu lat, ale Ben ostatnimi czasy nie wnikał w to czy znalazła swojego księcia na białym rumaku czy też nie. Podświadomie wiedział, że to by go niesamowicie zabolało, a... Nie chciał czuć zazdrości za każdym razem, gdy widział jej potencjalnego kandydata na męża i ojca jej przyszłych dzieci. Z tego też powodu nie rozglądał się za najlepszą przyjaciółką. Był święcie przekonany, że z kimś przyszła i zwyczajnie nie chciał się jej wcinać. Był też zbyt zajęty wymyślaniem imion dla lisa Axela, a później też dla swojego łabędzia (który swoją drogą wyglądał mu na Włodzimierza, tak) żeby usłyszeć, a co dopiero rozejrzeć się i dostrzec szatynkę. Dlatego też się zdziwił, czując jak ktoś zasłania mu oczy dłońmi. Automatycznie się uśmiechnął, bo był pewien, że te delikatne ręce mogą należeć tylko do jednej osoby. Mogły należeć tylko do @Ellie Dunphy - Czy to jedna z dziewczyn, należących do mojego haremu? - błagam, halo, jaki znowu harem. On i harem? Nigdy w życiu! Był zbyt zapatrzony w taka jedną, aby patrzeć na inne. Oczywiście sam nie zdawał sobie sprawy z tego wszystkiego co czuł i był pewien, że to tylko i wyłącznie przyjaźń. Poza tym, nawet gdyby sobie zdawał sprawę ze swojego zauroczenia jej osobą, nigdy w życiu sam z siebie by jej tego nie powiedział w obawie, że zepsuje ich wyjątkową przyjaźń, która zdarza się raz na milion. Ben obrócił się w jej stronę i się szeroko uśmiechnął. - Hej, Ellie. - no, teraz było pewne to, że uśmiech nie zejdzie mu z ust do końca balu. - Przyszłaś sama? - nieświadomie wstrzymał oddech, poprawiając swoją broszkę w kształcie strzały, taką sama jaka miała dziewczyna. Złapał się na tym, że przestał na chwile oddychać i pomyślał o tym, żeby wyglądać naturalnie. Zachowuj się naturalnie, Benny. Nie rób z siebie idioty, to tylko twoja przyjaciółka. - Ładnie dziś wyglądasz. Poważnie. Jak kowbojka. Z tym, że masz zbyt delikatne dłonie jak na kowbojkę. - stwierdził całkiem poważnie, choć nigdy nawet nie spotkał prawdziwej kowbojki i nie miał pojęcia jakie mogła mieć dłonie. Pewne było jedno, Ellie miała skórę delikatną, kojarzącą się z księżniczką z bajkowego świata. Chyba, że to tylko Ben z zaburzonym przez uczucia osądem tak sądził.
Ellie nawet nie podejrzewała, że Ben będzie brał udział w losowaniu. Zawsze o widywała w otoczeniu dziewczyn, choć nie zawsze potrafiła ocenić celnie charakter ich relacji. Był jej najlepszym przyjacielem i ciągle mu mówiła, że ta dziewczyna wpatrzona jest w niego jak w obrazek, a tamta znowuż chce, żeby ją pocałował. No bo halo, przecież był wspaniałym facetem, która by go nie chciała? Oprócz niej, oczywiście, ale to inna sprawa, bo jest jego przyjaciółką i nie chciała psuć ich relacji, chociaż czasem wyobrażała sobie ich na starość siedzących na ganku. Z tym że to nie tak, że coś do niego czuła, po prostu chciała się z nim zadawać do końca życia, ot co! Co do niej, nadal była na etapie poszukiwania swojego księcia. Wychodziła z założenia, że nie chce się marnować z pierwszym lepszym, skoro gdzieś tam był jej jedyny. Co prawda mówi się, że 80% osób kończy z kimś, kogo poznały w pierwszych szesnastu latach swojego życia. HMMM... nie przychodził jej do głowy żaden poważny kandydat, więc albo jest w tych 20%, albo skończy z 20 kotami, co w sumie nie byłoby takie źle. Albo żabami, wnioskując po decyzji szamanki. Poza tym, uwielbiała losowania - to trochę jak ruletka, czyli trochę jak hazard (albo nawet bardzo), a ona lubiła ten dreszczyk niepewności. - Skoro mam być jedną z wielu, to chyba musimy się rozstać. - No bo halo, co to ma być? Cóż, jej dzisiejszy partner okazał się bardzo pewny, biorąc pod uwagę broszkę Bena. Uśmiechnęła się od ucha do ucha i ścisnęła go mocniej, mając przed oczami ich wspólny wieczór. Może i nie spotka dzisiaj księcia z bajki, ale za to uniknie niezręcznego milczenia i nerwowego ględzenia o dupie maryni. - Wychodzi na to, że przyszłam z tobą, mój drogi. Będziesz musiał się dzisiaj postarać i sprawić, żeby ten bal był niezapomniany. Tylko nie w taki sposób jak w Titanicu. - Ostatnio częściej odwoływała się do mugolskiej kultury, niż czarodziejskiej... chyba powinna coś z tym zrobić, ale z drugiej strony jej całe dzieciństwo opierało się na mugolskich bajkach i książkach, strasznie sentymentalna sprawa. Spojrzała jeszcze raz na ich pasujące broszki i przeszło jej przez głowę, że to jakby randka. Hehe, hehe, niezręcznie. Zawiesiła wzrok na Benie chyba na trochę za długo, więc szybko odwróciła wzrok i spojrzała przez jego ramię. Aż podskoczyła ucieszona na widok @Neptune Leighton i @Axel Rogers , ale się super złożyło! - Hej, hej! Jesteście razem? - trochę im po cichu kibicowała, nie żeby coś, ale byli jej przyjaciółmi i chciała, żeby to jakoś ładnie wyszło! Wtedy też zauważyła stojącą obok dziewczynę @Daisy Manese , więc podała jej rękę i się przedstawiła, żeby nie wyjść na chamkę. Obok stała też @Harriette Wykeham i @Norbert O. Czarnkowski, więc i z nimi się przywitała. - Ale nas tu dużo! - Przestań, Benny, bo się zarumienię, a kowboje przecież nie znają wstydu. Eh, miałam przez chwilę pomysł, żeby trochę poobcierać sobie dłonie, wiesz, żeby było autentyczniej... ale za bardzo lubię swoją skórę. - Zaśmiała się sama do siebie jak jakaś wariatka, ale co tam. - Ty też wyglądasz dzisiaj niezwykle przystojnie. Chodź, pójdziemy porozsiewać trochę zajebistości przy którejś z atrakcji. Czego próbujemy najpierw? - chciała sprawdzić wszystko, skoro już się tu pojawiła, a co!
//jeśli o kimś zapomniałam, to przepraszam
Ostatnio zmieniony przez Ellie Dunphy dnia Pon Cze 27 2016, 22:25, w całości zmieniany 3 razy
Była miło zaskoczona postawą tych wszystkich hogwartczyków. Każdy z nich okazał jej sympatię, jakby zupełnie nie przejmowali się, że przecież nie jest od nich. A może to po prostu była zasługa tego, że ona dzisiaj postanowiła się z nimi pobawić, zamiast iść w parze z którymś ze swoich znajomych? Pogładziła piórka na swojej głowie za zadowoleniem. Była przekonana, że są cudowne, ale to zupełnie co innego od kogoś o tym usłyszeć! - Delfin! - wytłumaczyła @Neptune Leighton podekscytowana, szczególnie ja usłyszała, że @Ben Rogers też go zobaczył. Więc to nie były jedynie omamy? - Serio? Widziałeś? Taki różowy. Czy nie był cudowny? Tylko nie mogłam się mu dobrze przypatrzeć, mógłby wyskoczyć jeszcze raz - powiedziała, nie zważając na fakt, że delfiny żyją w wodzie, a tutaj jej nie było. - Cześć, Tuna, jestem Daisy - przedstawiła się od razu. - Nie noszę ze sobą zapasowych pióropuszy ale jakbyś chciała to mam więcej piór, mogłabym ci potem taki zrobić. - Zaproponowała od razu, nie wiedziała co się z nią dzieje, że nagle zrobiła się dla nich taka miła. Panowała tu tak pozytywna atmosfera, wszyscy się śmiali i przytulali, że ciężko było inaczej. - O, cześć @Norbert O. Czarnkowski - przywitała się z Norbertem. - Ale masz super strój, prawie do mnie pasujesz. - Ucieszyła się, bo zauważyła, że niektórzy zamiast ubrać się po kowbojsku albo indiańsku zakładali garnitury i sukieneczki co, jej zdaniem, wyglądało trochę śmiesznie w tym wystroju. Potem przedstawiła się @Axel Rogers i całej reszcie. - Mogę się zamienić - oznajmiła gryfonowi. - Tylko chyba będzie ciężko, bo on wiesz, że jest twój. Może spróbuj go oswoić? - Wymyśliła świetny plan i schyliła się, żeby dotknąć tego uroczego, rudego stworzonka ale ten już uciekł i pewnie znowu czaił się na axelowe nogi. - To co robimy? Chyba już wszyscy mamy pary? - spytała, a potem spojrzała na @Harriette Wykeham. Chyba jednak nie. - Ej patrz, tamten macha takimi kowbojkami jak twoje, chyba! - zauważyła nagle, wskazując na @Thomas Demone. Wtedy przyszła partnerka (@Ellie Dunphy) Bena i stwierdziła, że ta Neptune i Axel są razem Daisy zaśmiała się tylko i też się jej przedstawiła. - A powinni być? - zapytała, poruszając sugestywnie brwiami.
//sorki, trochę ciężko to wszystko ogarnąć, mam nadzieję, że o nikim nie zapomniałam XD
Mikkel był na siebie okropnie zdenerwowany. Cóż za nietakt, spóźnić się na bal, który miał być swego rodzaju randką? W jego odczuciu śmiało mógł to tak nazwać. Co prawda, dawno z @Winnie Hensley nie rozmawiał i w zasadzie nie zaprosił jej oficjalnie na bal. Po prostu uznał, że idą razem. Zdążył zauważyć, że od pewnego czasu nie było przy niej Devena. To chyba znaczyło, że musieli się rozstać. A biorąc pod uwagę ich kłótnię z Cyrusem, której przyczynę Mikkel już poznał, założył, że dziewczyna nie przybędzie na bal z jakimkolwiek partnerem. Zresztą wiedział, że Cy idzie z Courtney. Ubrany w elegancki garnitur, nie zdając sobie sprawy z tematyki balu, wszedł do Wielkiej Sali. Jakież było jego zdziwienie, kiedy odkrył, że cały bal odbywał się w indiańskim klimacie. Uśmiechnął się w duchu, myśląc, że dla Winnie musiało to być spełnienie marzeń lub właśnie wręcz przeciwnie. Dla niego było to coś zupełnie nowego i dziwnego. Nie przywykł jeszcze do tych angielskich imprez tematycznych. Szukał wzrokiem znajomych osób. Cóż, no nie do końca po prostu znajomych. W gruncie rzeczy wszyscy tu byli znajomi. Zauważył Daisy, której pomachał na przywitanie, Cyrusa z Courtney i w końcu napotkał spojrzeniem swoją Królową Teksasu, siedzącą smutną przy ponczu. Wyglądała bardzo zjawiskowo. Jak zawsze zresztą. Podszedł do niej powoli i zatrzymał kawałek przed nią. - Witaj, partnerko - uśmiechnął się do niej i jakoś tak strasznie mu było źle, zauważając jej brak humoru - Wybacz małe spóźnienie - rozejrzał się dookoła na tą indiańską dekorację - Dzisiaj to chyba nie wyobrażam sobie nikogo innego Ciebie jako królowej balu - zażartował, mając nadzieję, że mały komplement poprawi jej trochę nastrój. Nie chciał, żeby pamiętała ten wieczór jako nieprzyjemny. I jeśli tego było potrzeba, miał zamiar całkowicie poświęcić swój czas dla niej. Od tamtego ich spotkania prawie codziennie o niej myślał. Zastanawiał się, czy ona myśli o nim równie często. Dziwił się sam sobie, przeżywając tak absurdalne rozterki. Nie wiedział też, co ludzie powiedzą, jak dowiedzą się o jego zaręczynach. Nie wiedział, czy ktokolwiek zdawał sobie z nich sprawę. Pewnie nawet jeśli cokolwiek słyszeli, uznawali to za głupią plotkę. Bo jak to Mikkel Carlsson zaręczony? A jednak to była prawda. Której nie miał zamiaru zaprzeczać. Najważniejsze było dla niego, że Winnie wiedziała, jak to było naprawdę.
Tuna wręcz uwielbiała takie sytuacje, kiedy to działo się dużo i wszędzie. I wcale nie przeszkadzał jej fakt, że rzeczywiście wyglądali na bardzo dziwną mieszankę ludzi, zwłaszcza, że część z nich była ubrana dość odświętnie, druga zaś kompletnie dala ponieść się tematowi przedwodniemu. Musiała przyznać, że niektórzy wyglądali naprawdę super. Stojąca obok @Daisy Manese naprawde wyglądała jak wyjęta prosto z Dzikiego Zachodu i Tunie strasznie, ale to mocno bardzo podobał się jej strój. Ona sama był gdzieś pomiędzy elegancją, a Dzikim Zachodem. Jej nogi zdobiły kowbojki a sukienka miała country charakter, ale jak zwykle spóźniona nie miała wiele czasu na większe strojenie się. -O nie, przegapiłam delfina. - jęknęła Tuna krzywiąc się odrobinkę, ale zaraz rozpogodziła się, gdy Daisy zaproponowała zrobić jej pióropusz. Pokiwała z entuzjazmem głowa. - Oh, to byłoby super. - powiedziała w formie swoistego podziękowania. -Najpierw musi się zjawić. - mruknęła do @Axel Rogers, wydymając lekko usta i wzrokiem ponownie omiatając całą sale. I wtedy go dostrzegła. Znaczy, nie Marcela, bo ten chyba w ogóle nie zamierzał przyjść, a jeśli zamierzał, to spóźniony bardziej niż ona i Czarek, a to już nie lada wyczyn. Dostrzegła jak w ich stronę zmierza @Norbert O. Czarnkowski. - Haaaa! - Zakrzyknęła, pewnie zwracając tym samym na siebie uwagę wszystkich i klasnęła w dłonie. Podskoczyła kilka razy mocno uśmiechnięta i pewnie puściłaby się biegiem w stronę Czarka by wskoczyć mu na barana i kazać się gdzieś zanieść, ale był już praktycznie przy nich. Na jego słowa Zmarszczyła swoim sposobem nos i już miała unieść dłoń żeby go walnąć, ale ostatecznie stwierdziła, że uzna to za komplement, a nie wredny komentarz, więc powiedziała - Dzięki, Ty widzę nie próżnowałeś. Wyglądasz jak kowboj z prawdziwego zdarzenia! - pochwaliła go i uniosła dłoń, by poprawić turkusowe dzisiaj włosy. I dopiero teraz zauważyła @Ellie Dunphy która właściwie w tym samym czasie, w którym Tuna odkryła jej obecność zwróciła się, jak myślała do niej i do Alexa, pytając o to, czy przyszli razem. @Daisy Manese jednak zrozumiała to razem, razem, jako para, jakby cokolwiek miało na to wskazywać. Tuna spojrzała na swojego przyjaciela i uśmiechnęła się do niego, nawet ściskając go dosłownie na sekundę za nadgarstek, nie wiadomo po co, może żeby dodać mu trochę otuchy czy coś. -Czarek jest moim partnerem. - powiedziała do Ellie, wskazując na stojącego obok niej puchona potem zwróciła ślepia na niego i jemu posłała uśmiech. Położyła mu dłoń na ramieniu, a wtedy jej puma zamruczała złowrogo i spojrzenie wlepiła w jej współlokatora, jakby jakimś cudem wiedząc, że to on jest jej parą. Tuna ściągnęła dłoń i zerknęła na zwierzaka, którego wyraz pyska wrócił do neutralnego. Więc w ramach testu znów sięgnęła w stronę Czarka, a puma ponownie wystawiła swoje kły. Tuna zacmokała i zerknęła na puchona. - Chyba nie lubi jak Cię dotykam. - stwierdziła nie bardzo rozumiejąc dlaczego.
Nie lubię bali. Są dla mnie trochę zbyt oficjalnie. Słowo bal od razu kojarzy mi się z pysznymi megalomanami upijającymi się wytrawnym winem. Po prostu mnie to odrzuca. Brzmi tak strasznie grubiańsko. Od razu narzuca elegancki ubiór, przestrzeganie tych wszystkich zasad savoir vivre'u i tak dalej. Po prostu jest to zbyt sztuczne. A to - paradoksalnie, nie dla mnie. Już wolę się upić pod mostem i obudzić w samej bieliźnie na dworcu 50 km dalej. Okropne, prawda? Trzeba się po prostu nie szanować. Ale tak, nie szanuje swojego ciała, bo zbyt wiele od niego nie oczekuje. Fajnie, że jakoś funkcjonuje, ale wcale nie musi. Odbiegam trochę od tematu. Zdecydowałam się przyjść na bal, bo właściwie fajnie byłoby poznać kogoś nowego, kto równie mocno ów balów nienawidzi. Albo wręcz przeciwnie. Akurat dzisiaj jestem gotowa przyjąć jakąkolwiek maskę, jaką będę musiała. Wzięłam udział w tym całym losowaniu partnerów, żeby nie wyglądać głupio, stojąc w kącie samotnie. Dowiedziałam się, jaki ma być temat balu, co jeszcze bardziej mnie zniechęciło. Ani mi się śniło ubierać w indiańskim stylu. Włożyłam więc tylko zwykłą, czarną sukienkę. Przyszłam do Wielkiej Sali, wcale nie spóźniona. Tylko chwilę po czasie. Widząc tyle ludzi w jednym miejscu, pomyślałam, że mogłaby to być całkiem niezła impreza, gdyby nie to że była pod kontrolą nauczycieli. Na wejściu otrzymałam parę indiańskich mokasynów, które miały mi służyć do odnalezienia mojego dzisiejszego partnera. Niechętnie, ale włożyłam je na nogi, rozglądając się trochę, czy ktoś już tutaj nie wygląda tak głupio jak ja. Nie odnalazłam wzrokiem nikogo w takim obuwiu. Nie wiem, czy to dobrze, czy nie. Zauważyłam paru znajomych, ale nie podchodziłam do nikogo szczególnie. Uśmiechnęłam się to tu, to tam, zmierzając w kierunku stołu z ponczem. W połowie drogi zauważyłam dziwny indiański szałas, a przed nim jakąś szamankę. Dziwnie to zabrzmi, ale nie ufam wróżką. Nie jestem fanką wróżbiarstwa i tak dalej. Ale zaciekawiło mnie to. Zdecydowałam się podać jej obie ręce, jak prosiła, bo co mi szkodzi. Ponoć miał pojawić się przy mnie jakiś Indiański totem. Jak widać, jednak jestem zbyt skomplikowana psychicznie i nie ma takiego stworzenia, które odpowiadałoby mojemu charakterowi. Nie dziwi mnie to ani trochę. Pojawił się przy mnie mój patronus. Co ciekawe, dopiero teraz mam okazję go poznać po raz pierwszy. Okazał się nim być kot, rasy Ocicat, z tego co wiem. A wiem całkiem sporo. Lubię koty. Trochę się nimi interesowałam, jak byłam mała. Szamanka, w każdym razie, chyba się na mnie zdenerwowała, bo postanowiła rzucić na mnie klątwę. Cóż za zrządzenie losu. Zaczęłam żałować, że w ogóle tu przyszłam. Potykając się co krok ruszyłam znów w kierunku stołu z ponczem. Zatrzymałam się kawałek od niego i postanowiłam ukradkiem obserwować wejście do sali, uważając, czy ktoś nie dostaje ów mokasynek. Najlepiej by było, jakby nikt się tam nie pojawił, a przynajmniej żeby ta osoba nie miała ochoty do tańca, bo przy tej całej klątwie, jedyne co zrobię, to się na nią wywrócę.
- Wolałbym to pierwsze, dzięki - wyjaśnił z lekkim uśmiechem. Normalnie w takiej sytuacji powinien użyć jakiegoś dowcipu albo rzucić żartobliwy tekst, ale nic mu nie przychodziło do głowy. Coś nie był w formie... Gdy zwróciła uwagę na kolor swojej poduszki on zerknął na swoją. Była żółta. Mógłby się przenieść na czerwoną, ale w przeciwieństwie do niej nie przykładał takiej wagi do koloru poduszek - A ja za to nie trafiłem z kolorem - odparł. Czyli miała już pewność, że nie był puchonem. To, że nie należał do Ravenclawu też już pewnie się domyślała. Pozostały tylko dwa domy, ale chłopak nie domyślił się, by bezpośrednio zaserwować jej odpowiedź. Leili nic się nie stało po zapaleniu fajki. Cas pomyślał sobie, że w takim razie musi to być jakieś neutralne zioło, które nie powoduje żadnych efektów. Dlatego też spokojny zaciągnął się. Przymknął oczy. W głowie usłyszał tysiące głosów. Niczym schizofrenik, ale z głosami mieszały się dźwięki instrumentów tworząc szaloną melodię, którą tylko on słyszał, którą tylko on był w stanie zrozumieć. - Słyszysz to? - spytał się dziewczyny otwierając oczy. Odłożył fajkę i wstał jakby poduszka nagle zaczęła go parzyć. Nim dziewczyna zdążyła odpowiedzieć pociągnął ją w górę. Leila miała nieprzyjemność być najbliżej niego gdy muzyka rozkazała mu ruszyć do tańca. Biedaczka miała niewiele szans na odmowę, musiała zostać jego partnerką. objął ją i zaczął swoje krzywe, taneczne ruchy, przy okazji rozkopując na boki najbliższe poduszki.
- Ja nikogo nie gryzę, kiedy okazuję komuś sympatię - powiedział Axel, unosząc brew i patrząc na brata z rozbawieniem. - Nie wiem, może nie czaję nowej mody. - Uniósł ręce w obronnym geście, a potem zacmokał. - Chociaż mógłbym spróbować, tylko nie wiem, czy dla kogokolwiek byłoby to przyjemne. Wizja Axela kąsającego jego przyjaciółkę, na przykład Ettie wydawała się dosyć dziwna, ale... z drugiej strony zabawna! Chociaż pewnie wystraszyłby młodszą koleżankę, a tego naprawdę nie chciał! Słysząc wszystkie imiona, które wymyślił Ben, Ax wywrócił oczami. - Wkurwibąk - powiedział, patrząc na lisa, który na chwilę odpuścił męczenie jego nóg. Szatyn nawet nie chciał wiedzieć jak będą wyglądać na koniec wieczora. Po chwili podeszła do nich Ellie Dunphy, więc Axie skinął jej głową. Zmarszczył brwi, słysząc słowa swojego młodszego brata. Ba, po chwili na jego usta wpłynął rozbawiony uśmiech. Osiemnastolatek mruknął ciche "no, no" pod nosem, jakby dopiero teraz, po tak długim czasie, wszystko zrozumiał. Nagłe słowa Ellie wyprowadziły Rogersa z równowagi. Zamrugał zaskoczony oczami, patrząc na nią ze zdziwieniem. Zrobiło mu się ciepło, ale po chwili odchrząknął i zaśmiał się nerwowo. Boże, co za totalna wiocha. Czy on nie mógł chociaż raz wyglądać na jakiegoś, no nie wiem, normalnego? - Nie. Daisy jest moją partnerką na ten bal - powiedział, uśmiechając się do swojej nowej znajomej, która miała naprawdę niesamowitą urodę. - Im więcej tym lepiej. Będzie... zabawnie - dodał, spoglądając na każdego z nich. Nie spodziewał się, że ich towarzystwo się tak rozwinie, ale nie miał nic przeciwko. Przypuszczał nawet, że długo to nie potrwa, choć nie ukrywał, że miło było mu stać i rozmawiać w takim gronie. Neptune ścisnęła go za nadgarstek i nie byłby sobą, gdyby nie spojrzał odruchowo na jej rękę. Potem, gdy puma warknęła na Norberta, Ax z trudem powstrzymał uśmiech, który usilnie wpływał na jego usta. Axel spojrzał na Manese w zamyśleniu, jakby naprawdę zastanawiał się nad tą zamianą. Poza tym zaczął się denerwować, bo lis zrobił się dziwnie spokojny. Rogers był prawie pewny, że rudzielec szykuje się do ataku. - Oswoić? - zapytał. To mu nie wpadło do głowy. - Mógłbym spróbować, ale znając życie ten mały Wkurwibąk tylko się na mnie rzuci. - Skrzywił się, jakby ta wizja naprawdę go wystraszyła, no ale hej, chyba nikt nie chce być dziobany przez jakiegoś lisa. No miał pecha chłopak. - Jak wszyscy będziemy mieli swoje pary to coś wymyślimy. Mamy mnóstwo czasu na zabawę - powiedział wesoło Ax. Kolejne słowa Daisy sprawiły, że Axe opuścił wzrok. Szlag. Rogers postanowił poświęcić więcej uwagi Manese, w końcu to ona była jego partnerką i naprawdę chciał ją poznać - wydawała się być ciekawą osobą, a on lubił rozmawiać z nowymi ludźmi. - Z której jesteś klasy? Chyba nie mamy razem zajęć, raczej bym cię zapamiętał - zagaił.
- Ten delfin był świetny. Chciałbym zobaczyć go jeszcze raz. - powiedział, zwracając się do nowo poznanej @Daisy Manese i znowu spojrzał w stronę delfina, którego już niestety nie było. Pech tak chciał, cóż. - Nie martw się, Tune, pewnie jeszcze się pojawi! - powiedział pocieszająco do @Neptune Leighton No ale to było zanim przyszła jego najlepsza przyjaciółka, którą poznał na Kings Cross i która wraz z Tuńczykiem miała jakiegoś farta przy graniu w pokera. - Stary, nie osądzaj go. Może on po prostu tak to okazuje. Różni są ludzie. I zwierzęta też. - powiedział, uśmiechając się z rozbawieniem do brata. Zasmiał sie od razu, gdy usłyszał imię jakim nazwał lisa Axie. Ben zwyczajnie wszystkie uwagi Ellie ignorował. ewentualnie zaczynał się śmiać i kręcić głową, mówiąc przy tym, że to nieprawda, że nie miałby najmniejszej szansy. On sam jakoś nigdy nie widział żeby dziewczyny jakoś specjalnie się nim zachwycały. Pewnie dlatego, że na inne laski nie patrzył w ten sposób, w jaki patrzył na pannę Dunphy. Naturalnie nieświadomie i równie dobrze mogła nawet nie dostrzegać tego wzroku lub odbierać go jako najzwyczajniejszy podziw czy coś w ten deseń. Ciężko było po prostu stwierdzić. Jeśliby patrzeć na decyzję szamanki i to z jakim zwierzęciem się spędzi resztę życia, Ben byłby z łabędziem, który chyba go nie lubi i woli latać z innymi wokół sufitu, który wyglądał jak najprawdziwsze, usiane gwiazdami niebo. W pełni rozumiał jego potrzebę wolności, ale... Chyba nie chciałby spędzić z nim reszty życia. Łabędź nijak do niego nie pasował. - Nie, nie, nie! Jesteś jedyna w swoim rodzaju! - powiedział to tak szczerze, że aż było to po nim widać. W sumie naszła go ochota na przyjacielskie przytulenie szatynki, ale się powstrzymał, bo @Axel Rogers był niedaleko i pewnie zacząłby rzucać sugestywne spojrzenia. Jeszcze palnąłby coś głupiego, bo znając starszego Rogersa, wiedział co czuje Benny zanim młody się dowiedział. Czego jeszcze nie zrobił, także bez spoilerów. - O ja, poważnie? To świetnie! - powiedział z odrobinę zbyt dużym entuzjazmem i od razu zacisnął usta w cienką kreskę, z której ułożył niezręczny uśmiech. - Znaczy się fajnie. Bo to nie randka ani nic z tych rzeczy. I bardzo dobrze, trochę słabo by było, gdybym trafił na randkę z najlepsza przyjaciółką... - zmarszczył nieznacznie brwi, powoli zaczynając się plątać we własnych słowach. Nawet się nie zorientował, że wcześniej podszedł do grupki @Norbert O. Czarnkowski - Cześć, jestem Ben. - przedstawił się, bo chyba jeszcze się nie znali. Słysząc pytanie Ellie, popatrzył na nią i poruszył sugestywnie brwiami. Nie mógł się powstrzymać, bo jako ten najmłodszy z całej paczki shipował ich chyba najbardziej. Poważnie, shipował ich tak bardzo, że to aż wykraczało poza skalę shipowania. Później popatrzył na Daisy z uśmiechem, który mówił sam za siebie. Oczywiście, że powinni być, no halo! Axel, choćby nie wiem jakim był dupkiem, który specjalnie karmi go Fasolkami Wszystkich Smaków, z których zawsze trafiają mu się smaki najgorsze na świecie, zasługuje na szczęście. - Jestem szeryfem, mógłbym cię z łatwością zaaresztować za zniszczenie spodni. Może jest coś o tym w mugolskim prawie. Wykorzystałbym to. - poprawił swoją kamizelkę, dumnie się prostując. Czy przypadkiem nie za bardzo się wczuwał w swoją rolę? Cóż, możliwe, ale kto mu zabroni? - Widziałem fajkę pokoju. I lasso! Najpierw fajka pokoju, jak myślisz? - zapytał, uśmiechając się wesoło i w pewien sposób czarująco. Miał w sobie jakiś taki brytyjski urok, choć wcale z Wielkiej Brytanii nie był. Chore, ale z kim przystajesz, taki się stajesz. - To my was może zostawimy z Wkurwibąkiem i pójdziemy obczaić fajkę pokoju. - rzucił, patrząc na... Każdego z osobna przez około sekundę. Było ich tak dużo, o matko!
/zapomniałam o kimś, prawda? XDDD/
Ostatnio zmieniony przez Ben Rogers dnia Pon Cze 27 2016, 23:42, w całości zmieniany 1 raz
Cieszyła się, że nie obraził się za jej nieprzemyślane pytanie i mogli zająć się atrakcjami na balu, które zapowiadały się coraz lepiej. W trakcie ich krótkiej rozmowy o kolorach od razu złapała, gdzie to chłopak spędza swoje noce - w dormitorium gryfonów! - O, jesteś Gryffonem. To prawda, że jesteście odważni jak lwy? Mam przyjaciółkę w waszym domu, ale ona raczej taka nie jest. Jest kochana! Kiedyś Ci przedstawię. Jak wróci. Zniknęła ostatnio. Ludzie tu czasem znikają, więc trzeba spędzać z nimi najwięcej czasu jak się da! - Wygłosiła ten swój długo monolog nim wzięli się za korzystanie z fajki pokoju. Gdy ten zapytał, czy słyszy coś pokiwała głową na nie. Obserwowała chłopaka, który najwyraźniej słyszał jakieś głosy. Może jednak ma schizofrenię? Gdy poderwał ją z poduszki stało się coś dziwnego. Okazało się, że Leila nie dotyka ziemi! Lewitowała! Dlatego też chłopak mógł nią spokojnie obracać na wszystkie strony. Nie miała nic przeciwko. Śmiała się do rozpuchu zadowolona z takiego przebiegu sytuacji. Ten bal to był świetny pomysł!
Zauważywszy z daleka Winonę, Courtney odmachała jej wesolutko i miała nawet bezgłośnie się z nią przywitać, kiedy jednocześnie poczuła czyjeś usta na swoim policzku i szklankę zabieraną z rąk. Już wiedziała, że to Cyrus, więc szybko odwróciła się i uśmiechnęła. - Zawsze byłam dobrą żoną - podsumowała słodkim tonem i spojrzała za siebie, przypomniawszy sobie o @Winnie Hensley idącej w jej kierunku. Ta jednak najwyraźniej nie kwapiła się by do nich podejść, bo usiadła gdzieś w samotności. Courtney zauważyła ostatnio dziwną zależność. Zupełnie, jakby jej amerykańska paczka wzajemnie się unikała. Nie wiedziała, o co chodzi i nie dopytywała, ale że obserwatorką jest dość bystrą, to doskonale zdawała sobie sprawę, że coś jest na rzeczy. Jednak nie było ostatnio okazji, by dowiedzieć się czegoś więcej, a i ona wolała zająć się sobą, niż pełnić rolę mediatora czy użyczać swojego ramienia, by ktoś mógł się na nim wypłakać. Nie była w tym dobra. - Chyba zresztą będziemy musieli się przyzwyczaić do tego marnego naśladowanictwa, skoro chcemy zostać w Hogwarcie. Ale poncz mają znośny, pachnie prawie jak nasz - dodała, w dowód pokazując swoją opróżnioną już do połowy szklaneczkę. Później cofnęła się kilka kroków w tył, by móc teatralnie zlustrować Cyrusa od góry do dołu. - No, garnitur masz całkiem porządny. Powiedz, komu porwałeś matkę, żeby ci go skroił? - zażartowała, doskonale wiedząc, że Cy nie ma tyle pieniędzy, by pozwalać sobie na takie wydatki. Następnie za jego plecami dostrzegła kilka osób zaciągających się fajką i najwyraźniej zapragnęła również zapalić, bo pociągnęła Lynforda właśnie w tamtym kierunku. Oczywistym było, że to tylko podróby, a nie prawdziwe amerykańskie specyfiki, ale może warto spróbować. - Właściwie myślałam, że na bal pójdziesz z Caro, albo chociaż z Winnie - wypaliła po drodze, zanim zdążyła ugryźć się w język. Nie była do końca świadoma tych ich całych miłosnych zawirowań, nie wiedziała też, o co powinna pytać, a których tematów lepiej unikać. Dlatego coby nie wpaść na jakiś niebezpieczny punkt, usiadła na jednej z poduszek obok lamusów, którzy jej zdaniem nie potrafili palić, dając jednocześnie Cyrusowi szansę zarówno na odpowiedź, jak i uniknięcie jej. Sięgnęła po fajkę, zaciągnęła się mocno i starannie. Musiała pokazać, jak robią to prawdziwi, rdzenni Amerykanie. Dym natychmiast wypełnił jej płuca, ale było w nim coś niedobrego. Cały specyfik nie smakował jej, był taki... duszący. Przez moment zawróciło jej się w głowie, poczuła silnie ostry smak i poczuła się otumaniona. Próbowała głośno zakląć, domyśliwszy się, że to hibiskus ognisty, ale zamiast tego z jej gardła wydobył się ledwo słyszalny świst. Cholera, czy to kara za to pytanie, które zadała Cyrusowi? Spojrzała na niego z wyrzutem i żałowała, że nie ma przy sobie czegoś do picia. Najlepiej całego wiadra.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Myślom o balu towarzyszyło lekkie podekscytowanie. Zazwyczaj nie chodziła na takie imprezy, bo po pierwsze - nie przepadała za takimi formami rozrywki, znacznie bardziej wolałaby spędzić wieczór z książką niż wśród tłumu, a po drugie zwykle nie miała kogoś, z kim mogłaby pójść. Co prawda przyjaciele zawsze chętnie ofiarowali się, by jej potowarzyszyć, ale Naeris wiedziała, że i oni chcieliby pójść z dziewczynami, które im się podobają. Teraz spędziła cały dzień, dokładnie się przygotowując. Wyjątkowo pomalowała sobie rzęsy, co w jej rozumieniu było już makijażem. Ubrała się w coś skromnego. Długą chwilę nie wiedziała, co zrobić z włosami, w końcu pozostawiła je rozpuszczone, by luźno opadały na jej plecy. Do tego pokropiła się swoimi perfumami o zapachu bzu. Wydawało się, że zbyt intensywnie, no ale już nie miała czasu tego poprawiać. Na nogi wcisnęła buty na niskim obcasie. Wcześniej zastanawiała się, czy nie lepiej byłoby iść w jakiś szpilkach, bo James był od niej dużo, dużo wyższy i by się przydało jakoś wyrównać różnicę... Ale chybaby się na nich zabiła przez brak doświadczenia. Czekała, tak jak się umówili. Kiedy wreszcie zobaczyła @James Waters uśmiechnęła się do niego szeroko. Bardzo starała się nie zwracać uwagi na ślady po siniakach i podkrążone oczy. Odrobinę nieśmiało podeszła do niego i przytuliła. Nie wiedziała, czy może sobie pozwolić na mocne objęcie go, bo w końcu, nawet jeśli dobrze się nim zajęli w skrzydle, to dalej mógł odczuć jakiś ból. Po prostu delikatnie położyła dłonie na jego plecach i powiedziała cicho: - Cześć, Jem. Pozwoliła sobie na trochę stęskniony ton. Odsunęła się, by lepiej przyjrzeć się chłopakowi. Krótkim gestem poprawiła swoje jasne włosy, choć nadal jeden kosmyk niesfornie wymykał jej się na czoło. Dlaczego nie pomyślała o użyciu magii, przecież to było oczywiste... Pozwoliła, by James ujął ją pod ramię i starając się nie przejmować wszystkim tak bardzo, udała się z nim do Wielkiej Sali. Po drodze milczała, choć bardzo chciała wymyślić jakiś temat do rozmowy. - Wygraliśmy Puchar. - powiedziała z dumą, widząc dekoracje w kolorach Ravenclaw. Naprawdę ten dom na to zasłużył. - Super! - rzuciła mu niepewne spojrzenie. Nie wiedziała, jak się będzie zachowywał, a chciałaby to wybadać, żeby wiedzieć jak ma się dostosować. - Gotowy? Nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co miało oznaczać to pytanie. Gotowy na bal? Gotowy na poważną rozmowę z nią? Gotowy na podejście do tej starej kobiety, która najwidoczniej zapewniała jakieś fajne przeżycia tego wieczora? Krótko się wahała nim złapała rękę Jamesa i poprowadziła go w tamtą stronę. Zależało jej na tym, by zająć czymś myśli chłopaka i w miarę szybko poprawić mu humor. Przechodząc dostrzegła @Casimir Spencer-Moon i pomachała mu wesoło, mając nadzieję, że ją zauważy. Nie wyróżniała się za bardzo, ale może jednak. - To może ja pójdę pierwsza. - postarała się o wykrzesanie krótkiego uśmiechu. Z pewnego rodzaju fascynacją wyciągnęła dłonie i pozwoliła, by ujęła je szamanka. Swoją drogą, nawet ciekawe, że zrobili bal w takim klimacie. Jednak po zobaczeniu paru pięknych łapaczy snów, automatycznie pomyślała o tym, który zrobiła dla Jema. Chętnie zapytałaby go, czy działa, ale nie chciała poruszać tematu jego urodzin. Postarała się jednak skupić na swoim wnętrzu, teraz kiedy szamanka próbowała wybudzić jej ducha. Zupełnie zaskoczona ujrzała olbrzymie zwierzę, które rozrosło się błyskawicznie na połowę Wielkiej Sali. Tak bardzo się tego nie spodziewała, że aż się potknęła, cofając do tyłu i byłaby się wywróciła, gdyby nie odzyskała równowagi w ostatniej chwili. Z rozdziawioną miną wpatrywała się w wieloryba. Dopiero wtedy zobaczyła, że jej totem przygniótł Jamesa. - Na diadem Roweny! - jak najszybciej podbiegła do chłopaka i pomogła mu wstać. Wieloryb zniknął dzięki szybkiej interwencji jednego z nauczycieli. - Nic ci nie jest? Nie miałam pojęcia, że tak będzie! Naprawdę zmartwiona nachylała się nad Jamesem.
Litera E: Wieloryb
Ostatnio zmieniony przez Naeris Sourwolf dnia Wto Cze 28 2016, 12:14, w całości zmieniany 1 raz
Oczywiście, że Ellie nie widziała tych spojrzeń Bena i nie interpretowała ich w taki sposób. Bardzo dobrze radziła sobie z relacjami damsko-męskimi, ale tylko pod warunkiem, że nie dotyczyły jej samej, bo wtedy widziała tylko ciemność. Ale za to mogłaby przysiąc, że gdyby Krukon tylko o to zapytał, Nessa potrafiłaby wskazać co najmniej dwie dziewczyny, które na niego leciały. Ale nie chciała. Nie, żeby była zazdrosna, po prostu żadna z tych dziewczyn nie byłaby wystarczająco dobra dla niego. Naprawdę, chodziło tylko o to. - Hmm... nie wiem, czy powinnam ci wierzyć. Może mówisz tak każdej dziewczynie z haremu? - Spojrzała na niego przenikliwym wzrokiem. Ben ostatnio trochę dziwnie się zachowywał, szczególnie w towarzystwie swojego brata nie pozwalał sobie nawet na to, żeby ją przytulić. Ale stwierdziła, że naprawdę ma gdzieś uwagi @Axel Rogers i zaserwowała Krukonowi całusa w policzek. Bo mogła. W końcu był jej parą. - Ben, czy ty na pewno się dobrze czujesz? - to nie miało być złośliwe! Naprawdę się o niego martwiła, bo coś się zaplątał w swoich własnych słowach. Znaczy jej też się to często zdarzało, ale tak jej się wydawało, że to nie przez natłok myśli, tylko się czymś chłopak speszył. - Uważasz, że randki ze mną są słabe? Jakoś przykro jej się z tego powodu zrobiło. Nie, żeby chciała z nim iść na randkę, ale miał ją rekomendować wśród ziomeczków, a z tego co przed chwilą usłyszała, robił jej raczej antyreklamę. A tak być nie mogło! Jeszcze mu udowodni, jak może być z nią fajnie. Trochę nadąsana, ale odpowiedziała na spojrzenie Bena i już widziała, jak przybijają sobie mentalną piąteczkę. Ellie wcale nie chciała niczego insynuować i nie rozumiała, dlaczego obydwoje tak dziwnie zareagowali na jej pytanie. Dobra, chciałaby ich widzieć razem, to byłoby naprawdę super, ale to pytanie akurat tak jej przyszło do głowy - skoro ona i Ben zostali połączeni przez losowanie, to dlaczego oni nie mogliby być... szczególnie reakcja Axela nie uszła jej uwadze i Krukonka uśmiechnęła się pod nosem, znała to spojrzenie. W każdym razie puściła @Daisy Manese oczko, dając do zrozumienia, że w sumie trochę tak, powinni być razem, ale żeby już trochę odbiec od tego tematu, wskazała na Gryfona i wspaniałomyślnie powiedziała: - Ooo, ale z ciebie szczęściara Daisy. Axel w relacjach z kobietami czuje się jak ryba w wodzie. - Zaśmiała się krótko, bo znowu nie chciała wyjść na chamkę, a ta uwaga była trochę uszczypliwa, a Ellie nie czuła się dobrze, rzucając sarkazmami na prawo i lewo, dzisiaj tylko coś jej nie wychodziło i gadała głupoty. To pewnie przez to, że jej duchowym towarzyszem okazała się żaba, one zawsze wyglądały, jakby były trochę na haju. Swoją drogą, bardzo miło ze strony Juliusza, bo tak ostatecznie dała na imię swojemu nowemu pupilkowi, że tak jej pilnował i cały czas za nią chodził. No i przede wszystkim, był bardzo grzeczny, a nie to, co ten lis Axela albo chociażby puma Tuny, która dziwnie warczała na Norberta. - Fajka brzmi cudownie, ale koniecznie musimy iść na lasso, zobaczymy, kto ma lepszego cela, szeryfie. Może uda mi się zdobyć ten pistolet na czekoladowe żaby, widziałam, jak ktoś taki niósł, ale byśmy się najedli! - Strasznie podobał jej się ten bal! Nie dość, że spędzi go z najlepszym przyjacielem, to jeszcze jest tyle świetnych rzeczy dla kowboja, a dzisiaj zdecydowanie się nim czuła. Uśmiechnęła się szeroko, pomachała grupce i chwyciwszy Bena za rękę, pociągnęła go w stronę poduszek, które wyglądały bardzo wygodnie. - Dobra, ty pierwszy!
- Skąd wiedziałaś? - Cud, że usłyszał co mówiła. Muzyka była taka głośna! I znakomita zarazem. Dziwił się, że nie słyszała tego, przecież skrzypce aż dudniły mu w uszach. Fajka miała niezłego kopa, to było pewne. - Jak ma na imię? Może ją znam - powiedział bardzo głośno, niemal krzycząc. Chłopak próbował tylko przebić się swoim głosem przez muzykę. W międzyczasie dostrzegł Naeris Sourwolf. Pomachał jej z uśmiechem. Podszedł by powiedzieć cześć i przedstawić swoją nową znajomą gdyby nie był tak bardzo zajęty czymś innym. Taniec szedł gładko dzięki temu, że dziewczyna unosiła się w powietrzu. Gdyby nie to nie raz nadepnął by jej na stopy. Jedna z jego nóg wydawała się należeć do innego, słabiej skoordynowanego człowieka. Poruszał nią bardzo mechanicznie i gubili przez to trochę rytm. Nie przeszkadzało mu to jednak w żywiołowym tańcu. Nie był to ani walc, ani tango, ani nic wymyślonego wcześniej przez człowieka. Przewracał Leilę z swojej prawej strony na lewą i na odwrót jakby była workiem ziemniaków. Z pewnością powinna mieć problemy z orientacją. Tymczasem sam nie stał również w miejscu, poruszał się na ile wspomniana nieszczęsna noga mu pozwalała.
- Ślizgoni prawie od razu się chwalą, że są ślizgonami. Poza tym nie patrzysz na ludzi z góry - Odpowiedziała zastanawiając się, czy ten ją słyszy. Ewidentnie coś huczało mu w głowie, bo sam praktycznie krzyczał. Chyba fajka dała mu na prawdę mocnego kopa. Powinni spróbować jeszcze raz! - Lilith Nox. Sądzi, że jestem wróżką - Pochwaliła mu się od razu tak, jakby to dla niej był jakiś wybitny komplement. Potem już działy się szalone rzeczy. Ktoś do nich machał. To była Nana! Dziewczyna chciała jej odmachać jednak Casimir trzymał ją mocno i wywijał na wszystkie strony. Ona natomiast wciąż się śmiała. Bardzo jej się to podobało. Aż przymknęła oczy żeby czuć pęd powietrza kiedy tak latała to w jedną to w drugą. - Jesteś jak profesjonalny tancerz! - Krzyknęła otwierając oczy - Ale kręci mi się w głowie - Poinformowała go zastanawiając się jak długo potrwa ten efekt fajki pokoju. Lada chwila na kogoś wpadną! W końcu tu było tyle ludzi! A niebezpiecznie zbliżali się do gęstszego tłumu.
Byłam bardzo podekscytowana balem. Wyczekiwałam go od bardzo dawna, bo nie miałam okazji ostatnio uczestniczyć w takich większych imprezach. Ominęła mnie impreza amerykańska, czego strasznie żałuję, bo ponoć było całkiem fajnie. Tak słyszałam. Tym razem nie mogło mnie nic ominąć! Wzięłam udział w tym całym tajnym losowaniu partnerów. Chociaż jak tylko usłyszałam o balu, pomyślałam, że może Michael nie będzie miał pary, więc poszlibyśmy razem, jak zwykle. Ale dawno nie rozmawialiśmy, więc nie chciałam się narzucać. Przyszykowanie na imprezę zajęło mi dłuższą chwilę. Ale sukienkę miałam wybraną już dawno i mimo że nie pasowała kompletnie do tematyki, postanowiłam ją założyć. Była długa, pudrowo różowa. Włosy zostawiłam, tak jak zwykle, rozpuszczone. Przy wejściu otrzymałam od skrzata mój rozpoznawczy element stroju, którym okazał się być naszyjnik w kształcie łapacza snów, który nawet do mnie pasował. Był bardzo ładny. Całe szczęście, nie były to buty, bo przecież spod mojej sukni nie byłoby ich widać! Chociaż z drugiej strony nie wiem, jak mam wypatrzeć u kogoś coś tak małego jak naszyjnik. Postanowiłam się przejść po sali, szukając znajomych osób. Od razu zauważyłam @Michael Cole, mimo kapelusza na jego głowie. Podbiegłam do niego, obejmując go od tyłu, co musiało wyglądać komicznie, biorąc pod uwagę różnicę w naszym wzroście. - Cześć, kochany - zawsze się do niego zwracałam bardzo poufale. No ale przecież byliśmy znajomymi od małego. Wszystko przez Nathaniela, z którym też łączyła mnie wieloletnia przyjaźń. Tylko że miałam ostatnio wrażenie, że z Michaelem było trochę inaczej. Nie wiem, czy on też to odczuwał… Ja zauważyłam w sobie jakąś zmianę. Jakbym się trochę bardziej stresowała? W jego towarzystwie. Strasznie to dziwne uczucie. Nie za bardzo wiem, jak to opisać. Dzisiaj wyglądał naprawdę dobrze, a ten kowbojski kapelusz dodawał mu uroku. Uśmiechnęłam się do niego, kiedy już wyszłam zza jego pleców. Wtedy zorientowałam się, że chyba właśnie rozmawiał z dziewczyną o srebrnych włosach i mogłam im w tym przeszkodzić. Zaśmiałam się nerwowo. - Ups - spojrzałam na obojga - to ja może poszukam mojego partnera - wskazując na mój naszyjnik. Nie musiałam, o dziwo, długo szukać, bo całkiem niedaleko znajdowało się stanowisko z fajką pokoju, gdzie siedział @Casimir Spencer-Moon z @Leila Cameron, najwyraźniej już po skorzystaniu z atrakcji. Wtem poderwali się z miejsca i zaczęli tańczyć! Podeszłam do nich, trochę nieuprzejmie im przerywając. Spojrzałam się najpierw na mojego dzisiejszego partnera. - Witaj - podałam mu rękę, na przywitanie. Nie wiem, czy tak powinnam to zrobić, bo chyba im przeszkadzałam, ale co mi tam, w końcu to nas dzisiaj sparowano - My się jeszcze nie znamy, a jednak jesteśmy dzisiaj parą. Jestem Mia - uśmiechnęłam się szeroko. O Leili już coś słyszałam wcześniej. Nie żeby to było negatywne. Słyszałam, że jest… trochę inna. Ale dla mnie to nie jest problem. Nie oceniam ludzi, póki ich samych nie poznam. Więc odwróciłam się też do niej i jej także podałam rękę - Mia - powtórzyłam. Bal zapowiadał się bardzo ciekawie.
edytowane, bo tak nawalacie tymi postami, że nie zauważyłam, że wstaliście z miejsca xd
- Nie znam - odparł głośno. A może jednak znał? Gryfoni przecież zawsze trzymają się blisko. Nie mógł jednak się nad tym zastanowić przez muzykę. Była zbyt ładna, by w trakcie jej trwania łamać sobie głowę nad imionami. Tańczyło mu się znakomicie. Czuł, że nie do końca nad sobą panował, ale było to bardzo miłe uczucie niepanowania nad sobą. Nie mogło jednak trwać to wiecznie. Obolała noga postanowiła dać mu lekcję za to, że poruszał nią zbyt żywiołowo niż powinien. Będzie go później boleć, na bank! Kiedy muzyka przestała mu dudnić w uszach mimo wszystko z ulgą zakończył taniec. Nie zdążył nawet porządnie odetchnąć a tu proszę, kolejna niespodzianka! - Witaj - powiedział do blondynki która niedługo potem zjawiła się przy nich. Od razu dostrzegł na jej szyi medalion taki sam jak jego i zrozumiał, że musiała to być jego wylosowana towarzyszka. Zamiast normalnie podać jej rękę chwycił jej dłoń i delikatnie ją pocałował. Miał już taki staromodny styl. - Usiądziemy? - spytał i od razu by ulżyć swoim nogom znalazł poduszkę, która przetrwała jego pląsy i usiadł na niej po turecku. - Jestem Casimir, a to jest Leila. Miło cię poznać - powiedział do niej i z zachęcającym uśmiechem wskazując jej na poduszkę obok - Masz ochotę spróbować fajki? Ostrzegam, ma ogromnego kopa, sam niedawno się o tym przekonałem.
Gdyby Ellie patrzyła tak na niego, też pewnie by nie zinterpretował ich w odpowiedni sposób. A że był dość słaby w wykrywaniu uczuć, nie wspominając już o tym jak lewy był w mówieniu o nich, to tylko utrudniało sprawę. Zawsze jednak mogło być gorzej. Mógł być aseksualny i skazany na spędzenie reszty życia w towarzystwie stadka włochatek, do których miał dobre podejście. I które były jedynymi zwierzętami, sowami właściwie, które od niego nie zwiały lub nie planowały zwiać. Chyba. - Oczywiście, że nie mówię! Przestań tak w ogóle myśleć! - powiedział ze śmiertelną powagą, ale uśmiech po krótkiej chwili zdołał zdradzić jego rozbawienie. Po chwili, gdy dała mu całusa w policzek, uśmiechnął się dosyć nieswojo i wyraźnie się spiął. Serce zabiło mu szybciej i mógłby przysiąc, że zaraz wyskoczy mu z piersi. Halo, halo, co to się podziało? Żeby iść na randkę w ciemno z najlepszą przyjaciółką, którą się nieświadomie crushuje? Chyba czas najwyższy zdać sobie sprawę ze swoich uczuć. - Och, oczywiście, że nie. Każdy facet, który idzie z tobą na randkę jest największym szczęściarzem na świecie. Po prostu... My... Się przyjaźnimy. A przyjaciele nie chodzą na randki. Wychodzą na błonia, obżerają się czekoladowymi żabami, grają w pokera i piją piwo kremowe hektolitrami, ale nie chodzą na randki. - stwierdził z powagą. Tym razem jednak uśmiech niczego nie zniszczył. Naprawdę zaczął się dziwnie zachowywać, gdy tylko pojawiła się Ellie, ale... To wszystko przez to, że wylosowali siebie nawzajem. To wszystko przez to jak ślicznie wyglądała w tym stroju niesamowicie seksownej kowbojki. Na brodę Merlina, czas się ogarnąć. - Nie zwracaj uwagi na moje dziwne zachowanie, pewnie to wina Fasolek. - ostatnim razem, gdy je jadł, znowu trafiły mu się smaki, które trafić mu się nie powinny. Fuj. Słysząc komentarz Ellie o relacjach damsko-męskich Axela, parsknął cichym śmiechem. - Tutaj muszę się zgodzić. Axel jest w tym mistrzem, co nie braciszku? - popatrzył na starszego Rogersa i uśmiechnął się z wyraźnym sarkazmem. Już wiedział, że w wakacje czekają go za to miliony żartów. Jednak było warto. - Czekoladowe żaby?! I mówisz mi to dopiero teraz? Zdrajczyni. - odparł z rozbawieniem, patrząc na szatynkę. Gdy Nessa pociągnęła go za rękę, zachwiał się, pomachał reszcie i pobiegł za nią, przedzierając się przez tłum. Pewnie raz czy dwa kogoś potrącił, ale to się nie liczyło. Ważne było to, że spędzi wieczór własnie z nią. I to, że może nie będzie o nią zazdrosny. W końcu oklapł na poduszkę i usiadł na niej po turecku. Gdy fajka do niego dotarła, aż nie mógł się doczekać pierwszego zaciągnięcia się dymem. Przyłożył wargi do ustnika, zaciągnął się i praktycznie od razu zaczął się krztusić, kaszleć, a z jego uszu zaczął wyłazić szary dym. - Na brodę Merlina! - zaśmiał się, patrząc na przyjaciółkę, która zapewne siedziała obok niego. - Wyglądam jak idiota, prawda? - zapytał i znowu zakaszlał, a dym bezustannie ulatniał się z jego uszu. Wyglądał pewnie trochę jak taka ciuchcia czy coś. W każdym razie podał fajkę przyjaciółce. Ciekawe jak jej pójdzie.
W końcu ta strzelnica za dzieciaka się przydała. Pocałunek był magiczny i sprawił że chłopak na chwilę zapomniał się. Powiedział coś cholernie zboczonego i naprawdę bał się reakcji swojej kobiety. Związać ją ? A kto by tego nie chciał? Każdy ma jakieś łóżkowe fantazje, Evan nie był wyjątkiem. Prawda była taka że chciałby z nią spróbować wszystkiego, każdej jej fantazji! Taki był jego zamiar, spełniać w tej kwestii każdą jej zachciankę. Gdy usłyszał jak dwuznacznie kobieta odpowiada na jego nieprzemyślaną zaczepkę mimowolnie się zaczerwienił. Czy to znaczy że Klarcia też o tym myśli? Raju, Evan! Musisz się bardziej z tym kryć, jeszcze weźmie cię za zboczeńca. To była by tragedia. Choć ton i to co powiedziała wskazywało na to że jego propozycja została przyjęta z aprobatą. Podrapał się w zakłopotaniu po nosie i podreptał za nią. Nie dał się jednak ciągnąć za rękę, dogonił kobietę i splótł swoje palce z jej. Nie był jej przydupasem żeby być tak ciąganym. Był jej Chłopakiem! To wymaga utrzymania jakiejś powagi! Z wilkiem u boku para podeszła do „wodopoju”. Nalał swojej ukochanej lemoniady i rozejrzał się po okolicy. Co tu było jeszcze do spróbowania? Fajka pokoju? Nie pozwolił by aby jakiś nieokreślony dym wszedł w kontakt z Klarcią. O nie! A co jeśli źle działało by na zdrowie dziecka ?! Okej, więc to odpada w przedbiegach. Zostaje Lasso. Tak, było to coś w czym chciał spróbować swoich sił -Kochanie, widzisz tamto stanowisko ? Chciałbym spróbować swojego szczęścia- Prawda jest taka, że chciał wygrać coś dla Klarci. Może kryła się tam jakaś super nagroda ? Nigdy nie miał styczności z rancho ale czytał że nie należy to do najtrudniejszych rzeczy na świecie. -Pójdziesz ze mną?- Spojrzał na nią maślanymi oczkami i ucałował obie dłonie. Klarcia naprawdę cudownie wyglądała po niespodziewanym prysznicu, Piękna, kobieca i kusząca. Jednym słowem była niesamowicie seksowna. Przez to, spoglądanie jej w oczy było najłatwiejsze od bardzo dawna, Gdy nie patrzył jej w oczy, jego wzrok instynktownie wędrował w kierunku talii kobiety. Mimo heroicznej walki, chłopak niestety przegrywał. Ale na szczęście pojawił się ten pegaz, może pomoże mu odwrócić od niej uwagę?
Kiedy skończył się efekt działania na nich fajki poczuła mimo wszystko ulgę. To fajna zabawa, ale nie powinni tego więcej powtarzać - przynajmniej tak jej krzyczała Dove do ucha, bo sama na prawdę spróbowała by jeszcze raz. I pewnie miała by okazje gdyby nie fakt, że podeszła do nich jakaś dziewczyna. Uśmiechnęła się do niej szeroko. Więc to ona jest dzisiaj partnerką Casmira. Powinien być zadowolony. Będzie miał kolejny powód, żeby nie myśleć o Toralei. - Leila, a to jest Dove i Devil - Przedstawiła siebie oraz jak zwykle swoje duszki - Zajmuj się nim dobrze, bo jest słodziutki - Poinformowała jeszcze puchonkę po czym posłała jeszcze raz szeroki uśmiech gryfonowi i rzucając krótkie "Do zobaczenia". Zniknęła gdzieś w tłumie. Podniosła do góry swój indiański kołczan licząc, że i w jej uda się w końcu znaleźć parę. No bo ile można szukać? Zresztą, najwyżej znów przylepi się do kogoś innego! Cała Leila. - Panie partnerze, albo pani partnerko. Gdzie jesteeeeś - Łaziła po sali od jednej osoby do drugiej obczajając ich dokładnie. Jakby to miało w czymś pomóc.