Niewielki, przytulny sklepik wydaje się być rajem dla małych czarodziei. Na półkach zaczarowane lalki, pluszaki ułatwiające zasypianie i żołnierzyki, które reagują na proste komendy. Tylko starsza sprzedawczyni wydaje się trochę naburmuszona, a jej szary, nieco potargany strój nie pasuje to ogólnego wizerunku tego miejsca... W dodatku ludzie rzadko się tu pojawiają. Dlaczego? Ta oto sprzedawczyni jest też właścicielką i słynie z tego, że sama wytwarza zabawki, które, choć piękne, czasami płatają figle. Nieliczni wiedzą też, że od czasu do czasu na zapleczu czas spędza jakiś podejrzany typ.
Uwaga! Wchodzisz tu na własną odpowiedzialność! Kostki, które tu wyrzucisz mogą ci dać bardzo duży potencjał magiczny, niesamowite przedmioty itp. Jednak możesz też zachorować na nieznaną chorobę, poważnie się poranić lub stracić dużo pieniędzy. Zanim rzucisz kostką, upewnij się, że znasz zasady wynikające z rzutu.
Dostępne scenariusze do wylosowania:
1 - Z pewnością możesz zaczynać walkę o tytuł pechowca lub niezdary roku, gdyż ledwo przekroczyłeś próg, a już poślizgnąłeś się na rozsypanych paciorkach, jakie miały być oczami przyszłej kolekcji pluszaków. Miałeś szczęście, gdyż nic Ci się nie stało, a jedynie wylądowałeś twardo na pośladkach i pojedynczych kuleczkach. Nie zapomnij pozbierać koralików, bo inaczej ekspedientka może trochę się na Ciebie pogniewać.
2 - Ekspedientka daje Ci pokaz prawdziwej zaradności. Ledwie przekroczyłeś próg, a już podeszła do Ciebie, próbując nakłonić Cię do zakupów. Dorzuć dodatkową kostkę - literę i jedną kostkę numeryczną. Każda literka odpowiada kolejnej rzeczy z cennika, jaka jest Ci oferowana w promocyjnej (niższej o połowę) cenie, np. A - Lusterka dwukierunkowe, B - Magiczna marionetka, itd. Zabawkowa akromantula nie wlicza się w promocję, więc nie ma na nią literki! Jeśli kostka numeryczna będzie o wartości 2 lub mniej: Nikt cię nie ostrzegał? Wszystko wydawało się w porządku, ale gdy tylko wyszedłeś ze sklepu, przedmiot wybuchł ci w dłoniach, powodując oparzenie i pozostawiając na twoich palcach dziwny, fioletowy płyn wywołujący krosty. Jeśli masz minimum 15 punktów z uzdrawiania, możesz wyleczyć się sam; w przeciwnym wypadku musisz rozegrać najbliższy wątek w szpitalu.
3 - Zastałeś właścicielkę strugającą drewniane marionetki. Jedną rękę ma obłożoną czymś zielonym i zabandażowaną, więc praca idzie jej dosyć kiepsko. Prosi cię o pomoc. Rzuć kostką jeszcze raz. 1, 2 – Miałeś pomóc, ale coś ci chyba nie wyszło. Wystrugałeś cztery nogi, z czego wszystkie bezużyteczne. Czarownica żąda zapłaty 30 g za zmarnowany materiał. 3, 4 – Nie popisałeś się. Na szczęście biedna kobieta miała na tyle dobry humor, że po prostu wygoniła cię za drzwi, zapominając o tym, że wciąż trzymasz w dłoni magiczny scyzoryk. 5, 6 – Byłeś zachwycony swoją pracą, tak samo jak właścicielka. Pięknie ci podziękowała, wciskając do kieszeni czekoladową żabę. Otrzymujesz +1 punkt z działalności artystycznej.
4 - Gdy wszedłeś do sklepu, nigdzie nie dostrzegłeś sprzedawczyni. Zawołałeś ją raz, drugi, trzeci, a w końcu zajrzałeś na zaplecze. Rzuć kostką jeszcze raz. Nieparzysta – Najpierw usłyszałeś tylko przekleństwa, a potem wyostrzyłeś wzrok i w półmroku zobaczyłeś właścicielkę, która z odrazą oglądała swoją dłoń. Pokrywała ją okropna, brązowa skorupa. Domyśliłeś się, że to robota brodawkolepu i zaoferowałeś pomoc. Otrzymujesz +1 punkt z eliksirów. Parzysta – Szczęśliwie, lub nieszczęśliwie, trafiłeś w sam środek wieczorku dla starszych czarownic. Nieco podkręcone brandy panie zaprosiły cię do zabawy, a gdy uprzejmie odmówiłeś, zaoferowały butelkę rdestowego miodu i odstawiły za drzwi, dopiero wtedy zauważając, że nie zamknęły sklepu.
5 - Ciężko powiedzieć co Tobą kierowało, kiedy zacząłeś przetrząsać samotne pudełko stojące w kącie, wypełnione po brzegi bibelotami, starymi zabawkami i ogólnie rzecz ujmując, pamiątkami minionego wieku. Przeglądanie czyichś rzeczy nie było zbyt uprzejme, więc ciężko się dziwić, że los postanowił Cię ukarać. Nie zdążyłeś dostrzec ręcznie malowanego, drewnianego dziadka do orzechów, zanim nie wsunąłeś palca w niewłaściwe miejsce. Szczęki przyrządu zamknęły się silnie na Twojej skórze, dosłownie miażdżąc Ci palec. Jeśli masz minimum 15 punktów z uzdrawiania, możesz wyleczyć się sam; w przeciwnym wypadku musisz rozegrać najbliższy wątek w szpitalu.
6 - Nie zastałeś właścicielki samej. Towarzyszył jej starszy mężczyzna z brodą, ubrany w wyjściową szatę w kolorze żółtym. Słyszałeś, że czasami spędza tu czas jakiś podejrzany typ, więc twoja ciekawość dała o sobie znać i zacząłeś wypytywać dziwnego czarodzieja o to, kim jest i co robi. Rzuć kostką jeszcze raz. Nieparzysta – Mężczyzna nie był skory do rozmowy; na każde pytanie odpowiadał burknięciem. W końcu rzucił od niechcenia, że zajmuje się wyrabianiem eliksirów na zamówienie, wcisnął ci w rękę buteleczkę zawierającą jedną porcję eliksiru niewidzialności i, delikatnie mówiąc, kazał dać mu spokój. Parzysta – Starszy czarodziej chyba miał dobry humor – choć nie powiedział, jak się nazywa i co robi, to przedstawił się jako wybitny twórca różdżek. Ciężko było Ci w to uwierzyć, ale musiałeś przyznać, że naprawdę posiadał na ten temat sporą wiedzę i przez pół godziny jego monologu, nauczyłeś się naprawdę wiele. Otrzymujesz 1 punkt do dowolnej umiejętności.
Melusine O. Pennifold
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 169
C. szczególne : turban na głowie z magicznymi wzorami, piegi na twarzy, płynne ruchy, zwiewne ubrania;
Uwielbiam święta. Kolorowe światełka, rodzinny klimat, a nawet skute lodem ścieżki. Może trzeba odrobinę ostrożniej stąpać, ale wszystko wynagradzają widoki. Jednak jest rzecz, która wyjątkowo męczy mnie w tym wesołym święcie. Uwielbiam uszczęśliwiać rodzinę, a wybranie idealnego prezentu z pewnością spełniłoby to zadanie. Niestety, wszystkie pomysły wydają się być nie dość dobre. Jak zwykle mam problem z dobraniem prezentu dla mamy, taty, Valkyrii, dziewczyny mojej matki, mojej babki i jej żony... Moja lista ciągnęła się w nieskończoność, a na dodatek najbardziej się przejmowałam, czy wypada coś kupować Mylesowi, oraz (tym już trochę mniej) jak duża ilość moich przyjaciół z Doliny Godryka będzie chciało mi dać prezent... Powoli kończyły mi się pomysły. Pewnie dlatego trafiłam do sklepu z zabawkami i już zastanawiałam się nad dość tragicznym wyborem akromantuli dla mojej kuzynki, jako niezbyt udany żart. Na szczęście od tego idiotycznego zakupu powstrzymał nie starszy mężczyzna przy kasie. Uwielbiam słuchać o różdżkach, bo miałam ich naprawdę dużo, przez to, że nieustannie je łamię. Dlatego całkiem zainteresowała mnie jego opowieść. A nawet kiedy przestało mnie interesować co ma do powiedzenia mądry mag, wciąż chcąc nie chcąc chłonęłam wiedzę. W moim złotawym turbanie wydawałam się od niego wyższa, zaś w ręku ściskałam lunaballę i dementora, które wcześniej wzięłam bez konkretnego powodu.
kostki: 6 i 6
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Gdy w końcu nadszedł z dawna wyczekiwany weekend, Bridget wybrała się do Doliny Godryka, by odwiedzić siostrę i po raz pierwszy zobaczyć na własne oczy jej nowy dom, do którego wprowadziła się z Williamem. Była pod niemałym wrażeniem gniazdka, które sobie uwili i z delikatnym ukłuciem zazdrości patrzyła na malowniczą okolicę miasteczka. Hogsmeade też było świetnym miejscem do mieszkania i Puchonka nie narzekała w żadnym wypadku na mieszkanie, które zostało jej przepisane po Lotcie, aczkolwiek perspektywa wyprowadzki do Doliny Godryka wydawała jej się równie kusząca. Może kiedyś? Nieznana siła skierowała jej kroki w kierunku sklepu z zabawkami, który już z daleka przykuwał uwagę wystawą z ruszającymi się, pięknie zrobionymi zabawkami. Głowa panny Hudson zawsze pracowała na przyspieszonych obrotach i teraz stało się tak samo - spojrzała na magiczną marionetkę i od razu wyobraziła sobie jeszcze nienarodzonego siostrzeńca, który pięknie by się z nią bawił. Nie dała sobie zbyt dużo chwili do namysłu, po prostu pchnęła drzwi do środka, omal nie taranując staruszka i znajomo wyglądającej dziewczyny. - O, hejka! - przywitała się z Melusine posyłając jej szeroki uśmiech, po czym ruszyła do lady, za którą nie było właścicielki. Słyszała, że kobieta bywa dość ponura, więc nie chcąc w jakikolwiek sposób zepsuć jej humoru, zawołała miłym głosem wgłąb zaplecza. - Proszę pani? - Lecz nie spotkała się z żadnym odzewem. Spróbowała jeszcze raz, ale również bez skutku. Obejrzała się na rozmawiającą dwójkę, po czym zdecydowała się zajrzeć na owe zaplecze w poszukiwaniu kobiety. Pchnęła delikatnie drzwiczki, zza których usłyszała wiązankę przekleństw. - Halo, proszę pani? - rzuciła, wtykając głowę w szparę między drzwiami a framugą. Dostrzegła właścicielkę, która oglądała z odrazą swoją dłoń pokrytą jakimiś brązowymi naroślami. Bridget nie musiała patrzeć drugi raz, od razu wiedziała, że to sprawka brodawkolepu i chyba tylko to uratowało ją przed furią ze strony kobiety. Gdy ostatecznie poradziła jej, co powinna zrobić w sprawie dłoni, właścicielka spojrzała na nią nieco przychylniejszym wzrokiem, po czym wyszła na sklep, by sprzedać jej marionetkę z wystawy. Bridget podziękowała z uśmiechem i odwróciła się - okazało się, że Melusine wciąż była w środku. - Co kupiłaś? - zapytała z zainteresowaniem, posyłając jej ciepły uśmiech.
Następnym miejscem, jakie przyszło jej odwiedzić, był sklep z zabawkami w Dolinie Godryka - i nie ukrywała nawet swojego podekscytowania. Mimo wieku, który nakazywał już zyskać pewnego rodzaju rozwagę i dystyngowanie dorosłości, Plum wciąż uwielbiała urocze zabawki, które chętnie podziwiała z witryn często mijanych przez nią sklepów. Było ich dość w samym Hogsmeade, uliczkami którego przechadzała się często w drodze do pracy.
Gdy weszła do środka, od razu zauważyła eskpedientkę męczącą się ze struganiem marionetek. Jej dłoń była poraniona, zabandażowana, a chęć pomocy Puchonki wystarczająco intensywna, by ta zgłosiła się na ochotnika do pomocy. Otrzymawszy od kobiety scyzoryk i kawałek drewienka, szybko zabrała się do pracy... Niestety, być może lepiej byłoby dla nich obu, gdyby nigdy do tego nie doszło. Efekty jej starań były koszmarne. Cztery wyrzeźbione kończyny nie przypominały nawet odnóż hipogryfa, co z kolei zaowocowało wściekłością ze strony nieznanej wcześniej czarownicy - i zapłaceniem trzydziestu galeonów zadośćuczynienia za wykorzystane materiały. Ludzka wdzięczność w pełnej krasie.
Nie przypadkiem zmierzał do tego miejsca. Zbliżały się święta, dlatego było to jedno z miejsc, do których zamierzał wstąpić. Rodzina może nie była najlepsza, nie zamierzał jednak psuć tego święta dzieciakom, które się tam znajdowały. Nie umiał wybierać prezentów, jednak kiedy Earleen odmówiła wybrania się z nim... Nie miał chyba innego wyjścia jak udać się tam samotnie. Na nikogo innego nie miał co liczyć. Ten dzień jednak chyba nie należał do niego, bo kiedy przekroczył próg tego miejsca, wywalił się na paciorkach, które były rozsypane na podłodze. Upadł na tyłek, co zapewne byłoby bolesne, miał jedynie nadzieję, że kość ogonowa była w porządku. Kiedy się podnosił, władza w nogach wciąż była... Świetnie. Pomasował swoje cztery litery i kucnął, aby pozbierać te małe cholerstwa. Pani ekspedientka wychyliła się zza jednej z półek i rzuciła mu surowe spojrzenie, chyba słyszała jego przekleństwo. Zebra wszystko i odłożył na blat. Pospiesznie wyszedł ze sklepu, już odechciało mu się cokolwiek kupować.
Wędrował uliczkami miasteczka w Dolinie Godryka, popalając papierosa, kiedy w jego oczy rzuciła się kolorowa witryna sklepu z zabawkami. Zaciągnął się jeszcze raz tytoniowym dymem, dogaszając o pobliski mur niedopałek, po czym przestąpił przez prób dziecinnego przybytku. Nie potrafił właściwie wytłumaczyć dlaczego, może odezwał się w nim jakiś sentyment do dawnych czasów i zechciał pooglądać zabawki, które obecnie rodzice kupują swoim latoroślom? Zabawne, on nawet nie lubił dzieci, więc nie miał zielonego pojęcia, co tu robi. Właściwie chciał nawet opuścić to miejsce, ale wtedy dostrzegł właścicielkę strugającą drewniane marionetki. Miała rękę obłożoną jakąś nieznaną mu zieloną maścią i przykrytą bandażem, przez co praca szła jej wyjątkowo wolno. Niestety dla niego, kobieta z tego względu zdecydowała się prosić o pomoc. Z utęsknieniem spojrzał na drzwi, chcąc złapać za metalową klamkę, ale zdawał sobie sprawę z tego, że wpadł jak śliwka w kompot. Odmówić damie w potrzebie? Byłoby to wielce niehonorowe zachowanie, choć właściwie bardziej męczyło go wyszukiwanie w głowie odpowiedniej wymówki. Zrobił więc krok naprzód, decydując się wesprzeć poszkodowaną staruszkę. Nie ukrywał jednak, że robótki ręczne w sklepie zabawki nie wpisywały się w listę jego niespełnionych marzeń. - Co mam dokładnie robić? – Zapytał, a kiedy nieznajoma zaczęła tłumaczyć mu cały proces produkcji tych marionetek, żałował że jednak nie opuścił sklepu zanim zdążyła do niego zagaić. Ona naprawdę myślała, że jest w stanie wykonać robotę podobnej jakości? Nigdy nie strugał niczego z drewna, toteż nie rozumiał jak ta kobieta może pokładać w nim tak wielkie nadzieje. Wziął głęboki oddech, żeby jakoś uspokoić swą wściekłość… pieprzone marnowanie czasu. Złapał jednak za jakiś większy kawał drewna i jakoś stworzył cztery kształty mające posłużyć lalkom za nogi. Problem tkwił w tym, że w ogóle ich nie przypominały. Były raczej niezgrabne, koślawe i szczerze wątpił, by jakakolwiek malutka dziewczynka chciałaby się bawić zabawką, która wyszła z pod jego dłuta. Zresztą nie tylko on podszedł krytycznie do swojego dzieła. W biedną, schorowaną staruszkę, nagle jakby tchnęło życie. Zerwała się na równe nogi, wydzierając się na niego i okładając drewnianą częścią niedokończonej jeszcze zabawki po głowie. - Zmarnowałeś! Tyle drewna zmarnowałeś! – Powtarzała raz po raz, a on gdyby tylko miał jak sięgnąć po różdżkę najchętniej uciszyłby ją jakimś zaklęciem. Z drugiej strony rzucanie urokami w bezbronną, starszą kobietę? Raczej nie wyglądałoby to zbyt dobrze. Musiał jakoś przetrwać jej napad gniewu, ale kiedy zażądała od niego 30 galeonów, to już naprawdę spieprzyła mu humor. W ogóle nie poczuwał się do zwrotu pieniądze, ale kiedy pomyślał, że ma się wykłócać z nią albo magimilicją o taką sumkę, to woli sobie jednak kupić za nią święty spokój. Wręczył więc kobiecie sakiewkę, po czym opuścił sklep, obiecując sobie, że już nigdy nie da się złapać na cholerne sentymenty. Żadnych sklepów z zabawkami, dopóki nie będzie musiał tam rzeczywiście kupić komuś prezentu.
Chciałabym zamówić zabawkowego dementora. Pieniądze i adres znajdują się na kopercie,
Emily
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
chciałabym zakupić u Państwa z dostawą pluszową akromantulę. Do listu dołączono pięć galeonów, które powinny pokryć koszta zakupu.
Z poważaniem, Violetta Strauss
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Nie był już od dawna małym czarodziejem. Gdyby tak było - siedziałby teraz na dachu w Exeter z ojcem. Tak jak robili to zawsze. Niestety, wszystko potoczyło się tak jak potoczyło i nie mógł wrócić do tych momentów - nawet wspomnieniami. Chociaż bardzo by chciał. Czy gdyby go wtedy powstrzymał - dałoby to jakiś efekt? Często się nad tym zastanawiał, odrzucając jednak w pewnym momencie dalsze rozwiązania. To już była przeszłość. O której nie wiedział czy chciał zapomnieć. Jak o wielu innych rzeczach, zresztą. Nie był już małym czarodziejem, jak wspomniane zostało wcześniej. Był już dorosły i miał... mniej powodów do uśmiechu, ale jednak w jakiś sposób czerpał do tego możliwość. Albo był po prostu dobrym kłamcą, albo tchórzem. Albo wszystko na raz. Dajcie tylko chwilę wytchnienia, może... to się zmieni. Do samego sklepu z zabawkami wszedł bez przemyślenia. Nie wiedział czego tak naprawdę miał tutaj szukać. Chociaż czuł się nieswojo przyglądając się im. Kompletnie odczuwał chęć wyjścia z tego miejsca, jednak im dłużej tu przebywał tym bardziej się gubił. Patrzył na zabawki. Przechodził od każdej z nich do następnej i przyglądał się im. Nie pasował tu. Jakieś dziwne uczucie niepokoju nawiedzało go nawet w takich miejscach. Trochę było mu duszno, ale zaraz poprawił kołnierz koszuli, wpuszczając zimniejsze powietrze. Zaduch spod kołnierza uderzył w jego nozdrza. Było źle. Trochę kołowało mu się też w głowie z tego powodu. I postanowił trochę cofnąć się. To był błąd. Poczuł nagle dziwne uczucie pociągnięcia go w tył zaledwie stojąc na swoich nogach, gdy w następnej sekundzie łupnął całym swym barczystym ciałem o ziemię dając pokaz wyjątkowego niezdarstwa do którego mogło łatwo dojść w jego przypadku, gdy tracił nagłą orientację z terenem. Jedyne co zaraz pamiętał to ból w punktach pleców i fakt, że coś wciskało mu się w pośladki. Chyba... musiał to posprzątać. Tego nie przewidziałeś, co Crowley?
Ostatnim razem do przekroczenia progu sklepu skusił ją machający zza szklanej witryny żołnierzyk, który władczo wskazywał swą ołowianą dłonią ku drzwiom wejściowym. Poruszona tą czystą, dziecięcą magią nie zwlekała ani chwili dłużej; po pchnięciu ciężkich, dębowych drzwi, uderzył ją zapach farbek pokrywających drewniane pajacyki i widok pastelowych, kordonkowych sweterków, które przylegały ściśle do szmacianych sylwetek różnorakich lal. Nie myślała jednak o piętrzących się na półkach zabawkach. W jej głowie przewijało się wspomnienie, w którym Dragos z namaszczeniem budował fortecę zamku, którego bronić miała armia składająca się z sześciu wspaniałych. Każdy z nich w stopniu mistrzowskim panował nad innym rodzajem magii. Do dziś pamiętała, jak w otoczeniu wojennych barw przyszło im toczyć wojnę na słowa - Dragos upierał się, że czwarty żołnierz na linii frontu powinien władać perfekcyjnymi zaklęciami ofensywnymi, podczas gdy Loreen obstawała przy tym, że uzdrowicielskie zdolności pozwolą zachować w dobrej kondycji zarówno tych, co już rzucili się w wir walki, jak i zadbać o psychikę kolejnych, którym przyjdzie się zmierzyć z trudami wojny. Ujęła w dłonie żołnierzyka, który zasalutował krótko na jej widok; tknięta uczuciem nostalgii ruszyła w stronę lady, za którą nie dojrzała jednak żadnego istnienia. Nieśmiało przeprosiła, chcąc zakłócić cichą przestrzeń i tym samym zwrócić uwagę na swoją obecność, a kiedy jej uszu dobiegły liczne śmiechy, ruszyła zaintrygowana w stronę zaplecza. Odsunęła delikatnie kotarę, nie chcąc nazbyt pewnie wkraczać w obszar czyjejś prywatności. Jej istnienie nie zostało jednak powiązane ze szpiegostwem czy niegrzecznością; kilka starszych kobiet rozpromieniło się na jej widok i ochoczo zaprosiło do wzięcia udziału w trwającym spotkaniu, przepełnionym zdecydowanym nadmiarem brandy, której zapach z całą swą intensywnością naparł na jej nozdrza. Odmowa spotkała się ze smutkiem ze strony kobiecin, które wcisnęły w jej dłonie butelkę rdestowego miodu, aby za moment niesione wesołym nastrojem odprowadzić ją do wyjścia. Dziś nie machał w jej stronę żaden żołnierzyk, a dzień nie tkwił jeszcze na pograniczu spotkania z nocnym firmamentem. Do wizyty skusił ją zachowany w pamięci słoik z guzikami, których brzegi zdobił florystyczny haft. Przesuwała się ostrożnie, mijając rozemocjonowanych chłopców, którzy skupili się wokół miniaturowych figurek drużyn Quidditcha. Odskakiwała na bok przed ostrzałem dziewczęcych dłoni, wskazujących tęsknie na pluszowe pufki pigmejskie. Interesujące ją przedmioty tkwiły po stronie działu zezwalającego na twórczość własną, a więc dokładnie tam, gdzie niemal potknęła się o rozłożoną na podłożu męską sylwetkę. - Wszystko w porządku? - zapytała, pochylając się nieznacznie nad mężczyzną, który tkwił w centrum paciorkowego chaosu. Czarne koraliki rozsiane były w promieniu najbliższych kilku metrów, co już zwróciło uwagę niekoniecznie zachwyconej ekspedientki. Loreen machnęła krótko różdżką, a większość kuleczek znalazła się na powrót na swym miejscu. - Przepraszam, ale musi pan wstać - powiedziała po chwili z lekkim rozbawieniem, gdyż ciężar ciała nieznajomego skutecznie uniemożliwiał powrót do naczynia pozostałym paciorkom.
chciałabym zamówić w Państwa sklepie pluszowego kwintopeda i bzyczka. W sakiewce znajduje się wyliczona kwota, a na odwrocie listu podany jest adres, na który prosiłabym wysłać zamówienie.
Z poważaniem,
Odeya Worthington
*do listu dołączono 10g*
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Pragnęłabym kupić u Państwa kilka pluszowych maskotek, a mianowicie: akromantulę, langustnika ladaco, popiełka, bzyczka oraz lunaballę. W sakiewce znajduje się odpowiednia kwota, za odwrocie listu zaś adres zwrotny.
Julia Brooks
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
chciałabym zamówić w Państwa sklepie model smoka atunku opalookiego antypodzkiego. Odliczona suma znajduje się w sakiewce, adres jest za to na odwrocie. W razie, gdyby nie mieli Państwo ich obecnie na stanie, proszę o kontakt.
Serdecznie dziękuję, Ezra T. Clarke
Percival d'Este
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
chciałbym zamówić w Państwa sklepie pluszowego dementora i bzyczka. W sakiewce jest kwota. Na odwrocie listu jest adres do zamówienia. Serdecznie dziękuję i życzę dobrego dnia.
Narcyz Bez
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Chciałbym u Państwa zakupić pluszowego bzyczka oraz pluszowego langustnika ladaco. Do nóżki kruka, w sakiewce, zostały dołączone galeony w ilości dziesięciu sztuk.
Pozdrawiam,
Felinus Faolán Lowell
Do listu zostało dołączonych 10g
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Chciałbym u Państwa zakupić zabawkowego dementora. Do sakiewki dołączam galeony w ilości pięciu sztuk.
Pozdrawiam,
Felinus Faolán Lowell
Do listu zostało dołączonych 5g
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Poproszę o wysłanie modelu smoka hebrydzkiego czarnego oraz pary lusterek dwukierunkowych. Odliczona suma znajduje się w sakiewce, adres jest za to na odwrocie. W razie, gdyby nie mieli Państwo obecnie jakiegoś produktu na stanie, proszę o kontakt.
Ezra T. Clarke
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Nie wie jak tu zawędrowała, ale w Dolinie bywała na tyle często, że chyba nie było to aż tak dziwne. Ot, przechadzała się po centrum miasteczka. A sam sklep przyciągał jakimiś wystawami, więc Fire weszła do ciepłego wnętrza się ogrzać. Właścicielka sklepu miała już jakieś towarzystwo i zdawało się, że było dużo ciekawsze niż jednooka rudowłosa dziewczyna. Fire przyjrzała się nieznajomemu typowi nieufnie, próbując przypomnieć sobie czy skądś go kojarzy. Wtedy Gryfonce przypomniało się kilka pogłosek, a jak już ktoś zaczynał o tobie gadać to znaczyło, że coś w tobie jest ciekawego. Zazwyczaj. Dear znalazła się w kilku krokach blisko mężczyzny, a krótka pogawędka utwierdziła dziewczynę w przekonaniu, że nie był to byle kto. Co prawda w ogóle nie wyjawił nic o sobie, odburkując coś pod nosem w bardzo nietaktowny sposób. Obecność wścibskiej małolaty działała gościowi na nerwy, co Dear szybko spostrzegła. I każda rozsądna osoba w tym momencie zeszłaby mu z drogi. A ona wręcz przeciwnie - brnęła, paplała słodkim głosem, wkurzała coraz bardziej mężczyznę ku wewnętrznej uciesze. Aż się przypominały szkolne czasy, kiedy robiła to non stop nauczycielom czy rówieśnikom. Grała na cudzych nerwach tak dobrze jak na skrzypcach. Opłaciło się bycie taką nieznośną gnidą, bo nagle dostała w łapki eliksir. Krótkie oględziny wskazywały, że jest to eliksir niewidzialności, a więc całkiem cenna rzecz. Zmrużyła oczy, patrząc kpiąco na tego gościa, ale zgodnie z jego życzeniem odeszła. Co za idiota. A eliksir schowała do torebki z myślą, że gdyby każdy dawał jej takie rzeczy za wkurwianie kogoś to zbudowałaby karierę na tym, a nie drobnych przestępstwach. Odruchowo miała ochotę podejść do lady i zamówić sobie coś, a nagle przypomniała sobie, że nie jest w barze! Tylko jakimś pieprzonym sklepie z zabawkami. Nawet nie było tu niczego ciekawego. Wszystko albo już miała, albo żal było na takie badziewie wydawać galeony. Choć i tak miała ich dużo. Kupiła jakiegoś pluszaka, wyszła na zewnątrz sklepiku i odwrócona tyłem do ludzi zaczęła gmerać przy zabawce. Rzuciła na nią kilka nieprzyjemnych czarów, a potem wepchnęła z ciepłym uśmiechem jakiemuś małemu chłopcu, życząc mu Wesołych Świąt!. Później tylko zaśmiała się pod nosem cicho, gdy dzieciakowi zaczęło wyrastać poroże i czerwony nos. Fire oparła się lewym ramieniem o framugę prowadzącą do środka sklepu, przyjmując luźną pozycję. Dalej obserwowała zaskoczonego chłopca, gotowa czerpać przyjemność z jego złości albo smutku. Ale cholernik tylko się uśmiechnął i oświadczył tacie ucieszony, że jest reniferem. Mina Dear zrzedła. Na pocieszenie odpaliła sobie papierosa.
Właściwie był to dzień jak każdy inny, nie odznaczał się niczym nadzwyczajnym. Z racji jednak, że nie miała nic do zrobienia w zamku i po prostu nie mogła już tam wysiedzieć, to postanowiła udać się do Doliny Godryka, żeby trochę odetchnąć i spróbować poukładać sobie w głowie sprawy, które od pewnego czasu nieustannie się w niej kotłowały. Szukała chwil wytchnienia, nowych miejsc i może nie tyle samotności, ile spokoju, bo on był jej teraz najbardziej potrzebny, a paradoksalnie, mimo że rok szkoły dobiegł tak naprawdę końca, wcale nie tak łatwo było jej go znaleźć. Zdawała sobie oczywiście sprawę z tego, że nagle nie zajdą jakieś przeogromne zmiany, że wszystko musi robić małymi kroczkami, bo przecież nie od razu Rzym zbudowano, ale w praktyce nie wyglądało to tak łatwo. Przechadzała się więc niespiesznym krokiem po centrum Doliny, nie idąc do żadnego konkretnego miejsca, a po prostu w ten sposób dając sobie czas. I pewnie gdyby nie ciemne chmury nadciągające gdzieś z północy (albo może południa?), spacerowałaby tak dalej, ale pierwsze krople deszczu skutecznie przepłoszyły ją z ulicy do pierwszego lepszego budynku, w którym tylko mogłaby schronić się przed ulewą. Takim sposobem znalazła się w niewielkim, ale całkiem przytulnym sklepiku, w którym wcześniej nie miała okazji zawitać. Ale przecież jak już wchodzić, to z przytupem albo wcale! Ledwo bowiem otworzyła drzwi i zrobiła krok do środka, poślizgnęła się i mogłaby przysiąc, że swój upadek widziała w zwolnionym tempie i wyglądał on niczym rodem z filmów komediowych. A potem nastąpiło bolesne spotkanie z podłogą, o tyle gorsze, że wylądowała tyłkiem na - jak się okazało - koralikach. Świeczki momentalnie pojawiły się w jej oczach.
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Bywały dni, dość często, gdy kierował się do miasta z zamiarem szybkich zakupów w postaci maści na poparzenia, odpowiedniego eliksiru, czy zwoju bandażu, który po dotknięciu różdżką sam owijał się wokół rany. Bywały jednak dni, gdy wybierał się na spacer, chcąc zwyczajnie pobyć pomiędzy ludźmi. Takich dni nie było wiele i jak widać, nie miał do nich szczęścia. Kierował się spokojnie przez centrum miasteczka, gdy nagle zaczęło padać. Owszem, mógłby teleportować się prosto to domu i nie tylko uniknąć ulewy oraz zbliżającej się burzy, jeśli kierować się słyszalnymi grzmotami, ale miał zamiar kupić sobie nową figurkę smoka. Zaczął więc biec w deszczu, a gdy tylko dostrzegł witrynę sklepu z zabawkami, gdzie z całą pewnością mógł kupić figurkę, bez zastanowienia ruszył ku drzwiom. Wpadł do środka, choćby dementor go gonił i niemal wpadłby na leżącą na ziemi postać. Przez chwilę myślał, że stratował właścicielkę sklepu, ale szybko odkrył, że nieznajoma osoba była zbyt młoda, choć oczywiście mógł się mylić. Stał więc w progu, uniemożliwiając drzwiom w pełni zamknięcie się, nim drgnął, otrząsając się z pierwszego zaskoczenia. - Niech mnie rogogon użre! Mam nadzieję, że to nie ja cię przewróciłem, otwierając drzwi - odezwał się, podchodząc do nieznajomej, przy której od razu kucnął, wyciągając ku niej ręce, aby pomóc jej podnieść się z ziemi do siadu. Nie wiedział, czy uderzyła się w głowę, czy może zrobiła sobie większą krzywdę, a z uzdrawiania wiedział jedynie tyle, że po urazach należało unikać gwałtownych ruchów i teleportacji samemu. - Jak się czujesz? Powinienem szukać apteki, żeby coś ci przynieść? - dopytał jeszcze, uśmiechając się łagodnie, a jego ciemne spojrzenie spoglądało z troską na nieznajomą. Na moment rozejrzał się po sklepie, nie dostrzegając jednak nigdzie właściciela, uznał, że zdecydowanie on musi zająć się dziewczyną. - W ostatnim czasie nie było zbyt bezpiecznie na ulicach, więc może lepiej się przedstawię. Longwei Huang - dodał spokojnie, po czym przetarł mokrą od deszczu twarz dłonią, aby uśmiechnąć się ponownie, mrużąc przy tym nieznacznie oczy.
To wszystko stało się tak szybko, że nawet nie zdążyła pozbierać się z podłogi po upadku, a tylko wciąż obolała tkwiła na parterze, przygotowując się mentalnie do stanięcia na nogi. Kiedy drzwi sklepu z impetem się otworzyły i do środka wpadła jakaś postać, odruchowo skuliła się, jakby chciała zająć jak najmniej miejsca, choć przecież i tak znajdowała się prawie centralnie w wejściu. Dopiero po chwili uniosła głowę i spojrzała na przybysza, jedną ręką odgarniając z twarzy kosmyk włosów. - Nie nie, już tu… leżałam - odpowiedziała od razu niezbyt mądrze i zmarszczyła lekko brwi, ale kiedy tylko sens słów do niej dotarł, przymknęła oczy i ściągnęła usta w wąską linię. No nie ma to jak zrobić dobre pierwsze wrażenie. Przyjęła jednak pomoc od nieznajomego i podźwignęła się do wygodniejszej pozycji. - Nie trzeba, wszystko jest w porządku, dzięki - zapewniła, delikatnie się uśmiechając, jakby w ten sposób chciała dodać swoim słowom wiarygodności. Oprócz tego że stłukła sobie tyłek (ale tego chyba nie musiała mu mówić), to rzeczywiście nic jej się nie stało, więc w zasadzie nie potrzebowała żadnej większej pomocy. Na szczęście. Doceniała, że mężczyzna wolał się upewnić, bo mimo wszystko nie każdy na jego miejscu by tak postąpił. Miło było wiedzieć, że są jeszcze na świecie porządni ludzie, którzy nie dbają wyłącznie o siebie. - Dobrze, że udało ci się wyhamować, bo gdybyś się o mnie przewrócił, to dopiero mógłby być problem - stwierdziła, w duszy naprawdę będąc wdzięczna za taki a nie inny rozwój wypadków jaki nastąpił. Sklepik nie należał do dużych, więc istniało prawdopodobieństwo, że nieznajomy po zrobieniu przez nią fikołka po prostu władowałby się w jakiś regał, a to mogłoby się skończyć bardzo źle. - Aleksandra Krawczyk. Ola - przedstawiła się, próbując ocenić, ile mógł mieć lat, ale szybko się poddała i postanowiła po prostu spytać. - Przepraszam za bezpośredniość, ale jesteś studentem? Nie kojarzę cię z Hogwartu - powiedziała, trochę strzelając, ale wyglądał młodo, nawet bardzo. Może przyjechał na wymianę? W sumie w tym roku w szkole więcej jej nie było, niż była i jakiekolwiek życie towarzyskie upadło, więc możliwe, że nawet jeśli uczęszczali do tej samej placówki edukacyjnej, to ich drogi się nie przecięły. - Lepiej pozbieram te koraliki, bo jeszcze sprzedawczyni pomyśli, że to ja narobiłam tego bałaganu. A one leżały tak rozsypane jak już weszłam do sklepu i mało co się o nie nie zabiłam - wyżaliła się i po krótkim westchnięciu wzięła do roboty.
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Słysząc, że nie był winnym przewrócenia od nieznajomej, uśmiechnął się z wyraźną ulgą. Nie zmieniało to jednak faktu, że dziewczyna leżała na podłodze w sklepie, co zdecydowanie nie było najlepszym pomysłem. Nie do końca wierzył też, że nic jej nie jest, więc uważnie przyglądał się dziewczynie, kiedy ta wstawała z podłogi, gotów zareagować, gdyby tylko skrzywiła się z powodu bólu. Nie wiedział, czy gdzieś w pobliżu był jakiś uzdrowiciel, ale był gotów teleportować się z nią prosto do Munga, aby tam sprawdzili dokładnie, czy nic sobie nie zrobiła. Zaraz też pokiwał lekko głową, zgadzając się z nieznajomą – gdyby nie zdołał wyhamować, z pewnością nie skończyłoby się to dobrze dla żadnego z nich. W najlepszym wypadku jedynie on byłby poobijany, gdyby wpadł na jakiś regał, a w najgorszym mógł na nią zwyczajnie nadepnąć, czyniąc więcej szkód. Szczęśliwie nic takiego nie miało miejsca, więc mógł się spokojnie uśmiechać, aby niewiele później zmarszczyć brwi, gdy próbował powtórzyć za nią jej nazwisko oraz imię. - Popraw mnie, jeśli źle będę je wypowiadać – poprosił, niemal wpadając jej w słowo, domykając w końcu drzwi, skoro oboje byli już w pionie. Wciąż rozglądał się ukradkiem za kimkolwiek odpowiedzialnym za sklep – właścicielem, właścicielką, zwykłym pracownikiem, ale sklep wydawał się zupełnie opustoszały. Dostrzegł jednak przejście na zaplecze, z którego zamierzał skorzystać, aby poprosić kogoś, gdy tylko odnajdzie odpowiedni model smoka, po który ostatecznie wybrał się do miasteczka. Nie spodziewał się jednak wzmianki o jego wieku, czy raczej sugestii, że wygląda dość młodo. Było to coś, z czym spotykał się dość często, coś, co zawdzięczał rodzinie ojca, ale jednocześnie coś, za czym nie przepadał w pełni, będąc zwykle branym za dzieciaka, gdy przychodziło do poważniejszych kwestii. - Nie, studia skończyłem jakiś czas temu. Pracuję jako opiekun smoków dla Ministerstwa Magii – odpowiedział prosto, choć nie dało się nie dostrzec błysku w jego spojrzeniu, gdy tylko wspomniał o swojej pracy. Błysku, który szybko ustąpił miejsca zaskoczeniu, kiedy rozejrzał się po podłodze, dostrzegając koraliki. Brak personelu, rozrzucone koraliki, to nie wyglądało dobrze i sprawiało, że Longwei mimowolnie poczuł dreszcz niepokoju. - Pomogę ci je pozbierać. Może zdążymy, zanim wróci właścicielka - zaoferował, kucając, aby zacząć szybko zbierać rozrzucone koraliki. - Ty studiujesz w Hogwarcie? - upewnił się, wracając tematem rozmowy do jej wcześniejszego pytania.