Jeśli tylko tu zapukasz to w Twoje nozdrza od razu uderzy zapach letniej łąki pomieszanej z egzotycznymi owocami. To henna, którą zdolne kobiety pokrywają widoczne partie ciała chętnych osób w tym też turystów. Obejmują one pędzlami najróżniejsze wzory układające się czasem nawet w opowieści. Oczywiście to magiczna henna, którą zdjąć możesz tylko zaklęciem "Akhir", którego nauczysz się zaraz po wyjściu z budki. Na razie jednak rozsiądź się wygodnie i wskaż czy to ręce czy nogi, a może to i to na raz, ma zostać pokryte magicznymi wzorami? Na pewno powinieneś poczuć przyjemne łaskotanie, jednak nie ruszaj się zanadto, bo wszystko popsujesz. Cały zabieg trwa dość długo, jednak jeśli przyjdziesz tu z przyjacielem to powinniście to jakoś razem wytrzymać, poza tym wzory wymalowywane na ciele są niezwykle fascynujące, więc nie da się tu zasnąć... Choć wiesz... Nawet jeśli miałbyś zamiar spać, to nie śpij bo Cię okradną!
Kolejne zadanie ze Złotego Sfinksa! Jak super, wręcz nie mogła się doczekać, kiedy będzie mogła zmagać się z kolejnymi zadaniami. Były naprawdę dziwne, skąd oni mają takie pomysły? Na szczęście nasza dzielna Beauregarda daje sobie radę, jak na razie, bo wszystkiego można się spodziewać w następnym zadaniu. Mimo wszystko dziewczyna nie zamierza popadać w panikę, tylko skupić się na prawidłowym wykonaniu zadania, bo przecież o to chodzi, nie? Co prawda, nie zdążyła wszystkiego zwiedzić, ale przecież nadrobi to wszystko po szalonym zadaniu ze Złotego Sfinksa! Nieważne! Przez ostatnie siedem dni musiała pod bacznym okiem obserwować skrzynkę, w której był wybudowany mały kociołek. Ale to nie wszystko! Dostała wskazówki, których musiała się trzymać. Zdobycie składnika? Mieszać wywar? Sprawdzanie go? Toż to bułka z masłem! Każdy, nawet głupi umiałby coś takiego zrobić. Beauregarda była w stu procentach pewna, że z tym zadaniem także łatwo się upora. Cóż, wyglądało to nieco inaczej, można rzec, wręcz fatalnie! Kolejny raz przeczytała instrukcję, tym razem uważnie. Na twarzy dziewczyny pojawił się niepokój i zakłopotanie. Eliksir Fiksacji? Co to jest? I jak się za to zabrać? Kompletnie nie wiedziała co z tym zrobić. Mało tego! Przez roztargnienie dziewczyny część mikstury wyleciała z kociołka, co spowodowało nieprzyjemne oparzenia na nogach dziewczyny. Na szczęście, znała zaklęcie, które spowodowało, że nie ucierpiała na tym. Tylko eliksir, którego za cholerę nie mogła wyważyć. Dobra, opieka nad wywarem to pół biedy, gorzej było ze zdobyciem składniku. Nie dość, że ciężko jej było wpaść na pomysł ze składnikiem to jeszcze próbowała się przez to zabić. Zdecydowanie przez to zadanie straciła głowę, a raczej rękawiczki, których zapomniała zabrać, przez co dostała niemiłej wysypki na dłoniach. Od razu pobiegła do miejscowego medyka, który pomógł jej w wyleczeniu jej. Cóż, drobne rany na dłoniach pozostały i niestety, przez jakiś czas jeszcze będą widnieć. Pomimo niemiłego incydentu musiała dokończyć zadanie. Dodała odpowiedni składnik i przez kolejne dni obserwowała drobny kociołek, choć kiepsko jej to szło. Po tygodniowych męczarniach z wywarem czas na przekazanie tego okropieństwa kolejnej osobie. Napisała list do kolejnego uczestnika, by mógł przyjść i odebrać eliksir. Oby tylko nie przestraszył się biednej i zmordowanej Beauregardy. Wyglądała wręcz fatalnie. Zmęczona, roztrzepana, z nieprzyjemnymi śladami na dłoniach. Usiadła na ławeczce przy budce i oczekiwała przyjścia osoby, do której napisała list.
Kostki: 5 i 5 Bonus: Tak Przekazanie eliksiru: Amadeus Louis Lachad
Amadeus kiedy tylko dostał wiadomość od Beauregardy, zaraz wybrał się do Budki Mehndi, by odebrać od niej wszystko, co potrzebne do wykonania następnego zadania. Ostatnio nie szło mu tak, jakby chciał, więc był już lekko zniechęcony do tego wszystkiego, mimo, że miał chyba jeden z lepszych wyników. Pół godziny po przejęciu listu od sowy, stał już przy budce w swoim steam-punkowym wdzianku i był gotowy do otrzymania zadania. Jego poprzedniczka nie wyglądała po nim zbyt wesoło, więc Louis na wstępie się przeraził i nie chciało mu się już kompletnie nic robić. Wziął jednak kuferek, podziękował i życzył wszystkiego dobrego, a między wierszami, żeby dziewczyna spadła w punktacji poniżej zera albo w ogóle zrezygnowała z tego Złotego Sfinksa, bo nie chciał mieć żadnej konkurencji. Ale no, to tak między wierszami, w myślach, nie na głos i w ogóle był miły, okej? Wziął to całe ustrojstwo ze sobą. "Cały tydzień mam się tym opiekować... Mam nadzieję, że nie ma w tym kufrze żadnych wilkołako-podobnych stworzeń..." - przeszył go dreszcz na samą myśl.
Profesor Howard, poczciwy staruszek, uwielbiany przez wszystkich uczniów i potrafiący poprawić im humor jednym uśmiechem, postanowił zorganizować mały kurs malowania henną. Wiedział, że idealnie wpasuje się on w klimat Indii i uczniom spodoba się fakt, że nauczą się nowej umiejętności, która mimo wszystko kiedyś, w późniejszym życiu, gdy będą musieli wychowywać swoje małe dzieci, może okazać się bardzo przydatna. Bo przecież chyba każdy chciał kiedyś mieć jakiś tatuaż. Jak pozwolić na to małemu dziecku? Henna to idealne rozwiązanie! Profesor Forester nie liczył jednak na tłumy – wiedział, że jakiekolwiek lekcje w wakacje są po prostu nie do zniesienia. Chociaż malowanie henną nie było nauką, to oglądanie nauczycieli podczas czasu wolnego od nauki wcale nie kojarzyło się nikomu dobrze. Po kilku minutach, gdy uczniowie zebrali się już przy budce Mehndi, profesor Howard uśmiechnął się szeroko i spojrzał na nich z zadowoleniem w oczach. - Dzień dobry moi kochani. Wiem, że nie macie ochoty oglądać mojej twarzy podczas letniej przerwy od szkoły, jednak mam nadzieję, że nie odciągnie Was to od zgłębienia sztuki malowania henną. Może na początek kilka słów o tym cudownym specyfiku – skąd to się wzięło, jakie ma właściwości. Posłuchajcie – miał nadzieję, że to, co przygotował na dzisiejszy kurs będzie dla nich interesujące. Nie miał zamiaru prowadzić kolejnej nudnej lekcji, jak niektórzy nauczyciele, myślący, że zapunktują tym sobie u dyrektora. Uśmiechnął się ciepło i kontynuował swoją przemowę. - Henna jest to barwnik roślinny produkowany z liści i pędów rośliny zwanej lawsonią bezbronną. Służy do malowania skóry od ponad 5000 lat na obecnych terenach Dalekiego Wschodu, Indii, Pakistanu, Iranu oraz w krajach Afryki. Wojownicy Masajów malowali henną twarze, żeby podkreślić swój plemienny status. Obecnie malowanie henną staje się coraz bardziej modne, a ze względu na swoją nawet trzytygodniową wytrzymałość malunki te coraz częściej nazywane są przez wykonawców tatuażami z henny. Wśród wykopalisk dawnego Egiptu znajdowano dowody farbowania henną mumii dostojników. W tym celu rozdrobnione liście mieszano z mleczkiem wapiennym, co w efekcie dawało kolor czerwony; poprzez dodatek substancji zawierających garbniki uzyskiwano kolor ciemnobrązowy – skończył, zerkając na twarze przybyłych, coby sprawdzić ich zainteresowanie. Jak zawsze, byli tacy, którzy słuchali go z zafascynowaniem i tacy, którzy ziewali i z pewnością nie myśleli nawet o wojownikach Masajach. Westchnął ciężko i kontynuował. – Na samym początku zajmiemy się przygotowaniem henny. Wiecie na czym to polega? Sproszkowaną lawsonię miesza się z sokiem z cytryny, czasem z dodatkiem zmielonej kawy lub goździków, do konsystencji błotnistej papki. Teoretycznie powinniśmy zostawić tak przygotowaną papkę na kilka godzin, jednak ja wspomogłem substancje kilkoma czarami, które nie wymagają odczekania tak długiego czasu. Na tym stoliku – powiedział, pokazując palcem na stolik stojący u jego boku – znajdują się wszystkie potrzebne Wam składniki oraz przyrządy. Zapraszam do zabawy! Usiądźmy wszyscy na tym ogromnym dywanie. Pamiętajcie jednak, żeby nie wchodzić na niego w butach! – powiedział, zajmując miejsce przed nimi, obok stolika.
Kostki:
Na sam początek rzucacie jedną kostką, która odpowiada za to, jak poszło Wam przygotowywanie henny. Jeśli macie dziesięć punktów w kuferku z działalności artystycznej, to możecie powtórzyć rzut. Czas na napisanie posta macie do 16 lipca, wtedy pojawi się tutaj kolejna część lekcji. 1 – źle, źle, źle, wszystko poszło nie tak. Po pierwsze, jesteś strasznie rozkojarzony i nie potrafisz skupić się na tym, co robisz. Po drugie, zdaje się, że wcale nie słuchałeś profesora Forestera, który opowiadał o przyrządzaniu henny z ogromną pasją. Twoja henna nie nadaje się do niczego. Mało tego, przy wyciskaniu soku z cytryny pryskasz sobie nim w oczy, co sprawia, że na moment jesteś całkowicie odcięty od świata. Rzuć kostką: parzysta - ktoś chyba musi Ci pomóc z okropnymi skutkami soku z cytryny w oczach. Poproś o pomoc osobę siedzącą najbliżej (ten, kto napisał post przed Tobą). Nieparzysta – po kilku minutach wszystko wraca do normy, jednak Twoje oczy dalej pozostają zamglone. Do końca kursu przed oczami widzisz mgłę. 2 – idzie Ci całkiem nieźle, wytworzona przez Ciebie henna przypomina tą, która stoi na stoliku obok profesora Howarda. Mimo wszystko nie jest ona idealna, bo gdy próbujesz ją sprawdzić, okazuje się zbyt wodnista i nie utrzymuje się na Twojej skórze. Niestety, żadnej dodatkowej nagrody za to nie otrzymasz. 3 – idzie Ci dość kiepsko, nie potrafisz połączyć ze sobą odpowiedniej ilości składników i musisz poprosić kogoś o pomoc (osobę, która napisała nad Tobą). Jeśli jakaś dobra duszyczka zdecyduje Ci się pomóc, to możesz spokojnie przyjąć, że Twoja henna była tak dobra, jak ta ze stolika profesora Howarda. 4 – przygotowana przez Ciebie henna jest wyśmienita! Nadaje się do malowania i robienia tatuaży. Profesor Forester jest z Ciebie niesamowicie zadowolony i pokazuje uniesionego kciuka. Dostajesz od niego także odrobinę sproszkowanej lawsonii, dzięki której możesz sam robić tatuaże z henny, własnoręcznie ją przyrządzając. (Taka ilość wystarcza na trzy wątki/trzy tatuaże.) 5 – jesteś kompletną ofermą, ponieważ podczas mieszania składników, wylewasz na siebie papkę, z której miała powstać henna. Na Twoje nieszczęście, zostaje ona na Twojej prawej ręce przez jakieś dwa tygodnie. Nie da się jej usunąć żadnymi zaklęciami, więc musisz wspominać o tym przez następnych kilka wątków. Twoja dłoń wygląda jakbyś zanurzył ją w smole, cudownie, niech żyje zgrabność! 6 – nieładnie, nieładnie. Nie udaje Ci się stworzyć odpowiedniej papki, która miałaby dość stabilną konsystencję. Próbujesz podmienić swoją „hennę” na tą dobrą, stojącą na stoliczku. Rzuć kostką: parzysta – profesor Forester obserwuje Cię od samego początku, a gdy już myślisz, że udało Ci się zrobić to niepostrzeżenie, ten rzuca Ci pełne rozczarowania spojrzenie, starając się nie pokazywać, jak bardzo jest mu przykro z powodu Twojego oszustwa. Nieparzysta – udaje Ci się podmienić miseczkę z henną, a profesor jest bardzo zadowolony z Twojej pracy, pokazując Ci uniesiony do góry kciuk.
Kod:
<retroinfo>Punkty w kuferku:</retroinfo> <retroinfo>Kostki:</retroinfo>
Utopia przyszła na zajęcia Forestera pełna werwy i chęci do zdobywania nowych doświadczeń. Ostatnio postanowiła się podnieść po porażkach i brać udział we wszystkim, co tylko możliwe. Zero czasu na nudę, ot co! Nie żeby była jakąś specjalistką. Po prostu obudził się w niej ukryty Krukon, który musi się pchać we wszystko, co powiązane było z wiedzą. I może nieco Gryfon, pragnący nieznanych wrażeń. Jakaś niezdecydowana ostatnio była! W każdym razie słuchała z uwagą nauczyciela, a gdy przyszła pora, zabrała się do pracy. Mieszała wszystkie składniki z uwagą, czując się nieco jak na eliksirach, choć henna nie miała z tym nic wspólnego. I za bardzo się zamyśliła, dolewając do środka zbyt dużo soku z cytryny, przez co konsystencja stała się wodnista. I tak czy siak radziła sobie w miarę dobrze. Jej efekt był bardziej podobny do oryginału niż niektórych z tu obecnych, a to jakoś ją pocieszało. Może to nieco wredne, ale dziewczyna musiała się po prostu dowartościować. Brakowało jej poczucia, że coś jej w życiu wychodzi.
Wakacje w Indiach były dziwne. To znaczy, kiedy przyzwyczaił się już do temperatury, wiecznego słońca ogrzewającego skórę i tego całego piasku, mógłby tu nawet zamieszkać na stałe. Ciekawa alternatywa dla Hogwartu. Jednak oczywiście nawet tutaj ktoś musiał maczać palce w edukacji wszystkich uczniów. Oczywiście zajęcia z pierwszej pomocy były jak najbardziej na miejscu, jednak co do tego poznawania kultury już nie był taki przekonany. Nie kręciła go historia magii ani inne, tego typu rzeczy. Preferował bardziej praktyczne odniesienie do tematu i choć kurs malowania henną początkowo napawał go odrazą, zdecydował się na wzięcie w nim udziału. Przynajmniej raz myślał o zrobieniu tatuażu, ale nigdy nie miał tyle odwagi. Dlatego widział szansę, by zrobić sobie chociaż rysunek, który za kilka dni zniknie. No i mógł potraktować to jako zabawę w przerwach między zajęciami, jak już wróci do szkoły. Oczywiście cały wykład profesora Forestera przypominał mu trochę eliksiry, jeden z ulubionych przedmiotów, i nie musiał kryć entuzjazmu, z jakim zabrał się do pracy. Wydawało mu się, że wykonywał polecenia całkiem nieźle. Papka przypominała tę, którą przygotował nauczyciel. Mógł mieć powód do domu, jednak całą radość zniszczył jeden, niezgrabnych ruch. Stworzona masa rozlała się na prawą dłoń Jaspera, pokrywając ją niemal w całości. Żadne próby nie sprawiły, że zniknęła. Ot, wypadek przy eliksirach. Coś takiego zdarzało się w przeszłości, ale wybuchający kociołek posłałby go do skrzydła szpitalnego na kilka godzin, a tutaj musiał nosić efekt swojej niezdarności przez kilka tygodni. W każdym razie, nie zamierzał tego żałować. Przynajmniej będzie miał jakąś pamiątkę, a jeśli kogoś spotka, będzie o czym opowiadać. Swoją pracę skończył zaraz po wylaniu na siebie papki, ale wykład się jeszcze nie skończył. Mógłby sobie pójść, ale zamierzał wytrwać do końca. Jakby to wyglądało, gdyby uciekł, bo wylał na siebie efekty własnej pracy. Przynajmniej wiedział, że cała mieszanina została wykonana właściwie.
Katniss nie wiedzieć czemu, lubiła zajęcia z profesorem Foresterem. Być może dlatego, że wyglądał jak poczciwy staruszek, a może dlatego, że zajęcia z nim nie kojarzyły jej się tylko z nauką. W końcu jakby nie patrzeć, to on prowadził zajęcia z magicznego gotowania, zaprowadzał ich do teatrów... Takie życiowe zajęcia. Gryfonka lubiła takie, więc i tym razem, gdy usłyszała o zbliżających się zajęciach z Foresterem, chętnie na nie przyszła. Temat lekcji jak najbardziej odpowiadał dziewczynie. Hennowe tatuaże! Znając życie, po zajęciach będzie pełno znawców, którzy będą oferowali swoje usługi w tym zakresie, no ale cóż... Z uśmiechem na ustach zabrała się do roboty. Zebrała ze stołu wszystkie potrzebne składniki i wrzucała je w dowolnych proporcjach. W końcu profesor nie mówił nic o zachowaniu proporcji i ostrożności, prawda? A może mówił... Jeśli tak, to Katniss musiała tego nie dosłyszeć, bo jej papka była bardziej brudną wodą niż czymś, czym można by malować skórę. Za dużo płynów, za mało proszków... Gryfonka rozejrzała się i oto dostrzegła piękną masę, leżącą na stole. Jak sobie trochę podbierze, chyba nic się nie stanie. Tak bynajmniej myślała. Niestety, jej małą kradzież zauważył profesor, który rzucił jej rozczarowane spojrzenie. To zabolało. Spuściła oczy ze wstydu i spojrzała na swoje dzieło, które powinno chociaż przypominać masę hennową.
Indie, pomijając okropny fakt nieprzerwanych, męczących upałów, były dla Gabi istnym spełnieniem marzeń. Nie potrafiła usiedzieć na miejscu, wciąż odkrywała coraz to nowsze zakamarki i starała się uczestniczyć w przynajmniej paru kursach organizowanych przez szkołę. Oczywiście, nie mogło jej zabraknąć na kursie malowana henną. Tatuaże to coś, co uwielbiała i choć rodzice często wybijali jej z głowy pomysły na coraz to nowsze dzieła, ona nigdy ich nie słuchała. Kiedyś nawet poszła i zrobiła sobie w tajemnicy jeden mały tatuaż na lewym ramieniu. I już myślała, że nikt go nie zauważy, kiedy pewnego dnia kompletnie o nim zapomniała i w bluzce odkrywającej ramiona, przeszła jak gdyby nigdy nic obok rodziców. Ile krzyku było, gdy kochana mamusia go zobaczyła! A Gabi oczywiście grzecznie obiecała, że już nigdy nie zrobi sobie żadnego tatuażu, ale wierzą w to chyba jedynie jej rodziciele... Na miejsce dotarła pełna życia, z szerokim uśmiechem na twarzy. Stanęła obok grupki osób i z uwagą słuchała profesora. A raczej próbowała go słuchać, bo za nic w świecie nie mogła się skupić. I koniec końców...nie wiedziała co robić. Skrzywiła się tylko i podglądając wyczyniania innych, sama starała się wykonać ową mieszaninę. Nic jej nie wychodziło. W dodatku przy wyciskaniu soku z cytryny, nie wiadomo jakim cudem, prysnęła nim sobie prosto w twarz! Machinalnie upuściła owoc i zaczęła nerwowo pocierać szczypiące oko. Zamrugała parę razy i zdawało się, że wszystko powróciło do normy. Jedynie widziała trochę jak przez mgłę, co nieco ją irytowało. Spojrzała zrezygnowana na hennę, a raczej coś do niej podobnego i ciężko westchnęła.
Punkty w kuferku: 0 Kostki: 1, później 3 Pomagam: -
Punkty w kuferku:2 Kostki: pierwsza 1 potem 2 Pomagam: Poprśba o pomoc osobę (ten, kto napisał post przed Tobą).
Arletta jak to Arletta chciała spróbować wszystkiego na wakacjach. Usłyszała od kogś ze gdzieś mozna zrobić tatuaż henne tak wiec postanowiła sie udać spacerkiem do małej budki sprobwac swoich sił,mimo ze juz powoli zaczynała widzieć omany czy cos innego. A noż coś wyjdzie i bedzie mogła zrobić tatuaż-mrukneła pod nosem. Pomieszała starannie wszystkie składniki słuchając uwaznie profesora. No tak cos źle poszło coś nie tak-rzekła. To chyba jasne że za bardzo Krukonka była dzis rozkojarzona i nie umiała sie skupic na tym co ma zrobić. Jakoś nie specjalnie słuchała profesora Forestera, który opowiadał o przyrządzaniu henny z ogromną pasją ktora ją nie interesowało wcale. Tak tak henna nie nadaje się do niczego-spojrzała na nią,a w dodatku wyciskając sok z cytryny opryskała Arletta nim oczy,no świetnie po prostu świetnie. Cała jest ale za to całkowicie odcięta od świata. No nic chyba trzeba się zwrócić o pomoc do kogoś z sokiem z cytryny.
Może to i dziwne, ale tak, Kaia pojawiła się też na kursie związanym bardziejz działalnością artystyczną, niż naukową. Chociaż na dobrą sprawę, gdyby tak przemyśleć sprawę i wsłuchać się dobrze w słowa profesora, to można dojść do wniosku, że nawet to wymaga myślenia, bo trzeba wiedzieć co z czym połączyć. A ona właśnie słuchała i nawet ją to interesowało. Mimo, że to była historia i mimo, że jakoś do tej pory w takie inicjatywy się nie angażowała. A z jeszcze większym zapałem zabrała się do tworzenia henny. I wyglądało nawet na to, że nie poszło jej tak źle, bo gdy porównała sobie z przykładową mieszaniną wydało się w pierwszym momencie, że są takie same. Z ochotą nałożyła więc niewielką ilość papki na rękę i... niestety, chyba przesadziła z proporcjami i dodała zbyt wiele soku z cytryny, bo henna wyszła nieco wodnista. Ale nie było tragedii, to profesor powinien docenić. Nawet się do niego uśmiechnęła. Bo nie było idealnie, ale się starała. Przynajmniej nie wylała na siebie niczego, nie ubrudziła wszystkiego dookoła i nic nie wybuchło. A umówmy się, to jest osiągnięcie. Wszak wszyscy jeszcze żyli.
Silas Clark
Rok Nauki : I
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 189
C. szczególne : Długie dredy często wiązane na czubku głowy
Co pokusiło Silasa na zajęcia z henny? Sam nie wiedział. Po prostu trafił tutaj przypadkiem. Akurat tędy przechodził gdy zawołano go bliżej a potem powiedziano, że będą przygotowywać hennę. Chłopak długo się zastanawiał, czy wziać w tym wszystkim udział. W końcu zdecydował, że się trochę odpręży. Wysłuchał profesora co mówił na temat henny i jej tworzenia. Sproszkowaną lawsonię wymieszał z sokiem z cytryny oraz z dodatkiem zmielonej kawy, aż do konsystencji błotnistej papki. Coś jednak poszło nie tak. Jego papka nie miała takiej konsystencji jaką mieć powinna. Bystre oko mózgowca dostrzegło jednak, że na stoliku stała poprawnie stworzona henna, uznał więc że je podmieni. Dostrzegł go jednak nauczyciel, a chłopakowi aż zrobiło się głupio, ale nie odezwał się nawet słowem.
Amadeus przez siedem dni zajmował się czym? Eliksirem! Och, jaki był szczęśliwy, gdy otworzył kuferek i dowiedział się o jego zawartości. W końcu trafiło mu się zadanie, z jakim nie powinien mieć absolutnie żadnych problemów - przecież jest orłem z eliksirów! Nic bardziej mylnego, jak się okazało. Kiedy tylko wyjaśniło się, jaki eliksir ma uwarzyć, a raczej przytrzymać przez chwilę, chłopak się zestresował. Nie miał zielonego pojęcia o Eliksirze Fiksacji, nie wiedział ile podgrzewać, co dodać, nic nie wiedział. Musiał jednak coś wykombinować. Mimo jego szczerych chęci i ogromnego zaangażowania, wynik był... No cóż, niezbyt zadowalający. Lachad poniósł prawie druzgocącą porażkę. W szukaniu składników nie poszło mu w sumie ani źle, ani dobrze. Po prostu nijako. Nic ciekawego nie znalazł, ale przynajmniej nie dostał żadnych ujemnych punktów za szperanie w szkolnej spiżarni, co pewnie niektórzy będą chcieli zrobić. O ile z tym nie było tak źle, jak mogło, to ta część z miksturą wyszła tragicznie. Nie dość, że chłopak nic nie wiedział o przepisie, nie wiedział ile mieszać, co mieszać, gdzie, jaka temperatura, ile warzyć, chuchać czy dmuchać, czy wachlować... NIC. To go załamało, ale co załamało go bardziej? To, że udało mu się także tą breją oblać i poparzyć nogi. Bolało jak cholera, ale Krukon był zbyt dumny, by pójść z tym do lekarza. Nikt nie mógł się o tym dowiedzieć, nie miał prawa. Amadeus mógł cierpieć, żeby tylko jego autorytet nie został w żaden sposób podważony. Od kiedy ostatnio był w tym miejscu minął już tydzień. Teraz odbywała się tam jakaś dziwna lekcja, ale on to zignorował. Zajęty był swoim zadaniem i maskowaniem bólu nóg. Zdążył już wysłać sowę do następnej osoby, która miała opiekować się tym eliksirem... Oby poszło jej lepiej niż jemu. Bardzo chciałby wygrać w swojej grupie, jednak mikstura ma dojść do komisji dobrze uwarzona, a jak tak dalej pójdzie, to chyba całą tę grupę wywalą ze Złotego Sfinksa, bo się okaże, że w ogóle się nie nadaje.
Kostki: 2 przerzucone na 5 i 6 Bonus: nie Przekazanie eliksiru: Toby Brett
Aiden uwielbiał wszelkie formy sztuki i nauczenie się czegoś nowego w tym temacie było dla niego przyjemnością. Tatuaże z henny! To przecież coś ekstra. Dodatkowo zdążył nawet polubić profesora, więc po prostu nie mógł nie zjawić się na tych... "zajęciach". Z uważną miną wysłuchiwał monologu profesora. Na skupionym wyrazie twarzy niestety się skończyło. Myśli Aidena krążyły już przy kilkudniowych rysunkach, które być może wkrótce pokryją jego ciało. Tym samym cały wykład wszedł jednym uchem, a wyleciał drugim. Z zapałem zabrał się do tworzenia henny. Oczywiście przekonany, że wszystko idzie zgodnie z planem! Co trochę czasu podpatrywał działania innych i ich skutki... które totalnie różniły się od jego dzieła. No cóż, chyba przecenił ździebko swoje możliwości. Na domiar złego, kiedy wyciskał sok z cytryny przez przypadek prysnął nim sobie w oczy. Upuścił owoc i wierzchem dłoni zaczął pocierać oko. Cholera, jak to szczypało! Zamrugał kilka razy, aby całkowicie pozbyć się skutków swojej nieuwagi. Nie zamierzał prosić nikogo o pomoc, nigdy w życiu! Żeby jeszcze bardziej się ośmieszyć?! Na szczęście po chwili wszystko wróciło do normy... no powiedzmy, gdyż do końca kursu miał problem ze wzrokiem. Wydawało mu się, jakby spoglądał przez mgłę i raczej nie mógł tego zaliczyć do przyjemnych wrażeń. Ale zawsze mogło być gorzej, prawda?
Punkty w kuferku: 4 Kostki: 1, później 3 Pomagam: -
Na samą wieść o kursie malowania henną, zaczęło aż ją nosić z podekscytowania. Zawsze chciała się nauczyć robienia takich tatuaży i tu, w Indiach, wreszcie miała okazję to zrobić. Wykładu słuchała z zafascynowaniem. Oczy jej błyszczały i nie mogła się już doczekać, kiedy będzie mogła przygotować odpowiednią mieszankę. W głowie miała już pełno pomysłów na tatuaże, które będzie mogła zrobić sobie i przyjaciołom. Teraz tylko uważać na zajęciach! Przygotowanie mieszanki szło jej dość topornie. Starała się, bardzo, ale konsystencja była jakaś taka... No ciężko stwierdzić, czy będzie się to-to nadawać do nałożenia na skórę. Raczej nie. I wtedy Vi wpadła na pomysł. Zwykle nie ściągała na żadnych sprawdzianach, nie próbowała oszukiwać, starała się pracować samodzielnie i nie widziała sensu w przeciwnym działaniu. Jak się później zastanawiała, nie miała pojęcia, co ją właściwie opętało. Może wystarczyło, że tak bardzo chciała, żeby jej wyszło... W każdym razie uznała, że "pożyczy" sobie trochę cudzej mieszanki. Ale że wszyscy byli mocno skupieni nad swoimi miksturami, to postanowiła wziąć taką, która już jest skończona i, jak jej się wydawało, niepilnowana - hennę profesora Forestera. I już prawie jej się udało, jak sądziła, tyle że okazało się, że profesor patrzy. I widzi. Przyłapanie na czymś takim było strasznie upokarzające. Na jej policzki wystąpił rumieniec tak ciemny, jak chyba nigdy dotąd. Pochyliła głowę i dłuższą chwilę wpatrywała się tępo w swoje stopy, zastanawiając się, co ją, na Merlina, podkusiło.
Toby z niecierpliwością czekał na kolejne zadanie, które mógłby wykonać. W końcu minęło już tyle czasu, a w końcu po co tu przyjechał? Po to by zdobyć puchar, medal, czy cokolwiek za wygranie. No, oczywiście wraz ze swoją grupą, bo chyba niektóre zadania będą wykonywać razem, prawda? Tak jakby ktoś czytał w jego myślach; zadanie w grupie! Natychmiast, gdy tylko otrzymał list, zjawił się pod budką i odebrał od Krukona kuferek, który otworzył dopiero w łódce, w swoim pokoju, gdy nikogo nie było w pobliżu. Nie miał pojęcia, czego się spodziewać, więc tym bardziej się niecierpliwił. Eliksir nie zdziwił go zbytnio, zresztą, on z eliksirów był całkiem dobry. Tak samo, jak z astronomii. W końcu nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie uwarzyć eliksir chociażby na kaszel (który mnie teraz męczy) czy na coś podobnego. Ten jednak wydawał się być nieco bardziej skomplikowany, dlatego Toby szybko wyruszył na poszukiwanie potrzebnych składników. Niestety, nie udało mu się znaleźć nic, co jakoś szczególnie pomogłoby w działaniu. Co prawda znalazł składnik, który fajnie jest do tego eliksiru dodać, ale bez tej rzeczy mikstura nie straciłaby zbytnio na wartości czy coś w tym stylu. Był więc trochę rozczarowany i gdyby nie te 15 galeonów, które znalazł podczas szukania to byłby pewnie jeszcze smutny! Tak, czy siak. Szybko skrobnął list do dziewczyny, której miał przekazać kuferek z eliksirem i pognał pod Budkę Mehndi, by jej go wręczyć.
Kostki: 6 i 1 Bonus: Nie Przekazanie eliksiru: Laura Blaise
Melody była po prostu zachwycona pomysłem Profesora Howarda! Może artystki z niej wielkiej nie było, ale zawsze marzyło jej się robienie tatuaży. Poza tym, wyjechała na te wakacje, aby spróbować nowych rzeczy, a nie siedzieć w swoim pokoiku i wgapiać w ścianę. Wykładu wysłuchała z ogromnym zaangażowaniem, notując po kolei w głowie co i jak. Kiedy Profesor zakończył monolog mogła wreszcie zabrać się do pracy. Była przy tym bardzo uważna. Zależało jej na zrobieniu dobrego wrażenia. Nie bała się, że coś może pójść nie tak, znała swoje umiejętności. Skończywszy swoją hennę Melody z ulgą stwierdziła, że wyszła ona... no cóż, nie chwaląc się, wyśmienicie. Pokazała swoje "dzieło" profesorowi, który zadowolony pokazał uniesionego kciuka. Wiedziała, że jej twarz aż promienieje z dumy. No bo, kto nie lubi być chwalony za swoją pracę? Dodatkowo Mel otrzymała odrobinę sproszkowanej lawsonii, która pozwoli jej w przyszłości samej zrobić tatuaże! Nie mogło być już lepiej! Szerokim uśmiechem i delikatnym rumieńcem wpływającym na jej policzki podziękowała za ten podarunek. Nie mogła się już doczekać dalszej części zajęć.
Kiedy Sunny dowiedziała się o zajęciach z henny od razu na jej twarzy zagościł uśmiech! SOS uwielbiała rysować, to była jej pasja tak samo jak i taniec. W sumie nigdy nie myślała nad tym, żeby podszkolić się w tatuażach no, ale jeśli była taka okazja to czemu nie. Od kąt przyjechała do Indii nawet nie dotknęła swojego szkicownika, najwyższy czas to zmienić. Po kursie henny na pewno wróci do łodzi i coś narysuje. To jest jej postanowienie na dziś. Kiedy znalazła się na miejscu uważnie wysłuchała Profesora Forestera - którego tak bardzo podziwiała i lubiła. Następnie wzięła się do robienia swojej henny. Kiedy skończyła zaczęła przyglądać się swojej hennie. Wyglądała identycznie jak ta, którą zrobił Forester. Niestety, kiedy sprawdziła ją na swojej skórze spłynęła i nie zostawiła po sobie żadnego śladu. Ehh, no cóż. Może ślicznie rysowała, ale farby nie potrafiła stworzyć. Każdy ma jakieś słabe strony. Przecież nie popłacze się na środku budki i nie zacznie krzyczeć, ze chciała dobrze. Odgarnęła kasztanowe kosmyki włosów z twarzy i zarzuciła je na plecy.
Rysowanie to jedyna rzecz, która interesowała Faye. Nic innego poza rysowaniem się nie liczyło. Więc nic dziwnego, że w chwili gdy Faye dowiedziała się o kursie Tatuażów Hennom z jej gardła wydobył się dość głośny pisk zachwytu. -Ale świetnie! Tylko tego mi było trzeba by te wakacje były idealne! -powiedziała podekscytowana uśmiechając się od ucha do ucha. Kiedy znalazła się w Budce Mehndi usiadła jak reszta uczniów i uważnie słuchała Profesora Forestera. Kiedy wszystko wytłumaczył uczniowie wzięli się za przygotowania Henny. Gdy Faye skończyła zmrużyła delikatnie powieki i zaczęła przyglądać się papce w misce. Okazało się, że przygotowana przez rudowłosą ślizgonkę Henna była wyśmienita. Nadawała się do malowania oraz robienia tatuaży. Profesor Forester był z niej niesamowicie zadowolony i pokazał jej uniesiony kciuk. W nagrodę Greyówna dostała odrobinę sproszkowanej lawsonii, dzięki której mogła sama robić tatuaże z henny, własnoręcznie ją przyrządzając. Ślizgonka podziękowała starszemu panu z uśmiechem na twarzy.
Henna? Czemu nie, w końcu ślizgonce nawet podobały się tatuaże, a robienie ich byłoby ciekawą umiejętnością. Mogła więc zacząć od tatuaży z tej masy, przynajmniej nie będzie się męczyć z czymś obrzydliwym do końca życia. Weszła więc do budki, licząc na coś interesującego. Uśmiechnęła się, widząc profesora Forestera. Lubiła jego lekcje, więc i tym razem powinno być okej. Gdy usłyszała, że będą słuchać o tym, skąd pochodzi henna i o innych, równie nudnych sprawach mina trochę jej zrzedła, ale starała się zachować pozytywne myśli. Ku jej zaskoczeniu, wykład profesora był całkiem interesujący, ale nie zabrała się do przygotowywania składników zbyt pewnie. Za pierwszym razem z jej masy nie wyszło nic przypominającego hennę. Ruszyła więc po raz kolejny po składniki, ale w którymś momencie mieszania ich potrąciła miskę z papką, i na jej ramieniu odmalowała się cudowna plama nie mająca żadnego konkretnego kształtu. Od razu zajęła się dyskretnymi próbami usunięcia znamienia, ale nic to nie dało - żadne zaklęcie nie działało. Zakryła więc rękę bluzką, starając się zachowywać normalnie. Może jednak zacznie jej iść lepiej, gdy zostanie i poczeka na dalszą część kursu? Byleby nauczyciel powiedział jej później, że może to jakoś usunąć.
Leonardo z szerokim uśmiechem na twarzy pojawił się na kolejnym kursie, zajęciach czy jak to tam można nazwać. Uwielbiał rzeczy związane z działalnością artystyczną, toteż gdy tylko usłyszał o malowaniu henną, zabukował sobie w głowie ten termin właśnie na możliwość pojawienia się na kursie. Gdy dotarł na miejsce i zobaczył dobrze mu znanego staruszka, profesora Howarda Forestera, jego humor poprawił się jeszcze bardziej. Uwielbiał lekcje z tym profesorem, co mogli zauważyć wszyscy zgromadzeni na kursie. Leonardo usiadł na kocu z lekkim uśmiechem na twarzy i wziął się za produkcję henny. Nie odzywał się do nikogo, ponieważ na samym początku nie dostrzegł żadnej znajomej i jednocześnie przyjaznej twarzy, a później jakoś wyleciało mu to wszystko z głowy. Jak się okazało, jego henna była wyśmienita! Idealnie przypominała hennę stojącą na stoliku obok profesora Howarda, co bardzo dobrze wpłynęło na ego Gryfona. Uwielbiał być w czymś najlepszy, przeszywała go wtedy ogromna duma i uśmiech nie schodził z jego twarzy. Gdy profesor Forester uniósł kciuk wysoko do góry i wręczył mu odrobinę sproszkowanej lawsonii, chłopak znalazł się w niebie. Zawsze chciał robić tatuaże z własnoręcznie przyrządzonej henny, jedno z jego pragnień miało się dzisiaj spełnić. Zadowolony wrócił na swoje miejsce, chowając lawsonię do kieszeni i czekał na dalszą część kursu. Ciekawe, co tym razem wymyśli profesor Forester!
Leah lubiła profesroa Forester'a. Zawsze jego lekcję były ciekawe i chociaż szło jej na nich z zasady potwornie źle to przychodziła na nie z dobrym humorem. Malowanie henną? To nie taki zły pomysł. Myślała już wcześniej, czy nie skorzystać z usług Budki Mehndi, więc czemy by nie nauczyć się tego samemu? Miała Puchonka chęci, ale znów coś poszło nie tak (czyżby przebywanie z profesorem przynosiło jej pecha?). Konsystencja była daleka tej poprawnej. Ale czy Leah kiedyś dawała za wygraną? Dostrzegła na stoliczką dobrą hennę i postanowiła spróbować swojego szczęścia. Co niby się może stać? No tak, nauczyciel będzie smutny z powodu jej oszustwa, a ona sama będzie wściekła, że wpadła na taki pomysł. Obeszło się jednak bez takich dramatów, a sam profesor był zadowolony z "jej" pracy. Oboje są szczęśliwi, więc chyba małe oszustwo wszyskim wyszło na dobre. Nie licząc tego, że ma straszne samopoczucie. A wszystko zapowiadało się tak niewinie! Ciekawe co będzie dalej. Leah liczyła na to, że będzie tylko lepiej.
Czując coraz bardziej klimat Indii, William miał ochotę tańczyć w drodze na kurs rysowania henną. Swoją drogą, sporo jest tych kursów w czasie wakacji. Pierwsza pomoc. Henna. Joga. Na jogę też muszę koniecznie pójść. Gdyby nie blada, brytyjska cera, można by pomyśleć, że chłopak jest Hindusem. Wykorzystując okazję, obierał swoja najbardziej kolorowe szaty, których nie mógł założyć w szkole. Dzisiejsza miała budowę szlafroka, z bardzo delikatnego lnu. Cienka, o szerokich rękawach, długa do kostek, błękitna, wykańczana srebrną falbaną. Spięta czarnym pasem z dużą, okrągłą, stalową klamrą w kształcie krzyża solarnego. Głęboki i szeroki dekolt w kształcie litery V odsłaniał fragment jego klatki piersiowej. William wysłuchał dokładnie wykładu profesora. Żadna wiedza nie była dla niego zbędna. Niektóra tylko mniej lub bardziej przydatna. Kiedy zauważył Melody pomachał do niej i uśmiechnął się. Tylko ją znał na tyle dobrze by się przywitać. Zabrał się do rozrabiania henny, ale najwyraźniej dodał zbyt dużo soku z cytryny do sproszkowanej rośliny i goździków. Jego twór był jak zupa, nie jak papka. Przypomniał sobie prace nasz trzecim zadaniem Złotego Sfinksa, kiedy zakradł się do Działu Książ Zakazanych i nie został przyłapany. Może tym razem też warto spróbować? Spojrzał wilkiem na stół gdzie stały już gotowe henny i ukradkiem podmienił swój "niewypał" na gotowy produkt gdy profesor odwrócił wzrok. Fakt, że kolejny raz takie zachowaniu uchodzi Williamowi na sucho zachęca go coraz bardziej do próbowania znów. To go sprowadza na złą drogę. Profesor pochwalił "hennę Williama" gdy przechadzał się oceniając prace uczniów.
Amelia nie była zadowolona z faktu, że kurs henny prowadzony jest przez jakiegoś nauczyciela. Nie miała ochoty oglądać twarzy kadry pedagogiczne Hogwartu, szczególnie, że nie wiedziała czy ma czuć się jeszcze uczniem czy już częścią pracowników szkoły. Gdy zobaczyła profesora Howarda wszystkie jej rozważania na ten temat zniknęły. W jej głowie pojawiła się tylko jedna myśl - takim właśnie nauczycielem chciałabym być. Panna Wotery bardzo chciała umieć zapanować nad klasą, nie używając złośliwości, podniesionego tonu czy ironii. Zawsze marzyła o tym, żeby robiąc jakąś minę uczniowie wiedzieli, że przekroczyli wszelkie możliwe granice i należałoby natychmiast zamilknąć. Może kiedyś uda jej się osiągnąć taki sukces? Oderwała się od swoich rozmyśleń i siedząc na dywanie, zaczęła przygotowywać swoją porcję henny, po wcześniejszym wysłuchaniu instrukcji profesora Forestera. Jak powszechnie wiadomo, Amelia nie jest uzdolniona plastycznie, artystycznie ani w jakikolwiek inny sposób, który by pomógł jej w zrobieniu prawdziwej henny. Oczywiście coś musiało pójść nie tak, przecież ostatnio jest to całkiem normalne w życiu dziewczyny. Wszystko wydawało się w porządku, aż do momentu, gdy Krukonka nie przewróciła miseczki ze swoją papką prosto na własną rękę. Został na niej ogromny, czarny ślad, którego nie zdołała zmyć żadnymi zaklęciami ani zwykłymi sposobami. Spojrzała z lekką rezygnacją na twarz profesora Howarda, lecz ten pokręcił tylko smutno głową i wyjaśnił jej, że zostanie to na jej skórze przez jakieś dwa tygodnie. Zrezygnowana Amelia wróciła na swoje miejsce i czekała na dalszy ciąg kursu, wywracając tylko oczami i przeklinając w duchu swoją niezdarność.
Kurs malowania henną wydawał się czymś całkiem fajnym. Przynajmniej jakaś rozrywka za dnia, prawda? Bo w dzień Alison nie miała nic ciekawszego do roboty niż siedzieć w barze na plaży i sączyć drinki. Dopiero w nocy w mieście zaczynało się życie. Dlatego też za dnia chętnie uczęszczała na kursy przygotowane przez innych nauczycieli. W sumie nawet sama myślała o tym żeby coś takiego zorganizować. Zjawiła się na czas ubrana w dżinsowe szorty, sandałki i luźną bluzkę wiązaną na szyi. Na tle uczniów reprezentowała się jak jedna z nich. Już na początku było ciekawie bo mieli przygotować własną hennę. Przeważnie ludzie nie wiedzieli jak to się robi bo wystarczyło iść po to do sklepu. Kiedy profesor Howard skończył mówić zgodnie z poleceniem zdjęła buty i usiadła wygodnie na dywanie. Sięgnęła po wszystkie potrzebne składniki i zaczęła przygotowania. Mimo starań jej papka nie wyszła zbyt stabilna ale na stoliku leżała właściwa więc stwierdziła, że może je podmienić. Niestety okazało się, że profesor obserwował ją od początku i obdarzył ją tym rozczarowanym spojrzeniem ale nie przejmowała się zbytnio bo przecież nie była uczniem i była tu tylko dla przyjemności.
Matt był dosyć rozdarty idąc na zajęcia z malowania henną. Z jednej strony lubił wszelkie rzeczy związane z działalnością artystyczną choć z drugą zbytnio nie kręciło go malowanie chociaż w sumie nigdy nie próbował, z innego punktu widzenia nie miał tego dnia nic lepszego do roboty więc jednak postanowił pójść i spróbować. Kiedy już wszyscy się zebrali profesor zaczął mówić. Historia o masajach była cholernie nudna, przynajmniej jak dla niego ale on zawsze nudził się na lekcjach, gdzie nauczyciele gadali, gadali i gadaaali. Jednak w końcu zaczęła się część praktyczna! Bez butów wszedł na dywan i zaczął tworzyć. Z pozoru szło mu nieźle i jego henna przypominała tą na stoliku jednak niestety okazała się być zbyt wodnista. Matt westchnął ciężko jednak nie z rezygnacją, w końcu niektórym tu szło to znacznie gorzej.
W sumie nie chciał się za bardzo integrować na tej wycieczce, ale jednak henna go porwała, od zawsze chciał mieć tatuaż ale nigdy nie mógł go zrobić, cały czas ktoś mu zakazywał. Ale przynajmniej chciał nauczyć się czegoś przydatnego na tej wycieczce, więc poszedł na te zajęcia. Troszkę się na nie spóźnił ale chyba nikt nie zwrócił na to uwagi, profesor Forester z bardzo dużym zaciekawieniem opowiadał o hennie, jak widać, bardzo go to cieszyło, że mógł nauczyć czegoś nowego swoich uczniów. Wreszcie jednak przyszedł czas na praktykę i każdy musiał stworzyć własną papkę, z której będzie można uformować tatuaż. Wziął parę składników ze stolika i usiadł na dywanie, niefortunnie jednak podczas wyciskania soku z cytryny parę kropel wleciało mu do oka, dlatego zaczął je trzeć, co nie było w sumie dobrym pomysłem, bo sok tylko się rozprzestrzeniał, nie chciał prosić nikogo o pomoc, wiedząc, że to za parę chwil ustanie. Ustało, tylko gdy otworzył oczy, widział jakby przez mgłę, spoglądał na innych uczniów, którzy już w sumie kończyli, no cóż, pech tak chciał, że Loganowi dzisiaj nie wyszło.