Od kiedy Dolina Godryka przestała być zamieszkana przez mugoli, czarodzieje postanowili zmienić jej wygląd pomnika wojennego. Monument miał przedstawiać jedynie rodzinę Potterów, bez mugolskiej przykrywki. Niestety, okazało się, że pomnik objęty jest niesamowitymi czarami, rzuconymi prawdopodobnie przez dawnego zwolennika Czarnego Pana, bądź... drugiej wojny światowej. Kapryśny pomnik wytwarza teraz wokół siebie charakterystyczną energię i większość czarodziei automatycznie go omija. Dziwne rzeczy działy się przecież, gdy go dotykano! Raz dobrych raz złych... zależy który pomnik ukaże się Twoim oczom, gdy podejdziesz!
Uwaga! Wchodzisz tu na własną odpowiedzialność! Kostki, które tu wyrzucisz mogą ci dać bardzo duży potencjał magiczny, niesamowite przedmioty itp. Jednak możesz też zachorować na nieznaną chorobę, poważnie się poranić lub stracić dużo pieniędzy. Zanim rzucisz kostką, upewnij się, że znasz zasady wynikające z rzutu.
1 - Jakaś siła ciągnie Cię w stronę tego miejsca. Nie możesz nic na to poradzić. Po prostu suniesz ku pomnikowi, nie przejmując się niczym dookoła. Kładziesz dłoń na gładkim kamieniu i uśmiechasz się lekko nieprzytomnie. Po chwili orientujesz się co robisz i zdziwiony swoim zachowaniem, wracasz do domu. Nie masz pojęcia, że właśnie zachorowałeś na Skrofungulus, chociaż masz wrażenie, że dłonie zaczynają Cię odrobinę swędzić.
Spoiler:
Przy każdym poście musisz codziennie rzucać kostką w odpowiednim temacie. Dopóki nie wyrzucisz 5 albo 6, Twoja postać wciąż nie wyleczyła się z nieznanej większości choroby. Przy wyrzuceniu 4, powinieneś uwzględnić, że zaraziłeś osobę, która prowadziła z Tobą wątek, współlokatora, bądź inną postać, z którą mogłeś mieć kontakt po wydarzeniu. Musi ona wtedy również rzucać kostkami według zamieszczonych tu informacji.
Uwaga! Jeśli posiadasz co najmniej 20 punktów z eliksirów, bądź uzdrawiania, a przy trzecim rzucie, wciąż nie trafiłeś na 5, ani 6, w kolejnym poście możesz założyć, że samodzielnie się wyleczyłeś.
2 - Znasz historię Potterów jak każdy i jesteś zdeterminowany, by w końcu zobaczyć ich rodzinę, a nie mugolski pomnik wojenny. Podchodzisz do niego pewnym krokiem. Cokolwiek w nim siedzi, musiało wykryć Twoją odwagę. Wydaje Ci się, że postać Lilly Potter uśmiecha się do Ciebie i faktycznie! Pomnik kobiety zaczyna mówić i już po chwili dowiadujesz się zaklęć o jakich nie słyszałeś, historie, których nie znałeś. Kiedy się oddalasz wszystko wydaje się być niesamowicie normalne. Nie masz pojęcia, czy to wszystko było prawdą, czy tylko złudzeniem.
Spoiler:
Otrzymujesz 1pkt z Zaklęć i 1pkt z Historii Magii do kuferka.
3 - Uważnie obserwujesz cały pomnik. Dotykasz go z każdej strony i próbujesz za wszelką cenę wyciągnąć z niego tą niesamowitą magię. W pewnym momencie dziwnie obejmujesz pomnik, który chyba nie jest zadowolony z Twojego myszkowania wokół niego. Niewidzialna siła odrzuca Cię mocno do tyłu, a ty wstajesz otępiały i jakiś... bardziej pusty w sobie.
Spoiler:
Przez następne trzy wątki musisz zakładać, że Twoja postać straciła pamięć związaną z konkretną osobą / miejscem. W każdym wątku może być to coś innego (łącznie trzy wspomnienia) lub wciąż jedno i to samo. Objawy amnezji ustąpią samoistnie po zakończeniu ostatniej gry (lub już po jednym wątku, jeśli postanowisz wyleczyć się w szpitalu). Jeśli nie rozegrasz utraty pamięci, Mistrz Gry może odpowiednio zainterweniować w Twoje wątki.
4 - Zza pomnika coś chyba wygląda. Zaskoczony podchodzisz bliżej i widzisz Lunaballę, która patrzy wprost na Ciebie. Wygląda na to, że zyskałeś nowego, bardzo unikalnego towarzysza! Lunaballa najwyraźniej pokochała Cię i lgnie do Twojej nogi, tuląc ją mocno.
Spoiler:
Pomimo, że zwykle wychodzi jedynie w nocy, to stworzenie zdecydowanie nie ma zamiaru Cię opuszczać. A jak pięknie tańczy, gdy tylko widzi księżyc! Miło będziesz jak weźmiesz ją do domu jako Twoje nowe zwierzę domowe. Jeśli to zrobisz i wspomnisz o niej w co najmniej trzech wątkach, możesz upomnieć się o 1 punkt z dowolnej dziedziny, do Twojego kuferka.
5 - Próbujesz wszystkiego. Obchodzisz go, mówisz coś. W pewnym momencie dotykasz pomnik różdżką i ku Twojemu olbrzymiemu zdumieniu... fragment kamienia eksploduje! Odłamki boleśnie wbijają Ci się w rękę, zupełnie odbierając jej sprawność, a pomnik zyskuje nową wyrwę tuż obok podstawy. Sąsiedzi na pewno nie będą zadowoleni, kiedy dowiedzą się kto go zniszczył, ale Ty w tym czasie na pewno będziesz w szpitalu.
Spoiler:
Musisz rozegrać fabularną wizytę w Szpitalu Świętego Munga lub przez następne 3 wątki wspominać o bezwładności jednej z dłoni.
6 - Może magia opuściła to miejsce? Przechadzasz się głupio wokół pomnika i kompletnie nic nie widzisz. To tylko uśmiechnięta rodzina Potterów. Kiedy zawracasz, zrezygnowany, widzisz coś mieniącego się na ziemi. Widzisz co to? 50 galeonów! Chyba jednak nie jest to zwyczajne miejsce!
Autor
Wiadomość
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Tresura... nie mogła się z nim nie zgodzić, że bez niej byłoby ciężko. Choć może to nie do końca o tresurę chodziło - a o zwykłą socjalizację. Wbrew pozorom pies doskonale mógł sobie poradzić na co dzień bez znajomości niektórych komend - z kolei miałby znaczne problemy, gdyby wszystko naokoło go przerastało. Zwłaszcza, że psowate nierzadko reagowały na nieznajomość nie tyle strachem czy lękiem - a zwyczajną agresją, wynikającą z owych. Dlatego też Smith nie należała do przewodników kręcących się tylko i wyłącznie wokół własnego komina. Jej psy nie towarzyszyły jej jedynie w Hogwarcie - z racji zakazu - oraz w pracy - z oczywistych powodów. — Wyodrębniony... W sumie dobrze ujęte — przyznała, dumając nad tym chwilę i mimowolnie czochrając śpiącego szczeniaka po grzbiecie. Trybiki wyraźnie ruszyły w jej głowie - ostatnio dużo oscylowała między światem magicznym a mugolskim. Głównie przez osobę Darrena, który był zadziwiająco zaintrygowany kulturą i technologią mugolską - a Smith z racji pochodzenia z takiej a nie innej rodziny, próbowała mu wszystko w miarę przystępnie przedstawić. — Trochę utopijne mrzonki, ale jeden świat jest rozszerzeniem drugiego. Powiedziałabym 'dopełnieniem', ale z powodzeniem można żyć tylko w jednym, albo tylko drugim i to od człowieka zależy, czy chce zobaczyć coś więcej. Dysputowanie - to zdecydowanie była druga natura Krukonki. O wiele częściej czepiała się tematów poważniejszych niż mógłby na to wskazywać jej wiek, czuła się w nich jak ryba w wodzie. Nie miała problemu, żeby przyznać komuś rację - albo stwierdzić, że się na czymś nie zna. Niemniej to wcale nie znaczyło, że nie ma nic do powiedzenia. Szczególnie kiedy temat przynajmniej wydawał się być jej bliski. Przeskakiwanie z tematu na temat przyjmowała równie gładko, nie gubiąc wątków. — Hmm... biorąc pod uwagę ile Norwegowie rzucają zaklęć na co dzień, nie zdziwiłabym się, gdyby i puszki barwili od tak — stwierdziła, wzruszając ramionami. — Tam co druga ławka jest pod wpływem zaklęć ogrzewających, każdy dom jest otoczony runami, po jeziorach bujają się zaklęte kajaki... — Szczerze była pod wrażeniem z jaką łatwością torsvardzcy mieszkańcy korzystali z zaklęć praktycznych, które pojawiały się w sumie na każdym kroku. Właściwie to miała nawet zamiar wziąć z nich przykład - i jeszcze bardziej zaprzyjaźnić się z różdżką i przestać wymawiać się tym, że było jej z magią nie po drodze. — Och, hm, tak, teraz mam aż nadto miejsca — przyznała, uśmiechając się kącikowo. Nie czuła potrzeby, żeby ukrywać miejsca swojego zakwaterowania, zwłaszcza, że sam Felinus przecież tam był. — Mieszkam w Exham Priory, od niedawna. Widziałam fresk, który odnowiliście z Darrenem w westybule, robi wrażenie. — Zerknęła na Puchona, kiwając głową z uznaniem. Mógł zaprzeczać, że nie było to dzieło sztuki - i w istocie, nie było, acz nikt tego nie oczekiwał po suficie w rezydencji. Miał swoją magię - i pracę włożoną przez dwie osoby, a to już aż nadto. Zawsze mógł zostać po prostu maźnięty białą farbą. — Ciężko o zasady BHP w Hogwarcie. Poza nim również — rzuciła, całkiem poważnie - darując sobie jakiekolwiek puste frazesy typu 'Powinieneś na siebie bardziej uważać', gdyż zwyczajnie nie czuła się na odpowiedniej pozycji, by takie wygłaszać. Jeśli po kogoś niebezpieczeństwo - czy czysty pech - wyciągały ręce, żadne słowa ostrzeżenia czy prośby nie były w stanie tego powstrzymać. Chociaż za Lowellem chodziły już powoli legendy o napotykających go nieszczęściach - a każda legenda miała w sobie jakieś ziarno prawdy. Gdyby była sarną - to właśnie teraz strzygłaby uszami, kiedy Felinus podjął się analizy jej pytania. Naprawdę potrzebowała drugiego spojrzenia na tę sprawę - inaczej w ogóle nie wyciągałaby tej kwestii w jakiejkolwiek rozmowie. Magia była jednak... magią. A Zorza, która jednak pozostawiła na nich jakieś znaki (i nie bez kozery nazywana była rytuałem) musiała coś znaczyć. — Coś nad czym powinniśmy popracować...? — powtórzyła za mężczyzną bezwiednie, zawieszając spojrzenie gdzieś przed sobą. Przygryzła wnętrze policzka, milknąc na krótką chwilę. — To zadziwiająco proste. Tym bardziej dziwi mnie, że w moim przypadku miałoby to sens — przyznała, naprawdę szczerze zaskoczona, po czym jeszcze podjęła: — Jakiś czas temu dowiedziałam się, że wężomowy idzie się nauczyć. Podjęłam pewne kroki, ale... przestałam. Może powinnam znów się tym zainteresować... — mruknęła sama do siebie, choć wcale nie cicho. Niezbyt krępował ją fakt, że wężoustość była traktowana dalej jako domena czarnoksiężników - bo każdy, kto miał choćby odrobinę oleju w głowie mógł stwierdzić, że umiejętność ta tak naprawdę nie miała nic wspólnego z czarną magią. Znani wężouści, owszem - ale sama zdolność, absolutnie. — Chyba częściej powinnam wybierać twoje towarzystwo na spacery — stwierdziła pół-żartem, pół-serio, z delikatnym uśmiechem. Smith kompletnie nie zwracała uwagi na niejako 'mroczną' aparycję Lowella - nie czuła się w żaden sposób niekomfortowo. Ta neutralność - ale nie ignorowanie - była w jej przypadku ośmielająca. Fantom rozbudził się na jej ramionach, ziewając okrutnie i próbując wyrwać się z uścisku. Smith westchnęła cicho, zatrzymując się i odpinając smycz od szelek szczeniaka. Zwróciła się do Warga: — Pilnuj — rzuciła krótko, puszczając psidwaka wolno na ziemię. A kiedy ten pomknął na trawnik - charjuk posłusznie potruchtał za nim, nie spuszczając z niego czujnego, czarnego spojrzenia. Dziewczyna pokręciła z rozbawieniem głową, podnosząc się do pionu i owijając sobie smycz wokół dłoni. — Ten pies to anioł, naprawdę.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Bardzo często miał do czynienia z psami - i starał się je tresować, pomimo wówczas wyjątkowo młodego wieku, jakoby przedstawiającego, iż jest tylko i wyłącznie dzieckiem, które powinno zajmować się własnymi, bardziej wyimaginowanymi sprawami. Niestety - dzieciństwo dla niego nie było zbyt radosne, choć pełne ciepła od matki. Nie pamiętał ani ojca, ani nikogo z rodziny, bo ich zwyczajnie nie było. Samemu nie znał powodu, dlaczego Lydia nie kontaktuje się z pozostałymi członkami powiązań własnej krwi, niemniej jednak nie pytał. Nie chciał rozpoczynać czegoś, co mogłoby wpłynąć negatywnie na jej zdrowie, w związku z czym pozostawał w tej kwestii bierny. Nie chciał przyczyniać się do jakiegokolwiek pogorszenia własnej sytuacji, a i tak czy siak, skoro nikt się nie odezwał przez tyle lat, nie potrafiłby po tejże ilości czasu zwyczajnie odnowić relacji i więzi. Byłyby prędzej... fałszywe. Pozbawione tego, czym powinny być przesiąknięte - zwyczajną, ludzką miłością i przywiązaniem. I tak czy siak był wyrzutkiem pod względem czegokolwiek, w związku z czym nie zdziwiłby się, gdyby rodzina nie chciała się do niego odzywać. Kiwnąwszy głową, nie bez powodu zastanowił się nad tym, jak świat czarodziejski jest trochę różniący się od pozostałego, bardziej... technologicznego społeczeństwa. Wiele rzeczy pozostawało poza ich zasięgiem, a mugole i tak czy siak zdołali osiągnąć naprawdę wiele. To umysł stał się ich największą siłą, natomiast magia poniekąd zastopowała w miejscu, udowadniając, że nie ma co czekać na jakiekolwiek innowacje, dzięki którym życie byłoby łatwiejsze. Tylko pojedyncze jednostki tak naprawdę starały się przyczynić do poprawy tego wszystkiego poprzez zwyczajne, dobre chęci. Czego dowodem był chociażby profesor uzdrawiania, który postanowił poświęcić wolne chwile i czas na to, by nie musiał się wstydzić własnej dysfunkcji - by życie było ciut łatwiejsze. - Trudno zaprzeczyć - właśnie od człowieka zależy, czy zechce zobaczyć coś więcej, choć to też nie jest sztywna reguła. - a to zależy od naprawdę wielu czynników, jak chociażby czystości krwi, choć nie była to bezpośrednia zasada. Niemniej jednak, im więcej ludzi poznawał, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że osoby o mniejszej czystości krwi zwyczajnie mają większe możliwości zapoznania się z najróżniejszymi kulturami. Samemu nawet starał się nie porzucać tego, na czym został wychowany - chociaż początkowo chciał się odseparować od tego, co przynosiło mu złe wspomnienia, o tyle jednak nie potrafił. Była to część jego życia - poza tym, mugolskie wynalazki zdawały się stanowić dla niego pewny atut - mógł korzystać z telefonów, mugolskich dokumentów, kart płatniczych; dosłownie wszystkiego. - Akurat ławek z rzuconymi zaklęciami ogrzewającymi nie miałem okazji spotkać, niemniej jednak można było wyczuć w Norwegii magię, z którą nie mieliśmy do czynienia tutaj, w Wielkiej Brytanii. - przyznawszy szczerze, różdżka również inaczej reagowała na rzucanie kolejnych zaklęć. Nie było to coś mocnego, ale nadal, jakoby iskra wydobywająca się z rzuconego krzemienia, dawała jakieś inne... rezultaty? Inne odczucie? Samemu nie był w stanie stwierdzić. Wsłuchał się w to, co dziewczyna powiedziała o miejscu na zwierzaki - podniósł brwi, trochę zaskoczony, aczkolwiek kontrolował tę reakcję, w związku z czym nie było to coś, co wyróżniałoby się na jego twarzy. Nie spodziewał się, iż Darren tak szybko wprowadzi do siebie Jessicę, ale w sumie... nie miał nic do tego. A i tak czy siak lepiej jest, gdy dwie osoby mogą mieć na siebie oko. - O, nie spodziewałem się. - powiedział z charakterystyczną nutką zaskoczenia i uprzejmości, przenosząc spojrzenie czekoladowych tęczówek na gromadkę zwierząt. O zgrozo, było ich sporo, ale czuł się w ich towarzystwie całkiem normalnie. - Trochę czasu nam to zajęło, ale efekt rzeczywiście robi wrażenie. Tym bardziej, że Shaw wpadł na niezły pomysł zastosowania amuletu Myrtle Snow. - przyznał, kiwnąwszy głową w jej stronę, wszak samemu nie wykorzystałby tego białomagicznego przedmiotu w celu zaczarowania fresku, ale prędzej z przyczyn praktycznych. Chciał coś zrobić z biżuterią, ale nadal nie wpadł na nic genialnego; nie nosił go nawet, wiedząc, że jego wartość jest całkiem spora. Zamiast tego na piersi znajdował się celtycki krzyż, będący bezpośrednio Krzyżem Dilys. - Byłbym hipokrytą, gdybym postanowił zaprzeczyć. - Lowell wykonał parę kroków do przodu, przyglądając się placowi, na którym to się znajdowali. Stukot podeszwy zdawał się przedostawać bardziej do jego uszu, kiedy to temperatura na zewnątrz trochę złagodniała, ale nadal śnieg znajdował się i nadawał charakterystycznego klimatu Dolinie Godryka. Samemu prędzej podróżował jednak po okolicy, w związku z czym przebywanie w centrum miasteczka było poniekąd odskocznią od przyjętej przez niego tradycji. Starał się jednocześnie nie przejmować własnym pechem, wszak, dopóki nie wciągał do tego bliskich, życie mogło mu łamać wszystkie kości, byleby się z urazów jakoś wylizał. Samemu nie wiedział, ile tych legend pojawiło się w ferworze dyskusji między dzieciakami, ale koniec końców nie dziwił się - chodzenie z bliznami po korytarzu mogło wzbudzić powszechne zainteresowanie, na które jednak nie zwracał uwagi. Albo strach. Gdyby się z tym ukrywał specjalnie, mogłoby to przyczynić się do problemów i zwrócenia na siebie jeszcze większej uwagi. Podejście "miej wyjebane, a będzie ci dane" funkcjonowało u niego całkowicie i miało się całkiem dobrze. Kiwnąwszy głową, spojrzał na nią i wsłuchał się w to, co mówiła. Nie przejmował się faktem, iż wężoustość jest traktowana jako coś zarezerwowana tylko i wyłącznie dla osób praktykujących czarną magię; zresztą, kim on był, by socjalizować ludzi pod tym względem. Tak czy siak, bardziej wprawne oko, przesiąknięte doświadczeniem, mogło wiedzieć, że szramy na jego ciele są wynikiem działania czarnomagicznych zaklęć. - Jeżeli tylko chcesz - i masz nauczyciela - myślę, że nic nie stoi na przeszkodzie, by powrócić do studiowania tej umiejętności. - kiwnąwszy głową, na jego twarzy nie znajdowało się nic, co mogłoby wskazywać na to, że brzydzi się czarną magią. Samemu się nią interesował, a dość często, no cóż, przydawała, w związku z czym nie zamierzał z niej rezygnować. Niemniej jednak... słowo klucz, mentor. Działając samemu pod względem oklumencji, naraził wiele razy własne życie, byleby się czegoś nauczyć. Złamał szkolne regulaminy wielokrotnie, bez przyłapania. Trzymał się nieźle pod względem praktykowania sztuk zakazanych poza szkołą, nie korzystając z czarów na terenie Hogwartu, więc czuł się względnie bezpiecznie, choć szkoły to jakoś specjalnie nie reprezentował w dobrym świetle. - Gdybyś potrzebowała pomocy, to posiadam pewne informacje. - zaproponował jej własną pomoc, przechodząc z powrotem do pomnika. Powolnym krokiem. - Moje towarzystwo? - uśmiechnął się trochę nieśmiało, aczkolwiek dość szybko przywołał się do porządku, przyjmując na barki zwyczajną pewność, ludzką i pozbawioną większych zmartwień. - Cieszę się, że tak uważasz, choć samemu chyba też częściej powinienem podejmować taką decyzję. - mroczna aparycja najwidoczniej nie wpływała na rozmowę, bo dziewczyna spoglądała na niego normalnie; tak samo jak pomnik, do którego zawrócili, wraz ze szczeniakiem, który powrócił z ramion Jessicy Morfeusza do świata żywych. Samemu spoglądał na to, dopóki pomnik nie zaczął dzielić się pewnymi informacjami, a samemu... spoglądał na niego, nie odzywając się w żaden szczególny sposób. Nie wiedział, czy Smith to słyszy, niemniej jednak nie chciał przyczynić się do tego, by ta uznała go za nienormalnego. - Urodzony strażnik. - uśmiechnął się trochę śmielej, kiedy to Warg pilnował psidwaka na każdym kroku. Instynkt ochrony słabszego w stadzie? A może zwyczajne wykonywanie poleceń? Lowell podejrzewał, iż jest to tak naprawdę połączenie obu rzeczy. Pomnik rodziny Potterów podzielił się pewnymi ciekawostkami z życia tego, który zdołał przejść przez zaklęcie niewybaczalne wydobytego z różdżki samego Voldemorta. Kilka charakterystycznych dat zapisał sobie w pamięci, a słysząc nazwy zaklęć, o których wcześniej nie miał pojęcia, zamierzał je sprawdzić we własnym spektrum możliwości. Dopiero po krótszej chwili usta postanowiły powrócić do swojej pierwotnej pozycji, a drgnięcia twarzy przestały wyróżniać się na tle placu. Zresztą, nie miał się co dziwić, kiedy to chyba tylko on miał prawo do zobaczenia i usłyszenia historii na temat wydarzeń przeszłych. - Ten pomnik jest jakiś... dziwny. - powiedział po przyglądnięciu się, jakoby zastanawiając się, czy dziewczyna doświadczyła tego samego, co on w tamtym momencie, kiedy to stał i starał się zapamiętać jak najwięcej rzeczy.
Zephaniah van Wieren
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : Tatuaż z łapą nundu na przedramieniu, Blizny i uszczerbki na zdrowiu: Dziennik
Zefek jakoś chciał się cieszyć atmosferą panującej, a raczej nadchodzącej wiosny, że w momencie, kiedy tylko mógł - ponownie zaczął pląsać po Dolinie Godryka w poszukiwaniu jakichś… przygódek? Tak właśnie by to nazwał, gdyby nie fakt, że ostatnimi razy przebywając w tym miejscu to raczej obrywał, a nie zostawał nagradzany. Z lekką dozą obawy zaszywał się więc w te miejsca, gdy z oddali spostrzegł Pomnik Potterów. Oh, znał te historię z czasów, gdy się uczył. Harry Potter, “Chłopiec, Który Przeżył”, był tym, który pokonał największego czarnoksiężnika swoich czasów. I tym samym jego rodzina miała pomnik. To ci ciekawe. Kiedy jednak tak przyglądał się dłużej, zauważył jak coś… też mu się przyglądało. Kiedy tylko to coś wyszło na zewnątrz, okazało się… lunaballą. — Och, hej, maleństwo… Co tu robisz. — zapytał pogodnie, gdy ta przylgnęła do jego nogi. — Ejejejej… Nie rób tego, nie mogę cię wziąć do zamku.. Bo… Ale zaraz… Mogę dogadać się z profesorem i… Hmm… Dobra, Motaji… Spróbujmy przekonać profesora… — I ruszył z nią w kierunku teleportacji. Może się… znajdzie miejsce dla niej. Będzie się przecież nią opiekował.
Spotkanie studentów przebiegało w najlepsze. Podziwialiście pomnik, zastanawiając się nad jego magią i dyskutowaliście o rzeczach przyziemnych, nadrabiając informacje o własnym życiu, gdy nagle pojawił się przed wami patronus w postaci kolibra. Zawisł w powietrzu tuż przed twarzą Felinusa i odezwał się zdecydowanie nienaturalnym dla tak drobnego stworzenia barytonem. -Panie Lowell, zdarzyła się awaria w Aptece, niezwłocznie potrzebujemy Pana pomocy... - Puchon usłyszał w postaci przemawiającego ptaszka zdenerwowany głos swojego szefa. Brzmiał, jakby naprawdę coś poważnego się wydarzyło. -Jest Pan w stanie pojawić się u nas w ciągu pół godziny? Jeżeli trzeba dorzucę premię. Zalęgły nam się chropianki i trzeba się ich natychmiast pozbyć nim zniszczą cały towar... - Ptaszek zaklął pod nosem, po czym zniknął równie szybko jak się pojawił, urywając wypowiedź mężczyzny w połowie, jakby te musiał nagle oddalić się do pilnych obowiązków.
Wydawać by się mogło, że spotkanie przebiegnie bez większych problemów. W szczególności, że wszystko wiązało się przede wszystkim z możliwością odpoczynku i poznania drugiej osoby bardziej niż chociażby na lekcjach. Spoglądając raz po raz na pomnik, raz to na dziewczynę, trudno było odrzucić znaczenie miejsca, w którym to przebywali, w postaci czysto magicznej. Pogoda już zelżała; może nie do końca, ale pozostawała nadal w tym przyjemnym spektrum. Czekoladowe tęczówki zastanawiały się nad sylwetką rodziców Pottera, która to postanowiła podzielić się z nim pewnymi rzeczami z przeszłości. Na pewno było to dość nietypowe spotkanie; rzadko kiedy posagi tak naprawdę przemawiają, w związku z czym Lowell początkowo podchodził do niego sceptycznie, ale wiedza jest tak naprawdę przydatna. Bo to nie było to, czego mógł się nauczyć w szkole, wszak wiedza, na jakiej opierała się edukacja, nie do końca pozostawała tą, z której mógłby wynieść coś znacznie więcej. Niemniej jednak wszelkie przyjemności w pewnym stopniu muszą się kiedyś skończyć, kiedy to człowiek - kompletnie przypadkowo - zostaje poddany konieczności porzucenia własnych czynności w celu wypełnienia służbowego polecenia. Patronus kolibra, charakterystyczny wręcz, przemówił swoim głosem, by tym samym przerwać możliwość korzystania z wolnego czasu. Informacje o tym, co się dzieje w aptece, nie należały do najprzyjemniejszych, ale nadal pozostawały tym samym czymś, co należało zwyczajnie rozwiązać. - Expecto Patronum. - wyciągnąwszy różdżkę, gdy palce zacisnęły się na drewnie, z którego była wykonana różdżka; przed Felinusem wyłonił się z mgły widoczny wilk. Poprzez łapy spokojnie zbliżył się tym samym do osoby rzucającej inkantację; oczy, choć białe, zdawały się przemawiać pewnego rodzaju doświadczeniem. - Będę za kilkanaście minut. Lowell. - zakodował wiadomość, by tym samym posłać mglistego psowatego, który to pomknął, znikając w nieznane. Owszem, Felinus chciałby spędzić tutaj znacznie więcej czasu, aczkolwiek, no cóż, nie było to do końca możliwe. Niestety. Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma... czy jakoś to szło. Zawsze mogło być gorzej, prawda? - Niestety muszę cię przeprosić, ale... no cóż, praca wzywa. - westchnąwszy, schował tym samym różdżkę do kieszeni, spoglądając na Jessicę, która znajdowała się nieopodal. - Dziękuję za rozmowę. Gdybyś czegokolwiek potrzebowała... wiesz, gdzie pisać. - powiedziawszy, pożegnał się z nią tym samym, ażeby mieć pewność, że robota, którą przyszykował dla niego szef - po deklaracji przybycia - nie zostanie wprawiona w jeszcze większe bagno, niż się obecnie zapowiadało. Charakterystyczny klik, trzask, gdy to skupił się na zasadzie ce-wu-en, przedostał się do osób przebywających nieopodal pomnika. Student skutecznie się teleportował, by tym samym dowiedzieć się nieco więcej na temat tego, co go czekało w aptece.
[ zt ] +
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Spacerowała po Dolinie ze swoją psiną Amie, chcąc spędzić miłe popołudnie. Oczywiście nie błąkała się tu bez celu. Chciała w końcu zobaczyć ten słynny dom i pomnik rodziny Potterów. Tej rodziny, której nazwisko znano chyba już na całym świecie ze względu na ich rolę w ostatniej wojnie czarodziejów. Przez chwilę błąkała się po okolicy, by w końcu dotrzeć do swojego celu. Rzeźba była niesamowita. Czuć było bijącą od niej magię i coś kazało Rudej przyjrzeć się jej z bliska. Chwyciła więc mocniej smycz i choć cziłała nieco pojękiwała, nie słuchała instynktu swojego zwierzaka, a po prostu podeszła bliżej uwiecznionej w kamieniu rodzinie, by nieco lepiej się jej przyjrzeć. Dłonią powoli wodziła po zimnym materiale, który początkowo wydawał się być jak każdy inny kruszec. Po chwili jednak, coś diametralnie się zmieniło. Irvette poczuła wzbierającą od pomnika moc, a po chwili została potężnie od rzeźby odepchnięta, lądując kilka metrów dalej na trawie. Spojrzała na Amie, by upewnić się, że nic jej nie jest, a następnie wstała, otrzepując się z brudu. Czuła, że coś jest nie tak, choć nie potrafiła jeszcze dokładnie ująć, co.
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Korzystając z tego, że miała jeszcze trochę wolnego przed rokiem szkolnym, Kryśka postanowiła odwiedzić sławną Dolinę Godryka. Chyba każdy w Hogwarcie słyszał o tym miejscu. Znała mniej więcej historię Potterów i innych czarodziejów pochodzących z tej miejscowości, ale nigdy nie wiedziała, czemu wszyscy aż tak się jarają tym miejscem. Może jeśli sama to wszystko zobaczy, to zrozumie? Przeszła uliczkami miasta, zajrzała do kilku lokali, ale i tak, jak czasem mawiała Kryśka, szału nie było, tyłka nie urwało. Po krótkim namyśle postanowiła jeszcze rzucić okiem na pomnik tej słynnej rodziny. Może tam zdoła poczuć swoistą magię tego miejsca? Jeśli nie, to chyba już umarł w butach. Pomnik znalazła, jednak nie dostrzegła w nim nic szczególnego. A może tylko jej się wydawało, że miały się przy nim dziać jakieś cuda? Bo całkowitej pewności jednak nie miała. Dla pewności obeszła pomnik kilka razy, wypatrując czegoś ciekawego, jakichś zmian czy czegoś innego. Nie dostrzegła nic. Machnęła więc na niego ręką i ruszyła w drogę powrotną. Co za zmarnowany czas! Nie odeszła jednak daleko, gdy dostrzegła na drodze coś mieniącego się. Ów mieniące coś okazało się kasą. I to nie byle jaką, bo Kryska znalazła 50 galeonów. Pokiwała z zadowoleniem głową. A więc jednak działa się tu magia! Uniosła wzrok i oto znów coś dojrzała. Tym razem była to jednak znajoma osoba. - Irvette? - zapytała, marszcząc brwi. Dziewczyna wydawała się jakaś dziwna. - Stało się coś?
Zbierała się po upadku, sprawdzając przy okazji, czy jej psinie nic się nie stało i kompletnie nie zwracała uwagi na otoczenie. Nawet jeżeli, nic by jej to nie dało, bo zaraz miało się okazać, że obolały tyłek nie jest jedyną konsekwencją odtrącenia przez pomnik. Gdy usłyszała swoje imię i kompletnie nie skojarzyła twarzy, która je wypowiedziała, od razu podniosła różdżkę, celując w stojącą nieopodal dziewczynę. -Kim jesteś i skąd mnie znasz? - Zapytała pewnym głosem, w jednej ręce trzymając magiczny patyczek, a w drugiej smycz, na której cziłała powoli obserwowała otoczenie, jakby to opanowanie przejęła od swojej pani. De Guise nie potrafiła zareagować inaczej. Dziewczyna, która ją zawołała wydawała się młoda i niegroźna, ale ślizgonka nie potrafiła tego potwierdzić, a po tym, jak wielokrotnie była już atakowana bez przyczyny, wolała mieć się na baczności. Czekała więc na jakiekolwiek wyjaśnienia tej chorej sytuacji, gotowa w każdej sekundzie przypuścić atak, czy wystosować konieczną obronę.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Kryśka właściwie nie spodziewała się zastać tu nikogo znajomego. Dlatego zdziwiła się, widząc znajomą rudowłosą postać. Jeszcze bardziej zdziwiła się jednak, gdy ów znajoma osoba wyciągnęła w jej stronę różdżkę. I to raczej nie w pokojowych zamiarach. Jedna brew Grimówny wystrzeliła do góry w sceptycznym wyrazie, a cała jej twarzy wyrażała jedno wielkie "Łat de faaak?". No dobra, może nie były jakimiś zażyłymi psiapsiółkami, ale Kryśka, ze swoim wzrostem sugerującym pokrewieństwo z karłami i twarzą przedszkolaka, była jednak nieco charakterystyczna. Dlatego obecna sytuacja zabiła jej niezłego ćwieka. - Christina? Jakoś w zimie piłyśmy razem grzańca, gdy przypominałaś Fionę ze Shreka? - zasugerowała. Bojowa postawa rudowłosej i jej psa jednak zbiła Gryfonkę z tropu. A może coś jej się pomyliło? Nie no, aż tak dziwna chyba nie była, by wymyślać sobie spotkania z przypadkowymi osobami. A przynajmniej taką miała nadzieję. Widząc nadal skierowaną w nią różdżkę Irvette, aż pomyślała o tym, czy nie wyciągnąć swojego magicznego patyka. Zrezygnowała jednak. Była kiepska w zaklęcia, więc pewnie większe zagrożenie stanowiłaby rzucając po prostu w kogoś kamieniami albo zebranymi w torbie roślinami, niż przy użyciu czarów. - Chyba masz trochę słabszy dzień - stwierdziła po chwili. Jej twarz nadal wyrażała sobą znak zapytania, a sama Kryśka nie wiedziała co ze sobą w takiej sytuacji zrobić, ale no skoro, teoretycznie, się znały, to nie mogła tak po prostu zostawić tu rudej.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Uważnie obserwowała reakcję dziewczyny, próbując odczytać z niej zamiary, jakie ta wobec Irv miała. Szczerze zdziwienie, które ujrzała w oczach nastolatki poniekąd uspokoiło jej serce, ale nie chciała tak od razu opuszczać gardy. Musiała być pewna, że podejmuje dobrą decyzję, a do tego potrzebowała więcej niż uniesiona brew, choć fakt, że nieznajoma nie celowała w nią różdżką też przemawiał na korzyść tego spotkania. -Kim jest Fiona i gdzie leży ten cały Shreka? - Zapytała, kompletnie nie rozumiejąc, o czym ta do niej mówi. Grzaniec zdecydowanie brzmiał jak coś, co trafiało w gusta de Guise, ale patrząc na Christinę, nie była pewna, czy piłaby go z dzieckiem. -Był dobry, dopóki mnie ten pomnik nie zaatakował. - Przyznała, opuszczając nieco różdżkę, choć nie chowając jej. Wciąż była perfekcyjnie czujna, nie wiedząc, czego tak naprawdę powinna się spodziewać, choć musiała przyznać, że Christina wydawała jej się mieć raczej pokojowe zamiary. -Jakim cudem, Ty nie oberwałaś? - Zapytała jeszcze, uważnie lustrując sylwetkę nastolatki, która widocznie nadeszła przecież z kierunku pomnika przedstawiającego tę słynną, magiczną rodzinę. Może była to kwestia tego, jak blisko Irv do niego podeszła, albo jeszcze czegoś innego. Nie miała pojęcia. W głowie rodziło jej się milion pytań, a odpowiedzi niestety nie potrafiła znaleźć żadnej.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Kryśka na ogół nie była aż tak łatwa do odczytania, ale ta sytuacja zdecydowanie należała do takich, przy których ciężko ukryć tak duże zdziwienie. W końcu niecodziennie ktoś znajomy traktuje cię jak intruza i mierzy do ciebie różdżką w widocznie bojowych zamiarach. No a przynajmniej do Christi sytuacja ta nie należała do czegoś powszechnego. U innych mogło to być coś normalnego. Jak dla niej darcie łacha z ludzi nierozumiejących nawiązań do uniwersum Marvela czy DC. - To postacie z mugolskiej animacji. Właściwie nieważne. Chyba miałaś sporo na głowie skoro nie pamiętasz - stwierdziła, machając dłonią. Może Ślizgonka miała kiepską pamięć? Albo jakieś ziółka jej zaszkodziły? Bo coś nie Kryśce kojarzyło, że rudowłosa lubiła zielarstwo. - Mówisz? Ja nie dostrzegłam w nim żadnej magii. Jak to cię zaatakował? - zapytała, zerkając przez ramię na wspomniany pomnik. A więc jednak coś tu było. Interesujące. Przestała nawet zwracać uwagę na podniesioną na nią różdżkę. Najwyżej oberwie jakąś klątwą. Nie takie rzeczy przeżyła. - Nie wiem. Znalazłam za to hajsy - pochwaliła się z cwanym uśmieszkiem. Przy odrobinie szczęścia rudowłosa nie postanowi jej obrabować. A przynajmniej taką nadzieję miała Gryfonka.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Ten dzień daleki był od codzienności także i Irvvette, która co prawda była przyzwyczajona do tego, że obrywała, ale od ludzi, nie od pomników. Była więc wciąż lekko oszołomiona i nie potrafiła zrozumieć, jak do tego wszystkiego doszło, a tym bardziej, nie dochodziło do niej, że mogła stracić wspomnienia o tej konkretnej osobie. -Postacie z mugolskiej animacji? Coś dla dzieci, tak? - Zainteresowała się, bo o kulturze mugoli wiedziała tyle, co nic tak naprawdę, a szczególnie o ich popkulturze. Nic więc dziwnego, że te nazwy kompletnie niczego jej nie mówiły. Gdyby miała zgadywać, ta cała "Fiona" brzmiała jak bardzo nieprzyjemna choroba, której załapać zdecydowanie by nie chciała. -Nie wiem jak. - Powiedziała już dużo łagodniej, kompletnie opuszczając różdżkę i poluźniając smycz, a Amie od razu podbiegła do gryfonki, by ją obwąchać i się z nią przywitać. -W jednej chwili podziwiałam pomnik, w następnej coś mnie mocno odtrąciło do tyłu i teraz... - Nie wiedziała nawet jak to wszystko dokończyć, patrzyła więc, jak jej psina radośnie wymachuje ogonem wokół Christiny i była już pewna, że może dziewczynie zaufać. -Hajsy? W sensie galeony, tak? To się nazywa mieć szczęście! - Uśmiechnęła się do gryfonki, siadając na ławce naprzeciw pomnika Potterów i gestem zapraszając gryfonkę, by przysiadła obok. Liczyła, że bliższa rozmowa z nią pomoże się Rudej zorientować w całej tej przedziwnej i niecodziennej sytuacji.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Chyba po prostu przeznaczone im było spotykać się w takich niecodziennych okolicznościach. Bo ich pierwsze spotkanie też nie należało do pospolitych; nawet jeśli dziewczyna go nie pamiętała. Chociaż trochę szkoda. Rzadko miało się okazję spotkać niemalże ożywioną postać z animacji. A przynajmniej tak to wyglądało w oczach Kryśki. Dla Ślizgonki zzielenienie mogło być nieco mniej fajną atrakcją. - Teoretycznie dla dzieci, a tak naprawdę, to dorośli mają przy oglądaniu tego równie wielką frajdę - powiedziała, marszcząc brwi. Na dobrą sprawę, to gdy już się miało swoje lata, bajki stawały się nawet lepsze. Nabierały zupełnie nowego sensu. Niektórzy to potrafili w każdej bajce czy animacji znaleźć podteksty czy nielogiczności, których wyjaśnienie doprowadziłoby dzieci do płaczu. - Hmm... Pewnie jakieś zaklęcie ochronne albo coś. Podobno kiedyś próbowali jakoś odczarować czy zaczarować ten pomnik, i może coś po tym zostało? - zasugerowała, choć zupełnie się na tym nie znała. Przykucnęła, dając psu obwąchać swoje dłonie. Jak nic psina wyczuła Tuptusia, bo przez chwilę obwąchiwała ją intensywniej. - Tak, galeony. Nie narzekam, bo zbieram kasę na wynajęcie jakiegoś mieszkania, więc każdy sykl się przyda - powiedziała, podnosząc się i podchodząc do ławki, by usiąść obok Irvette. Nadal wydawało jej się dziwne, że dziewczyna nie pamięta ich spotkania. - Może dostałaś jakimś Obliviate? - zapytała po chwili zastanowienia. Kiepska była jednak w zaklęcia, a pytanie "Pamiętasz, czego jeszcze nie pamiętasz?" byłoby przecież bezużyteczne.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Są takie relacje, które przyciągają podobne, niecodzienne sytuacje i jak widać ta należała chyba do tego rodzaju znajomości. -Tak mówisz? Może też powinnam to kiedyś obejrzeć. O czym jest fabuła? - Zapytała nieco żywiej zainteresowana, bo sama znała przede wszystkim te magiczne bajki, choć kilka razy była już w londyńskim kinie i naprawdę zachwycał ją ten wynalazek. Ciekawiło więc ją, czy i ten cały "Shrek" przypadłby jej do gustu skoro ponoć bawili się przy nim także dorośli. -Na prawdę? Nie słyszałam o tym. Po co chcieli zaczarować pomnik Potterów? Czy sam w sobie nie jest wystarczająco magiczny? - Zapytała nieco zbita z tropu, choć teoria wysnuta przez Christinę kleiła się kupy. -Widziałaś już ich dom? - Dodała jeszcze bardziej zainteresowana, bo może i ruiny nie były jej ulubionym miejscem, tak zawsze chciała odwiedzić kupkę gruzu, gdzie wydarzyło się jedno z najważniejszych wydarzeń dla magicznej historii. Dziś była tak blisko, że nie wyobrażała sobie zrezygnować z tej rozrywki. -Wabi się Amie. - Powiedziała łagodnie widząc, jak gryfonka wychodzi do jej psiny ręce, a cziłała przyjaźnie się do niej zbliża, choć widać było pewne zawahanie, gdy wyczuła zapach Tuptusia. -Powinnaś zacząć ubiegać się o stypendium, jeżeli jeszcze nie dostajesz. Można naprawdę fajnie oszczędzić. - Poradziła, bo w sprawach finansowych akurat miała coś do gadania. Sama skrupulatnie odkładała otrzymywane od szkoły pieniądze, choć wcale nie musiała przecież oszczędzać. Lubiła jednak poczucie niezależności i nie chciała opierać się wiecznie na rodzinnej fortunie. -Obliviate? - Przyłożyła palec do brody, zastanawiając się nad tą możliwością. Miało by to naprawdę wiele sensu, choć nie była pewna, czy pomnik jest w stanie zapewnić tylko częściowe braki w pamięci. -Jeżeli już to jakimś zepsutym. Myślisz, że powinnam udać się do uzdrowiciela? - Spytała o opinię, bo sama nie potrafiła wpływać na pamięć, a nie chciała ryzykować rzucania na siebie zaklęć, jakich nie była pewna. Zawsze mogło przecież to wszystko skończyć się dużo gorzej.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Słysząc pytanie o fabułę zamyśliła się na chwilę. W końcu nie tak prostu przekazać to, co się dzieje w mugolskich bajkach czarodziejom, którzy trochę inaczej postrzegają życie i nie mają na ogół pojęcia o tym, jaką fantastykę potrafią tworzyć mugole. - Ogr Shrek razem z gadającym osłem uwalnia ze smoczej wieży królewnę Fionę, żeby zły król dał spokój magicznym stworzeniom. Potem się okazuje, że na królewnę rzucono kiedyś klątwę, i nocami ona zmienia się w ogrzycę. W międzyczasie się w sobie zakochują, ale wiadomo, są jakieś niedopowiedzenia i takie tam. Ostatecznie hajtają się ze sobą, a osioł wyrywa smoczycę - streściła mniej więcej pierwszą część popularnej wśród mugoli animacji. Z opisu może nie brzmiało to zbyt porywająco, ale każdy kto oglądał Shreka wiedział, że jest to naprawdę ciekawa i zabawna bajka. A pewnych tekstów podczas seansu zasłyszanych, nie da się tak po prostu zapomnieć. - Nie wiem, co dokładnie chcieli zrobić, ale chyba znajoma mojej matki coś jej o tym wspominała na plotkach. Chcieli zdjąć z niego czar maskujący przed mugolami czy coś takiego. Ale nie wyszło, więc może to jakieś skutki tego niepowodzenia - dodała, wzruszając ramionami. Na zaklęciach i klątwach Kryśka znała się słabo, więc nawet nie potrafiła dobrze uargumentować swoich słów. Przekazywała jedynie zasłyszane gdzieś informacje. - Nie, nie widziałam. A jest tam w ogóle co oglądać? - zapytała, marszcząc brwi. Czyżby w ów ruinach było coś ciekawszego? Jeśli tak, to Grimówna była gotowa zmienić plany i jednak je zobaczyć. Bo póki co nadal nie zobaczyła tutaj nic, co by ją porwało. A może po prostu oczekiwała zbyt wiele? - Cześć, Amie - przywitała się z psiną. Gdy usłyszała o stypendium parsknęła śmiechem. - Obawiam się, że moje wyniki w nauce nie sprzyjają ubieganiu się o stypendium - stwierdziła rozbawiona. Nie było co ściemniać - Kryśka była leniem jeśli chodziło o naukę. Może kiedyś tam osiągnie poziom, który jednak załapie się na kasę od Ministerstwa, ale póki co była zdana na ciułanie hajsu poprzez wytwarzanie kosmetyków. - Tak mi się skojarzyło. Nie słyszałam chyba o innych zaklęciach usuwających wspomnienia - powiedziała, zmuszając swoje szare komórki do podjęcia wysiłku i współpracy. Nic nowego jednak nie odkryła. - Jeśli okaże się, że masz więcej dziur w pamięci, to chyba tak - odpowiedziała. Ona sama starała się unikać szpitali od czasu, gdy po pożarze leżała tam przez kilka tygodni. Trochę zabawny wydawał się przy tym fakt, że właściwie myślała o zostaniu magipsychiatrą. Może do tego czasu przełamie niechęć do szpitali?
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Fakt, często jej społeczeństwo nie potrafiło zrozumieć o co tak naprawdę mugolom chodzi i czemu się aż tak zachwycają jakimiś pierdołami, a tym bardziej dlaczego aż tak żywo reagują na magię w popkulturze, jakby to było coś nadzwyczajnego. Ruda próbowała spojrzeć czasem na świat z ich perspektywy, ale nie było to wcale takie proste. -Ogr i osioł ratują księżniczkę? I kto się w końcu hajta? Ten ogr z tą księżniczką, tak? A smok i osioł? Przecież to nie ma sensu. - Zmarszczyła brwi, próbując zrozumieć cały ten zawiły plan, ale brzmiało to co najmniej abstrakcyjnie. Ciężko było to objąć umysłem, gdy nie widziało się tego filmu samemu. -Szczerze nie rozumiem czemu ten czar w ogóle jest. Przecież nic by się nie stało, gdyby mugole widzieli ten pomnik. - Przyznała szczerze, bo nie miało to dla niej najmniejszego sensu. -No, ale racja to mógł być efekt jakiejś pomyłki. - Średnio chciała uwierzyć, że doświadczony czarodziej mógłby zostawić po sobie taki bałagan, ale nie widziała innego rozwiązania. Szkoda tylko, że ona musiała przy tym jeszcze oberwać. -Oprócz jednego z najważniejszych monumentów w historii magii? Głównie ruiny i pleśń. - Uśmiechnęła się lekko, bo prawdą było, że dom Potterów był zwykłą ruderą, w której życie toczyło się własnym tempem. Przynajmniej tak podejrzewała, bo też co innego mogło tam się ostać. -Z tego co wiem, nie potrzeba być wybitnym, by osiągnąć wymagany przez stypendium próg. Zobaczysz zresztą sama. A zawsze to parę galeonów w kieszeni. No i zawsze jest jeszcze stypendium sportowe. - Irvette niestety także nie osiągała zbyt dobrych wyników w nauce, a mimo to udało jej się tego progu dosięgnąć i ciągnąć pieniądze ze szkolnych funduszy. Może nie było tego zbyt wiele, ale zawsze lepsze to niż zupełnie nic. -No tak, ja też nic innego nie kojarzę. Na pewno skonsultuję się z rodzinnym magimedykiem, jak tylko będę miała u temu okazję. Nie chciałabym wracać w tym stanie do szkoły. - Przyznała, rozważając szczerze tę opcję. -Słyszałam, że nasz dyrektor ustępuje miejsca komuś innemu. - Zagadał ciekawa, czy to co krąży po świecie to prawda, czy tylko plotki uczniów, którzy niezbyt za Hampsonem przepadali.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Kryśka, choć oboje rodziców miała magicznych, całkiem dobrze znała mugolski świat i ich kulturę. Jej ojciec był mugolakiem, który pierwsze lata życia spędził w niewiedzy o istnieniu magii, więc doskonale orientował się w świecie mugoli. Mieszkając w Newcastle też właściwie żyli niemalże po mugolsku, a do tego ojciec zapoznawał ich z niemagicznym światem. Nic więc dziwnego, że Christina zapałała miłością do mugolskich komiksów. A jeśli chodziło o codzienność, to często zapominała nawet, że może sobie w niektórych sytuacjach pomagać magią, i robiła wiele rzeczy "po mugolsku". Niektórzy czarodzieje mogliby uznać to za głupie, ale ona już tak po prostu miała. Nie była uzależniona od magii. - Tak, tak było. A w niektórych bajkach i filmach nie ma co na siłę szukać sensu. To fantastyka, więc dzieją się tam różne dziwne, i często nielogiczne rzeczy - powiedziała, wykonując niedbały gest dłonią. Niełatwo było zrozumieć mugoli i ich pojęcie fantastyki. Zwłaszcza komuś czystokrwistemu. - Może nie chcieli, by mugole zadawali pytania. Wiesz, takie typu "Kto to, czemu ma pomnik, dlaczego akurat tutaj?" i inne takie - zasugerowała. W końcu pomników nie stawiano byle komu. U mugoli, niezaznajomionych z historią społeczeństwa magicznego, pomnik Potterów na pewno budziłby wiele pytań. A tego pewnie Ministerstwo wolało uniknąć. - Pomyłki, albo połączonych nieodpowiednio czarów. Może próbowali usunąć ten pierwotny czar złym zaklęciem - stwierdziła. Nie była zbyt dobra z zaklęć, ale wiedziała, że czasem takie nieodpowiednie połączenie może mieć nieoczekiwane i negatywne skutki. - O, pleśń? Jakieś grzybki? - zapytała z ciekawością. Jej zainteresowanie tematyką grzybków zaczynało się robić niepokojące. Choć sama Kryśka tego na pewno nie dostrzegała. No bo halo - mówiły o ruinach, a Grimowa i tak jakoś wciągnęła w ten temat grzybki... - Tak, wiem. Ale do tych progów to mi jeszcze sporo brakuje - stwierdziła z rozbawieniem. Wiadomo, fajnie byłoby dostawać kasę za sam fakt uczenia się, ale zarabianie jako wytwórca kosmetyków też nie było takie złe. - Sportowe? Że niby quidditch? O nie, to już w ogóle nie moja bajka - powiedziała, kręcąc przecząco głową. Kryśka, ze swoim lękiem wysokości, spadłaby z miotły sekundę po wystartowaniu. Nie było więc mowy, by w ogóle próbowała gry. A z racji wzrostu, postury i kondycji, nie nadawała się do żadnych innych sportów, nawet gdyby istniały. Widocznie gdy inni stali w kolejce po sprawność fizyczną, ona stała w tej po problematyczny charakter. - W sumie fakt. Lepiej to skontrolować nim się pogorszy - zgodziła się ze słowami Irvette. Z magią to jednak nigdy nic nie wiadomo na pewno. Amnezja mogła przybrać przecież z czasem na sile. - Dyrektor...? Hmm. Jakoś tak nie bardzo interesowałam się nowinami szkolnymi. A czemu odchodzi? - zapytała po chwili. Jeśli miała być szczera, to ledwie kojarzyła wspomnianego dyrektora. Tak, Kryśka nie była zbyt przykładną uczennicą, jeśli ktoś jeszcze tego nie wiedział.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Rzadko spotykało się osoby, a przynajmniej Irv nie znała takich wiele, które po zapoznaniu się ze światem magii, odkładała ją na bok i wciąż posługiwała się starymi przyzwyczajeniami i robiła rzeczy po mugolsku. Bardzo duża część ludzi wprost zakochiwała i zatracała się w zdolnościach magicznych, co często nieco ich gubiło. Inaczej wyglądało to, gdy od małego nie znało się innego świata. Wtedy mugolskie rozwiązania fascynowały, choć wielu też odrzucały. -Zauważyłam tyle. Ale szczerze w magicznych powieściach też czasem się rzeczy nie kleją. Czytałaś Baśnie Barda Beedle`a? - Zapytała, sama będąc ślepo zakochaną w opowieści o Fontannie Życzliwego Losu. Zdecydowanie była to jej ulubiona bajka i to taka, która miała naprawdę jasny, lecz nie nachalny morał, a do tego jako sztuka była namaszczona jakąś dziwną klątwą. -Może i tak. Choć nie sądzę, by kręciło się tu dużo mugolaków, prawda? - Zmarszczyła lekko brwi, próbując przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek widziała tu kogoś, kto nie należał do magicznej społeczności i jakoś nic nie przyszło jej do głowy. Może po prostu zbyt dobrze nie obserwowała otoczenia, a może po prostu kręcili się tu tylko czarodzieje. -Czyli są jeszcze w tym zamku rozsądni ludzie. - Mruknęła z uśmiechem, bo Christina była chyba pierwszą osobą, którą tu poznała, a jaka nie zachwycała się ślepo tym magicznym sportem. Widać Ruda miała szczęście, że wpadła akurat na gryfonkę. -Ponoć odszedł na emeryturę, by zająć się ogrodnictwem. Nie wiem ile w tym prawdy, ale czasem chyba lepiej nie brnąć w szczegóły. - Podzieliła się tym, co o zaistniałej sytuacji wiedziała. Nie było tego wiele, ale wydawało się, że najważniejsze szczegóły były na swoim miejscu.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Grimowie przez wiele lat żyli bardzo podobnie do mugoli, posługując się magią tylko w zaciszu domu. Powód był prosty - mieszkali w rodzinnym domu ojca, który pochodził z mugolskiej rodziny. Dom znajdował się na mugolskim osiedlu, ich sąsiedzi nie wiedzieli o istnieniu magii, więc musieli się dostosowywać. Nie narzekali jednak. Dzięki temu Kryśka potrafiła sobie dobrze radzić nawet bez pomocy czarów. Miewała wrażenie, że niektórzy czarodzieje aż za bardzo uzależniają się od magii. To wydawało się nawet trochę niezdrowe... - Znam niektóre z nich. Osobiście wolę jednak mugolskie baśnie. Na przykład te od braci Grimm. I to nie tylko dlatego, że mają podobne nazwisko - powiedziała z uśmiechem. Chodziło jej o oryginalne wersje baśni, a nie te ocenzurowane i nudne, dostosowane do ogółu. Choć nie uważała, że te magiczne bajki są gorsze. Po prostu nie były w jej guście. - Nie mam pojęcia, nie bywam tu raczej zbyt często. Ale kiedyś podobno mieszkali tu też mugole - dodała. Usłyszała to oczywiście też od tej znajomej swojej matki, od której słyszała o pomniku Potterów. Sama nie bardzo się tym wszystkim interesowała, a w Dolinie bywała jedynie raz na jakiś czas. Niewiele mogłaby więc o tej sytuacji powiedzieć. - Znaczy wiesz, czasem jak ktoś znajomy prosi, to pójdę na trybuny mu pokibicować. Ale sam sport raczej mnie nie kręci - stwierdziła, wzruszając do tego ramionami. Nie była typem sportowca. Ani fanki sportów. - Ciekawe, czemu akurat ogrodnictwem - mruknęła pod nosem. W sumie... Może dyrektor interesował się tym wcześniej, tylko po prostu ona o tym nie wiedziała? Tak, na pewno tak było. Dziewczyny pogadały jeszcze jakiś czas, a gdy zaczęło robić się późno, postanowiły ruszyć się w końcu spod pomnika. Przez jakiś czas szły w tym samym kierunku, a następnie pożegnały się i każda poszła w swoją stronę.
|| zt x2
Hawk A. Keaton
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Wakacje wakacjami - a mimo wszystko pewne sprawy trzeba załatwiać. Powracać do pierwotnych korzeni, dopinając niektóre z nich na ostatni guzik. Avalon kryje w sobie naprawdę ogrom niesamowitych rzeczy, ale z drugiej strony nie jest w stanie zaoferować tego, co pozostaje mi najbardziej potrzebne. Kupienie kolejnych rzeczy w aptece boli w kieszeń, ale nie mogę na to nic poradzić. Kiedy kończą się pewne aspekty umożliwiające normalne funkcjonowanie, nie pozostaje nic innego, jak na te dwa dni, w pomocy rodzinie i samemu sobie, wrócić do Wielkiej Brytanii. Wzdycham ciężko. Może kiedyś byłoby zdecydowanie łatwiej, ale teraz? Widmo pewnego pasma porażek wydaje się wysuwać na sam przód, udowadniając, jak ludzkie życie potrafi być kruche. Jak łatwo może przeminąć, jak łatwo może się rozbić poprzez nawet lekkie uderzenie o podłogę. Wracam z zakupów, dzierżąc odpowiednie flakoniki we własnej torbie, ażeby następnie udać się do hodowli. Towarzyszy mi przy tym Migotka - skrzatka, z którą podróżowanie jest łatwiejsze, a i też zmniejsza ryzyko potencjalnego rozszczepienie. Raz po raz popalam papierosa, pozwalając na to, aby nikotyna zaczęła działać. Nie wiem, ile czasu mija, ile stukotów butów naliczam, gdy zauważam nieopodal pomnika o niespecjalnie dobrej sławie kuzyna ze strony ojca. - Noah! - mówię nieco głośniej, posyłając ku niemu lekki, widoczny uśmiech. Nie miałem okazji spotkać go na wakacjach, a więc nic dziwnego, iż umysł automatycznie postanowił zaakceptować taki stan rzeczy i uznać, że młodszy z całej trójki nie udał się na wycieczkę do Avalonu. - Co tak w tym roku nie pojechałeś na wakacje? - przy kontaktach z rodziną mam więcej pewności siebie, w związku z czym, pomijając pewne zacięcia, nie towarzyszy mi żadne zająknięcie się. - Co u ciebie? Jak siostry, jak rodzice? - standardowy bagaż pytań postanawia się uaktywnić, kiedy to patrzę na Keatona i prowadzę z nim rozmowę.
C. szczególne : jasnoniebieskie oczy,dwie blizny: jedna biegnąca ukośnie w poprzek brzucha, a druga po skosie pleców, mugolski lużny styl, deuteranopię- daltonizm.
Od rana nic mu się nie układało. Potem przy śniadaniu potrącił i wylał na siebie ciepłą herbatę. Musiał się przebrać, a nie miał czystej pod koszulki. Potem gdy udało mu się coś znaleźć poszedł do hodowli. I się spóźnił. Potem była powtórka z rozgrywki. Mimo że są wakacje trzeba powoli robić zakupy na kolejny rok szkolny. tupu tupu tup! I nagle bum! Pech chciał, że książkę którą czytał idąc upadła mu na stopy. A to gruba, gruba i twarda książka. Krukon w oddali zobaczył swojego kuzyna, Earl Greyem dumnie spoczywającym na jego ramieniu. Noah odskoczył gwałtownie, zwłaszcza gdy usłyszał nieco dalej swoje imię. Przeklął głośno i zaczął zginać palce u stóp. Całe? Całe! -Co ty wyprawiasz do cholery! - spojrzał na kuzyna zirytowany, po czym podniósł książkę i zaczął szukać strony na której skończył. W końcu mu się udało. Zgiął róg strony i schował tom do torby na ramieniu. Spojrzał ponownie na kuzyna. -Siostry są u dziadków, a rodzice sam wież jak jest. Zresztą na wakacje zawsze dużo pracy przy hodowli czego kol wiek.- uśmiechnął się do niego przyjaźnie. Teraz kiedy miał chwilę odpoczynku liczył, że nikogo nie spotka i będzie mógł odpocząć od ludzi. No ale...czego się nie zrobi dla rodziny Prawda? Ty byłeś gdzieś na wakacjach?
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Czasami ciężko jest wykryć, kto ma zły humor. Albo inaczej: pecha. Bo wraz z moim zawołaniem książka, którą dzierży chłopak, z łatwością upada na ziemię. Całe szczęście, iż pogoda dopisuje, a więc i pod stopami nie pałętają się brudne liście, wilgotne kostki brukowe i cokolwiek innego, co wpłynęłoby negatywnie na całe poczucie sytuacji i tego, że dzierżony egzemplarz może zostać uszkodzony. Spoglądam, stojąc w miejscu. Upadek grubego tomu na cokolwiek na pewno nie jest przyjemnym doświadczeniem, w związku z czym spoglądam na niego przepraszająco - i nic w tym dziwnego - skracając tym samym dystans potrzebny do przeprowadzenia normalnej rozmowy. - Sorki... - trochę się krzywię, jakoby próbując tym samym nie uważać, iż to jest w pełni moja wina. Bo nie jest. Zrządzenie losu bywa okrutne i nawet w najmniej oczekiwanym momencie może zaatakować, a więc próbuję siebie przekonać co do tego, że wszystko jest raczej bez skaz. - W p-porządku? - zająknięcie wydostaje się w drugim słowie, z czego nie jestem jakoś specjalnie zadowolony. - Nie chciałeś z nimi iść? - pytam się, nie wiedząc, jak dokładnie wygląda relacja Noaha z jego siostrami. Zresztą, nie wszyscy muszą lubić pobyty u dziadków. Sam fakt, że w wakacje jest dużo roboty, tym bardziej utrudnia normalne zaczerpnięcie odpoczynku. - Tak, wiem. Sam zamierzam trochę... pomóc przy feniksach. - mówię, nawiązując do hodowli. Wszystko zależy od tego, w jakim sektorze ktoś jest zainteresowany i nawet jeżeli głównie ptaki są naszą mocną stroną, jak i inne latające stworzenia, tak jednak pozostałe - choć stanowiące mniejszą gałąź - są tak samo ważne. Widok szczurka jest na swój sposób uroczy. - Jestem. Jeszcze jestem- - odpowiadam, aby następnie nieco dopowiedzieć. - Ze szkoły, spędzam czas w Avalonie. Czasami jednak powracam do Wielkiej Brytanii. - spoglądam niebieskimi tęczówkami w kierunku pomnika, nie wiedząc, czy przypadkiem coś tam zauważam, czy jednak niespecjalnie. - Po niedzieli z powrotem jadę. Jest tam... sporo stworzeń, z którymi warto się zapoznać. - uśmiech lekko nachodzi mi na usta, ale nie jest on pełny. Zauważalny, ale nie na tyle, by zagościć na dłużej. - Zamierzam trochę zebrać notatek na ich temat. Wiesz... inaczej jest, jak się o tym czyta, a inaczej, jak ma się do czynienia. - dorzucam jeszcze, zerkając w kierunku książki. - Coś ciekawego...? - lekko wskazuję podbródkiem. Oczywiście, że ta kwestia mnie intryguje, ale trochę ciężko jest mi się przestawić na to, gdy zza pomnika coś ewidentnie się wychyla i nie daje mi spokoju...
C. szczególne : jasnoniebieskie oczy,dwie blizny: jedna biegnąca ukośnie w poprzek brzucha, a druga po skosie pleców, mugolski lużny styl, deuteranopię- daltonizm.
Noah nic nie zdążył odpowiedzieć, gdy kuzyn dostał słowotoku pytań. Jedynie co zrobił to złapał go i pociągnął w dalszą drogę. Młody Keaton zaśmiał się na słowa jego i pokiwał przecząco głową. - Nadal jestem najmłodszy, więc siostry czasem dokuczają chociaż mniej- Spojrzał na niego, czekając na rakcję. - No tak, racja, moja nie uwaga nie masz co przepraszać - prawda lepiej jest jak ma się do czynienia niz czyta. Zresztą w domu mam siostry to nie chciałem iść z nimi. Pamiętasz tego kuguchara co mnie drapał sa postępy, udało mi się już nie jest do mnie agresywny tak mocno. A pozatym rodzice mają przywieść ŁUPDUKI do hodowli jestem ich ciekaw. Ej tam coś jest?-spojrzał w ten sam kierunek co kuzyn.
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Ścieżka nie jest trudna. Raz po raz stawiam kroki, wsłuchując się w odpowiedź ze strony Noaha. Dzisiaj nie spodziewałem się spotkać w tym miejscu kogokolwiek z rodziny, w związku z czym jest to dla mnie lekkie, widoczne zaskoczenie, ale nie na tyle, żeby wybiło w pełni z posiadanego rytmu dnia. Ten krótki powrót do Wielkiej Brytanii, mimo że polegający na załatwieniu wszystkich koniecznych spraw, jest na swój sposób na wagę złota. Nawet jeżeli boleśnie przypomina o tym, iż za niedługo kolejny rok szkolny zadecyduje o konieczności załatwienia sobie skądś różdżki. - Wiadomo. Są teraz dojrzalsze, ale nadal... nadal mimo wszystko są twoimi siostrami. - odpowiadam i nieco się uśmiecham. W końcu, jakby nie było, rodzeństwo zawsze będzie rodzeństwem, także pewnych schematów ze swojej historii i zachowania nie da się wymazać. Nawet tego pomniejszego dokuczania, choć na swój sposób - nie wątpię w to - świadczącego o trosce starszych sióstr względem Ibisa. Przytakuję głową, wszak trudno uniknąć myślenia o nauce czegoś nowego jako nie z podręcznika, a na własnej skórze. To zawsze nowe doświadczenie, po które zdecydowanie warto sięgnąć. Na wspomnienie o kugucharze aż mnie ciarki przeszły. Chyba mamy jakieś wyjątkowe (nie)szczęście wobec tych istot - na jednym z kursów dotyczącym tresury, ten kot zdołał mnie podrapać, a i tym samym udowodnić, iż nie zawsze można przewidzieć zachowanie magicznego stworzenia. Lewa dłoń, nawet jeżeli minęło sporo czasu od incydentu, nadal wyróżnia się specyficznymi bliznami. - O-Och. Gratulacje. - przytakuję, ciesząc się na informację, iż problematyczny nieco pupil daje się oswoić. - Zresztą, zastanawia mnie to... on tak zawsze reagował w stosunku do ciebie tylko czy w stosunku do każdego? - zadaję pytanie, choć nie ulega wątpliwości to, iż zwracam uwagę na to coś, co znajduje się za pomnikiem. - Na pewno będzie głośno... Chyba czas przyzwyczajać się powoli do d-dźwięków klaksonu, pociągu i alarmu. - głowa przy hodowli tych zwierząt może boleć, o ile nie zastosuje się odpowiednich środków zaradczych. Spoglądam raz jeszcze w stronę rzeźby. Nie mam przy sobie nic, co mogłoby się przysłużyć do obrony, ale nie zmienia to faktu, iż - kiedy sylwetka wychodzi nieco śmielej do przodu - mamy do czynienia z istotą magiczną. - Ale że w takim miejscu... lunaballa? - aż sam sobie zadaję pytanie, spoglądając nieco pytająco w kierunku Noaha. Stworzenie tego typu nie powinno pojawiać się tak blisko ludzi, chyba że jest do nich przyzwyczajone. Podchodzę bliżej, a zwierzę samo z siebie postanawia obrać za cel nogę, tuląc się do niej wyjątkowo mocno. Jednocześnie patrzy się swoimi niebieskimi ślepiami w kierunku Krukona. - Może... Może to wina tego, że wcześniej księżyc zniknął...? - może to wpłynęło na ich rytm dobowy oraz poczucie bezpieczeństwa? Nie mam bladego pojęcia. Kiedy robię krok do tyłu, ta przysuwa się bez najmniejszego zastanowienia. Jest to bardzo miłe uczucie, ale jednocześnie zdradliwe. Gdzie nie pójdę, tam znajduję nowych, zwierzęcych przyjaciół.
C. szczególne : jasnoniebieskie oczy,dwie blizny: jedna biegnąca ukośnie w poprzek brzucha, a druga po skosie pleców, mugolski lużny styl, deuteranopię- daltonizm.
Noah musiał przyznać, że zajebiście było trochę spędzić czas z rodziną. Dobrze, że podszedł z kuzynem na spacer kiedy bedzie taka następna okazja,zacznie sie rok szkolny wszyscy wrócą do swoich zajęc. Fajnie było znowu wrócić do domu. Jakby to nie brzmiało to znowu zacznie pomagać. -Och, naprawdę powinieneś popracować nad formą! Na drugi raz idziesz biegać ze mną nie ma odmowy? No dobra, może dla kuzyna to nie codzienna propozycja, ale.. nie no bez przesady! - Ej zawsze te zwierzeta takie są i chyba będą głośne-odpowiedział mu uśmiechając się lekko.A co do sióstr to prawda zawsze tak bede miał jako najmłodszy z rodziny czy to mniej czy to wiecej dokuczania z ich strony. Jednak i tak podziwiał te zwierzeta ziewnął i przyjrzał się zwierzakowi który przyczepił sie do kuzyna nogi. Odkaszlał głośno, masz przyjaciela nowego jak bedzie się nazywał. Zgadał. -Następnym razem ty wybierzesz miejsce do biegania-Spojrzał na kuxyna czekając na jego reakcje o porannym lub wieczornym bieganiu tak przed spaniem najlepiej się śpi.
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Szmer liści wydaje się nieść ze sobą mistycyzm pewnego, nieokreślonego rodzaju, przenikającego przez palce skrupulatnie za każdym razem, gdy kolejne uderzenia wiatru stają się nieuniknionym elementem wspólnego spaceru. Powrót na wyspy może i po części wynika z konieczności, co nie zmienia jednego, bardzo ważnego faktu - spotkanie z kuzynem jest przypadkowe. Nie przerywa ono mimo wszystko obowiązków, podczas gdy część spraw mam już załatwionych - chociaż, nawet jeżeli miałyby przerwać, nie niósłbym na sobie żadnych zmian w postaci zdenerwowania. Zresztą - myślę sobie - wakacje to jedyny okres, gdy mogę z nimi pogadać poza zamkiem i poza murami połączonymi ze szkolnym obowiązkiem reprezentowania domu poprzez najlepsze z możliwych ocen. W każdym razie istnieje różnica w rozmowie, która wynika z drzemiących w lejcach władzy materiału edukacyjnego. - M-Mówisz? - spoglądam, zaskoczony propozycją ze strony Noaha. Być może powinienem popracować, tudzież pobiegać. Z drugiej strony poranki bywają w niektórych momentach wyjątkowo ciężkie, a w połączeniu z pewnymi wykluczeniami - prześwitem wobec kolejnych godzin. - Nie no... mogę, tylko skąd t-tak nagle? - zapewne wolałbym siedzieć w jednym miejscu i się nie ruszać, tudzież nie narażać, ale ciężko jest jakkolwiek funkcjonować bez wychodzenia. Ludzie to zwierzęta stadne, które potrzebują kontaktu z innym człowiekiem, a nie smętnie otworzonym alkoholem na stole. Na informację o tym, że te zwierzęta zawsze są głośne, kusi mnie załatwienie jakichś zatyczek do uszu. - Ale uważam, że jakby ktoś i-inny ci dokuczał, to by stanęły w obronie jak lwice. - w tym nie ma ani cienia wątpliwości. Zawsze panuje ta odwieczna zasada, że jak dokuczać, to tylko rodzeństwo może, nikt inny. Lunaballa najwidoczniej nie decyduje się na puszczenie wolno mojej nogi. Nie wiem, czy coś ode mnie wyczuwa, czy zwyczajnie polubiła mnie na pierwszy rzut oka, co nie zmienia faktu, iż stoję przed wyborem. Zabrać ją ze sobą czy pozostawić? Próbuję zrobić krok w jedną stronę, drugi krok, ale ta... zwyczajnie nie odpuszcza. - Nie mam bladego pojęcia... - nie zwykłem nazywać znalezione zwierzęta. Oczywiście te, które jakoś zostały adoptowane poprzez fakt zaistnienia trzeciej ręki, otrzymywały odpowiednią nazwę. Kameleon wzięty z posiadłości podczas spotkania z Ravingerem, nadal nie posiada imienia. - Będę musiał nad tym... pomyśleć. - mówię. Gdy powraca temat biegania, myślę nad tym, że korzystanie z uroków miasteczka jest dobrym pomysłem, ale wymaga nieco rozmyślności w tym zakresie. - Myślę nad Hogsmeade... wiesz, Dolina Godryka w niektórych miejscach potrafi być niebezpieczna. - nie chciałbym narażać młodszego ode mnie Noaha na potencjalne konsekwencje mojej własnej głupoty. - Co sądzisz na ten temat? - głaszczę lunaballę ostrożnie, chociaż ta w miłości nie jest skąpa. Ani trochę.