Miejscowym znany jako "aptekarium". Można tu znaleźć mugolskie leki, jednak głównie sprzedaje się tu herbaty, kawy i zioła. Sklep pachnie mieszanką absolutnie wszystkiego i ciężko wyłapać jakąś konkretną woń, jednak pomocny sprzedawca na pewno pomoże wybrać odpowiednie specyfiki lub ususzone rośliny. Jeżeli zaś chodzi o magiczną część sklepu zielarskiego... cóż, sprzedawca był dosyć nerwowy, kiedy tylko ktoś pytał go o nieznane mu zioła o dziwnych nazwach, ale po pewnym czasie do Doliny Godryka przybył podejrzany typ, który oznajmił, że wszystkie te rośliny da się nabyć u niego. Od wtedy właściciel, niemniej spokojnie niż przedtem, odsyła zainteresowanych do chaty zielarza.
W tym sklepie można zakupić dowolny przedmiot ze spisu. Niestety nie można zakupić oddzielnych składników 3 stopnia.
Cennik: Składnik roślinny I stopnia - 3 galeony Składnik odzwierzęcy I stopnia - 4 galeony Składnik roślinny II stopnia - 6 galeonów Składnik odzwierzęcy II stopnia - 7 galeonów
George tak naprawdę działał pod wpływem pozostałych dzieciaków. To, jakie rzeczy znalazłaś w środku torby, wskazywały na to, iż młodociani bardzo chętnie szukali sobie wcześniej dodatkowej rozgrywki. I o ile ryży i tamten pozostawali jakoś odpowiedni w tej kwestii, tak chłopiec, który patrzył na Ciebie jasnymi tęczówkami i wzrokiem wręcz błagającym o oddanie torby, zdawał się być inny. Być może po prostu popłynął z prądem grupy - a może rzeczywiście chciał czegoś spróbować? Nie potrafiłaś czytać w myślach, potrafiłaś jedynie zahipnotyzować ludzi do wykonywania określonych poleceń. By potem nie wiedzieli, czemu dokładnie je wykonali. Wszystko dzisiaj reprezentowało się łagodniej, oprócz oczywiście Twojej postawy. Może nie byłaś agresywna, aczkolwiek nie zamierzałaś odpuścić sobie możliwości troszeczkę poznęcania się nad jedenastolatkiem, który tylko chciał odzyskać własną torbę. Na to, co powiedziałaś, jeszcze bardziej się zająknął, biorąc trochę głębsze wdechy - choć się nie hiperwentylował. Skoro wcześniej dał sobie rady, to teraz też sobie da, prawda? - Nie, nie... nie o to późno mi chodzi... - wymruczał pod nosem, odgarniając czarne kosmyki od oczu, które ewidentnie nie lubiły być zakrywane. Podobno od ciągłego patrzenia przez jakiś obiekt, który jest za blisko twarzy, można sobie uszkodzić wzrok, czyż nie? A nie chciał być ślepy - niczym kret, który jedynie działa w tunelach, jakie to sobie wykopie tymi małymi rączkami. - Chciałbym... odzyskać moją t-torbę? - nic dziwnego, że podniósł wzrok, choć trudno było tak naprawdę podtrzymać spojrzenie w kierunku sprzedawczyni, skoro czuł wewnętrzny wstyd i wiedział, że spartaczył. I tak czekał, miętosząc w swoich dłoniach jedynie zeszyt, który ze sobą to zabrał. Miał nadzieję, że rudowłosa nie pożre go za tę prośbę, choć już czuł chęć zwrócenia się ku drzwiom i wykonania taktycznego odwrotu. Już nawet te galaretowate mózgi go nie interesowały, choć chętnie by je sobie włożył zamiast własnego.
Pod wpływem dzieciaków, czy też nie, był jednym z grupy, która zachowywała się niewłaściwie. Nawet jeżeli bezpośrednio nie próbował oszukać Irvette, to już sam fakt że kręcił się tu jako przykrywka dla innych, nie podobały się studentce i owszem, nie potrafiła czytać w myślach, ale czy to cokolwiek by teraz zmieniło? Ze spokojem obserwowała, jak chłopiec walczy o wizję i męczy się ze słowami, jakie chciał wydobyć na światło dzienne. Widać było, że okropnie się stresował i Ruda nawet miała ochotę zaproponować mu eliksir spokoju, ale zdecydowanie tego nie zrobiła. Zamiast tego czekała na słowa, które w końcu zaczęły opuszczać usta jedenastolatka. -Twoją torbę? A nie mówiłam przypadkiem, że oddam ją tylko rodzicom? - Założyła ręce na piersi, nie chcąc tak łatwo podać młodemu jego własności. Widać było, że sam nie miał już tyle odwagi i tupetu, ale też była ciekawa, jak młody odniesie się do jej słów. W końcu, gdy ostatnio się widzieli, wyraziła się naprawdę jasno. Oczywiście torba leżała pod ladą, gotowa do zwrotu właścicielowi, choć pozbawiona kilku przedmiotów, które, Irvette przywłaszczyła sobie jako znaleźne. Chłopiec musiał jednak jeszcze trochę poczekać, nim rudowłosa miała zamiar przyjąć jakkolwiek bardziej przyjazną postawę.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Podobno wiele rzeczy można odkręcić - ale czy tak młody dzieciak był w stanie odkręcić błąd, w którym to się pojawił, istniejąc jako zmienna wymagająca uwagi? Nie wiedział. Mógł czuć się przepełniony wstydem i tak właśnie wyglądał - czerwone policzki na to doskonale wskazywały. Wystarczyło spojrzeć w kierunku młodocianego, by jednoznacznie stwierdzić, że jest to jego prawdziwa reakcja. Czy dziecko może kłamać? Owszem, może. Ale nie musi. Może znajdować się pod szyldem tych niegrzecznych, które nie otrzymają prezentu na Święta, ale najwidoczniej nie uważało, że postąpiło dobrze. Być może starało się to odkręcić na własną rękę. A może po prostu próbowało uniknąć scenariusza pokazania, gdzie doszło do utraty torby. Na kolejne słowa, gdy może nie przebierał nogami, aczkolwiek widocznie się stresował - czy tak łatwo jest zestresować jedenastolatka swoim wyglądem i podejściem? - w związku z czym zdania coraz trudniej się układały. Dopiero parę uspokajających wdechów, jako że nie był tym z odważnych dzieciaków, pozwoliło mu na uzyskanie względnie normalnego tonu głosu i próby komunikacji ze sprzedawczynią. - Tak... ale naprawdę mi na niej zależy... - wziął głębszy wdech, wlepiając jasne tęczówki w jej kierunku, choć nie działał na litość. Można było zauważyć, że jak odmówisz, to ten nie zareaguje gniewem, choć bycie samej nie sprzyjało kompletnie obsłudze kolejnych klientów. Przez okno widziałaś, jak ponownie staruszka zbliżała się bardzo smętnym krokiem w kierunku sklepu, choć minie jeszcze parę chwil, zanim będzie w stanie otworzyć drzwi. - C-Czy mógłbym ją odzyskać? Wiem, że zrobiłem źle, ale... chociaż... - wysławianie się było ciężkie, jakby ktoś dodał kropelkę bełkoczącego; raz po raz przerywał te słowa. - T-Tatko pracuje i nie ma czasu, mama tak samo... - wbił wzrok w podłogę, zagryzając bardzo lekko wargę ze stresu.
Nie był to specjalnie duży błąd, który byłby nieodwracalny w skutkach. Ruda jednak bardzo nie lubiła, nie tolerowała wręcz braku szacunku i podobnych wybryków. Prawdopodobnie ze względu na to, że sama nie mogła pozwolić sobie nigdy na podobne zachowanie, ale też wpojone jej pewne normy, których wypadało w społeczeństwie przestrzegać, a trójka chłopców zdecydowanie nie miała zamiaru dostosować się do tych zasad. Widziała ten stres i rosnące zakłopotanie. Nie mogła jednak tak po prostu odpuścić. Odbieranie sobie troszkę zabawy i dzieciakowi lekcji, jaką miała nadzieję, choć na chwilę zapamięta, było obecnie nie do pomyślenia. -I myślisz, że tylko dlatego Ci ją oddam? - Oparła się łokciami na blacie, nieco przybliżając swoje jasne tęczówki do tych wystraszonych, należących do jedenastolatka. Widziała kręcącą się za oknem staruszkę, ale dopóki ta nie otworzyła drzwi zakładu, Irv nie uważała jej za swoje zmartwienie. Przechyliła lekko głowę słysząc, że młody próbuje się przed nią pokajać. -Świadomość tego, że zrobiłeś źle nie zmienia faktu, że wyraźnie prosiłam o pojawienie się rodziców. Rozumiem, że obydwoje pracują, ale nie ma nikogo dorosłego, kto mógłby tu przyjść i odebrać Twój plecak? - Zapytała zdecydowanie łagodniej, po części nawet współczując już dzieciakowi. Doskonale wiedziała jak to jest mieć tyle lat i nie widywać zbyt często własnych rodziców, choć na szczęście, Irvette nie miała zbyt wielu takich epizodów w swoim życiu, gdyż szybko została wciągnięta w rodzinny interes. Zbyt szybko, według niektórych.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Dla dziecka, które naprawdę się przejęło tym wszystkim - ten błąd był całym światem. Wchodząc w duszę i działanie tak kruchej istoty, która jeszcze się kształci, a jej poczucie odróżnienia czynów dobrych od złych nie jest wykształcone, można odczuć, że tak naprawdę powraca się do nostalgicznych lat. Może nie zachowywałaś się kiedyś tak jak on. Może i dojrzałaś szybciej, mniej przejmując się potencjalnymi nieprawidłowościami albo w ogóle się do nich nie przyczyniając - ale nikt przecież nie jest podobny do Ciebie. To Ty stanowisz Irvette; chłopak, który przed Tobą stał, no ba, chłopiec, nie mógł działać w podobny sposób. Przejawiał własne zachowania, własne cechy, a przede wszystkim musiał wypić piwa, które nawarzył. Co prawda nie bezpośrednio, niemniej jednak... zaskakująco widocznie. A przynajmniej jesteś pewna tego, że chciał to zrobić, kiedy postanowił po tych kilkunastu dniach z powrotem zwrócić się po własną rzecz. Bez rodziców, bez opiekunów prawnych. Lekcja, którą mu zafundowałaś, gdy w sklepie nie panował harmider, a życie toczyło się stosunkowo spokojnie, zapewne zostanie zapamiętana przez niego do końca życia. Zresztą, co to byłaby za nauczka, gdybyś nie postanowiła się trochę podroczyć? Wtedy George po prostu odebrały własną zgubę i nawet nie byłby w stanie określić, czy to, co wcześniej zrobił, było mniej lub bardziej prawidłowe. Tak to stał, stresował się, miętosił dłońmi własny podkoszulek, no ba - lekko przygasł, a oczy bardzo powoli szykowały się do zalania niewielkimi, acz widocznymi łzami. Jeszcze się powstrzymywał. - O-oczywiście, że nie. - wbił wzrok w podłogę, spoglądając znowu jasnymi tęczówkami w kierunku własnych butów. Co tak naprawdę sobie myślał... kobieta miała rację i dalsza walka zwyczajnie nie miała sensu. A przynajmniej tak to wyglądało w odczuciu jedenastoletniego dziecka, które tylko chciało odzyskać to, co zostało utracone w wyniku dość nieprzyjemnej akcji. Nic dziwnego, że zaczął się wycofywać, wykonał bardzo wiele kroków do tyłu - i nie zważając na Twoją odpowiedź, niezależnie od tego, co chciałaś osiągnąć, podpytać, cokolwiek - widocznie blady otworzył drzwi, wychodząc tuż przed kroczącą dzielnie staruszką, która zawróciła się po kolejne składniki. - Do... do widzenia... - Nawet nie spojrzał, choć mogłaś być pewna, że nie wpłynęło to na niego najlepiej... o ile w ogóle jakoś dobrze to na niego oddziaływało. Może dosłyszał; może przyjdzie z rodzicami, może ktoś inny odbierze. Tym razem jednak mu się to nie udało i wiesz, że tak łatwo się od tej sytuacji nie uwolnisz, choć musiałaś przestawić się na obsługę znacznie starszej kobiety, która ponownie czegoś zapomniała. - Złotko ty moje! - uśmiechnęła się szeroko, choć zębów to już nie miała, co wynikało z dość podeszłego wieku i charakteru, jaki przejawiała. Była jednak ciepła, różniła się od innych klientek, nawet jeżeli przychodziła parę razy i ciągle czegoś zapominała. - Zapomniałam jeszcze o blekocie. Posiada panienka na stanie? - zapytawszy się serdecznie, trochę jednak nachyliła się do lady, jakoby konspiracyjnie. - Och, ten chłopaczek był taki blady, jak wychodził... ciekawe, co mu się stało. - może chciała rozpocząć rozmowę, może chciała zwrócić uwagę na problem, choć tak naprawdę nie miała prawa niczego wiedzieć, co tutaj zaszło. Po prostu była miła, i jak to przystało na starszych ludzi, niesamowicie ciekawa.
Rzuć kostką k6:
parzysta - blekot, który posiadacie, okazał się być wadliwy; niestety, przechowywany w nieodpowiednich warunkach nie nadawał się do sprzedaży. Co prawda starsza babuszka nie miała zamiar Ci tego wypominać, aczkolwiek ten dzień pozostawiał wiele do myślenia. Koniec końców posprzątałaś odpowiednio sklep, uporządkowałaś składniki, a do tego pościerałaś kurze z kolejnych półek, by następnie, gdy wybiła godzina odpowiednia, zamknąć biznes.
nieparzysta - blekot jest w doskonałej jakości i bez problemu podajesz go starszej kobiecinie. Jak się okazuje, ta za tak miłą obsługę wpycha Ci trochę więcej galeonów do kieszeni - w ilości dziesięciu sztuk. Nie jest co prawda to dużo, ale symboliczna kwota zawsze się przydaje, prawda? Odnotuj zysk w odpowiednim temacie. Reszta dnia mija Ci spokojnie.
Nie chciała być tutaj największym katem, ale też nie mogła pozwolić na to, by wszystko poszło dla chłopca gładko. Kilka gorzkich słów zdecydowanie mu się należało i choć Ruda nie była przesadnie brutalna w swoich działaniach, jej wypowiedź widocznie na dziecko podziałała. Widziała to w jego zdenerwowanych ruchach i niepewnych słowach, jakie raz za razem opuszczały jego usta. -Zapraszam więc z opiekunem, wtedy obiecuję, że odzyskasz swoją własność. - Powiedziała jeszcze raz, podkreślając swoją decyzję. Ruda była nieugięta i nawet dziecięce łzy nie były w stanie zmiękczyć jej serca. Nie w tej sprawie. Jasno stawiała granice i bardzo rzadko je naginała, gdy już podjęła jakąś decyzję. -Do widzenia. - Rzuciła za ratującym się ucieczką malcem. Było jej go żal, ale wiedziała, że nie mogła postąpić inaczej. Nie miała czasu zbyt długo rozmyślać o tym, co się właśnie wydarzyło, bo do wnętrza sklepu ponownie zawitała staruszka, która widocznie naprawdę miała z pamięcią nie po drodze. -Oczywiście, że mam. Otrzymaliśmy świeżą dostawę, już szykuję. - Uśmiechnęła się do kobieciny i otworzyła słoik z rośliną, by powoli zacząć odmierzać odpowiednią porcję. Nie odpowiedziała na słowa o chłopcu, bo uważała, że takie sprawy powinny zostać między nią i zainteresowanym. Nie lubiła rozpowiadać takich spraw, a na pewno już nie kobiecie, która wyglądała, jakby lubiła sobie czasem poplotkować. Skupiła się więc na jej zamówieniu i z ciepłym wyrazem twarzy podziękowała za niewielką dopłatę, jaką staruszka postanowiła zostawić w jej dłoni. -Proszę tylko pamiętać, by trzymać go w zacienionym miejscu. Do widzenia! - Pożegnała się z nią tymi słowami i wróciła do sklepowych porządków, na których miała zlecieć jej praktycznie cała reszta dnia.
//zt
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Chciałbym zamówić księżycową rosę w ilości trzech sztuk na podany na odwrocie koperty adres oraz korzeń asfodelusa w ilości pięciu sztuk. Odpowiednią ilość galeonów załączam do sakiewki.
Chciałabym zamówić trzy listki mandragory. Prosiłabym o dostarczenie ich pod wybrany adres, który zapisałam wewnątrz koperty, gdzie znajdują się również galeony do zapłaty. Dziękuje i pozdrawiam.
W związku z napiętym grafikiem szkolnym nie mam możliwości przybyć do Państwa sklepu osobiście, jednakowoż potrzebuję zakupić skrzydła żądlibąka oraz kolce szpiczaka. W załączonej sakiewce znajduje się odliczona kwota, proszę przekazać zakup sowie, przyniesie je do mnie.
Chciałabym zamówić tojad oraz składniki na eliksir pieprzowy (hibiskus ognisty, pokrzywa lekarska, mięta pieprzowa). Dołączam od razu zapłatę i podaję adres, na który proszę przesłać składniki.
Ariadne Wickens
3g za tojad i 9g za pozostałe składniki. Dołączone zatem 12g.