Restauracja „Amica” jest jedną z tych niewielu restauracji, które od wielu lat cieszą się pozytywną opinią wśród czarodziejskiej społeczności i nic nie zapowiada tego, aby w najbliższej przyszłości miało się to zmienić. Jej pierwszy właściciel nie potrafił należycie nią zarządzać, dlatego sukces jaki osiągnęła jest tym bardziej spektakularny i zasłużony, co przekłada się na to, że wielu młodych ludzi chce brać udział w kursy organizowane przez głównego kucharza i barmana pracujących w „Amice”. Kto wie, może następnym kursantem będziesz właśnie Ty?
Dostępny asortyment:
Napoje: ■ Werbena cytrynowa ■ Wywar z jabłka z dodatkiem księżycowej rosy ■ Syrop z czarnego bzu
Przystawki: ■ Ogórek zielony z nasionami mandragory i kwiatami fenduli, wypełniony musem z węgorza ■ Chips z ziemniaka z kroplami żelu z Ognistej Whiskey ■ Chlebek ze scillią syberyjską i palonym sianem ■ Słodka bułeczka z walerianą, podana z masłem i z wędzoną solą
Zupy: ■ Zupa z rukwii wodnej ■ Krem ze Skaczących Muchomorów ■ Frużelina z kwaśnych czarnych porzeczek z nutką szałwii lekarskiej ■ Zupa z granitą z tykwobulwy
Dania główne: ■ Placki z ziaren amarantusa ■ Królik z liśćmi asfodelusa i lawendy ■ Troć z porzeczką i płatkami hibiskusa ■ Nerki smocze i bób w emulsji z aloesu i trybuli ■ Sałatka z granitą ze smoczego owocu
Desery: ■ Lody pokrzywowe z amarantusem ■ Kwiat nasturcji z jagodami z jemioły ■ Mus z liści raptuśnika, ze stewią i miętą ■ Kremowe lody z pudrem lawendowym
Zestaw Szefa Kuchni: ■ Tajemniczy zestaw obiadowy (przystawka, zupa, danie główne) z deserem o jeszcze bardziej tajemniczych składnikach
To jest ten dzień, kiedy wszyscy mogą wziąć udział w przeszkoleniu na barmanów. Dzięki temu kursowi otrzymacie nie tylko certyfikat ukończenia szkolenia, ale także będziecie mogli pracować w zawodzie, a co za tym idzie – Wasza praca będzie w pełni legalna. Wy będziecie mogli się cieszyć uczciwie zarobionymi galeonami, a Wasz pracodawca będzie wiedział, że ma w ekipie profesjonalistów. Nie jesteś pewny czy chcesz wziąć udział w tym przedsięwzięciu? Nie czekaj i po prostu zgłoś się już dzisiaj, bo tylko w tym dniu jest wyjątkowa promocja na wszystkie dwa poziomy, które można zrobić za jednym zamachem. Dzięki ukończeniu szkolenia Professional bartending course, możesz podjąć się pracy m.in. w takich miejscach jak Magiczny Klub Rozing, Magiczny Klub Rondo, Klub Geometria i wiele, wiele innych, które znajdują się na obszarze Hogsmeade i Londynu. Specjalna promocja dla tych, którzy zapiszą się od razu: certyfikat jaki otrzymacie pozwoli Wam na pracę na każdym kontynencie! Nie czekaj, zgłoś się już dziś!
Wymagania: • Ukończona magiczna szkoła • Kurs płatny: 80G • Do podejścia należy posiadać min. 5pkt z Magicznego Gotowania • Poprawa: 5G Ukończenie kursu: • Nagroda: +4pkt Magiczne Gotowanie • Po ukończeniu kursu zgłoś się po certyfikat w tym temacie.
CZĘŚĆ PIERWSZA: Oto zaczyna się Twoja przygoda ze światem magicznych alkoholi, dzięki którym możesz zdobyć certyfikat uprawniający Cię do wykonywania zawodu dosłownie wszędzie. Twój mistrz będzie przewodnikiem i mentorem, dzięki któremu wejdziecie w posiadanie wiedzy o jakiej nawet Wam się nie śniło. Spokojnie, nie wszystko będzie jednak łatwe, bo przecież to co jest proste zazwyczaj szybko się nudzi.
Kości - przygotowanie produktów do Mojito:
Przy tych kostkach nie musisz martwić się o poprawę! Uwzględnij wynik w poście, a następnie rzucaj aż do skutku pozytywnego. Za nic nie płacisz! 1 – Niby jest w porządku, ale jakoś tak nie do końca. Rozglądasz się po sali. Głowę masz niemal w chmurach. Jesteś rozmarzony i chyba nie zbyt skupiłeś się na tym co mówił mistrz, a co za tym idzie, musisz się wysilić, by zrobić ten drink. Proporcje? Zastanawiasz się długo co to, a po chwili wszystko Ci się miesza. Nie przejmuj się jednak, bo dostajesz kolejną szansę. Wystarczy, że tym razem zrobisz to tak jak należy. (nieparzysta – próba nieudana, parzysta – udana) 2-3 – Nie wiesz co tutaj robisz? To proste. Zapałałeś chęcią zrealizowania swojego marzenia o kursie barmańskim. Jesteś zaskoczony tym jakie cuda można zrobić z alkoholi, ale spokojnie – sam niebawem będziesz mógł odprawiać takie czary, o ile oczywiście odpowiednio odmierzysz wszystkie składniki. Czyżbyś jednak przesadził z miętą i z lodem? Twój drink wygląda jakby się rozwadniał! Zrób coś z tym, bo jeśli tak dalej pójdzie to będziesz musiał zaczynać jeszcze raz! 4 – To chyba nie jest Twój dobry dzień, co? Może to wina choroby, lub po prostu masz jakiś gorszy nastrój, ale nic nie idzie tak jak powinno. Ręce Ci się trzęsą. Zamiast trzech kostek lodu, wrzucasz cztery. Zamiast plasterka różnokolorowej cytrynki, która zmienia się w temperaturze wody, dodajesz nieco zaczarowanego grejpfruta, a Twój drink zamiast przeźroczysty robi się intensywnie pomarańczowy. Chyba musisz wszystko powtórzyć! (nieparzysta – nieudana próba, parzysta – udana próba) 5-6 – Przyszedłeś na kurs pełen nadziei, że wszystko przebiegnie bez zbędnych komplikacji. Jesteś skupiony, co jakiś czas jedynie spoglądasz na mistrza, który tak szybko przebiera rękami, że już sam nie masz pojęcia czy to prędkość światła, czy po prostu magia. Kilka wdechów, a chwilę później sam zaczynasz miarkować kolejne składniki. Nie idzie Ci tak źle, ale powinieneś się nieco bardziej skupić. Trener cały czas patrzy na Twoje ręce, dlatego lepiej nie popełniać błędów, które mogą zaważyć na Twojej karierze!
Kości - przygotowany drink:
1 – Pomimo prób, Twój drink nie jest najlepszej jakości. Jedynie liście mięty zmieniły kolor z zielonego, na… Nieco zgnity. Udaje Ci się jednak przejść do kolejnego poziomu! 2 – Myślałeś, że wszystko pójdzie nie tak jak powinno? Niepotrzebnie, bo Twój drink jest nadzwyczaj dobry! Idealnie rozwodniony napój, z odpowiednią domieszką magicznej mięty. Brawo! 3 – Ach niestety, ale mistrzowi nie podoba się, ani nie smakuje Twój drink, który zamiast przeźroczysty zrobił się pomarańczowy. Spróbuj raz jeszcze go wykonać. (nieparzysta – nieudana próba; zapłać 5g za poprawę etapu, parzysta – próba udana; w tym przypadku przechodzisz do poziomu kolejnego) 4 – Wdech i wydech. Szeroki uśmiech, a na koniec odetchnięcie z ulgą, ponieważ mistrz uznał ten drink, za naprawdę dobry, zwłaszcza ta niebieska otoczka, która osadziła się na górze, ciesz się, że nie pytał o szczegóły skąd się to wzięło. Przechodzisz do kolejnego etapu. 5 - Chyba nie do końca to miało Ci wyjść, dlatego musisz spróbować raz jeszcze, bo Twój drink nie przypomina ani w jednej kropelce mojito. A co najwyżej herbatkę, z kilkumiesięcznym stażem. (nieparzysta – nieudana próba i musisz zapłacić 5g za poprawę, parzysta – próba udana; w tym przypadku przechodzisz do poziomu kolejnego) 6 – Zacierasz łapki, bo wiesz że przechodzisz dalej? W porządku, ale następnym razem więcej pokory, bo nie wszystko będzie tak proste jak do tej pory.
CZĘŚĆ DRUGA Pomimo, że poziom pierwszy nie był najtrudniejszy, to teraz nie będzie już tak łatwo. Musicie się skupić na wszystkim co dodajecie do waszych szklaneczek, by czasem nic nie wyleciało w powietrze. A jak dobrze wiemy – z magią nie ma żartów. Weźcie jeszcze kilka głębokim wdechów, a następnie po prostu spójrzcie przed siebie, by zabrać wszystko to co proponuje Wam wasz mistrz. Oprócz dobrych humorów, dystansu i poczucia pewności siebie, potrzebujecie też rozwagi, ale przecież dla Was nie ma nic trudnego, prawda? Zatem różdżki w górę i przygotowujecie kolejnego drinka!
Kości - Przygotowanie produktów do Kosmicznego Drinka:
Przy tych kostkach nie musisz martwić się o poprawę! Uwzględnij wynik w poście, a następnie rzucaj aż do skutku pozytywnego. Za nic nie płacisz! 1-2 – Tutaj nie ma już tak łatwo, bo musisz wziąć pod uwagę, że dodatkowym składnikiem jest przede wszystkim Twoja różdżka. Jesteś zaskoczony? Dolej odpowiedniej ilości wody, oraz niebieskiego fudżimane, a następnie to wymieszaj. Jeszcze kostka lodu i zaklęcie Iris ignis, które ma za zadanie utrzymać się na Twoim drinku. Coś Ci nie wychodzi? Lepiej się skup, tutaj już nie ma żartów! (nieparzysta – nieudana próba, parzysta – próba udana) 3 – Patrzysz na kogoś kto siedzi obok Ciebie, widzisz jak miarkuje składniki, ale nie jesteś pewny czy robi to dobrze. Musisz zdać się na siebie, bo być może masz na tego drinka lepszy pomysł. Twoje starania oczywiście zostały docenione, bo mieszanka jaką stworzyłeś wygląda całkiem, całkiem dobrze. Czyżby nieco więcej fudżimane były sekretem? To już wiesz tylko Ty! 4 – Odetchnij z ulgą, bo pomimo, że Twoje ręce drżą jak szalone, możesz przestać aż tak bardzo się spinać. Twoje miarki, które dolewasz z precyzją niemal medyka do swojego kieliszka są idealne, a co za tym idzie, możesz przystąpić do podpalenia magicznego napoju, który zmienia kolory. Czyżby ręka Ci zadrżała i zaklęcie za pierwszym razem nie wyszło? Spokojnie, za drugim razem wyszło perfekcyjnie! 5-6 – Nie wszystko zawsze wychodzi perfekcyjnie, ale nie musisz się tym szczególnie przejmować. Mistrz postanowił pomóc Ci z tym drinkiem, ale zrobił niestety wszystko od początku do końca za Ciebie, dlatego Twoja pozycja od razu została przekreślona, a starania? No cóż, musisz włożyć w drugie podejście, bo bez tego nie rozpoczniesz drugiej fazy szkolenia. (nieparzysta – nieudana próba, parzysta – udana)
Kości - przygotowany drink:
1 – Cóż, Kosmiczny Drink wygląda całkiem nieźle, pomimo tej oprawy, którą przygotowałeś, ale czy smakuje równie dobrze? Mistrz jest z Ciebie doprawdy zadowolony! Gratulacje, zdałeś kurs! 2 – Niestety, ale pomimo tego, że ogień utrzymuje się na powierzchni drinka… Ten wcale nie jest zachwycająco dobry. Musisz powtórzyć zrobienie trunku. (nieparzysta – nieudana próba i musisz zapłacić 5g za poprawę, parzysta – próba udana i zdajesz kurs) 3 – Odetchnij z ulgą. Może ten napój nie wygląda najlepiej, a ogień ma różowy odcień zamiast niebieskiego tak jak fudżimane, ale nie jest najgorzej. Mistrz wydaje się zadowolony i ostatecznie zalicza Ci cały kurs! 4 – Skup się, bo znów coś pójdzie nie tak, i pomimo że wszystko może wyglądać niesamowicie, to już niekoniecznie tak smakuje. Przesadziłeś z zaklęciem, przez co fudżimane staje się zielone, a cała woda pokryta się dziwną pleśnią. Spróbuj jeszcze raz. (Zapłać 5g za poprawę) 5 – Myślisz, że jesteś barmańskim geniuszem? Och, dobrze, w porządku, tylko przy wykonywaniu drinków na szkoleniu powinno się także używać nieco głowy, bo pomylenie składników może kogoś kosztować utratę życia, o ile przesadzisz z zaklęciami! (Zapłać 5g za poprawę) 6 – Opłacało się przygotować, co nie? Nic tak dobrze nie smakuje jak sukces. Gratulacje, udało Ci się ukończyć kurs!
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
Huan wszedł do Restauracji „Amica” w celach zawodowych i pracy jak tylko usłyszał o kursach organizowane przez głównego kucharza i barmana w tym lokalu. No to więc Puchon przekraczając progi restauracji skierował kroki prosto do męszczyzny ktory prowadzłi owe kursy a Huanowi zależał na tym aby zdobyc jeden a obecnie barmana lub kelnera. Czas zacząć przygody od drugiej strony,zawsze zwykle siedział i zamawiał coś a teraz może sie to zmieni po dzisiejszyn kursie. A kto nie mówił ze będzie wszystko jednak łatwe, to szybko się znudzi i zostawi,ale nie on o nie, nie zostawi moi mili. Wysuchawszy mistrza skierował się do wyznaczonego stanowiska gdzie znajdował sie szklanki aby przygotować składniki do drinków i go zrobic odpowiednio. Puchon pełen nadzieji na zdany kurs ze wszystko przebiegnie bez większych komplikacji oby nie musiał nic poprawiać Całkowicie był skupiony lecz jednym kątem oka co jakiś czas spogląda na mistrza, który szybko przebiera rękami, Jednak Huan już sam nie ma pojęcia czy to gra światła, czy po prostu magia. Zrobił kilka wdechów, a po chwil zastanowienia już zaczynał miarką dodawać kolejne składniki. No cóż chyba nie tak źle czas sie bardziej skupić nad tym co robisz-mruknął pod nosem, Zwłaszcza ze mistrzowie cały czas patrza na ręce Puchona może dlatego nie powinien popełnic kolejnego błędu, które mogą zaważyć na karierze! Chłopak po odpowiednim odmierzeniu składników zabrał sie za jego dodawanie w odpowiedniej kolejnosci pomimo kilku prób i błędów, Huana drink nie jest w najlepszej jakości. Zawsze coś musl wyjsc nie tak ale to mały szczagół,ups... Dobrze ze liście mięty tylko zmieniły kolor z zielonego, na… Nieco zgnity. Ale cudem udało się jednak przejść do kolejnego poziomu ale to juz kiedy indziej jak zarobi na nie. Grzecznie wyszedł i podziękował za ukonczony kurs zdobycia certyfikatu uprawniającego wykonywania zawodu jako barman lub kelner. Z/T
poziom I - 3; 2 poziom II - 1, 4; 6, 5, 2 poziom III - 6, 3, 3, 6; 3, 5, 5, 6
To był ekscytujący dzień. Na ten kurs Rilla zbierała najdłużej, ale też najchętniej. Od zawsze miała smykałkę do gotowania. Najczęściej to ona się tym zajmowała, kiedy matka pracowała na utrzymanie darmozjadów w swoim domu. Nigdy nie było to nic wyszukanego, bo przecież męski gust był taki prymitywny, ale potem się rozwinęła w tym kierunku. I wiedziała, że musi zostać barmanką. Robienie drinków mogło być bardziej ekscytujące niż jej się początkowo zdawało. Zresztą - to na pewno tylko stan przejściowy, prawda? Kiedyś założy swoją restaurację. Albo będzie najznakomitszym kucharzem świata. Będzie się spełniać duchowo, a nie tylko fizycznie. Było strasznie, jak jej się zdawało. Było mnóstwo ludzi, a każdy oceniał jej najmniejszy krok. Czuła się szpiegowana, a bardzo nie lubiła, jak ktoś patrzy się jej na ręce. Nie miała jednak zbytniego wyboru. Uśmiechnęła się cierpko na słowa powitalne, a potem usłyszała, że ma zrobić mojito. Dobrze więc. Odmierzyła to, co uważała za niezbędne w tym drinku, jednakże okazało się, że dodała za dużo lodu i mięty. Naprawdę? To bardzo dziwne, bo po spróbowaniu okazało się, że jest idealny. Autumn nie nadążała za wymaganiami barmanów, jednak nie mówiła absolutnie nic, tylko zabrała się za kolejny poziom. Kosmiczny Drink? Nigdy o czymś takim nie słyszała, musiała więc zdać się na swoją kobiecą intuicję. Którą musiała wspomóc różdżką i może w tym tkwił problem. Za pierwszym razem drink wyszedł za bardzo rozwodniony. Lecz po kolejnej próbie mogła odetchnąć z ulgą. Zupełnie niepotrzebnie, bowiem okazało się, że nic nie wyszło i mistrz nadzorujący zrobił wszystko za nią. Nie potrafiła tego powtórzyć za pierwszym razem, zrobiła to dopiero za drugim. Ale na moment mogła otrzeć pot z czoła. Jeszcze jeden etap? Barmani to mają przejebane... To był najgorszy poziom. Była już wykończona, a tu końca nie widać. Zaczęły jej się mylić proporcje, raz za dużo tego, raz tamtego. Próbowała się uwinąć szybko, ale niespecjalnie jej to szło. Za czwartym razem uzyskała zadowalający efekt, ale reszta nie była zachwycona jej postępami. Okazało się, że to najgorszy drink jaki dziś zrobiła, więc zaczęła wszystko od nowa... i tak kolejne cztery razy. Wreszcie otrzymała swój certyfikat, ale na koniec dnia była po prostu... STYRANA. Oczywiście potem szło wszystko zdecydowanie lepiej, a po 5 latach... mistrzyni!
Już pierwszego dnia swojego stażu w tym miejscu Angelus żałował, że w ogóle się tym zajął i zgodził na staż w takim miejscu jak Bar pod okiem bazyliszka. Nie było to zbyt urodziwe miejsce, a jego szef tym bardziej utwierdził go w tym przekonaniu. Jako barman pracował już jako student, jednakże nie mając jeszcze odpowiednich kwalifikacji. Szef od pierwszego dnia miał go za obiboka i lenia mimo iż Angelus zazwyczaj wykazywał ruchy. Na każdym kroku słyszał docinki i złośliwe riposty na swój temat. Raz szef uczepił się jego jasnych blond włosów, które miał postawione zacnie na żel, uznał, że to nie przystoi, bo on sam nie posiadał włosów więc najlepiej by każdy facet u niego w pracy golił się na łyso. Innym razem kazał mu wyjmować kolczyki, później nie pasowały mu tatuaże na ciele Angela. Chłopak zaciskał jednak zęby i pracował dalej. Nie przejął się tym, że szef odebrał mu z pensji AŻ 10 galeonów. Jakoś to przeżyje, mówi się trudno. Nie pracuje tu dla szefa, tylko po to by zdobyć kwalifikacje i odbyć staż. Zaciskał zęby i pięści, a potem w domu całą swoją złość i gniew rozładowywał w muzyce grając na gitarze i perkusji. Nie było lekko, jednakże swą pracę wykonywał sumiennie, no i mimo iż szef go nie znosił to inni w barze go uwielbiali. Pomagał też innym swoją znajomością wiedzy zarówno praktycznej jak i tej teoretycznej. Czuł się z tego powodu dumny i gdy tylko szef znikał, on mógł sobie pozwolić na odrobinę rozrywki i miłej atmosfery w towarzystwie reszty pracowników.
A więc kurs barmański. O matko, matko. Co prawda wcześniej pracował już za barem, ale no. To było tylko nalewanie piwa, wódki i robienie jakiś tam prostych drinków. No i to, co robił w domu, więc ciężko było to nazwać profesjonalną barmanką. No, ale chciał się w końcu zatrudnić w jakieś porządnej knajpie, prawda? No więc właśnie Iwan. Zbieraj dupę w troki i zapierdalaj na kurs. I tak zapierdalał. Nieco się pospinał. Kilka drinków pamiętał. Kilka nie, no ale spoko. Będzie dobrze. Jak nie, to podejdzie do niego drugi raz. To chyba nie problem, prawda? Prawda? To chyba nie problem, prawda? W końcu cały teatrzyk się rozpoczął. Kurs prowadził jakiś zarozumiały typek. „Mistrz”, jak kazał się tytułować. Śmieszny facecik, naprawdę śmieszny. Iwan, widząc go tylko uśmiechnął pogardliwe pod nosem. Istotnie, tacy ludzie myślą, że pozjadali wszystkie rozumy. Nie, żeby on sam pozjadał. Oj, to chyba oczywiste, że nie. Gdyby było inaczej, to pewnie by tu nie siedział, bo przecież miałby siebie samego za tak zajebistego i ogarniętego człowieka, że po co mu jakikolwiek kursy? Zajęcia zaczęły się. Miał przygotować Mojito. – Ja pierdole… - powiedział tylko pod nosem, słysząc nazwę drinka. Tego jednego nienawidził. No, ale czemu się dziwić? Na jego długości i szerokości geograficznej raczej nie znano takich drinków. A jeśli już znano, to nie robiono zbyt często. W dodatku on sam miał niezłego kaca, ale to inna bajka.. Z tego powodu jakoś niespecjalnie się skupił na tym wszystkim, no i wszystko pomieszał. Cholera. Na szczęście mistrz był tak wspaniałomyślny, że dał mu kolejną szansę. Niestety nie wyszło po raz kolejny. Damn. Damn. Damn. No, ale się poprawi. Co to, to nie! Da radę! Da kurwa radę. W końcu to on tu jest Popowin, nie? Dobra, składniki może nie były przygotowane najlepiej, ale drinka już na pewno będzie w stanie zrobić. Spróbował więc od razu, zabierając się za niego. Znowu nie wyszło, ale było na tyle dobrze, że zaliczył ten etap.
Na kolejny poziom już nieco bardziej się przygotował. Przede wszystkim nie spożywał alkoholu (nawet w nadmiernych) ilościach na noc przed kursem. Tym razem, na II poziomie miał przygotować Kosmicznego Drinka. Zabrał się więc za przygotowanie składników. Trzeba powiedzieć, że wszystko szło mu dziś wyjątkowo dobrze. Tylko z Iris Ignis miał początkowo drobne problemy, ale koniec końców uporał się z tym zaklęciem, na tyle dobrze, że jego efekt utrzymywał się dłużej niż tylko kilka, kilkanaście sekund maks. Nie można powiedzieć, że nie był zadowolony także jego mistrz który widząc to, posłał mu tylko pełne aprobaty spojrzenie. O tak! O tak. To jest właśnie siła Popowinów! Taka, wrodzona i w ogóle. Efekt końcowy nie był jednak tak fantastyczny, ponieważ przesadził znowu z zaklęciem, przez co woda pokryła się dziwną pleśnią. Cóż, dziwne, dziwne. No, ale kolejna próba wszystko wyjaśniła. Po prostu zadrżała mu ręka. Teraz już sobie poradził, przechodząc jednocześnie do kolejnego etapu. Trzeci i ostatni poziom. Ten, który kończył całą jego przygodę ze zdobyciem certyfikatu. A także ten, który - jeśli zdany – miał przynieść mu nowy tatuaż, zgodnie z wcześniejszym postanowieniem. Tak, teraz zdecydowanie, mógł się stać jednym z barmanów, jakich wielu na tym świecie. Tylko, że nie takie miał ambicje, aby być jak każdy. Oj nie. Oj nie. On chciał być tym najlepszym z najlepszych. No, ale spokojnie, jak to mówią, na wszystko przyjdzie czas. Teraz trzeba było się zabrać za przygotowanie składników do Magicznych Urojeń. Tego drinka akurat znał. Mimo to bardzo uważnie przyglądał się temu, co robi instruktor, starannie potem powtarzając jego ruchy, a także stosując się do wszystkich zaleceń. Pytanie, czy się uda? Niestety. Kiedy podgrzewał spód szklanki nagle coś zaczęło dymić. No tak, coś nie wyszło. Ale spokojnie, instruktor pozwolił mu na jeszcze jedną, tym razem udaną próbę. Co do samej prezencji drinka – był bardzo zadowolony i choć może Iwan nie pokazał wszystkiego, na co go stać, to postanowił mimo wszystko przyznać mu ten certyfikat. Cóż. Nie można powiedziec że chłopak nie był szczęśliwy. Był cholernie szczęśliwy. No i teraz mógł aplikować do praccy za barem, a to najważniejsze!
z/t
Poziom I: 1 (przerzut na 3), 2 - zdany. Poziom II: 2 i 4 (obie próby zaliczone na parzyste - kolejno 6 i 2) - zaliczony Poziom III: 1 (druga próba na 2) i 4 - zaliczony
Angelus już dwa tygodnie spędził na stażu w tym barze. Niby na początku było ciężko, ale jakoś to wszystko znosił. Nie działo się zazwyczaj nic ciekawego, a on stał za barem większość swego czasu, chociaż jako stażyście przyszło mu też wykonywać bardziej niewdzięczne prace. Niestety, takie życie stażysty. Cały czas jednak myślał o tym, że jak tylko skończy staż to założy własny interes i to go trzymało przy myśli, że będzie zarabiał pieniądze na własny użytek i sam sobie zostanie szefem. To bardzo mu się podobało, no i przecież każdemu przysługują marzenia czyż nie? No właśnie. Pewnego razu gdy przyszedł do pracy i sądził, że ten dzień będzie kolejnym nudnym i monotonnym dniem już praktycznie zwątpił, że coś się wydarzy. Koniec pracy i godzina zamknięcia lokalu była bliska, a on właśnie sprzątał i mył stoliki oraz ustawiał krzesła. Nagle na jednym z nich znalazł samonotujące pióro. Od razu na jego twarzy pojawił się banan. -Znalezione nie kradzione- powiedział sobie szeptem Angel po czym z uśmiechem nie schodzącym mu z twarzy szybko schował pióro do kieszeni spodni. Na pewno takie fajne cacuszko mu się przyda, a on lubił tego typu zabawki, które większość pracy wykonują za niego. Kolejne dni w pracy minęły mu tak jak poprzednie. Niestety nie znalazł przez dwa tygodnie nic równie ciekawego jak to pióro, a z szefem nawet zaczął się dość dobrze dogadywać .
(wcale nie tak)Dawno temu, kiedy Ash skończył szkołę
Kurs barmański nie był wymarzonym kursem, który Hawkeye chciałby kończyć po szkole. Miał wiele planów na swoje życie, które chciałby realizować, ale, jak to już w życiu bywa, nie nadawały się one na realizację właśnie w tym momencie. Ledwie co po szkole, z wcale nie tak dobrymi stopniami jakie chciałby mieć miał dość mocno ograniczoną możliwość wyboru przyszłego zawodu. W związku z powyższym postanowił dokładnie przeanalizować swoją sytuację i pogodzić ambicje oraz oczekiwania z realną sytuacją, jaką byłby w stanie wykreować. Po długich dysputach z samym sobą doszedł wreszcie do wniosku, że jest pełno zawodów, których z pewnością nie chciałby wykonywać, a jeden, na który obecnie spełnia wymagania jest tak paskudnie pospolity… miał jednak pewne doświadczenie. Potrafił obsługiwać podstawowe przydatne barmanowi ustrojstwa i zdecydowanie był w stanie przetrwać parę lat za barem bez większego poświęcenia. Potem planował rozwinąć się w innym kierunku, ale nie był specjalnie pewien czy uda mu się tego dokonać. Jednakże w tamtym momencie wcale nie tracił nadziei i postanowił spróbować. Podejście do kursu barmańskiego z całą pewnością zapamiętał na długo, głównie dlatego, że specjalną znajomością tematu to się tam nie wykazał. Mimo wszystko życie potoczyło się tak, że ostatecznie udało mu się go zdać. Nie miał pojęcia czy ktoś zapłacił prowadzącemu kurs za wręczenie mu papieru czy wszyscy barmani po prostu uczą się w trakcie pracy. Niemniej jednak nie wyprzedzajmy faktów. Ash zjawił się w restauracji „Amica” w pewne gorące, sierpniowe popołudnie. Uiścił opłatę za kurs, która całkowicie spustoszyła jego oszczędności i miał nadzieję, że mimo wszystko będzie teraz zarabiał miliony. Czy zarabiał? Raczej nie, no w każdym razie wtedy wszystko wydawało mu się być bardziej kolorowe i zachęcające. Poziom pierwszy kursu wcale nie był taki prosty jak obiecywano, że będzie. Zabawne jest to, że wszyscy nauczyciele uważają swoje przedmioty i kursy za tak banalne, że nikt nie powinien zastanawiać się nad istotą wykonania polecania. W prawdziwym życiu geniusze trafiają się tak rzadko, że niemożliwym jest wręcz wyobrazić sobie Hawkeye, który nie ma zielonego pojęcia o byciu barmanem jak przygotowuje poprawne mojito. Przegiął z miętą i lodem, typowy błąd, który jednak dość szybko naprawił uzupełniając brakujące składniki. Udało mu się zaliczyć ten etap z całkiem znośnym wynikiem, ale obietnice, że dalej będzie już tylko trudniej wcale nie nastawiały go pozytywnie do podejmowania dalszych prób. Kosmiczny drink był już o wiele bardziej problematyczny i Asher niestety potrzebował z nim pomocy. Mistrz tak zaangażował się w pomoc, że zrobił za niego wszystko, od początku do końca. Nieco skonsternowany były Gryfon musiał wszystko zaczynać od nowa, ale najwyraźniej nie miał czego się obawiać. Trochę się zakręcił w instrukcji, ale ostatecznie napój smakował przyzwoicie, nawet jeśli nie wyglądał specjalnie poprawnie. Ostatni etap wyglądał groźniej niż był w rzeczywistości. Dym w Magicznym Urojeniu trochę nawalał podczas poruszania szklanką, ale po raz kolejny smak go nie zawiódł. Hawkeye otrzymał certyfikat i pozostało mu tylko szukanie pracy. Hmm, może Gospoda pod Świńskim Łbem?
Kostki: Etap I: 3, 3 i 6 Etap II: 5 i 1, przerzut na 1 i 4, 3 Etap III: 4, 1
Restauracja Amica po raz kolejny miała stać się miejscem, w którym chętni do poszerzenia swojej wiedzy ludzie, zbierali się nad blatem roboczym i chwytali w dłonie noże, łopatki czy widelce. Jednak tym razem nie organizowano tutaj żadnego kursu, a kontynuowano poszukiwania czarodziejskich kart, w których Xander bardzo chciał pomagać. Już od wielu lat tytułował samego siebie mistrzem pichcenia, mieszania i zapiekania, dlatego zadanie, które dzisiaj czekało na pierwszego uczestnika miało być nie tylko przyjemne ale i kształcące. Teraz siedział przy ładnie zastawionym stole i popijał kawę z bogato zdobionej filiżanki, podczas gdy tuż nad nim uśmiechała się uprzejmie Greta Catchlove. Jej książka „Zaczaruj swój ser” była wielkim źródłem inspiracji dla mężczyzny, oczywiście wiele lat temu, ale nadal czuł dziwaczny sentyment, gdy wpatrywał się w deskę serów trzymaną przez czarownicę. W ten sposób oczekiwał na swojego uczestnika, pogrążony w rozmyślaniach na temat wytwarzania przysmaków ze smoczego mleka.
Avalon nigdy jakoś nie rozumiała idei poszukiwania tych całych kart, nic więc dziwnego że w poprzednich edycjach nie brała udziału. Oczywiście widziała, że znajomi, którym się udało, wynosili z tego jakieś cudaczne fanty, ale sama nie mogła się zmusić do udziału w tym happeningu - do czasu. Tym razem pomyślała sobie, że chyba ciężko będzie znaleźć cokolwiek lepszego do roboty, toteż postanowiła ruszyć ze swoistym nurtem i spróbować swoich sił razem z innymi. Nie miała jakichś cudacznych pomysłów co do potencjalnych skrytek, bo niestety nie dorastała w okolicach Hogs i umknęło jej kilka lat szperania we wszelkich zakątkach miasteczka, dlatego celem uruchomienia swojej wyobraźni skierowała się do restauracji, którą bardziej lub mniej kojarzyła. Poza tym wszyscy polecali jej kursy tu organizowane, mimo że niespecjalnie wiązała przyszłość z kucharzeniem, ale kto wie czy nie zmieni zdania po swojej wizycie. Kiedy już weszła do środka, w oczy od razu rzucił jej się jedyny zastawiony stół, przy którym organizatorzy nie szczędzili chyba zasobów. Cufferborough podeszła do niego, wzrok wbijając w mężczyznę popijającego akurat kawę, względem którego ona sama była nieco niepewna. Wielka, lewitująca karta utwierdzała ją jednak w przekonaniu, że trafiła we właściwe miejsce, mimo że kierował tym kompletny przypadek. - To... pewnie tego szukam? - mruknęła ostrożnie, wskazując palcem na wizerunek Grety.
Xander oczekiwał na uczestnika z cierpliwością, której mógł pozazdrościć mu każdy, kto chociaż w minimalnym stopniu zaczynał denerwować się wyczekiwaniem. Jego absolutnie nic nie potrafiło skłonić do nerwów, dlatego skupiał całą uwagę na napoju, którego ciepłe wciąż naczynie lekko otulał dłońmi, jednocześnie grzejąc sobie w ten sposób palce. Okazało się, że nie musiał wcale tak długo czekać, a to sprawiło, że uśmiechnął się szczerze i z zadowoleniem do wkraczającej do restauracji Avalon. Młoda kobieta żądna wiedzy z zakresu magicznego pichcenia zawsze dobrze się zapowiadała, a perspektywa nauczenia jej czegoś nowego wprawiła go w jeszcze lepszy nastrój. Odłożył filiżankę, za pomocą małego palca tłumiąc stukot jej dna o spodek i podźwignął się na nogi, aby elegancko rozłożyć przy tym ręce. - Witaj, moja droga. - zaczął, uśmiechając się dobrodusznie. W mdłym świetle restauracji jego włosy zalśniły siwizną. Xander wbrew pozorom był człowiekiem młodym tylko duchem i być może właśnie to działało tak ożywczo na jego chęć nauki młodych? - Jeśli przybyłaś tutaj na poszukiwanie kart to jak najbardziej, dobrze trafiłaś. Greta Catchlove przytaknęła Xanderowi skinieniem głowy, a mężczyzna zbliżył się do Avalon i nieznacznie otoczył ją ramieniem, aby zacząć prowadzić ją w stronę kuchni. - Witaj w restauracji „Amica”. Jak zapewne się domyślasz, aby zdobyć kartę będziesz musiała na nią zapracować. Przygotujesz ze mną stek z kołkogonka w bąbelkowym musie i nie martw się, jeśli nigdy nie przygotowywałaś tej potrawy, bo wszystko Ci wytłumaczę. Ja nazywam się Xander, wyjaw mi jeszcze swoje imię i możemy zaczynać. Znaleźli się już w kuchni, a mężczyzna zaczął wszystko tłumaczyć młodej półwili.
Kostka - przygotowywanie składników: 1 i 2 - Wpuszczona do nieznanej sobie kuchni nie byłaś pewna jak masz się zachować. Miałaś pewne opory przed szperaniem w lodówce, nawet jeśli mężczyzna wyraźnie udzielił Ci swojego pozwolenia i dzięki temu bardzo dużo czasu zajęło Ci odnalezienie potrzebnych składników. Miałaś szczęście, że stek był już przygotowany, bo długie wywody Xandera na temat oporządzania kołkogonków sprawiały, że śniadanie podchodziło Ci do gardła. Obranie ostrej papryczki i wyciągnięcie tajemniczych flaszeczek z (jak on to nazwał?) specyficznymi dodatkami nie nastręczyło Ci dużo kłopotu i oto już wszystko było gotowe. 3 i 4 - Ogromny problem z odnalezieniem składników był niczym w porównaniu z trudem, którego nastręczyło Ci przygotowanie steku. Niestety w lodówce odnalazłaś olbrzymi kawał mięsa kołkogonka, którego pochodzenie pozostawiało bardzo wiele miejsca na domysły i straszliwie męczyłaś się z wykrojeniem odpowiednio tłustego oraz grubego płatu. Xander dwoił się i troił, starając Ci się z tym pomóc, ale Twoja nieudolność zdecydowanie bardzo mu przeszkadzały, więc ostatecznie sam chwycił za nóż i wykroił odpowiednią część. Ty w tym czasie spokojnie przygotowałaś resztę składników, jednocześnie niemalże tracąc palec podczas obierania papryki. Kiedy mężczyzna Ci go opatrywał, Ty myślałaś tylko o jednym: to zdecydowanie nie jest Twój dzień! 5 i 6 - Robiłaś już to kiedyś? Nauczyciel zapewne zapytał Cię o to kilka razy, bo nie dość, że listę składników zdawałaś się znać na pamięć to i poruszanie się po kuchni było dla Ciebie jedynie dziecinną igraszką. Doskonale wiedziałaś gdzie co leży, dlatego już po kilku minutach na blacie roboczym znalazły się wszystkie potrzebne ingrediencje oraz wspaniale wykrojony przez Ciebie stek, a Xanderowi nie pozostało nic innego jak zwyczajnie rozpływać się nad Twoim talentem.
Kostka - przygotowanie musu: 1 i 2 - Drobne problemy ze zrozumieniem instrukcji mogą się zdarzyć każdemu, chociaż to naprawdę wielka szkoda, że musiały przytrafić się akurat Tobie. Zdawało Ci się, że Xander wciąż, nawet mimo Twoich delikatnych aluzji, nie zdaje sobie sprawy z tego jak ciężko jest Ci zapamiętać nazwy tajemniczych dodatków do musu i operował nimi tak sprawnie i prędko, że nawet nie miałaś szansy zapamiętać odpowiednią kolejność dodawania ich do potrawy. W związku z tym wielokrotnie dodałaś czegoś za dużo lub za mało, za wcześnie lub za późno i teraz Twój mus przypomina raczej zwyczajny syrop. Mężczyzna, gdy już wreszcie połapał się w czym rzecz, natychmiast jeszcze raz wyłuszczył Ci instrukcję, dzięki czemu drugie podejście było o wiele bardziej udane. 3 i 4 - Kompletna katastrofa! Nie wykazałaś dostatecznego skupienia podczas miarowego odliczania kropel syropu ze słodkich malin i dodałaś ich zbyt wiele. Zamiast bąbelków, Twój mus zawierał źle zmielone pestki papryczki, a kiedy go spróbowałaś, aż skręciło Cię z kwaśności. Jak Ty to zrobiłaś? Ani Ty, ani Xander nie mieliście pojęcia, dlatego tym razem pozwolił Ci tylko obserwować, gdy sam kręcił, miażdżył i miarowo dodawał każdy ze składników, aż wreszcie w miseczce mieniły się kolorowo apetyczne bąbelki. 5 i 6 - Wspaniałe wyczucie smaku tym razem nawet nie śmiało Cię opuścić. Wyczarowałaś idealny, wzorowo przygotowany mus do steku, którego aromat uderzał was w nozdrza raz po raz, gdy pękał kolejny z bąbelków, bąbelków, a ochota na skosztowanie gotowego dania niemalże wytrącała was z równowagi. Xander chwalił Cię długo oraz wyjątkowo intensywnie, więc możesz być z siebie dumna.
Entuzjazm Xandera niemalże raził Avalon w oczy. Od razu dało się stwierdzić, że jest organizatorem całych tych poszukiwań, bowiem miał do nich diametralnie różne podejście niż dzielna poszukiwaczka, akurat wchodząca do restauracji. Nie żeby takie nastawienie było dla Avy przeszkodą - wręcz przeciwnie, skoro miała z tym nieco siwym panem współpracować, to chociaż jemu powinno zależeć. Uśmiechnęła się słabo. Oczywiście, że przybyła na poszukiwanie kart. Ciężko sobie wyobrazić, czego innego mogliby ludzie szukać w Hogsmeade o tej porze roku, ale najwidoczniej ów mężczyzna znał kilka tego rodzaju alternatyw. Szkotka postanowiła w to w ogóle nie wnikać, a żeby przyspieszyć dotarcie do końca zabawy, bez oporu dała się objąć i poprowadzić do kuchni. Z pewnym strachem słuchała wyjaśnień na temat tego, co ma zrobić, ale nie zamierzała kompletnie tchórzyć, ponieważ wtedy zupełnie nie byłaby sobą. Chwila ciszy po prośbie o podanie swojego imienia świadczyła jednak o czymś innym. - Avalon. Jestem Avalon - burknęła wreszcie, siląc się jeszcze na kolejny uśmiech, dając się potem prowadzić w trochę inny sposób niż dotychczas. Ktoś musiał jej dodać do śniadania Felix Felicis w odmianie kucharskiej, bowiem działała jak natchniona. Początkowo rzeczywiście słuchała wskazówek Xandera, ale potem bardzo prędko samodzielnie przejmowała stery. Na każde pytanie dotyczące jej przeszłości możliwie związanej z mordowaniem (dobra, przyrządzaniem) kołkogonków odpowiadała mniej więcej taką samą formułką, zaprzeczającą jakimkolwiek talentom w kucharzeniu, ale siwiejący czarodziej niezbyt chciał temu uwierzyć. Nie ma mu co się dziwić - sama Cufferborough, wyczarowując mus, ledwo dowierzała pozytywnemu charakterowi zapachów z niego się wydobywających. Może powinna napisać pracę zaliczeniową z gotowania, a nie jakichś zaklęć, transmutacji czy uzdrawiania? Niechcący wypowiedziała tę myśl na głos, zaś Xander zaczął jej niebywale upierdliwie przyklaskiwać. Gryfonka uśmiechała się, ze skromności nie odpowiadając na komentarze, ale w pewnym momencie znudziło się jej takie wysłuchiwanie pochlebstw. - Potrzeba czegoś jeszcze?
Xander był zachwycony swoją uczennicą. Rzadko trafiały mu się takie indywidua, które bez problemu radziły sobie z przyrządzeniem bąbelkowego musu i to w dodatku o tak wspaniałej konsystencji. Widać też było, że Avalon potrafi posługiwać się nożem bez większych problemów, co dodatkowo pozwalało mężczyźnie nie dawać wiary w jej zapewnienia. Zwyczajnie brał je za puste zaprzeczenia, ale teraz miał nastąpić ostateczny test. - Teraz, moja droga Avalon, doprawisz i usmażysz stek z kołkogonka. Niezbyt duży płomień, stopień wysmażenia medium. Uważaj, żeby nie przeciągnąć mięsa, gdyż wtedy zaczyna robić się gumowate, a z kolei nikt tutaj nie jest fanem surowizny, także w tej kwestii musisz wykazać się idealnym wyczuciem. Pomoże Ci w tym magiczny termometr. Trzymaj i patrz. Wsuwasz go w środek, delikatnie, żeby nie zrobić zbyt dużej dziury w mięsie i zerkasz czy wskaźnik jest w odpowiednim miejscu. Używałaś kiedyś magicznego młynka do soli i pieprzu? Jeśli nie to teraz masz okazję. Stuknij w nie różdżką, resztę zrobią za Ciebie. Kiedy usmażysz stek, ułóż wszystko na talerzu. Mam tutaj trochę kolorowego ryżu, który możesz wykorzystać jako dodatek do mięsa. Ułóż go na talerzu w postaci dwóch pasów i połóż na nim mięso. Potem wszystko polej musem i to właściwie tyle. Możesz też spróbować zrobić jakieś fantazyjne wzorki z musu na talerzu, to zwykle ładnie się prezentuje, tylko nie przesadź, bo z kolei nikt nie lubi kiczu. Po zakończonym monologu przyszło wreszcie do przygotowywania potrawy i całe szczęście, bo nie wiadomo co jeszcze mógłby wykminić.
Kostka - smażenie steku: 1 i 2 - Zdaje się, że jesteś skrytą fanką surowego mięsa. Twój stek był zwyczajnie niedosmażony, ale na to Xander znał rozwiązanie. Sprawnie wrzucił go na patelnię i już po kilku chwilach jego stan znacznie się poprawił. Młynki jednak nie chciały z Tobą współpracować. Niedoprawiony stek był zwyczajnie mdły, ale krótkie powtórzenie instrukcji pomogło wszystko szybko poprawić i teraz już nikt nie oprze się Twojemu daniu. 3 i 4 - Przesmażony rzeczywiście staje się gumowaty. Miałaś idealną okazję, aby to sprawdzić w praktyce, ale czy zrobiłaś to specjalnie? Może to zbyt dobra passa Cię rozproszyła i to przez nią przegapiłaś ten idealny moment dla kołkogonka? Zdaje się, że nic mu już nie pomoże, zwłaszcza, że dopieprzenie steku, które zalecił Ci Xander po pierwszej degustacji potraktowałaś zbyt poważnie. Teraz Twoje danie jest absolutnie niejadalne, ale chociaż mus można łyżeczką zeskrobać z talerza, prawda? 5 i 6 - Perfekcja i tym razem Cię nie opuszczała. Idealnie wysmażony i wybitnie doprawiony. Twoja dobra passa się nie kończy (co jest już trochę denerwujące! Jk, jk)
Kostka - kompozycja na talerzu: Parzysta - Wspaniale poradziłaś sobie z przystrojeniem talerza. Ułożenie składników dania okazało się być dziecinną igraszką, a wzory, które wyczarowałaś z sosu zakrawają o prawdziwe arcydzieło. Nieparzysta - Ugh, nigdy tego nie powtarzaj. Byle jak nałożony ryż sprawił, że stek dziwacznie wybrzuszał się na środku. Bąbelkowy mus spłynął więc z niego jak masło z ziemniaków i niechlujnie rozlał się po talerzu, tworząc wokół mięsa malowniczą kałużę. Chyba tylko wyjątkowo głodny osobnik pokusiłby się na skosztowanie takowego.
Jak chcesz to na końcu posta daj od razu zt, będę miała mniej pisania
Ciężko powiedzieć, czy to skryty talent kucharski poniósł ją tak wysoko, czy może działające na zasadzie panaceum przekonanie, że wszystko będzie dobrze. Jedno jest jednak pewne - początkujący ptak wzniósł się zbyt wysoko i zaliczył potężniejszy upadek niż ten, którego doświadczyłby w przypadku niepokazywania się od tej nieprawdziwej strony. Tyle szczęścia, że Xander miał wreszcie dowód na prawdziwość wcześniej wypowiadanych słów, jakoby Avalon nigdy wcześniej nie obcowała z kuchnią na takim poziomie, aby mieć do czynienia z kołkogonkiem. Kiedy mężczyzna zaczął obrzucać ją fachowymi określeniami i równie fachowymi wskazówkami, blondynka kiwała tylko posłusznie głową i udawała, że wie o co chodzi. Szło przecież na tyle dobrze, iż wcale nie potrzeba jej było zrozumienia - postanowiła polegać na instynkcie. Nie wspierała się żadnym termometrem a młynki chyba zbyt mocno stuknęła różdżką, bowiem ani stek, ani rzeczone młynki nie pokazywały zadowolenia co do tego, jak Cufferborough się z nimi obchodziła. Instruktor, ze względu na dobre początki, powtórzył wszystko ze stoickim spokojem i ostatecznie dało się jeszcze patrzeć na danie z nieprzesadnym podziwem. Tyle że pseudo-kuchareczka zamarzyła to zepsuć. Niedorzeczne wymysły z ryżem zrobiły swoje, zaś Ava na zachwyconą wcale nie wyglądała. Ciekawe tylko co z Xanderem, ale o tym opowie nam już kto inny.
Nikt chyba nie ma pojęcia, jak bardzo Ruta była dumna z siebie, że w końcu znalazła pracę, a w dodatku szefowa opłaciła jej kurs barmański! Z uśmiechem na ustach udała się do restauracji Amica, w której miało odbyć się szkolenie. W końcu nie mogła już na początku zawieźć Callisto. Wysłuchała uważnie tego, co miał do powiedzenia ten dziwny barman, który miał uczyć ja, jak mieszać drinki. Nie zadawała już żadnych pytań - wydały się jej zbędne. Rozpoczęła od mojito, ze skupieniem wpatrując się na ręce mistrza. Nie było źle, ale zawsze mogło być lepiej. Nic więc dziwnego, że napój nie wyszedł idealnie... Ba, wyszedł okropnie. W ogóle w niczym nie przypominał tego, czym miał być, więc Kamińska postanowiła spróbować ponownie. Mieszała, dolewała i... Znów się nie udało. Cóż, nie zniechęciła się, w końcu do trzech razy sztuka! Uwaga, chwila prawdy! Tak, jest dobrze. Wspaniale, niezła z niej będzie barmanka! Postanowiła przystąpić do poziomu drugiego. Może teraz też jej się uda? I znowu... Jakimś cudem przebrnęłam przez tę całą farsę ze składnikami, zaklęciami i różdżką. Nie mogło być jednak tak łatwo, prawda? Po raz kolejny musiała próbować za drugim razem. Mieszała, mieszała i mieszała, z niecierpliwością oczekując werdyktu. Powąchała napoju i - tak! Znowu jakimś cudem się udało. Może wcale nie jest aż taka zła? Jednak nadaje się na barmankę! Ale oto nadchodził ostatni, najtrudniejszy etap... Zdenerwowana, że zaraz może zrobić coś źle, wciąż myliła się w proporcjach. Kurczę, chyba pani Marquett nie będzie z niej dumna? W każdym razie, starała się. Jeszcze dwa razy próbowała wymieszać wszystkie składniki odpowiednio, by w końcu poddać się i zacząć denerwować. A kiedy ktoś z genami wili się denerwuje... No, nie ważne. Postarała się jakoś opanować i w końcu mogła odetchnąć z ulgą. Uf, jeszcze tylko ostatnie zadanie. Miała chociaż nadzieję, że nie spoci i nie zdenerwuje się jak poprzednio. Zmieszała wszystkie składniki i z dumą spojrzała na swoje dzieło. Coś... Coś nie grało. To chyba kolor i ten dymek jakoś tak dziwnie wyglądał. Postanowiła się poprawić i już po chwili stała zadowolona z siebie, pijąc przygotowany napój. Otrzymała wymarzony certyfikat, hurra! Nie zawiedzie na wejściu Callisto, całe szczęście.
kostki: (poziom 1) 5, 5, 1, 6 (poziom 2) 2, 4, 5, 5, 2 (poziom 3) 6, 3, 5, 4, 2, 4 /chyba pierwszy raz w życiu aż tak bardzo nie chciało mi się rzucać kostkami
Upwood i jego cudowne szczęście w kartach czy przy kieliszku nie zawsze się sprawdzało. Czasami, a raczej dość często, przypominało to rzut monetą z niewłaściwym obstawieniem. Prawda, miewał farciarskie dni, lecz podejście do stażu to już zupełnie inna bajka i wypadałoby zachować pozory profesjonalizmu. Na początek zacznijmy od tego, że tymczasowy szef Francisca Upwooda zachowywał się nader dziwnie. Przez moment miał wrażenie, jakby został jego nowym pupilkiem i to niczym sobie nie zasługując na to miano, jednakże nie byłby sobą, gdyby nie zamierzał z tego skorzystać. Co więcej, wpadł w ogromne zdziwienie, kiedy otrzymał premię. Już na samym początku! Jak to możliwe? Nie wiadomo, ale Franscio cieszył się jak małe dziecko i już pewnie planował kolejną rundkę Astroletki albo Krwawego Barona, co by powiększyć swoje pobory. W każdym razie, te ciągłe uśmiechy w jego stronę powoli zaczynały robić się coraz bardziej denerwujące. Jakby szef próbował go poderwać. Brrr! Sprawa druga, rzeczywiste działanie Upwooda jako kelnera, szły znakomicie. Śmiało mógł nazwać siebie mistrzem noszenia tacy pełnej kieliszków z pachnącym alkoholem czy drogimi daniami, lecz to te pierwsze bardziej przyciągały uwagę nowego pracownika. Cieszył się, że miał możliwość lepszego poznania świata płynącego burbonem czy whisky. Nie, żeby wcześniej nie próbował tego pić. Może i nie był miłośnikiem tak wysublimowanych smaków, ale doceniał specyficzną nutę w tym, co pił. No i działał na tyle sprawnie, że zdążył jeszcze wypełnić papierkową robotę za swoich współpracowników, dzięki czemu zyskał swoje zasłużone miano. Zobaczymy, jak pójdzie mu dalej. Już wkrótce.
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
Puchon spojrzał na zegarek. Wpół do trzeciej, miał jeszcze trochę czasu wszedł na kolejny kurs barmański .Miał tym razem zrobić Kosmicznego Drinka. Nie wiedział za co się zabrać ale wypadałoby nadrobić trochę i w koncu cały kurs dobrze przejsc. Rozejrzał się po sali wypatrując mistrza, spojrzał przed siebie, zabrał wszystko to co potrzebne do napoju. O teraz musiał sie skupić tak aby nic wyleciało w powietrze. Zatem chwycił różdżke w górę i zabrał sie za składniki do drinka! Huan skupił nad wszystkim co dodawał do szklaneczek. No nie ma już tak łatwo, trzeba wziąć pod uwagę ,dodatkowy składniki jest przede wszystkim różdżka. Był nie co zaskoczony tym,dolał odpowiednią ilości wody nie za dużo i niebieskiego fudżimane nie za mało,po czym wymieszał. Po krodkiej chwili mieszania dodał kostkę lodu i wypowiedział zaklęcieIris ignis które miało sie utrzymać się na drinku. Chyba cos nie tak poszło i nie wyszło, skupił sie tu nie ma zartów i zadnych pomyłek a jednak cos nie wyszło tym razem. Odetchnoł z wielka ulgą,mimo ze ręce drżą a chłopak nie może przestać się spinać i myslec o skladnikach czy dobrze dodawał po kolei. A jego miarki, które dolewał i dolewał z całą precyzją do kieliszka są idealne, teraz wystarczy podpalenić magiczny napój który zmienił kolory. Troche ręka Puchonowi zadrżała ale zaklęcie za pierwszym razem nie wyszło? Ale był całkiem spokojny bo,za drugim razem zaklecie wyszło perfekcyjnie! Chciał sie Huan przygotować juz do kolejnego poziomu,no bo przecież nic moze byc lepiej jak przejśc kolejny etap i nastepny az sie skonczy całośc . Tylko Puchon zadaje sobie pytanie czy z kolejnym napojem poradzi sobie równie dobrze,co miał na poczatku? No oprócz dobrego humoru, dystansu do siebie i poczucia pewności potrzebuje troche rozwagi, ale przecież dla niego nie ma nic trudnego moze w kolenynm poziomie bedzie lepiej. Koniec końców chłopak zdołał zaklecia ktore miało sie utrzymac na napoju,spokojnie wyszedl z restauracji.
zt poziom II 1 nie parzysta5 przerzut 4 6
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
Huan był czasami nad zwyczaj grzeczny. Naprawdę! O swoje wprawdzie kłócił się dość często, ale generalnie i koleżeński był, i wiecznie uśmiechnięty, i sympatyczny dla wszystkch jak nikt inny. Niemalże wzór przykładngo studenta. I nikt nie wpadłby na to, jak szybko potrafi się to zmienić. - wystarczy tylko odpowiednie (lub, właściwie, nieodpowiednie) towarzystwo. Nawet nie próbował myslec, gdzie jego nogi prowadza. Milczeniem skwitował opuszczenie szkolnych murów, a zaraz potem także błoni. Gdy sprowadzil sie ku miastu, był niemal pewna, że pomimo niechęci do zgadywania, już doskonale wie, gdzie trafi. I nie mylił się. Huan bez wahania wchodząc jednak do środka restauracji i rozgaszczając się przy stoliku. No tak w koncu dotarł aż tu do konca kursu jest prawie na finiszu, ale ale bedzie troche trudniej niż poprzednio. Dzis Puchon nie postawi na jedną kart o nie na pewno nie,zastosuje sie do instrukcji nie wycofa z tak bliskiego finału,nie z tchurzy. Zwłaszcza że takie kursy przechodzi kazdy barmam,kelner czy kucharz.A Huan ma nadzieje zostac sławnym kucharzem czy barmanem. Zdecydowanie zaczął przygotowywać wszystkie produkty do Magiczne Urojenia. O tak teraz co bylo mu potrzebne to opanowanie brak stresu,nerwow wcale nie bylo mu to dzis znane,no może nie teraz w danym momecie. Dwa wieksze oddechy i dzieki opanowaniu sie moze dostanie w koncu wymarzony certyfikaat i bedzie pracował nie daleko szkoły lub w samym Lądynie a moze nawet za granicami. Huan spojrzał z wielka ulgą,drink o dziwo wyszedł całkiem a nawet parfaitement w swoim jezyku dodał. może były male porazki czy potyczki ale kazdy czasem je miewa przy podgrzewaniu czegoś. Nie ma na co czekać i lepiej zacząć Przygotowywac drink. Chłopak tylko spojrzał na drinka i na mistrza ktory wlasnie skosztowała go,chyba w porzadku jest? Sam nawet sprobował swojego dziela i nawet smakuje a to moze ozaczac tylko jedno ze Huan dzis wyszedł ze szkolenia z certyfikatem!
Kurs barmański miał być dla Benja odskocznią od rzeczywistości i zapewnić jakieś zajęcie na zbliżającą się przyszłość. Zamierzał po prostu zrobił w koncu coś pożytecznego, żeby móc się czymś pochwalić. Nie widział lepszej perspektywy od kursu barmańskiego. Przecież mógł później pochwalić się nietuzinkowymi umiejętnościami. Kurs sam w sobie był bardzzo ciekawy. Przyrządzanie magicznych drinków było czymś, co nagle zaczęło Benja fascynować. Problemy zaczęły się, gdy przeszli do części praktycznej. Przyrządzenie pierwszego drinka, który prawdopodobnie gwarantował ukończenie pierwszego poziomu. Jego celem było przyrządzenie magicznego mojito. Niezbyt skomplikowany drink na bazie rumu, miętu i cukru trzcinowego. Swoją drogą historia tego drinka jest bardzo ciekawa, a swoją historię zaczyna prawdopodobnie na Barbadosie. Nie zwlekając, Benj wykonał wszystkie instrukcje i wskazówki, które zapamiętał, by przyrządzić drinka. Nie wszystko jednak poszło z jego myślą, bo pomylił ilości mięty i lodu. A przecież przygotowanie produktów to drinka było najważniejsze. Dlatego starannie wszystko poukładał i przystąpił do tworzenia, miał nadzieję, arcydzieła. Przygotowanie drink okazało się mniej skomplikowane niż sobie wyobrażał. Wszystkie składniki dokładnie zaaplikowanie i wymieszane według wskazówek spełniały wszystkie oczekiwania Benja. Może jest nadzieja? Z nieudawaną satysfakcją patrzył, jak mistrz próbował jego drinka i chwalił jego zdolności barmańskie.
kurs się przyda. a było to… dawno. jakoś ze dwa lata po tym jak skończył szkołę. ETAP PIERWSZY KOSTKI 5; 4 ETAP DRUGI KOSTKI4; 4 -> 3; 6 ETAP TRZECI KOSTKI 4; 1
No chodź tutaj! Tak wiem chciałeś znów przegrać wszystko w krwawego barona, spokojnie zdążysz jeszcze. Na razie musisz zrobić ten kurs. Będziesz więcej zarabiał, więc co za tym idzie będziesz mógł więcej obstawiać w astroruletce. Wiedziałem, że tym do ciebie przemówię. Mówiłem nie pij tyle, bo będą ci się ręce trzęsły. Dobrze, że inni wzięli to za nerwy, a syndrom dnia poprzedniego. Nawet ogarnął się z rana i wygrzebał z plecaka czystą koszulkę, którą próbował wyprasować zaklęciem, ale nie do końca dobrze mu to poszło. Najważniejsze, że zjawił się na miejscu. Wiadomo, że jedyne o czym marzył w tej chwili to wypić, a nie robić drinka, ale obiecał, że będzie grzeczny. Magiczne mojito mógł robić z zamkniętymi oczami, zresztą jak wszystko, jednak na szczęście odpuścił przechwalanie się przed innymi i wziął się do pracy. Patrzył na mistrza ze znużeniem, no dobra szybko przebierał rękami, ale sam zrobiłby podobnie, gdyby nie wypił tej nocy za dużo. Więc sorry, ale nie robi to na nim większego wrażenia. Zamiast tego uważnie się rozgląda w nadziei, że uda mu się znaleźć odpowiedni moment w którym będzie mógł spokojnie spróbować swojego mojito. W końcu trzeba wiedzieć co podaje się klientom. Podstawowa zasada, której zawsze się trzyma. Hmmm, może dlatego wywalili go z poprzedniego miejsca pracy, a nie dlatego, że nie miał kursu? Nie czas się nad teraz zastanawiać. Z zadowoleniem postawił przed sobą kieliszek, bo wiedział, że wyszło wszystko idealnie. Pijcie wszyscy! Na koszt… No właściciela, bo sam po opłaceniu kursu został bez galeona przy duszy. - Kosmicznego drinka piją tylko cioty - wymsknęło mu się o wiele za głośno, kiedy tylko dowiedział się co przyjdzie mu robić. A tyle razy powtarzałem, żeby trzymał jęzor za zębami albo najlepiej przykleił go sobie do podniebienia. Oczywiście mnie nie słucha, a później widać tego efekty. Pod nieprzyjaznym wzrokiem mistrza nic nie idzie tak jak powinno. I nawet zrobienie czegoś tak prostego kończy się fiaskiem. Ma ochotę to jakoś skomentować, ale zamiast tego mocno gryzie się w język i sięga jeszcze raz po składniki. Ręce mu się nadal trzęsą jak u staruszka z Parkinsonem, ale trudno. Nikt mu w gardło nie wlewał. Tym razem idzie mu o niebo lepiej, no oczywistym jest, że zaliczył ten etap i zaraz będzie mógł się zabrać za kolejny - Tylko tym razem coś nie dla ciot - powiedział, bo nie byłby sobą gdyby odpuścił. Rzucił jeszcze uroczy uśmiech w stronę innych kursantów i zabrał się do robienia magicznego urojenia. Niby najtrudniejszy drink ze wszystkich, a jakoś najłatwiej mu poszło. Widać nie powinien zabierać się za łatwe rzeczy, bo łatwiej mu idzie je zepsuć. No nie ważne. Ukończył kurs. Dostał dyplom czy co tam się na koniec dostaje. Zostawił galeony nad czym najbardziej ubolewał, ale obiecane większe zarobki jakoś mu wszystko rekompensowały. Dzisiaj już nie zagra w krwawego barona, ale może jutro? Zależy ile mu się uda sprzedać eliksirów, które radośnie pobrzękiwały w plecaku. Kiedy już dostał po co przyszedł, ukłonił się nisko właścicielowi i skomentował wystrój wnętrza w niewybrednych słowach. Ze złośliwym uśmiechem wycofał się do drzwi i tyle go było widać.
— Znam jedno — rzuciła pewnie, bo akurat Hogsmeade było trochę biedne pod względem miejsc, w których można było cokolwiek zjeść. Przynajmniej ona nie kojarzyła takich knajp dużo, a Enzo się pomylił jeśli myślał, że będzie z nim jadła kuleczki serowe w Polly’s Bar. Nie żeby w ogóle chciało jej się jeść, ale skoro już coś zaproponował, stwierdziła, ze zaprowadzi go w miejsce, które do takich wizyt nadaje się znacznie lepiej. A chociaż w swoim szkolnym mundurku nie była do tego najlepiej ubrana, mówi się trudno. Szła ramię w ramię obok Enzo, nie odzywając się za dużo. O ile zwykle panowało między nimi bardzo groźne napięcie, tak teraz było ono jeszcze dziwniejsze – nerwowe. Dlatego trąciła go łokciem, patrząc na niego z boku. — Idziesz jak na stracenie — zauważyła — znam naprawdę gorsze towarzystwo ode mnie. Takich co rzucają paskudnymi zaklęciami, takich co kradną różdżki, takich co ciskają nimi w powietrze, takich, którzy poganiają Cię z lekcji za próbę zdobycia notatek i jeszcze gorszych, takich co wlepiają Ci szlabany w pierwszy dzień w szkole, albo prace domowe i ujemne punkty. Skróciła mu jakie miała ostatnio doświadczenia w szkole, chociaż nie bezpośrednio, nie chcąc wcale narzekać. I tak wyglądał już jak zbity pies. Zmarszczyła nawet brwi, patrząc na niego trochę zbyt wnikliwie. Szedł jak ona, kiedy ostatnio wlazła a jeżowca. Tylko o ile ona wyglądała wtedy uroczo, jakby ktoś mógł jej przez to pomóc, o tyle z Enzo prezentował się niczym prawdziwa kaleka. Dzięki Merlinowi nie musiała na to długo patrzeć, bo już niedługo siedzieli w knajpie przy stoliku. Zrzuciła szatę szkolną, odwiązując irytująco uciskający szyję krawacik i zaczesała włosy do tyłu, zostawiając w nich wplecioną dłoń, kiedy patrzyła na Krukona. — A co tam u Ciebie? — dorzuciła nieprzekonana, co do tego czy chciała znać odpowiedź.
Nie miał zielonego pojęcia, dokąd może wybrać się z Shenae w celu zjedzenia czegoś smacznego. Odkąd przybył do UK, nie miał zbyt wielu okazji do tego, aby jeść na mieście, gdyż zazwyczaj po prostu nie było go na to stać… a jeśli już miał trochę pieniędzy to wolał spożytkować je na jakieś akcesoria do polowań lub siłą rzeczy na książki, atrament i inne takie tam. Ponadto ostatnie pieniądze jakie zostały mu na wakacje, Halvorsen wydał na podróż do Dubaju, o jakiej zresztą zamierzał powiedzieć Shenae kiedy już wreszcie znajdą jakieś nadające się do tego miejsce. Tak właściwie to mimo, że wstępnie nie było go na to stać, czuł, że musi jakoś przecierpieć stratę dziesiątek galeonów dzisiejszego dnia. Zresztą, sam tego chciał. Chciał zabrać ją na wyjątkową kolację, chociaż ten jeden raz, wiedząc, że zapewne taka okazja jeszcze przez długi czas się nie powtórzy. Raz się żyje, nie? W razie czego zawsze mógł znowu zacząć stołować się w Wielkiej Sali i mieszkać w dormitorium Ravenclawu. Podczas drogi nie odzywał się zbyt wiele razy. Miał raczej mocno wisielczy humor, nic już nie mówiąc o tym, że zwyczajnie nie wiedział co takiego ma mówić, zanim nie przejdą do meritum sprawy. Wyraźnie było widać, że Shenae z jakiegoś powodu jest na niego zła i raczej nie spodziewał się, że pozytywnie odbierze jego próby zagajenia konwersacji, dopóki nie pozna całej tej historii. Hah, to brzmiało tak, jakby była pełna pościgów i wybuchów. Skwitował jej słowa uśmiechem, nawet całkiem szczerym, chociaż również zniekształcony przez nieustający ból w stopie. - Wlazłem na jeżowca. - stwierdził, specjalnie przekręcając jej słowa i zrzucając wszystko na biedne stworzonko i na razie na tym poprzestał… no prawie. - W takim gronie ludzi się obracasz? Chyba muszę nad tym popracować. - rzucił półżartem, ale konwersacja urwała się, gdy przyszło im zajmować miejsca w restauracji. Enzo wydawał się być nieco onieśmielonym, ale właśnie w takie miejsce chciał ją zabrać. Już mniejsza z tym, że to ona go tutaj zaprowadziła. Zmarszczył brwi na jej słowa i zaczął leniwie rozpinać guziki płaszcza. - Bywało lepiej. - stwierdził, pozwalając sobie na westchnienie, a kiedy już skończył zajmować dłonie prozaiczną czynnością, ułożył je na podołku, wpatrując się w czarnowłosą. - Przepraszam, że wyjechałem tak bez słowa. - zaczął, robiąc przerwę, gdy kelner przyniósł menu oraz sztućce. Enzo odprowadził go spojrzeniem, nim kontynuował. - To była jedyna okazja, aby pojechać z Ettore do Dubaju. Dokończył myśl, ale zamiast uśmiechu, na jego twarzy widniał ironiczny grymas. - Niezbyt dobre miejsce na wakacje… a przynajmniej nie to, gdzie byliśmy. Odwiedziłem ojca, zaniosłem mu kwiaty. Dorabiałem też trochę. Wiem, że to słaba wymówka, ale mój plan dnia był dość napięty. - nawet się nie zorientował, kiedy zaczął nerwowo wykręcać palce, wpatrując się częściej w kartę dań, niż w D’Angelo. On się chyba nigdy nie zmieni.
Patrzyła na niego uważnie, naprawdę zainteresowana przez chwilę tym tematem. Jeżowiec brzmiał jej bardzo znajomo, aż uśmiechnęła się kpiąco pod nosem kręcąc lekko głową. Ją zwiódł tam syreni śpiew kilka razy, a tylko raz pożegnała się z tamtym miejscem w taki sposób. Enzo był tam albo stałym bywalcem, albo miał wyjątkowego pecha. — Nie sposób było się oprzeć syrenom, nie? — mruknęłaby rozbawiona, gdyby akurat się na niego nie gniewała. Dlatego aktualnie tylko odruchem chwyciła za wisiorek Syreniego Naszyjnika, patrząc na niego z góry. — Dostałam to od tamtejszej syreny. Rozwinęłaby ten temat, gdyby nie poruszył innego. Puściła biżuterię, zaskoczona jego nagłym zwierzeniem. Ciężko powiedzieć, czy przyjęła te przeprosiny. Opuściła dłoń, poprawiając sztućce po kelnerze, mimo wszystko zerkając na Halvorsena, nawet kiedy jego wzrok błądził gdzieś indziej. Uśmiechnęła się kwaśno. Powinna była udawać, że nic jej to nie ruszało, ale prawda była taka, że drażniło ją, że nie dał jej żadnego sygnału o wyjeździe. Naprawdę, aż do dzisiaj, była pewna, że nie wróci. Notatki załatwiała mu w głupiej nadziei, że to sprowadzi go z powrotem. Prychnęła, nie mogąc się powstrzymać. Ale nie przerywała mu, słuchała dalej i obserwowała go, jak zawsze uważnie, kiedy on szukał sobie zajęć dla swoich dłoni. — To znaczy, co robiłeś? — pociągnęła go za język, skoro sam z siebie obdarował ją dość skromną, okrojoną opowieścią — Pracowałeś, nie chodziłeś do szkoły, odwiedziłeś... grób ojca, tak? Chyba niekoniecznie zajmujące towarzystwo? Skoro miejsce niezbyt dobre na wakacje, to chociaż towarzystwo musieliście mieć lepsze niż tu, w Hogwarcie, co? — patrzyła mu w oczy, oczekując jego reakcji. W tym momencie nie ukrywała nawet swojego rozdrażnienia. Próbowała go zrozumieć, ale dał jej tak szczątkowe informacje, że poczuła tylko dodatkową złość. Bo skoro nic nie było tak piękne w tym Dubaju, to z jakiegoś powodu musiał tam zostać na cały miesiąc. Coś potrafiło go zająć na tyle, że zapomniał napisać choćby dwa zdania. Zresztą, czemu by miał, prawda? Przecież był tam z Ettore. Do Hogwartu też przyjechał dla Ettore. Oparła się wygodniej za sobą, jednocześnie tworząc między nimi większy dystans, dodając bez przekonania: — Zresztą, nieważne. Co mi do tego, przecież nie musisz mi się z tego tłumaczyć. Byłeś dłużej na wakacjach. Rozumiem — skwitowała temat z trochę widocznym rozdrażnieniem. — W zasadzie nie musiałeś mi tego wyjaśniać. Wydaje mi się, że profesorów mogłoby to zainteresować bardziej niż mnie. Mam im to przekazać odkąd jestem prefektem? O to chodzi? Po to się spotkaliśmy? Wystarczyłoby, żebyś podesłał mi zaświadczenie z pracy — zakończyła w ten sposób tą kwestię, w zasadzie w każdym momencie gotowa do wyjścia.
Udało jej się go rozbawić, nawet pomimo tego, że nastąpienie na jeżowca aktualnie powodowało u niego bardzo uciążliwe pulsowanie w stopie, mocno zresztą dekoncentrujące. - Chyba wiesz jak to jest. Płyniesz sobie po okolicy, kiedy nagle słyszysz ten dziwny śpiew i wtedy już wiesz, gdzie chcesz się udać. Problem był taki, że zdążyłem tam popłynąć raptem raz i nie spotkałem syreny, a zdążyłem wpaść w te kolczastą rybę. - skrzywił się nieznacznie na to wspomnienie, koncentrując spojrzenie na miniaturowym trójzębie, zawieszonym na szyi Shenae. Nie wyciągał ręki, mimo, że miał ochotę, aby musnąć śliski rzemyk palcami. Chciał zbadać strukturę naszyjnika, może nawet obrócić go kilka razy, z czystej ciekawości, ale powstrzymał się, poprzestając na rzucaniu spojrzeń. - Pasuje Ci. - powiedział, zanim tak właściwie dobrze to przemyślał, ale nie cofał tej deklaracji. Potrafił sobie wyobrazić D’Angelo z krążącą wokół jej głowy burzą czarnych włosów i do tego obrazu syreni naszyjnik pasował mu wyjątkowo. Na lądzie prezentowała się przecież równie przyzwoicie. Wielka szkoda, że nie poprzestał na ciągnięciu tylko tego tematu. Zapragnął wyjaśniać, a to zawsze w ich przypadku kończy się źle. Niestety, ale czuł, że właśnie to powinien teraz zrobić. Dawał jej czas na wyrzucenie z siebie wszystkiego co leżało jej na sercu, a wzrok, jaki posłał jej znad karty dań mówił bardzo wiele. Od tęsknoty, poprzez zawstydzenie, aż po urazę. Oczy rozjarzyły mu się tym tajemniczym ogniem, jaki zawsze w nich błyszczał, kiedy Enzo miał zamiar odwrócić się na pięcie i odejść, ale nic takiego nie nastąpiło. Siedział w miejscu tak jak wcześniej, ale zdążył już odłożyć menu na stół. Ciężko było nawet powiedzieć czy cokolwiek sobie wybrał, czy był to jedynie pusty, nic nieznaczący ruch. - Pracowałem przy transporcie zwierząt z mugolami. Praca teoretycznie w standardowym zakresie godzin, praktycznie około dziesięciu, dwunastu dziennie. Przenoszenie mniejszych zwierząt, dbanie o czystość, karmienie. Tak średnio trzy razy w tygodniu, może cztery. W pozostałe byłem z Ettore. Ojciec pozostawił mu swój dorobek życia i musieliśmy spróbować to ogarnąć. Właściwie to poprosił mnie o pomoc, bo powinienem mieć udziały w tej całej firmie, ale to chyba nie moja bajka. Po prostu było tego bardzo dużo. Jeszcze nigdy nie miałem tyle na głowie i nie, nie mieliśmy specjalnie doborowego towarzystwa. Masa przemądrzałych, nadzianych arabów, setki stacji paliw, tysiące godzin spędzonych nad przeglądaniem papierów. - tutaj urwał, przykładając na chwilę dłoń do głowy, jakby nagle rozbolała go, chociażby i od samego myślenia o tym. Kiedy ponownie skupił na niej spojrzenie, jego wzrok był zdecydowany i poważny. - Nic nikomu nie przekazuj, sam to załatwię. Nie musisz po mnie sprzątać. Piwne oczy nieco złagodniały, a całą postawa Halvorsena wydała się teraz nieco uległa. Było mu przykro, że tak bez słowa wyjechał, ale przecież nie mógł siłą wtłoczyć jej tego do świadomości. D’Angelo musiała sama to zaakceptować lub odrzucić. - Spotkałem się z Tobą po to, aby wyjaśnić to Tobie, Shenae. Nie prefektowi D’Angelo, któremu właściwie to gratuluje odznaki. Chciałem Ci opowiedzieć to, czego nikomu innemu bym nie powiedział. Chciałem, żebyś wiedziała, że bardzo mi przykro, bo tak wyjechałem bez słowa, ale tak po prawdzie to są tylko poboczne cele całej tej wizyty w restauracji. To wszystko można opowiedzieć w dormitorium, a ja chciałem… - przerwał na moment, znowu przez moment umykając wzrokiem, ale kiedy znowu się odezwał, patrzył jej prosto w oczy. Nie uciekał od swoich wyznań. - Czuje się jak głupek, kiedy staram się mówić o uczuciach, ale… lubię Cię, Shenae, nawet jeśli czasami zachowuje się jak palant. A to pytanie… mmm myślałem, że nigdy nie przejdzie mi przez gardło coś takiego, ale… chciałabyś może być moją dziewczyną? Spotykać się częściej, tym razem już bez ucieczek. Być szczerymi wobec siebie i… nie wiem, po prostu przy sobie trwać. Kulawość tych słów aż go uderzyła, ale nie wycofywał się, dopiero teraz uciekając gdzieś spojrzeniem. Widać było jak na dłoni, że obawia się odrzucenia.
Sama najchętniej też pociągnęłaby po prostu temat naszyjnika czy czegośkolwiek innego co nie zasiewałoby między nimi tej napiętej atmosfery, ale tak się składało, że czy tego chcieli czy nie, musieli sobie wyjaśnić pewne rzeczy. Milczała, zwłaszcza kiedy kelner rozstawiał przed nimi sztućce. Odłożyła je na bok, prawie pewna, że tak długo to nie zdążą tu zabawić żeby zdążyli zjeść. W końcu zdążyła już poznać to spojrzenie Enzo. Dałaby sobie głowę uciąć, że zaraz wyjdzie. I bardzo dobrze, że nie miała przed kim stawiać takich deklaracji, bo najpewniej tej głowy by się zwyczajnie pozbawiła, a byłoby szkoda. Nie tylko dla niej, ale może dla Enzo też odrobinkę. Oparła się z rozdrażnienie łokciem o stolik, wplatając dłoń we włosy, patrząc na chłopaka z wyraźnym rozeźleniem. To, że potrafiła mu współczuć, nie czyniło przyjęcia tego, co do niej mówił prostszym. Powinna była go wesprzeć, nawet przez chwilę wydawało jej się, że mogłaby to zrobić, ale Enzo nie robił nic oprócz tłumaczenia się. Szukał dla siebie wymówki, a nie było żadnej, wystarczająco dobrej. O ile nie był umierająco chory i dlatego nie pisał. Rozdrażniona zaczęła się bawić serwetką, coraz mniej zerkając na chłopaka. Słuchając tylko zmian w jego tonie głosu i musiała przyznać, że była zdziwiona, że jeszcze tu siedział razem z nią. Niemniej zaskoczył ją, kiedy z każdym jego kolejnym słowem, była coraz mniej zła. W pewnym momencie nawet ślepo urzeczona tym, co powiedział. Nie wiedząc kiedy, uniosła do niego wzrok, łapiąc się na tym, że śledzi każde poruszenie jego warg, w trakcie kiedy on wyznawał jej to, co leżało mu na duszy. Pod koniec jego wypowiedzi uchyliła nawet wargi, pozwalając sobie na lekkie odetchnięcie. A potem… a potem wszystko z niej spłynęło. Jak obejrzał się na bok, rujnując chwilowe zaślepienie i to bardzo hipnotyzujące spojrzenie Shenae, które udało mu się złapać, a o którego istnieniu chyba nawet nie wiedział, bo zaraz wszystko zrujnował. Zacisnęła wargi, mrużąc oczy niezadowolona. — A pytasz mnie, czy kelnerki przechodzącej obok? — wyłapała jego wzrok, podążając za nim na dziewczynę, przypadkowo znajdującą się w zasięgu jego pola widzenia, kiedy umknął spojrzeniem w bok. Przeanalizowała na szybko, co to dziewczę miało, czego She było brak. Oczywiście pomijając uwagę Enzo, która potencjalnie skupiona mogła być właśnie na nieznajomej. D’Angelo miała kolegę, który właśnie wbrew swojej złości wydobył z siebie w końcu odpowiednie pytanie. Faceta, który mimo skromnych funduszy, zaprosił ją do wykwintnej knajpy, żeby odpowiednie pytanie miało odpowiednie tło. I w końcu D’Angelo miała chłopaka. I to nie byle jakiego chłopaka, bo chyba mogła go nazwać swoim chłopakiem. Znaczy, będzie mogła, o ile tylko udzieli mu równie odpowiedniej odpowiedzi. — Bo jeśli czasem pytałbyś mnie, to możliwe, że odpowiedź brzmiałaby: „chcę”. Chyba, że nie pytasz mnie… — kontynuowała szukając jego wzroku, bo głupio gadało jej się do jego profilu. — Ale lepiej żebym była to ja. Inaczej byłabym zła. A przynajmniej bardziej zła niż pięć minut temu. Nie chcesz żebym była bardziej zła, Enzo — zapewniła go, wyciągając w jego kierunku dłoń, splatając ich palce lekko, nienachlanie, nawet nie w pełnym splocie, pozostawiając mu przestrzeń do reakcji. — Jako Twoja dziewczyna powiedziałabym pewnie: „przepraszam za bycie taką suką” i dopytałabym się, czy teraz już trochę ogarnąłeś trudności. Ale jako, że przez ostatni miesiąc nie byłbyś najlepszym chłopakiem to… po prostu pomilczę, ok? Zacisnęła sugestywnie palce na jego własnych, patrząc wręcz zbyt natarczywie w tęczówki oczu Halvorsena, zanim dodała trochę ze złością, jakby jego winą było, że zmuszał ją do tego stwierdzenia. I w sumie była to jego wina. Całkowicie. Albo zasługa. Zależy jak to interpretować. — Tęskniłam, Jasne? Dlatego jestem wściekła. Myślałam, że wyjechałeś w pizdu.
Nie potrafił odnaleźć się w tej sytuacji. Uczucia? Jeszcze okej, chociaż najchętniej za każdym razem odsuwałby je na bok, udając, że albo wcale ich nie ma, albo zwyczajnie nie obchodzą go one na tyle, aby mógł w jakiś sposób przejmować się ich istnieniem w tym czy innym momencie. Wyznania… to był jego problem. Wolał kluczyć w innych, powierzchownych tematach i pozostawiać wszystko domysłom. Nie był osobą stawiającą wszystko nadzwyczaj jasno, a na pewno nie wtedy, kiedy chodziło o jego własne emocje. To, że wydobył z siebie te wszystkie słowa, w jego pojęciu nie było wystarczającym usprawiedliwieniem. Z początku w ogóle wolałby się nie tłumaczyć komukolwiek, lecz czy ta dziwna więź, jaka wytworzyła się pomiędzy nim, a Shenae nie zobowiązywała w pewien sposób? Nie tylko do przebywania ze sobą i prowadzenia uszczypliwych dysput na dowolnie wybrane tematy. Powinni być ze sobą szczerzy, a Merlin im świadkiem, że często udawało im się przemilczeć parę ważnych kwestii, chociaż teoretycznie lepiej byłoby, gdyby spróbowali je poruszyć. Nie tylko dla nich samych, ale i dla ich relacji, która raz kwitła, a raz więdła, będąc zbyt zależną od porywów ich temperamentu, tak bardzo zresztą Gryfońskiego. Te słowa, jakimi się z nią dzielił stanowiły coś, czego nigdy by u niego nie dojrzała, gdyby mu nie zależało, lecz nie mógł przecież po prostu jej tego wbić do głowy. Musiała wszystko sama zrozumieć i w jakiś sposób zaakceptować, on mógł tylko próbować. Próbować nie tylko wyjaśnić jej swoją nieobecność, ale i także w jakiś sposób pchnąć ten związek do przodu, a na razie to tylko zgotował sobie jej wściekłość, wcale przecież nie niezasłużoną. Zasznurował usta, decydując się na milczenie, a chociaż sam nie był pewien na ile jest to prawidłowa taktyka, a na ile drażnienie lwa dźganiem go w oko, postanowił w niej trwać na tyle długo, aż nie poczuł dotyku jej szczupłych palców wprost we własnej dłoni. Dopiero wtedy uniósł wzrok, do tej pory znowu wbity w stół, a nie w jej oczy, a jego piwne ślepia pełne były takich uczuć, jakich nie potrafiłby nazwać ani w tym stuleciu, ani w żadnym z następnych. - Nie chce, żebyś była zła. - powtórzył jej słowa, zgadzając się z nimi w zupełności nie tylko dla własnego bezpieczeństwa, ale raczej w związku z tym, że i właśnie tak czuł. Nie przyszedł tutaj po to, aby ją wkurzyć, nawet jeśli D’Angelo miała irytującą manierę denerwowania się przez coś, co teoretycznie powinno wywoływać u niej zupełnie odwrotne reakcje. - Okej. - potwierdził, odchrząkując jednocześnie, gdyż monolog jakim ją uraczył w połączeniu z emocjonalnością ostatniego wyzwania nieco odebrał mu głos. Zresztą tak chyba było bezpieczniej. Może teraz uniknie dalszej tyrady? Pewnie ta myśl jest wynikiem naiwności, ale co mu szkodziło odrobinę się połudzić. Nie odwrócił spojrzenia, zwłaszcza już, gdy poczuł uścisk jej palców na swoich. Po prostu patrzył w te jej niebieskie ślepia, jednocześnie samemu nawet nie myśląc o wycofaniu się z dalszej części konwersacji. Przesunął językiem po dolnej wardze, starając się odnaleźć właściwą odpowiedź. - Przepraszam. - powtórzył po raz kolejny. - Nigdy wcześniej nie musiałem dawać nikomu znać, że żyje. Jestem bucem z lasu, dzikusem czy innym neandertalczykiem i po prostu nie myślę, przecież wiesz. Niewypowiedziane „Ty tutaj jesteś od myślenia” zawisło gdzieś w jego myślach, a może nawet pomiędzy nimi. Wydawał się być całkowicie poważny, kiedy to mówił. Ba, postarał się nawet, aby w jego piwnych oczach zalśniło parę iskier, ale wcale nie odebrało to inteligencji jego spojrzeniu, a raczej nadało mu nieco psotnego wyrazu. Potem po prostu zastukał kilka razy w kartę przy nieocenionej pomocy wolnej ręki. Nie chciał dawać Shenae okazji do cofnięcia dłoni. - Wybierz nam coś. Tak czy owak nie mam pojęcia o żadnym z dań, jakie mają w karcie, więc na pewno zrobisz to lepiej.