Przez niewielkie drzwi można wyjść na marmurowe schody które prowadząc w dół ku sporego rozmiarów balkonowi. Otaczają go cztery wysokie kolumny, podtrzymując specjalnie zrobiony dach. Dzięki niemu, nawet kiedy pada można tam przesiadywać, bez obawy zmoczenia się. Posadzka jest wyłożona czarno-białymi płytkami. Te na samym środku robią wrażenie ogromnej szachownicy i rzeczywiście, jeśli tylko ktoś zdobędzie takiej wielkości figury, można tam grać. Z miejsca przy barierce (marmurowej, oczywiście) rozchodzi się widok na cały dziedziniec. Jest to świetne miejsce na obserwowanie innych, bowiem rzadko kiedy komuś przyjdzie na myśl by spojrzeć w górę. Po obu stronach znajdują się kamienne, niewielkie ławeczki.
-Nawet jeśli miałabym taki plan, to stwierdziłabym, że nie skaczę, tylko dlatego, żeby Ci przyjemności nie zrobić kochaniutka.- Lilou nie przestawała się uśmiechać. Jednak w tym jej słodkim uśmiechu czaiła się nutka złośliwości. W sumie Lilou miała tak samo. Lubiła rozmawiać z ludźmi. Wszystkimi. Po za tą oto dziewoją stojącą obok i irytującą samą swoją obecnością. Lilka chciała, żeby wszyscy ją lubili. Chciała, ale nie mogła się przemóc jeśli chodzi o Val. Ona po prostu nie dawała się lubić. I nie chodzi tu o to, co mówiła czy jak się zachowywała. Po prostu była Valery Stapleton. I tyle. Czasami więcej nie trzeba. Lilou odwróciła się plecami do barierki i oparła się o nią, po czym posłała swój najpiękniejszy uśmiech do dziewczyny. -Dalej, czekam.- powiedziała.-Autografy później. -I tak w ogóle.-zaczęła-zrobisz w końcu coś z...-zlustrowała ją i zamachała ręką ogarniając całą postać Val.-z tym?-zapytała mając na myśli dziewczynę. Valery była całkiem ładną dziewczynom, jednak coś w niej przeszkadzało Lilou. Był w niej jakiś nieład. Następna rzecz, która tak drażniła Lil.
Valery odepchnęła się stopą od ściany, bo ile można tak stać i pilnować, żeby się zamek nie zawalił? Fakt, to bardzo ważna funkcja dla każdego ucznia, ale nie dla kogoś kto jest nieco nadpobudliwy i nie może wytrzymać tyle czasu w jednym miejscu. Chłód lecący od ściany również nie pomagał, dlatego zrobiła kilka kroków do przodu, stając na środku przejścia. - Tu akurat nie ma niczego do poprawiania. - odparła uprzednio patrząc na swoją sylwetkę. Ukochane, czarne trampki, spodnie, długie włosy, które dziś o dziwo latały rozpuszczone. No i co tu ona chciała poprawiać? Może faktycznie rodzice troszkę ją skrzywdzili przez według niej brzydki nos, ale z tym jakoś da się żyć. - Ale jak chcesz to mogę ci trochę naprawić twarz, bo tam po lewej stronie coś nie działa. - dodała po chwili wskazując przy tym palcem o co jej chodziło. Rzadko kiedy w takich sytuacjach zachowywała stuprocentową powagę, co ujawniało się w jej uśmiechu, który co jakiś czas robił się większy, potem mniejszy, momentami nawet znikał, ale to właśnie on wszystko zdradzał.
To dziwne, bo te dwie dziewczyny są tak do siebie podobne, że mogłyby spokojnie się zaprzyjaźnić, ale nie po co. Lepiej jest się nawzajem drażnić. Może właśnie to ich wkurzało? Że były tak podobne? Bo chociaż z zewnątrz wyglądały całkiem inaczej,to wiele zachowań miały podobnych. (Czytałam kartę, serio są dość podobne ;d) -W sumie racja.-Pokiwała głową przyznając dziewczynie rację.-Niektórych rzeczy lepiej nie ruszać, bo mogą się rozlecieć.-uśmiechnęła się półgębkiem. Nawet kiedy się wkurzała to uśmiech nie schodził z jej twarzy. Co prawda był on wtedy złośliwszy, ale zawsze, nie? -Nie dziękuję, boję się, że mogłoby się z nią stać to, co się z Twoją działo. - puściła jej oczko. Nie do końca wiedziała o co chodzi dziewczynie, ale domyśliła się, że jest to jakaś gierka w którą Lilou nie dała się wciągnąć. -Czy Ty na prawdę nie masz ciekawszych zajęć do roboty?- zaczesała niesforny kosmyk włosów za ucho. Latał jej przed twarzą i latał, aż się o to prosił. - A może po prostu przebywanie w moim towarzystwie sprawia Ci, aż tak wielką przyjemność, że nie możesz się temu oprzeć? -uśmiechnęła się złośliwie i oparła dłońmi o barierkę. - Serio, Ty mnie śledzisz?-zapytała udając całkowitą powagę.
Jedno jest pewne. Bliźniaczkami na pewno nie są. Chociaż faktycznie zawsze rozmawiały tak, jakby ciągle mówiła ta sama osoba. Najwidoczniej Val wybrała sobie całkiem ciekawego przeciwnika. W końcu jeśli już ma się czerpać satysfakcję z takich rozmów, to jakoś trzeba znaleźć kogoś, kto się zaraz nie rozpłacze, ale nie poleci poskarżyć się nie wiadomo komu. Stapleton uśmiechnęła się pod nosem i krzyżując ręce na piersiach usiadła na białej płytce na podłodze. Jakby była czarnym charakterem to wybrałaby raczej czarną, ale to już są szczegóły. - Może jakby, jak to ujęłaś? A, 'to coś' przeszło ze mnie na ciebie, to zobaczyłabyś jak bardzo niski masz poziom inteligencji, czy co ty tam masz w tej głowie. I rzeczywiście, jesteś tak świetna, że chyba dopiero teraz poczułam, że się w tobie zakochałam. - rzuciła ironicznie, podpierając się przy tym dłońmi o zimną posadzkę. - Idź może poszukaj jakiegoś lusterka, żeby się przejrzeć, bo znowu ci ten włos lata. - dodała jeszcze z szerokim uśmiechem jako zwieńczenie całej swojej wypowiedzi. Ciekawe, czy obie były z siebie dumne, kiedy tak to sobie czasami gawędziły? Valery na razie wbiła wzrok gdzieś poza barierki.
Dla osób trzecich przysłuchiwanie się ich rozmowie zapewne byłoby interesujące. Obie wyglądały na dziewczyny na tyle uparte, aby nie odpuścić i ochoczo oddawać wredne pociski. I tu jest racja, bo jeśli Val grałaby wielce pokrzywdzoną, to oczywiście Lilou by się dostało, to to w końcu ona jest starsza. Jest już studentką, więc nie powinna się znęcać nad niewinnymi uczennicami. Tiaa... Niewinnymi. Dobrze wiemy, że Val to nie dotyczy. -W sumie może i tak będzie bezpieczniej, bo jak widać, kiedy ma się tak ogromny-wypowiedziała to słowo bardzo wyraźnie, uniosła dłonie i dwa razy zamachała wskazującymi i środkowymi palcami, żeby zaznaczyć, że nie do końca ma to na myśli.-poziom inteligencji to ciężko jest ogarnąć świat wokół siebie.- szczerze to Lil nie wątpiła w inteligencję dziewczyny. Musiała być na prawdę inteligentna, tylko z osobą posiadającą wiele w głowie mogła prowadzić rozmowy na takim poziomie. To był plus dla Valery, ale oczywiście Lil jej tego w życiu nie powie. -Oh, maleńka tak mi przykro, ale wolę chłopców.- w tym momencie na twarzy Lilou pojawił się udawany smutek, który wyglądał tak autentycznie, że aż się wzruszyłam. Cóż za zdolności aktorskie, brawo Panno Pepit! Wracając. -Mi lata jeden, niektórzy nie potrafią sobie poradzić ze wszystkimi -puściła jej oczko. Cóż, trzeba było przyznać, że przy tym wietrze włosy Val również latały na wszystkie strony. -I uważaj bo sobie tyłek odmrozisz, a mamusi nie ma obok, żeby zupkę podawać.-powiedziała z jakże wielką troską. Nie wiem czy Valery sprawiało to satysfakcję, ale Lilou jak najbardziej tak. Lubiła z nią rozmawiać, a raczej się droczyć, bo te rozmowy nigdy nie były proste. Zawsze polegały na wymyśleniu czegoś lepszego, mocniejszego, niebanalnego. A Petit lubiła takie zabawy.
Zabawa zabawą, ale małe dzieci to już chyba poszły spać, więc to był moment, w którym Valery powinna się podnieść i iść umyć ząbki, czy coś... Nie no. Głupie gadanie. Faktycznie. Może i włosy Krukonki były wszędzie, a fakt, że sięgały jej do pępka, nie ułatwiał sprawy. Niech ktoś tylko powie, że ma się pozbyć tych ciemnych fal, to zabije na miejscu. - A ty chyba miałaś się zabijać dzisiaj, to nie musisz się aż tak bardzo przejmować moim przeziębieniem. - mruknęła ponaglając Petit ręką, a sama zaś zaczęła się podnosić. Trzeba będzie ją tu niedługo zostawić samą ze sobą, bo chyba tak Lilou najlepiej się czuję.
Małe grzeczne dzieci może i tak,ale nie oszukujmy się. Valery raczej do takich nie należała, zresztą Lilou również. Lilou raczej nie będzie jej o tym mówiła. Co jak co,ale włosów, a dokładniej ich długości, Gryfonka zazdrościła tej dziewczynie. Sama chciałaby mieć tak długie włosy, jednak kiepsko jej szło ich zapuszczanie. Bo zawsze było 'coś'. A to trzeba było podciąć bo zniszczone, a to sobie je przypaliła przez swoje roztrzepanie... Notabene ciekawa historia. Zresztą,już tej długości włosy niejednokrotnie ją drażniły. Więc raczej nie było szans na ich zapuszczenie. -Bo ja, w przeciwieństwie do niektórych -i tu spojrzała wymownie na Val-mam dobre serduszko.-położyła dłoń w miejscu,gdzie miała serce. Tak na wszelki wypadek, gdyby tamta tego nie wiedziała. -I muszę Cię rozczarować,ale żadnego zabijania się nie będzie.-zrobiła smutną minę.-Wpadnij innym razem.-dodała puszczając jej oczko.
- Cóż... - mruknęła podnosząc się powoli, co na początku sprawiło jej nieco trudu, bo przecież podłoga jest taka śliska, że można się na niej piętnaście razy zabić zanim się gdziekolwiek człowiek ruszy. - Liczyłam na dobre widowisko, ale jesteś tak nudna, że nawet skoczyć nie potrafisz. - dokończyła, kiedy się wyprostowała. Odgarnęła włosy, które niegdyś, bo dobre kilka lat temu były grzywką, a teraz wiszą i bezczelnie przeszkadzają. Uśmiechnęła się to Lilou jak do normalnego człowieka i odwróciła się na pięcie. Zaraz, zaraz... Uśmiechnęła się? Stapleton, puknij się czasem w ten łeb. Słodki Merlinie, jeszcze trochę, a zacznie jej mówić 'dzień dobry' jak będą się mijać na korytarzu. Valery stwierdziła, że dłuższa słowna potyczka nie ma już sensu. Przecież i tak niedługo znów Petit zniszczy jej piękny dzień i historia się powtórzy, ale już nie dziś.
Dostałą list od matki, że ma się znalazła jej narzeczonego. Elena wiedziałą, ze musi się zgodzić, inaczej cały jej plan weźmie w łeb. Tak więc wzięła z szafy pierwszą lepszą sukni, zarzuciła ją na siebie i poszła na umówione spotkanie. Na szyi tradycyjnie wisiał jej srebrny wąż ze szmaragdowymi oczami. Na piejsce przybyła pierwsza. Spojrzaął na zegar po drugiej stronie dziedzińca... Byłą kilka minut przed czasem. Zastanawiała się kim jest jej przyszły mąż i czy wywinie jej taki sam numer jak Felix? Miała nadzieję, ze nie... Nie zniesie po raz kolejny tych szeptów i obgadywania za plecami. Każdy w Hogwarcie wiedział, ze narzeczony zostawił ja przed ołtarze... drugi ra nie pozwoli na taką zniewagę. Usiedła na jednej z marmurowych ławek czekając na młodzieńca.
Szedł spokojnym, dystyngowanym krokiem w umówione miejsce. Nie śpieszył się, wiedział, że ma jeszcze czas. Z reguły był punktualny, chociaż zdarzały się sytuację, gdy coś... lub ktoś... go zatrzymywał i rzeczywiście się nieznacznie spóźniał. Teraz jednak wiedział, że będzie równo o umówionej godzinie. Musiał, tego od niego wymagało savoir vivre. Ubrał się też w swoją najlepszą, granatową szatę ze srebrnymi wykończeniami. Dostał ją od siostry, która stwierdziła, że ten kolor podkreśla jego oczy. Cóż, niech jej będzie - pomyślał.
Początkowo był niezadowolony, gdy jego babcia stwierdziła, że ma już szukać sobie czystokrwistej żony. Dała mu kilka zdjęć i opisów, i ot tak, kazała wybrać którąś. Po godzinie przeglądania, stwierdził że niejaka Elena Marion jest w miarę adekwatna i może być ciekawą osobą, z tego co przeczytał. Teraz jednak, był zaintrygowany tym, czy dobrze wybrał. Wiedział, że kochać jej nie musi, mają tylko wziąć ze sobą ślub i dać przynajmniej jednego dziedzica obu rodom. Na dzisiejsze czasy nadal uważał, że siedemnaście lat to wcześnie, jak na takie relacje, ale skoro to tradycja sięgająca już tylu setek lat, to niczego innego spodziewać się nie można...
Postanowił jednak, że musi ją choć trochę poznać, bo choć to na mamę, siostrę i babcię spadły przygotowania do ślubu, to jemu zależało na tym, aby nie starali się wzajemnie otruć przy każdej nadarzającej się okazji. Bądź co bądź, jako małżeństwo spędzą ze sobą sporo czasu, nie byłoby to zbyt komfortowe. Może nie zamierzał jej w sobie rozkochiwać, jednak chociaż trochę cieplejsze stosunki byłyby dobrym rozwiązaniem dla nich obojga.
Wkroczył spokojnie na balkon nad dziedzińcem, który tak właściwie był jednym z jego ulubionych miejsc. Nie on wybierał miejsce spotkania, ale podobało mu się ono. Gdyby miał iść do na przykład Tęczowego Pokoju, zwątpiłby w ludzkość, a od rodziny Marionów uciekł jak najprędzej.
Dostrzegł w końcu Elenę Marion, ubraną w piękną, czarną suknię. Przystanął, przyglądając się jej badawczo. Był estetą, wszystko co piękne doceniał, a ta suknia była jedną z najładniejszych, jakie widział kiedykolwiek. Do tego pasowała do swej właścicielki, co też warto było docenić.
- Witam, panno Marion. - Podszedł do niej bliżej, do ławki na której siedziała i usiadł obok. Nie rzekł nic więcej, czekał aż dziewczyna sama się odezwie, by mógł wywnioskować, jak ma z nią postępować. Nie wiedział przecież, czy jej nie zmuszono do tego małżeństwa, czy jest z tego powodu zadowolona... nic tak właściwie nie wiedział o niej, a to już dałoby mu jakąś bazę, podstawy.
Na Balkon wszedł młodzieniec w dobrze srojonej, granatowej szacie ze srebrnymi wykończeniami. Elena wstałą i zmierzyła go wzrokiem. -Witam, Paniczu Quietusie.- odpowiedziała na powitanie i usiedli. Najchętniej miałaby to za sobą... Chłopak był młody, z pewnością młodszy od niej. -Jesteś mlody... Mogę wiedzieć ile dokladnie masz lat?- spytała z braku tematu. Oby nie był dużo młodszy... Elena nie pozwoli podpożądkować siebie komuś młodszemu... no, chyba że wiek nadrabia charakterem, ale to się jeszcze okaże.
Spokojnie zniósł jej oceniający wzrok. Ludzie zawsze oceniali, mniej lub bardziej dyskretnie, ale każdy to robił. Dlatego pierwsze wrażenie było tak ważne.
- Owszem. - Odrzekł krótko. - Jestem dwa lata od ciebie młodszy. - Dodał po chwili, patrząc na nią po trochu wyczekująco, po trochu oceniająco. Widział, że dziewczyna nie jest chętna do tego kontaktu, więc prawdopodobnie rzeczywiście została przymuszona do małżeństwa. Cóż, już on musi zadbać o to, by go przynajmniej polubiła, tak będzie lepiej dla nich obojga.
Wiedział, że Elena może go teraz potraktować "po łebkach", poczuć się urażoną młodszym partnerem. Nie, żeby jej się dziwił, wielu ludzi było negatywnie nastawionych do posiadania młodszych od siebie "połówek". On z wielu obserwacji wiedział już, że wiek ma nieistotne znaczenie tak naprawdę, jeśli chodzi o rozwój psychiczny. Można spotkać dorosłego w tym względzie piętnastolatka, tak jak bardzo dziecinnego trzydziestolatka. Wszystko zależy od szeregu czynników, jak wychowanie, środowisko, charakter...
- I generalnie, mów mi po imieniu, znasz je przecież. - Obdarzył ją lekkim uśmiechem. - Mamy się poznać, więc... Twoje ulubione miejsce w tym zamku?- Zapytał, ni stąd ni zowąd, zmieniając całkowicie temat i tor rozmowy. Od czegoś musieli zacząć, lepiej od takich lekkich tematów. - Moim jest chyba to, pomijając Pokój Czterech Pór Roku, w każdym razie lubię tutaj być. Można na wszystkich patrząc z góry, obserwować ich, przy okazji zostając niemal całkowicie niezauważonym, bo mało kto pomyśli o tym, by spojrzeć w górę. - Wskazał palcem sufit. - To takie... przykre. I głupie. Ludzie często cierpią przez właśnie takie błahe rzeczy, jak zwyczajna nieostrożność. - Prychnął. Opowiadał jej o tym, bo wiedział, że istnieje zasada "informacja za informację", miał więc nadzieję, że dziewczyna odpowie teraz na pytanie, skoro on już na nie odpowiedział, a rozmowa dalej już się sama potoczy...
Gdy usłyszałą, że jest dwa lata młodszy tylko prychnęła dyskretnie. Nie chciała go urazić, w końcu miał zostać jej mężem. Jednak nie zamierzaął się z nim jakoś specjalnie spoufalać. gdy spytał o ulubione miejsce przez chwilę się zastanawiaął. W końcu on jej powiedział, wiec wypadałoby również udzielić mu takowych informacji. -Zakazany las.- odpowiedziała krótko. Nie miała zamiaru sie rozgadywać, chłopak ma nie wiedziec o niej wiecej niż to konieczne. -Co skłoniło cię do małżeństwa w tak młodym wieku?- spytała dalej mierząc go chłodnym spojrzeniem.
Uniósł brew, uśmiechając się kątem ust. Cóż, słyszał co nieco o jej charakterze, dlatego też ją przecież wybrał. Myślał jednak, że postara się choć bardziej utrzymać pozory tego, iż jest zadowolona z tego, że stanie na ślubnym kobiercu. No, ale w końcu była Gryfonką, nie Ślizgonką, nie mógł oczekiwać, iż będzie potrafiła tak samo odgrywać swoją rolę, jak on, czy właściwie co druga osoba z jego Domu. Odpowiedź o Zakazanym Lesie nawet go nie zaskoczyła. Wyglądała na buntowniczą, mimo że roztaczała wokół siebie aurę chłodu. Wiedział, że było to celowe, większość Ślizgonek tak robiła, jakby nie patrzeć, chowały wszystkie swoje uczucia, spostrzeżenia i miały się na dystans. A Elena jako Gryfonka pewnie też była odważna, więc Las jej nie przerażał. Cóż, on się z nią na spacery raczej tam wybierać nie będzie... W parze tam mógł iść jedynie z Borisem, zdając się na jego wyostrzone zmysły i znajomość Zakazanego. Ale cóż, Boris był jego kumplem, a Elena... hm, to się właściwie okaże dopiero za jakiś czas.
Zignorował jej zimne spojrzenie, jedynie ponownie uśmiechnął się kpiąco, rzucając jej nieme wyzwanie pod tytułem "pokaż, co potrafisz", jednocześnie dalej dbając o savoir vivre.
- Babcia. - Odparł krótko. - Stwierdziła, że potrzebuję kogoś wybrać już teraz. A tak właściwie, to "kiedy" nie ma znaczenia. Miałem kilka kandydatek... Z dwojga złego wybrałem ciebie. A ty? Chcesz brać ślub, czy cię zmusili? - Znał odpowiedź, wiedział, że decydowali za nią rodzice, ale chciał, żeby dziewczyna sama mu odpowiedziała.
Zadziornym uśmiechem przyjeła wyzwanie. -Mnie zmusili przybrani rodzice. matka stwierdziła, ze dobry mąż zapewne mnie poskromi. Nie jestem jednak tego taka pewna patrząc na twoj wiek.- odpowiedziała dalej zadziornie się uśmiechając. Oj chłopcze, chłopcze... uważaj, bo sie sparzysz i będzie płacz... a tego przecież nie cchemy... -A wiec ty coś o mnie wiesz, a ja o tobie praktycznie nic... Opowiedz coś...- poprosiła mierząc go tym razem jakby ciekawskim spojrzeniem. Oj taaak... Elena zmieniałą taktykę... tylko na jaką konkretnie? To się jeszcze okaże...
Uśmiechnął się szerzej. Czyżby Elena naprawdę sądziła, że może się równać w niewerbalnych wyzwaniach i prowokacjach ze Ślizgonem? Z nim? Quietus uznał, że jest uroczo zabawna.
- To możesz od razu powiedzieć swojej matce, że nikt tu nikogo poskramiać nie będzie. - Zaoponował od razu. - Gdybym szukał kobiety, którą można stłamsić, nie wybrałbym ciebie. - Powiedział rzeczowo. - Stłamszona przez męża kobieta, to nudna kobieta. A ja nienawidzę się nudzić. - Uśmiechnął się do niej zawadiacko.
Niemal roześmiał się w głos, gdy dziewczyna poprosiła go o to, by coś opowiedział o sobie. Dalej jednak pamiętał o zasadach dobrego wychowania i jedynie uśmiechnął się uprzejmie z nutą złośliwości. Zamiast powiedzieć jej, że nie jest jakimś głupim Puchonem (bo niektórzy bywali całkiem inteligentni) i nie będzie przed nią odkrywał swoich sekretów, postanowił swym zwyczajem odpowiedzieć wymijająco.
- Ulubiony kolor to czerń i biel, magiczne zwierzę: bazyliszek, popiełek, chimera i mantykora. A twoje? - Tym razem jego uśmiech był już ewidentnie złośliwy. Cóż, odpowiedział na pytanie, choć niekoniecznie tak, jak Elena tego chciała. Cóż, bywa.
Pokręciła głową. -Może lepiej jej tego nie mówić, bo jeszcze wszystko by odwołała, a tego przecież nie chcemy.- odpowiedziała ze sztuczną uprzejmością. A jego złosliwy uśmiech odpowiedziaął rózwnież usmiechem, tyle, ze pobłażliwym. Dałą mu w ten sposób do zrozumienia, ze nie zrobiła na niej większego wrażenia. -Ulubone kolory to czerń i te drogich kamieni. Ulubione magiczne zwierze, również bazyliszek, lecz do tego jeszcze Ognista Zmora, smok żyjący wśród piasków Sahary.- dopowiedziaął pewnie. -Ulubiony przedmiot?- spytała od niechcenia. Założyła nogę na nogę i odgarneła wlosy za jedno ucho. Patrzyłą niego pewnie i z wyższością. Była ciekawa czy chłopak ja czymś zaskoczy, czy też nie...
Ty nie chcesz - miał ochotę ją poprawić. Jemu to było wszystko jedno, zawsze miał jeszcze około tuzina kandydatek, może nie tak ciekawe, ale jednak były. Domyślał się jednak, że Elenie nie w smak byłoby przechodzenie przez coś takiego kolejny raz, z kolejnym chłopakiem, więc chyba jej samej byłoby lepiej, gdyby jednak została przy nim.
Oł, nie lubi się bawić, jaka szkoda - skwitował sarkastycznie jego wewnętrzny głos. Quietus uśmiechnął się ironicznie na tę myśl.
- Dobry jestem z Eliksirów i Zielarstwa. - Odparł, nie zmieniając dystyngowanej pozycji swojego ciała. Tak naprawdę, każdy z przedmiotów miał coś interesującego w sobie, ale z racji profesji matki, Eliksiry, Alchemia, Zielarstwo przychodziy mu wręcz śmiesznie łatwo. Spojrzał krytycznie na Elenę, która założyła nogę na nogę i ewidentnie starała się wzbudzić w nim poczucie niższości. Niedoczekanie, Złotko - przekazał jej spojrzeniem, jedynie nieznacznie wywracając oczami na jej buńczuczną postawę. To zaczynało robić się po prostu nudne, dziecinne... a myślał, że będzie ciekawiej...
Czy Elena chciałaby to przechodzić z kolejnym chłopakiem? hmm... kolejny mógłby się okazać piętnastolatkiem, albo którymś z jej licznych wujków czy kuzynów. Dlatego lepiej, żeby już wzię;la ślub z nim, ni miałaby niańczyć dziecko, albo jeszcze kogoś innego... Wychwyciła jego spojrzenie więc uśmiechnęła się przepraszająco i skrzyżowała nogi w kostkach jak na damę przystało. Nie będzie przecież siedzieć prosto jakby miała osiem lat! -Oh! ja też uwielbiam Eliksiry! Niestety tutaj nie pozwalają mi an lekcjach do końca rozwinąć skrzydeł...- powiedziała ze smutkiem. -Lubię również Obronę Przed Czarną Magią i Zaklęcia.- dodałą po chwili uśmiechając się delikatnie. Dziecinne powiedasz? Hmm... to twoje zdanie...
Z zadowoleniem zauważył, iż dziewczyna się opamiętała i zaczęła zachowywać, jak na jej urodzenie przystało. Nie siedziała sztywno jakby kij połknęła i to było dobre, jednak przyjęła bardziej arystokratyczną pozę.
Czyli potrafi się zachować, tylko nie chce. - Skwitował w myślach, patrząc z zamyśleniem na dziewczynę.
- A po cóż na lekcjach? - Zdziwił się, unosząc brew. - Bierzesz kociołek, znajdujesz jakąś wolną aktualnie salę, dostosowujesz ją do swoich potrzeb i robisz. - Uśmiechnął się, wspominając, jak tym trybem pierwszy raz w życiu udało mu się uwarzyć veritaserum. - Jak chcesz, następnym razem jak będę z czymś eksperymentował, wezmę cię ze sobą. - Bardzo ucieszyła go perspektywa dzielenia z kimś hobby. Mało kto pałał miłością do tego przedmiotu, jak on.
- Wolę czarną magię... - Powiedział pod nosem do siebie, tak żeby Elena nie dosłyszała, po czym dodał głośno - A zaklęcia, w istocie, są ciekawe, choć niektóre całkowicie nieprzydatne.
Zachichotała. -A kto powiedział, że ja tak nie robię?- spytała retprycznie znów spogladając zadziornie. Ona tylko powiedziała, ze na lekcjach nie może się popisać, ale ile razy ważyła coś sama? Najczęściej musi sama przyżądzać swoje lekarstwo, więc jest to prawie jej stałym zajęciem w wolnym czasie. -Muszę ci przyznać racje, że wiekszość tego czego nas uczą na zaklęciach jest nieprzydatna.- powiedziała i przyglądała mu się przez chwilę. -A Obronę Przed Czarną Magię lubię, bo przecież nie moge umieć tylko używać czarnej magii... Muszę też umieć się przed nią bronić.- powiedziała z dziwnym błyskiem w oku. Po chwili ciszy znów się odezwała. -Moi rodzice zażyczyli sobie, abyśmy zorganizowali przyjęcie zaręczynowe. Co powiesz na 19-ego? Wielka Sala jest już załatwiona, muszę jeszcze tylko dyrektorowi podać konkretny termin.- powiedziała znów przybierajac chłodny ton. No co? To tak samo z siebie...
- No w sumie też racja, mój błąd i nadinterpretacja. - Odpowiedział. - A na lekcjach wystarczy, że zrobisz coś lepiej od innych, dajmy na to w trzeciej klasie zrobiłem eliksir pieprzowy, którego dwa razy mniejsza dawka dawała te same efekty, tylko dlatego, że dwadzieścia z ziarenek pieprzu wrzuciłem w całości, a resztę tylko zmiażdżyłem. Można, tylko trzeba wiedzieć jak eksperymentować, by wszystkiego nie wysadzić.
- Mnie na przykład zaklęcia do sprzątania się nie przydadzą. Będziemy mieli skrzata, po co mi ich znajomość? Ale zaliczyć trzeba... - Westchnął. Nauka nieprzydatnych zaklęć była taka... nudna.
Pominął odpowiedź na temat OPCM, oczywiście, że trzeba się uczyć tego i tego, jednak on uważał, że czarna magia była po prostu ciekawsza i stawiała większe wyzwania, poza tym była magią wysoką, wymagała szczególnych umiejętności...
Pomyślał przez chwilę, pukając się wskazującym palcem w dolną wargę.
- Myślałem, że będzie bardziej kameralnie, ale skoro twoi rodzice tak sobie życzą, niechaj będzie. Mnie jest obojętne kiedy, dla ciebie jestem dostępny dwadzieścia cztery godziny na dobę. - Uśmiechnął się kącikiem ust.
Nie skomentowała wypowiedzi o zaklęciach i eliksirach. Poczekaął na kmentarz o przyjęciu. Jednak ostatni zdanie ją zaskoczyło. -Słodki jesteś, ale tak często nie będziesz mi potrzeny.- odpowiedziałą już cieplej i z delikatnym uśmiechem. -Raczej, nie będziesz...- dodała po chwili tym razem z zalotnym uśmiechem. Uuu... Elenka znowu zaczynaął swoja zabawę, tylko czy Panicz le Fay to wyczuje? Raczej wątpliwe, Elena była zbyt dobrą aktorką... Przusnęła się bliżej i położyła rękę na jego dłoni. -Jakies specjalne życzenia co do przyjęcia?- spytała cicho i ciepło.
- Nie jestem słodki, ale o tym zdążysz się jeszcze przekonać. - Posłał jej tajemniczy, lekko drapieżny uśmiech.
Po chwili zauważył zmianę w postawie dziewczyny, która zaczęła z nim flirtować. Musiał jej przyznać, była dobrą aktorką, ale on nie był idiotą. Umiał rozpoznać grę, gdy ją widział, a jeśli chciałaby poprowadzić ją bardziej umiejętnie, mogłaby tak nie skakać z jednego nastroju w drugi, to od razu nasuwało myśl o tym, że "coś tutaj nie gra".
Ciekaw jestem, co zrobi, jak podejmę jej grę? - zastanowił się, a kącik jego ust drgnął, gdy powstrzymywał się od złośliwego uśmiechu.
- Życzenia... - udał zamyślenie, przy okazji ściskając jej dłoń. - Nie, w takich nudnych, żmudnych sprawach wolę się zdać na ciebie. - Drugą dłonią odgarnął kosmyk jej włosów, wkładając go za ucho. - Nie chce mi się zawracać takimi trywialnymi rzeczami głowy, to dobre dla kobiet. - Uśmiechnął się nieznacznie, głaszcząc ją po policzku i odsuwając jedną z dłoni, drugą nadal ściskając rękę Eleny.
-Mam nadzieję...- wymruczała uśmiechając się szerzej. Przysunęła się jeszcze bliżej i przeniosła ich dłonie na swoje kolana. -Ale nie licz na to, ze w przyszłości wymigasz się od podobnych przygotowań. Jako Pan domu musisz mi w tym pomagać.- wyszeptała aksamitnym głosem wprost do jego ucha. Jak an razie chlopak robił na niej dobre wrażenie, wyraźnie był dojżalszy niż mogłby się zdawać. Elena wczóła, ze chłopak ja rozgryzł, a mimo to z nia flirtował.Gdy głaskał ją po policzku delikatnie wtuliła sie w jego dłoń patrząc mu w oczy delikatnym, uwodzicelski spojrzeniem. Gdy zabrał swoja ręke z jej twarzy zaczęła bawić sie jego palcami. -Ile miałes kobiet przedemna?- spytała dalej patrząc na jego palce. Wstydziła się spojrzeć mu w oczy? A moze znów grała? to sie jeszcze okaże...
Uśmiechnął się lekko, nachylając się nad jej uchem.
- Jak będziesz potrzebować przy tym pomocy to weźmiesz sobie moją siostrę. Ja się w takie rzeczy nie bawię. - Powiedział to cichym, niskim tonem, obejmując ją wolną ręką w pasie.
Skoro tak chce się bawić, niech jej tak będzie... - pomyślał.
Nie zabrał ręki, której palcami bawiła się Elena, po chwili zaś splótł je razem, trzymając w dość mocnym uścisku.
- Kobiet? Kilka. - Wymruczał jej do ucha. - Jak myślisz, okażesz się lepsza niż one? - Jawnie ją prowokował, by pokazała na co ją jeszcze stać. Rzeczywiście, kobiet miał jedynie kilka, gdy miał wybór między mężczyzną a kobietą, wybierał to pierwsze, związki z nimi były bardziej interesujące i zdecydowanie mniej irytujące. Prawda, zależy też jaka kobieta, ale jedynie z jedną z nich był dłużej niż kilka nocnych przygód.