Przez niewielkie drzwi można wyjść na marmurowe schody które prowadząc w dół ku sporego rozmiarów balkonowi. Otaczają go cztery wysokie kolumny, podtrzymując specjalnie zrobiony dach. Dzięki niemu, nawet kiedy pada można tam przesiadywać, bez obawy zmoczenia się. Posadzka jest wyłożona czarno-białymi płytkami. Te na samym środku robią wrażenie ogromnej szachownicy i rzeczywiście, jeśli tylko ktoś zdobędzie takiej wielkości figury, można tam grać. Z miejsca przy barierce (marmurowej, oczywiście) rozchodzi się widok na cały dziedziniec. Jest to świetne miejsce na obserwowanie innych, bowiem rzadko kiedy komuś przyjdzie na myśl by spojrzeć w górę. Po obu stronach znajdują się kamienne, niewielkie ławeczki.
Uśmiech był jeszcze szerszy, gdy ujrzała pannę Morrę. Odwzajemniła uśmiech i serdecznie się przywitała. - Jest w porządku i nie ma co opowiadać - skłamała. Nie miała ochoty po raz kolejny tłumaczyć o swoim debilnym przyrodnim bracie, który puszy się i próbuje zabawić z każdą dziewczyną z Hogwartu. Jęknęła cicho na samo wspomnienie, gdy tylko dowiedziała się o jego istnieniu. Istny koszmar. Owszem, nie chciała zranić Kayli swoim kłamstwem, jednak szczęście samej Gardner było najważniejsze. Można powiedzieć, iż jest w pewnym sensie egoistką. Jedno jest pewne - brunetka na pewno się dowie. Od samej Kathleen. - A co u ciebie ? Tak dawno się nie widziałyśmy. Wstyd po prostu! - prychnęła cicho.
Po Kathleen było widać, że coś ukrywa. Jej cichy jęk nie uszedł uwadze Kayli. - Co się stało? Przecież widzę, że coś Ci leży na sercu. Pewnie znowu chodzi o brata, co? - powiedziała ze współczuciem w głosie. - U mnie nie słychać nic. - uśmiechnęła się promiennie. - Poznałam ostatnio kilka nowych osób, ale nic poza tym. Usiadła obok przyjaciółki na ławce i założyła nogę na nogę.
- Naprawdę nic - zapewniła. - Nie mam siły na rozmowę o tym, przepraszam. Owszem, powiem ci kiedyś, ale jeszcze nie teraz. To nie jest najodpowiedniejsza chwila - uśmiechnęła się ciepło. Kayla była radosną iskierką w jej życiu. I zawsze mogła na niej polegać, co Kathleen bardzo się podobało. - A cóż to za ciekawe osoby ? - spytała.
Nawet nie minął pierwszy dzień, odkąd Ostberg zawitała w Anglii, a już była rozdrażniona. Choć może pierwszy dzień zawsze jest okropny i dlatego właśnie była rozdrażniona. Jednak jakby miała podsumować calutki ten dzień, zaliczyłaby go raczej do udanych, a tylko kilka momentów uznała za zaskakujące. Na przykład moment, w którym otrzymała jakże uroczy list od Howarda, który także był w Hogwarcie. Albo moment, w którym Gaspar napomknął coś o Grigorim. Nie wiedząc, co robić, w końcu udała się do skrzydła studenckiego, a tam, nie zważając na niezachęcającą temperaturę, wyszła na balkon. Spojrzała pogardliwie na jakieś młode dziewczyny, które się tam znajdowały. Dlaczego w ogóle tu weszły? Niech siedzą w swojej części szkoły, a nie się plączą w takich miejscach w poszukiwaniu wrażeń. I tak mają szczęście, że Lotta nie była w absolutnie paskudnym humorze, bo wtedy nie ograniczałaby się do wymownych spojrzeń. Wyjęła z kieszeni lekko powgniataną paczkę mocnych, meksykańskich papierosów, po czym odpaliła jednego i zaciągnęła się, opierając łokcie na balustradzie balkonu. Może wszystko dookoła się zmienia, ale papierosy wciąż smakują tak samo dobrze.
Grigori miał wrażenie, że dusi się w tym ponurym zamku. Nie żeby miał coś przeciwko Hogwartowi, już zdążył polubić ten zamek, po prostu przebywanie za dużo w jednym miejscu, kiedy nic się nie działo, nie wypływało dobrze na jego psychikę. Gdyby przynajmniej coś się działo... No dobrze nie może na to narzekać. W końcu impreza była interesująca, Tamara narozrabiała, Colette poznawał coraz bliżej... No i okazało się, że w zamku była Lotta. Nie zdążył nawet podzielić się tą wiadomością z Dimitrijem! Cóż za strata. Orlov łaził bez calu po zamku, bawiąc się tym razem zapalniczką, podpalając co mu się nawinie po drodze i paląc papierosa za papierosem. Zauważył długie, blond włosy znikające za drzwiami prowadzącymi na balkon. Pierwsza skojarzyła mu się Colette. Ale szybko stwierdził, że ona porusza się zupełnie inaczej i oczywiście jest znacznie niższa. To z pewnością jakaś uczennica z Hogwartu. Jednak w głowie wciąż przewracało mu się imię Lotta. Nie mógł się powstrzymać od tego, żeby nie wejść na balkon. Było dość chłodno, mocniej owinął się skórzaną kurtką. Tuż przed nim stała wysoka blondynka, odwrócona do niego tyłem. Griogri stanął w przejściu i palił spokojnie papierosa. Czekał spokojnie aż dziewczyna się odwróci, łudząc się, że to może jednak nie jest Lotta. Jej przyjazd skomplikowałby wiele rzeczy.
Dziewczyna na balkonie na tyle długo, że przestawała już powoli odczuwać chłód, ale jej dłonie i tak już lekko posiniały, na co nie zwracała uwagi. Wpatrywała się w odległy punkt na dole, na dziedzińcu, ignorując irytujące piski i szczebioty w pobliżu. Niby nie była nałogowym palaczem, ale i tak odnosiła wrażenie, że po wypaleniu papierosa, znacznie się uspokoiła. Gdy doszła do wniosku, że nie ma sensu dłużej stać w miejscu i czekać na nie wiadomo co, zgasiła niedopałek o balustradę i zrzuciła na dół, po czym odgarnęła splątane przez wiatr włosy, powoli się odwróciła... i stanęła jak wryta, patrząc prosto w Grigorija i nie wierząc w to, co widzi. On? Tutaj? Czyli jednak Gaspar mówił prawdę, a ona dobrze skojarzyła Rosjanina z płonącym pierzem. Chciała powiedzieć coś zabawnego, co rozładowałoby trochę napiętą atmosferę lub po prostu podbiec do niego i go mocno przytulić, w końcu tak dawno go nie widziała! Ale równie mocno się cieszyła, co stresowała, więc nie potrafiła wydać z siebie żadnego artykułowanego dźwięku, ani zmusić się do żadnego gestu, dopóki nie będzie miała choć mglistego zarysu tego, jaki stosunek ma teraz do niej Orlov.
Grigori leniwie palił papierosa, gapiąc się na plecy dziewczyny. Powoli docierała do niego prawda, że stoi przed nim Lotta, która miała zniknąć z jego życia. W końcu pamiętał włosy, które tak często dotykał i bawił się nimi. Długie, blond, przyciągające uwagę mężczyzn, w jakiś sposób nadające ostrej pannie Ostberg delikatności. Mimo to kiedy się odwróciła miał wrażenie, że strzela w niego piorun zaskoczenia i... sam nie wiedział czego. Meksyk dobrze na nią wpłynął. Zwykle nienaturalnie blada skóra, nabrała teraz lekkich kolorków, chociaż i tak za małych jak na przeciętnego człowieka, który tyle spędza w słonecznym kraju. Oprócz tego nic się nie zmieniła, może była troszeczkę wyższa, ale wciąż była Lottą, którą Grigori swego czasu kochał. Lottą, która opuściła go informując go o tym parę dni przed wyjazdem i zostawiając go w Rosji zdenerwowanego i tęskniącego. Lotta, z którą stracił kontakt na bardzo długi czas. Zaciągnął się papierosem. Dziewczyna stała i patrzyła się na niego. Chociaż w jego wnętrzności tańczyły salsę ze stresu, on był spokojny i opanowany, jak zawsze w tego rodzajach sytuacjach. Sam nie chciał się sobie przyznać, że odczuł ukłucie skrywanego gdzieś głęboko żalu do dziewczyny. - Ładnie witasz starego znajomego - powiedział w końcu uśmiechając się pod nosem i strzepując popiół z papierosa. Usilnie starając się myśleć o dziewczynie, którą obecnie kochał, a nie wspominać stare uczucie.
Przez jedną krótką chwilę pożałowała, że już wypaliła papierosa. Teraz przynajmniej miałaby czym zająć ręce, jak zawsze, kiedy się stresowała. Ograniczyła się zatem do ponownego poprawienia włosów, mimo że już tego nie wymagały. Kiedy tak stała i patrzyła na Grigorija, wydawało jej się, że cały świat nagle stanął. Miała przed oczami ich pożegnanie, a właściwie jakąś okropną parodię w jej wykonaniu. Wciąż nie mogła sobie wybaczyć, że tak długo zwlekała z porozmawianiem z chłopakiem. W końcu jeśli kochał chociaż w połowie tak bardzo, jak ona jego, zrozumiałby. Może ich relacje teraz wyglądałyby inaczej? Lotta czuła, że go zraniła i czuła, że wciąż ma do niej żal. Mimowolnie się uśmiechnęła, wpierw jakby nieśmiało, a potem szeroko. Uwielbiała tą jego nonszalancką postawę i opanowanie. - Przepraszam. - wydusiła z siebie w końcu, po czym ruszyła szybkim krokiem w jego stronę, jakby się bała, że jej ucieknie i przytuliła go mocno. Tak bardzo jej tego brakowało!
No cóż to był z pewnością jeden z najgorszych momentów w ich związku. W ogóle ostatnie dni były przepełnione żalem do samych siebie i smutnych spojrzeń. Nie potrafili nawet odpowiednie spędzić ostatnie chwile. Z pewnością by to zrozumiał, gdyby powiedziała wcześniej. Kiedy dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, miał wrażenie, że jego dusza jęknęła głośno. Czemu w najmniej odpowiednim momencie Lotta zjawiła się w życiu Rosjanina? Czemu nie mogła pozostać tylko niezbyt przyjemnym wspomnieniem. Jej szeroki uśmiech sprawiał, że przypominały mu się wszystkie dobre chwile spędzone razem. Była tak samo urocza jak wcześniej. Nigdy nie twierdził, że panna Ostberg jest ładna. Jego zdaniem była charakterystyczna i przyciągająca uwagę, a w połączeniu z charakterem była tak wyjątkową osobą, że nikt nie mógł przejść obok niej obojętnie, przez co mała opinię wręcz pięknej dziewczyny, mogącej mieć każdego. Lubił słyszeć takie rzeczy, kiedy byli razem, a ona należała tylko do niego i wbrew swojemu stylowi bycia nie zdradzała go na prawo i lewo. Kiwnął anemicznie głową słysząc pierwsze słowo wypowiedziane w jego stronę. Szybko usunął papierosa z pola widzenia, aby przy przytuleniu nie nadziała się na niego. Ponownie poczuł się dziwnie kiedy z powrotem poczuł dawno zapomniany zapach, a jej szczupłe ciało ponownie przylgnęło do niego. Westchnął i objął ją delikatnie. - Nie masz za co... - No może i miała, ale wypadało tak powiedzieć jego zdaniem. Opuścił ręce. Miał wrażenie, że jej powrót nie wpłynie zbyt dobrze na starania o Colette. Aczkolwiek miał nadzieję, że się mylił. Jednak kiedy patrzył na Lottę echa przeszłości za którą tęsknił dawały o sobie znać.
Teraz już wiedziała, że jej wcześniejsze obawy, że jej nie zrozumie, były irracjonalne. Jakżeby chciała cofnąć czas i sprawić, by nigdy nie popełniła tego błędu. Gdyby ten Pokój Marzeń, czy jak go zwali był w stanie spełnić właśnie takie życzenie, bez chwili zawahania poprosiłaby właśnie o to. O nic więcej. Takie już uroki wyblakłych wspomnień - powracają w najmniej odpowiednich momentach i z powrotem nabierają barw. Ostberg byłoby znacznie lżej na sercu, gdyby Grigori także się do niej uśmiechnął, chociaż nieznacznie, żeby jego twarz się rozjaśniła. Gdy tak stał, sama nie wiedziała, co powinna myśleć, nie była w stanie zinterpretować jego emocji. Lotta z wyglądu w porównaniu z większością dziewczyn z innych szkół wypadała nieciekawie, w szczególności w porównaniu z Tamarą, przy której zawsze była jeszcze bardziej energiczna i towarzyska, jakby chciała zamaskować lekkie kompleksy, o które ją przyprawiała. Gdyby nie osobowość Lotty, byłaby niezauważona w tłumie, a to by było dla niej okropne. Uwielbiała zwracać na siebie uwagę, mieć grono słuchaczy i kogoś, kto respektuje jej opinie. Ale bez wątpienia byłaby w stanie wyrzec się tego wszystkiego, jeśli pozwoliłoby to jej odzyskać ciepłe uczucia Orlova. Zaśmiała się cicho, gdy odsunął papierosa, zupełnie tak jak kiedyś, kiedy leciała przez cały korytarz tylko po to, by go przytulić. Objęła go wyjątkowo mocno, jak na takie chucherko, jakby z obawy, że ją odepchnie. - Mam za co. - mruknęła prosto w jego idealnie zbudowaną klatkę piersiową, w którą była wtulona. Już nawet nie mówiła o tym, jak zareagowała, gdy go zobaczyła, ale o tym, jak się z nim "żegnała" i miała nadzieję, że wie, o co jej chodzi.
No cóż, w sumie i tak i tak wyjechała. Chociaż w sumie cóż za przeszkodą była dla czarodziejów odległość jeśli mieli do dyspozycji magiczne środku transportu. Jednak w końcu fakt, że nie widzieli się codziennie z pewnością zaważyłby na ich związku. Nie ma co jednak tego roztrząsać. Stało się co miało stać, żaden pokój marzeń, ani pragnienia cofania czasu nie mogły pomóc. Wszystko teraz było w ich rękach. No cóż, zazwyczaj trudno było zinterpretować emocje Girgorija chyba, że się złościł, wtedy jego agresja była bardzo podkreślona. Nieciekawie? Większość z nich była typowymi pięknościami, a Lotta miała w sobie coś tak przyciągającego innych, że aż nie mogła się z nimi równać. Zaś jeśli chodzi o Tamarę, przy Lotcie prawie dla niego nie istniała po ostatnich nieciekawych wydarzeniach, nie ważne jak byłaby piękna. Grigori dobrze wiedział, że panna Ostberg lubiła mieć pod sobą grupkę ludzi, którzy łaknęli jej towarzystwa i słuchali jej opowieści. Nawet kiedy byli w związku zawsze znalazło się parę upierdliwych chłopców, łażących za nią. Poza tym szybko zjednywała sobie ludzi. Orlov lubił jej śmiech. Za dobrych czasów mógł go godzinami wysłuchiwać. Trzeba byli przyznać, że byli dobraną parą. W końcu dość podobnie jeśli chodzi o poglądy na życie, oboje też pod jakimś względem specyficzni. Lotta zawsze była obiektem do plotek w szkole przez charakter, Grigori przez ogień i wszystko co robił z Dimitrijem. Urocza para, która rozstała się z niemą awanturą, widoczną wszystkim. - No dobrze, masz - przyznał i zaśmiał się krótko, przez co oboje lekko się zatrzęśli. Zauważył, że dziewczyna jest strasznie zimna. - Widzę, że Meksyk cię rozpuścił jeśli chodzi o pogodę - powiedział przechodząc na rosyjski.
Może gdyby odpowiednio wcześniej wiedziała, jak bardzo im na sobie zależy, podjęłaby inną decyzję i usamodzielniła się, tym samym odpuszczając sobie przeprowadzkę do Meksyku. Ale że Ostberg była przekonana, że to po prostu szczenięce uczucie, które nie dość, że z czasem minie, to jeszcze da się je zastąpić czymś innym, kimś innym. Dopiero po pewnym czasie odkryła, jak bardzo się myliła, ale wtedy już nic nie dało się zrobić, jedyne więc, co jej pozostało, to zostanie "kobietą wyzwoloną" i nie wiązanie się na stałe. Lotta nie jednokrotnie cieszyła się z tego, że nie wygląda przeciętnie, że szczególnie w jej obecnym miejscu zamieszkania, gdzie wszyscy wyglądają jak typowi Latynosi, zwraca na siebie uwagę. Jeszcze w ogóle nie wiedziała, że zarówno Tamara jak i Dimitri są w Hogwarcie, a już w ogóle nie wiedziała, że jej stara znajoma znudziła się swoim chłopakiem, który swoją drogą był wyjątkowo rozrywkowym i miłym osobnikiem, i że postanowiła go zdradzić z tym dupkiem, Howardem. Grigori znał ją jak nikt inny, nawet Gaspar i Manuel nie mieli okazji poznać ją tak dobrze, jak on. Także się zaśmiała. Jak zawsze, był szczery. - Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam. Choć to i tak za mało. - powiedziała jednym tchem, wciąż nie wypuszczając go z objęć. Raz, że po prostu nie chciała, dwa, że było jej cieplej. Nie było takich słów na świecie, którymi mogłaby wyrazić swoje uczucia i szczery żal. - Czy kiedyś mi to wybaczysz? - zapytała po chwili, gdy nagle przyszedł jej do głowy pewien pomysł. A właściwie nieciekawa myśl. Czy Grigori kogoś już miał? Może w ogóle nie chciał z nią już utrzymywać kontaktów, a ona tylko mu się narzuca? - Zdecydowanie. Chociaż czasami jest mi aż za gorąco. Ale potem czuję się okropnie, gdy jadę gdzieś, gdzie jest chłodniej. Popatrz, jak mi posiniały ręce! - pożaliła się w jego ojczystym języku, pokazując skostniałe dłonie, zupełnie tak samo, jak pokazywała wcześniej Gasparowi, kiedy jakby licytowali się, kto ma bardziej posiniałą skórę. - Zakładam, że Tobie nie jest zimno?
Może i by została. Ale w końcu byli młodzi, zbyt młodzi. Nawet w najpiękniejszej bajce potrzebny jest mocny upadek, żeby potem się podnieść i spróbować zacząć od nowa, nie powtarzając starych błędów. Ich uczucie faktycznie było wyjątkowe, a Grigori zrobił dokładnie to samo co ona. Stronił od wszelkich związku, zapewniając sobie jedynie towarzystwo na jednorazowe noce. Przez jakiś czas tkwiąc w uczuciu do Lotty i starając się o niej zapomnieć. Do pewnego czasu. No cóż w Meksyku z pewnością cieszyła się dużą popularnością wśród gorących latynosek była chłodną i kuszącą odmianą. Nawet w Rosji budziła zainteresowanie, a co dopiero w tym gorącym kraju. No cóż, nie wiedziała póki co o tym, ale za jakiś czas wszystko wyjdzie na jaw, o tym można być przekonanym. Oczywiście, że znał ją najlepiej z nich wszystkich. W końcu kim są dla niego przeciwnicy w postaci dwóch Meksykanów, których zna od roku? No chociaż szczerze mówiąc nie przypuszczał, że Lotta faktycznie kochała go tak jak on ją. - Już dawno ci wybaczyłem Lotto - powiedział z uśmiechem całując ją w czoło. W zasadzie zrobił to faktycznie dzięki Colette, która rozbudziła coś innego w Orlovie. Aczkolwiek tego nie powiedział i nawet jego postawa nie wskazywała na to, że przyjmuje jej przeprosiny dlatego, że kocha francuską baletnicę, a panna Ostberg jest po części piękną, po części raniącą przeszłością. Nie wiedział co ona od niego oczekuje i pewnie ona sama też tego nie wiedziała. Postanowił, że pozwoli potoczyć się losowi. - Cóż za okropny klimat! - powiedział wzburzony Grigori wyrzucając papierosa, biorąc jej ręce i wsuwając je pod rękawy kurtkę, by skostniałe dłonie Lotty mogły ogrzać się na jego ciepłych rękach. Po cóż się licytowali nie wiedział, bo to blondynka wiodła prym w byciu bladą lub siną z zimna. - Niespecjalnie... - stwierdził wzruszając ramionami. - Wiedziałem, że tu będziesz, powiedział mi o tobie śmieszny Meksykanin... Gregor? Gaspen? Gaspor? - strzelał imię krzywiąc się lekko i zastanawiając nad tym jak on się nazywał.
Niestety w ich bajce, upadek był mocny, ale na upadku się skończyło, a każde z nich podniosło się oddzielnie i próbowało zaczynać z kimś innym. Lotta sama nie wiedziała, czy wolałaby się dowiedzieć, że nikogo innego nie miał i że przez pewien czas wciąż ją kochał, czy wolałaby usłyszeć, że nie cierpiał i któraś z rosyjskich piękności szybko go pocieszyła. Oczywiście Ostberg doskonale potrafiła wykorzystywać ową popularność do własnych celów, jednak momentami miała ochotę zaszyć się gdzieś w kącie albo wtopić się w tłum, co było znacznie łatwiej osiągnąć w Durmstrangu. Tam przynajmniej prawie wszyscy mieli jasną karnację i większość jasne włosy. No tak, faktycznie ciężko przyrównywać ich zażyłe, prawie trzyletnie relacje ze stosunkowo krótką przyjaźnią Meksykanów. Lotta, jako że była dość specyficzną osobą, okazywała swoje uczucia w dziwny sposób i tylko w pewnym stopniu, zatem dosyć często dawała mu powody do tego, żeby miał wrażenie, że tylko jemu zależy, chociaż było inaczej. - Dziękuję. - wyszeptała, przymykając oczy, gdy przytknął swoje chłodne wargi do jej czoła. W tym geście było coś niezaprzeczalnie miłego, ale też... protekcjonalnego? Kojarzyło jej się ze sposobem, w jaki ojciec całuje córkę na dobranoc. Lotta także nie wiedziała, czego od niego oczekuje. Zresztą dopiero teraz się przekonała, że to nie plotka, że Orlov jest w Hogwarcie, a nie widziała go od bardzo dawna i już od dawna nie zastanawiała się nad tym, czego by chciała, gdyby mogła oczekiwać od niego czegokolwiek. - A żebyś wiedział, że okropny! - potwierdziła tonem małej, obrażonej dziewczynki, która stawia na swoim bez względu na wszystko, ale już w następnej chwili uśmiechnęła się, gdy schował jej ręce tak, żeby się trochę ogrzały. Przejechała palcami po jego ciepłych rękach, zastanawiając się, czy nie jest mu zimno, gdy tak robi. - To miłe. W Meksyku nikt mi nie ogrzewa rąk... - stwierdziła, zanim zdążyła się ugryźć w język. Odchrząknęła zmieszana. - Masz na myśli Gaspara? - zapytała rozbawiona. Mało kto zapamiętywał imiona jej znajomych z Meksyku, bo część była trudna do wymówienia dla obcokrajowców. - Coś mi wspominał, że Cię poznał, ale musiałam Cię zobaczyć, żeby uwierzyć, że to prawda.
Owszem, to było mocne i bezlitosne zakończenie dla obojga, ale na szczęście mieli mocne charaktery. Udało im się szybko wrócić do "normalności", która prawdopodobnie w obu przypadkach (a na pewno Grigorija) znaczyło zaliczanie co ładniejszych dziewczyn, które mu się nawinęły. Więc można powiedzieć, że rosyjska piękność, a dokładnie piękności go pocieszały, tak jak i stwierdzić, że wciąż ją kochał i cierpiał. Jedno nie wykluczało drugiego. Lotta zaszywająca się w kącie? To było równe normalne co Orlov bez zapałek w kieszeni, ale obie rzeczy sporadycznie mogły się zdarzać. Zdaniem Geigorija nie można było przejść obojętnie obok Lotty nawet w tłumie blondynek, ale w końcu sentyment robi swoje. Więc mimo że znali się znacznie dłużej niż jej nowi przyjaciele i tak nie potrafił jej zawsze do końca rozgryźć. W zasadzie to było coś, co swojego czasu cholernie go przyciągało do niej. No cóż może kojarzyło się to z ojcowskim pocałunkiem, jemu po części również, ale co miał zrobić? Pocałować ją w usta? To by było jednoznaczne zdecydowanie. A gdyby ucałował serdecznie w oba policzki dziwne. Dlatego wybrał najbezpieczniejszą opcję. No cóż, z pewnością niedługo ich relacje dojdą do jakiegoś konkretnego wniosku i będą wiedzieć mniej więcej czego od siebie oczekują oboje. Zaśmiał się słysząc jej dziecinny ton i pokręcił lekko głową. Nie wyraził na twarzy jakie zimno przeszło go, gdy dziewczyna dotknęła jego rąk, w końcu były takie sine, że aż trudno było odmówić jej mniej lub bardziej wątpliwej przyjemności. Jej kolejną odpowiedź mógł odebrać różnie. Zarówno jako oznajmienie, że nawet gdyby była potrzeba nie związała się z nikim na stałe, jak i normalne stwierdzenie, że tam jest gorąco i to nie jest potrzebne. Grigori wybrał drugą wersję oczywiście. - No cóż, jakby zaczął ktoś ogrzewać, to prawdopodobnie szybko byście się spocili - oznajmił wzruszając lekko ramionami i uśmiechając się do Lotty. - Aaaaa... właśnie Gaspar. Tak samo zareagowałem na jego słowa, kiedy powiedział, że cię zna i jesteś tutaj. nie chciałem uwierzyć, dopóki teraz nie stoisz przede mną. Ponownie uśmiechnął się lekko do Skandynawki.
Szczęście, że obydwoje miało wystarczająco silne osobowości i że nie skończyło się na depresjach, załamaniach nerwowych, stanach otępienia i uzależnienia od prywatnego psychoterapeuty. Oczywiście jak już, taka opcja dotyczyłaby prędzej Lotty, jako że nigdy nie wyobrażała sobie Grigorija w takim stanie. To po prostu do niego nie pasowało. Ich "normalność" pewnie znacznie odbiegała od normalności ich rówieśników. Może Ostberg zaszywająca się w kącie to byłby faktycznie niecodzienny widok, ale momentami właśnie tak miała zamiar się zachowywać. Jednak Grigori bez zapałek... jedynie jeśli nastąpi światowy kryzys hurtowni zapałek. Ale wtedy i tak miałby ze dwie zapalniczki w zapasie. Sentyment w tym wypadku to kluczowa kwestia. Ile to razy Lotta łapała się na tym, że słysząc głos podobny do głosu Orlova rozglądała się uważnie, poszukując go wzrokiem w tłumie, choć było to wręcz nieprawdopodobne, by gdzieś tam był? Czekając na rozwój sytuacji i pozwalając sprawom toczyć się samoistnie, ryzykowne byłoby porywać się na jakiekolwiek inne gesty. Przynajmniej nie dawał jej złudnych nadziei ani niczego nie deklarował. Taki układ był dobry. Na razie. Przyglądała mu się uważnie, doszukując się oznak niezadowolenia, ale niczego się nie doszukała. Był świetnym aktorem. Albo ona z kolei była zbyt rozproszona jego obecnością, jego głosem i jego śmiechem. Właśnie ze względu na ową dwuznaczność za szybko wyrwały jej się dalsze słowa. Lepiej byłoby, gdyby uznał to jako dalsze przemyślenia na temat klimatu, chociaż jakaś część jej chciała, żeby odebrał to też w drugi sposób, żeby wiedział, że wciąż jest jedyny. - Pewnie tak. Prędzej przydałoby się coś na ochłodzenie, ale jeśli kiedyś ponownie będzie mi za gorąco, nie będę kombinować, po prostu przyjadę na weekend do Anglii. - zaśmiała się, patrząc mu prosto w oczy. Kiwnęła głową, kiedy powtórzył imię jej przyjaciela i kiedy powiedział o swojej reakcji. - Zawsze lubiliśmy się nawzajem zaskakiwać, czyż nie? - zapytała, odwzajemniając uśmiech. - O, właśnie, chciałam Ci coś pokazać! - oznajmiła nagle, wyciągając jedną rękę na zewenątrz i grzebiąc w kieszeni. Po chwili wyjęła z niej czarną zapalniczkę ozdobioną z boku płomieniem, który jakby się lepiej przyjrzeć, układał się w literę "G". Pokazała ją chłopakowi. - Niechcący zabrałam Ci ją, jak wyjeżdżałam. - wyjaśniła, nie do końca pewna, czy skojarzy fakty.
Sorry, myślałam, że skoro są przyjaciółkami, to wiesz xD
- Okej. Rozumiem. Kiedyś mi powiesz... - powiedziała z uśmiechem patrząc na śnieg. - Poznałam Ingrid (dawną Melody xd). Jest z Hufflepuffu. Jest trochę nieśmiała, ale za to umie grać w Quidditcha. Jest nowa i jeszcze praktycznie nie wie nic o Hogwarcie. Nie umie podstawowych zaklęć, ale kiedyś na pewno się ich nauczy.
Tak, mieli zdecydowanie silne osobowości. Ale w przypadku Grigorija na pewno nie zakończyłoby się to depresją, a raczej agresją. Rozgoryczony Orlov to jeszcze bardziej niepokojąca, silna wersja niepokornego Rosjanina. Dlatego psycholog w starciu z przeżywającym porzucenie Grigorijem zdecydowanie by ucierpiał. Lotta też nie pasowała mu do wizji zranionej kobiety, ale faktycznie ewentualnie to ona była trochę słabszym charakterem w ich dawnym związku. To był niecodzienny widok i Orlov nie wierzył, że faktycznie chce to robić, a jeśli już to musi być w bardzo złym stanie psychicznym. Bo Lotta oznaczała zawsze masę ludzi wokół swojej osoby. I faktycznie, niemożliwym by było widzieć bez żadnego płomienia w ręku Grigorija. A jakby był kryzys hurtowni zapałek, sam by je sobie zrobił, ot co! Faktycznie, sentyment dużo znaczył. W końcu po tak długim okresie, w którym wspólnie szli przez życie, teraz oddzielnie, byli wręcz nie sobą. No właśnie, dlatego przyjacielski, czy tam jak woli ojcowski gest był najbardziej bezpiecznym wyjściem. Nic nie chciał obiecywać, nie wiedzieli jakie będą ich kontakty, a i w sobie nie chciał niczego na nowo rozbudzać. Dobrym aktorem? Raczej był po prostu słaby w wyrażaniu uczuć. Potrafił nie wyrażać emocji, ale kiedy chciał, nie umiał też dobrze oznajmić co go trapi, bądź czym się przejmuje. Czyli naprawdę chciała, żeby zareagował na tą dwuznaczność? Co to oznaczało? Grigori szczerze mówiąc zupełnie nie spodziewa się, że w dziewczynie tli się jeszcze szczerze uczucie do niego. Czyżby było inaczej? - Albo do Rosji. O ile wiem, tam masz znacznie więcej znajomych, jest chłodniej, ale i tak nie kwapisz się do chłodzenia u nas - powiedział kręcąc głową z niesmakiem. Cały czas patrzyła się w jego oczy. Orlov miał wrażenie, że coś powinien zrobić, jakoś inaczej zareagować na nią i ich spotkanie... Jednak potrafił tylko odwrócić wzrok. - Tak... - powiedział powoli i z powrotem na nią spojrzał kiedy powiedziała, że coś dla niego ma do pokazania. Ku swojemu zdziwieniu wyjęła z kieszeni jego zapalniczkę. - Masz ją przy sobie? - zapytał zdziwiony. Zastanawiał się czy ją po prostu nosi, bo wiedziała, że tu jest, czy odkąd się rozstali. Oczywiście, że pamiętał swoją zapalniczkę i że ją zgubił tuż przed jej wyjazdem. Nie był pewny czy faktycznie przypadkiem ją wzięła ze sobą, ale nie chciał już też o to pytać, żeby nie wyjść na takiego co nie jej nie wierzy.
Grigori zdawał się nie wiedzieć, co to depresja. Owszem, jak każdemu zdarzały mu się stany lekkiego przygaszenia, jednak zdecydowanie nie należał do osób, które zamęczają same siebie. Raczej jak już, to zamęczają innych. Czyli w jego przypadku "depresja" zmieniała znaczenie i rzeczywiście mogła przerodzić się w "agresję". I ucierpiał by nie tylko Bogu ducha winny psycholog, ale cała okolica, która pewnie wyjątkowo szybko stanęłaby w płomieniach. Pewnie Orlov faktycznie byłby w stanie sam sobie zrobić zapałki i może nie byłoby to nawet złą opcją, bowiem mógłby zaoszczędzić na tym fortunę, zamiast co chwila latać do sklepu. Jakby się głębiej nad tym zastanowić, mogłoby być naprawdę ciekawie i równie niemiło, gdyby w tej chwili pozwolili sobie na rozpamiętywanie dawnych uczuć i okazywanie sentymentu. Taka Ostberg pewnie zinterpretowałaby to wszystko na opak, odpowiednio dopasowując swoją wersję do własnych preferencji i życzeń, a potem przez przypadek dowiedziałaby się o całej sprawie z Colette, którą znała już wcześniej, jednak niezbyt za nią przepadała, a już na pewno nie rozpatrywała jej w kategorii "ta, za którą szaleje Orlov". Cóż, w tym wypadku bycie dobrym aktorem a słabość w wyrażaniu uczuć wychodziła na jedno - brak objawów jakichkolwiek emocji. Może nawet lepiej, że Grigori niczego się nie spodziewa, bo to wszystko tylko by skomplikowało. A tak, może wyniknie coś przy okazji, a może nie. Wszystko będzie dziełem przypadku. - Do Rosji... - powtórzyła z namysłem. - Rosję znam na wylot, a Anglia jeszcze nie została przeze mnie podbita. Ale jakby pomyśleć, Rosja to lepsza opcja. - przyznała po chwili namysłu. Żadne z nich nie wiedziało, co powinno robić, bo cała ta sytuacja była trochę niezręczna, jednak w jakiś niewytłumaczalny sposób Ostberg zabolało to, że Orlov odwrócił wzrok. - Mam ją. - potwierdziła, obracając w palcach małą zapalniczkę. - Przepraszam, jakoś tak wyszło... Mogę Ci ją oddać.
Wiedział, ale jej nie praktykował. Czasem bywał zmęczony, niechętny do życia, ale zdarzało się bardzo rzadko, bez bardziej konkretnego powodu niż wstanie lewą nogą z łóżka. Depresja i agresja to bardzo pokrewne słowa dla Griogrija, Lotta z pewnością dobrze o tym wiedziała, jak może zachowywać się Orlov kiedy coś szło nie po jego myśli, bądź "smucił się". Jedno jest pewne, jak bardzo nie byłby zły jeszcze nigdy w jego karierze nie ucierpiała od ognia żadna rzecz należąca do panny Ostberg, mógł spalić wioski z dymem, ale nie tknąłby walizki Skandynawki. Pewnie byłby w stanie, ale wolał wymyślać co może z nimi robić, a nie jak, a poza tym zapałki nie były, całe szczęście, drogie. Zdecydowanie nie wyszłoby to im na dobre. Oboje znając ich farta zrozumieliby się inaczej i ich kontakt z pewnością nie byłby zbyt dobry. I całe szczęście, że nie musiał póki co mówić jej o Colette. I dobrze, że Grigori nie wiedział, że dziewczyny znają się i nie darzą się pozytywnym uczuciem, bo już teraz miał gęsią skórę, kiedy tylko pomyślał o spotkaniu Colette - Grigori - Lotta, a gdyby miał pojęcie o relacjach blondynek prawdopodobnie zamknąłby się w pokoju, albo poprosił Dimitrija o stałą asekurację, kiedy na horyzoncie pojawią się obie kobiety. Może i lepiej, że się nie spodziewa. Chociaż czy to by oznaczało, że w Lotcie dalej tli się uczucie do Rosjanina? - Póki co Anglia jest dobrą opcją, bo ja tu jestem - powiedział żartobliwym tonem, uśmiechając się leciutko. - Ale jak wrócę, to polecam Rosję. Nie miał wątpliwości, że wróci. Może później, może wcześniej, ale zawsze to był jego ukochanych kraj. Owszem, była niezręczna, ale Grigori nie miał w planach zranienia dziewczyny tym, że pochopnie odwrócił wzrok, nie wiedząc co ze sobą począć. - Chyba... No nie wiem, tak długo ją miałaś, że możesz sobie zatrzymać... jeśli chcesz - ostatnie dwa słowa dodał bardzo szybko. Ale w końcu on nie potrzebował tej zapalniczki, a może przeznaczeniem było, że siedziała akurat w kieszeni jego Lotty? Dopiero po chwili zorientował się, że niechcący w myślach dodał słowo "jego" przed imieniem dziewczyny i aż zagryzł gwałtownie wargi. Lotty, po prostu Lotty.
- Nie, nie hipogryfami. Smokami. Będziecie razem zionąć ogniem, i tak dalej... - odpowiedziała nader anielskim tonem głosu. - Ewentualnie możesz towarzyszyć podczas narodzin potworów morskich. To byłoby fascynujące, nie uważasz? Posłała swojej rozmówczyni iście rozbrajający uśmiech, w razie gdyby Ślizgonka nagle zapragnęła dać jej przez łeb za tego typu tematy. W końcu po Cirilli można spodziewać się naprawdę różnych reakcji, ale Tośka jakoś się tego nie obawiała. Cóż, najwyraźniej miała zbyt dobry humor, by mieć na uwadze, że stąpa po niepewnym gruncie. Miała też nadzieję, że koleżanka nie posunie się do popełnienia morderstwa, bo, pff, musieliby ją skazać za podwójne. A wtedy to już dożywocie, nie ma zmiłuj. - Albo nie. Wiesz co? Zmieniam zdanie. Nie chcę być Twoim zastępcą. Wolę poprowadzić Twoją kampanię wyborczą - oznajmiła po chwili, zamyślając się nad tym zajęciem. - Myślisz, że jak będę chodzić z ogromnym transparentem "głosujcie na Cirillę bo lubi elfy" to zostaniesz wybrana? Spojrzała na znajomą bardzo poważnie, jakby od jej odpowiedzi zależało dalsze życie Antoinette.
- Bardzo fascynujące, doprawdy. Nie powinnam się do nich zbliżać, a co dopiero im towarzyszyć - prychnęła, słysząc jakże zabawną i realistyczną wizję roztaczaną przez Tosię. Nie, bardziej zabawnej i realistycznej nie słyszała, nie. Właściwie, gdyby nie ten, jakże rozbrajający uśmiech, Toś niechybnie dostałaby po głowie tak. Ale nie tym Cirilla musiała się zająć, poza tym, nie były jej potrzebne żadne oskarżenia o podwójne (!) morderstwo, nie. Miała inne sprawy na głowie. - Naprawdę chcesz oberwać moja droga Antoinette, naprawdę. Ale wiesz? Upiecze ci się dziś, bo muszę cię zostawić tu, mam parę innych spraw do załatwienia. A więc do zobaczenia za niedługo - rzekła, wstając z ławki i udając się w swoją stronę.
Dobrze, że nie praktykował. Ludzie z depresją są wyjątkowo nudni: ciągle nic, tylko chodzą i smęcą, brakuje im energii, widzą wszędzie tylko złe aspekty życia i nigdy nie wiadomo, co można im powiedzieć, a co nie i jak zareagują. Taki obraz kompletnie nie pasował do Rosjanina. A o pokrewieństwie depresji i agresji oraz o przeradzaniu się jednego w drugie, dziewczyna faktycznie doskonale wiedziała i znała z autopsji. Znała także zamiłowanie Grigorija do spalania różnych rzeczy, ale o większych szkodach nie miała pojęcia. Jedno jest pewne - gdyby któraś z jej rzeczy, nie ważne mała czy duża, pospolita czy wyjątkowa, jednak gdyby jakakolwiek jej rzecz poszła z dymem nie przez przypadek, rozpętałaby się trzecia wojna światowa. Swoją drogą, produkcja zapałek domowymi metodami byłoby ciekawym hobby. A na pewno mniej destruktywnym. Gdyby oboje mieli inne spojrzenie na ich relacje i wyobrażali sobie co innego, wcześniej czy później doszłoby do nieporozumień, które prowadziłyby do Bóg wie czego, ale na pewno nie wpłynęły pozytywnie na ich i tak utrudnione już w chwili obecnej kontakty. Spotkanie uroczej trójki Colette - Grigori - Lotta z pewnością przebiegałoby w bardzo interesujący sposób, ale raczej nie do końca bezpieczny dla Orlova, bowiem żadna z blondynek nie była z natury uległa i żadna nie przywykła do ustępowania innym, więc jeśli dodamy do tego jeszcze wcześniej nadszarpnięte stosunki plus takie czy inne zainteresowanie chłopakiem obu dziewczyn... Mieszanka wybuchowa. Lotta, szczerze powiedziawszy, sama nie była pewna swoich uczuć. W ciągu kilku pierwszych miesięcy spędzonych w Meksyku spędzała każdą wolną chwilę na usilnym zapominaniu o Grigoriju i swoich przyjaciołach z Durmstrangu, których próbowała zastąpić alkoholem oraz jeszcze większą ilością papierosów, imprez i romansów. Tak było wygodniej. Nie wiązać się na stałe, nie rezygnując z wszelkiego rodzaju "uciech". Czy więc jej starania z dwóch ostatnich lat miały nic nie znaczyć wobec odnowienia kontaktów z Orlovem? - Właśnie dlatego jeszcze tu jestem. - zaśmiała się z jego wypowiedzi. - Przyjmuję to zatem jako zaproszenie. - dodała, skinąwszy nieznacznie głową, a jej wyobraźnia znowu zaczęła płatać jej figle i podsuwać jej różne wizje. Równie piękne, co nierealne, niestety. - Więc... zatrzymam ją... jeśli nie masz nic przeciwko. - powiedziała powoli, jakby na bieżąco rozważając pojedyncze słowa. - Ale jeśli będziesz ją chciał odzyskać, wiesz gdzie szukać. - uśmiechnęła się krótko, z powrotem chowając zapalniczkę do kieszeni. Ostberg nie dała tego po sobie poznać, ale zastanawiające dla niej było to, dlaczego Grigori tak gwałtownie zareagował i co było tego przyczyną, ale gdyby w jakiś sposób mogła się dowiedzieć, że dodał do jej imienia taki właśnie zaimek, ucieszyłaby się trochę bardziej, niż by wypadało. - Ale opowiadaj, co u Ciebie! Jak Wam w Durmstrangu beze mnie i w ogóle. - poprosiła radosnym głosem, jakby z obawy przed niezręczną ciszą.
Było zimno, a nawet bardzo, cholerna zima dawała się we znaki. Hannibal sam nie wiedział, po co przyłazi tu w taką pogodę. A może wiedział? Po głowie chodziły mu różne myśli, chciał posiedzieć sam, podumać, ale z drugiej strony miał już dość tej ciszy, tego przebywania sam na sam wyłącznie z sobą. Zwłaszcza, że humor mu dzisiaj nie dopisywał, denerwowało go wszystko, dosłownie. Poczynając od koloru skarpetek, które według niego były za szare, poprzez morelowy dżem na śniadanie, a skończywszy na jakiś pierwszakach, które mijał, a które patrzyły na niego krzywo. Chciał jakoś rozładować złość, najlepszym sposobem na to od zawsze były dla niego zaklęcia, jednak dzisiaj nic mu nie wychodziło, głupie czary na podstawowym poziomie potrafił zepsuć. W końcu zdecydował przyjść tutaj, może kogoś spotka, albo chociaż popatrzy w dół, na dziedziniec. Tylko dlaczego był akurat pusty, kiedy on chciał tam kogoś zobaczyć? Kogokolwiek... Ubrany jak zwykle elegancko, w czarne spodnie, drogie buty, ciemny golf i kurtkę pojawił się na balkonie. Postawił kołnierz, żeby nieco osłonić się przed zimnym wiatrem. Podszedł do barierki i oparł się o nią patrząc w dół. Pusto... Cholerne pustki. Zacisnął dłoń w rękawiczce na balustradzie i skrzywił się potwornie, już zamierzał odejść jednak zawiesił wzrok na czymś w dole stojąc bez ruchu wpatrywał się w jakiś kształt na śniegu, nie widział z góry co to, jednak był pewny, że wśród białego puchu spoczywa jakiś niewielki przedmiot intensywnie czerwonej barwy.
Rosjanka zła na cały świat, a przynajmniej na jego część, opuściła pomieszczenie, w którym miała zwyczaj sypiać. Oczywiście wszystko układało się w stronę odwrotną, niż chciała. Kiedy w jej życiu pojawiała się sprawa istotna, mająca jakiś wpływ na przyszłość albo przynajmniej na cokolwiek innego, przykładowo kontakty z innymi ludźmi, zazwyczaj szklana kula - tak ukochana przez Raisę - pokazywała nie to, co było wskazane. Tak przynajmniej sobie wmawiała, ponieważ po raz kolejny dowiedziała się więcej niż powinna. Wyrzuty sumienia zatytułowane "mogłam pozostać na wizji i nie dowiadywać się więcej" piekły ją od początku dnia. Jakby tego było mało, nieustanny krwotok z nosa był jeszcze trudniejszy do zatamowania niż zwykle, co spotęgowało jej okropny nastrój. Tak więc nie wiedząc co ma ze sobą zrobić, planowała przejść się gdzieś, najlepiej na świeże powietrze, żeby sobie trochę ulżyć. Chwyciła małą torebkę, leżącą na wierzchu i wepchnęła do niej różdżkę oraz chusteczki, na wszelki wypadek. Warcząc po drodze na zabłąkanych młodszych uczniów, których nawet nie znała i klnąc pod nosem w ojczystym języku dotarła na balkon nad dziedzińcem. Raczej nie planowała towarzystwa, a że akurat się trafiło... Ruszyła ku ławce, najbardziej oddalonej od nieznajomej jej postaci, jednak coś kazało jej się obejrzeć i zatrzymać na osobie wzrok. I dlatego też, po dłuższej chwili, zawróciła i oparła się o barierkę obok chłopaka, również wbijając wzrok w to, na co tak intensywnie spoglądał. Z tej wysokości bez wątpienia nie dało się zidentyfikować kształtu. - Co to jest? - zapytała, nie trudząc się przywitaniem. Sądziła, że mógł to wyrzucić z balkonu.
Pewnie nie zauważyłby nawet dziewczyny, gdyby usiadła tam gdzie zamierzała i nie zbliżyła się do balustrady. Dopiero jej głos spowodował, że zwrócił na nią uwagę, gdyż najwidoczniej mówiła do niego. Nikogo innego tu nie było. Zerknął w jej kierunku. Znał ją, nie znał? Najwidoczniej nie, ale kto wie, może znał, ale stwierdził, że nie warto jej zapamiętywać, a może była to jakaś chwilowa znajomość, bo i z takimi miał do czynienia. Po chwili myślenia na ten temat stwierdził, że była za ładna na zapominanie o niej, więc najwidoczniej się nie znali. Właściwie chłopak nie był jakoś specjalnie skory do nawiązywania nowych kontaktów, więc nic w tym dziwnego. Zlustrował wzrokiem sylwetkę dziewczyny, a zaraz ponownie wbił spojrzenie w przedmiot leżący na dole. Uniósł jedną brew. - Nie mam pojęcia, leży, nie jestem pewien, czy opłaca się... czy mi się chce iść sprawdzić, co to - rzucił. Zaraz jednak odepchnął się od barierki i spojrzał jeszcze raz na dziewczynę. - A może jednak sprawdzę co to, bo raczej nie należy do Ciebie, a jak to mówią znalezione nie kradzione - dodał i wsadził ręce do kieszeni, po czym ruszył w kierunku schodów.