Wielka wierzba o potężnych konarach. Gdy ktoś podejdzie za blisko, próbuje uderzyć intruza, machając nimi gdzie popadnie. Podobno kryję się pod nią przejście do Wrzeszczącej Chaty jednak nikt ze znanych nam osób nie może tego potwierdzić, z prostej przyczyny - podejście do pnia wiąże się z ogromnym ryzykiem. Drzewo rośnie tu od czasów gdy jeszcze dziadkowie obecnych uczniów chodzili do Hogwartu.
Uwaga. By pisać w wątku rzuć obowiązkowo kostką! Wyjątkiem są prowadzone tu nieopodal lekcje bądź treningi.
Spoiler:
1, 2 - wierzba najwyraźniej “przysnęła” i dała Ci święty spokój, bowiem gdy zbliżasz się to jedynie szeleści. To nie znaczy, że Cię nie zaatakuje, jeśli ją zbudzisz. Lepiej zachowaj ciszę! 3, 4 - najwyraźniej stanąłeś o pół metra za blisko i naruszyłeś “prywatność” drzewa. Smagnęła Cię długim pnączem w dowolnym miejscu na Twoim ciele i pozostawiła tam czerwony i bolący ślad. Okład z wywaru ze szczuroszczeta z pewnością nie zaszkodzi. 5, 6 - zachowałeś odpowiednią odległość od agresywnego drzewa tylko sęk w tym, że nie dało się przewidzieć iż ona może postanowić zaatakować… korzeniami. Tuż pod Twoimi stopami ziemia się rozchyla i obrywasz wilgotnym od ziemi korzeniem przez co niefortunnie upadasz i skręcasz kostkę/nadgarstek. Odpowiednie zaklęcie medyczne załatwi sprawę ewentualnie wizyta w Skrzydle Szpitalnym.
- Co ona robi? - powtórzył jej pytanie parodiując ton w jakim się odezwała. - Chyba gada do drzewa...a tobie nigdy się nie zdarzyło? Uniósł ku górze brew, spoglądając na nią spode łba. Kopnął niewinny kamień, który znalazł się w zasięgu jego buta, po czym cofnął się nieco dostrzegając następny... Wtem zaczerpnął głęboko powietrza, a coś poderwało go gwałtownie do góry. Spojrzał oniemiały na oddalający się stały grunt i niemal wrzasnął lecz jak na zawołanie znów zaczął przybliżać się do lądu. Rozejrzał się dookoła robiąc wszystko by nie stracić zimnej krwi i zachować logiczne myślenie. Adrenalina jednak zaatakowała zbyt mocno, by jego zniewolony przez wstrząsy rozsądek zdołał go ochronić. W jego mózgu formowało się zaś jedyne jak na jego możliwości logiczne wytłumaczenie; "wierzba bijąca". Wyswobodził magiczny kawałek drewna z kieszeni i machnąwszy nim wrzasnął; - DEPRIMO! - z końca różdżki wystrzelił obłok jaskrawo czerwonego światła, a gałąź która go zaatakowała rozleciała się na kawałeczki, by po chwili zniknąć. Wierzba zawyła.
- Ale jesteś miły... No nic dziwnego, skoro obnosisz się ze Ślizgonami - zrobiła dumną minę. - W końcu pierwszoroczniak musi się wzbić, nie ma co, nawet najgorszymi sposobami. Zarzuciła włosami i odeszła .
Megan spojrzała na chłopaka, która właśnie do niej przemówił, gdy nagle gałęzie wierzby oplątały ciało gryfona i uniosły go do góry. - Nieee...zostaw go! Proszę cię! - Megan chcąc nie chcąc musiała użyć jakiegoś zaklęcia, ale zauważyła, że wyprzedził ją chłopak. Do jej uszu doszedł głos wierzby pełen żalu i bólu. - Jak mogłaś? - spytała z wielką goryczą drzewa, po czym przeniosła wzrok na gryfona. - Nic ci sie nie stało? - Puchonka patrzyła na towarzysza przerażonymi oczami. Jej dłonie trzesły się , nie wiedząc nawet czemu. - To moja wina, ja ją rozdrażniłam... przepraszam cię - Meggie opuściła głowę w dół, przez co widziała teraz rozsypane kawałki jednej z gałęzi. Z jej oczu popłynęły łzy. Nie dość, że naraziła chłopaka to jeszcze wierzba została skrzywdzona...i to wszystko przez nią.
Iv wyszła na spacer z Małą. Rekonesans po szkole i błoniach czas zacząć. Tym razem padło na Wierzbę Bijącą. Puchonka podeszła prawie pod samo drzewo. Ann wybałuszyła oczka i zaczęła się uroczo śmiać. Iv ostrożnie ułożyła córeczkę w wózku.
Odetchnął głośno z ulgą, po czym przyjrzał się dziewczynie z uśmiechem. Uśmiech zaś był delikatny i wyrafinowany - miał on na celu u uspokojenie dziewczyny. Podszedł do niej cały czerwony na twarzy po czym puścił oczko. - Każdy musi kiedyś zaszaleć... a ta wierzba pewnie ma bardzo nudne życie. Ponownie się uśmiechnął i delikatnie zarumienił. Czekał na reakcję dziewczyny... Nie lubił gdy ktoś użalał i obwiniał się w jego obecności. Nie mógł wręcz słuchać takich rzeczy, a tym bardziej w chwili, gdy to w prawdzie wszystko stało się przez niego. Nie chciał jednak zabrzmieć sztucznie więc nie zapewniał jej o swojej winie. Wierzba zaś z pewnością nie zrobiła tego specjalnie. Wtem dojrzał blondwłosą kobietę spacerującą tuż obok nich z wózkiem. Czy... Czy to może być uczennica? Uczennica z dzieckiem? Niemożliwe! Uśmiechnął się do dziewczyny, po czym widząc, że jest już bardzo blisko ponowił uśmiech, tym razem jednak bardzo ciepło i zagadnął. - Witaj... Nazywam się Nathaniel. Nathaniel Flynn.
Ivette była niezwykle zajęta córeczką, dlatego początkowo nie dostrzegła przyglądającego się jej chłopaka. Jednak, gdy usłyszała czyjś nieznajomy głos, powoli uniosła głowę i spojrzała na Gryfona. Zmierzwiła włosy po czym uśmiechnęła się do niego serdecznie. - Ivette Carrow. - przedstawiła się miłym dla ucha głosem. - A to jest Annabeth. - wskazała na swoją córeczkę.
- Miło mi Cię poznać, Ivette - Uśmiechnął się niepewnie - I Ciebie również, Ann. Przywitał się z dziewczynami, po czym zajrzał do wózka w poszukiwaniu owego zawiniątka zwanego Annabeth. Dostrzegając zaś uroczą małą dziewczynkę ze słodziutkim uśmiechem na twarzy. Mimowolnie uśmiechnął się z lekkim rozczuleniem. - Strasznie podobna... Przyznał, po czym przyjrzał się ślicznej matce. - Jesteś jeszcze uczennicą Hogwartu?
Tak, zdecydowanie Ivette nie mogłaby wyrzec się córeczki, gdyż łączyło je chociażby zbyt duże podobieństwo wizualne. - Mnie również miło. - pokiwała głową. Ann wpatrywała się z zaciekawieniem w chłopaka. - Tak, jeszcze jestem uczennicą. - odpowiedziała Iv. Już przestał ją krępować ten temat.
Uśmiechnął się do niej niepewnie. Ciekaw był jak dziewczyna radzi sobie zarówno z dzieckiem i szkołą. Kto zajmuje się dzieckiem gdy ona jest na zajęciach? Kto zajmuje się dzieckiem gdy dziewczyna pisze wypracowania, które uparcie zadaje dosłownie każdy nauczyciel, na dosłownie każdej lekcji na której dotąd uczestniczył. Nie miał jednak zamiaru zadawać żadnych uporczywych pytań... Przecież dziewczyna musi mieć już ich po uszy od innych ciekawskich uczniów, a on nie był tutaj wyjątkiem. A zresztą dopiero co ją poznał. - Szczerze Cię podziwiam... Ja bym nie dał rady. Przyznał marszcząc brwi, po czym uśmiechnął się delikatnie wyobraziwszy sobie siebie z wielkim brzuchem i rodzącego dziecko. Niemal parsknął śmiechem, ale powstrzymywał się resztkami sił. Nie chce zrobić z siebie od razu idioty. Westchnął ciężko. - Kończysz już szkołę? Spytał, po czym jakby nagle coś sobie uzmysłowiwszy niemal przywalił ręką w czoło. - Ech, rozumiesz, nie chcę się narzucać. Zrozumiem, jeżeli chcesz trochę odpocząć. Potargał sobie niepewnie rozwichrzoną kasztanową czuprynę.
Iv przyglądała mu się z rozbawieniem. Był taki zawstydzony, a przecież ciekawość nie jest niczym dziwnym w tejże sytuacji. - Ja też się zastanawiam, jak ja sobie z tym radzę. - zaśmiała się melodyjnie, zerkając co chwilę na Małą. - Spokojnie, jeszcze kilka lat i będziesz spełnionym tatą. Wtedy część z tych pytań, które masz teraz w głowie, rozwiążą się same. - zmierzwiła włosy. - Nie, kończę dopiero za rok.
Uniósł brew do góry słysząc jej ostatnie zdanie... Czy czarodzieje jakoś inaczej rodzą dzieci? Może są jakieś zaklęcia przyśpieszające ciążę? Może czarodzieje nie muszą znosić cierpień porodowych? Spojrzał ponownie na dziewczynę... Była taka pełna energii, że niemal trudno było mu uwierzyć, że ktoś taki mógłby już mieć dziecko. - Mogę potrzymać? Wypalił, nim zdążył ugryźć się w język. Zupełnie nie wypadało w jego położeniu prosić o coś tak... tak... okej nie mam pomysłu jak to ująć ^^. Uśmiechnął się półgębkiem.
Megan spojrzała na chłopaka, po czym otarła łzy. Była zła na siebie, że dała ponieść się emocją. Puchonke nieco zdziwiło zachowanie gryfona. " Czy on uciekł, bo zobaczył łzy?" - Megan nie umiała tego zrozumieć. To wszystko potoczyło się tak szybko, przez co Meg nie umiała inaczej zareagować. Bała się o chłopaka, wiedziała, że wierzba jest do wszystkiego zdolna. Meggie podniosła się, po czym spojrza na drzewo. Uśmiechnęła się do niego delikatnie, przez co wierzba dotknęła jej policzka gałęzią. - Następnym razem mnie tak nie strasz. Megan zauważyła puchonkę, koło której stał gryfon. " Czy to jest Ivette?". Tak to była Iv. Meggie już tak dawno jej nie widziała. Podeszła do dwójki uczniów, dopiero teraz zauważyła wózeczek. Puchonka wiedziała, że Ivette dziecko, jednakże w ogóle jej to nie przeszkadzało. - Witaj Iv - Meg uśmiechnęła się przyjaźnie, po czym spojrzała na córeczkę puchonki. Pogłaskała ją po okrągłej główeczce. Była taka słodka...i niewinna. Megan swój wzrok skupiła na gryfonie. - Nie miała okazji ci się przedstawić, jestem Megan Hewson. - puchonka posłała mu ciepły uśmiech.
Ivette skierowała swoje kroki w stronę Wierzby Bijącej. Tym razem nie towarzyszyła jej córeczka, która w tym czasie smacznie spała w dormitorium. Iv usiadła po turecku na trawie i zaczęła obracać w palcach źdźbło trawy. Na jej twarzy błąkał się lekki uśmieszek.
Nogi poniosły ją prawie pod samą Wierzbę Bijącą. Usiadła na trawie w pobliżu drzewa i wystawiła twarz do słońca. Trawa przyjemnie gładziła skórę dziewczyny, dlatego na jej ustach błąkał się lekki uśmieszek. Ku jej zdziwieniu, nie dostrzegła żadnego ucznia w pobliżu. Czyżby wszyscy kąpali się już w jeziorze?
Przeszedł przez polanę bez koszulki, a na plecach mimo wszystko można było zauważyć stróżki potu. Gorąc i upał wyżywały się na nim boleśnie... Nie lubił słońca. Nie lubił lata i ogólnie tej całej ciepłoty. Podobał mu się tylko jeden aspekt; mianowicie krótkie spódniczki i skąpe stroje. Na jego wargach zalśnił łobuzerski uśmiech. Nagle spostrzegł, że znajduje się pod Wierzbą Bijącą. Co go tutaj sprowadziło? Przysiadł pod nią opierając się plecami o rozgrzaną korę.
O, ktoś się pojawił! Towarzyska natura Apple nie pozwoliła jej tego przegapić, więc powoli udała się w stronę chłopaka. - Nie kąpiesz się w jeziorze? - spytała, uśmiechając się łobuzersko. - Są tam przecież... bardzo malownicze widoki. - zaśmiała się melodyjnie, patrząc na chłopaka uważnie.
Słysząc komentarz dziewczyny, kącik jego ust zadrgał brnąc w uśmiech. W ostateczności uniósł po prostu z rozbawieniem brwi. - Możesz mi wierzyć, że mam swoje sposoby by czerpać tego typu przyjemności. - Po tych słowach, na jego wargach zalśnił łobuzerski uśmiech. - A ty co tutaj robisz smotnie? - spytał autentycznie zaciekawiony. Dziewczyna go stanoczwo zaintrygowała.
- Czyżby? - spytała z rozbawieniem. - Chyba wolę nie wnikać. - puściła do niego oczko po czym rosiadła się wygodnie na trawie. - Po prostu nieplanowany spacer, który w zamierzeniu nie miał być samotny. - uśmiechnęła się nieznacznie po czym lekko przekrzywiła głowę. - A Ty? Samotnik z wyboru czy tak wyszło?
- I to, i to... - odpowiedział, resztkami sił powstrzymując usta, które wciąż formowały się w łobuzerski uśmiech. Jeszcze czego?! Miałby się uśmiechać do Gryfonki? To poniżej jego godności! Mimo wszystko policzków nie udało się zrelaksować. Dziewczyna wydawała się pogodna i zabawna... Czemu więc nie może z nią zostać? Znowu ta jego pieprzona duma?! Zdusił w sobie głos rozsądku i wyłożył się na trawie tuż obok dziewczyny. Nie przejmował się tym, że nie znają swoich imion. To dodawało ich rozmowie spontaniczności. - Nawet gdybyś chciała i tak nie łatwo ze mnie wyciągnąć. - Stwierdził niby od niechcenia po czym posłał dziewczynie szelmowski uśmiech. - A gdzie są twoje koleżanki? - spytał udając zmartwienie, chociaż w rzeczywistości wciąż się uśmiechał. Szczerze. Nie było w tym krzty fałszu. Nie spodziewałby się tego po sobie.
Angie bardzo odpowiadała pogoda w Londynie .Mimo ,że było tu o wiele chłodniej niż na Maledywach dziewczyna nie narzekała. Wręcz przeciwnie ,w czasie wakacji zatęskniła za tym chłodem i wilgocią .Dzięki temu ,że nie padało pogoda była wręcz idealna na spacery to też krukonka skorzystała z ,okazji z .Angie z daleka dostrzegła bijącą wierzbę ,podeszła jeszcze kawałek i usiadła na trawie nieopodal drzewa.
Coś, nie wiadomo co podkusiło Lily na mały spacerek. Dlaczego akurat bijąca wierzba? Chyba nikt nie znałby odpowiedzi na to pytanie. Już z daleka ujrzała jasnowłosą krukonkę. Westchnęła głośno i poszła w jej kierunku. Będzie trzeba się podzielić.. pomyślała. I na samą myśl o tym przycisnęła do siebie wczorajszą zdobycz z kuchni. Z Angie no jeszcze mogłaby, ale już z nikim innym! I tak dwie osoby na jedną butelkę to już dużo. Stanęła obok niej i spojrzała na nią z góry. -Heeej, można się dołączyć?- pomachała jej piwem kremowym przed nosem. Spojrzała się w stronę drzewa. Jak widać nie tylko ona miała takie dziwne pomysły. -Co tak sama tu siedzisz.. bez prowiantu.- zaśmiała się i znów jej wzrok powędrował w stronę krukonki.
-Można można- uśmiechnęła się do Lyli a jej uśmiech powiększył się jeszcze bardziej widząc co dziewczyna ma w ręku- Ostatnio za dużo wypiłam więc wolałam zrobić sobie małą przerwę ale taką naprawdę małą -zerknęła jeszcze raz na piwo-Co tam u ciebie i...Lukasa?- zapytała uśmiechem ,nie trudno było zgadnąć ,że mimo iż lubiła ślizgonkę informacje o Lukasie bardziej ją interesowały.
Usłyszawszy pozwolenie powoli opadła na wilgotną trawę. Oparła się wygodnie i spojrzała na butelkę. Odkręciła ją i wypiła mały łyczek. -U mnie? No w sumie nic ciekawego... Znów w szkole i tak dalej. - pokręciła głową. W sumie nie było tak najgorzej. Wolała na razie nie myśleć o testach. Po co od razu psuć sobie humor? -U Lucas'a to nie wiem , bo jak widzisz nie jestem z nim połączona żadną częścią ciała..- powiedziała z lekką irytacją. I nagle coś do niej trafiło. Jak grom z jasnego nieba. -A co cię tak mój brat obchodzi ,co?- zapytała podejrzanie. Przymrużyła lekko oczy próbując rozgryźć głębszy sens pytania Angie. Nie wiedziała, po co na Merlina miałaby się o niego pytać?
-Teraz raczej nie będzie źle w końcu to dopiero początek-odpowiedziała pogodnie-A Lucas ...tak po prostu pytam -nie wiedziała co powiedzieć-A no bo chciałam się z nim spotkać ,wiesz pogadać ....no właśnie -odważyła się choć nie wiedziała czy dobrze robi przekazując Lyli tę informację.
W momencie gdy dziewczyna mówiła Lil właśnie piła kremowe piwo. Na słowa Angie dziewczyna, prawie się nie zachłysnęła. Co? Ona z Lucase'm? Ale do jasnej cholery, po co?! Przyjrzała się dziewczynie badawczo. Była ciekawa, co krąży po tej małej krukońskiej główce. Chce zrobić jej na złość? Zdenerwować ją? A może jego? Nie, na pewno to nie to... A może go polubiła! Ha, i tu ją mam! Przygryzła dolną wargę próbując ukryć złośliwy uśmiech. -A można wiedzieć, po co?- zapytała niby z grzeczności. Choć zapewne każda normalna osoba i rzecz jasna miła , nie wtykałaby nosa w takie sprawy. -Wiesz, zawsze mogę go jakoś dopaść i zapytać o to czy ma czas...- dodała, by zachęcić ją by coś więcej powiedziała.
-Byłoby miło-powiedziała do ślizgonki .Nie myliła się na pewno Lyli chodziło po głowie coś bardzo wrednego .Angie tego mogła się spodziewać-Po prostu chcę z nim porozmawiać-nie zamieżała się jej tłumaczyć a już na pewno nie w tej sprawie.Dziewczyna rozjerzała się w około i postanowiła ,że jeśli ślizgonka dalej będzie ją tak wypytywać to wróci do dormitorium a chłopakowi po prostu wyśle sowę.