Przez niewielkie drzwi można wyjść na marmurowe schody które prowadząc w dół ku sporego rozmiarów balkonowi. Otaczają go cztery wysokie kolumny, podtrzymując specjalnie zrobiony dach. Dzięki niemu, nawet kiedy pada można tam przesiadywać, bez obawy zmoczenia się. Posadzka jest wyłożona czarno-białymi płytkami. Te na samym środku robią wrażenie ogromnej szachownicy i rzeczywiście, jeśli tylko ktoś zdobędzie takiej wielkości figury, można tam grać. Z miejsca przy barierce (marmurowej, oczywiście) rozchodzi się widok na cały dziedziniec. Jest to świetne miejsce na obserwowanie innych, bowiem rzadko kiedy komuś przyjdzie na myśl by spojrzeć w górę. Po obu stronach znajdują się kamienne, niewielkie ławeczki.
Tak, miał rację, nie znali się. Ależ w tym nie było nic nadzwyczaj dziwnego, Raisa przybyła do Hogwartu niedawno. Oczywiście w sprawie Turnieju Trójmagicznego, do którego i tak nie dotrze. Co nie zmienia faktu, że mogła tu sobie trochę pobyć i bardzo jej się podobało, choć na upartego mogłaby szukać wad i porównywać tę szkołę do Durmstrangu, w którym panowały dosyć surowe reguły. A mimo tego miała tam przyjaciół, a tu nie mogła się odnaleźć. Zapewne przez to, że sama się izolowała i ograniczała. Takie działanie na własną niekorzyść nie było w jej stylu. Uniosła lekko brwi do góry, nie cofając wzroku z dziwnej (a może całkiem normalnej, kto wie?) rzeczy. No tak, jej z pewnością by się nie chciało. - Nie lepiej użyć Accio? - zapytała znudzonym tonem, nie odwracając się za ciemnowłosym, choć miała dziwne wrażenie, że miło byłoby na niego popatrzeć. Wzruszyła nieco obojętnie ramionami. - Albo Carpe Retractum - dodała, przypominając sobie kolejne proste zaklęcie, które sprawdziłoby się w tym przypadku.
Dotarł na balkon spokojnym krokiem, w rytm stuknięć jego czarnej mahoniowej laski, odziany w długi czarny płaszcz, przypominający w części dolnej sutannę, a górnej frak, z purpurowym szalem na szyi. Niósł w prawej ręce starą książkę, lewą wspierając się na lasce, szedł skupiony i poważny, rozejrzał się i nie widząc nikogo przysiadł na ławeczce. Nareszcie ciche miejsce na lekturę - pomyślał- tu może w końcu zrozumiem te zapiski- myślał patrząc na dopiski na marginesach. Znieruchomiał niczym posąg, z laską opartą o ławkę lewą dłonią przytrzymując stronice a prawą książkę, nie było po nim widać aby odczuwał jakikolwiek dyskomfort, z powodu temperatury. Jego maska, jaśniała od odbitego od śniegu światła, lecz on tego nie zauważał, na jego twarzy zastygł wyraz skupienia.
Zoey siedziała cicho na obręczy balkonu, zaczytana. Nie zdawała sobie sprawy, że ludzie tu rozmawiali o swoich prywatnych sprawach. Była całkiem niewidoczna. I wyłączona ze świata. Cicho przewracała kartki książki, którą wypożyczyła z tutejszej biblioteki, gdy pojawił się ktoś godny zainteresowania. Dlaczego? Bo podobnie jak ona czytał. Studentka spojrzała na niego swoimi błękitnymi oczyma. Nigdy go tu jeszcze nie widziała. Nie odezwała się jednak, tylko dalej przyglądała się, jak przewraca kartki w jakiejś książce. Nie chciała mu przeszkadzać. Może nie miał ochoty na rozmowę? Zoiś wróciła do swojej lektury, ale nie mogła się skupić. Ten, jakże tajemniczy osobnik sprawiał, że musiała na niego zerkać, by sprawdzić, czy on naprawdę tam stoi, czy to tyko wytwór jej niezwykle wybujałej wyobraźni.
Poczuł czyjeś spojrzenie, zamknął książkę zaznaczając stronę, wsadził ją do wewnętrznej kieszeni i rozejrzał się. Zauważył ją, siedziała przy krawędzi balkonu, i coś czytała, zerkając co jakiś czas w jego stronę. Wstał i podszedł do niej. - Czym mógłbym służyć, drogiej Pani, bo jak mniemam nie byliśmy sobie przedstawieni, Aleksander Brendan,-zwrócił się do niej, z sympatycznym wyrazem twarzy.
Zoey nie mogła się skupić na czytaniu. W ogóle na niczym nie mogła się skupić. Co prawda, nie znała tu wszystkich, ale nie było aż tak źle. Studentów znała, choćby z widzenia, a chłopak na nauczyciela raczej nie wyglądał. Po paru minutach (a może godzinach?) chłopak zorientował się, gdzie siedzi nasza Zoiś. Spostrzegawczy -pomyślała. Podszedł do niej, a serce dziewczynie podeszło do gardła. Wyglądał tak tajemniczo... Jakby tego było mało, Elliott nastraszyła ją wampirami i innymi potworami, które ostatnio witają w Hogwarcie. Stop! Wróć. Przecież panna Morris nigdy nie ocenia książki po okładce, więc skąd te domysły? Szybkim ruchem zamknęła książkę, zapamiętując stronę, na której skończyła. Uśmiechnęła się nikle do chłopaka. Aleksander. Ładne imię. - Najwyraźniej. Zwiem się Zoey Morris. Podała chłopakowi rękę. Dziwnie się czuła. Jakby właśnie świdrował ją wzrokiem.
- Miło mi, jak mniemam mam przyjemność z studentką czy może uczennicą.- Odpowiedział, miło że nie wzdrygnęła się na pierwszy kontakt, jakże ciekawe musi być to miejsce, że nikt nie zwraca uwagi na moje drobne niedoskonałości. pomyślał i z uśmiechem odezwał się do nowej towarzyszki, wskazując laską na ławkę nieopodal w sam raz dla dwóch osób które mogą porozmawiać w spokojnej atmosferze. -Byłbym zaszczycony możliwością konwersacji z Panią, lecz może przejdziemy nieopodal o tam widzę przyjemniejsze miejsce- uprzejmie się uśmiechnął.
Zoey chciało się śmiać. Nie byłoby to za uprzejme, ale tak było. Aleksander mówił do niej jak do... nie, Zoey nie zwróciłaby się tak nawet do nauczycielki. Całe to per „Pani” było śmieszne. - Studentka. Naprawdę wyglądam na taką małolatę? –spytała, przyglądając się sobie. Niedawno skończyła 19 lat. Jak można było ją pomylić z uczennicą? Aż taka znowu niska nie była. Bez przesady. - Proszę… Nie mów do mnie "Pani", bo czuje się staro. Ty jesteś Aleksander, a ja Zoey. Uśmiechnęła się i zsunęła na ziemię. Schowała książkę, którą czytała do torebki i usiadła na ławce, którą wskazał chłopak.
- Jeśli uraziłem najmocniej przepraszam, ale w tych murach dzieją się różne rzeczy, i jeśli chodzi o moją pomyłkę na obronę biorę, iż nie uczęszczałem do Hogwartu, i nie jestem zaznajomiony z tutejszymi uczniami- Uśmiechnął się anielsko, prowadząc Zoey do ławki-jak sadze nie uczęszczasz, na WMK, gdyż inaczej na pewną bym pamiętał. Więc jaką dziedzinę tak miła osoba obrała za kierunek.- wskazał jej miejsce, i czekał aż usiądzie, po czym sam usiadł.
Zoey spojrzała na niego rozbawiona. - Tak myślałam, że nie jesteś stąd. Ja też nie uczęszczałam do Hogwartu, tylko do Salem, ale to fajna szkoła. Łatwo się tu zaaklimatyzować i są tu bardzo sympatyczni ludzie. Usiadła na ławce, przyglądając się swojemu rozmówcy. - Nie, wybrałam Wydział Magii Naturalnej. Zwierzęta i te rzeczy –zaśmiała się- Przyjechałeś na Turniej?
- Szczerze Turniej, jest dla mnie urozmaiceniem, mojego pobytu tutaj, aczkolwiek z miło chęcią, będę temu widowisku się przyglądał. Jestem tu bardziej ze względu na możliwość poszerzenia wiedzy i znajomości- Przyznał się- Ciebie jak sądzę Sprowadza tu właśnie okoliczność Turnieju.
Zaśmiała się. - Nie przeczę, to będzie ciekawe wydarzenie, aczkolwiek sama nie biorę w nim udziału. Przyjechałam tu z moimi przyjaciółmi. Uznaliśmy, że to idealny sposób na poszerzenie horyzontów. Podobnie jak ty, jesteśmy tu dla wiedzy i znajomości. Uśmiechnęła się. A tak właściwie, ciekawe co z turniejem? Czy jej przyjaciele przeszli? Zoey musi do nich napisać. I to w tempie ekspresowym!
Zauważył, że czymś się strapiła, no coż każdy ma swoje sprawy na głowie. - Zoey stało się coś- odparł uprzejmie- jeśli musisz coś załatwić nie zatrzymuje i z góry dziękuję że poświęciłaś mi choć tę chwilę na rozmowę.
Spojrzała na Aleksandra. Czyżby aż tak się zamyśliła? - Nie, nie. Tak tylko się zastanawiam co z tym turniejem. Uśmiechnęła się do niego. W brew pozorom był całkiem miły, i pannie Morris dobrze się z nim rozmawiało. A pomyśleć, że jeszcze przed chwilą sprawiał, że włosy na karku stawały jej dęba. - Wiesz, może opowiedz mi coś o sobie. To najlepszy sposób, by kogoś poznać.
- Jeśli chcesz abym zaczął od siebie hm, niech będzie pochodzę z Anglesey, widzę że nie wiele ci to mówi to wyspa w Walii jestem pół Walijczykiem pól Rosjaninem..- Rozpoczął opowieść o sobie w wielkim skrócie, starając się opowiadać rzeczowo a jednocześnie zabawnie.- tak więc teraz uczęszczam tutaj, i poznaję ciekawe i uroczę osóbki, jak Ty.- Uśmiecha się i kontynuuje- ale jeśli można chciałbym się dowidzieć czegoś o tobie.
Zamyśliła się. - Co tu opowiadać? Urodziłam się w Lancashire w Anglii w mugolskiej rodzinie. Moi rodzice byli cyrkowcami, więc często się przeprowadzałam. Mam młodszą siostrę Susie. Uwielbiam jazdę na deskorolce i sport. Uczyłam się w Salem, a teraz wraz z moimi przyjaciółmi, przyjechałam do Howartu. Wzruszyła delikatnie ramionami. - Takie nudne życie.
- uśmiechnął się - Pierwszy raz słyszę aby ktoś, urodzony w cyrkowej rodzinie mówił że miał nudne życie - odchylił się do tyłu i zaczął się śmiać, głębokim basem- Ale co ja tam wiem- to twoja ocena choć czarownica, z cyrkowej rodziny wręcz brzmi jak metafora nudnego życia.
Wybuchła śmiechem. - Faktycznie, brzmi to śmiesznie. Ale tak było. Moi rodzice nigdy nie mieli dla mnie czasu. Czasem zabierali mnie na występy, ale większość czasu spędzałam w domu. A twoi rodzice byli czarodziejami? Spytała, zaciekawiona. Większość osób w Hogwarcie była „czystej krwi”. I raczej nie przepadali za mugolakami. Ale co się Zoiś będzie przejmować jakimiś małolatami?
- Szczerze to tak, od kilku pokoleń mam w rodzinie- zrobił palcami cudzysłów- "czystą krew"- cokolwiek miałoby to znaczyć, ale szczerze to mało ważne, po prostu masz kogoś kto wie co przechodzisz i wie jak ci pomóc z zadaniem domowym, plus wyrastasz w środowisku, i nic cie nie dziwi w naszym świecie no może poza niektórymi sprzętami pochodzenia niemagicznego. Uśmiechnął się-
Pokiwała głową w zamyśleniu. Coś w tym było. Ona z zadaniami domowymi radziła sobie sama. - W twojej rodzinie też jest coś takiego, że za zakochanie się w mugolu zostajesz wydziedziczony, czy coś? Gdzieś o tym czytałam. Dyskretnie spojrzała na swoją książkę, w której była opisana historia pewnej dziewczyny, Anny, która zakochała się w mugolu. Zoey bardzo chciała poznać zakończenie książki. Przypominała „Romeo i Julie”, którą panna Morris czytała kilka lat temu.
- Na Portki Merlina- zaśmiał się głośno- Niezłe rzeczy ci opowiadają, nie przynajmniej w mojej rodzinie, nie liczy się czystość krwi, jeno umiejętności i co sobą reprezentuje, chyba jak w większości rodzin, no i oczywiście miłość, bo w końcu to ja mam ze swą lubą wytrzymać resztę życia- odpowiedział szczerze- A czemu zadajesz takie pytania jakieś plany matrymonialne, jak sądzę- z uśmiechem i zaciekawieniem spojrzał na Zoey
Przygryzła wargę. - Po prostu czytałam o tym jakąś historie. A że jesteś jedyną osobą, którą mogłam o to spytać. Po prostu byłam ciekawa –uśmiechnęła się do niego. Nie bardzo wiedziała, czy jak ma oceniać chłopaka. Był miłym gościem, ale coś w nim sprawiało, że Zoiś miała ochotę uciekać. Po prostu jesteś przewrażliwiona –mówił głos rozsądku. I chyba miał racje. - A masz jakieś zainteresowania, czy coś?- spytała, po chwili.
Pokiwał głową. - No to rozumiem twoje pytanie, z tego co wiem u niektórych rodzin, zdarzały się takie historię, a ja mogę Ci powiedzieć jak jest u mnie w rodzinie- Uśmiechnął się- a co do moich zainteresowań to głównie hm jednym słowem eliksiry, i inne głupoty. Mam nadzieje, że nie wyjdę przez to na dziwaka- spojrzał jej w oczy.
Zaciekawiła się. - NIe, skąd. Eliksiry? A jakie konkretnie? Może mógłbyś mnie poduczyć? Trochę olewałam ten przedmiot, a teraz widzą, że się przydaje – myślała głównie o pomocy przyjacielowi, ale sama z siebie tez chętnie skłębiłaby tajniki eliksirów. Uśmiechnęła się do niego słodko. Może to zabrzmi dziwnie, ale miała wrażenie, że zna Aleksandra od bardzo dawna.
Spojrzał na nią, pomocy nigdy nie odmawiał. - Jeśli będzie ku temu sposobność, ale musisz wiedzieć, że musisz skonkretyzować, czy chodzi ci o eliksir euforii, czy Felix Felicis, Eliksir Słodkiego Snu czy Wywar Żywej Śmierci. Ale nie bój się jak się da to się będzie dało- uśmiechnął się.
Zamyśliła się. - Chodzi mi raczej o coś...-rozmyśliła się- Czy można uwarzyć coś na kształt Felix Felicis? Coś co daje nam jedynie złudzenie szczęścia? Możliwe, że szłoby się od tego uzależnić? –ugryzła się w język. Zdecydowanie za dużo mówiła – Znaczy... Wiesz, kolejna książka z taką sytuacją. Dużo czytam. Skłamała gładko. Nie mogła wydać tajemnicy komuś, kogo ledwo znała.
To pytanie mu coś przypomniało, zaraz pamięcią przeszukał receptury które poznał i ich twórców, to mi coś przypomina Zaraz, aha czyli spotkała go, ale nie chce być nachalna zdradzać tajemnic, cóż sam próbował ale od tego czasu upłynęło sporo wody. -Hmm czyli tu mamy do czynienia do eliksiru bazującego na Eliksirze euforii, bo wybacz od Feliksa uzależnić się nie można a jego częste bądź długotrwałe używanie kończy się zatruciem i zgonem. ale taki eliksir jaki opisałaś istnieje, ale nie znam jego dokładnego przepisu, może udałoby mi się go zmodyfikować, gdybym poznał jego skład, lub jego twórce- Uśmiechnął się do Zoey i porozumiewawczo spojrzał- domyślam się o co ci chodzi też czytałem tą książkę, i spotkałem jej autora w Durmstrangu.