Wielka wierzba o potężnych konarach. Gdy ktoś podejdzie za blisko, próbuje uderzyć intruza, machając nimi gdzie popadnie. Podobno kryję się pod nią przejście do Wrzeszczącej Chaty jednak nikt ze znanych nam osób nie może tego potwierdzić, z prostej przyczyny - podejście do pnia wiąże się z ogromnym ryzykiem. Drzewo rośnie tu od czasów gdy jeszcze dziadkowie obecnych uczniów chodzili do Hogwartu.
Uwaga. By pisać w wątku rzuć obowiązkowo kostką! Wyjątkiem są prowadzone tu nieopodal lekcje bądź treningi.
Spoiler:
1, 2 - wierzba najwyraźniej “przysnęła” i dała Ci święty spokój, bowiem gdy zbliżasz się to jedynie szeleści. To nie znaczy, że Cię nie zaatakuje, jeśli ją zbudzisz. Lepiej zachowaj ciszę! 3, 4 - najwyraźniej stanąłeś o pół metra za blisko i naruszyłeś “prywatność” drzewa. Smagnęła Cię długim pnączem w dowolnym miejscu na Twoim ciele i pozostawiła tam czerwony i bolący ślad. Okład z wywaru ze szczuroszczeta z pewnością nie zaszkodzi. 5, 6 - zachowałeś odpowiednią odległość od agresywnego drzewa tylko sęk w tym, że nie dało się przewidzieć iż ona może postanowić zaatakować… korzeniami. Tuż pod Twoimi stopami ziemia się rozchyla i obrywasz wilgotnym od ziemi korzeniem przez co niefortunnie upadasz i skręcasz kostkę/nadgarstek. Odpowiednie zaklęcie medyczne załatwi sprawę ewentualnie wizyta w Skrzydle Szpitalnym.
Westchnęła tylko i spojrzała się na An prawie niewidocznie kręcąc głową. Upiła łuczek i uśmiechnęła się pod nosem. Jak nie od niej to od niego. Co, bo niby nie powie już własnej rodzonej siostrze? Lily zwróciła uwagę na to jak krukonka się rozgląda. Czyżby chciała uciec? Albo coś ukrywała i nie chciała tego za nic zdradzić, albo bała się ciemności. W sumie, Ravenclaw nie oznakowywał się odwagą, a ona gryfoneczką nie była. Zaśmiała się w myślach i uśmiechnęła się. -Noo co?- powiedziała. Widać było dobrze, że to pytanie retoryczne. Tylko porozmawiać? Taa, jasne. Czy ona myśli , że tylko krukoni są mądrzy, a reszta to bezrozumne kupy mięsa? -Jeśli nalegasz...- wolała dać sobie już z tym spokój. Wiedziała , że i tak z niej już nic nie wyciągnie.- A no właśnie, a u Ciebie błękitna co słychać? Upiła łyk z butelki czekając na odpowiedź.
-Nic takiego -odparła po chwili namysłu.Była to prawda ostatnio nie zrobiła nic ciekawego-Byłąś już w Hogsmeade?-zainteresowała się-Ja mam zamiar iść ale jeszcze nie wiem kiedy .Muszę zrobić małe zakupy-przypomniała sobie.Krukonka przeczesała włosy palcami .Na było chłodno i przyjemnie ,w taką pogodę Angie mogłaby bez końca przesiadywać na dworze.
Ziewnęła teatralnie. Jak widać, nie tylko ona cierpi na brak rozrywki. Zamyśliła się na chwilę. -Jeśli chodzi Ci o to życie to taaak.- powiedziała pijąc kolejny łyk. Odgarnęła niesforny kosmyk włosów z twarzy. Spojrzała się na zachmurzone niebo. Nie było widać prawie żadnej gwiazdy. Trzeba przyznać, że ta noc nie należała do najpiękniejszych. Zapewne z trudem dostałaby miano nawet ślicznej. -Ostatnio nie, ale może niedługo się wybiorę..- powiedziała opierając się na łokciach. Spojrzała się ukradkiem na Angie.
Z daleka dało się usłyszeć rozmowy krukonki z szóstej klasy i jej koleżanki, najwyraźniej z innego domu, bo jej głosu Renne' nie rozpoznała. Przeszkadzały jej to trochę, bo nie chciała być przez nikogo zauważona. - Nox - powiedziała, po cyzm bezszelestnie i po omacku przechodziła przez korzenie wierzby, byle by jej nie dotknąć. W końcu znalazła otwór, przez który przecisnęła się i nie interesując się już niczym popełza tunelem do Hogsmead.
Miała na sobie czerwony ciepły sweter, pod nim czarną koszulę z długim rękawem i postawionym kołnierzem wystającym zawadiacko znad swetra. Jeansy były zwężane na dole, a na stopach czerwone wysłużone trampki, pasujące kolorem do szalika zawiązanego ciasno pod szyją. Okryła się szczelniej szatą z godłem Gryffindoru i wyszła w mrok nocy. Wiedziała gdzie idzie i trafiłaby tam z zamkniętymi oczami. Była trochę przed czasem, ale wolała poczekać niż się spóźnić, jak to ostatnio miała w zwyczaju.
Stanęła w bezpiecznej odległości od Wierzby Bijącej i objęła się ramionami wypatrując nowej koleżanki i zastanawiając się, co przyniesie ta noc.
Renne; wybiegła w codziennej szacie, jedynie okrywając sie cienkim płaszczem bez kaptura. Oczywiście była przygotowana na deszcz - myślami, uwielbiała biec w deszczu z rozpuszczonymi włosami, na nogach miała kozaki, bowiem nei chciała aby jakaś gałąź przeszkadzała jej w chodzeniu. W mgnieniu oka przybiegła na miejsce spotkania, była tak szybka, że mało jaki dorosły mężczyzna by ją przegonił. Znalazła się pod wierzbą i poszukała wzrokiem Angie, szybko ją ujrzała, podeszła do niej spokojnie, wtedy to zegar wybił dziesiętą. - Chodźmy - powiedziała entuzjastycznie uśmiechając sie szczerze.
Oczy jej rozbłysły gdy zobaczyła przyjaciółkę, adrenalina podskoczyła, a tętno przybrało strasznie nierówny bieg. Nie było to niczym dziwnym, ale tym razem odznaczało się o wiele bardziej niż zawsze. Dłonie jej drżały, nie z zimna tylko z powodu tego przeklętego częstoskurczu - bo tak to lekarze nazywali.
W cieniu Wierzby Bijącej zbliżyłyśmy się do skraju Zakazanego Lasu. - Wszędzie krzaki! - powiedziała i wzrokiem starała się znaleźć dogodne wejście w leśną gęstwinę. Nie chciała już na samym początku moczyć sobie trampek.
Zaśmiała się, gdyby była sama weszła by w krzaczory, ale widząc, że Angie nie chce znalazła swoje wejście do lasu, gdzie była wąska ścieżka. Nie było widać końca, tylko wielką ciemność. Zrobiła krok zachęcając dziewczynę. - Wchodź - powiedziała i ruszyła, pilnując czy gryfonka idzie za nią.
Stanęła nie daleko bijącej wierzby, obserwując jej wijące się konary. Nie miała nic ciekawszego do roboty, na lekcje i tak już sporo się spóźniła. A to wszystko przez dziwny list ojca i wizytę w domu. Czuła w tym od początku jakiś podstęp. No i oczywiście z własnej głupoty poszła. A teraz co? Ma odsłonięty policzek. Chowała twarz w dłoniach, była wręcz załamana. Jak ona ma się teraz komukolwiek pokazać, skoro sama nie potrafiła na siebie patrzeć? Łza powoli wypłynęła jej z oczu, spłynęła po bliźnie i upadła na trawę. Uklęknęła na trawie i zaczęła spoglądać w niebo. Nie wiedziała kiedy pokaze się w zamku, oby jak najpóźniej. Uderzała rytmiczne palcami o trawę. Z bezsilności zaczęła sobie cicho nucić pod nosem. Tak po prostu, pierwszą piosenkę jaka jej przyszła do głowy. Była mugolska i chociaż dziewczyna nigdy nie fascynowała tym, jak radzą sobie bez magii, to lubiła je słuchać. Niestety nie mogła wziąśc sobie... jak oni to mówią? A tak. Mp3 do Hogwartu, bo przecież tutaj wszystkie takie ustrojstwa wariują. Zresztą musiałaby biegać do Londynu po baterie, a na to zdecydowanie nie miała ochoty, chociaż właściwie uliczki ostatnio cięgnęły ją do siebie, z jakiegoś konkretnego powodu? Nie chyba. Instynktownie chciała poprawić grzywkę, kiedy to zdała sobie sprawę, że właściwie to jej nie ma. Wszystkie włosy zczesane do tyłu w kucyk. Prędzej czy później użyje jakiegoś zaklęcia i odrosną, po czym wrócą na swoje poprzednie miejsce. Ale w tym celu musiałaby dość do biblioteki, a po drodze spotkać wrogów, którzy widząc jej wygląd nie dadzą jej z tym tematem spokoju do końca życia i przyjaciół, którym nie chciała tego pokazywać. Szczególnie jednego. Cieżko się żyje, kiedy osoba wie, że jest po prostu brzydka. Nie żadna orginalna czy inna, rozdarcie na policzku ją oszpecało. Przynajmniej takie było jej zdanie. Już nie raz słyszała od kogoś jakieś przykre komentarze, a ostatni o straszeniu goblinów trochę ją poruszył, chociaż nie pokazywała tego, ani o tym nie mówiła. Plus świadomość, że obrona nie nadeszłaby z każdej strony, kiedy to ona nie radzi sobie z odszczekiwaniem się. Lubiła się kłócić i tyle, ale jej przyjaciele najwyraźniej nie za bardzo. W końcu skończyła nucić samą melodię i cicho z jej ust wypłynęły słowa.
I'm stupid, you're smarter I'm stupid, thinking there's a way This could turn out right
I'm dreaming, you woke up I should have knoen from the start That you were never mine
Cause if I can't make you love me You're out of reason to stay Make it easy on yourself Don't worry bout' me Can't make you feel somethin you don't
I'm crying? but don't pity I'm dying? but just walk away It will be alright
Cause I was dreaming, but you woke up And I'm gonna miss you but I I'm gonna be alright
Cause if I can't make you love me You're out of reason to stay Make it easy on yourself Don't worry bout' me Cause if I can't make you love me You're out of reason to stay Make it easy on yourself Don't worry bout' me
Kiedy skończyła, po jej policzku spłynęła kolejna, samotna łza, którą gwałtownie otarła wierzchem dłoni. I znów dopadła ją bezsilność, chociaż jeszcze przed chwilą zatraciła się w swojej ulubionej czynności. Moze kiedyś założy zespół? Chociaż z jej fochami to mało prawdopodobne. No i gdzie niby znajdzie osoby grające perfekcyjnie na instrumentach? Albo chociaż gitarzysta by się przydał. Duet to też coś. Westchnęła smutno, drapiąc sie po policzku. Niestety nie właściwym. Mała czątka blizny otworzyła się, wypuszczając krople krwi, które skapnęły na jej szatę. Syknęła, gdy zaszczypało.
Po tym, jak ukradł gitarę z sali muzycznej, postanowił wyjść na świeże powietrze. Z początku chcial pójść nad jezioro, bo nadal pamiętał, jaki cudowny widok rozciągał sie nad horyzontem, jednak zrezygnował... Nie chciał znowu wpaść na jakiegoś nauczyciela. Spacerował po błoniach bez celu, zaciskając dłoń na pasku od futerału, który miał zawieszony na ramieniu. Było chłodno, ale w sumie aż tak mu to nie przeszkadzało... chyba po 6 latach życia w lochach się przyzwyczaił, chociaż trochę... Z daleka poznał znajomą postać... Chociaż miał problemy ze wzrokiem, od razu rozpoznał Connie. Na jego twarzy od razu pojawił się uśmiech, - Connie!
Wyprostowała się gwałtownie słysząc głos zza siebie. No idealnie. Nie odwróciła się, chociaż lekko uśmiechnęła. W głowie usłyszała rozpaczliwy głosik "Niech moje włosy powrócą", ale na nie wiele to się zdało. -Cześc Nami- Powiedziała patrząc na bijącą wierzbe, która próbowała ją dosiegnąć gałęziami. W końcu przełamała się i odwróciła do niego z kamienną twarzą. Dojrzała w jego dłoniach gitarę. Nie widziała jej w dormitorium męskim. -Skąd ty ja wziąłeś?- W jej oczach pojawiły sie pytajniki.
Kiedy w końcu się do niego odwróciła, aż otworzył szerzej oczy... Pierwszy raz widział właściwie w pełni twarz Connie, którą zwykle zasłaniała grzywka, ale teraz jej nie było. Na dodatek krwawiła - Jezu, Connie, co się stało? - cudem chyba powstrzymał się, żeby nie krzyknąć. Nie wiele myśląc sięgnął po różdżkę z wewnętrznej kieszeni szaty i powiedział cicho - Episkey. - zaklęcie co prawda nie spowodowało, że blizna zniknęła, czy zmniejszyła się, ale przynajmniej już nie krwawiła...
-Dzięki, ostatnio jestem kaleczna- Mruknęła z lekkim uśmiechem. Miło, że chłopak się nią przejmował, ale właścwie nie było o co robić afery. To tylko lekkie zadrapanie. -Ojciec mnie dorwał w Hogsmade... no i mnie pozbawili włosów. Koniec bajki.- Położyła się na trawie z wielkim grymasem na buzi. Ciekawe czy chłopak zna jakies zaklęcie na "porost włosow". No, potem spyta. Najpierw musi je znaleźć i naczyc sie sama, z czystej ambicji. Starała się tak odwracać, żeby prawa połowa jej twrzy była jak najmniej widoczna. -Nie odpowiedziałeś mi na pytanie- Upomniała się i fuknęła pod nosem, chociaż po chwili znów uniosła kąciki ust. Dobrze, że on pierwszy ujrzal jej nowe oblicze. Gdyby była to Ver to by się chyba poszła utopić.
Westchnął tylko cicho, zwalając się obok niej i chowając różdżkę... W głowie mu się to nie mieściło... Jak ojciec... Oh, oczywiście, jego ojciec też nie był święty, ale żeby... Kiedy Connie zmieniła temat, przystal na to... Nie chciał jej zamęczać pytaniami, ani poważnymi rozmowami... - Ze szkoły... ukra... pożyczyłem. - poprawił się szybko, wyjmując instrument z futerału i kładąc ją sobie na kolanach, zakładając pasek na ramiona, dla wygody. Zaczął grać jakąś melodie, bez większego składu... Connie była drugą osobą w Hogwarcie, która widzi go grającego. Może ona będzie bardziej zainteresowana, niż Melanie...
Rozmowa o jej ojcu byłaby najmniej przyjemną czynnością tego dnia. Nawet gorszą niż stracenie grzywki. Usiadła, podpierając się łokciem o kolano, a tym samym policzkiem o dłoń, zasłaniajac blizne. Spoglądała na to, jak wyciąga gitarę. No, dla niej był to najpiękniejszy instrument, a ona zawsze uwielbiała słuchać jego dzwęków. Zatracała się w tym czasem bez opamiętania. Przymknęła powieki, wsłuchując się melodię z lekkim usmiechem raz po raz otwierając oko, żeby spojrzeć na twarz chłopaka. Własciwie był prawie idealny. Czarnowłosy gitarzysta o świetnym charakterze. Schlebiało jej to, że zamiast podrywać panienki na jedną noc siedzi tu z nią, ale na głos wolałaby tego nie mówić. -Nie mówiłeś, że grasz- Wydobyło się z jej ust, bardziej było to oznajmnienie, niż pytanie. -Pięknie- Mruknęła wzdychając i spowrotem kładąc się na trawę, twarzą w stronę nieba. Tymczasem samotna wierzba wyciągała gałęzie coraz dalej, chociaż nadal jej coś nie wychodziło.
- Nie lubię się tym aż tak bardzo chwalić... ale tak... właściwie odkąd sięgam pamięcią... - przyznał, cały czas się uśmiechając - Mówi się, że odziedziczyłem talent po ojcu... możliwe. - powiedział po chwili. Kiedy tylko Connie pochwaliła jego grę, pogubił się i spieprzył kolejną nutę. Skrzywił się lekko i chcąc się usprawiedliwić powiedział szybko - Dawno nie grałem, więc nie wychodzi to znowu aż tak pięknie... Zarzuć jakiś tytuł, może będę znał? - chociaż nie znał nut wszystkich piosenek, to kiedy zanucił ją sobie, od razu odnajdywał odpowiednie struny i chwyty na gryfie... nie chwaląc się, miał do tego chyba talent...
-Po ojcu? A widziałeś kiedyś jak on gra?- Spytała ciekawsko patrząc na niego. Zaśmiała się lekko, kiedy następny dźwięk mu za czysto nie wyszedł. -Naprawde nieźle grasz, a skoro dawno tego nie robiłeś, to tym bardziej pięknie- Powiedziała jak najbardziej szczerze. Właściwie pewnie nawet, jakby zagrał źle to by tak powiedziała. Szczeróść do bólu byłą jedną z jej cech, ale nie stosowała jej wobec Namidy. Orientowała się w końcu trochę w pojęciu "Męska duma". -Nie znam chyba nic odpowiedniego na zwyczajną gitarę, bardziej jakiś metal na elektryka. Sam coś wymyśl i możesz pośpiewać- Puściła mu oczko zastanawiając się, czy chłoapak skusi się na taką propozycję. Podkuliła nogi po siebie i objęła je rękami, kładąc podbrudek na kolana. Sama czasem brzdąkała na perkusji czy fortepianie, ale było to tylko trzy lata nauki w Beauxbatons, więc nie ma się czym pochwalić. Zresztą, jak na razie nie miała po co przedstawiać mu niektórych stref swojego życia. Aż tak blisko w końcu nie byli. Przynajmniej narazie, chociaż z dnia na dzien miała coraz większą ochotę na bycie blisko nie go, albo po prostu na przytulenie się do jego ramienia. Zwariowaną miała psychike, nie ma co temu zaprzeczać.
- No... właściwie to on mnie nauczył grać... Prowadzał na lekcje śpiewu, sam też ze mną ćwiczył... Aż się dziwię, że miał tyle cierpliwości... Wiesz jak to z dziećmi jest, mają wiele ciekawszych zajęć... ale później muzyka już mną całkiem zapanowała... - aż się na moment zamyślił... Fakt, trochę się z ojcem namęczył, ale w końcu wyszło mu na dobre... - Piosenka... piosenka... - zamyślił się znowu... co by tu... nie chciał wyjść na idiotę... chciał zagrać coś, co dobrze zna, żeby przypadkiem się nie pomylił... - To może to. - odkaszlnął, i zaczął grać, by po chwili zacząć śpiewać... Niby banalna piosenka o miłości, o tęsknocie... ale zawsze jakoś do niego przemawiała... I chyba tylko cudem dawał radę, aby głos mu nie zadrżał...
-Rozumiem- Powiedziała cicho. Naprawde rozumiała jak to jest, kiedy pasja zawładnie człowiekiem. Spoglądała jak szarpie struny, nawet jej sie wydawało, że z lekką czułością. Uśmiechnęła się delikatnie słysząc, co chłopak gra. Znała tą melodię z lat, kiedy jej mama żyła. Ojciec fałszował jej to na rocznice i tym podobne. Mała była, ale to szczególnie utkwiło jej w pamięci. Życie było takie piękne wtedy. Nie musiała nic ukrywać, a jedyne na kim jej zależało to na lalce o imieniu Amelia, która oczywiście prezentowała się jako córeczka. Kiedy usłyszała jego głos...No, gdyby stała, to kolana by się pod nią ugieły. Rzadko się tak czuła słysząc męski śpiew, była wybredna, no ale teraz nie miała się do czego doczepić właściwie. Przymknęła oczy nic nie mówiąc. Dopiero kiedy kończył powiedziała. -A od Metalica coś umiesz? Taki wiersz grali - Pstryknęła próbując sobie przypomnieć. -Prawie sie przy nim popłakałam... Kurde- Jakoś tutuł nie zapadł jej w pamięci. Jak sie jest francuzką, to angielski trudno przychodzi do wkucia.
Kiedy tak grał, cały czas patrzył albo na gitarę, albo w niebo, albo gdzieś w bok... Obawiał się, że gdy spojrzy na Connie to zapomni słów i się zamota... A przecież tego nie chciał... - So keep breathing, ‘Cause I’m not leaving. Hold on to me and never let me go... - skończył, grając jeszcze kilka nut. Odetchnął głębiej, jakby chcąc się uspokoić... Zawsze przy takich ckliwych, romantycznych kawałkach drżało mu serce... - No... i co myślisz? - spytał, choć z lekką obawą... Był strasznie wrażliwy na krytykę, a teraz już w ogóle się obawiał, skoro to miała być opinia Connie...
Troche jej przeszkadzało, że na nią nie patrzy. Miło się spoglądało w oczy kogoś, kto naprawdę z wielkim zaangażowaniem podejmuje ulubione działania. Kiedy skończył spochmurniała. Zamyśliła się na chwilkę, no a raczej udawała, że nad tym myśli. -Nie czysto, głos ci strasznie drżał, peszyłeś się wiecznie przez co pomyliłeś kilka razy strunę, pomyliłeś słowa- Głos jej wyszedł na poważny i bardzo krutyczny. Przez chwilę patrzała na niego surowo po czym fuknęła pod nosem. Ciekawa była jego reakcji. Po kilku minutach jestak westchnęła i zaśmiała się cichytko mówiąc. -Ujdzie w tłoku- Po czym dodała jeszcze- Naprawdę masz talent.
Skrzywił się, słysząc jej słowa... Nie takiej opinii się spodziewał, ale nie było się co dziwić... wieki minęły, odkąd ostatni raz grał, więc pewnie wychodziło to wszystko jak amatorowi... Mógł też wziąć inną piosenkę, a nie takiego smęta... Cud, że Connie nie zasnęła... - Ta, dzięki... - mruknął, uśmiechając się blado i chowając instrument. Nie było co się dalej kompromitować kiepskim graniem.
-Hey, przecież żartowałam - Powiedziałą pewnie kładąc dłonie, na jego dłoniach nim schował instrument. Smętne piosenki były najpiękniejsze dla niej, mimo, że z zewnątrz wydawała się czasem bez uczuć. -Naprawdę mi się podobało- Dodała z uśmiechem. Powidziwała go za tak wspaniałe wykonanie, ale co sie dziwić, kiedy to grał od dziecinstwa. Spojrzała mu w oczy przepraszającym wzrokiem. Nie chciała, żeby się obraził czy coś. Lekcja z życia, Nami jest wrażliwy. No, żadko się to zdarza, ale to zdecydowanie bardzo dobra cecha. Zapisać sobie będzie musiała na ręce. Zerknęła w niebo zastanawiając się, za ile minut dokładnie ciemne chmury się przerwą wypuszczajać kolejne krople deszczu. Ten dzien zdecydowanie nie nalezal do tych ze śliczną pogodą. No, ale dziewczyna miała tak zawsze, kiedy to tylko wychodziła na dwór. Pech i tyle.
Namida tylko prychnął cicho pod nosem, mrucząc cicho "wiedziałem!", chcąc jakoś usprawiedliwić swoją reakcje, ale chyba średnio wyszło... - Czy my nie mamy przypadkiem dzisiaj odsiedzieć szlabanu u Twojej ciotki? - spytał, chcąc zmienić temat. Schował gitarę i wstał, podając Connie dłoń, by jej w tym pomóc. Pogoda robiła się coraz gorsza, więc lepiej byłoby dla nich wrócić do zamku.
-Oczywiście oczywiście- Zaśmiała się przeciągając. Złapała delikatnie jego dłon i wstała, po czym otrzepała pupę. -Właściwie to chyba tak. O 18 czy 19? Bo nie słuchałam- Raczej żadko zdarzało jej się słuchać nauczycieli, to też i tym razem nie udało jej się zapamiętać tej dość istotnej informacji. Jakoś nie chciało jej się iść właściwie. Wizja sprzątania, albo przepisywania czegoś dzisiaj jej nie odpowiadała. Ale moknąć też nie bedzie miło. -Będzie miała do mnie wąty, że sprowadzam cię na ścieżkę zła- Ostatnie słowa wypowiedziała traumatycznym tonem, jak to zwykle robiły sfiksowane nauczycielki wróżbiarstwa.
- Na 18... w sumie, nie chce mi się iść... ale jesteśmy już zaraz za Ravenclawem, jeszcze trochę punktów i ich przegonimy! - powiedzial rozentuzjazmowany, śmiejąc się cicho. Kiedy usłyszał kolejny komentarz Connie, na dodatek wypowiedziany takim głosem, zaśmiał się głośniej - Cóż, Connie... na to już chyba troszkę za późno. - stwierdził. No tak, może w oczach Connie nie był jakimś łobuzem, czy coś, ale też miał swoje za uszami...