Górny pokład statku. Deski pokładowe wiecznie szorowane przez poruszane magią szczoty i szmaty bezskutecznie próbujące zmyć ze środka kadłuba sól morską. Należy więc uważać na podstępną, śliską podłogę i drobne przeszkody na swojej drodze. Łatwo wplątać się w liczne liny porozkładane w nieznanym amatorom porządku po pokładzie.
Kostki: 1 – nie wiesz skąd, nagle wyskakuje mała słodka małpka, daje ci się pogłaskać, łasi się do Ciebie po czym… okrada Cię. Straciłeś 2 galeony. 2 – mimo ostrzeżeń o śliskości desek pokładowych, nie udaje Ci się uniknąć brawurowego upadku. Jeśli obok Ciebie znajduje się ktoś inny, wpadasz perfidnie na niego i obaj lądujecie na dechach. 3 – nie zauważyłeś, że stopa wplątała Ci się w szoty, nie dość, że właśnie się zaklinowałeś na dobre kilka minut, jeden z załogantów wyzywa cię od szczurów lądowych, wyklinając i plując na boki. 4 – jeden z załogantów pomylił Cię z kolegą. Łupnął Cię z całej siły w plecy, gratulując wygranego zakładu i wręczył Ci wygraną. Zyskałeś 10 galeonów. 5 – spacerując sobie po pokładzie, nagle otwiera się jakaś klapa pod Tobą, którą już chwilę potem ktoś zatrzaskuje z hukiem. Czy to planowałeś czy nie, znalazłeś się w graciarni. (Obowiązuje Cię opcja pierwsza z dostępnych tam kostek) 6 – ta sama małpa, która wcześniej okradła kolegę ze szkoły, przebiegając obok Ciebie, gryzie Cię w rękę i ucieka. Wyglądasz jej na kogoś kto chciałby zabrać jej skradzioną zdobycz. Musiała pokazać kto tu rządzi.
Spokojne fale, grzejące słońce i delikatny wiatr cały czas towarzyszyły stosunkowo prędkiej przeprawie przez Kanał św. Jerzego. Marynarze wchodzący w skład "Brudnego Korsarza" w każdej wolnej chwili z radością wdawali się w różnorakie interakcje, cały czas subtelnie pilnowane przez czujnych nauczycieli, mających za zadanie chronić swoich podopiecznych przed niewątpliwą demoralizacją, której spodziewali się po tych ludziach. W czasach powszechnej teleportacji wraz z ogromnie rozbudowaną siecią Fiuu ciężko znaleźć porządnych, czarodziejskich marynarzy, poza tym dyrektor Hampson był - jak na dyrektora Hogwartu - doskonale zaznajomiony z jednym z dawnych absolwentów tej szkoły w postaci kapitana Goldentooth'a. Czy mu ufał? Ciężko powiedzieć, ba, nie da się nawet stwierdzić, czy jegomość Fineasz ufał sam sobie. Lewitując jakiś czas w okolicach bocianiego gniazda i wymieniając głośno kilkanaście zabawnie nieprzychylnych zdań z urzędującym tam majtkiem dawała poważne powody do wątpliwości, ale to nie tak, że ktokolwiek się tym przejmował, wszak nie po to mianowano Garetha Hampsona dyrektorem, żeby jego uczniowie mieli mu teraz nie ufać. W pewnym momencie duch z zawrotnym tempem zleciał na poziom głównego pokładu i swoim charakterystycznym, nieco irytującym głosem zawołał:
"Heeeeeeej, szczury lądowe! Patrzcie tam! To wybrzeże Francji. Jak planujecie jakikolwiek rejs do tych żabojadów, to nie ze mną. Raz się dałem namówić. I co? W porcie narzekanie, cały czas! Łeee, jak to tak, duch nie może być kapitanem statku, bla bla bla, nielicencjonowany hazard jest nielegalny, bla bla bla, żaba weszła mi w dupę jak próbowałem ją zjeść, BLA BLA BLA! Wiecie dzieciaki, nigdy nie lubiłem tych zaplutych bagietkowiczów. Od samej Wojny Stuletniej, od samej Stuletniej były z nich największe szumowiny na świecie! Ale tylko czekać, aż całą flagę zmienią na białą, ha ha ha ha ha ha ha!"
Parę chwil później jego śmiech zanikł, równocześnie z chwilą, w której zanurzył się pod pokład, najpewniej w zamiarze znalezienia jakichś francuzopodobnych pasażerów, żeby móc ich podręczyć zgodnie ze swoją czysto angielską niechęcią, zaś "Brudny Korsarz" kontynuował swój rejs wzdłuż wybrzeża znienawidzonego przez kapitana kraju.
Wyrzucona kostka i jej efekt: 1, skrzeloziele. Link do tematu z losowaniami: here
Retrospekcja
Mistrzem zaklęć to on nigdy nie był, więc nie zdziwił go fakt, że będzie musiał wydać trochę galeonów. I tak miał zamiar odwiedzić pokładowy sklepik by zaopatrzyć się w alkohol albo coś do jedzenia, ale teraz już wiedział, że będzie musiał zainwestować w skrzeloziele. Trochę go to martwiło, w końcu za te pieniądze mógłby kupić coś dobrego. No i dlaczego akurat nurkowanie?, zastanawiał się. Pływał dosyć słabo i na większych głębokościach zdarzało mu się tracić orientację; zamiast na powierzchnię płynął w dół. Tak sobie pomyślał, że gdyby nie zaklęcia i skrzeloziele, mógłby się utopić, a to dosyć mocno go przerażało, był zdecydowanie za młody na umieranie. Za statkami też nie przepadał. Znaczy no, gdyby Brudny Korsarz był luksusowy, nie narzekałby, ale tak czy inaczej nie lubił tego bujania. Zbudzenie się następnego dnia z bólem głowy oznaczałoby tylko jedno - chorobę morską. No i jeszcze gdyby ktoś zaczął chorować, Haeil byłby następny. - Chyba chcę do domu - mruknął sam do siebie, opierając się o burtę i zerkając na taflę wody. - To zdecydowanie nie moje klimaty - westchnął, po czym bez pośpiechu udał się do sklepiku pokładowego.
Nie była jakoś pozytywnie nastawiona do Anglii, Hogwartu i całego tego wyjazdu, ale trzeba przyznać, że statek zrobił na niej wrażenie. Był po prostu piękny i jak myślała, że spędzi na nim większość wakacji, to nawet tak źle się one nie zapowiadały. Może w ogóle, gdyby przyjechała tutaj w innych okolicznościach, byłoby jakoś lepiej. Na przykład, gdyby towarzyszyła jej Janice. Nie było wątpliwości, że wtedy z o wiele większym entuzjazmem, podeszłaby do tych wszystkich nowości i już w tydzień znałaby najciekawszych ludzi angielskiej szkoły magii. A tak, to jakoś niespecjalnie pchała się do budowania nowych kontaktów, woląc trzymać się znanych już amerykanów. No i gdzieś tu była jej siostra. Daisy pomyślała, że koniecznie musi ją znaleźć. Przy wejściu na pokład kazali jej pokazać, że umie oddychać pod wodą. To znaczy nie dosłownie, tylko, że w razie co, to jakoś sobie poradzi. Czyżby mieli zamiar tonąć? Miała wrażenie, że magiczny statek nie powinien mieć taki problemów, ale co ona tam wiedziała. Anglicy byli dziwni. W każdym razie, bez jakiegoś specjalnego wysiłku, pokazała jaka jest świetna w rzucaniu zaklęcia Bąblogłowy, po czym weszła na pokład.
zt Wyrzucona kostka i jej efekt: nie muszę, bo jestem super z zaklęć
Od samego początku Lucas był podekscytowany tym całym rejsem, więc już w pierwszych dniach po powrocie ze szkoły przepakował kufer i odmeldował gotowość do wyjazdu. Był pewien, że tegoroczne wakacje będą jeszcze bardziej niesamowite niż wszystkie wyjazdy do Wrocławia razem wzięte.
Luki wyżej oceniał swoje umiejętności magiczne, więc nieudane zaklęcie było dla niego sporym zaskoczeniem. Cóż, może po prostu miał zły dzień? To zdarza się każdemu, prawda? Uśmiechnął się nieśmiało do nauczyciela przeprowadzającego kontrolę, a ten westchnął tylko i nakazał kupić skrzeloziele w sklepie pokładowym. Chłopak podziękował cicho i odszedł szybkim krokiem w stronę zejścia pod pokład.. Zdecydowanie za szybkim jak się okazało. Grzebiąc po kieszeniach w poszukiwaniu galeonów stracił równowagę i runął jak długi na podłogę. Jęknął, podniósł się i zaczął szybko zbierać rozsypane monety z desek. Miał nadzieję, że jak najmniej osób widziało ten jakże efektowny upadek. Fatalny początek dnia, a przecież wszystko miało być takie piękne.. Bał się myśleć, co jeszcze mu się przytrafi.
Wyrzucona kostka i jej efekt: 2 (epicka wywrotka) + 3 (nieudane zaklęcie) Link do tematu z losowaniami: klik
Szczerze to nie miała żadnych planów na spędzenie wakacji. Po powrocie do domu.. właśnie.. Co tam robiła? W zasadzie to nawet tego nie pamięta i cholera wie jak to się w ogóle stało, że wylądowała na tym pokładzie, no ale. Ciągnąc za sobą kufer podeszła do nauczyciela który kazał jej pokazać czy potrafi wykonać zaklęcie Bąblogłowy. Na wypadek jakby mieli tonąć, czy coś w ten deseń. Wzruszyła tylko ramionami, wyciągnęła różdżkę po czym bez żadnych problemów rzuciła zaklęcie, którego wymagano. Dzięki temu nauczyciel ją wpuścił a ta przeszła przez całą długość głównego pokładu aż do swojej kajuty.
z/t
Wyrzucona kostka i jej efekt: parzysta, zaklęcie udane Link do tematu z losowaniami: *klik*
Zawsze na wszystko się spóźniał, na rejs też w sumie to zrobił bo dobiegł chyba jako ostatni, to całe pakowanie i w ogóle. Nie dla niego taka robota, no ale jak trzeba to trzeba, zapisał się i teraz już odwrotu nie ma, ciągnął za sobą dość duży kufer, chyba nawet podobny wielkością do niego udając się w stronę nauczyciela, który miał sprawdzić ich zdolność na użycie zaklęcia Bąblogłowy. Oni chyba uznają, że każdy tutaj się potopi, no ale bezpieczeństwo ponad wszystko. Wyciągnął swoją różdżkę i rzucił zaklęcie bez żadnych problemów. Nauczyciel przepuścił go po czym Logan udał się do swojej kajuty.
z/t
Wyrzucona kostka i jej efekt: Nie ma potrzeby bo jestem koksem z zaklęć.
Jak to się stało, że wylądował na przeklętym statku? Cóż, lepszy rejs w nieznane niż powrót do rzeczywistości. Bardzo okrutnej i zamkniętej na terenie Stanów Zjednoczonych. Co prawda nie chciał tam wracać, toteż zapisał się na ten paskudny wyjazd, lecz nie oznaczało to, że musiał trzymać się zasad postawionych przez jakiegoś dziada z brodą. No błagam, nie zniżajmy się do poziomu nurkującego trytona. Doweson ani trochę nie należał do osób, które przestrzegały regulaminu. Z tego słynął w Salem i zamierzał konsekwentnie trzymać się tej tradycji w nowej szkole. W pieprzonym, kurwa jego mać, Hogwarcie. Miejscu, którego nie tolerował. Bez powodu, bo kim byłby, gdyby musiał jeszcze znaleźć wykwintny argument. Inni robili to za niego. Tak jak inni mieli wysłuchać całej tej bezsensownej gadaniny na temat bezpieczeństwa na statku, czy innego ustrojstwa. Jedyne, co rzeczywiście musiał zrobić, to machnięcie różdżką wokół twarzy, co by udowodnić Robertsonowi, że umiał wyczarować Bąblogłowego. No naprawdę, nie wierzył, że jeden z jego nauczycieli aż tak mógłby zmięknąć. I to w tak krótkim czasie!
Wejście na pokład - Retrospekcja
Wyrzucona kostka i jej efekt: mam 18 punktów w kuferku, żegnam Link do tematu z losowaniami: -
To nie był jego pomysł. Jego matka, cudowna Elisabeth Holway, oznajmiła po prostu, że ona i Richard jadą na całe wakacje z Charlotte do jej siostry, na sam koniec Szkocji. Liam umarłby tam z nudów, więc wolał się zapisać na wycieczkę. Zostanie w pustym domu niewiele by mu dało - miałby problem ze znalezieniem interesujących towarzyszy, jeśli któregoś dnia takowych by zapragnął ujrzeć, zważając na to, że na rejs udała się prawie cała szkoła. Podróżną torbę przewiesił przez ramię, podążając za resztą uczniów i studentów na pokład statku. Dostrzegł w tłumie kilka znajomych twarzy, ale na chwilę obecną bez większych planów co do nich. Wysłuchał spokojnie kapitana, nie dał się utopić dzięki zaklęciu bąblogłowy i z ulgą udał się do przydzielonej mu kajuty, gdzie będzie mógł w spokoju rozłożyć się na koi, wyciągnąć papierosy i nie dostać choroby morskiej.
z/t
Wyrzucona kostka i jej efekt: 2 - zaklęcie się (uff!) udało Link do tematu z losowaniami: Ależ proszę!
Dni takie okropne, takie upalne że się wytrzymać nie da. Oliver był całkiem przyzwyczajony do gorąca, przecież mieszkał w LA a tam zawsze słońce strasznie przypiekało.Jednak tym razem to był jakiś koszmar. Nie wiadomo jak się ubrać, najchętniej ludzie lataliby na golasa po ulicach albo wyjeżdżaliby na wakacje do jakiejś Syberii czy coś. Syberia to nie miejsce dla niego. Kiedy było zbyt gorąco było źle ale zbyt zimno.. to było najgorsze. Wtedy mróz strasznie szczypie i trzeba się ciepło ubierać. Dlatego lato jest zdecydowanie lepsze o zimy. Powracając jednak - siedzenie w domu dla tego chochlika nie było dobrym pomysłem. Było tam chłodno i przyjemnie, ale spędzanie wakacji z rodziną jakoś mu się nie uśmiechało. Dlatego tym razem wybrał rejs. Wakacje poza domem, coś pięknego. Zdala od małej przylepy. Odpoczynek. Miał na sobie luźną koszulkę z krótkim rękawem i jeansowe spodenki do kolan. Ciągnąc za sobą kufer podszedł do nauczyciela który wpuszczał wszystkich do środka. Przechylił głowę patrząc na niego pytająco, kiedy go zapytał a potem wyciągnął różdżkę i... nawalił. Zaklęcie mu nie poszło. Zażenowany zrobił strasznie skrzywioną i zniesmaczoną minę i zerknął ponownie na nauczyciela. Ten jego surowy wyraz twarzy. Wycofał się zawiedziony i ruszył w stronę sklepiku po skrzeloziele.
Wyrzucona kostka i jej efekt: Nieparzysta, skrzeloziele. Link do tematu z losowaniami: *klik*
No, cóż. Marcela właściwie w ogóle nie planowała się pojawiać na rejsie, ale jakoś w ostatniej chwili się zdecydowała i gdy okazało się, że jeszcze można się załapać, postanowiła skorzystać z okazji. No, może pejzaże na których była tylko woda i niebo były wyjątkowym tematem rysunków i obrazów na sporą część wakacji, ale może znajdzie się inny temat? No, poza tym to pretekst, żeby na trochę wyrwać się z domu i kogoś nowego poznać. No, może i Marceli zwykłych znajomości nie brakowało, ale czemu nie zgarnąć więcej? Trochę tylko żałowała, że nie było Natha. Okej, próbowała sobie wmawiać, że to tylko przyjaciel, więc nie powinna tęsknić, poza tym i tak pewnie świetnie się bawi... gdziekolwiek jest. Od jakiegoś czasu nie miała z nim kontaktu i trochę się bała, że o niej zapomniał, ale też miała nadzieję, że się odezwie i po prostu był zajęty. W końcu ich impreza czekała. Przy okazji musiała walczyć z chęcią wysłania mu wyjca, który zganiłby go za nieodzywanie się. I wyraził, że się stęskniła. No, ale nieważne. Czekał rejs i statek, na który trzeba było się dostać. W tym celu miała rzucić zaklęcie bąblogłowego, więc postanowiła nie marnować czasu. Wyjęła różdżkę, a zaklęcie udało się bez problemu.
zt
nie rzucam, bo z zaklęć jestem fantastyczna XDDD
Nadish Narayanan
Wiek : 30
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Tatuaż na ramieniu lewej łopatce i szyi.Na lewej piersi ma 5 centymetrową bliznę po odłamku szkła
Wyrzucona kostka i jej efekt: sklepik niepatzrsta Link do tematu z losowaniami: RETROSPEKCJE
A więc ruszył ów statek korsarz i podróż hindusa zacznie się od portu w Hawkenleigh, malutkiej, czarodziejskiej osadzie położonej nad samym zachodnim wybrzeżem. Puchon cieszył się, bo wreszcie zasmakuje trochę świata. A brzmi po prostu przesympatycznie i podniecająco. Jeszcze nigdy w takim przedziwnym i przecudownym miejscu nie był. No chyba, że zaliczymy do tego podróż do rodzinnych stron, czy sąsiedzi Indii którą odbył wraz z rodziną jakiś czas temu. Jakoś wtaszczył ten swój plecak na pokład żaglowca. Widok z niego zapierał dech w piersiach i aż chciało się krzyczeć z radości. Jednak trzeźwość umysłu mu na to nie pozwalała. Wyszedłby pewnie na wariata. Wiatr lekko mierzwił mu włosy gdy patrzył w dal opierając się o barierkę. No jakby mało było tego że nie udało mu się zasnąć przed tą podróżą, to wywróciło mu żołądek do góry nogami w taki sposób, ze cud, że się nie porzygał. Z tego powodu też próbował cały czas się uspokoić i niezbyt uważał na to co mówiono. A raczej nie słuchał nikogo i niczego. No tak kazdy ma pewne trudności ,niestety nadish tym razem nie przeszedł próby. Zostaje mu tylko udac sie do sklepu po Skrzeloziele.
Wakacje, ach wakacje. To już jej ostatnie wakacje w Hogwarcie. Trochę to straszne jak ten czas szybko minął. Do niedawna była w pierwszej klasie, jeszcze wcześniej była siedem lat w Mahoutokoro. Ciekawe jak tam sobie radzi jej brat? Trzeba przyznać, Hae pozostawiła sobie ogromny ślad. Była dosyć dobrą czarownicą, a on był w dużej mierze ignorantem. I nieukiem. Do tego pyskatym. Oj ten to zalezie za skórę wszystkim którzy się na niego natkną. Po egzaminach pojechała do Limerick razem z Piątkiem. Chciała odwiedzić przed rejsem rodziców, ale się nie udało. Trudno, najwyżej zrobi to później. Stawiła się na umówionym miejscu i czekała cierpliwie. Później dzięki Świstoklikowi przenieśli się do jakiegoś portu. Na porcie czekał "Brudny Korsarz" do którego później wszyscy wsiadali, czy też wchodzili. Tak samo było z Hae, która ciągnąc za sobą swój kufer weszła powoli na pokład. Jasnym było, że przeszła przez kontrolę. Jak to wyglądało? Wyciągnęła różdżkę i rzuciła odpowiednie zaklęcie.. jednak nie przeszło. Być może pomyliła coś w wymowie, źle poruszyła różdżką. Spojrzała na nauczyciela przeprowadzającego kontrolę i się lekko uśmiechnęła odrobinę zawstydzona. Nauczyciel odesłał ją do sklepiku pokładowego, żeby zakupiła ziele, co też z bólem serca zrobiła.
z/t
Wyrzucona kostka i jej efekt: 3, skrzeloziele Link do tematu z losowaniami: klik
Wiatr zdawał się wybitnie sprzyjać "Brudnemu Korsarzowi", bowiem w całości postawione, majestatyczne żagle niesamowicie długo pokazywały swoiste pełne brzuchy, a powiązany z prędkością powiew niemal cały czas smagał twarze przebywających na odsłoniętych pokładach osób. Towarzyszące statkowi zaklęcia maskujące doskonale chroniły przed zauważeniem ze strony mugolskich jednostek, mijanych zawsze z największą ostrożnością, nieważne jak daleko się znajdowały. Kapitan Goldentooth, wyraźnie owładnięty dobrym humorem po utarciu nosa jakimś Francuzom - choć lepiej by było, gdyby żadnych nie spotkał - wyłonił się znowu spod pokładu i używając swoich bystrych, martwych oczu, przyjrzał się dokładnie linii brzegowej rysującej się w oddali. "Hiszpania? Aha... na pewno Hiszpania!" rozległ się charakterystyczny głos mężczyzny, który prędko machnął dłonią i zaczął przemieszczać się w stronę swojej kajuty. Któryś z marynarzy zatrzymał go jednak, na co ten zareagował o wiele żywiej, niż się początkowo zapowiadało.
"No, małe szczury, zbiórka natychmiast, bo więcej nie będzie okazji! Wszystkie oczy na bakburtę i patrzeć uważnie na kraj naszych największych przyjaciół. Waszych co prawda nie, jankeskie ście... eee, znaczy się, drodzy jankescy goście! Anglicy niech jednak naprawdę się przyjrzą, bo oto Portugalia! Od tysiąc trzysta siedemdziesiątego trzeciego roku ciągle w sojuszu z nami, wyobrażacie to sobie? Na takich można polegać, a nie na jakichś zdradzieckich kolonistach, którym ubzdurało się... Argh, wiecie co? Po prostu patrzcie i zapamiętajcie sobie, gdzie mieszkają najżyczliwsi nam ludzie, a ja na razie zniknę, żeby mi Hampson za te komentarze przypadkiem nie odmówił zapłaty. A wy tam, do roboty!"
Kilku majtków zostało bezlitośnie pogonionych, zaś sam Goldentooth, tak jak zresztą początkowo zamierzał, skierował się do swej kapitańskiej kajuty. Kilkoro oburzonych uczniów Salem pokazywało za nim wyjątkowo nieprzychylne gesty, zrozumiawszy wyraźną aluzję względem amerykańskiej niepodległości. Z kolei sam "Brudny Korsarz" nadal spokojnie płynął do celu, którego nikt poza wtajemniczonymi nie znał. A może ktoś się domyśla?
Mirabelle nie miała tyle szczęścia co inni. Moze zamiast tyle czasu poświęcać sztuce, powinna była zacząć poważniej traktować magię. Wtedy nie musiałaby świecić oczami przed nauczycielami, zapewniając, że oczywiście potrafiła pływać, więc naprawdę nie rozumie po co jej do szczęścia całe to zaklęcie bąblogłowy. W końcu przez 11 lat życia musiała radzić sobie jakoś bez magii i póki co jeszcze żyła. To nie był dostateczny dowód na to, że szło jej to radzenie sobie całkiem nieźle? Na nic jednak zdały się uśmiechy i zapewnienia. Dla nauczycieli wyraźnie liczyło się tylko to, jak orżnąć ją z ostatnich pieniędzy. Nie mając więc większego wyjścia (i żadnego sprzymierzeńca wśród kadry nauczycielskiej, bo jedną z nich była kobieta, która wyraźnie nie gustowała w dziewczynach, drugi miał żonę, a trzeci to stary pryk, który najpewniej był już trochę przyślepy), poczłapała w kierunku sklepu pokładowego. Ahoj, przygodo. Dlaczego musisz znajdować się w tak żenującym sklepiku?
Wyrzucona kostka i jej efekt: 5 Link do tematu z losowaniami: http://czarodzieje.forumpolish.com/t10446p900-kostki#303982
Tłumy, tłumy i więcej tłumów. Hyori ze zmarszczonym czołem ruszyła przed siebie przedzierając się między rozgadaną, rozchichotaną, rozochoconą gawiedzią i nawet nie zaszczyciła nikogo wzrokiem, a przynajmniej nie twarzą w twarz, bo trudno by było na nikogo nie patrzeć w takim rozgardiaszu. Ciągnęła ze sobą kufer skupiając się na tym, by nikomu nie przejechać po stopach, co skutecznie zajęło jej myśli, by nie denerwować się możliwą chorobą morską lub testem na zaklęcia. "A, no tak, miałam iść do nauczyciela" Ta myśl przerwała jej spartańskie przedzieranie się miedzy ludźmi, więc stanęła w miejscu, na palcach, i rozpoczęła proces poszukiwawczy znajomego belfra czy tego bezpośrednio odpowiedzialnego za sprawdzenie. Gdy w końcu wyłowiła go wzrokiem, ruszyła w tamtą stronę, aż w końcu dotarła do jegomościa. Uśmiechnął się, jakby znudzony, i poprosił ją, by rzuciła na siebie zaklęcie bąblogłowy. Koreanka zwykle twierdziła, że zaklęcia nie sprawiają jej zbyt wielkiego problemu, teraz jednak trochę się zestresowała. Uśmiechnęła się niepewnie i wraz z odpowiednią formułką machnęła w swoją stronę różdżką i.. udało się! Odetchnęła z ulgą, a belfer przepuścił ją dalej klepiąc lekko po ramieniu. Dawno nie była z siebie taka dumna, bo co? Jej by się nie udało? Wystarczyło teraz tylko odnieść kufer do kajuty i odetchnąć morskim powietrzem. Czas na przygodę!
z/t
Wyrzucona kostka i jej efekt: 6, spokojnie wchodzimy Link do tematu z losowaniami: pan link
Ostatnio zmieniony przez Eun Hyori dnia Wto Sie 11 2015, 17:30, w całości zmieniany 1 raz
Łażenie po statku było całkiem interesującym przeżyciem. Rience nie spodziewał się, że tak dużo tracił kiedy siedział w kajucie, ale i tak jakoś lepiej mu było, kiedy siedział pod pokładem. Nie miał ku temu zbyt wielu okazji, bo jakoś tak sobie ubzdurał, że więcej czaszek będzie w stanie odnaleźć wtedy, kiedy zdecyduje się na zapuszczanie się w bardziej uczęszczane miejsca. Nie był pewien czy było to szczególnie fortunne założenie, ale co mu szkodziło po raz kolejny podjąć próbę, tym razem na głównym pokładzie? Prawie potknął się o jedną z lin, niemalże poślizgnął na podłodze, ale jak dotąd utrzymał się w pozycji stojącej. Pół biedy jeśli się przewróci. Nie miałby ochoty wpadać do morza… czy cokolwiek to już było - wody, o!
Wyrzucone kostki i suma oczek: 1, 4, 2, 2 = 9 Link do postu w temacie z losowaniami: http://czarodzieje.forumpolish.com/t10446p990-kostki#304262
Mimo wszelkich prób utrzymania równowagi, nie udało mu się wyjść z sytuacji z twarzą. Zawsze to i tak lepiej niż przyrżnąć brodą o błotnistą powierzchnię, spadajac z miotły przy pani kapitan, prawda? Tym razem to z pewnością nie była wina Hargreavesa, że najpierw poślizgnął się na śliskim, dopiero co wyszorowanym pokładzie, a chwilę potem potknął o knagę i spadł na ziemię. W gruncie rzeczy nie miał co narzekac, bo oprócz tego, ze obdarł sobie łokieć to przynajmniej podnosząc głowę do góry, spojrzał prosto w puste oczodoły kryjącej się tu między linami czaszki. Gdyby miała oczy, te właśnie wypadłyby jej z orbit. Tymczasem rozwarła szeroko swoją szczękę w zdumieniu i wyrwała z siebie groźne. — Hej-ho! Co do stu piekieł?! Kto śmie zakłócać mój spokój? Psia kurwa mać. Nie dacie odpocząć. Miejmy to już za sobą. Wcisnęła mu się w ręce i dała się porwać, wyraźnie już poirytowana tymi całymi poszukiwaniami.
Wyrzucone kostki i suma oczek: 3, 1, 4, 5 - 13 Link do postu w temacie z losowaniami: http://czarodzieje.forumpolish.com/t10446p1005-kostki#304357
Wczorajszego dnia odpuściłaś poszukiwania – z resztą miałaś inne rzeczy na głowie (nie, nie chodziło o korsarski kapelusz), a poza tym lubiłaś wstawać wcześnie, leniwie przeciągając swoje ciało w promieniach słońca. Poza tym morska bryza rankiem wydawała ci się jeszcze bardziej lekka i rześka, dlatego spacer przez pokład pobudzał lepiej, niż niejeden eliksir. Nie potrzebowałaś ich od kilku dni, pomimo niewielkiej ilości snu – zupełnie tak, jakbyś czerpała jakąś mistyczną siłę z wody. Może w rzeczywistości twoimi przodkami były syreny, nie harpie?
Kto wie, może lepiej byłoby rzeczywiście mieć ten kapelusz na głowie? Spacerująca leniwie po głównym pokładzie Ceres nie mogła dostrzec właściwie niczego poza bezkresnym oceanem z jednej strony, a majaczącym gdzieś daleko wybrzeżem Portugalii z drugiej. W naiwnej wierze, iż to może jej przynieść sukces w poszukiwaniu czaszek, prędko została uświadomiona. Nie było tu absolutnie nic. A może jednak? Dziewczyna trąciła coś nieuważnie nogą. - No żesz kurewski żywocie, zostawcie mnie wszyscy w spokoju! - odezwała się z podłogi najmniej wyjątkowa, bo zupełnie pozbawiona ozdób czaszka, podskakując następnie kilkukrotnie i ostatecznie znikając. To jeszcze nie tym razem, panno O'Shea!
Ostrożnie weszła na pokład, przyglądając się zebranym już na statku czarodziejom. Część z nich kojarzyła ze szkoły, choć nigdy nie przywiązywała szczególnej wagi do osób, które nie zna. Cztery lata temu byłaby podekscytowana możliwością spędzenia wakacji płynąc w rejs. Cztery lata temu. Teraz nie miała wyboru, Hogwart został zamknięty na czas głupiej letniej przerwy, więc musiała się gdzieś podziać. Obdarzyła nikłym uśmiechem kilka bardziej znajomych twarzy i ruszyła w stronę nauczycieli, by jak zwykle zdać test na szóstkę. Zaklęcie bąblogłowy było dla niej jednym z prostszych, nikogo więc nie zdziwiło idealne wykonanie owej magicznej sztuczki. Skinęła głową, w podziękowaniu za pochwałę ze strony belfrów i zagłębiła się w pokład, na którym miała spędzić cały czas wolny. Myśl, która dodawała jej otuchy to to, że od przyszłego roku będzie już studentką. Wzruszyła ramionami i udała się w stronę kajut.
ZT
Wyrzucona kostka i jej efekt: 6, zaklęcie udane Link do tematu z losowaniami: http://czarodzieje.forumpolish.com/t10446p1035-kostki#304423
Nie spodziewała się, że czaszka numer dwa spadnie na nią tak znikąd, a sprzedawca sklepiku nic nie powie, za to pomoże jej papuga. Pięknie podziękowała ptaszysku, podrapała ją (go) po główce i obiecała, że jeszcze któregoś dnia do niej wróci i nauczy ją mówić jakieś ładne słowa. Nie za bardzo wiedziała czy papuga była chętna czy nie, bo nic nie powiedziała, może chcąc powstrzymać się od rzucania obelg typu "złodziej". Daisy bardzo chciała wykorzystać swój nowo nabyty przedmiot, a mianowicie kompas do szukania skarbów. Co prawda nie wiedziała jak właściwie go używać... ale na pewno coś wymyśli. Wszystkie swoje zakupy włożyła do bawełnianej torby na ramię (pomarańczowej, na które był narysowany czarny herb Salem), a kompas ujęła w obydwie dłonie i patrzyła na strzałkę. - Bardzo, bardzo chcę cię znaleźć, czaszko... - mówiła cicho, próbując przekonać kompas, że to właśnie jest jej obecne pragnienie. Rozglądała się za przedmiotem, raz patrząc dookoła, a raz na kompas. A gdyby tak po prostu czaszkę przywołać zaklęciem...? Jednak Daisy, po znalezieniu już dwóch, miała wrażenie, że tak łatwo się z nimi nie da. W pewnym momencie chyba się zagapiła i nie zauważyła, że nie dość, że ma pod sobą jakąś zaplątaną linę, to jeszcze pokład jest wyjątkowo śliski. Bo kto by się w takim miejscu spodziewał wody?! W każdym razie, fiknęła koziołka i zamiast ratować się jakoś przed upadkiem, ścisnęła kompas, żeby nie potoczył się do wody albo się nie stłukł. I chyba nawet jej się tu udało, ale kosztem swoich i tak już obdrapanych nóg, które teraz... no cóż, były jeszcze bardziej poobijane. Usiadła sobie na zwoju lin, kompas kładąc na kolanach i wyjmując z torby książeczkę z szantami. Może będzie tam jakaś o czaszkach?
Może to wina któregoś z załogantów, niezbyt przywiązanego do wypełniania swoich obowiązków, a może po prostu kaprys losu, że te porozwalane liny wraz ze śliskim pokładem zaatakowały młodszą Manese? Ciężko stwierdzić, ale jedno jest pewne - ten upadek miał wyjść dziewczynie na dobre. Choć poobijała się jeszcze mocniej niż wcześniej, to wylądowała w bardzo dobrym miejscu. Niestety, nie wiedziała tego aż do momentu, w którym wyciągnęła szantownik i zaczęła go przekartkowywać. - Wariatko! Wywinęłaś takiego fikołka i nagle szukasz czegoś do śpiewania? Z jakiego ty się świata urwałaś? - czaszka dosyć późno zorientowała się, że właściwie nie powinna się odzywać, ale wtedy było już za późno. Daisy zauważyła niewielką figurkę, nie czekając długo, zanim capnęła ją. Przedmiot wrzasnął jeszcze, zanim pod wpływem dotyku dziewczyny zastygł, stając się prawdziwym, nieruchomym bibelotem.
- Przepraszam! - burknęła mijając grupkę rozchichotanych hogwardczyków. Leticie miała wrażenie, że los postanowił spłatać jej figla, a za cel postawił sobie uprzykrzanie jej wycieczki. Pierwszą rzeczą, która zakłóciła spokój czarownicy była pogoda. Ponad trzydzieści stopni, żar lał się z nieba. Dziewczyna udała się na miejsce zbiórki, w jednej ręce trzymała swój bagaż w postaci kuferka, natomiast w drugiej swój nieśmiertelny kalendarzyk, który obecnie służył jej jako wachlarz. Podróże Świstoklikami zawsze przyprawiały ją o lekki ból głowy oraz nieprzyjemny ścisk w żołądku, dlatego jedyne o czym teraz marzyła to odpoczynek. Port, w którym znalazła się z pozostałymi uczniami był bardzo obskurny, jednocześnie klimatyczny. Sam Brudny Korsarz skłonił ją do refleksji - "Czy dobrze robi pakując się w takie przygody?". Pokręciła głową odganiając negatywne myśli. Chciała zmiany, chciała wakacji, więc proszę. Powinna cieszyć się z tego co ma.
Podeszła do nieznanego jej profesora, ukłoniła się i przedstawiła. Nauczyciel polecił jej rzucenie zaklęcia bąblogłowy, na te słowa czarownica wyciągnęła z kieszeni swoją 12 calową różdżkę. Wyszeptała zaklęcie, kierując koniec magicznego przedmiotu w stronę swojej głowy. Przez ułamek sekundy przestraszyła się, że coś może pójść nie tak, że okrutny los znowu ją ukarze. Jednak jej umiejętności (i nauka po nocach) dały znakomity efekt. Podziękowała dorosłemu obdarzając go nikłym uśmiechem, ponownie chwyciła walizkę w dłoń i z lepszym humorem weszła na pokład statku. Wysłuchała przemówienia kapitana, kilkakrotnie czując przeszywający ją dreszcz spowodowany obecnością ducha. Odetchnęła powietrzem, smakując zapach morza.
z/t
Wyrzucona kostka i jej efekt: 6, udało się Link do tematu z losowaniami: klik
RETROSPEKCJA Nie zdążyła napatrzeć się na ogrom tego statku, a to wszystko przez ogromne tłumy pchające ją do przodu. Kątem oka dojrzała nauczycieli, sprawdzających COŚ, no i Olivera. Pomachała mu, on chyba jednak nie zauważył. W końcu przyszła jej kolejka. Oni coś tam zaczęli tłumaczyć, że ma rzucić zaklęcie bąblogłowy, jak się nie uda to zakupić skrzeloziele. Wyciągła różdżkę, wypowiedziała formułkę i... zaklęcie jej wyszło. Wbiegła na pokład szukając Salemczyka.
Wyrzucona kostka i jej efekt: 4, zaklęcie udane Link do tematu z losowaniami: http://czarodzieje.forumpolish.com/t10446-kostki
Wakacyjny wyjazd może nie był idealną opcją na spędzenie ostatnich miesięcy wolności przed decydującym, szkolnym rokiem, jednak nie był również opcją najgorszą. Cedricowi wiecznie coś nie pasowało, więc ujrzenie go w dobrym humorze było doprawdy świętem - i to nie byle jakim. Nic dziwnego, że i podczas zbiórki jego postawa zdecydowanie nie przyciągała pozytywną energią. Zniesmaczona mina i skrzyżowane na ramionach dłonie były idealnym dowodem na to, że obecność Deverauxa w Hawkenleigh nie do końca zaplanowana była po jego myśli. O ile jednak sam wyjazd, a już tym bardziej jego uczestnictwo w nim, wydawało mu się być rzeczą niedorzeczną, o tyle kontrola oddychania pod wodą w jego mniemaniu była jeszcze bardziej absurdalna. Chciał czy nie, musiał ją jednak przejść, więc ustawiając się w kolejce na pokład, wraz z resztą uczniów, mozolnym krokiem przesuwał się naprzód. Jak się okazało, całą kontrolę przeszedł z pozytywnym skutkiem - toteż po kilkunastu minutach mógł spokojnie przekroczyć próg Brudnego Korsarza i na jego nieszczęście, cieszyć się zasłużonym wypoczynkiem.
Wyrzucona kostka i jej efekt: 4, udane Link do tematu z losowaniami: klik
Minęło już strasznie dużo czasu od momentu, w którym załoga i pasażerowie "Korsarza" byli zdolni dostrzec gdzieś na horyzoncie chociażby najmniejszy skrawek lądu. Co sprytniejsi wycieczkowicze zorientowali się, że nawet sam kapitan jakoś niechętnie wypatrywał twardego gruntu, coraz rzadziej pojawiając się w okolicach głównego pokładu. Niektórych uspokajał widok przepełnionego jednym, jedynym motywem horyzontu, inni powoli zaczynali miewać niczym nieuzasadnione wątpliwości. Znalazłszy wreszcie Goldentooth'a, obserwującego w ciszy delikatne fale bezkresnego oceanu, gromada uczniaków zaczęła go wypytywać o cel podróży i czas, jaki pozostał do dotarcia tam. Początkowo kapitan próbował młodzików najzwyczajniej w świecie spławić, ale kiedy zauważył, że zbyt prędko mu się to nie uda, postanowił zebrać wokoło więcej osób, żeby nie prawić jednej ze swoich wspaniałych opowieści dla uszu ledwie czterech wypierdków.
"Doszły mnie słuchy, że wasza szczurza natura podpowiada wam strach przed oceanem! Ha! Zabawna sprawa, no ale przecież nie wolno mi się naśmiewać. Tak czy inaczej, o ile nikt mi przez to nie zarzyga pokładu, nie macie się czego bać. Brudny Korsarz, najwspanialsza fregata wśród wszystkich czarodziejskich statków, bez najmniejszego problemu doniesie was wszystkich na miejsce. Warto pokazać trochę cierpliwości, szczury lądowe, bo płyniemy w miejsce będące tematem tak wielu wspaniałych legend, że aż nie chce mi się wierzyć, żeby ktokolwiek z was nie był nim zachwycony! Obowiązuje mnie jednak zasada niespodzianki, więc nie mogę wam pisnąć ani słowa na temat tego, co to konkretnie jest za miejsce, no ale jak macie trochę oleju w głowie, to nie dość, że uwierzycie mi na moje korsarskie słowo, a jeszcze sami dojdziecie tego, gdzie płyniemy. No, to teraz wynocha. Muszę zarządzić zrzucenie kotwicy!"
Tym sposobem zarówno Hogwartczycy jak i Salemczycy zostali rozgonieni, a jegomość Fineasz zanurkował pod pokładem, po drodze ganiąc srogo jakiegoś żeglarza za żucie magicznej tabaki, mimo że powinien dokładnie w tym momencie zajmować się pewną bardzo ważną, związaną ze statkiem sprawą. "Brudny Korsarz" wpłynął w okolice jakiejś mielizny, a niedługo potem rzeczywiście puszczono z niego kotwicę. Czy to tu mieli przypłynąć? W jedno, losowe miejsce na samym środku bezkresnego oceanu, niebezpiecznie zbliżone - jak domyślili się obeznani z geografią wycieczkowicze - do Azorów?