By uczniowie z innych domów mogli się bardziej z integrować, równocześnie odpoczywając po ciężkim dniu nauki powstał Salon Wspólny. Jego wnętrze jest wypełnione barwami wszystkich czterech domów. W wielkim kominku naprzeciwko kanapy zawsze miga wesoło ogień. Wokół niego rozstawione są żółto- czerwone sofy. Oprócz tego można tu znaleźć niewielkie stoliki razem z pufami, by móc przy nich na odrobić lekcje. Są one rozstawione przy ścianie, naokoło kominka. Na co dzień z ogromnych okien padają promienie słoneczne, rażące w oczy siedzących blisko nich uczniów. Zaś sufit Salonu Wspólnego posiada malunki zwierząt czterech domów razem z przynależnymi do nich kolorami.
Uśmiechnął się delikatnie do Xaviera, widząc, że on od razu wyczuł jego podstęp. Zresztą tego też się spodziewał. W końcu zawsze wcześniej sam bywał na takich integracyjnych zabawach. Twarze się zmieniały i miał okazję poznać kilka nowych osób. Kilku z nich nawet się nabrało na jego poważny ton i wejście smoka. Oczywiście odmachał lekko @Lucy Shercliffe na powitanie posyłając ciepły uśmiech. Dołączył do gry w chwili kiedy padło zadanie "nigdy nie" przez co przechylił szkło z alkoholem. Uśmiechając się cierpko do swoich myśli. Pamiętał dokładnie tego kolesia. Oj bardzo dobrze go zapamiętał, ale nie z tego powodu, a bójki do jakiej między nimi doszło i że Polak zrobił mu z gęby totalną jesień średniowiecza, a także reset dysku twardego. Czyszcząc mu ponoć pamięć. Co się dalej z nim działo nie miał pojęcia. Ale przestał wchodzić mu w drogę. Impreza zapowiadała się nieźle, ale wtedy dostrzegł Rysia. Tak dawno jej nie widział, no i co ona robiła tutaj w takim stanie? Chciał podejść ale dopiero co przecież usiadł, więc pomachał do niej na powitanie, ale coś się dziwnego działo z dziewczyną. Nie oderwał od niej wzroku, wstał od grupy i przepraszająco spojrzał się po twarzach. - Przepraszam, ale muszę odejść i coś sprawdzić - rzekł, a jego słowa zdawały się brzmieć ciężko. Wyglądwł na mocno zmartwionego. Nie czekając dłużej odwrócił się na pięcie i pognał za Dulce i Rysiem. Jego jedyną, najprawdziwszą przyjaciółką. Za siostrą którą tak bardzo chciał zawsze mieć. Z/t
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Zajęła się głównie obserwacją i sączeniem Ognistej Whisky od czasu do czasu. Uwielbiała fakt, jak bardzo zmieniała się w czasie takich imprez - wręcz można to było porównać do rozpalania się. Wyzwalała z siebie wtedy jak najwięcej żaru i gorąca tak, że naprawdę przypominała płomień. Rozniecała tłumy tak, żeby płonęły dziko i błyskawicznie. Blaithin nie lubiła momentów, w których czuła się... przygaszona. Tymczasem ludzie zajęli się grą w butelkę. Przyglądała się kolejnym wyzwaniom, wypijając spory łyk Ognistej, kiedy Leo wypowiedział swoje zdanie. Na całe szczęście nie musiała uczestniczyć w tak gorącym pocałunku, jak ten którymi uraczyły się dziewczyny. Także cmoknęła lekko Lucy w usta i choć nie uniosła warg w uśmiechu to jednak w oczach Fire lśniły rozbawione ogniki. Wzięła butelkę i zakręciła nią, licząc na to, że wylosuje coś świetnego i wymagającego. Padło na Ślizgonkę, której wcześniej się przyglądała. - Przyznaj, zaczarowałaś ją jakoś. - wskazała głową na butelkę, jednocześnie zaczesując rude pasmo włosów za ucho. Musiała odebrać Swinton jakąś część garderoby i Blaithin bardzo się to spodobało. Zbliżyła się do Mads powoli i z rozmysłem zaczęła mierzyć całe ciało jasnowłosej wzrokiem. Zastanawiała się, czy być łaskawą i pozbawić dziewczynę zaledwie buta, czy może postawić na coś odważniejszego. Co prawda, zdecydowała się na w miarę niewinne zagranie. W miarę... Sięgnęła do szarego swetra, żeby powoli zsunąć go z ramion Ślizgonki, uważając, aby nie dotknąć bezpośrednio palcami jej jasnej skóry. Swoimi błękitnymi oczami czujnie patrzyła w równie błękitne oczy Swinton, co nie stanowiło zbyt wielkiego wyzwania dla kogoś, kto wygrywał już tyle pojedynkowych spojrzeń. Nie przysuwała się zbyt blisko. W końcu ściągnęła sweter do końca i zabrała go, żeby ułożyć sobie na kolanach. Fire nie chciała wracać na poprzednie miejsce, skoro poduszka obok Mads była wolna. Przyjrzała się białej koszuli i stwierdziła, że jeśli jeszcze ją później wylosuje, zagra ostrzej, dużo ostrzej. Oddała swoją kolejkę Ślizgonce. - Chyba nie przepadasz za alkoholem. - skomentowała, sięgając po jedną z butelek ze szkarłatnym alkoholem. Widziała wcześniej, że dziewczyna zareagowała dość dziwnie po wypiciu alkoholu. Sama Fire powinna ze względu na swojego ojca mieć zupełnie inny stosunek do tego typu napojów, ale najwidoczniej stało się inaczej. Wyciągnęła nogi przed siebie, nie zwracając uwagi, że może tymi glanami komuś przeszkadzać. I tak byli w miarę ściśnięci. Pociągnęła łyk palącego trunku, zapijając tym samym słodki smak ust Lucy. Poczuła delikatne zawroty głowy, dlatego podparła się jeszcze dłonią o podłogę na wszelki wypadek, odstawiwszy whisky. - Co to za badziewna muzyka... Ktoś może to zmienić? - skrzywiła się, słysząc tani pop. Drażnił uszy Fire na tyle, że chętnie zmieniłaby zaklęciem to na coś cięższego i bardziej w jej stylu. Tylko, że szum w głowie utrudnił Gryfonce na daną chwilę skupienie się i przypomnienie jakiegoś utworu.
No i dobra! Zabawa się kręciła, tylko ludzi zaczęło ubywać i to pod jakimiś śmiesznymi pretekstami. Mad zaczęła się już gubić - kto jeszcze gra, a kto już sobie odpuścił? Atmosfera jakby odpadła, nawet pomimo tego, że zrobiło się ogólnie nieco "gorąco" przy ostatnich zadaniach. Tym bardziej ucieszyła się, że Blaith wybrała sweter. W pierwszej chwili, kiedy dziewczyna się zbliżała patrzyła na nią z lekkim niepokojem, nie wiedząc czego się spodziewać. Drgnęła delikatnie, patrząc gryfonce w oczy, kiedy ta zsuwała sweterek z jej ramion. Robiła to powolutku, więc moment przeciągał się w nieskończoność. Poczuła chłód na swoich odkrytych ramionach, ale było to całkiem przyjemne, więc nie oponowała, kiedy towarzyszka zabrała sweter ani kiedy usiadła obok. Uśmiechnęła się do niej zaczepnie. - Oczywiście, że zaczarowałam! Jestem w końcu czarownicą, nie? - Puściła do niej oko i zaśmiała się bujając lekko na boki. - Nie cierpię alkoholu. - Wzdrygnęła się lekko. Nie wyobrażała sobie, jak można to świństwo pić! Przyszła natomiast jej kolej na losowanie, więc zakręciła butelkę i prawdę mówiąc nie zdziwiłaby się, gdyby padło na nią samą, ale szczerze - nie miała ochoty sama się rozbierać ani całować! Ostatecznie szyjka wskazała na puchonkę po drugiej stronie kręgu. Znała Sun, bo studiowały na tym samym roku. Spotkała też puchonkę ostatnio w mało przyjemnych okolicznościach w kawiarni w której pracowała. Uśmiechnęła się do niej nieco złośliwie i wstała z miejsca. Nachyliła się nad koleżanką i dotknęła jej ust swoimi. Nie zamknęła przy tym oczu, nie sprawiało jej to zbytnio przyjemności. Była rozczarowana, że zadanie okazało się tak proste i łaskawe dla nich obu.
Siedziała w milczeniu rozglądając się dookoła. Była ciekawa kiedy w końcu ktoś ją wylosuję. Nagle Madeleine, osoba która niedawno prawie zabiła ją w pracy za wylanie na nią kawy wstała i powoli do niej podeszła. Złożyła ja jej ustach delikatny i obojętny pocałunek po czym wróciła na swoje miejsce. Sunny nie wzruszona tym zdarzeniem zrobiła do potrzeba by zacząć losować, zakręciła butelką, która wskazała na "Blaithin "Fire" A. Dear".Tak więc Sunny posłusznie wstała i powoli podeszła do gryfonki z cichym westchnieniem, usiadła obok niej i wpiła się namiętnie w jej usta. Kiedy skończyła wróciła na swoje miejsce i rozejrzała się ponownie dookoła. No tak, zawsze trafiały jej się takie zadania jak by nie mogła odpowiedzieć na jakieś dziwne pytanie, tylko od razu całowanie. Trafila dziewczynę chociaż nie miała problemu z całowanie tej samej płci. Wolała jednak facetów, nie to żeby coś.
Kostka: 6 Tarot: MAG - Blaithin "Fire" A. Dear
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Jako iż poprzednia osoba nie odpisywała, Sunny losowała wczoraj jeszcze raz.
Blaithin często bywała nieprzewidywalna, co sprawiało, że odczytywanie zamiarów tej dziewczyny sprawiało trudności nawet ludziom, którzy znali ją od dawna. Mogła w każdej chwili zrobić coś zupełnie niepasującego do jej charakteru i zapewne zdziwienie nie trwałoby długo. Poza tym kto nie lubił tajemniczości? Dlatego fakt, że nawet Swinton spojrzała na nią trochę niepewnie sprawił, że Fire odczuła coś w rodzaju władzy nad Ślizgonką. Władza... Bardzo niebezpieczna rzecz. Podobnie jak ogień. - Zgaduję nawet, że czystokrwistą. - rudowłosa przewróciła lekko oczami. Już na pierwszy rzut oka zorientowała się, jak bardzo dziewczyna jest ekspresywna, co automatycznie sprawiłoby, że Fire hamowałaby własną mimikę i odruchy. Tyle, że w danej chwili whisky zaczynała mieszać trochę myśli Szkotki. - To wbrew zasadom... Podoba mi się. - mruknęła, unosząc prawy kącik ust. Znała niewielu abstynentów i w pewnym sensie zazdrościła takim ludziom silnej woli. Nigdy by się do tego nie przyznała przed samą sobą oczywiście, ale sama nieraz cisnęła z nienawiścią butelką o ścianę. Myślała o tym, co alkohol zrobił z jej ojcem i zamilkła. Mads zajęła się kolejnym zadaniem, a Fire wyciągnęła różdżkę, którą ostatnio wymachiwała praktycznie co chwilę i zmieniła muzykę. Rozbrzmiała jedna z piosenek Giętkich Różdżek. Lubiła ich utwory, a to czy lubili je inni już w ogóle nie obchodziło Gryfonki. Spojrzała dość nieufnie na szyjkę butelki, która zatrzymała się na jej własnej osobie. Skontrolowała krótkim, ale uważnym spojrzeniem postać chyba Puchonki. Posłała dziewczynie wyjątkowo prowokacyjne spojrzenie, może nawet trochę zamglone przez whisky. Pozwoliła na głęboki pocałunek, znosząc taką bliskość całkiem dobrze. Z pewnością to zasługa tego, że muzyka huczała w głowie Dear (chyba ustawiła ją trochę za głośno), a nieznajoma nie nalegała na jakieś obściskiwanie się. Położyła ostrożnie dłoń na policzku Puchonki i przymknęła oczy. Zaraz potem odeszła bez żadnego słowa, ale Fire musiała wtrącić swoje trzy grosze. - Masz słodziutkie usta, mała. - posłała jej uśmiech i zakręciła butelką. Tym razem podniosła swoje siedzenie z niechęcią, żeby podejść do Xaviera. Nie dlatego, że miała coś przeciwko zadaniu, ale po prostu miło się siedziało na tej poduszce. Lubiła Xaviera i wydawał się naprawdę dobrym kumplem, dlatego Fire bez problemu lekko musnęła usta chłopaka, tak żeby wyszło bardzo delikatnie. - Ale friends with benefits nie zostaniemy. - parsknęła wesoło śmiechem tak bardzo do niej niepodobnym, zaczesując jeszcze pasmo swoich rudych włosów za ucho. Wiedziała, że Xav podejdzie do tego, jak do najzwyklejszej w świecie zabawy i bardzo dobrze. Zaraz potem opadła na poduszkę obok Mads i westchnęła. Zapaliłaby, ale prawdopodobnie skoro Ślizgonka nie lubiła alkoholu to nie lubiła też innych używek, więc sobie odpuściła. Dlatego tylko zakołysała się do kolejnej rockowej piosenki. - Jak tak dalej pójdzie to usta mi spierzchną. - przygryzła wargę, przelatując wzrokiem po całym towarzystwie.
Poczuł małą ulgę, gdy dziewczyna zgodziła się z nim zatańczyć pomimo wcześniejszej chwili słabości związanej z ognistą whiskey. Gdy zaczęli, szybko wyczuł, iż Madeleine tym razem postanowiła potraktować ich skromny występ na poważnie. Nie wygłupiał się więc, co paradoksalnie sprawiło, że jeszcze bardziej się rozluźnił. Wczuł się w lecącą w tle muzykę i pozwolił, by ich ruchy dopasowały się do siebie. I chyba się udało, po poczuł się naprawdę dobrze. Jakby zatańczył z Ślizgonką setny raz, a nie pierwszy w życiu. W końcu ich taniec jakoś naturalnie dobiegł końca i z powrotem uzupełnili krąg wokół butelki. Xavier na razie spasował z alkoholem, osiągnął odpowiedni stan rozluźnienia i na tę chwilę nie potrzebował ładować w siebie więcej whiskey. W dodatku ruch w końcu rozprowadził trunek po całym jego ciele, co zadziałało z podwójną siłą. Po jakimś czasie szyjka butelki znów wskazała Xava. Dear zbliżyła się i pocałowała go delikatnie w usta, co nie wstrząsnęło nim jakoś specjalnie. Fire była piękna, seksowna i pociągająca, lecz kumplowali się już w takim stopniu, że fajerwerki najzwyczajniej nie odpaliły. Poza tym to był zwykły mały całus. - Jak to nie? - powtórzył, robiąc zawiedzioną minę i dotykając palcami swoich ust. Oczywiście zgrywał się tylko. W dodatku wyglądało na to, że Fire zainteresowała się już kimś zupełnie innym. Wychylił się do butelki i zakręcił nią. Tym razem wylosowana została Vittoria Findabair. I znów Xavier nie czuł się zbyt pewnie ze swoim wyzwaniem. Nie znał Gryfonki za dobrze, kojarzył ją tylko z zajęć (na jednych chyba nawet wymienili między sobą zdania), w dodatku nie wiedział czy czarownica ma na przykład chłopaka. Z drugiej jednak strony - to była gra. Zarówno on, jak i Vittoria zgodzili się w nią zagrać. Przeszedł więc do dziewczyny i przysiadł tuż przy niej, przez kilka sekund wpatrując się z wyzwaniem w jej oczy. Wreszcie pochylił się, przymknął powieki i oddał jej długi, namiętny pocałunek. - Twoja kolej - powiedział z uśmiechem, gdy skończyli i wrócił na swoje miejsce.
Ło boże, co tu się działo. Chyba za dużo alkoholu, bo nie do końca wiedziała, co się wokół niej dzieje. Moment moment. Spróbujmy się zastanowić co się działo... No nie ma szans, nie pamięta. Wiedziała tylko, że było jakieś zamieszanie, na które nie zwróciła większej uwagi, bo brały w nim udział dwie krukonki. Butelka i tak toczyła się i toczyła, aż w końcu padło na nią. Zerknęła na chłopaka, który to ją wylosował. Kto to jest w ogóle? Widziała tego chłopaka kilka razy w życiu i jakoś nie nawiązała z nim nigdy głębszych relacji. Po jego minie jednak dość szybko domyśliła się jakie będzie wyzwanie. Był tak niepewny i tak speszony, że na pewno musiał ją pocałować. I nie pomyliła się. Spokojnie, Titi jest wiecznym singlem, więc takie zadanie kompletnie nie stanowiło dla niej problemu, dlatego też gdy Xavier spiął już dupę i podszedł bliżej posłała mu jedno ze swoich kuszących spojrzeń. Szybko poszło mimo iż pocałunek trwał przez dłuższą chwilę. Po prostu się nie rozdrabniali - to była tylko gra. - Dzięki - Rzuciła do chłopaka po czym wzięła butelkę i zakręciła. Wypadło na ognistowłosą gryfonkę. No dobra, co to ona ma zrobić? Ah tak. Rozebrać ją. Ale po co, skoro Blaithin była tak ładnie ubrana! Szkoda psuć ten zestaw. Podeszła więc do niej i z szerokim uśmiechem odebrała jej buta. Zrobiła to szybko, bez jakichkolwiek zahamowań. Oddała jej również butelkę. A potem co? Razem z butem opuściła Salon Wspólny. Musi do łazienki...
Czasami miał wrażenie, że to wszystko było jakąś pomyłką. Trafił tutaj przez jakiś dziwny błąd w systemie (- czy czarodzieje mieli w swoim ministerstwie komputery..? -) albo jakiś nierzetelny księgowy pomylił cyferki w numerze domu.. Ewentualnie wchodząc na któreś drzewo, w końcu pięknie uległ grawitacji i wszystko co działo się przez ostatnie kilka lat było snem w śpiączce. Brzmiało na całkiem niezłe wytłumaczenie, na pewno bardziej logiczne, niż przyjmowanie wszystkiego wokół za dziejącą się rzeczywistość. No co? Były takie dni, podczas których on sam czuł się cholernie nierzeczywiście, wymachując tym śmiesznym kijkiem, mamrocząc pod nosem drobne, nieprzydatne nikomu zaklęcia. Albo czytając rozdział w księdze do zaklęć. Księga zaklęć, jak to w ogóle brzmi?! Różdżka? Czary? Żył w tym świecie od pięciu lat i wciąż miał chwile słabości, w których czuł się jak totalny kosmita, próbując znaleźć dla siebie miejsce w zamku. - Może gdybym w końcu się wysilił i znalazł tą swoją siostrę.. - Nie. To jeszcze nie był ten moment w którym mógł z podniesioną głową stanąć przed nią i ze szczerą pewnością oświadczyć, że jest tym zajebistym bratem, którego straciła wiele lat temu. Nie był jeszcze zajebisty. Czy może raczej.. Jego subiektywnym zdaniem nie był? Brzmiało lepiej! Tak czy inaczej, w tym swoim śmiesznym napadzie idiotycznego bezsensu istnienia i poczucia braku swojego miejsca gdziekolwiek, leżał właśnie na tej głupiej kanapie w salonie, przyglądając się malowidłom na suficie. Nogi luźno przewieszone przez naramiennik kanapy, wystukiwały miarowy, acz dość nerwowy rytm, odpowiadający z resztą temu, co wybijały palce, splecione gdzieś na wysokości mostka.To ma sens, prawda? Kiedy egzystencja przytłacza, a życie wydaje się ładnym kolorowym filmem na który nie masz wpływu; patrz w ładny sufit, może przejdzie szybciej! Albo przynajmniej spadnie ci na łeb i uprości całą sprawę. Cholerny świat.
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
Nudziła się. Nudziła się aż tak bardzo, że zawędrowała do Salonu Wspólnego. Sama nie wiedziała, co ją do tego podkusiło, być może nieustająca potrzeba wkurwiania ludzi, która kierowała jej całym życiem, a może to, że chciała pogadać z kimkolwiek, kto nie nosi zielonego krawatu. W sumie to z tym krawatem przesadziła, w końcu mało kto nosił mundurek po lekcjach, a właśnie o takiej porze tutaj przyszła. No, ale nudziło jej się. Salon był jedyną szansą na to, że znajdzie sobie jakieś towarzystwo i może nawet zagra z kimś w jakąś grę. Miała ochotę na gargulki albo jakąś inną mało skomplikowaną grę, ale w tej chwili nawet na Therie by się zgodziła. Tak sobie siedziała i, siedziała i rozglądała się po pomieszczeniu i nie mogła wyczaić nikogo interesującego, więc wstała, może tak pójdzie jej szybciej. Dzięki temu, że była tak wysoką osobą, wyglądała niczym latarnia albo inna wieża Eiffla, dzięki czemu miała dużo lepszy widok. No i wypatrzyła, coś kręconego leżało na jednej z kanap i wgapiało się w sufit. Nie wiedziała, jak rozpocząć rozmowę, może gdyby jakoś bardzo nie zależało jej na tym, czy chłopak się ulotni albo karze jej spadać to zrobiłaby to chamsko, siadając mu na brzuchu i podduszając swoim chudym dupskiem. Teraz jednak chciała zrobić to trochę dyskretniej, może nie jakoś skradając się albo próbując odciąć mu drogę ucieczki, ale i tak. No to podeszła do niego i nachyliła się nad jego głową. Na jej buzi błąkał się delikatny uśmiech. Chciała chociaż raz wyglądać miło, a nie tak jak zawsze tylko ta ponura mina i ponura mina. Włosy opadły jej wokół twarzy, toteż zgarnęła przeklęte kosmyki i założyła je za uszy, tak by chłopak mógł wyraźnie widzieć bladą twarz meksykanki. - Siema loczku - rzuciła lekkim tonem - Wyglądasz na strapionego życiem może, zamiast się martwić zagrasz ze mną w jakąś grę - dalej stała nad nim i jakoś tak wyszło, że nie dała mu dojść do słowa, a może to on był jednym z tych małomówny, w każdym razie kontynuowała niezbaczająca na chłopaka - Pozwolę Ci wybrać grę. - dodała na koniec, ciągle pochylając się nad nim.
Właściwie to głupi był, to musiał sobie przyznać. To znaczy, przydawał bardzo często, zwłaszcza ostatnimi czasy. Jeśli chciał świętego spokoju.. Dlaczego po prostu nie zaszywał się we własnym łóżku w zamku? Dlaczego spośród wszystkich miejsc do bezsensownego rozmyślania o życiu, istnieniu i prawdziwości tego co realne, wybierał coś tak ruchliwego, jak ten salon? Znał odpowiedź. I brzmiała tak sztampowo na nastolatka z problemami z auto-akceptacją, że aż chciało mu się rzygać. -Głupi, bezsensowny, zadufany w sobie egoista bez- Idiotyczną tyradkę we własnej głowie przerwało mu pojawienie się zaraz przed jego twarzą.. Tej.. Cholera wie, nie znał jej na pewno; zapamiętałby pannę, która sprawiała wrażenie świecącej w ciemności z racji swej bladości. Ha! A myślał, że to on ma dziwaczną karnację. Zamrugał szybko, chcąc skupić spojrzenie na jej oczach; tym samym, rozproszony, zaprzestał rytmicznego stukania o biedny mebel i wierzch własnych dłoni. Dobra. Przyzna jej. Nawet się nie zezłości wparowanie w buciorach do jego depresyjnego kącika, bo przyjemnie się na nią patrzyło. Chyba był początkującym seksistą, huh. Do tego wydawało się, że nie oczekiwała od niego zbyt wielu słów, co idealnie się na dzień dzisiejszy składało.. Chociaż wypadałoby coś powiedzieć, a nie tak, gapić się jak ciele w malowane wrota, przyglądając specyficznym rysom twarzy. - ...masz zabawny nos. Taki wąski. - rzucił mruknięciem, bardzo elokwentnie zapewne, chociaż zbytnio się tym nie przejmował. Na co komu kurtuazja? Przereklamowana vintage bajera dla staruchów. Gwoli zakończenia wcześniej wybijanego rytmu, stuknął jeszcze kilka razy dłońmi w swoją klatkę, na dwóch różnych poziomach, otrzymując kilka pustych i pełnych dźwięków. Po co? Dla zasady. Nie można było przerywać melodyjki tak po prostu, to podobno przynosiło pecha.. A może sam to wymyślił? Już nie był pewny. Ostatni dźwięk stanowił jego dłoń, uderzającą o oparcie kanapy, pomagającą właścicielowi stoczyć się w bok, na kolana, zaraz obok mebla. Nie, nie lubił być przypierany w jakikolwiek sposób, do czegokolwiek. Przysiadł na własnych piętach, zaczesując włosy palcami do tyłu. - Jaki mam wybór? - był leniwy, okay? Czasami zwłaszcza. Dzisiaj zwłaszcza. Mimo to, ciemne oczy przyglądały się jej ciekawie, jako że chłopak nie był wcale przyzwyczajony to tego, by ludzie zaczynali konwersację, co dopiero znajomość, w podobny sposób. U live and u learn?
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
- Dzięki, jak chcesz to możesz dotknąć - złapała rękę chłopaka i naprowadziła ją na swoją twarz - Ale nie dłub i oka nie wyciągnij, bo chce je zachować w całości tak do dwudziestych siódmych urodzin, potem jebać, najwyżej popełnię samobójstwo jak Kobain. - Wyglądał jej na kogoś, kto zna się na mugolach, więc śmiało wspomniała o artyście, który w wieku dwudziestu siedmiu lat popełnił samobójstwo. Drama była w stanie to zrozumieć, być może nie była aż tak artystyczną duszą, jak Kurt, ale coś tam z artysty miała i wiedziała, że życie jest ogólnie ciężkie. A jak jesteś uzależniony od jakichś wspomagaczy, to już całkiem. Przesrane. Czuła się trochę dziwnie, jak tak się w nią wpatrywał. Nie, żeby była jakoś wstydliwa czy płochliwa, nie myślała o tym, żeby przed nim w tym momencie uciec, bo się gapił, co to, to nie, ale jakoś tak. No dziwnie, szczególnie że nikt wcześniej się nie patrzył. Czasem ludzie zwracali uwagę na jej wzrost, ale nigdy na twarz, a już szczególnie na nos. - No wyboru nie masz, chyba że mi zwiejesz, ale proszę, nie rób tego, bo tu sami nudziarze - rozejrzała się po pokoju, w którym właśnie się znajdowali i porozumiewawczo oraz całkowicie nie konspiracyjnie, machnęła głową w stronę bandy trzecioklasistów, którzy zawzięcie gadali o nauce albo innym Quidditchu. Drama, wychowana trochę po mugolsku była całkowicie ponad tym. Jedyną rzeczą, jaka interesowała ją w stu procentach, była perkusja, no ale przecież z perkusja sobie nie pogada i nawet taka szkapa jak ona potrzebowała ludzkiego towarzystwa. Oczywiście, przy wyborze potencjalnego odbiorco-nadawcy treści była wybredna. Kij z wyglądem, ale teoretyczny przyjaciel musiał zwrócić na siebie jej uwagę, a o to było czasem trudno, ponieważ brunetka bywała baardzo roztrzepana i odbierała świat wieloma zmysłami. Szybko traciła zainteresowanie, a jej uwaga skakała z miejsca na miejsce, z osoby na osobę. No i bywała chamska, to odrzucało on niej innych. Prawdziwa dziwaczka z krwi i kości. - No to wybierasz tę grę, czy ja mam wybrać - odsłoniła nadgarstek, na którym nie znajdował się nawet zegarek, ale przecież poudawać można - Bo zaraz skończy Ci się czas - rzuciła jeszcze i spojrzała na bruneta wyczekująco.
Wyraźnie dzisiejszy dzień, rozpoczęty w tak beznadziejny sposób, miał się wywrócić do góry nogami, a po drodze zrobić jeszcze kilka bardzo atletycznych salt. Wszystko przez tą dziwną, bladą istotę o śmiesznym nosie, dziwnych rysach twarzy i jej elementach, przyciągających spojrzenie Gabriela na chwilę dłuższą, niż chciałby to przyznać. Nie znosił stwierdzać, że ludzie są atrakcyjni. Nie do końca wiedział skąd mu się to właściwie wzięło, ale podejrzewał, że chodziło o sam fakt rozpraszania. To brzmiało sensownie, prawda? Ładni ludzie (zwłaszcza kobiety) rozpraszali i swoją obecnością utrudniali myślenie, a jakby tego było mało czasami spędzali sen z powiek. Bez sensu. Ta konkretna była jeszcze dodatkowo na tyle bezczelna, by od samego początku wchodzić w jego przestrzeń osobistą i go, cholera jasna dotykać. Tego też się nie spodziewał, ale zamiast zaprotestować, zmarszczył jedynie brwi, patrząc na nią z wyraźnym skonfundowaniem. O co tu właściwie chodziło? - Cobain? Jestem zdania, że ktoś mu pomógł. Ale to dłuższa dyskusja. - mimo, że od początku miał zamiar cofnąć dłoń w momencie, w którym tylko będzie miał na to okazję (naprawdę nie chciało mu się jej wyrywać, za dużo zachodu) zrobił to dopiero po tej krótkiej wypowiedzi, posyłając jej nawet krótki, lekko rozbawiony uśmiech.. Który zamienił się całkiem szeroki uśmiech, słysząc wzmiankę o nudziarzach w pokoju. - Mogło być gorzej. Wiesz.. Debaty o wróżeniu z fusów i takie tam.. - ramionami wzruszył już na podłodze, zerkając w kierunku młodszego rocznika. Cholera wie o czym debatowali, z drugiej strony interesowało go to tak bardzo jak zeszłoroczny śnieg. Dla uściślenia: wcale. - Pytałem jednak o wybór wśród gier, Śnieżko. - podał powód swojego rozbawienia, wracając do niej spojrzeniem. Nie traciłby przecież oddechu, gdyby tak miał zamiar wstać i wyjść! Jej podejście zaintrygowało go na tyle, by nie tylko znieść jej towarzystwo, ale nawet dać się wciągnąć w czynną aktywność.. A może, po raz kolejny, to była kwestia tylko i wyłącznie posiadania wymówki do tego, by bezkarnie skakać wzrokiem po bardzo estetycznych elementach jej twarzy? - ..a może za dużo myślisz, ty mały dziwaku? - auto-pocisk we własnej głowie zawsze w cenie. Potrząsnął krótko głową, zebrał szybko myśli, postanawiając sięgnąć do pierwszej gry, jaka przyjdzie mu do głowy. - Coś prostego? Gargulki? Albo jakaś karcianka? - rzucił prościej, odwracając jedną dłoń wierzchem ku górze i podnosząc nieco ramię, chcąc tym samym zaznaczyć, że tak właściwie to wszystko mu jedno. Byle nie musiał zbyt wiele myśleć, bo i tak robił to już w nadmiarze ostatnio.
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
- Wybacz, ale jestem trochę zakręcona - rzekła całkowicie szczerze i by podkreślić swój stan, pokręciła palcem obok głowy, wskazując na to jak bardzo ma nierówno pod sufitem. Miała nadzieje, że zrozumie gest, czasem zdawało jej się, że czarodziei nie rozumieli jej niektórych słów, ale zdarzało się to na tyle często, że juz nawet jej to nie przeszkadzało. - Proszę, nie karciane, bo zaraz włącza mi się mod hazardzistki i gram na galeony. - zaśmiała się. Nie wielu ludzi wiedziało, że hazard był jej największa słabością, a wygrywanie sprawiało jej wielką radość. Od zawsze czuła wielką potrzebę rywalizacji, być może nie jeśli chodzi o rankingi szkolne, na to była za leniwa, ale jeśli była w czymś dobra, musiała być najlepsza. Dlatego też całe serce poświęciła grze na perkusji oraz zwierzętom. - Gargulki brzmią świetnie. - dodała jeszcze i pociągnęła go w stronę stolika najbardziej oddalonego od ludzi. Grając nawet w grę dla dzieci, czuła, że musi wygrać i potrzebuje maksymalnego skupienia, a przecież w centrum, ktoś mógłby im przeszkodzić. Wygodnie rozsiadła się na jednym z foteli, który stał obok stolika. - Accio Gargulki - dwa, wysłużone zestawy przyleciały do nich i wylądowały tuż przed nimi. Dziewczyna zabrała się za rozpakowywanie swojego, a cisza, która panowała obok nich wydawała jej się dziwna i krępująca toteż zagaiła. - Wydajesz się być jakiś młody, nie jesteś z mojego rocznika, nie? - mruknęła, obmyślając już taktykę na ich przyszłą grę - I ogólnie wyglądasz na jakiegoś takiego innego. Mugol? - na chwilę utkwiła w nim wzrok i oparła brodę o dłoń. Był młodziutki, ale ładniusi, a ona lubiła ładniusie rzeczy, jak sroka i kolekcjonowała ładne rzeczy. Od ładnych śmieci po srebrne naczynia, kamienie szlachetne czy inne magiczne bibeloty, które nie miały dla niej magicznego znaczenia i tylko i wyłącznie podobały jej się wizualnie. - Moja babka była olbrzymką, dzięki bogu odziedziczyłam po niej tylko wzrost. - Nie żeby miała coś do swojego pochodzenia, jednak cieszyło ją to, ze nie jest jakaś gruba czy brzydka. Czasem Drama była pusta, ale cóż, każdy potrzebuje kogoś kto udaje trochę głupszego w swoim towarzystwie, po to chociażby żeby się dowartościować. - Zaczynaj, jako feministka, daje Ci pierwszeństwo, w drzwiach też mnie nie musisz przepuszczać - uśmiechnęła się delikatnie i spojrzała na planszę wyczekując kostek chłopaka.
O ile z początku miał mieszane uczucia co do całej tej zabawy i dziwnej panny-śnieżki, która go zaatakowała, o tyle w tym momencie wychodziło na to, że.. Okazała się być genialnym rozpraszaczem odganiającym ponure myśli; przynajmniej tą część z nich, która zawładnęła nad świadomością, przyprawiając o stan w którym go zastała. Moze dlatego, że go bawiła? Tak, prawdopodobnie to właśnie było to! Bezpośrednia i rozgadana dostarczała rozrywki, a dodatkowo nie odczuwał jakiejś specjalnej potrzeby starania się o cokolwiek. Pysznie. Świetnie dla niego, gorzej dla niej, jeśli nie lubiła ciszy i ludzi, którzy woleli słuchać; bo właśnie, z ustawień fabrycznych i w trybie zombie tak właśnie się sprawa przedstawiała. Chłopaczyna którego zaczepiła był cwaniaczkiem, który obserwował, wyciągał wnioski i, jeśli mu się chciało, wybierał najlepiej pasujące do sytuacji zachowanie. Dzisiaj mu się wyjątkowo nie chciało.. Ale i tak wygrywała, skoro wciąż z nią siedział, dobrze to zaznaczyć po raz kolejny! Odpowiadał jej właściwie tylko krótkimi parsknięciami i krzywymi uśmiechami, zwłaszcza na wzmiankę o hazardzie.. Nie mogła niby wiedzieć, ale pierwsze o czym pomyślał, to był poker. To znaczy, poker czarodziejów! Krwawy Baron, o ile pamięć go nie zawodziła; chociaż nie miałby nic przeciwko nauczenia nowej znajomej brać w mugolskiego pokera.. Kto ją tam wiedział, może i jakaś arystokratka czystej krwi urwała mu się z choinki; teza się nawet umocniła, kiedy zadała mu ten zestaw głupiutkich pytań. Wiek i czystość krwi. Z jakiegoś powodu te dwie rzeczy wydawały się rządzić relacjami całego zamku! Poprawił się na swoim nowym miejscu, ważąc w dłoni otrzymany zestaw, zastanawiając, czy zagrać jeszcze większego dziwaka, czy może pójść na całość ze swoim dzisiejszym "nie ważne" i odpowiadać co mu ślina na język przyniesie..? - Piąta klasa. I nie znam statusu. Wychowali mnie mugole. - rzucił mimochodem, wzruszając jednym ramieniem stawiając na drugą opcję. Oczywiście kiedy mówił, przerzucił wzrok ze swojego zestawu, na Śnieżkę, posyłając lekki uśmiech, w momencie gdy zauważył, że postanowiła mu się przyglądnąć. Ot, gdyby pomyślała, że mógł się poczuć urażony; wolał uśmiechem podkreślić, że wcale nie. - Nie widać. Czy stąd to zakręcenie? - często ci małomówni byli brani za osoby, które zupełnie nie słuchają i mają za bardzo wszystko gdzieś, by zainteresować się czymkolwiek. Nah. W jego przypadku wręcz przeciwnie. Zwłaszcza, że dziewczę wywołało na nim ciekawe wrażenie do tej pory. Ani złe, ani dobre; ciekawe. Czerń i biel była nudna, hm? Kolejnym parsknięciem zareagował na wzmiankę o drzwiach - Świetnie, już się obawiałem, że następnym razem będę musiał na powitanie pocałować cię w rękę, Śnieżko. Kurtuazja to nie jest moja rzecz. - to wyszło, zanim ugryzł się w język. Zdarza się. Zawsze mogło być gorzej; mógłby na przykład zaproponować jej siłowanie się na rękę, zaraz potem, tak dla uświęcenia jej feminizmu. Dobrze, że miał zaczynać, co? Inaczej rozgadałby się jeszcze i nikt by na tym dobrze nie wyszedł, a tak skończyło się na złośliwym uśmiechu rzucanym w przestrzeń, kiedy rzucał tym śmiesznym kamykiem.. I oczywiście, że musiał mieć pecha! Pokarało! Gargulek splunął.. chybiając i tym samym sprawiając, że jego dłoń przylepiła się do jej kolana. Dobrze, że kolana? Huh. Zaklął pod nosem, głośniej dodając - Masz swój feminizm. - bo gdyby nie pozwoliła mu rzucać pierwszemu, to może byłoby inaczej!
- Nie no, jak bardzo chcesz się całować, to możemy — zagaiła zaczepnie. Zdawała sobie sprawę z tego, że może jest trochę nazbyt śmiała w stosunku do młodszego chłopaka. Ale przecież nic nie przeszkadzało w tym, żeby chociaż trochę go rozproszyć. Po trupach do celu, przy okazji rozrywając się podczas flirtu, idealne połączenie. No i interesowała ją reakcja krukona. Ciekawiło ją to czy się zawstydzi, czy może będzie tak samo, jak ona brnął w całą akcję. - A tak btw to jestem Dreama. Dreama Vin-Eurico, ale wolę jak mówią mi Drama, wiesz, lubię robić zamieszanie — uśmiechnęła się i wystawiła w jego stronę pięść, by przybił z nią żółwika. Po kostkach, które wyrzuciła mogła stwierdzić, że była pechowym dzieckiem. Nie dość, że wylosowała jedynkę, to jeszcze straciła jedną z kulek. Dzięki Merlinowi nie musiała losować eliksiru, bo ani on, ani ona nie stracili punków. Tym razem oczywiście, spodziewała się, że przyszłości będzie inaczej i pewnie trafi na jakąś durną amortencje. W tej chwili już wolałaby wypić wywar żywej śmierci. Widziała co napój, który powodował sztuczną miłość, wyprawiał z ludźmi, a przecież gdyby napój kazał jej wleźć na jakiegoś pierwszaka, a ona by go obmacywała to by była jej największa klęska, jeśli chodzi o kontakty z ludźmi. Hogwart nie był zbyt duży, więc zaraz cała szkoła by się o tym dowiedziała. Poniżające. - Jakiej muzyki słuchasz, stary? - rzekła i spojrzała na planszę, przegrywała, ale przynajmniej nie musiała siedzieć z ręką przylepiona do spodni, jak to było w jego przypadku. - Bo szukam towarzystwa do koncertów, nawet jeśli nie ma ich jeszcze zbyt dużo w Hogsmade. Mówię jeszcze, bo Enema nie zdążyła się zebrać do kupy. - Chociaż Drama starała się nie narzekać głośno na repertuar, który grali, to miała nadzieje, że za jakiś czas Gemma zacznie pisać jakieś ostrzejsze piosenki. Obecne niby były spoko, ale to nie było to co Drama chciała grać. W jej duszy grał punk, a nie jakieś popierdułki.
Sheridan był trochę jak uosobienie określenia "za bardzo". Ile to już razy słyszał, że jest zbyt szczery, zbyt małomówny, zbyt racjonalny albo chłodny! Brednie. Skomplikowany tok myślenia kazał mu myśleć, że póki coś w danym momencie było prawdą; było 100% tego co mogło być. Całkiem analityczny umysł nie chciał natomiast przyjąć, że mogło istnieć coś ponad tą wartością. Bo i jak mogło być czegoś więcej, niż po brzegi, czy jakkolwiek chcieliśmy to ująć? Stwierdzenie "jesteś czymś za bardzo", według Sheridana, było prostą obroną, która miała brzmieć jak atak; obroną przed konfrontacją, przed słowami lub zachowaniem, które przypierały do kąta, albo wymagały nieco więcej niż to zwykle przewidziane. Innymi słowy; obrona przed czymś, co lubił najbardziej. Wyzwanie. Zatrzymał się tylko na ułamek sekundy, nie tyle wahając, co porzucając irytację spowodowaną poprzednią turą, by zerknąć na dziewczynę obok, przyglądnąć się jej ciekawie. W pseudo-flirt też się mógł bawić, pewnie! - Może później. Jak już z tobą wygram. - odrzucił, uśmiechając się bokiem, przy tym lekko ściskając jej kolano, skoro już był zmuszony przez jakiś czas trzymać na nim rękę. Zaczepki, półsłówka, gierka bardziej lub mniej na poziomie.. Chociaż powiedzmy sobie szczerze, że sprytne comebacki były najskuteczniejszym typem. - Gabriel. Sheridan, skoro nazwisko jest istotne.. A ty tak pozostaniesz Śnieżką. - wzruszył jednym ramieniem, sięgając ręką, by zbić tego żółwika, mimo że wymagało to nieco więcej wysiłku, niż by mogło; gdyby nie poprzednia tura. Życie. - Nie pochodzisz z Anglii, hm? Pytam, bo zawsze chętnie słucham o innych krajach. - skoro już postawił na szczerość na początku tego spotkania, to czuł się zobowiązany (wobec siebie) do ciągnięcia podobnego podejścia. Musiał jeszcze wymyślić, jak rzucać dobrze, niedominującą ręką. Bycie oburęcznym by się w tym momencie przydało; niestety, będzie musiał spróbować radzić sobie podkręcając kamyki zwinnymi palcami. Po coś je, cholera, miał takie długie i dawno temu ćwiczył je w ramach dziennej rutyny na wszelkich instrumentach.. Niech się teraz przydają! Zwłaszcza, że jej rzut był całkiem niezły, przynajmniej na tyle, by niemalże wyrównać ich punkty. Trzeba to było naprawić. Zważył gargulka w lewej dłoni, przez krótką chwilę obracał go w palcach, przyglądając się ze zmarszczonymi brwiami, próbując wymyślić nową strategię rzucania. Nie, żeby na prawą dłoń jakąkolwiek posiadał; tam zdawał się tylko i wyłącznie na wyczucie, tutaj musiał się nieco bardziej postarać.. I właściwie, po rzucie stwierdził, że może powinien to robić częściej. Starać się. Potoczona kulka nie pokonała jakiegoś zabójczego dystansu, ale za to stuknęła w poprzednią, przybliżając nieco bardziej do tej białej, na samym środku. Świetnie! Przez jego wargi przemknął lekki uśmiech, ale stłumił go, postanawiając jeszcze nie tryumfować. Było na to zbyt wcześnie. Jego spojrzenie powróciło do bladej twarzy Dreamy, po pierwsze wyczekując jej rzutu, a po drugie, słysząc kolejne pytanie. Czasem zapominał, że ludzie to robią. Zadają pytania jak szaleni. Właściwie to całkiem lubił na nie odpowiadać! Miał wtedy pewność, że nie zboczył po drodze z tematu i nie porusza takich, które rozmówcę w ogóle nie interesują. - Właściwie.. Chyba nie ma takiej, której bym nie lubił? Wiem, brzmi nudno. Po prostu grałem prawie na każdym instrumencie, więc czerpałem ze wszystkiego... Najbliższe mojemu sercu była jednak gitara i klawisze, a w domu sięgamy ze znajomymi po cięższy, stary rock. Lata osiemdziesiąte były świetne dla muzyki. - rozgadał się? Niesamowite? Bywało, zależy o czym była mowa tak naprawdę. Były takie tematy, które całkiem nieźle rozwijały mu język. Ba, nawet zaczął wolną, nieprzyklejoną ręką, lekko gestykulować, mając nadzieję, że dzięki temu nie będzie brzmiał, jakby się przechwalał. Efekt mógł być właściwie dokładnie odwrotny, ale to już nie wpadło mu do głowy. - W tym momencie pewnie już bym nie potrafił złapać najprostszego akordu czy zagrać utworu.. Więc w sumie przedawnione info. Słyszałem coś o Enemie. Że istnieje. I właściwie tyle. Coś wartego uwagi? - i proszę, nawet sam zadawał pytania, na które odpowiedź wyraźnie go interesowała! To pewnie ta muzyka. To na pewno muzyka.
- Jak mnie dalej będziesz tak ściskał w to kolano, to mogę być nawet pierdolonym Kopciuszkiem, ale ty myjesz naczynia — uśmiechnęła się delikatnie. Dobrze wiedziała, że nie posiada jakiejś specjalnej cechy wyglądu, która mogłaby zauroczyć kogokolwiek, a jej chwilowy partner zgrywa się. Dodatkowo było jej dziwnie, pierwszy raz trzymał ją za nogę ktoś, kto nie należał do jej rodziny i nie był płci żeńskiej. Raczej nie miała wzięcia, chłopcy bali się Dramy i jej pokręconego charakteru, którego często nie kontrolowała, albo nie chciała kontrolować.. No i była wysoka, co dodatkowo ich zniechęcało. Może jakby miała duże cyce i wielki tyłek, to szybciej znalazłaby sobie potencjalnego dawce nasienia, ale przecież nie o to tutaj chodziło, nie? Zresztą czuła się ze sobą prze zajebiście i nawet pomimo tego, że była długim patyczakiem z mordą 6/10 nie miała jakiś strasznych kompleksów. No może trochę, ale nie jakoś bardzo. No, ale czując swego rodzaju pieszczotę na kolanie, zrobiło jej się jakoś tak przyjemnie. W tej chwili dziękowała sile sprawczej za to, że nie zarumieniła się dziko, bo gdyby do tego doszło, to znaczyłoby, że nie jest jednak taka mocna, a to, ze stara się go podrywać, jest pewnego rodzaju pozą. Nie, żeby była jakąś pozerką, ale czasem czuła potrzebę popisania się przed kimś i pokazania, jaki to z niej fafarafa. - Moja matka jest Indianką, ojciec, nie wiem jakiego pochodzenia. Wychowałam się w Meksyku, ale nie pytaj mnie o ten kraj, zdecydowanie bardziej wolę Anglię, przynajmniej nie wyglądam jak rak — wzruszyła ramionami i wróciła do gry. Być może lubiła słońce i ciepło, ale niezbyt dobrze oddziaływało ono na jej skórę, którą bardzo łatwo można było oparzyć. Oczywiście nie chodzi tutaj o jakieś wsadzanie łapy w ogień, z takiej zabawy nikt nie wyszedłby cało, raczej o nawet najmniejsze promienie słońca. - Ahhh, moja też. Współczesna muzyka mnie wkurza, bo jest jakaś taka pusta. A stary to nawet pop z przyjemnością wysłucham. - powiedziała całkowicie szczerze. Nie, żeby robiła z siebie jakąś starą duszę, jedną z tych skrzywdzonych przez los, bo nie urodziły się pięćdziesiąt lat temu, po prostu taka muzyka bardziej do niej trafiała, szczególnie że nie była robiona przy użyciu jakichś programów, które wgrywano na te śmieszne, metalowe mugolskie skrzynki, które działały na prąd, a najprawdziwszych instrumentów. Oczywiście magowie nie mieli do nich dostępów i musieli sami nauczyć się grać, ale mugole powoli przerzucali się tylko i wyłącznie na taki system tworzenia muzyki. - No, ale cieszy mnie to, że nie tylko ja gram na jakimś instrumencie, może nie jestem aż tak wszechstronna, ale perkusistka ponoć ze mnie niezła. - dodała po chwili, rzuciła gargulkami i kontynuowała, przy okazji przesuwając swoją kulką. Tym razem nie wczuwała się jakoś bardzo. Wcześniej zauważyła, że jeśli się za bardzo spina, to i tak jej nie wychodzi o dostaje jakieś śmiesznie małe punkty, albo dostaje najgorsze kary. Tym razem nawet udało jej się utrzymać przewagę. Uśmiechnęła się pysznie, nie miała zamiaru chować dumy, chociaż gra trwała dalej i sytuacja mogła zmienić się w każdej chwili. - Gram w Enemie, zbieramy się, jak mówię, ale mieliśmy duże zawirowania członkowie. Najwyraźniej towarzystwo moje i Twisleton nie jest wystarczająco dobre. - wzruszyła ramionami. Czasem tak było, że ludzie nie potrafili trafić na innych ludzi, podobnych sobie albo przynajmniej takich, którym jakoś bardzo nie przeszkadzałoby ich wspólne towarzystwo. A ona sama mogła zrozumieć parę osób, bo we dwie z Gemmą potrafiły być wyjątkowo męczące. Dreama zawsze, a puchonka w czasie sławnych już dni, gdy miała PMS i pluła jadem w każdą stronę świata.
Zdarzało się, że był miły dla jakiejś panny tylko dlatego, że chciał coś z tego mieć. Zwykle chodziło o coś błahego, notatki czy inne plecy u kogoś... W tym momencie po prostu siedział z ładną dziewczyną, która z jakiegoś powodu postanowiła, oprócz gargulek, grać z nim w słówka, flirtując bezczelnie. Dlaczego nie miałby odpowiadać jej dokładnie tym samym? Nie widział żadnych przeciwwskazań i nawet, jeśli znikąd miałby wyrosnąć jakiś gorylowaty zazdrosny hipotetyczny chłopak Dreamy; on nie wiedział, a dłoń przykleił mu gargulek. Zdarza się, prawda? Pewnie dostałby w pysk za nic, ale to nic, zdarzało się i tak. - Kuszące. Rozważę, raczej nie jestem wielkim fanem mycia naczyń, ale może mógłbym to przeboleć.. - prawdopodobnie, gdyby w każdej innej sytuacji, chciał wyrywać jakąś pannę, za cholerę nie mógłby znaleźć słów, nie wiedziałby co zrobić z rękami i trzymał się od niej w odległości dwukrotnie większej niż przewiduje się dla dwójki nieznajomych. W każdej innej sytuacji. Dzięki Wielkiej Czwórce; w tym momencie był w trybie gra słowna, dzięki czemu mógł szastać pewnością siebie, której na co dzień często mu brakowało. Łatwo ignorował fakt, że grał jedynie tą część, w której zamiast niezręcznego uciekania wzrokiem, uśmiechał się wymownie, podtrzymując kontakt nieco dłużej. A swoją drogą, gdyby nie ta przyklejona łapa, teraz dałby jej spokój, wycofał, jedynie nieznacznym klepnięciem zaznaczając, że już nie będzie; ale z racji tego, że fizycznie nie mógł się oderwać, powtórzył w krótszy sposób poprzedni uścisk. Bo i co miał innego zrobić, hm? Roześmiał się lekko na wzmiankę o wyglądzie raczka, posłusznie postanawiając nie dopytywać o rodzinne strony dziewczyny. Nie to nie, nawet nie miał zamiaru się zastanawiać, czy mówiła to na serio, czy nie do końca. Ciągnięcie drugiej osoby za język nigdy nie było w porządku, przynajmniej jego zdaniem. Zostawił też dla siebie tą małą informację, w której chwalił się bardzo przydatnym typem karnacji; tej która promienie słońca zamieniała od razu w brąz. Taki szczodrze obdarowany przez los był! Tak czy inaczej, z pozytywnym zaskoczeniem wysłuchiwał jej odpowiedzi, kiwając gorliwie głową podczas pierwszej części, ale nie chcąc wchodzić w paradę. Mimo wszystko był dobrze wychowany, okay? Potrafił grać gnojka i aroganta jeśli chciał, ale szczerze zainteresowany kwestią, jakoś nie specjalnie miał ochotę przerywać Śnieżce. -Zwykle odnoszę wrażenie, że wtedy muzycy po prostu bardziej się starali, skoro potrafili tworzyć tak złożone melodie, nie ograniczając się do dwóch-trzech sztampowych.. W sumie nie chcę się rozgadywać, nie mając nawet pewności czy mam rację. Więc zgodzę się po prostu, że tak, stara muzyka ma znacznie więcej charakteru. -dopiero kiedy skończyła mówić, dorzucił swoje pięć centów, po raz kolejny gestykulując krótko dłonią. -Wszechstronny to duże słowo. Perkusji na przykład nigdy nie posiadałem, zazdroszczę.- dodał z rozbawieniem, posyłając jej całkiem szeroki uśmiech, prawie wyszczerzając przy tym ząbki. Fart go opuścił, los jednak wcale nie lubił. A przynajmniej te kamyki zupełnie nie grały na jego korzyść. Nie, żeby zależało mu na grze tak bardzo, no ale jednak, miło by było nie przegrać z kretesem. Albo przynajmniej trafić cokolwiek. - Ah, cholerne kulki... Właściwie, gramy o coś? Wiem, że powinniśmy to ustalić na początku, ale dopiero teraz wpadłem na pomysł, że motywacja by się przydała. - wywrócił oczami, rezygnując nawet z patrzenia w stronę białego celu. Niby szli łeb w łeb, no ale.. Też miał problemy ze zbytnim angażowaniem się w rywalizację, okay? Bo jeśli już coś robić, to na całego! - Hm. To ta ruda puchonka? Ta pokręcona, z zegarkiem na kostce?.. Podziwiam cierpliwość, że jesteś w ogóle w stanie znieść ją na dłużej. - tak, kojarzył tą całą Gemmę. Tak, naśmiewał się z niej całkiem otwarcie. Tak, działała mu na nerwy na milion sposobów, zwłaszcza tymi widocznymi dziwactwami i idiotycznie pozytywną energią roztaczaną najczęściej wokół. Miała w sobie coś, co wywoływało w nim właśnie to lekkie skrzywienie, które Dreama mogła przez chwilę obserwować na jego twarzy.
- Jak przegrasz, to idziesz ze mną na imprezę do Oasis, jak wygrasz, to wybierz sobie coś, daje Ci wolną rękę - Dreama, chociaż bardzo lubiła Gemmę, to nie chciała spędzić z nią całego wieczoru, zresztą jej starsza koleżanka również miała swoje, puchońskie towarzystwo, a ona nie miała zamiaru się do nich wpierdzielać. Szczególnie że, ciężko było jej znieść cukierkową atmosferę, która to pośród nich panowała. No i, pomimo że miała wyjebane, nie potrzebowała przebywać w towarzystwie kogoś, kto jej nie lubił, a Gabriel wydawał się do niej pozytywnie nastawiony. - Tak to ta, Gemma jest kochana. - powiedziała całkowicie szczerze. Chociaż znały się niewiele czasu, Drama żywiła w jej kierunku same pozytywne uczucia. Starsza puchonka była szalona i chyba nawet bardziej nieprzewidywalna niż Drama, co było naprawdę wielkim wyczynem. Dziewczynie wydawało się zresztą, że rudowłosa nie pokazała im jeszcze wszystkich swoim możliwości, a w zanadrzu trzymała jakiś okropny numer, coś w rodzaju puszki pandory, która to otworzeniu wypuści z siebie jakąś zarazę albo innego potwora. - Szajbnięta, ale ja lubię szajbniętych. - dodała jeszcze i wróciła do rozgrywki. Chyba jakieś fatum stało nad nią, bo jej ruchy właściwie całkowicie nie wpływały na rozgrywkę i nie potrafiła rzucić cokolwiek innego niż 2. Westchnęła ciężko. Powoli się irytowała. Bardzo chciała iść z kimkolwiek na tą imprezę w Oasis, miała ochotę się uchlać i to niekoniecznie z kimś, kto na co dzień nosił zielony krawat, ale z kimś, kto był chociaż trochę w jej wieku i z kim, chociaż trochę się dogadywała. - Tak btw. ale jeśli jest możliwość, że pójdziemy razem, to musimy wymyślić, jakiś sygnał, dzięki któremu się rozpoznamy, bo mogą nam zapodać Eliksir Wielosokowy albo rzucić jakieś inne zaklęcie, które nas zmieni. - Słyszała z opowieści o tego typu zabawach. Dramie, wydawało się to dobrym działaniem, ale nie wtedy, kiedy chciała iść z kimś wybranym i właśnie wtedy go poznać. A wydarzenie to, było wyborową okazją. Kostki: 3 i 2 Twoje punkty: 7 + 3 @Gabriel M. Sheridan: 6
W postach fabularnych nie można używać kolorów niestandardowych. Proszę o wyróżnianie dialogów w inny sposób.
Uniósł brwi, szczerze, nie spodziewając się zostać za karę zaproszonym na jakąś imprezę.. To była nowość. Zwykle za karę musiał jeść ślimaki, albo robić notatki dla przygłupów, z którymi zdarzyło mu się założyć i niefartem przegrać.. Rozrywka w ramach kary? Właściwie w jego przypadku było to całkiem prawdopodobną opcją, ale o tym Śnieżka wiedzieć jeszcze nie mogła. Męczyły go tłumy, męczyły wyjątkowo ekstrawertyczne osoby, zwłaszcza, jeśli nie znały umiaru.. Jak na nudziarza przystało, jeśli nie musiał, albo nie miał w tym żadnego interesu, imprezy omijał szerokim łukiem; kara wymierzona trafnie, więc skąd to uniesienie brwi, hm? No właśnie. Przez jego głowę przemknęło bardzo szybkie stwierdzenie, że skoro ta panna go nie zna i nie wie o jego dość zamkniętej naturze, to wydawało się oczywiste, że ewentualna wygrana stanowiła pretekst, do kolejnego spotkania, spędzenia czasu..? Huh? Nie zamierzał narzekać, zwyczajnie zbiło go to na krótki moment z tropu; zaraz potem lekko się uśmiechnął, przytakując kiwnięciem głowy. -A ja.. Hm. Jeśli wygram, chcę się dobrać do twojej perkusji.. Ubrałem to w nieodpowiednie słowa, ale wiesz o co mi chodzi.- machnął wolną ręką, marszcząc się na własny, myślowy wylew. To wszystko przez tą perkusję, tak, na pewno, zaraz na czele z fantazjami dotyczącymi wszelkiego dobierania się. Mały debil. Normalnie sam by się z siebie pośmiał, przynajmniej wewnętrznie, ale postanowiła po raz kolejny już w bardzo krótkim czasie, totalnie zaburzyć światopogląd Sheridana. -Oh, przez chwilę myślałem, że mówisz ironicznie.. Drażni mnie. Nie wiem dlaczego właściwie, zwykle nie mam nic do dziwaków, sam jestem dziwakiem.- wzruszył ramionami, uznając, że nie chce mu się poświęcać na Gemmę więcej myśli w tym momencie. Może kiedyś to się zmieni. Może. Musiałaby przestać działać mu na nerwy swoją obecnością? Nie wiedział tylko jakim cudem Dreama jest w stanie się z nią dogadać; wydawały mu się znajdować na dwóch różnych biegunach.. Z drugiej strony, tak naprawdę nie znał ani jednej ani drugiej, więc co on tam mógł wiedzieć. -Nie jest źle, mnie nie idzie bardziej.- rzucił, w założeniu chcąc ją pocieszyć, słysząc to ciężkie westchnienie. Dlaczego? Właściwie wyszło jakoś naturalnie, samo z siebie i nie bardzo chciał się nad tym zastanawiać w tym momencie. Sam o grę raczej nie dbał; po prostu nie chciał celowo przegrać, ale z drugiej strony nie chciało mu się za bardzo starać. Popisywać nie miał czym, więc to, na szczęście, można było wykreślić z listy. Parsknął krótko pod nosem, unosząc brwi w wyrazie pobłażania -Może najpierw wygraj, a potem dopiero ustalaj ze mną szczegóły całej tej randki, hm?- rozbawionego Gabriela wyraźnie trzymał się dzisiaj żarcik. Oczywiście to tak z racji de-zombifikacji. Kamyczki w tej turze, jakby chciały zrobić mu na złość i przywalić szmatą w pysk; nie dość, że trącił jedną ze swoich na zupełnie niepożądany sposób, to jeszcze parszywy gargul po raz kolejny go opluł. Tym samym świństwem co wcześniej. Los miał świetne poczucie humoru; a że Gabriel nie miał już wolnej dłoni do przylepienia, kleista maź za cel obrała łokieć. Tym samym posłała chłopaka na kolana przy jej fotelu; staw przytwierdzony do uda Dramy, nic sobie nie zrobił z przekleństwa właściciela i ani chciał drgnąć! -...Tak, po pierwsze, proponuję usiąść na podłodze. A po drugie, chyba będę musiał odkupić ci spodnie?- rzadko się zdarzało, żeby czuł w jednym momencie wysoki poziom rozbawienia, mieszający się z irytacją.. Ale musiał przyznać, że to było całkiem ciekawe doświadczenie. Patrzył więc na nią pytająco z kolan, balansując na granicy wybuchnięcia śmiechem. No życie.
- Takie wygrana to nie wygrana, no, chyba że przy okazji będziesz chciał, żebym Cię czegoś nauczyła — Drama znów oparła brodę na dłoniach i wlepiła oczy w krukona. Uważnie przysłuchiwała się jego słowom. W pewnym stopniu potrafiła zrozumieć niechęć, jaką odczuwał w stronę Gemmy. Ona już przywykła do jej zachowania, jednak krukon wydawał się wycofany, duuużo spokojniejszy i dość małomówny, chociaż właśnie prowadzili pogawędkę, miała wrażenie, że tak naturalna czynność sprawiała mu wiele trudność albo raczej czuł się dziwnie z samym sobą i swoją wylewnością. Cała sytuacja zaczęła robić się śmieszna. On, przylepiony do niej już nie samą dłonią, ale również przedramieniem musiał przed nią klęknąć, bo w żaden inny sposób nie mógł się ustawić. - Jeszcze trochę i się cały do mnie przykleisz — uśmiechnęła się wrednie — A o spodnie się nie martw, wynagrodzisz mi randką — Myśl o przyszłym spotkaniu wzbudzała w niej wyjątkowo pozytywne uczucia. Aż nazbyt bardzo pozytywne, można by było rzec, szczególnie że, Dramie nie udało się go wywalczyć. Była zdeterminowana i zastanawiała się na tym, co jeszcze mogłaby zrobić, żeby chociaż trochę go rozproszyć. Nagle w jej głowie pojawił się plan, plan w stylu tych piekielnych planów, które były bardzo odważne, można rzec, że groziły utraceniem jakiegokolwiek zainteresowania ze strony Gabriela, ale raz się żyje, lepiej spróbować i wygrać, niż żałować i dać się pokonać jakiemuś krukonowi. - Dobra, skoro tak ładnie prosisz, bo aż z kolan to się zniżę. - Chyba trochę za bardzo zdecydowanym ruchem wstała, bo usłyszała, jak materiał spodni wydaje dziwaczny dźwięk. Zaniepokojona spojrzała w dół, spodziewając się wielkiej dziury w materiale. Jak się okazało, był to tylko odgłos ostrzegawczy, a brunetka obiecała sobie, że już nie wykona nieskoordynowanego ruchu. Na jeansach jej nie zależało, ale nie miała ochoty na świecenie patykami, które to niektóre kobiety nazywały nogami. Stała, ale zostało jej jeszcze klapnięcie na podłodze i za bardzo nie wiedziała, jak się do tego zabrać. Może, gdyby była krukonką to myślenie szłoby lepiej, jednak teraz potrzebowała chwili spokoju. Wszystko utrudniał fakt położenia jej kolegi, który teraz na swój sposób klęczo — leżał przed nią. - Dobra, uwaga, siadam. - Bardzo powoli, uważając na to, by nie uszkodzić siebie, spodni i Sheridana, usiadła na dywanie i wręcz westchnęła z ulgą. Cieszyła się, że nie musi patrzeć na niego z aż takiej góry, bo może do takiego spoglądania przywykła, z racji swojego wzrostu, jednak w takiej sytuacji czuła się trochę zawstydzona i przede wszystkim zakłopotana. Nie wstydziła się jego, wstydziła się pozy, jaką przyjął. Trochę trudno jej było się ułożyć, wyprostowała więc nogi przed sobą, jednak widząc, że jest mu dalej trochę niewygodnie, powiedziała. - Jak coś to możesz położyć głowę na moich nogach czy jakoś się oprzeć - poczuła, że robi jej się gorąco, nie spodziewała się, że w takiej sytuacji będzie aż tak płochliwa. Gdzie się podziała ta Drama, która na co dzień potrafi sprzeciwić się nauczycielom i łamie zasady, gdzie była Vin-Eurico, która nie bała się ramię w ramię pogować ze stadem facetów, którzy nie zwracali uwagi na twoją posturę czy płeć i w swoim tańcu bywali wyjątkowo brutalni. Gdyby teraz zobaczył ją, któryś z mugolskich znajomych to najprawdopodobniej wyśmiałby ją i nazwał pozerką. I może w tym twierdzeniu, było trochę prawdy, jednak w tym momencie chodziło o totalnie co innego. W postanowiła się ogarnąć, przecież nie będzie się zachowywała, jak jakaś pożal się Morgano, puchonka, która płowieje na twarzy na samą myśl o kontakcie z chłopakiem. Wzięła głęboki oddech i uśmiechnęła się, jednak wyszedł jej z tego bardziej grymas niż uśmiech. A pomyśleć, że jeszcze przed chwilą chciała go rozproszyć poprzez „niewinne” pieszczenie ręki, która to była przyklejona do jej spodni. Przecież, gdyby nawet zainicjowała cokolwiek, to zemdlałaby ze stresu, orientując się już, co najlepszego narobiła. Na chwilę zatrzymała powietrze w płucach i wypuściła je głośno. Następnie bez słowa przetransportowała grę, która dalej leżała na stoliku i rzuciła gargulkami. Wreszcie pechowa passa została przerwana, dwie szóstki to dopiero coś i jak tak dalej pójdzie to serio wygra, jednak jak się okazało, coś niepozornie szczęśliwego, było dla niej totalną klapą. Nie dość, że musiała odstąpić 3 punkty, to jeszcze dostała jakąś dziwną mazią pomiędzy oczy. Zaskoczona, prawie wrzasnęła. Ciemnobrązowy płyn, spłynął po szyi Vin-Eurico, plamiąc jednocześnie białą koszulkę dziewczyny. Jęknęła niezadowolona, przecież ona tego żadnym zaklęciem nie zdejmie. Dziękowała Merlinowi, że maź okazała się najzwyczajniejszą czekoladą, a nie kwasem, który miał wypalić jej oczy czy pozbawić nosa. Nie miała ochoty na zlizywanie z siebie słodkości, bo w sumie, niezbyt ją lubiła, toteż szybko wypowiedziała. - Jak chcesz to możesz to zlizać — I dopiero po chwili zorientowała się w tym, co przed chwilą powiedziała, w reakcji, całkowicie niezamierzenie walnęła pięknego facepalma. Czekolada rozbryzgała na boki, brudząc przy okazji Gabriela. Drama szybko zabrała dłoń z twarz i rozejrzała się dokoła. Nie widziała obok siebie tłumu uczniów, którzy to oferowali jej chusteczkę toteż prowadzona totalną rozpaczą, podsunęła mu rękę pod usta i śmiejąc się z własnej głupoty rzekła. - Widzisz, nawet nie musisz mnie lizać po twarzy. - Było jej już obojętne. Skoro była pośmiewiskiem, to zawsze mogła być jeszcze większym pośmiewiskiem.
-Uczyć?- potrzebował krótkiej chwili, żeby dodać dwa do dwóch. Muzyka i wszystko co z nią związane, od małego kojarzyły mu się tylko i wyłącznie z zabawą. Poznawał kolejne instrumenty sam, po swojemu, w swoim czasie i dokładnie takim stopniu, w jakim go interesowały; w jego głownie nie miało to nigdy nic wspólnego z uczeniem się To określenie brzmiało bardziej jak coś, co robił przy transmutacji czy eliksirach, do tego zupełnie nie wywoływały w nim pozytywnych skojarzeń.. Dlatego nie załapał od razu o co chodzi. -Ah! Uczyć mnie gry. Nikt mnie nigdy nie uczył na niczym grać, ale właściwie to brzmi jak przyspieszony crash course, więc jasne, czemu nie.- uśmiechnął się lekko po raz kolejny łapiąc ją na przyglądaniu mu się. I już od jakiegoś momentu łamał sobie głowę nad kwestią tego, czy może kiedyś przypadkiem się nie poznali; tłumaczyłoby to wiele! Jej bezpośredniości brak jakichś szczególnych zahamowań, jego względne rozluźnienie i ogólnie pojętą szczerość.. Chyba, że tak czasami bywało i to on jeszcze nie znał życia. Ta opcja wydawała się chyba nawet bardziej trafna od tej pierwszej. Jakaś śmieszna chemia czy inna biologia, która była mu obca. I tak właściwie, apropos chemii.. Nie wiedział zupełnie z czego składała się ta maź, która przykleiła go do materiału spodni Dramy, ale jednego był całkiem pewny! -Nie wiem czy dobrze na tym wyjdziesz.- roześmiał się pogodnie, bez cienia złośliwości kierowanej czy to w jej, czy w swoją stronę. Ot, wniosek wyciągnięty z prostego przekonania, że prawdopodobnie jest beznadziejny w tych całych randkach. Jak miał być niby dobry w czymś, czego właściwie nie robił? Odkąd wbił sobie do pustego łba, że nie będzie się w żaden sposób rozpraszać i spróbuje skupić na sobie, szerokim łukiem omijał jakiekolwiek randkowanie czy zbytnie zbliżanie się do drugiej osoby, zwłaszcza płci przeciwnej. Teraz się nie liczyło. Teraz obydwoje po prostu zabijali czas i dobrze się przy tym bawili, przepychając się słownie.. No i fizycznie też, ale to już sprawka gargulków, nie jakichś tajemnych mocny o podejrzanym pochodzeniu, z pewnością mającym związek z hormonami. Bleh, na co to komu?! Słysząc sprzeciw materiału jej spodni, podniósł się wyżej na własnych kolanach i probował ustawiać się tak, by ułatwić jej życie.. Nie mogąc przy tym nie zauważyć, jak bardzo kombinowała z tym całym usadzaniem się na podłodze. Aż tak bała się o te spodnie, czy jak? Przyglądał się jej przez moment z mieszanką oczekiwania i zapytania, nie do końca wiedząc po jaką cholerę robi to aż tak bardzo ostrożnie; rozważył nawet uświadomienie jej, że tak łatwo na pewno go nie połamie.. Przy tym podać przykład obiciu o siebie dwóch patyków. Musiałaby porządnie przygrzmocić kilka razy jeden w drugi, prawda? No prawda! Do tego on sam posiadał odrobinę mięśniowej masy (pewnie przez wygłupianie się na miotle) więc łamanie jego kości byłoby o tyle trudniejsze. Zrezygnował jednak z tej krótkiej dygresji, rozproszony myślą o tym, że jak tak dalej pójdzie to prędzej sama się połamie.. Ale nie połamała. Dobrze. -Już myślałem, że obmyślasz jakieś skomplikowane równania przy tym siadaniu, serio..- od drobnej złośliwości się jednak nie powstrzymał, acz przy tym postanowił wyszczerzyć ząbki w uśmiechu. Niewiele myśląc pozwolił by całe ciało ułożyło się względem przyklejonego przedramienia; ułożył się więc na boku, prostopadle do niej, rozkładając ciężar ciała w drobnej części na jej udzie, trochę opierając ramieniem gdzieś między jej ramieniem a klatką. Tak czy siak w głównej mierze polegał na własnych mięśniach i podłodze. Nie chciał jej przypadkiem ponabijać siniaków, czy zrobić innej krzywdy; chociaż tego na głos by nie przyznał. W pierwszym odruchu chciał się odsunąć znacznie bardziej poza zakres ataku wrednego kamyka.. Ale nie mógł. Świetnie. -Żyjesz?- rzucił bez zastanowienia, obracając głowę w jej stronę, by samemu to stwierdzić. Jeśli, dajmy na to, dostałaby w twarz tym czymś, co jemu skleiło skórę do materiału z taką dokładnością.. Wątpił, żeby to miało dobry skutek. Postarał się zignorować zupełne brak przestrzeni osobistej i idiotycznie niewielką odległość między nimi; priorytety, najpierw się upewni czy nie będą musieli przejść nieplanowanego testu z działania w sytuacji kryzysowej. Nie sprawiała wrażenia umierającej, do tego patrzyła przytomnie, więc wszystko wydawało się okay, więc.. -Słucham?- zamrugał szybciej, nie do końca wiedząc, czy to jego wyobraźnia wpłynęła na aparat słuchu, czy Dreama rzeczywiście właśnie zaproponowała polizanie się po twarzy. Że co proszę? Drgnął lekko, gdy rozbryzg czekolady pacnął go w nos i policzek; dało to jednak całkiem pozytywny efekt, wybijając go z bardzo szybkiego i zupełnie bezsensownego toku myślenia. -Nie miałbym nic przeciwko. Następnym razem.- odpowiedział bardziej mruknięciem, bez większego przemyślenia, zezując na dłoń przed swoim nosem. Nie nie, zachowuj się jak człowiek, nie zwierzak.. Tym razem skarcenie się w myślach nie było już aż tak ostre. Ot, przypomnienie, że wykorzystywanie podobnych sytuacji, to zupełnie nie było coś, co robił; zamiast tego, przeniósł spojrzenie na jej twarz, stwierdzając że mimo tego efektownego facepalma, zostawiła kilka plamek. Jedną większą. podniósł wolną dłoń, tą którą teoretycznie zaraz miał rzucać, chociaż na tą chwilę całkiem wypadło mu to z głowy. Bo rozproszyła go.. Czekolada..? Brzmiało.. Sensownie? Powiedzmy. Dłoń sprawnie znalazła się przy jej policzku, palce oparły na szyi, by umożliwić kciukowi ruch od kącika jej ust, gdzieś do krawędzi szczęki. -..prawie ci wyszło to ścieranie, Śnieżko.- rzucił kolejnym mruknięciem, nawet nie po to, by usprawiedliwić przed nią fakt, że jego ręka dalej znajdowała się przy jej twarzy. Bardziej usprawiedliwiał się przed sobą. Na upartego mógłby też stwierdzić, że przyglądał się jej dlatego, bo miała czekoladę na twarzy. To przecież miało sens. Wcale nie, matole.
/Nie będziemy się rzucać kościami teraz, niech się dzieci bawią :/
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
Co on właściwie wyprawiał. Bardziej spodziewałaby się by tego, że ucieknie z krzykiem albo płaczem, bo całej akcji, którą ona odwaliła. Zachowywała się, jak chora psychicznie, jakby coś jej się rzuciło na mózg, bardziej niż zawsze. Wiadomo, zachowywało się nielogicznie, ale nie aż tak. Coraz bardziej przekonywała się do tego, że wariaci zawsze trafiają na swoich, bo najwyraźniej i on miał nie równo pod sufitem. Ale może to i dobrze, miała, chociaż niewielką pewność, że cała ta sytuacja nie wyjdzie gdzieś poza ich dwójkę. A potem zbliżył swoją rękę bardzo blisko i nawet dotknął jej twarzy. Kiedy dziewczyna zorientowała się, co właściwie zdarzyło się w tym miejscu, zarumieniła się dziko. Albo nie, to nie był rumieniec, raczej coś w rodzaju ostrego, czerwonego wykwitu, który umiejscowił się na obu policzkach. W myślach widziała swoją twarz, bladą jak zawsze z wielkimi, czerwonymi plamami na policzkach. Czuła jeszcze dreszcze, coś ją cisnęło w brzuchu i pierwszy raz doświadczała takiego dziwnego uczucia. Nie wiedziała, czy było przyjemne, raczej tak? Jednak nie potrafiła się na tym skupić. Co tam jakiś ucisk w brzuchu, ona nie mogła normalnie oddychać, ona mrugać nie mogła, była jak sparaliżowana. I modliła się w duchu o ty, by Sheridan zabrał rękę z szyi. Nie, żeby było jej nieprzyjemnie, chyba nie było, ale to wszystko było zawstydzające i takie nowe. Chciała coś powiedzieć, ale nawet gdy już otworzyła usta, nie wydobywał się z nich żaden dźwięk. Drama, ogarnij się, wariatko, przecież on nie robi Ci nic takiego - powiedziała do siebie w duchu. Chyba chciała chociaż trochę zagrzać swój umysł do działania, zrobienia czegokolwiek, ale było jej trudno. Ci faceci, przecież to powinno być łatwiejsze, łapiesz takiego, łup zaklęcie w plecy i jest twój, a nie jakieś podchody, rozmowy i inne gargulki, które doprowadzały ją właśnie do mini zawału. Byłoby dużo prościej. No, ale nawet i na nią przyszła chwila ozdrowienia. Przemówiła, może drżącym głosem, ale przemówiła. - Dzięki — I to był koniec. Dalej czuła się, jak spierdolina ludzka i nie wiedziała co ze sobą zrobić. Szybkim ruchem więc sięgnęła po różdżkę i cicho powiedziała, - Chłoszczyść — a z jej twarz całkowicie zniknęły wszelkie ślady po czekoladzie. W duchu i chociaż nikomu, by się do tego nie przyznała, chciała, żeby chłopak dalej dotykał ją tym piekielnym kciukiem po twarzy albo i nie, nie wiedziała co robić. Jako że znajdywała się niejako nad nim, spojrzała na niego z góry, widoki miała raczej takie sobie, patrzyła prosto na jego kręconą czuprynę, która wydawała się Vin-Eurico wyjątkowo miękką. Kusiło ją, by zanurzyć dłoń we włosach chłopaka i delikatnie je rozczochrać i ledwo się powstrzymywała, właściwie głównie powstrzymywała ją sytuacja, która zdarzyła się chwilę wcześniej, normalnie by się nie krępowała, a teraz? Jeszcze by pomyślał, że do niego zarywa, a przecież tak nie było. Chyba. No było, ale czy aż tak? - Rzucaj, bo nigdy nie skończymy. - Miała nadzieje, że nie brzmi dziwnie albo co gorsza wrednie lub sarkastycznie, wiedziała, że raczej się nie obrazi, ale przecież lepiej dmuchać na zimne. Niestety rzut wiązał się z tym, że będzie zmuszony zabrać dłoń z jej szyi, no ale, zdarza się, nie?
Co on wyprawiał? Sam nie wiedział! Po prostu starał się nie myśleć za bardzo nad tym co robił, bo myślenie po prostu mu dzisiaj nie szło? To znaczy szło, ale prędzej czy później lądował w miejscu, w którym wcale a wcale nie chciał się znajdować, więc na cholerę mu takie myślenie? Siedział teraz z nią, nie sam, więc po pierwsze, od początku walczył ze sobą mocno i starał się przestać być zombie z depresją bez powodu, a po drugie.. potem zauważył, że mu się przygląda, a tych gierek słownych i flirtów nie dało się zignorować! Za dużo myślenia do tego scenariusza nie pasowało, mimo że i tak nie był w stanie zagrać zupełnie przeciwko sobie, odłączając całkowicie. Co to to nie. Wtedy robiło się bardzo głupie rzeczy, a potem wszystkim zaangażowanym było głupio; na co to komu? Właściwie gest który wykonał, z łatwością obydwoje mogliby wytłumaczyć całkiem prosto; Gabriel zwyczajnie podążył za jej propozycją, pomagając jej pozbyć się tej czekolady z twarzy. Po prostu zamiast używać do tego języka, postanowił to zrobić na swoich zasadach. Stąd całą ta akcja z dotykaniem. Mogli by to tak wytłumaczyć.. Ale obydwoje wiedzieli jak bardzo bycze gówno by to było. Sheridan nie był w stanie zignorować podniesionego ciśnienia, idącego w parze z pogłębieniem się barwy na jego uszach, do tego nie był ślepy i bez problemu dostrzegał rumieniec na jej bladej skórze. Głupie gówniarze, kierowane hormonami. To, we własnej głowie, stwierdził z niemałym rozbawieniem, odbijającym się zarówno zaczepnym błyskiem w oczach, jak i głupawym uśmiechem; bo najlepszą częścią tego wszystkiego był fakt, że na tą chwilę mu to nie przeszkadzało. Może zacznie. Może. Grzecznie cofnął dłoń już w momencie w którym mu podziękowała, jego uśmiech poszerzył się tym bardziej, gdy wyłapał drżenie jej głosu. Z wielkim trudem powstrzymał się od drobnej, zaczepnej złośliwości, głównie dlatego, że sam prawdopodobnie nie brzmiałby lepiej. Nie miał pojęcia właściwie, wiedział tyle, że uszy mu płonęły. Przynajmniej nie miał w zwyczaju rumienić się jak baba! Wyprostowanie się, czy raczej odkręcenie tułowia i wrócenia do pozycji wyjściowej, uświadomiło mu, jak bardzo nadwyręża swoje mięśnie; wisząc w ten sposób i za punkt honoru obierając sobie nie ciążenie jej. Gentleman się, cholerny świat, znalazł. Sam skarcił się za głupotę i niejaką rycerskość, za którą i tak miał nie zostać pochwalony. Bo niby skąd miała wiedzieć, że się męczył tylko po to, by nie wbijać łokcia w jej udo, hm? No właśnie! -Trafna uwaga...- udawało mu się, naprawdę mu się udawało powstrzymywać wrodzoną rudość charakteru, tylko.. No dobra, jednak rudość wygrała. Genetyka to potęga! -...co, obawiasz się, że przybłęda skradnie ci całusa?- dodał zaraz później, uśmiech zmienił się na ten, który zwykle towarzyszył jego udawanej pewności siebie; nieco złośliwy, w głównej mierze arogancki. Właściwie zadając to głupie pytanie, sam się trochę wystawiał; bo przecież nie zapytałby, gdyby sam o tym nie pomyślał. Skoro wyciągnął ją na taki piękny rollercoaster emocji, to złość też mogli zaliczyć po drodze! Ale żeby załagodzić ewentualną reakcję, znów postanowił skorzystać z faktu, że jego dłoń znajdowała się na kolanie Dreamy, po raz kolejny lekko je ściskając. Coś w stylu niemego "dobra, dobra, już gram, nie złość się za bardzo"? Brzmiało dobrze. Ostatni rzut wykonał w sumie niedbale, rozproszony przez różne zabawne myśli (..jestem totalnym idiotą. Ale jej skóra była taka gładka. I gapiłem się ciągle na jej usta jak dziwak..) i chyba tylko dzięki dlatego jakoś mu wyszło? Nie dość, że rzut sam w sobie był całkiem niezły, to jeszcze udało mu się odbić gargulka od drugiego, przybliżając go do wygranej. Proszę bardzo, chyba wygrał korepetycje od Śnieżki.
Bridget czasami wolała siedzieć w salonie wspólnym niż pokoju wspólnym Hufflepuffu, szczególnie w ostatnim czasie, gdy zorganizowała spotkanie prefektów i miała okazję podczas kilku lekcji poznać wielu nowych ludzi. Bardzo lubiła integrować się z innymi domami, bo mimo wszelkich różnic, które dzieliły Puchonów od przedstawicieli reszty domów, była w stanie porozumieć się ze zdecydowaną większością! Dawniej myślała, że powinna trzymać się wyłącznie swoich żółtych ludzi, żeby tworzyć jedną wielką borsuczą rodzinę, lecz później odkryła, że szukanie przyjaźni w Gryffindorze, Ravenclawie czy Slytherinie (chociaż tam najrzadziej) zbierało owocne plony. Siedziała w jednym z foteli przy kominku, odchylona w tył i zapatrzona w sufit. Dokładnie lustrowała malunki zwierząt na sklepieniu pokoju, dłońmi przeczesując miękką sierść Tłuczka, swojego kocura, który przypomniał sobie, że nie jest bezpański i posiada swoją panią, która codziennie wytrwale czekała, aż kot przyjdzie i ułoży się w kłębek na jej łóżku. Obok Bridget na stoliku leżała jej książka, którą znalazła kiedyś w bibliotece. Dotyczyła wężomowy, której "tajniki" zgłębiała przez ostatni miesiąc. Tak naprawdę nie wiedziała, co robiła - to nie było to samo co trytoński i na pewno nie to samo co jakikolwiek język ludzki. Bridget słuchała, czytała, ale nie potrafiła z tym nic zrobić, bo wiele jeszcze było dla niej niezrozumiałe. Miała nadzieję, że niedługo rozwiąże jedną z wielu zagadek, jakie krył przed nią język wężów. Tymczasem relaksowała się, jako że miała wolne popołudnie od zajęć. Co jakiś czas rozglądała się po pokoju wspólnym, czy nie zjawił się w nim ktoś znajomy - miała wyjątkową ochotę na pogawędkę.
Morticia ostatnimi czasy odsunęła się od życia w Hogwarcie. Wydawać by się mogło, że funkcjonowała tylko i wyłącznie dlatego, bo musiała. Nigdy nie lubiła dostawać listów z domu, lecz ten ostatni najbardziej zapadł jej w pamięć. Znała swojego ojca i doskonale wiedziała, że był czarodziejem z dziwnym hobby, ale żeby podpaść Radzie Ministrów swoimi chorymi upodobaniami magicznymi? Ticia była pewna, że nie skończy się to inaczej, niż w Azkabanie. Będzie musiała go tam odwiedzać. Westchnęła lekko rozczarowana, idąc przed siebie z książką w ręku. Naprawdę nie miałeś co robić, jeszcze tego nam brakowało. Niech cie szlag. Zaklęła w myślach na ojca, udając się do pokoju wspólnego. Była ciekawa, czy będzie ktoś znajomy. Liczyła w sumie na to, ponieważ nawiązywanie kontaktów i nowych znajomości nie należało do jej mocnej strony. Zeszła po schodach, rozejrzała się i zobaczyła... Bridget! Uśmiechnęła się nawet, widząc przyjaciółkę. Od razu jej się humor poprawił i przyspieszyła kroku, podchodząc do przyjaciółki. - A co tam ciekawego masz? - Zapytała zainteresowana, zaglądając w książkę, którą czytała Bridget. - Bridget... Od kiedy się tym interesujesz? - Spojrzała na nią zdziwiona. Co jak co, ale jej by nie podejrzewała o zainteresowanie mową węży. Morticia usiadła obok koleżanki. - U puchonów nudy, tak jak i gryfonów, że tu jesteś? - Zaśmiała się.