Stary młyn znajduje się za polami, na niewielkim wzniesieniu. Pociemniałe deski i wyszczerbione belki wiatraka wyglądają dosyć upiornie nawet w świetle dziennym, nie mówiąc już o atmosferze, która panuje tu w nocy. Z reguły nikt nie zapuszcza się w te okolice, a część zwiedzająca te tereny zgodnie twierdzi, że jest to podejrzane miejsce. Chodzą pogłoski, że budowla jest nawiedzana przez duchy i w gruncie rzeczy nie są one dalekie od prawdy. Konkretniej przez jednego ducha - młynarza. Młynarz był kiedyś czarodziejem, jednak niespodziewanie, na skutek dużego szoku (jest mnóstwo wersji, co ten szok spowodowało - od gnomów, przez eliksiry, aż po wile) wyrzekł się swojego pochodzenia i uparcie obstawał za tym, że z magią nie ma nic wspólnego. Nie dopuszczał do siebie myśli, że jest połączony ze światem czarodziejów, dlatego postanowił zostać młynarzem. Na nic zdały się prośby i przekonywania jego rodziny i przyjaciół. Na zawsze pozostał mugolem, dzielnie broniącym swoich, w pogardzie mając tych drugich. Nawet, gdy został na tym świecie jako duch, nie zmienił swoich przekonań. Dzielnie broni młyna przed czarodziejami.
Uwaga! Wchodzisz tu na własną odpowiedzialność! Kostki, które tu wyrzucisz mogą ci dać bardzo duży potencjał magiczny, niesamowite przedmioty itp. Jednak możesz też zachorować na nieznaną chorobę, poważnie się poranić lub stracić dużo pieniędzy. Zanim rzucisz kostką, upewnij się, że znasz zasady wynikające z rzutu.
1 - Postanawiasz odwiedzić stary młyn nie zważając na ostrzeżenia o duchu młynarza. Wchodzisz do środka z różdżką w ręku. Chwile błądzisz po wnętrzu starego młynu. Niczego jednak nie odnajdujesz. Jedynie stary pamiętnik leżący na ziemi przy wyjściu.
Spoiler:
Dzięki historii poznanej w pamiętniku otrzymujesz +2pkt do kuferka z Historii Magii.
2 - Przy wejściu zaczynasz podejrzewać, że coś jest nie tak. Naturalnie wyjmujesz różdżkę i kroczysz ostrożnie w głąb młynu. Wokół jest ciemno i okropnie brudno. Młyn ze względu na swoją wiekowość, rozpada sie z dnia na dzien. Musisz byc bardzo ostrożny. Nie spotykasz jednak nigdzie młynarza. Wydaje Ci się, że wszystko jest w porządku.
Spoiler:
Po jakimś czasie zauważasz u siebie niepokojące objawy. Okazuje się, że zachorowałeś na titik. Aby pozbyć się choroby musisz rozegrać jeden wątek w szpitalu oraz w co najmniej dwóch wątkach (nie licząc tego w szpitalu) wspomnieć o przyjmowaniu eliksiru leczącego.
3 - Jak tylko wchodzisz do środka pojawia sie przed Tobą duch młynarza. Wyglada przerażajaco. Dobrze wiesz, jaki ma on stosunek do czarodziejów, wiec Twoja różdżka jest głęboko schowana. Młynarz zagaduje do Ciebie podejrzliwie. Rzuć jeszcze raz kostka.
Spoiler:
Parzysta - udaje Ci sie przekonać młynarza, ze nie masz nic wspólnego ze światem czarodziejów. Zyskujesz jego zaufanie. Zdradza Ci, że wszystkie swoje magiczne przedmioty, które posiadał, schował w szufladzie z kluczem. Możesz sobie wybrać przedmiot, który zdobywasz: 2 fiołki eliksiru euforii, porcja proszku z chochlików kornwaliskich lub jeden metamorfoamuler. Nieparzysta - niestety młynarz nie daje się przekonać, dobrze wie, że jesteś czarodziejem. Zaczynasz jak najszybciej uciekać z młynu, efektem potykasz się i łamiesz nogę. Jeśli masz 10pkt z magii leczniczej możesz sam sobie ją uleczyć. Jeśli nie, czeka Cię wizyta w szpitalu i w następnym swoim wątku musisz wspomnieć o urazie - tzn. nie możesz się za bardzo ruszać/tańczyć/biegać itp.
4 - Rozglądasz się po okolicy. Nie masz zamiaru wejść do środka. Wolisz nie igrać z duchami. Obchodzisz młyn dookoła i odnajdujesz starą szopę. Nie wiesz, co znajdziesz w środku. Wchodzisz i Twoim oczom ukazuje się dawno nieużywany turnov!
Spoiler:
Jeśli jesteś posiadaczem magicznego prawa jazdy, możesz zbarać turnova ze sobą i odnowić go u Szujskich za opłatą 100 galeonów.
5 - Wchodzisz do środka starego młynu. Wyglada jakby nikt od dawna tam nie zaglądał. Wnętrze jest całe zakurzone i rozpadające się. Nagle drzwi zamykają się za Tobą. Próbujesz się od razu aportować, ale okazuje się, że nie jest to możliwe. Szukasz wyjścia. Czujesz jakby ktoś za Tobą szedł.
Spoiler:
Rzuć kostką jeszcze raz. Jeśli wyrzuciłeś 1 lub 2 - Udaje Ci się wydostać zanim spotkałeś starego młynarza. Użyłeś do tego czarów. Otrzymujesz +2pkt do kuferka z zaklęć. Jeśli wyrzuciłeś 3 lub 4 - Stary młynarz zauważył Twoja obecność. Nie wiesz, co masz zrobic, zeby mu uciec. Młynarz nie ma dobrych zamiarów. Jesteś w pułapce. Aby sie wydostać, musisz napisać list do znajomego, zeby przyszedł i Cię uratował. On także musi rzucić kostka i sprawdzić, co go czeka w młynie. Jeśli wyrzuciłeś 5 lub 6 - Okazuje się, że drzwi zostały zamknięte przez kogoś z Ministerstwa Magii, kogo wysłano, by wybadał ów miejsce. Stajesz z nim oko w oko. Zostajesz obciążony karą pieniężna w wysokości 50 galeonów za wkroczenie ba teren objęty nadzorem Ministerstwa bez odpowiedniej przepustki.
6 - Przeszukujesz młyn w nadziei na znalezienie czegoś użytecznego. Jednak nie ma tu za wiele ciekawych miejsc. Wszystko to jedynie kurz i pełno myszy. Młynarza także nigdzie nie widać.
Spoiler:
Rzuć kostką jeszcze raz. Jeśli wyrzuciłeś 1, 2, 4 lub 5 - Trafiasz na młodego kuguchara. Jeśli Twoja kostka to 1 lub 5 kuguchar jest niegroźny i możesz go przygarnąć, odgrywając 2 sesje, kiedy starasz sie go udomowić. Jeśli Twoja kostka to 2 lub 4 kuguchar jest bardzo agresywny i rzuca się na Ciebie z pazurami. Musisz rozegrać wątek w szpitalu, kiedy ktoś opatruje Twoje zadrapania albo samemu przygotować odpowiednia maść, jeśli masz co najmniej 15pkt z eliksirów lub uzdrawiania. Jeśli wyrzuciłeś 3 lub 6 - Odnajdujesz cylinder zniknięć!
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Sam nie był świadom tego, że ktoś go śledzi. Przynajmniej początkowo. Miał naprawdę dosyć niewygodnych przygód i dziwnych chwil, by kłócić się z duchem, więc po prostu zaczął spierdalać, a że przy okazji złamał sobie nogę było już tylko kwestią jego wrodzonego pecha, który nie chciał opuszczać Maxa na krok. Siedział więc na dupie, ze szlugiem w mordzie i różdżką w ręku i próbował poskładać sobie nogę, gdy nagle usłyszał jakiś głos. Głos, który nie zapowiadał niczego dobrego. Głos, którego nie słyszał dawno i który sprawiał, że Max od razu poczuł, jak krew buzuje mu w żyłach. -Spierdalaj Zakrzewski. Nikt nie prosił Cię o opinię. - Powiedział wstając, mimo nie do końca jeszcze wyleczonego złamania. Nie chciał jednak znajdować się w sytuacji, gdy to Lennox przyjmuje "dominującą" postawę. Nie syknął nawet z bólu, tylko zaciągnął się szlugiem i skupiając się, by ustać w pionie, spojrzał mu wyzywająco w twarz. -Czego chcesz? - Zapytał, nie pierdoląc się w żadne uprzejmości, bo raczej wątpił, by chłopak przyszedł tu na najświeższe ploteczki i wymianę opinii. Nie, według Maxa, obecność Lennoxa świadczyła tylko o kłopotach i niepotrzebnej przypierdółce.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
O tak, buzująca krew i wkurw wypisany na twarzy. Proszę, nakarm go jeszcze troszkę. Dawno nie czuł tej guli na dole żołądka, która popychała go do wielu ciekawych i baaardzo niemądrych rzeczy. To nie było tak, że sam się pchał na samo dno, bo chyba nigdy tak naprawdę stamtąd nie wyszedł. -Tylko spierdalaj? Czyżby upadek i złamanie odebrało Ci odrobiny wyobraźni?-Uśmiechnął się krzywo, wręcz rozbawiony widokiem, który się tutaj rozpościerał. Nie znosił tego chłopaka, dlatego nie mógł ukryć naprawdę szczerego i pięknego uśmiechu. Nie żałował go. W końcu był dużym chłopcem, raczej umiał sobie radzić z różdżką. Radził sobie, jak na niedoleczoną nogę, która aż się prosiła o dodatkowy kopniak. Tak, nóżki go świerzbiły. A przecież powtarzano mu, że nie ładnie dołować leżącego. Na pewno Maxiu by się obraził za to sformułowanie, ale równym sobie go by teraz nie nazwał. Wypada więc? -Niczego. Dawno nie oglądałem czegoś równie żałosnego.-Westchnął, jakby zrezygnowany.-Podbudowujesz moje ego i samopoczucie. Dziękuje.-Położył dłoń na piersi i lekko się ukłonił, jakby faktycznie mu dziękował. Lennox nigdy nikomu nie dziękował, nawet gdyby miało od tego zależeć jego życie.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Działali na siebie cudnie, a choć Maxowi zależało na siostrze, to nadal nie potrafił zrozumieć, dlaczego wybrała sobie na partnera akurat tego kutasiarza. Naprawdę starał się go zignorować i zrobić swoje, ale Zakrzewski nie był z tych, co pozwalali się ignorować szczególnie, jeżeli widzieli przed sobą okazję do wkurwienia kogoś innego. -Próbuję zachować resztki kultury ze względu na Florę, więc wypierdalaj, albo obiję Ci tę mordę tak, że własna matka Cię nie pozna. - Odparł już nieco mniej miło, jeżeli pierwszą wypowiedź można było uznać za sympatyczne zaproszenie na herbatkę. Całe szczęście co nieco z tym złamaniem zdążył zrobić, choć byłoby mu łatwiej, gdyby noga była w pełni sprawna, ale groźby i przelewanie agresji na Lennoxa były teraz ważniejsze niż jakikolwiek medyczny uraz, który wymagał atencji. -Nie ma sprawy. Napatrzyłeś się? - Powiedział ociekając ironią, po czym przestąpił krok do przodu i chwycił Zakrzewskiego mocno za materiał okalający jego pierś. -To wypierdalaj. - Wysyczał mu prosto w nos. Widać było, że nerwy Solberga były już na skraju i raczej nie zamierza wystosować kolejnego ostrzeżenia. Zresztą sumienie już się wyciszało ze względu na fakt, że ostrzegł przeciwnika o swoich zamiarach i tylko od Lennoxa zależało teraz, czy zakończą to pokojowo, czy też jednak ktoś z nich będzie wymagał interwencji medycznej. Lub usług pogrzebowych.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Wiedział, że nie powinien wychodzić poza zabudowane tereny pełne czarodziei, a i tak znów to robił. Jednak Longwei nie potrafił ustać w miejscu, siedzieć w bezpiecznym domu, teleportując się jedynie do pracy i na nowo do domu. Nie mówiąc o tym, że skoro zdecydował się zacząć poszukiwania informacji w sprawie stworzenia wymarzonego siodła, musiał wyjść z domu. No i owszem, okolice Doliny Godryka nie były na pewno biblioteką, ale tutaj mógł pomyśleć, złapać oddech, może mógłby znaleźć jakieś nowe rozwiązania. Zamyśłony, zastanawiając się z kim najlepiej byłoby porozmawiać wpierw o akromantulach, czy choćby kelpie, zaczął kierować się w stronę starego młynu, docierając do podnóża niewielkiego wzniesienia. Nie był w stanie jednak iść dalej, gdy poczuł charakterystyczny chłód, jaki nagle zaczął go otaczać. Mógłby się teleportować, ale w jednej chwili przestał o tym myśleć, przypominając sobie wszystkie sytuacje z pracy, gdy nie potrafił w żaden sposób pomóc, dzień, w którym jego znajomy zginął w trakcie pracy, ponieważ nie potrafili zapanować nad smokiem. - Ktoś…? - próbował coś powiedzieć, ale właściwie nie był w stanie myśleć, mając w uszach krzyk znajomego i dementora przed sobą, który choć głodny, zdawał się bawić zdobyczą. Longwei szybko wyjął różdżkę, stawiając powolne kroki w tył, próbując odsunąć się od stworzenia, pamiętając, że już raz z Christopherem mieli problem pokonać dementora. Wycelował różdżką przed siebie, wypowiadając zaklęcie, ale ta jedynie zadrżała, wydobywając z siebie strebrzysty cień. - A żeby cię smok zeżarł… Expecto patronum - mruknął, wypowiadając bardziej stanowczo zaklęcie, uzyskując jedynie srebrzystą tarczę przed sobą, czując, że ta nie wytrzyma właściwie długo, ani nie da mu możliwości ucieczki. Znów zaczął się zastanawiać, czy mógłby się teleportować, ale obawa, że wciągnąłby za sobą dementora i konsekwencje takiej podróży sprawiały, że zamiast tego zacisnął na moment mocniej zęby, próbując przypomnieć sobie, czy mijał w drodze kogoś, kto mógłby usłyszeć jego krzyk o pomoc.
Naprawdę nie wiedziała, co takiego stał się, że znalazła się akurat w okolicach starego młyna. Prawdopodobnie źle skręciła gdzieś w trakcie swojej krótkiej wyprawy w celu znalezienia ziół, które mogłaby jakoś wykorzystać i zaopatrzyć puchońską komunę w zbawienne składniki prosto z brytyjskich pól i lasów. Chociaż oczywiście zbieranie tego typu rzeczy szło jej naprawdę wolno i topornie tym razem. W zasadzie chciała już nawet wracać do domu, gdy wtem pomiędzy drzewami zauważyła dosyć charakterystyczny srebrzysty rozbłysk. Nawet nie będąc wielką znawczynią zaklęć mogła od razu odgadnąć, że światło pochodziło od wyczarowanego Patronusa chociażby przez fakt, że ostatnio praktycznie wszędzie można było natknąć się na zbłąkanych dementorów. Niewiele myśląc, sięgnęła po swoją różdżkę, aby skupiając się na jednych ze swoich najszczęśliwszych wspomnień i samej wyczarować patronusa, który zmaterializował się jako puszysty i okrągły tanuki. Jej świetlisty przyjaciel od razu ruszył do przodu, kierując się tam, gdzie prawdopodobnie znajdował się jakiś inny czarodziej, a Kanoe podążała za nim pospiesznym krokiem. Wkrótce też mogła nareszcie dostrzec młodego mężczyznę, który osłaniał się przy pomocy srebrzystej tarczy, która jeszcze jakimś cudem trzymała dementora na dystans. Wkrótce jednak tanuki dopadł swojego celu i zaczął odganiać wysysającą dusze zjawę, która przez jakiś czas jeszcze kotłowała się w powietrzu nim finalnie odleciała przegnana przez patronusa Puchonki. - Hej. Wszystko w porządku? - spytała jeszcze dziewczyna, podchodząc do mężczyzny i przyglądając mu się uważnie, aby ocenić czy na pewno nic mu nie dolegało. Chyba jednak dobrze się stało, że nieco zboczyła ze swojego planowanego kursu, bo inaczej sytuacja mogłaby przybrać dosyć nieprzyjemny obrót Zerknęła jeszcze przelotnie w kierunku znajdującego się tuż obok młyna i zastanawiając się czy na pewno było to odpowiednie miejsce, w którym mogłaby się zatrzymać, aby odetchnąć i dojść do siebie po ataku dementora.
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Czymkolwiek był powód zjawienia się w okolicy kobiety, Longwei był bardziej niż wdzięczny za ratunek. Wiedział, że jego marne zdolności w przypadku zaklęcia patronusa nie zdołałyby ochronić go przed pocałunkiem, gdy ledwie utrzymywały dementora z dala od niego. Nie przeszkadzały jednak w wysysaniu z niego szczęścia, a przez to słabł z każdą chwilą bardziej. Szczęśliwie mógł po chwili upaść na kolana, czując się nie tylko zmęczony, ale i zawstydzony swoją głupotą, której świadkiem była nieznajoma. - Tak… - odpowiedział jej słabo, podnosząc się z ziemi, żeby nie wyglądać jak siedem nieszczęść, choć był niesamowicie blady i wyraźnie się trząsł. - Choć tylko jeśli chodzi o to, że żyję, dzięki tobie. W pozostałym zakresie nie, zdecydowanie nie czuję się dobrze - rozwinął swoją myśl, chowając różdżkę, gdy tylko poczuł, że nie będzie w stanie dłużej jej utrzymywać w dłoni, która trzęsła mu się z wysiłku. Uniósł spojrzenie na nieznajomą, starając się wyostrzyć spojrzenie, z ciepłym, choć nieco bladym, uśmiechem przyjmując jej azjatyckie rysy. - Chyba powinienem jednak usiąść… Czy będzie to wysoce niestosowne, jeśli poproszę cię o dotrzymanie mi towarzystwa, aż nie dojdę do siebie? Obawiam się, że w przypadku powrotu dementora, nie zdołałbym wyczarować nawet tej słabej tarczy, którą widziałaś przed momentem. Chyba nie mam dostatecznie szczęśliwych wspomnień - zaczął się tłumaczyć, rozglądając się nieco chwiejnie po okolicy, skupiając w końcu spojrzenie na starym młynie. W jednej chwili przypomniał sobie, co tutaj robił, po co tutaj przyszedł i miał ochotę wytknąć samemu sobie nie tylko nierozwagę, ale i głupotę. Myślenie o tym, co chciało się stworzyć nie było warte bliskiego poznania dementora. - Może moglibyśmy tam się schronić? - zaproponował, wskazując na stary młyn, zaraz też uśmiechając się przepraszająco. - Moje maniery… Jestem Longwei Huang i przyszedłem tu pomyśleć o czymś, a do tego sprawdzić miejsce, gdzie kiedyś przychodziliśmy w poszukiwaniu ducha młynarza. Zabawne, że niektórzy mimo nauki w Hogwarcie, gdzie aż roi się od duchów, wciąż się ich bali - dodał, uśmiechając się wciąż słabo, po czym wykonał krok w stronę starego młynu, zatrzymując się jednak po chwili, aby spojrzeć pytająco na nieznajomą. Jeśli nie chciałaby mu towarzyszyć, podjąłby próbę teleportowania się do domu, byle nie ryzykować ponownym spotkaniem z dementorem.
Wyglądało na to, że mężczyźnie dopisywało szczęście, a ona zgubiła się na okolicznych terenach nie bez przyczyny. Owszem, może i nie wierzyła jakoś szczególnie w przeznaczenie kierujące sztywno losem każdego człowieka, ale pewne rzeczy zdecydowanie nie mogły być przypadkowe. Podeszła jeszcze do mężczyzny, wyciągając w jego kierunku rękę z ofertą pomocy w podniesieniu się z ziemi. Co prawda była nieco zaniepokojona, ale miała nadzieję, że doskwierało mu jedynie osłabienie z powodu bliskości dementora i szok spowodowany jego pojawieniem się. - Ale nie zdążył ci nic zrobić? Poza... wyssaniem szczęścia? - miała nadzieję, że jednak nie było to nic poważnego i wkrótce czarodziej dojdzie do siebie, gdy tylko zazna odrobiny odpoczynku i spokoju. - Oczywiście, że nie. Doskonale to rozumiem i nawet wolałabym nie zostawiać cię samego w tych okolicznościach - odparła, gdy tylko została poproszona o to, by dotrzymać nieznajomemu towarzystwa. Wyraźnie dokuczały mu skutki wcześniejszego wydarzenia i powinien odsapnąć nim finalnie będzie kontynuował swój spacer lub, co wydawało jej się mądrzejsze, postanowi powrócić do swojego mieszkania. - Yuuko Kanoe - odpowiedziała, gdy tylko mężczyzna jej się przedstawił. - Znalazłam się w pobliżu, szukając ziół. Nie musiała się z tego tłumaczyć, ale skoro Longwei sam dodał to czemu akurat kręci się w tej okolicy to czemu sama miałaby tego nie zrobić? Widząc jeszcze jak Huang stawia niezbyt pewny krok, przysunęła się do niego bliżej, aby ująć go pod ramię. Nie chciała w końcu, żeby przewrócił się w drodze do młyna. - Przepraszam, ale nie wyglądasz zbyt dobrze - dodała od razu, gdy tylko zdała sobie sprawę, że nieproszona naruszyła jego przestrzeń osobistą. No, ale widząc jak czarodziej się prezentował wolała nie ryzykować niepotrzebnie. - Więc krążą plotki o tym, że ten młyn jest nawiedzony? - spytała jeszcze, prowadząc mężczyznę w kierunku pobliskiego budynku. Nie wyglądał zbyt zachęcająco, ale lepsze to niż nic. Zresztą pewnie i tak nie pozostaną w nim zbyt długo.
Co tu dużo mówić - ot, zwiedzała. Po prawdzie to nigdy nie była w Anglii, więc każde miejsce było w jej mniemaniu interesujące, począwszy od samego Londynu, przez Hogsmeade, aż po Dolinę Godryka i okolice. Koniec języka za przewodnika - toteż bez skrępowania wypytywała tubylców o co ciekawsze lokacje, tworząc sobie w głowie plan działania. W końcu nie mogło być przecież tak, że zamknęłaby się na cztery spusty w hotelowym pokoju - a jeśli miała przez pewien czas mieszkać w Wielkiej Brytanii, to wręcz wypadało orientować się w miejskich mitach i legendach. Dlatego też organizując sobie małą wycieczkę po Dolinie Godryka, zaszyła się w okolicach starego młyna, który podobnoż był nawiedzony. Cóż, jako czarownica co rusz mogła natknąć się na ducha bądź poltergeista, także nie było to niecodzienne zjawisko. Niemniej, bardziej niecodzienne były motywy domniemanego ducha młynarza, który wyrzekł się swojego czarodziejskiego pochodzenia. Walsh zachodziła w głowę jak można było wyrzec się świata, w którym się wychowywało? Choć rzeczywiście, była to rzeczywistość pełna cudów i dziwów - ale i niebezpieczeństw. Niewykluczone, że właśnie jedno z nich dopadło młynarza, który nabawił się poważnej traumy czy ptsd... Gdzie byli uzdrowiciele, gdy byli potrzebni? W każdym razie, kiedy już trafiła pod młyn - pomimo pięknej pogody, złowrogo skrzypiący - stwierdziła, że niekoniecznie miło byłoby mierzyć się z duchem. Zwłaszcza z jej własnymi umiejętnościami, gdzie mogłaby po prostu cisnąć w niego tarotem albo mapą nieba co najwyżej. Obeszła więc budowlę całkiem szerokim łukiem, dziarsko przedzierając się przez trawy - za młynem odnajdując starą szopę. Cóż... skoro duch był przywiązany do młyna, to chyba nie do oddalonej szopy, prawda? Mimo wszystko, z różdżką na podorędziu otworzyła składzik, ciekawa czy znajdzie tam coś innego poza zbutwiałą mąką czy narzędziami ogrodniczymi. W istocie, znalazła - starego turnova, na którego widok oczy kobiety rozbłysły z ekscytacji. Dopiero co sprzedała swój motor w Czechach, żeby nie ciągnąć go ze sobą... Ale darowanemu motorowi nie zagląda się w tłoki. Poprawiła plecak na ramionach i zajęła się wytaczaniem maszyny z szopy - momentalnie decydując się o odwiedzeniu najbliższego warsztatu, by doprowadzić turnova do porządku. Motocykl był magiczny, więc młynarz nie powinien mieć nic przeciwko.
|EOT
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Na pytanie nieznajomej zmarszczył lekko brwi, zastanawiając się nad odpowiedzią. Podejrzewał, że gdyby tylko dementor zrobił coś więcej poza wyssaniem szczęścia, nie byłby w stanie udzielić odpowiedzi na ten temat, być może nawet nie mógłby z nią rozmawiać. Z tego powodu zapewnił, nieco słabo, że poza tym wszystko z nim dobrze. Nawet nie chciał zastanawiać się, jakby to było, być nagle pustą skorupą bez duszy - czy w ogóle zauważyłby różnicę, czy mógłby w jakimś sensie żyć. Podziękował cicho, gdy nieznajoma zgodziła się z nim zostać, wiedząc dobrze, że właściwie nie musiała ku temu powodów, ale wyraźnie ludzie nie byli tak nieczuli, jak zwykło się mówić. Zaraz też jego uwaga skupiła się w pełni na Yuuko, gdy usłyszał, z jakiego powodu znalazła się w okolicy. - Zioła? Jesteś zielarką? Nie tak dawno poznałem pewnego profesora zielarstwa, który też uratował mnie przed dementorem. Może miałem tym się zająć, żeby łatwiej rzucać zaklęcie - odezwał się wciąż jeszcze słabo, choć wyraźnie próbował pod koniec zażartować. Mimo wszystko powinien jednak pomyśleć poważniej o odnalezieniu sposobu na idealne wspomnienie, które pomoże mu stworzyć patronusa. Czuł się co najmniej głupio, nie będąc w stanie sobie poradzić z tym prostym zaklęciem. - Mn… Zaraz dojdę do siebie… Chyba. Mam taką nadzieję - przyznał, nie reagując źle na nagły kontakt z dziewczyną. Właściwie był jej wdzięczny, że go podtrzymała, pomagając dojśc do starego młynu. Czuł jeszcze lekkie zawroty głowy, a naprawdę nie chciał nagle zemdleć, czy zwyczajnie się przewrócić. - Tak. Podobno w starym młynie mieszka duch młynarza, który udawał, że jest mugolem przez jakiś wielki szok. Ktoś mówił, że niemal został ofiarą wil, ale nie jest to potwierdzone. Chciałem tu zawsze przyjść i widać mimowolnie dziś tu przyszedłem - powiedział, kiedy weszli już do środka, rozglądając się po wnętrzu młyna. Było dość ciemno, przez co wyjął różdżkę, aby mruknął cicho lumos i w mdłym świetle rozejrzeć się wokół. - Wygalda na to, że nie ma tu ani dementora, ani ducha młynarza powiedział cicho, siadając na starym krześle, uśmiechając się lekko do Yuuko.
Nie dało się chyba inaczej usiedzieć w domu jak nie ruszyć na kolejne odkrycia w Dolinie Godryka. Wraz z kolejnymi wizytami w tej uroczej, czarodziejskiej mieścinie dochodziło do tego, że Skye być może zacznie tutaj przebywać częściej niż w rodzinnym Wolverhampton. Omijał czasami drogi ze znajdującymi się domami i każdy z czarodziejów miał jakiś swój indywidualny pomysł na to, aby ubogacić lub wyróżnić swój kawałek wykupionej ziemi. Chociaż czasami chronienie budynku z pomocą hipogryfów wydawało się naprawdę... nieciekawe. No cóż, taki obyczaj. Znalezienie się jednak przy starym młynie, który wydawał się nawiedzony według plotek to dodatkowy dreszczyk emocji, który sprowokował przyszłego-ponownie Puchona do tego, aby ten wyruszył naprzeciw zmaganiom duchom i innym marom i odnalezienie dowodu na to, że nie bał się raczej żadnej sytuacji postawionej mu przed nosem. Nie mógł się jednak bardziej zdziwić, kiedy wchodząc do środka na ustach malowało się "ludzie, przecież tu nikogo nie ma" i ostatecznie chcąc wyjść. Aleee w momencie, kiedy to miało się wydarzyć, chłopak zauważył pod nogami dziennik, a raczej jakiś stary pamiętnik z zapiskami z dawnych dziejów. No cóż... Raczej komu innemu się już nie przyda, więc wziął go pod pachę i być może będzie miał jakąś nową lekturę na czas przed wakacjami.
|zt|
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Słyszała naprawdę wiele rzeczy na temat dementorów. W tym chociażby to, że ich pocałunek jednak zajmował nieco czasu i nie był natychmiastowym sposobem uśmiercenia. W takim wypadku można było zawsze przerwać cały ten proces, ale w trakcie mogło dojść do jakiś powikłań związanych z próbą wyssania duszy, a to już wymagało specjalistycznej wiedzy medycznej i hospitalizacji. Dlatego też chciała się upewnić czy na pewno przegoniony dementor nie próbował niczego w tym rodzaju i cała przygoda skończyła się na wypieraniu szczęścia. - Nie do końca - odpowiedziała, uśmiechając się, gdy tylko mężczyzna zapytał ją o zielarstwo. - Zajmuję się tym dodatkowo. Jako pożyteczną formą hobby. I czy przypadkiem ten profesor zielarstwa nie nazywał się Walsh? Naprawdę byłby to niesamowity zbieg okoliczności, gdyby okazało się, że akurat ta dwójka mogła wybawić tę samą osobę z takich samych opresji. Jak widać jednak magiczny świat był naprawdę mały i łatwo było spotkać kogoś kto okazałby się wspólnym znajomym. Nigdy szczególnie nie interesowały ją takie lokalne plotki lub też legendy także nic dziwnego, że nie słyszała dotychczas nic na temat tajemniczego ducha młynarza. Nie miała też pojęcia czy faktycznie miało to coś wspólnego z faktycznymi wydarzeniami i na ile było prawdziwe, a na ile było tylko wymyśloną przez jakiegoś ucznia Hogwartu albo też mieszkańca Doliny historią. - Obyś miał rację. Nie mam raczej ochoty na spotkanie jakiegokolwiek ducha - może i zdarzały się wśród nich przyjazne osobniki, ale wolała nie kusić losu i nie wystawiać się na kontakt z jakimkolwiek z nich. Podprowadziła jeszcze Longweia do starego krzesła, które nie wydawało jej się być jakoś szczególnie solidne, ale całe szczęście utrzymało ciężar czarodzieja. Sama zaś rozejrzała się wokół, kontemplując warstwę kuchu pokrywającą zarówno podłogę jak i inne powierzchnie płaskie. Gdzieniegdzie była jednak ona cieńsza i wyraźnie widać było ślady zostawione przez zapewne innych awanturników, którzy zapuścili się w te rejony. - Wygląda jakby ktoś co jakiś czas odwiedzał to miejsce - stwierdziła, spoglądając na rozpadające się i podniszczone przedmioty. Mimo wszystko czuła pewną nerwowość i miała wrażenie jakby coś było ewidentnie nie tak z tym miejscem. Miała jedynie nadzieję, że Huang szybko dojdzie do siebie i będą mogli opuścić to miejsce.
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Przydatna forma hobby. Nigdy nie myślał o sprawieniu sobie jakiegokolwiek hobby poza robieniem zdjęć smoków, na czym ani nie zarabiał, ani nie przydawało się to nikomu. Być może powinien pomyśleć o ogłoszeniu siebie wolnym fotografem i zacząć rzeczywiście na tym zarabiać? Choć z pewnością Yuuko nie chodziło o zarobek, gdy mówiła o swoim zielarstwie, co po chwili dotarło do Longweia. Tak jak to, że okazała się znać jego poprzedniego wybawcę. Aż zmarszczył nieznacznie brwi, choć w jego ciemnym spojrzeniu dało się dostrzec cień rozbawienia. - Tak, Christopher Walsh. Byliśmy razem w rezerwacie i pomagaliśmy langustnikom, kiedy zjawił się dementor, którego obaj mieliśmy problem przegonić – odpowiedział dziewczynie, uśmiechając się blado. – Macie tylko jednego profesora zielarstwa teraz, czy Walsh jest znany z pomagania innym? – dopytał jeszcze, mimowolnie zaciekawiony faktem, że Kanoe od razu wiedziała, o kim mówi. To nie zdarzało się często i teraz Longwei, pomimo swojego zmęczenia, czuł rosnącą ciekawość i chęć spotkania się znów z Christopherem. Środek młyna nie był imponujący, a sam duch młynarza nieobecny, co nie było niczym złym. Owszem, nieznacznie żałował, że nie mógł przekonać się na własne oczy, czy ten młyn był nawiedzony, czy nie, jednak zachowanie jego towarzyszki sugerowało, że ona niekoniecznie chciałaby zobaczyć ducha. Pewnie było to coś, czego nie chciałoby wiele osób, ale i tak Longwei uśmiechnął się lekko do własnych myśli, gdy zaklinał w duchu zjawę młynarza, aby się nie pojawił. - Nie zdziwię się, jeśli wciąż przychodzą tu głodni wrażeń, albo dzieciaki próbujące sprawdzić, kto jest odważniejszy - odpowiedział dziewczynie, dostrzegając ślady wskazujące na to, że ktoś rzeczywiście często tu przychodzi, choć naprawdę nie rozumiał powodu. Nawet nie wiedział, że w szopie obok młyna można było znaleźć stary motocykl. - Właściwie gdybym był duchem i ktoś nachodziły ciągle mój dom i stopniowo niszczył go, chyba też zacząłbym straszyć wszystkich wokół - dodał, zatrzymując się nagle, gdy w świetle rzucanego zaklęcia dostrzegł coś przy wyjściu z chaty. Nie zastanawiając się dłużej nad tym, co robi, rzucił proste accio, przywołując do siebie coś, co okazało się pamiętnikiem. Otwarł go, spoglądając na zapiski, jak się okazało młynarza. - Jeśli rzeczywiście straszy, to wygląda na to, że rzeczywiście uznał, że jest mugolem, ale jakby… Jakby od początku? Ten pamiętnik wygląda jak lustrzane odbicie pamiętnika śmierciożercy - niechęć do czarodziei, chęć pomocy mugolom, których uznawał za swoich… Może dlatego straszy krążących tutaj czarodziejów? - wyraził na głos swoje myśli, spoglądając w stronę Yuuko, ciekaw, czy i ona coś znalazła. Czuł, że wracają mu siły i nie będą musieli długo pozostawać wewnątrz nawiedzonego młyna.
Cóż jeśli chodziło o zielarstwo to dzięki niemu poznała wiele przydatnych roślin, które można było wykorzystać do radzenia sobie z problemami różnego rodzaju. Naprawdę niewiele osób spodziewało się tego ile przydatnych właściwości może mieć pospolita roślina rosnąca gdzieś na pobliskim polu jeśli tylko przygotowało się ją w odpowiedni sposób. - W zasadzie obie opcje są poprawne. Chwilowo tylko on uczy zielarstwa i naprawdę nie dziwi mnie fakt, ze pomagał w rezerwacie. Odkąd go znam angażuje się w podobne inicjatywy związane z przyrodą i środowiskiem. Tym bardziej nie dziwiło jej to w obecnej sytuacji, gdy magiczne zwierzęta zaczynały zachowywać się zupełnie inaczej przez brak księżyca. Miała tylko nadzieję, że ten stan nie będzie się utrzymywał zbyt długo i wkrótce wszystko wróci do normy. Nawet jeśli nie do końca potrafiła zrozumieć tok rozumowania takich śmiałków to chyba rzeczywiście Longwei miał rację. Zapewne osoby zbliżone do niej wiekiem były na tyle głodne wrażeń, że postanawiały zapuszczać się w podobne rejony, a może po prostu chcieli zbadać czy snute przez innych opowieści były prawdą. - Może to też zależy od tego jaką osobą był dany duch przed śmiercią? Choć zdecydowanie większość nie potrafiłaby tak po prostu patrzeć jak niszczeją ważne dla nich rzeczy - dodała jeszcze. Nie widziała żadnego śladu obecności młynarza. Może jednak nie był na stałe przywiązany do tego miejsca albo już je opuścił? Z pewnością nie był złym duchem, który rezydował w młynie przez cały czas, bo w takim wypadku coś już by im się stało. Nawet nie zauważyła tego kiedy Longwei znalazł pamiętnik leżący w chacie i chwycił go w dłonie. Przez chwilę wysłuchała jego wypowiedzi, spoglądając w kierunku czarodzieja. Trzeba było przyznać, że było to całkiem możliwe. - Brzmi sensownie, ale... w takim razie czemu nas nie straszy? Opuścił chwilowo to miejsce czy z jakiegoś powodu mu nie wadzimy? - spytała na głos, zastanawiając się co też na ten temat sądzi Huang.
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Longwei uśmiechnął się blado, gdy tylko usłyszał odpowiedź dziewczyny. Wyglądało na to, że dziwnym zrządzeniem losu nie tylko zielarze go ratowali, ale i znający siebie wzajemnie zielarze. Mimowolnie ciekaw był, czy wspomną o nim sobie wzajemnie, gdy już się spotkają. Czy będzie to historia o tym, jak ratowali przed dementorem dziwnego pół Chińczyka, czy jednak nic nie powiedzą. - Muszę przyznać, że ma dużą wiedzę na temat stworzeń magicznych i wygląda na takiego, który wręcz czuje powołanie do pomagania. Dobrze, że jest profesorem, myślę, że zachęca do nauki swoją wiedzą, mam rację? Choć wydawał się raczej… Wycofany przy pierwszym spotkaniu – powiedział spokojnie, z namysłem, orientując się, że brzmi jak własny ojciec, z którym kiedyś rozmawiał o zajęciach. Podejrzewał, że tak naprawdę nie był wiele starszy od towarzyszącej mu Kanoe, ale zaczął brzmieć, jakby skończył szkołę dekadę wcześniej. Choć prawdą było, że kiedy jeszcze sam uczył się w Hogwarcie, brakowało mu takiego profesora z zielarstwa. Z drugiej strony, pewnie i tak nawet najbardziej charyzmatyczny profesor nie zdołałby przebić tego od Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Longwei jedynie pokiwał głową na jej słowa, dochodząc do wniosku, że charakter czarodzieja z pewnością miał w takiej sytuacji dużą rolę. Był także przekonany, że mimo wszystko każdy, jeśli był przywiązany do jakiegoś miejsca, czy przedmiotu i stałby się duchem, próbowałby przegonić wandali. Jedni robiliby to w delikatny sposób, inni z pewnością strasząc, czy próbując zesłać jakieś nieszczęście, choć Huang nie wiedział, jak mogłoby do tego dojść. Zamknął pamiętnik z cichym trzaskiem, kiedy dotarł do niego sens słów Yuuko. Jak na nawiedzone miejsce, gdy straszył duch młynarza, było wyjątkowo spokojnie i cicho. Zdecydowanie nie tak powinno być w miejscu, które u niektórych wywoływało strach. - Właściwie to trochę dziwne, że go tu nie ma… Może lepiej będzie, jeśli rzeczywiście stąd wyjdziemy? Czuję się już lepiej i myślę, że mógłbym teleportować się do domu bez rozszczepienia, ale wolałbym nie robić tego tutaj – zaproponował, podnosząc się z krzesła. Wciąż wyglądał blado, wyraźnie nie czuł się całkiem dobrze, ale wyglądał lepiej, niż jeszcze chwilę temu, gdy dopiero wchodzili do młyna. Czekał jednak na decyzję Kanoe, aby nie zostawiać jej samej, gdyby się okazało, że miała ochotę jednak zwiedzić wnętrze młyna, szukając więcej informacji o zmarłym tu czarodzieju-niby-mugolu.
Chyba naprawdę miała z Chrisem o wiele więcej wspólnego niż się tego spodziewała, ale niekoniecznie było to coś złego. Trzeba było przyznać, że to zrządzenie losu było co najmniej intrygujące, ale możliwe, że raczej nie poruszą tego tematu przy kolejnym spotkaniu zamiast tego skupiając się bardziej na chociażby nowej sadzonkę, którą Walshowi udało się gdzieś upolować. Naprawdę przedziwny był z niego człowiek. - Niektórzy potrafią być bardzo oporni jeśli wcześniej ktoś ich zraził do przedmiotu, ale ogólnie myślę, że wielu uczniów dzięki niemu odkryło, że zielarstwo może być jednak nieco ciekawsze niż zakładali i poczuli się zmotywowani do zajęć - odpowiedziała, zastanawiając się faktycznie nad tym jak bardzo profesor był lubiany w szkole. Cóż, wydawało jej się, że raczej większość uczniów była do niego naprawdę pozytywnie nastawiona już od czasów, kiedy to piastował posadę gajowego. - Nazwałabym go raczej cichym i nieco nieśmiałym. Z pewnością nie sprawia takiego wrażenia przy bliższym poznaniu - oceniła jeszcze, gdy tylko Huang wspomniał o tym, że Christopher był raczej wycofany. Faktycznie nie był diwą, która przyciągała uwagę i źle czuł się z atencją, ale raczej nie użyłaby tego samego sformułowania co mężczyzna. Szczerze powiedziawszy nie miała pojęcia czy ten spokój i cisza, które panowały w starym młynie nie były przypadkiem dużo bardziej niepokojące niż faktyczna obecność ducha zamanifestowana w jakikolwiek sposób. Miała wrażenie, że była to swego rodzaju cisza przed burzą, a samo miejsce przyprawiało ją po prostu o ciarki. Dlatego też z pewnością ucieszyła ją po części propozycja tego, aby jak najszybciej się z niego wynieść. - Jesteś pewien, że czujesz się już lepiej? Zawsze możemy stąd wyjść i pomogę ci się przeteleportować w jakieś inne miejsce - zaproponowała, wciąż nie będąc pewną tego czy powinna zaufać w tej kwestii Huangowi. Nie chciała w końcu, żeby coś mu się stało i wspólna teleportacja wydawała jej się na ten pomysł o wiele lepszym pomysłem jeśli faktycznie nie zamierzali spędzać tutaj więcej czasu. Decyzję jednak pozostawiła już mężczyźnie, którego nie zamierzała w tej chwili do niczego namawiać nawet jeśli naprawdę martwiła się o jego stan. Zwłaszcza, że wciąż wyglądał dosyć niewyraźnie i faktycznie jego próba teleportacji mogłaby się skończyć rozszczepieniem.
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Zaśmiał się blado, przypominając sobie profesora z Historii Magii. Do tej pory, gdy patrzył na jakiekolwiek stare księgi, czuł się niekomfortowo i dostawał dreszczy. Szczęśliwie ta wiedza nie była mu aż tak potrzebna w życiu codziennym, jeśli pominąć czytanie historii o łapaniu smoków i opiece nad nimi. - W takim razie zdecydowanie dobrze, że Christopher was uczy i rzeczywiście… Może wycofany to nie do końca właściwe słowo - odpowiedział, przypominając sobie swoje odczucia po dwukrotnym spotkaniu z Walshem. Wyraźnie posiadał dużą wiedzę z opieki nad magicznymi stworzeniami, a skoro był zielarzem, musiał mieć porównywalna, jeśli nie większą wiedzę z zakresu roślin. Mimowolnie Longwei zaczął się zastanawiać, czy kiedykolwiek wcześniej Christopher pracował jako gajowy, czy kiedyś był na stanowisku, które kiedyś Huang chciał zajmować. Postanowił przy nadarzającej się okazji zapytać o to mężczyznę. Pusty, w teorii nawiedzony dom, rzeczywiście mógł być bardziej niepokojący od faktycznego towarzystwa rozwścieczonego ducha. Longwei rozglądał się jeszcze chwilę po pomieszczeniu, a nie dostrzegając niczego, sam poczuł dreszcz przebiegający mu po plecach, który od razu skojarzył mu się z dementorami. Jeśli więc czegoś był pewien, to właśnie tego, że powinni jak najszybciej teleportować się w swoich domów, czy innego bezpiecznego miejsca. - Teleportowałbym się, gdy dementor zaczął atakować, gdyby nie obawa że wciągnę go za sobą. Miałem już takie przypadki z ogniem i zdecydowanie wolałbym nie powtarzać tego z dementorem. Teraz będzie dobrze, nie rozszczepie się - zapewnił, a w jego głosie brzmiała pewność siebie, kontrastującą z wciąż bledszą skórą. Mimo to, Longwei pewniejszym krokiem wyszedł ze starego młyna, rozglądając się od razu na boki, czy nie wywołał przypadkiem wilka z lasu.
Akurat profesorowie historii magii nie byli tacy źli. Zdecydowanie bardziej drżała na myśl o Crainie, który uczył transmutacji. Miała naprawdę szczere chęci, aby podciągnąć się z tego przedmiotu, ale za każdym razem, gdy tylko przychodziła na jego zajęcia stres robił swoje i nie była w stanie rzucić poprawnie nawet jednego zaklęcia. Wiedząc, że dom w teorii był nawiedzony ta pustka była naprawdę podejrzana. Nie wiedziała kompletnie czego powinna się spodziewać. Jeszcze jakby Huang wcześniej jej nie opowiedział historii ducha młynarza to może nie byłoby w gruncie rzeczy tak źle. No, ale ten podjął inną decyzję, a ona jeszcze dopytała i skończyło się tak jak się skończyło. Na lekkiej paranoi i stanach lękowych jeśli tak to można nazwać. - W takim razie skoro czujesz się na siłach to nie będę cię powstrzymywać. Uważaj tylko na siebie i lepiej już się dzisiaj nie przemęczaj. Miałeś wystarczająco dużo wrażeń - powiedziała jeszcze, podążając krok w krok za mężczyzną, aby nareszcie opuścić nawiedzony młyn. Może i na zewnątrz nie było najpiękniejszej pogody, ale powietrze wydało jej się od razu o wiele świeższe, a do tego jeszcze poczuła się nieco lepiej. Pożegnawszy się jeszcze z czarodziejem po upewnieniu się, że nic mu nie dolega, przyglądała się temu jak teleportuje się do własnego domu, aby po chwili samej zrobić dokładnie to samo.
Perypetie młodych gniewnych nieszczególnie młynarza interesowały. Chciał mieć spokój za życia, a jeszcze bardziej zależało mu na spokoju po śmierci. Niestety, nie było lekko być duchem, bo to, że wybrał swój stary młyn jako miejsce wiecznego odpoczywania okazało się być strzałem jak kulą w płot albo owsem w koło młyńskie. Z jakiegoś powodu bywalcy okolic uznali za stosowne regularne nagabywanie jego świętego spokoju, musiał więc co jakiś czas zakazać rękawy i wypłoszyć głupich młodzików ze swojego miejsca wiecznej tułaczki i harówy. Okazało się jednak, że to nie wystarczy wywalić gówniarza na zbity pysk, bo zaraz się zacznie awanturować pod drzwiami, gorzej niż z jego własnymi dziećmi, które nie odwiedzały go za życia, a co dopiero po śmierci. Okiennice starego młyna trzasnęły z hukiem, a duch młynarza wychylił się z twarzą wykrzywioną złością. - Wynocha mi jeden z drugim! - ściągnął ze stopy onuce i rzucił nią prosto w Zakrzewskiego, któremu kapeć przeleciał przez głowę, napytując wielkiej biedy i wywołując zawroty głowy. Z okna wybiegła również gromada szczurów, które niczym najwspanialsi akrobaci zaczęły zbiegać po ścianie w pogoni za onucą, jednocześnie goniąc Lennoxa, uciekającego z miejsca zdarzenia w popłochu.
| Atlas
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Był tak skupiony na swoim przeciwniku, że trzask okiennic początkowo pozostał przez niego niezauważony. Dopiero, gdy duch postanowił wydrzeć na nich ryja i pierdolnąć Zakrzewskiego kapciem, Max zainteresował się własnym otoczeniem. -Słyszałeś? Gospodarz Cię wypierdala. - Uśmiechnął się z satysfakcją, kompletnie pomijając fakt, że jego też to wyproszenie dotyczyło, a gdy zobaczył stadko goniących Lennoxa szczurów, zwinął się ze śmiechu, czego od razu pożałował, bo naprawiona tyle co noga, dała mu się we znaki. -Kurwa mać, jebana. - Mruknął, po czym oparł się o ścianę młyna, przymykając oczy. Kończyna dość srogo zaczęła go nakurwiać. Aż tak wprawiony w sztuce uzdrawiania jeszcze nie był, żeby sobie bezbłędnie poradzić. -Ty, młynarz! Masz tam jakąś przeciwbólową mąkę? - Krzyknął do ducha pół żartem, pół serio, żeby rozproszyć się od bólu. Z drugiej strony, może akurat coś takiego się w tym młynie znajdowało i ten zjebany dzień miał nagle się poprawić. Chociaż w umyśle Maxa, przeciwbólowa mąka zdecydowanie daleka była od czegokolwiek związanego z wypiekami. Chyba, że miało się na myśli wypalanie komórek mózgowych.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Stary młynarz wychylił się złorzecząc i wymachując pięścią odgrażał się, że jeśli Lennox kiedyś tu wróci, to dostanie czymś gorszym od kapcia. Szczuł swoje tresowane szczury, by go goniły aż go ugryzą w pięty tak zawzięcie, że przeoczył fakt drugiego rzezimieszka, który utknął mu pod przybytkiem. Dotarł go jednak okrzyk chłopaka, na co wychylił się bardziej i swoimi duchowymi oczami łypał na Solberga, przypominając sobie, że przecież chwilę temu gałgana wywalił z młyna z rozmachem. - Przeciwbólową mąkę?! - zaskrzypiał upiornie, ściągając drugiego pantofla- Ja Ci zaraz dam przeciwbólową! - zaczął nim machać grożąc mu krzywdą i cierpieniem wiecznym. Nie rzucił nim jednak jak w Lennoxa, zapewne dlatego, że wszystkie szczury pobiegły już za pierwszym kapcioszkiem, więc niemiałby kto mu przynieść drugiego, zniknął więc w oknie na kolejną chwilę. Cisza jaka zapadła po duchowych wrzaskach i wyzwiskach wydawała się jeszcze bardziej upiorna, jakby nawet wiatr przestał wiać, a ptaki świergotać w koronach pobliskich drzew. Znikąd, znienacka, na łeb Maxa spadł wór mąki, osypując go całego na biało przez co wyglądał jak... syn młynarza, hehe. - Masz ci bratku mąki przeciwbólowej! - młynarz znów sie wychylił grożąc mu pięścią- Zabieraj mi sie stąd! Ale już!
| Atlas
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Cóż, nie miał pojęcia, skąd takie szczęście, że nie oberwał z bambosza, ale specjalnie nie miał zamiaru narzekać. Wręcz przeciwnie. Przez chwilę pomyślał nawet, że mu się upiekło, gdy tak czekał aż noga przestanie go napierdalać, ale okazało się, że młynarz nie ma zamiaru mu tak po prostu odpuścić. -Przydałaby się, nie powiem. - Choć wiedział, że słowa ducha wcale nie były miłe, a raczej ironiczne, to niespecjalnie potrafił powstrzymać się od komentarza. Jakby nie patrzeć, wciąż był wkurwiony po konfrontacji z Zakrzewskim, która miała miejsce chwilę temu. Jeszcze bardziej niepokojąca była cisza, która nagle zapadła. Max uniósł głowę, by sprawdzić, czy duch faktycznie zniknął z okna i właśnie w tym momencie oberwał prosto na ryj, ciężkim worem mąki. -Czy Ciebie kurwa pojebało?! - Tak, jeśli ktoś był na tyle głupi, albo odważny, albo obydwa naraz, by grozić istotom pozaziemskim, to zdecydowanie był to Solberg, który teraz kaszlał, próbując pozbyć się mąki z każdej dziury swojej twarzy. -Jakbym mógł, dawno by mnie tu nie było. Zaraz sobie pójdę, weź zluzuj te swoje mączne gacie. - Wykrzyknął, wydłubując sypką substancję z ucha. Szczerze żałował teraz, że to tylko mąka, ale wiedział, że nikt by na niego tyle koksu nie zmarnował.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Duch wybuchnął gniewnym, gromkim śmiechem. To trzeba naprawdę mieć i talent i szczęście by doprowadzić zmarłego do takiego śmiechu, ale tez poczucie humoru duchów zawsze bywało dziwne i dość nieprzewidywalne. Rechotał tak, że zdawało się, że cały młyn się trzęsie w posadach. Błędem Solberga było obrażanie ducha, który mu przywalił z worka mąki, bo Merlin jeden może wiedzieć, co on tam jeszcze mógł szykować w zanadrzu. - Co żeś powiedział, młokosie zaślumiony?! - zagrzmiał ze złością, a okiennice wszystkich pozostałych okien zaczęły trzaskać upiornie, robiąc tyle hałasu, że podniosły by z gromu zmarłego. I kto wie, może podnosiły? Z oddali widać było fale w trawie, sugerujące, że stado szczurów chyba przestało gonić Zakrzewskiego. - Naprzód, moje dzieci! = krzyknął duch, wskazując Maxa oskarżycielskim palcem, a szczury niby ten tresowany oddział specjalny łukiem nakierowały się pędem prosto na Solberga.
| Atlas
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Śmiechu to się zdecydowanie nie spodziewał i nie miał pojęcia, co się może za nim kryć. Nigdy specjalnie nie kumał kultury duchów, choć dzięki nauce w Hogwarcie, był przyzwyczajony do ich obecności. Może dlatego tak sobie tutaj folgował, zamiast faktycznie wziąć i spierdalać, jak włodarz grzecznie prosił. -Że masz ogarnąć pizdę. - Powtórzył zirytowany, jak zwykle wykazując się kompletnym brakiem instynkty samozachowawczego. Widać było, że mózg Solberga po prostu wyszedł po mleko i zupełnie jak typowy ojciec, wcale nie miał zamiaru wracać. -POJEBAŁO CIĘ TYPIE?! - Wrzasnął, widząc tę chmarę szczurów, która teraz zmierzała prosto w jego stronę. -Ja pierdolę, co za świr. - Mruknął pod nosem, po czym zagryzł zęby i z nadzieją, że się przypadkiem nie rozszczepi, teleportował się z tego przeklętego miejsca. + //zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Umówili się, że wybiorą się na jakieś szalone zwiedzanie okolicy i dokładnie to zrobili, nie zamierzając po prostu siedzieć na tyłkach, skoro oboje mieli wolne. Wyglądało to na pewno inaczej, niż w czasie wakacji, inaczej niż w czasie studiów, ale Max mimo wszystko nie zamierzał narzekać. W końcu nadal mógł spędzać czas z przyjaciółmi, chociaż jednocześnie widział, że mimo wszystko było to trudniejsze, niż choćby rok wcześniej, kiedy po prostu studiował i dorabiał w aptece. Od kiedy został uzdrowicielem na pełen etat i musiał przestać się ostatecznie obijać, nie miał aż tak wiele czasu na to, żeby rozbijać się gdzieś po okolicy. Chociaż, jednocześnie, to było właśnie to, co robił, żeby odpocząć. Zauważył również, że od kiedy skończył staż, został wpisany na listę pracowników Munga i oficjalnie został lekarzem, życie jakoś na nowo mu się ułożyło i nie czuł się taki przeżuty i wypluty, a to dawało szansę na to, że wkrótce wszystko, ale dosłownie wszystko, będzie jak trzeba. Łącznie z tym, że znowu będzie robił idiotyczne rzeczy, jak włóczenie się po okolicy Doliny, bez zastanawiania się nad tym, dokąd właściwie szli. - Młyn? Serio mamy tutaj młyn? – zapytał idiotycznie, kiedy przed jednym faktycznie stanęli, zastanawiając się jednocześnie, jakim cudem nigdy wcześniej na niego nie wszedł. Inna sprawa, że jakoś wcześniej aż tak często nie włóczył się po Dolinie, a teraz miał do tego zdecydowanie dobrą okazję, więc zamierzał ją wykorzystać. Skoro zaś Mulan nie zamierzała siedzieć grzecznie w szkole, a nie mogąc trenować albo zajmować się kółkami zainteresowań, musiała jakoś spożytkować energię i wolny czas, to zdecydowanie nie powinni po prostu się poddawać i siedzieć na tyłkach w domu. - Tchórzysz? – rzucił zaczepnie, kierując się w stronę młyna, zupełnie, jakby zakładał, że znajdą tam jakieś niesamowite skarby, uśmiechając się przy tej okazji w sposób, który nie pozostawiał wątpliwości, że naprawdę zamierzał się dobrze bawić, nawet jeśli za chwilę miałaby go zeżreć jakaś książka.
______________________
Never love
a wild thing
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Wycieczka krajoznawcza została już dawno zaplanowana przez tę dwójkę, ale po wyprawie na starszego smoka, Huang często nie czuła się na siłach, aby podejmować się podobnych działań. Nie była pewna czy w pewnym momencie nie zetknie jej z nóg ta cholerna migrena, ale im więcej czasu mijało od tego wydarzenia tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że jednak było coraz lepiej i raczej nie groziło jej to aż tak bardzo. Takim cudem wylądowali przed położonym w Dolinie Godryka starym młynem, bo w końcu mieli zwiedzać okolicę i pchać się w różne dziwne miejsca, co przecież wychodziło im zawsze najlepiej. Dwójka Gryfonów i ich wspólna komórka mózgowa potrafili zawsze wymyślić sobie cudowne zajęcie. - No mamy. Serio nigdy o nim nie słyszałeś? - zapytała z pewnym zdziwieniem, spoglądając na chłopaka. Może związane to było z tym, że jednak Max nie był tutejszy. Mulan dorastała w okolicy i nasłuchała się wystarczająco na temat młynu, który podobno był nawiedzony i można było w nim się natknąć na ducha młynarza. Dlatego niebywałe wydawało jej się, aby jakiś czarodziej mógł nie słyszeć o tym chociażby jednej historii. - Ochujałeś? Jasne, że nie - odpowiedziała, czując się nieco oburzona podobnym zarzutem po czym chwyciła przyjaciela za ramię. - Idziemy chyba, że sam srasz w gacie. Dosyć dziarskim krokiem ruszyła od razu w stronę młyna, gotowa do tego, aby wspólnie przekroczyć jego próg i zobaczyć co też kryło się za podniszczonymi drzwiami.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Powody, dla których przełożyli swoją wycieczkę, były oczywiste, a Max nie do końca wiedział, czy miał pytać Mulan, jak się właściwie czuła. Z drugiej strony zaczepianie ją o to było czymś, co go korciło, więc oczywiste było, że prędzej, czy później zapyta ją, jak właściwie wyglądała ta randka z pradawnym smokiem, któremu podobno został zaślubiony na tamtym posranym rytuale. Na razie jednak miał coś innego na głowie, a mianowicie młyn, który wziął się tutaj nie wiadomo skąd i nie wiadomo co tu robił. Zaraz jednak spojrzał na przyjaciółkę, kiedy wyraziła swoje zdziwienie, zastanawiając się, czy naprawdę powinien mieć pojęcie o tym, co znajdowało się przed nimi na wzgórzu, sprawiając wrażenie, jakby było jakimś domem strachów. - Nie? Powinienem? To jakieś miejsce, w którym szalony czarnoksiężnik zamieniał ludzi w ślimaki, czy co? – zapytał, unosząc lekko brwi, wyraźnie czekając na opowieść, która wyjaśniłaby mu, gdzie się właściwie znajdowali i co mogli tutaj robić. Poza tym, że rzecz jasna, rozrabiać. W końcu nie umieli usiedzieć w miejscu, zachowując się, jakby takie tkwienie w jednym miejscu było dla nich niesamowicie męczące. A może po prostu potrzebowali faktycznie jakiejś tam odskoczni od nie wiadomo czego, żeby nie czuć się jak zgnuśniałe grzyby, które nie mają przed sobą choćby cienia przyszłego życia. - Na zielono. Po prostu jestem tak przerażony, że aż się cały trzęsę, nie czujesz? – zapytał, patrząc na nią z uniesionymi brwiami, kiedy kierowali się do wejścia do młyna, zachowując się oczywiście tak bezczelnie, jak to było możliwe. Zupełnie, jakby szli w miejsce, które do nich należało i może dokładnie tak było. Trudno było powiedzieć, trudno było to wyjaśnić, ale Max wcale się tym nie przejmował, całkiem swobodnie i odważnie postanawiając wleźć do środka starego budynku, przekonany o tym, że nie znajdzie tam nic niesamowitego, a co najwyżej całą masę pajęczyn. - Ale rozumiem, że ty byś nawet nie mrugnęła, jakbyśmy znaleźli tam błotoryja. Założę się, że po ostatniej wycieczce nie ma nic, co by zalazło ci za skórę – mruknął, zerkając na Mulan, ciekaw, czy chciała o tym mówić, czy cała wyprawa na Avalon miała zostać owiana tajemnicą, a uroczyste podziękowania w Ministerstwie zostać czymś, co miało mieć miejsce jedynie w gazecie. Wybór był jej, nie zamierzał jej naciskać. Wolał zdecydowanie wejść po prostu do młyna i rozejrzeć się po jego wnętrzu, uznając, że był zniszczony, ale jednocześnie niemalże krzyczał, że w każdym jego rogu znajduje się jakaś tajemnica. A może to po prostu Gryfoński brak mózgu mu o tym opowiadał.