Jedno z najbardziej tajemniczych i przesyconych niezwykłą aurą pomieszczeń, stanowi Sala Przyszłości. Ten średnich rozmiarów pokój, znajdujący się na trzecim piętrze został wybudowany ku celom wróżbiarskim. Zawsze w powietrzu czuć tu zapach delikatnych kadzideł. Nie ma tu żadnych ławek czy krzeseł, każdy natomiast może zająć miejsce na wielkich poduszkach rozłożonych na ziemi. Pod sufitem widzą przeróżne materiały, tworząc bardzo przytulny wystrój. Całość zachęca do medytacji, bądź spróbowania swoich wróżbiarskich zdolności na jednej ze szklanych kul, których tutaj na pewno nie brakuje. Można tu także znaleźć filiżanki, herbatę, książki dotyczące chiromancji czy numerologi. Jednym słowem, wszystko co tylko może się przydać do szukania odpowiedzi na pytania dotyczące nie tylko przyszłości.
Jakoś nie zraził się tym, że odsunęła od siebie jego łapkę i wyraźnie pokazała, że ie pasuje mu jego dotyk. Martwił się trochę tym, że tak szybko się uspokoił i nie roznosiło go już ADHD. Ale z drugiej strony, będą mogli sobie grzecznie porozmawiać, prawda? Zamiast robić czegoś co mu zwyczajnie nie wypada... ale to juz tak naprawdę się nie godzi. Bo poza tym, kiedy on się niby przejmuje tym co wypada, a co nie? -To wyjaśnij mi dlaczego ty jesteś taka głupia i tak lubisz udawać, że masz mnie dosyć, co? - Jego ręka znów powędrowała w stronę jej twarzy. Jednak tym razem jego palce zatrzymały się na jej podbródku, który uniósł delikatnie tylko po to żeby wargami móc musnąć czubek jej nosa. Cóż, nie wierzył w to co mówiła i robiła. Jak on miał kogoś dość robił coś kompletnie innego, wiadomo. I twierdził, że każdy normalny również nie powinien robić tego co ona.
Zdążyła już zauważyć, że mimo swoich zabiegów on nie dawał jej spokoju, a, co więcej, to wszystko tylko jeszcze bardziej nakręcało go do działania. Ale co, miała się mu poddać, by on mógł kierować nią jak marionetką? Niedoczekanie jego! Ona nie da sobą rządzić, nigdy. Choćby miała za wolność płacić wielką cenę. - Sam jesteś głupi - odparła z pogardą. - Udawać? Ja nie udaję - dodała dobitnie. - Mierzi mnie twój widok i każdy twój gest. Znowu był od niej szybszy i zrobił coś, co wzbudziło w niej nieprzyjemne wspomnienia. Nie powstrzymując się, wcale tego nie chcąc, złapała jego ręką swoją i wykręciła mu ją, a drugą wymierzyła mu siarczysty policzek. - Nigdy więcej tego nie rób, inaczej twoja piękna buźka nie będzie już taka piękna.
Kolejny kpiący uśmiech pojawił się na jego wargach tuż po jej odpowiedzi. Zaczynała go ta sytuacja chyba irytować. Niezbyt przepadał za dziećmi, a czuł się jakby właśnie z kimś takim miał do czynienia. Jakoś zawsze bardziej kręciły go dziewiętnastolatki i z nimi mógł wytrzymać. Ale skoro już weszliśmy w relajce z takim bachorem ot musimy postępować tak jak z dziećmi postępować należy -Sądzisz fakt, że jesteś podobno kobietą uratuje cie przede mną w jakikolwiek sposób? Nawet sie nie łudź, bo nie warto. I proszę cie, zachowaj jakiś poziom dyskusji. Nie mam zamiaru obcować z bachorem - Oj nie był zadowolony z tego, że mu się dostało, ani trochę. Nie żeby to jakoś koszmarnie zabolało, wiadomo. Ale tym razem liczył się sam fakt i ten gest. Nic więc dziwnego, że szybko dorwał jej łapki i przyciskając jedną do drugiej złapał je w mocnym, nawet trochę zbyt mocnym uścisku. Napierając na nią ciałem przyparł ją plecami do ściany przy której przecież i tak stali i zaciskając łapki jeszcze mocniej, wręcz oparł się o nią wygodnie...wygodnie dla niego oczywiście. W końcu oparcie uda o jej własne nogi tak żeby to on miał nogę między nimi, a nie daj Boże ona między jego udami, jest dla niego bardzo komfortowe. Cóż, przynajmniej nie dał jej z liścia... tylko postanowił się eee..przytulić. Można to tak nazwać
Nie no, no sobie leciał z nią kulki. Ona się tak wysilała, żeby jakoś go od siebie odstraszyć, a ten nie! Nie dając za wygraną, przysparzał jej jeszcze więcej psychicznego cierpienia, no którego miało zaraz dojść także fizyczne. Jakże mógł więc dziwić się, że momentami mogła brzmieć jak dziecko, skoro jej umysł zaczął wariować i był bliski fiksacji? Poza tym, pamiętajmy, że angielski nie był jej ojczystym językiem i czasem trudno było jej wysłowić się, pomimo tego, że znała go w dobrym stopniu. Ale, pomijając to, jeśli uważał ją za dziecko, to co on tu jeszcze robił? - Tylko ślepiec nie umie dostrzec we mnie kobiety. Czyli między innymi ty - stwierdziła. - Och i to ty sprawiasz, że muszę żniżać się do poziomu głupców, ty rozwydrzony dzieciaku, który denerwuje się, bo nie może dostać tego, czego chce. Syknęła z bólu, gdy złapał jej ręce i przycisnął ją do ściany. Jej wcale nie było wygodnie i chciała uwolnić się jak najszybciej z tego więzienia. Bo tak się w tej chwili czuła, jak w więzieniu. Myślała intensywnie, jak tu się wydostać. I w końcu wymyśliła. Korzystając z chwili nieuwagi, kopnęła go w kroczę i jakimś cudem wywinęła się jakoś z jego objęć. I zaczęła uciekać, co jednak jej się nie udało, bo potknęła się o te pieprzone poduszki, które pokrywały całą podłogę.
Kiedy dziewczyna zaczęła się produkować po raz kolejny on, wyraźnie jej nie słuchając, po prostu patrzył się na jej biust zastanawiając sie przy tym czy to jej wystarczy zeby przekonać go o własnej kobiecości. Nie wiedział czy to kwestia jego uczuć do niej, jej charakteru czy czego jeszcze, ale jakoś mu owy biust nie imponował tak jak powinien. No i...eh, cholera. Ciekawe jak miała go kopnąć skoro to jego noga była między jej nogami, a ciałem blokował jej ruchy. Rozumiem odepchnięcie go od siebie, gryzienie albo próba uwolnienia rąk. Ale to teraz jest po prostu bezsensu, no przepraszam baardzo. -Brawo, brawo. Nie muszę sie nawet starać, umiesz poniżyć się sama. Trochę to nudne, ale miło, że mnie wyręczasz. - Uniósł brwi zaskoczony widząc jej wywrotkę. No to jednak trzeba mieć talent, musiał to przyznać. Oczywiście podchodzić do niej i pomagać jej wstać nie miał zamiaru. Ale z drugiej strony, leżącego nie kopał. Dosłownie
Nie imponował mu? To co, miała sobie wszczepić implanty jak Pamela Anderson i wyglądać jak jakiś plastik? No chyba Tamara musiałaby być w tym momencie chora psychicznie. A jak on nie umiał docenić walorów dziewczyny, to cóż... to był jego problem. Byli tacy, którzy potrafili ją docenić. Poza tym... ona w tym momencie chciała mieć święty spokój. Nie czuć nic Kompletnie nic. Poza tym... on naprawdę był takim sadystą, że, pomimo tego, iż tak jej nie znosił, przebywał tu z nią? To wcale nie było normalne. W ogóle. Ale czy on był normalny? Psychopata zasrany. To nie było wcale tak bez sensu. Ona po prostu była sprytna akurat w tym momencie i jakimś cudem udało jej się tego dokonać. Ale na niewiele jej się to przydało. - Pieprz się - odparła gniewnie, gdy zdołała już wstać, piorunując go przy tym wzrokiem. Doskonale wiedziała jednak, że na niewiele się to zda. Ale cóż, walczyć musiała, do końca. Odwróciła się więc i skierowała się ku wyjściu, tym razem już patrząc uważniej pod nogi.
Sam również skierował się w stronę wyjścia oczywiście po drodze się nie potykając. O dziwo był w stanie zachować równowagę idąc przed siebie. I nawet nogi dobrze stawiał. I w ogóle, wszystko. Był z siebie dumny -Wiesz co, dobry pomysł. Brawo Markowa, brawo - Wyprzedził ją zgrabnie otwierając sobie drzwi i oczywiście je przekraczając. Widać na nią ochoty nie miał, a propo pieprzenia. No tak się zdarza. Oczywiście wychodząc szybko zadbał o to żeby móc jej jeszcze zatrzasnąć drzwi tuż przed nosem. No, przynajmniej nie puścił jej przodem, nawet gdyby udało się jej drzwi zatrzymać, to był zadowolony.
Widząc tę dumę, która jego aż rozpierała, w niej się gotowało. Po prostu nie mogła się nadziwić, że on nie robił sobie nic z tego wszystkiego. Ale czemu tak naprawdę się dziwić, jak on nie miał sumienia? Zmrużyła oczy, słysząc jego słowa. No teraz to już ją zdenerwował totalnie i miała ochotę go wykastrować. Albo powiesić za jaja na Wierzbie Bijącej. Ale nic, nie zrobi tego teraz, najpierw będzie musiała go unieszkodliwić. I już miała wyjść, kiedy przeszedł przed nią i zatrzasnął drzwi. - Kurwa! - przeklęła z bezsilności. Po czym otworzyła drzwi z całej siły i wyszła pośpiesznie, a potem było tylko słychać trzask zamykających się drzwi.
Jak się można było spodziewać, nie było z nim najlepiej - cóż za niedomówienie stulecia! Od tamtego jakże pamiętnego spotkania z Cirillą minęło raptem kilka dni, więc głębokie i bolesne rany w jego sercu potrzebowały jeszcze dużo, dużo czasu, by choć jako-tako się zagoić (ależ poetycko!). Na razie jednak w ogóle się na to nie zanosiło, a sam Julek albo leżał godzinami w swoim zacnym łożu w dormitorium, objadając się żarciem, po które wysyłał zawsze chętnego do pomocy Heathcliffa Heathcliffa, albo snuł się po korytarzach z grobową miną i ogólną energią życiową niemal tak wielką, jak licznych duchów, często mu towarzyszących. Wyszedł i tegoż dnia, dzierżąc w dłoni (jak zwykle) nieodłączną już paczkę fajek, a w drugiej wielką tabliczkę czekolady (hehe) - nie wiedział, gdzie idzie, aż wreszcie dotarł do Sali Przyszłości. Jego przyszłość malowała się dość beznadziejnie, ale co tam, wszedł do środka, bo chyba jeszcze nigdy tu nie był.
Za to u Court wszystko było... no powiedzmy - znośne. Aczkolwiek Hogwart od paru dni nie pozwolił jej na większe uniesienia czy nawet odrobinę szaleństwa, przez co do jej życia wbiła się niedobra rutyna, którą trzeba było jak najszybciej unicestwić. Ale jak mówi pewne przysłowie czy co to tam jest: Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Postanowiła się mimo wszystko nie poddawać i poszukać przygody w korytarzach Hogwartu. Tak, mimo że udawała wielce obeznaną w terenie i te pe, to prawda była inna. Zgubiła się biedaczka. Do tego w Skrzydle Studenckim! Przed państwem podróżniczka miesiąca, która niegdyś biegała na orientację po gęstym buszu. Już chciała usiąść w kącie i trochę popłakać, jednak ujrzała Julka, który przecież był bardzo zacny, więc na pewno by jej pomógł. Wołała go i wołała, lecz wyraźnie nieobecny w tym świecie Krukon nie obdarzył jej nawet spojrzeniem. Jednak Court to uparta osóbka jest i podążyła za niczego nie spodziewającym się chłopakiem aż do jakiegoś dziwnego pomieszczenia. - Julek! Ogłuchłeś już na stare lata? - Spojrzała na niego z beztroskim uśmiechem, lecz ten zniknął widząc w jakim chłopak jest stanie. - Juleczku, co się stało? Coś z Heathcliffem Heathcliffem? Scena rodem z filmów dramatycznych, tylko tak to można określić. On, z czekoladą i śmiercionośnymi fajkami, ona z przerażoną miną wpatrująca się w niego. Och!
Istotnie, nie słyszał jej, głównie dlatego, że zasłuchany był we własne mhroczne myśli o tym, że utracił sens istnienia, a także w hit country "Cotton eye Joe", który to podśpiewywał pod nosem w celu podniesienia samego siebie na duchu - no, nawet jeśli wychodziło kiepsko, to nieważne, liczą się jego dobre chęci. A skoro już mowa o dobrych chęciach, to bardzo doceniamy te, które posiadała Court i z których Julek bardzo chętnie skorzysta, ale to potem, hłe hłe. Chwilowo dopiero co ją zauważył i usłyszał (a raczej na odwrót: najpierw usłyszał wołający go znajomy głos, potem dopiero raczył się odwrócić i obczaić, kto to). I początkowo nie miał zamiaru niczego mówić, a co najwyżej kazać jej spadać, bo chce być teraz sam, ale dotarło do niego, że bardzo, bardzo tego nie chce i, nim sam zdążył się zorientować, wyrzucił gdzieś na bok czekoladę i fajki, czyli przedmioty dodające dramatyzmu scenie, i rzucił się w ramiona dziewczyny. - Heathcliff Heathcliff ma się świetnie, ale ja nie bardzo - wymamrotał. Ach, no i wspomnę jeszcze, że rzucił się na nią bez zadnych podtekstów i niecnych zamiarów tudzież perwersji, a po prostu czysto przyjacielsko, bo tak mu było źle, że chciał tylko, żeby ktoś go przytulił, no. A Courtney wydawała się wręcz idealną osóbką do tejże czynności!
No, Courtney już mu wybaczyła to zignorowanie i można nawet rzec, że o tym nie pamiętała. Ba! Nawet, cholera jasna, nie wiedziała, jak tu się w ogóle znalazła, więc jedno wydarzenie w tą czy w drugą nic nie znaczy. Liczą się, a owszem, ale też piekło jest nimi wybrukowane. Ale cóż... w tym przypadku po prostu nie pomogło i tyle. Court za to kiedyś o mało domu nie spaliła, kiedy naszła ją ochota na dobroczynne i całkowicie bezinteresowne pieczenie babeczek. Ale wróćmy do sedna sprawy, bo dziewczyna nam zaraz będzie takie retrospekcje serwować, że do wakacji stąd nie wyjdziemy. Julek bardzo dobrze zrobił, nie wyrzucając tak od razu biednej studentki, bo ta nie dałaby mu spokoju. I nie dlatego, że ją uraził. Po prostu nie miałaby ochoty włóczyć się po nieznanych korytarzach i czekając na wybawienie kogoś innego, skoro ma już ucznia Hogwartu pod nosem. Ale tutaj znowu lekko się zagalopowałam. Cóż... co jak co, ale tego się po Julianie nie spodziewała. Trochę nieobczajającym spojrzeniem gapiła się na rzucone papierosy, kiedy to chłopak się w nią wtulał. Dopiero po dłuższej chwili zrozumiała, co się dzieje i przygarnęła do siebie Krukona. Trochę to było trudne, bo mimo że była wysoka, to jednak drobna i jej ręce nie wyglądały jak wąż ogrodowy, więc nie mogła w pełni go objąć (czysto przyjacielsko, serio!). I o ile pierwsze słowa z jego ust, wywołały u niej poczucie ulgi, to kolejne znowu sprawiły, że powróciło znajome (i ani trochę przyjemne) ściśnięcie żołądka. - A cóż to się stało? - Spytała cichutko, delikatnie kołysząc się to w prawo, to w lewo. Ma się ten talent, hłe hłe.
Ach, no skoro mu wybaczyła, to rozkosznie, nareszcie możemy odetchnąć spokojnie, przestać nerwowo obgryzać paznokcie, przygryzać wargi, załamywać ręce i płakać nad rozlanym mlekiem! Cóż za ulga, zapewne gdyby nie był tak zdesperowany, to kamień by mu spadł z serca. Chwilowo jednak nawet świadomość, że cudowna Courtney nie ma mu za złe jego chamskobezczelnogrubiańskiego ignorowania jej, nie wydawała się zbyt pozytywnym aspektem, chyba wszyscy wiemy dlaczego. To chyba nic dziwnego, że potrzebował czegoś więcej, by uleczyć straszliwy żal w jego sercu itp itd (cholera jasna, ten post miał być smutny, a wyszedł jak zwykle) - niemniej jednak był chyba na dobrej drodze. To znaczy byli, bo cudowny przyjacielski uścisk i rozkoszne kołysanie bynajmniej mu w tym nie przeszkadzały, hyhy. A wręcz przeciwnie. - Rzuuuciłaaaa mnieeeeeeee - zabrzmiała jego dramatyczna odpowiedź, po której zapadła chwila ciszy, a następnie do Julka dotarło, jak żalowo to zabrzmiało, zatem postanowił przestać się mazgaić, przestał się do niej przytulać, a za to odsunął się od niej (z bólem serca!!!), a następnie podniósł porzucone fajki (czekolada gdzieś się zapodziała) i opadł na jedną z poduszek.
Nad rozlanym mlekiem nie można płakać nigdy! Wszak i tak nic się nie zmieni. Ale w tym przypadku mleko zostało starte i można o tym zapomnieć, ot co. Poza tym… jak tu mu nie wybaczyć? Tak się przecież nie da, nawet, jeśli bardzo by chciała. Wszak Julek jest taki słodki, że focha może mieć na niego jedynie osoba o sercu strasznie zatwardziałym. Courtney doskonale rozumiała, o tak. Sama wszak przeżyła zawód miłosny. Niestety, tak już w życiu bywa i trzeba się po tym pozbierać, nie ma bata. A więc nieszczęśliwa miłość była tematem, który śmiało mogli poruszać. Choć nie jest on najprzyjemniejszy i najoryginalniejszy na świecie. Żal? Ona czuła coś na kształt ogromnej pustki. Dziury, która nie chciała się zalepić przez długie miesiące. Ale Julkowi na to nie pozwoli! O nie, niech się chłopak nie martwi, studentka się nim zajmie najlepiej, jak potrafi. Co?! Jakże mogła?! Już ona sobie z nią pogada, ot co! Cóż… mimo że w głowie miała pełno przemówień na ten temat, wiele słów i wyzwisk na Cirillę, nie powiedziała nic. Zamurowało ją. Tego się nie spodziewała. Nawet, kiedy Krukon już wysunął jej się z objęć, to przez chwilę trzymała ręce jak wcześniej, wyraźnie zdumiona i trochę smutna. Spojrzała na niego, potem na paczkę papierosów, a potem z powrotem na niego. Miała ochotę zapalić. Chociaż tego nienawidziła, chciała zapalić. Ale… powstrzymała ją jedna rzecz. CZEKOLADA! Hyhy, szczwana. Schowała się przed Court za książkami z numerologii. - Mogę? – Spojrzała pytająco na Julka, wskazując tym samym na smakołyk. Wtem do sali wpadł HH, który zaraz zaczął łasić się do chłopaka. Może chociaż on poprawi humor Krukonowi. HH... Court pokłada w tobie całe swoje nadzieje!
Początkowo wspólnie głośno myśleli nad potencjalnym miejscem do picia, a, że żadnemu z nich nic nie wpadło do głowy, Dimitri zaproponował skrzydło studenckie, bo tylko tamte okolice znał dobrze. Właściwie tam wędrował najczęściej, rzadko kiedy chadzał po całym Hogwarcie, ale chyba zacznie bo wraz z pierwszą taką wycieczką trafiła mu się całkiem przyjemna niespodzianka w postaci Nany i jego humor nagle uległ polepszeniu, a wraz z jej zgodą na wspólne picie sięgnął maksimum. Początkowo nie miał żadnego planu. Owszem, wędrował tu, ale nie pamiętam, aby któraś z sal nadawała się specjalnie do picia. Nim jednak zaczął się nad tym zastanawiać zostawił na chwilę Nanę przed sypialnią studentów magii kreowanej i spod łóżka wydobył dwie butelki wódki. Nie wiedział ile w stanie jest wypić dziewczyna, ale wiedział, że mu wystarczy jedna taka butelka, a jak to będzie z nią to się przekona później. Następnie zaciągnął ją do sali przyszłości, bo uznał, że to miejsce w miarę znośne. Wcisnął jej w dłoń butelkę z alkoholem i gdy wspólnie usiedli skupił się bardziej na wódce aniżeli na dziewczynie, ale to akurat było do niego podobne.
Całe szczęście, że w końcu udało im się podjąć jakąś decyzję i zamiast stać lub bezsensownie błądzić po korytarzach zastanawiając się przy tym nad najlepszą opcją, przestali marnować czas i zrobili coś pożytecznego (już drugi raz tego dnia, ach!). Nana ledwo pamiętała drogę do Skrzydła Studenckiego, więc pozwoliła Rosjaninowi poprowadzić. Mimo tego, że jej twarz nie wyrażała teraz zbyt wiele emocji, to w duchu ogromnie cieszyła się z perspektywy spożycia alkoholu. Ile czasu minęło odkąd ostatni raz miała bliższy kontakt z wódką? Z pewnością o wiele za dużo, dlatego też nie mogła przestać się niecierpliwić, gdy Korotya zniknął za drzwiami prowadzącymi do sypialni, by znaleźć upragnione butelki. W pewnym momencie niczym jakiś dzieciak zaczęła powoli obracać się wokół własnej osi, a przestała dopiero wówczas gdy chłopak znów pojawił się w zasięgu jej widzenia. Droga do Sali Przyszłości minęła im już znacznie szybciej i usadowiwszy się pod jedną ze ścian (nowy zwyczaj?) Nana odebrała od towarzysza butelkę z wyraźną fascynacją, by zaraz odtworzyć ją i pociągnąć łyk. Czując smak alkoholu, skrzywiła się nieznacznie i odkaszlnęła, nie będąc do niego przecież przyzwyczajoną, jednak potem na jej twarzy pojawił się pełen zadowolenia uśmiech. - To jak było z tą Brytanią? - zapytała patrząc na siedzącego obok Dimitriego.
Jak tu się nie cieszyć. W końcu wódka to jeden ze stałych, sprawdzonych sposobów Dimitria na poprawę humoru i nie widział powodu dla którego ktoś mógłby uważać inaczej. Uznał, więc, że Nana również podziela jego opinię tym bardziej, że wcześniej upominała się o alkohol. Nie wyobrażał sobie nawet jaką przyjemność musiała sprawiać świadomość, że niedługo znów na nowo pozna się smak napoi przepełnionych procentowych, tym bardziej, że nie spożywało się ich już tak dawno. Właściwie pierwsze co zrobiłby Korotya po powrocie z odwyku to zapewne napad na jakiś monopolowy sklep mugolski w celu obrabowania ich z zapasów, a następnie znalazłby dogodne miejsce coby nacieszyć się tą chwilą w samotności. Tak, to pewnie dziwne, ale chłopak całkowicie przywykł do samotnego picia i musiał przyznać, że lubił to tak samo jak wspólne upijanie się z Grigiem na imprezach. To wszystko dostarczało dokładnie tyle samo przyjemności, z tym, że w przypadku opcji pierwszej nie miał go kto doprowadzać do jakiegokolwiek stanu. Zaśmiał się na jej pytanie. Że też teraz jej się o tym przypomniało. Postanowił jednak wspomnieć coś o Tamarze, jak najbardziej obojętnym tonem, żeby nie wyszło czasem, że cokolwiek go to obeszło. - Trochę namieszała między mną, a Tamarą. - Mruknął ciągnąc łyk wódki z butelki i unosząc nieznacznie brwi w górę.
Całe szczęście, że Nana nie snuła podobnych planów na piękny dzień wyczekiwanego opuszczenia szpitala, bo niechybnie trafiłaby tam szybciej, niż myślała, i w rezultacie musiałaby spędzić w nim dodatkowy tydzień. Wolała więc najpierw zachowywać się dość grzecznie jak na samą siebie i nie stwarzać większych problemów, a przynajmniej nie otwarcie. To, co robiła poza wzrokiem profesorów czy uzdrowicieli to już inna sprawa, o której niekoniecznie musieli wiedzieć. Zapewne z podobnego założenia wychodził Dimitri, ciesząc się własnym uzależnieniem. Swoją drogą, to było podejściem złem czy dobrym? Sama nigdy nie była dobra w rozstrzyganiu takich spraw. Na dźwięk imienia „Tamara”, ślizgonka rozpoczęła intensywny proces przypominania sobie większości swych znajomych, jednak dziewoi o takowym mianie za cholerę nie mogła skojarzyć, więc, przyciskając do siebie przez chwilę butelkę wódki z nieukrywanym namaszczeniem, rzuciła chłopakowi bliżej nieokreślone, acz nasycone wątpliwościami spojrzenie. - Z kim? - spytała po prostu, wyraźnie skonsternowana. Cóż, z kontekstu mogło jasno wynikać, że była to jego dziewczyna, a jeżeli relacje nie należały do ‘aż tak poważnych’, to z pewnością kochanka lub przyjaciółka. Tak czy inaczej, na jedno wychodzi. Kilka sekund po zadaniu owego pytania, w głowie Nany zaświtała myśl, że Rosjanin chyba kiedyś wspominał jej już o związku z kolejną studentką z wymiany. Panna Edelweiss westchnęła cicho, ubolewając głęboko nad słabą pamięcią. Nie te lata. - Ok, załapałam – wtrąciła, zanim jej rozmówca zdążył odpowiedzieć, i pociągnęła kolejny łyk z butelki. - Miłość musi być strasznie popieprzonym uczuciem, co? - Ślizgonka miała bardzo nikłe doświadczenie pod tym względem, więc to normalne, że owe kwestie wydawały się jej dość interesujące. Na swój specyficzny sposób.
I tu Nana i Dimitri się różnili. Owszem, pewnie wyszedłby z tego samego założenia co dziewczyna i obiecał sobie, że zachowa się stosownie by nie wrócić do tego okropnego miejsca w którym zabraniają wszystkiego co najlepsze. Cechuje go jednak słaba wola i choć przez pierwsze godziny radziłby sobie doskonale, to z każdą kolejną coraz bardziej ciągnęłoby go do wielbionego przez niego napoju, a w którymś momencie potrzeba byłaby tak silna, że nie dałby rady się jej oprzeć, a może nawet nie chciał. Z piciem nie afiszowałby się, żeby nie wzbudzić podejrzeń innych, aczkolwiek nie chowałby się specjalnie, w końcu raz się żyje i warto poświęcić kolejny tydzień swojego życia siedząc w Mungu dla stanu w który wprowadzał alkohol. Zapomniał, że przecież Tamara i Nana nie znają się bo nigdy nawet zamiaru nie miał przedstawić sobie tej dwójki. Wspomniał jej kiedyś, tak przynajmniej mu się wydawało, lecz to było tak dawno, że wyleciało mu to z głowy. Powinien zaopatrzyć się w eliksiry na pamięć. Tłumaczyłby się, że ich smak jest okropny i popijał alkoholem, idealna wymówka. - Z Tamarą. - Powtórzył patrząc na nią idiotycznie. Trochę go to pytanie zbiło z tropu, bo doprawdy, nie miał ochoty wspominać teraz swojej byłej dziewczyny, która porządnie go zraniła tak nawiasem i której obecność w jego głowie była cały czas tak samo niepożądana jak w chwili ich zerwania. - Miłość jest popieprzona. - Potwierdził pociągając kolejny łyk z butelki i krzywiąc się gdy tylko poczuł ostry smak wódki. - Ale Wielka Brytania nie jest taka zła. - Dodał na koniec coby zmienić temat. - W końcu cię poznałem, nie ? To duży plus.
Skoro tak, to rzeczywiście musiał być prawdziwym desperatem, jeżeli faktycznie byłby w stanie poświęcić kolejny czas w Mungu dla wódki. Nauczona pewnym doświadczeniem Nana przyrzekła sobie, że więcej tam nie wróci. Widok wszystkich ludzi z problemami o wiele cięższymi od jej własnych, ich usposobienia, fobie, oczy błyszczące strachem czy zwykłym szaleństwem, zbyt dużo ją nauczyły, by pozwoliła sobie na podobne rozważania. Będąc ciągle na terenie oddziału psychiatrycznego w szpitalu bała się wychylić nos poza swój pokój. Zbyt obawiała się udzielenia samej sobie nastroju czy chorób tych wszystkich ludzi. Wtedy dopiero zrozumiała, jak podobne przerażenie jest w stanie sparaliżować, i jak normalna jest na ich tle. Większość z pozostałych pacjentów nigdy nie miała szansy na wyjście, a ona... Ona była po prostu smutna z powodu śmierci brata. Nie była taka jak reszta. I tylko ta świadomość pozwalała jej nie popaść w depresję czy inne badziewie. - I przez nią ludzie podejmują popieprzone decyzje - wtrąciła zamyślona, przypominając sobie jedną kobietę, z którą była na oddziale. Jej historia była na swój sposób piękna, choć tragizm i własna głupota owej niewiasty przewyższała wszystkie możliwe standardy i normy unijne. - Taki Werter na przykład. Tego to dopiero rąbnęło. Najwyraźniej Nanie udzielał się dość dziwny nastrój, skoro do ich rozmowy wtrąciła wzmiankę o mugolskiej książce, którą czytała kiedyś w wakacje z braku lepszych zajęć do roboty. I może to wydawać się dziwne, ale owszem, potrafiła czytać i to całkiem nieźle, mimo iż czasem sprawiała wrażenie osoby kompletnie do tego niezdolnej. Ale cóż, zdarza się, nie każdy jest w końcu doskonały. Ślizgonka pociągnęła kolejnych kilka łyków, niezbyt wielkich, z butelki i ponownie odkaszlnęła. - Gdybyś mnie nie poznał, mógłbyś wrócić do Rosji - zauważyła wykazując się swą powalającą błyskotliwością, chociaż tak naprawdę wątpiła, by była jedyną osobą i jednocześnie argumentem ostatecznie zaważającym na jego decyzji.
Rzeczywiście, był swego rodzaju desperatem, choć nigdy nie przyznałby się, nawet sobie, że alkohol tak łatwo nim manipuluje, a za każdym razem naiwnie wplątuje się w to jeszcze bardziej, pozwalając władać sobą jak marionetką. Łudził się, wmawiając sobie, że nad tym wszystkim panuje i powtarzał to tak długo, że w to uwierzył i dziwne, że tak łatwo udaje mu się oszukiwać samego siebie, podczas gdy zamiary innych jest w stanie rozszyfrować niemal natychmiast. Obserwowanie ludzi zmagających się z demonami własnej duszy to uroki pobytu w Mungu i zapewne najbardziej motywują do dobrego postępowania, wychodzenia z nałogu. Choroby innych, ich zmagania z nią były chyba jeszcze gorszym dodatkiem do pobytu w szpitalu niż sam fakt, że zmuszają cię do porzucenia dawnych przyzwyczajeń. O wiele łatwiej jest zwariować przebywając z takimi ludźmi i aż dziwne, że niektórzy czują się tam bezpiecznie. Nikt nie zwraca na nich uwagi, mogą robić co chcą - wszak każdy wariat ma swoje specyficzne zachowania. Nana miała szczęście, że była tam tylko z powodu rozżalenia jakie się w niej narodziło po śmierci brata. Zmarszczył brwi słysząc o jakimś Werterze. Kto to w ogóle był ? Nie miał pojęcia, ale kiwnął głową by nie wyjść na kompletnego kretyna, który nie wie nawet nic o kimś tam, kto był kimś tam i miał dziwne nazwisko, którego nie kojarzył. Nic dziwnego, że udzielił się jej ten dziwny nastrój. Mówienie o Tamarze, Dimitriego również wpędziło w dziwny niepokój i irytację jednocześnie bo nagle zdał sobie sprawę, że jest na nią wściekły i tak dalej. - I tak w Rosji nic na mnie nie czeka. - Powiedział zgodnie z prawdą. No bo właściwie Rosja była fajna jak był z Tamarą, a bez niej to już nie za bardzo.
Większość osób postępowała w sposób podobny do tego, którym odznaczał się teraz Dimitri. Wmawiała sobie z imponującym skutkiem własną kontrolę nad nałogiem i z czasem brnęła tak daleko w owe kłamstwa, że przestała odróżniać je od nie tak kolorowej rzeczywistości. Jak już wcześniej było wspomniane, był taki moment, że Nana znajdowała się na pograniczu takiej sytuacji, jednak robiła to zupełnie świadomie. Ciąg do alkoholu był zbyt duży i nie starała się go nawet usprawiedliwiać. Natomiast co tyczy się pacjentów w Mungu, owszem, ich codzienność wyglądała podobnie. Najczęściej od rana do wieczora przesiadywali w jednym pomieszczeniu, nawet nie zauważając wzajemnie swej obecności. Zbyt pogrążeni w rozmyślaniach. Między innymi to było w nich przerażające. Nana do tej pory doskonale pamiętała, gdy w środku nocy obudził ją dziwny dźwięk, co później okazało się śpiewem jej kołyszącej się na boki i starającej się niemal przytulić powietrze współlokatorki. „Nic na mnie nie czeka”. Tak, doskonale znała to uczucie. I w tym przypadku coś ich łączyło, chociaż zapewne Dimitri miał jednak w Rosji jakąś rodzinę, która za nim tęskniła, czy po prostu myślała o nim od czasu do czasu. Ślizgonka nigdy nie pytała go o tematy związane z krewnymi, bo przecież ich wcześniejsze kontakty tego nie wymagały. Liczył się jedynie seks i dobra zabawa w swoim towarzystwie, rzadko kiedy rozmowy osiągały bardziej konkretny poziom. Teraz najwyraźniej było trochę inaczej, skoro zaczynali powoli wymieniać zdania na różne tematy. - Ja bym czekała. Gdybym była w Rosji. - Mówiąc to wzruszyła ramionami, zupełnie tak, jakby była to kwestia dosyć oczywista, po czym upiła kolejne łyki z butelki. Nagle też naszła ją nagła potrzeba zmienienia pozycji, dlatego odwróciła się i położyła plecami na ziemi w taki sposób, by mieć głowę na wysokości kostek Dimitriego. I trzeba przyznać, że podczas tej chwili wcale nie grzeszyła gracją.
Zapewne wmawianie sobie, że wszystko jest okej, jest najgorszym z możliwych rozwiązań. Lepiej jest przyznać się przed samym sobą do problemu, a następnie chcieć uwolnić się od nałogu. Dimitri nie robił nic w tym kierunku, on po prostu akceptował fakt, że lubi alkohol bardziej niż inni. Tak bardzo lubił jego smak, że ani myślał zrezygnować, nawet jeśli był choć odrobinę świadom, że przesadza. Najgorzej jest zrezygnować z rzeczy, które sprawiają ci radość, a Korotyę nic tak nie cieszyło jak butelka wódki przed nosem i był dla niej wiele poświęcić. Zachowywał się jak samolubny kretyn odrzucając pomoc jaką oferowali mu inni, ale uspokajał wyrzuty sumienia względem ich niepoprawnymi argumentami, które przedstawiały ów dobre dusze jako osoby, których wcale nie obchodzi jego los, a które są zwyczajne fałszywe i interesują się jego losem głównie przed egoistyczne pobudki. Taki widok przeraża, tym bardziej, że osoby obłąkane były zdolne do wszystkiego co czyniło ich niezwykle niebezpiecznymi, bo nigdy nie wiadomo co im wpadnie do głowy. Miał tam tylko matkę i wcale nie był pewien czy za nim tęskniła. Owszem, pisała do niego, często, ale odkąd wyjechał miał wrażenie, że odetchnęła. Nie miał pojęcia czy jej dobry humor był spowodowany wyjazdem syna czy czymś innym, ale ostatecznie uznał, że ta pierwsze wersja musi być prawidłowa z jego ostatnimi skłonnościami do pecha. Nana i Dimitri znali się już długo, a nagle okazuje się, że mało o sobie wiedzieli i tak na prawdę teraz zaczęli się poznawać tylko już nie tak jak kiedyś wyłącznie fizycznie. - Serio ? - Zapytał, odrobinę zdziwiony tym wyznaniem. Właściwie to gdyby się nie pohamował, spontanicznie powiedziałby ; "pierdolisz", ale to tak mało subtelne i romantyczne, że z tego zrezygnował.
- Dlaczego nie? - odparła pytaniem na pytanie, dodatkowo zupełnie nie będąc przejętą tym, jak student mógł odczytać jej słowa. W zasadzie sama do końca nie wiedziała co ma na myśli, więc ostatecznie postanowiła w ogóle nie zawracać sobie tym głowy. Przyglądanie się obiektom zawieszonym pod sufitem było teraz dlań tak fascynującym zajęciem, iż niemal zapomniała o ciągle trzymanej w dłoniach butelce. Do tej pory była tutaj chyba tylko raz, na bardzo krótką chwilę, więc nie miała okazji rozejrzeć się w poszukiwaniu istotniejszych szczegółów. Dopiero teraz miała taką okazję i przez to chyba zupełnie nieświadomie zignorowała swojego rozmówcę. Zbadawszy wzorkiem większość przedmiotów, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że w owym pomieszczeniu rzeczywiście było coś dziwnego i średnio przekonującego. Te wszystkie kule i poduszki porozkładane na ziemi, a także serwisy do herbaty czy książki do wróżbiarstwa wydawały się Nanie dość naciągane, nie wiedzieć dlaczego. Jednak właśnie to skłoniło ją do powrócenia z krainy myśli do świata rzeczywistego i ponowne skupienie się zarówno na wódce, jak i Dimitrim. - Tęsknisz za nią? - wypaliła nagle, tym samym przerywając ciszę panującą do tej pory w Sali Przyszłości. Spojrzenie Ślizgonki było przy tym dość nieodgadnione, jakby analizowała ważne w swym mniemaniu szczegóły, mogące być zupełnie błahymi dla obserwatora całej tej sytuacji. Po tych słowach uniosła nieznacznie głowę by bezpiecznie pociągnąć łyk alkoholu z przeźroczystej butelki. Dopiero teraz w pełni odczuwała smak, którego tak bardzo brakowało jej przez ostatnie miesiące. Tęsknota. Uczucie tak beznadziejne w swej istocie, że aż trudne do opisania zwykłymi słowami. Nana również tęskniła. Tęskniła za bratem, za dawnym stylem życia, za porzuconymi przyzwyczajeniami, za dawną beztroską, za brakiem jakichkolwiek konsekwencji w swych działaniach, za brakiem własnej normalności. I to zdawało się ją nieustannie przytłaczać.
- Sam nie wiem. - Odparł wzruszając ramionami. Nie chodziło mu o to, że był zdziwiony, że ktokolwiek by na niego czekał, trochę go zdezorientowało, że to właśnie Nana się zdeklarowała, że by to zrobiła. To było takie zaskoczenie, o, jak najbardziej pozytywne i ogólnie takie co sprawia, że człowiek od razu czuje się lepiej i takie inne. Dimitri był tu raz, może dwa podobnie jak dziewczyna, ale w przeciwieństwie do niej nie zawracał sobie głowy rzeczami takimi jak wygląd owego pomieszczenia. Mężczyźni w ogóle nie zauważali tak błahych szczegółów, a Dimitri mając w dłoni wódkę, a obok piękną kobietę nie zaprzątał sobie głowy już niczym innym, a na pewno nie kolorem ścian czy prezencją sufitu. Te poduszki i cały ten klimat były zupełnie nie w jego guście i oni sami wydawali się wyrwani z kontekstu siedząc tu z butelkami wódki w dłoni, ale niewiele go to na tą chwilę obchodziło. - Czasem, może. - Odparł automatycznie nagle zastanawiając się nad tą kwestią. Już sam nie wiedział czy obecność Tamary nadal była mu w życiu niezbędna czy może nie. Odkąd widywał ją rzadziej, coraz częściej łapał się na tym, że mniej jej było w jego głowie i to było samo w sobie pocieszeniem. Może stwierdzenie, że czas goi rany jest jak najbardziej prawidłowe. Tęsknota przytłaczała i jeżeli obok nieodwzajemnionej miłości postawić brak odczuwalności obecności drugiego człowieka uzyskamy dwie rzeczy, który prawdopodobnie najbardziej ludzi bolą, a tak przynajmniej miał Korotya. - Musimy o tym gadać ? - Zapytał zaraz po tym pociągając kolejny łyk z butelki. Wszakże rozmowa zaczęła niebezpiecznie wkraczać na tematy uczuć, a tego unikał.
Być może rzeczywiście byli wyrwani z kontekstu. Nie tylko pod względem wystroju pomieszczenia, w którym się znajdowali, ale także w wielu innych sprawach, znacznie ważniejszych niż poduszki, kule do wróżenia czy zawieszone pod sufitem pierdoły. Prawdopodobnie proces owego wyrwania przebiegał zgodnie z ich własnym życzeniem, bo przecież czy tak nie było łatwiej? Obserwowanie toczącego się życia stojąc z boku wydawało się zajęciem bardziej bezpiecznym niż oczywisty udział w samej egzystencji. Dzięki temu nie byli narażeni na jakiekolwiek urazy czy nieszczęścia. O takich ludziach najczęściej świat po prostu zapominał, odkładając ich na najwyższe, a tym samym najbardziej zakurzone półki swej kolekcji. Jedyną szansą było przezwyciężenie swych oporów i problemów, oraz powrót do względnej normalności. Pytanie tylko, czy byli na tyle odważni, by się tego podjąć? - Kiedy zaczynasz o czymś mówić, jest ci łatwiej - odparła bardzo neutralnym tonem, przyglądając się trzymanej przez siebie butelce, oraz przejeżdżając po niej od czasu do czasu koniuszkiem języka, co było czynnością o raczej dość niezidentyfikowanym celu. - Powtarzali mi to tak długo, aż uwierzyłam. Może ty też powinieneś? Zresztą... Rób jak uważasz. Rola psychiatry niezbyt przypadła jej do gustu, ale była w stanie poświęcić się dla dobra sprawy i sytuacji, w jakiej się znaleźli. Choć teoretycznie sama wciąż nie radziła sobie z własnymi problemami oraz uczuciami, mogła spróbować pomóc Dimitriemu się otworzyć. A nuż coś prędzej czy później wyjdzie z tych prób? Podobno zawsze trzeba być dobrej myśli. Po kilkunastu sekundach Nana powoli odwróciła się, by ułożyć się na brzuchu, dzięki czemu miała lepszy dostęp do butelki. Nie rozstała się jednak z opieraniem nóg o ścianę, bo cały czas było jej gorąco, a chłodna powierzchnia w pewnym stopniu niwelowała to uczucie.