Trzecia z cieplarni mieści w sobie najniebezpieczniejsze rośliny. Można tu spotkać mandragory, wnykopieńki, a także jadowitą tentakulę, która skrada się za pomocą macek. Należy na nią uważać. Jest to cieplarnia, do której uczęszcza się najchętniej, gdyż rośliny z tego miejsca otaczane są zainteresowaniem.
Przypomniawszy sobie, że dzisiaj jeszcze jest lekcja zielarstwa zatrzasnęła książkę i zwlekła się z łóżka w dormitorium. Zielarstwo... I po co to komu? Westchnęła wygrzebując z szafy mundurek. Nie spieszyła się, najwyżej się spóźni... Też coś. Zawiązała jeszcze buty i wyszła w pokoju raźnym krokiem. Dotarła w końcu do cieplarni i ze zdziwienie stwierdziła, że jest na czas. No proszę! To chyba pierwszy raz w tym roku! Rozejrzała się po pomieszczeniu szukając jakichś znajomych twarzy. Ależ ludzi się zebrało! Nie pamiętała kiedy ostatnio widziała tylu uczniów na lekcji. Ciekawe co to się stało... Dostrzegając Ulkę i Dahlię uśmiechnęła się wesoło i podeszła do nich. Resztę osób w ogóle nie znała, albo jedynie kojarzyła z widzenia. Stanęła obok przyjaciółek i rzuciła torbę pod nogi. - Cześć! - Przywitała się wesoło. Widząc dziewczyny stwierdziła, że może ta godzina nie będzie tak bardzo zmarnowana. W końcu z nimi nie da się nudzić! A nóż, widelec "Ulka chodzący kataklizm" rozbije doniczkę z mandragorą, czy coś w tym rodzaju.
Nie podobało się jej w ogóle, że Laik tak ze swojego problemu przeskoczył na nią, to wcale nie był dobry pomysł, żeby teraz przy tych wszystkich ludziach omawiać tak trudne sprawy. Dlatego zamiast odpowiedzieć uśmiechnęła się leciutko i przyjrzała zeszytom, które wyciągał Marion. - Zapomniałam książek. - Jęknęła, zastanawiając się, na czyim ramieniu powinna spocząć teraz jej głowa. Wybrała Howettównę, bo jej ramię było jej doskonale znane, a Shelley mógłby się poczuć urażony, że tak publicznie przyznaje się do znajomości z nim. To wszystko przecież z troski. Do sali napłynęła kolejna fala uczniów, a w niej, ku rozpaczy i radości JJ, pojawiła się Dahlia. I jak niby powinna teraz myśleć logicznie, skoro dopadła ją werterowska ambiwalencja uczuć? - Cześć. - Przywitała się cicho. - Wam. - Dodała widząc, że pojawiła się przy nich też Uszulka. No proszę jaką mieli śliczną grupę. - A co tu jest napisane? - Chcąc chwilowo odwrócić swoją uwagę od gryfonki puknęła palcem w przypadkowe, niewyraźne napisane zdanie w notatkach Mariana. Wzruszając ramionami westchnęła i wyprostowała się na krześle. Siedzieli tu już dobrych kilka minut, wszyscy zajmowali się sobą. - Ktoś musi. - Rzuciła jeszcze tak odnośnie tej taniej siły roboczej. - Chociaż może faktycznie powinni się tym zająć pierwszoroczni. - A to sprytna Jude. Chciała na biedne świeże mięsko zrzucić tak wielką odpowiedzialność, jaką było przesadzanie roślin! Ona wiedziała, że to ciężka praca, raz kaktusa musiała do innej doniczki przesadzić, roślina niestety nie przeżyła. Lubiła zielarstwo, ale od całkiem innej strony, bez dużej ilości ziemi i robaków.
Arlet zbliżyła sie do grupy dziewczat gdzie znała moze z widzenia niektore z nich, stanęła obok nich.Pwenie dostaniemy cos do przesadzenia jak nic jeszcze w pary trzeba bedzie rozejrzała się po uczniach ojoj No ale zabawa w ziemi bedzie ,coś tam pamietała jak przesadzała z mamą w ogrodku kilka róż oraz inne roslinki. -Jesteś na zielarstwie bo lubicie, obieałyscie komuś czy po prostu z nudów?- spytała posyłając promienny uśmeich, po czym swoja torbę położyła na ziemi Oby teraz zajmowało się długim wstępem.
Tak, pewna uczennica ją przejrzała - nie podała konkretnej godziny przyjścia, aby wszyscy sądzili, że wcale się nie spóźnia. A prawda była taka, że zajęcia miały się zacząć dużo, dużo wcześniej, ale nasza urocza nauczycielka się po prostu nie wyrobiła, co za peszek. Wiecie - kąpiel, dobranie odpowiedniego ubrania, ułożenie włosów, makijaż, paznokcie... to zajmuje zdecydowanie wiele godzin. Jednak w końcu dała radę, choć w połowie drogi zapomniała o podręcznikach... rany, co ona by zrobiła nie mając wiedzy w niej zawartych?! Hm, czyżby powinna mieć to w głowie...? Ups. Szczęśliwie w końcu dotarła do cieplarni, trochę zgrzana, zatem obawiała się czy nie śmierdzi potem, ale chyba póki co nie, a przynajmniej bardzo chciała w to wierzyć! - Dzień dobry - przywitała się ze wszystkimi, uśmiechając się lekko i wchodząc głębiej w pomieszczenie. Książki, które tachała rzuciła na jakiś wolny skrawek powierzchni płaskiej. - Dziś... będziemy pracować w parach - zaczęła, jednak po chwili zorientowała się, że nie wie, co powiedzieć dalej. Dlatego sięgnęła po jeden z tomów, który przed chwilą odłożyła i zaczęła w skupieniu wertować kartki. - A więc... regulamin cieplarni. Musicie mieć rękawiczki - powiedziała znad woluminu i zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu w nadziei, iż natchnie się na owe przedmioty. - O, są tam - powiedziała, wskazując na małą skrzynkę przy drzwiach. Uff, znalazły się. Nawet nie pamięta, gdzie są! - I okulary ochronne - dodała, znów zaczytując się w tekst i znów rozglądając się po pomieszczenu. - O, są obok rękawiczek - stwierdziła z ulgą, po czym uśmiechnęła się i spojrzała w kierunku dwóch chłopców, by zatrzepotać przed nimi rzęsami. Oczywiście zupełnie nieświadomie! Może liczyła, że umilą jej zajęcia, chociażby szukaniem zaginionych rzeczy? Ciężka sprawa. - I... no, dobierzcie się w pary. Jest rozpiska na tablicy, którymi roślinami powinniście się zajmować. Jak nie będziecie wiedzieli jak wasza roślina wygląda to możecie skorzystać z książek. W razie pytań możecie kierować się do mnie - zakończyła wywód, by z zadowoleniem klapnąć sobie na krzesełku i z pomiędzy woluminów wydobyć Czarownicę, którą intensywnie zaczęła przeglądać. Uczniowie kontra niebezpieczne rośliny, spoko.
Rozpiska: para numer 1 - Czyrakobulwa. Musicie uzyskać składnik potrzebny do maści na trądzik. RZUT KOSTKĄ - liczba parzysta: udaje wam się go pozyskać; liczba nieparzysta: niepowodzenie, brudzi was wstrętna maź z bąblów. Możecie się poddać albo spróbować ponownie na innej roślinie. para numer 2 - Jadowita Tentakula. Musicie uzyskać składnik potrzebny do specjalnych czekoladek. RZUT KOSTKĄ - liczba parzysta: udaje wam się go pozyskać; liczba nieparzysta: niepowodzenie, odrobina jadu dostaje się do waszego krwioobiegu powodując omdlenie. para numer 3 - Dyptam. Musicie uzyskać składnik potrzebny do eliksiru leczniczego. RZUT KOSTKĄ - liczba parzysta: udaje wam się go pozyskać; liczba nieparzysta: niepowodzenie, owoc-torebka pęka, zalewając was mazią. Możecie się poddać albo spróbować ponownie na innej roślinie. para numer 4 - Wnykopieńki. Musicie uzyskać strączki. RZUT KOSTKĄ - liczba parzysta: udaje wam się go pozyskać; liczba nieparzysta: niepowodzenie, dziura zaciska się na twojej ręce, której nie możesz wydobyć. Możecie się poddać albo spróbować ponownie na innej roślinie. para numer 5 - Pylnik. Musicie uzyskać składnik potrzebny do eliksiru na swędzenie. RZUT KOSTKĄ - liczba parzysta: udaje wam się go pozyskać; liczba nieparzysta: niepowodzenie, roślina uwalnia pyłek, który dostaje się do waszych nosów, które zaczynają okropnie swędzieć. Możecie się poddać albo spróbować ponownie. para numer 6 - Mentha Falsa. Musicie uzyskać składnik potrzebny do eliksiru leczniczego. RZUT KOSTKĄ - liczba parzysta: udaje wam się go pozyskać; liczba nieparzysta: niepowodzenie, rozrywacie kawałek rękawiczki, a roślina was parzy. Możecie się poddać albo spróbować ponownie. para numer 7 - Metralea. Musicie uzyskać raleem. RZUT KOSTKĄ - liczba parzysta: udaje wam się go pozyskać; liczba nieparzysta: niepowodzenie, sztylet się osuwa i rani palce, które mocno krwawią. Możecie się poddać albo spróbować ponownie. para numer 8 - Tojad. Musicie uzyskać składnik do wywaru tojadowego. RZUT KOSTKĄ - liczba parzysta: udaje wam się go pozyskać; liczba nieparzysta: niepowodzenie, rękawiczki się lekko rozrywają i liście tojadu działają na nie podrażniająco. Możecie się poddać albo spróbować ponownie.
ZASADY: Obowiązuje zasada KTO PIERWSZY TEN LEPSZY, czyli sami sobie wybieracie roślinę. KAŻDA PARA ma obowiązek napisać w pierwszym poście podkreśloną nazwę wybranej rośliny (np. wnykopieńki). Ułatwi to innym stwierdzenie, która z roślin jest już zajęta. Kostkami rzucamy w odpowiednim temacie "Poza magią". Jeżeli ktoś nie ma pary, musi pracować sam.
Ale jak to nie odpowiedziała Laikowej na pytanie? Ale dlaczego? Nieważne. Laik już zapomniał, że w ogóle je zadał. Taki z niego dzisiaj roztrzepaniec opętaniec. Uśmiechnęła się zatem w ten dyskretny sposób. - Siema Urszulek. - Rzuciła do Puchonki, która chyba zeszła z karuzeli... Może wesołe miasteczko zawitało do Hogwartu? Albo cyrk? To byłoby całkiem interesujące... Ale cóż... Zmierzyła wzrokiem ludzi, którzy przyszli tu nagle znikąd i teraz zaczynali się zastanawiać, gdzie pani profesor. Minęła dobra chwila zanim się znalazła ta lejdi. Czy Laik ją lubił? Ot dobre pytanie, gdyby nie musiała chodzić na Zielarstwo najpewniej zniszczyłaby jej życie. Pewnie chłopcy z siódmych klas już nieźle ekhem. DOBRA NIE BYŁO TEGO ZDANIA. Wróciła do swoich cichych zastanowień. Weszła... Przyszła... I zostawiła ich z tych okropnym zadaniem. Żeby się nie natknąć na kogoś kto ją zawstydzi na resztę lekcji... A więc spojrzała błagalnie na Dżud, gdy ogłoszono, że mają pracować w parach. - Będziesz moją parą? - Zrobiła tę szczenięce spojrzenie i miała nadzieje, że ta jej nie pozostawi na lodzi i nie będzie musiała patrzeć na jakieś takie brzydkie. Fu. A zanim kompletnie zagubiła się w temacie zauważyła, że trwa walka oto, kto zajmie jaką roślinę. Wiadomo było, że każdy chciał te łatwiejsze. Uśmiechnęła się delikatnie i stanęła na krzesełku... Zapewne zaraz dostanie solidny opierdziel, ale Puchoni musieli jakoś zwracać na siebie uwagę. A zresztą to panna Howett, dla niej był inny regulamin. - OSIEM, TOJAD. - Krzyknęła na całą salę, żeby reszta zapisała sobie w myślach, że mają odejść od tej rośliny, bo inaczej czeka ich chłosta... Chłosta to dobra rzecz dla niewdzięczników! Ach niedobrzy!
Zielarstwo..w jakiś szczególny sposób nigdy jej nie zachwycało. Te wszystkie roślinki i rośliny, choć czasem były naprawdę ciekawe i fascynujące, nie leżały w jej zainteresowaniach. Bardziej do gustu przypadły jej zaklęcia i OPCM, na tych lekcjach zawsze były fajne akcje. Choć i tutaj nie brakowało śmiechów.. Evelyn, po wpakowaniu w siebie kolejnych ton słodyczy ( patrz : duużo żelek i czekolaady) postanowiła jakoś spalić te kalorie. Niby była szczupła, ale zawsze coś z tego zostawało w organizmie..czym prędzej więc włożyła ciepły płaszcz, szalik i czapę i ruszyła na błonia. Pogoda nadal nie była najlepsza, ale przynajmniej nie padało..jeden plus. Zaopatrzyła się jeszcze w torbę z podręcznikami, piórami oraz drobnymi słodkościami - zawsze miała jakieś przy sobie, byli przecież nierozłączni ! Nie mogło być inaczej.. Odnalazła właściwą cieplarnię i weszła do środka. Było już to trochę osób, Eve wypatrzyła nawet kilka znajomych twarzyczek. Pomachała wesoło do Ulki i Lao ( ciekawe co w końcu z tymi ciasteczkami? ona szybko broni nie złoży..) zauważyła również Dahlię ( z nią to się z trzy wieki nie widziały) oraz Laika. - Czeeść ! - zawołała do nich po nad innymi, mając nadzieję, że ją jakoś dosłyszą. Jak dobrze widzieć tylu swoich znajomków.. przybrała na twarz swój nieodstąpiony uśmiech i ruszyła ku swojemu sojusznikowi ciastek. Z nią zawsze była zabawa, gdziekolwiek Uli była. Może te lekcje na serio zaowocują czymś fajnym?
Jeanette nie myślała długo nad parą, podeszła po prostu do pierwszego znajomego Krukona, z którym mogłaby coś osiągnąć. O ile oczywiście nie zawali jej się podczas zadania, nie połamie drobniusieńkich kosteczek, nie wyjdzie spalać kalorii, nie będzie brzydził się dotknąć fubrzydkiej rośliny lub po prostu nie zawali. Nie była zbyt pewna swego wyboru, Everett nigdy nie sprawiał wrażenie stworzonego do takich zadań, jednak nie chciała tracić czasu na niepotrzebne rozmyślania. - Cześć, Jeanette - powiedziała na przywitanie. Znali się tylko ze swojego pokoju wspólnego, kultura wymagała oficjalnego poznania imion. Nawet jeśli była to iście fascynująca lekcja z jeszcze bardziej iście mądrą nauczycielką. Wybrali roślinę szóstą, Mentha Falsa. Jea nie była pewna, czy jest to to, o czym myśli, ale miała wrażenie, ze gdzieś o niej słyszała.
Ale fajnie się robiło! Tyle znajomych! Przywitała się z każdym po kolei, uwieszając się bardziej na szyi Ulki, Lao i Evelyn, bo wieki się z nimi nie widziała, rzeczywiście. I już miała coś paplać na temat tej okropnej Vicario, ale ta w końcu zaszczyciła ich swoją obecnością. Przytwitała nauczycielkę cicho pod nosem, po czym zaczęła się panicznie rozglądać po ludziach. Z kim miałaby pracować? Oczywiście najchętniej wybrałaby swoją najlepszą przyjaciółkę, ale postanowiła rozegrać to taktycznie - Marione na pewno jest świetnie przygotowany do zajęć! A jak nie to przecież ma notatki. No i jest starszy, więc powinien więcej wiedzieć. - No, stary, to którą roślinę bierzemy? - spytała go zatem bez ogródek, by potem rozejrzeć się konspiracyjnie po sali. - Bierzemy Pylnik, piąteczkę! - zakrzyknęła, podąrzają śladem Laika, po czym udali się z krukonem do odpowiednich roślinek. Nieważne, że nie zdążył odpowiedzieć, Dahlia wybrała za niego, hehehs. Hm tylko czy aby na pewno poszli w dobre miejsce? Bo nie miała pojęcia, jak owe pylniki wyglądają. Ale Shelley owszem, prawda...?
Kiedyś może o tym porozmawiają, ale z drugiej strony...miała jej opowiadać o Alanie? To brzmiało dziwnie już w jej głowie, a co dopiero, jakby miała wszystko ładnie wyśpiewać. Słowa straciłyby sens, a jeszcze Howettówna by się na nią pogniewała. Spojrzała na Estellę, która raczej nie miała zamiaru dziś jakoś intensywnie pracować i zaczęła rozglądać się za rękawiczkami. Kiedy jej już odnalazła, prawie strącając niezidentyfikowanego kształtu doniczkę, włożyła je ostrożnie na dłonie. - Ależ oczywiście. - Uśmiechnęła się wesoło do swojej partnerki i jej również podała rękawiczki. - Jeśli wylądujemy w skrzydle szpitalnym.. to przynajmniej razem. - Dodała trochę ciszej, żeby tylko odbiorca tej wiadomości mógł ją usłyszeć. Długo przyglądała się roślince przed sobą, miała wrażenie, że tojad się do niej uśmiecha. Właściwie fajnie wyszło, że Howett tak szybko zebrała się do krzyków, Jude z pewnością zajęłoby to więcej czasu i zostałyby z jakąś potwornie trudną rośliną, z którą nie dałyby sobie dary. A przy tojadzie mają przynajmniej jakieś szanse! Szybkie czary-mary i to okropne oczekiwanie. Bo przecież mogło im nie wyjść, Jude jak zawsze zakładała najgorsze. Już widziała swoje biedne, podrażnione oko, które będą musieli amputować. Zamknęła oczy czekając, aż Laik poinformuje ją i wynikach tego koszmarnego doświadczenia. Chociaż Jackson zielarstwo naprawdę lubiła i nie była z niego jakoś tragicznie tragiczna, to nadal nie mogła odpuścić sobie czarnych wizji. Przezorny zawsze ubezpieczony! Tak jej ciotka mawiała i to wyryło się w jej głowie, żeby teraz prześladować na każdym kroku, ale ponieważ dziwnie wyglądała, postanowiła jednak, jak się okazało, swoje i Laika zwycięstwo obejrzeć. No jak pięknie. Posłała koleżance kolejny uśmiech.
Rozejrzała się za parą. Czyli musi to byc osoba o mocnych nerwach, który wytrzyma jej wytykanie każdego błędu, który mógłby odbić się na jej ocenie. Chyba nikt nie był na tyle nienormalny, żeby przyłączyć się akurat do niej Chociaż woli być z kimś niz sama, kto się kompletnie na tym nie zna. Skoro nie mógła, postanowiła czekać, aż ktoś sam do niej przyjdzie, a co.
Ostatnio zmieniony przez Arletta Goretti dnia Pią Lut 22 2013, 22:26, w całości zmieniany 1 raz
Keith Everett
Rok Nauki : VII
Wiek : 29
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Rzeczywiście, Keith nigdy nie był wielkim fanem zielarstwa, bo po prostu tysiąckroć bardziej wolał Historię Magii i zagłębianie się w przeszłość czarodziejskich dziejów. Mimo to jednak, nie był jakimś delikatniutkim chłopcem, który obawiałby się, że roślina go pobrudzi, poparzy, czy zrobi coś jeszcze innego. To byłoby po prostu idiotyczne. Skoro rośliny na zielarstwie nie stanowiły dla nich bezpośredniego zagrożenia (bo wiadomo, że z czymś mega niebezpiecznym nie pozwolono by im pracować na poziomie zwykłego ucznia), to niby czego miałby się obawiać? Jeśli natomiast chodziło o ewentualność, że ucieknie spalać kalorie... cóż, prawdę powiedziawszy czasem bardzo lubił zapominać o tym co najbardziej pochłaniało jego głowę. Dlatego też oderwał nieobecny wzrok od jakichś roślinek, szybko przenosząc go na dziewczynę. Bogu dzięki, Krukonkę. - Keith - Krótko się jej przedstawił, a już po chwili oboje pochłonięci byli pracą nad Mentha Falsa. Między nimi stała roślina, a oboje starali się ostrożnie wydobyć z niej potrzebny składnik. Niestety w pewnym momencie ręka chłopaka nieco się osunęła, a ostrze nożna przeszyło jego rękawice. Mimo to chciał pracować dalej, jednak wszystko do momentu, aż diabelska roślina poparzyła go przez to niepozorne rozcięcie! - Co za cholerstwo - mruknął z niezadowoleniem, zdejmując rękawice i szybko zastanawiając się jakie zaklęcie pomaga na poparzenia roślinne. Powinien coś takiego znać, to ważny i przydatny urok, a jednak w jego głowie nie pojawiało się nic ponad pomysł zamrożenia własnej dłoni. - Może tobie trochę lepiej pójdzie - dodał jeszcze spoglądając kątem oka na poczynania swojej nowej koleżanki. Hej dwójka Krukonów nie może tak sobie nie poradzić na lekcji zwykłego zielarstwa!
Znowu pary! Ostatnio na zaklęciach nie miała szczęścia, bo jej para chyba w nocy nie spała i w trakcie pojedynku rzuciła może jedno zaklęcie. Nie miała nawet okazji się wykazać! A na pewno by wygrała! Nie ma innej opcji! Miała nadzieję, że dzisiaj dopisze jej więcej szczęścia, bo nie uśmiechało jej się babranie w tych roślinkach samemu. Zerknęła na tablice czytając pobieżnie instrukcje i spojrzała na Ulkę. - Będziemy w parze? - Zapytała uśmiechając się wesoło. Może nie będzie tak nudno jak myślała. Tym bardziej jeśli będzie pracować z Ulką. Spojrzała na Puchonkę szczenięcymi oczyma, by się zgodziła. Zresztą, co ma się nie zgodzić! Nie ma wyboru i tyle. Została wytypowana! - Dwójeczka, Jadowita Tentakula jest nasza! - Krzyknęła po wyczytaniu, że da się z niej zrobić czekoladki! No proszę! To jednak ten przedmiot może się na coś przydać! Pobiegła po rękawiczki i okulary na koniec klasy, przyniosła od razu po dwie pary i podała jedną Uli. Przestąpiła z nogi na nogę zakładając rękawiczki i była gotowa do działanie.
O, to mogło być ciekawe. Adhalinne uśmiechnęła się do samej siebie złośliwie, jakby już w głowie miała dziki plan. Ale… że mięli pracować w parach? No nie! I kogo ona biedna miała sobie wziąć? Chociaż, no dobra. Ktoś, kto jako pierwszy rzuci jej się w oczy. Tyle że, jak na złość, w oczy nie chciał rzucić jej się nikt. Osób było… dość sporo. A tej się nie śpieszyło, aby zaprosić kogokolwiek do pary. Dobra, dobra, sami przyjdą, oceniła szybko w myślach, zakładając ręce na piersiach i leniwie stojąc w miejscu. Leniwa Adha, oj, leniwa. I co z tego? Zawsze była pewna, że ludzie wielbią ją ponad wszystko, za to, że jest taka wspaniała, piękna i szalona. Tsa, skromność. Niestety, prawdą to nie było, bo mało osób ją lubiło! Zazdrość, zazdrość. Tak to podsumowała Ślizgonka. - Kto nie ma paaaryyy? – zapytała głośno, ale nie specjalnie oczekiwała na to, iż jej ktoś odpowie. Osoby podchodziły do siebie same, lub już ze sobą gadały… No a w sumie. Może i by się Adhalinne trochę ruszyła i kogoś sama zaprosiła. - Cait? Chcesz być ze mną? – spytała, patrząc z lekkim uśmiechem, dosyć nie charakterystycznym jak dla niej, na pannę Pierre.
Ostatnio zmieniony przez Adhalinne Dhort dnia Pią Lut 22 2013, 22:36, w całości zmieniany 1 raz
Zanim natrudziły się ze znalezieniem rękawiczek i okularów, to po drodze znalazły jeszcze roślinę, więc mogły zaczynać. Zanim Laikowa wzięła oddech, ta już skończyła... Iii, udało się. Słuchajcie, udało się. Nic nie wybuchło, jak sobie wyobrażała ii wszyscy żyli! Nono, musiała jej koniecznie pogratulować, bo pewnie długo obmyślała plan, jakby tu zrobić i nikogo nie zabić. Laikowa już szukała w myślach barwnej historii, która zrzucałaby winę na nauczycielkę. Taka była pełna zła. - Terefere, brawo. Właśnie udało się nam nikogo nie zabić. Piątka. - Uśmiechnęła się do niej promiennie, wreszcie oddychając spokojniej. Ludzie obok byli zajęci, zatem nie musiała się ich obawiać. Lekcja odbyta i można bawić się dalej. Nie? Przecież można wszystko. - To mów mi o swoich miłostkach i innych... - Rzuciła do niej wiedząc, ze Dżudkowi ciąży ten temat. Ciekawe z jakiego powodu? Zaraz się Laikowa dowie i pewnie to będzie ploteczka miesiąca. W sumie fakt, a warto być z takimi na czasie, czasem były z tego jakieś korzyści... Obserwowała innych pracujących i wreszcie krzyknęła: - Pani Profesor, skończyłyśmy! - Teraz pewnie przyjdzie do nich niechętnie podczas prezentacji swojego tyłka, który wyglądał, jak beczka... Ale no cóż. Jak lubiła to Laik nie będzie jej zabraniał. Jeszcze pomyśli, ze Wyrzutek i Laikowa, zagrożą jej pozycji nauczyciela Zielarstwa... Cóż... Puściły jej wodze wyobraźni - znowu.
A więc znowu pary..coś ostatnio nauczyciele polubili takie rozwiązanka. Zanim się obejrzała, wszyscy byli już podobierani..a ją zostawili ! oj nieładnie, nieładnie..zacmokała z niezadowoleniem, rozglądając się leniwie po pomieszczeniu za kimś bezparowym. Nie zamierzała sama babrać się w tych roślinach..wogóle nie lubiła być sama. Westchnęła przeciągle i ruszyła w stronę jednej z krókonek, na oko chyba w jej wieku..może nawet zdobędzie jakąś dobrą ocenkę? Krukoni byli z reguły mądrzy..więc czemu nie. - Cześć, jestem Evelyn. - przywitała się, lekko się uśmiechając, by trochę onieśmielić dziewczynę. Może nawet nawiąże nową znajomość..zobaczymy. Spojrzała na tablicę, lustrując to, co było na niej napisane. - Może Dyptam, trójeczka ? - zaproponowała. Ta roślina wyglądała na w miarę normalną, więc może uda nam się tą sprawę szybko załatwić. No to zaczynamy..
Blondynka rytualnie przywitała się silnym uściskiem z każdym... kogo właściwie znała. Nie do końca rozumiała strzępki z rozmów toczonych zanim przyszła i poczuła się dziwnie nie na miejscu. Teoretycznie bywało, że była w takiej sytuacji nawet kiedy uczestniczyła w całych dyskusji, ale komu nie zdarza się zamyślić w środku czyjegoś zdania, albo skupić się na czymś innym? Uczucie trwało, póki nie zobaczyła kolejnej spóźnialskiej. Niechaj żyje zapominanie o lekcjach! - Issie! – pisnęła od razu, a oczy jej się roześmiały. – Zakładam, że ty również przełożyłaś sen nad zielarstwo, co? – spytała przyglądając się Gryfonce. Kiedy profesorka ogłosiła co mają zrobić, minęła porządna chwila, zanim Ula oprzytomniała. Chwila... to już? Rozejrzała się desperacko, widząc jak uczniowie w parach biegną po rękawice by zająć się zadaniem. Wtedy niczym rycerz wybawca wjechała na scenę Issie bez białego konia. - Będziemy! – zawołała silnym głosem, naśladując ton żołnierza. Kiedy dowiedziała się jaką roślinę wybrała jej para, natychmiast się zaśmiała. – Właśnie to chciałam wybrać! – oświadczyła rozbawiona, chociaż ktoś którego poziom zielarstwa jest tak żałośnie niski nie powinien reagować aż tak entuzjastycznie na słowo „jadowita”. Puchonka odziała okulary, rękawiczki i do roboty! Nie była pewna co musi zrobić by pozyskać owy składnik, więc zaczęła od podejścia do rośliny. Nieświadomość, jak zabawa z tentakulą może się skończyć pchała ją do działania! Ciachnęła część, którą uznała za odpowiednią i podbiegła do Lao. - Issie! Issie! O to chodziło? – pytała z przejęciem podrygując. Coś ma! Czy to nie jest najważniejsze?
Skupienie przyszło jej wyjątkowo łatwo, choć najpierw musiała poświęcić kilka myśli otoczeniu. Po pierwsze, Vicario cały czas trzepotała swoimi rzęsami, co irytowało Krukonkę do tego stopnia, iż wydawało jej się, że słyszy każdy ich ruch. Uśmiechnęła się więc leciutko do nauczycielki, nie pozwalając jej zauważyć irytacji, po czym przerzuciła się na stado uczennic, które witały się przez pół cieplarni zamiast podejść do siebie i przywitać się przyzwoicie. Na bóstwa, czy ona też tak robiła? Wzdrygnęła się lekko, patrząc gdzieś w przestrzeń. Nawet jeśli, teraz nie chciała o tym myśleć. Przerwała absorbujący proces analizy otoczenia i pogardzania nim, aby skupić się na niezbyt ładnej roślinie oraz swoim partnerze. Wyciągnięcie składnika wcale nie było takie proste jak mogłoby się wydawać, męczyli się dobrą chwilę, zanim Keithowi nie nawaliła rękawiczka. O dziwo, nie miała do niego pretensji! Ta mała menda, zwana potocznie Mentha Falsa, wyczyniała różne szachrajstwa i nie dawała się okiełznać dzielnym Krukonom. Wciągnęła powietrze, kiedy chłopak oparzył się, ale postanowiła działać dalej, choć co cztery ręce to nie dwie. Skurczybyk zacisnął się wokół nadgarstka Jeanette, zwężając jej pole do popisu. - Ożesz ty cholero, ja cię zaraz użrę... - mruknęła, i chcąc zrobić roślinie na złość poruszyła wewnątrz jej pieńka nożykiem. Pomysł nie był pierwszorzędny, ale impet, z jakim wyrwała rękę z rośliny, owszem. Syknęła dwa razy i zdjęła rękawiczkę, która nie nadawała się już do niczego. - Czym to TO robi? - zapytała, robiąc niezadowoloną minę. Oboje byli poparzeni, ale determinacja Leanne była spora. - Uda nam się w końcu, nie? - zapytała, obserwując podejrzane ruchy wybranej rośliny. Ich praca praktycznie poszła na marne, bo genialna kreatura zacisnęła wycięty otwór.
Jej parą okazała się Gryfonka więc podeszła do niej bliżej.Zdecydowanie pobiegła po rekawiczki i okulary dwie parypo czym podała kolezance i zaczeły sie za dyptam no tak ale od czego zaczac. - Cześć ja Arlet - przywitała się, lekko się uśmiechając ukazuja w policzkach swoje urocze doleczki.Może nawet nawiąże nową znajomość ale to sie jeszcze okaze zobaczymy Zadowolona spojrzała na Gryfonke z nadzieją, na punkty. W końcu nie działała sama!
Ostatnio zmieniony przez Arletta Goretti dnia Pią Lut 22 2013, 23:40, w całości zmieniany 1 raz
Wyściskała Uli, mimo, że chwilowo nie miała czym oddychać. Już się zdążyła przyzwyczaić, do tych jej morderczych ramion. Zaśmiała się wesoło słysząc, że nie ona jedyna właśnie wstała z łóżka. - Oczywiście! Dobry sen przede wszystkim! Jak niewyspana miałabym zdobywać składniki czekoladek?! - Powiedziała kiwając głową. Podeszła do Tentakuli. Ciekawe jak z czegoś jadowitego można robić czekoladę... Albo to tylko taka nazwa! Ktoś chciał mieć czekoladę tylko dla siebie i nazwał ją tak, żeby inni jej nie zbierali! Tak, tak! Na pewno o to chodzi! Spojrzała na owo "coś" w rękach Uli. Nie miała pojęcia, czy to o to chodziło, ale stawiała, że tak. - Nie wygląda jak czekolada... - Mruknęła oglądając roślinę. - Ale chyba to, to... Bo co innego można tu ciachnąć? Sama wzięła jakiś nożyk z blatu i ciachnęła w innym miejscu. Wzięła do ręki kawałek rośliny podobny do tego Uli i obróciła w palcach. I co? Tylko tyle? Żadnych omdleń? - Ha! Ale z nas zdolne zdolniachy! - Powiedziała unosząc swoje "coś" w górę, w geście tryumfalnym. Rozejrzała się po klasie. Tylko jedna para skończyła przed nimi.
Nienienie, to wszystko potoczyło się nie tak jak miało. Jude liczyła po cichu na to, że Laikowa już zapomniała o temacie, który pojawił się na początku lekcji. Miały wykonać to zadanie bardzo mozolnie, żeby ich myśli przypadkiem nie wylądowały w sferach nieodpowiednich, a potem iść na obiad, którego Jackson pewnie nie zje, i cieszyć się ze szczęścia ślepych kur. Nieważne, teraz liczyło się to, że pewnie za to genialne uzyskanie składników Huff dostanie jakieś punkty! To było takie budujące, samoocena podskoczy w górę i może puchoni w końcu znormalnieją? - To chyba za wcześnie, Laiku, to naprawdę za wcześnie. - Westchnęła zerkając w stronę Mariona, choć to nie na Mariana miała zamiar patrzeć. Następnie wzrok przeniosła na profesorkę, która chyba spała z otwartymi oczami, kolejne westchnienie wyrwało się z jej piersi. - Bo wiesz, to wcale nie wygląda dobrze, to takie zaplątanie, niesklasyfikowane i ciężkie. - Mówiła cichutko i jakimś dziwnie rozmarzonym głosem. - Chyba jesteś za młoda, żeby to zrozumieć. - Tego wcale nie miała na myśli, trąciła blondynkę łokciem i uśmiechnęła się znacząco. Miało dać jej to do zrozumienia, że tylko sobie żartowała, ale jeśli ją Laila źle odbierze, to Jude to zrozumie. Ludzie bardzo często źle ją odbierali, to było naprawdę smutne. - Chodźmy już, chodźmy. - Ściągnęła rękawiczki i jakby w obawie przed czymś, pociągnęła lekko puchonkę za rękaw. Ale może ona wcale nie chciała stąd iść? Przemknęło jej przez myśl, że Howett zapragnie zostać tutaj i porozmawiać jeszcze z innymi, ale po krótkim ogarnięciu, że większość nadal zajęta jest swoimi roślinkami stwierdziła, że dobrze będzie im po prostu nie przeszkadzać.
zt :3
Keith Everett
Rok Nauki : VII
Wiek : 29
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
W międzyczasie, gdy Jean walczyła z rośliną Keith usiłował sobie przypomnieć co o Mentha Falsa czytał w podręcznikach. Piekąca rana na jego ręce nie poprawiała jego zdolności do koncentracji, ale się nie poddawał. Na Rovenę, wszakże był Krukonem, dla dobra nauki czasem trzeba trochę pocierpieć. W końcu wredne zielsko zadziałało zdradziecko i wobec dziewczyny, również i ją parząc. Keithową irytację podsycił głos jakiejś dziewczyny krzyczącej, że już skończyli. Jak mogło im tak podle iść? Zirytowany Krukon pochwycił nóż przez nieco pokiereszowaną rękawiczkę i ponownie przystąpił do prób zdobycia substancji. - Niektóre rośliny powinno się jakby "z włosem" ścinać, jest to dla nich mniej bolesne - przypomniał sobie jedną z lekcji, ślepo miał nadzieję, że ta zasada dotyczy również tego wrednego zielska. Szybko przystąpił do kolejnej próby, tym razem wedle wspomnianej zasady. Rzeczywiście, krzew jakby zachowywał się odrobinę spokojniej, a przynajmniej nie pluł tak jadem. Everett szybko wyciął co należało odkładając zebraną substancję na bok. - Mam nadzieję, że nie trzeba tego więcej - dodał spoglądając na Jean z nieco niemrawą miną. Jej rana nie wyglądała za dobrze, jak się przekonał i jego z każdą chwilą wydawała się coraz paskudniejsza. Koniecznie trzeba było z tym coś zrobić. Niestety Everett wciąż nie posiadał wiedzy medycznej na takim poziomie i w tym wypadku musiał pozostać zależnym od uzdrowicieli. - Pani profesor, zebraliśmy substancję, ale myślę, że ktoś powinien obejrzeć nasze oparzenia - zgłosił się w stronę kobiety o przesadnej opaleniźnie, nigdy nie rozumiał tego zachwytu na latynoskami. Jego ręka piekła i paliła, Jean też nie wyglądała zbyt zdrowo, miał nadzieję, że profesorka okaże się bardziej utalentowaną czarownicą niż na jaką wyglądała, albo chociaż od razu odeśle ich do pielęgniarki. Cóż za poświęcenia, ach ta krukońska ambicja. Razem z Jean skierowali się do wyjścia, by ruszyć wprost do pielęgniarki, wszakże ktoś musiał obejrzeć te ich paskudne (i coraz większe!) poparzenia.
Jakby się ocknęła ze snu... Najwyraźniej znowu pre niosła się w świat swojej wyobraźni, zapominając o Bożym świecie. Adha już pewnie poszła, nie chcąc sama pracować na zajęciach. Nic dziwnego... Cait też by nie chciała, by taka głupia sytuacja wyszła. Wstała, ubrała rękawice i gogle ochronne, po cym przypatrzyła się uważnie liście. Parę ciekawszych roślin ju jakieś parki wzięły, nie zamierzała im wchodzić w paradę Jedynak jednak dalej jest wolna. Czas zabrać się do pracy, może w końcu wyniesie coś z tych zajęć oprócz kropli wody na skórze.
Na Merlina, jeszcze chwilę temu Skyla zastanawiała się, czy ktokolwiek ciekawy przyjdzie na tę lekcje, a zanim się obejrzała do cieplarni przyszły kolejno Violet oraz Scarlett, z którymi się od razu przywitała, a za nimi wpadł Ollie, po czym przyszła też Dahlia (jej oczywiście odpowiedziała tylko lekkim uśmiechem, w końcu ta cała zakręcona sprawa z ich przyjaźnią!) ach! Tyle dobra, tyle wygrać! - Ollie! Tak, tak szukam tych wnykopieńków już od jakiegoś czasu i zaczyna mi się to nudzić juuż. A Vicario mi ich pewnie nie da, zdziwiłabym się, gdyby w ogóle wiedziała jak wyglądają. - westchnęła zrezygnowana, równocześnie spoglądając na nauczycielkę. Rany, jak tacy ludzie ją irytowali, zupełnie jak Adha! A właśnie, jeśli już o niej mowa, odkąd Ollie pojawił się na lekcji, Quinley częściej spoglądała w kierunku Dhort - ale niech tylko ona spróbuje spojrzeć w ich stronę... arr! Chociaż spojrzenia tej wymalowanej lali, którą dyrektor zatrudnił chyba po pijaku, też powoli zaczynały Skylę denerwować. - Ollie, Ollie, oni gdzieś je tutaj ukryli, podejrzewam, że trzymają je razem z mandragorami... Myślisz, że jak zrobimy ten eliksir z mandragor i będziemy mogli latać bez mioteł, motyle nie będą miały nic przeciwko? Bo wiesz, mieliśmy latać za ich sprawą, czy to byłoby niegrzeczne? - zapytała swojej wyroczni do spraw motyli i latania, oczywiście jak najbardziej poważnie. Jako dobra właścicielka Fryderyka Donniego Turkusowego I przecież musiała mieć na uwadze jego samopoczucie, nie chciała, żeby poczuł się urażony i wystawiony - bo Sky głęboko wierzyła, że motyl już pewnie ustalał coś ze swoimi poddanymi w sprawie tego latania, czuła, czuła, że ona, Ollie i Fryderyk złapali nić porozumienia i król motyli nie może się doczekać wspólnego lotu. Wiedziała to. Przerywając rozmyślania, załapała tylko koniec wypowiedzi Estelli - ok, mieli się dobrać w pary i pracować z roślinką! - O MATKO, wnykopieńki, my bierzemy wnykopieńki! - wrzasnęła, żeby żadna hołota nie pomyślała sobie, że może im je ukraść sprzed nosa! Oczywistą oczywistością było, że w parze jest z Olliem, do głowy nawet jej nie przyszło, żeby go zapytać o zdanie. Technicznie byli jednością, więc! - Ollie, Ollie, Ollie, zobacz, jak uzyskamy strączki, będziemy mogli je przemycić do eliksiru, cudownie! - to mówiąc, Sky popędziła po rękawiczki oraz okulary ochronne dla ich dwójki. Swoją drogą, takie okulary wyglądały naprawdę fajnie! Kiedy wnykopieniek był już przed nimi, Sky zatarła dłonie w przydużych rękawicach. Święcie wierzyła, że uda im się wyciągnąć strączek - im miałoby się nie udać? W dodatku, oprócz dobrej oceny, przyświecał im jeszcze inny cel - dodatkowa motywacja, a Sky sądziła, że odpowiednie myślenie i właśnie ta właściwa motywacja to już połowa sukcesu.
Po krótkiej chwili, którą spędziła na przeszukiwaniu swoich zakątków rozumu w celu przypomnienia sobie czegoś na temat tej roślinki, doszła do wniosku, że chyba ma coś wspólnego z lecznictwem. Pokiwała głową i wzięła od Arlet rękawiczki. Miała nadzieję, że dziewczyna również wspomoże ją trochę swoją wiedzą..to przecież krukonka, nie? Wyglądała na miłą, ale i na trochę nieśmiałą..dla Eve, która była osóbką bardzo towarzyską stanowiło to jakieś wyzwanie, ale będąc z nią w jednym miejscu na pewno długo to nie potrwa. Nawet najgorszy ponurak nie potrafiłby się przy niej nie uśmiechnąć.. Spojrzała na Dyptam, mierząc go czujnym spojrzeniem. Niby taka normalna roślina z zewnątrz, ale tym co miała w środku mogła ich w każdej chwili totalnie zaskoczyć. Zupełnie tak jak ona, pomyślała. Niby taka zrównoważona i opanowana, a wewnątrz to po prostu kosmos z żelkowym Ufo na czele. Tutaj dobrze by pasowało powiedzenie " nie oceniaj po okładce " nie wiadomo przecież, co taki człowiek jak ona może ci zszykować.. Po głębszej analizie chwyciła ostrożnie obiema rękami łodyżkę roślinki i lekko ścisnęła. Teraz chwila prawdy..jednak nie doczekały się żadnej reakcji. Nic ich nie obryzgało, nie oblapitało..WOW. Normalnie prawie za każdym razem jej się obrywało..jak nie od zielonego czegoś Ulki to od swojego. Zadowolona ścisnęła jeszcze raz, aż wyleciało jej na rękawiczki trochę dziwnej mazi. Odwróciła się do Arlet, ruchem głowy wskazując na pojemniki stojące obok. - Pomożesz mi ? Podaj mi miskę, muszę ją tym czymś wypełnić - powiedziała, uśmiechając się lekko. Następnie, gdy zadanie zostało zrobione, zdjęła rękawiczki i rzuciła je gdzieś przed siebie. Misja wykonana ! - No i sprawa załatwiona. Obyło się nawet bez większych skutków ubocznych.. - rzuciła wesoło, rozglądając się za panią profesor, która w jej mniemaniu była nauczycielem dość nietypowym, szczególnie z wyglądu. Nie miała jej tego jakoś za złe, przynajmniej lekcje były w miarę luźne. A teraz może uda jej się odrobić punkty, które straciła na zeszłej niefortunnej astronomii ( Choć nadal sądziła, że to nie jej wina, że przyszła tak późno ! to wszystko przez te żelki..). Zaczęła rozglądać się po cieplarni, z ciekawością obserwując zmagania innych par.
Jednak długo nie potrafiła byc smutasem wiec szybko sie usmiechneła w strone kolezanki. Spojrzała na rosline w jej rękach.Nie miała pojęcia, czy chodziło o to, konkretnie ale raczej tak. - Mruknęła oglądając roślinę z kazdej strony. Podała misę i podstawiła prosto kolo rosliny aby skapywała wprost do misy a nie w innym miejscu. Wzięła do ręki kawałek rośliny i obróciła w palcach. Tylko tyle? Żadnych skaleczen, otarc i inych -Powiedziała unosząc swoj kawałek rosliny w górę Rozejrzała się po klasie jaka para skończyła przynajmiej praca nie na marne poszła i jednak cos wyniesie z zielarstwa
Praca wre, wszystko jest na dobrej drodze. Dziewczyna chwile szukała rośliny przeciskając się przez pełną uczniów szklarnię. Stanęła w końcu przed nią, trochę zmęczona, trochę smutna i zimna jak zawsze. Włosy związała, w końcu nie chce ich sobie ubrudzić. Już wyobrażała sobie zmywanie tego świństwa w razie jakiegoś niepowodzenia. Czyrakobulwa nie za bardzo przypominała roślinę, raczej obleśne ślimole, no ale taki urok zielarstwa... Chyba i tak lepsze to od Mandragor. Oprócz tego roślina ta była pokryta była bąblami pełnymi żółtawego płynu. Znalazła wolny kawałek blatu obok rośliny następnie wyczytała z podręcznika, że to właśnie ten obrzydliwie wyglądający płyn jest składnikiem maści na trądzik. Dziewczynie drżały ręce, choć świetnie wiedziała, co ma robić. Zaduch panujący w pomieszczeniu nie ułatwiał sytuacji, wszystko wyślizgiwało jej się z rąk, rękawice średnio pomagały. Jednakże dość staranne notatki na marginesie podręcznika, determinacja, jaką w to zajęcie włożyła i czysta logika doprowadziły pierwszy etap do sukcesu. Z resztą... Nie trzeba mówić, przecież większość wiedziała, że Pierre po prostu jest zdolna. A reszta najwyraźniej nie była godna obcować z nią... I bardzo dobrze. Wyciskanie składnika nie było najprzyjemniejszym zajęciem, ale z drugiej strony... Po tym miejscu można się spodziewać o wiele gorszych praktyk. Żółtawy, śmierdzący niczym ropa płyn był już w odpowiednim pojemniku i czekał wyłącznie na rozcieńczenie. Cait obchodziła się z nim nadzwyczaj delikatnie, w końcu nie chciała trafić z poparzeniami do skrzydła szpitalnego. Na samą myśl o takim zrządzeniu losu czuła pogardę. W końcu zachowałaby się jak jakiś nie zdający sobie sprawę z zagrożenia bezmyślny Puchon... Ble. Rozejrzała się jeszcze raz za przyjaciółką, może po prostu zagubiła się w tłumie? Ślizgonka jednak nie mogła jej dostrzec. Eh... Takie głupie zrządzenie losu. Czas jednak dokończyć dzieła i zrobić roztwór tego świństwa. W najgłębszych szuflad pamięci odgrzebała proporcje, co jeszcze bardziej utwierdziło ją w zielarskich predyspozycjach, napawało dumą do samej siebie. Z zadowoleniem spojrzała na wynik swojej pracy... Ciekawe, co powie Adha, gdy to zobaczy. Miała nadzieję, że nie będzie zła. Cait mogła poczekać, mogła jej poszukać... Tylko jedna, małą kwestia - to nie było w jej stylu. Nigdy ona nie wychodziła z inicjatywą do kogoś, zawsze chciała by to inne osoby skakały a ona by tylko patrzyła. Choć Adha była jej bliższa niż reszta, jednak nie miała zamiaru się zmieniać... Never.