Restauracja „Amica” jest jedną z tych niewielu restauracji, które od wielu lat cieszą się pozytywną opinią wśród czarodziejskiej społeczności i nic nie zapowiada tego, aby w najbliższej przyszłości miało się to zmienić. Jej pierwszy właściciel nie potrafił należycie nią zarządzać, dlatego sukces jaki osiągnęła jest tym bardziej spektakularny i zasłużony, co przekłada się na to, że wielu młodych ludzi chce brać udział w kursy organizowane przez głównego kucharza i barmana pracujących w „Amice”. Kto wie, może następnym kursantem będziesz właśnie Ty?
Dostępny asortyment:
Napoje: ■ Werbena cytrynowa ■ Wywar z jabłka z dodatkiem księżycowej rosy ■ Syrop z czarnego bzu
Przystawki: ■ Ogórek zielony z nasionami mandragory i kwiatami fenduli, wypełniony musem z węgorza ■ Chips z ziemniaka z kroplami żelu z Ognistej Whiskey ■ Chlebek ze scillią syberyjską i palonym sianem ■ Słodka bułeczka z walerianą, podana z masłem i z wędzoną solą
Zupy: ■ Zupa z rukwii wodnej ■ Krem ze Skaczących Muchomorów ■ Frużelina z kwaśnych czarnych porzeczek z nutką szałwii lekarskiej ■ Zupa z granitą z tykwobulwy
Dania główne: ■ Placki z ziaren amarantusa ■ Królik z liśćmi asfodelusa i lawendy ■ Troć z porzeczką i płatkami hibiskusa ■ Nerki smocze i bób w emulsji z aloesu i trybuli ■ Sałatka z granitą ze smoczego owocu
Desery: ■ Lody pokrzywowe z amarantusem ■ Kwiat nasturcji z jagodami z jemioły ■ Mus z liści raptuśnika, ze stewią i miętą ■ Kremowe lody z pudrem lawendowym
Zestaw Szefa Kuchni: ■ Tajemniczy zestaw obiadowy (przystawka, zupa, danie główne) z deserem o jeszcze bardziej tajemniczych składnikach
Adam wszedł do restauracji i rozejrzał się pospiesznie. Nigdy wcześniej nie był tutaj. Raczej wybierał tańsze restauracje kiedy był zmuszony do jedzenia poza domem. Dzisiaj nie przyszedł tutaj by się najeść. Przyszedł tutaj do mistrza, który miał nauczyć go robienia drinków. Był podekscytowany tym zamiarem. W końcu coś zrobi nowego ze swoim życiem. Chłopak uważa, że naprawdę warto było wydać te siedemdziesiąt galeonów. jeśli tylko znajdzie dobrą pracę to mu się niejednokrotnie zwróci. Wiedział, że matka wolałaby by zaczął pracować w ministerstwie magii, ale na razie to nie dla niego. Było tam zbyt sztywno. Na razie chciał robić to co on chciał. Na razie marzył tylko o tym by zdobyć odpowiedni certyfikat i niczego więcej. Zamierzył dążyć do celu małymi kroczkami. swoją przygodę zaczął od Mojito. Nie było to najtrudniejsze, wiedział o tym. Starał się wszystko robić dobrze, ale chyba dodał zbyt dużo mięty i lodu. Jednak nic nie było straconego. W dość szybkim czasie poprawił to póki nie było za późno. Naprawdę się starał bo nie chciał niczego spieprzyć już na początku! Ale chyba się udało bo jego drink naprawdę smakował idealnie. Nadszedł etap drugi. Nie był już tak zestresowany jak prze pierwszym. Można powiedzieć, że nawet się rozluźnił! Ale czy ktoś naprawdę może się rozluźnić kiedy to czuje się zestresowany? Postarał się na tyle ile mógł. Nie wiedział co robić. Zwłaszcza po tym kiedy zobaczył jak obok niego ktoś zrobił. Wydawało mu się, że to całkiem nie tak! Zrobił po swojemu. Na szczęście dobrze postąpił. Był coraz to szczęśliwszy zwłaszcza kiedy został mu tylko jeden etap. Najtrudniejszy. Mógł na nim wszystko spieprzyć i doskonale o tym wiedział. Magiczne urojenie. Zapomniał chyba czegoś, ale powtórzył sobie jeszcze raz i wydawało mu się, że poszło dobrze. Kiedy skończył nie dowierzał, że to już koniec. Nie dowierzał, że tak szybko udało mu się uzyskać certyfikat. Żyli w świecie magii, tu wszystko było możliwe.
Kieran zaproponował restauracje. Jakoś nie pasowało to do niego do Sunny również. Szczególnie że byli tak ubraniu. No cóż kto nie ryzykuje ten nie żyje prawda? Ludzie mogli się na nich gapić jak na świrów, ważne że oni dobrze się bawili. Pospiesznie pokiwała głową przystając na jego propozycję. Zbliżyła się do niego, objęła jego rękę wtulając się w jego ramię. Ooo, jak cieplutko. Mogła tak zostać i było by ok. Cieplutko, milutko nie trzeba jej nic więcej. Po sekundzie odgoniła te dziwne myśli. Uniosła głowę by spojrzeć w oczy gryfona. -Więc chodźmy.-powiedziała cichutko nie przestając trzęś się z zimna. Powoli ruszyła w stronę restauracji nie puszczając ręki chłopaka. Nie przeszkadzało jej, że był tak blisko ani że mógł odczuć jej biust napierający na niego. To w końcu ona tak jak by przytuliła się do niego. Nie mogła iść samodzielnie bo chyba by zamarzła tak więc wylądowali w kolejnej dziwnej sytuacji wyglądając jak para, którą oczywiście nie byli. Drżąc co jakiś czas szła w milczeniu przed siebie nie patrząc na chłopaka. Zacisnęła dłonie nieco mocniej na jego ręce wtulając się w niego jeszcze bardziej. -Kąpiel była najgorszą opcją, prócz mojego stroju.-wymamrotała pod nosem po dłuższej chwili milczenia. W końcu dotarli do restauracji. Pospiesznie weszła do środka zerkając za siebie czy Kieran też wszedł. Gdy tylko znalazła się w środku poczuła przyjemne ciepło. Rozejrzała się w poszukiwaniu wolnego stolika. Pociągnęła @Kieran Percival Horan za sobą w stronę jednego z wolnych stolików. -Jak przyjemnie i cieplutko.-powiedziała uśmiechając się do niego.
Cieszył się, że dziewczyna się do niego wtuliła. Można powiedzieć, że zachowywali się jak para gdyby ktoś ich teraz zobaczył na pewno by tak stwierdził na ich widok. Ale jemu to wcale nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Bardzo mu się podobało zachowanie puchonki, bo jednak nie tylko on się starał można powiedzieć. Zazwyczaj to dziewczyny lubią jak się koło nich skacze. Może i tak będzie w przyszłości, ale teraz się liczy. Nie patrzył na to co będzie za kilka dni, miesięcy. Może Sunny o nim zapomni po tym spotkaniu? A może i Kieran? On był naprawdę nieco dziwny i można stwierdzić, że jutro inna mu zawróci w głowie. Ale na szczęście nie musiał się jej spowiadać, bo przecież mało co się znali i nic sobie jeszcze nie obiecywali. Więc miał spokojną głową, tak naprawdę mógł zrobić wszystko i wcale się nie obawiał. Owszem, zaczęło mu nieco już zależeć na tej dziewczynie, ale gdy jest obok, a co będzie jak odejdzie? Jak to będzie wyglądało? Nic sobie nie obiecywał, bo doskonale wiedział, że może wszystko odwrócić się w sto osiemdziesiąt stopni. Po chwili dotarli do restauracji. To miejsce było mało uczęszczane więc nie było problemu, że ktoś ich zobaczy, a zwłaszcza jego koledzy. Bo na tym mu zależało, żeby Sunny do siebie nie zrazić. Nie raz któryś palnął przy innej dziewczynie, że już następna. Więc wtedy od razu odchodziła niekiedy nawet oberwało mu się. - Już Ci powiedziałem, że wyglądasz słodko, więc naprawdę się nie stresuj. - powiedział do niej i uśmiechnął się. Spojrzał na restauracje w środku nie było praktycznie nikogo. Może dlatego, że środek tygodnia i ta godzina. Wieczorem pewnie byłoby o wiele więcej czarodziejów. - O tak, od razu lepiej. - mruknął i zajął jeden ze stolików oczywiście jak na gentelmena przystało odstawił jej krzesełko, żeby mogła zasiąść. - Czego się napijesz? - zapytał. Sam nie wiedział dokładnie czego mógłby się napić, a nawet szczerze powiedziawszy nie wiedział co oni tutaj proponują, dlatego poczekał aż kelnerka podeszła i podała im karty.
Droga minęła im spokojnie i dość szybko. Nikt ich nie zaczepiał ani się nie gapił więc nie było problemu. Restauracja wyglądała na prawdę fajnie. Miłe wnętrze, spokój cisza. Na słowa Kierana zachichotała cichutko. -Wiem, wiem.-odpowiedziała wywracając oczyma. Jak na gentelmena przystało odsunął jej krzesło. Usiadła i pozwoliła mu je dosunąć. W podziękowaniu posłała mu słodziutki uśmiech. Siedząc już przy stole rozejrzała się po wnętrzu restauracj. Było prawie puściutki. Nic dziwnego, w końcu nie było jeszcze odpowiedniej godziny i czarodzieje byli w pracy. Westchnęła cichutko wracając spojrzeniem do Kierana. Kelner przyniósł im menu. Sunny wzięła jedną z dwóch kart i zaczęła ją przeglądać. Hmm. może Wywar z jabłka z dodatkiem księżycowej rosy.-powiedziała po chwili namyślenia. Zerknęła na gryfona kątem oka. -A Ty?-spytała z lekkim zaciekawieniem dającym słyszeć się w jej glosie. Nie mieli tu alkoholu więc upić to się nie upiją. Całe szczęście bo kto wie co by się stało gdyby oboje byli pijani. Wynikło by z tego tylko nieporozumienie. Kiedy będą gotowi i oboje będą tego chcieli nie ma sprawy, ale nie pod wpływem alkoholu. Tak więc puchoneczka spojrzała ze słodziutkim uśmiechem w oczy gryfona milcząc. Nie musiała nic mówić.
Gdy tylko dostał kartę od razu zaczął ją wertować wzrokiem. Szczerze powiedziawszy to szału nie było, ale może faktycznie były tu dobre napoje i jedzenie? Sunny non stop kokietowała swoim urokiem osobistym i Kieran naprawdę miał mętlik w głowie. Była bardzo fajną dziewczyną i przede wszystkim ładną. Sam wychodził z podziwu, że do tej pory się nią nie zainteresował. Może i zainteresował kiedyś tam, ale to była tylko przelotna myśl, którą szybko wypuścił ze swojej głowy. Gestem ręki zawołał kelnera, który zaraz zjawił się obok nich. - Tak więc Wywar z jabłka z dodatkiem księżycowej rosy, oraz syrop z czarnego bzu. - powiedział kiwając głową i przenosząc wzrok na kelnera, który zaraz odszedł szykując zamówienie. - A może chcesz coś zjeść? - zapytał. W końcu trochę czasu spędzili przy fontannie i mogła zgłodnieć. Przejrzał jeszcze raz na kartę, na całe szczęście nie było tutaj żadnego alkoholu, bo pewnie mógłby się wtedy na niego skusić, a kto wie co by się stało gdyby nieco wypił, a jednak wolał zdobywać relację z Sunny o trzeźwych zmysłach. Nie chciał jej w żaden sposób skrzywdzić, a też tym samym pozbawiając się swojej szansy. - W ogóle to mieszkasz w szkole czy jednak na własną rękę? - zapytał z czystej ciekawości. Gdyby nie siostra Kierana to pewnie mieszkałby w szkole, bo nigdy jakoś specjalnie go nie ciągnęło do zdobycia własnego kąta. Po co mu to? Teraz go ma i siedzi sam jak palec i nic z tego nie ma. Ale był zobowiązany siostrze i musiał dbać o jej kąty, gdyby miała ochotę jeszcze kiedyś wrócić do Londynu.
Kieran był całkiem fajnym i przystojnym chłopakiem. Gdyby kiedyś szukała chłopaka na pewno by się za niego brała, na szczęście nie szuka więc Gryfon jest bezpieczny. Miły, sympatyczny i czarujący na pewno miał spore branie u dziewczyn. Sunny może i była ładna, ale nikt się nią zbytnio nie interesował. Dlaczego? Sama do końca nie wiedziała. Spotykała się kiedyś ze studentami a nawet z mężczyznami którzy już kilka lat temu skończyli szkołę. Nie wyszło z tego jednak nic poważnego. "Było miło i w ogóle, ale jednak nie szukam nic na stałe". Takie teksty słyszała biedna puchonka od swoich byłych kochanków. Może to z nią było coś nie tak? Może to ona nie brała ich na serio? Może była już w pewnym sensie jak zepsuta lalka a przecież nikt nie chce zepsutej lalki. Tak właśnie się czuła inna, zepsuta i nie chciana. Może i kokietowała z Kieranem, ale doskonale wiedziała że nic z tego nie będzie. Może tylko przelotny seks i ich kontakt zapewne się urwie. Tak jak to zawsze było. Kiedy jakiś mężczyzna wyszedł z jej sypialni albo urywał kontakt, albo wracał jeszcze kilka razy po więcej i wtedy urywał kontakt. Czy miała kiedyś złamane serce? Może tak a może nie tylko ona to wiedziała. Oczywiście na jednym z jej kochanków zaczęło jej zależeć, ale co z tego skoro on miał ją gdzieś? Skoro on miał ją gdzieś to nie miała co rozpaczać. Kelner wziął od nich zamówienie i zniknął za drzwiami. Słowa gryfona wyrwały ją z zamyślenia. Czy była głodna? Chyba jeszcze nie. -Nie dziękuję, jeszcze nie zgłodniałam.-odpowiedziała spokojnie na jego pytanie. Już miała wracać do przerwanych rozmyśleń gdy usłyszała pytanie chłopaka. Od razu się uśmiechnęła. -Mam własne mieszkanie.-odpowiedziała zerkając na menu.
To, że teraz spędzali ze sobą tyle czasu to nie znaczy, że Kieran teraz będzie poświęcał jej każdą chwilę. Owszem będzie się starał zawsze się do niej odezwać, ale nie jest jej nic winny więc nie obiecywał, że będzie z nią na dobre i na złe. Może i kiedyś takie obietnice przyjdą, ale na to potrzebował czasu. Ile to już Kieran przebrał dziewczyn? Jakby miał ich wyliczać to chyba by mu dnia zabrakło. Był naprawdę niesamowitym kobieciarzem i wiele miał dziewczyn, ale co to były za związki? Nawet trudno to było nazwać związkami. Z Clary to co innego. Kochał ją i to można było uznać za związek, ale z nikim innym. Nie no na pewno nie mogła mówić o sobie jako zepsuta lalka, skoro do tej pory nie spotkała żadnego faceta to lepiej dla niej. Po co miała cierpieć skoro mogła ulec wszelakim kaprysom chłopców. Dobrze wie, że sam ranił dziewczyny i dobrze wiedział o czym mówi. Kiwnął jedynie głową na znak, że zrozumiał. Skoro nie chciała jeść to ok do niczego jej przecież zmuszać nie musiał i nigdy na pewno nie będzie. - O to podobnie jak ja. Tylko, że ja można powiedzieć odziedziczyłem mieszkanie po siostrze, która musiała wyjechać i że tak powiem żeruje na niej za to, że nie musiała oddawać mieszkania nikomu obcemu. - zaśmiał się. Jemu taki układ naprawdę bardzo pasował. Nie raz chciał się dołożyć do mieszkania, ale ona nigdy nie chciała od niego pieniędzy dlatego, że to ich matka za niego płaciła. Skoro chciała...
Sunny nie oczekiwała od Gryfona kompletnie niczego. Żadnego przywiązania, wyłączności, nie chciała by spędzał z nią każda chwilę. Przecież nie byli ze sobą aż tak blisko, nie byli parą. Lubiła jego a on zapewne ją. Miło spędzało się z nim czas, ale nic więcej. Lubiła go i tyle, koniec tematu. Słysząc jego słowa pokiwała głową na znak, że rozumie jego sytuację. -To fajnie masz. Ja mam własne mieszkanie i muszę je utrzymywać sama. Dlatego też musiałam znaleźć pracę która kompletnie nie jest mi na rękę. W sumie mogę szczerze powiedzieć, że marnuję w niej czas który mogła bym poświęcić na prywatne lekcje z uzdrowicielem, który pomaga mi w nauce.-powiedziała przenosząc wzrok na Kierana. Westchnęła cichutko, a na jej twarzy pojawił się grymas. Na prawdę denerwowało ją to, ze musiała chodzić do pracy kiedy mogła ten czas przeznaczyć na naukę z Matthew. Zamiast nadrabiać zaległości opuszczonego roku roznosiła drinki. Co za beznadziejna sytuacja. -Teraz zaczynam żałować, że wyprowadziłam się ze szkoły. -dodała i zaśmiała się cichutko. Pojawił się kelner z ich zamówieniem. Dziewczyna uśmiechnęła się do nieznajomego mężczyzny z wdzięcznością, a gdy ten się oddalił ujęła szklankę z jakimś dotąd nieznanym napojem. -Oto chwila prawdy, nigdy tego nie piłam i mam nadzieję, że będzie mi smakowało. Nie chce publicznie pluć z obrzydzenia. -powiedziała śmiejąc się z rozbawieniem.
Z pewnością chłopak pojawi się na każde wezwanie puchonki na pewno będzie się starał w każdym bądź razie. Podobała mu się, chciał ją lepiej poznać. Co się dalej okażę z ich znajomością to los zadecyduje. Pewnie chciałby spróbować czegoś nowego z nową dziewczyną. Wiedział, że szukanie na siłę partnerki dla swojego ego nie będzie dobrym rozwiązaniem, ale przecież nie szuka na siłę. Akurat spotkał Sunny z którą bardzo miło spędza czas. Jeżeli ona w przyszłości będzie cokolwiek z nim chciała pewnie Kieran będzie tym bardzo zainteresowany. Na razie jednak pili jedynie dobry trunek w restauracji bez żadnych podtekstów. - Wiesz chcąc nie chcąc i tak pracuje jako kelner w pożodze. Siedzenie i żerowanie na innych jest fajne i wygodne, ale jestem już dorosłym facetem i nie mam prawa też wydzierać z matki wszystkich oszczędności. Poza tym matka bardzo dobrze zarabia więc wiem, że zawsze mogę liczyć na jej pomoc. - mruknął i uśmiechnął się. O tak. Całe rodzeństwo mogło liczyć na pomoc matki. Pewnie nie tylko Kieran na tym korzysta, ale może się założyć, że i Yvonne ciągnie pieniądze od matki. Jakoś nigdy specjalnie na ten temat nie rozmawiali, ale mógł jedynie to podejrzewać. Niby pracowała w Ministerstwie, ale ma swoje wydatki, a ona też nie odmawiała sobie niczego. Musiał się koniecznie z nią spotkać. Nie chciał utracić kontaktu z siostrą. - Na pewno będzie wszystko dobrze... - pocieszył ją. Z pewnością będzie jej trudno wrócić do tej szarej codzienności jaką jest szkoła, ale daje własną głowę, że w końcu przywyknie i jeszcze później będzie się z tego śmiała. Nagle pojawił się kelner, który doniósł ich napoje. Sam był ciekawy. Ludzie niby chwalili tę restauracje, ale jeżeli sami się nie przekonają to nie ma co wierzyć im na słowo. Spojrzał na nią, a później na jej kubek. - Wiesz co to może ja pierwszy spróbuje? - zapytał patrząc na nią i śmiejąc się zarazem. Nie czekając na jej pozwolenie wziął kubek do ust. Po chwili dość szybko go odłożył i zaczął się ksztusić. Oczywiście udawał, ale miał nadzieję, że dziewczyna zdoła się na to nabrać.
Wysłuchała słów gryfona z ogromną uwagą. Skinęła głową na znak iż rozumie, po czym westchnęła cichutko. No tak praca da jej pieniądze, nauczy ją czegoś. Praca jest dobra i Sunny doskonale wiedziała o tym iż nie powinna narzekać. Jej czekoladowe tęczówki utkwiły w postaci Kierana. -Wiem Kieran, wiem.-powiedziała cichutko i ponownie westchnęła. Jej rodzice raczej by jej nie pomogli finansowo i tak matka miała mnóstwo wydatków w związku z chorobą ojca. Puchonka nawet nigdy nie poprosiła ich o pieniądze. Wiedziała, że matka wydawała każde pieniądze na nieskuteczne leczenia ojca. Drgnęła niespokojnie i wbiła wzrok w stolik przy którym siedzieli. Musiała po prostu wszystko sobie jakoś rozplanować, szkołę, pracę jak i zajęcia z uzdrowicielem. Przecież da radę prawda? Mówimy tutaj o Sunny, która jest specjalistką w .. niedawaniu sobie rady z niczym. Warknęła na siebie w myślach karcąc się za to co pomyślała i wróciła do rzeczywistości. Kelner podał im ich zamówienia. Wbiła wzrok w swój kubek zastanawiając sie czy będzie jej smakowało. Nagle Kieran złapał jej kubek i napił się. Był tak szybki, ze nie zdążyła nawet zareagować. Gdy zaczął się krztusić otworzyła szeroko oczy a jej usta rozchyliły się mimowolnie. -Ok, rozumiem jest nie dobre.-powiedziała mrużąc delikatnie powieki. Wzięła kubek z napojem gryfona. -Więc ja spróbuję twoje.-dodała szybciutko i napiła się. Hmm, było całkiem dobre takie inne. Nigdy czegoś takiego nie piła i nawet jej posmakowało. Oblizała wargi koniuszkiem języka wpatrując się w twarz chłopaka. -Chyba wypiję twoje. Jest całkiem smaczne.-powiedziała a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
Kieran do poprzedniego roku miał życie wręcz idealne. Kochająca rodzina, kochająca dziewczyna, dobre oceny, wielkie plany. Wszystko spełzło na niczym gdyż miał zostać ojcem. To wszystko go tak przerosło, że nie dał rady ze zdaniem do następnej klasy. Poronienie Clary było dla niego czymś czego nikomu nie życzył. Utrata dziecka, a raczej płodu, który był w ciele Clary jest czymś okrutnym. Na samo wspomnienie pojawiała się na jego ciele gęsia skórka. Wiele o tym rozmyślał co ma robić, czy odezwać się do Clary. Ona wyjechała przez to wszystko do swojego rodzinnego domu zostawiając szkołę, naukę. Wcale jej się nie dziwił, bo sam by chyba nie był w stanie uczyć się tak jak do tej pory. Już sam Kieran to mocno przeżywał, a co dopiero ona miała powiedzieć? Teraz po upływie czasu zastanawiał się czy aby nie dobrze się stało. Sam nie był gotowy na bycie ojcem, ok cieszył się, ale to nie ważne. Ważne jest to, że był jeszcze gówniarzem i imprezy mu w głowie, a nie wychowywanie dziecka. To już podlegało pod dorosłe życie do którego Kieran nie chce się w żaden sposób przyznać. Nadal uważał się za smarkacza i takim chce pozostać. Wolnym, bez żadnych problemów. Wiadomo tego nie da się uniknąć, ale można jak najbardziej przedłużyć. Tęsknił za Clary, ale zdawał sobie sprawę, że dłuższe czekanie jeszcze gorzej zrobi z niego dziwaka. Już go koledzy nie poznają po zachowaniu, a co dopiero za jakiś czas. Więc postanowił sobie wszystko odpuścić. Dać wolną ręke losowi, który wszystko sam poukłada. - Nie, nie. Nawet dobre? - powiedział i wziął kolejny łyk tego trunku. Może i nie było to wybitne, ale na pewno sprawi, że nieco się rozgrzeje. - Pij, pij. Na zdrowie. - uśmiechnął się do niej.
Kieran nigdy nie mówił jej o swoich problemach tak jak ona nigdy nie mówiła mu o swoich. Nie znali się jeszcze na tyle by mówić sobie takie rzeczy. Każdy z nich miał swoje życie, swoje problemy i rozterki. Musieli poradzić sobie z tym sami. Oczywiście Panienka Saltzman nie wypytywała go o jego problemy, nie chciała niszczyć ich relacji. Jeżeli będzie gotów sam jej o wszystkim opowie. Tak więc niczego nieświadoma, szczególnie iż miał zostać ojcem ale sprawy bardzo się skomplikowały siedziała z nim w restauracji popijając jakieś dziwne napoje. -Mi twoje smakuje. -powiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy. Upiła kolejny łyk, po czym odstawiła kubek i spojrzała na gryfona. -Niedługo będziesz wracał już do siebie czy chcesz jeszcze gdzieś ze mną pójść?-spytała wpatrując się w niego z zaciekawieniem. Nie miała żadnych planów na później a siedzenie w pustym domu jakoś jej nie odpowiadało więc mogła spytać. Oczywiście do niczego go nie zmuszała. Jeżeli ma jakieś plany ona to zrozumie, nie ma najmniejszego problemu. Zapytać zawsze mogła prawda? Ponownie ujęła kubek w dłoń i dopiła ten dziwny nieznany wcześniej napój. Odstawiła pusty kubek na stół i skrzywiła się delikatnie. Jednak miało dziwny smak.
Oczywiście, że tak. Kieran nigdy nikogo nie prosił o pomoc jeżeli miał problemy. Zawsze starał się radzić sobie sam. Chyba, że już naprawdę dotarło do niego, że sam sobie nie poradzi, ale to rzadko się zdarzało. Może dlatego, że nigdy nie miał aż tak poważnych problemów. O jego niedoszłym dziecku wiedziała matka, oraz Yvonne. Sao pewnie nie miała bladego pojęcia, on jej na ten temat nic nie mówił, ani nie pisał, a pewnie Yv nie chciała zapeszać. I dobrze się stało. Pewnie gdyby wiedziała odwiedziłaby go, żeby jakoś go pocieszyć, sprawdzić czy jest wszystko z nim w porządku, a wcale jej nie było więc pewnie Yv nie pisnęła ani słówka, ani jego matka. Troche było mu w to ciężko uwierzyć, ale pewnie tak było. - Szczerze powiedziawszy nie mam żadnych planów, więc jak masz tylko ochotę gdzieś pójść do nie ma problemu, pójdę z Tobą. - powiedział do niej i uśmiechnął się. Naprawdę bardzo dobrze mu się spędzało czas z puchonką i wcale nie ciągnęło go do tego, żeby przerwać to spotkanie. Oczywiście co za dużo to nie zdrowo. Jednak Kieran nie miał żadnego pomysłu gdzie mogliby pójść. Do mieszkania nie chciał jej zabierać, żeby sobie czegoś nie pomyślała, chociaż kto wie. Jak dziewczyna nie będzie miała konkretnego pomysłu może wybierzemy się właśnie do czyjegoś mieszkania. Przecież nadal mieli te dziwnie wyglądające ubrania po tej kąpieli. Co prawda jakby poszli do niej Kieran nie będzie miał jak się przebrać, ale jemu tam na tym nie zależało, ale pewnie Sunny czuła się niekomfortowo.
Słysząc, że chłopak nie ma żadnych planów zaczęła zastanawiać się nad tym co mogli by właściwie robić i gdzie pójść. Po kilku sekundach zdała sobie sprawę z tego, że przecież mają na sobie te dziwnie wyglądające ubrania po kąpieli w sadzawce. Już miała zaproponować, żeby poszli do niej się przebrać, ale co miała mu dać? Miała tylko damskie ciuchy, w których raczej nie wyglądał by za fajnie. Zmarszczyła delikatnie nosek i westchnęła cichutko. -Ok, to chodźmy się przebrać?-zaproponowała wstając od stolika. Spojrzała na Kierana po czym posłała mu szeroki uśmiech. Dobrze najpierw się przebiorą a później pomyśli się co dalej. Nie było pośpiechu w końcu dzień jeszcze się nie kończył prawda? -Ty decyduj w końcu dziś cały dzień będę Ci wynagradzać tą niefortunną kąpiel.-dodała po krótkiej chwili nie przestając się uśmiechać. Uważnie obserwując Gryfona zrobiła kilka kroków w jego stronę. A więc czas na dalszą przygodę, pomyślała zostawiając pieniądze na stole i ciągnąc chłopaka w stronę drzwi wyjściowych. Teraz powinna zadać mu pytanie gdzie pójdą, czy każde do swojego mieszkania tam się przebiorą i spotkają w wyznaczonym miejscu a może Kieran chciał iść do jej mieszkania lub zaprosi ją do swojego. Za długo się nad tym nie zastanawiała gdyż po wyjściu z restauracji tak jak poprzednio objęło go mocno wtulając się. Na zewnątrz było jeszcze chłodniej aż ciarki ją przechodziły. -Jest strasznie zimno..-powiedziała cichutko drżąc na wietrze.
Sam nie wiedział co powinni teraz zrobić. Doskonale zdawał sobie sprawę, że Sunny nie ma żadnych męskich ubrań w swoim wyposażeniu. Zdziwiłby się gdyby miała. A na pewno mogłoby mu się to nie spodobać. Niby nic do niej nie miał i nie mógł jej niczego zabraniać, ale na pewno czułby się beznadziejnie w tak żałosnej sytuacji. - Poczekaj tylko zapłacę. - powiedział do niej. Podszedł do kelnera pytając o rachunek, gdy ten mu odpowiedział od razu wyciągnął drobne z kieszeni, którymi mu zapłacił. Wrócił po chwili do Sunny i kiwnął głową. - No teraz możemy iść. - powiedział i uśmiechnął się. Widział, że dziewczynie jest zimno, ale co mógł poradzić? Mógł ją jedynie objął co oczywiście zrobił. Chyba go nie odtrąci, nie? Po całym ich spotkaniu Kieran był nieco odważniejszy w stosunku do swojego zachowania. Sunny wydawała się być chętna na takie czułości i nie miała nic przeciwko. Najwyżej dostanie w łeb i tak się to wszystko zakończy. - Prowadź! - oznajmił i ruszyli w kierunku jemu całkowicie nieznanym.
/zt2
Louis Blackbourne
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186 cm
C. szczególne : tatuaże na całym ciele; czuć od niego dobrej jakości perfumy; wielka blizna na brzuchu; magiczna proteza prawej nogi
Nie do końca był to mój pomysł. Lubiłem zawsze gotować, uspokajam się przy tym, jednak nigdy nie myślałem o tym na płaszczyźnie zarobkowej. Jako członek dość bogatej rodziny nie narzekałem na brak grosza, więc tak naprawdę to nie o to chodziło. Ostatnimi czasy byłem znudzony, moimi najaktywniejszymi zajęciami była przejażdżka na koniu wokół Hogsmeade. Dlatego mama subtelnie zaproponowała mi znalezienie sobie pracy, tak żebym się nie nudził. Przeczekał jeszcze ten rok, zanim dostanę się na pierwszy rok studiów. Najprawdopodobniej będę tam najstarszy. Zwykle ludzie od razu idą na studia po siedmiu latach "obowiązkowej" nauki. Ja tak nie zrobiłem, przez co byłem trochę... hm zacofany jeśli chodziło o przyszłą karierę zawodową. Byłem lekko spóźniony na staż w restauracji, przez co mój przełożony od razu się na mnie wydarł. Spojrzałem na niego beznamiętnie - jego agresja nie budziła we mnie żadnych emocji, wyczekiwałem ze spokojem aż skończy. Nie spodziewałem się takiego przywitania, zaskoczyło mnie lekko. W każdym razie nie zrezygnowałem w żaden sposób z tego stażu. Chciałem to mieć szybko za sobą. Jak mogłem się spodziewać, mój brak odzewu na jego krzyk tylko podsycił atmosferę między nami, sprawiając, że stałem się nemezis mojego szefa. Wspaniale. Gdyby szło mi beznadziejnie, pewnie od razu zostałbym wyrzucony z restauracji z pożegnaniem typu "nie pokazuj mi się tu więcej!". Szczerze to mój własny szef mnie rozczarował. Sądziłem, że ktoś na wyższym stanowisku będzie reprezentować również... wyższą ogładę i jakikolwiek profesjonalizm. A jak mi finalnie szło? Najlepiej z całej grupy. Wszystko co miałem ugotować, ugotowałem, przyrządziłem każdą potrawę dokładnie w czas, nie za wcześnie, żeby nie wystygła, ale też nie byłem w plecy. Z czystej złośliwości chciałem jeszcze dopiec szefowi pokazując mu jak dobrze mi idzie - w wolnej chwili ratowałem towarzyszy z opresji, którym szło ewidentnie gorzej ode mnie. Dziękowali mi, a ja zaś widziałem minę mojego przełożonego i to ona budziła uśmiech na mej twarzy.
staż 1/3 kostki: 2,6
Louis Blackbourne
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186 cm
C. szczególne : tatuaże na całym ciele; czuć od niego dobrej jakości perfumy; wielka blizna na brzuchu; magiczna proteza prawej nogi
Postanowiłem zdać za jednym zamachem kilka kursów, zawsze się przydadzą. Miałem na to gotówkę, nie należałem do najuboższej rodziny, dlatego nie zastanawiałem się dłużej i poszedłem zdobyć dyplom na magicznego barmana. Nie przeciągając, pod okiem mistrza zaczął się kurs i pierwsze co miałem przygotować to składniki do Mojito. Wszystkie proporcje próbowałem zachować dokładnie tak jak mi mówiono, jednak na moje oko drink wydawał się trochę rozwodniony. Co w takiej chwili mogłem zrobić, aby zapobiec przyszłej katastrofie? Można by powiedzieć, że improwizowałem. Kiedy szef akurat się odwrócił upiłem dwa duże łyki, tak aby później dolać co trzeba. Finalnie było już prawidłowo. Ostateczny test mistrza też był pozytywny. Pochwalił mnie za idealne proporcje i smak. Uśmiechnąłem się, czując na języku posmak napoju. Druga część była już trudniejsza, lecz przez nią również przebrnąłem bez trudu. Początkowo zerknąłem na kogoś obok mnie… i wydawało mi się, że robi to inaczej, niż ja bym to zrobił. Trochę mnie to zestresowało bo nie chciałem teraz oblać. Ostatecznie zrobiłem tak jak podpowiadała moja intuicja i sprawdziło się to, mieszanka wyglądała nieźle. Przygotowany drink również wyglądał bardzo ekskluzywnie i dobrze, a smakował jeszcze lepiej (według mistrza oczywiście). Z restauracji wychodziłem z dyplomem ukończenia kursu.
Kostki: Część I: 3,2 Część II: 3,1
Louis Blackbourne
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186 cm
C. szczególne : tatuaże na całym ciele; czuć od niego dobrej jakości perfumy; wielka blizna na brzuchu; magiczna proteza prawej nogi
Następny etap stażu odbył się prawie bezproblemowo. Miałem się zająć swoją pracą, przygotowywać posiłki, czasami udawać kelnera, czy przyjmować zamówienia. Dali mi też raz rolę szefa kuchni, który miał wszystkimi rozporządzić tak, żeby wszystko było zapięte na ostatni guzik. Podsumowując, próbowałem robić wszystko i to tak, żeby jeszcze mi wychodziło. Oczywiście nie dawałem z siebie stu procent. Stara zasada, przekazana mi przez mamę, mówiła, żeby nigdy nie dawać z siebie stu procent w pracy - jak będziesz mieć gorszy dzień to nie zauważą, a jak się raz postarasz to może nawet jakąś premią sypną. Liczyły się pieniądze i każdy dzień w robocie to była kolejna okazja do zarobienia większych pieniędzy, które zawsze się liczyły i będą się liczyć. Tym razem jednak na stażu przydarzyła się inna sytuacja, w której mogłem się popisać swoimi umiejętnościami. Toaleta się zatkała i był w skrócie problem. Trzeba było szybko się z tym uporać, bo wiadomo, że wygląd toalety jest odzwierciedleniem kuchni. Dlatego nie myślałem dłużej i po prostu poszedłem i spróbowałem jakoś zaradzić awarii. Nie trwało to jakoś długo. Zanim szef przyszedł, zdążyłem nawet skończyć swoją pracę w kuchni i nawet papierosa zapalić. On za to nie chciał mi uwierzyć, że to ja się uporałem z takim problemem, zważywszy, że pochodziłem z arystokratycznej rodziny i nie spodziewał się, że ktoś taki jak ja, będzie się babrał w takim czymś. Ostatecznie ludzie za mną się wstawili i dostałem jakiś tam grosz. Z uśmiechem w duszy wychodziłem z restauracji, czekając na ostatni etap, który zaowocuje dyplomem ukończenia stażu.
Retrospekcja – zaraz po ukończeniu Hogwartu; I etap stażu
Pierwsze dni stażu były dla niego stresujące, ale szybko się okazało, że nie jest wcale najgorzej. Pod okiem współpracowników uczył się robienia drinków, co jeszcze nie do końca mu wychodziło, więc ostatecznie stwierdzili, że będzie robił wyłącznie herbatę i kawę, a przede wszystkim zajmie się robotą kelnera. Ktoś mógłby zapytać, dlaczego to współpracownicy, a nie szef przydzielali mu obowiązki… no cóż, póki co Leonel swojego szefa nawet nie poznał i prawdę mówiąc, nie był nawet pewien, czy zdaje on sobie sprawę z istnienia nowego stażysty. Nie to, żeby mu to jakoś szczególnie przeszkadzało. I tak zależało mu przecież głównie na papierku, dzięki któremu mógłby wpisać już jakiekolwiek kwalifikacje w CV i zacząć zarabiać galeony jak człowiek. Starał się wypaść jak najlepiej, ale też nie przesadzał zbytnio i się nie przepracowywał. Wyznawał zasadę, że nie ma sensu pokazywać, że stać cię na więcej, bo wtedy dopiero zawalą cię robotą. Na szczęście koledzy z roboty nie mieli mu tego za złe. Właściwie zachowywali się podobnie, jako że szef niespecjalnie doglądał interesu. Nikt jednak nie powiedział młodemu Flemingowi czy tak jest zawsze czy może po prostu szefuncio pozwolił sobie na jakiś wyjazd albo odrobinę lenistwa. Chłopak czuł, że na ludzi w pracy może liczyć, ale jednocześnie miał wrażenie, że nie traktują go jak równego sobie. Czy im się dziwił? Niekoniecznie, był tutaj nowy, więc to normalnie, że nie dzielili się z nim jeszcze każdą możliwą informacją. Leonel był całkiem niezły w zapamiętywaniu zamówień. Nie potrzebował do tego nawet żadnego notesu i ani razu nie popełnił błędu w przekazywaniu takich zamówień do baru czy na kuchnię. Nie mogło być jednak idealnie. Nie miał jeszcze tak dużej wprawy jak reszta, więc kilka razy zdarzyło mu się potłuc jakąś szklankę czy talerz. Za pierwszym razem dostał burę od niejakiego Damiena, ale gość zrobił to chyba tylko po to, żeby pokazać mu, gdzie jest jego miejsce, bo z każdym kolejnym naczyniem współpracownicy zachowywali się coraz to łagodniej, przekonując Fleminga, żeby się takimi głupotami nie przejmował. Powiedzieli mu, że to się zdarza każdemu, nawet najlepszy, a jak nowego stażystę to i tak nie jest wcale najgorszy, bo podobno a Amice bywały „większe trepy”. Jakie miał ogólne wrażenia, jeśli mowa o tym stażu? Raczej pozytywne. Wiele rzeczy mogłoby być lepszych, bo niekiedy bywały momenty przestoju i było po prostu nudne, a nieraz na sali zjawiało się tylu klientów, że kompletnie nie ogarniał kuwety. Chłopaki z pracy czasami mu dopiekali, upatrując sobie w nowym swoją ofiarę, ale ogólnie byli raczej w porządku i dobrze się z nimi dogadywał. Znaleźli wspólny język, w dodatku zawsze mógł liczyć na ich pomoc, jeśli czegoś nie wiedział, więc nie mógł tak naprawdę narzekać. No, może jedynie na swojego szefa-widmo, którego chciałby chociaż z raz na tym stażu zobaczyć, ale to też nie była żadna tragedia. Jeśli tylko ten zamierzał mu potwierdzić na piśmie ukończenie stażu i wypłacić odpowiednie wynagrodzenie, to Leo też nie miał do niego żadnych pretensji. Zresztą o wszystko zamierzał się w razie problemów sam upomnieć.
Kostki: 4, 3
Ostatnio zmieniony przez Leonel Fleming dnia 28/4/2019, 01:58, w całości zmieniany 1 raz
Retrospekcja – trzy miesiące po ukończeniu Hogwartu
W pracy powiedzieli mu o kursie na magicznego barmana, który nie dość że dawał nowe umiejętności, potwierdzał zdobyte na nim kwalifikacje, to jeszcze uprawniał do podjęcia pracy praktycznie na każdym kontynencie. Trochę kosztował, ale korzyści chyba były warte tej ceny, toteż Leonel postanowił do niego podejść. Wszedł do restauracji Amica i od razu się zapisał. Jego nauczyciel pokazał mu jak przygotować proste Mojito, a następnie kazał mu powtórzyć wszystkie czynności. Chłopak od razu wziął się do roboty, przygotowując składniki do swojego pierwszego drinka. Coś tutaj było jednak nie tak. Jego drink praktycznie zaczął się rozwadniać. Czyżby dodał za dużo mięty i lodu? Młody Fleming nie zamierzał ponieść porażki już na starcie, więc szybko wyjął ze szklanki dwa zielone listki i jedną z kostek lodu. Teraz wydawało się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Pozostawała kwestia degustacji. Kiedy mężczyzna wziął do ręki naczynie, Leo obserwował uważnie jego minę. Na jego twarzy pojawił się jednak szeroki uśmiech, co zwiastowało raczej dobre wiadomości. - Wspaniale, ale nie myśl sobie, że dalej też będzie tak łatwo. – Facet pochwalił go za Mojito, ale widać było, że nie chce, żeby jego uczeń zbyt szybko obrósł w piórka. Tak czy inaczej pierwszy etap poszedł nadzwyczaj dobrze, więc Leo podchodził do tego kursu z jeszcze większym optymizmem niż na początku. Jego mentor pokazał mu jak zrobić kolejnego drinka, tak dokładnie to kosmicznego. Tutaj sprawa wyglądała już nieco bardziej skomplikowanie, szczególnie przez wzgląd na to, że należało już użyć swojej różdżki. Były Ślizgon przypatrywał się ruchom mężczyzny, by zaraz po tym spróbować je dokładnie odwzorować. Nalał odpowiednią ilość wody i niebieskiego fudżimane i wymieszał oba płyny. Potem dorzucił kostkę lodu i pomachał różdżką nad drinkiem, wypowiadając zaklęcie Iris ignis. Nie wyszło. Wypiął jednak dumnie pierś do przodu i ponownie machnął różdżką, używając tego samego czaru. Tym razem mu się udało. Drink wyglądał naprawdę nieźle, ale czy smakował równie dobrze? Mistrz ujął go w dłoń i posmakował łyka, unosząc do góry kciuk. Następnie podał Leonelowi dłoń, gratulując zdanego kursu. Chłopak musiał przyznać, że poszło mu to wszystko dość łatwo i sprawnie. Wyglądało na to, że ma smykałkę do alkoholi, co właściwie… zważywszy na to ile go spożywał, nie powinno nikogo dziwić. Po zakończonym kursie podziękował swojemu nauczycielowi i wyszedł z baru, udając się do domu. Mimo że egzamin nie sprawił mu większego kłopotu, to i tak na skutek napływu takiej ilości informacji, czuł się dość zmęczony.
zt.
Kostki – część pierwsza: 2, 6 Kostki – część druga: 2, 6, 1
Retrospekcja – zaraz po ukończeniu Hogwartu; II etap stażu
Przybył do restauracji dosłownie pięć minut przed rozpoczęciem swojej zmiany. Miał dzisiaj zły dzień, głowa bolała go tak, że miał wrażenie, że pęknie mu czaszka, toteż nie podchodził do swoich obowiązków z entuzjazmem. Mimo to starał się wypełniać powierzone mu zadania jak najlepiej, bo zależało mu na ukończeniu stażu z pozytywną oceną. Takie referencje wszak liczyły się w późniejszym poszukiwaniu stałej już pracy. Ostatecznie przyjmując zamówienia od klientów i przyrządzając im drinki, zapomniał o swoim bólu i musiał przyznać, że nawet sprawnie mu szło. Nie sądził jednak, że tego dnia w pracy spotka go wyjątkowo nieprzyjemna niespodzianka. Miał swoich współpracowników za porządnych i pomocnych ludzi, a jednak trzeciego dnia stażu okazało się, że to szuje z przyozdobionymi nieszczerym uśmiechem twarzami. Któryś (a może wszyscy na raz) naskarżył na niego do szefa, mówiąc że się cały czas obija. No wspaniale. Tak jak na początku Leonel miał wrażenie, że ma szefa-widmo, tak teraz miał wreszcie okazję, żeby faceta poznać. Szkoda tylko, że w takich okolicznościach. Próbował się jeszcze tłumaczyć, że to wynik kłótni pomiędzy nim a kapusiem i że nic takiego nie miało miejsca, ale kiedy zrozumiał, że dalsza rozmowa nie ma sensu, po prostu wyszedł z gabinetu, przeklinając na śmiejących się w niebogłosy współpracowników. Szef okazał się hardym typem, i w jakimś sensie Fleming go rozumiał. Trzeba było w końcu dysyplinować swoich pracowników. Problem tkwił w tym, że jemu oberwało się za darmo, a konsekwencje były naprawdę srogie. Szef kazał mu bowiem do końca stażu zostawać w pracy trzy godziny dłużej. Nie trzeba było chyba mówić, że nadgodziny nie były płatne. Mimo że Leo doskonale zdawał sobie sprawę, że to nie legalne, miał również świadomośc, że nie ma co walczyć z wiatrakami. Był tylko stażystą, a takich wykorzystywało się najczęściej. Postanowił więc jakoś przegryźć tę łyżkę dziegciu, choć w myślach kreował już plan zemsty na chłopakach, którzy najwyraźniej stwierdzili, że nie ma co robić ze swoim życiem. W pracy miał zamiar za to dać z siebei wszystko, by jednak zmazać to złe wrażenie przed szefem w chwili, w której ten będzie mu musiał wypisać opowiednie papiery. Cóż, cud, że przynajmniej z tej roboty nie wyleciał, chociaż i tak był dzisiaj wściekły jak osa, a zły nastrój utrzymywał mu się jeszcze długo po powrocie do domu.
Retrospekcja – zaraz po ukończeniu Hogwartu; II etap stażu
Praca szła mu dobrze, ale jednocześnie czegoś mu brakowało. Nie udało mu się jeszcze w żaden sposób zabłysnąć, a po ostatnich oskarżeniach rzuconych w jego kierunku przez współpracowników, zdecydowanie przydałoby mu się coś takiego. Coś, co zwróciłoby na niego uwagę przełożonych, ale w tym pozytywnym sensie. Kiedy przyszedł wieczorem do restauracji, nadarzyła się idealna okazja do tego, by zyskać w ich oczach. Wszyscy trąbili już bowiem o tym, że szefowi zaginął jego ukochany mały, rudy, słodki kotek, który ponoć reagował na imię Maniuś. Każdy chciał go odnaleźć, więc konkurencja była naprawdę duża, ale Leonel nie zamierzał się z tego powodu poddać. Jego koledzy z kuchni i zza lady od razu wybiegli na zewnątrz, ale to młody Fleming popisał się sprytem i postanowił najpierw przeszukać dokładnie cały budynek Amici. Dobrze zrobił, bo jak się okazało futrzak nie zdążył jeszcze opuścić restauracji, a chłopak znalazł go na jednym z korytarzy. Musiał jednak przyznać, że to bydlę było wyjątkowo szybkie i gdyby nie pomocny kawałek topoli, to najpewniej nie udałoby mu się Maniusia złapać. Leonel wykorzystał jednak zaklęcie Wingardium Leviosa, żeby unieść kotka do góry i przenieść go na swoje ramiona. Na szczęście zwierzak był potulny i nie drapał, a wręcz przytulił się do jego klatki piersiowej. Fleming od razu zaniósł go szefowi, przez którego został obdarowany nie tylko pochwałami, ale i premią w wysokości dwudziestu pięciu galeonów. Facet zapamiętał jego gest na długo, bo już do samego końca stażu Leo był traktowany ulgowo, czym naraził się również na zazdrość swoich współpracowników. Niespecjalnie się tym jednak przejmował, szczególnie po tym jak wcześniej odwalili mu naprawdę paskudny numer. Na sam koniec stażu zjawił się w gabinecie szefa, by odebrać odpowiedni certyfikat i prawdę mówiąc, nie spodziewał się, że dostanie coś więcej. A jednak mężczyzna wręczył mu kopertę, w której znajdowało się aż sto galeonów. Chłopak początkowo myślał, że to jeszcze efekt wdzięczności po odzyskaniu Maniusia, ale zdał sobie sprawę z tego, że był to najprawdopodobniej prezent pożegnalny. Ostatecznie staż nie był taki zły i mimo paru nieprzyjemnych chwil czy stresu młody Fleming był zadowolony. Nie ukrywał przy tym, że ponadprogramowa wypłata znacząco poprawiła mu nastrój. Niezły chwyt marketingowy, bo dzięki temu niewątpliwie lepiej zapamięta Amicę.
Kostki na staż: 3, 1 Kostka na nagrodę: 4
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Już od dłuższego czasu myślał o odbyciu kursu na magicznego barmana, ale wiecznie znajdowało się coś bardziej wartego jego uwagi, a niedawno rozpoczęta kariera fotograficzna zupełnie go od tego odciągnęła, pochłaniając większość jego wolnego czasu. Ostatnio narzekał jednak na mały przestój w robieniu zdjęć (za co winić mógł zresztą tylko siebie) i postanowił miast użalać się nad sobą, chwycić się zajęcia, które po pierwsze było w stanie odciągnąć niewygodne myśli, a po drugie – w jakiś sposób go rozwijało. Praca w herbaciarni nieszczególnie łączyła się z umiejętnościami, które miał nadzieję tutaj zdobyć, ale nie przejmował się tym zbytnio, bo robił to raczej dla samego siebie. Chciał nauczyć się robić wymyślne drinki, a jeśli przy okazji szefowa zechciałaby dać mu małą podwyżkę, to nie będzie przecież narzekał. Poza prywatną degustacją nie miał z alkoholami wielkiego doświadczenia, ale mimo to przyszedł do „Amici” pełen nadziei, że wszystko pójdzie mu jak z płatka. W końcu jak bardzo mogło się to różnić od przygotowywania herbaty...? Okazało się, że bardzo. Mistrz robił to w takim tempie, że Eli musiał mocno się skupić aby móc potem wszystko odwzorować. Zerkał na niego i przygotowywał składniki, które mimo wszelkich starań nie wyglądały idealnie. Był pełen obaw, ale ostatecznie okazało się, że niepotrzebnie, bo drink wyszedł mu niemalże idealnie. Może po udanej pierwszej próbie był zbyt pewny siebie, kto wie? Kosmiczny drink nie wyszedł mu tak dobrze jak mojito, choć był również bez wątpienia bardziej skomplikowany. Płomienie nie chciały utrzymywać się na jego powierzchni, a ostatecznie całość zakończyła się katastrofą, gdyż drink nie tylko zmienił swój kolor, ale i pokrył się czymś w rodzaju... pleśni? Widok był raczej paskudny i Elijah miał pewność, że nikt mu tego nie uzna. Musiał spróbować raz jeszcze i na szczęście tym razem miał znacznie więcej szczęścia. Wiedziony doświadczeniem, tym razem podpatrzył najpierw w jaki sposób robią to inni, a następnie wyciągnął odpowiednie wnioski i odwzorował to wszystko, ulepszając kilka elementów po swojemu. Tu dał czegoś mniej, tu więcej... może trochę za dużo, bo drink wyglądał chyba trochę pokracznie, ale był przygotowany poprawnie bo mistrz od razu skierował ku niemu swoją pochwałę. Udało mu się i nie było to wcale tak trudne, jak można by się spodziewać. Bogatszy o wiedzę i z dyplomem w ręku, opuścił restaurację.
Studia dawały mu swobodę, jakiej potrzebował już od dawna i cieszył się, że w końcu dorósł do tego etapu w swoim życiu... nie znaczyło to jednak, że nie było mu teraz ciężej. O uczniów dbano bezwarunkowo – dotąd zapewniano mu wszystko czego tylko potrzebował, razem ze świadczeniami socjalnymi z Ministerstwa... teraz zostało mu zaś tylko stypendium, które na domiar złego miało znacznie wyższe progi, musiał więc uczyć się więcej, by w efekcie i tak dostać mniej niż do tej pory. Nie zamierzał rezygnować z tego źródła, ale wiedział, że mu ono nie wystarczy. Już w wakacje załapał się do pracy w dość znanej restauracji w Pradze jako pomoc kuchenna, ale to zajęcie tylko go frustrowało i czuł, że musi coś zmienić jeśli nie chce do reszty zwariować. Praca za barem zawsze wydawała mu się przyjemnym zajęciem... odłożył więc trochę pieniędzy i zapisał się na kurs.
Był raczej pewny siebie, spodziewał się, że skoro w kuchni od razu nieźle się odnalazł (nawet jeśli tego nie lubi), przy drinkach będzie tak samo. I trzeba przyznać, że naprawdę się pomylił! Sama teoria wydawała się być prosta, ale szybko zrozumiał jaka będzie jego główna przeszkoda... brak mu było jakiegokolwiek talentu plastyczno-artystycznego i ozdabianie tego wszystkiego brzmiało dla niego nieco jak czarna magia. Poza tym trudno mu było się skupić, wczoraj uczył się do późna i nieco przysypiał... kiedy więc kazano mu coś zrobić, nie bardzo wiedział o co właściwie chodziło. Proporcje mu się mieszały, składniki myliły... w końcu zrobił jakieś dziwaczne... coś. Nawet to, że otrzymał drugą szansę w niczym mu nie pomogło, musiał zacząć od początku. Tym razem dopytał o skład i zabrał się do pracy. Miał do tego ewidentnie dwie lewe ręce, bo i tym razem wyszło mu średnio, jednak nie na tyle, by nie mógł przejść do następnego poziomu. Był to chyba akt łaski ze strony „mentora”, bo kolor mięty dziwacznie zmienił kolor i całość wyglądała jakby zaczęła gnić już dawno temu.
Zdawać by się mogło, że pierwsza część go zniechęci, ale nic bardziej mylnego – Lazar był uparty, a przede wszystkim bardzo ambitny. Miał jasno wyznaczone cele, do których brnął za wszelką cenę i nie odpuszczał, jeśli pragnął coś osiągnąć. Tu w grę wchodziło zdobycie pracy, a więc i pozyskanie pieniędzy, tych zaś potrzebował naprawdę mocno. Dlatego też bez marudzenia pojawił się na kolejnym etapie kursu i słuchał, starając się tym razem zachować skupienie. Kiedy przeszli do części praktycznej, chciał zrobić wszystko samodzielnie, a wtedy mistrz wparadował mu bezpardonowo na stanowisko i zaczął się rządzić, doprowadzając go tym do złości. W porządku, nie wychodziło mu... ale, do licha ciężkiego, jak miał się czegoś nauczyć skoro nie pozwalał mu próbować? Ugryzł się jednak w język i po prostu zrobił wszystko drugi raz, tym razem po swojemu. Duma omal nie rozsadziła mu piersi kiedy produkty okazały się na tyle dobre, by stać się jego przepustką do ostatniego etapu. Tym razem dał z siebie wszystko, nie miał ochoty na kolejne porażki. Pracował w skupieniu, a efektem był idealny, płonący równym płomieniem drink. Z ulgą przyjął dyplom ukończenia kursu.
Enrico Wespucci
Wiek : 74
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Twarz pełna zmarszczek, oraz stare blizny po ranach ciętych jakimś ostrym narzędziem na prawej ręce
Enrico od dłuższego czasu miał dosyć przeklętego zamczyska w jakim przyszło mu uczyć. Całe szczęście, że uporał się z częścią swoich obowiązków. Prace uczniów sprawdzone, szklarnie zaopiekowane. Nie było potrzeby dłuższego przebywania w Hogwarcie tego dnia. Ten nieustanny gwar i istnie jarmarkowy charakter szkoły przerażał go. Zero dyscypliny. Nawet zamykając się w cieplarniach, czy swoim gabinecie nie mógł być pewny, że ktoś za chwilę nie naruszy jego przestrzeni. Potrzebował wyjść na miasto. Nie miał czasu wracać do Londynu, ani wybrać się nigdzie dalej. Stąd musiał zadowolić się pobliską wiochą - Hogsmeade. Postanowił wybrać się do jakiejś restauracji i zjeść coś porządnego w względnym spokoju. Cel był prosty - nie pojawić się zbyt szybko w zamczysku, choćby wzywał go sam Minister Magii, dyrektor tej budy. Zamek się jeszcze nie zawalił, więc jak poczeka na niego parę godzin, to nic się nie stanie.
W pewnym momencie zobaczył wielki szyld restauracji z napisem "Amica", to musiało być tutaj. Usłyszał na mieście, że wiele czarodziejów ją polecało. Przekonajmy się. Zaraz po wejściu wszedł do stosunkowo pustego pomieszczenia. Nie było zbyt wielu osób, poza nim może jeszcze jeden stolik był zajęty? Szybko wybrał jeden ze stolików najdalej od wejścia, żeby nie musieć się irytować kręcącymi się w jedną i drugą ludźmi. Po chwili kelner przyniósł coś do picia, informując, że zamówienie od Enrico przyjmie za kilka chwil. W sumie, bardzo ładnie tutaj nawet było. Totalne przeciwieństwo Hogwartu… Enrico nie pozostało nic innego, jak czekać. Czekać i rozkoszować się tą ciszą bez swoich uczniów, przy filiżance dobrego, czarodziejskiego napoju...
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie był do końca pewien, który składnik eliksiru sprawił, że obudził się dzisiaj w skórze 80-cio letniej kobiety, ale zaczynał powoli przyzwyczajać się do tego stanu rzeczy. Nie za bardzo miał ochotę kręcić się dzisiaj po zamku, więc ubrał się i wyszedł do Hogsmeade. Nie wziął jednak pod uwagę stanu, w jakim jego stawy są teraz, gdy postarzał się o dobre kilka dekad. Dlatego też, gdy tylko pojawił się w wiosce, postanowił wstąpić gdzieś, żeby usiąść i przy okazji zjeść jakiś posiłek. Otworzył drzwi do pierwszej lepszej restauracji i już miał zajmować stolik, gdy zobaczył znajomą twarz. W oku starowinki Solberg można było zobaczyć podstępny błysk, gdy w jej głowie pojawił się pomysł. Możliwe, że tego pożałuje, ale teraz miał zamiar się trochę zabawić. Podszedł do stolika, przy którym siedział już @Enrico Wespucci i zajął krzesło na przeciwko. -Co taki przystojny mężczyzna robi tutaj sam? - Zapytała "Maxime" trzepocząc niewinnie rzęsami. -Pozwoli Pan, że się dosiądę, kości mnie strasznie bolą i brakuje mi towarzystwa. - Miał tylko nadzieję, że jakiekolwiek zaklęcie na nim ciążyło, nie przemieni się znowu w młodego Solberga podczas obiadku z Wespuccim. Nie wyobrażał sobie, żeby stary nauczyciel śmiał sie z sytuacji tak samo jak Max.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees