Departament Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów
Na końcu korytarza na piątym piętrze mieści się Departament Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Jest to duże pomieszczenie, utrzymane w jasnej kolorystyce. Dominują kremowe ściany, jednak miejscami na całej wysokości ściany znajdują się pasy o ciemniejszej kolorystyce o szerokości mniej więcej metra, które pokryte są z pozoru nieuporządkowanymi, zawiłymi czarnymi liniami, które przy uważniejszym przyjrzeniu się tworzą skomplikowane wzory o tematyce roślinnej. Wbrew pozorom, pokaźnych rozmiarów pokój wcale nie wydaje się pusty. Wypełniony jest rzędami pojedynczo stojących biurek wykonanych z orzechowego drewna i krzeseł obitych czarną skórą i wykończonych w tymże drewnie. Na każdym z biurek stoi dumnie ciemna plakietka z błyszczącym na złoto napisem, z którego można się dowiedzieć, jak nazywa się osoba pracująca przy danym stanowisku. Każdy pracownik Departamentu ma do dyspozycji elegancką, prostą szafkę na niezbędną dokumentację i artykuły piśmiennicze. Oczekując na swoją kolej, można podziwiać całą kolekcję ruchomych zdjęć przeróżnych osobistości ze świata czarodziejów lub porozmawiać z wiszącymi na ścianach portretami.
Margaret była już pewna, że wolałaby pracować w szpitalu lub aptece, jednakże nowych doświadczeń nigdy za mało. Zwłaszcza że ten kurs mógłby jej pomóc w ewentualnych kontaktach ze specjalistami z innych krajów, by w końcu mogła odzyskać głos. A może spodobałoby jej się na tyle, że zmieniłaby plany na przyszłość? Miała jeszcze trochę czasu, zanim ukończy szkołę na dobre. A wahała się w tej kwestii dosyć często. Zjawiła się w ministerstwie, uświadamiając sobie, że wcześniej była tu tylko na egzaminie z teleportacji, więc odnalezienie drogi okazało się ogromną katorgą. Zwłaszcza że śpieszący się ludzie nijak nie zwracali na nią uwagi, a nie mogła tak po prostu krzyknąć. Ostatecznie ruszyła jednak za tłumem, trafiając do wind i odetchnęła z ulgą, gdy okazało się, że te zawożą do konkretnych departamenów. Jeszcze spokojniejsza poczuła się, gdy zauważyła, że na miejscu czeka już @Ezra T. Clarke, a to oznaczało, że trafiła tam, gdzie powinna. Uśmiechnęła się do niego miło, ale została jednak na uboczu, pamiętając, że ostatnio był nie w sosie i niezbyt skory do czyjegokolwiek towarzystwa. Martwiła się tylko, że nie zjawi się nikt więcej ze znajomych twarzy, kto mógłby ewentualnie tłumaczyć jej pytania na ludzką mowę, by nie spowalniała zajęć pisaniem.
Margo zna angielski migowy, więc może się dogadywać z osobami głuchoniemymi na bieżąco bez potrzeby pisania. Dzięki swoim rodzicom, którzy często pracowali za granicą, zna również ze słuchu i pisma hiszpański i włoski. Przysłuchiwała się również temu, jak jej przyjaciółka uczy się trytońskiego, więc byłaby w stanie zrozumieć także ten język.
Lettice Callaghan
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : brak lewej nogi do 1/3 łydki, piegata twarz, krótkie włosy, blada, lekko zielonkawa cera, nieprzyjemny wyraz twarzy;
Letti długo nie zastanawiała się nad wzięciem udziału w warsztatach; nawet jeśli z językami obcymi większego niż w dzieciństwie kontaktu nie miała, to uważała, że nadaje się do tego typu pracy. Callaghan interesowało, jak wygląda praca w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, bo pomimo braków nie chciała być zmuszana do wiecznego przebywania w zamknięciu; nie widziała siebie samej w małym gabineciku, otoczonej milionami papierów i dokładanych co chwilę teczek z dokumentami, bo chociaż była kaleką; to chciała od życia więcej niż siedzenie na tyłku i wymyślanie nowych niepotrzebnych praw. Czasem może i bywała oschła i nieprzyjemna, ale potrafiła się dogadać, lubiła ludzi i ich towarzystwo, była śmiała, pewna siebie i szczera. Pracę z czarodziejami pochodzenia mugolskiego też mogła przełknąć; nie chwaliła się swymi poglądami na prawo i lewo i nie miała zamiaru w tej sprawie się ujawniać. Na miejscu pojawiła się jako jedna z pierwszych, zadbała o ubiór i wygląd; chciała się przypodobać i zrobić dobre wrażenie na przybyłych przed nią i po niej ludziach oraz prowadzącym te zajęcia pracowniku ministerstwa. Nowa, dużo wygodniejsza od poprzedniej, metalowa proteza nie sięgała nawet kolana, więc była bardzo dobrze widoczna spod czarnej spódnicy sięgającej kolan, w którą Letti wsadziła ciemnozieloną koszulę z eleganckiego materiału. Czuła się dziwnie, ale w tym aspekcie niekoniecznie chodziło o dobre samopoczucie, raczej o odpowiednią aparycję. Nie zwracała większej uwagi na innych obecnych i po cichu liczyła na obecność innych uczniów domu Slytherina albo inną znajomą duszę umilającą swoim jestestwem dzień w Ministerstwie Magi.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Ministerstwo Magii? Te dwa słowa sprawiały, że standardowy grymas na twarzy rudowłosej Gryfonki udowadniał, że może skrzywić się jeszcze bardziej. Ministerstow kojarzyło się Fire właściwie z wszystkim, czym pogardzała - całą wysoko postawioną rodziną, nadętymi urzędnikami, idiotycznym prawem pełnym luk, niesprawiedliwością, brakiem kompetencji i złem całego świata. To MM wpakowało Caspra do Azkabanu, to MM zatrudniało jej ojca, to MM zamknęło niewinną nauczycielkę w więzieniu, to MM nie uznawało wilkołaków za ludzi. Mogłaby tak wyliczać w nieskończoność. Blaithin więc, cała się zjeżyła i wyglądała, jak rozzłoszczona kotka, kiedy @Rasheed Sharker wyjechał z pomysłem jakiegoś kursu. Próbowała się opierać, ale nie miała ani sił ani ochoty przebić się przez upór Szweda, który chyba miał zamiar posuwać się do szantażu... W porządku, będzie mieć u niej dług. Nawet ubrała się dość elegancko - ciemnoczerwona szata ze zdobieniami była drobnym skarbem Gryfonki, a dokładnie upięty kok nie pozwalał rudym kosmykom na nieposłuszeństwo. Wewnętrznie jednak była cholernie spięta i bolał ją brzuch. Sharker był przez to narażony na wiele nieprzyjemności i ironiczny ton dziewczyny. Zdeterminowanie na jej pochmurnej twarzy świadczyło tylko o tym, że teraz nie zrezygnuje i zobaczy, co ma ten cały departament do zaoferowania. - Nie szukaj usprawiedliwienia w postaci opętania. Po prostu jesteś kretynem. - powiedziała, zmierzając ku wejściu z Rekinem u boku. Dalej wydawał się nieswój i jakiś markotny, co powoli wyczerpywało cierpliwość Fire. Zastanawiała się, czy powinna go jakoś trzepnąć zanim zostanie mu tak na zawsze. - Zawsze do twoich usług, wężu. - odparła z cieniem uśmiechu. Obrażanie ludzi było jedną z najlepszych przyjemności i nie, nie zamierzała sobie odmawiać. Zwłaszcza, kiedy Rasheed ciągle się tak podstawiał. Uderzyła go lekko w ramię, gdy wyminęli już kobietę, która organizowała cały ten kabaret. - Zanudzimy się na śmierć. Merlinie, jest tyle ciekawszych sposób na spędzenie czasu. - och, też lubiła marudzić. Skrzyżowała ramiona, bezpardonowo umieszczając swoje cztery litery na blacie jednego z biurek. Akurat stało puste, więc chyba nikt nie będzie mieć nic przeciwko? Nie wiedziała, ile będą tak stać i czekać na więcej ludzi. Widząc gest @Ezra T. Clarke prawie prychnęła, ale ostatecznie uniosła wyżej otwartą dłoń, którą i tak znowu wpakowała pod pachę. - Powinieneś całować mnie po stopach za moją cierpliwość do twoich humorków, Sharker. - odezwała się do Rekina z wyzwaniem w błękitnych tęczówkach. Ukradkiem podrapała się po lewej dłoni, gdzie paskudne bąble dalej swędziały. Z tego tylko względu założyła delikatne, czarne rękawiczki.
Fire kocha i zna doskonale francuski, także porozumiewanie się w nim nie będzie żadnym problemem, bo dla niej to jak drugi angielski. Potrafi też używać niemieckiego w bardzo dobrym stopniu, głównie dzięki swojej znajomości z Danielem S. Przebywała kilka lat w Durmstrangu i umie mówić, pisać i czytać po rosyjsku, chociaż akcentu wybitnego nie ma i niektóre zasady zdążyła zapomnieć. Przez znajomość z Clary zna podstawy polskiego, no i naturalnie wszystkie szkockie słówka i akcent towarzyszą jej od małego.
Nie miał zielonego pojęcia o swojej przyszłości, karierze. Skąd miał wiedzieć? Nigdy o tym nie myślał, nie interesowało go to, ale ostatnie postanowienia dały mu trochę więcej przestrzeni w tej kategorii, tak też słysząc o warsztatach, które zostaną przeprowadzone w Ministerstwie Magii, szybko załatwił co trzeba i ruszył do tego właśnie gmachu. Nie rozmawiał o tym wcześniej z nikim, nie wiedział też kto będzie w środku. O całym departamencie mało wiedział, miał też przez pewną chwile mieszane uczucia bo sam mało zna obce języki, mimo że przeznaczył cały rok na podróżowanie. Zna jedynie niektóre zwroty w hiszpański, coś tam w francuskim, lecz to by było na tyle. Z całym też tym miejscem na pewno łączyła go jego otwartość do ludzi, którą posiadał, bardzo łatwo mu było nawiązać kontakt. Utrzymać go już trudniej, ale może z czasem nauczy się trzymać język za zębami i nie wygadywać wszystkiego co myśli. Miał taką nadzieje. Dante będąc już w środku Ministerstwa przeklinał co sekundę na te tłumy, które w żadnym stopniu nie zachęcały go do pracy tutaj. Chyba, że będzie do pracy przylatywać na miotle, bądź nauczy się animagii i zostanie orłem. Wtedy nie będzie mu to przeszkadzać. Będąc już w odpowiedniej części, pierwszą osobę jaką zauważył to była pani @Lettice Callaghan. Uśmiechnął się na sam jej widok i podszedł do pani-pełnosprawnej. - Wychodzenie z zamku dla pani może być uciążliwe, ja bym odradzał. - Powiedział do niej, nawet na nią nie patrząc, a interesując się całym wnętrzem w jakim się spotkali. Dopiero gdy już zobaczył wszystko, przeniósł wzrok na piękną facjatę Ślizgonki i wysłał jej jadowity uśmieszek.
Ja i warsztaty w znienawidzonym Ministerstwie Magii? Toż to absurd, szczególnie biorąc pod uwagę, że miały miejsce one w ukochanym departamencie mojego ojca, w którym mimo mojej szczerej niechęci miałem niemal od razu załatwione miejsce pracy. Oczywiście lubiłem języki obce i podróże, ale nieszczególnie widziałem się na tak swobodnym stanowisku jak mój ojciec. Mimo wszystko moja wymarzona praca aurora miała dość ścisły związek z tym paskudnym miejscem, więc zdecydowałem się podjąć próbę udziału w tym wydarzeniu - głównie po to, żeby poznać trochę wrogi teren, a przy okazji sprawić ojcu chociaż ociupinkę przyjemności. Bez problemu trafiłem na miejsce - gdy ojciec bywał w Londynie regularnie go tutaj odwiedzałem, znałem jedynie przedsionek departamentu, bo gabinety ambasadorskie znajdowały się tuż przy wejściu do tej jednostki. Zatrzymałem się i zawiesiłem wzrok na ładnej, młodej urzędniczce, po czym przemierzyłem twarze pozostałych zebranych mając w stronę Fire. Finalnie podszedłem do @Ezra T. Clarke - Siemasz stary - rzuciłem do Krukona, by po chwili dodać ze śmiechem - Nie podejrzewałem artysty takiego jak Ty o udział w ministerialnych warsztatach...
Szwedzki, angielski - native speaker Norweski, niemiecki - poziom zaawansowany Niderlandzki, hiszpański, polski - poziom średni Islandzki - podstawy Francuski - wszystko rozumie, ale nie mówi w tym języku
Zobaczywszy informację o organizowanych przez Ministerstwo warsztatach dla studentów, nie wahałem się ze swoim zgłoszeniem. Dodatkowo miały mieć miejsce w departamencie międzynarodowej współpracy czarodziejów - tam, gdzie zawsze wmawiałem, że chciałbym pracować w przyszłości, wobec tego tym chętniej chciałem sprawdzić, o czym pierdoliłem ludziom. Szkoda tylko, że wymagali jakichś znajomości języków obcych, bo ja i moja leniwa dupa nie mówiliśmy żadnym poza angielskim. Rodzice latami próbowali wysyłać mnie na lekcje z francuskiego, ale nigdy nawet nie chciało mi się udawać, że cokolwiek rozumiem z tego żabiego bełkotu. Byłem ciekaw, jak dużo znajomych mi osób zjawi się na warsztatach - liczyłem, że nie zobaczę w towarzystwie ani Walkera, ani Lanceleya, bo gotów byłem ostentacyjnie opuścić budynek. Zamiast tego dostrzegłem jednak Clarke i Zakrzewskiego, w kierunku których skierowałem swoje kroki. Znikąd na mojej drodze wyrosła jakaś malutka postać (@Margo Hayder) i mimo że nie chciałem, niechcący zbarowałem ją dość mocno. Zatrzymałem się gwałtownie, łapiąc ją za ramię i sprowadzając do pionu, co by nie poleciała pchana siłą uderzenia. - Sorry - wymamrotałem, po czym ruszyłem dalej, dochodząc do chłopaków. Z szerokim uśmiechem przybiłem grabę Zakrzewskiemu. - Elo morrrrdo! Siema Clarke, jak życie? - rzuciłem jeszcze, wyciągając rękę do Krukona.
Czy młody Lanceley w jakikolwiek sposób wiązał swoją przyszłość z Ministerstwem Magii? Absolutnie nie. Czy znał jakiś inny język niż angielski? Oprócz podstaw migowego- nie. Co więc tutaj robił? Sam nie do końca wiedział, ale ojciec kiedy tylko dowiedział się, że będzie taki kurs wysłał mu trzy sowy z listami zwykłymi i jedną z wyjcem delikatnie prosząc nalegając żeby wziął udział w tej wycieczce po magicznych podziemiach będących centrum czarodziejskiego świata Anglików. On zawsze robił co mógł żeby spełniać polecenia wydawane przez ojca, bo nie chciał nigdy sprawiać mu, tak zwanych, problemów wychowawczych. Dlatego przybył punktualnie, w swoim czarnym, idealnie skrojonym garniturze, lecz zamiast koszuli pod spodem miał golf. Złote dodatki ograniczył jedynie do rodowego sygnetu, a na uśmiech przywdział lekko pogardliwy uśmieszek. Jasne włosy miał dokładnie zaczesane do tyłu i brakowało im tego nieładu co zwykle. Dzisiaj jednak nie był tak zwykły dzień jak zawsze- w końcu to Ministerstwo Magii i trzeba w nim wyglądać przyzwoicie. Stanął grzecznie obok @Margo Hayder posyłając jej szeroki uśmiech. - Dzień dobry! Nie wiedziałem, że planujesz karierę polityczną - uniósł do gry jedną ze swoich rudawych brwi i omiótł chłodnym wzrokiem pomieszczenie. Na widok @Lettice Callaghan na chwilę jego spojrzenie się rozpogodziło, a on skinął jej głową z należytym Sałacie szacunkiem.
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Skąd ja się tutaj wziąłem? Zmieszany nagłą potrzebą wydostania się na zewnątrz i doszlifowania własnych umiejętności, nawet nie próbowałem skrywać niepewności. Czułem się jak osaczony samotnością, ale nauczywszy się czegoś od czasu szpitalnej rekonwalescencji, wyszedłem wyzwaniu naprzeciw. Poruszałem się tak, jakby byle co mogło mnie spłoszyć. Stanąłem na uboczu, obserwowałem. Chciałem w ten sposób zyskać przewagę, wiedzieć czego się spodziewać. Czy to pomogło? Chyba nie. Każda kolejna mijana twarz nie była tą, którą chciałbym widzieć u swojego boku, a inni pozbijali się w małe grupki. Nie ingerowałem w ich przestrzeń. Jedynie jednej osobie zamierzałem dzisiaj zepsuć nastrój. Przemieściłem się szybko, gładko, cicho. Przystanąłem przy @Lettice Callaghan. - Cześć - odezwałem się miękko, niezbyt głośno. Wiedziałem, że i tak mnie usłyszy. Dostrzegłem jej elegancki ubiór i machinalnie przygładziłem przód szaty wyjściowej, którą miałem na sobie. Czarny materiał zafalował niespokojnie, a moje jasne oczy odnalazły twarz dziewczyny. Chociaż wypełnił je trudny do określenia smutek, nie rozwijałem go słowami. Po prostu trwałem przy niej i oczekiwałem. Ciekawy pracy w Ministerstwie, pomimo miłości do popełniania leśnych morderstw, zrywania skór i umieszczania włókien z serc w różdżkach, gotów byłem nawet błyszczeć swoim zupełnym brakiem zdolności lingwistycznych. Cóż, do tej pory angielski mi wystarczał i zapewne tak miało pozostać do końca mego żywota. Chociaż kto wie? Może organizatorka warsztatów miała za moment przekonać mnie, że to pracy w jej departamencie pragnę najmocniej na świecie?
Zgłosiła się na warsztaty, nie znając żadnego innego języka poza angielskim i szczerze mówiąc nie bardzo się tym przejmując. Wątpiła, aby ona jedyna była w takim przypadku. Przecież nie każdy ma możliwości i na tyle chęci, żeby podjąć się nauki języka innego niż ojczysty. U niej akurat gorzej było z zapałem. Tak, podejmowała już próby i na początku wszystko szło świetnie, ale z czasem chęci coraz bardziej malały, aż w końcu znikały całkowicie, aby czasem po jakimś czasie wrócić i dać o sobie znać. Komu jednak chciałoby się zaczynać od początku? Teraz tylko cieszyła się (choć to za dużo powiedziane), że mimo tego podjęła decyzję o zapisaniu się, a czy dobrą, to się okaże. Sama o tym dużo nie rozmyślała, po prostu się zgłosiła, jakby to było tak normalne jak oddychanie czy pożywianie. W Ministerstwie była już nieraz wraz z ojcem, kiedy to musiał coś załatwić, więc na szczęście obeszło się bez problemów z dotarciem do odpowiedniego Departamentu. Zatrzymała przy grupce studentów stojących u jego wejścia i przyjrzała ich twarzom, coby wiedzieć, kto jeszcze postanowił skorzystać z okazji. Nie zdziwiła się zresztą - dokładnie te osoby oczekiwała zobaczyć. Wśród nich dostrzegła też młodą kobietę, która wydawała się być niewiele starsza od nich. Domyśliła się po jej postawie, że pewnie to ona będzie prowadzić kurs. Założyła za ucho kosmyk włosów zastanawiając się, czy do kogoś podejść, czy zostać w miejscu, choć podejrzewała, że raczej się nie ruszy.
Wcale nie chciałam tu być - praca w Ministerstwie zdecydowanie nie była szczytem moich marzeń i ambicji, nie zmienia to faktu, że gdy dowiedziałam się, że Dorien zapisał mnie na listę i uiścił odpowiednią opłatę lekko niezadowolona zgodziłam się przyjść na zajęcia, tylko po to, żeby nie zawieść brata - osobiście podziewałam się dramatycznej porażki, jednakże nie zamierzałam się nikomu do tego przyznawać. Do ministerstwa pędziłam prosto z nagrań w studiu, więc odrobinę się spóźniłam, na szczęście prowadząca zajęcia jeszcze nie zaczęła, więc obyło się bez upokorzeń. Ku mojemu zdziwieniu w Departamencie dostrzegłam aż za dużo znajomych twarzy - pobieżnie przywitałam się z rodzeństwem i kuzynostwem, po czym stanęłam z boku nie za bardzo wiedząc do kogo podejść, szczególnie biorąc pod uwagę, że większość stała w dość zwartych grupkach.
Mówię płynnie po francusku, znam podstawy hiszpańskiego.
Aurora Therrathiel
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : Znamię w kształcie listka na barku, tęczówki zlewające się ze źrenicami
Ku mojemu zdziwieniu wśród stojących przede mną młodych ludzi było kilka znanych mi twarzy - był tam chociażby @Rasheed Sharker, którego znałam całkiem nieźle jeszcze z czarów szkoły, Lysander Zakrzewski, które ojciec ze względu na wszechstronność był szychą w naszym departamencie mimo niezbyt wysokiego stanowiska czy cała gromadka Dearów, którzy mimo iż nie należeli do moich znajomych, to kojarzyłam ich dzięki przyjaźni z Beatrice i faktem, że niejaki Dorien, przyjaźnił się bardzo blisko z Leandrem. Ilość znajomych twarzy była dla mnie zaskoczeniem i dość dużym wyzwaniem -w gruncie rzeczy ewentualne upokorzenie wśród ludzi, których się względnie znało wydawało się większą tragedią, niż przed grupą randomów. Nie zamierzałam się jednak poddawać - w moim wciąż krótkim życiu robiłam mnóstwo znacznie odpowiedzialniejszych i trudniejszych rzeczy niż zajęcia z chmarą młodych ludzi. Rzuciłam delikatny uśmieszek w stronę Sharkera, po czym zaczęłam: - W imieniu kierownictwa Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów serdecznie witam państwa na naszych warsztatach. Jestem Aurora Therrathiél, zastępczyni szefa departamentu i w dzisiejszym dniu będę Was oprowadzać bo Departamencie, a także przygotuje zadania, które przybliżą Wam naszą pracę, czy też pewien jej ułamek związany z kwestiami stricte biurowymi - dużo czasu zajmują nam równie wizyty dyplomatyczne, podróże służbowe, czy wszelkie konferencje mające na celu kontakty z innymi Państwami. Niestety nie jestem w stanie przybliżyć Wam w tak krótkim czasie całego wymiaru naszej pracy, ale mimo to chętnie odpowiem na wszystkie zadane przez Państwa pytania. Zapraszam za mną. Podążyłam korytarzem prowadząc ich do poszczególnych pomieszczeń i gabinetów. Pokazałam ich sale konferencyjne, pomieszczenia gospodarcze, a nawet nasz aneks kuchennych, znalazłam nawet chwilę by mogli zadać pytania kilku ambasadorom i urzędnikom, po czym po dość długim i bez wątpienia owocnym zwiedzaniu ruszyliśmy do największej sali konferencyjnej, gdzie podzieliłam ich na grupy. - Panno Hayder będzie Pani pracować z panem Lanceleyem. Obie panny Dear zapraszam do pana Fairwyna. Panna Callaghan z panem Zakrzewskim -tu na moment się zawiesiłam lekko kalecząc obco brzmiące nazwisko, lecz po chwili udało mi się wypowiedzieć je względnie poprawnie, więc przeszłam do następnym osób - Pan Clarke będzie pracował z panem Calumem Dearem i panną Smith. Rash... pan Sharker z panem Dante Dearem. Mają Państwo do dyspozycji to pomieszczenie, kuchnię oraz dwa przylegające gabinety. Zaraz podejdę do każdego i wytłumaczę zadanie. Najlepsi z Was zostaną nagrodzeni, a po skończeniu tego przekaże Wam dalsze instrukcje. Podeszłam do każdej grupy tłumacząc im zadanie, a gdy zabrali się do pracy raz po raz kontrolowałam ich działania dając konkretne wskazówki. GRUPA 1 @Margo Hayder i @Ewan Lanceley Macie za zadanie przetłumaczenie bardzo krótkiego apelu Ministerstwa Magii z angielskiego na angielski język migowy i uwiecznienie tego w formie, która mogłaby zostać umieszczona w ulotce informacyjnej. Margo tlumaczy tekst za pomocą gestów, zaś Ewan robi jej zdjęcia za pomocą otrzymanego od Aurory aparatu.
Kostki dla Margo:
Jako że język migowy to Twój pierwszy język nie powinnaś mieć z tym żadnych problemów, jednakże ta dość wyjątkowa i niezbyt naturalna sytuacja robi swoje. Rzuć kostką. Jeśli wypadło 1 - zrobiłaś drobny błąd w tłumaczeniu, ale udaje Ci się go natychmiast sprostować. Jeśli wypadło 6 - zrobiłaś drobny błąd w tłumaczeniu, ale niestety go przegapiłaś. W pozostałych przypadkach tłumaczenie nie sprawiło Ci żadnych problemów.
Kostki dla Ewana:
Zwracam uwagę, że masz trochę punktów w działalności artystycznej, więc zadanie raczej nie powinno być trudne. 1,4,6 - Wszystko poszło bez zarzutu. Udało Ci się zrobić świetne zdjęcia, które idealnie nadają się do ulotki informacyjnej. 3,5 - Chociaż nie miałeś problemu z zadaniem nie wszystkie zdjęcia wyszły tak jak powinny - część jest krzywa, zaś na niektórych uciąłeś kawałek głowy Margo. Niby poprawnie zrobione, ale nie wygląda to ładnie. 2 - Podczas robienia zdjęć wciskasz zły guzik i przypadkiem doprowadzasz do małego wybuchu aparatu. Nic zlego Ci się nie stało, ale nie jesteś w stanie dokończyć zadania.
GRUPA 2 @Blaithin ''Fire'' A. Dear, @Vivien O. I. Dear, @Riley Fairwyn Tłumaczycie na angielski notatkę, która została przysłana przez francuskie Ministerstwo Magii. Dotyczy ona eliksirów - Vivien i Fire zajmują się tłumaczeniem i korektą, zaś Riley musi przedyktować ją samonotującemu pióru.
Kostki dla tłumacza:
Znasz francuski od wczesnego dziecięctwa, więc takie tłumaczenie nie powinno Ci sprawić problemów, szczególnie, że tak doskonale znasz opisywane eliksiry. Czy aby na pewno? 1,2,3 - tłumaczenie wychodzi Ci bez zarzutu! Możesz być z siebie dumna! 4,5 - mimo skupienia i doskonałej znajomości języka wkrada Ci się kilka błędów. 6 - to jest katastrofa! Wprawdzie doskonale przetłumaczyłaś sens listu, jednakże brzmi od strasznie niegramatycznie i zwyczajnie topornie! Twojego korektora czeka mnóstwo pracy!
Kostki dla korektora:
Jeśli Twój poprzednik rzucił kość 1-3 nie musisz rzucać, zakładasz, że po sprawdzeniu okazało się, że wszystko jest dobrze. Jeśli Twój poprzednik rzucił kości od 4-6 rzucasz jedną kostką. Parzysta oznacza, że Twoja korekta jest świetna, zaś nieparzysta, że większość błędów Ci umknęła.
Kostki dla Rileya:
Wbrew pozorom dyktowanie tekstów samopiszącemu pióru nie jest tak łatwe jak może się zdawać. Rzuć kostką - jeśli wypadła Ci parzysta wszystko udaje się bez zarzutu, jeśli nie parzysta - najprawdopodobniej mówiłeś zbyt cicho, niewyraźnie lub pióro uległo awarii. Tekst, który został zapisany nie ma zbyt wiele wspólnego z tłumaczeniem dziewcząt.
GRUPA 3 @Lettice Callaghan i @Lysander S. Zakrzewski Musicie przełożyć ze szwedzkiego notatkę dotyczącą niebezpieczeństw związanych z magicznymi roślinami. Lys zajmuje się tłumaczeniem, zaś Lettice korektą.
Kostki dla Lysa:
Szwedzki to wprawdzie Twój język ojczysty, ale Twoja wiedza na temat zielarstwa pozostawia wiele do życzenia, więc mimo wszystko to będzie duże wyzwanie. 1 - Tak długo głowisz się nad angielskimi odpowiednikami roślin i całą tą zielarską wiedzą, że zaczyna brakować Wam czasu i musicie oddać słaby tekst bez korekty. 2,3,4 - Tłumaczenie idzie Ci nieźle, jednakże ze względu na Twoje nikłe zainteresowanie zielarstwem w nazwach roślin wkradło się mnóstwo błędów. 5,6 - Tłumaczenie wyszło bez zarzutu.
Kostki dla Lettice:
Jeśli wypadła kostka 1 lub opcja 5 i 6 nie rzucasz i zakładasz (w zależności od kostki Lysa), że nie podeszłaś do zadania/podeszłaś, ale nie miałaś nic do roboty. Jeśli Lysowi wypadło 2,3 lub 4 rzucasz jedną kostką. 1,2,3 - bez problemu wyłapujesz zrobione przez Lysandra błędy. 4,5 - wili urok mężczyzny nie do końca kontrolowany przez zaburzenia magii sprawia, że zbyt bardzo skupiasz się na nim, żeby dostrzec popełnione błędy. 6 - Zakrzewski tak namieszał, że tracisz mnóstwo czasu na poprawianie go i finalnie nie zdążasz oddać pracy w odpowiednim terminie.
GRUPA 4@Rasheed Sharker i @Dante A. Dear. Zadanie zbliżone do dwóch poprzednich grup. Rasheed tłumaczy notatkę ze szwedzkiego na angielski, zaś Dante musi ją przedyktować samonotującemu pióru.
Kostki dla Rekina:
Jako native nie potrzebujesz korektora, nie zmienia to jednak faktu, że nawet ktoś taki jak Ty może popełnić błąd. Czy aby na pewno? Rzuć kostką. Jeśli wypadło 6 - zrobiłaś drobny błąd w tłumaczeniu, ale udaje Ci się go natychmiast sprostować. Jeśli wypadło 1- zrobiłaś drobny błąd w tłumaczeniu, ale niestety go przegapiłaś. W pozostałych przypadkach tłumaczenie nie sprawiło Ci żadnych problemów.
Kostki dla Dante:
Wbrew pozorom dyktowanie tekstów samopiszącemu pióru nie jest tak łatwe jak może się zdawać. Rzuć kostką - jeśli wypadła Ci parzysta wszystko udaje się bez zarzutu, jeśli nie parzysta - najprawdopodobniej mówiłeś zbyt cicho, niewyraźnie lub pióro uległo awarii. Tekst, który został zapisany nie ma zbyt wiele wspólnego z tłumaczeniem dziewcząt.
GRUPA 5 @Ezra T. Clarke, @Calum O. L. Dear, @Isilia Smith Artysta pracujący dla Ministerstwa Magii się rozchorował - czeka Was więc zadanie na kreatywność - musicie przygotować zaproszenie na konferencje skierowane do urzędników francuskiego Ministerstwa Magii. Ezra tłumaczy redaguje tekst, zaś Calum i Isilia zajmują się stronę estetyczną.
Kostki dla Ezry:
1,2,3 - zredagowanie zaproszenia idzie Ci świetnie. Jesteś jak profesjonalista! 4,5 - zaproszenie jest poprawne stylistycznie, niestety można zauważyć, że napisałeś je dość nieformalnym językiem. Bardziej sprawdziłoby się w przypadku koleżeńskiego przyjęcia, a nie formalnej konferencji. 6 - nie idzie Ci najlepiej - robisz drobne błędy gramatyczne i chociaż tekst jest zrozumiały to nie nadaje się do wysłania.
Kostki dla Caluma i Isilii:
Wycinacie kartonik w odpowiedni sposób i ozdabiacie je z jednej strony malując ją farbami, zaś z drugiej wypisujecie piórem treść zaproszenia napisaną przez Ezrę. Każde z Was rzuca kostką, możecie dodać sobie 1 oczko za 7 punktów z DA) 2-4 - to jest totalna katastrofa. Zaproszenie jest ozdobione okropnie i na dodatek na drugiej stronie zrobiły się straszne kleksy! 5-6 - dobrze, że udało Wam się przynajmniej odratować treść pisaną, bo niestety ilustracje są okropne. Aurora zdecydowanie nie trafiła z dobraniem Was do grupy! 7-8 - no cóż.. trudno ukryć, że nie jest to dzieło sztuki, ale przynajmniej po wysłaniu go nie będzie wstydu. 9-10 - postawiliście na minimalizm. I dobrze - zaproszenie może nie doprowadzi odbiorcy do okrzyku zachwytu, ale jest ładne i poprawne. 11-12 - wyszło Wam fenomenalnie. Zaproszenie jest piękne, a starannie wykaligrafowane litery zachwycą każdego. Możecie być z siebie dumni!
DEADLINE:21 MARCA GODZINA 19 23 MARCA GODZINA 12 Kolejność jest raczej określona, ale możecie ją w miarę wygodnie modyfikować (np. jeśli kostka pierwszej osoby nie wpływa znacząco na Waszą pracę lub Wasz poprzednik rzuci kostką, a nie napisze posta spokojnie możecie spokojnie pisać).
Ostatnio zmieniony przez Aurora Therrathiél dnia Sro Mar 21 2018, 19:37, w całości zmieniany 3 razy
Skrzywiła się, kiedy @Calum O. L. Dear ją potrącił. Naprawdę była aż takim karzełkiem, że jej nie zauważył? Aż żałowała, że nie mogła mu nic powiedzieć. Zgromiła go jedynie spojrzeniem, choć ten nawet tego nie zauważył, bo już dołączył do swoich znajomych. Ezra naprawdę miał takich niemiłych kolegów? Chwilę potem pojawił się @Ewan Lanceley, więc uśmiechnęła się do niego, zapominając o Dearach i ich widocznym problemie z funkcjonowaniem wśród ludzi. Nie lubię polityki, odpowiedziała mu, migając i znów nieco się krzywiąc, bo nie wpadłoby jej do głowy, że mógłby ją o coś takiego posądzić. W sumie jakoś straciła ochotę na szwendanie się po ministerstwie, ale skoro już tu była, nie miała odwrotu. Poza tym mogła spędzić trochę czasu z Ewanem. To mi się przyda do kontaktów z uzdrowicielami z zagranicy. I znów migowy, ale Ewan raczej ogarniał słowa dotyczące szpitala i medyków, skoro Margo dosyć często tam bywała. Nie lubiła tego miejsca, ale chęć odzyskania głosu z dnia na dzień stawała się u niej coraz silniejsza. Chociaż zdawało się, że po tylu latach się do tego przyzwyczaiła, teraz brakowało jej mocno możliwości wypowiedzenia się tak jak inni. Departament Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów wydał jej się całkiem przyjemnym miejscem, chociaż z aktualnymi możliwościami albo raczej ich brakiem nie mogła tam pracować. Miała nawet zapytać jednego z urzędników, czy istniałaby jakaś szansa na skontaktowanie się z uzdrowicielami z innych krajów, ale zabrakło jej odwagi, a nie chciała prosić Ewana, by zagadywał tych ludzi w jej imieniu. Potem już szansa przepadła, choć z drugiej strony mogła jeszcze przy okazji zapytać Aurorę. Ucieszyła się, kiedy dostała do pary Ewana, choć nie do końca rozumiała, jaki cel miało ich zadanie. Chyba że jednak ministerstwo zamierzało promować język migowy i jego naukę, co też ułatwiłoby jej życie, bo nie musiałaby biegać wszędzie z notatnikiem. Przetłumaczenie tekstu nie sprawiało jej żadnego problemu. Miała tylko nadzieję, że Krukon nadąży z robieniem jej zdjęć, gdy już ogarnie działanie aparatu.
Zwiedzanie departamentu nie było w moim mniemaniu szczególnie ciekawą czynnością, zapewne dlatego, że znałem to miejsce i cześć pracowników (tych obcujących z moim ojcem) rozpoznawała mnie i zagadywała. Nieszczególnie chciałem w tym momencie okazywać się z takimi znajomościami, dlatego starałem się aby te powitania był dyskretne. W gruncie rzeczy nie lubiłem tego budynku - wcale nie dlatego, że ojciec chciał, żeby, tu pracował, a raczej dlatego, ze przypominał mi o jego wiecznej nieobecności. Trudno ukryć, że był dla mnie bardzo ważny i wolałbym spędzać z nim odrobinę więcej czasu bez ciągłego przenoszenia się z miejsca na miejsce, gdy tylko gdzieś w końcu udało mi się zapuścić korzenie. Zaraz po poleceniu ze strony panny Therrathiel podszedłem do wyznaczonej mi dziewczyny - @Lettice Callaghan, z którą zapewne ani razu nie rozmawiałem, ale kojarzyłem ją z twarzy. Po krótkim przedstawieniu i wymianie kilku słów podeszła do nas kobieta tłumacząc nam co mamy do zrobienia. Odniosłem nieprzyjemne wrażenie, że Ministerstwo chce odciążyć stażystów dlatego zaprasza na szkolenie studentów, ale zrezygnowałem z tej uwagi i zabrałem się do pracy. Tekst nie był szczególnie trudny, więc szybko przetłumaczyłem go ze szwedzkiego, na angielski głowiac się jedynie przy nazwach związanych z zielarstwem. Gdy skończyłem podałem tekst mojej partnerce do korekty.
Wbrew pozorom wycieczka po tym miejscu nie była przeraźliwie nudna, a prowadząca w miarę szybko ogarnęła, że nie może tego przeciągać, bo im krócej tym lepiej dla naszej uwagi. W gruncie rzeczy, mimo iż praca tutaj nie leżała w kwestii moich zainteresowań to bawiłam się całkiem nieźle (wciąż jednak uważając, ze mogłam spożytkować ten czas lepiej). Gdy przeszliśmy cały departament dobrano nas w grupy - bardzo cieszyłam się, że mogę pracować z @Blaithin ''Fire'' A. Dear i @Riley Fairwyn, gdyż dogadywanie się z kuzynami, a już szczególnie lubianymi kuzynami było znacznie łatwiejsze niż praca z jakimiś randomami, z którymi nie miałam żadnej więzi - szczególnie w przypadku Fire, z którą prawie pół roku pracowałam w sklepie rodzinnym. Okazało się, że dostaliśmy tłumaczenie z języka francuskiego dotyczące eliksirów - doskonałe zadanie dla mnie i Fire. Ja wzięłam na siebie tłumaczenie, zaś kuzynka miała je sprawdzić - Rileyowi zostawiłyśmy kwestie techniczne, gdyż jako jedyny nie znał francuskiego. Tekst wydawał się dość prosty - poszło mi bardzo sprawnie, aczkolwiek nie byłam pewna, ze czegoś nie pomyliłam, liczyłam więc, że druga Dearówna wyłapie wszystkie moje potknięcia.
Kostka:3
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Szczerze powiedziawszy, Rasheed niekoniecznie przejmował się zaciąganiem jakichkolwiek długów u Blaithin. Łudził się najwidoczniej, że jest na tyle zręcznym manipulantem, iż jest w stanie wymigać się od czegoś, czego nie chciałby dla niej zrobić, ale to wszystko miał zweryfikować czas i postęp w ich znajomości. Wyglądał lepiej niż ostatnio, chociaż nadal nie był tak bojowy jak jeszcze kilka miesięcy temu. Może dlatego wszelkie nieprzyjemne wypowiedzi Fire zbywał rozbrajającym uśmiechem, najwyraźniej naprawdę się z nich ciesząc. - Ze mną nie będziesz się nudzić. - Obiecał jej, rozglądając się po pomieszczeniu, w którym się zatrzymali. Omijał spojrzeniem Aurorę, jakby zostawiając ją sobie na deser, a w tym czasie rzucał okiem na każdego kto wchodził. Znał kilka osób, inne pozostawały dla niego zagadką. Ech, starzeje się biedaczek. - Gdybyś mogła wybrać, co wolałabyś ze mną porobić? - Dopytał ją, doprawdy ciekaw co też mogłaby mu zaproponować. Zwłaszcza w obecnym położeniu. Chociaż liczył na odrobinę kreatywności, to tak naprawdę jej odpowiedź nie miała większego znaczenia. Tak czy owak mieli pozostać tutaj i wziąć udział w jakichś dziwnych warsztatach prowadzonych przez jego przyjaciółkę. Skłonny był się poświęcić, chcąc spędzić z Gryfonką trochę czasu poza domem. Ostatnio nie zdarzało mu się to często. - Tak się lubisz bawić? Możemy to zorganizować. - Odpowiedział, wyjątkowo poważnym tonem głosu, a jego mina zupełnie nie zdradzała czy sobie z niej kpi czy nie. Pochwycił jej spojrzenie i uśmiechnął się. Prowokacyjnie. Zaraz jednak ludzie się zeszli i Aurora rozpoczęła warsztaty. Rash posłał jej długie spojrzenie, gdy zawahała się przy jego nazwisku, a potem z żalem rozstał się z Fire. - Nauczę Cię szwedzkiego to następnym razem nas nie podzielą. - Rzucił na odchodne, jakby się łudził, że w ogóle nastąpi jakiś kolejny raz, a potem odszedł, aby razem z… kuzynem (?) Blaithin przetłumaczyć tekst. Tak właściwie, to on miał tłumaczyć, a Dear robił za protokolanta czy kogoś w tym rodzaju. Chciałoby się powiedzieć, że pracował w milczeniu. Ograniczywszy kontakty z Dearem do minimum, tłumaczył szybko notatkę, nie pomyliwszy się ani razu. Nie wiedział czy jego partner nadąża, ale gdyby nie nadążał to chyba by o tym wspomniał, prawda?
Wiedział o tym, że nie lubi polityki. Kiedyś ten temat wyszedł i wtedy także on zadeklarował swoją niechęć do tej dziedziny życia. A jednak, byli tu oboje, na warsztatach organizowanych przez Ministerstwo Magii. On jednak był całkowicie temu obojętny, a jego leniwy wzrok przesuwał się po korytarzu. Sytuacja między nim, a Margaret nie została w żaden sposób wyjaśniona, ale to tylko dlatego, że sam nie wiedział czego w życiu chce. Co prawda zaczął już list, który miałby w jakiś sposób wyjaśnić wszystkie jego uczucia, ale zanim jednak doszedł do tej najbardziej istotnej kwestii zostawił pisanie, bo sam nie wiedział jak ująć wszystko w słowa. Najpierw musiał jeszcze wszystko dwadzieścia osiem razy przemyśleć, ażeby mieć pewność. A myślenie zajmowało mnóstwo czasu, dlatego tak to wszystko nieznośnie się wydłużało. Nie czuł się jednak niezręcznie w jej towarzystwie, a nawet ucieszył się, że została przydzielona mu do pary. Zwykle na zajęciach starał się szukać towarzystwa Sałatki, bo niezmiernie zabawnie było pokazywać jej swoje porażki. A przynajmniej Ewan nie czuł zażenowania w chwilach kiedy okazywał się absolutnie beznadziejny. - Mnie ojciec kazał przyjść - wyjaśnił cicho swoją obecność w podziemnej filii, kiedy przyszła ich przewodniczka? Prowadząca zajęcia, o! Ładna blondynka skutecznie przykuła uwagę młodego Lanceley'a który zdecydował się postarać. Zadanie które zostało mu powierzone okazało się jednak nieco nietrafione. Kiedy aparat dostał się w jego ręce brwi powędrowały mu naprawdę wysoko, a na jego twarzy wymalowało się jawne zakłopotanie. Owszem, miał zdolności artystyczne, ale w swoim mniemaniu fotografem nie był. Ogarnął jednak zasadę działania robiąc wszystko co w swojej mocy, żeby zrobić pannie Hayder odpowiednie zdjęcia. Część okazała się być krzywa, na części Margaret traciła głowę. - Chyba jednak nie zostanę znanym artystą - stwierdził patrząc na efekty swojej pracy, zaraz jednak podniósł wzrok na swoją towarzyszkę, a jednocześnie partnerkę w zbrodni. - Przepraszam - ostatnio mówił to jej zbyt często.
Kostka: 3
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Odrobinę martwiłem się o to, jakie zadanie zostanie mi przydzielone. Czułem się tutaj jak kompletny ignorant. Zamknięty w swoim własnym, brytyjskim świecie, gdzie nie istniał język inny od angielskiego. Tylko, że tak naprawdę to nigdy nie potrzebowałem zgłębiać tajemnic lingwistyki. Nie interesowało mnie to na tyle, aby wyrywać ze swojego życia czas, jaki mogłem poświęcić na zgłębianie świata zwierząt, a gdybym kiedykolwiek miałbym wybierać ponownie… cóż, to nie byłoby ani trochę trudne. Zwierzęta nie mówiły po francusku czy hiszpańsku. Ich własny kod dźwięków i mowa ciała były ponad tym wszystkim. Niestety, znajomość mowy ciała kotów nie miała dzisiaj pomóc mi w przetłumaczeniu notatki, więc bardzo dobrze, że Aurora zostawiła to pannom Dear. Posłałem obu przyjazny uśmiech, tak samo jak Vivien ciesząc się, że mogę pracować z kimś mi znajomym, chociaż z drugiej strony pojawiła się pewna presja. Nie chciałem zepsuć ich pracy nieumiejętnym dyktowaniem. Wolałbym wszystko zapisać ręcznie. Samonotujące pióra ostatnio trochę nawalały. Nie dalej jak kilka dni temu, jedno z nich rozlało ogromny kleks na mojej pracy domowej z transmutacji, a potem zaczęło całą zamazywać. Może to przez zakłócenia? Podszedłem do swojej roli z ogromnym skupieniem. Starałem się mówić wyraźnie i niespiesznie, aby pióro mogło wychwycić każde moje słowo i chyba szło mi całkiem nieźle. Tekst wydawał się mieć sens. Zaraz miało się okazać jak oceni go prowadząca.
6
Lettice Callaghan
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : brak lewej nogi do 1/3 łydki, piegata twarz, krótkie włosy, blada, lekko zielonkawa cera, nieprzyjemny wyraz twarzy;
Szczęście w nieszczęściu; w sali pojawił się Dante, Sałata uśmiechnęła się do niego podle i zmrużyła oczy, kiedy zaczął pieprzyć swoje zwyczajowe pierdoły, jak zawsze musiał się przypałętać i niszczyć życie swą upierdliwością... - Możesz mi naskoczyć, - mówiła cicho, tak by żaden dumny pracownik ministerstwa nie usłyszał, że posługuje się niezbyt ładnym słownictwem - mam nową nogę, jak dobrze pójdzie, zaczynam ćwiczenia i w wakacje wskakuje na miotłę - rzuciła wyjątkowo zadowolona i delikatnie uderzyła pięścią w ramie Dante. Chwilę głupich przekomarzanek przerwał swą obecnością Riley. Callaghan wyjątkowo spięła się w sobie, wyprostowała jak struna i na chwilę, zupełnie przez przypadek spojrzała na twarz chłopaka, by zaraz zalać się czerwonym rumieńcem, mruknęła pod nosem coś, co miało brzmieć jak „Dzień Dobry” i zwrócić wzrok w całkowicie inną stronę, bo nie była w stanie patrzeć dłużej. Czuła wstyd, cholerny wstyd krępował dziewczynę całkowicie; w normalnych warunkach nie bała się niczego i nikogo, czasem aż zanadto gryfońska, teraz nie potrafiła wysłowić się jak człowiek, a przecież nie miała powodów do wstydu; wiedział o niej zdecydowanie za dużo, ale to tak jak ona o nim... Coś jednak podpowiadało, że nie powinna się przywiązywać, nawet jeśli bardzo, bardzo tego pragnęła. Riley nie przeszkadzał Sałacie długo, gdy Aurora zaczęła przydzielać ich do poszczególnych osób, zachowała dobrą minę do złej gry, pomimo tego, że osoba, na którą trafiła była gryfonem (i to brudnym), uśmiechnęła się ładnie i bez słowa (bo partner również nie był zainteresowany rozmową) wzięła się za pracę. Poprawianie tekstu przyszło ślizgonce z wyjątkową łatwością, Zakrzewski okazał się mądrzejszy niż wyglądał, więc szybko przewertowała tekst wzrokiem od góry do dołu i oddała kartkę pannie z ministerstwa w nadziei, że niczego nie pominęła.
Po krótkim wstępie zastępczyni szefa oprowadziła ich po departamencie, pokazując przeróżne sale, gabinety i inne pomieszczenia, jakie się w nim znajdowały. Możliwość zobaczenia tego wszystkiego od środka była naprawdę czymś fajnym, choć oglądanie czterech ścian nie było jakieś niezwykłe. Ot, sale jak każde inne, jedynie z drobnymi różnicami. Mieli nawet szansę na zadanie pytań urzędnikom i ambasadorom. Następnie Aurora zaprowadziła ich do dużej sali, gdzie zostali podzieleni w grupy dwu i trzyosobowe. Jak się okazało, wylądowała razem z @Calum O. L. Dear oraz @Ezra T. Clarke w jednym zespole. Była ciekawa, jak pójdzie im współpraca i co wyjdzie spod ich rąk. Z ulgą przyjęła to, że razem z Calumem mieli zająć się stroną estetyczną, a Ezra tłumaczeniem tekstu. Nie znając żadnych języków obcych na pewno nie podołałaby podobnemu zadaniu, natomiast z różnymi malunkami radziła sobie całkiem dobrze. No dobra, zależy co to było. - Chyba nie chcę widzieć końcowego efektu. - parsknęła śmiechem i pokręciła głową. Powiedziała to raczej żartobliwie, bo nie miała żadnego powody, żeby nie wierzyć w ich umiejętności plastyczne. Przecież rok temu na balu wyrzeźbili takie cudowne figury, więc dlaczego teraz tak prosta sprawa jak ozdobienie kartonika miałaby się nie udać?
Dawno nie miałem okazji współpracować z Isilią, wobec tego przyjąłem to towarzystwo z uśmiechem na ustach. Lubiłem tą laskę, kurcze, zawsze zgadzała się robić ze mną głupoty i bez cienia szyderstwa zgadzała się chodzić ze mną na bale, gdy nie miałem kogo zabierać. Dobra kumpela, szkoda tylko, że gadaliśmy wyłącznie przy takich okazjach. Clarke z kolei zajmował się tłumaczeniem, więc mu nie przeszkadzałem. Sam z języka francuskiego nie wiedziałem zbyt wiele, bo o ile próbowali mnie nauczyć czegoś w dzieciństwie, nie załapałem zbyt wiele. Naszym zadaniem było przygotowanie zaproszenia od strony... No właśnie, czego? Designem tego nazwać nie mogłem, bo szło nam dość kijowo. Isilia chyba w ogóle nie wiedziała, co robi, a mnie to trochę zdziwiło, bo doskonale pamiętałem, jak rok temu rzeźbiliśmy w lodzie i naprawdę nieźle jej poszło. Ja sam zmysł artystyczny miałem słabawy, ale chyba potrafiłem ocenić, co było odpowiednim wyborem, a co nie. - Nie, nie róbmy tak, będzie chujowo - powiedziałem jej, zabierając kartkę. - Czekaj, pokażę Ci, może tak? - i zacząłem coś projektować, chociaż musiałem przyznać, że egzekucja mojego projektu nijak miała się do jego wyobrażenia w mojej głowie. Ostatecznie coś tam wspólnie zrobiliśmy, ale efekt pozostawiał wiele do życzenia. Może nie byłoby wstydu, gdyby ktoś coś takiego wysłał, ale ja bym tego swoim nazwiskiem nie podpisał. Niemniej jednak współpraca w grupie była niczego sobie.
kostka: 4 +1 z kuferka Razem z Isilią mamy 7
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Zastanawiał się, czy na warsztatach będzie w stanie rozpoznać ludzkie twarze, trochę bardziej spodziewając się widoku prostych urzędników niż znajomych z rocznika. A jednak szybko zmienił zdanie, gdy zaczepił go Lysander. Ezra zaśmiał się cicho, wzruszając ramionami. - Nie ograniczam się. Trzeba znać różne propozycje przed sprzedaniem się rynkowi. - Być może takie jedno spotkanie mogło odmienić całkowicie jego spojrzenie na jakąś kwestię. Głupio byłoby nie spróbować skoro dawano mu bezpłatną okazję. Podejrzewał, że Calum podszedł do nich bardziej ze względu na Lysa niż Ezrę, ale i tak było to towarzystwo względnie mile widziane. Oczywiście, że Ezra nie był aktualnie idealnym kompanem, ale istniał typ ludzi, których mógł tolerować, choćby dzięki mało narzucającemu się charakterowi. Calum się do nich zdecydowanie wpisywał. - Jakoś leci. Wciąż urodzony pod tą samą szczęśliwą gwiazdą - odparł na to typowo grzecznościowe pytanie typowo grzecznościową odpowiedzią. Następnie głos zabrała kobieta, która ich wszystkich tu zebrała. Ezra z zainteresowaniem słuchał jej tłumaczeń, chociaż trochę zaniepokoiło go dawanie przypadkowym ludziom tak ważnej roli. Spojrzał krytycznie na dwójkę przydzielonych mu partnerów; nie powiedziałbym pewnie tego na głos, ale jakoś nie wierzył, że nie spartaczą swojego zadania. Ezra zatem nie podchodził entuzjastycznie do faktu, że jego funkcja kończyła się na zredagowaniu zaproszenia i nawet nic nie mógł włożyć do wyglądu zaproszeń. Ezra może nie był najbardziej utalentowaną osobą, jeśli chodziło o zdolności manualne, jednakże był wielkim estetą. I choćby z tego powodu uważał, że zrobiłby to lepiej. Ale cóż, nie wychodząc przed szereg, zajął się swoją częścią zadania i przeredagował tekst. Nie sprawiało mu to absolutnie żadnego problemu - Ezra znał język francuski zarówno typowo niszowy, jak i oficjalną terminologię urzędową. To nie mogło pójść źle. Siedział nad tym nawet trochę dłużej niż było trzeba, jakby upewniając się o wysokiej jakości swojej pracy i że absolutnie nic mu nie umknęło. Kiedy ostatecznie przyjrzał się efektowi końcowemu pracy Caluma i Isili, nie poczuł się zachwycony, ale zdecydowanie mogło być gorzej...
Kostka: 2
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Nawet jeśli uśmiech Rasheeda rzeczywiście zasługiwał na miano "rozbrajającego" to Fire pozostawała twardą sztuką. Umiała oprzeć się czarującym spojrzeniom, chociaż z kamienia również nie była... Dlatego troszeczkę jej ulżyło, że Rekin prawdopodobnie wraca do bycia sobą. Nie lubiła jak jej bliscy znajomi czymś się zamartwiali i gnębili, nawet jeśli sprawiała pozory, jakby w ogóle się tym nie przejmowała. - Nie wątpię. - odparła sarkastycznie, ale w głębi wiedziała, że akurat Rash potrafiłby wymyślić wiele sposobów na dobrą zabawę... Także w Ministerstwie Magii. Jego towarzystwo było największym plusem tego wyjścia, więc wolałaby nie wypuścić go ze swojego zasięgu. Kogo innego mogłaby męczyć? - Emm... - zastanowiła się. Mogła zarówno wyskoczyć z Rasheedem na Nokturn jak i posiedzieć spokojnie w parku. Mogła spędzać czas na pikniku i na uczeniu się czarnomagicznych zaklęć. Ba, mogła robić obie te rzeczy naraz... - Pójście na kawę już brzmi lepiej. Ale to nie zaproszenie. - dodała i puściła Sharkerowi oczko. Na razie to nie zaproszenie, Rekinie. Słysząc kolejną odpowiedź, otworzyła szeroko oczy z zaskoczeniem. - To był żart, żart, żartowałam! - powiedziała szybko, unosząc ręce w obronnym geście, jakby Rekin zechciał całować już w tym momencie, bez względu na okoliczności. Uśmiechnęła się jednak całkiem wesoło, dając znać, że to była drobna gra aktorska. Zadziwiająco dobrze wpływał na markotną Fire, więc skrzywiła się, gdy musiał pracować z Dante. Odpowiedziała wzruszeniem ramion na propozycję nauki szwedzkiego, najwyraźniej nadal zirytowana przez wybór urzędniczki MM. Ale gdyby nie pochodziła tak sceptycznie do tego pomysłu... Hm. Mruknęła cicho "au revoir" i odeszła do Riley i Vivien. - Co my tu mamy? - zagaiła, interesując się tematem zadania bardzo pobieżnie. Wiedziała, że jej kuzynka jest świetna z francuskiego, więc nawet nie widziała sensu w nanoszeniu korekty. I okazało się, że rzeczywiście, nie znalazła żadnych pomyłek. Zerknęła w zamyśleniu na Rasheeda.
Nie rzucam, bo Viv ma 3.
Aurora Therrathiel
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : Znamię w kształcie listka na barku, tęczówki zlewające się ze źrenicami
Cały czas kontrolowałam jak grupom idzie wykonanie poszczególnych zadań i w gruncie rzeczy byłam bardzo zaskoczona, że większość osób przykładała się do tej pracy dość mocno traktując zadania bardzo poważnie. Gdy już skończyli zdecydowałam się przejść między stanowiskami i ocenić efekty ich pracy. Podeszłam najpierw do @Margo Hayder i @Ewan Lanceley i obejrzawszy ich zdjęcia powiedziałam: - Panno Hayder, jestem pod wielkim wrażeniem i uważam, że Ministerstwo powinno nawiązać z Panią współpracę w kwestii języka migowego - urwałam by skierować wzrok na chłopaka - Niestety Pan Lanceley nie ze bardzo przyłożył się do pracy. Wielka szkoda, bo te ujęcia świetnie wyglądałyby w naszym folderze. Następnie zbliżyłam się do @Vivien O. I. Dear, @Blaithin ''Fire'' A. Dear i @Riley Fairwyn - rzuciłam okiem na tłumaczoną przez ich notatkę oraz finalny efekt ich pracy. Zrobili to bez zarzutu, tak jakby siedzieli w tej pracy od lat. Obdarzyłam ich uśmiechem i wyciągnęłam z torebki paczuszki przygotowane przez Ministerstwo dla osób, którym najlepiej poszło. Nie znałam dokładnej zawartości, wiedziałam jednak, ze są tam jakieś słodycze i fiolka eliksiru. Po chwili przeszłam do następnej grupy, w której skład wchodzili @Lettice Callaghan i @Lysander S. Zakrzewski i ich również nagrodziłam, gdyż praca była bez zarzutu. Więcej wątpliwości budziła we mnie praca @Rasheed Sharker i @Dante A. Dear - Rash.. Panie Sharker doskonale. Niestety Pan Dear chyba przyszedł tutaj z nudów - powiedziałam zirytowana, by po chwili zasugerować młodszemu chłopakowi, że lenie są tutaj mile widziane - Będę bardzo zobowiązana jeśli Pan sam wyjdzie. Praca @Ezra T. Clarke, @Calum O. L. Dear i @Isilia Smith była dość osobliwa, ale w gruncie rzeczy nie mogłam im nic zarzucić - na pewno się starali i od biedy nic by się nie stało, gdybyśmy wysłali takie zaproszenie do innego Ministerstwa, więc krótko ich pochwaliłam, po czym wyszłam z sali i poprowadziłam całą grupę korytarzem w międzyczasie udzielając odpowiedzi na zadane pytania. Tuż przed wejściem do innej sali powiedziałam: - Dziękuję państwu za współpracę. Teraz będą mieli Państwo szansę przysłuchać się spotkaniu angielskich i afrykańskich dyplomatów, które będzie dotyczyło edukacji czarodziejów z ubogich rodzin w trzecim świecie. Po spotkaniu mogą Państwo swobodnie opuścić Ministerstwo. Weszliśmy do sali, uczniowie usiedli na wskazanych miejscach, a ja zasiadłam wśród dyplomatów, by prowadzić rozmowę - próbowaliśmy dość do porozumienia jak kraje wysokorozwinięte mogą wesprzeć edukację ubogich młodych ludzi z południowej półkuli. Wydawało mi się, że ten wykład może być dla kursantów pouczający - zapewne nie każdy z nich wiedział w jak niekomfortowej sytuacji znajdują się ich rówieśnicy. Każdy z Was (oprócz @Dante A. Dear ma czas do 26 marca na napisane krótkiego posta, w którym może już zrobić /zt. Wtedy rozdam też punkty.
Byłam zadowolona z pracy w grupach i małej nagrody, wiec przybiłam piątkę kuzynom i zadowolona podążyłam za urzędniczkę. Niestety okazało się, że dalszy ciąg zajęć nie był tak porywający - nieszczególnie interesowało mnie słuchanie o krajach trzeciego świata i ich dostępie do edukacji magicznej. Można było mi zdecydowanie zarzucić w tej kwestii brak empatii, ale zwyczajnie miałam swoje problemy i mnóstwo pracy, więc nie miałam czasu, ani ochoty na myślenie o takich rzeczach. Mimo to zostałam na sali do końca spotkania udając, że słucham w uwagą, chociaż tak naprawdę myślami byłam bardzo daleko stąd. Po zakończeniu wykładu w pośpiechu opuściłam Ministerstwo biegnąc na nagrania.
Zadanie wyszło mi doskonale, ale nie miałem zbyt pozytywnego podejścia do udziału w konferencji - nie lubiłem wykładów i raczej mnie one nudziły, ale gdy usłyszałem o tematyce od razu się rozchmurzyłem. Mieszkałem przez rok w Afryce i mimo że sam spędziłem ten czas w zamożnym RPA wiedziałem, że uczniowie z innych państw, a już szczególnie uczniowie z innych afrykańskich szkół często mają dość mocno utrudniony dostęp do edukacji i chociaż poszczególne Ministerstwa wspierały ten proces dofinansowaniami to pieniądze wciąż były istotnym problemem. Słuchałem rozmowy z zaciekawieniem, po drodze nawet zdarzyło mi się zadać kilka pytań. Gdy zajęcia dobiegły końca porozmawiałem chwilę z prowadzącą, po czym zajrzałem do gabinetu najlepszego kumpla mojego ojca by chwilę z nim pogawędzić, po czym opuściłem gmach MInisterstwa.
- Naskoczyć? Tobie zawsze, słodziutka. Nową nogę też niedługo będziesz mogła wypierdolić, nad tobą ewidentnie ciąży jakieś fatum, Sałatko - szepnął do niej, uśmiechając się, aż do momentu, gdy jakiś chłopak im przerwał. Dante wycofał się i zajęcia się zaczęły. Niby przyszedł tu, pełny entuzjazmu, choć już same tłoki ludzi go trochę zraziły, a później zajęcia. Nie za bardzo mu podeszły, zadanie jakie dostał było dla niego wręcz... durne. Przecież nie przyszedł tu, żeby odwalać robotę za pracowników, a nawet jeśli to była tylko demonstracja, to na pewno nie będzie chciał tu kiedykolwiek wrócić. Nie chciał całe życie przesiedzieć na dupie przepisując durne notatki. Pani prowadząca zauważyła jego "zaangażowanie" i poprosiła go o wcześniejsze wyjście. Dante uśmiechnął się do niej tylko, ukłonił się lekko i wziąwszy swoje rzeczy, wyszedł, nie przejmując się niczym. Nie miał czego żałować.