Sklep różdżkarski od pokoleń należący do rodziny Fairwynów budzi mieszane uczucia. Z jednej strony, produkują oni znacznie silniejsze różdżki, niż popularny w Wielkiej Brytanii Ollivander. Ich rdzenie dają przewagę przede wszystkim w pojedynkach. Szybsze działanie, mocniejsze zaklęcia. Dla wielu te atuty są na tyle kuszące, że postanawiają wydać swe galeony i zaopatrzyć się w ten cenny przedmiot. Dla drugiej części społeczeństwa te różdżki są źródłem licznych sporów. Ich duża moc wynika z rodzaju rdzeni używanych do ich wytwarzania. Są nimi części ciała, których pozyskanie wymaga zabicia zwierzęcia. Fairwynów zwykle interesują nie włosy, ale serca.. Jak się bowiem okazuje, poświęcone życie zwierzęcia daje czarodziejowi znaczącą przewagę. Nie każdy jednak chce z tego korzystać.
W sklepie znajduje się wiele długich pomieszczeń, wypchanych różdżkami. Niektóre mają rdzenie z tropikalnych krajów, inne pochodzą z Wysp Brytyjskich. Ciężko jednak znaleźć powtarzające się rdzenie, a każdy z nich daje podobną, zwiększoną siłę. Sprzedawcy w tym sklepie to najczęściej członkowie rodu Fairywynów lub osoby bezpośrednio z nimi zaprzyjaźnione. Do tego rodzinnego biznesu rzadko kiedy wpuszczany jest ktoś z zewnątrz. Rodzina pieczołowicie dba o zachowanie tajników różdżkarstwa wyłącznie dla siebie.
Każda różdżka w tym sklepie kosztuje 200 galeonów. Kiedy postać zakupi tutaj różdżkę, wpisuje ją w kuferku, w nawiasie obok wpisując (+5) z danej dziedziny. To jaką dziedzinę wspomaga dana różdżka zależy od rodzaju rdzenia.
Członkowie rodu mają możliwość zakupienia różdżki za pół ceny.
(kupujesz tylko określony rdzeń, bo to on jest charakterystyczny i inny w tych różdżkach. Długość oraz drewno możesz klasycznie wylosować w temacie z różdżkami lub skomponować wedle własnego uznania) Tutaj znajdziesz więcej informacji na temat rdzeni, bonusów punktowych, które dają i innych cech wybranej różdżki.
UWAGA! Nie ma możliwości nabywania różdżek drogą listowną, należy dokonać zakupu osobiście!
Dzisiaj twoim zadaniem było zrealizowanie specjalnego zamówienia, które wymagało sporo uwagi. Nie często robicie różdżki z rdzeniem z krwi wili, to wyjątkowo czasochłonny i wymagający proces. Istotna jest przede wszystkim precyzja i wymierzenie odpowiedniej ilości kropli. Nie musiałeś się spieszyć, miałeś dość czasu, żeby przemyśleć, jak mocno nasączyć rdzeń. Niewielką fiolkę miałeś już przygotowaną na stole, a drewno dębu czekało cierpliwie na delikatne nasączenie. Na szczęście nikt nie zaglądał do sklepu, mogłeś całkowicie skoncentrować się na zadaniu i albo opróżnić fiolkę i odmierzyć krople przy pomocy magii, albo zakroplić drewno ręcznie, byle trzymać się pięciu równomiernie rozłożonych kropel.
Sprawdź jak ci poszło!: 1,2: Wszystko zostało perfekcyjnie wymierzone. Jedynym nieudanym elementem są dwie zagubione krople na twojej dłoni, które wchłonęły się szybciej, niż byś przypuszczał. To jednak nie przynosi ci negatywnych konsekwencji, wręcz przeciwnie. Klienci chętniej zbierają od ciebie zamówienia tego dnia (zarabiasz dodatkowe 50 galeonów! zgłoś się po nie w odpowiednim temacie), a w kolejnym wątku nikt nie może się oprzeć twojemu urokowi. Jesteś atrakcyjny dla wszystkich, niezależnie od płci i preferencji. 3,4: Różdżkę udało ci się wykonać poprawnie, jednak cały proces nie poszedł tak łatwo. Trochę więcej kropel spadło na twoją skórę i to już nie miało tak pozytywnego efektu. Do końca dnia wywierasz na klientach złe wrażenie, a w następnym wątku wszyscy się ciebie boją, budzisz szacunek, ale też strach, nad którym ciężko zapanować. 5,6: Zdecydowanie przesadziłeś. Wydawało się, że krople spadają powoli i równomiernie, ale w pewnym momencie albo zaklęcie zawiodło, albo twoja pewna ręka okazała się nie być aż tak pewną. Zamiast pięciu kropli, na drewnie znalazło się ich dziewięć. Możesz wybrać - albo zaczynasz od nowa i pokrywasz koszt tego drogiego składnika (te kilka kropli kosztuje cię 50 galeonów! zgłoś się po ich stratę w odpowiednim temacie), albo kończysz różdżkę o zbyt silnych właściwościach i zdajesz się na los. Czy klinet będzie się skarżył i zażąda większej kwoty, czy twoja pomyłka ujdzie ci na sucho?
______________________
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Korzystanie z krwi wili zawsze było ryzykowne. Za każdym razem, gdy trafiał mi się klient, który bezmyślnie życzył sobie, aby jego różdżkę nasączono tym zdradliwym składnikiem zastanawiałem się czemu to sobie robi. Podobnie jak włosy, życiodajna ciecz płynąca w żyłach tych pięknych, gwałtownych istot była wręcz przepełniona ich magią. Czary rzucane taką różdżką dawały naprawdę cudowne rezultaty. Kwiaty wyrastały piękniejsze, a wyczarowywane kolorowe ptaki miały bardziej barwne, mniej banalne upierzenie. Jednakże kapryśność, jaka niewątpliwie nieodłącznie wiązana była z byciem wilą niekiedy bywała nie do przeskoczenia. Różdżki odmawiały na początku posłuszeństwa nawet przy tak prostym zaklęciu jak accio (chociaż patrząc po ostatnich zajęciach z zaklęć to wcale nie aż tak prostym…), a potem przez długi, bardzo długi czas wymagała ona przyzwyczajania jej do właściciela. Wielogodzinne, mozolne ćwiczenia niejednokrotnie mogły nadwyrężyć cierpliwość czarującego, a jednak ilość chętnych na uprzykrzanie sobie życia wcale nie malała z czasem. Pojawiali się bardzo regularnie, każdy tak samo przepełniony pychą i pożądaniem jak poprzedni. Wila miała także i swoje plusy. Nauczona przywiązania i ujarzmiona służyła niezwykle wytrwale oraz gorliwie, nie pozwalając się nawet dotknąć innemu czarodziejowi. Słyszałem o przypadkach, w których nasze różdżki wypalały blizny na dłoni rozbrajającego podczas pojedynku czarodzieja. Jednocześnie był to składnik wyjątkowo ekonomiczny. Upuszczenie krwi z wili nie było tak proste jak mogłoby się to wydawać, ale jak już się to udało, łowca miał jej ogromny zapas i mógł zarobić na nim naprawdę bardzo dużo galeonów. Niestety, niewielu Fairwynów lubiło polować na wile. Ich specyfika bycia sama w sobie do tego nie zachęcała. Piękne, nagie kobiety niejednemu z nich już pomieszały w głowie. Niepełnej krwi wile poślubił nawet jeden z moich wujów. Czy wyszło mu to na dobre? Pewnie nie, gdyż już zdołał pożegnać się z tym światem. W związku z tym nie czułem się szczególnie dobrze na myśl, że mógłbym zmarnować tę ingrediencję i narażać pozostałych na konieczność wybrania się na niebiańską polanę i (znowu) naruszenia prywatności Shercliffe’ów. Okazało się jednak, że po dzisiejszej bezsennej nocy moje dłonie nie były tak sprawne jak powinny. Korzystałem z różdżki, wyjmując nią z fiolki po jednej kropli i po kolei wcierając je w drewno powolnymi ruchami nadgarstka. W pewnym momencie zorientowałem się jednak, że nabieram je… podwójnie. Cholera. Nie było szans, aby taka różdżka była w stanie funkcjonować u boku pierwszego lepszego czarodzieja. Musiałbym być absolutnie przekonany o tym, że jest to człowiek, który zdoła ją ujarzmić, a tak naprawdę tego nigdy nie można było być pewnym. Sfrustrowany czy nie, musiałem rozpocząć cały proces od nowa, co z uwagi na kosztowność ingrediencji było zdecydowanie odczuwalne. I po co było starać się w pracy, skoro własna rodzina potrafiła wyciągnąć ci pieniądze z portfela? Spędziłem nad tą różdżką całe popołudnie, oczywiście okrutnie się męcząc z właściwym nasączeniem drewna i zamknięciem go we właściwy sposób, ale kiedy wreszcie dobrnąłem do końca, odetchnąłem głęboko wiedząc, że zrobiłem dobrą robotę.
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Przygotowania do tego przedsięwzięcia zajęły mi długo. Starałem się dopiąć wszystko na ostatni guzik jeszcze przed końcem kwietnia (jak widać prawie wyszło!), a jednocześnie nic nie robić w zbędnym pośpiechu. W końcu różdżka, którą miałem stworzyć, będzie służyła czarodziejowi, który walczył z wiwernem. Ba, aby tego było mało, był on moim nauczycielem zaklęć. Zależało mi bardzo, aby była nie tylko stosownie dopasowana do charakteru Alexandra Voralberga, ale równie dobrze leżała mu w dłoni, a także nienagannie się prezentowała. Nie byłem nigdy mistrzem wzornictwa, więc o wiele więcej uwagi poświęciłem samemu dobieraniu oraz obróbce odpowiednich komponentów. Poprosiłem profesora na stronę pomiędzy zajęciami i skorzystałem z zaczarowanego centymetra, aby zdjąć z niego miarę. Wysokość ciała, długość przedramienia, obwód nadgarstka, a także różne, drobne pomiary w okolicy jego palców musiały budzić zwątpienie. W końcu, jakie może mieć znaczenie szerokość paliczków? Okazuje się, że w różdżkarstwie nawet większe, niż bardziej oczywiste pomiary. Z charakterem Alexa było mi nieco trudniej. Mężczyzna wydawał się bardzo zdystansowany oraz opanowany. Nawet gdy wykrwawiał się w lesie z tą paskudną raną na udzie, zachowywał względny spokój, martwiąc się jednocześnie nie o siebie, a o zdrowie Violetty. Po głowie, przez bity tydzień, chodziło mi nieustannie to jedno drewno, tak doskonale pasujące do ludzi tajemniczych i może potrzebujących odrobiny wsparcia ze strony własnej różdżki. Z tej kapki szczęścia i ochrony, jaką mogło zapewnić sosnowne drewno, skorzystałem niejeden raz, a im dłużej zastanawiałem się, czy równie skuteczne będzie w jego rękach, tym bardziej chciałem spróbować tego połączenia. Rdzeń, który już miałem mógł być bardzo potężny, w końcu był piekielnie rzadki! Po zdecydowanie za długim odpowiednim badaniu okazało się jednak, że nie umywa się do naszych, rodzinnych wytworów. Stwierdzałem to z przykrością, ale jednak śmierć stworzenia naprawdę robiła różnicę. A może to po prostu ja nie pasowałem do tej różdżki? Ćwiczyłem nią zaklęcia dość pospiesznie, chcąc sprawdzić, czy chociaż odrobinę się mnie posłucha. Sosna była bardzo uległa, pozwoliła się naginać do mojej woli, ale nie leżała mi dobrze w ręku. Pojawiła się też inna myśl - może trafiłem na jakiś felerny egzemplarz? Kiedy wybierałem odpowiednie drzewo w Dolinie Godryka, wydawało mi się naprawdę porządne. Było starsze, potężne i zdecydowanie zdrowe. Przez trzy kwadranse próbowałem przekonać nieśmiałki, że nie chcę skrzywdzić ich ukochanego drzewa, a jedynie pożyczyć kawałek gałęzi. Ich więź z tą sosną była tak silna, że spodziewałem się naprawdę spektakularnych efektów. Od tego zaczął się mozolny proces poprawek. Lekkie skrócenie, dokładne wygładzenie, a potem wyprofilowanie rączki. Tego nie lubiłem chyba najbardziej, bo na samym procesie łączenia drewna z rdzeniem powoli zaczynałem już zjadać zęby. Jednak sprawienie, aby mój twór był nie tylko silny, ale wygodny i ładny? To już wyższa szkoła magii. Walczyłem dzielnie, chociaż wzór, który stworzyłem był całkiem prosty. Rączkę zabarwiłem też na granatowo, chociaż zazwyczaj nie wpływałem na drewno w ten sposób. Uznałem jednak, że to może być całkiem ciekawy akcent, zwłaszcza że Alex tatkował Ravenclawowi. Po tym wszystkim nie pozostało mi już absolutnie nic więcej, poza próbą na żywym organizmie. Niemniej, zanim miałem mu ją przekazać to pewnie jeszcze wiele miało się zmienić w tej różdżce.
| zt
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Z zamiarem zainwestowania w nową różdżkę wykonaną przez Fairwynów nosił się już od dawna... ale nawet mimo tego okoliczności, jakie go tu dziś przywiodły, sprawiały, że czuł się zażenowany. Czym innym był świadomy wybór momentu na zakup różdżki wykonanej przez różdżkarzy cieszących się ogromną popularnością, a czym innym przymus, pod którym znalazł się po przypadkowym spotkaniu z Mefistofelesem, który odebrał mu jego bukową towarzyszkę. To była dobra różdżka – nie zawsze się dogadywali, ale miał ją od pierwszego roku nauki, więc zdążył wypracować sobie sposób, w jaki należało z nią postępować. Miał to szczęście, że nie był zbytnio sentymentalny – gdyby tak było, dzisiejsze zakupy byłyby pewnie jeszcze mniej przyjemne. Przywitał się skinieniem głowy i powiódł zaciekawionym spojrzeniem po wnętrzu sklepu. Szybko i zwięźle przedstawił swoje podstawowe wymagania, pozwolił się zmierzyć, by można mu było wybrać odpowiednią długość, a na samym końcu przeszedł do próby rzucania zaklęć, by w końcu trafić na tę idealną – podobno. Osika, 12 i ½ cala, serce buchorożca. Brzmiała dumnie... ale jak będzie się sprawować? Zostawił odpowiednią sumę pieniędzy i wyszedł, czując ulgę, że może bez problemu użyć teleportacji.
| z/t
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Uznała, że zbyt wiele czasu z tym zwlekała. Prawie że pół roku musiała dojrzewać do decyzji, aby rozstać się ze swoją starą różdżką. W końcu jednak doszła do wniosku, że jej wuj miał rację. W jakiejś tam części była Fairwynem, choć niekoniecznie miało to jakieś większe znaczenie. Ale powinna mieć naprawdę dobrą różdżkę. Nie to, że jej własnej cokolwiek brakowało. Była z nią od dnia jedenastych urodzin, kiedy to od razu udał się z rodzicami do sklepu Olivandera na pokątnej. Po prostu uznała, że już do niej nie pasuje... Coś się zmieniło, a może to ona sama? Weszła do sklepu, wciąż niepewna tego, co chciałaby dostać w swoje łapki. Słyszała, że Fairwynowie słyną z naprawdę niecodziennych rdzeni. Nie była do końca przekonana, czy taka ekstrawagancja jest w jej stylu. Pełna obaw i niechęci wysłuchiwała młodego człowieka, który ją obsługiwał. Opowiadał o tym, jak to wspaniale mieć coś tak wyjątkowego. Ale dopiero, kiedy w jej dłoń trafiła różdżka wykonana z ostrokrzewiu, długa na 12 cali, posiadająca za rdzeń oko feniksa, wiedziała, że musi ją po prostu mieć. To jak wspaniale poczuła się dzierżąc ją, było niesamowite. Czym prędzej zrealizowała prezent świąteczny od wuja i z nowym nabytkiem opuściła sklep.
/Zt.
Isabelle L. Cortez
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 163
C. szczególne : leworęczna, blizna na ramieniu zakryta tatuażem, hiszpański akcent, szczupła, długie brązowe włosy, brązowe oczy .
Ból w lewej ręce doskwierał jej od czasu do czasu, jednak nie był na tyle uciążliwy aby musiała brać eliksiry przeciwbólowe. Mimo to skaleczenie dłoni nie było w tym wszystkim najgorsze, gdyż najbardziej ucierpiała jej różdżka. Różdżka która sama ją wybrała. Doskonale pamiętała ten dzień. Ciepły poranek, dotyk wiatru na skórze, spacer uliczkami hiszpańskiej dzielnicy magicznej. Wszystko rozgorzało przed jej oczami jakby dopiero scena ta miała miejsce chwilę temu. Na chwilę przymknęła oczy delektując się jej kolorami i odczuciami. Jednak nie trwało to długo, gdyż już po chwili była na miejscu. Różdżki Fairwynów... Chwilę po przyjeździe do Londynu miała zamiar przyjść tutaj. Co prawda nie miała problemów ze swoją starą różdżką, jednak słyszała, że tutaj sprzedają najlepsze. Pewnym krokiem weszła do środka. Od razu uderzył jej nozdrza zapach drewna. Mocny, a mimo to przyjemny. Z chęcią ostałaby tutaj dłużej ze względu na niego, jednak miała jeszcze kilka spraw do załatwienia tego dnia. W tym kilka związanych z jej rodziną. Z chęcią odłożyłaby je na inny dzień lecz już robiła to tyle razy, że dziś przypadł ostateczny termin na ich załatwienie. Na samą myśl o tym robiło się jej niedobrze. Podeszła do sprzedawcy mając jasno określony cel. - Dzień dobry. - z delikatnym uśmiechem przywitała się ze sprzedawcą - Mam jasno określone jaką chciała bym różdżkę, jednak wolałabym aby to ona wybrała mnie. Jest taka możliwość? - nie była pewna tego dlatego wolała spytać. W końcu przychodzili tutaj ludzie, którzy sami tworzyli swoje narzędzia pomocniczze. - Dzień dobry. Oczywiście, że jest. - sprzedawca już odwracał się aby pójść po swoje dzieła które sprzedawał, jednak zatrzymał się w pół kroku spoglądając na dziewczynę. - Może chciałaby panienka jednak wybrać rdzeń? Wtedy będzie łatwiej ją dobrać. - delikatny uśmiech na jego ustach zachęcił Izzy do tego. W końcu to ona będzie z niej korzystać więc dobrą opcją będzie jej wybranie mając sprecyzowane chodź to. - Serce buchorożca. - mówiąc to nawet na chwilę nie spuściła oczu ze sprzedawcy. Nie byłą pewna jak on zareaguje na jej propozycję, jednak nie interesowało to jej. I jego najwidoczniej też, gdyż tylko kiwnął głową i poszedł na tyły sklepu. Nie czekała długo. Już po chwili, na ladzie przed nią, zaczęły się pojawiać pudełka z różdżkami. Nie było ich za wiele. Zaledwie pięć sztuk. Nie zdziwiło jej to, w końcu rdzeniem było serce. Nie czekając nawet sekundy dłużej sprzedawca wyjął pierwszą z brzegu i podał dziewczynie. Delikatnie ujęła drewno i wykonała ruch nadgarstkiem. Nie zadziało się kompletnie nic. Zaciskając usta oddała patyk biorąc kolejny. I tym razem nic się nie stało. Tak samo było przy trzeciej próbie. Delikatnie zmrużyła oczy. Czyżby żadna nie chciała być jej? Przy czwartej poczuła jak po jej ciele rozchodzi się przyjemne ciepło. Delikatnie nią machnęła, a z jej końca wystrzeliły iskry. - Tak, dobry wybór. - z ciekawością spojrzała na sprzedawcę aby powiedział jej coś więcej o różdżce. - 11 i pół cala, sztywna. Tarnina. Niezwykle wybredna co do czarodziejów. Ma panienka szczęście. - jednym machnięciem ręki wszystkie pudelka leżące na ladzie powędrowały z powrotem na swoje miejsce. Zadowolona zapłaciła sprzedawcy po czym opuściła jego lokal z nowym nabytkiem.
Nigdy w pełni nie rozumiał kupowania różdżki dla kogoś, bo przecież tyle się mówiło o byciu wybieranym przez różdżkę... ale Mefisto napatrzył się już na takie przypadki (i sam kupował w czyimś imieniu wcześniej!), więc powoli zaczynał uświadamiać sobie, że to po prostu dużo bardziej złożona sprawa. Że dobry różdżkarz dopasuje po samych cechach, historii poprzednich przyborów danej osoby i swojego przeczucia. Że różdżka dopasuje się, a jeśli nie - zostanie wymieniona. I to, jakimś cudem, w oczach Mefisto zdołało nabrać całkiem niezłego uroku. Wahał się, przekraczając próg sklepu Fairwynów, bo mimo wszystko nieszczególnie podobała mu się polityka tej rodziny. I choć on sam utknął z uparcie słuchającym go kłem wilkołaka w ich produkcie, to odrobinę bolało go wspieranie finansowo placówki, która... cóż, wybiła się na cierpieniu innych stworzeń. Niepewny co do tego w jakich warunkach faktycznie były sprowadzane ich materiały, trochę bujał się z decyzją kupienia różdżki dla Sky'a właśnie tutaj. Musiał przypomnieć sobie o niebywałej jakości i niesamowitym podejściu, które - poza samą magią zaklętą w przedmiotach - subtelnie przyćmiewały bardziej wątpliwe postępowania Fairwynów. Poza tym, Mefisto był hipokrytą. Zaczął od dokładnego opisania różdżki, z której Puchon dotychczas korzystał. Krzew różany, łuska syreny, 11 i 3/4 cala. Musiał chwilę zastanowić się na ile była giętka i zdobył się nawet na dokładniejsze określenie koloru, bo drewno drewnu nierówne. Z ulgą przywitał teraz te wszystkie wspomnienia, w których tak chętnie posługiwał się różdżką Sky'a, bo znacznie łatwiej było mu ją scharakteryzować. Chętnie dodał z czego sam korzysta, argumentując to właśnie swoim tropem, że wyjątkowo dobrze dogadywał się z drewienkiem chłopaka. A potem rozmarzył się zupełnie, prowadzony pytaniami sprzedawcy, opisując zainteresowania i predyspozycje Puchona, które zdołał zaobserwować. Zajęło to zdecydowanie więcej czasu niż Mefisto się spodziewał, ale sprzedawca zupełnie niezrażony przebierał wiernie w pudełkach, w końcu wyciągając coś, co jego zdaniem miało okazać się strzałem w dziesiątkę. Nox w końcu odetchnął z ulgą, płacąc bez mrugnięcia okiem i pakując smukłe, czarne pudełeczko do torby. Może ten jeden raz jego prezent miał okazać się trafionym?
Szczegóły:
Kupiona różdżka to serce bystroducha, lipa, 11 cali. Zapłata tutaj.
/zt
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Wpadli tu tylko na chwilę - dosłownie. Krótki epizod między drugim, a trzecim lokum, które Caine miał zamiar odwiedzić i zdecydować, czy takie kawalerskie gniazdo by mu odpowiadało. Już wcześniej wybrali się - także wspólnie - do Fairwynnów, żeby złotowłosa mogła zostawić swój "odcisk", tj. wywiad sporządzony przez jakiegoś młodego, ale bardzo profesjonalnego sprzedawcę - mający na celu określenie jaka nowa różdżka byłaby dla niej odpowiednia. Prócz mnóstwa pytań, jakimi ją zasypał - a na które odpowiadała zgodnie z prawdą, nawet okiem nie mrugając przy tym na kręcącego się wokół Shercliffe'a - zostały z niej zdjęte wymiary. Przedstawiła też swoje oczekiwania względem nowej różdżki - czując, że choć związana była sentymentem ze swoją starą, śnieżnobiałą, z którą przeżyła niemalże 30 lat, to choć dobrze zgrane, nie działały ze sobą tak harmonijnie jak dotychczas. Coś się zmieniło - i nie była już ona przedłużeniem perpetuowej woli. Teraz właściwie nawet nie chciała ciągnąć aż do Doliny Caine'a ze sobą, chcąc jedynie odebrać różdżkę i spotkać się z nim pod kolejnym lokum - ale się uparł, a i ona nie zamierzała z nim polemizować o taką drobnostkę. Być może chciał po prostu uniknąć ewentualnej rozbieżności czasu w spotkaniu z agentką, w każdym razie Whitehorn nie zamierzała narzekać na jego towarzystwo. Jak zawsze. Jak zawsze również przepuścił ją w drzwiach - co skwitowała krótkim uśmiechem. — Dzień dobry! — przywitała się od progu, spojrzeniem wyłapując znanego jej już młodzika, który wcześniej ją obsługiwał. Rozpromieniła się, kiedy ją rozpoznał i przywitał, nawet pamiętając jej imię. Chociaż Pani Perpetua, musiała przyznać, brzmiała dość... Staro. Wszystko było już przygotowane na jej przybycie - więc praktycznie od razu otrzymała do ręki prawdziwy majstersztyk, miniaturowe dzieło sztuki. Różdżkę zupełnie inną, od swojej starej, prostej dotychczasowej towarzyszki - przede wszystkim była nieco dłuższa, przez co Whitehorn miała wrażenie, że zdecydowanie lepiej leży w jej dłoni. Bogato rzeźbiona rączka, choć nie wyglądała, wygodnie układała się w palcach - a zwieńczona została sporym, fasetowanym onyksem, który prócz walorów estetycznych, odpowiednio wyważał całość. Kamień mądrości? Nie mogła się nie uśmiechnąć. — Koronkowa robota — aż westchnęła z zachwytu, gładząc opuszkami palców gładkie, lakierowane na gołębią szarość, drewno. Gdzieniegdzie warstwy były delikatnie przetarte, odsłaniając srebro i biel. Zachęcona przez sprzedawcę - wykonała miękki gest ręką, a z jasnego końca różdżki spłynęła równie jasna wstęga światła. Po jej przedramieniu powędrował łagodny dreszcz, jakby różdżka się z nią witała - nie czuła tego odkąd skończyła 11 lat. — Doskonała... Szkoda ją będzie wprawiać w laskę — stwierdziła, spoglądając na Caine'a z błyszczącymi z ekscytacji oczami. Zmarszczyła zaraz jednak brwi w konsternacji, widocznie natrafiając w swoich myślach na problem. — Gdzie będę ją trzymać? Odkąd pamiętała różdżkę miała chowaną we wnętrzu laski - dla zwyczajnej wygody. Teraz jednak czuła, że wolałaby ją mieć gdzieś bliżej - i w nieco bardziej poręcznej formie. — Jeśli Pani pozwoli... — Jej uwagę ściągnął sprzedawca, wskazując na trzymaną przez nią perełkę. — Czerwony dąb, sztywna, 12 i ¼ cala, wprawiony rdzeń z kopyta pegaza, doskonały do... Perpetua dalej nie słuchała, próbując nie wybuchnąć niepohamowanym śmiechem. Ściągnęła usta w prostą linię - choć do zielononiebieskich oczu nabiegły jej łzy rozbawienia, kiedy tak przy prezentacji młodzika, starała się w żadnym wypadku nie spojrzeć na Shercliffe'a. Pegaz. Z jednej strony, gdzieś pod mostkiem złapało ją głębokie poczucie... niejakiego zawstydzenia, że właśnie taki - o losie - rdzeń ją wybrał. Rozbawienie tym zbiegiem okoliczności jednak wzięło górę - przynajmniej dopóki gatunek skrzydlatego konia nie został sprecyzowany. — Jest idealna, wezmę ją, proszę się nie kłopotać z pakowaniem... Spieszy nam się! Zapłaciwszy za nową różdżkę - niemal wybiegła ze sklepu, nie czekając nawet aż Caine uchyli jej drzwi.
(Sorki że wbijam, ja tylko szybkie zakupy i spadam)
Z zamiarem kupienia nowej różdżki nosił się już od dłuższego czasu, ale ciągle miał na głowie jakieś ważniejsze wydatki albo sprawy, którymi musiał się zająć, tak że zakup wylatywał mu z głowy; wreszcie, pod koniec roku szkolnego, po zdanych wszystkich egzaminach, stwierdził że to dobry moment by wybrać się do zakładu Fairwynów i sprezentować sobie w końcu jakąś porządną sztukę. Na miejscu od razu zajął się nim sprzedawca, który z wielkim zaangażowaniem zaczął wypytywać go o różne informacje, jego preferencje, główny cel używania różdżki i inne tego typu sprawy, poprosił o rzucenie paru prostych zaklęć, pomyślał chwilę i zniknął na zapleczu, by wyłonić się stamtąd po dłuższej chwili z kilkoma propozycjami - różdżkę ciężko kupić na oślep, musiał więc przetestować każdą. Skutki były różne: jedne w odpowiedzi na jego inkantację wybuchały gniewnie snopem iskier, inne działały przyzwoicie, jeszcze inne w ogóle odmawiały posłuszeństwa. Wreszcie, po kilku mniej lub bardziej udanych przymiarkach, w jego ręce trafiła ta, która zdawała się leżeć mu w dłoni idealnie i z zachwycającą szybkością reagować na rzucane przez niego zaklęcia; była zrobiona z hebanowego drewna, znacznie dłuższa niż ta, którą posługiwał się do tej pory i, jak wyjaśnił sprzedawca, miał rdzeń z serca buchorożca. Brzmiało to całkiem dumnie, choć najważniejsze i tak było to, jak różdżka działała - a działała wspaniale, aż pożałował, że jednak nie sprawił jej sobie wcześniej. Poprosił sprzedawcę, by nie fatygował się z pakowaniem, bo zamierzał od razu zacząć jej używać, po czym bardzo zadowolony opuścił sklep by podbijać świat swoją nową hebanową różdżką i zajebistymi zaklęciami, które rzucała.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Wakacje miały zacząć się zaraz, więc w końcu posłuchał namów Finna i poprosił go, żeby zabrał go do Doliny. Nie był w stanie dłużej współpracować z różdżką, która za nic w świecie nie chciała go słuchać, a jej notoryczne kaprysy nie były tym, czego potrzebował, zwłaszcza, skoro miał przy jej pomocy leczyć innych ludzi. Ostatecznie więc uznał, że to pora wydać część zgromadzonych galeonów i zdecydował się na to, by dobrać nową, lepszą różdżkę, która w pełni oddawałaby to, kim zamierzał być. Co prawda czuł się nieco głupio, kiedy musiał odpowiadać na serię pytań, z których właściwie żadne nie mówiło mu, o co w tym właściwie chodzi, a później miał wrażenie, że cofnął się w czasie, kiedy przyszła pora na to, żeby rzucił kilka próbnych zaklęć. Pierwsza z różdżek w ogóle nie zareagowała, jakby nie miała najmniejszej ochoty z nim współpracować, kolejna zachowywała się podobnie do jego obecnej, a Max miał wrażenie, że nigdy w życiu nie znajdzie tego, czego naprawdę potrzebował. Sprawa zdawała się komplikować, im dalej brnęli w te wszystkie próby, które wydawały się chłopakowi coraz bardziej idiotyczne, aż w końcu w jego dłonie trafiła różdżka z wierzby. Miała jedenaście i pół cala, nie była nazbyt ozdobna, zdawała się być w gruncie rzeczy niesamowicie prosta, ale kiedy tylko Max zacisnął na niej palec poczuł, że chyba w końcu znalazł coś, co będzie mu odpowiadać. Proste zaklęcia zdawały się wręcz z niej spływać, reagowała dość dobrze na czary związane z uzdrawianiem i ani trochę się nie buntowała. Co prawda nigdy nie wpadłby na to, że zawierała krew wili - co było samo w sobie nieźle pierdolnięte - ale nie zamierzał protestować, skoro wszystko wskazywało na to, że była dokładnie tym, czego potrzebował. Widać faktycznie był zupełnie innym człowiekiem i nie był w stanie dogadać się z tym, co kiedyś mu dobrano. Trudno powiedzieć, czy był zachwycony - na pewno nie było żadnego szybszego bicia serca, czy czegoś podobnego - ale na pewno poczuł pewną ulgę, dochodząc do wniosku, że powinien był zabrać się za to zdecydowanie wcześniej, wtedy na pewno szedłby na egzamin zdecydowanie pewniej i spokojniej. Co prawda cena różdżki była dość kosmiczna, ale spodziewał się tego, więc ostatecznie nie marudził - dostał dokładnie to, czego potrzebował i nie powinien nawet pisnąć, że to zdzierstwo, czy coś podobnego. Różdżka spoczęła na czas podróży w odpowiednim pudle, choć Max miał właściwie ochotę z miejsca zamienić ją z jej poprzedniczką. Uczynił to jednak dopiero, kiedy znalazł się na nowo w zamku.
z.t
______________________
Never love
a wild thing
Keyira Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Zgadzając się na przyjęcie tej posady czuła się okropnie i przez cały ten czas nie potrafiła pozbyć się nieprzyjemnego wrażenia, że zdradza nie tylko siebie samą, ale również większość ideałów, wpajanych jej na przestrzeni lat przez rodzinę; przez Shercliffe'ów. H i p o k r y t k a. To słowo tańczyło na końcu jej języka ilekroć przeglądała się w lustrze i podchwytywała zawiedzione spojrzenie dziewczyny, która jeszcze jako dziecko poprzysięgła dbać o dobro i bezpieczeństwo magicznych stworzeń... Tego dnia jednak odczucie to znacznie przybrało na intensywności, bo o ile samą pracę jako sprzedawca różdżek mogła wytłumaczyć pustym kontem i pilnym zapotrzebowaniem na zastrzyk galeonów, o tyle decyzji o osobistym zakupie już nic nie było w stanie usprawiedliwić. Hipokrytka i cholerna zdrajczyni - wysyczała tego ranka z obrzydzeniem młoda czarownica z lustra. Miała rację. Keyira z dobrą godzinę wpatrywała się w proste, szare pudełko nim odważyła się wreszcie przysunąć je do siebie i unieść podłużne wieko. Z niejaką zgrozą odkryła, że jej judaszowe palce drżą i to bynajmniej nie wyłącznie ze wstrętu - była naprawdę podekscytowana zawartością, a kilka sekund później wprost zachwycona tym, co dostrzegły jej oczy. Różdżka spoczywającą na grafitowym aksamicie była o wiele bardziej zachwycająca niż to sobie wyobrażała, opisując swoje oczekiwania kuzynowi kilka długich tygodni temu. — Och, Morgano, zlituj się — mruknęła, przesuwając opuszkiem palca przez całą długość 13 cali niepozornego cisowego patyczka. — Powinna być paskudna... Ale nie była, o nie. Była wprost idealna, o czym przekonała się moment późnej, gdy w końcu ujęła czarną różdżkę i wyjęła ją z pudełeczka. Poczuła mrowienie w palcach, kiedy jej własna magia połączyła się ze rdzeniem z serca buchorożca. Raz jeszcze poczuła ukłucie intensywnego żalu na myśl o sposobie, w jaki zginęło to zwierzę, ale potem spłynął na nią spokój i pewność; milcząca akceptacja. Keyira przyjrzała się uważnie matowej powierzchni dość sztywnej głowni, a potem zdobionej rękojeści i westchnęła. To była dobra inwestycja; w końcu odważyła się wykorzystać bon od Fairwynów i (poza tym jednym szczegółem, jakim było cierpienie, które musiało nastąpić, by ta różdżka powstała) Shercliffe była naprawdę zadowolona. Drgnęła gwałtownie, kiedy frontowe drzwi trzasnęły, zapowiadając klienta i odłożyła różdżkę do pudełka, a to wcisnęła do torby. Dzień się jeszcze nie skończył, postanowiła, że zajmie się podziwianiem nowego nabytku w domu, po pracy.
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Keyira musiała przyznać sama przed sobą, że ostatnio mocno zaniedbała Transmutację. Zrobiła to właściwie jeszcze przed egzaminami, skupiając się głównie na Opiece Nad Magicznymi Stworzeniami, jako że przedmiot ten towarzyszył jej w życiu codziennym niemal na każdym kroku. Jako animag przemieniała się dość sporadycznie, a czasu do ćwiczeń w tym zakresie miała niewiele, więc postanowiła wykorzystać swoją nową posadę. Jak się okazało, tworzenie różdżek wymagało sporych umiejętności z dziedziny transmutowania, a jako sprzedawca Shercliffe powinna była znać się na nich na tyle, bym móc coś klientowi podpowiedzieć. Miała, co prawda, podstawowe informacje i umiejętności, ale jej stanowisko - nawet jeśli tylko tymczasowe - nakazywało poszerzenie owej wiedzy. Tak więc siedziała przy ladzie w oczekiwaniu na potencjalnych kupców i śledziła wzrokiem tekst w podręczniku. Fairwynowie oferowali ograniczony wybór jeśli chodziło o same rdzenie, a więc nietrudno było je zapamiętać. Rdzeni nadających się do zaklęć transmutacyjnych było w tej puli zaledwie dwa, co dodatkowo ułatwiało sprawę. — Język Żmijoptaka i Oko Feniksa — powtórzyła na głos. — Język Żmijoptaka i Oko feniksa... Dla niej osobiście miało to wyraźny sens. Żmijoptaki posiadają unikatową zdolność zmieniania swoich rozmiarów wedle kaprysu, więc ich związek z Transmutacją jest dość oczywisty. Feniksy natomiast są w stanie odradzać się ze swoich popiołów w formie pisklęcia, co też ukazuje pewien proces przemiany. Każdy twórca różdżek musi opanować umiejętność ujarzmiania magicznych właściwości odzwierzęcych ingrediencji i ich przemiany w formę nadającą się do umieszczenia wewnątrz drewnianej powłoki, a mały margines błędu nie ułatwia sprawy. Nie bez powodu Transmutację zalicza się do najtrudniejszych dziedzin nauki. — Transmutacja towarzyszy wytwórcy różdżek na każdym etapie tworzenia — przeczytała, wodząc palcem po tekście. — Od momentu nadania rdzeniowi odpowiedniej formy, przez obróbkę drewna aż na detalach i ozdobnikach kończąc. To była prawda. W pracy Keyira spotkała się z prawdziwymi działami sztuki. Najlepsi potrafili wyrzeźbić w drewnie przepiękne ornamenty i kształty wszelkiego rodzaju, zależnie od gustu i wymagań klienta. Zdarzało jej się czasami otwierać pudełka tylko po to, by przyjrzeć się różdżkom i po prostu nacieszyć oczy ich pięknem. Pod tym względem była chyba typową dziewczyną... Prychnęła cicho, ale sekundę później i tak uśmiechnęła się mimowolnie. Przekartkowała podręcznik o dwa rozdziały do przodu i rozłożyła go przed sobą na blacie, a potem nachyliła się nad książką. — Zaklęciami najczęściej stosowanymi na ostatnim etapie tworzenia różdżek są: Exemplar, Glisseo oraz Priopriari — wyczytała. Ona, jako sprzedawca nie musiała poprawiać wyglądu różdżek, ale zdarzało się już, że jakiś niezadowolony klient chciał złożyć reklamację przez jakąś rysę albo przebarwienie w drewnie, a do takich drobnostek nie było sensu kontaktować się z wytwórcą. Dlatego właśnie sklep Fairwynów chciał mieć kogoś, kto mógłby się tym zając od ręki. Shercliffe zmarszczyła brwi i otworzyła szufladę biurka, by wyjąć z niej jeden z przykładowych modeli różdżek, który nie posiadał rdzenia ani żadnych szczególnych właściwości magicznych. Służył nie tylko za model pokazowy, ale także testowy dla niej. Dziewczyna położyła go więc na blacie i wyciągnęła własną różdżkę, po czym przymknęła oczy i wzięła głęboki wdech, by oczyścić głowę ze zbędnych myśli. Wyobraziła sobie kształt i gładką strukturę o jednolitym kolorze, a następnie otworzyła oczy, wycelowała i przykładając odpowiednią wagę zarówno do inkantacji, jak i do ruchu nadgarstka wypowiedziała odpowiednie zaklęcie: — Priopriari. Z zadowoleniem i satysfakcją obserwowała jak kawałek drewna zmienia się na jej oczach w wymyślony na poczekaniu projekt. Prosty i schludny, ale za to idealny poz względem technicznym. O to przecież chodziło, czyż nie? Keyira obejrzała przedmiot z każdej strony, po czym schowała go do szuflady i zatrzasnęła podręcznik. Mogła na dziś zakończyć naukę, zasłużyła sobie na chwilę przerwy.
/zt
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
chciałabym zamówić u Państwa różdżkę cedrową z rdzeniem z serca testrala o długości trzynastu i pół cala. Do listu załączam ilość galeonów, która mam nadzieję pokryje wszelkie koszta.
Z poważaniem, Violetta Strauss
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Nie przepadał za sklepem Fairwynów. Zdawał sobie sprawę, że profesja, którą się zajmowali, była absolutnie kluczowa dla społeczności czarodziejskiej, podobnie jak praktyka eliksirowarstwa. A jednak nie lubił się zastanawiać nad tym, w jaki sposób pozyskiwane były rdzenie do wszystkich tych różdżek piętrzących się w kartonikach do sufitu, choć przecież sam zakupił w tym miejscu własną. Mógł jednak zagłuszyć swoją hipokryzję, bo tym razem nie przychodził tu w celach konsumenckich, a przedmiotem jego zainteresowania były nie części odzwierzęce, a drewno. Z jednej strony bardzo niedoceniane, z drugiej również będące podstawą i zaważające o charakterze różdżki. - Dzień dobry. - Wszedł do sklepu, od razu kierując swoje kroki do mężczyzny za ladą, który obdarzył go przyjemnym uśmiechem. - Dzień dobry, dzień dobry. Ma Pan szczęście, dziś rano dotarły do nas nowe rdzenie. Mamy jakieś konkretne życzenia czy zaprezentować kil- - Właściwie to bardziej interesuje mnie drewno - wciął się Ezra, nie chcąc pozwolić sprzedawcy za bardzo wczuć się w swoją rolę. Mimika mężczyzny nawet na moment się nie zmieniła, jedynie pokiwał szybko głową, najwyraźniej nauczony dostosowywać się do sytuacji. - No pewnie, ma Pan rację, dobre drewno to podstawa, do niego dostosujemy resztę. - To znaczy... chciałbym porozmawiać o drewnie. Nie przyszedłem na zakupy. Jestem w trakcie wykonywania... eksperymentalnego wykonywania własnej różdżki - skłamał gładko, nie chcąc wchodzić w szczegóły własnego projektu z przypadkową osobą. Dało się jednak zauważyć, że mężczyzna od razu zwiększył dystans, spoglądając na Ezrę z dawką rezerwy. - I po prostu odkryłem, że zupełnie nie znam się na relacji pomiędzy rdzeniem a drewnem, dlatego postanowiłem przyjść po pomoc do specjalistów. Nie zamierzam was wygryźć - zażartował lekko, nie uzyskując jednak dużego rozbawienia z drugiej strony. Odchrząknął więc, przechodząc do innej metody - nie było drzwi, których nie mogły otworzyć pieniądze. - Mogę zapłacić tak, jakbym rzeczywiście kupił tutaj różdżkę. A naprawdę chcę tylko porozmawiać, poznać opinię... i po prostu dowiedzieć się na tyle, żeby czegoś tragicznie nie zepsuć. Na mój własny użytek. Mogłem pójść do Olivandera, ale uznałem, że jesteście lepsi... - Jesteśmy, oczywiście - oburzył się mężczyzna, powoli kiwając głową i rozważając propozycję Ezry. Dwieście galeonów było dochodem, którym nie należało pogardzać lekką ręką. - Co potrzebuje Pan wiedzieć? Uśmiech na ustach Ezry wyraźnie się poszerzył, nie tracił jednak czasu na samozadowolenie. - Mam do dyspozycji pióra paqui, więc można powiedzieć, że jest to rdzeń dosyć nietypowy. Z tego, co udało mi się przeczytać o tych stworzeniach, potrafią wprowadzać przeciwnika w trans, co kojarzy mi się trochę z magią ofensywną... - Albo czarną - skomentował kąśliwie, zacierając jednak ręce z namysłem. - Różdżki z berberysu są wyjątkowo dobre do uroków, natomiast początkowo mogą sprawiać problemy w opanowaniu ich. To wydaje się być dobre połączenie. Musisz wykazać się silną wolą i podporządkować sobie różdżkę, tak jak zwierzę potrafi podporządkować sobie drugą istotę. Różdżki cisowe z kolei... - Mają mroczną reputację, słyszałem. Ale moja pierwsza różdżka była cisowa i nie jestem pewny, czy to dokładnie to, czego potrzebuję. - Zgadza się. Bardziej sprawdzają się w pojedynkach. To na pewno dobre drewno, choć może i nie idealne. Podobnie heban, choćby dlatego, że chętnie współpracuje z osobami, które nie ulegają wpływom. To byłaby ciekawa kombinacja. Z kolei na pewno unikałbym gruszy i jarzębiny. Są zbyt... miłe. - Kącik ust Ezry drgnął w rozbawionym zrozumieniu. Zawężenie poszukiwań do kilku drzew było łatwiejsze niż czytanie o każdym z nich w książkach. Wiedział, że wachlarz nie będzie aż tak silnie przekazywał swojej magii przez drewno, chciał jednak uniknąć wszelkiego prawdopodobieństwa, że coś może pójść nie tak. - No i, jak wspomniałem. Coś o mniej przyjemnej reputacji. Tarnina. Świetnie nadaje się zarówno do czarnej magii, jak i obrony przed nią. To drewno z charakterem. Gdybym ja miał wybierać, myślę że dałbym szansę właśnie tarninie. - Będę o tym myśleć. Dziękuję. Booo pewnie nie mogę liczyć, że macie na zbyciu jakieś gałązki? - podpytał, bębniąc palcami w blat i wiedząc, że nadużywa uprzejmości sprzedawcy, który nawet początkowo nie chciał wdawać się z nim w dyskusję. Mężczyzna jednak tylko niedbale wzruszył ramionami. - Może nawet coś by się znalazło. Ale najpierw. - Wyciągnął rękę w jawnej sugestii, że czas zapłacić. Ezra nie czuł, że źle na tym wychodził. Jego czas był cenniejszy od samych w sobie galeonów, których miał na tyle dużo, że mógł zapłacić za tę drogę na skróty. Tym bardziej zadowolony był zatem, gdy wychodził ze sklepu z kilkoma drewnianymi próbkami. Było ich zbyt mało, żeby zrobić pełny wachlarz z jednego tylko surowca, ale przynajmniej miał materiał do ćwiczenia obróbki. To był dobry początek!
|zt
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Nie tylko Smith zaczęła pracować po powrocie z Luizjany - jej dobra, ślizgońska znajoma również, acz w zupełnie innym miejscu. California kompletnie jej nie pasowała do sztywnych ram Ministerstwa Magii - i właśnie z tego faktu Jessica zamierzała skorzystać. Teleportowała się do Doliny Godryka z cichym trzaskiem towarzyszącym jej aportacji. Ostatnio robiła się coraz bardziej biegła w korzystaniu z tej sztuki - w końcu nieustannie z niej korzystała, jako swój jedyny, najszybszy sposób transportu. W głowie zaświtała jej jednak myśl - że powinna podejść do poprawki teleportacji indywidualnej i w końcu spróbować zdać łączną. Choćby po to, żeby razem ze sobą przenosić - nie ludzi - ale swoje zwierzęta. Otrzepawszy swoje ramiona z wyimaginowanego kurzu - skierowała swoje kroki prosto do Sklepu Fairwynnów. Jej stara różdżka ciążyła jej w kieszeni spodni - jakby przeczuwając wyrok jaki właśnie na nią wydała. — Dzień dobry — przywitała się grzecznie, kiedy jej przybycie zaalarmował dzwoneczek powieszony przy framudze drzwi. Rozejrzała się po wnętrzu - obawiając się, że jednak nie natrafiła na zmianę Reagan. Od razu jednak w szare ślepia rzuciła jej się wiecznie niezadowolona mina ślizgonki, schowana teraz za ladą. — Ahoj, jak se máš California? — Stanęła tuż przy kontuarze, zaciągając po czesku. Wyjęła z kieszeni topolową różdżkę, kładąc ją na drewnianym blacie. Dziewczyny nigdy nie owijały w bawełnę w swojej - dość prostej - relacji. Rzeczowej. — Znajdziesz coś dla mnie?
Cali Reagan
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 158 cm
C. szczególne : bardzo krucha sylwetka, przenikliwe spojrzenie, ciężki zapach waniliowych perfum
Ukończenie podstawowej szkoły magicznej i pójście na studia wiązało się z wieloma przywilejami, ale i przykrym obowiązkiem znalezienia sobie pracy. Nigdy nie sądziła, że zatrudni się gdzieś jako sprzedawca i że będzie musiała z uśmiechem na ustach obsługiwać każdego, nawet najbardziej wybrednego klienta. Była to jednak jedyna opcja, która pozwalała jej studiować, a jednocześnie zdobywać – bądź co bądź – jakiekolwiek doświadczenie. Pierwsze dni wspominała koszmarnie. Z biegiem czasu nauczyła się jak układać rysy twarzy, aby przypominały one słodki uśmiech i w jaki sposób mówić, aby potencjalny kupiec wyszedł ze sklepu z nową różdżką. Dzisiejsza zmiana od samego rana była spokojna – ludzi kręciło się niewielu, wobec czego mogła zagłębić się w lekturę, którą dostała od przełożonego, opisującą rdzenie wykorzystywane przez Fairwynów. Gdy usłyszała dzwonek przy drzwiach, automatycznie wykrzywiła usta w uprzejmym uśmiechu i podniosła głowę z zamiarem przywitania gościa. Widok Smith sprawił, że odetchnęła z ulgą, ponownie przybierając zobojętniały wyraz twarzy. – Hej – mruknęła, ignorując pytanie o samopoczucie. Spoglądała na różdżkę dziewczyny i wzięła ją w dłoń, niemal pewna, że Jess przyszła z zamiarem naprawy, a nie kupna nowej. Zerknęła na Krukonkę, z brwiami uniesionymi ku górze. – Nie, po różdżki musisz iść do Dearów, tutaj żadnej nie znajdziesz – pozwoliła sobie na ironię, po czym parsknęła śmiechem. Jednak fakt, że mogła być obserwowana i oceniana, ze względu na krótki staż pracy, kazał jej przybrać profesjonalną pozę. – Masz jakieś specjalne wymagania? Zacznijmy od dobrania serca różdżki, czyli rdzenia. Resztę dopasujemy pod niego. W jakiej dziedzinie ma cię najbardziej wspierać? – założyła włosy za ucho, automatycznie wcielając się w rolę sprzedawcy; nie przywiązywała teraz wagi do tego, że się znały. Działała na wyuczonych schematach. Z wyczekiwaniem wpatrywała się w Jess, ciekawa na czym jej zależy. Różdżka wiele mówiła o jej właścicielu i jego predyspozycjach, zainteresowaniach. Pozwalała poznać człowieka ze strony, z której sam rzadko kiedy się pokazywał - a to było niezwykle cenne dla Cali.
paczka dołączona do listu zawiera dwie różdżki, które związane są z Waszą rozsławioną pracownią. Jedna z nich została stworzona przez Was od zera, a potem przysłana mi pocztą do wypróbowania. Jej dopasowanie jest w porządku - zarówno długość, jak i materiały, z których się składa, czy chociażby wyważenie prezentują się wręcz wybitnie, zwłaszcza pod kątem chęci współpracy z moimi nawykami w przypadku postaw, chwytów oraz specyfiki sporadycznego, acz praktycznego i precyzyjnego korzystania z zaklęć. Jedyną rozbieżnością pozostaje fakt, że różdżka ta sprawdza się najlepiej w dziedzinie Obrony Przed Czarną Magią, czym kompletnie nie pokrywa się z tym, do czego ostatecznie miała służyć. W notce oplatającej modrzewiową różdżkę zawarłam garść uwag, które wymagałyby poprawy. Zupełnie inną kwestią jest natomiast różdżka świerkowa - jedynie nieznacznie zmodyfikowana przez jednego z Waszych pracowników, co już wtedy wzniosło ją na nowy poziom sprawności w odczytywaniu i przekształcaniu gestów na magiczne rezultaty. Jednak również co do niej posiadam dodatkową uwagę, która oprócz lepszego chwytu pozwoliłaby mi na płynniejsze zawiązywanie transmutacyjnych przemian.
Przesyłka zawiera również kwotę 400 galeonów, które powinny wystarczyć na pokrycie kosztów wyznaczonych modyfikacji oraz Państwa wysiłków.
Serdecznie pozdrawiam,
Morgan Davies
Camael Whitelight
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 185
C. szczególne : tęczówki w kolorze oceanu; bransoletka z morskiego szkła i syrenia bransoleta; zapach Lordków i drzewa sandałowego; tatuaż z Oazy Cudów na łopatce; pierścień kameleona
Chciałbym zamówić u Państwa różdżkę z drewna czarnego orzecha, z rdzeniem z oka feniksa, 12 cali, przeciętnie elastyczna. Proszę ją dostarczyć na adres napisany na odwrocie pergaminu. W kopercie znajdą państwo odpowiednią kwotę, uiszczającą opłatę za różdżkę.
Z wyrazami szacunku
Camael A. Whitelight
______________________
She couldn't care less, and I never cared more, so there's no more to say about that.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Brzdęk monet wydobył się ze sakiewki, kiedy to wiedział, że musi je na coś innego wydać. Obecne opłaty za wszystko miał uregulowane. Śmierć zdawała się patrzeć na plecy, zamiast być przed studentem; niestety, zbliżające się, niebezpieczne czasy zdawały się rozbrzmiewać echem w jego głowie, skutecznie znajdując ujście w frustracji tłumionej przez nabrany podczas nauki mechanizm utrzymywania umysłu pod własną, określoną kontrolą. Psy, które znajdowały się w jego głowie, będące odpowiednikiem opanowania, zdawały się pozostawać odpowiednio wytrenowane, mimo utrzymywania ich na łańcuchach zdzierających skórę wokół szyi. Wszystko przebiegało pomyślnie - oprócz zbliżających się czasów polegających na wzajemnych dyskusjach oraz walkach. Do tego, pewne sprawy, wyciągnięte z przeszłości, wpłynęły na takie, a nie inne decyzje; Felinus musi się zwyczajnie dostosować. Postanowił zatem kupić różdżkę o dość innych właściwościach; ze względu na korzyści płynące z poświęcenia życia zwierząt magicznych dla danego rdzenia, przygotował się na ostracyzm społeczny, ostatecznie decydując się na wejście w progi sklepu Fairwynów. Ciche westchnięcie, kiedy to światło oświetliło jego blade lico, wydostało się z ust, a sam student podszedł do lady, prezentując własne potrzeby i wymagania. Pracownik zmarszczył brwi, prosząc klienta jednocześnie o pokazanie poprzedniej różdżki. Niezbyt duża, aczkolwiek odpowiednia w jego dłoni, wskazywała na brak czegoś w charakterze posiadacza. Chwilę się zastanawiał, prezentując to, jakie ma możliwe rdzenie do wyboru i z czym to się wiąże. Czarna Magia... czy tego tak naprawdę potrzebował? Kapryśny od fazy księżyca rdzeń zdawał się nie sprostać jego wymaganiom; dotykając prezentowanej różdżki, nie potrzebował zbyt wiele czasu do namysłu. Dłoń poczuła od razu moc, którą zdawała się dusza po prostu akceptować; to musi być to. Wybór drewna również zdawał się być łatwą decyzją, aczkolwiek ostatecznie wymagała dłuższych przemyśleń. Miłorząb? Testowa różdżka nie leżała aż tak dobrze, kiedy to próbował rzucić zaklęcie. Sekwoja, jak poprzednio? Niby dobra, ale coś w niej uwierało. Cis? Wydawał się być idealny, ale niepewność pojawiła się w momencie, gdy poczuł, jak jego potencjał uzdrowicielski zdawał się pozostać ograniczonym. Ostatecznie wybrał ostrokrzew - wystarczająco giętki, ukazujący zmiany, jak również wystarczająco odpowiedni, bo wykonujący polecenia bez żadnego zawahania. Sprzedawca zapewnił go, iż w połączeniu ze sercem buchorożca, różdżka będzie lojalna oraz nie będzie się blokować, wyzwalając potencjał właściciela. Zapłaciwszy zaliczkę, czekał parę dni na odbiór odpowiedniego, drewnianego patyczka; kiedy dostał natomiast wiadomość, od razu ruszył ku odebraniu go. Idealnie leżący w dłoni kawałek drewna, ciemny, z pewnymi, czerwono-pomarańczowymi rozjaśnieniami, o przyjemnym uchwycie i długości ciut większej, był gotowy do wykorzystania. I tak różdżkę Felinus przetestował - rzucenie paru zaklęć nie sprawiło żadnych problemów; czuł natomiast, że się z nią o wiele lepiej dogada, niż z poprzednią, w której to sekwoja wyczulała go na wydostanie się z niebezpiecznych sytuacji. Dopłacił resztę i wyszedł zadowolony.
Większość wakacji spędził z niezdatną do użytku różdżką, poturbowaną przez szkwał przy statku widmo i właściwie nie odczuwał zbyt mocno tego braku, bo zbyt wiele i tak nie czarował, a z zupełnie podstawowymi zaklęciami jakoś dawał sobie radę. Przed powrotem do szkoły musiał jednak zadbać o to, by jego magia działała jak należy, dlatego pod koniec sierpnia, po powrocie z Luizjany, udał się do zakładu Fairwynów, by zorientować się jak wygląda możliwość naprawy. Gdyby różdżka była już stara i zużyta, to pewnie nawet by się nie fatygował i od razu po prostu kupił nową; tymczasem był to właśnie dość świeży nabytek sprzed kilku miesięcy, więc byłoby szkoda kolejny raz ją wymieniać. Podał różdżkę stojącemu za ladą mężczyźnie i opowiedział o okolicznościach powstania pęknięcia drewna; różdżkarz zamyślił się i po krótkiej, choć zapewne wnikliwej analizie oświadczył, że uszkodzenie nie jest bardzo poważne i że da radę przywrócić przedmiot do pierwotnego stanu w ciągu kilku dni i za czterdzieści galeonów. Czas oczekiwania był krótki, a cena uczciwa, Boyd przystał więc na tę propozycję, zostawił różdżkę w dobrych rękach, a po trzech dniach otrzymał ze sklepu sowę z informacją, że naprawa została wykonana - rzeczywiście, gdy zjawił się u Fairwynów ponownie, różdżka działała jak marzenie, a po pęknięciu nie było śladu.
/zt
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
wysyłam w sakiewce odliczone galeony na różdżkę, którą ostatnio u Państwa zamówiłem: krew jednorożca, wierzba, 12 i pół cala. Zależy mi, aby była dość elastyczna.
Na odwrocie jest adres, na który proszę wysłać gotowe zamówienie.
Aslan Colton
Valeria Albescu
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : przenikliwe spojrzenie, bladość, silna obecność pomimo milkliwości, ciężki akcent, blizna po poparzeniu na lewym ramieniu powyżej łokcia
Dzwonek nad drzwiami zadźwięczał, zwiastując pojawienie się klienta. Valeria niepewnie stawiała kroki we wnętrzu różdżkarni Fairwynów. Nie należała do osób, które obojętnie patrzą na sposób pozyskiwania rdzeni charakterystyczny dla tradycji rodziny – bo czy życie stworzenia było odpowiednią ceną za zdobycie mocy? Jednocześnie jednak odzywał się w niej inny głos, mówiący, że utrata tego życia będzie miała sens tylko wtedy, gdy różdżka znajdzie odpowiedniego właściciela... a ta, która miała należeć do Albescu, chyba tu na nią czekała. Co było mniej moralne – używać jej, czy kazać jej czekać w nieskończoność? Młody sprzedawca pojawił się po kilku sekundach, zapytując praktycznie od wejścia o preferencje Valerii. – Powinna być dość giętka – mówiła w zamyśleniu. – Nieco dłuższa od tej... – Wyciągnęła swoją śliwową różdżkę, aby pokazać ją sprzedawcy. Minęło wiele lat, odkąd rumuński różdżkarz przyniósł zakurzone pudełko z zaplecza – od tamtego czasu Valeria zdążyła stać się zupełnie inną osobą. W trakcie kiedy drewno wciąż zgrywało się z nią mniej lub bardziej, wynikające z rdzenia właściwości zupełnie przestały jej odpowiadać. Opowiedziała również o tym, a sprzedawca kiwał z uwagą głową. – Mam coś dla pani, proszę spróbować tę... dwanaście cali, kasztan... – recytował, podając jej otwarte pudełko, ale kiedy tylko Valeria dotknęła różdżki opuszkami palców, pokręciła głową, przerywając mu w połowie zdania. – Nie, nie ta – powiedziała. Druga propozycja została odrzucona po zaledwie spojrzeniu. Sprzedawca zmarszczył brwi, odkładając pudełko, ale jego twarz zaraz rozjaśnił jakiś pomysł. – Myślę, że ta będzie idealna – powiedział. Serce Valerii zabiło mocniej na sam widok jasnego drewna. – Jedenaście i pół cala, hikora i serce buchorożca. Ujęła ją delikatnie w palce, obróciła kilka razy; przy każdym chwycie różdżka dopasowywała się do jej dłoni. Należała tam, Albescu już teraz to czuła, ale i tak machnęła lekko nadgarstkiem. Złote iskry posypały się z jej końca, ramię oblało ciepło, a w myślach usłyszała idealną harmonię. Z zadowolonym uśmiechem, przyjrzała się różdżce z bliska. Piękna – prosta, elegancka, z idealnie wyważonymi, niezbyt krzykliwymi zdobieniami trzonka. Bez żalu odliczyła należną kwotę i położyła ją na ladzie.
/zt
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
chciałabym dokonać w Państwa sklepie zamówienia na różdżkę wiśniową o długości dwunastu i pół cala, której rdzeń stanowiłaby krew wili. Przesyłam odpowiednią sumę.
Z poważaniem, Yuuko Kanoe
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Proszę o wykonanie specjalnej różdżki o niniejszej specyfikacji: Grab, 9 i pół cala, Serce testrala. Na odwrocie znajduje się adres zwrotny, a w sakiewce zapłata za różdżkę.
Julia Brooks
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Urwał się z pracy po to, aby urządzić awanturę u Fairwynów. Szlag jasny go trafiał bowiem raz różdżka była mu absolutnie posłuszna a raz nie reagowała w ogóle. Nie miał pojęcia co się dzieje a przez te niemalże dwa lata jak ją dzierżył nie mógł narzekać. Był nią zachwycony, a teraz… posłuchał porady Lucasa i po prostu deportował się wściekle pod drzwi sklepiku różdżkarskiego. Cierpliwość Garda została naprawdę nadszarpnięta. Nie pozbierał się jeszcze po pożarze domu, a teraz miał problem z bronią, z przedłużeniem swojego ramienia, z katalizatorem magii z którym nie rozstawał się ani na chwilę. Na to pozwolić nie mógł więc wszedł do środka budynku i energicznym krokiem podszedł do kontuaru, darując sobie powitanie. Nie dzisiaj. Nie w tej złości. Gdy po drugiej stronie blatu pojawiła się jakże znajoma osoba przeklął soczyście w myślach. Musi się teraz powstrzymać ze słownictwem, a zaiste miał ochotę zrobić porządną awanturę. Nie znalazł w sobie siły, aby przystroić usta w uśmiech. Musiała mu to wybaczyć. - Nie wiedziałem, że tu pracujesz. - oznajmił z nutą pretensji w głosie choć dziewczyna nie miała obowiązku zwierzania się mu z czegokolwiek. Psuła mu plan srogiego opieprzania pracujących tu różdżkarzy. Zachowywał się jak typowy niezadowolony klient. - Muszę złożyć reklamację. Ktoś z tego sklepu musi wykonać wszystkie możliwe testy efektywności mojej różdżki. Dzisiaj, teraz, za chwilę. - położył ją a blacie, smukłą, gładką, wykonaną z ciemnego drewna, bardzo zadbaną, dobrze utrzymaną. - Potrzebuję jej sprawnej, a raz na jakiś czas są takie chwile, że w ogóle mnie nie słucha. Nie ma prawa tak być. Ona MUSI robić to, co ja chcę. Zawsze tak było. - naprawdę ciężko było powstrzymać się od wylania frustracji i gniewu na delikatną Cali. Oczywiście domyślał się, że dziewczyna w środku jest znacznie silniejsza niż wskazuje na to aparycja ale mimo wszystko była kobietą. Wbił w nią spojrzenie, niemo ponaglał. Nie wyjdzie stąd dopóki... nie dowie się co jest przyczyną jego ostatnich kłopotów z magią.
Cali Reagan
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 158 cm
C. szczególne : bardzo krucha sylwetka, przenikliwe spojrzenie, ciężki zapach waniliowych perfum
Od samego rana miała wrażenie, że wszyscy się zmówili przeciwko niej. Poprzednia zmiana zostawiła niewyobrażalny bałagan, za który przed Fairwynami musiała się tłumaczyć i na nic zdawały się próby pokazania, że nie jest niczemu winna. Od razu na start przyszedł klient, maksymalnie zbulwersowany wątpliwej jakości usługą – gdzie koniec końców okazało się, że nie wysłał dokładnych wytycznych co do zamówienia; nie raczył jej za to przeprosić. Potem niemal krzyczała nad spisem różdżek, które należało przygotować „na już”, ze względu na upływający termin zrealizowania usługi – i to swoim nazwiskiem musiała podpisać prośbę o przedłużenie ostatecznej daty, chociaż teoretycznie chuja ją to powinno obchodzić. Dlatego kiedy Merlin zesłał jej chwilę przerwy, zaparzyła herbatę, chcąc ją wypić w ciszy i samotności, jednocześnie zaciskając zęby i powtarzając sobie, że jest tutaj przede wszystkim dla pieniędzy. Gdy do sklepu wparowała kolejna osoba, bez żadnego dzień dobry ani pocałuj mnie w dupę, poczuła jak wszystko się w niej gotuje. Wzięła głęboki wdech i mając na uwadze polecenie o zachowaniu nieskazitelnej opinii sklepu, przywdziała na twarz maskę przemiłej sprzedawczyni, niezwykle chętnej do udzielenia pomocy każdemu, kto przekroczy próg tego pomieszczenia. Rozpoznając w kliencie Finna nie wiedziała czy się cieszyć czy rzucić to wszystko w pizdu. Z jednej strony odetchnęła z ulgą, że widzi znajomą twarz, co znacznie zmniejszało prawdopodobieństwo niemiłej konwersacji, z drugiej, pomimo dzielącej ich odległości, wyczuwała frustrację chłopaka. Zmarszczyła brwi, niepewna o co tak naprawdę ma pretensje Gard. – To tylko chwilowe rozwiązanie – odparła, nie siląc się na grzecznościowe formułki czy miłe powitania. Wysłuchała cierpliwie co ma do powiedzenia, z każdym kolejnym słowem coraz mocniej zaciskając dłonie w pięści, ukryte za ladą. Denerwowała ją roszczeniowość Puchona i nieuprzejme żądania, które według niego miała spełnić w przeciągu paru minut. Na końcu języka miała standardowy zwrot dotyczący reklamacji – że należy wypełnić przydługawy formularz, dokładnie opisać mankamenty zakupionej wcześniej różdżki i nakreślić sytuacje, w których ta nie słucha właściciela. Zamiast tego, postanowiła podejść do sprawy niezgodnie z polityką firmy, ignorując wszelakie obowiązujące ją zasady – bazując głównie na tym, że się znają i może sobie na to pozwolić. A tak przynajmniej sądziła. – Po pierwsze, analiza różdżki to skomplikowany zabieg, który trochę trwa, więc musisz się uzbroić w cierpliwość. Po drugie, mogę to zrobić dzisiaj, teraz, za chwilę, ale potrzebuję więcej informacji, Finn. Kiedy ją kupiłeś, od jak dawna i w jakich okolicznościach objawia się jej nieposłuszeństwo. Po trzecie, co powinieneś wiedzieć – nieumyślnie wytknęła mu błąd, świadoma, że również pracował w konkurencyjnym sklepie, zajmującym się różdżkami – to nie jest zwykły kawałek drewna, który inercyjnie wykonuje czyjeś rozkazy. Czasem niesubordynacja to objaw.. jakichś większych zmian. Zachodzących we właścicielu – bacznie go obserwowała, ignorując niewerbalne pospieszenie z jego strony. – Czy.. wydarzyło się ostatnio coś szczególnego? – spytała, a na jej twarzy odmalowała się troska. Szybko się jednak zreflektowała; nie powinna była zadawać takiego pytania. – Nie musisz mi zdradzać szczegółów, ale jeśli oczekujesz rozwiązania problemu, muszę wiedzieć więcej niż „różdżka mnie nie słucha”. Celowo nie wzięła magicznego patyka w dłonie, spoglądając oczekująco na Finna. Coś w jego spojrzeniu podpowiadało jej, że trafiła właśnie na jedno z najgorszych swoich zleceń.